Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mafioso (zakończone)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
udibidi01
Wyjadacz



Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Śro 19:00, 08 Lut 2017    Temat postu:

cóż odcinki za krótkie chciało by się więcej ale i tak akcja się rozwija

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 23:47, 09 Lut 2017    Temat postu: 6.

Druga lekcja, matematyka, była z wychowawczynią klasy, Iloną Dębowy, zwaną popularnie Dębalą. Przezwisko powstało, kiedy Wojtek Terlecki, nałogowy pożeracz kryminałów, zaczął cytować jakieś powieścidło, w którym niepoślednią rolę grała prostytutka, Leokadia Dembal. Ksywka chwyciła a dziś chyba nikt nie pamiętał jej genezy.Dębala weszła na salę pięć minut po dzwonku, co jej się dotąd nigdy nie zdarzało. Towarzyszył jej policjant w randze młodszego aspiranta. W klasie zapanowało spore poruszenie, zwłaszcza wśród dziewcząt. Policjant był młody, wysoki i pewnie przystojny, bo Lidia, klasowa podrywaczka, w prawie widoczny sposób pożerała go wzrokiem.
- Dziś mamy nietypowego gościa - zaczęła Dębala, starannie unikając patrzenia na kogokolwiek - pan młodszy aspirant Grzegorz Kuc z komendy miejskiej policji. Niestety, powód jego przybycia jest nieprzyjemny, ale o tym wszystkim opowie wam sam.
Jeśli do tej pory przez klasę przebiegały jakieś szmery, ucichły natychmiast. Większość wyczuła, że ni zanosi się na typową pogadankę antynarkotykową czy o przestrzeganiu przepisów drogowych. Po pierwsze - byłaby zapowiedziana wcześniej a samorząd klasowy zobowiązany do kupienia kwiatów, po drugie, głos Dębali był drżący, niemal drewniany. Nauczycielka, która w uczenie wkładała wiele pasji i zaangażowania, dziś była cieniem samej siebie.
- Witam was - zagaił policjant. - Otóż wczoraj nie wrócił do domu jeden z waszych kolegów, Kamil Nawrot.
- W szkole też go nie było - wypalił natychmiast Terlecki.
- A to coś nowego - odpowiedział stróż prawa. - Czy pani to potwierdza? - zwrócił się do wychowawczyni. Ta z miejsca otworzyła dziennik.
- Ja nie pracuję w poniedziałki, ale, z tego co widzę, ma wpisaną nieobecność.
- To zmienia nieco postać rzeczy. Czy ktoś widział go wczoraj rano, przed szkołą albo w jakimkolwiek innym miejscu? - pytał aspirant Kuc. Odpowiedziało mu zbiorowe milczenie.
- No dobrze, kiedy widzieliście go po raz ostatni? Ale zastanówcie się dobrze. Nie minęło jeszcze wiele czasu, macie świeżą pamięć.
- Na pewno był w piątek - odezwał się ktoś z tylnych ławek - i na pewno po lekcjach poszedł do stołówki. O ile w piątek była ta wstrętna smażona ryba, którą jechało w całej szkole...
Jeśli Dominik miał do tej pory jakieś wątpliwości i nadzieje, w tej chwili się ich pozbył. Czuł, że mu się robi coraz goręcej i wydawało mu się, że kilka osób zwróciło na to uwagę i patrzy w jego kierunku. A może po prostu jest przewrażliwiony? Dotąd takie sytuacje raczej go nie ruszały, zniknął to nie ma, cześć pieśni, może starsi go wkurwili? Albo strzelił samobója? Niestety, był za mocno zaangażowany w tę sprawę, by traktować ją lekko. Tępo wpatrywał się w policjanta, który konsekwentnie drążył temat.
- Nie pamiętacie jak był ubrany?
- Tak jak zawsze... Nie jesteśmy pedałami, co nas obchodzą męskie szmaty - odpowiedział klasowy kibol i prowokator, Szmidt.
- Wstrzymaj się z tymi uwagami, Radku, zwłaszcza jak nie masz nic do powiedzenia, a już na pewno nic mądrego - przywołała go do porządku wychowawczyni. Tymczasem młodszy aspirant Grzegorz Kuc doszedł do wniosku, że nic więcej z tej młodzieży, a tak naprawdę dużych dzieci, nie wyciągnie. Pora zaapelować do sumień i elegancko podać tyły - pomyślał.
- Jeśli ktoś wie coś takiego o czym chciałby porozmawiać na osobności albo w międzyczasie czegoś się dowie, podam wam mój numer telefonu. Zapiszcie...
- Wszyscy zapisują, najlepiej w dzienniczkach - poleciła Dębala widząc, że mało kto się kwapi. Dopiero jej monit przyniósł oczekiwany rezultat.
- Spokojna głowa, znajdziemy go - wyrwał się Terlecki, najwyraźniej pławiący się w sensacji jak salamandra w ogniu. To już nie była głupawa książka, a najprawdziwszy kryminał dziejący się na jego oczach. Przedstawiciel władzy zmierzył go zimnym wzrokiem.
- Ja rozumiem, że chcecie znaleźć kolegę, ale bardzo bym prosił, bez żadnej robinsonady, szukania na własną rękę i tym podobnych. Co prawda nie wiemy jeszcze, jakie są przyczyny zniknięcia Kamila, ale należy się liczyć ze wszystkim. Waszą najlepszą pomocą będzie poinformowanie mnie wszystkiego, o czym wam wiadomo. Zajmijcie się tym, w czym jesteście najlepsi - nauką.
Odpowiedział mu gromki rechot i Dominik odetchnął trochę. Będzie musiał poważnie się zastanowić. A miał nad czym myśleć... Trochę, mimo wszystko, zaskoczyła go postawa Wojtka Terleckiego. Gdyby potrzebował pomocnika, Sumo, bo tak go nazywano, poszedłby pewnie za nim jak w dym. Poza tym Terlecki od piątku stał się w pewnym sensie jego obiektem zainteresowania. Nie, nie był wcale piękny, ale to, co Dominik zobaczył w szatni, mocno działało na jego wyobraźnię. Z chęcią pooglądałby jeszcze więcej, choć wiedział, że takiej szansy już długo nie dostanie.

Ojca oczywiście nie było, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami. Zjadł obiad i poszedł do siebie na górę. Szczęśliwie zaliczona matematyka dodała mu animuszu i wiary, że może mimo wszystko ten rok nie będzie stracony. Dodatkowo pogoda nie zachęcała do wyjścia do miasta, toteż postanowił przysiąść nad pozostałymi zaległościami. Uporawszy się z nauką, jego myśli znów zaczęły krążyć wokół zniknięcia Kamila. Jeśli założyć, że za tym stoi ojciec lub ktoś z jego otoczenia, znaczyłoby to, że powinien wiedzieć, gdzie Kamil jest przetrzymywany - oczywiście, jeśli w grę wchodziłoby porwanie. To znaczy nie na pewno, ale zawsze jest taka możliwość. Firma Reroń - Eksport - Import miała kilka budynków, oficjalnych i nieoficjalnych. Oczywiście siedziba firmy wraz z największym magazyn znajdowała się obok jego domu, ale wątpliwe, żeby ojciec przetrzymywał go pod samym nosem. Na wszelki wypadek zszedł na dół, narzucił kapotę i przebiegł się po pomieszczeniach firmy, nie znajdując niczego podejrzanego. Sprawdził nawet robocze ubrania w szatni, tak na wszelki wypadek. Nic, co by chociaż w odległy sposób można skojarzyć z Kamilem. Były jeszcze inne magazyny, jeden kolo Długołęki, gdzie trzymano paliwa i rzeczy łatwopalne oraz zapasowe pomieszczenie za Leśnicą, które służyło do składowania rzeczy niepotrzebnych i pewnie podejrzanych. Była to po prostu rupieciarnia i prawdopodobnie za taką miała uchodzić. Stary Reroń uwielbiał porządek i ta pakamera za Leśnicą na pewno nie byłaby jego wizytówką. Dominik był tam tylko raz, pomagał ojcu wywozić starą szafę. Nawet nie wiedziałby, czy trafiłby tam ponownie. Pomijając podstawowy problem, jak się dostać na Leśnicę, ale to zawsze może sprawdzić na internecie. Pamiętał jedynie, że magazyn jest w lesie, na lewo od drogi głównej i że słyszał charakterystyczny turkot pociągu. Włączył komputer i odpalił Google Maps. Na mapach znał się średnio, tyle co uczyli go w szkole i nigdy nie odczuwał potrzeby zgłębienia tej wiedzy. Teraz z ekranu zaatakował go gąszcz linii, plam i nazw. Zaczynał powoli żałować, że nie przykładał się do nauki, wszystko teraz byłoby prostsze. Z trudem znalazł Leśnicę, główną drogę na Lubin i las. Na szczęście była to okolica bezleśna, jeden jedyny las był doskonale widoczny na mapie. Drugi, Las Mokrzański, był za bardzo oddalony od torów a poza tym nie był przy żadnej głównej drodze. Teraz tylko pytanie: czy zacząć od Długołęki czy od razu jechać na Leśnicę? Wolałby zacząć od czegoś prostszego, jednak gdyby on sam miał coś ukryć, albo nawet kogoś, zdecydowanie wybrałby Leśnicę. W Długołęce kilka osób pracowało na pół etatu i ojciec i jego kumple nie ryzykowaliby aż tak.

Po odwaleniu masy umysłowej roboty poczuł się zmęczony. Korzystając z włączonego komputera, po raz pierwszy rozejrzał się za gejowskim porno. Ale obrazki z ekranu niespecjalnie go podniecały, wolałby zrobić coś na żywo. Może by się tak kimś zainteresować? Tylko kim? Jak znaleźć tego kogoś? Pewnie są jakieś miejsca, gdzie ci ludzie się spotykają, czy to na sieci czy w realnym życiu. Wpisał w Google "gdzie spotykają się geje we Wrocławiu" i wyszukiwarka zwróciła mu kilka adresów klubów i knajp, które, jako niepełnoletni mógł sobie z góry odpuścić. Może są jakieś czaty, ale nic o nich nie słyszał. Zaczął wściekać się na siebie, że zaniedbał kontakty towarzyskie z kolegami z klasy. Na początku gimnazjum wszyscy, jak jeden mąż denerwowali go, później bariera ustawiła się sama, w rozmowach z kolegami nie przejawiał inicjatywy, zresztą gadano głównie o szkole mi sporcie. Dominik był zadowolony, że podziwiają jego modne ciuchy, że mógł się pochwalić wakacjami na Majorce i czuć się lepiej niż inni. Nie było nikogo takiego, do którego mógłby tak po prostu zadzwonić i pogadać o tym, co go dręczy. Do tej pory zresztą nie było mu to potrzebne. Liczyło się to, że mógł być lepszy, mógł zabłysnąć. Postanowił solennie nawiązać jakieś kontakty w klasie i to już od pojutrza. Na jutro miał zupełnie inny plan. To znaczy zarys planu. Bo jeśli nawet stanie się cud i go znajdzie to co? Uwolni? Nawiąże kontakt? A jeśli go tam ktoś pilnuje? Przecież musi ktoś go karmić i tak dalej? Im bardziej myślał tym w głowie mu się robił coraz większy mętlik. Mógłby anonimowo zadzwonić do tego aspiranta i powiedzieć co wie ale... On domyśli się, że to ktoś z jego klasy i w końcu go dorwą. Jego czy ojca, to w tej chwili było jednoznaczne. Korciło go, by zadzwonić do Terleckiego i podzielić się tym, co ie. Albo pogadać jutro w szkole... Zdaje się, że jutro ma nie iść do szkoły? Ewentualnie odwołać kierowcę i na tę Leśnicę pojechać po południu. Spojrzał na zegarek - było już po dziesiątej. Na myśl o następnym dniu dostawał dreszczy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 23:53, 09 Lut 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
udibidi01
Wyjadacz



Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Czw 23:56, 09 Lut 2017    Temat postu:

Jesteś płodny jak "matka muzułmanka" w obiegowej opini i bardzo ci za to dziękuję Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 0:03, 10 Lut 2017    Temat postu:

Dzięki Już dużo tego nie będzie, jestem mniej więcej w połowie, może już poza. Po tej rozgrzewce wrócę do Innych, choć jestem dość zawiedziony wynikami, Mafiozo ma o wiele lepsze.

PS PDF z pierwszych sześciu odcinków jest na trujniku [link widoczny dla zalogowanych]
Transfer jest na mój rachunek, można ściągać bez posiadania konta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 20:27, 11 Lut 2017    Temat postu: 7.

- Mama, dziś wrócę później, nie będę wracał z panem Czesiem, powiem mu, żeby sobie odpuścił - powiedział Dominik znad talerza z jajecznicą. - Mam jeszcze trochę spraw na mieście.
- To znaczy? - dopytywała się matka. - Nie podoba mi się to, ostatnio wracasz do domu coraz później. Szkołę zawalasz, żebym ja wiedziała z kim i gdzie się włóczysz... Zobaczysz, nic dobrego z tego nie wyniknie.
To było wiadome w zasadzie od początku - pomyślał Dominik, zostawił jednak tę uwagę dla siebie. Wdawanie się w dyskusje z matką było bezproduktywne, zawsze to ona miała ostatnie zdanie. Dlatego nawet nie silił się na żadną odpowiedź, dokończył śniadanie, nawet włożył naczynia do zmywarki i szybko zniknął matce z pola widzenia. Tym bardziej, że nie miał przygotowanego żadnego kłamstwa. Na szczęście w tym momencie sprzed domu rozległ się natarczywy klakson samochodu. Dominik narzucił plecak i, lekceważąc matkę przypominającą o umyciu rąk po śniadaniu, szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia.

Lekcje tego dnia wlokły się jak rzadko kiedy. Nie miał cierpliwości do wysłuchiwania tych wszystkich mądrości, którymi raczono go od samego rana. Myślami był zupełnie gdzie indziej. Na historii, zamiast uważać, łypał okiem w stronę ławki, w której siedział Wojtek Terlecki. Jeszcze nie zdecydował się, czy wtajemniczyć go w tę całą sprawę. Ktoś musi wiedzieć, ale kto?
- Reroń, czy mógłbyś si skupić na lekcji? - upomniała go historyczka, na szczęście nie pytając o nic więcej, bo ni byłby w stanie odpowiedzieć.
- Tak, proszę pani - bąknął i udał zainteresowanie lekcją. Im bliżej końca dnia, tym czas dłużył mu się coraz bardziej. Na dużej przerwie wypatrzył Terleckiego w grupie kolegów, stali przy szkolnym boisku i zawzięci o czymś dyskutowali. Nic z tego - pomyślał. Nie miał odwagi podejść i odciągnąć go od rozmowy. Co mu powie? Że ma informacje o Kamilu? I to tak, by wszyscy słyszeli? Nie, załatwi to na następnej przerwie. Jednak i wtedy zabrakło mu odwagi. Jeszcze dwie godziny, dwie pieprzone godziny... Nawet jego ulubiony wuef go dziś nie bawił. Widoków w szatni też nie było za wiele, zaobserwowane jedno wystające jądro Cibickiego to wszystko, co widział. Inna sprawa, że dręczyło go zupełnie co innego. Za chwilę wyjdzie ze szkoły i pojedzie na Leśnicę. Szybko ubrał się i poszedł na przystanek.
- Co już kierowca po ciebie nie przyjeżdża? - zapytał Mrugala, kolega z klasy. - Od jakiegoś czasu ciągle widzę cię na przystankach.
Jasiu Mrugala to kolejny z tych uczniów, o których wiedział, że istnieją i niewiele więcej. Z nim nawet o sporcie nie dało się pogadać, jego zainteresowania ograniczały się do biologii, a zwłaszcza zoologii i dla Dominika było to po prostu nudne. Choć z drugiej strony był uczynny i koleżeński, trudno było się na niego o cokolwiek gniewać. Teraz, w promieniach majowego słońca, mógł powiedzieć, że był nawet ładny. Niewysoki, szczupłej budowy ciała, z twarzą o pogodnych, jeszcze dziecięcych rysach.
- Trzeba zacząć poznawać miasto - odpowiedział wymijająco, wpatrując się w kolegę. Nieduże, kształtne wybrzuszenie na obcisłych dżinsach nawet dziś rozbudzało jego wyobraźnię. - Jeżdżenie tramwajami też ma swoje dobre strony.
Poza tym inna sprawa, że kierowca nie o wszystkim musi wiedzieć - to dodał już tylko w myślach.
- Ty mieszkasz zdaje się na Krzykach? To pojedziemy razem, ja mieszkam na Klecinie - zaoferował się Mrugala.
Przez Dominika przebiegi dreszcz. Każdego dnia, tylko nie dzisiaj... Właściwie szukanie wspólnego języka z klasą mógłby zacząć właśnie od Mrugali, który był powszechnie lubiany i towarzyski. Później poszłoby pewnie łatwiej. Tyle, że powiedzenie Mrugali tego właśnie sekretu nie wchodziło w grę - pierwszy poleciałby na policję aby ratować kolegę. Bo Jasiu i Kamil może nie przyjaźnili się, ale żyli na dobrej rozmowie i Dominik często widział ich razem. ni zbyt często jak na jego potrzeby.
Dziś mam jeszcze coś do załatwiania na mieście - wykręcił się. - Jadę tylko do Piłsudskiego.
Władowali się do przepełnionej dwójki z trudem mieszcząc się na pomoście. Stali naprzeciw siebie stykając się prawie całymi korpusami. Dominik był z pół glowy wyższy od kolegi, przy każdym silniejszym szturchnięciu tramwaju jego nos lądował na głowie Jasie. Mimo wuefu jego włosy lekko pachniały szamponem. Pierwszy raz w życiu odczuwał przyjemność, że ktoś stoi naprzeciw niego, twarzą w twarz. Żałował, że nie jedzie z nim do samego końca. A może tak odpuścić sobie szukanie Kamila? W końcu jutro też jest dzień, a wcale nie jest powiedziane, że on tam będzie. Tymczasem Jasiu, znalazłszy słuchacza, na dobre rozgadał się na temat kolekcji szczurów, jaką trzyma u siebie w domu. Dominik udawał zainteresowanego, rzucał od czasu jakieś pytanie, choć tak naprawdę był skupiony na własnym napęczniałym członku. Że też w takiej chwili się odezwał... Właściwie ostatnio za dużo myśli o seksie i to jeszcze jakim seksie. Gdyby tak Mrugala mógł zgadnąć o czym on tak naprawdę myśli...
Tymczasem tramwaj dojechał do Kołłątaja, tak samo zatłoczony, i pożegnawszy się, Dominik z trudem wygramolił się na przystanek. Popatrzył w dół. Stojąca pałka wyraźnie rysowała się na spodniach, dobrze, że Jasiu jej nie zauważył. Popatrzył na zegarek i szybko ruszył w kierunku dworca. Najchętniej poszedłby do kibla i zrzucił z sienie to napięcie. Samo przejechanie ręką po kroczu powodowało dreszcze. Szybko minął hall z kasami biletowymi, celowo kupił bilet dzienny, by móc w granicach miasta jeździć pociągiem. O tym gdzieś słyszał i wczoraj upewnił si na internecie. Pociągi to była dla niego ziemia nieznana, jeszcze nigdy nimi nie jeździł. W domu były od zawsze dwa auta, jeśli nie było ojca a trzeba było gdzieś jechać,m zawoziła go matka. Na wycieczki szkolne jeździli autokarem, więc jakoś do tej pory nie mógł się załapać. Nawet nie wiedział, czy w pociągach podmiejskich są toalety. A przydałyby się, bo jego napięcie wcale nie zmalało a dodatkowo członek z niewiadomych przyczyn był mokry i ocierał się o slipy, dodatkowo wzmagając podniecenie.

Biało-żółty pociąg Kolei Dolnośląskich stal na peronie a z wyświetlacza dowiedział się, że jedzie do Legnicy. Był zapełniony prawie w całości i Dominik z trudem znalazł wolne miejsce. Jeszcze dobrze się nie rozsiadł a pociąg ruszył z prawie niewyczuwalnym szarpnięciem.
- Następna stacja Wrocław Muchobór - rozległo się z głośnika. Jeśli jeszcze dotąd myślał o szukaniu jakiejś ubikacji, w tym momencie to odpuścił. Jazda pociągiem wciągnęła go, wszystko tu było takie nowe, takie nieznane, a przy tym ciekawe. Jechało się o wiele wygodniej niż w gorącym zapchanym tramwaju a nawet samochodem z panem Zdzisiem. Nie miałby nic przeciwko tak jeździć do szkoły. Drugim, jeszcze ważniejszym powodem było, że nie znał rozkładu wrocławskich stacji. A daleko nie jechał. O ile widok zza okna jeszcze na początku mu coś mówił, gdy wyjechali za Grabiszynek czuł się prawie jak za granicą.
- Następna stacja Wrocław Leśnica - usłyszał z głośnika. Wstał i zaczął przeciskać się w stronę wyjścia. Leśnicki dworzec przywitał go klującą w oczy bilą żwiru, którym wysypano wszystkie torowiska. Rozejrzał się i znalazł to, o czym tęsknił od podróży tramwajem - toaletę. Wszedł do kabiny i nerwowo ściągnął spodnie. Członek był cały pomazany jakąś kleistą cieczą. Zerwał kawałek papieru toaletowego i wytarł starannie narząd. Kilkanaście energicznych ruchów ręką wystarczyło, by nadszedł ten wyzwalający, upragniony moment. Strzał był tak silny, że pochlapał mu bluzę i twarz. Sięgnął po papier, ale na rolce wisiały tylko resztki. Przytomnie przypomniał sobie, że ma w plecaku koszulkę z wuefu i tym wytarł pozostałości, choć plama na niebieskiej bluzie była dalej widoczna. Dochodząc do siebie popatrzył na zegarek. Było piętnaście po trzeciej. Późno. Wyjął z plecaka wydruki z Google Maps i opuścił kabinę. Nawet nie zwrócił uwagi, czy jest obserwowany, zaczynało mu się naprawdę śpieszyć.

Ciemnozielona kępa przybliżała się coraz wyraźniej, choć widok okolicy nie mówił mu nic. Szedł poboczem, mijany przez pędzące samochody ciężarowe i osobowe auta. Na dodatek zaczęło siąpić a gdy był prawie na miejscu, mżawka zamieniła się w ulewę, na którą nie był przygotowany. Przyśpieszył kroku. Gdy już ujrzał drogę prowadzącą przez las, przypomniał sobie jedyną dotąd wyprawę w to miejsce. Był już bardzo blisko. Po kilku minutach był na miejscu, na skraju lasu, przy opuszczonej, zaniedbanej budowli, do której prowadziła asfaltowa droga, mocno nadszarpnięta zębem czasu. Na pierwszy rzut oka czyniła wrażenie zupełnie opuszczonej. Drewniana brama na końcu podjazdu była otwarta na oścież. Dominik podszedł do drzwi prowadzących do magazynu - wisiała na nich wielka kłódka. No tak, nie pomyślał o najważniejszym, że jeśli Kamil jest gdzieś więziony, to na pewno zamknięty na klucz. Usiadł na sporym kamieniu i zaczął się zastanawiać. O ile pamiętał, ojciec nie wyjął kluczy z kieszeni a, zanim weszli do pomieszczenia, poszedł na tył budynku, tak samo zrobił, gdy już opuszczali magazyn. Wychodziłoby na to, że klucze są gdzieś niedaleko. Ale gdzie? Wstał i poszedł na tył budynku, brodząc błocie. Za budynkiem była drewniana szopa, coś, co przypominało drewutnię. Jeśli gdziekolwiek mogłyby być klucze, to właśnie tu. Do środka prowadziły drzwi zamknięte na skobel. W środku panował półmrok. Pomieszczenie było kolejną graciarnią. Przez kilka chwil usiłował w myślach uporządkować tę kanciapę. Pod ścianą stał jakiś stary kuchenny kredens z szufladami. Może tu? Niestety szuflady były puste. Obszukał wszystkie meble, bez powodzenia. Tylko się przy tym upaćkał. Ciekawe, jak się w takim stanie pokaże w domu... Ale postanowił o tym pomyśleć później. Przekopywanie pakamery zajęło mu więcej niż pół godziny. Zrezygnowany, postanowił tylko obejść budynek z zewnątrz i wrócić do domu. Już wychodził z budynku, kiedy zauważył spokojnie widzący na wieszaku po wewnętrznej stronie drzwi komplet kluczy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 20:28, 11 Lut 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 20:53, 12 Lut 2017    Temat postu: 8.

Kluczy było kilkanaście, choć tylko jeden oznaczony logo producenta kłódki. Dominik schował je do kieszeni i wrócił przed budynek. Serce łomotało mu jak szalone, czuł każde uderzenie w gardle. Co znajdzie w tym już na pierwszy rzut oka nieprzyjemnym i posępnym magazynie? Pomedytował przez chwilę, po czym wybrał właściwy klucz i wsadził w zamek kłódki. Klucz wszedł bez problemu i dawał się przekręcić łatwo i bez zgrzytu, znak, że kłódka była używana i pewnie naoliwiona. Zdjął kłódkę i pchnął duże, masywne drzwi. Tym razem zgrzyt był przeciągły i świdrujący.
Jeszcze ze swojej pierwszej wizyty Dominik pamiętał, że wnętrze dzieliło się na dwie części. Przednia, duża hala o wymiarach nieco tylko mniejszych od kortu tenisowego używana była jako magazyn, a właściwie rupieciarnia, o czym świadczyły różne graty stojące pod wszystkimi ścianami. Dominik wszedł do środka starając zachowywać się możliwie bezszelestnie. W nos uderzył go dziwny zapach, stęchlizny, grzyba i czegoś jeszcze. Coś jakby odchody zwierzęce o długiej historii. Obszedł całe pomieszczenie wokoło i nie znalazł żadnego śladu bytności kogokolwiek. Wrócił do drzwi prowadzących do drugiej części, zamkniętych, a jakże, na jeszcze jedną kłódkę, równie solidną. Szczęście dalej go nie opuszczało i szybko z pęku kluczy wyłuskał odpowiedni. Tym razem szarpał się z zamkiem nieco dłużej, w końcu jednak i ten ustąpił.
Drugie pomieszczenie było znacznie węższe i poprzecinane w poprzek ściankami, tworząc coś na kształt boksów. Teraz zrozumiał, dlaczego ojciec często nazywał magazyn za Leśnicą oborą. Pomieszczenie prawdopodobnie pełniło tę funkcję, tu odzwierzęce zapachy były o wiele silniejsze niż w tej drugiej hali. Pierwsze trzy boksy mieściły graty podobne do tych w większej hali, jakieś stare meble, dywany, cholera wie co jeszcze. Następna, podobnie jak reszta wymalowana wapnem do bielenia, była pusta. Minął ją i podszedł do następnego boksu. Na pryczy przypominającej materac do ćwiczeń gimnastycznych siedział Kamil.

Dominik stał jak wryty i patrzył na skuloną postać. Kamil był tak przerażony, że w widoczny sposób się trząsł, tak jak przy dużym zimnie, choć w oborze było ciepło.
- Cześć - powiedział cicho Dominik. Ze strony Kamila nie było żadnego odzewu, żadnej reakcji, na pewno żadnej zauważalnej. Po czym nastąpiło milczenie. Dominik zupełnie nie miał pojęcia, co powiedzieć, jak się wytłumaczyć.
- Przyszedłeś mnie stąd wziąć? - zapytał cicho Kamil a Dominikowi wydawało się, że w jego głosie jest jakaś nadzieja. Niestety, nie miał przygotowanej odpowiedzi. Jego przemyślenie całej sprawy kończyło si na znalezieniu Kamila. A dalej?
- Nie, musisz tu zostać - powiedział, dodając swojemu głosowi powagi. - Musisz mi uwierzyć, to nie moja sprawa i ni mam z nią nic wspólnego.
Kamil przypatrywał mu się z niedowierzaniem.
- I myślisz, że ja w to uwierzę? Zjawiasz się zupełnie znikąd, masz klucze i wiesz, gdzie mnie szukać? Zawsze uważałem cię za tępaka ale nie za aż takiego.
Kolejny cios, którego Dominik zupełnie się nie spodziewał. W zasadzie mógłby zwinąć się, zamknąć oba zamki i wrócić do domu, raczej nie pogada sobie z Kamilem przy takim nastawieniu. No ale czy mogło być inne? Poczuł się zupełnie zdetonowany; za ten ogrom pracy, który, jego zdaniem wykonał, nie usłyszał ani jednego dobrego słowa.
- Nic nie rozumiesz - powiedział z irytacją w głosie. - To jest sprawa ojca. I może kogoś jeszcze, nie wiem. Ja o niej dowiedziałem się, powiedzmy, przypadkiem.
- Tere fere kuku - odpowiedział Kamil, który, po początkowym szoku, nakręcał się coraz bardziej. - Tatuś pewnie przysłał cię na przeszpiegi, żebym się wygadał, co wiem o interesach mojego ojca, prawda? - powiedział to jakoś zimno, nieprzyjemnie. - Ty myślisz, że mój stary mnie przed tobą nie przestrzegał? Jesteś zwykłym bandytą.
-, A ty zwykłym pedałem! - wypalił bez zastanowienia, we wzbierającym w nim gniewie. - Myślisz, że nie widziałem jak robiłeś laskę jakiemuś pedrylowi na Wyspie Opatowickiej?
Wyraz twarzy Kamila zmienił się w okamgnieniu a policzki z bladej ziemistej barwy stały się prawie buraczkowe. Odczekał chwilę, aż Dominik dojdzie do siebie po tej eksplozji.
-= Gówno cię obchodzą moje sprawy - wycedził. - A to, że tam byłeś, oznacza, że łaziłeś za mną jak cień. Zresztą to się potwierdza, widziałem cię na przystanku na Olszewskiego, ale myślałem, że to przypadek. W końcu Wrocław to miasto otwarte dla każdego. Ale teraz... I jak mam ci wierzyć?
O tym że błąd jest niewybaczalny, człowiek dowiaduje się dopiero, kiedy go popełnił - skonstatował Dominik. Najgorsze, że zupełnie nie widział, co zrobić dalej. Jeśli go stąd weźmie, ojciec od razu domyśli się, że to on. Nie chciałby być w tym przypadku w swojej skórze Mógłby anonimowo zadzwonić na policję. Ale to też jest wsypywanie ojca, tyle, że inaczej. Obora jest całkiem oficjalną własnością ojca, za którą płacił dzierżawę i coś tam jeszcze, Dominik nie miał pojęcia o tych gruntowych sprawach. Najlepiej byłoby sobie dać dzień do namysłu. Może z kimś pogadać. Ale z kim?
- Jeść ci dają? - zapytał tylko po to, by odwrócić temat.
- Jadałem już lepiej, ale ktoś przywozi mi żarcie na cały dzień. Chleb, kiełbasę, masło - odpowiedział wskazując ruchem ręki na reklamówkę.
- Nie jest ci tu zimno? - ciągnął.
- W nocy ciągnie i od tego okna na górze i od podłogi ale da się wytrzymać.
- Gdzie się załatwiasz? - Dominik zwrócił uwagę, że brak charakterystycznego fetoru ludzkich odchodów.
- W ostatnim boksie.
Dominikowi wyczerpały się pomysły na dalszą rozmowę. Odpowiedzi Kamila, choć rzeczowe, były chłodne i dające do zrozumienia, że nie chce dalszej rozmowy. Popatrzył na zegarek, była już szósta. Jeśli nie wróci do domu do siódmej, matka gotowa wszcząć awanturę. Była między nimi umowa, że w dni nauki szkolnej dziewiętnasta jest tym momentem, kiedy musi być w domu. O każde odstępstwo od tej reguły musiał zabiegać. Chciał powiedzieć coś miłego na pożegnanie, pocieszającego, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Zresztą przy takim nastawieniu Kamila lepiej niech pożegnają się bez słowa.
- Będę jutro - rzucił tylko na pożegnanie. - I ani słowa nikomu, że tutaj byłem. Zwłaszcza mojemu ojcu.
Nawet nie usłyszał, czy Kamil odpowiedział mu cokolwiek. Pozamykał kłódki, odłożył klucze na miejsce i ruszył w stronę dworca leśnickiego. Był wściekły, i na Kamila i na siebie. Mógł przewidzieć, że ta rozmowa nie będzie łatwa i się do niej odpowiednio przygotować. Jeśli myślał w skrytości ducha, że chłopak rzuci mu się na szyją i potraktuje go jako swojego wybawcę, srogo się rozczarował. Kamil wiedział, czyja to sprawka, widać ojciec też był przy tym porwaniu. Jego błąd, za który teraz on, Dominik, musi cierpieć. Gdy dotarł na stację, był już wykończony całym dniem. Podróż pociągiem już go tak nie cieszyła, choć oczywiście doceniał komfort. W pociągu dalej rozmyślał sprawę. Czego on chce od Kamila? Bo przecież nie uwolnić go? Sporo czasu zajęło mu przyznanie się przed samym sobą, że najbardziej chciałby go uwieść i zaliczyć z nim seks. Po przygodzie z Mrugalą w tramwaju, był już pewny, czego chce. Wypuszczenie Kamila zredukowałoby jego szanse niemal do zera. Niemal? Kamil nienawidził go szczerze i się z tym nawet nie krył. Jedyną szansę Dominik upatrywał w próbie wywołania zmiany nastawienia do Kamila. Ale jak to zrobić? Przywieźć mu coś do jedzenia, to oczywiste. Pokazać, że potrafi o niego zadbać. Może w ten sposób da się go przekonać. Dominik jeszcze nigdy nie czuł tak bardzo potrzeby poprawienia stosunków międzyludzkich jak właśnie w tej chwili. W tej sytuacji nie ma mowy, by prosić kogoś o pomoc, musi sobie radzić sam.

Burza w domu szczęśliwie go ominęła, bo matka poszła na ploty do psiapsiółek i Dominikowi łatwo udało się jej wmówić, że wrócił przed siódmą. Zjadł kolację i był tak padnięty, że odrobił tylko pisemne lekcje, wziął długą kąpiel i położył się spać. Tyle co przed snem odgrzebał z pamięci szczegóły wspólnej jazdy tramwajem i szybko to zamienił na plamę nasienia na prześcieradle. O Kamilu już nie myślał, odsuwając wszystko co nieprzyjemne na następny dzień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
udibidi01
Wyjadacz



Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Pon 7:08, 13 Lut 2017    Temat postu:

Dziękuję za miły wieczór, szkoda, że i te dwie części weekendowe, to mało .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 11:45, 13 Lut 2017    Temat postu:

Jeśli się wyrobię, to pod wieczór będzie jeszcze jeden odcinek, bo później, aż do piątku, mogę nie mieć czasu. A chcę to koniecznie skończyć i porządnie zabrać się za Innych.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
udibidi01
Wyjadacz



Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Pon 18:12, 13 Lut 2017    Temat postu:

oh, żeby to nie były obiecanki

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 20:47, 13 Lut 2017    Temat postu: 9.

Gdy Dominik wsiadał następnego dnia rano do samochodu, na przednim siedzeniu leżała najświeższa Gazeta Wrocławska. Nie to było dziwne samo w sobie, bo pan Zdzisiu zazwyczaj kupował rano coś do czytania. Na pierwszej stronie rzucało się w oczy kolorowe zdjęcie Kamila, zaraz pod tytułem "Tajemnicze zginięcie piętnastolatka". Wsiadając wziął do ręki prasę, ale nie odłożyć jej jak zwykle na tylne siedzenie, ale, usiadłszy, zaczął czytać artykuł.
- Jak do obory - narzekał pan Zdzisiu. - Tyle razy ci mówiłem, byś nie trzaskał tymi drzwiami. O "dzień dobry" nie będę się upominał...
- Dobry - bąknął zza gazety. Artykuł był krótki i nie wnosił wiele do sprawy. Zaginął w drodze do szkoły, szuka rodzina, ktokolwiek widział... "Szukajcie a znajdziecie" - pomyślał. Jeszcze dziś w uszach brzmiały mu wyzwiska Kamila. Bolały tak samo, a może jeszcze bardziej. Bo czy on zawinił? Nawet jeśli tak, to przecież był zobowiązany do lojalności wobec własnego ojca. Nie mógł odmówić.
- Ano zginął gówniarz - powiedział pan Zdzisiu obserwując, jak Dominik wpatruje się w fotografię. - Jeden Bóg wie, co wam w głowach.
Dominik zbył milczeniem te uwagi. Co on tam wie... Jeszcze raz popatrzył na zdjęcie, było chyba robione dobry rok temu, Kamil na nim był młodszy i o zupełnie dziecinnej twarzy. Choć podobieństwo do obecnego wyglądu było spore, ci, którzy nie widzieli go na żywo, mogliby mieć kłopoty z określeniem tożsamości.
- Panie Zdzisiu, dziś też pan ma wolne po południu - powiedział, kiedy już wjeżdżali na przyszkolny parking.
- Póki twój ojciec mi płaci, jest mi to obojętne. Nie jestem twoim aniołem stróżem. A jeśli by mnie zapytał o zdanie, to bym powiedział, że wożenie takiego nieroba jak ty to recepta na nieszczęście. Ja do szkoły chodziłem cztery kilometry, i w ulewę, i po zaspach... Nikt się nade mną nie rozczulał. A jak się spóźniłem, to ojciec w dupę bił. I wyrosłem na porządnego człowieka.
Dominik wiedział, że pan Zdzisiu wychował się na Ziemi Kłodzkiej, gdzieś Koło Lądka-Zdrój i dopiero po wojsku przeprowadził się do Wrocławia, tu znalazł żonę, spłodził i wychował czworo synów. Twardą ręką, jak wielokrotnie zapewniał. "Właściwie to ten Zdzisio jest niczego sobie, mimo że ma swoje lata" - pomyślał Dominik. Dopiero dziś zwrócił uwagę, że jest to kawał mężczyzny z całkiem porządnymi atutami poniżej pasa. Długi członek, oparty o solidne jądra wyraźnie rysował się na granatowych spodniach z kreszu. Na pewno nie pogardziłby wspólnym prysznicem.

Temat Kamila już nie był tak popularny jak jeszcze wczoraj, choć zmiana nastroju w klasie była widoczna, zwłaszcza w jej żeńskiej części. A i chłopcy byli jakby zdetonowani, zachowywali się spokojnie i rozmawiali przyciszonym głosem. Odpuścił sobie wszystkie pogaduszki, zachowując siły na to, co miało nastąpić po południu. Oczywiście nie miał zamiaru uwalniać Kamila, ale jeszcze raz postarać się z nim porozmawiać. Na lekcjach układał sobie plan rozmowy i to, co będzie miał do powiedzenia. Rozgrywał tę rozmowę na dziesiątki sposobów. Cel - przekonanie go, że on, Dominik, nie ponosi za to żadnej winy. Że też mu trudno, bo musi chronić własnego ojca. Ale czy tamten to zrozumie? Nie zdziwiłby się wcale, gdyby nie. Dominik do niedawna musiał si liczyć tylko i wyłącznie z rodzicami, może jeszcze z nauczycielami. Branie pod uwagę zdania rówieśników nie wchodziło w ogóle w rachubę; jeśli ktoś się z nim nie zgadzał to droga wolna. W podstawówce potrafił wszystkich solidarnie ustawić przeciwko sobie. Już nawet nie pamiętał, o co poszło, teraz to nie istotne. O wyrzucenie teczki kolegi przez okno? O zabicie żaby w terrarium? W każdym razie nigdy nie stosował się do tego, co postanowili koledzy. Mógł ich po prostu olać. Natomiast na Kamilu mu zależało i niczego tak nie pragnął jak to, by chłopak "kupił" właśnie jego wersję.
- Dziś też jedziesz tramwajem? - zapytał go Mrugala, gdy po ostatnim dzwonku schodzili do wyjścia.
Dominik przypomniał sobie wczorajszą jazdę i nie miał nic przeciw temu, by się powtórzyła.
- Tylko do Galerii Dominikańskiej, mam tam zakupy do zrobienia - odpowiedział.
Niestety, dziś tramwaj spłatał mu figla i przyjechał prawie pusty. Wsiedli na tylny pomost ostatniego, trzeciego wagonu. Dziś Mrugala wyglądał jeszcze korzystniej niż wczoraj, miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę z krótkimi rękawami, odsłaniającymi ręce aż do ramion. Na łydkach zaczynały już ciemnieć włosy. Dominik nie miał za dużo wiedzy o tych rzeczach, ale z własnych obserwacji wiedział, że Jasiu właśnie rozpoczął dojrzewanie. Przez jego ciało przeszedł nieznany dotąd dreszcz zazdrości. Zazdrości o ciało, o to, że jest dla niego niedostępne. Mrugala tym razem nawijał o jeżach, które miał w domu w terrarium.
- Musisz kiedyś koniecznie przyjść je zobaczyć - powiedział. Do Dominika nie od razu dotarło, że ktoś zaprasza go do własnego domu. U nikogo z klasy jeszcze nie był, choć oczywiście znal rodziców. W szkole wywiadówki odbywały się w pełnym składzie, uczniowie i rodzice. Dwa razy nawet był z ojcem, wtedy, kiedy matka ni stąd ni zowąd pojechała na wycieczkę do Czech. Wokół tego wyjazdu była cała masa tajemnic i niedopowiedzeń, tak naprawdę nigdy nie dowiedział się, o co chodziło. Do tej pory na macie wisiała kartka od matki z tamtego wyjazdu. I wtedy Kamil zobaczył jego ojca... Dopiero teraz mu to przyszło do głowy. Ojciec sam, z własnej woli, na wywiadówkę ni wybrałby się nigdy w życiu. Wtedy w ogóle zachowywał się inaczej... A do Mrugali z chęcią by pojechał, tyle, że nie dziś.
- Pewnie, że przyjadę, jak tylko powiesz, kiedy...
- Jeśli to o mnie chodzi to mógłbyś nawet dzisiaj, tym bardziej, że rodzice pojechali do Poznania. Nie będzie marudzenia, że lekcje niezrobione, że nie zjadłem obiadu i tak dalej.
Trzeba naprawdę mieć pecha, pomyślał Dominik. Jeśli teraz pojedzie do Mrugali to Kamila będzie musiał sobie odpuścić. Wymówił się i, gdy tylko tramwaj otworzył drzwi, wypadł prawie biegiem. W markecie Carrefour kupił bochenek chleba, konserwę mięsną, w ostatniej chwili wybierając taką z otwieraczem, butelkę pepsi, chipsy i dużą paczkę herbatników. Spakował zakupy i, gdy wychodził z galerii, uświadomił sobie, że przecież Kamil potrzebuje o wiele więcej rzeczy. Nawet nie wiadomo, czy ma papier toaletowy... Kupił sześć rolek, z czego cztery wyrzucił później do kosza, bo nie miał już w co pakować a wolał nie iść z reklamówką w ręce. Myślał o jakiejś koszulce, ale to mogło wydawać się podejrzane. Chłopak jednego dnia jest w niebieskiej a następnego w czerwonej czy żółtej? Na pewno będzie potrzebował majtek i skarpetek, a także ręcznika. Do wody ma dostęp, jest tak kran, ale pewnie nie ma się w co wytrzeć. Przy stoisku z bielizną intymną, na szczęście samoobsługowym, zorientował się, że nie ma pojęcia o wymiarach bielizny a o pomoc nie zamierzał prosić. Jego zakupy odzieżowe zawsze robiła matka. Skróty na opakowaniach nic mu nie mówiły. W końcu wybrał paczkę trzech sztuk o wielkości przypominających jego slipki. Gdy już opuszczał galerię, przypomniał sobie, że nie kupił mydła. Znów dziesięć minut w plecy...

Po wczorajszych deszczach nie było ani śladu i skąpana w popołudniowym słońcu droga aż zapraszała do wędrówki. Plecak mu ciążył i droga, początkowo przyjemna, zaczęła mu się niemiłosiernie dłużyć. Jakże chciałby to już mieć za sobą i wracać... Wtedy można by się zastanawiać co dalej. Powracającą jak bumerang myśl, żeby jednak uwolnić Kamila, odrzucił po raz kolejny. Nie po to się wysila, nawet płaci z własnych pieniędzy by na końcu spieprzyć na własne życzenie - bo dla niego było oczywiste, że w tym układzie będzie mógł sobie odpuścić Kamila do końca życia. A na dodatek mieć kłopoty z policją, bo Kamil w takiej sytuacji wyśpiewa wszystko, łącznie z tym, że on, Dominik, go śledził. Tak myśląc doszedł do obory. Klucze wisiały tam, gdzie je zostawił. Przypatrzył się im jeszcze raz. Nie były na tym samym wieszaku a na następnym. To mogło znaczyć wszystko i nic. Nie wiedział czy ojciec posługuje się tymi kluczami czy innymi, bo sądził, że nie jest to jedyny istniejący komplet. Z tego co Kamil mówił, karmili go rano, więc dziś zapewne nie było inaczej. W obejściu, które sprawdził starannie, również nie zauważył niczego podejrzanego.
Kamil był w tym samym miejscu, co wczoraj. Dominikowi jednak wydało się, że wygląda nieco inaczej, bardziej zszarzały, zgaszony.
- Cześć. Powiedziałem, że przyjdę, to przyszedłem.
Kamil poruszyć się, jednak nie odpowiedział ani słowem.
- Przywiozłem ci coś - powiedział i zdjął plecak.
- Nie chcę twojej laski, nie chcę nic od ciebie! - wybuchnął Kamil. - Najlepiej byś wrócił tam, skąd przyszedłeś. I już tu się więcej nie pojawiał. Będzie to co będzie. Obejdzie się bez ciebie.
Znów wszystkie plany strzeliły w łeb i Dominik był prawie pewny, że i tym razem z rozmowy nic nie wyjdzie.
- Kilka rzeczy ci się przyda - powiedział z nieco mniejszym zaangażowaniem. - I zrozum, do kurwy nędzy, ja naprawdę z tym mam niewiele wspólnego!
Nie był to może najsubtelniejszy sposób przekazywania informacji ale widać jakoś zadziałał, gdyż Kamil z lekkim ociąganiem otworzył plecak.
- No papier toaletowy to mi się na pewno przyda, nowe gacie też - powiedział odkładając cenne rzeczy na bok. - Pepsi też, ta woda tu jest straszna.
Rozległ się syk otwieranej butelki i Kamil przyssał się do niej duszkiem.
- Żarcie też ci przywiozłem, proszę bardzo - wyciągnął z plecaka wiktuały.
- Mogłeś więcej tej pepsi przywieźć...
Dominik otworzył tubę Pringlesów i usiadł naprzeciw Kamila, który leżąc pożerał chipsy.
- Jak ciebie tu przywieźli? - zapytał Dominik. Oprócz tego, co wyczytał w gazecie i powiedział mu policjant, nie wiedział nic.
- Wciągnęli mnie do samochodu, jak przechodziłem na parking przy domu. Wątpię, by ktoś widział, bo dom ma okna z przodu i z tyłu, a parking jest z boku. To się odbyło tak szybko, że nawet się nie zorientowałem...
Dominik zadałby dalsze pytania, gdyby nie usłyszał stąpania ciężkich buciorów. Zanim zdążył się zorientować, że w oborze ktoś jest, barczysta postać stanęła przed boksem. Instynktownie podniósł się i rzucił przed siebie, sądząc, że wyminie drągala. Ostatnie, co pamiętał, to potknięcie się i lądowanie na kamiennej posadzce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
udibidi01
Wyjadacz



Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Pon 21:10, 13 Lut 2017    Temat postu:

Jest odcinek I akcja rozkręca się Very Happy Czekać będę do weekendu w dużym napięciu Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 22:20, 13 Lut 2017    Temat postu:

Ktoś poza udibidim to czyta?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Wto 3:15, 14 Lut 2017    Temat postu:

Tak, z zapartym tchem Wink (1)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wojtekw1981
Debiutant



Dołączył: 08 Kwi 2013
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 14:25, 14 Lut 2017    Temat postu:

Codziennie zagladam tutaj czy jest juz kolejna czesc. super sie czyta tylko szkoda ze takie krotkie te odcinki. Czekam z niecierpliwoscia na kolejne odcinki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Wto 21:33, 14 Lut 2017    Temat postu:

przecież wiesz, że czytam...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 3 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin