Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hej gamle man!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
arkosek
Debiutant



Dołączył: 01 Sty 2012
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Śro 23:52, 29 Lip 2015    Temat postu:

Każdy zawód gdzie garnitur jest strojem roboczym = odpowiedni zawód dla dojrzałego pana

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Śro 23:53, 29 Lip 2015    Temat postu:

@homowy: Indiana Jones był archeologiem Smile

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez blask12345 dnia Śro 23:53, 29 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 23:56, 29 Lip 2015    Temat postu:

@arkosek
Oczywiście. Jeszcze dodałbym prawników w togach - zawsze mnie to pociągało. I ten mars na twarzy...
@ blask
Dawno widzialem, ale zawód pokrewny,. I zdecydowanie seksowniejszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 20:37, 30 Lip 2015    Temat postu: 75.

Kilka minut minęło, podczas których Kornel usiłował się wgłębić w powieść o niezbyt zachęcającym tytule "Jestem nudziarą" - autorka dość serio potraktowała zapowiedź i robiła wszystko co w jej mocy, aby okazać się prawdomówną. Kiedy Kornel był już przekonany, że natręt zniknął gdzieś za kępą krzaków w okolicy Towarowej, wyłonił się z zupełnie drugiej strony, z tym samym nieprzeniknionym wyrazem twarzy, międląc w ręce tę samą reklamówkę. Kornel trochę wymownym gestem popatrzył na zegarek, co miało znaczyć: "Nie będę tu siedział w nieskończoność, zdecyduj się, jeśli oczywiście masz na myśli mnie". Nieznajomy jeszcze raz zniknął w południowej części parku, co zirytowało Kornela i postanowił dać mu ostatnią szansę - dziesięć minut. Siedząc rzucał dyskretne spojrzenia we wszystkie strony - miejsce przynajmniej w tym momencie wyglądało na bezpieczne.

Tym razem, gdy chłopak pojawił się - a już myślał, że nie przyjdzie - popatrzył mu prosto w oczy, po czym widząc, że tamten nie ucieka wzrokiem, przeniósł spojrzenie na miejsce obok. Chłopak jakby z ociąganiem przyjął zaproszenie, przerwał następny krok, po czym usiadł na ławce zupełnie z jej drugiej strony, tak, że tylko jeden pośladek dotykał zielonej, niezbyt czystej powierzchni. "Pewnie boi się o te białe portki" - przemknęło przez głowę kornelowi, po czym, ciągle patrząc na niego, powiedział:
- Cześć.
- Cześć - powiedział chłopak i lekko odwrócił głowę w lewo i zatopił wzrok w marmurowej bryle Akademii Ekonomicznej, prześwitującej przez gałęzie parku. Kornel miał wrażenie, że ten chłopak boi się bardziej niż on sam. Jednak podobał mu się do tego stopnia, że wbrew ostrzeżeniom wysyłanym przez jego zdrowy rozsądek, postanowił sprawdzić co będzie dalej,
- Masz dokąd iść? - zapytał półgłosem chłopak. Kornelowi podobał się jego tembr głosu, miękki ale jeszcze nie pretensjonalny, taki, który dobrze wypadłby przy czytaniu powieści na dobranoc w radio. Chłopak zaniechał konwenansów i zaczął od razu na "ty" czego Kornel nie cierpiał, zdał sobie jednak sprawę, że jakimkolwiek sprostowaniem tylko się ośmieszy.
- Nie jestem z Poznania - powiedział Kornel i, widząc, że młodziak kieruje wzrok na jego krocze, postanowił mu nieco ułatwić sprawę, opierając się wygodniej i rozchylając nogi. Nie był jeszcze co prawda gotowy, ale jego budowa anatomiczna raczej uwydatniała niż chowała narządy płciowe, nawet w neutralnym stanie. Kiedyś usiłował tak wybierać odzież, żeby nie było to widoczne, ostatnio przestał na to patrzeć. "W końcu niech widzą żem samiec" - pocieszał się. Tymczasem chłopak skorzystał z zaproszenia i Kornel bal się, że niedługo zacznie się ślinić. Poprawił nieco pozycję i rękami ukształtował swój wzgórek w spodniach tak, że Kornel, nie obdarzony zbyt wielką wyobraźnią, widział prawie dokładnie cały członek.
- Szkoda - odpowiedział młodzian i w jego glosie profesor czuł nutkę prawdziwego żalu. - Bo mi się... Pan? Ty?
"Nareszcie" - pomyślał Kornel i wbrew sob ie powiedział:
- Kornel mam na imię.
- Jacek. Bo mi się podobasz.
"Co za drętwa gadka" - wściekał się w duchu Kornel - "Robisz wystarczająco dużo, by mi to pokazać".
- Może kiedyś będzie okazja... Bo tu, na tej ławce to raczej nie ma sensu, prawda? - pokazał wzrokiem zbliżającą się w ich kierunku kobietę z wyrywającym się jej dzieckiem.
- Jeśli masz czas możemy pojechać do mnie - powiedział Jacek. - Mieszkam co prawda na Ogrodach, kawałek stąd... Znasz Poznań?
- Tylko centrum.
- No to jest na zachód od centrum - powiedział Jacek. - Ale tu niedaleko mam zaparkowany samochód, będziemy w dziesięć minut jak na Kaponierze nie będzie korków. Śpieszysz się?
- Za trzy godziny mam pociąg - odpowiedział mechanicznie Kornel a w jego mózgu rozpoczął się szaleńczy taniec różnych myśli. Jeszcze jest szansa by się z tego wycofać. A w sumie czemu nie? Przed nikim nie ślubował, w nikim nawet nie jest zakochany. Cholera wie kim jest ten chłopak i czy to nie jest podpucha. Podpucha w dzień? Przecież te Ogrody to nie jest jakaś pustynia... Poza tym, chłopak rzeczywiście wyglądał na potrzebującego, Kornel uważał, że miał tyle doświadczenia z ludźmi w jego wieku, nabytego w o wiele bardziej stresujących sytuacjach, bo takich, które niejednokrotnie decydowały o dalszym życiu tych ludzi, że ocenił sytuację jako szczerą i uczciwą.
- Wolałbym, żeby nikt nie widział nas razem - powiedział chłopak. Jak przejdziesz przez park, po prawej stron ie od budynku Akademii Ekonomicznej jest ulica Taczaka. Jakieś pięćdziesiąt metrów dalej mam zaparkowanego żółtego malucha na gorzowskich numerach rejestracyjnych. Łatwo go zauważyć. Za trzy minuty wsiądź obok siedzenia dla kierowcy.
"Maluch jest dwudrzwiowy więc ta uwaga nie była specjalnie potrzebna" - myślał profesor odczekując wyznaczony czas. Czuł się jak w Klossie. Chłopak musiał być albo studentem Akademii Ekonomicznej albo Collegium Novum, co już zupełnie mu się nie podobało. Ostatnie dziewięćdziesiąt sekund na zmianę decyzji... Jego serce wyprawiało harce a on sam był już prawie gotów skręcić w Towarową i przejść na Most Dworcowy. Czerwony charakterystyczny zegar na dworcu PKS pokazywał szesnastkę i dwa zera.

Jacek siedział już w maluchu i grzebał w schowku dla kierowcy, zaraz pod deską rozdzielczą. Wnętrze samochodu nie powiedziało Kornelowi nic o jego kierowcy, nie było nawet szczegółu, który by go w jakikolwiek sposób identyfikował.
- Pasy - przypomniał Jacek. Maluch miał pasy starego typu i Kornel szarpał się z nimi gdy samochód był już w pełnym ruchu i wjeżdżał ze Świętego Marcina na Kaponierę. Chłopak jedną rękę trzymał na kierownicy, drugą położył delikatnie na kolanie Kornela.
- Może jednak najpierw dojedziemy - uśmiechnął się profesor. - Co nagle to po diable.
- Co lubisz? - zapytał bezceremonialnie, kiedy przejeżdżali Kaponierę i mijali stare ZOO.
Kornel, który raczej dotąd nie rozmawiał o seksie, był nieco zgorszony pytaniem, które zadał mu ktoś, kogo zna od niecałych pięciu minut. To w igraszkach z Miłoszem sporo czasu, prób i błędów musiało minąć, by mogli o tych rzeczach mówić w miarę swobodnie.
- Lubię ssać - powiedział czerwieniąc się.
- To fajnie, też lubię. Szybko się spuszczasz?
Kornel już chciał go zatrzymać na najbliższym skrzyżowaniu i opuścić ten mało gościnny samochód. Tak nie da się rozmawiać. Tymczasem minęli Rynek Jeżycki i Jacek skręcił w lewo. Kornel wypatrzył na budynku nazwę ulicy. Dąbrowskiego. Obserwując ciąg kamienic nie zauważył jednego istotnego szczegółu. Jacek, który prowadził pewnie i spokojnie, nagle zmienił zupełnie wyraz twarzy, zbladł i ręką zaczął szarpać kierownicę. Początkowo Kornelowi wydawało się, że to brukowa kostka i zlekceważył całe zajście. Tymczasem Jacek zrobił się coraz bardziej nerwowy. Na skrzyżowanie z Przybyszewskiego wjechał na czerwonym świetle, równo z tramwajem siódemką, widocznie sądząc, że pojedzie prosto. Tymczasem tramwaj skręcił w Przybyszewskiego a Jacek, widząc to, usiłował jakoś zapobiec nieuniknionemu.

Gdy Kornel otworzył oczy, pierwszym uczuciem był przeraźliwy ból w nodze, tak silnym że musiał znów zamknąć oczy. Dopiero później usłyszał wycie karetki. "Pewnie jadą do jakiegoś wypadku" - pomyślał.
- Pan się nie rusza - powiedział tubalny głos. Kornel zaczął sobie przypominać - to nie mógł być głos, jak mu tam, jacka. Usiłował coś powiedzieć, ale czuł tylko kluchę w gardle i przeraźliwą suchość.
- Miał pan wypadek - poinformował go ten sam głos, w którym trudno byłoby doszukać się jakiejś uprzejmości. - Pan leży i się nie rusza.
Podczas całej drogi na pogotowie Kornel walczył z zielonymi i żółtymi plamami przed oczyma, to pewnie od koloru auta i tramwaju. Dopiero teraz dotarło do niego, że w wypadku brał udział nie tylko on sam. Co z Jackiem? Zadałby to pytanie ale dalej nie mógł wydobyć z gardła żadnego dźwięku.
- Miał pan sporo szczęścia - znów ten tubalny głos. Czy ten facet się nie zamknie?

Gdy prześwietlono go, obejrzano ze wszech stron, zrobiono wszystkie potrzebne badania, była już jedenasta. Kornel usiłował dowiedzieć się, co się dokładnie stało ale nikt z personelu albo nie mógł albo nie chciał udzielić mu tej informacji. O wiele bardziej pomocne okazało się radio, włączone w pokoju, gdzie czekał na lekarza.
Tu Radio Merkury Poznań, nadajemy wiadomości lokalne. Do groźnego w skutkach wypadku doszło na ulicy Dąbrowskiego. Kierowca żółtego fiata 126p nie ustąpił pierwszeństwa tramwajowi i doprowadził do zderzenia bocznego z siódemką. Kierowca malucha walczy o życie i jest w stanie krytycznym, pasażer, pięćdziesięcioletni pracownik naukowy doznał poważnych obrażeń ciała ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Służby miejskie dalej usuwają szkody w postaci zerwanej trakcji tramwajowej. Z tego powodu tramwaje jadące na Ogrody...
Kornel czuł jakby zapadał się pod ziemię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 20:38, 30 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 21:01, 30 Lip 2015    Temat postu:

Informacja dla sympatyków tej powieści:
W tym wypadku Kornel miał zginąć zgodnie z początkowymi założeniami...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Czw 21:12, 30 Lip 2015    Temat postu:

...a Magnusa miał uśmiercić pewnie ten SS-man. nieźle to rozplanowałeś, ale forumowicze ci pokrzyżowali szyki

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 21:17, 30 Lip 2015    Temat postu:

ta... Cóż, lubicie jak się dobrze kończy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Czw 21:24, 30 Lip 2015    Temat postu:

Ciekawe co tak zdenerwowało Jacka - ktoś ich śledził?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Czw 21:26, 30 Lip 2015    Temat postu:

Życie jest wystarczajaco stresujące wiec wole pozytywne zakończenia
Wiec nie rozsiewaj trupów - nie przesladzaj za bardzo ale ostatecznie niech dobrym się powiedzie a wredoty niech poniosą porażkę


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez januma dnia Czw 21:30, 30 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 21:33, 30 Lip 2015    Temat postu:

Jacek bał się własnego cienia - zobaczył na ulicy albo w innym aucie kogoś, kto w żadnym wypadku nie powinien widzieć go w męskim towarzystwie i tu już czytelnik może dopowiedzieć sobie, kogo. To jest właśnie charaktertystyczne dla gejów, że czasem musza się pilnować, zwłaszcza w miejscach publicznych. Park, w którym się spotkali jest zarówno miejscem spotkań homo, jak też popularnym zwłaszcza w lecie miejscem wypoczynku studentów z AE, UAM i Akademii Muzycznej, więc obecność tam za dnia raczej nie rodzi podejrzeń.

Gorzej w nocy - to miejsce jest klasyfikowane jako ayor (at your own risk). Miałem kiedyś przygodę, wracalismy po ciemku przez ten park z jakiejś studenckiej imprezy (bodaj z hotelu Poznań), kumpel, ja i pewien doktorek, wszyscy nawaleni jak ruski tramwaj. W pewnym momencie wytrzeźwieliśmy błyskawicznie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 21:36, 30 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 20:30, 31 Lip 2015    Temat postu: 76.

Kornel łyknął z wyszczerbionego kubka trochę mdłej lury mającej być szpitalną kawą i stracił ochotę na resztę posiłku. Bułka, kostka czegoś co mogło być masłem lub margaryną i malutki kawałek pasztetowej, której nawet nie obrano z flaka zadziałały równie odpychająco. Poczeka do obiadu. Na razie zajął się kontemplowaniem własnego ciała. Gips na łydce, kilka opatrunków na różnych częściach ciała - plecach, udzie, łokciu, to wszystko. Na razie nic go nie bolało, ciało było najwidoczniej pod działaniem środków przeciwbólowych. Pozostało jeszcze dowiedzieć się, co z obrażeniami wewnętrznymi. Nachylił się, by obejrzeć kartę pacjenta, ale doszedł tylko do porcji siedzącej. W tym momencie, jak to się mówi w eleganckim świecie, odczuł potrzebę fizjologiczną. Usiadł na łóżku i to był koniec. Przy wstawaniu zakręciło mu się w głowie i ocknął się dopiero na łóżku w obecności dwóch pielęgniarek.
- To panu nikt nie powiedział, że nie wolno wstawać?
- Nie, a skąd, jeszcze z nikim nie rozmawiałem - odpowiedział profesor. - Chciałem skorzystać z toalety.
- Ma pan basen i kaczkę pod łóżkiem - odpowiedziała pielęgniarka i wyszła z sali.
Leżał na czteroosobowej sali, przy samym oknie. Naprzeciwko niego leżał mężczyzna w średnim wieku, może czterdziestoletni, w gorsecie i z gipsem na nodze. Dwóch pacjentów bliżej drzwi nie zdążył jeszcze obejrzeć i tak naprawdę nie bardzo go interesowali. Nachylił się by podnieść kaczkę z podłogi ale nie dal rady. Widząc to, chory z łóżka naprzeciw zerwał się i podał mu szklany pojemnik.
- Lej pan, nie wstydź się, same chłopy tu są - powiedział zachęcająco. - A ty co, chuja nie widziałeś? - powiedział do pacjenta przy drzwiach, który na te słowa zmienił pozycję i patrzył co się dzieje.
"Ślicznie" - pomyślał Korneli początkowo chciał się przykryć przy załatwianiu potrzeby ale położenie ciała i noga mu to skutecznie uniemożliwiały.
- No dalej, nie odpadnie panu - mówił mężczyzna. - Nie ma się co wstydzić, tu wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
"O wiele prościej było jednak pokazać Miłoszowi" - pomyślał profesor i ta myśl od razu sprowadziła go do wrocławskich problemów. Już z mniejszym wstydem i ociąganiem wyjął członka i zrobił to co trzeba.
- No widzisz pan, nie odpadł - powiedział facet z naprzeciwka z wyraźnym zadowoleniem w głosie. - Ja byłem w wojsku, mnie nic nie jest straszne - ciągnął. - Dwudziestu nagich chłopa to dla mnie norma. Ciekawe, jakby się to mojej ślubnej podobało...
- Ludzie pragną trochę intymności - odezwał się młodym głosem pacjent spod drzwi.
- Ty, filozof, trzeba było o tym myśleć zanim spadłeś z drzewa - powiedział mężczyzna. - W ogóle Antek jestem, ten młody to Andrzej a ten pod ścianą jest głuchy.

Podczas obchodu Kornel dowiedział się, że istnieje podejrzenie krwotoku wewnętrznego i uszkodzenia nerki i z tego powodu powinien zostać na oddziale co najmniej tydzień. Poza tym noga się jeszcze nie zaczęła zrastać i pod żadnym pozorem nie może zmieniać pozycji. Kornel nawet nie usiłował negocjować, lekarz wyglądał mu na profesjonalistę i z całą pewnością wiedział co mówi. Tyle, że jego zarządzenia rzecz jasna nie brały pod uwagę żadnych uwarunkowań zewnętrznych. A dla Kornela jedyne, co liczyło się obecnie to Magnus i to co się z nim dzieje. Najpóźniej do jutra będzie wiadome czy jest w domu i ewentualnie zgłoszone zaginięcie. Jeśli chłopaka nie będzie, sprawa komplikuje się coraz bardziej, nie wyobrażał sobie podróży w tym stanie do Sztokholmu a już na pewno nie poszukiwań. Tylko jak dowiedzieć się co się właściwie dzieje w Szwecji? Gierałt? Musiałby przyjechać do Poznania po klucze. Poza tym nagranie będzie po szwedzku, nie zrozumie...

O jedenastej przyszła pielęgniarka i przyniosła gazety. Kornel rzucił się na prasę lokalną, Poznańską, Głos i lokalny dodatek Wyborczej. Wszystkie pisały o wypadku a Wyborcza zamieściła nawet zdjęcie - teraz widział, jak potwornie to wyglądało. Odłożył gazetę ze wstrętem, co nie uszło uwadze bystrego acz nieco prostego Antoniego.
- To pana wypadek? - powiedział wpatrując się w fotografię.
Kornel chciał jakoś skłamać, ale było już za późno.
- Profesor uniwersytetu - czytał Antoni - no to niezłą szychę mamy w tej sali, widzisz młody? - zwrócił się do chłopaka spod drzwi.
- Jaka specjalność? - zapytał młody, patrząc na Kornela zupełnie innym wzrokiem.
- Lingwista - odpowiedział Kornel, chcący się go pozbyć.
- A dokładniej? - naciskał młody.
- Historyk języków germańskich - odpowiedział Kornel patrząc w okno. Cholerne gryzipiórki z Wyborczej! Postara się napisać list do Michnika, z którym znał się i którego bardzo cenił ale nie pochwalał niektórych wybryków jego trzódki. Tylko że tu Michnik nic nie zawinił...
- To bardzo ciekawe - odpowiedział młody - ja w tym roku zdaje maturę i chciałbym studiować germanistykę.

Kornel był o tyle zadowolony, że rozmawiając z Andrzejem unikał bezpośredniości nieco obcesowego Antoniego. Choć nie był w stanie uciec od myśli, które go zewsząd nachodziły. Żadna z gazet nie pisała jak skończyła się sprawa kierowcy, mieli widać wiadomości z wieczora. Radio, które grało cicho w kącie nastawione było na warszawską jedynkę i Kornel wolałby, by nikt nie przestawiał na żadną stację lokalną. Nie chciał wiedzieć w jakim stanie jest Jacek. Zastanawiał się nawet, czy dla jego samego nie byłoby lepiej gdyby Jacek nie przeżył wypadku. "Tak, wiem, że jestem skurwysynem" - cisnęło mu się w głowie - "ale ile w tym wszystkim jest mojej winy?" Najbardziej bał się, że pobyt w szpitalu to dopiero początek jego prawdziwych problemów związanych z tym wyjazdem.

Miał rację. Po obiedzie, równie beznadziejnym jak śniadanie, co Kornel stwierdził organoleptycznie zjadając trzy łyżki zupy i ziemniaki - podejrzanie wyglądającej ryby nawet nie tknął - do sali zajrzał ordynator.
- Panie profesorze, policja chce z panem rozmawiać - powiedział bez wstępów. - Chce się pan z nimi spotkać? Bo może pan odmówić, nie jest pan jeszcze w stanie, w którym można pana pokazać ludziom, poza tym powinien pan najpierw odpocząć, nabrać dystansu do tego co się stało. Daje panu taką szansę.
Kornel był innego zdania. Chciał mieć ich z głowy od razu i na zawsze. Możliwe, że po prostu spiszą jego wersję wypadków i na tym to się skończy. Czuł się o niebo lepiej niż rano, nawet mógł wstać, choć do drzwi dochodził z trudnością i o kulach. "Wystarczy by nie srać na sali" - zdecydował.
- Jak pan uważa - odpowiedział ordynator, zapoznając się z decyzją lekarza. - Zaraz pielęgniarka pomoże panu przejść do gabinetu.

- Aspirant Sobkowiak - przedstawił się rosły umundurowany policjant siedzący w gabinecie na miejscu lekarza nad stertą papierów, które pewnie przywiózł ze sobą. - Czyli rozumiem, że pan może rozmawiać?
- Tak - odpowiedział Kornel - jeśli źle się poczuję, dam panu znać, choć nie przewiduję - uśmiechnął się dość blado. Jego brak sentymentu do policji nie zelżał ani na moment.
- Czy zna pan Jacka Pałatyńskiego? - zapytal policjant i Kornal już na dzień dobry nie wiedział co powiedzieć.
- Pobieżnie - odpowiedział.
- W jakich okolicznosciach się panowie poznali? - drżąył aspirant Sobkowiak.
- A co to ma do rzeczy? - obruszył się Kornel - podczas wypadku byłem w tym samym samochodzie co pan Pałatyński - Kornel uważał, że dobrze się stało, że poznał nazwisko Jacka, do tej pory znał jedynie inicjał nazwiska z gazety. - I sądzę, że od tego powinniśmy zacząć.
- Oczywiście - mruknął bardziej niż powiedział inspektor i zapisał coś w notesie. - Od dawna się panowie znają?
- Nieistotne - odpowiedział Kornel.
- Pan zawsze tak utrudnia śledztwo? - zirytował się Sobkowiak. - Jedno już pan utrudnił, teraz następne...
- Sądzę, że nie będę rozmawiał z panem bez obecności prawnika - powiedział Kornel.
- Nie jesteśmy na anglosaskim filmie - roześmiał się nieszczerze aspirant - A pan nie jest formalnie przesłuchiwany. Jeszcze nie.
- To co my tu robimy? - tym razem zirytował się Kornel.
- To jest wstępna rozmowa, i niech pan uwierzy mi, panie profesorze, nie zadajemy niepotrzebnych pytań. W sprawie tego wypadku jest sporo niejasności, jak również w sprawie pana Pałatyńskiego.
- Co z nim? - odruchowo zapytał Kornel. Raz kozie śmierć, lepsza jakakolwiek informacja niż niewiedza. Poza tym pozwoli ona jakoś ustawić się taktycznie.
- Żyje, jeśli o to chodzi i lekarze zapewniają, że będzie żyć - odpowiedział aspirant. - Wypadek jest oczywiście badany przez drogówkę ale ja jestem z wydziału kryminalnego, jak pan wie. Gdyby pan nie był aż tak uparty i zechciał mi odpowiedzieć na kilka pytań...
- Na przykład jakich? - Kornelowi podobało się to coraz mniej.
- A na przykład na takie, co robił pan dwudziestego ósmego maja przed południem? Kornel z jednej strony struchlał, bo nie przewidział, że aspirant tu i teraz zacznie badać jego życiorys, z drugiej już widział, że policja podejrzewa go o coś z czym nie ma nic wspólnego.
- A na przykład miałem wykład na kongresie lingwistycznym w Karpaczu, około osiemdziesięciu świadków - uśmiechnął się złośliwie. - Jakieś inne daty?
- Osiemnastego maja - posłusznie odpowiedział policjant. - Również rano.
- A to macie nawet w systemie, byłem na komisariacie policji we Wrocławiu z prośbą o pomoc. Powinni mieć to zapisane.
Sobkowiak popatrzył na Kornela uważnie.
- Chyba rzeczywiście zaszła jakaś pomyłka - powiedział. - Ale komenda wrocławska przy zapytaniu o pańskie dossier powiedziała coś o jakimś pobiciu w Karkonoszach, jakoby pobił pan niewinnego turystę. Na razie, z tego co wiem, nie ma pan zarzutów, ale będę szczery - gdyby to była prawda, można by pana dopasować do kilku wydarzeń w Poznaniu. Zwłaszcza przy pana skłonnościach do młodych mężczyzn...
Kornel popatrzył z przerażeniem na aspiranta. Rany Boskie, w co on się władował...
- To oczywiście pana prywatna sprawa, ale my wiemy kim jest pan Pałatyński i nawet trochę więcej. Nikt z gruntu zły, niech się pan tak nie boi, ale na przyszłość zalecałbym daleko posuniętą ostrożność w takich przygodnych kontaktach.
- Czy to znaczy że teraz cała policja będzie wiedzieć...
Aspirant uśmiechnął się.
- Przecież to pańska sprawa, nikt nie będzie pana łączył z panem Pałatyńskim, niech mi pan wierzy. Tak samo jak każdy obywatel ma prawo wozić kogo chce. Ale niech mi pan wierzy na słowo, przypadkowi ludzie z nim nie jeżdżą.
Kornel zauważył że od czasu kiedy przedstawił swe alibi aspirant Sobkowiak traktuje go zupełnie inaczej.
- Ja już się z panem pożegnam, co nie znaczy, że nie będzie pana nachodziła drogówka - powiedział na pożegnanie Sobkowiak. - Ten wypadek nie jest taki oczywisty i nie jest powiedziane, że całą winę ponosi pan Pałatyński. A pan, panie profesorze, niech pan uważa na przyszłość - powiedział i pożegnał się.
Kornel pragnął w tej chwili być sam i dojść do siebie po tym ogromnym wstydzie. W co jeszcze się wpieprzy przez tę cholerną wściekliznę jąder?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 21:29, 31 Lip 2015, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Pią 21:14, 31 Lip 2015    Temat postu:

hahaha, do tej pory słyszałem 'o wściekliźnie macicy'

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 0:26, 01 Sie 2015    Temat postu:

A skąd ja u gościa macice wezmę... Nie piszę sci-fi Smile

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 5:40, 01 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 19:18, 01 Sie 2015    Temat postu: 77.

"Czas pomyśleć jak z tego wszystkiego wyjść i to wyjść z twarzą" - pomyślał Kornel, wziął kulę opartą o parapet i ostrożnie przemierzał szpitalną salę. Wbrew pozorom i jedno i drugie chwilowo wydawało się zadaniem ponad jego siły. Był już przy drzwiach kiedy zawadził kulą o nogę od krzesła przy łóżku głuchego dziadka i tylko resztkom refleksu zawdzięczał, że nie wyłożył się jak długi.
- Spokojnie, jeszcze trzy dni i nauczy się pan chodzić - powiedział Andrzej. - Wszyscy przez to przeszliśmy.
Kornel nie zamierzał czekać aż trzech dni, jego plan najbliższych dni nie zakładał bynajmniej pobytu w szpitalu, nawet jeśli i doktor i drogówka mieli wobec niego zupełnie inne zamiary. Ostatni na liście co wcale nie znaczy, że najmniej istotny był palący wstyd. Mógł spokojnie założyć, że policja podzieliła się przynajmniej częścią swej wiedzy z władzami szpitala a niewykluczone, że one mają na niego oko - bo tak sobie zażyczy pan aspirant. W jego gładkie słówka i buńczuczne zapowiedzi o "jego prywatnych sprawach" i braku zainteresowania nie wierzył ani przez chwilę.

Pozbierał się, wyszedł na korytarz i usiadł przy stoliku, na którym leżały jakieś stare, wyczytane gazety i brudna, zapuszczona popielniczka ze sterta niedopałków. Dopiero teraz Kornel poczuł jak bardzo chce mu się palić. Jego saszetka z dokumentami i drobiazgami była co prawda przy nim ale papierosy wyszły mu wtedy w parku i nie zdążył kupić następnych. Był tak zgłodniały nikotyny, że czekał stosownego momentu wy wyłowić z popielniczki prawie całego, ledwie nadpalonego papierosa. Rozejrzał  się dokoła i już miał w rękach niedopałek i chował go w rękawie, kiedy znienacka usłyszał za sobą.
- Pan zostawi to świństwo.
Początkowo myślał, że to jakaś dziewczyna, głos był młody i jakiś bezpłciowy. Obrócił się i zobaczył postać w białym turbanie z bandaży na głowie. Było to dziecko płci zapewne męskiej, najwyżej dwunastoletni.
- Pan poczeka - powiedział mały i zniknął w sali. Po chwili wyłonił się z niej z paczką carmenów i zapalniczką.
- Pan zapali - powiedział częstując Kornela papierosem. Kornel chwile wahał się. Różne idiotyzmy robił ostatnimi czasy ale papierosa od dwunastolatka jeszcze nie przyjął. Wiedział, że nie powinien i chciał odesłać małego w cholerę. Jednak głód nikotynowy był silniejszy, poza tym widział, że dzieciak robi to ze zwykłej życzliwości.
- To twoje? - zapytał Kornel.
- Lepiej żeby pan nie wiedział - odpowiedział mały. - Czy to prawda, że pan jest prawdziwym profesorem?
A ten skąd to wie? Kto jeszcze wie i ile wiedzą? Zawsze sądził, że poznaniacy są małomówni i dyskretni, jednak przykład Antoniego i tego gzuba najwyraźniej przeczyły powszechnej opinii.
- Tak - uśmiechnął się Kornel.
- To fajnie. Na naszej klatce mieszka profesor Akademii Rolniczej i to jest jedyny fajny facet, który nie pije, jest zawsze miły i pomaga mi zrobić  zadanie, jak czegoś nie rozumiem. I zawsze odwiedzają go bardzo eleganckie panie, jedną z nich nawet widziałem w telewizji.
- Jak masz na imię? - Kornel za wszelką cenę chciał przerwać tę tyradę.
- Kuba. A pan ma dzieci?
- Nie - zaśmiał się Kornel, po chwili spoważniał. - Jestem wdowcem.
"Po co mu to mówię? Aha, żeby się ode mnie odczepił" - pomyślał i przyjął poczęstunek. Kilka razy sprawdzając czy nikt tego nie widzi. Tu ściany miały nie tylko uszy ale i oczy.
- To smutne. A ożeni się pan jeszcze raz? - indagował dalej Kuba, któremu rozmowa z profesorem najwyraźniej imponowała. On sam powoli zaczął dostrzegać specyficzny urok tego dzieciaka. Coś tam lęgło mu się w tyle głowy, ale uznał, że jeszcze za wcześnie. Na razie trzeba przeciągnąć tego małego na swoją stronę.
- Jak spotkam taką panią, która będzie mnie chciała to czemu nie? Na razie mam kota i to mi wystarczy.
- Tak? A jak się nazywa kot?
- Makaron - profesor uśmiechnął się.
- Nasz nazywa się Sznurek. Też długie. I jest cały czarny. Zagra pan ze mną w warcaby?
Kornel ostatnio grał w warcaby jakieś czterdzieści lat temu na wycieczce szkolnej i poza tym, że pionki poruszają się po skosie zupełnie niczego nie wiedział, nie pamiętał podstawowych ruchów, strategii i taktyki. Będzie dość wesoło jak mały rozłoży na łopatki profesora zwyczajnego... Jednak w tej chwili Kuba był wariantem jego planu.
- Dobra, dawaj. Choć wolałbym w szachy.
- W szachy nie umiem. Pan zaczeka. I zostawi sobie tę paczkę papierosów - powiedział i błyskawicznie zniknął w swojej sali by po chwili pojawić się z szachownicą w dłoni.

- Hura! Wygrałem z profesorem! - Kuba cieszył się jakby nie miał dwunastu a co najwyżej osiem lat. Profesor obserwował tę autentyczna radość i w sposób niewidoczny dla dzieciaka wytarł oko rękawem. Po raz kolejny przekonuje się ile stracił w ciągu całego swojego życia. Kuba może nie był doskonały ale aż chciało się patrzeć jak ten dzieciak żyje, ile w nim zapału, entuzjazmu. I wcale nie tak wyrachowany jak Magnus choć oczywiście Magnus to była zupełnie inna klasa człowieka.
- Kuba, leki! - krzyknęła pielęgniarka, która wyłoniła się z dyżurki. - I nie zapominaj, że masz zmianę opatrunku. O widzę panie profesorze, że tym razem pana dopadł. Co my tu mamy z tym chłopakiem...
- A co mu się stało? - zapytał profesor kiedy Kuba poszedł do zabiegowego.
- Pobity. Jak, gdzie, przez kogo - nie chce powiedzieć. Była już i policja ale z tego co wiem, nic im nie powiedział. Znaleziono go nieprzytomnego na klatce schodowej, oberwana skóra z ciemienia, złamane żebra. Ojciec był w pracy, matka w domu ale nic nie słyszała. Mówię panu, coś zupełnie nie tak z tym... Ale rodziców bym nie mieszała w to, mili, kulturalni, co drugi dzień go odwiedzają.

W tym momencie z zabiegowego wyszedł a właściwie wyskoczył Kuba i pielęgniarka zamilkła po czym oddaliła się w głębi korytarza.
- Jak pan czegoś będzie potrzebował, niech pan mówi śmiało - powiedział Kuba. - Wszystko tu się da załatwić, jak nie, zadzwonię do domu.
- Hmmm... - chrząknął Kornel. Możliwe, że to, co zrobi w tej chwili będzie największym idiotyzmem pod słońcem, ale wszystko wskazywało na to, że Kuba zrobi to, o co go poprosi. Poza tym już po kwadransie rozmowy z nim widział, ze chłopak jest piekielnie inteligentny i w lot zrozumie o co mu chodzi. No i pewnie jest miłośnikiem przygód i tajemnic - a to będzie tu, jak znalazł.
- No byłaby taka rzecz. Ale...
- No niech pan mówi - Kuba najwyraźniej nie lubił owijania w bawełnę.
- Ale to musiałoby być w największej tajemnicy. Tak, żeby nikt, ale to absolutnie nikt nie wiedział.
Kuba poparzył na profesora swym przenikliwym, świdrującym wzrokiem.
- Chce pan uciec?
Cholerny szczeniak! Kornel powoli żałował tego całego wstępu. Skąd wiedział? No cóż, jeśli się powiedziało A...
- Posłuchaj mnie, Kuba. Na razie siedź i nie przerywaj bo historia będzie bardzo długa. I wiem, że będzie ci w nią trudno uwierzyć, ale takie rzeczy też się zdarzają.
- Śledzą pana?
- Drogówka, ale to nie o nich chodzi. Ale miałeś mi nie przerywać, prawda? Pamiętaj, że ja traktuję cię teraz jak dorosłego człowieka.
Profesor widział, że ciekawość zżera małego do tego stopnia, że czerwone plamy pojawiły mu się na policzkach. Teraz wystarczy to odpowiednio wykorzystać. Dalej zastanawiał się, czy to najlepsze wyjście, ale skoro nie ma innego... Kuba zdecydowanie go polubił i należało to wykorzystać.

- Hmmm - westchnął Kuba, gdy profesor zakończył opowiadanie całej tej historii. - Właściwie nie powinienem panu pomagać, bo zniknie pan i już nigdy pana nie zobaczę. A szkoda.
O rany Boskie! Tego Kornel nie przewidział - jawnego sabotażu i to jeszcze ogłoszonego z perfidnym uśmieszkiem na twarzy. Jego brak doświadczenia w postępowaniu z dziećmi może nie był aż tak widoczny w przypadku Magnusa ale tutaj...
- Zgodzę się jak mnie pan pozna z tym chłopcem na wózku inwalidzkim.
Czemu nie? W jego najśmielszych wyobrażeniach nigdy nie przypuszczał, że będzie pertraktował z dwunastolatkiem ale tu deal wydawał się uczciwy. Pewnie i tak do niego nie dojdzie ale gdyby miał się spełnić, nie będzie stawiał najmniejszych przeszkód.
- Ale pan sobie tego wszystkiego nie wymyślił, prawda? Bo opowiedział mi pan historię jak z jakiegoś filmu, w życiu takie sytuacje się nie zdarzają.
- Z tego co wiem, tobie się właśnie coś takiego zdarzyło - odciął się Kornel i był ciekawy jak Kuba zareaguje.
- Już ta wredna piguła zaczęła plotkować - skrzywił się ze wstrętem Kuba. - A ona gówno wie.
Kornel uznał za stosowne interweniować.
- Profesorzy raczej nie lubię takich słów - powiedział lekko pouczającym tonem.
- Nie wszyscy - sprostował Kuba. - Profesor Wawrzyniak czasem, jak naprawdę trzeba to i powie "kurwa". To teraz ja powiem, co mogę zrobić i jak to wygląda na oddziale. A trochę obserwuję i widzę rzeczy, których inni nie widzą.
W to Kornel nie wątpił ani przez moment i zamienił się w słuch.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Sob 19:24, 01 Sie 2015    Temat postu:

Kornel coraz młodszych sobie wynajduje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 22 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin