Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hej gamle man!
Idź do strony 1, 2, 3 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 19:53, 17 Maj 2015    Temat postu: Hej gamle man!

UWAGA. Historia, do czytania której właśnie się zabierasz, zajmuje ponad 450 stron normatywnego druku, dlatego gorąco polecam jej wersję w e-booku, którą znajdziesz (za darmo i bez logowania) tutaj: [link widoczny dla zalogowanych] Dla twojej wygody znajdziesz tam PDF a także EPUB i MOBI. (HS)

Planowanych jest kilkanaście odcinków, ale nie będę się z tym spieszył jak z Innymi. Tradycyjnie tytuł może się zmienić po drodze. Wersja dla czytających z czytników: [link widoczny dla zalogowanych]

Wychodząc z domu, czteropiętrowego gierkowskiego bloku na wrocławskich Krzykach, Kornel zauważył karetkę pogotowia i niknących w niej ludzi w niebiesko-zielonych uniformach. Pojazd stał przy jego klatce schodowej, wszystko wskazywało na to, że paramedycy interweniowali u któregoś z jego najbliższych sąsiadów. Już miał podejść i zapytać się, jednak wcześniej spojrzał na niebo. Ołowiane chmury nadciągały coraz bardziej i wyłaniały się zza pobliskiego dworca autobusowego. 'Dowiem się jak wrócę' - pomyślał Kornel i zganił się w myślach za brak parasola. Popatrzył jeszcze raz niespokojnym wzrokiem to na niebo, to na zegarek, to na karetkę, która czyniła ostatnie przygotowania do wyjazdu i szybkim krokiem ruszył w stronę przystanku autobusowego na Grabiszynek.

Na szczęście skończyło padać, kiedy autobus przemierzał stalowoszare bloki na Gajowicach i Kornel ostatni kawałek swej podróży - dziesięciominutowy spacer - wykonał spokojnym krokiem, zraszany przez ciepłą majowa mżawkę. Od kiedy zmarła Sabina, jego żona i największy powiernik, wyjazdy na Grabiszyńską nekropolię stały się cotygodniowym rytuałem. Zawsze w piątek, zawsze po południu, prawie zaraz po powrocie z uczelni. I mogły z nieba lecieć siekiery, a nie odpuścił. Normalnie zapytałby sanitariuszy co się stało, choć samotnik a nawet odludek, nie zatracił jeszcze ostatnich odruchów towarzyskich. Ta karetka przed bramą gryzła go i nie dawała mu spokoju. Kto to? Stary Rusinek? A może Lewandowska urodziła? Jej ciąża była coraz bardziej widoczna...

Tak rozmyślając dotarł do grobu i dopiero tu napadły go zgoła inne myśli. W końcu przyszedł odwiedzić swoją żonę. Już trzeci rok nie mógł pogodzić się z tą stratą i ból nie był ani słabszy ani rzadszy niż pierwszego dnia po jej śmierci. Jego obecność przy grobie nie ograniczała się do takich technicznych działań jak podlanie kwiatków czy uprzątnięcie liści. To na początku. Później było wspominanie, wielominutowe dialogi rozgrywane we własnej głowie, gdzie wyobrażał sobie, że powierzał swe problemy Sabinie, że roztrząsali je tak jak robili to, gdy jeszcze żyła. Dziś też zaczął od posprzątania po ulewie, zmienił żwirek wokół grobu na bielszy, wyrwał kilka chwastów agresywnie przebijających się przez granitową ostrą stalową szarość. Zmęczony, usiadł na ławce i starał się, jak zwykle, pogrążyć w myślach. Ale nic z tego nie wyszło. Coś przeszkadzało jego skupieniu, wyprowadzało go z równowagi, burzyło coś, do czego przywykł przez ostatnie trzy lata. Mijały minuty i mimo, że przymuszał się coraz bardziej, miał kłopoty nawet z przywołaniem jej twarzy. W końcu zrezygnowany, popatrzył na zegarek i wiedząc, że nic z tego nie będzie, spakował narzędzia, zamknął je w pojemniku pod ławką i wolnym krokiem opuścił cmentarz. Przez te trzy lata poznał tu już sporo ludzi, czasem zatrzymywał się na krótkie pogawędki, zwłaszcza z kobietami, dziś ograniczył się do staromodnego nieco uchylenia kapelusza. Nie miał ochoty na rozmowę, coś było zdecydowanie nie tak. Nawet już na osiedlu w ostatniej chwili przypomniał sobie, ze skończyło się mleko dla kota i wrócił do marketu prawie spod samego domu.

Kornel przekroczył niedawno pięćdziesiątkę, był niczym niewyróżniającym się mężczyzną, ani za wysoki, ani za niski i tylko wystający brzuch zdradzał zamiłowanie do dobrego jedzenia. No i sprawność już nie ta sama co przed laty, musiał zatrzymać się i odsapnąć ile razy wdrapywał się na swoje trzecie piętro bez windy. Tak jak teraz, jeszcze zostało kilka schodków kiedy poczuł, że oskrzela zaczynają go palić i prosić o krótki odpoczynek. Wtedy właśnie po raz pierwszy zobaczył jego. Siedział na schodach, w jasnoniebieskiej kurtce, ciemnych dżinsach. Obok stał duży, kolorowy, wypchany plecak. Pewnie jakiś gość do Lewandowskich - pomyślał, otaksował przybysza krótkim roztargnionym spojrzeniem, po czym otworzył drzwi przygotowanym uprzednio kluczem. Przed drzwiami kręcił się kot Makaron, wyglądał na wyjątkowo wściekłego a przy tym głodnego, więc Kornel od razu zajął się szalejącym rudzielcem zapominając o wszystkim co stało się tego dnia. Później kolacja, dziennik i, z powodu wyjątkowo nieciekawego jak na piątek programu telewizyjnego, postanowił położyć się wcześniej.

Już zasypiał, gdy błogą ciszę przerwał natarczywy dzwonek do drzwi. Radiobudzik na jego szafce nocnej wskazywał dziesiątą, kogo o tej porze niesie? Od czasu śmierci Sabiny goście pojawiali się u niego rzadko i już na pewno nie wtedy kiedy porządni ludzie kładą się do łóżek. Sam też nie umawiał się z nikim tak późno, jeśli zdarzyło mu się zasiedzieć w pubie, pilnował się by wrócić przez dziesiątą do domu. Naciągnął na piżamę szlafrok w różowe kwiatki - pozostałość po Sabinie - i nie myśląc wiele – bo i kto by to myślał zasypiając? - powlókł się w stronę drzwi wejściowych przy których już warował Makaron. Nawet nie spojrzał przez wizjer, i tak niewiele by zobaczył, światło na klatce schodowej częściej nie działało niż działało.
- To ja, panie Kornelu - usłyszał gdy zmagał się z niepokornym łańcuchem. Poznał od razu głos starej Lewandowskiej, sąsiadki z drugiego piętra.
- Panie Kornelu, musi pan nam pomóc - powiedziała błagalnie, nawet nie uznawszy za stosowne przeprosić za inwazję o tej porze. Zresztą mało kto od niej tego oczekiwał, z reguły pyskata i wyszczekana, sądziła, że to jej należą się wszelakie rewerencje.
- Pomóc? Jak? - zapytał Kornel poprawiając połę szlafroka. Niech no tylko ta stara megiera zauważy, że jest w stanie, który można by nazwać aktywnym...
- Pan wie, że starego Rusinka zabrali do szpitala? - zapytała starając się przy okazji zajrzeć w środek mieszkania.
A więc jednak jego - pomyślał Kornel. No dobrze, ale co on ma z tym wspólnego? Rusinek sprowadził się tu jakieś dwa lata temu, do najmniejszego mieszkania na klatce schodowej. Z tego co Kornel wiedział, był wdowcem, a rozmawiali ze sobą wszystkiego może trzy razy przy okazji wynoszenia śmieci czy powrotu z kościoła.
- A przyjechał do niego ktoś, chłopak - nadawała dalej gruba Lewandowska. - Tylko, że nie da się w ogóle z nim porozumieć. Ja tam angielskiego ani innych języków nie znam. A zięć, który szprecha trochę po niemiecku, wyjechał. Pan wykłada języki w szkołach, pewnie więcej pan z niego wyciągnie.

Ostatnia rzecz, na jaka Kornel miał ochotę, to prowadzić konwersacje w jakimkolwiek języku o tej porze a już szczególnie z kimś, kogo w ogóle nie zna. Gdyby przyszedł tu ktokolwiek inny a nie Lewandowska, grzecznie by się wymówił i wrócił do łóżka i do tego co zaczął. Jednak narazić się Lewandowskiej to gorzej niż zadrzeć z policją. Babsztyl znał wszystkich naokoło i nie tylko i przy jakiejkolwiek okazji nie szczędził swych opinii i plotek a im gorsze dla obmawianego tym lepiej. - Niech się dzieje co chce - pomyślał, a głośno powiedział:
- No dobra, niech pani go przyprowadzi. Ale tak za jakieś pięć minut, nie wypada mi rozmawiać w szlafroku.

Nie minęły może trzy minuty, Kornel właśnie nakładał spodnie gdy dzwonek do drzwi zabrzmiał powtórnie.
- To ja go panu zostawiam - powiedziała Lewandowska zza chłopaka, który wyglądał na mocno zmieszanego i nie poczekawszy na jakikolwiek komentarz ze strony Kornela, zniknęła w czeluści klatki schodowej, która tym razem była nieoświetlona.
- Come inside - powiedział Kornel, zdecydowawszy się rozpocząć od najpopularniejszego języka, nauczanego pod każdą szerokością geograficzną. Kimkolwiek był przybysz, musiał się z nim zetknąć gdyż posłusznie acz nieśmiało przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi. Kornel wpatrywał się w niego chwilę. Chłopiec nie mógł mieć więcej niż piętnaście lat. Okrągła twarz nosiła jeszcze ostatki dziecięcych rysów, które dziwnie uzupełniały się z pierwocinami zarostu, drobnymi prawie białymi kłaczkami. Niebieskie oczy, uciekające od bezpośredniego kontaktu wzrokowego, zdradzały zmęczenie i rezygnację.
- Mówisz po angielsku? - przerwał milczenie Kornel.
- Trochę - odpowiedział chłopak, dalej uciekając wzrokiem. - Jestem Szwedem.
- Så kan du tala svenska om du vill - odpowiedział Kornel.
- Jättebra - ucieszył się chłopak a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Chyba pierwszy tego dnia. I jakby w bezpośrednim następstwie żenada i wstyd ustąpiły miejsca bardziej przyjaznym odczuciom. Chłopak przemógł się i popatrzył na Kornela.
- Mam na imię Magnus - przedstawił się tonem, w którym wyczuwało się kindersztubę.
- Miło mi. Ale nie będziemy tu chyba tak stali? - zapytał Kornel i wykonał zapraszający gest w stronę kuchni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 13:46, 20 Wrz 2015, w całości zmieniany 15 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 8 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 11:16, 18 Maj 2015    Temat postu:

Ciekawie sie zapowiada jak to u Homowego bywa.... Tongue out (1)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 22:30, 18 Maj 2015    Temat postu: 2.

– Głodny? – zapytał Kornel gdy siedzieli już przy kuchennym stole.
– Szklanka mleka wystarczy – odparł Magnus dalej starannie unikając wzroku gospodarza. Tym razem było łatwiej, bo uwagę w naturalny sposób przyciągał baraszkujący po podłodze kot Makaron. Kornel spełnił prośbę chłopca i po chwili siedzieli nad dwoma parującymi kubkami.
– Z tego co się dowiedziałem, człowiek, do którego przyjechałeś, został zabrany po południu do szpitala – Kornel uznał, że dość tych wstępów, trzeba się dowiedzieć co jest grane, postanowić coś i wrócić do łóżka.
– To mój dziadek – powiedział sucho Magnus i spuścił oczy. – To znaczy, miał się zaopiekować mną podczas gdy matka będzie w Stanach. Cały miesiąc.
Do Kornela zaczęło docierać powoli, że tak naprawdę chłopak nie ma dokąd wrócić a już na pewno nie pozbędzie się go z minuty na minutę. Teraz trzeba by usiąść przy telefonie, dowiedzieć się dokąd zawieźli starego Rusinka, w miarę możliwości skontaktować się z nim, może wróci za dwa, trzy dni... Był to mężczyzna już niemłody, lecz wyglądał na w pełni sprawnego fizycznie, rzec by można dziarskiego. Może to tylko jakiś wyrostek czy coś w miarę niegroźnego – pocieszał się.
– Na upartego mógłbym wrócić do Sztokholmu i to już jutro – odezwał się Magnus. – Tyle pieniędzy mam. Najwyżej pożyczę od znajomych albo matka coś podeśle. Bo wrócić to ona raczej nie wróci...
Matka Magnusa była naukowcem na sztokholmskim uniwersytecie i wybrała się na miesięczne stypendium jako wizytujący profesor gdzieś w środkowe stany USA. Prawdopodobieństwo, że zwinie manatki i w te pędy wróci do Sztokholmu tylko dlatego, że jej syn utknął gdzieś w świecie było nikłe i Magnus objaśnił to Kornelowi prawie szeptem. Na jego twarzy zmęczenie walczyło z przerażeniem i niepewnością.

– Dzisiaj już nic nie wymyślimy – powiedział Kornel i odłożył książkę telefoniczną, z której wypisywał numery szpitali. Jakby nie było. To może poczekać do rana... – pomyślał i odruchowo sięgnął po papierosy.
– Czy mogę wyjść? – zapytał Magnus. – Nie żeby coś, ale papierosy... Nie cierpię dymu.
Zaczyna się – pomyślał wściekle Kornel. Już po niespełna pół godzinie poczuł, że im szybciej załatwi ten problem tym lepiej. Na razie jednak podszedł do okna, otworzył je na oścież i zapalił, uważając by dym nie dostawał się do kuchni.
– Tak może być? – zapytał.
– Jeśli musi... – odparł bez przekonania chłopak i dość niegrzecznie pociągnął nosem. Kornel wzdrygnął się lekko, choć nie dał inaczej po sobie poznać, że gest zauważył i ocenił negatywnie. Wojny o palenie, coraz częstsze, zdarzały się już nie tylko na uczelni, skąd wygoniono palaczy do obskurnych palarni na zewnątrz, ale bywało, że zwracano mu uwagę na przystanku. Dom zawsze uważał za świątynię, gdzie nikt nie będzie mu nakazywał co ma robić. Aż tu nagle... Bezczelny smarkacz.

Kornel skończył papierosa i uznał, że pora pójść spać. Łatwo powiedzieć ale jak to zrobić? Najchętniej odesłałby go z powrotem do Lewandowskiej, tyle że ona dość wyraźnie dała mu do zrozumienia, że z chłopakiem nie chce mieć nic wspólnego. Przecież go nie wypędzi... Przez cały czas obecności Magnusa w domu Kornel obserwował go dyskretnie acz dokładnie. Ręce, nadgarstki, wszystko co się dało. Nie wyglądało na to by chłopak był narkomanem, zresztą był chyba za młody na takie rozrywki. Co wcale nie znaczy, że nie obudzi się w domu i nie zniknie on z połową sprzętu. Co prawda najcenniejsze rzeczy to książki na których mały najpewniej się nie zna, ale czego to się dzisiaj nie kradnie? Kornel pieniądze trzymał w banku a biżuterię po żonie w banku i chyba to zadecydowało, że w końcu porzucił myśli o kryminalnych wyczynach niespodziewanego gościa.
– No cóż, chyba umyjemy się i pójdziemy spać – powiedział znad zlewu, w którym mył kubki. – Ty się wykąp a ja postaram się znaleźć jakieś miejsce do spania dla ciebie.
Bardzo ładnie powiedziane, elegancko nawet zabrzmiało, stwierdził w myślach Kornel. Tyle że w tym momencie problem dopiero się zaczynał. Jego mieszkanie składało się z dwóch pokojów i kuchni. Po śmierci Sabiny mniejszy pokój zamienił na graciarnię, nie potrzebował go bo i po co? W rezultacie wypełniony był różnymi klamotami: kartonami od telewizora i lodówki, starym stołem ze złamaną nogą i podobnymi obiektami. Położenie tu kogokolwiek było niewykonalne, jedynie wąska, kręta ścieżka prowadziła do okna, tak, by dało się czasem tę graciarnie wywietrzyć. No i nie pachniało tu najlepiej; kot Makaron, korzystając z uchylonych nieopatrznie drzwi, lubił zaglądać do środka zostawiając to i owo mimo, że kuwetę miał w kuchni. Posprzątanie tego zajęłoby kilka dni... Co do łóżka, nie było większego problemu, w salonie oprócz jego starego małżeńskiego łoża znajdowała się amerykanka, składany fotel kupiony właśnie jako zapasowe łóżko. Nie przyjmowali zbyt wielu gości, czasem jednak wpadała rodzina żony i wtedy był jak znalazł. Kornel westchnął i zabrał się za rozkładanie amerykanki.

Nagle przerwał, poruszony łoskotem dobiegającym z łazienki. Coś się stało? A może to on zupełnie odwykł od jakichkolwiek hałasów w domu? Pewnie tak – pomyślał. Po tylu latach ciszy każdy głośniejszy dźwięk brzmi jak wystrzał, zwłaszcza o tej godzinie, kiedy i radio i telewizja są już wyłączone. Jednak zamiast czuć się coraz bardziej zmęczony i senny, Kornel czuł wzrastające zdenerwowanie. Jeśli teraz ma się wszystko zmienić... Gniewne myśli przerwał kolejny łomot, tym razem otworzyły się drzwi do łazienki a w nich stał Magnus, w samych majtkach.
– Mógłbyś włożyć coś na siebie? – zapytał Kornel siląc się na w miarę obojętny ton. Najchętniej wykrzyczałby to, ale nie wypadało. No i w końcu to jeszcze prawie dziecko, choć ma co najmniej metr sześćdziesiąt.
– Z chęcią, ale zapomniałem piżamy – odpowiedział Magnus. Kornel odwracał ile tylko mógł wzrok od rumianego od gorącej wody ciała chłopaka. Nie cierpiał golizny a już na pewno u tej samej płci.
– Masz tu mój szlafrok – podał mu feralną różową podomkę, w której pokazał się Lewandowskiej, robiąc przy okazji notatkę w pamięci aby z samego rana wrzucić ją do pralki automatycznej.

Dopiero teraz, gdy sam udawał się do łazienki, uświadomił sobie że będzie spał w jednym pokoju z zupełnie obcą osobą. Kiedy ostatnio to robił? W wojsku nie był, odbębnił szkolenie studenckie, na obozy raczej nie jeździł, chyba ostatnio na wycieczce na zakończenie podstawówki? Nawet w hotelach, w których bywał dość często z uwagi na kongresy naukowe, na które zapraszano go często i w różne strony, zawsze dostawał jedynki w hotelach, a nawet jeśli nie – zawsze dało się tak załatwić, aby spał sam. Dobrze żarło i zdechło – pomyślał kwaśno. – Trzeba z samego rana to jakoś załatwić...
Gdy otworzył drzwi do łazienki, początkowo nie mógł poznać pomieszczenia – podłoga zalana wodą, co się tylko dało było poprzestawiane, dobrze, że wanna i zlew stały na swoim miejscu... W zasadzie należało młodziaka chwycić za ucho i przywlec tu by posprzątał ten chlew. Jeszcze nikt w mieszkaniu nie zrobił mu rewolucji. Zacisnął zęby, otarł zroszone z emocji potem czoło i przystąpił do sprzątania. Nie, tak nie może być – wściekał się, mopując resztki wody spod wanny. – Tylko kilka godzin, wytrzymać, jeszcze tylko kilka godzin i pozbyć się kłopotu na zawsze.

Jego własny pokój przywitał go zgaszonym światłem, panował półmrok, który rozświetlała tylko lampa z przedpokoju. Magnus leżał już na rozłożonej amerykance i, sądząc z pozycji, spał. Dopiero teraz Kornel zrozumiał, ze przecież ten chłopak dziś przyleciał ze Sztokholmu, przesiadał się w Warszawie na pociąg, potem szamotał się po mieście nie zastawszy dziadka na peronie. Jak na tak małe doświadczenie życiowe, całkiem sporo tego – pomyślał Kornel, zgasił światło w przedpokoju i położył się. Ale nie mógł zasnąć. Miarowy oddech śpiącego niecałe trzy metry dalej chłopca wbijał się w jego świadomość, głębiej i głębiej, wywoływał mieszankę różnych uczuć, w większości negatywnych. Po półgodzinnej walce z nieprzychodzącym snem sięgnął po papierosa, jednak szybko przypomniał sobie niedawną scenę z kuchni. Cóż, nie jest już tak naprawdę u siebie. Wziął paczkę marlboro, cicho otworzył drzwi i poszedł do kuchni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 21:57, 08 Lip 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 8 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 8:20, 19 Maj 2015    Temat postu:

Ciekawie rozwijajaca sie sytuacja. Czekam na dslsze losy Kornela i Magnusa i kota Makarona : P
[/i]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez tomeck dnia Wto 8:23, 19 Maj 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 20:25, 19 Maj 2015    Temat postu:

Dzięki za miłe slowa, jednak ktoś to czyta. Jesli sie wyrobię, postaram się wrzucić następny odcinek jeszcze dziś, okolo jedenastej polskiego czasu. I proszę o komentowanie Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Wto 20:48, 19 Maj 2015    Temat postu:

homowy seksualista napisał:
... jednak ktoś to czyta. ...
No pewnie, ja też.
Ciekawa sytuacja wyjściowa, spodziewam się intrygującego rozwinięcia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 60 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Wto 20:54, 19 Maj 2015    Temat postu:

Czyta, czyta i czeka na ciąg dalszy - te odcinki moze mogłyby być trochę dłuższe ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lotosKryś
Wyjadacz



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 21:21, 19 Maj 2015    Temat postu:

czytaaaa Smile więc pisz Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 22:05, 19 Maj 2015    Temat postu: 3.

Kornel otworzył oczy i popatrzył się nieprzytomnie wokół siebie. Czyżby jakiś krzyk? Chyba tak, jaszcze teraz czuł charakterystyczne świdrowanie w uszach. Dopiero teraz przypomniał sobie co tak naprawdę zdarzyło się wczoraj wieczorem. Radiobudzik wskazywał w pół do trzeciej, nie spał dłużej niż godzinę. Dopiero teraz skierował swój wzrok w ciemną stronę pokoju. Gdy przyzwyczajał swój wzrok do mroku, dotarło do niego głośne sapanie.
Vad har hänt? – zapytał w ostatniej chwili przypominając sobie, że pytanie trzeba zadać po szwedzku.
– Nie wiem... Coś mnie dusiło, a może mi się wydawało...
Kornel podszedł do wyłącznika światła przy drzwiach. Ledwie pokój zalało rażące w oczy światło, zobaczył winowajcę całego zamieszania. Kot Makaron bezszelestnie zsunął się z pościeli i dumny z siebie dostojnym krokiem podążył w stronę drzwi. Jeśli nawet Kornel miałby ochotę powiedzieć coś uszczypliwego, czy nawet wymownie popatrzeć się na zegarek, zwyczajnie nie miałby racji. Kot zwykle buszował w nocy gdzie chciał i Kornel zdążył się do tego przyzwyczaić. – Ile jeszcze ten koszmar będzie trwał? – pomyślał wściekle, zgasił światło i poszedł do kuchni zapalić. Zdecydował, ze rano urządzi wojskową pobudkę o siódmej i jeśli do dziesiątej nie wyjaśni się co dalej, wsadzi małego w samolot, nawet jeśli miałby go odwozić do Warszawy. Popatrzył jeszcze na zegarek, obliczył, ze jeszcze przed nim trzy godziny snu, wyrzucił niedopałek przez okno, nie dbając specjalnie by go zgasić i wrócił do łóżka. Już zasypiał, gdy przypomniał sobie, ze miał odizolować Makarona od pokoju, jedna niespodzianka tego typu naprawdę starczy.

I znów obudził go hałas, tym razem nie tak ostry jak poprzednio. Czerwone cyfry radiobudzika wskazywały dziewiątą. Jeśli przez jego głowę nie przemknął żaden wyraz uważany za nieprzyzwoity, to tylko dlatego, że bluzgów nie używał, chyba tylko w tłumaczeniach, a i tam stykał się raczej z tekstami, które nie zawierają tego typu wyrażeń. Rzucił okiem w stronę amerykanki, na której spał Magnus, tym razem w pełnej komitywie z kotem, który spał spokojnie na jego brzuchu. Tym razem patrzył na niego bez jakichś kwasów, zrezygnował nawet z wojskowej pobudki, którą solennie obiecał sobie przed zaśnięciem. Narzucił szlafrok i poszedł do kuchni rozejrzeć się za jakimś śniadaniem. W zasadzie powinien zejść do marketu i kupić cokolwiek innego niż chleb i parówki, ale dalej nie chciał zostawiać chłopaka samego w mieszkaniu. Zdecydował zatem, że jak mały wstanie i doprowadzi się do porządku, zjedzą gdzieś na mieście, a sam wziął książkę telefoniczną i poszedł obdzwaniać szpitale.

– Nie mogę panu udzielić tej informacji – przekonywał go szorstki damski głos ze słuchawki. – Pan rozumie, ochrona danych osobowych. Ja nie wiem kim pan jest dla osoby, którą pan poszukuje.
– Sąsiadem – odpowiedział zmęczonym głosem Kornel. – I nie dzwonię dla własnej rozrywki, a sprawa jest naprawdę ważna, nawet nie cierpiąca zwłoki.
Na recepcjonistkę – czy kimkolwiek ta kobieta była, bo poza nazwą szpitala nie usłyszał nic więcej – nie podziałały żadne argumenty. Zrezygnowany odłożył słuchawkę. W innych szpitalach albo nie chcieli go poinformować albo starego Rusinka nie było. Jednak w ostatnim, do którego dzwonił, usłyszał sensowną poradę.
– Niech pan pójdzie z chłopcem na policję – poradziła miłym głosem kobieta, prawdopodobnie starsza. Kornel do policji miał dość niejednoznaczny stosunek. Dali mu się we znaki, kiedy był młodym protestującym studentem uwikłanym w działalność w zakazanym Niezależnym Związku Studentów, cudowna przemiana milicji w policję jakoś go nie przekonała i przez wiele lat robił wiele, by z panami niebieskimi, jak ich nazywał, nie mieć nic wspólnego. Jednak musiał obiektywnie przyznać, że przy wypadku jego żony zachowali się wzorowo i bardzo mu pomogli. Mimo to na samą myśl, że za godziną pojawi się w ponurym gmaszysku na Druckiego-Lubeckiego, wywołała u niego odruch niesmaku.

Wbrew obawom Kornela, Magnus przyjął informację o wyprawie na komisariat całkiem spokojnie. Nie skomentował jej, nie zapytał nawet o śniadanie, zadowalając się kubkiem herbaty. Jeśli do tej pory odzywali się do siebie sporadycznie, od rana zaległa miedzy nimi cisza, która trwała i w samochodzie Kornela i aż do wejścia do gmachu komendy. Obserwując chłopca, Kornel usiłował odgadnąć powód milczenia. Obojętność? Zmęczenie? Niepewność najbliższych chwil? Wypadałoby go zapytać jak spał, ale to chyba było wyraźnie widać w nocy. Mimo coraz cięższej wagi tego milczenia, Kornel postanowił nie ruszać tematu, w duszy modląc się by na policji wyjaśniło się jak najwięcej. Już sam fakt, że zbliża się do celu spowodował, że przyśpieszył nieco i dopiero przy Renomie zorientował się, że przecież nie ma lewoskrętu.

Niech się dzieje co chce – pomyślał wchodząc do portierni. Umundurowany funkcjonariusz wysłuchał jego historii i zamyślił się.
– Nic co byśmy mogli zrobić. Chłopiec ma paszport?
– Tak.
– Można zobaczyć?
Kornel poprosił Magnusa o paszport, który ten podał bez zwłoki. Po drżeniach dłoni Kornel zorientował się, jakie napięcie musi ściskać małego. Tymczasem policjant przejrzał dokument i oddał go.
– W porządku. Najlepiej niech zwróci się pan do ambasady szwedzkiej w Warszawie, będą musieli coś zaradzić. A my? Chłopiec przyjechał tu za zgodą rodziców, dokumenty ma, nie jest poszukiwany. To czego pan od nas jeszcze oczekuje? – zakończył niezbyt uprzejmie.

W tej chwili tylnymi drzwiami weszła do dyżurki policjantka. Dyżurny streścił jej sprawę w sposób niesłyszalny dla Kornela, gdyż dyżurka była oddzielona od pomieszczenia dla interesantów grubą szybą a wszelkie rozmowy odbywały się przez interkom. Korne luz odwracał się, kiedy dostrzegł wstrzymujący ruch ręki dyżurnego, młodego chłopaka pewnie jeszcze przed dwudziestką. Za chwile rozległ się dźwięk otwieranego zamka elektrycznego i w drzwiach stanęła funkcjonariuszka, która przed chwilą rozmawiała z dyżurnym.
– Mogę panu pomóc znaleźć wujka tego chłopca, nam będzie to prościej. Panowie pozwolą ze mną.
– Dziadka – poprawił Kornel.
– Zaraz poda mi pan personalia, tylko przejdziemy do mojego gabinetu.

Minuty dłużyły się, Kornel z nerwów spoglądał na zegarek starając się nie patrzeć na Magnusa. Dopiero teraz zrozumiał co ten mały musi przeżywać.
– Mogę panów prosić do środka? – usłyszał i dopiero teraz zauważył, że drzwi do gabinetu się otworzyły. Po chwili usadziła obu na krzesłach przy stole, włączyła ekspres do kawy i przeszła do rzeczy.
– No nieciekawie to wygląda – powiedziała uważnie obserwując mężczyznę i chłopca. Kornel wolała się nie domyślać, nad czym się mogła zastanawiać. W czasach, kiedy człowiek boi się podejść do obcego dzieciaka by nie zostać podejrzanym o pedofilię albo o coś jeszcze gorszego, pięćdziesięciolatek i piętnastolatek musiały rodzić jakieś skojarzenia i to niekoniecznie pozytywne. Na razie ograniczyła się do zreferowania plonu swoich poszukiwań telefonicznych.
– Pan Rusinek leży w szpitalu na Kamieńskiego po wylewie. Rozmawiałam z jego lekarzem prowadzącym, powiedział, że pacjent będzie trzymany w stanie śpiączki co najmniej cztery – pięć dni, bo coś tam jeszcze przyplątało się dodatkowego, tyle, że nie wytłumaczył co. I tak bym nie zrozumiała. I tylko tak mogę panu pomóc. Nie mogę chłopca umieścić w pogotowiu opiekuńczym ani podobnej placówce, nic, naprawdę nic za tym nie przemawia. Chłopiec mówi po polsku?
– Nie – odpowiedział Kornel. – Po szwedzku i dość dobrą angielszczyzną ale to wszystko.
– Pan ma jakieś warunki by go potrzymać jakiś czas? W ogóle ma pan rodzinę?
A więc padło pytanie, którego Kornel obawiał się najbardziej. Podejrzewa go, boi się, że coś jest nie tak, cóż, każdy by się bał, takie czasy.
– Jestem wdowcem od trzech lat – odpowiedział Kornel z godnością. – Natomiast jakieś warunki mam, dwa pokoje z kuchnią. Z tym, że za półtora tygodnia jadę na kongres naukowy i do tego czasu sytuacja musi się jakoś rozwiązać. W lewo albo w prawo...

Kornel opuścił komisariat z mieszanymi uczuciami. Jeśli dowiedział się czegoś jeszcze to tego, że mogą być problemy z wysłaniem chłopca z powrotem. Chłopak miał pisemne pozwolenie od matki na przekroczenie granicy, wymagane przez linie lotnicze, tyle że z datą dzienną i nigdzie nie było napisane, że działa ono w obie strony. Wysłanie go do Sztokholmu było chwilowo niemożliwe, taki dokument mógłby mu wypisać dziadek. Kornel zastanawiał się w drodze na parking, czy nie iść 'na bezczelnego' i nie polecieć z małym do Szwecji w charakterze wujka. Może to był i pomysł ale co dalej? Skąd pieniądze ma trzy tygodnie życia? Jego profesorskie zarobki i w złotówkach nie były imponujące a co dopiero w koronach...
– I co teraz? – zapytał Magnus, gdy już siedzieli we wnętrzu samochodu. Kornel nawet nie zauważył, że chłopak odezwał się chyba trzeci raz tego dnia.
– Teraz pójdziemy coś zjeść – odparł beztrosko Kornel.
– No dobra, a co dalej?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 22:03, 08 Lip 2015, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 22:22, 20 Maj 2015    Temat postu: 4.

Ładny gips – pomyślał Kornel szamocząc się z zapaleniem samochodu i zastanawiając gdzie zatrzymać się na śniadanie. To był najbardziej palący problem a przy tym nie najważniejszy. Ten główny wisiał nad nim cały czas, a właściwie siedział na miejscu obok kierowcy i przeglądał zawartość swojego portfela. W krótkim czasie stało się oczywiste, że Magnusa nie da się tak po prostu wysłać do domu. Krążąc po śródmiejskich uliczkach swoim wysłużonym citroenem zwracał uwagę na matki z dziećmi. Zawsze im zazdrościł; on i Sabina nie dochowali się własnego potomstwa, kiedy zaczęło im na tym zależeć, okazało się już zbyt późno. Nieskończone wizyty w różnych gabinetach lekarskich nie przyniosły tak upragnionego rozwiązania, a tylko pogłębiły niechęć do służby zdrowia i stanu współczesnej medycyny jako takiej. Kornel za bardzo kochał swoją żonę by odbiło się to na ich związku, jednak pozostałą głęboka blizna na psychice ich obu. Ich spontaniczne i radosne życie erotyczne stało się zwykłe i monotonne, czasem nie mogli sobie spojrzeć w oczy, coś niewypowiedzianego stało na przeszkodzie. Niemniej jednak żadne z nich nie poruszało tej kwestii głośno. Raz rozmawiali ze sobą o adopcji, jednak w tak nieszczęśliwym czasie, że Kornel, mając kłopoty z utrzymaniem się na uczelni, nie chciał kompletnie rujnować i tak już nadwyrężonego wewnętrznego spokoju.

Teraz jego chęć posiadania dzieci wypaliła się kompletnie i bynajmniej nie zmartwychwstała od kiedy z musu przygarnął Magnusa, wręcz przeciwnie. Gorączkowo zastanawiał się, czy nie ma znajomych, którym można by podrzucić małego, przynajmniej na ten czas, kiedy będzie decydowała się sprawa zdrowia starego Rusinka. Problem zafrapował go do tego stopnia, że mało nie przejechał jakiejś starszej baby przed halą Nankiera.
– Jak jedziesz, baranie! – usłyszał kiedy po ostrym hamowaniu wysiadł by upewnić się, że kobiecie nic się nie stało.
– Przepraszam – bąknął tylko i zawstydzony schował się w aucie. Żywiołowa i, co tu dużo gadać, niegrzeczna reakcja kobiety sprowadziła go natychmiast na ziemie. Nie cierpiał krzyków, chamstwa, chuligaństwa. Potrafił zrozumieć i do pewnego stopnia usprawiedliwić dobrze i inteligentnie zaplanowany napad na bank, natomiast gardził uczestnikami zwykłej ulicznej ruchawki.

Na czym to ja stanąłem? Aha, na szukaniu jakiejś rodziny zastępczej – uświadomił sobie gdy bohaterka incydentu zniknęła już w czerwonym przedwojennym gmaszysku hali.
– Możemy gdzieś do toalety? – zapytał nieśmiało Magnus. Kornel dopiero teraz spostrzegł się, że pochłonięty problemami, jeździ tylko po centrum zamiast szukać jakiegoś baru, w którym można by coś tanio i szybko zjeść. Przy okazji dotarło do niego, że jest jakieś sto metrów od swojego miejsca pracy, instytutu neofilologii uniwersytetu. Zaparkował samochód i weszli do chłodnego wnętrza gmachu wydziału. Bufet akademicki nie był jakoś wstrząsająco zaopatrzony, jednak dało się zjeść w nim śniadanie złożone z jakichś kanapek i herbaty.
– Co ci wziąć? – zapytał Magnusa, który dalej był skupiony i pogrążony we własnym, wewnętrznym świecie. – Bułka z kiełbasą może być?
– Jestem wegetarianinem – odpowiedział Magnus. – Wszystko, tylko nie mięso.
Jeszcze lepiej... – pomyślał Kornel. – Wegetarianin w tym wieku... Czy ten chłopak wie, że niszczy sobie zdrowie zanim jeszcze zaczął naprawdę żyć? Kornel nie przepadał za nowinkami kulinarnymi, obiad wegetariański owszem, zjadł, zwłaszcza w piątek, ale był wyznawca kultury schabowego z kiszoną kapustą. Houston, mamy problem. Następny. Tym bardziej trzeba coś z tym zrobić...

– Nie zaopiekowałabyś się nim? – zapytał swojej asystentki, Oli Kaźmierczak. Ola miała córkę trochę starszą od Magnusa, męża zarabiającego koszmarnie wielkie pieniądze w jednej z wielkich korporacji telefonicznych i mieszkała w obszernej poniemieckiej willi na Biskupinie.
– Mam gości na cały weekend, rodzina męża, a od poniedziałku nikogo nie będzie w domu. Andrzej wyjeżdża, a ja raczej nie zostawię nieznanego sobie dziecka samego w domu – oświadczyła kategorycznie, może nawet za ostro.
Ech, emancypacja – westchnął Kornel. To było go przewidzenia. Co się stało z ta słynną polska gościnnością i chęcią pomagania sobie nawzajem?
– A nie masz przynajmniej pomysłu co mam z tym zrobić? Jeszcze ten tydzień jakoś obleci a od przyszłego mam zajęcia w Karpaczu.
Asystentka nawet na moment nie wysiliła intelektu i nie zadała sobie choć minimalnego trudu by pomyśleć, jej odpowiedź zabrzmiała jak z karabinu maszynowego.
– Przykro mi, nic mi nie przychodzi do głowy – odparła i, wymówiwszy się jakąś pilna rozmową, opuściła gabinet.

Najgorsze, że jemu też nic nie przychodziło. Miał jeszcze jednego asystenta, Witka, dopiero po studiach i mieszkającego w hotelu asystenckim. Witek był świszczypałą i przedkładał wieczory w studenckich klubach przy stołach zastawionych kuflami piwa. Pewnie by i zaopiekował się chłopakiem, ale Kornel wolał nie dociekać na czym ta opieka miałaby polegać. Witek specjalizował się w językach germańskich, znał szwedzki, ale co z tego? Oczyma wyobraźni ujrzał zasnuty dymem pokój Witka, dymem nie tylko papierosowym, w łazience jakąś na wpół ubraną studentkę, oboje na potężnym kacu, a Magnus śpi gdzieś pod ścianą... Brr. Na pewno nic z tych rzeczy.

Będąc w mieście, przypomniał sobie, że Magnus nie ma piżamy. Co prawda postanowił wydawać na niego tak mało pieniędzy jak tylko możliwe, jednak nie będzie mu chłopak prawie nago paradował po domu, na to on nie pozwoli. Weszli do sklepu odzieżowego.
– Wybierz sobie jakąś piżamę – polecił Kornel. Magnus zareagował widocznym na twarzy zaskoczeniem.
– Hur så?
Ale Kornel nie podjął dyskusji, powtórzył polecenie tonem nie znoszącym absolutnie żadnego sprzeciwu. Ten ton wypracował sobie na wykładach ale przede wszystkim na egzaminach. Jeśli studenci bali się kogokolwiek, to na pewno tym obiektem strachu był Kornel. Gdy wchodził co sali wykładowej witała go absolutna cisza. Na egzaminach dwóje stawiał spokojnie, bez żadnej ironii czy miażdżenia, ale w taki sposób żeby zabolało. Miał budzić respekt to go budził, nie tylko wiedzą, którą miał rozległą ale przede wszystkim utrzymaniem dystansu i surowością. Jeśli miał obrać jakakolwiek taktykę wobec Magnusa, będzie ona zupełnie taka sama. Czy rzeczywiście? W krótkiej historii ich znajomości Magnus zdołał już postawić kilka warunków, co byłoby nie do pomyślenia w jego relacjach ze studentami. I co najciekawsze, ani Magnus ani on nie negocjowali tych warunków, zostały po prostu postawione i – jak dotąd – dotrzymywane.

Rozmyślania przerwał mu Magnus, który wyłonił się z wnętrza sklepu z dwoma pakunkami. Kornel rzucił na nie okiem.
– Miałeś wziąć piżamę – powiedział zobaczywszy jakąś koszulkę i bokserki.
– Piżamy są dobre dla małych dzieci. Żaden mój kolega nie śpi w czymś takim.
Uznawszy, że oba elementy garderoby jednak coś tam zakrywają, Kornel odpuścił dyskusję, zwłaszcza, że w środku tłocznego sklepu wyglądałoby to po prostu głupio. Jeszcze zobaczyłby go ktoś ze znajomych... Kornel wykształcił co najmniej dwa pokolenia lingwistów, pamięć do ludzi miał dobra ale nie nadzwyczajną i nie założyłby się o żadne pieniądze, że w tej chwili w sklepie nie ma nikogo, kto by go nie znał. A skandalu chciał uniknąć za wszelką cenę. Wystarczy, że już na uczelni widzieli go z tym chłopakiem. Kornel gotów byłby przysiąc, że co najmniej dwie osoby patrzyły na to z zaciekawieniem i zapewne zadawały sobie pytania. A Ola raczej nie będzie trzymała języka za zębami. Co prawda przyjęła się w ich środowisku dyskrecja, nie była ona jednak bezwzględna i nie dotyczyła spraw towarzyskich. Kto, z kim, dlaczego, za ile – o takich rzeczach się rozmawiało i choć nigdy w obecności Kornela, on sam nie pozwoliłby na to, na pewno w tych rozmowach zajmował jakieś miejsce.

Czym zajmują się takie dzieciaki? – zastanawiał się chodząc z Magnusem po mieście. Jego dzieciństwo minęło na czytaniu książek, jeśli Magnus będzie chciał coś czytać, znajdzie więcej na jego półkach niż w jakiejkolwiek księgarni. Jednak ten tydzień trzeba będzie mu czymś wypełnić...
– Co lubisz robić w wolnych chwilach? – zapytał przy wejściu do galerii handlowej. Magnus był zdziwiony pytaniem.
– E, nic szczególnego... Łowić ryby.
– Łowić ryby – Kornel powtórzył jak echo słowa, które zabrzmiały niemal jak z kosmosu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 22:08, 08 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 8 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 1:12, 21 Maj 2015    Temat postu:

Dzieki za dwa odcinki i umilenie tej burzowej nocy w kabinie scanii gdzies pod Tarnowem. Opowiadanie coraz bardziej mnie wciaga. Czekam na kolejne czesci. Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 19:35, 21 Maj 2015    Temat postu:

Widzę, że zainteresowanie śladowe, to nie będę tak szalał z nowymi odcinkami. Następny może dziś, może jutro.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 19:45, 21 Maj 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mlody_tarnow
Debiutant



Dołączył: 13 Gru 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:37, 21 Maj 2015    Temat postu:

Jak to? Ja śledzę na bierząco. Wiec wrzuc dzisiaj cos

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 21:03, 21 Maj 2015    Temat postu:

Może zdążę wrzucić dziś. W wieczór debaty prezydenckiej i półfinału Eurowizji to dość męczące. Może być dość późno.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 60 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Czw 21:35, 21 Maj 2015    Temat postu:

Pisz jak najwiecej, to oczekiwanie na kolejny odcinek jest dość stresujące a Ty znowu się droczysz, ze nie ma zainteresowania, nikt nie czyta i nie komentuje - czytamy i czekamy na dalszy ciąg mimo ze nie zawsze komentujemy. Pisz proszę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 1 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin