Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 22:28, 02 Lis 2014    Temat postu:

Witam
Tyle omyłek pisarskich (chyba tak właśnie należałoby nazwać wciśnięcie złego klawisza, a nie błędami) wychwyciłem podczas czytania 30 (ładna okrągła liczba) odcinka.

"- Do ciężkiej cholery, mnie ukradziono samochód, jedyne co przyszedłem zgłosić fakt kradzieży a przesłuchujący nawet nie raczył zapisać numeru rejestracyjnego."
W powyższym zdaniu trochę mi nie pasuje "jedyne co przyszedłem zgłosić fakt kradzieży", może "jedyne po co przyszedłem, to zgłosić fakt kradzieży" będzie lepsze?

"- Najpierw musimy ustalić kim pan jest, co robi pan w Polsce i co się stało z pańska bronią."
Przy słowie "pańska" zawiódł ALT i drugiemu "a" brakuje ogonka.

"Sebastian zastanawiał się, w jakim charakterze ren mężczyzna tu jest - ..."
"Pomyliłeś się o jeden klawisz" i wyszedł "ren mężczyzna" zamiast "ten mężczyzna"

Pozdrawiam

PS
"Pomyliłeś się o jeden klawisz" to na własny użytek przeredagowany, z racji 30 odcinka opowiadania, cytat ze skeczu Smolenia wygłoszony 30 lat temu.
Oryginał brzmi:
"Teraz z dziadkiem kupiliśmy „Młodego Technika” i na podwórku pershinga stawiamy. Mówię ci, jak pieprznę, to się mogę tylko o jedno biurko pomylić."


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Nie 22:53, 02 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
krak30
Adept



Dołączył: 30 Lis 2013
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Pon 7:57, 03 Lis 2014    Temat postu:

Czy ten wykaz błędów nie możecie sobie przesyłać na PW, wszyscy muszą to czytać?, po cholerę?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 10:56, 03 Lis 2014    Temat postu:

Postaram się dostosować Smile Z drugiej strony miło, że ktoś dba o jakość portalu i, osobiście takie uwagi potraktowałbym jako kompromis. I nie wściekał się tak Smile

Pozdrawiam i Ciebie, Krak, i zibiego - i resztę czytelników.

PS. Również z tego powodu udostępniam całość pisaną ciągłym tekstem pod ardesem
[link widoczny dla zalogowanych]
na mój koszt transferowy. Format .txt, kodowanie UTF-8.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 11:01, 03 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 14:35, 03 Lis 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (31)

Gdy Sebastian otworzył oczy, ujrzał Norberta siedzącego przy łóżku. Pierwsze uczucie to ból, ale nie piekący, ostry, a tępy, rozlewający się po całym ciele. Dopiero teraz zaczęły go atakować obrazy z ostatnich wydarzeń, jeden przez drugi. Wypite piwo dało znać o sobie w postaci parcia na pęcherz. Jednak gdy ruszył biodrami, by zwlec nogi na podłogę, wróciło przejmujące kłucie, przez kręgosłup aż po czaszkę. W tym momencie, zupełnie irracjonalnie, przypomniał sobie angielski idiom 'to be a royal pain in the arse'. Anglicy nazwali coś może niezbyt ładnie ale za to celnie - pomyślał.
- Ostrożnie - Norbert wyciągnął rękę w przytrzymującym geście. Dopiero teraz myśli Sebastiana skupiły się na Niemcu. Usiłował odczytać coś z jego wyrazu twarzy. Nie była to ani troska ani nawet cień pokory, odczytał to jako obojętność.
- Chcę iść do toalety - oświadczył i, widząc, ze Norbert zrezygnował, z najwyższym trudem wstał i zagryzając język z bólu dotarł do łazienki. Dopiero teraz poczuł coś między pośladkami. Wyjął, sprawdził, był to tampon zrobiony prowizorycznie z kawałka papieru toaletowego, teraz już wilgotny i ciemnoczerwony. Zmienił go i z najwyższą niechęcią wrócił do pokoju. Najchętniej zostałby w łazience nawet całą noc, tylko po to aby temu człowiekowi nie patrzeć w oczy. Czy go nienawidził? Nie, to było coś zupełnie innego, a już na pewno nic osobistego. Bo w sumie co takiego się stało? Przecież się na to zgodził, nie protestował, gdy doświadczenia kilku sekund mogły mu podsunąć logiczny ciąg dalszy. Jakiekolwiek pretensje może mieć tylko do siebie. Rodziców. Tego, że urodził się taki a nie inny.

Wrócił do pokoju i z powrotem legł na łóżko. Dopiero teraz zauważył, że Norbert siedzi ubrany tylko od pasa w górę i bawi się żołędzią własnego członka w półwzwodzie. Sebastiana lekko zemdlił ten widok. Tymczasem Norbert przysunął krzesło bliżej łóżka, położył rękę na brzuchu i stopniowo przesuwał ją w stronę genitaliów.
- Norbert, nie, proszę...
- Będzie mniej bolało, rozluźnij się, nie ma szybszego lekarstwa na ból niż orgazm. Nawet tabletka zadziała wolniej, bo dopiero po piętnastu minutach.
Sebastian nie protestował, bo w tym stanie stał na z góry przegranej pozycji. Prace nad członkiem przyjmował z obojętnością, organ początkowo nie reagował na żadne bodźce, był zimny i skurczony.
- Chwyć mojego...
Wstręt, odraza? Jeszcze dwa razy słyszał zachętę zanim na ślepo wyciągnął rękę, którą Norbert naprowadził na ciepły ale miękki wałek.
Dla Sebastiana najcenniejszy w seksie był zawsze pierwszy moment, wolał go nawet niż sam orgazm. Kiedy partner już jest zdobyty, kiedy pierwsze bodźce dochodzące z jego organizmu przynoszą gwałtowny skok podniecenia. Jeśli nawet chwilę wcześniej nie był do końca gotowy, to przynosiło mu zawsze ostateczną twardość. Teraz jego organizm zareagował tylko resztkami tego zrywu. To jednak wystarczyło, by Norbert, wyczuwszy reakcję członka, zwiększył zabiegi. Sebastian tymczasem nie wiedział sam, czy chce to skończyć, czy też raczej, by Niemiec ubrał się i natychmiast poszedł w cholerę.

- No ssij - Norbert, widząc, że partner jest blisko, przycisnął krocze do jego twarzy i usiłował wprowadzić członek do ust. Napotkał jednak tylko zaciśnięte, stanowiące opór nie do pokonania wargi. Sebastian zadbał nawet o to, by łapanie powietrza towarzyszące szczytowaniu odbywało się wyłącznie przez nos. I choć ból po orgazmie istotnie zelżał, Sebastian nie odczuwał żadnej satysfakcji. Tępo patrzył, jak Norbert sam kończy stymulację i strzela do kawałka papieru toaletowego.
- Chciałeś mnie ukarać czy jak mam to rozumieć? - powiedział z pretensją w głosie.
Sebastian nie odpowiedział na to pytanie. Doszło do niego, że ten knur zupełnie nie rozumie, co się stało. Ze dla niego seks to przede wszystkim zaspokojenie siebie, a on, Sebastian służy tu tylko jako zabawka erotyczna. A że w rękach niegrzecznych chłopców zabawki lubią się psuć...
- Chcę wrócić do pokoju i się wyspać - powiedział drewnianym głosem.
- Wolałbym, żebyś tu jednak został, nie wyglądasz najlepiej.
Cóż za troska - ironizował w duchu Sebastian. Myśl, że jego partner na noc zupełnie się nie liczy i nie ma gwarancji, co jeszcze zmajstruje tylko po to, aby się zaspokoić, przeważyła. Walcząc z bólem wstał, ubrał się i, pożegnawszy się zdawkowym 'bis Morgen', wrócił do pokoju i prawie natychmiast walnął się ciężko w ubraniu na łóżko.

Ale sen nie przychodził. Sebastian długo wsłuchiwał się w ciszę, po czym wstał i włączył radio i chwilę powertował na skali, starając się znaleźć jakąś muzykę, tylko po to, by stłamsić cisnące się do głowy myśli.
Nic nie boli, można ciąć
szarpać kopać deptać kląć
prosto w serce wpychać nóż
bo wszystko jedno już
Nic nie boli, cisza trwa
nie ma dobra ani zła...

W zasadzie zgodziłby się z Elżbietą Dmoch, gdyby nie to, że jego właśnie bolało. Nie ma dobra ani zła... Ale nóż w jego serce chyba właśnie został wepchnięty. Z ta myślą zasnął przy włączonym radiu.

Samochód w końcu udało się wypożyczyć i teraz czerwony polonez mknął przez ośnieżone pola Mazowsza. Sebastian postanowił mimo wszystko pracować dalej, przybierając w stosunku do swego klienta maskę chłodu i uprzejmej obojętności. I zdecydował się na to wcale nie za względu na pieniądze; nagły wyjazd stworzyłby nie tylko komplikacje dla wujostwa, i także, a może przede wszystkim, sprowadził masę spekulacji, wypytywań, domysłów. Chyba jasne, że nie może powiedzieć prawdy. Żadne sensowne kłamstwo nie przychodziło mu do głowy. Ciotka Krystyna jest dyplomowaną pielęgniarką z dużą praktyką i nie da się zbyć byle łgarstwem, a inne powody poza zdrowotnymi nie przychodziły Sebastianowi do głowy. W tym momencie poczuł, że zbliża się moment, którego od samego rana obawiał się najbardziej. Przerwał milczenie, panujące w samochodzie od samej Warszawy.
- Musze do toalety. Ale zatrzymaj się przy jakiejś stacji benzynowej.
Norbert posłusznie wykonał polecenie i cierpliwie czekał, gdy Sebastian zniknął w budynku stacji.

Tymczasem Sebastian załatwił potrzebę ze łzami bólu i, gdy zapinał spodnie, uświadomił sobie, że w takim momencie musi dbać o higienę w dwójnasób, zwłaszcza, że przy okazji otworzyły się rany i palce pokrywają świeże smugi krwi. Uporawszy się z problemem, kupił w punkcie zapłaty za paliwo tabletki przeciwbólowe i, myśląc nad każdym krokiem, wrócił do samochodu.
- Co tak długo? - przywitał go Norbert. - Kłopoty ze sraniem?
Sebastian nie skomentował. Czy do tego buca naprawdę nie dociera, co się stało? Przysiągłby, że dolatuje od niego zapach świeżej krwi, ręce umył pod kranem z ledwie wypływającą z niego wodą o niezbyt przeźroczystym kolorze.
- Nie czuję się zbyt dobrze - powiedział tylko. Nie chciało mu się tłumaczyć, dla niego był to nie tylko temat wstydliwy, ale czuł,że na tym ucierpiałaby jego godność, poza tym był prawie pewien, że w pewnym momencie puszczą mu nerwy i dojdzie do jakiejś awantury. Jej konsekwencje mogły być nieobliczalne. Sebastian był tylko ciekaw., co Norbert zrobił z zakrwawionym prześcieradłem. Jeszcze pokojówka, czy kto tam robi u nich porządek, zobaczy to i zawiadomi milicję - pomyślał. Szybko jednak doszedł do wniosku, że dziewice po defloracji i kobiety z obfitym miesiączkowaniem mają dokładnie takie same problemy i nie zawracał tym sobie dłużej głowy.

Samochód wolno jechał przez las, jakby kierowca czegoś wypatrywał. Widząc zielony drogowskaz powiedział:
- Zjedziemy gdzieś na bok, zrelaksujemy się trochę. Później nie będzie gdzie i jak.
Sebastian miał na jakiś czas dość seksu, a na zawsze - seksu z tym nienasyconym wieprzem. Mały szczegół - nie on prowadził wóz, a na sprzeczanie się najzwyczajniej nie miał siły. Zatrzymali się w jakimś leśnym dukcie, na tyle daleko od drogi, by nie było ich widać i na tyle blisko, by wciąż ją słyszeć.
- Za zimno - powiedział Norbert, kiedy Sebastian otwierał drzwi. Podniósł do góry biodra i jednym zdecydowanym ruchem ściągnął spodnie wraz z majtkami. Gotowy do akcji członek wyskoczył i plasnął o brzuch. Sebastian wziął go do ręki i drażnił mechanicznie, bez żadnych emocji, nawet nań nie patrząc. Ręka Norberta łapczywie międliła jego krok, pokonując kolejne warstwy tkaniny.
- Stoi ci - powiedział starszy mężczyzna i schylił się, by wziąć go do ust.
- Nein - powiedział Sebastian, czując mdłości w żołądku. Jego ruchy przybrały na sile, by tylko jak najszybciej to skończyć i być z powrotem na dworze. Ciepło potoków nasienia na własnej ręce przywitał z ulgą pomieszaną z odrazą.

- Sebastian, stało się coś? - zapytała Krystyna widząc, że jej siostrzeniec nie przejawia większych chęci do rozmowy i rusza się niezbyt pewnie.
- Nie, jestem zmęczony tą całą awanturą - to powiedziawszy zdał szczegółową relację z wydarzeń, skwapliwie pomijając część hotelową. - Muszę się trochę przespać, bo Norbert wieczorem chce polować.
- A daj spokój, wcale nie jesteś tam potrzebny. Dadzą sobie radę, a jak nie, będziesz w razie czego na radiu. Przecież pracowałeś non stop dwadzieścia cztery godziny.
Trudno było się z tym nie zgodzić i Sebastian, dopiwszy kawę, wstał, poszedł na górę i, nie rozbierając się, legł na niepościelone, jakby czekające na niego łóżko. Zasnął od razu.
Obudził go łoskot metalu. To Michał potknął się o niesprzątnięte, uszkodzone przez niego łóżko polowe...
- O, obudziłeś się... Czas najwyższy, bo zaraz będzie kolacja.
Sebastian popatrzył na zegarek, była za piętnaście szósta. Dopiero teraz doszło do niego, że w pokoju świeci się światło a za oknem jest ciemno. Przeciągnął się i wstał. Michał grzebał w szafce nocnej stojącej nieopodal łóżka.
- Nie widziałeś może mojej latarki? W tej drugiej padły baterie i... - popatrzył na Sebastiana. Głos ugrzązł mu w gardle.
- To.... Co to jest? Krew? - pokazał palcami na czerwoną plamę. - Sebastian, co ci się stało?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:27, 05 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 14:02, 04 Lis 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (32)

- Michał, ja nie wiem, czy...
- Nie wiesz czy co?
Długie milczenie. Sebastian uciekał wzrokiem od kuzyna, wodził oczyma po meblach i ścianie. Lojalność lojalnością, przyjaźń przyjaźnią ale ten chłopak ma dopiero siedemnaście lat... Ma swoje za uszami, fakt, ale to wszystko mieści się w pewnych dopuszczalnych ramach. Co innego jest eksperymentowanie z seksem, każdy to robi na swój własny sposób i nieraz dociera w miejsca, które nie są społecznie akceptowane, ale wcześniej czy później się z tego wycofuje. Sebastian, mimo swoich zaledwie dwudziestu pięciu lat spotkał kilku takich ludzi. Natomiast tu o eksperymentowaniu nie może być mowy, nikt nie nabierze się na tłumaczenie w rodzaju 'chciałem spróbować jak to jest'. Sebastian był świadom, że dotarł do punktu 'albo-albo'. Może być tak, że po tej rozmowie będzie musiał po prostu spakować plecak i wracać do Poznania.
- Daj mi trochę czasu, dobrze? - poprosił. - To naprawdę nie jest łatwe. Muszę coś przemyśleć.
- A co tu jest do myślenia? - zapytał Michał. - Krew jest krwią, jakoś musiała się wydostać z organizmu. Upadłeś? Skaleczyłeś się? Pobili cię? Zgwałcili w tej Warszawie? A może pobili cię na komisariacie?
- Niby dlaczego? Nie, nic z tych rzeczy - westchnął Sebastian. Kuzyn podsunął mu całkiem dobry pomysł, ale już za późno. Zwalić wszystko na milicję... Brzmiałoby to nawet wiarygodnie. System się zmienił ale na komendach dalej zasiadali ci sami ludzie: od księdza Popiełuszki, od Przemyka. Na razie wszyscy zachwycali się tym, co zmienić było łatwo: wolnym handlem, wolnością słowa. Kapitalizm przyniósł głównie handlarzy na stolikach w każdym możliwym miejscu i nowe gazety, piszące o rzeczach, które niedawno były nie do pojęcia. Natomiast nie zabrał się za wymianę tego, co naprawdę było złe, z milicją na czele. I choć Sebastian nie wątpił, że to kiedyś nastąpi, trochę zaniepokoiło go słynne przemówienie premiera Mazowieckiego sprzed trzech miesięcy, żeby przeszłość oddzielić grubą kreską. Największe skurczybyki na razie twardo tkwiły na swoich stanowiskach, więc niby dlaczego mogli go nie pobić na komisariacie?
- Nie, nic z tych rzeczy, choć nie do końca się pomyliłeś. Ale proszę, nie ciągnij mnie za język, w końcu i tak ci to powiem.
- Powiedz to teraz - naciskał Michał. - Jak cię znam, to teraz zaczniesz myśleć, kombinować... A tak, jeśli coś naprawdę się stało, może we dwójkę cos wymyślimy.
- Nie wiem, nad czym chcesz myśleć... Na razie chodźmy na dół coś zjeść, mama chyba już czeka z kolacją.

Tego Sebastian nie cierpiał najbardziej, udawania. Uśmiechu i zapewniania, że wszystko jest w porządku, że czuje się świetnie, że jedzenie mu smakuje, choć akurat w tym wypadku nie miał najmniejszych zastrzeżeń. Ciotka zawsze gotowała dobrze, a teraz było jeszcze lepiej, w końcu dom musiał spełniać warunki hotelu, i to takiego z kilkoma gwiazdkami. Gdy zszedł na dół, zastał ciotkę siedzącą przy stole w towarzystwie dwóch milicjantów. Wystraszył się do tego stopnia, że przez moment nie mógł postawić kroku, a ciało przeszył ostry ból.
- Wchodź, śmiało - przywitała go ciotka, po czym zwróciła się do funkcjonariuszy: - To jest właśnie tłumacz, o którym wam mówiłam. A ty czegoś się tak przestraszył?
- Nie, nic...- bąknął Sebastian. - Dobry wieczór. - Panowie do mnie?
- Nie, my tylko sprawdzamy, czy broń jest na miejscu, na prośbę komendy warszawskiej.
- A ja myślałem, że przyjechaliście panowie poinformować, że samochód się odnalazł...
- O tym niech pan zapomni, dwie godziny po kradzieży na pewno był już za ruską granicą. Takiego auta nie kradnie się by po prostu mieć. Są wyspecjalizowane gangi, które robią takie rzeczy na zamówienie. Przecież Warszawa nie będzie nawet szukała takiego auta, oni dobrze wiedzą, co jest grane.
Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym milicjanci pożegnali się grzecznie, wsiedli do radiowozu i odjechali.
- To jakiś nonsens - wściekał się Sebastian. - Ich, zdaje się, interesuje głównie broń. W Warszawie też o to pytali, tylko nie tak uprzejmie jak tu.
Sebastian nagle zdał sobie sprawę, że to jego pierwsza w życiu rozmowa z milicją, w której nikt nie prosił go o dowód. Za komuny to było nie do pomyślenia. Jeszcze nigdy podczas rozmów z gliniarzami nie czuł się tak komfortowo. Zawsze wydawało mu się, że rozmowa skończy się tak, że w kajdankach wyprowadzą go do radiowozu.
- Co tak się ich wystraszyłeś? - zapytała ciotka, wyjmując papierosa.
- Nie lubię glin. Poza tym sposób, w jaki potraktowali nas w Warszawie... Jak jakichś zbrodniarzy. Ale tobie najwyraźniej coś jest - zmieniła temat. Nie masz gorączki? - to mówiąc przyłożyła rękę do czoła Sebastiana.
- Stan podgorączkowy masz na pewno. Odpuść sobie to jutrzejsze poranne polowanie. Zwłaszcza, że jutro sylwester i szybko spać nie pójdziemy. Już w telewizji ogłaszają pierwszego sylwestra w wolnej Polsce. Nie wiem, z czego oni się tak cieszą...

Około ósmej Norbert wraz z wujkiem wrócili z polowania, tym razem z pustymi rękoma. Sebastian odbębnił wspólną kolację, obojętnie tłumacząc co trzeba i nie angażując się w konwersację. Wzroku Norberta unikał tak często jak tylko się dało i bał się, że zostanie to zauważone przez resztę. Wytrzymać, za wszelką cenę wytrzymać...
Gdy po kolacji mijali się w kuchni, Norbert przywołał Sebastiana gestem i szepnął niemal konspiracyjnie:
- Przyjdź za chwilę do mojego pokoju.
Niepisana zasada wszelkich hoteli, hosteli i schronisk na całym świecie mówi, że personel ma przebywać w pokojach gości tak rzadko jak tylko to możliwe, a wszelkie sprawy załatwiać na zewnątrz, lub, jeśli inaczej się nie da, w drzwiach. Chyba ten napaleniec zdaje sobie sprawę?
- Powiedz o co chodzi. Jeśli nie chcesz tu, to wyjdźmy na chwilę.
- A ja już myślałem, że znów nam będzie przyjemnie... - powiedział ze słyszalnym zawodem w głosie Norbert.
- Nie jestem męską dziwką, jeśli o to ci chodzi i nie w takim charakterze tu pracuję - zdobył się na odwagę Sebastian. - Chciałem się wczoraj oddać to się oddałem, czego zresztą żałuję.
- Nie podobało ci się? Przecież fajnie było. A że popłynęło trochę krwi? Cóż, czasem się zdarza i nie ma co z tego robić krzyku. Jak to mówisz, do wesela się zagoi...
Sebastian nie czuł się na siłach tłumaczyć czegokolwiek, z przebiegu dotychczasowych rozmów wynikało, że on po prostu niczego nie zrozumie.
- Ja po pierwszym rżnięciu w dupę krwawiłem chyba tydzień i nikt się nade mną nie litował. Gorzej, po trzech dniach przyszedł mój opiekun i zerżnął mnie znowu. A pałę miał taką, że my we dwójkę nie mamy takiej...

Sebastianowi zaczęło się nagle układać wszystko w jeden spójny obraz i teraz najchętniej dokończyłby tę rozmowę.
- Pójdziemy na spacer? - zaproponował.
- Trochę nalatałem się po polach, ale jak nalegasz...
Szli po skrzypiącym śniegu. Temperatura spadła do minus dziesięciu, Sebastiana dalej piekł odbyt, ale ta informacja była dla niego warta wiele. Chciał zrozumieć, po prostu zrozumieć dlaczego tak się stało.
- Ten twój kuzyn to też niezła sztuka - powiedział Norbert. Jeszcze pół godziny temu Sebastian za coś takiego strzeliłby go w papę.
- Nie radziłbym ci się do niego dobierać - Sebastian zadbał, by w głosie była odpowiednia nutka przestrogi. Zgoda, był wykorzystany w dzieciństwie, ale dlaczego z tego powodu ma cierpieć każdy, kto się nawinie pod rękę?
- Dla takich jak my on jest stracony - powiedział dyplomatycznie.
- Kwestia podejścia...
Rozmawiali brnąc dalej w śniegu. Norbert opowiadał o okropieństwach doznanych od swojego opiekuna, formalnie wuja, beznamiętnym tonem, bez oceniania, podziału na dobre i złe. Po raz pierwszy Sebastianowi zrobiło się go żal, zwłaszcza, że sposób przedstawiania całej sprawy nie wskazywał na żadne konfabulacje. Co gorsza, ta rozmowa go nawet podniecała, niezawodne pikniecie w biodrach dało mu szybko znać. Dopiero teraz zauważył, że postępowanie Norberta po fakcie wcale nie było takie nieczułe, opatrzył go, zadbał, by poszedł do pokoju, nie zostawił samemu sobie w tych najbardziej podstawowych kwestiach.
Już o wiele bardziej rozluźniony zrewanżował się Niemcowi historią swojego życia. Norbertowi zwłaszcza podobało się opowiadanie o tym, co stało się nad jeziorem.
- No i taki początek podobałby mi się najbardziej - westchnął. - Bez smrodu alkoholu, zmuszania, bicia, przekleństw. Ale wiesz? Po jakimś czasie zaczęło mi się to podobać. Sam prowokowałem pewne sytuacje. Choć do jednej rzeczy nie udało mi się go zmusić - by pobawił się moim. On był jak najbardziej hetero, po prostu ciotka mu nie dawała i chciał się wyżyć. A która inna kobieta we wsi poszłaby z takim moczymordą?

Rzeczowa rozmowa z każdą minutą zamieniała się coraz bardziej w zwykłe świntuszenie i z opowieści o własnym życiu przeszli na omawianie własnych szczegółów anatomicznych a w poważny ton coraz częściej wkradał się śmiech i żarty.
- jest tak słodki, że z chęcią bym go pocałował.
- W dziesięciostopniowym mrozie? Jajka mi przemarzną i nie wrócisz do Niemiec, bo wsadzą cię za kastrację.
- E tam, widziałem kiedyś film, na którym rżnęli się na śniegu. Hetero, ale warto było zobaczyć...
- Eskimosi?
- Nie, Europejczycy...
Zatrzymali się. Jeden długi, namiętny pocałunek, po nim następny. Ręce grzebiące w rozporkach, z niecierpliwością starające cię dobrać do gorącego skarbu.
- Nie szarp tak... Uważaj, wariacie... Ale jesteś mokry.... Uważaj, nie na spodnie...

Po chwili wracali żartując o plemnikach, którym podarowali kilka minut życia, zamrażając je w śniegu. Śnieg skrzypiał mniej i już jakoś mniej złowrogo. Sebastian przełamał ostatnie swoje wewnętrzne tabu, opowiadając o plamie krwi i reakcji kuzyna.
- Nie możesz po prostu powiedzieć, że masz hemoroidy? To utnie sprawę raz na zawsze.
- Spróbuję, a powiedz, co zrobiłeś z tamtym prześcieradłem w hotelu? Przecież jakby to zobaczyli, jeszcze byliby gotowi zawiadomić milicję.
Norbert roześmiał się.
- A co mogłem zrobić? Zabrałem ze sobą...

Sebastian najchętniej spędziłby w pokoju Norberta cały wieczór, nie wchodziło to jednak w grę. Siedząc wieczorem w kuchni zwlekał z pójściem do pokoju, co powie Michałowi? O ile rozważał opowiedzenie wszystkiego, co się stało, teraz przestało to wchodzić w grę. Kiedy wchodził do pokoju, Michał leżał już w łóżku.
- Coście tak długo robili z Norbertem? Waliliście konia czy jak?
Sebastian prawie pochwalił go za prawidłową odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:50, 05 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 12:46, 05 Lis 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (33)

Co za ironia - pomyślał Sebastian, przechodząc koło pokoju Norberta. - Facet, który ci się podoba, też ma na ciebie ochotę, pewnie sam w pokoju, leży w łóżku i męczy małego myśląc o tobie a ty, mino że chodzisz z naprężoną dzidą, nie możesz tam wejść...
Cały sylwestrowy ranek wałęsał się bez celu po domu, pomył nawet naczynia, o co normalnie trudno by go posądzać. Wolta, którą wykonał przez zaledwie kilka godzin, nie dawała mu spokoju. Chciał, żeby Norbert był w kuchni, przy nim, rozmawiał obojętnie o czym. Dziś rano nie polowali, z góry odsypiając noworoczne przyjęcie, na które wpadnie zapewne połowa koła łowieckiego, polowanie przewidziano na późne popołudnie, do zmierzchu, a później imprezę w typowo polskim stylu: uroczysty pokot, ognisko z bigosem i, rzecz jasna, morze gorzały. Będzie sporo roboty i dla niego, bo nie lubił siedzieć z założonymi rękoma i patrzeć, jak inni pracują. Na polowaniu musi być ze względu na obecność jakiejś szychy a sama impreza... Sebastian pod pewnym względem miał szczęście, chodził całe życie do dobrych szkół, kończył świetną wrocławską czternastkę i prestiżowy w skali kraju poznański uniwersytet, co dało mu gruntowne wykształcenie, ale z drugiej strony zupełnie zaciemniło prawdziwy obraz. A był on taki, że polskie szkoły w latach osiemdziesiątych a nawet wcześniej nie uczyły języków obcych i te przedmioty były traktowane jako zło konieczne. Dopiero teraz, gdy tłumaczenia stały się jego chlebem powszednim, zauważył, jak wielka jest skala tego zjawiska, a najgorsze były zawsze imprezy z udziałem cudzoziemców, kiedy wiadomości zdobyte w szkole przestały wystarczać już po pięciu minutach rozmowy. Jeśli chodzi o języki obce, Polska była niema.

Skończył myć naczynia, ustawił je starannie na suszarce, wytarł ręce i usiadł do stołu, by zapalić papierosa. Wkrótce dom zaczął się budzić do życia i do kuchni zaczęła się schodzić cała rodzina.
- Sebastian, nudzisz się? - przywitała go Kinga. - Bo jak się nudzisz, to poczytasz mi trochę.
- Z chęcią, księżniczko, ale na razie muszę pomóc cioci przygotowywać uroczystość. Dzisiaj wieczorem będziemy żegnać stary rok. Już mu się znudziło z nami i idzie na emeryturę.
- A dokąd?
- Gdzieś daleko, to na pewno. I nie bądź taka dociekliwa. Książkę już skończyłaś?
- Już dawno... - wydęła pogardliwie wargi. - Teraz czytam tę twoją. Też fajna, tylko trudniejsza, będziesz mi musiał niektóre rzeczy wytłumaczyć.
- Jakie, królewno? - zapytał przekornie Sebastian i zrobił szybki rachunek sumienia. Książki, które przywiózł ze sobą i ustawił na szafce nocnej, wydawały mu się niewinne.
- Na przykład co to jest cyjanek i dlaczego tamten pan wstrzykiwał go do winogron. Będą smaczniejsze?
- Dla niektórych bez wątpienia - powiedział bez przekonania Sebastian. Rany boskie, mała dorwała się do jego kryminału. - Kinga, zostaw tę książkę i to natychmiast. To nie jest książka dla dzieci, przynieś ją tu i to już.
- A jak będziesz miał własne dzieci, też im będziesz wszystko zabierał? - w oczach Kingi pojawiły się łzy złości.
- Kinga, jest naprawdę wątpliwe, czy będę miał własne dzieci. Jak mają być tak nieposłuszne jak ty... Prosiłem cię, abyś przyniosła mi tę książkę a ty stoisz i gadasz.
- Mój tata powiedział, że ty się w ogóle nie ożenisz, bo ciebie kobiety nie interesują i że to wina cioci Jadzi, bo cię źle wychowała. I że nie zdziwiłby się, gdybyś się kochał w panach. A mama mi już powiedziała, skąd się biorą dzieci i że do tego musi być pan i pani.

Nagły, zimny pot wystąpił na czoło Sebastiana. A więc jednak. Ktoś powiedział głośno to, czego można było się domyślać tak czy owak. Tylko był na tyle nieodpowiedzialny, że zrobił to przy dziecku, które, jak wiadomo, języka za zębami trzymać nie potrafi.
- A może nie trafiłem jeszcze na taką, która by mi się podobała? - próbował ratować sytuację Sebastian.
- To ja się z tobą ożenię. Ty mi się podobasz. I będziemy mieli całą masę grzecznych dzieci.
- Nie mówi się 'ożenię' tylko 'wyjdę za mąż' - odparł Sebastian z uczuciem ogromnej ulgi i rozbawianiem. Jak by nie było, przed chwilą miały miejsce pierwsze oświadczyny w jego życiu.
- O czym rozmawiacie? - zapytała ciotka, która nagle pojawiła się w kuchni. Na twarzy było widać jeszcze ślady nocy, rozwichrzone włosy, brak makijażu. Facet to ma dobrze, nie musi się pindrzyć pół godziny zanim będzie w stanie, w którym będzie mógł pokazać się ludziom.
- Planujemy nasze pożycie małżeńskie - odparł Sebastian. - Na razie jesteśmy przy liczbie dzieci, za chwilę będziemy dyskutować o tym co zrobić, by nie było ich więcej. Kinga mi się właśnie oświadczyła i coś trzeba z tym fantem zrobić...
- Prezerwatywy - powiedziała ciotka, która z miejsca chwyciła konwencję.
Dom ciotki Krysi był zawsze postępowy i o wielu rzeczach mówiło się tu wprost. Sebastian mógłby się sprzeczać czy o wszystkim mówiło się do końca tak, jak należy, ale wiedział, że nie może wymagać zbyt wiele. Pamiętał awanturę, która wybuchła w rodzinie kilka lat temu. Otóż Michał, wtedy jeszcze dziewięcioletni chłopiec, w jakiejś dyskusji postanowił wyprowadzić kolegę z błędu w sprawie bocianów. Kolega uwierzył i z miejsca podzielił się tą sensacyjną wiedzą w domu. W efekcie Krystyna była wzywana do szkoły, ksiądz odmówił przyjścia po kolędzie a do tego ktoś powybijał im okna kamieniami. Widać Krystyny nie nauczyło to wystarczająco dużo - ironizował w myślach Sebastian.
- A ty, Sebastian - dodała - mógłbyś się w końcu ożenić, i to niekoniecznie za dziesięć lat.
- Ale nie w tej chwili, pozwólcie, że najpierw wypiję kawę...

- Sebastian, mógłbyś pomóc mi wypełnić dokumenty? - zapytał Norbert podczas śniadania. - Jest jeden po angielsku a nie wszystko rozumiem i jeden po polsku i tu już nie rozumiem ani słowa.
- Wird erledigt - odparł i z miejsca domyślił się, że nie o dokumenty tu chodzi a już na pewno nie tylko o nie. Jak na faceta po czterdziestce, Norbert miał zadziwiająco spore potrzeby i dość sprytu, by znaleźć sposób na ich zaspokojenie. To wydatne wybrzuszenie w spodniach było wystarczającym świadectwem. Sebastian zaczął się pilnować, by zbyt często nie odwzajemniać uśmiechu Niemca, w świetle tego, co powiedziała Kinga, mogło to zwrócić uwagę i zostać odebrane opacznie - opacznie w stosunku do intencji Sebastiana, wszelkie skojarzenia będą w tym monecie jak najbardziej prawidłowe.
- Dobra, zróbmy to teraz, bo później będzie się trzeba przygotowywać.
Z dokumentami uwinęli się szybko i Sebastian czekał na to, co miało nieuchronnie nastąpić. Spotkała go jednak niespodzianka. Zamiast nerwowego szamotania się, by załatwić potrzebę w miarę szybko i bez zbędnych dźwięków. Norbert ujął rękę tłumacza i, patrząc mu głęboko w oczy, powiedział:
- Sebastian, nie będę robił podchodów i powiem prosto z mostu. Kocham cię...
Tylko nie zrobić czegoś głupiego... - pomyślał. - Kto mu jeszcze dziś wyzna miłość? Rok ma trzysta sześćdziesiąt pięć dni, naprawdę nie trzeba odkładać wszystkiego na ostatnią chwilę.
- Miło mi, ale...
- Wiesz, głupotą z mojej strony byłoby oczekiwać jakiejś deklaracji wzajemności, jestem realistą a przy okazji starym dziadem. Chciałem po prostu, żebyś to wiedział. I może wziął to pod uwagę, planując swoje życie.
- Jak mam to rozumieć?
- Wie du willst. Ale jeśli chciałbyś na przykład przyjechać do Niemiec pracować, możesz na mnie liczyć. Jaką masz perspektywę w tym kraju?
- Norbert, to jest temat na zupełnie inną rozmowę i do tego bardzo długą. Bo jeśli myślisz, że od razu zwinę cały majdan i pojadę...
- Masz się tylko zastanowić. Niemcy lada chwila się połączą i będzie można szybko i łatwo dobrze się urządzić. A na moją pomoc możesz liczyć.
Do dalszej dyskusji nie doszło, tym bardziej do czegokolwiek innego, bo wkrótce rozległo się pukanie do drzwi i ciotka poprosiła Sebastiana, by zszedł na dół. Ten zastanawiał się po drodze, czy jest to rzeczywista potrzeba, czy pretekst, aby sprawdzić, co oni tam rzeczywiście robią. Przecież do przenoszenia gara z bigosem do samochodu mogła równie dobrze zaprząc Michała.

Sygnał trąbki, zagrany z lekkim fałszem, sprawił, że wszyscy ze wszech stron zaczęli zbiegać się do ogniska. Pokot był mało imponujący, dwa dziki, kilka kuropatw i jeden bażant, ułożone na śniegu, z obowiązkową gałązką w pyskach. Stado psów myśliwskich biegało wokół niego, wąchając, rozgrzebując śnieg i gryząc po pęcinach zwierzęta, które już nie mogły się bronić. Sebastian obserwował tę pompę z mieszanymi uczuciami, z jednej strony lubił takie przejmujące i spontaniczne uroczystości, z drugiej, ciągle nie był przekonany do samej idei myślistwa. Poszły w ruch pierwsze piersiówki i z miejsca z obserwatora musiał się przedzierzgnąć w tłumacza. Trochę żałował, bo w tłumie naganiaczy wypatrzył kogoś, kto mu się z miejsca spodobał, młody chłopak, na oko osiemnaście - dziewiętnaście lat, masywnie zbudowany, blondyn o niewinnym, prawie dziecięcym wyrazie twarzy. Jego ubranie świadczyło o tym, że najpewniej był mieszkańcem wsi, i nie pochodził z tych najzamożniejszych. Jeszcze podczas polowania obiecywał, że przyjrzy mu się bliżej, może jakoś zagada, ale w tej chwili nadzieja na jakąkolwiek okazję zniknęła. Choć polowania są raczej czysto męskimi imprezami, wśród naganiaczy było sporo dziewczyn i kobiet, wiadomo, każdy chce zarobić, zwłaszcza w dzień, kiedy rzadko kto idzie do szkoły czy pracy a okazja sama wpada w ręce. Tymczasem młodziak nie rzucał się na szyję każdej dziousze, wydawało się nawet, że od nich stronił.

Korzystając z chwili przerwy, Sebastian podszedł do kotła z bigosem i nałożył sobie solidną porcję.
- Może pan mi też?
- Pewnie - Sebastian chwycił menażkę z podstawionej ręki i dopiero teraz zauważył, kto mu ją podaje. Mimo woli uśmiechnął się. - Dużo?
- Tak po brzegi - odpowiedział chłopak. Miał miły dla ucha, ale dość wysoki głos. Gdy bigos został nałożony, Sebastian znalazł sobie miejsce na ustawionych specjalnie w tym celu pniakach i zabrał się do jedzenia. Chłopak po chwili dosiadł się na pnia obok.
- Długo pan się uczył, aby tak mówić po niemiecku?
- Ja wiem... Sporo, choć na dobrą sprawę nie jestem tłumaczem z niemieckiego, a z angielskiego...
- W ogóle Tomek mam na imię - ściągnął rękawiczkę i podał rękę. Sebastian chwilę kontemplował jej ciepło i miękkość.
- Sebastian. Miło mi.
Choć raz nie kłamię - pomyślał. Rozmawiali trochę i Sebastian zauważył, że to Tomek przejmuje inicjatywę, pyta o różne rzeczy. Było w jego stylu coś, co mu się podobało, nawet pomijając apetyczny wygląd, jeszcze atrakcyjniejszy z tymi rumianymi od mrozu i alkoholu policzkami.

- Podoba ci się tamten chłopak? - zapytał bez ogródek Norbert, korzystając z okazji, że chwilowo towarzystwo było zajęte ładowaniem zwierząt do samochodu.
- To już nie mogę rozmawiać z nikim, by nie wzbudzić twoich podejrzeń? - odpowiedział pytaniem na pytanie Sebastian. - Norbert, zrozum, jestem dorosły, samodzielny, z nikim nie związany. Kto jak kto, ale ty, obywatel kraju, który od wielu lat szczyci się demokracją, powinieneś to zaakceptować, nawet jeśli nie chcesz zrozumieć.
- To jest właśnie przekleństwo mojego wieku - westchnął Norbert.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 23:48, 05 Lis 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruuvessi
Debiutant



Dołączył: 10 Lis 2012
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polkowice

PostWysłany: Śro 16:53, 05 Lis 2014    Temat postu:

Mega! Spędziłem cały wczorajszy wieczór na czytanie wszystkiego i czekałem dziś na odcinek! To jest super opowiadanie, tylko to 'Kocham Cię' było takie.. No dziwne bo koleś przyjeżdża na kilka dni i się zakochał a Sebastian tego nawet nie skrytykował ale super tekst! Czekam na więcej, pozdrawiam! 😀😁

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 23:51, 05 Lis 2014    Temat postu:

Ciekaw jestem dalszej akcji, bo ta zmiana zachowania się Sebastiana w stosunku do Norberta i Norberta "Kocham Cię" mocno mnie zaintrygowały.
Żywię nadzieję, że jutro się coś wyjaśni, o ile akcja nie przeniesie się na inny plan.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 0:00, 06 Lis 2014    Temat postu:

Ej... Smile Sebastian to taka memła jest, ofiara minionego systemu, gdzie podejście do homoseksualizmu (a jakie było, większośc z nas pamięta, z jednej strony akcja Hiacynt, z drugiej restrykcyjny kościół) zaszczuło go do tego stopnia, że on sam nie wie, co z tym ma zrobić i nie umie w ogóle o tym rozmawiać. Poza tym jest 'mlodym wilkiem' klasy średniej i jak diabeł święconej wodyb boi się dekonspiracji, co może pogrążyć go coraz bardziej - a z drugiej srtrony jest w tym wieku, gdzie musi już ułożyć sobie życie. Nie odrzuca zalotów Norberta zdecydowanie bo po prostu nie potrafi. Jeden ostrzejszy seks i chłopak się gubi, takie 'i chciałabym i bojesie'. Jak pamiętacie, jego doświadczenia to głównie unikanie pewnych miejsc i sytuacji. Czy całe życdie będzie takim ciućmokiem? Zobaczymy Confused

Opisując Sebastiana chcę przedstawić pewien typ, który jest produktem skrzyżowania komuny i niedojrzałego społeczeństwa, który boi się wlasnego cienia. Może dlatego nasze srodowisko nie potrafiło później opowiadac się zdecxydowanie w pewnych kwestiach. Można spekulować, co będzie dalej, ale chyba czas przenieść się do leśniczówki, gdzie chłopakom hormony grają coraz bardziej i coś zaczyna dochodzić do tych łbów...

Dzięki za miłe uwagi. Cieszę się, że ktoś to jezcze czyta...

Jeszcze PS. Wiem, że najprościej pisze się historyjki o ruchaniu, gdzie bohaterowie składają się wyłącznie z fiuta. Ten okres już za mną i chciałem się szarpnąć na coś nieco ambitniejszego. Pisanie w odcinkach sprawia, że pewnych rzeczy nie można poprawić, uzupełnic, zmienić, trzeba grać na bieżąco. Dlatego mogą powstac pewne wątpliwości. piszcie mi o nich, przydadzą się do wersji alfa Smile (powstanie po jakims czasie, na razie, zgodnie z obietnicą, pracuję nad wersją alfa Gry szwajcarskiej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 0:36, 06 Lis 2014, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 14:20, 06 Lis 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (34)

- No, widzicie go, pan tłumacz jeszcze trzeźwy? - zdziwił się jeden z gości. Była dopiero jedenasta a całe towarzystwo świętujące nadejście nowego roku było już nieźle wstawione. Sebastian, który nie przepadał za alkoholem i na razie ograniczył się do jednego piwa, brał udział w jakiejś luźnej dyskusji o polityce.
Tylko on jeden bronił decyzji Sejmu z poprzedniego dnia o przywróceniu orłu korony.
- Skończcie tę debatę o niczym, pan tłumacz potrzebuje kielicha!
- Nie piję mocnych alkoholi, wystarczy mi piwo. Naprawdę...
Szybko został przegłosowany i w chwilę później pojawił się przed nim kieliszek żytniej.
- No ewentualnie jednego - podniósł kieliszek i, zamykając oczy, wlał jego zawartość do gardła. Reakcja organizmu, nienawykłego do takiej mocy, była natychmiastowa i Sebastian zaczerwieniał, zaczął się dusić i krztusić.
- Przegryź - ktoś podsunął mu półmisek z zakąskami. Sebastian chwycił pierwszą z brzegu i, nie patrząc, co to jest, spałaszował błyskawicznie. Po chwili jednak, gdy pieczenie alkoholu zostało już spacyfikowane, do jego zmysłu smaku zaczęło się przebijać coś innego. Dziwnego i nie do końca określonego: smaczne czy nie.
- Co to było? - wykrztusił z siebie, kiedy wpływ alkoholu zmalał na tyle, że mógł się odezwać.
- To? Małża...
Prawdę mówiąc, gdyby nie lekcja biologii w szkole, nie wiedziałby, że coś takiego istnieje. Wraz z upadkiem starego systemu i zlikwidowania monopolu państwa na handel zagraniczny, w sklepach zaczęła się pojawiać cała masa nowych rzeczy, dotychczas nieznanych bądź znanych jedynie z opowiadań i telewizji. I choć największym przebojem były napoje w plastikowych butelkach - wcale przez ten fakt nie smaczniejsze - i soczki w kartonach, równie liche w smaku, ale mające dla ludzi posmak niedostępnego wcześniej luksusu, zaczęły się pojawiać towary dotąd zupełnie nieznane. Sebastian uwielbiał buszować po zorganizowanych ad hoc targowiskach, szczególnie przy blaszaku na poznańskich Winogradach. Co prawda na to wszystko napatrzył się nieco wcześniej, będąc na stypendium w Finlandii, ale mieć to wszystko we własnym kraju to było jednak według niego jakieś osiągnięcie. Powoli docierało do niego, że tak naprawdę poza europejskim wyglądem to wszystko jest mało ekskluzywne, jeśli nie najzwyczajniejszy chłam. Dalej traktował to jednak jako smak wolności.
- Jak to małża? Taka z jeziora?
- Raczej ze słoika. Chcesz jeszcze jedną?
Nie, nie chciał, tak samo jak tamtej poprzedniej. Z miejsca go zemdliło, przez zaciśnięte usta wysyczał wymówkę i pognał do toalety. Tam uwolnił się błyskawicznie od alkoholu i małży za jednym zamachem, wypłukał usta jakimś dziwnym płynem, również przybyłem do kraju na fali wolności i wrócił do stołu. Jednak bladość i charakterystyczny zapach zdekonspirowały go z miejsca.
- No, panie tłumacz, jeszcze jeden kielich, tym razem dla kuracji - zaordynował ten sam gość, który był powodem jego blamażu sprzed chwili. Sebastianowi było w tym momencie wszystko jedno.
- Tylko dajcie coś normalnego do przegryzienia...
Po kilku minutach poczuł miłe ciepłe fale, rozlewające się po całym ciele i, nie zachęcony tym, skusił się na dwa następne kieliszki.
- Widzisz, panie tłumacz, alkohol to twój wróg! Lej go w mordę!
Towarzystwo zarechotało z tego starego dowcipu i wróciło do pogawędki. Ponieważ w tej chwili tłumacza nie było już potrzeba, chyba, że do bełkotu jednego z uczestników tej biesiady, który nowy rok witał zbyt gorliwie, Sebastian uznał za stosowne urwać się i zaczerpnąć świeżego powietrza. Wziął butelkę zimnego piwa i wyszedł przed dom.

Stał na tarasie i w milczeniu palił papierosa. Z głębi domu dochodził go gwar i śmiech, ze strony pola i pobliskiego lasu szczypiący mróz i świst wiatru. Ciągle męczyło go to zaskakujące oświadczenie Norberta. Na trzeźwo nie udało mu się tego rozebrać, może teraz? Bo że go lubił, to nie ulegało wątpliwości. Może trochę obcesowy ale grzeczny, kulturalny, mimo niemłodego wieku przystojny. Ładnie się starzał, wiek dodawał mu powagi i jakiejś charyzmy, zwłaszcza w wyglądzie twarzy. To nieokrzesania, dzikość we współżyciu... To od biedy można by wybaczyć, zwłaszcza że teraz, po kilku kieliszkach, czuł się wyśmienicie i chyba nawet jeszcze raz odważyłby się na coś takiego. Tym razem już świadomie.

Odłożył dopalającego się papierosa do popielniczki i pociągnął tęgi łyk piwa. Obrazy zaczęły wirować przed jego oczyma, te rzeczywiste z tymi z przeszłości. Czy był już w życiu zakochany? Tak, raz i to dawno. Zaczęło się w wieku czternastu lat, kiedy zauważył nagle, że jeden z klasowych kolegów, Zdzisiek, nie jest mu do końca obojętny. To było jeszcze przed tamtą przygodą nad Bajkałem. Zdzisiek w przeciągu kilku tygodni ze zwykłego kolegi stał się niemal jego idolem. Jego zdjęcie nosił w kieszonce na piersiach, lubił je mieć blisko serca. Jeśli Zdzisiek o coś poprosił, miało to absolutny priorytet. Na szczęście chłopak był bardzo rozsądny, spokojny i Sebastian na tej przyjaźni wychodził tylko dobrze. Zdzisiek go lubił - tylko lubił - ale to wystarczyło, by układało się między nimi dobrze. Element erotyczny, jeśli istniał, to tylko ze strony Sebastiana. Kiedyś, po szkole poszli do Zdziśka do domu. Gdy tamten przebierał się, Sebastian przypadkiem zobaczył jego męską tajemnicę - jak miało się okazać, pierwszy i przedostatni raz. Wrażenie było piorunujące - choć tak po prawdzie Zdziśkowe skarby wcale nie odbiegały w żadną stronę od jego własnych - i prześladowało go kilka lat, dodając jedyny aspekt erotyczny do tej platonicznej miłości. Był zakochany do tego stopnia, że namówił przyjaciela do pójścia do tej samej klasy do szkoły średniej, gdzie wszystko umarło śmiercią naturalną.

Aura tamtych wydarzeń, szczerość, nawet jakaś nadzieja, były zupełnie inne. Wstawało się co rano, myśląc o tym drugim. A tu? Fascynacja ciałem, seksem... Tamta miłość była szczenięca, a może tak wygląda normalna? Jego rozmyślania przerwało pojawienie się Norberta.
- O, tu się ukrył mein Schatz...
- Norbert, proszę cię. Nie jestem twoim skarbem.
- Ale przecież... Nie robimy tego razem?
- Robimy. A w zasadzie robiliśmy, gdyż nie jestem pewien, czy jeszcze tego chcę. Fajne było, owszem...
- Rozumiem, tamten chłopak z ogniska?
- Mensch... Daj spokój, widziałem go pierwszy raz w życiu i nawet nie wymieniliśmy się adresami - Sebastian dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę z błędu.
- Chodź na górę do pokoju - zaproponował Norbert. Sebastian, mimo, iż po wypitym alkoholu z chęcią przywitałby i inne bodźce, odmówił.
- Całe towarzystwo rozpełzło się po domu, nie mam pewności, ze nie trafią i tam... Poza tym ktoś może coś zauważyć. Może chodźmy się lepiej przejść gdzieś w pobliżu?
Gdy przechodzili przez kuchnię, Sebastian złapał w locie następną puszkę piwa, którą otworzył już przed domem. Piana z sykiem wydostała się z pojemnika i rozlała się na kurtce.
- Będziesz śmierdział jak stary alkoholik - zganił go Norbert. Sebastian zastanawiał się, dlaczego to wszystko robi. Przecież godząc się na to wszystko rozpala tylko uczucia Norberta, jeśli one w ogóle istniały. Ssanie w pachwinie było jednak silniejsze.
Odeszli zaledwie około dwustu metrów, gdy gwar od strony domu nasilił się. Wyglądało na to, że wszyscy wylegli na zewnątrz. Sebastian popatrzył na zegarek - za pięć minut północ.
- Musimy wracać, nasze zniknięcie będzie wydawało się podejrzane.
- E tam, nikt nie zauważy - oponował Norbert. - Są już wystarczająco pijani.
- Jednak wracajmy, będą nas szukać, by złożyć życzenia i szybko ktoś się połapie. Po co mamy zwracać na siebie uwagę?
Ta uwaga przeważyła i w samą porę zdążyli. Salwa dwunastu strzałów z dubeltówki była słyszalna w promieniu co najmniej kilometra. Później strzelały korki od szampanów i gwar jeszcze się wzmógł. Ktoś wcisnął Sebastianowi butelkę z szampanem do ręki.
- Szczęśliwego Nowego Roku, panie tłumacz!
- No dobra, a kieliszek? - protestował Sebastian. Myśl o tym, że ma wchłonąć następną porcję alkoholu, nawet jeśli ma to być noworoczny szampan, z miejsca napełniła go wstrętem.
- A z gwinta nie łaska? Pan tłumacz to ale francuski piesek jest...

Jeśli do tej pory alkohol szumiał mu w głowie, to teraz wręcz huczał. Ze wstrętem odstawił butelkę, z którą paradował jakiś czas po domu i raz jeszcze salwował się ucieczką na dwór. I znów nadział się na Norberta. Nawet nie przyszło mu do głowy, że jest dyskretnie acz pilnie śledzony.
- No to teraz możemy się przejść...
- Teraz to ja jestem tak pijany, że daleko nie zajdę - wyprowadził go z błędu Sebastian. - Zostańmy lepiej tu.
- No ale... Mnie się chce, tobie też się chce - Sebastian musiał powstrzymać Norberta, by nie złapał go za krocze. Zdążył w ostatniej chwili.
Zrobili to za zabudowaniami gospodarczymi. Mimo, iż mówią, że pijany mężczyzna ma kłopoty ze wzwodem, Sebastian nie stwierdził tego u siebie; jednak szamotali się nieco dłużej niż zwykle. Gdy już byli blisko końca, Sebastian usłyszał podejrzany szmer. Jego ręka na członku partnera znieruchomiała nagle, i zacisnęła się kurczowo. Niemiec syknął z bólu.
- Ciii... Ktoś tam jest - szepnął Sebastian i nieruchomo wpatrywał się w ciemną plamę przy narożniku szopy. Plama po chwili zniknęła, długo jednak musiał dochodzić do siebie i szczytowanie nie przyniosło mu spodziewanej przyjemności.
- Ktokolwiek to był, za wiele nie widział... - pocieszył się.

Impreza dobiegała końca i jej uczestnicy znikali powoli. Nawet Norbert odpuścił i około pierwszej zniknął w swoim pokoju, czym zaskarbił sobie wdzięczność Sebastiana. Po tym zdarzeniu za szopą miał go na jakiś czas dość. Jego, alkoholu, seksu...
- Chodź na górę - złapał go Michał. - Już masz i tak dość...
- Widać, że jestem pijany? - zaniepokoił się Sebastian.
- Nie, skądże... Jedzie od ciebie jak z gorzelni. Umyj się i chodź na górę.
Potykając się po schodach, Sebastian uznał za swoje osobiste zwycięstwo to, że wdrapał się tam bez większych konsekwencji.
- Coście tam robili za szopą? - zapytał obcesowo Michał, kiedy Sebastian leżał już w łóżku. Wszystko było dobrze, dopóki nie położył głowy na poduszkę. Po kilku próbach zdecydował, że na razie najlepiej będzie opierać się o ścianę.
- My? Nic... Rozmawialiśmy.
- Trzymając się za członki?
- Michał, proszę...
- Słuchaj, Sebastian, powiedzmy sobie wprost. Lubisz facetów, w całej rodzinie się to podejrzewa, nikogo to nie dziwi. W tym seks shopie już podpadłeś na całego. Mnie to nie przeszkadza, poza tym lubię wiedzieć jak sprawy się mają, więc jeśli chcesz się teraz tłumaczyć, płakać i tak dalej - daruj sobie. Naprawdę nic się nie stało. Nie rozumiem tylko, dlaczego właśnie z nim?
- A to już chyba moja sprawa, prawda? Ale mogę powiedzieć, podoba mi się ten facet.
- A chociaż dużego ma?
- To chyba jego sprawa? No, w pewnym sensie moja też...
- No bo jak ma krótkiego, to tym bardziej cię nie rozumiem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:04, 08 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Pią 7:58, 07 Lis 2014    Temat postu:

To teraz czas na bohaterów Mietek i Maciej. Świetne opowiadanie, pisz dalej i to nie jest tak, ze kqzdy ma Cie gdzies. Ja np. mialem przerwę i nie było mnie tu ponad 7 dni. Jak zobaczylrm ile jedt części opowiadania, przeraziłem się. Ale tak mnie wciągnelo, ze kilka godzin je czytakem, bo zaledwie 4 części tylko czytałem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 13:25, 07 Lis 2014    Temat postu:

Do maćka i Mietka wrócimy niebawem. Dziękuje za miłe słowa. I przypominam o mozliwości rpzeczytania tego w jednym kawałku.
[link widoczny dla zalogowanych]
Format txt, kodowanie UTF-8. Pod tym samym adresem również poprawiona Gra szwajcarska (ale jeszcze nie w ostatecznej wersji).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 13:26, 07 Lis 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (35)

Kilka dobrych chwil minęło, zanim Sebastian po otworzeniu oczu zorientował się, gdzie jest i co się z nim dzieje. Kolejne minuty minęły mu na gorączkowym przypominaniu sobie, co działo się ostatniej nocy. Czynność tę utrudniała mu suchość w gardle i uczucie mdłości. Nigdy więcej - pomyślał wstając i niedbale narzucając na siebie poszczególne części garderoby. Kiedy już ocenił, że może się pokazać ludziom, zszedł na dół. Łóżko Michała było puste.
O amnezji alkoholowej uczyli go na studiach, że przypadłością tą dotknięte jest około dziesięć procent populacji, jednak nigdy nie podejrzewał, że ten problem dotyczyć go będzie osobiście. Nie był co prawda pierwszy raz w życiu pijany, ale jeszcze nigdy do tego stopnia. Co narozrabiał? Co nawygadywał? Jego ochota na zobaczenie rodziny malała proporcjonalnie do pokonywanych schodów na dół.

Skorzystał z tego, że łazienka znajdowała się po drodze do kuchni i, zamknąwszy starannie zasuwę, próbował różnych metod odświeżenia pamięci. Ostatnie, co zarejestrował to picie piwa na tarasie. Co było dalej? Aha, przyszedł ktoś. No dobra, ale kto? Michał? Norbert? Któryś z imprezowiczów? Raczej facet. Nie, tą metodą do niczego nie dojdzie. Wsadził głowę pod kran i puścił strumień lodowatej wody, jednak poza poprawą ogólnego samopoczucia nie osiągnął nic. Jeszcze chwilę zbierał w sobie odwagę i opuściwszy łazienkę skierował się do kuchni.
- Szczęśliwego Nowego Roku! - powiedziała ciotka.
- Niech się święci Pierwszy maja! Szczęśliwego! - odparł wodząc gorączkowo wzrokiem po zebranych. Wujek, ciotka. Michał i jeszcze jakaś kobieta, którą widział na przyjęciu. Brakowało Kingi i Norberta. Z ociąganiem zajął miejsce przy stole. Nie włączył się do rozmowy, sięgnął po kawę. Pierwszy łyk wywołał małą rewolucję w żołądku, poza tym na razie było spokojnie.
- Norbert jeszcze śpi?
- A nawet nie wiem - odpowiedziała ciotka. - Jak się bawiłeś?
- Nie pamiętam - odrzekł zgodnie z prawdą.
- Prawie cię tu nie było, ale chyba pamiętasz, jak składaliśmy sobie życzenia?
- Mgliście - odpowiedział. Faktycznie, było coś takiego, ale kiedy? Jak? Gdzie? - A w ogóle co ja piłem?
- To tego też nie pamiętasz? - zaśmiała się ciotka. - Różne alkohole, piwo, wódkę, szampana... Latałeś z całą butelką i piłeś z gwinta. Na drugi raz zdecyduj się na coś konkretnie. Nie znasz jedenastego przykazania? Nie mieszaj.
- I jadłeś małże - wtrącił Michał. - Prawie ci się udało.
- Ja? Ja jadłem małże? Jesteś tego absolutnie pewien? Przecież ja tego bym nawet nie włożył do ust!
- Ten etap masz już szczęśliwie za sobą. Gorzej z tym, co jest później...
- To znaczy?
- Następnym razem przytrzymaj w żołądku a nie pozbywaj się tego tak szybko.
Cholera - myślał. Czego jeszcze się dowie? Co jeszcze zmalował? Znał siebie na tyle, że wiedział, że raczej nie popełnił jakiejś piramidalnej głupoty, ale to wszystko było tak dziwne, tak niespotykane... Jak można nie pamiętać co się robiło?

Z niecierpliwością odczekał końca śniadania i korzystając z pierwszej okazji, odwołał Michała na bok.
- Co ja wyprawiałem? Weź mi wszystko opowiedz po kolei, bo zdaje się, ze mam jakąś kolosalną wyrwę w pamięci. Zrobiłem coś głupiego?
- Ja wiem, czy głupiego? - odpowiedział Michał - ale tu nie będziemy gadać. Chodź, przejdziemy się na pole.
Sebastian wrócił do kuchni po papierosy.
- Miałeś od pierwszego stycznia rzucić palenie - przypomniał mu wuj Henryk.
- Kto, ja?
- No ty, bo kto? Sam składałeś taką deklarację krótko po północy, kiedy rozmawialiśmy o noworocznych zobowiązaniach.
- A zobowiązałem się do czegoś jeszcze? - zapytał z przestrachem. Pięknie, coraz piękniej...
- Tak, że nauczysz się norweskiego.
- No to jest jednak coś co jest w miarę osiągalne - zaśmiał się wkładając papierosy i zapalniczkę do kieszeni. W chwilę później był już na zewnątrz i poprawiał źle zawiązane sznurowadła.
Szli w kierunku lasu. Michał streszczał mu wydarzenia ostatniej nocy. Też wiele nie widział, jednak wystarczająco, żeby zapaliła mu się czerwona lampka.
- Że jak? Ja się zabawiałem z Norbertem za szopą?
- No ty. Robiliście coś, co w książkach nazywa się samogwałtem. Ale to ani samo- ani gwałt, bo chyba obu wam było przyjemnie.
- Coś nie chce mi się wierzyć.
- Nawet się później do tego przyznałeś...
- Kurwa - powiedział Sebastian i zamilkł. Co za koszmar... To już nie było zabawne. Znał siebie i całkiem możliwe było, że rozmawiał w nocy z Michałem, ale... - Jesteś tego pewien?
- Jak tego, że tu stoję. Mówiłeś o siedemnastu centymetrach, jądrach różnej wielkości i bliźnie po wyrostku.
Sebastian nie potrzebował więcej dowodów, wszystko zgadzało się co do centymetra. Gorzej, że zupełnie nie wie, jak daleko zaszli w tej rozmowie. Bo to, że publicznie nie popełnił żadnej głupoty, stawało się już oczywiste i mógł bez stresu skupić się na reszcie. Ale dlaczego poszli za stodołę? I o czym rozmawiał z Michałem?
- Michał, to ważne. O czym ze sobą rozmawialiśmy?
- O twoim homoseksualizmie. Opowiadałeś mi jak do tego doszło, o tym, jak kochałeś się w Zdziśku i o tym, że Norbert się w tobie zakochał. Gadaliśmy chyba godzinę, bo kręciło ci się w głowie i bałeś się zasnąć, żeby nie zarzygać pościeli. Później skupiłeś się na budowie fiuta...
- Pokazy były?
- Czysto teoretycznie. Opowiadałeś mi, jak różni faceci przeżywają orgazmy. I na tym się skończyło, bo zasnąłeś. A ja miałem jeszcze kilka pytań...
- ...na które nie doczekasz się raczej odpowiedzi. Chyba, że się jeszcze raz schleję, ale po tym, co się dziś w nocy stało, jest to nader mało prawdopodobne. Może nie dotrzymam słowa odnośnie fajek - to mówiąc zaczął gmerać po kieszeniach w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki - ale z alkoholem koniec. Ja tego nie potrzebuję, nie przynosi to żadnych korzyści, wręcz przeciwnie.
- Jutro ognisko pożegnalne. Możesz zacząć od trzeciego stycznia.
- Koniec to koniec. Będę pił colę i soczki w kartonie. Orange.
Celowo wymówił to tak jak się pisze - orange - bo tak się przyjęło, i nikt, nawet osoby ze znajomością kilku języków i po dwóch fakultetach nie mówiły inaczej.

- Norbert już wstał? - zapytał Sebastian, kiedy tylko przestąpił próg domu.
- Dajże mu się wyspać - rzekła ciotka, mieszając coś w garnku.
- Jest druga, ileż można? - zapytał Sebastian. - O której będzie obiad?
- Do wpół do trzeciej powinnam się wyrobić. Jeszcze tylko ziemniaki zagotować i można podawać. Później będziecie musieli radzić sobie sami, bo jesteśmy zaproszeni do znajomych w Nowosolnej.
- A Norbert?
- Zgłosił polowanie jutro rano. Do tego czasu zdążymy wrócić. Kolację macie w lodówce, podasz po prostu, to chyba potrafisz? Michał ci pomoże.

O w pół do trzeciej cała rodzina pojawiła się przy stole.
- Ja chyba jednak pójdę go obudzić -zaoferował Sebastian. - Grzeczność grzecznością, ale ile można spać? Jest Niemcem, wie, że obowiązują sztywne godziny posiłków i do tej pory się tego trzymał. Pił dużo w nocy?
- Nawet nie wiem, czy w ogóle?
Sebastian wstał od stołu i poszedł do tej części domu, która służyła za pensjonat. Trzy pokoje na piętrze, oddzielone od reszty, z klatką schodową bezpośrednio do głównego hallu. Stanął przed białymi drzwiami i, zanim zapukał, chwilę nasłuchiwał. Cisza, żadnego ruchu, słyszał jedynie resztki gwaru dobiegające z kuchni. Zapukał, ale nie doczekał się żadnego 'rein!' ani niczego podobnego. Odczekał kilkanaście sekund, zapukał ponownie. Znów cisza. W końcu ostrożnie nacisnął klamkę. Ustąpiła. Wolno pchał drzwi, po chwili ukazał mu się cały pokój. Był pusty. Łóżko starannie zaścielone, bielizna złożona w kostkę na krześle obok, jak w wojsku. Zasłonięte okno. Gdyby nie te rzeczy, pokój w ogóle wyglądałby na niezamieszkany. Zanim Sebastian zdążył się przestraszyć, skonstatował, że jeszcze nigdy nie udało mu się mieszkać w pokoju posprzątanym aż do tego stopnia. Rzucił okiem na wieszak, na którym ostatnio wisiał płaszcz - pusty. Schowka na broń, naturalnego mebla w pokoju gościnnym dla myśliwego, nie sprawdzał, i tak byłby zamknięty. Jakby nie dowierzając, jeszcze raz omiótł wzrokiem pokój. 'Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej prosiaczka tam nie było' - niemal irracjonalnie przypomniał sobie znany cytat i, wycofawszy się z pokoju, zamknął drzwi.
- Norberta nie ma - oświadczył czekającym na rozpoczęcie posiłku. Cała jego rodzina była wierna zwyczajowi, że jeść zaczyna się dopiero, jak wszyscy zgromadzą się przy stole.
- Jak to? Dobrze sprawdziłeś?
- No chyba znalazłbym człowieka w pokoju trzy na trzy metry?
- No w twoim przypadku to nie jest oczywiste - roztargnienie Sebastiana było wszystkim doskonale znane.
- Nawet nie widziałem jak wychodził - powiedział wuj Henryk. - A w ogóle, kto go widział ostatni?
Sebastian czuł na sobie świdrujący wzrok Michała. Jeśli to prawda, czego dowiedział się niespełna godzinę temu, to być może widział go jako ostatni. Zważywszy na to, czym w tamtej chwili się zajmowali, sytuacja zaczynała być cholernie nieprzyjemna. W co on się władował, do kurwy nędzy? Najchętniej poszedłby za tę stodołę czy szopę, jeden pies, i sprawdził, czy go tam nie ma. Ale nawet nie wie, za którą, zabudowań gospodarczych było kilka.
- O której wstaliście? - zapytał Sebastian, przypominając sobie, że gdy wchodził do kuchni, wszyscy byli już na miejscu.
- Przed jedenastą, jakoś tak.
- No to nie ma go raptem cztery godziny, chyba nie ma się na razie czym przejmować - zdecydowała ciotka. - Jedzmy, bo wystygnie...

Jedli w milczeniu. Sebastian robił pośpieszny rachunek sumienia. Może nagadał mu coś takiego, że ten się wkurzył i poszedł? Nonsens, wypozyczony polonez stał przed domem. O przedwczesnej wyprowadzce nie mogło być mowy. Gdy ciotka podała krwisty befsztyk, zaczęło mu się coś kojarzyć. Jeśli Norbert powiedział mu prawdę, w pokoju powinno być to zakrwawione prześcieradło, pamiątka pierwszej i jak na razie jedynej prawdziwej wspólnej nocy. Jak Norbert nie wróci, przyjedzie milicja... Rany boskie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 0:21, 08 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 20:22, 07 Lis 2014    Temat postu:

Homowy wszystko opisujesz w najdrobniejszych detalach, co mi się bardzo podoba, mam tylko jedno zastrzeżenie, być może ja niestarannie czytałem kolejne odcinki. Mam na myśli sprawę samochodu.
W odcinku 29 skradziono Norbertowi mercedesa "Zadowolony Norbert przeliczył pieniądze, schował je i, opuściwszy bank, skierowali się na parking. Ale samochodu tam nie było.". W 31 odcinku Norbert wypożyczył samochód "Samochód w końcu udało się wypożyczyć i teraz czerwony polonez mknął przez ośnieżone pola Mazowsza."
Przez kolejne odcinki temat samochodu nie występuje (poza 32, w którym milicjanci, którzy przybyli do pensjonatu sprawdzić broń, zapewniają, że merc się na pewno nie odnajdzie), po czym w odcinku 35 cudownie pojawia się... zaginiony mercedes "Nonsens, mercedes stał przed domem." a dematerializacji ulega czerwony polonez i Norbert.

Po tym przydługim wstępie wątpiąc już w swój intelekt zapytowywuję: gdzie przeoczyłem materializację mercedesa?


Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 20:28, 07 Lis 2014    Temat postu: Odpowiedź

Jest to oczywiście błąd, Norbert ma poloneza caro wypożyczonego z warszawszkiego Orbisu. Moja wina, po prostu ten samochód przestał już grać rolę i zawiodła mnie ideologiczna czujność... Natomiast nie wiem, czy w roku 1989 było tak jak później - że wypożyczone auto mozesz zwrócić w placówkach Orbisu (czy innego przedsiębiorcy) w całej Polsce. Tu, gdzie mieszkam, jest to możliwe. Kradzież auta myśliwemu miała istotnie miejsce w miejscu, które opisuję (bardzo wiele opisacych rzeczy zdarzyło się naprawdę i brałem w tym udział), tyle, że Niemiec wrócił pociągiem.

Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za uważną lekturę. Na Czytelników zawsze można liczyć Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 20:30, 07 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 7 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin