Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radoslav89
Adept



Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pon 20:28, 27 Paź 2014    Temat postu:

Tak, Bidul to było jedno z najlepszych opowiadań na tym forum a jest ich setki Smile
Trzymam kciuki za poprawienie życia osobistego i za wenę do kontynuowania waszych opowiadań.
ja już poleciłem dwóm znajomym Smile


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 21:16, 27 Paź 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (21)

Bałwan był imponujący, nie tylko wysokością, ale i grubością. Cztery osoby, w wieku od dwunastu do piętnastu lat, w tym jedna podpierająca się o za dużą kulę, uwijały się jak w ukropie.
- Jeszcze czapkę mu nałóżcie! O, tak!
Zaproszeni na prezentację rodzice musieli przyznać, że bałwan wyglądał zgoła zjawiskowo.
- Zróbmy sobie przy nim zdjęcie! - zaproponował pan Mataczyński i pobiegł po swoją Practicę z lampa błyskową. Była to jego duma. Aparat kupił w NRD za równowartość sześciu miesięcznych pensji i obnosił się z nią, gdzie tylko się dało. Martę kłuło to trochę w oczy, wszak wykonywali niemal tę samą pracę za zupełnie inne wynagrodzenie. Oczywiście wiedziała, gdzie tkwią prawdziwe źródła dochodów szefa, i, ich przyjaźń opierała się również na tym, że nigdy nie puściła pary z ust na ten temat. Teraz również zgryzła gorzką pigułkę, obserwując dzieci Mataczyńskiego ubrane w najlepsze ciuchy z zachodnich sklepów. Dla jej dzieci długo nie będą dostępne... Ale, tak naprawdę chciałaby to wszystko dla siebie? Za taką cenę? Nerwów, że kolejna kontrola w firmie nie będzie już taka ugodowa jak poprzednie? Mataczyński tkwił głęboko w strukturach PZPR i czerwcowy przewrót odchorował poważnie, łącznie z niewielkim zawałem. Zmiana władzy niosła za sobą ryzyko odsłonięcia całej tej machiny, która przysporzyła mu tę fortunę...

Pan Mataczyński przyszedł tymczasem, uzbrojony w swą ukochaną Practicę.
- No ustawcie się wszyscy do zdjęcia, proszę... Gdzie jest ten postawny kawaler, jak mu tam, Maciej? Andrzej Mataczyński miał do Macieja specyficzną słabość już od pierwszej chwili, wynikającą głównie z podobieństwa sylwetek. Sam masywny i nie najchudszy, uważał, że porządne odżywianie się polega głównie na tym, żeby jeść dużo, luksusowo, i nie szczędzić sobie niczego. W tym duchu wychowywał swoje dzieci, trzynastoletnią Magdę i dwunastoletniego Marka, którzy jednak nie odziedziczyli jego rosłej i otłuszczonej sylwetki i o ile byli wybredni przy jedzeniu, to, zdaniem Andrzeja, jedli zdecydowanie za mało.
- No właśnie, gdzie on jest? - zdenerwowała się Marta, uświadamiając sobie, że nie widziała go przez dobrą chwilę.
- Maciej jest, nic mu nie jest - zapewniał gorąco Mietek.
- No ale gdzie?
- W środku...
- W jakim środku, w domu? Mówże jaśniej! - zażądała matka.
- No w środku... Nie w domu, w bałwanie.
- Jak to, w bałwanie? - nie rozumiała Marta. - To znaczy, że... Pod tym śniegiem jest Maciej?
- Tak... - Mietek od razu zrozumiał, że matka nie jest zachwycona tym, zdawałoby się genialnym pomysłem,
- Czy wyście już doszczętnie zdurnieli? Kto to wymyślił?
Nie musiała zadawać tego pytania, bo autor tego pomysłu w tym towarzystwie mógł być tylko jeden. Mali Mataczyńscy może i byli dość żywymi dziećmi, ale niezbyt lotnymi, z reguły nie miewali własnych pomysłów a jedynie ochoczo przyłączali się do innych.
- Czy nie przyszło ci do tego durnego łba, że on się tam przeziębi? - pytała poirytowana.
- Nic mu nie będzie... Sam się zresztą zgodził.
Nie wiedziała tylko, bo i skąd, że najbardziej gorliwym oblepiającym był jej syn pieczołowicie pilnując zwłaszcza dolnych kończyn i miejsca, w którym zbiegają się z ciałem.
- Natychmiast go stamtąd wyciągnijcie!
- Nie teraz, jak mamy zrobić sobie zdjęcie... - zaprotestował pan Mataczyński. - jak już tyle siedział, to wytrzyma jeszcze pięć minut. Damy mu grzanego wina i będzie dobrze. - bronił go wyłącznie, by nie stracić okazji do dobrego zdjęcia.

Zrobił ich zresztą wiele i również z procesu demontażu bałwana. Maciej pozbawiony zwałów śniegu nie prezentował się najlepiej, był blady i nieruchawy.
- Wszystko dobrze? - indagowała pani Marta. - Nie jest ci zimno? Maciek, ty naprawdę nie musisz się zgadzać na każdą durnotę, jaką wymyśli Mietek. Nie daj sobą rządzić, bardzo cię proszę.
- To w takim razie chodźmy się rozgrzać do środka, a później ognisko - zaproponował gospodarz imprezy i jako pierwszy pomaszerował w stronę domu. Za nim pośpieszyli pozostali.
- Wy idźcie na górę, do pokoju Marka, ale kawaler jeszcze zostanie - poprosił. Nalał wielki puchar grzanego wina i podał go Maciejowi.
- ja nie wiem, czy alkohol w tym wieku jest wskazany... - próbowała oponować Marta.
- Przecież nikt nie każe mu się upić. Rozgrzeje, poprawi krążenie... Niech potraktuje to jako lekarstwo.
Marta już na końcu języka miała uwagę, że jakoś ta terapia niezbyt przysłużyła się gospodarzowi, ale dała spokój. Mataczyński lubił wypić, w jego przypadku można mówić nawet o początku choroby alkoholowej, ale jeszcze starał się nad tym mieć jakąś kontrolę. Poza tym uważała, że szklanka grogu w takim wypadku może mieć działanie dobroczynne. Tymczasem Maciej chwycił puchar i wolnym, dość niepewnym krokiem opuścił pokój.

Mieszkanie nie podobało mu się i czuł się w nim nieswojo. Od początku mu coś nie grało, dopiero po pewnym czasie zauważył powód swojego podświadomego niepokoju: otóż zarówno w salonie jak i dziecięcych pokojach nie było ani jednej książki, gazety. Była droga wieża SONY, owszem, ale nie stała przy niej żadna płyta. Choć nie był jakimś specjalnym fanem czytania, a lektury szkolne czytał w ostateczności i zawsze dzień przed upływem terminu, dom zupełnie pozbawiony książek zupełnie nie mieścił się w jego kategoriach. Co ci ludzie robią w wolnym czasie? - pomyślał. Odpowiedź znalazł na półce, w postaci nowoczesnego magnetowidu i pokaźnego zbioru kaset wideo. Od jakichś dwóch, trzech lat wideo zawojowało kraj i było praktycznie wszędzie, poza jego domem. Nawet nie nagabywał matki na zakup, wiedział, że jest to z góry skazane na niepowodzenie. Jej decyzję zmieniłoby może dziesięć lektur szkolnych zadanych w postaci filmów do obejrzenia...

Pokój Marka wręcz wypchany był najnowszymi zabawkami, ojciec starał się spełniać każdą jego zachciankę. Marek nie miał ich zbyt wiele, szczytem jego marzeń było urwać się z domu na piłkę z chłopakami. Wszyscy byli pochłonięci grą w Eurobiznes, polską wersję Monopoly. Maciej usiadł na skraju stołu i w milczeniu obserwował grę. Wydawała mu się zbyt skomplikowana: towarzystwo handlowało jakimiś miastami, kolejami, szło do więzienia... A przy tym dobrze się bawiło.
- Dwa hotele w Grecji proszę - zażądał Mietek. - Teraz was wykończę.
- E tam, Grecją? - prychnęła Melania. Zapraszam do Beneluksu, do końca życia się nie wypłacisz...
- Ale ja mam wszystkie koleje. Bach, płacisz.
Maciej czuł się coraz bardziej wyobcowany. Zazdrościł im tego, że rozumieją, co jest grane i potrafią się cieszyć. Nikt nie kwapił się z wyjaśnieniem zasad gry, wszyscy byli zbyt zaaferowani rozgrywką.
- Gośka, jak przegrasz, to pokażesz cycki - powiedział Marek.
- Chyba ocipiałeś. To ty pokażesz swoją fujarkę...
- Przestańcie - przerwała Melania. - Możecie sobie świntuszyć, jak nas nie będzie.
Maciej zastanawiał się, czy chciałby zobaczyć cycki Małgosi, postawnej brunetki o prowokującej urodzie.
- Rodzice pozwalają ci się malować? - spytała Melanie.
- A co to ich obchodzi? Nie ich sprawa. Szminkę sobie kupiłam sama, za kieszonkowe. Te od matki mi zupełnie nie odpowiadają.

Gdy gra się skończyła - a wygrała Melania, więc nikt nie musiał nikomu niczego pokazywać - żeńska część imprezy zeszła na dół.
- To co robimy? - zapytał Marek.
- Nie wiem, zaraz miało być ognisko. Może też zejdziemy na dół?
- Niech starzy sobie trochę popiją. Coś wam pokażę - to mówiąc podszedł do szafki i wyjął z niej jakieś kolorowe czasopismo. Bliższe oględziny wykazały, że było to pisemko pornograficzne w jakimś dziwnym języku, gdzie stawiają takie śmieszne kółka nad a. Lær å knulle! - zachęcał wielki napis na zdjęciu, na którym blondyna z dużym biustem ssała członek mężczyzny o tępym wyrazie twarzy.
- Staremu zakosiłem, ma tego masę - pochwalił się Marek. Zobaczcie, jakie te baby mają cycki...
Patrząc na te obrazki Maciek czuł się dziwnie. Trochę tak, jak wtedy, kiedy przebierał Mietka, a jednak zupełnie inaczej, gorzej. Odczuwał to jako coś obleśnego, coś, co nie powinno mieć miejsca. Co burzy jego wewnętrzny spokój. Ucieszył się, kiedy pisemko dobiegło końca i z powrotem zniknęło w szafce. Jednak obejrzane scenki długo przewijały mu się przed oczyma.

Ognisko powoli dogasało i nietrudno było zauważyć, że jego dorosła męska część ma już dość. Romuald prawie przysypiał a Mataczyński uparcie dopominał się o jeszcze jeden kieliszek, podczas gdy jego żona usiłowała mu to wybić z głowy.
- Chyba w takim razie zostaniecie na noc - zaproponowała Marcie.
- Chyba będziemy musieli - powiedziała patrząc zrezygnowana na męża. Z reguły nie pił wiele, miał słabą głowę, co dało znać o sobie również tego wieczora. - Ale jak nas położysz?
- Was w salonie, chłopcy u Marka a Melania z Małgosią. To tylko jedna noc...
Mietek mało nie zakrzyknął głośno, słysząc tę nowinę. Stanie się to, o czym marzył co najmniej od trzech dni. Tylko, cholera, ten Marek... Nie przepadał za nim, poza tym mimo swojego wzrostu to jeszcze szczeniak.

Leżeli ściśnięci koło siebie. Maciek padł pierwszy, wypity w celach leczniczych alkohol podziałał bezbłędnie. Mietek leżał w środku i chyba jako jedyny jeszcze nie spał. Oddech Maćka skutecznie odwodził od niego sen, czuł go na policzku, na gardle. Pomyślał o tych scenkach z pisemka, które obejrzał wcześniej. Niektórzy faceci mieli naprawdę potężne fiuty. Myśląc wyobrażał sobie, że Maciej ma też takiego dużego. Delikatnie, tak aby nie zbudzić kolegi, położył rękę na mokrym brzuchu Maćka, drugą ręką gładząc główkę własnego członka do tego stopnia ostrożnie, by nie zaalarmować niepotrzebnym ruchem śpiącego obok Maćka. Śpiącego bądź nie, to właśnie było ryzyko. Ale nie mógł się powstrzymać. Gdy dotarł do miękkich włosów pod pępkiem, poczuł, że jest blisko. Choć masturbował się już od co najmniej roku, nigdy nie było to tak silne... Niżej dotrzeć nie zdążył, jego druga ręka pokryła się gorącą kleistą cieczą.
- Skonczyłeś już walić tego konia? - rozległ się zupełnie niespodziewany szept z lewej strony - To idź przynajmniej wytrzeć ręce...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 1:55, 31 Paź 2014, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 0:36, 28 Paź 2014    Temat postu:

Homowy, a co to za nowy bohater imieniem Heniu pojawił się znienacka w 20 części? Czy tam nie powinien być Romek?
Przez to, że w ostatnim odcinku masz aż trzech chłopaków o imieniu na literkę M, to trochę Ci się pomieszało i wyszło:
"Patrząc na te obrazki Marek czuł się dziwnie. Trochę tak, jak wtedy, kiedy przebierał Mietka, ... "

Poza takimi drobnymi "ryskami" opowiadanie fajne i czekam na ciąg dalszy.

Pozdrawiam Autora i Czytelników

Zibi74


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 0:51, 28 Paź 2014    Temat postu:

Dzięki serdeczne! Na takie uwagi właśnie czekam.

Każde opowiadanie czy inny utwór literacki przechodzi przez tzw. proof reading (czasem zwany po polsku adiustacją), która ma za zadanie wyeliminować tego typu błędy (nie mylić z korektą, która czepia się raczej gramatyki, interpunkcji i ortografii). Rzecz jasna pisząc to sam, i to w beta-wersji, nie mam żadnych proof-readerów i tę funkcję pełnią wlaśnie czytelnicy.

Dziękuję za uwagi i - gdy będzie konieczne - proszę o więcej.


PS. Rzecz jasna uwagi uwzględniłem. Wyeliminowałem też błąd techniczny w odc. 15 (powtarzające się akapity) zarówno w wersji online, jak i dla czytników.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 0:56, 28 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bimax45
Wyjadacz



Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Skąd: Stare i ładne

PostWysłany: Wto 10:52, 28 Paź 2014    Temat postu:

chmielna2 napisał:
Maciek, szkoda że Ciebie nie można zdopingować do pisania dalszych części Bidula


Mam prośbę nie odwołujmy się tutaj do innego opowiadania. Bidul sobie leci i po woli zbliża się do końca.

Tu mamy bardzo fajne opowiadanie Homowego i piszmy o nim.

Jeszcze raz gratulacje Homowy, bardzo fajne opowiadanie, które z przyjemnością czytam no i oczywiście jak każdy czytelnik mam niedosyt, bo chciałbym więcej
A nie ma nic przyjemniejszego dla autora jak pożądanie tekstu przez czytelników.
Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 15:47, 28 Paź 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (22)

Mietek siedział na tylnym siedzeniu samochodu i, wbrew swojej naturze, nie odzywał się. Zapatrzony w oślepiającą biel pól przeżywał jeszcze raz sceny z poprzedniej nocy. Co się z nim działo, do ciężkiej cholery? Gdy już prawie zasypiał, poczuł nieodpartą chęć dotknięcia Macieja w tyłek. Na początku zganił się za to: ta część ciała wydawała mu się brudna, momentami nawet odrażająca, a już na pewno niegodna zainteresowania. Zwykle tak patrzył na ludzi, by nie widzieć ich pośladków. Niechęć ta była najsilniejsza jakieś trzy, cztery lata temu, potem stopniała nieco, ale nie uwolnił się od niej całkowicie. Tymczasem tu... Długo walczył ze sobą, zanim, zrezygnowany, wyciągnął rękę, która jeszcze zawisła nieruchomo na moment w drodze na tę tajemniczą wyprawę, choć już wtedy wiedział, że przegrał. Po sforsowaniu przeszkody w postaci gumki od majtek, długo nieruchomo wczuwał się w nieznany sobie teren. Pośladek był chłodny i twardawy, choć on raczej spodziewał się tłuszczowego puchu. Później jego palce eksplorowały centymetr po centymetrze by dostać się w pobliże miejsca, o którym do tej pory starał się nawet nie myśleć. Podczas gdy palce jednej ręki zataczały łuk wzdłuż miejsca, w którym obie półkule się zbiegają, druga dociskała uwięzioną w spodenkach główkę jego własnego oręża. Choć w takich momentach trudno się myśli, a jeszcze trudniej myśli się racjonalnie, zastanawiał się przez moment, dlaczego nie czuje obrzydzenia. To, co w tym momencie myślał o Macieju było nawet nie pozytywne, czułe, opiekuńcze, przepełnione wymykającą się definicji troską. Bezszelestnie przysunął bliżej głowę, by być owiewany przez ciepły oddech. Jego własny członek bolał go a nawet parzył, i resztkami rozsądku powstrzymywał się, by go nie wyjąć z uwięzi i kilkoma ruchami nie zakończyć tej tortury. Nie chcąc się narazić na głupie uwagi sąsiada z lewej, jakoś opanował te zapędy. Głupi szczeniak... Ale co go on obchodzi... W tej chwili liczyła się wyłącznie jedna osoba, leżąca obok a jednocześnie tak daleko... Dotknąć językiem warg... Nie, nie obudzi się, ma tak śmiesznie wystawiony języczek... Chwile później leciał już w otchłań. Chyba na chwilę stracił przytomność. Maciej dalej spał nieruchomo, myślami gdzieś na innej planecie. Tylko ostry, przenikliwy zapach świadczył o tym, że cokolwiek tu miało miejsce. Kontury pokoju rozlewały się coraz bardzie w ciemności.

- Mietek, co taki markotny jesteś? - zapytała Marta. - Zupełnie jakby mi w nocy podmienili syna...
- A jakoś tak... Nie mogłem dobrze spać. To było łóżko na jedną, a nie na trzy osoby, w tym jedną w klinicznym stanie...
- O właśnie, dobrze, żeś mi przypomniał - ucieszyła się Marta. - Jutro musisz jechać do kontroli do Kamiennej Góry. Może ci w końcu zdejmą ten gips, w końcu to tylko skręcenie było.
- A nie da się jakoś zdjąć tego gipsu tutaj? Trzeba tam jechać? Nie mam na to najmniejszej ochoty - bronił się gorliwie Mietek.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?
- Normalnie. Przyniesie się ta zardzewiałą piłę z piwnicy i się rozetnie... Dużo to roboty?
- Ty chyba nie mówisz tego poważnie? Przecież to trzeba prześwietlić, zobaczyć, czy się nic nie poprzesuwało, takim przedwczesnym zdjęciem opatrunku można sobie nieźle zaszkodzić. Przyjmij do wiadomości, że ja nie wyrażam na to zgody i pojedziesz do Kamiennej Góry.
- Nie! Za żadne skarby! - Mietek już bardziej krzyczał niż mówił. - Choćbym miał za karę nie oglądać telewizji do końca wieku. Nie i już.
Mietek może jest lekko zwariowany, ale nie jest furiatem - pomyślała Marta. Taki gwałtowny protest nie był na miarę w sumie błahej rzeczy, jaką jest kilka zdjęć rentgenowskich. Tu musiało chodzić o coś innego - tylko o co? Marta z żalem pomyślała, że to już nie czasy, kiedy jej własne dzieci przychodziły do niej z każdym problemem. Im starsze, tym bardziej czuły się niezależne, przekonane, że każdy problem są w stanie rozwiązać sami. Konsultacja z rodzicami to dla nich obciach... Chwilowo zaniechała dalszych indagacji, zwłaszcza, że przyjechali już na miejsce.

Po ich całonocnej nieobecności niedogrzany dom mógłby spokojnie konkurować z kostnicą. Tyle, że w żadnej kostnicy zgłodniałe zwierzęta nie rzucają się na człowieka... Festiwal szczekania, miauczenia i każdego innego możliwego odgłosu będzie trwał tak długo, dopóki zwierzęta nie zostaną nakarmione.
- Ktoś pójdzie nakarmić panią Prosiaczkową? - zapytała Marta, niepomna, że w tej chwili w kuchni jest tylko Maciej.
- Ja pójdę, ale co mam jej dać?
- W przedsionku chlewu jest przygotowane wiadro. Daj jej to co tam jest i sypnij łopatkę suchego śrutu, jest w worku.
Maciej od samego początku poczuł sympatię do tego zwierzęcia. Dlaczego ludzie, jak mówią 'świnia' to mają na myśli wszystko co najgorsze? - zastanawiał się obserwując wesołe kwiki. Na jego gust pani Prosiaczkowa była wesoła i inteligentna. Chyba nigdy się nie przełamie, by z niej zjeść mięso. Pod tym względem solidaryzował się z Melanią wyczuloną na punkcie zwierząt. Także króliki, które lubił oglądać i karmić, nie powinny pod żadnym pozorem znaleźć się na talerzu.

Wsypał a właściwie wlał zawartość wiadra do koryta i rozglądał się za workiem. Niestety w żadnym nie znalazł tego, o czym mówiła pani Marta. Popatrzył chwilę na zgłodniałą świnię rzucającą się na jedzenie i wrócił do domu.
- Nakarmiłeś panią Prosiaczkową?
- Nie do końca. W żadnym worku nie ma śrutu.
- Niemożliwe, wczoraj otworzyłam nowy.
- No był tam prawie pełny worek, ale w środku było coś dziwnego... Jakieś trociny, kasza, nie wiem co. Wiem, że to na pewno nie był śrut...
Marta, która od rana była z złym humorze, spowodowanym lekkim nadmiarem alkoholu w poprzednią noc, a na dodatek zaintrygowana nieoczekiwanymi chimerami jej syna, nie od razu zrozumiała, co miał na myśli Maciej.
- No to właśnie był śrut. A ty myślałeś że co to jest?
- Że śrut to coś z ołowiu... I służy raczej do strzelania.
Dopiero to poprawiło jej nastrój i śmiała się szczerze i serdecznie.
- Oj wy miastowe dzieci... Śrut to rodzaj kaszy, karmi się nim głównie trzodę chlewną. No ale skąd ty możesz o tym wiedzieć?
- To ja pójdę i poprawię się. I jeszcze nakarmię króliki, tym przynajmniej wiadomo, co się daje - powiedziała Marta, przerywając zamiatanie i nakładając kurtkę.

- Maciej, mam jeszcze do ciebie jedną prośbę. Ja wiem, że ostatnio wymagam do ciebie za dużo, jednak...
Maciej nie uważał, żeby to było za dużo. Niech pomieszka kilka lat z moją matką, to zmieni się jej perspektywa - pomyślał. Poza tym i grzeczność i wdzięczność za coś, co już teraz wiedział, że jest najlepszym, najpiękniejszym okresem w jego życiu nakazywały, by jednak zrobił to, o co prosi, niezależnie co by to było. I tak nie wymaga jakichś niestworzonych rzeczy. Bał się tylko, że prośba zostanie poprzedzona długim wstępem, których nie znosił. Trzeba to trzeba, ale po co do tego dorabiać ideologię?

Tym razem jednak ideologia okazała się niezbędna.
- I zupełnie nie rozumiem, co się stało - mówiła Marta. - Ja mam wrażenie, że ktoś go skrzywdził tam, w tej przychodni. I on mi na pewno tego nie powie, nawet, gdybym miała mu to wydrzeć z gardła. Natomiast tobie powie, bo widzę, jak bardzo cię lubi. Zauważyłeś, że twoje prośby to ostatnio jedyne, które wypełnia bez zbędnych dyskusji?
Maciej zauważył to jeszcze podczas wigilii, jednak ta prośba mu się zdecydowanie nie podobała. Przecież takie podstępne zdobycie informacji i przekazanie jej wrogowi to zdrada, za to na froncie dostaję się kulkę w łeb. Tyle że to nie wojna a pani Marta nie jest wrogiem, tylko naprawdę działa w interesie swego syna, który tego do końca nie dostrzega. Podzielił się swymi obawami.
- Dobrze, ale Mietek będzie święcie przekonany, że to zostanie między nami. I jak ja wtedy będę wyglądał?
- Rozumiem, że kieruje tobą lojalność w stosunku do przyjaciela, i to pewnie pierwszego przyjaciela w twoim życiu, prawda?
- Prawda...
- No właśnie. Niepotrzebnie się gryziesz, popatrz na to z innej strony. Chcesz pomóc przyjacielowi, prawda? Nawet nie odpowiadaj, wiem, że pomógłbyś mu w każdej sytuacji. Tyle, że pewnych rzeczy nie jesteście w stanie ruszyć, ani ty, ani on, ani razem. Zwłaszcza Mietek, on jak zacznie kombinować, to gotów jest zapędzić się w jeszcze większe tarapaty. Na tyle go znasz, on kombinuje jak koń pod górkę. Tymczasem sprawa tu jest bardzo delikatna, tam w gabinecie mogło się stać naprawdę coś złego.
- To znaczy?
- Jesteś na tyle dorosły, Maćku, że nie ma co przed tobą ukrywać. Ktoś mógł mu zrobić coś... No wiesz, swiństwo. Przecież do gipsowania był zupełnie nagi. Już wiesz, o co chodzi?
- Tak... - do Macieja dopiero teraz dotarła ta możliwość. Rzeczywiście... Jak bym złapał tego skurwy... - Maciej stropił się siłą własnej reakcji. - Teraz rozumiem.
- Oczywiście nie musiało, powód może być zupełnie inny, ale nic nie zrobimy, jeśli nie będziemy wiedzieć.
- Kiedy mam to zrobić?
- Hmmm... Sprawa jest trudna i wiem, że musisz poczekać na odpowiednią chwilę. Tymczasem Mietek ma być jutro rano w Kamiennej Górze w przychodni. Umówmy się, że do jutra rana. Jak nic z tego nie wyjdzie to trudno, ale... Wiesz... Wolałabym... - zastrzegała się Marta, choć mogła się założyć o każde pieniądze, że sprawa zostanie załatwiona.

Maciej został jeszcze w pomieszczeniu gospodarczym nakarmić króliki, tymczasem Marta wróciła do kuchni.
- Gdzie Maciora? - przywitał ją Mietek, buszujący po lodówce w poszukiwaniu czegokolwiek jadalnego.
- W chlewie. Nakarmiona.
- Nie to miałem...
- Wiem co, a w zasadzie kogo miałeś na myśli. Mietek, ja mam już dość tej nierogacizny. Przecież lubisz go, prawda? I to nawet bardzo, wiesz, nigdy nie przypuszczałam, byś ty aż tak bardzo przywiązał się do jakiegokolwiek człowieka. Nie rozumiem tylko, dlaczego go tak obrażasz?
- Mama, czy mama nie rozumie, że tak się po prostu przyjęło? Mi aż głupio myśleć o nim Maciek. To zupełnie do niego nie pasuje. Tak samo jak do Melanii nie pasuje Melania. Mania i koniec.
Nie wiadomo, jak by się skończyła ta przepychanka, gdyby w tej samej chwili na podwórze przed domem nie wjechał biały polonez na poznańskich rejestracjach. Po chwili wysiadła z niego ubrana w sztuczne lisy kobieta. Mietek rozpoznał ją od razu.
- Rany Boskie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 0:43, 29 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 0:34, 29 Paź 2014    Temat postu:

Brakujących/nadliczbowych kropek i przecinków to nie zamierzam Ci wytykać, bo nawet nie zwracam na nie uwagi podczas czytania, ale słówka (wyrazy) które mi nie pasują do "całokształtu" i owszem.
Przynajmniej taki udział będę miał w tym forum.
W zdaniu "Tyle, że pewnych rzeczy nie jesteście w stanie ruszyć, ani to, ani on, ani razem." zamienił bym "to" na "ty".

Co do dalszych wydarzeń - Wiktoria Lisicka się pojawiła?

Pozdrawiam


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 0:47, 29 Paź 2014    Temat postu:

Dzięki Smile Poprawione. Interpunkcja się czyści do wersji alfa, ktróra będzie do pobrania na chomiku. Co do tego, kto przyjechał - wyjaśni się za dziesięć minut, może później.

PS. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale okulary, które umożliwiły mi dostrzeganie znaków interpunkcyjnych pewnie jeszcze jeżdżą metrem w jednej z wielkich stolic europejskich Hrm Mam zastępcze i ledwie widzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 11:37, 29 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 0:59, 29 Paź 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (23)

- Ależ wykluczone, nie ma mowy, pani poprosi męża i dzieci, wypijecie przynajmniej jakąś kawę. Zresztą przygotuję kolację.
- My naprawdę nie chcemy przeszkadzać, sprawa jest na tyle poważna, że musimy porozmawiać a chcemy dotrzeć do Zakopanego jeszcze w nocy.
- I jedziecie tak naokoło? - zdziwiła się Marta, która nie lubiła podróży.
- Dużo naokoło to nie jest, a to chyba nie jest sprawa na telefon.
- Tym bardziej poprosi pani małżonka i dzieci, jeśli mamy rozmawiać. Bez kolacji i tak was nie puszczę. Jak to mawiają, gość w dom, Bóg w dom...
- Naprawdę zbyteczny kłopot...

Jeszcze chyba nikt nie opuścił domu Rudzkich głodny i tak miało również być tym razem. Goście rozsiedli się w salonie, tymczasem Mietek wykonywał różne dziwne zabiegi, by się ulotnić.
- Ty dokąd - zapytała Marta widząc syna w kurtce i czapce, z nieodłączną kulą.
- Panią Prosiaczkową nakarmić, króliki...
- Zrobi się później. Od kiedy stałeś się taki gorliwy? - zapytała Marta. - Pewnie masz coś za uszami...
- Ja? Broń cię Boże. Po prostu nie lubię inspekcji. Zaraz się będzie wypytywała o wypadek, co się stało i tak dalej... Zresztą po to tu pewnie przyjechała.
- Oj Mietek, nie cały świat kręci się wokół ciebie. Są naprawdę ważniejsze problemy. Ja będę teraz uwiązana w kuchni, ty masz pełnić rolę gospodarza.
Jednak na to było już za późno, bo zajęli się tym Melania i Maciek. Mela przy organach, Maciej przy pianinie. Gdy wszedł do salonu, wykonywali jakiś melodyjny utwór, którego Mietek jeszcze nie słyszał. Zwrócił uwagę na to, że grając, Maciej i Mela cały czas wymieniali się krótkimi spojrzeniami, uśmiechami. Nawet postronny obserwator powiedziałby, że ta para nie tylko się lubi, ale ma dla siebie dużo szacunku i darzy zaufaniem. I nawet ktoś tak mało muzykalny jak Mietek...

Później, wiele razy zresztą, dochodził do wniosku, że to był dla niego moment przełomowy. Te wszystkie myśli, chęci, nawet czyny, do niedawna niezrozumiałe i przez to nienazwane, nagle znalazły swoje miejsce w systemie. Nie, nie powiedziałby za żadne skarby świata, za ludowe Chiny i w ogóle, tego słowa. Ale właśnie w tym momencie zrozumiał jego znaczenie. Kiedy prosty ale rzewny utwór pomógł mu w zrozumieniu. Pierwsza myśl jednak, jaka go nawiedziła to zazdrość, o te uśmiechy z Melanią, o to zrozumienie, o tę lekkość i naturalność. Nie wiedział jak to nazwać ale w tym momencie atakowały go sprzeczne uczucia, choć wszystkie spod jednego mianownika.

Zebrane przy stole towarzystwo nagrodziło duet burzliwymi oklaskami.
- Pamiętam tę melodię, słyszałam ją na kilka minut przed wyjściem na moją obronę pracy magisterskiej - powiedziała profesor Lisicka. - Przyniosła mi szczęście chyba... Wiesz jak to się nazywa?
- Frank Mills, Music Box Dancer. Kanadyjski pianista, gra głównie muzykę popularną. Ale teraz chciałbym, korzystając z okazji, uczcić mojego zmarłego tatę - to mówiąc głos załamał mu się, ale szybko opanował się. - Panie Romku, poda pan solówkę? Graliśmy to kilka dni temu, Run For Your Life. Mój tata uwielbiał tę piosenkę, a że gramofon był w moim pokoju, czasem wpadał jej posłuchać. Postaram się to zaśpiewać, choć, po pierwsze, nawet pani Prosiaczkowa ma lepszy głos ode mnie, po drugie - cieszę się, że pani profesor nie uczy nas angielskiego...
Rozległy się pierwsze takty utworu. Lisicka mniej słuchała, bardziej obserwowała chłopca, jakby szukając potwierdzenia dla jej własnych teorii. Wyczuwalna gorycz i tęsknota, z jaką mówił o ojcu, tylko potwierdzała to, że Maciej stracił jedyną osobę, która mogła być dla niego jakimkolwiek oparciem a drugiej takiej nie było. Tym bardziej czuła, że jest we właściwym miejscu o właściwym czasie. Tylko dlaczego nikt nie zauważył tego wcześniej?

Tymczasem Mietek patrzył na koncert jak zahipnotyzowany. Chciał, by zagrali tę piosenkę, którą ojciec zawsze grał na gitarze a teraz zaraził nią Macieja. On tak fajnie grał tę solówkę... Nawet jemu się to podobało, choć szczytem jego osiągnięć muzycznych było odśpiewanie hymnu państwowego. Ale Maciej uznał za stosowne zagrać jakiegoś Chopina, którego wysłuchał tylko dlatego, że grał go Maciej. Gdyby coś takiego usłyszał w radiu, z miejsca zmieniłby stację.
W tym momencie w drzwiach pojawiła się Marta.
- Kolacja na stole. Przepraszam, że w kuchni, ale trudno rozłożyć tu stół...
- Ależ pani Marto...
Dzieci Lisickich, chłopiec i dziewczynka w wieku dwunastu i dziesięciu lat, byli prawie niezauważalni. Mietek doszedł do wniosku, że gdyby on był tak grzeczny, pewnie od tej grzeczności rozchorowałby się na śmierć. Gdy posiłek dobiegał końca, Marta zaproponowała rodzeństwu, by zajęli się dziećmi: pokazali świnię, króliki, może pobawili się na dworze. Mietkowi tymczasem nie w głowie były króliki... Wciąż przegryzał swoje odkrycie. Z chęcią zamknąłby się na godzinę w pokoju. Z małym entuzjazmem ubrał się i wyszedł z dziećmi nauczycielki do pomieszczeń gospodarczych.

- Już od pierwszego dnia zauważyłam, że coś jest nie tak - relacjonowała Marta. - On po prostu bał się wszystkiego. Nawet poprosiłam Mietka, by dyskretnie sprawdził, czy Maciej nie moczy się w łóżku. Ale dzień za dniem rozkręcał się, choć... - tu Marta opowiedziała o Maćkowych przygodach. - Ale że w szkole nikt z was nie zauważył, że ten chłopiec po prostu cierpi?
Wiktoria Lisicka nawet nie zamierzała bronić systemu oświaty, w tym siebie samej. Jako wychowawczyni powinna była sama zauważyć, że coś jest nie tak...
- Wie pani, kiedy dziecko jest dobre, jak śpi i jeść nie woła. Z Maciejem nie było w zasadzie żadnych kłopotów, żył jakoś na uboczu klasy, po prostu przyjęliśmy, że on taki jest. Mamy o wiele poważniejsze problemy...
- Na przykład z Mietkiem - wpadła jej w słowo Marta.
- Ależ skądże, Mietek jest może żywy, ale to wszystko mieści się w jakichś ramach. A tylko w tym półroczu mieliśmy i próbę molestowania uczennicy, i zastraszanie uczniów. I wszystko to w mojej klasie. Pani rozumie, że w tej sytuacji Maciejem nikt się nie przejmował...
- No ale co zrobić? - zastanawiała się Marta. - Jego matka obraziła mnie w trakcie krótkiej rozmowy telefonicznej chyba ze trzy razy. Prawie mnie oskarżyła, że uprowadziłam dziecko, że je demoralizujemy... Przykro o tym mówić. Maciek, jakby to powiedzieć, wdarł się w nasze serca, z jednej strony wszyscy go tu bardzo lubimy, z drugiej - każdy z nas nosi jakieś poczucie winy.
- Jedno jest oczywiste - trzeba go będzie przebadać psychologicznie...
- Wie pani co? Takie badanie może tylko zaszkodzić. Jemu trzeba serca, tolerancji, spokoju. Wszystko to ma u nas i niech pani popatrzy, jakie są skutki.
- Oj pani Marto... Pani patrzy na to z perspektywy matki, ja muszę z perspektywy pedagoga. Żeby mieć podstawę do jakichkolwiek działań prawnych, muszę mieć podstawę na piśmie, a te dają badania psychologiczne. Niewykluczone, że Maciej będzie musiał być oddany do domu dziecka jako ofiara przemocy domowej...
- ... gdzie go pobiją a nawet zgwałcą - wpadła w słowo Marta. - On się tam po prostu nie nadaje. Poza tym... Przecież on za niespełna trzy lata będzie pełnoletni. Pani mi wierzy, przez ten okres to nawet my się możemy nim zająć. Naprawdę stać nas na to, choć kokosów nie zarabiamy. Najwyżej Mietkowi kupi się nie trzy a dwie kurtki na zimę, choć wszystko się na nim pali.
- To nie jest takie proste... U nas system jest tak skonstruowany, że państwo rezerwuje sobie w takich przypadkach prawo opieki nad dzieckiem i łatwiej oddać dzieciaka do domu dziecka niż rodzinie zastępczej. Zobaczy pani, zacznie się mnożenie problemów, sędziowie rodzinni są do tego stopnia wyczuleni, że będzie im przeszkadzało nawet to, że pani ma młodszą córkę.
- Głupota - zjeżyła się Marta. Przecież komuna upadła...
- Może i upadła, ale jej skutki będziemy cierpieć jeszcze długo... Ten cały system jest do wymiany. Poza tym ciężko będzie przebudować mentalność sędziów. Przecież oni z dnia na dzień nie nauczyli się myśleć po nowemu. Obawiam się, że zanim się coś zmieni, nasz problem dawno przestanie być aktualny.
- Czyli najprostsza recepta na pomoc człowiekowi to zniszczenie go? - zapytała Marta.
- Pani Marto, zgadzam się z panią w stu procentach. Umówmy się tak - tu popatrzyła na zegarek. - Jedyne co mogę zaproponować tak na szybko, to to, że skonsultuję się ze znajomym prawnikiem, specjalistą od tych spraw. To kolega mojego męża, studiowali razem prawo. Później zadzwonię do pani i powiem, jak to załatwić. Ja też jestem przekonana, że najlepsze miejsce dla chłopca jest tutaj. Sama widzę w nim odmianę po tych kilku dniach. Tylko ostrzegam, sprawa jest trudna, a na dodatek możemy mieć nieprzewidziane przeszkody, bo wygląda na to, że matka Macieja jest dość ustosunkowana. Pani wie, stare układy dalej działają, a, jak to się mówi, na układy nie ma rady...

- Co, już musimy jechać? - burzyły się dzieci Lisickich. Ich córka Luiza protestowała najgłośniej, z chęcią zostałaby dłużej z królikami.
- Mama, kupisz nam królika? Zresztą nie musisz kupować, Mela powiedziała, że jak się oszczenią, to będziemy mogli dostać kilka małych, podobno zawsze jest ich dużo i nie wiadomo, co z nimi zrobić.
- Króliki się kocą - zaśmiała się Marta,
- To koty powinny się kocić - wtrącił się zawsze logiczny syn Paweł. - Ja wolałbym taką terenówkę, jaką ma pan Romek... Fajnie jeździ po śniegu.
- No dobra dzieciaki, miło było ale musimy już jechać. Mamy jeszcze czterysta kilometrów przed sobą a nie będzie się łatwo jechało. Dziękujemy za gościnę, a do pani, pani Marto, zadzwonię jeszcze przed końcem semestru.

Tymczasem Maciej czuł gwałtowny upływ czasu. Do jutra rana została już jednocyfrowa liczba godzin i musi sprawę załatwić jeszcze dziś. Sam też był zaintrygowany tym, co mogło się stać w przychodni. Nawet nie zaintrygowany, myśl, że ktoś mógłby dotykać Mietka bez zgody w to miejsce, bolała go. Sam również słyszał raz podobna historię, ale na jego gust brzmiała tak niewiarygodnie, że nie wiedział, czy można jej było wierzyć na ślepo. Zresztą, był wtedy zbyt młody, by zrozumieć o co tak naprawdę chodziło. Jak można brać czyjegoś siusiaka do buzi? Przecież to takie wstrętne... Próbował sobie wyobrazić Mietka wpychającego mu do buzi jego długi i gruby penis. Ale obrzydzenie nie przyszło. Przyszły tylko dziwne dreszcze na ciele. I nawet nie próbował o tym zapomnieć. - O czym ja myślę, do jasnej cholery? - zganił się w myślach, i popatrzył na zegarek. Jego czas dramatycznie się kurczył.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 1:36, 30 Paź 2014, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 15:49, 29 Paź 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (24)

Co się z nim dzieje, do licha ciężkiego? - myślał gorączkowo Maciej. Mietek poszedł na chwilę do łazienki i minęło już dwadzieścia minut, jak się nie pojawił. Może coś się stało? Radiobudzik pokazywał dwudziestą trzecią czterdzieści pięć. Jak Mietek wróci, będzie mu musiał postawić pytanie bez ogródek, przymiarek czy owijania w bawełnę.
Minęło kolejne dziesięć minut, podczas których jedyne słyszalne odgłosy to drapanie psa w drzwi - konsekwentnie nie wpuszczali zwierząt do kancelarii na noc - i odległy gwizd ostatniego pociągu do Wrocławia. Niechętnie nałożył spodnie od dresu i przez ledwie oświetloną kuchnię poszedł do łazienki, starając się nie narobić zbyt wiele hałasu. Cokolwiek się dzieje, niech dom lepiej śpi spokojnie...
Zapukał do drzwi łazienki. Cisza. Odczekał kilkanaście sekund i ostrożnie uchylił drzwi. Na wannie siedział Mietek, rozebrany do pasa w dół, przy oknie otworzonym na oścież.
- Mietek...
Cisza, chłopiec nawet nie zareagował skurczem mięśni.
- Mietek, co ci...
Mietek wolno odwrócił się w stronę drzwi. Był blady jak ściana, cały korpus pokrywała gęsia skórka. W pierwszym odruchu Maciej chwycił kąpielowy ręcznik i zarzucił na plecy kolegi. Ten strząsnął go zdecydowanie.
- Coś ty wymyślił? Co to wszystko ma znaczyć?
Znów kolejna minuta milczenia. Wreszcie Mietek wykrztusił z siebie przez zaciśnięte zęby.
- Nigdy, nigdy, nigdy...Nie pojadę jutro do Kamiennej Góry. Wolę zachorować i umrzeć...
A więc jednak... Tylko teraz nie stracić głowy - myślał gorączkowo Maciej. Ale dość tego, trzeba zapytać wprost.
- Powiedz mi, dlaczego. Mnie możesz chyba powiedzieć?
- No tobie mogę... Ale nie powiesz nikomu?
- Mietek, zrozum, nie mogę obiecać. - przypomniał sobie argument Marty - może po prostu sami nic nie poradzimy. Ale cokolwiek się stało, chyba nie warto za to umierać?
- Tam była taka wstrętna baba... Jak mnie gipsowała, robiła głupie uwagi. Że chłop jak dąb, jaja jak żołędzie... Myślałem, że się ze wstydu zapadnę pod ziemię. I ciągle się śmiała. I mi, wtedy, zupełnie jak na złość, z tych nerwów stanął... Muszę wszystko mówić?
Mietek sam nie wiedział, czy chce to usłyszeć. Jeśli może komuś odebrać mowę, właśnie to się stało. Rezerwując sobie czas na przemyślenie działania, schylił się i podniósł ręcznik i jeszcze raz narzucił go na plecy przyjaciela.
- Mieciu... - mówiąc to przytulił go do siebie. Trzeba się chyba uciec do ostatecznego argumentu, skoro inne nie działają. Długo trwało, nim się na to zdecydował.
- No?
- W tej chwili osobą, którą najbardziej karzesz za postępowanie tej głupiej idiotki (a są mądre idiotki? - przemknęło mu przez myśl) jestem ja. Rodzice, Mela też, ale... Ja nie chcę pozbyć się drugiej najważniejszej osoby w ciągu kilku miesięcy.
Zdawał sobie sprawę, że zabrzmiało to zbyt dramatycznie, no i sam nie lubił się pchać na świecznik i podkreślać za bardzo swojej roli.
Na twarzy Mietka malowały się wszystkie uczucia naraz, od rozpaczy przez niedowierzanie aż po jakieś dziwne zadowolenie. Tymczasem Maciej silnie przytulił zgrabiałe z zimna ciało do siebie.
- Chodź do pokoju, proszę...
- Ale...
- Pogadamy po prostu, coś się wymyśli. Na pewno to nie jest wyjście. Może będzie jakieś inne.
- Jakie? - zapytał Mietek, gramoląc się z brzegu wanny. Niezgrabnie chwycona kula upadła na ziemię, Maciej schylił się, aby ją podnieść.
- Nie tutaj, bo jeszcze rzeczywiście się rozchorujesz - podszedł do okna i zamknął je zamaszystym ruchem.

Gdy przechodzili przez kuchnię, rzutem na taśmę pomyślał, by zrobić gorącej herbaty i napoić Mietka. To powinno go rozgrzać... Gdy krzątał się po kuchni, Mietek siedział bez słowa. Również milcząco wypił herbatę i po kilku minutach wrócili do pokoju.
- A teraz połóż się i nie ruszaj - zażądał rozbierając się do snu. Po niespełna tygodniu byli już na takim etapie, że nie musieli robić żadnych ceregieli przy przebieraniu się. Pewne rzeczy, choć nigdy nie powiedziane na głos, miały miejsce przez zasiedzenie. Nikt się nie gapił na tego drugiego, choć teraz Maciej był świadom, że Mietek wpatruje się w jego jądra. Miał większe, fakt. Nawet sporo większe.
- Zazdroszczę ci... - powiedział cicho Mietek.
- Czego? Jajek? Rzeczywiście masz czego...
- Może nie musiałbym tego wszystkiego wysłuchiwać...
- I tak byś słyszał, ten babsztyl po prostu tak ma. Nie znalazła tego, znalazłaby co innego... Jak moja matka. Możesz wszystko zrobić na wysoki połysk, glanc pomada, a ona i tak do czegoś się przychrzani.
Widząc, że Maciej kładzie się na łóżko polowe, Mietek poprosił:
- Połóż się koło mnie.
I gdy Maciej znalazł się pod kołdrą, przysunął się bliżej niego. Maciej poczuł chłód i dziwny, nieznany zapach, świeżości pomieszanej z lekkim zapachem potu i czegoś jeszcze. Mógłbym to wdychać godzinami - pomyślał i otulił plecy Mietka kołdrą.
- Czekaj, podłożę tam moją poduszkę...
- Nie poświęcaj się tak dla mnie. I tak to wszystko jest nic niewarte...
- Nie mów tak - powiedział zdecydowanie Maciej - i posłuchaj mnie uważnie. I proszę, zamknij się tak długo jak będę mówił. Jak skończę, powiesz co o tym myślisz, OK?
Mietek przystał na to z trudnością i po chwili wahania.
- Teraz słuchaj. Musimy powiedzieć to mamie. Nie przerywaj, obiecałeś. Prześwietlenie nogi mieć musisz, do tego trzeba zdjęć gips. To musi zrobić fachowiec. Powiem ci tak, choć miałem nie mówić - twoja mama wie, że coś jest nie tak i bardzo się martwi, nawiasem, podejrzewała o wiele gorsze rzeczy. Że ciebie zgwałcili i tym podobne.
- No dalekie od gwałtu to nie było...
- Miałeś mi nie przerywać. Tylko rodzice mogą coś zrobić w tej sytuacji. Ona może na przykład iść do dyrektora tej przychodni i złożyć skargę, Albo nawet na milicję - powiedział, choć nie sądził, aby to było realne.
- To jak, mam iść i to wszystko powiedzieć? A może jeszcze pokazać? Spale się ze wstydu. Nie, to zupełnie niemożliwe.
- Zostaw to mnie. Tobie podczas całej tej operacji włos z głowy nie spadnie. Przynajmniej będę się starał.
W tym momencie Mietek wtulił się w Macieja i mocno przycisnął jego głowę do siebie. Leżeli w milczeniu. Maciej już nie czekał na żadna odpowiedź, wiedząc, że sprawa jest załatwiona. Raczej ostrożnie rozkoszował się chwilą. Tylko dlaczego to wszystko się dzieje z chłopakiem? Jeszcze miesiąc temu raczej zareagowałby obrzydzeniem. A teraz. Czując, jak coraz cieplejsza ręka zdobywa dół jego kręgosłupa, jedyne, czego doznawał, to przyjemnych dreszczy. Co się dzieje, u licha ciężkiego? Nie protestował, jak palce powoli zdobywały jego pośladek. Czy tak się to robi z dziewczyną? Tak to sobie kiedyś wyobrażał. A co się stanie, jak ta ręka wykona łuk i znajdzie się z przodu? Nawet nie to, że jest tam już sztywny, nie krępowało go to, Mietek już i to widział. Ale przecież tak nie można. Mietkowi się to pewnie podoba, jego twardy członek wbijał mu się w udo.

Nic takiego jednak nie nastąpiło i wykończony przeżyciami Mietek spał już kamiennym snem. Maciej tymczasem dalej bił się z myślami, nie mogąc zasnąć. Dopiero spojrzenie na budzik uświadomiło mu, że do rozmowy z panią Martą zostało tylko pięć godzin, a później raczej spał nie będzie. Z największym wysiłkiem zrezygnował z zaspokojenia się. Przede wszystkim dlatego, by jednym nieostrożnym ruchem nie obudzić Mietka, ale również dlatego, że nie wszystko mu do końca grało.

Marta po omacku wyłączyła budzik i w półśnie nakładała koszulę. Musi iść obudzić chłopców no i oczywiście wypytać Macieja. O dziewiątej ma być w przychodni... Schodząc mało nie nadepnęła na ogon śpiącemu na schodach kotu. - Też sobie miejsce znalazł - pomyślała. Gdy weszła do kuchni, czekała ją niespodzianka: ubrany chłopak czekał już a na stole stały dwa kubki z parującą herbatą.
- No dowiedziałeś się czegoś? - zapytała choć z wyrazu twarzy chłopca wynikało, że misja zakończyła się sukcesem. Po chwili Maciej relacjonował w szczegółach, plącząc się jedynie, kiedy należało nazwać rzeczy po imieniu. Jeszcze przy nikim nie używał takich słów, gdy omawiali te zagadnienia na biologii był akurat chory, a jednak lepiej napisać 'prącie' niż to powiedzieć.
- ... no i wyśmiewała jego... no, prącie...
- Siusiaka po prostu...
- No można to tak nazwać.
- A nawet trzeba, nie cierpię słowa prącie. Brzmi kretyńsko.
- A no wie pani, jądra?
- Każdy chłop ma jaja, a jak nie ma, to ja z takimi się nie zadaję - roześmiała się.
- No i Mietek po prostu czuł się taki, no jakie to słowo... Obrażony?
- Poniżony raczej. Wcale się nie dziwię, choć nie mam pojęcia, co z tym zrobić...
- Pani Marto... Niech pani o tym nie rozmawia z Mietkiem, bardzo proszę...
- Jest jeszcze coś, czego nie wiem?
- No, trochę... - opowiedział jej wszystkie okoliczności, w jakich doszło do wyjawienia tajemnicy. Słuchając, Marta nie kryła przerażenia.
- I co zrobiłeś? - a gdy usłyszała, stwierdziła: - Zuch chłopak. Rzeczywiście w takiej sytuacji tylko herbata i do łóżka. A do tej przychodni to ja sobie z nimi pojadę. Nie masz nic przeciw aby zostać na kilka godzin w domu? Jak chcesz, możesz jechać z nami, choć wątpię, czy akurat tam na coś się przydasz. Mietek i tak będzie zdenerwowany.
Doskonale rozumiała, że sprawa, z pozoru błaha, ma prawo zostawić trwały ślad w psychice. Mietek co prawda zawsze był gruboskórny i z grubsza ciosany, ale swą wrażliwość ma, ostatnio nawet jakby większą. Już nie zaczepia tak nachalnie Melanii, jakby rozumiał, że są rzeczy, które ją ranią. Duża w tym zasługa Maćka, to oczywiste. Maciej, który przepadał za Melą, musiał jednak jakoś wytłumaczyć Mietkowi co trzeba - pomyślała i ani przez chwile nie przyszło jej do głowy, że sprawy mogą się mieć zupełnie inaczej.

W tym momencie do kuchni wszedł zaspany Mietek.
- Ubieraj się, śpiochu. Już puszczam Maćka, pomoże ci zmienić galoty. I nie denerwuj się tak, wszystko będzie dobrze.

- Cos ty jej powiedział? - zapytał Mietek, gdy znaleźli się już w pokoju.
- Jak to co? Prawdę... Całą prawdę. Nie lubię kłamać, kluczyć, później to i tak wyjdzie na jaw. I naprawdę nie masz się czego bać, nikt w tej sprawie nie odezwie się do ciebie ani słowem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 1:14, 30 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 22:14, 29 Paź 2014    Temat postu: Re: Inni, tacy sami (23)

homowy seksualista napisał:

- Oj Mietek, nie cały świat kręci się wokół ciebie. Są naprawdę ważniejsze problemy. Ja będę teraz uwiązana w kuchni, ty masz pełnić rolę gospodarza.
Jednak na to było już za późno, bo zajęli się tym Melania i Mietek. Mela przy organach, Mietek przy pianinie. Gdy wszedł do salonu, wykonywali jakiś melodyjny utwór, którego Mietek jeszcze nie słyszał.


W odcinku 23 zakradła się pomyłka w imionach, chyba dwa razy powinien być Maciek zamiast Mietka.


Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Śro 22:15, 29 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 22:20, 29 Paź 2014    Temat postu:

Dziękuję. Wiecie co tu zawsze było fajne i dalej jest. Że na czytelników można zawsze liczyć. Nigdy nie cierpiałem czytać po sobie, bo po prostu człowiek ten tekst zna i uciekają mu istotne drobiazgi. Zawsze miałem od tego adiustatorów, sam też często adiustowałem. Tu muszę liczyć na Was i sie jeszcze nie zawiodłem naprawdę warto dla was pisać.

PS. Następny odcinek dopiero jutro.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 22:24, 29 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pablogay
Adept



Dołączył: 10 Sty 2014
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 0:54, 30 Paź 2014    Temat postu:

A dla twojego opowiadania warto tu wchodzić,nie da się ukryć. Super się czyta... Dzięki serdeczne że kontynuujesz. Pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 1:26, 30 Paź 2014    Temat postu:

Ponownie "czepiam się" literówek:
w odcinku 23
w zdaniu "Pierwsza myśl jednak, jako go nawiedziła to zazdrość, o te uśmiechy z Melanią, o to zrozumienie, o tę lekkość i naturalność." zamieniłbym "jako" na "jaka";
w "Ale ze w szkole nikt z was nie zauważył, że ten chłopiec po prostu cierpi?" zamieniłbym "ze" na "że" - chyba ALT nie zadziałał;
w odcinku 24
zdanie "Nie masz przeciw zostać na kilka godzin w domu?" brzmi mi bardziej po polskiemu niż po polsku i proponuję "Nie masz nic przeciw, aby na kilka godzin zostać w domu?"


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 1:41, 30 Paź 2014    Temat postu:

@ pablogay
Staram się jak mogę. Prawdę mówiąc jestem emocjonalnie związany bardziej z drugą częścią historii, tą, której jeszcze tu nie ma, ale dojdziemy i tam. Mam nadzieję kontynuować to jeszcze czas jakiś. Czego się boję to tego, że wyjdzie za długie i przegadane. Szczerze mówiąc nie mam zbytniego doświadczenia w tak długich tekstach. Co innego czytać książki a co innego pisać...

@Zibi74
Druga poprawka była już naniesiona, kiedy czytałeś tekst. Też ro wychwyciłem. Za obie serdecznie dziękuję. Opowiadanie powstaje również po to, by nie stracić kontaktu z językiem polskim, którym nie operuję już od dobrych kilku lat. Ciężko się pisze czasami i zdania nieraz wychodzą trochę chhropowate... dziękuje za wyrozumiałość i korektę i jednocześnie prosze o więcej Smile

Wszystkich czytelników pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 1:44, 30 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 5 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin