Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kojot62
Debiutant



Dołączył: 06 Lip 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 2:17, 28 Sty 2015    Temat postu:

Pisz dalej. Opowiadanie jest świetne, inne Twojego pióra równieżSmile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 15:31, 28 Sty 2015    Temat postu:

Będę pisał dalej a za miłe słowa dziękuję. Kolejny odcinek dziś pod wieczór.

PS. Na chomikuj.pl do ściągnięcia poprawiona wersja w pdf i innych formatach dla czytników. W katalogu głównym zupełnie nowa okladka, dla tych którzy czytają w czytnikach e-booków.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 15:32, 28 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 18:59, 28 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (122)

Ten sam numer gazety leżał otwarty na stole obok porannej kawy kilka kilometrów dalej. Tyle, że kawa była mocniejsza, aby przywrócić do życia po nieprzespanej nocy. Władysław Rogalewicz, walcząc z opadającymi powiekami, po raz kolejny czytał artykuł, który i tak już znał, bo w nieco innej formie pojawił się na jego biurku już kilka dni temu. Co chwila przerywał czytanie, zerkając niecierpliwie w stronę aparatu telefonicznego w kącie pokoju. Ten jednak milczał jak zaklęty, toteż po kolejnym łyku kawy Rogalewicz znów chwytał za gazetę. To niemożliwe, żeby jeden człowiek zgromadził tak potężny materiał, do tego trzeba było wielu źródeł, również takich, do których zwykły gryzipiórek nie będzie miał dostępu. Z kim on walczy? Tego nie potrafił odgadnąć. Jako tak zwana barwna postać poznańskiego wymiaru sprawiedliwości miał, rzecz jasna, wielu wrogów i niejednemu mocno nadepnął na odcisk. Tylko któremu?

Według planów, ten podły dziennikarzyna, jak mu, Sebastian Markowski, już powinien wąchać kwiatki od spodu. Tylko on mógł wytłumaczyć skąd dowiedział się szczegółów tej ponurej historii, niejednej zresztą, która mogła mu zniszczyć prosperity, ale jedną z najbardziej ponurych. Tyle że miało to się stać w nocy, noc już dawno przeszła w dzień a obiecanego telefonu ani widu ani słychu. Zrezygnowany odsunął gazetę, podszedł do aparatu i chwycił leżący obok niego notes. Już chwycił za słuchawkę, opanował się jednak, odłożył ją i wrócił do stolika w drugim kącie pokoju. Pośpiech jest wskazany wyłącznie przy łapaniu pcheł - przypomniał sobie starą maksymę. Podszedł do barku, nalał pięćdziesiątkę koniaku i z pełnym kieliszkiem wrócił do stolika. Od kiedy doniesiono mu o tym, że wokół niego robi się gorąco, usiłował zgadnąć dlaczego właśnie teraz a nie w jakimkolwiek innym momencie. Ta chwila mu zupełnie nie pasowała, ani ostatnio nikomu szczególnie nie podpadł ani nie planował niczego takiego w najbliższej przyszłości. Przypadek? Jako sędzia z wieloletnim stażem nie wierzył w takie przypadki. Zmiana ustroju to za mało, musiało się stać coś naprawdę istotnego. Popatrzył jeszcze raz na zegarek, była dziewiąta. W zasadzie powinien ubrać się, wsiąść w samochód i obadać sytuację na miejscu. Tyle że wiedział, że właśnie tam nie wolno mu się pokazywać. Jeden przypadek i tkwi po uszy w gównie. Tak samo jak nie wolno mu jechać do osób, którym zlecił zajęcie się sprawą, choć akurat w tym przypadku nie miał większych obiekcji, to byli profesjonaliści, według swego rozeznania ten cały Markowski powinien już się przywitać z aniołkami. Chwycił filiżankę kawy, ale już była pusta. Idąc do ekspresu włączył po drodze radio, właśnie grali przebój ostatnich miesięcy, Kochać inaczej zespołu de Mono. Przerwał rozważania i chwilę rozkoszował muzyką.

Gdy ekspres wydawał już znajome dźwięki, Rogalewicz poszedł sobie nalać kawy i słuchał wiadomości. W połowie drogi do ekspresu znieruchomiał i nasłuchiwał coraz uważniej.
Tu radio Merkury z Poznania, nadajemy wiadomości lokalne. Do brutalnego napadu i próby zabójstwa doszło dziś w nocy na poznańskim Grunwaldzie. Dwóch zamaskowanych napastników brutalnie włamało się do jednej z willi, terroryzując jej mieszkańców i usiłując dokonać zabójstwa jednego z poznańskich dziennikarzy. Napastników obezwładniono i zatrzymano. Rzecznik prasowy milicji odmawia na razie komentarzy. Do sprawy wrócimy. Stanisław Laskowski, dyrektor Międzynarodowych Targów Poznańskich, spotkał się wczoraj...
Ja pierdolę - pomyślał Rogalewicz. Na razie bał się dochodzić co się stało. A miało być, kurwa, profesjonalnie! Na razie trzeba wyciągnąć inne wnioski z tej informacji. Jeden był oczywisty - Markowski żyje. I jeśli będzie trzeba, będzie chlapał ozorem. Tylko tak wyobrażał sobie możliwość wpadki, bo niby jak inaczej? O swoich ludzi był pewny, nawet jak wpadli, nie powinni zbyt wiele mielić ozorem, za dużo mają do stracenia. A były to przypadki, które on, Rogalewicz przy pomocy kilku jemu podobnych uratował od wielu lat ciupy. Jedno jego słowo... Trzeba więc Markowskiemu dobrać się do dupy inaczej. Ba, ale jak? Opanowując nerwy i ratując je kieliszkiem wódki wypitej jednym haustem, podszedł jeszcze raz do stolika z telefonem i bezcennym notesem z numerami telefonów. Wiele osób dałoby ogromne pieniądze, by dorwać się do tego notesu. Tyle że niewiele by się z niego dowiedzieli, najważniejsze kontakty kryły się pod niewiele mówiącymi hasłami, takimi jak piekarnia, szewc itp. Prosty numer a skuteczny. Kontakt, o który mu teraz chodziło krył się pod kryptonimem 'informacja kolejowa'. Miała być informacja, będzie informacja, pomyślał mściwie Rogalewicz i wykręcił numer.
- Wszystko co możesz na temat osoby o nazwisku Sebastian Markowski. Gdzie mieszka, skąd pochodzi, z kim śpi, co jadł wczoraj na kolację, gdzie był ostatnio na wakacjach... Ale co ja mam mówić,zrobisz tak jak ostatnio.
Odłożył słuchawkę i w poczuciu dobrze wykonanego zadania nalał sobie kolejny kieliszek.

- To brzmi jak jakaś upiorna baśń - powiedział Zygmunt po wysłuchaniu historii Sebastiana. - Ale czekaj, czekaj. W takim razie Rogalewicz musiał znać treść artykułu na długo przed jego opublikowaniem. Co najmniej tydzień.
- Zawsze możemy przyjąć, że jest telepatą - zasugerował Sebastian. - Bo przecież w tej redakcji pracują same anioły i dziewice, prawda?
- Ty i dziewica - uśmiechnął się złośliwie Zygmunt.
- I jeszcze sam na siebie donoszę, bo życie mi niemiłe. Ale to musiał być ktoś od nas. Zdobycie szczotek nie jest takie niemożliwe, skserowanie i wywleczenie na zewnątrz też nie. A jeszcze jak się jest redaktorem wydania...
Zygmunt wiedział w jakim kierunku to zmierza i co prawda też miał własne podejrzenia a nawet te same co Sebastian, wolał na razie nie dopuścić do eskalacji sprawy.
- Sebastian, na razie nie rzucaj żadnych podejrzeń. Zajmij się robieniem tego co robisz, jak Paruszewski nie zjawi się do poniedziałku to pewnie zrezygnuję z sanatorium, bo sobie nie dasz sam rady. Jak pomyślę, że miałbyś robić numer z Rybarczykiem...
Teodor Rybarczyk był starszym dziennikarzem, na rok przed emeryturą i trzymano go w zasadzie z litości. Kiedyś sprawne pióro, po śmierci żony popadł w alkoholizm i zaniemógł na płuca, dalekie echo pobytu za dziecka w obozie koncentracyjnym. O robieniu gazety miał pojęcie i to o wiele większe niż Sebastian, natomiast jego niezawodność i potęga intelektualna zostały znacząco nadszarpnięte przez choroby. Obecnie zajmował się głównie wiadomościami sportowymi i michałkami z miasta.
- Zwłaszcza, że za półtora tygodnia i tak jedziesz do Niemiec - powiedział Zygmunt.
- Ja nie mówiłem o półtora tygodnia - przypomniał Sebastian. - I tak paszport dadzą mi najszybciej za trzy.
- Ale ja mówię - przerwał mu Zygmunt, akcentując słowo 'ja'. - Jest zmiana planu.
- To znaczy?
- To znaczy że możesz pojechać do Rajchu jeśli zrobisz to w przyszłą środę. W Hanowerze jest konferencja dotycząca miast partnerskich. Nie muszę ci przypominać, że miastem partnerskim Poznania jest Hanower właśnie. Początkowo nie mieliśmy tego robić, bo nie spodziewam się żadnych rewelacji, a pompować pieniędzy w napisanie kolejnego odbytu naprawdę nie ma sensu.
Sebastian uśmiechnął się na dźwięk tego słowa. W gwarze dziennikarskiej oznacza ono wydarzenie o którym nie można napisać nic ponad to, że się odbyło.
- Ty zaś zrobisz rozmowę z burmistrzem Hanoweru na temat sensu kontynuowania partnerstwa w nowej sytuacji politycznej. Ja zrobię Wituskiego jak wróci i puścimy dwugłos.
- A jak tam pojadę? - zaniepokoił się Sebastian.
- Z prezydentem Wituskim i jego ekipą. Udało mi się ciebie jakoś akredytować a redakcja wystąpiła o przyśpieszenie wydania paszportu. Pojedziesz do Hanoweru, zrobisz tę rozmowę, pojawisz się na obradach i przyślesz tekst teleksem. A później rób co chcesz tylko nie siedź tam za długo. Wrócisz już za własne pieniądze, pociągiem, stopem, czym będziesz chciał i mógł.
- A jak odbiorę paszport z Wrocławia? Będę musiał znów tam jechać? Zygmunt, ja mam coś na kształt rodziny, nie mogę...
- Paszport przyjedzie kurierem, nie martw się na zapas, ty Sebastian jesteś mistrzem w wynajdowaniu sobie problemów,
- Ta, i w planowaniu zamachów na własne życie... Zygmunt, oszczędź mi tych uwag, proszę.

- Patrz, poznajesz kto tam stoi? - powiedział Maciej przekrzykując warkot silnika tramwaju i zgrzyt wagonu. - Pomachajmy im.
- Sebastian, prawda? A ten stary facet koło niego?
- Jego, jak to mówi, redaktor bezczelny, Zygmunt ma na imię.
- On tu pracuje? Daleko nie ma... - powiedziała Melania Machając ręką w stronę dwóch mężczyzn palących papierosy przy wejściu do kanciastego budynku, bardzo różniącego się architekturą od przyległych.
Wizytę na cmentarzu załatwili tak szybko jak to było możliwe, Maciej nie cierpiał tego Miejsca a i Melania nie nastawała za bardzo na chodzenie po grobach. Ale naciskała na obiecany spacer i Maciej postanowił nagiąć trochę plan wycieczki. Nie szukał odpowiedzi dlaczego, czuł się w jej towarzystwie wyjątkowo zrelaksowany. Jeszcze przed wyjściem z cmentarza chichotali do siebie, ściągając oburzone spojrzenia starszych pań. Ale Maciejowi było wszystko jedno. Patrząc na twarz Melanii widział te same uszy, te same dołki w policzkach co u Mietka a nawet jeszcze ładniejsze. Gdy wsiadali do zatłoczonej jedynki, Maciej czuł dziwną radość ze stania koło Melanii, z niemal fizycznego kontaktu w tłoku miedzy ludźmi. Z rozczarowaniem zauważył, że tłok rozładował się na skrzyżowaniu przy klinice. Powoli dojeżdżali do ronda Kaponiera. Maciej nie miał żadnego planu, chciał po prostu pochodzić trochę po mieście.
- Mietek mi mówił, że w centrum jest jakieś zoo. Daleko stąd?
- Nie, jakieś pięć minut drogi od przystanku - odpowiedział Maciej. Że też nie pomyślał wcześniej...

- Patrz, małpy się całują - powiedziała Melania. - Ta po lewej przypomina Mietka, prawda?
Maciej uśmiechnął się, choć nie bardzo chciał ładować się w wojenkę między rodzeństwem. Lubił i ją i jego. Lubił? Czy to na pewno jest to słowo? Popatrzył uważnie na jej twarz, na to roześmiane oczy, prawie jakby tu stał Mietek.
- Ktoś mi obiecał pocałunek, prawda?
Nie odpowiedział a jedynie przysunął swoje usta w kierunku jej, zamknął oczy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 23:41, 28 Sty 2015, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 19:34, 29 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (123)

- To co, panie Sebastianie, przyjedzie pan do nas na Wielkanoc? - zapytał Romuald gdy przyszedł czas pożegnań.
- Raczej zaraz po, zdaje się, że chętnych jest więcej, jeszcze nigdy nie byłem aż tak popularny - roześmiał się Sebastian. Ale z całej szóstki chyba tylko oni mieli dobry humor. Mietek stał z niewyraźną miną oparty o samochód, Maciej i Melania zniknęli gdzieś w domu.
- A nasi państwo młodzi gdzie? - zapytał ponurym głosem.
- Daj im się pożegnać - fuknęła Marta. - Nie zobaczą się wcześniej niż na Wielkanoc.
- No i dobrze - mruknął Mietek.
Sebastian popatrzył na niego uważnie. Od wczorajszego popołudnia był nieswój, oklapł w przeciwieństwie do Macieja, który wydawał się kwitnąć. Co zaś było wieczorem, tego nie wiedział, bo wrócił z redakcji dobrze po północy. Po chwili Maciek i Melania pojawili się w drzwiach domu.
- Szanownym państwu trzeba wysłać odrębne zaproszenie? -zapytał Mietek. - Maciora, tu masz białą chusteczkę, jak białe auto będzie odwoziło twoją ukochaną w siną dal...
Maciej rzucił mu wściekle spojrzenie, Melania nie zareagowała, wpatrzona czerwonymi z płaczu oczyma w Macieja uwijającego się z ostatnimi bagażami wokół łady. Sebastian bał się tego co nastąpi, bo wyglądało mu to na pierwszy poważny kryzys. Na razie nie mógł w nim uczestniczyć osobiście bo czekała go nocka w redakcji i na tym koncentrował swoje wysiłki.

Gdy po kilku godzinach snu Sebastian wszedł do redakcji w poniedziałkowy poranek, po drodze witały go uważne spojrzenia kolegów i koleżanek z innych gazet. Budynek prasy mieścił wszystkie większe redakcje poznańskich dzienników i wielkopolskie oddziały gazet centralnych poza Wyborczą, toteż musiał chwilowo robić za kobietę z trzema cyckami lub innego raroga. Oczywiście domyślał się jaki jest powód tego zainteresowania, nikt jednak nie podszedł i nie zapytał wprost, co mu się zdecydowanie nie podobało.
- Dobrze, że jesteś, Sebastian - przywitał go Zygmunt. - Wpadnij na chwilę do gabinetu jak już się rozbierzesz.
- Najpierw to sobie zrobię kawę, bo zaraz zasnę - odparł Sebastian. - Numer zamknąłem o pierwszej, jak myślisz ile spałem?
- O tym też chcę z tobą porozmawiać - odpowiedział Zygmunt.
Chwilę później Sebastian wszedł z ogromnym kubkiem parującej kawy do gabinetu naczelnego. Fizycznie walczył z niemal paraliżującym go snem, postawił kubek na stole i bez pytania o pozwolenie sięgnął po paczkę papierosów.
- Najsampierw rzuć na to okiem - Zygmunt podsunął mu sporą stertę gazet. Sebastian przerzucił ja szybko, Poznańska i Głos dały historię z włamaniem na pierwszą stronę, Express zamieścił nawet jego zdjęcie, zrobione podczas jakiegoś wywiadu. Nawet lokalna Wyborcza zamieściła krótką informację. Pobieżnie przerzucił wszystkie artykuły, na szczęście żaden nie podawał jego adresu a tylko jeden jego imię i skrócone nazwisko.
- Ten Sebastian M. brzmi jakbym był pierwszej wody kryminalistą - zauważył. - Nie podoba mi się to.
- Cóż, nie masz większego wyboru - odparł Zygmunt. - Ale nie przejmuj się tak, z tego biznesu wypada się góra po dwóch dniach, pojutrze będą już pisać o czym innym. Po prostu przetrzymaj.
- Ja tak ale dzieciaki? - zżymał się Sebastian. - Ja w tym układzie jestem najmniej istotny, zaciukają mnie to trudno, ale teraz zacznie się zdrowa kołomyja. Nie wiem jak to wszystko przetrzymamy. Chłopcy muszą chodzić do szkoły a dom ma być bezpieczny. A jeszcze za półtora tygodnia...
- Właśnie o tym chciałem z tobą pogadać - odparł Zygmunt przerzucając jakieś papiery. - Czy ty rzeczywiście musisz tam jechać teraz? Nie lepiej przeczekać tutaj, niech się uspokoi? A następna okazja do wyjazdu na pewno się nadarzy, przyjdzie maj, pojedziesz na CeBit, sporo poznańskich firm tam bierze udział, może jeszcze się coś nawinie...
Sebastian znał takich, którzy wyjazd na CeBit - największe w Europie targi informatyczne - wręcz wydarliby mu z gardła a na pewno ostrzyła sobie na nie zęby centrala w Warszawie.
- Zygmunt, to są tylko trzy dni, co prawda w tej sytuacji bałbym się zostawić ich samych ale zawsze może zająć się nimi Lisicka, w ostateczności wyśle się ich do Marciszowa czy do mojej matki, Zdaje się, że mamuśka spiknęła się z ich rodzicielką i nie będzie problemu.
Zygmuntowi najwidoczniej nie spodobało się to rozwiązanie bo pokręcił nosem.
- Jesteś cholernie niekonsekwentny, ale trudno akurat w tej sytuacji ciebie winić, i tak sporo już przeszedłeś. Cóż, zrób jak uważasz. Jeśli byś potrzebował wolnego na kilka dni, nie będzie z tym problemu. Ja już i tak zrezygnowałem z sanatorium, szczęśliwie dało się przełożyć.
- A właśnie, co z Paruszewskim? - zapytał Sebastian powoli wycofując się w stronę drzwi.
- Dalej nic. A ja jestem związany, bo nie mogę zatrudnić dodatkowego dziennikarza tylko dlatego że jeden uznał za stosowne rozpłynąć się we mgle. Dużo masz roboty na dziś?
- Szczotki i jedną rozmowę w mieście, z szefową sanepidu.
- Szczotki ja wezmę, zrób ten sanepid i idź człowieku się wreszcie połóż i wypocznij.

Władysław Rogalewicz najchętniej nie poszedłby tego dnia do pracy, bo wiedział, że nic przyjemnego tam go nie spotka. Będąc sędzią miał co prawda immunitet, ale w przypadku popełnienia przestępstwa wystarczyło orzeczenie sądu dyscyplinarnego, by go pozbawić tego przywileju. Kwestia, co jego przeciwnicy wiedzą. Od wczoraj, kiedy usłyszał, że jakość rozmów z jego telefonu wyraźnie spadła, z każdą sprawą szedł do znajdującej się nieopodal budki. Telefon na pewno był na podsłuchu, te sprawy nie były regulowane jeszcze żadnymi przepisami a i jemu niespecjalnie zależało, by się ktoś za to zabrał. Teraz zauważył jednak, że to miecz obosieczny i w duchu klął posłów, że jeszcze za to się nie zabrali. Zwłaszcza że przez całą niedzielę padało i wiał nieprzyjemny wiatr. Teraz jednak za późno na rozczulanie się nad sobą - pomyślał i poszedł do samochodu. Długo walczył z jego odpaleniem. Jako osoba twardo stąpająca po ziemi nie bardzo wierzył w przesądy a jeszcze mniej w przypadki ale teraz najwyraźniej wszystko sprzęgło się przeciw niemu. W coraz bardziej ponurym nastroju przejeżdżał kolejne skrzyżowania a na rogu Solnej i Młyńskiej, tuż przed samym sądem, mało nie spowodował wypadku. Pierwszą rozprawę miał na dziewiątą. Właśnie przebierał się w togę, do drzwi jego pokoju rozległo się pukanie. Tak stukać umiała i mogła tylko jedna osoba w tym budynku, prezes sądu Andrzej Ożóg.
- Władek, mogę cię prosić na rozmowę?
- Może po rozprawie, teraz orzekam - odpowiedział Rogalewicz i celowo przyśpieszył ruchy. Do rozprawy był jeszcze dobry kwadrans, ale nie ma to jak odpowiednie wrażenie na szefie.
- Nie zajmę ci wiele czasu - powiedział Ożóg i, na ile mu pozwalała tusza, przeszedł lekko przez gabinet i bez zezwolenia usiadł przy stole. - Powiedz co to wszystko znaczy?
- Co: to? - Rogalewicz przyjął lekceważący ton, na granicy pogardy.
- Artykuł w Trybunie, zamach na tego dziennikarza, co ja ci zresztą będę mówił, wiesz więcej ode mnie.
- Przykro mi, nie mam teraz czasu na rozmowę - odparł Rogalewicz - za dziesięć minut sądzę i raczej nie doczekasz się ode mnie odpowiedzi. Zresztą, co ja mogę powiedzieć, wszystko to stek kłamstw a ten gryzipiórek wyląduje na ławie oskarżonych za te bzdury.
- Musiałbym cię mniej znać bym wierzył, że sam wierzysz w to co mówisz. Nie przedłużając sprawy, sugeruję, byś wziął urlop na trzy tygodnie, sam, z własnej inicjatywy. Może to nie jest sugestia a propozycja. Jak się te sępy z gazet zlecą, to sparaliżują mi pracę sądu. A i ty wiesz doskonale na co obecnie czekasz, prawda?
Wiedział i to za dobrze. W podobnych sytuacjach sprawa zawsze ląduje na wokandzie sądowej, gdzie decyduje się o uchyleniu immunitetu w związku z prowadzonym postępowaniem. Co prawda z większości ewentualnych zarzutów się wywinie, ale z niektórych nie. Poza tym przerwa dobrze mu zrobi, będzie miał czas na przyjrzenie się temu Markowskiemu.
- Dam odpowiedź po pierwszej rozprawie - powiedział i gestem dał Ożogowi znać, że rozmowę uważa za zakończoną. Podszedł do terminarza i sprawdził wokandy na najbliższe trzy tygodnie. Sprawy, które interesowały go z innych powodów były na szczęście później, teraz same barachło, jakiś Maciejewski, Rudzcy, Latoszewscy, Jagodzińscy... Nigdy o niech nie słyszał, nic nie traci.

Sebastian uchylił drzwi do pokoju chłopców jak zwykle podczas wieczornego obchodu, kiedy sprawdzał czy wszystko jest zamknięte zanim położy się spać. Dziś zamierzał jeszcze trochę popisać, ale nowa tradycja obchodu o jedenastej musiała byś zachowana. Chłopcy spali snem sprawiedliwego i już zamykał drzwi, kiedy zrozumiał na co właśnie patrzył i uchylił je ponownie. Obaj spali w oddzielnych łóżkach! Jeszcze do niedawno było to nie do pomyślenia a od poniedziałku stracił prawie zupełnie kontrolę nad wydarzeniami. W dzień odsypiał, wieczorem przygotowywał kolację chłopcom i jechał na łamanie do redakcji by wrócić po trzeciej nad ranem. Dziś wyjątkowo urwał się wcześniej i już podczas kolacji zauważył, że chłopcy prawie zupełnie ze sobą nie rozmawiają, a tylko odburkują odpowiedzi na kolejne pytania. Cicho zamknął drzwi, w kuchni zapalił papierosa, zgasił go w połowie i wrócił do pokoju pisać. Nie mógł się jednak skupić, ciągle miał w głowie widok dwóch łóżek i obu chłopców odwróconych do siebie plecami i śpiących w przeciwległych kątach. Zrobiło mu się smutno i, nie mogąc skoncentrować się na pisaniu, zrobił sobie przerwę, włączając magnetofon. Jak na złość w środku była kaseta Dead Can Dance, najbardziej dołującego zespołu jaki słyszał w życiu, ale nie szukał innej, mroczna muzyka inspirowana tradycją śródziemnomorską wspaniale współgrała z jego nastrojem. Wysłuchał Persefony, wyłączył taśmę i zaczął rozbierać się do snu. W tym momencie rozległo się delikatne pukanie do drzwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 20:59, 29 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 17:03, 30 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (124)

- Wlazł - powiedział Sebastian półgłosem, wskrzeszając popularną odzywkę z akademika, jednocześnie kończąc przebieranie się do snu. Ktokolwiek to był, Sebastian nie miał ochoty na rozmowy, ostatnie dni dały mu nieźle popalić i najchętniej by już odpłynął. Z drugiej strony zżerała go ciekawość o co poszło między Maćkiem a Mietkiem. Choć od kilku dni widział pierwsze rysy a nawet delikatne pęknięcia w ich przyjaźni, nie bardzo miał czas na zgłębienie ich natury.
Drzwi skrzypnęły lekko po chwili wahania i w mdłym świetle lampki nocnej Sebastian ujrzał Maćka.
- Można na chwilę? - zapytał nieśmiało, starając się unikać bezpośredniego spojrzenia.
- Tak, siadaj...
W miarę jak Maciej zbliżał się do stołu Sebastian obserwował jego twarz. Czerwone oczy i wyjątkowo ostre cienie, widoczne były nawet prawie po ciemku, bo ileż światła może dać taka dwudziestopięciowatówka? Dodatkowo gałki oczne były przeszklone, widoczna oznaka łez. I ten tępy, zrezygnowany wyraz twarzy... Jaki kontrast w porównaniu z zeszłą sobotą, kiedy ten stojący tu nieszczęśnik promieniał. Sebastian już teraz wiedział, że zanosi się na długą rozmowę. Tymczasem Maciej, w niechlujnie założonej i niepozapinanej piżamie podszedł do łóżka i usiadł kolo Sebastiana.
- Seba - zaczął cicho. - Wszystko zaczyna się pieprzyć.
- Mietek? - zapytał Sebastian tylko aby potwierdzić swe przypuszczenia.
- I Mietek i Melania... Wiesz Seba, Mietek zupełnie nie rozumie, dlaczego ja i jego siostra... No wiesz - końcówka powiedziana była niewyraźnie, ze wstydem.
- No nie wiem - Sebastian spróbował się uśmiechnąć, ale wypadło to niezbyt przekonująco.
- No chodzimy ze sobą - było to powiedziane tak cicho, że nawet siedzący obok Sebastian miał kłopoty ze zrozumieniem.
- Czy to znaczy, że z Mietkiem już koniec? - zapytał Sebastian. Wiedział, że to zabrzmi ostro, ale nie zamierzał się bawić w podjazdy i podchody, zwłaszcza o tej godzinie. Owszem, było mu żal Maćka, Mietka ale... Przecież można było przewidzieć, że to może się tak skończyć. A co gorsze - że nie bardzo można temu zapobiec.
- No właśnie nie... - mówienie sprawiało Maćkowi coraz większą trudność. - Wiesz, ja dalej czuję do Mietka to co od początku. I nie chcę go stracić. A on stawia sprawę jasno: albo Melania albo on. Powiedział, że nie chce się ze mną z nikim dzielić a już na pewno nie z nią... I już nie śpimy razem. Ja nawet bym chciał ale on... On mnie wygania. Mówi, że mam zdecydować i mu dać ostateczną odpowiedź. A tak się nie da... - głos Macieja powoli zbliżał się do niebezpiecznej granicy płaczu.
Sebastian podszedł do okna, otworzył je prawie na oścież mimo chłodu, wziął ze stołu paczkę mocnych i zapalniczkę, po czym wrócił na łóżko. Zapalając papierosa zastanawiał się w jakim kierunku poprowadzić tę rozmowę. Co prawda domyślał się tego czego dowiedział się od Macieja, sytuacja była nawet czytelna, ale co innego się domyślać a co innego wiedzieć. Poza tym Mietek był impulsywny, należało się liczyć z ostrą reakcją. To typ gracza, który zawsze gra z pierwszej piłki, choćby później miał tego żałować.
- Maćku, najważniejsze jest to, co ty będziesz chciał robić, z kim ty będziesz chciał być. Wiem, że ta sytuacja, w której się znalazłeś jest nie do pozazdroszczenia i czasem zdarza się biseksualistom, bo w twoim przypadku chyba możemy o tym mówić. Natomiast Mietek nie powinien mieć na twą decyzję najmniejszego wpływu a musi ją po prostu uszanować.
- Mietek i uszanować... Najgorsze jest to, że ja sam nie wiem. To wygląda tak, że bez Mietka nie ma Melanii a bez Melanii - Mietka. Oni są u mnie jakoś połączeni, prawie jakby to była jedna osoba. Sebastian, ty nawet nie wiesz jacy oni w gruncie rzeczy są podobni, mimo że się tak żrą. Wiesz... Tam w tym zoo całowałem się z Melanią. Było dokładnie tak samo jak z Mietkiem. Ja bym mógł być z nią cały czas a jednocześnie jak iej nie ma to... No wiesz, to Mietek jest tym, kogo chcę. Ale on nie potrafi tego zrozumieć.
Poradzić cokolwiek w takiej sytuacji było niesamowicie trudno i najlepiej, by całej sytuacji dać się uleżeć a najlepiej rozłączyć ich na jakiś czas, nawet niedługi, ale tak by jedno i drugie miało czas na przemyślenia bez konieczności patrzenia na tego drugiego i boczenia się. Poza tym jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek oceny. To wszystko może zweryfikować dopiero łóżko, ale na to trzeba będzie jeszcze sporo czekać, Melania dopiero co skończyła czternaście lat i przyśpieszanie tego momentu było po prostu głupie.
- Maćku, może pytanie, które zadam, będzie trudne, z różnych względów, ale postaraj się na nie odpowiedzieć, dobrze?
Maciej skinął głową i wyszeptał coś, co przy odrobinie dobrej woli można było uznać jako zgodę.
- Wyobrażasz sobie że na przykład idziesz do łóżka z Melanią? No wiesz, czy ona cię jakoś podnieca?
Jeśli Sebastian bał się, że Maciej się zatnie, zaczerwieni, czy też przestanie mówić, był w błędzie.
- Myślałem nad tym. Kilka razy... Ale to tylko do twojej wiadomości, dobra? - zapytał i nie czekając na odpowiedź Sebastiana ciągnął dalej. - Jak waliłem sobie konia myślałem o Melanii. To było nawet przyjemne ale wciąż nie to samo co z Mietkiem. Ja raczej ją lubię, a nawet więcej niż lubię jako dziewczynę, rozumiesz, co mam na myśli. Jej mogę powiedzieć to czego Mietkowi nie powiem za żadne skarby świata...
- Wydawało mi się, że nie ma takich rzeczy? - spytał zaskoczony Sebastian,
- No kilka jest. Poza tym ona zawsze mi odpowie, pocieszy, no wiesz.
- Wiem bo dziewczyny takie właśnie są - odpowiedział Sebastian, wyciągnął rękę i objął chłopca za plecy.

W tym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem i obaj ujrzeli Mietka, w samych slipkach, z wyjątkowo gniewnym wyrazem twarzy.
- Mietek, to nie obora, tu się puka... - próbował zwrócić mu uwagę Sebastian.
- Seba, chromolę to tak długo, dopóki Maciora nie przestanie odstawiać tych swoich cyrków. Jemu się romansów zachciewa a ja przez tę kurwę wszystko straciłem! - jego głos przechodził w krzyk.
- Że przez kogo? - Maciejem prawie zachwiało z wrażenia, złości i pewnie kilku innych uczuć.
- To co słyszałeś. Ta pierdolona dziwka zniszczyła wszystko, co miałem! Wszystko co było dla mnie coś warte!
Sebastian, zapatrzony w Mietka, nie zauważył momentu, w którym Maciej wstał z łóżka, obszedł stół i rzucił się na Mietka. Ten nie wykonał żadnego uniku, nie wycofał się, ale mężnie obronił się przed ciosem w żołądek. Po chwili obaj zeszli do parteru, jak w zapasach, i rozpoczęli regularną bitwę na pięści, duszenie, ciągniecie za kończyny, coś co przy odrobinie wyższym poziomie mogłoby uchodzić za wolną amerykankę.
Sebastian w pierwszym odruchu chciał się rzucić w ich kierunku ale przypomniał sobie pewną ludową mądrość, że gdzie się dwóch bije tam trzeci obrywa częściej niż korzysta. Poza tym napięcie, które powstało miedzy chłopcami musiało wcześniej czy później wyrównać się w gwałtowny sposób, dokładnie przy pomocy tych samych praw, które powodują każdą burzę. Jeśli zastanawiał się kiedykolwiek, jak to się skończy, odpowiedź leżała dosłownie przed nim w postaci dwóch kłębiących się ciał. Po początkowej obronie Mietek przeszedł do ataku i to częściej on znajdował się na Macieju, który nie potrafił wykorzystać przewagi ponad dwudziestu kilogramów. Dodatkowo zaplątał się we własne spodnie od piżamy i walczył z gołym tyłkiem i nie tylko. Gdyby nie fakt, że to była autentyczna, zażarta walka, Sebastian gotów był uznać ją za niesłychanie podniecający film porno rozgrywający się na jego oczach, bo i u Mietka było widać to i owo. Tymczasem po obu chłopcach było widać coraz większe zmęczenie, twarze prawie buraczane i głębokie, sapiące oddechy. W ostatecznym ataku Mietek przygwoździł barki Macieja na dywanie padł na niego z rozpostartymi kończynami.
- Maciora, przegrałeś.

Ale Maciej nie odpowiedział na to ostatnie, słowne już wyzwanie, a dochodził do siebie, Uwolnił prawą rękę z uścisku, położył ją na plecach Mietka i, chyba odruchowo, zaczął głaskać jego kark i plecy. Mietek nie reagował, z rosnącym łaknieniem przyjmując pieszczoty.
- A teraz powinienem ci urwać jaja - powiedział, ale już bez złości, raczej z ledwie zawoalowaną przyjemnością w głosie i, unosząc lekko biodro, wsadził rękę między nogi Macieja.
- No chłopaki, znajdźcie sobie lepsze miejsce na te końskie zaloty, niekoniecznie muszę na to patrzeć - powiedział Sebastian, orientując się, że tak jeszcze w życiu nie kłamał. Ale, jak to mawiają, co za dużo to niezdrowo.
- A teraz obaj wstać i usiąść tu koło mnie - powiedział usiłując brzmieć groźnie, co nijak mu nie wychodziło. Obaj jednak posłusznie zwlekli się z podłogi i, poprawiając po drodze zdekompletowaną odzież, usiedli koło niego. Maciejowi niewiele to pomogło, bo okazało się, że w ferworze walki rozdarł spodnie od piżamy i to tak na tyłku jak i w kroku.
- Równie dobrze możesz je zdjąć a Sebastian pomaca ci jajka - powiedział złośliwie Mietek. Po gniewie nie było już ani śladu.
Sebastian przygotowywał się na długie przemówienie, które właśnie komponował w głowie, Tymczasem Mietek wstał, podszedł do Macieja, usiadł i przytulił się do niego.
- Maciora, przepraszam. Ale...
- Nie mów tak więcej o niej, dobra? - poprosił Maciej.
- A kochasz mnie jeszcze? - Mietek najwyraźniej unikał podjęcia tematu Melanii, chyba dlatego, że nie mógł sobie pozwolić na żadne uszczypliwości, przynajmniej tak sądził Sebastian.
- Wyjaśnicie sobie to wszystko w łóżku - przerwał tę sielską scenę Sebastian. - A ja chciałbym, abyście przestali skakać sobie do oczu jak młode koguty. Za tydzień wyjeżdżam a w takim stanie strach was zostawić. Nie chcę po powrocie zastać domu bez dachu albo jednego z was zagipsowanego po oczy. Poza tym, Mietek, spraw sercowych nie załatwia się pięściami. Walczy się w inny sposób.
- Jakikolwiek sposób to jest, chcę wygrać tę wojnę.
Sebastian roześmiał się, bo zabrzmiało to gorzej niż pogróżki Reagana pod adresem Związku Radzieckiego.
- Nie wątpię - powiedział prawie wesoło, szczęśliwy, że skończyło się na strachu, kilku obtłuczeniach i rozerwanych spodniach. - Ja się tylko zastanawiam, czy jest jeszcze ktoś, o kogo byłbyś w stanie tak zażarcie walczyć.
- Tak - odpowiedział spokojnie Mietek. - O ciebie.
- Ale wtedy będę walczył po tej samej stronie - dodał natychmiast Maciej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 0:38, 31 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 21:38, 30 Sty 2015    Temat postu:

Na chomikuj.pl w katalogu głownym (wejście przez ikonkę na dole posta) znajdziecie plan willi na ul. Grunwakdzkiej. Nieco uprosdzczony jest również w najnowszym pdf (1-124) oraz w formacie epub w podkatalogu powieści.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 0:59, 31 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 17:53, 31 Sty 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (125)

Władysław Rogalewicz kluczył trochę po uliczkach między placem Cyryla Ratajskiego a Młyńską zanim zdecydował się podjechać pod gmach sądu. Ostrożność nigdy nie zawadzi - pomyślał przyglądając się małemu fiatowi z zaparowanymi szybami stojącemu u wylotu ulicy. Było sucho i tego typu zjawisko z gruntu wyglądało mu podejrzanie. Od zeszłej soboty rzeczy, którym do niedawna by się nie przyglądał, nie umykały jego uwadze. Był pewny, że domowy telefon jest na podsłuchu, miał podstawy przypuszczać, że jest śledzony. Dziś przez całą drogę jechał za nim kremowy polonez, którego kierowca zachowywał się co najmniej dziwnie - przyśpieszał tam gdzie on, gdy zatrzymał się na poboczu, minął go i stanął jakieś pięćdziesiąt metrów dalej. Na przypadek to nie wyglądało. Odpuścił dopiero na wysokości Sołacza. To wzmożone zainteresowanie jego osobą spowodowało, że musiał powstrzymać się od kontaktów ze swoimi ludźmi i przez prawie tydzień żył w absolutnej niewiedzy. Na razie nikt go nie niepokoił, podanie o sześciotygodniowy urlop przeszło zupełnie bez echa, tyle co sekretarka zadzwoniła z sadu i poinformowała go, że zostało zaopiniowane pozytywnie. Tych sześć tygodni spokoju dał sobie na wszelki wypadek, miał bowiem przeczucie, że czas wolny przyda mu się jak nigdy dotąd.

Te wszystkie zabiegi nie przybliżały go ani na milimetr do zorientowania się kim są jego przeciwnicy i o co tak naprawdę toczy się gra. Do tego potrzebował kontaktów, telefonu, możliwości swobodnego poruszania się. Każdy telefon, wykonany z nieodpowiedniego miejsca i w nieodpowiednim czasie, mógł go kosztować drogo a nawet jeszcze drożej, gdyż definitywnie skompromitowałby jego kontakty, zwłaszcza te w ponurym gmachu na Kochanowskiego. Był przekonany, że jego przeciwnicy mają je jeszcze wyżej, na pewno wyżej niż na szczeblu naczelnika wydziału, dokąd sięgały jego własne powiązania. Jego dzisiejszy wypad do miasta miał na celu ostateczną próbę zorientowania się, co się dzieje. Zaparkował samochód przed gmachem sądu i jeszcze raz rozejrzał się dokoła. Nic nie wskazywało na nadwymiarowe zainteresowanie jego osobą, ale mogły to być tylko pozory. Na schodach minął się z kolegą z wydziału karnego i wymienili przelotne ukłony. Portier również nie zareagował na jego widok, wszystko dobywało się najnormalniej w świecie. Także jego gabinet nie nosił śladów wizyty nieproszonych gości, wszystko było dokładnie w takim porządku, w jakim zostawił opuszczając ten gabinet po raz ostatni, nawet kilka zmiętych kartek spoczywało godnie na swoim miejscu na stole. To jednak mogło znaczyć wszystko i nic. Sędziowie są nietykalni, toteż jego przeciwnicy zrobią wszystko, by nie zwracać na siebie jakiejkolwiek uwagi.

Sprawdziwszy swój gabinet, przystąpił do dalszej części planu. Z telefonu u siebie skorzystać nie mógł, co nie znaczyło, że nie było sposobu by zadzwonić skądinąd w sposób niezauważony. Wielu osobom w tym gmachu było wiadomo, że nie wszyscy zamykają na klucz swoje gabinety idąc na salę sądową. Obszedł korytarz, przeczytał kilka wokand i już wiedział, gdzie może spróbować szczęścia. Tylko Ania Wirt, sędzina wydziału cywilnego, znana ze swej bezpośredniości i roztrzepania a nielicznym z nieokiełznanego apetytu seksualnego. To jednak zostawił sobie na potem. Wszedł na pierwsze piętro i omiótł wzrokiem korytarz, był pusty. Delikatny uścisk za klamkę odpowiedniego gabinetu nie napotkał na opór, którego tak bardzo się obawiał. Z bijącym sercem stanął pod drzwiami i nasłuchiwał kroków. Uspokojony, podszedł do aparatu telefonicznego i wykręcił znany na pamięć numer.
- To ja, Władek. Masz coś dla mnie?
- Mam i to sporo - odpowiedział znajomy głos. - Tyle że na razie trudno będzie to przekazać. Co do tego dziennikarza - jest coś, na czym można go złapać. Nawet powiem więcej, nieźle go wkręcić, tak, że może nawet zaliczyć czapę. Tyle, że trzeba to odpowiednio rozegrać.
- Ka es?
- Ni mniej ni więcej. Ale szczegóły później. Natomiast co do reszty, spróbujmy kontaktu na hydraulika. Wiesz na czym to polega?
- Niezbyt - odpowiedział Rogalewicz. Technikalia wydziału dochodzeniowego były mu co prawda nieobce z czasów, kiedy pracował w wydziale karnym, jednak sposoby i mody mają do siebie to, że często się zmieniają.
- Zadzwonisz z domu do hydraulika w twojej spółdzielni mieszkaniowej i zgłosisz przeciekanie kranu. W dwanaście godzin po telefonie ktoś się z tobą skontaktuje, więc lepiej, byś zrobił to jutro rano.
Rogalewicz odłożył słuchawkę bez pożegnania. Ka es czyli kara śmierci to byłoby to - pomyślał w myśli zacierając ręce. Co prawda od zeszłego roku obowiązywało nieformalne moratorium, jednak w zupełności zadowoliłby się karą dwudziestu pięciu lat. Ważny jest efekt społeczny, odpowiednie nagłośnienie sprawy w prasie, z przewagą propagandy nad faktami. Co w zdecydowany sposób pomogłoby również jego sprawie. Odłożył słuchawkę po uprzednim starannym wytarciu jej chusteczką, po czym stanął przy drzwiach z uchem przyłożonym do drzwi. Gdy stwierdził, że jest bezpieczny, niespostrzeżenie wyszedł na korytarz.

- Chłopaki do mycia! - zarządził Sebastian. - I żadnego sprzeciwu. Nie chce mi się dziś z wami droczyć, mam przed wyjazdem masę do zrobienia.
- Ale przeczytasz nam bajkę na dobranoc - upomniał się Mietek.
- Niech wam będzie...
- To dziś skończysz tę historię o dziewicy z odzysku - zażądał Maciej.
Wczoraj przywlókł z miasta książkę zatytułowaną 'Pamiętniki Fanny Hill' będące niczym innym jak opisem wyczynów jakiegoś kurwiszcza. Gdy Mietek złapał go na podśmiechujkach podczas lektury tej książki przy stole, zażądał, by odczytać im ten śmieszny kawałek, który traktował o dawaniu dupy w jakimś burdelu. Sebastian przeczytał to na głos w ramach, jak to nazwał, edukacji heteroseksualnej, a chłopcom te opisy najwyraźniej przypadły do gustu i obiecali, że zrezygnują z cowieczornego oglądania wideo, jeśli tylko poczyta im trochę o wybrykach kurtyzany. Zastanawiał się czy to co robi jest w choćby najmniejszym stopniu wychowawcze, w końcu doszedł do wniosku że to nich innego jak informowanie o obozie wroga, w końcu czytał ją homoś dla dwóch innych homosiów. No, jednego konwertyty.
Postanowił czas, w którym chłopcy będą się kąpać, wykorzystać na mycie naczyń, jednak jeszcze nie zabrał się na dobre do roboty, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Późnym gościem okazał się Witold Lisicki.
- Panie Sebastianie, nie przeszkadzam? - zapytał bezceremonialnie wchodząc do hallu.
- Skądże - odpowiedział Sebastian, zastanawiając się, jak uciszyć chłopaków w łazience. Też sobie moment znalazł...
- Pan się rozbierze a ja zaraz wrócę - poprosił ulatniając się w kierunku łazienki. Przyjęło się, że podczas kąpieli zostawiało się niezamknięte drzwi, w końcu są wśród swoich. Plusk wody wlewającej się do łazienki był tak głośny, że chłopakom zupełnie umknęło pukanie. Przygotowany na najgorsze Sebastian wszedł do łazienki, by zobaczyć obu chłopaków, jeszcze nierozebranych, leżących na podłodze i z wypiętymi w powietrze tyłkami szukających czegoś pod wanną. Zakręcił kran i spytał o co chodzi.
- O kota - odparł Mietek spod wanny. - Ta cholera wlazła tam i nie chce wyjść.
- Zostaw go i zachowujcie się cicho, bo mam gościa - poprosił zastanawiając się po jaką cholerę wpuścili kota do łazienki. - I żadnego latania z gołą dupą po domu.

- Panie Sebastianie, mamy prośbę - powiedział Lisicki bez wstępów. - Czy mógłby pan wziąć gdzieś chłopców na weekend? Tu się może zrobić gorąco. '
- Znowu? - wystraszył się Sebastian. Miał zupełnie inne plany, poza tym pracował i chciał zrobić możliwie dużo przed wyjazdem. W ich sytuacji liczyła się każda złotówka i mimo że Maciej miał już przyznaną rentę a i rodzice Mietka nie skąpili grosza, utrzymanie chłopców i domu zdawało się przypominać studnię bez dna.
- Pan wie, że Paruszewski jest jeszcze na wolności, prawda? A milicja nie ma na razie zbyt wiele powodów by go przyskrzynić. Z tego co wiemy, nie odpuści szukania dowodów przeciwko panu, bo ktoś mu za to bardzo dobrze płaci. Myśleliśmy, że to Rogalewicz ale teraz jesteśmy tego mniej pewni. W każdym razie nie robi tego bezpośrednio.
- A praca? - zaprotestował Sebastian.
- To już pozwoliłem sobie załatwić za pana. W piątek wyjedziecie, wrócicie w niedzielę, możecie pojechać w góry, gdziekolwiek. Wiktoria załatwi wszystko z rodzicami Mietka. Ma pan jakieś bezpieczne miejsce?
- Znajdzie się - powiedział Sebastian podejmując błyskawiczną decyzję. - Mam rodzinę pod Łodzią, pani Lisickiej niech pan przekaże, że pojedziemy odwiedzić Tadzika, będzie wiedziała o kogo chodzi. Gorzej z przyszłym tygodniem...
Lisicki zanotował coś w notesie, podniósł głowę i popatrzył pytająco.
- Pan zdaje się miał jechać do RFN, prawda?
- Tak... I obawiam się, że będę musiał odwołać ten wyjazd a nie bardzo mogę. To jest cholernie zawiła sprawa i obawiam się, że pan też o niej powinien się dowiedzieć.

Sebastian skończył czytanie historii o tym, jak Fanny Hill musiała sobie zwęzić pochwę po to by za sporą kasę mógł ją przelecieć jakiś knur i zamknął książkę.
- Szkoda, ze długością siusiaka nie można tak manipulować - powiedział z żalem w głosie Mietek. - Ty Maciora się tak nie patrz, skrócić jest zawsze łatwiej niż przedłużyć. Ale Sebastian ma takiego w sam raz...
Sebastian zmiażdżył go wzrokiem nie chcąc dopuścić do eskalacji tematu.
- A ty skąd wiesz jakiego ma Sebastian? - zapytał Maciek z głosem zdradzającym zmieszanie z zazdrością.
- Widziało się to i owo - rzucił tajemniczo.
- Sebastian, to niesprawiedliwe - zaprotestował Maciej.
Sebastian nie miał najmniejszego zamiaru zadziałać na rzecz sprawiedliwości a tylko marzył, żeby przeciąć tę dyskusję jak najszybciej.
- Jak nie przestaniecie i to natychmiast, nie przekażę wam wiadomości tygodnia.
Celowo nie mówił im tego wieczorem, by nie wprowadzać niepotrzebnego zamętu przed pójściem spać. Jednak teraz musiał się ratować.
- Którą jest?
- Jedziemy na weekend do Łodzi.
Dobrze przewidział, że ta informacja uniemożliwi pójście do łóżka przez co najmniej godzinę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 1:04, 02 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Sob 18:17, 31 Sty 2015    Temat postu:

Ha ha, "Pamiętniki Fanny Hill". Pamiętam jak to pierwszy raz czytałem, znalazłem gdzieś w biblioteczce starszej siostry i czytałem po kryjomu pod jej nieobecność.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 19:13, 31 Sty 2015    Temat postu:

No to był absolutny hit w 1989 roku. A nieco wcześniej tygodnik Student (ten sam, w którym Barańczak wcześniej debiutował ze swoimi Książkami najgorszymi) drukował w odcinkach książkę Xaviery Hollander i chyba tylko dlatego się sprzedawał Smile Była to chyba pierwsza próba ostrej prozy erotycznej w mainstreamowym piśmie. Później jechał na tym kilka lat Sztandar Młodych.

A co do Xaviery - jej opis ruchańska w samolocie, który wpadl w wir powietrzny jest jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek czytalem Godny naszego hard core'a i opowieści ze wsi...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 19:24, 31 Sty 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 14:35, 01 Lut 2015    Temat postu:

Tradycyjne sprawdzenie obecności Smile czyta to ktoś jeszcze?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mavcik
Adept



Dołączył: 15 Gru 2011
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Skierniewice

PostWysłany: Nie 14:44, 01 Lut 2015    Temat postu:

No jasne Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Nie 14:51, 01 Lut 2015    Temat postu:

Obecny, czytający,

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
slave_ck
Debiutant



Dołączył: 21 Lis 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 16:04, 01 Lut 2015    Temat postu:

Smile czyta się Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 16:38, 01 Lut 2015    Temat postu:

...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 16:57, 01 Lut 2015    Temat postu: Inni, tacy sami (126)

Od czasu powrotu Melania czuła się niedobrze. Marta początkowo sądziła, że to tylko fochy wynikające z rozstania z Maciejem toteż lekceważyła narzekania i wybuchy złości córki. Jakby była pierwszą zakochaną dziewczyną na świecie... Sama swoją pierwszą nieszczęśliwą miłość przechodziła w bólach i łzach i wiedziała, że na to nie ma żadnego lekarstwa. Kiedy jednak po trzecim dniu Melania nie wyglądała ani odrobinę lepiej, zaordynowała jej herbatę z lipy z miodem na noc.
- Może jednak lepiej byś nie poszła do szkoły? - zasugerowała. - Tylko żadnych telefonów do Poznania, rozumiemy się? Zresztą Maciej i tak będzie w szkole...
W efekcie Melania siedziała w pustym domu i nudziła się. Nie bawiły jej książki, choć zawsze czytanie było ostatnią instancją w przypadku nudy, na zdjęcia Macieja nie chciała patrzeć żeby nie rozdrapywać niepotrzebnie tego o czym usiłowała zapomnieć. Podeszła do regału, chwyciła kopertę, której zawartość znała już na pamięć po czym po namyśle wróciła by odłożyć ją na półkę. W tym momencie ciszę przerywaną odgłosami psa wdrapującego się po drewnianych schodach na piętro przerwał ostry dzwonek. Niechętnie odłożyła kopertę i zaszła na dół, przez okienko na prowizorycznej antresoli sprawdzając kto ośmielił się zakłócić jej spokój. Listonosz. Ale dlaczego dzwoni a nie wrzuca listu normalnie do skrzynki, jak zawsze?
- Polecony, panienka podpisze.
- Ale to nie do mnie - odpowiedziała widząc na białej urzędowej kopercie nazwisko matki. - Mama będzie po południu.
- Nieważne, byle na papierze było, że ktoś odebrał - powiedział listonosz i podsunął jej formularz. Melania podpisała, pożegnała się i wróciła do domu.

Z reguły poczta do rodziców nie interesowała jej, nie mieszała się w ich sprawy i przyniesione ze skrzynki przed domem listy rzucała w salonie na stole. Ten jednak zaintrygował ją. Oprócz stempla poczty, poznańskiego, była druga pieczątka, sądu rejonowego w Poznaniu, wydział rodzinny i opiekuńczy. Wyglądało na to, że jest to pismo w sprawie Macieja. Już była bliska otwarcia koperty, gdy przypomniała sobie jaka awantura wybuchła, kiedy wcale nie tak dawno Mietek otworzył list do ojca. Niechętnie odłożyła go na miejsce, co niewiele dało, wracała co kilka minut, brała kopertę w rękę jakby chciała przeniknąć przez jej białe ścianki. A dlaczego nie miałaby zadzwonić do matki do biura? Domyślała się, co kryje koperta, jednak co innego myśleć a co innego wiedzieć.
- Otwórz natychmiast i przeczytaj - powiedziała Marta gdy Melania zameldowała o korespondencji.
Wydział III Rodzinny i Opiekuńczy... wzywa na rozprawę... która odbędzie się dwudziestego piątego kwietnia... Niestawiennictwo... - Melania z trudem przebijała się przez prawniczy tekst.
- Nareszcie - w głosie Marty dało się odczuć ulgę. - Za jakąś godzinę będę i podzwonię, może dowiemy się więcej.
Melania odłożyła słuchawkę. Na pewno to będzie znaczyło wiele i dla niej, ale co? Czy, jeśli wygrają proces, Maciej u nich zamieszka na zawsze? A jeśli przegrają? Popatrzyła na kalendarz i dopiero teraz sobie uświadomiła, że dziś jest pierwszy dzień wiosny, Do rozprawy pozostało czterdzieści dni. Tylko i aż.

Niebiesko-szara poobijana nyska oznaczona znakami Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodno-Kanalizacyjnego zatrzymała się przez willą w Kiekrzu, przedmieściu a do niedawna oddzielnej wiosce na północnym zachodzie Poznania. Z auta wysiadł człowiek w kombinezonie i z walizką narzędzi i, trzasnąwszy drzwiami podszedł do bramy wejściowej i nacisnął guzik dzwonka. Władysław Rogalewicz obserwował ulicę zza białej firanki. Wszystko się zgadzało, toteż podszedł do drzwi wejściowych.
- Pan Rogalewicz? - zapytał hydraulik. - Przyszłem naprawić kran - powiedział szorstkim głosem i wszedł do budynku.
- Pan mi pokaże łazienkę - powiedział, kiedy już obaj znajdowali się w środku.
Rogalewicz posłusznie zaprowadził majstra do łazienki.
- Pan stanie w drzwiach i słucha, Nie będę krzyczał - powiedział i otworzył walizkę, wyjmując z niej na chybił trafił jakieś narzędzia.
- Z tym Markowskim sprawa przedstawia się tak - mówił ściszonym głosem. - Dwa miesiące temu był notowany i przesłuchiwany w sprawie zaginięcia dewizowego myśliwego podczas polowania pod Łodzią, zdaje się w Nowosolnej. Prowadzone dochodzenie nie potwierdziło jego udziału w zniknięciu myśliwego, ale też nie wykluczyło. Jakiś miesiąc później, kiedy zaczęły się roztopy, w lesie niedaleko miejsca, w którym odbywało się polowanie, znaleziono zwłoki, do tej pory niezidentyfikowane. Brak jest materiału porównawczego, natomiast przy odrobinie dobrej woli ten nieboszczyk może uchodzić za myśliwego. Kto zresztą wie, czy nim nie jest, w tej chwili trwa sprawdzanie wszystkiego przez Interpol, a sam pan wie ile czasu to zajmuje. Natomiast mamy swoich ludzi w Łodzi i możemy zrobić to i owo, a już na pewno tak spreparować sprawę, żeby prokurator postawił zarzut. Z tego co się dowiedzieliśmy, wśród dowodów są takie, które zawierają jego krew, trudno o lepszy prezent. Kilku świadków też się znajdzie jak będzie trzeba. Ale na to wszystko potrzebowalibyśmy tydzień.
- Trzy dni - wycedził zimno Rogalewicz.
- Pan wybaczy, ale nie pan tu będzie stawiał warunki - padła natychmiastowa odpowiedź. - Pan się domyśla, że teraz nastąpi kilka rzeczy mało związanych z praworządnością. Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę, ale jest pan dość mocno pilnowany, pańska wczorajsza obecność w sądzie też nie uszła uwadze kogo trzeba. Ma pan sporo oleju w głowie, że nie korzystał pan ze swojego telefonu w gabinecie.
- A co z nienaruszalnością sędziowską? - zaperzył się Rogalewicz, obserwując markowanie roboty przez tego, pożal się Boże, hydraulika.
- Niech pan nie będzie naiwny - odpowiedział hydraulik i dla niepoznaki walnął młotkiem kilka razy w rurę. - A kto tu gra czysto? Nawet pan nie wie, kto na pana ostrzy zęby. A ja wiem. Ktoś, komu podpadł pan swoimi wyrokami już dawno temu. Przypadkiem miał pan sądzić pewną sprawę, w której on też ma swój interes...
- Jaką?
- Maciejewski i Rudzcy o przysposobienie. Akurat za tą sprawą stoi ktoś bardzo wysoko i ktoś, komu bardzo zależało, by to nie pan ją sądził.
- Jakieś szczegóły?
- Pan wybaczy, ale to nie pan jest tu od zadawania pytań - i ta sprawa raczej panu przepadła na wieki.
- Wydawało mi się... - zaczął Rogalewicz.
- Panu ostatnio w ogóle się coś za dużo wydaje, panie sędzio i zaczynamy mieć z panem kłopoty, pewnie większe niż pan z nami. Krótko - nie jest pan w pozycji do negocjowania czegokolwiek. Jeśli nie chce pan stracić dupy, musi pan brać, co dają. A w tej chwili dają panu możliwość skompromitowania Markowskiego i dotarcia do jego prawdziwych mocodawców. Na pana miejscu bym nie frymarczył za bardzo, to i tak wiele. To jak, bierze pan? Ja już muszę iść, nie mogę tu być za długo
- A mam inne wyjście? - wycharczał wściekle Rogalewicz. - A ten dziennikarzyk, jak mu tam, Maruszewski?
- Paruszewski. Niech pana o niego głowa nie boli, wszystko jest pod kontrolą - powiedział zamykając walizkę, po czym wstał z kolan, otrzepał się i poprawił uniform. - Pan poprowadzi mnie w stronę wyjścia i żegnamy się tak, jakbym rzeczywiście naprawił panu rurę.

Nyska wodociągów i kanalizacji opuściła kierską posesję i wyjechała na drogę do Poznania. Jeszcze przed opuszczeniem Suchego Lasu zatrzymał ją patrol milicji.

Sebastian nieprzytomnym wzrokiem śledził przesuwające się przed nim krajobrazy. Zawsze lubił podróżować, lecz ostatnio zebrało się tego zbyt wiele, a prawdziwa podróż, taka z nieznanym końcem, dopiero go czekała i to za niecały tydzień. Samochód prowadził Witold Lisicki, Mietek i Maciek odsypiali na wpół przespaną noc na tylnych siedzeniach volkswagena. Poza tym trudno być w dobrym humorze, jeśli w domu dzieje się nie wiadomo co - pomyślał kwaśno. Usiłował podpytać Lisickiego, co się dzieje, lecz ten był wyjątkowo oszczędny w słowach i jedyne co miał do powiedzenia to słowa pocieszenia. Sebastian nie na to liczył. Wszystko zaczynało się przeciągać, ważąc na jego nerwach i życiu prywatnym. Nie było dziedziny, o której mógłby spokojnie powiedzieć, że nie ma problemów. Chłopcy uspokoili się nieco po ostatniej bitwie - i tyle dobrych wiadomości.
- Jak teraz? - spytał Lisicki.
- Znakami na Nowosolną - odpowiedział Sebastian kontemplując szary, bezleśny krajobraz. - A później powiem panu gdzie, zanim pojedziemy do naszego celu, chcę wpaść do rodziny i się zameldować. Opowiadałem panu o nich, to ci, którzy podejmowali tego pechowego dewizowca.
- Nie podoba mi się ten pański wyjazd do Niemiec. Niech pan nie przerywa - powiedział widząc, że Sebastian przygotowuje się do odpowiedzi. - Wiem, że zadbał pan o opiekę dla dzieci, Wiktoria też będzie robiła co może a niezależnie od tego co się stanie w ten weekend, dom będzie pod obserwacją. Natomiast pan się domyśla, że panem też się interesują - to mówiąc rzucił ukradkowe spojrzenie w kierunku tylnych siedzeń, by sprawdzić, czy informacja nie dotrze do niepowołanych uszu. - Takim wyjazdem może pan ściągnąć na siebie niepotrzebną uwagę, zaczną węszyć...
- I mam dalej żyć w takim napięciu? Pan sobie nawet nie wyobraża co ja czuję. Chcę to załatwić raz na zawsze, tak, aby nie było najmniejszych wątpliwości, zwłaszcza że Norbert najpewniej żyje.
- Sprawdzamy i to - próbował uspokajać go Witold. - Ale to zajmuje sporo czasu. Niech pan sobie da na wstrzymanie. Jeśli nie żyje, życia mu to nie wróci, jeśli żyje - po co panu te nerwy?
- Po to by nie było żadnego 'jeśli' - powiedział Sebastian z naciskiem, nie zdając sobie sprawy, że te słowa spowodowały pierwsze ospałe ruchy pasażerów na tylnych siedzeniach.
- Już dojeżdżamy? - zapytał Maciej.
- Powoli... Jeszcze jakieś dziesięć minut. Możecie powoli się budzić.
- O czym rozmawialiście? - zapytał Mietek.
- Nie bądź za ciekawy - Sebastian usiłował zabrzmieć możliwie beztrosko.
- Nie muszę, i tak wszystko słyszałem - Mietek był bezlitosny. - To znaczy, proszę pana, że mamy dalej bać się o Sebastiana?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 1:02, 02 Lut 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 28, 29, 30 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 29 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin