Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inni, tacy sami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 13:21, 11 Gru 2014    Temat postu:

Bedą oczywiście tyle, że nie wiem, czy dziś/jutro zdążę napisać, bo OPERACJA PRZEPROWADZKA ma swój D-Day Sad No i ciągłe problemy z siecią na nowym miejscu. Przyanjmniej chwilowo nowe odcinki mogą ukazywać się nieregularnie, za co z góry przepraszam.

PS. To juz prawie ostatnie odcinki pierwszego tomu (może będzie jeszcze ok. 15). Ze względu na wygodę nowy tom będzie się pojawial w oddzielnym wątku (chyba że chcecie inaczej, proszę o opinie).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 13:24, 11 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lotosKryś
Wyjadacz



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 22:42, 11 Gru 2014    Temat postu:

Homowy wrócił, już na dobre mam nadzieję. Cudnie się czyta. Obyś już nie uciekał na dłużej.
Jak dla mnie w oddzielnym wątku brzmi świetnie. Znaczy nowy tom, kolejny Smile . Taki trochę oderwany a jednak nie wszystko w jednym worze :-p .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 1:14, 12 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (72)

Maciej stał przed szkołą i czekał na Mietka, który zamarudził na stołówce, kiedy z drzwi wyjściowych wyłonił się Łaciaty.
- Dobrze, że cie widzę, Maciora. I jak, przemyślałeś moją propozycję?
Maciej rozpaczliwie spoglądał w stronę drzwi, błagając los, by wyszedł z nich nauczyciel, Mietek, któryś ze znajomych, niestety, nic takiego nie nastąpiło.
- Nie...
- Daję ci dwadzieścia cztery godziny. Zdaje się, że jutro wyjeżdżacie na ferie, prawda? To klucze do mieszkania wędrują do mnie na dwa tygodnie. Inaczej - jesteś zniszczony.
- Ale... Ja...
- Nie masz nic do powiedzenia, śmieciu. Inaczej nie wyjedziecie poza granice miasta. A najlepiej jak mi te klucze dasz dzisiaj.

W tym momencie z wyjścia wyłonił się Mietek. Maciej dawał mu dramatyczne znaki oczyma, by nie podchodził, te jednak zostały albo zlekceważone albo źle zinterpretowane przez przyjaciela, który bezceremonialnie podszedł do rozmawiających.
- O, kochanek się zjawił, proszę, proszę. Lepiej byś się rozejrzał za jakimś lokum, bo mistrzunio śpi dziś na Grunwaldzkiej z laseczką. No zjeżdżaj śmieciu, na co czekasz?
- Daj mu te klucze - powiedział Mietek.
- Żartujesz?
- Nie, mówię poważnie, daj mu te klucze. I to teraz. No na co czekasz?
Maciej patrzył na Mietka zupełnie nierozumiejącym wzrokiem. O co mu chodzi? Czy on kompletnie zgłupiał? Zaczął nerwowo szukać kluczy po kieszeniach. Była to gra na zwłokę, doskonale wiedział, gdzie je ma, ale ciągle miał nadzieję, że Mietek jakoś zmieni decyzję. A już zupełnie zmyliło go, że Mietek uśmiechał się półgębkiem. Łaciaty patrzył się na niego ze zdziwieniem, dodatkowo zmyliło go to, że Mietek cały czas bezczelnie patrzył mu w oczy. Maciej tymczasem znalazł klucz i drżącą ręką wyciągnął go w stronę Łaciatego. Ten bez słowa wziął go i schował do kieszeni.
- A teraz posłuchaj, kolego Łaciaty - powiedział spokojnie Mietek - drugi klucz do tego domu mam ja a trzeci Lisicka, która będzie się opiekowała mieszkaniem, gdy nas nie będzie. Powodzenia! I żeby podczas tego ruchania kutas ci nie odpadł! - powiedział Mietek i dał Maćkowi sygnał do odejścia.
- Nic tu po nas Maciora. Teraz on ma problem...
- Poczekajcie! - zawołał Łaciaty w kierunku odchodzących chłopców. Ci jednak nie zareagowali.
- Idź prosto i nie oglądaj się za siebie - powiedział Mietek a Maciej posłusznie wykonał polecenie, choć korciło go, by zobaczyć, co takiego zrobi ich niedawny prześladowca.
- Czy ty nie za bardzo ryzykujesz? - zapytał Maciej kiedy obaj stanęli na przystanku tramwajowym. - Jeszcze jest gotów śledzić dom i wejść tam dopiero kiedy nie będzie ani nas ani Lisickiej.
- Nie, bo zaraz po przyjeździe wymienimy zamek w głównych drzwiach a jutro damy Lisickiej nowy klucz. Dzisiaj on się nie odważy tam przyjść, jest wystarczająco przestraszony. Mamy dwie godziny na wymianę zamka, tylko trzeba go najpierw kupić.
Maciej nie podzielał entuzjazmu Mietka. Gdyby przyszło mu samodzielnie wymienić zamek, nawet nie wiedziałby, jak się za to zabrać. Jego umiejętności techniczne były bliskie zerowych.
- A ty go będziesz umiał wymienić? - wyraził swoją wątpliwość.
- A co to za problem? Nieraz robiłem to z ojcem. Oglądałem wasz zamek w drzwiach, bo ten pomysł wcale nie przyszedł mi do głowy dzisiaj i jest to zwykłe yeti, kilka razy już sam takie robiłem. Narzędzia masz, zresztą żadne narzędzia nie będą potrzebne, wystarczy śrubokręt i długi nóż.
Maciej dalej nie był przekonany. Zgodnie z prośbą nie oglądał się za siebie a patrzył w górę ulicy wypatrując tramwaju.
- Zupełnie nie rozumiem, po co ty tak kombinujesz. Nie lepiej było pójść do Lisickiej i powiedzieć, jak rzeczy mają się naprawdę? Że gnój szantażuje mnie już od tygodnia?
- Tak, tylko musiałbyś powiedzieć dlaczego nas szantażuje. Ja nie wiem co on ma na nas, ale chyba się domyślasz, że gdyby zaczął chlapać jęzorem, byłoby nieciekawie. A posłuch u profesorów to on niestety ma. Chyba tylko Lisicka i Kamiński nie dają mu sobie wchodzić na głowę. Ale patrz co on robi z Dębową, wchodzi jej do cipy bez wazeliny. A tak mamy z gnojem święty spokój. Jeśli stwierdzi, że nie zadziała zamek, nie będzie na tyle głupi, żeby się włamać do mieszkania. On jest może chamski i bezczelny, rozpuszczony przez ojca - sekretarza Komitetu dzielnicowego PZPR, ale nie jest przestępcą. Zresztą, nawet zamka nie trzeba będzie wymieniać, zobaczysz. Jedzie tramwaj, wsiadamy.
- Przecież ósemka nam nie pasuje.
- Wsiadaj, podjedziemy do centrum kupić ten zamek.

Wysiedli z wagonu na placu noszącym od niedawna nazwę Cyryla Ratajskiego, sporego placu zabudowanego ze wszystkich stron przedwojennymi, okazałymi kamienicami. Przez środek przechodziła linia tramwajowa a resztę wypełniał skwer ze starymi drzewami.
- Siądźmy tu - Mietek wskazał najbliższą ławkę.
- Zimno jest...
- Nie minie pięć minut i sprawa będzie załatwiona, uwierz mi. - odpowiedział Mietek i rozsiadł się na ławce. Maciej niechętnie przycupnął obok niego, bezmyślnie kopiąc resztki zbrylonego, rdzawo-brunatnego i szarego śniegu. Po chwili do siedzących dołączyła trzecia osoba.
- Masz ten klucz, Maciora. Nie będzie mi potrzebny. A z tobą, Rudzki, jeszcze się policzę. Ty niezła menda jesteś.
- Potrafię być większą - odparł Mietek. - I wcale nie jestem pewny, czy chcę od ciebie ten klucz.
- Coś ty znowu wykombinował, Rudzki? - wystraszył się Łaciaty.
- A co, ja u spowiedzi jestem? Wykombinowałem, jak postępować z takimi gnojami jak ty, starczy na dziś. Czuję się zmęczony. A teraz, Maciora, chodź, idziemy na Marcinkowskiego.
Ulica Marcinkowskiego jest szeroką aleją typu bulwarowego, z wieloma słynnymi budynkami, łącznie z biblioteką Raczyńskich i hotelem Bazar, tym samym, w którym Ignacy Paderewski wygłosił słynne przemówienie niepodległościowe. Jednak w mentalności poznaniaków 'na Marcinkowskiego' oznaczało tyle co na komendę milicji, która wraz z gmachem sądu znajduje się u szczytu ulicy, przy Solnej, koło parku św. Wojciecha i szkoły muzycznej, do której chodził Maciej.
- Chyba nie chcesz mnie zakablować?
- Domyślny jesteś, Łaciaty. Dlaczego mamy być gorsi od ciebie? Szantażujesz chłopaka, który nie dość, że stracił ojca, to jeszcze może stracić matkę, jedziesz na jego strachu... Jesteś po prostu podły,
- A wy jesteście zwykłymi pedałami. Myślisz, ze nie widziałem, jak przytulaliście się do siebie? Cała szkoła się teraz dowie...
- Przestań pieprzyć, sam wiesz, że się nie dowie. A jak chcesz przelecieć laskę to polecam hotel Polonez. W sam raz dla takiego bonzo jak ty. A teraz dawaj te klucze i spiżdżaj...

Maciej nie od razu odezwał się, gdy Łaciaty w swojej szpanerskiej pomarańczowej kurtce typu flyers zniknął gdzieś na horyzoncie.
- Nie przesadziłeś?
- Nie - odpowiedział Mietek. - Ty Maciora, nigdy się nie nauczysz, jak należy postępować z takimi bezczelnymi typami jak ten gostek. Dwanaście lat praktyki z Melanią sporo mnie nauczyły, że nie trzeba się szczypać, tylko jechać na bezczelnego. Wiesz, za co cię tak lubię?
- Nie? - odpowiedział Maciej.
- Za to, że jesteś tak ufny, tak niewinny. Nie kombinujesz, grasz w otwarte karty. Tylko czasem masz za słabe by wygrać. Na pewno na Łaciatego by nie wystarczyły. Nie umiesz się przebijać łokciami, walczyć o swoje. Widzisz, już byś się poddał a w najlepszym przypadku poszedł do Lisicy i wyśpiewał wszystko jak na świętej spowiedzi. Ty jesteś taki cielak, co zginie w życiu. Ale wiesz co?
- No?
- Nie trać tego. Nie każdy musi być od razu supermenem. Ja jestem wyszczekany, ty zaś spokojny, łagodny i masz duszę. Sam nawet nie wiesz, jak pięknie grasz na fortepianie. Nawet takie drewniane ucho jak ja to słyszy. Albo sposób, w jaki mnie dotykasz w nocy, no wiesz, kiedy jesteśmy razem. A to? Potraktuj to jako lekcję pokazową. Pamiętasz co powiedziałem ci niedawno? Że będę walczył o ciebie i bronił cię do ostatniej kropli krwi. I tak będzie. A teraz mamy jeszcze jedną rzecz do załatwienia, mieliśmy iść jutro, ale jak już jesteśmy w centrum?
- Co takiego?
- Pożegnać się z twoją mamą przed wyjazdem do Marciszowa. A teraz zmykamy z tego kurwidołka, jeszcze ktoś pomyśli, że tu pracujemy...
Plac Cyryla Ratajskiego, a jeszcze do niedawna Plac Młodej Gwardii, znany był szeroko jako miejsce pracy prostytutek obu płci a wieczorami zmieniał się w burdel pod chmurką. Problem był traktowany wstydliwie przez władze miasta, które udawały, że nie istnieje, o wiele więcej miała do powiedzenia milicja. Proweniencja tego placu znana była wszystkim poznaniakom i funkcjonował on obficie w języku potocznym. Nic dziwnego, że nawet Mietek, przyszywany poznaniak, zdążył się o nim dowiedzieć zaledwie w kilka miesięcy.

Maciej chciał protestować, w końcu doszedł do wniosku, że lepiej odbyć tę wizytę wcześniej niż później. Całą drogę przeżywał emocje związane z rozmową z Łaciatym i szczególnym wyznaniem Mietka. Co on miał na myśli mówiąc, że dobrze, że jest cielakiem? O swojej nieporadności w wielu sprawach dobrze wiedział i bardzo często zastanawiał się, jak to zmienić, tyle, że nic szczególnego nie przychodziło mu do głowy. Już od najmłodszych lat zauważał, że inni, nawet młodsi, niżsi i szczuplejsi są bardziej wygadani, bystrzejsi a przy tym o wiele bardziej zaradni. Nie bardzo jednak miał z kim rozmawiać na te tematy, z matką raczej by się nie odważył a ojciec to przecież wielki nieobecny tego domu i to od zawsze. Jeśli miał jakikolwiek kompleks to właśnie swej nieporadności, której nie potrafił przezwyciężyć. A teraz ktoś mu mówi, że to fajnie, że jest cielakiem. I to nie byle kto, bo chłopak, na którym mu bardzo zależy. Tak myśląc przeskakiwał kolejne kałuże na Marcinkowskiego i Podgórnej, ledwie nadążając za Mietkiem. Nawet iść tak szybko nie potrafi - wyrzucał sobie obserwując tyłek kolegi. Coraz częściej spoglądał na to miejsce i choć widział je tyle razy bez tych wszystkich szmat, jakoś powoli zaczęło rozpalać jego wyobraźnię.

- Cieszę się, że was widzę, chłopcy - powiedziała Anna. Leżała na łóżku przykryta szpitalnym kocem i na widok syna z kolegą opuściła gazetę.
- Przyprowadziłem pani syna - powiedział Mietek. Maciej popatrzył na niego morderczym wzrokiem. Dlaczego on zawsze musi się wcinać? Mietek nie zauważył tej reakcji, po prostu podszedł i pocałował panią Annę w policzek, co Maciej obserwował zdumiony. Sam ledwie się odważył, a on... Jak to się nazywało po polsku? Takie dziwne słowo, szarmancko. Elegancko, z szacunkiem ale i z gestem. Żeby on tak potrafił...
- Jak się mama czuje? - zapytał tylko po to aby przerwać niezręczną ciszę, choć odpowiedź miał wypisaną na jej twarzy, zmęczonej, wychudzonej, pokrytej zmarszczkami.
- Dobrze - odpowiedziała nie odwracając oczu. - Trochę słabo po lekach i dzisiejszych badaniach. Oni sami nie wiedzą czy operacja czy chemia. Ale nie chcę was męczyć. Radzicie sobie? Ale niech Marcin odpowie, bo Maciej sobie nie radzi, wiem to doskonale.
- Mietek - poprawił Maciej.
- Radzimy sobie, niech się pani nie niepokoi. Będziemy do pani dzwonić z Marciszowa,
Maciej zauważył, że to Mietek przejął na siebie ciężar rozmowy, za co był mu wdzięczny i nawet gotów wybaczyć ten nietakt przy wejściu. Sam zaczął się czuć źle, wolał swoją matkę sprzed tego okresu, kiedy może była i wredna, ale jednak miała w sobie życie.
- Wiesz Mietek - powiedziała Anna, mimo że mówienie sprawiało jej trudność - Maciej nigdy nie mógł mieć brata ani siostry. Najpierw nie chciałam, a później już było za późno. Teraz widzę, jaki popełniłam błąd.
- A pani miała rodzeństwo? - zapytał Mietek. Teraz Maciej spiorunował go wzrokiem, dlaczego miesza się w nie swoje sprawy? Po co mu taka wiedza o jego rodzinie? Ale w tym samym momencie uświadomił sobie, że przecież on wie o rodzinie Rudzkich równie dużo a nawet więcej. I jednocześnie pragnąłby dowiedzieć się jeszcze dużo więcej. Czyżby Mietek też?
- Miałam, ale zginęło podczas wojny, I większość życia byłam zupełnie sama. A ta twoja siostra - zupełnie zmieniła temat - to jakaś fajna dziewczyna?
Na Macieju ścierpła skóra. Mietek jeszcze nie powiedział dobrego słowa o Melanii i tylko czekał okazji by jej dokopać. Jak on teraz zacznie...
- Da się żyć, czasem nie da się żyć, jak to z rodzeństwem - odpowiedział nie patrząc na osłupiałego Macieja. - Jest zdolna tylko czasem mi depce po piętach, a ja tego nie lubię...
- Domyślam się - uśmiechnęła się Anna. - No chłopcy, zmykajcie już, zaraz piąta i koniec odwiedzin, później mierzenie temperatury i kolacja. A ty, Marcin, przepraszam, Mietek, uważaj na Macieja.
- Ma to jak w banku - odpowiedział Mietek i pożegnał się z Anną. Maciej podszedł do leżącej kobiety i pocałował ją w oba policzki. Gdy byli już przy drzwiach, Anna szepnęła coś jeszcze, ale żaden z nich już tego nie słyszał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 10:59, 12 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 1:31, 12 Gru 2014    Temat postu:

Bedzie jeszcze Sebastian w tym tomie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 10:05, 12 Gru 2014    Temat postu:

Tak. jak by nie było on i Maciek to główni bohaterowie.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 10:06, 12 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 1:46, 13 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (73)

Gdy wysiadł z samochodu, przez krótki moment wydawało mu się, że jest tu po raz pierwszy, dopiero po chwili zorientował się, że wszystkiemu winien jest brak śniegu. Leśniczówka była otoczona przez ciemną ścianę złowrogiego lasu i wyglądała o wiele bardziej ponuro niż trzy tygodnie temu, kiedy opuszczał to miejsce. Jedyne co odczuwał, to ogromne zmęczenie, dniem w szkole, tłokiem w pociągu, podróżą w przedziale dla palących, podczas gdy on nie cierpiał dymu, a już na pewno gdy w ośmioosobowym przedziale paliło sześciu. Poza tym zaszaleli wieczorem i do w pól do pierwszej oglądali jakieś filmy na wideo. Maciej zasnął podczas tego ostatniego. Nade wszystko od dwóch dni w głowie kołatała mu się ostatnia wizyta w szpitalu i widok matki, bezbronnie leżącej na łóżku i patrzącej na nich na wpół martwymi oczyma.

Jeszcze nie wszedł do domu, a rozpoznał go pies, wykonując taniec radości połączony z przyjaznym merdaniem ogonem. Wkrótce podbiegła Melania i rzuciła mu się na szyję całując go w oba policzki.
- Maciek, jak ja się cieszę...
Trochę to za bardzo uczuciowe - pomyślał Maciej ale posłusznie odpracował przywitanie odwzajemniając pocałunki.
- Widzę, że polubiłeś moją opaskę - powiedziała wyraźnie ucieszona Melania. Maciej założył ją specjalnie po to by jej sprawić radość, sam wolał chodzić z odkrytą głową, nawet przy dużym mrozie. Zresztą przeszedł z tego niejedną awanturę, najpierw z matką, niedawno nawet z Mietkiem.
- No pewnie! - poświadczył. Melania patrzyła na niego wzrokiem, którego Mietek chyba jeszcze nie widział i do końca nie wiedział jak rozszyfrować.
- Smutno tu było bez ciebie.
- No państwo młodzi - zawołał Mietek, który właśnie wynosił plecaki z samochodu - Przed ślubem nie wolno, ksiądz na religii powiedział. Maciej pamiętaj, że 'nie cudzołóż' znaczy 'nie w cudzym łóżku'.
Czekaj, przypomnę ci to wieczorem - pomyślał Maciej. Prawie się wyrwał z tą odzywką, jakimś rozpaczliwym przypływem zdrowego rozsądku ugryzł się w język.
- Zboczona świnia - odcięła się Melania.
- O, Mietek już wrócił do domu - zauważyła Marta, która wyszła z domu na przywitanie męża - i po swojemu wita Melanię. Znaczy, zaczęły się ferie... - westchnęła.

Gdy Maciej wszedł do kuchni, w rogu, przy drzwiach od tylnego tarasu Mietek rozmawiał szeptem z Martą. Po ich wyrazie twarzy zorientował się, że mówią o nim i że nie są to rzeczy wesołe. Na jego widok Marta zmieszała się lekko i niemal błyskawicznie przeszła na środek kuchni.
- No Maćku, Mietek powiedział mi co nieco. Na razie nie martw się, umyj się, jak chcesz, możesz się wykąpać i siadaj do stołu.
- A zagramy razem? - zapytała Melania, która nagle pojawiła się w kuchni.
- Nie wiem, czy Maciej jest w odpowiednim nastroju do grania - wyręczyła go w odpowiedzi Marta. - Najlepiej daj mu dziś spokój, jeszcze zdążycie sobie pograć. No a teraz do stołu, bo wszystko wystygnie.
- No i jak radzicie sobie sami? - zapytała widząc jak Maciej mimo zadeklarowanego głodu wsuwa wszystko co znajduje się w jego zasięgu.
- Maciora potrafi nawet wodę przypalić - powiedział Mietek - i to, że jeszcze nie umarł z głodu, zawdzięcza wyłącznie mnie...
W tym momencie zorientował się, że powiedział o jedno słowo za dużo, słowo, którego powinien wystrzegać się szczególnie teraz. Jeśli Maciej poczuł się urażony, nie dał tego po sobie poznać. Zresztą Mietek podczas tych trzech wspólnych tygodni zauważył i odczuł na sobie, że tolerancja Macieja na jego wybryki była niemal bezgraniczna. A że nie działało to w dwie strony... No przecież miał się nim opiekować.
- No aż tak źle nie jest - zaprotestował Maciej. - Raz faktycznie przypaliłem czajnik ale ogólnie chałupa jeszcze stoi.
- Mietek, idź przygotuj łóżko, Melania, weź tę całą wesołą ferajnę z kuchni, psa i koty, Romek, możesz przynieść papierosy? - wydawała dyspozycje chcąc maksymalnie szybko pozbyć się wszystkich z kuchni. Gdy zostali już sam na sam, usiadła koło Macieja, zapaliła i chwyciła go za rękę.
- Jak z mamą? Ale proszę cię, Maćku, mów szczerze, jak to wygląda. Dziś waszej nauczycielki nie wpuścili do niej na wizytę, powiedzieli, że zdecydowali się na chemię i pacjentka nie jest w stanie rozmawiać.
- Chemia? Co to jest? - zapytał Maciej. Słyszał o leczeniu chemią, ale zupełnie nie miał pojęcia na czym to polega. Już sama ta nazwa brzmiała mu groźnie.
- Opowiedz najpierw ty, zaraz ci wszystko wytłumaczę.
Maciej zdał relację z ostatniej wizyty, pomijając rolę Mietka. Pierwszy raz w życiu był zmuszony opowiadać komuś trzeciemu o tak ciężkiej, poważnej rzeczy. Zacinał się, starannie dobierając słowa. Jeszcze nigdy nie mówił o tak poważnej sprawie, w której było zarazem tyle jego własnych uczuć. Pod koniec tego rwanego monologu na jego twarzy pojawiły się łzy.
- Tak jak przypuszczałam - powiedziała smutno Marta. - Bardzo chciałabym ci pomóc ale... Wiesz Maćku, są sytuacje, kiedy nawet pośród ludzi człowiek jest sam. My, to znaczy ja, Romek, Melania czy Mietek, możemy najwyżej ci współczuć, podtrzymywać cię na duchu, ale, choćbyśmy najbardziej chcieli, nie zrobimy nic więcej.
Maciej nie bardzo wiedział jak to skomentować.
- Dobrze, a ta chemia? To jakieś lekarstwa?
Marta sięgnęła po kolejnego papierosa i nie odezwała się zanim wypuściła kłąb dymu.
- Jak by ci tu powiedzieć... To są bardzo specyficzne leki. One nie leczą, a wypalają komórki rakowe, inne zresztą też. Chemioterapia jest zawsze bardzo ciężka dla pacjenta, osłabia go i ma szereg skutków ubocznych. Widziałeś kiedyś łysą kobietę?
Maciej zastanowił się. Nie licząc filmów widział raz, na przystanku tramwajowym, młodą kobietę, której silny wiatr zdmuchnął chustkę z głowy. Ze zdziwieniem zauważył, że kobieta była łysa. Tamta, wyraźnie zmieszana, szybko naciągnęła chustę na głowę.
- Może raz... Wypadają włosy?
- Tak, kobiety nigdy nie są łyse, jedynie po chemioterapii. Maćku, będę z tobą szczera, to nie jest dobra wiadomość. Ja naprawdę nie chcę cię martwić...
Maciej już nie krył się z tym, że płacze, bezwiednie wycierając oczy rękawem koszuli. Trudno mu było powiedzieć, z jakiego dokładnie powodu, czy żalu czy strachu przed tak okrutną metodą terapii.
- A czy... no nie wiem, jak to powiedzieć, to znaczy... czy bywa tak, że pacjent nie wytrzymuje tej chemii? Jeśli to faktycznie pali wnętrzności...
Marta do tej pory starała się być tak oględna w słowach, jak to tylko było możliwe i najchętniej oszczędziłaby Maćkowi całej prawdy.

W tym momencie do kuchni wszedł Mietek i, zanim zdążył się zorientować w sytuacji, wypalił:
- Maciora, łóżko gotowe. Ale co...
- Mietek, zamilcz na chwilę - powiedziała słabym głosem Marta. - A najlepiej idź stąd.
Mietek podszedł do krzesła, na którym siedział Maciek, stanął za nim i zarzucił ręce przez ramiona, splatając je na piersiach. Maciej odruchowo wzdrygnął się, wystraszony takim kontaktem w obecności matki. To zdarzyło się po raz pierwszy, do tej pory starannie pilnowali się, a przynajmniej on uważał jak tylko mógł, by nie dawać żadnych powodów do jakichkolwiek podejrzeń. I, żeby było mało, Mietek przyciskał jego ciało w stronę swojego tułowia tak, że tyłem głowy wyczuwał każde uderzenie serca. W tej chwili rozgorzała u niego wewnętrzna walka między poczuciem bezpieczeństwa, krótkim ale jakże potrzebnym, które dawał ten gest a lękiem przed byciem oglądanym w jakiejkolwiek sytuacji cielesnej z Mietkiem. Jeden gest mógł zrujnować wszystko, wszystkie jego nadzieje, które zwłaszcza po tej ostatniej informacji były wszystkim, na czym mógł się oprzeć. Wygrało to drugie, otrząsnął się, jakby ten dotyk go parzył i ranił. Mietek jednak nie ustępował. Ujął go pod brodę i jeszcze silniej przycisnął do ciała.
- Ty mi tu nie fikaj - odezwał się Mietek. - A najlepiej chodź już. Zanim tu przyjdzie Melania i zrobi się babska histeria.
- Zostaw go jeszcze na chwilę - poprosiła Marta. - Maciej właśnie przeszedł długą drogę. A, zmieniając zupełnie temat, macie jakieś plany na te ferie? Bo jeśli Maciej ma siedzieć i się zamartwiać, to nie ma sensu. Co ma się stać to i tak się stanie, możemy tylko się modlić, by nie było źle.
- Obiecałem Maciorze, że pojedziemy na jeden dzień w góry jak nie będzie śniegu - powiedział Mietek. - Najlepiej na Śnieżkę a jak się nie da, to chociaż na Szrenicę. Możemy wjechać wyciągiem.
Marta była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu.
- Samych was nie puszczę, co innego latem. Mietek, to, że już nie masz gipsu, to nie znaczy, że możesz szaleć. Góra jest ośnieżona i oblodzona, ja nie chcę powtórki z rozrywki. Poza tym Maciej byłby w górach pierwszy raz, zima jest ostatnią porą roku kiedy należy zaczynać chodzić tak wysoko.
- To będziemy wkur... to znaczy, chciałem powiedzieć, wkurzać Melanię, nic innego nam nie zostało - powiedział dramatycznym głosem Mietek.
- On się przy tobie też tak wyraża? - zapytała Marta.
- Nie...
- Wiesz Maciek? To jest pierwszy raz, kiedy ci zupełnie nie wierzę - uśmiechnęła się Marta, starając się rozładować ponurą atmosferę i rozweselić jakoś chłopca, który jeszcze nie doszedł do siebie po ostatnich wiadomościach. - Mogę was najwyżej wypuścić na Trójgarb, a z tatą zastanowimy się, co z wami zrobić.

- A tu jesteś - powiedział Mietek. Maciej stał na tarasie wpatrzony w ścianę lasu i nie zareagował na pojawienie się przyjaciela.
- Cały dom już śpi, chodź do łóżka.
- Mietek...
- Co?
- Nie gniewaj się, ale... Chciałbym teraz być sam - powiedział słabym głosem.
- Na długo? Przyjdę za dziesięć minut.
- Nie, Mietek, może nawet do rana. Nie chce mi się rozmawiać, myśleć, spać, nic. To wszystko totalnie nie ma sensu...
- Ale co ja ci takiego zrobiłem? - zdziwił się Mietek. - Maciora, słuchaj mnie. Wiem, że jest ci źle. Nie wiem, co ci matka powiedziała, ale na pewno nie było to nic przyjemnego. Po to tu właśnie jesteś, by nie być sam.
- Ale...
- Nie dyskutuj. Boję się o ciebie. Nawet nie wiesz, jak ty strasznie wyglądasz.
- Ale... Nie mam dziś ochoty na to, co zawsze robimy. W ogóle. To znaczy nie dziś. Najlepiej, żebyśmy nawet nie spali w jednym łóżku. To wszystko... jest takie jakieś...
- Maciora, posłuchaj mnie. Nie wiem co czujesz w tej chwili, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Wiem, że cholernie cierpisz. Wiem, że możesz zostać sam. Wiem, że może pójść jeszcze gorzej, głupi nie jestem. I dlatego właśnie chcę być z tobą. Bo...
- Bo?
Zapadła cisza. Mietek, ten Mietek, który na każde słowo miał gotowe trzy, stracił zupełnie rezon, wpatrzony w cienie przesuwające się gdzieś w oddali. Noc była ciemna, bezksiężycowa, ciężko było znaleźć granicę między lasem a niebem, której odruchowo poszukiwał Maciej.
- Bo cię kocham...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 19:17, 26 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 2:49, 14 Gru 2014    Temat postu:

<3

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 3:52, 14 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (74)

Maciej rzadko zajmował się teoretyzowaniem, myśleniem w kategoriach pojęciowych, niezbyt często szukał nazw dla rzeczy i uczuć, które były jego udziałem. Swą przyjaźń z Mietkiem traktował w kategoriach nowości, odkrywania ludzi, poznawania świata, który długie lata był dla niego zamknięty. Owszem, było to dla niego coś zupełnie nieznanego, jak ciekawa i pociągająca dzielnica miasta, którą widzi się po raz pierwszy, kiedy przez przypadek przejedzie się swój przystanek tramwajem. Od niedawna miał wrażenie, że to wszystko zaczyna się posuwać w tempie, którego nie mógł ogarnąć. Nie mógł czy nie chciał? To co na początku było zwykłą ciekawością, no, trochę stymulowaną popędem, nabrało zupełnie nowego kształtu. Kiedy? Na to pytanie Mietek dalej nie mógł znaleźć odpowiedzi. Chyba wtedy w lesie, kiedy w dwie godziny rozpadało się to, co było tworzone dwa tygodnie. Kiedy koło niego stanął nie ktoś, z kim mu jest przyjemnie a człowiek, oddychający, buchający parą z ust, niemal ciągnący go do domu... Później poszło jakoś samo. Ta noc, kiedy Mietek leżał koło niego a on zastanawiał się nad jego bijącym sercem, oddechem, ciekaw jak to wygląda w środku, jak działają u niego te wszystkie skomplikowane narządy, o których uczyli go w szkole. A może przedwczoraj, kiedy Mietek obronił go przed poniżeniem a może czymś jeszcze. I teraz to słowo. Słowo, którego nigdy nie używał, nad znaczeniem którego nigdy się nie zastanawiał. Co to znaczy kochać? W jego szesnastoletnim życiu nigdy nie było miejsca na takie pytanie. Ludzie? Mogłoby ich równie dobrze nie być, raczej go wkurzali niż byli dla niego przedmiotem jakiejkolwiek inspiracji. On sam nigdy nie powiedział matce, że ją kocha. Ojcu tym bardziej. Czy on, Maciej, kochał ojca? Chyba tylko tam, na cmentarzu, kiedy głuche odgłosy ziemi uderzającej o trumnę uświadamiały mu, że już nigdy go nie zobaczy. Starał się wymazać ten dźwięk ze swojej pamięci. Nie, nie widok, nie pamięta za wiele, ktoś koło niego stał, ktoś go przytrzymywał, ktoś go wsadzał do samochodu jak już było po wszystkim. Ale ten dźwięk, dudniący, rozrywający swą cichą donośnością membrany jego uszu... Odzywający się złowrogim echem w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Podczas bycia razem z Mietkiem, podczas ostatniej wizyty w szpitalu. Ale czy to miało cokolwiek wspólnego z miłością? A teraz to... Jak ma się zachować, co ma powiedzieć? Przemilczeć? Zostawić to jak jest? Wyśmiać? Odpowiedzieć 'ja też'? Może dziewczynie by coś takiego odpowiedział ale chłopakowi? Czy on kocha Mietka? Nawet jeśli tak to do czego ta deklaracja go zobowiązuje? Co to zmienia? Bo chyba coś zmieni. Czy już teraz zawsze będzie musiał być razem? W tej chwili przypomniał mu się tamten facet z dworcowego kibla. On, Maciej Maciejewski, byłby gotowy z nim pójść z czystej ciekawości, żeby zobaczyć jak on to będzie robił, chciałby poczuć, jak tamten go dotyka, może zrobi coś więcej... Od teraz to nie będzie możliwe. To znaczy niby będzie, ale... Ostatnio coraz częściej nawiedzały go myśli, by zrobić to z kim innym. Planował nawet wycieczkę do Wałbrzycha by odwiedzić Uszatka. Napisał mu nawet list, dostał odpowiedź, napisał następny... Mietek nic o tym nie wie. Może przed tym wszystkim powinien spróbować jak będzie mu z kim innym? A może nawet poczekać na Melanię? Może spróbować z dziewczyną? Ale z drugiej strony czy naprawdę tego potrzebuje? Mietek już dał mu tyle dobrego i - tego Maciej był pewny - jest gotów dać mu jeszcze. Dlaczego nikt go na to nie przygotował? Dlaczego o tym nie uczą w szkole? Dlaczego w jego rodzinie nie mówiło się w ogóle na ten temat?
- Chodź do pokoju, robi się naprawdę zimno - usłyszał. W zasadzie powinien go odesłać w cholerę, prosił o spokojny wieczór...
- Poczekaj - powiedział zbierając myśli. Tak naprawdę grał na zwłokę, bo jednak musi coś odpowiedzieć, oczekiwanie Mietka było odczuwalne w każdym atomie otaczającego go powietrza. Nie da się tak po prostu iść, zatrzasnąć drzwi, odwrócić się na drugi bok czy udawać sen. Coraz więcej rzeczy, których nie da się tak po prostu zepchnąć na bok, by patrzeć jak się rozwijają. Dlaczego, dlaczego, do kurwy nędzy? Dlaczego to wszystko toczy się w takim tempie? Jeszcze pół roku temu najzwyczajniej by to olał. Albo zostawił do rozwiązania matce.

Matce... Od czasu rozmowy z Martą każda myśl o matce była równoważna z tajemniczymi, złowrogimi ampułkami ze śmiertelną zawartością. Wzdrygnął się.
- Maciora, przecież widzę, że drżysz. Chodź do pokoju. Już, natychmiast. Jeszcze zachorujesz na zapalenie płuc...
- Nic mi nie będzie - odpowiedział celowo odwracając wzrok i topiąc go w ciemność lasu. Zastanawiające, że Mietek nie dopomina się o żadną odpowiedź, komentarz, nic, jakby go nie dotyczyło. - Możesz mi najwyżej przynieść kurtkę, nie chce mi się spać, nie chce mi się nic.
- Zrobię ci herbaty - powiedział, otworzył drzwi na taras i zniknął w głębi kuchni.

Gdy wszedł do pokoju, Mietek leżał już w łóżku, pod ścianą, jak zawsze. Dostrzegł to mimo zgaszonego światła i szczelnie zasłoniętych kotar w oknach. Położył się obok, zwyczajnie, na plecach, niczego nie oczekując. No, ewentualnie ciepłej ręki, głaszczącej jego brzuch. Lubił to i zawsze na to czekał. Nie mówił tego głośno. Te tematy między nimi nie istniały, te rzeczy się robiło ale niepisanym zwyczajem było to, że się o nich nie rozmawiało. Czuł jak powoli twardnieje, jak mimowolnie skóra ześlizguje się z czubka wilgotnego członka.
- Odwróć się - usłyszał szept. Odruchowo odwrócił się twarzą do Mietka.
- Nie tak, w druga stronę.
- Co chcesz zrobić?
- Odwróć się.
To wszystko bez jakiegokolwiek kontaktu z ciałem Mietka, jedynym fizycznym świadectwem jego obecności był zapach pasty do zębów. O to zresztą była cała awantura, bo Maciejowi czasem 'zapominało się' zrobić to przed snem a Mietek był na tym punkcie uczulony. I znów jego łapsko wchodzi tam, gdzie nie powinno... Ale czy tylko łapsko? Czuł, ze to miejsce jest coraz bardziej wilgotne a palec wślizguje się coraz głębiej. I znów spokój, cisza, sapania z tyłu, palce rozczapierzające dwie półkule. Jakieś mlaski, co on tam robi? To już chyba nie palec...
- Przyj!
Maciek zastygł, czekając na ból. Ale ból, nawet jeśli był, nie sparaliżował go, Mietek zręcznie odwrócił jego uwagę w odpowiednim momencie łapiąc jego sztywny już i prawie kapiący członek.
- No, główka prawie weszła... - usłyszał szept prosto do ucha. - Boli?
- Trochę...
Bolałoby pewnie więcej, gdyby nie to, ze Mietek już od jakiegoś czasu pracował nad tym miejscem i tylko jego rozmiary powodowały, że raz po raz dźgała go igła bólu. Bardziej czuł to, że Mietek zanurza się w niego coraz głębiej, sapiąc mu prosto do ucha.
Pierwsze pchnięcie, delikatne. Teraz czuł go perfekcyjnie choć dalej brzegi rwały, przypominając o swojej obecności. Teraz następne, mocniejsze. Gdy już przyzwyczaił się do zespolenia, zaczął współdziałać, odpowiadać na bodźce, które z bólu zamieniały się w przyjemność.
- Dosiadłem cię...
I pchnięcie, tym razem ostre ale pobudzające zmysły. I jeszcze jedno... Teraz wolne, czuł ten poślizg, coraz większy, przyjemny, po opanowaniu bólu niemal delikatnie muskający jego środek. Choć ręka Mietka trzymała jego jądra, jego członek oklapł nieco a przyjemność czerpał wyłącznie z nieregularnych kurczy. Teraz chwila świdrowania, raz, drugi, trzeci, ten ból jest nawet przyjemny. I znów spokój ale nie na długo. Maciej zaciskał pośladki, jakby nie chcąc go wypuścić z siebie a jednocześnie dać mu całą przyjemność swego życia.
- Już, ja już...
I raz, co za rwący ból, ale jaki przyjemny., dwa...

Czuł się taki pusty w środku, a jednocześnie wszystko go jeszcze paliło, ba, rozrywało. Mietek leżał obok i oddychał głęboko. Maciej czuł potrzebę podziękowania mu jakoś, podstawowego rewanżu.
- Trochę krwawiłeś ale... Do wesela się zagoi.
- Jakiego wesela? Czy po czymś takim może być wesele? Mocno zakrwawiłem pościel?
- Podobało ci się? - Mietek zbył pytanie.
- To jest takie... Inne... Nie wiem. Bo i boli i jest mi tak dobrze... A ciebie? Nie boli cię siusiak?
- Mój ogier czekał na to od dawna. Maciora, pamiętasz jak go pierwszy raz zobaczyłeś? Jak mi stał?
- No pewnie. Bałem się na niego patrzeć, ale nie dlatego, że nie chciałem wiedzieć jak wyglądasz. Bałem się, że zauważysz, że mnie to interesuje. Odwracałem oczy a jednocześnie żałowałem, że nie mogę go oglądać. Takich rzeczy się nie zapomina.
- To on był już przeznaczony dla ciebie. Już wiedziałem, że chcę cię dosiąść, być z tobą najbliżej jak się da. Najlepiej by cię mieć całego i przebić aż do żołądka...
- To musiałbyś mieć kilkanaście metrów... Tak przynajmniej uczą w szkole. A jak tam jest, w środku?
- Nawet nie wiedziałem, że tak fajnie. A jak zaciskałeś...

Jeśli Maciej miał jakiekolwiek wątpliwości czy wyrzuty na temat tego, co się właśnie stało, nie wspomniał o nich ani słowem. Liczyło się teraz tylko to, że czuł się spełniony, że to, co Mietek powiedział jakieś pół godziny temu, objawiło się w zupełnie nieoczekiwany dla niego sposób. Czy to, co zrobił było właściwe? Czy dobrze zrobił pozwalając na to? Bo było to przekroczenie jakiegoś prywatnego Rubikonu, doskonale wiedział, że stało się coś, po czym wszystko inne nie będzie już takie samo. I znów ta paląca żądza, tym razem w podbrzuszu. Złapał Mietka za rękę i naprowadził ją we właściwe miejsce i uciskami nadgarstka pokazał mu, co ma robić. Nie trzeba było wiele czasu, by między jego członkiem i skórą Najważniejszej Ręki Na Świecie pojawiła się warstwa śliskiej, gorącej cieczy. Jakby połowa płynu opuszczała jego organizm...

Zasypiając wiedział, że wszedł do tego łóżka jako dziecko a wyjdzie jako mężczyzna. Ale czy tak to rzeczywiście powinno wyglądać?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 13:23, 16 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 3:38, 15 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (75)

Maciej otworzył oczy i zaczął się gorączkowo zastanawiać, dlaczego się obudził. Radiobudzik wskazywał dwadzieścia po szóstej, może dlatego, że była to jego normalna godzina wstawania do szkoły. Pierwszy ruch, próba przewrócenia rozgrzanej kołdry na drugą stronę zaowocował bólem, który szybko przypomniał mu, co się stało. Po chwili przeniósł wzrok na sprawcę. Mietek leżał na brzuchu, odkryty, w rozchełstanej piżamie, z wystającym z rozporka sztywnym członkiem. Maciej przykrył go troskliwie co musiało zostać jakoś zauważone, gdyż Mietek przewrócił się na bok mamrocząc coś niewyraźnie.

W tym momencie zadzwonił telefon. Od czasu ostatniej wizyty w szpitalu Maciej reagował na każdy telefon, na każdy dzwonek u drzwi. I tym razem poczuł ciarki na całym ciele i mrowienie w jądrach, jak w momencie, gdy nieprzygotowany idzie do tablicy. Telefon był tuż tuż, wszak spali w kancelarii leśniczówki. Odebrać? Nie odebrać? A jak to...
- Odbierz - powiedział Mietek, którego ostry, przenikliwy dźwięk wyrwał ze snu.
- Leśniczówka, słucham?
- A to przepraszam, pomyłka - powiedział głos z bardzo daleka, ledwie dostrzegalny i Maciej usłyszał trzask rozłączanego połączenia. Otarł z czoła kropelki potu. Dalej czuł tępy ból z tyłu ciała. Może powinien się inaczej przedstawić, bo jeśli to oni... Skąd mogą wiedzieć, że to numer leśniczówki i on właśnie tu jest? Odszedł od telefonu, usiadł na łóżku i zastanawiał się, co dalej.
- Kto to był?
- A żebym ja wiedział? Pomyłka. Przynajmniej tak mi powiedzieli. Ale...
- I będziesz tak przeżywał teraz każdy telefon? - zapytał Mietek, coraz bardziej rozbudzony. - Maciora, przecież ty się tym wykończysz. Wracaj do łóżka, ale już.
Maciej położył się, nie spodziewając się, że Mietek poczuje się na tyle rozbudzony, że zachce mu się takich zabaw.
- Puść go, proszę.
- Co tak ostro?
- Rano to chyba nie jest czas na te rzeczy, nie uważasz? Najchętniej bym jeszcze pospał. Poza tym... - zaczął ale nie chciał zaczynać rana od awantury, obrażania i podobnych rzeczy. Jeśli w przeciągu tego miesiąca zauważył u Mietka jakąkolwiek negatywną cechę, która go irytowała, to była to gotowość do obrażenia się i to zawsze, kiedy w grę wchodziły ich dwustronne relacje. Po prostu Mietek uważał, ze wszystko, co on zdecyduje czy chce w ich układzie, jest święte i musi to dostać. Jak to się nazywa? - Maciej usiłował sobie przypomnieć słowo, które spotkał w jakiejś książce, a które, jak mu się wydawało, dobrze charakteryzowało tę postawę. Zaborczość, to chyba to. Tyle, że on nie miał żadnej koncepcji, jak z tym walczyć, jak sprawić, by Mietek nie traktował go wyłącznie w kategoriach własnych potrzeb. Dopiero teraz przypomniał sobie to wyznanie, które wzbudziło w nim taki niepokój. Bo jeśli to nie było powiedziane przypadkiem, pod wpływem chwili, tudzież dla uspokojenia rozhuśtanych nastrojów Macieja, jeśli to dobrze obrazowało jego uczucia to... Należało się liczyć z lawiną problemów. A Mietek dalej bawił się jego jądrami, niepomny nastroju Macieja i przestrogi w głosie.
- No, Maciora, daj się wydoić... - szepnął.
To dziwne sformułowanie spowodowało, że odczuł nagły przypływ krwi do lędźwi i głowy i odłożył myśli o wychowaniu sobie Mietka jeszcze na jakiś czas. Bo Mietek właśnie tak to robił, jakby doił...

Następny telefon odezwał się, gdy Maciej był już bliski końca, klęcząc nad Mietkiem i opierając się rękami o łóżko, a Mietek wolnymi acz zdecydowanymi ruchami doprowadzał go do finału, chcąc przejąć cały jego ładunek na korpus. Maciej stropił się, z miejsca zmienił pozycję ciała, naciągnął spodnie od piżamy i znalazł się przy telefonie.
- Leśniczówka, Mówi Maciej Maciejewski, słucham?
- OZLP Wałbrzych się kłania, czy mogę mówić z panem Romualdem Rudzkim?
- Już proszę...
Mietek siedział na łóżku w napięciu.
- Kto tym razem?
- Po twojego tatę z Wałbrzycha . Idę go poprosić.
W tym momencie Mietek zerwał się z łóżka, podszedł do telefonu i poprosił rozmówcę, by był łaskaw zadzwonić za piętnaście minut jeśli w międzyczasie pan Rudzki sam nie oddzwoni.
- Tak to się załatwia - powiedział po odłożeniu słuchawki. - Ale musimy to przełożyć na później, i tak trzeba będzie poprosić ojca by zlazł na dół.
Maciej w tym czasie studził emocje i po nieudanym stosunku i strachu po telefonie. Mietek ma rację, tak długo nie pociągnie. Jeszcze raz przypomniał sobie wczorajszy wykład o chemii i poczuł się słabo.

Mietek wysłał Maćka do chlewu, szczęściem udało się go wypchnąć z Melanią i nareszcie mógł przedstawić problem matce.
- Nie mogę was puścić na kilka dni samych w góry, zrozum to. Już wczoraj powiedziałam dlaczego. A jeszcze z tobą, świszczypałą...
- No ale przecież sami mieszkamy w Poznaniu i nic nam nie jest - argumentował Mietek. - Różni ludzie przychodzą, zawsze się mocno zastanawiamy zanim otworzymy, jesteśmy rozsądni i nie wygłupiamy się. A tutaj... Mama, ja widzę, jak on reaguje na każdy telefon. Jakby czekał na... Jeszcze dwa dni i nie będzie z niego co zbierać. A wiesz co jest najgorsze? Ja sam nie wiem, jak z tym walczyć, jak mu pomóc.
Marta zastygła z wielkim saganem z gotowanymi obierkami, który usiłowała zestawić na podłogę. Koniec świata, Mietek zaczyna pomagać - pomyślała. Co zawsze najbardziej ją martwiło u syna to fakt, że był zapatrzony we własne możliwości i rzadko dostrzegał potrzeby innych. Miała to na co dzień przy okazji jego walki z Melanią, jego wychowawczyni mówiła w tym samym duchu, choć chyba bała się nazywać rzeczy po imieniu. A tu nagle... Mietek adwokatem Macieja. Co się dzieje? O ile Melania często powtarzała, że chce mieć siostrę, albo przynajmniej normalnego brata - jak to ujmowała - Mietek przenigdy, ani słowem nie zdradził się, że chce rodzeństwo. W szkole też nauczyciele podkreślali jego indywidualizm i raczej chęć do dominowania, niż potrzebę wypracowania typowo koleżeńskich relacji. Aż tutaj... Będzie musiała porozmawiać z tą wychowawczynią, nie miała zbyt wielkiej wiedzy pedagogicznej, była ekonomistką z wykształcenia. Bo przecież aż takiej zmiany nie zaobserwowała w tym chłopcu nigdy. Może rzeczywiście to dojrzewanie?
- A wy nad czym tak radzicie? - zapytał Romuald, który w ciężkich butach i płaszczu leśnika wszedł do kuchni.
- Romek, ile razy mam ci powtarzać, byś w tych buciorach... Mietek męczy mnie, żebym ich puściła na dwa - trzy dni w góry. Nie mówię, ma trochę racji ale przecież jest zima - Marta streściła mężowi wątpliwości Mietka i zachowanie Macieja.
- A niech jadą chłopaki, co im będziesz bronić? Osobiście jestem jak najbardziej za. Tyle, że ciężko będzie im tak na szybko znaleźć miejsce w jakimś schronisku, jest pełnia sezonu i pół Polski przyjechało tu na narty. Samotnia odpada, Andrzejówka też, może Strzecha Akademicka?
- I ty byś tak po prostu ich puścił?
- Tak, ja bym po prostu ich tak puścił. Maćkowi ruch się przyda, zwłaszcza w tej sytuacji, niech choć na chwilę chłopak zapomni o problemach. A Mietek? Złego diabli nie biorą.
- Ale on z tą nogą...
- Jak wczoraj właził po drabinie na strych to jakoś nie widziałem, by miał problemy z tą nogą. On ma raczej problemy z dyscypliną i niewyparzonym pyskiem. Zadzwonię do Strzechy, mam tam znajomego kierownika, może da się skombinować jakąś dwójkę.
- Romek, ty w ogóle nie masz wyobraźni. Wiesz co im tam się może stać?
- Ej, Marta, widać, że nigdy nie byłaś chłopakiem. Dadzą sobie radę, ja ci to mówię - położył specjalny nacisk na 'ja'. A poza tym będziemy mieli spokój - to mówiąc podszedł do Marty i pocałował ją w policzek.

Kolejka do wyciągu liczyła kilkadziesiąt osób, głównie narciarzy, choć były też rodziny z dziećmi. Maciej obserwował kolorowy tłum z nartami wszystkich firm na świecie i zastanawiał się, co czeka ich na górze. Tego uczucia jeszcze nie znał. W miarę jak jechali samochodem do jeleniej Góry, wiezieni przez Romualda, w miarę jak ogromny, przytłaczający masyw Karkonoszy zbliżał się do nich, Maciej powoli zapominał o swoich poznańskich problemach, zastanawiając się nad tym co czeka ich w górach a jego podniecenie rosło z każdym kilometrem. Mietek, który wychował się w górach, cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania. Ale i on od czasu do czasu bywał trafiony nagłą myślą, że może to już teraz, może za chwilę, może za dwa dni. Usiłował sobie nawet wypracować jakiś pomysł jak zachować się, kiedy to już się stanie, ale mimo rozbuchanej wyobraźni, musiał przyznać się przed samym sobą do wielkiej klęski.
- Będziesz się musiał zapiąć, tam jest taki pałąk, zresztą tam będzie taki facet co pilnuje i on cię zapnie. Nie bój się, nie oglądaj się za siebie, nie krzycz nic do mnie, ja będę jechał następnym krzesełkiem za tobą - dodał obserwując jak Maciej patrzy przez płot na wyciąg a jego mina rzednie coraz bardziej.
- Nie możemy tam wejść pieszo, jak ludzie?
- Nie sądzę, to jednak jest kawałek a widziałeś na dole, od kiedy zaczyna się śnieg. Byśmy tam szli kilka godzin...
- A jak spadnę?
- Nie spadniesz, chyba że będziesz tego bardzo chciał. Może zacząć kołysać, jest spory wiatr, ale nie przejmuj się.
Byli już blisko wyciągu, oddaleni raptem o kilka osób, kiedy Mietek zauważył, że jego przyjaciel jest biały jak kreda i prawie zupełnie nieruchomy. - Cholera, czy nie lepiej rzeczywiście wejść pieszo jak tam się ma coś stać - pomyślał ale już było za późno. Długie ręce ochroniarza pochwyciły Macieja stojącego w przepisowym kwadracie i zapięły krzesło. Gdy przyszła na niego kolej, był nie mniej zdenerwowany, zawsze tak lubił jeździć wyciągiem, natomiast dziś... Całą drogę na Małą Kopę wpatrzony był tylko i wyłącznie w jeden punkt, znajdujący się piętnaście metrów przed nim. Wczoraj wyznał mu miłość... Ciekawe co Maciej pomyślał, nigdy nie dostał odpowiedzi na swoją deklarację. Nie powiedział tego ot tak sobie, kocha go i gdyby tylko fizycznie było to możliwe, ożeniłby się z nim, wyszedł za mąż, wszystko jedno jak to się nazywa. Gotowałby mu, prał, wszystko co tamten by zapragnął... Tak się rozmarzył, że nawet nie zauważył, jak krzesełko podjechało do górnej stacji wyciągu. Gdy wysiadł, Maciej stał już przy ogrodzeniu.
- No i jak było?
Maciej pokiwał tylko głową. Mietek poprawił plecak na jego plecach.
- Idziemy?
Maciej skinął głową. Uszli jednak zaledwie kilkanaście metrów, kiedy Maciej najpierw przystanął, a później osunął się na ziemię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 19:18, 26 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 3:22, 16 Gru 2014    Temat postu: Inni, tacy sami (76)

Mietek przypatrywał się grupie, która ładowała Macieja na nosze. Spory tłumek gapiów zgromadził się koło miejsca akcji, ile razy Mietek spróbował podejść bliżej, został brutalnie odepchnięty przez ludzi w kombinezonach.
- Dokąd go bierzecie? - zapytał w ostatniej chwili ratownika. Tamten popatrzył się na niego z wyższością, prawie z nienawiścią.
- A co cię to obchodzi? - odburknął i odwracając się dodał - pilnuj swego nosa.
- To jest mój brat - odpowiedział szybko Mietek, kiedy nosze były już w górze i ratownicy na nartach zbierali się do odtransportowania Macieja w nieznanym kierunku. Mężczyzna na nartach, z dużym znakiem GOPR w klapie popatrzył na niego uważnie.
- A niepodobni do siebie...
- Bo to jest mój przybrany brat, moi rodzice są jego opiekunami prawnymi - Mietek przypomniał sobie ostatnie rozmowy. Nie była to chyba do końca prawda, wiedział jednak, że ten wyjazd jest na wszelki wypadek zabezpieczony jakimiś papierami.
- No tak... Dwóch szczeniaków w górach, pewnie rodzice nic nie wiedzą. Boisz się że zawiadomimy matkę? - odezwał się ratownik.
- Wręcz przeciwnie, wolałbym by była zawiadomiona od razu - odpowiedział Mietek z determinacją. - Jedyne co zdążyliśmy zrobić to wjechać na Kopę...
Ratownik jeszcze raz obrzucił chłopca wzrokiem. Nie wyglądało mi to na jakąś konfabulację a dzieciak wyglądał na srogo przestraszonego.
- Na razie transportują go do Śląskiego Domu, stamtąd zwiozą go gazikiem do Karpacza, do szpitala, albo do Jeleniej Góry, nie pamiętam, który szpital ma dziś dyżur. Może lepiej, byś rzeczywiście z nim zjechał na dół albo ktoś cię tam zabierze. Masz jakieś jego dokumenty? - zapytał, gdy przemierzali Równię pod Śnieżką. Od górnej stacji wyciągu na Kopę do Śląskiego Domu jest nie więcej niż dziesięć minut, ale nie zimą, nawet przy udeptanej trasie. Mietek usiłował dotrzymać tempa ratownikowi na nartach, ale z dwoma plecakami, jednym swoim i jednym Macieja wcale nie było mu łatwo.
- Jego legitymację szkolną, nic więcej.

- To jest jego brat, jak mówi - ratownik przedstawił go szefowi grupy ratowniczej. Od razu wciśnięto mu w ręce kubek gorącej herbaty. Maciej leżał na noszach. Był już przytomny, choć trupio blady, patrzący tępym wzrokiem przed siebie. Mietek podszedł do niego.
- Maciora, co ci? Możesz mówić?
Maciej pokręcił przecząco głową. Widać było, że z trudnością łapie oddech, oddychał szybko, nieregularnie. Mietek dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co może wyjść niejako przy okazji, kiedy Maćkowi zrobią badania, obejrzą go wzdłuż i wszerz, zajrzą tam gdzie nie powinni. Cholera wie, może to właśnie od tego? Uszkodził mu coś w środku, doszło do krwotoku... Przecież inaczej nie byłby aż tak blady. A Maciej znów zamknął oczy, trudno było zdecydowanie orzec czy kontaktuje czy nie.
- W takim razie musisz jechać z nami na dół - powiedział szef akcji ratowniczej, po wymianie kilku zdań przez radio. - Jest już przygotowane dla niego miejsce w Jeleniej Górze w szpitalu. Ja tylko spiszę wasze nazwiska. Ten pacjent nazywa się...
- Maciej Maciejewski.
- Data urodzenia?
Na szczęście Mietek znał i to, choć bał się, że jeden źle podany szczegół może doprowadzić do jakiejś katastrofy. Tymczasem do pokoju na tyłach Śląskiego Domu wchodzili i wychodzili z niego różni ludzie, ciężko było się skupić.
- A ty się nazywasz?
- Mieczysław Rudzki.
- Skądś znam to nazwisko... Ale jakieś inne imię było. Roman? Romuald?
- To mój ojciec.
- Nie trzeba było tak od razu? - ucieszył się ratownik. - Twój tata prowadził z nami sporo szkoleń z zakresu leśnictwa, świetny fachowiec.
Od tej chwili w zauważalny dla Mietka sposób był on traktowany zupełnie inaczej, poważniej i jakby z większą sympatią. Już nie musiał tłumaczyć się z każdego szczegółu. Ich rozmowę przerwał warkot łazika przed schroniskiem. Po chwili dwie osoby w takich samych kombinezonach weszły do pokoju.
- Brać go i tego chłopaka też zabierzcie. Zdaje się, że to jacyś bracia przyrodni czy coś. Będzie ułatwienie w szpitalu, z informacją dla rodziny i tak dalej.
Dopiero gdy wsiadał do łazika, zrozumiał sens tych słów. Matka, ojciec... Pewnie będzie masa nerwów, podejrzewania i sam Bóg wie, czego jeszcze. Tępo patrzył na szczyt Śnieżki, skąpany we mgle. Mieli tam razem wejść i to miał być najciekawszy etap ich wyprawy. A tymczasem... Siedział koło Macieja, ułożonego na noszach, który prawie nie kontaktował. Co raz otwierał oczy, ale było widać, że walczy, głównie z oddechem. Auto ruszyło i telepało się po śliskiej drodze na wschód, w stronę Stawów. Mietek nawet nie patrzył przez zamrożoną szybę, mając cały czas wzrok utkwiony w Macieju. I choć każde silniejsze szarpniecie przywoływało go do rzeczywistości, nie mógł się uwolnić od ponurych myśli. Jeśli to się wyda - a wyda się na pewno, może zapomnieć, że będzie mógł dalej mieszkać z Maćkiem, że zapuszkują go do jakiegoś domu dziecka... Najchętniej rozpłakałby się i, po prawdzie, pilnował się, żeby nie uronić żadnej widocznej łzy, połykając je.

Kiedy opuszczał szpital w Poznaniu, nie sądził, że tak prędko trafi do podobnej instytucji. Siedział w poczekalni, z nudów czytając plakaty zachęcające i zniechęcające do wszystkiego. Co prawda podał lekarzowi wszystkie dane i formalnie był wolny, nie mógł tak po prostu odejść i wrócić do domu. Zresztą lekarz wziął od niego numer telefonu, pewnie zawiadomił rodziców, może nawet tu przyjadą. Właściwie powinien zadzwonić do domu i dowiedzieć się, co dalej ale zwyczajnie się bał. A jeszcze nie wiadomo, jak rzeczy się rozwijają w Poznaniu. Powoli zaczynało to być ponad jego siły. Co oni tam robią Maciejowi? Popatrzył na zegarek, to już prawie dwie godziny, odkąd tu siedzi. Doktor jak opuścił swój gabinet, jeszcze nie wrócił. Starszy facet, wydawał się nawet sympatyczny. Ale oto pojawił się na szczycie korytarza, coraz bliżej... Mietek już miał na końcu języka pytanie, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
- Mogę cię poprosić do środka? - zapytał lekarz. Mietek wstał i, opanowując drżenie nóg, podążył za doktorem. Serce waliło mu tak mocno, że fizycznie czuł każde uderzenie w mostku. Tymczasem lekarz wskazał mu miejsce naprzeciwko siebie.
- No cóż, odpręż się trochę, kawalerze. Nie jest już aż tak źle.
- A co mu było? - zapytał Mietek. Kiedyś to pytanie i tak musiało paść.
Doktor popatrzył na niego spod okularów.
- Nie wiem, czy mogę ci udzielić takiej informacji, choć zakładam, że się dowiesz tak czy inaczej.
Mietek już podczas pierwszej rozmowy wytłumaczył lekarzowi stan faktyczny i nie sądził, że będą jakieś przeszkody by dowiedzieć się prawdy.
- Ten twój kolega ma dość poważną wadę serca. Wiedziałeś coś o tym?
- Skądże - zaprzeczył gorąco Mietek. - Nawet słowem mi nie powiedział, poza tym wątpię, czy sam wiedział o tym, przecież to wszystko wcześniej czy później by wyszło.
- No to wychodzi później... To znaczy w pewnych sytuacjach oczywiście można było jej nie rozpoznać albo zaniedbać. Ten twój kolega chyba nie lubi sportu, biegania i podobnych rzeczy, prawda?
- No... Niespecjalnie. Raczej uprawia inny rodzaj rozrywek. Gra na fortepianie.
- I w górach pewnie po raz pierwszy?
- Tak, przynajmniej tak mi mówił. Koniecznie chciał wejść na Śnieżkę ale już w Bierutowicach widziałem, że coś z nim nie tak...
- Teraz to się nazywa Karpacz Górny - poprawił go lekarz. - No ale nieistotne. Oczywiście trzeba będzie zrobić jeszcze dodatkowe badania, ale twój przyjaciel ma niedomknięcie zastawek serca.
- To coś groźnego? - wystraszył się Mietek. W ułamek sekundy cały obraz zlał mu się przed oczyma, biały fartuch doktora zlał się z żółcią ścian. Doktor w mig zauważył tę odmianę.
- Nie aż tak, można z tym dożyć i setki, większe rzeczy się operuje. A powiedz, młody przyjacielu, jak u niego z nerwami?
Mietek był zmuszony opowiedzieć całą historię ich znajomości. Lekarz słuchał uważnie i robił notatki. W szczegółach opowiedział sprawę choroby matki, tłumacząc jaki był sens wycieczki w góry. Oczywiście ich wewnętrzne, prywatne sprawy trzymał w tajemnicy.
- No to wszystko układa się w jedną spójną całość - podsumował lekarz. - Nerwy, zmiana ciśnienia, klimatu, spowodowały niedotlenienie. Masz jakąś wiedzę z biologii, prawda? Zastawki regulują dopływ krwi do serca. Jeśli się nie domykają, dochodzi do nieplanowego wymieszania krwi - mówiąc najogólniej. Taki organizm jest po prostu niedotleniony. Jeśli dodasz do tego nagłą zmianę ciśnienia, nerwy, może to doprowadzić do poważnego kryzysu, co też istotnie się stało. Gdybyście wchodzili piechotą, prawdopodobnie nie doszłoby do tej zapaści, chociaż serce mogłoby nie wytrzymać. Sam wiesz, przyjacielu, że okazem zdrowia to ten twój kolega nie jest, już w opakowaniu nie wygląda na takiego.
Mietek słuchał uważnie zastanawiając się nad konsekwencjami tego, co usłyszał. Zatem nie może się denerwować, a co będzie, jeśli...
- Widzę, że coś cię martwi, przyjacielu - powiedział doktor obserwując go uważnie. Mietek postanowił nie owijać sprawy w bawełnę.
- Cóż, niebezpieczeństwo zawsze jest. Od ciebie i twoich rodziców będzie zależeć, jak będzie mu to przekazane. I nawet, jeśli stanie się to w tym tygodniu, będziecie musieli poczekać z poinformowaniem go. I tak zostanie tu jeszcze co najmniej tydzień, nie do końca wiemy, czy nie doszło na przykład do zakrzepu, takie rzeczy lubią się niestety nakładać.
- A czy mogę... Zobaczyć się z nim?

- Tak się kończą te twoje durne pomysły - lamentowała Marta. Biała łada niva dojeżdżała do Jeleniej Góry. Melania siedziała cicho, usiłując nie płakać. Romuald nie miał ochoty dyskutować z żoną, a już na pewno gdy jest zdenerwowana. Do tej pory przegrywał wszystkie podobne zwarcia. Nigdy też nie uważał, że postąpił źle, godząc się na ten samodzielny wypad. Lekarz mówił przez telefon coś o wadzie serca, skąd, do licha, mógł wiedzieć, że coś takiego się stanie? Tak to jest brać do siebie obcego dzieciaka - pomyślał gorzko, choć od razu się za to zganił. Maciej nawet dla niego nie był już nikim obcym. Do samego szpitala nie odzywał się, na parkingu zahamował z fantazją i piskiem opon.

- Mogę państwu tylko serdecznie współczuć ale i... pogratulować - powiedział lekarz, kiedy skończyli formalną część rozmowy.
- Rzeczywiście jest czego gratulować - stwierdziła z przekąsem Marta. - My chcemy to dziecko przysposobić, pewnie po tej przygodzie nie będzie to takie proste. A poza tym...
- Dalej uważam, że jest czego. A w zasadzie kogo. Waszego syna
- A co, Mietek znów coś narozrabiał? - wyrwało się Romualdowi.
- Jeszcze nigdy - i mówię to z całą świadomością, nie spotkałem się z sytuacją, kiedy jeden brat, przyjaciel, obojętne, tak dba o drugiego. Żebyście państwo wiedzieli, jaki ja tu egzamin przeszedłem... Na medycynie bywały łatwiejsze w porównaniu z tym, co zrobił wasz syn.
- A właśnie, gdzie on jest? - ocknęła się Marta. Jakoś szybko zapomniała o Mietku, na początku nawet myślała, że to jego wina i nie chciałaby go w tym momencie widzieć na oczy...
- Państwo pozwolą ze mną - powiedział lekarz i podszedł do drzwi, pozwalając rodzicom wyjść pierwszym. Szli długimi korytarzami, by w końcu stanąć przed uchylonymi drzwiami. Sala była jednoosobowa, na wielkim białym łóżku leżał Maciej, obok, na krześle Mietek w białym kitlu, w rękach trzymając opakowanie jogurtu.
- No Maciora, jeszcze łyżeczka. Ta za Melanię, teraz jeszcze za panią Prosiaczkową - po czym odjął łyżkę od ust przyjaciela, wytarł mu usta, pocałował w policzek i odruchowo odwrócił się. W drzwiach stali rodzice, Melania i lekarz, patrząc w osłupieniu na łóżko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 13:09, 16 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 10:35, 16 Gru 2014    Temat postu:

Czy to ktoś jeszcze czyta?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
karpapa94
Debiutant



Dołączył: 22 Wrz 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 11:23, 16 Gru 2014    Temat postu:

TAK! Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolek001
Adept



Dołączył: 08 Cze 2011
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Wto 18:35, 16 Gru 2014    Temat postu:

Owszem Smile I sie podoba Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chmielna2
Adept



Dołączył: 11 Lis 2011
Posty: 20
Przeczytał: 10 tematów


PostWysłany: Wto 19:31, 16 Gru 2014    Temat postu:

tak, ja czytam wszystkie Twoje części od samego początku i bardzo proszę pisz dalej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
slave_ck
Debiutant



Dołączył: 21 Lis 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 21:30, 16 Gru 2014    Temat postu:

Ja też czytam, ale nie odzywam się jak mnie nie pytają Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 18 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin