Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hej gamle man!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 20:35, 10 Sie 2015    Temat postu: 86.

Radiowóz zahamował z piskiem i natychmiast wycofał się, gdy kierowca widział koziołkujące ze skarpy volvo. Samochód w ostatniej chwili uniknął zderzenia ze ścianą wlotu do tunelu, salwując się wjazdem na skarpę, z której wpadł, wykonując jeden pełny obrót. Z samochodu policyjnego momentalnie wyskoczyli mundurowi i podbiegli do auta, które zatrzymało się na jezdni, cudem unikając zderzenia z pojazdami wjeżdżającymi do tunelu.
- Kjel, do radia i wezwij pogotowie i posiłki, Gunnar i Thomas zamykają drogę, o właśnie, Kjel, powiedz im od razu, żeby zadzwonili do radia P4 Sztokholm, żeby nadali komunikat o objeździe. A ty, Arne, chodź ze mną - wydał dyspozycje szef patrolu. Dwaj policjanci natychmiast ruszyli w stronę volvo. Pierwsze, co dostrzegli, to zalaną krwią przed nią szybę.
- Ładna jatka - wzdrygnął się Arne. - Zdaje się, że będziemy gościa zdrapywać z tapicerki.
- Ty nie filozofuj tylko leć po jakąś brechę, to trzeba natychmiast otworzyć, może on żyje - powiedział ostrym głosem szef, Matti Beckström, wysoki, postawny blondyn. Niższy i szczuplejszy Arne natychmiast pobiegł spełnić polecenie.

Wyłamanie drzwi w samochodzie zajęło im niecałą minutę.
- Trzymaj go, by nie osunął się na ziemię - krzyknął Matti i z trzaskiem wyłamał zamek. Ale ciało nie osuwało się. Matti rzucił łom na trawę i w pierwszym odruchu chwycił za puls.
- On żyje - powiedział a w głosie była widoczna ulga. - Gdzie te cholery z pogotowia?
Jakby na zawołanie w szum samochodów wdarł się coraz głośniejszy dźwięk sygnału erki. Karetka wyloniła się zza sklepu ICA. Arne dał im znać ręką, choć nie było to konieczne; scena wypadku była aż nadto widoczna a wokół niej powiewała już niebieska taśma z napisem POLIS AVSPÄRRAT. Z karetki błyskawicznie wyskoczyło dwóch mężczyzn w zielonych uniformach.
- Mathias Beckström - przedstawił się Matti. - Jest tętno, gość jeszcze żyje.
Ratownicy po wstępnych oględzinach wyciągnęli nosze i ułożyli mężczyznę. Matti obserwował ciało a zwłaszcza dwie ciemne plamy - jedną na nodze, przewiązanej kawałkiem koszuli. Druga była na brzuchu na jakieś dwa palce pod żebrami. Nie wyglądało na to, aby którakolwiek z ran powstała w wyniku wypadku, mężczyzna nie był zakleszczony, nie miał możliwości rozwalić sobie niczego o przedmioty znajdujące się w samochodzie. Nie znal wcześniejszego przebiegu wypadków, nie mógł więc wyciągnąć żadnych wniosków.
- Stracił mnóstwo krwi - powiedział sanitariusz. Bierzemy go i to szybko.
- Podpisać interwencję - przypomniał Matti. Sanitariusz skrzywił się w teatralny sposób pokazując, co myśli o biurokracji w takich momentach, oddał długopis tak, że nie trafił w rękę Mattiego i spadł na trawę i biegiem, bez pożegnania, pobiegł do karetki. Następna, która dokończy formalności, właśnie podjechała.

Podwórze domu Magnusa zaroiło się od policjantów różnych stopni, część z nich była po cywilnemu. Dwóch z nich obiegło dom dokoła.
- Jak ten szczyl miał na imię?
- Magnus - odpowiedział inny funkcjonariusz, ten, który transportował chłopca do ośrodka kryzysowego.
- Magnus! Magnus! - rozległo się ze wszystkich stron. Ale wołanie pozostało bezowocne. Dwóch policjantów, z pistoletami w dłoniach, w charakterystyczny sposób weszło do wnętrza domu. Przeszukiwali metodycznie pomieszczenie po pomieszczeniu, w absolutnej ciszy, lecz bezskutecznie.
- Te schody to pewnie na strych? - zapytał jeden z nich.
- Tak.
- Wyważamy? - zapytał sprawdziwszy i upewniwszy się, że są zamknięte.
- Nie ma innego wyjścia - odpowiedział partner i trzasnął w pobliże klamki ciężkim, wojskowym butem. Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Na strychu również nie znaleźli żywej duszy.
- Nic tu po nas - stwierdził funkcjonariusz.
- Jedyny dobry uczynek, jaki zrobiliśmy to przewietrzyliśmy tu trochę...

Dowódca wziął radio, znalazł odpowiedni kanał i zaczął nadawać komunikat:
- Do wszystkich patroli dzielnicy: poszukiwany jest czternastoletni Magnus Nylander, wzrost około metr czterdzieści, krępy, ubrany... Jak był ubrany - zapytał cicho policjanta, który transportował Magnusa do ośrodka.
- On był w domu się przebrać...
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, siły policyjne szukające Magnusa uszczupliłyby się natychmiast o jedną osobę. Komendant nadał komunikat, powtórzył, nastawił radio na odbiór, kiwnął na innego starszego funkcjonariusza i poszli do ogrodu na tył domu. Wyciągnęli papierosy i zapalili.
- Nic więcej nie możemy zrobić - powiedział jeden z nich.
- Przecież ten facet, co miał go niby uprowadzić, uciekł samochodem - odpowiedział mu jego kompan. - Temu małemu już nic nie grozi.
- Może dostał szoku - powiedział ten pierwszy. - Czasem tak jest, zwłaszcza u dzieci i kobiet, choć i mężczyźni to również przezywają. Pamiętam taką jedną akcję w Södertalje...
- Cii.. - przerwał mu ten pierwszy.
- Bo?
Ale ten tylko wykonał gest kładąc palec na ustach.
- Słyszę, jakby ktoś oddychał. I to dość głośno.
- Chyba masz majaki. A skąd niby ten głos ma być?
- Zamknij się...
Zgasił papierosa, zamarł na chwilę nasłuchując a następnie podszedł do sporej pryzmy kompostu. Jeden rzut okiem wystarczył, by się zorientował.
- Magnus wyłaź stamtąd. Jesteś już bezpieczny.
Pryzma poruszyła się i wyłonił się z niej Magnus, cały powalany chwastami w różnym stopniu rozkładu.
- Jesteście panowie pewni?
Ale policjanci nie odpowiedzieli mu, śmiejąc się głośno i szczerze.

Szef, Knut Knutsen, popatrzył się krytycznie na chłopaka, który nie rozumiał tej wesołości, stał blady i przerażony.
- Już po wszystkim - powiedział. - Leć do domu, wykąp się i przebierz, w takim stanie nie można cię nigdzie zabrać. Dobrze się czujesz?
Magnus skinął głową.
- Może pójdzie tam ktoś z naszych? Dasz sobie radę?
- Tak proszę pana - odpowiedział, choć nie miałby nic przeciwko, gdyby ten starszy policjant o szczerej, mądrej twarzy poszedł wraz z nim, to sama przyjemność rozebrać się przed takim. Ale jak znał własne szczęście, i tak wybraliby kogo innego. Niech więc będzie jak jest.

Komendant Kalle Svensson i inspektor Bosse Haglund siedzieli w gabinecie szefa zapoznając się z rozwojem wypadków. Kalle, stary policyjny wyga, obawiał się, że tak ulgowo nie pójdzie. Teraz jednak musiał uznać wyższość optymizmu swojego podwładnego. "Żebym ja miał tyle wiary w człowieka co ci młodzi" - pomyślał i westchnął.
- Teraz wypadałoby pojechać do tego domku Malmgårda - zastanawiał się głośno Haglund. - Mój policyjny nos mówi mi, że nie będzie to wizyta stracona.
- A sprawę tego małego, jak mu tam, Nylandera? - upomniał się szef. - Zamykasz?
Bosse nie od razu odpowiedział. Była jedna rzecz, która gryzła od kiedy ją usłyszał.
- Chwileczkę, tylko coś sprawdzę.
Chwycił telefon leżący w zasięgu ręki, nawet nie pytając o pozwolenie. Wypadałoby, nie był przecież u siebie ale co tam... Otworzył gruby, czarny notes, z którym nigdy się nie rozstawał, przekartkował i, znalazłszy odpowiedni numer, wystukał.
- Tu inspektor Haglund, komenda miejska policji - przedstawił się rozmówcy. - Czy mogę rozmawiać w sprawie przewiezionego właśnie do was z wypadku drogowego Bertila Malmgårda?
Odczekał chwilę a następnie powtórzył kwestię.
- Miło mi. Proszę pani, ja miałbym do pani taką prośbę. Czy mogłaby pani z łaski swojej sprawdzić czy pacjent Malmgård ma wytatuowanego motylka nieco nad odbytem?
Komendant Kalle Svensson czuł, że powinien coś powiedzieć ale właśnie w tej chwili było to absolutnie niemożliwe. Z wytrzeszczonymi oczyma obserwował Bossego, który perorował ze swadą.
- Nie, nie robię sobie, jak to pani nazwała, jaj. To naprawdę bardzo poważne pytanie. I pd odpowiedzi na nie zależy wiele a nawet bardzo wiele.
Bosse dobrą chwilę poczekał na pielęgniarkę, wreszcie podziękował, życzył dobrego dnia i odłożył słuchawkę.
- Zamykam sprawę tego małego - odpowiedział uśmiechając się do wciąż osłupiałego szefa.

Gdy Bosse Haglund wjeżdżał na teren leśnej posesji Bertila Malmgårda, czekał już na niego radiowóz i dwójka policjantów.
- Gdzie reszta?
- Ryją w domu, ale najpierw powinieneś coś zobaczyć.
Przeszli przez podwórze, mijając stertę sosnowych bali. "Pewnie te, których korowanie markował ten dzielny chłopak" - pomyślał Bosse. Magnusa polubił, choć dalej uważał, że te opowiadania o seksie były ściemą. Mimo motylka na odbycie. Weszli do malej drewutni, ostatniego budynku, za którym był tylko las. Jeden z policjantów zapalił latarkę.
- Popatrz na to...
Podłoga, drewniane bale, sprzęty pokryte były plamami krwi. Bosse chwycił jeden z pniaków i wyniósł na światło dzienne, po czym przyglądał się podejrzliwie. Krew, wyglądała na ludzką, ale dość już naoglądał się krwi w życiu by nie odróżnić starej od świeżej. Ta nie wyglądała mu zbyt staro. "Gdyby posłać ją do badania, mógłbym zgarnąć dużą forsę, typując jego wynik" - pomyślał Bosse. Tymczasem z domu wyszli dwaj policjanci.
- Czysty - powiedzieli.
Bosse już szedł do samochodu, gdy przypomniał sobie, że obiecał Magnusowi, że zabierze stąd jego paszport. Nie ma sprawy, paszport nie jest dowodem w żadnej sprawie, spokojnie można mu go wydać. Ale gdzie go szukać? Normalni ludzie trzymają takie rzeczy biurkach czy szufladach, ale trudno Malmgårda nazwać normalnym człowiekiem. Otworzył barek w szafce i rzucił okiem na zawartość. Na wierzchu leżał paszport Magnusa. Nieco dalej - kolia, którą zrabowano zamordowanej i zgwałconej analnie dziewczynie w zeszłym roku. Zdjęcie tej kolii, jedynej na świecie, wykonanej na zamówienie, miał wciąż w głowie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 20:42, 10 Sie 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Pon 20:44, 10 Sie 2015    Temat postu:

hehe, Bertil to zwykły psychol. świadczy ta kolia. pewnie jak poszukają głębiej ma więcej 'pamiątek' ofiar. pewnie skończy w psychiatryku a nie w więzieniu Wink (1)

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez blask12345 dnia Pon 20:44, 10 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 20:54, 10 Sie 2015    Temat postu:

W Szwecji - prędzej w psychiatryku. Tam się uznaje, że morderca jest z założenia nie w pełni poczytalny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 21:09, 11 Sie 2015    Temat postu: 87.

"Czy może w końcu przestać padać? - pomyślał ze złością Kornel, wychodząc z zabytkowej siedziby swojego wydziału. Od dwóch dni padało non stop, zanosiło się na przedłużoną trzydniówkę. Jak rzadko, wychodził z pracy zadowolony. Jego dziekan się nie odezwał, co oznaczało, że jeśli będzie chciał wrócić do tematu jego prowadzenia, zaiste, jak w szkole podstawowej, to nie zrobi tego przed październikiem. "Hooray hooray it's a holi- holiday" - zanucił znaną z radia piosenkę, nawet nie wiedząc, kto ją wykonuje. Teraz będzie mógł skupić się na rozwiązaniu własnych spraw, przede wszystkim Miłosza. Po powrocie z Poznania raz usiłował się do niego dodzwonić ale bezskutecznie. Może dzisiaj powtórzyć? Kornel rozmyślał stojąc przy wejściu do budynku i czekał. Popatrzył na zegarek. "Gdzie ta taksówka"? - myślał ze złością klnąc pod nosem. W zasadzie nie powinien w tym stanie wychodzić z domu, jednak chciał zamknąć rok i mieć święty spokój. Wreszcie nadjechał biały volkswagen, chwycił kulę i dokuśtykał się do auta idąc na przełaj, przez kałuże, które ciężko by mu było w tym stanie ominąć.

Przejeżdżając przez plac Dominikański obserwował nielicznych przechodniów okutanych w płaszcze przeciwdeszczowe i wymachujących parasolkami w beznadziejnej walce z wiatrem. A jego właśnie dopadła chcica. Nie lubił tego słowa ale sam musiał przyznać, że nie było innego. Od czasu tamtego dnia na polanie nachodziła go coraz częściej. Gdy taksówka skręcała ze Ślężnej w Skwerową zastanawiał się nawet, czy robi dobrze, mógłby podjechać dalej, na Lipową do Miłosza. Pewnie nawet nie rozmawiałby zbyt wiele tylko od razu zabrał się do roboty. Gdy wysiadał z auta, zauważył u siebie erekcję. Ostatni raz erekcję tylko od myślenia miał chyba kilkanaście lat temu... No ale są wakacje, będzie mógł skoncentrować swoje wysiłki na uwodzeniu chłopaka. Bo nie na miłości, już sobie szczerze, przed lustrem odpowiedział, że go nie kocha. Kocha Magnusa, z którym z takich czy innych względów nie może być, ale to go specjalnie nie deprymowało. W literaturze jest cała masa takich niespełnionych związków, co prawda męsko-damskich, ale o męsko-męskich nie pisało się z innych powodów.

Mieszkanie powitało go łaszącym się Makaronem, zimną wodą w kranie i migającą czerwoną diodą na automatycznej sekretarce swojego telefonu. Kot miał pierwszeństwo, co do automatycznej sekretarki, Kornel zaczął stosować politykę, że nagrania nie znikają, skoro czekało tyle czasu, poczeka jeszcze dziesięć minut, a jak to jest coś super pilnego to zadzwoni jeszcze raz. Dlatego najpierw nakarmił i napoił Makarona, co z jego kłopotami ze schylaniem się zajęło mu trochę czasu i zabrało sił, następnie położył się na tapczan i postanowił uporać się z erekcją. Nie popełnił już tego błędu co tydzień temu, kiedy zaciekawiony kot zaczął polować na rękę drażniącą członka i najpierw wyprowadził Makarona z pokoju. Po orgazmie, silniejszym niż dotychczas przymknął oczy, zmęczenie z Poznania jeszcze dawało znać i kiedyś trzeba to było odespać. Gdy otworzył znów oczy, zegar wskazywał szóstą. Niemożliwe, by spał prawie cztery godziny... Wstał i poszedł do kuchni, bo zaczął już dokuczać mu głód. Przechodząc przez przedpokój zauważył migocącą ciągle lampkę automatycznej sekretarki. "Może czas by już to odebrać?" - pomyślał i zmobilizował się do odsłuchania urządzenia.

Po pierwszym przesłuchaniu niewiele z tego zrozumiał poza autoprezentacją Magnusa. Cofnął nagranie i odsłuchał je jeszcze raz. Teraz był w stanie wyodrębnić dwa głosy. Ten drugi, cichszy, ale wyraźny. "Nie ruszaj się, nie odwracaj, rób tylko to co ci każę" - po czym nastąpiło kilka sekund ciszy, głęboki oddech na pograniczu sapanie i połączenie się urywało. Jeśli Kornel miał jeszcze jakieś wątpliwości, trzecie przesłuchanie rozwiało je zupełnie. "I co teraz?" - zapytał siebie. Ostatni raz taką bezradność odczuwał na maturze z matematyki, kiedy nie mógł ruszyć zadania, które dałoby mu trójkę. Wtedy jakimś cudem się zmobilizował i rozwiązał to przeklęte zadanie a nawet, kiedy już napięcie opadło, jeszcze jedno i z matury wyszedł z twarzą czyli z czwórką. Ale teraz... Życie to nie szkoła, tam istniały wzory, które wystarczyło sobie przypomnieć, tu wzorów żadnych nie było. Zdruzgotany sięgnął po paczkę pall malli tylko po to, by oczyścić umysł, bo należało zacząć myśleć. Na razie czuł jak pod powiekami zbierały mu się łzy, ciężkie, gorące, chwilę później już turlały się w dół policzków. Jak na ironię włączone radio nadawało właśnie gorący hit na lato "Chłopaki nie płaczą". "Pieprzyć to" - wściekł się Kornel, starł łzy z twarzy, podszedł do radia i, na przekór sobie, zrobił głośniej.

Była już jedenasta, kiedy skończył użerać się z telefonem i próbą zamówienia biletu lotniczego do Sztokholmu. Najbliższy wolny lot był ósmego sierpnia. Mógł oczywiście jechać na Okęcie i liczyć na cud, ale w obecnym stanie było to niemożliwe. W ogóle zastanawiał się czy dobrze robi decydując się na tę podróż. Wymizerowany, o kulach, co on takiego zdziała w tym Sztokholmie? Jego znajomość miasta jest taka, co przeciętnego turysty, no, może trochę większa ale podczas swego stypendium mieszkał w Solna, na północy, tu, z tego co opowiadał Magnus, chodziło o dzielnice południowe. I jak będzie go szukał? Pójdzie na policję i co dalej? Będzie improwizował, pojedzie pod dom Magnusa, tam się czegoś dowie. Tyle że nie samochodem, na to nie ma sił, w jego obecnym stanie jakiekolwiek prowadzenie wozu jest wykluczone. Ale musi coś zrobić, nawet jeśli ma przyjechać z niczym. Wszystko można wybaczyć, błędy, pochopność w działaniu, nawet bezmyślność - ale nie bezczynność. Dobrze, że kupił dwukilogramową paczkę żarcia dla kota, Makaron również będzie musiał uzbroić się w cierpliwość. Jeszcze raz przeanalizował połączenia, pojedzie rano do Berlina a dalej nocnym pociągiem do Sztokholmu. Będzie się musiał zapożyczyć, podróż będzie go kosztowała blisko tysiąc marek, ale to go akurat najmniej obchodziło. Z zamykającymi się ze zmęczenia oczyma przeleciał jeszcze raz plan działania. Tak, nic więcej nie może zrobić. Nastawił budzik na szóstą, jego interregio odjeżdżało sześć po siódmej.

Obudził go ostry dzwonek do drzwi, który przemienił się w łomot. Kornel powiódł nieprzytomnym wzrokiem po pokoju. Budzik wskazywał za piętnaście szóstą.
- Zaraz! - odkrzyknął, chwycił kulę i poszedł otworzyć drzwi. Popatrzył jeszcze przez wizjer ale poza dwiema sylwetkami niewiele zobaczył, znów jakiś dowcipniś musiał zepsuć światło.
- Policja! - usłyszał i to obudziło go do reszty. Otworzył drzwi, przed którymi stało dwóch funkcjonariuszy w mundurach i służbowych pelerynach. Sądząc z kałuż, które zdążyły już się pojawić na lastrykowej podłodze, nie tylko nie przestało padać ale lało coraz mocniej.
- Dzień dobry - powiedział niższy z funkcjonariuszy. - pan jest właścicielem zielonego citroena, numer rejestracyjny WOY 3850?
- Tak, ja - odparł mechanicznie Kornel. - A o co chodzi? Źle zaparkowany? Panowie widzą, że obecnie raczej nie jeżdżę - powiedział podnosząc znacząco kulę.
- Pan się ubierze i zejdzie z nami - powiedział drugi z funkcjonariuszy. - Przykro nam że musimy pana w takim stanie fatygować, ale musi pan coś zobaczyć.
Kornel ubrał się, byle jak, zakładając dżinsy, te od Magnusa, na goły tyłek, z nerwów przyciął sobie jądro zamkiem błyskawicznym, co jeszcze mniej przyjaźnie usposobiło go do świata, deszczu i policji, po czym na tyle szybko, na ile szybko może poruszać się człowiek o kulach, zszedł za funkcjonariuszami.

Samochód parkował zawsze w miejscu niewidocznym od strony ulicy, przy płocie przedszkola na Skwerowej. Sąsiedzi wiedzieli, że to jego stałe miejsce i nikt go mnie zajmował. Kornel wiec nawet nie musiał sobie specjalnie przypominać, gdzie postawił auto. Jednak samochodu tam nie było. Już miał zapytać policjantów, ale ci szli dalej w kierunku jedynego przedwojennego domu w okolicy, który przetrwał Festung Breslau i komunistyczną urawniłowkę. Jego auto stało jakieś trzydzieści metrów od miejsca, w którym je postawił. Ktoś wymazał szyby sprayem i napisał gwoździem na drzwiach: "Pierdolony pedał". Chwilę później zauważył, że tylna szyba była cała w drzazgach.
- Pan domyśla się, kto to mógł zrobić? - zapytał niższy policjant.
- Skądże - odparł bezsilnie Kornel. - Przynajmniej nie w tej chwili.
- Czy pan zostawił samochód w tym miejscu? - dopytywał policjant.
- Ależ skądże, stał tam - pokazał ręką w stronę płotu od przedszkola.
- Cóż, będziemy musieli spisać protokół a resztę załatwi pan ze swoim ubezpieczycielem - powiedział niższy policjant. - Nie to, że się napraszamy, ale chyba w tym deszczu nie będziemy pracować? - zapytał wyższy policjant.
- No oczywiście że nie, chodźmy do mnie, zrobię panom jakiejś kawy - powiedział. Popatrzył na zegarek i już wiedział, że z jego wyjazdu do Sztokholmu nic nie wyjdzie, przynajmniej dzisiaj.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 0:42, 12 Sie 2015, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Wto 22:44, 11 Sie 2015    Temat postu:

strasznie nieprzyjemne sytuacje kiedy wie że coś się dzieje i nie można nic zrobić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 22:58, 11 Sie 2015    Temat postu:

Tak jak napisałem, bezsilność jest jednym z najgorszych uczuć. Człowiek jest stworzony do działania...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 22:59, 11 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 20:13, 12 Sie 2015    Temat postu: 88.

Blisko godzinę zajęło Kornelowi uporanie się z oklejeniem samochodu tak, aby wstydliwy napis nie był widoczny. Najpierw zamazał go pastą do zębów, korzystając z krótkiego okresu, kiedy nie padało. Jeszcze nie zdążył pójść do domu aby odnieść przyrządy i się umyć, znów lunęło i cała misterna robota profesora ściekała po drzwiach. Wściekły wrócił do domu, wywalił na stół zawartość szafki z narzędziami i znalazł szarą plastikową taśmę klejącą. Czekanie na kolejny suchy moment zajęło mu kolejna godzinę, w końcu koło południa mógł ogłosić względny sukces, taśma co prawda odchodziła gdzieniegdzie ale napis zasłaniała skutecznie. Teraz tylko zdążyć do warsztatu zanim odpadnie...

Ulica Rakowa znajduje się na Sołtysowicach i znana jest z tego, że są tam prawie same warsztaty samochodowe. Miejsce o tyle dobre, że jeśli czegoś nie załatwi się w jednym, zaraz czeka kilka następnych. Tyle, że patrząc z Krzyków to zupełnie z drugiej strony miasta i runda wstydu go nie ominie, tak czy siak. Dopiero teraz, przeciskając się przez zatłoczone centrum, miał czas na przemyślenie tego, co się właściwie stało. Pierwsze, co założył, to to, że nie było żadnej pomyłki i został zniszczony właściwy samochód. Do tego wniosku Konrad doszedł jeszcze zanim osiągnął dworzec główny, teraz pozostały dwie kwestie: kto i w jakim celu. Założył, że demolka powiązana była w jakimś stopniu z ostatnimi wydarzeniami, bójką nad Małym Stawem, problemami Miłosza, może nawet Magnusa, choć po krótkim namyśle, trwającym od dworca do księgarni Eureka, Magnusa wykluczył. Przejeżdżając niedaleko Instytutu Neofilologii pomyślał nawet o dziekanie, ale szybko odgonił tę myśl. Nie ten typ, on by go raczej załatwił służbowo, nie musiałby uciekać się do wandalizmu. Coś mu zaświtało na moment w głowie i zgasło.

"Autobusy zapłakane deszczem" - wdzięczyła się Maryla Rodowicz z radiowego głośnika. Właśnie minął go taki zapłakany autobus, puścił szprycę wody spod kół, tak że wdarła się do środka przez nieistniejącą szybę i ochlapała Kornelowi plecy. Kornel, zważywszy na nogę w gipsie jechał bardzo powoli i ostrożnie, co jakiś czas kierowcy jadący za nim klaksonem upominali się o przyśpieszenie. Mimo zakazu używania sygnałów dźwiękowych na terenie całego miasta. Stan samochodu swoją drogą ale to nie znaczy, że trzeba się wlec... Przejeżdżając Kochanowskiego przypomniał sobie, że można by w drodze powrotnej wpaść do Gierałta, może on coś wymyśli. Na razie śpieszyło mu się odstawić samochód żeby lokalni żule nie zdemolowali go jeszcze bardziej.

- Nieźle pana urządzili - powiedział właściciel warsztatu, skrupulatnie oglądając szkody. - To też ci sami? - zapytał pokazując na gips na nodze.
- Nie, to akurat wypadek, sto piśćdziesiąt kilometrów dalej.
Mechanik podszedł do karoserii, zdarł plaster i przeczytał napis. Kornel, jak to się mówi, mało się pod ziemię ze wstydu nie zapadł, ale mężnie patrzył w oczy samochodziarzowi, tęgiemu, jowialnemu mężczyźnie po pięćdziesiątce.
- Żeby jeszcze to prawda była... Ja wdowiec jestem, po ponad dwudziestu latach małżeństwa - powiedział na własne usprawiedliwienie. Właściciel warsztatu pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Panie, nie znasz pan chuliganów. Tu już różne rzeczy widziałem, i nawet fiuta wyrytego gwoździem. A za komuny, wyobraź pan sobie, jednemu z bonzów z PZPR ktoś wyrył wierszyk. "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści" - tak to szło. Pan się nie przejmuje. Bardziej niech pan dba o swoją nogę - wymownie popatrzył na gips Kornela. - Samochód rzecz nabyta, noga nie.
- Ile to będzie kosztować? -zapytał Kornel, kiedy wizyta zbliżała się ku końcowi.
- Wyklepanie karoserii, nowa szyba, lakierowanie - jakieś dwa tysiące nowych złotych.
Kornel nie zarabiał tyle na miesiąc, ale zamierzał dochodzić swojego w PZU. Ale zanim mu to oddadzą - i jeśli oddadzą - to trochę czasu minie. Dlatego grzecznie odmówił oferty wezwania taksówki przez właściciela warsztatu.
- Jakoś się dowlokę tramwajem - odparł, pożegnał się i niemrawo powlókł na przystanek tramwajowy, jednak szczęśliwy, że nikt nie pokazuje już palcem, ani jego ani jego auta, a właściciel zakładu okazał się porządnym człowiekiem.

W tramwaju wrócił do swoich rozważań, już na spokojnie i bez obaw, że ktoś mu wjedzie w tyłek. Czul podświadomie, ze gdzieś jest klucz do rozwiązania tej sprawy, jakaś rzecz albo wiadomość, którą on posiada. Ten prorektor z polibudy? Jak mu było, Jerzy Ryms? Nonsens. Kiedyś tam w przeszłości starli się, o Sabinę chodziło, ponoć była jego niespełnioną miłością, ale to już tyle lat temu... Prędzej ten dupek od bijatyki czegoś się dowiedział. Tylko jaki on miałby w tym interes? Ktoś mataczy w tej sprawie, to powiedział mu już Gierałt. Od tamtego się zaczęło..
- Proszę bilety do kontroli!
Nagle Kornel zdał sobie sprawę, że w tych nerwach nie kupił i nie skasował biletu. Odwykł już od komunikacji miejskiej, ale chyba nie na tyle by zapomnieć co się robi po wejściu do pojazdu? Będzie trzeba płacić karę... Kontroler stał nad nim, łypał groźnie okiem i patrzył jak Kornel nieporadnie zmaga się z portfelem.
- Płaci pan na miejscu czy kredytowy?
Kornel najchętniej zapłaciłby, ale nie miał gotówki. Słysząc to kontroler z wyraźnym zadowoleniem w głosie zażądał dowodu osobistego. Dopiero teraz Kornel zauważył, że saszetka z dowodem, prawem jazdy i kilkoma innymi rzeczami została w schowku samochodu.
- Nie mam dowodu, legitymacja służbowa może być?
- Może - burknął kontroler, wziął legitymację i zaczął ją przeglądać. - Profesor, widzicie go, a bez biletu jeździ - powiedział na głos. - Ładny pan daje przykład innym... - skończył i ze złośliwym uśmiechem wręczył mu wezwanie do zapłaty. Kornel czuł się pognębiony drugi raz tego samego dnia, i w obu przypadkach pretensje mógł mieć tylko i wyłącznie do siebie. Plus dodatkowe kłopoty, będzie musiał jechać na Rakową odebrać dowód. A najgorsze, że tylu ludzi stało wokoło, wszyscy widzieli w jakim stanie a nikt się za nim nie ujął. Gdzieś prysła solidarność międzyludzka, solidarność ze słabszymi. Kornel gotów był się założyć, że część z obserwujących scenkę ludzi odczuwała coś na kształt satysfakcji.

Brąz prześwitujący przez dziury jego skrzynki pocztowej na korytarzu świadczył, że przyszła do niego jakaś poczta. Szczęściem klucze od domu, od skrzynki i część dokumentów nosił w teczce, minęły go jeszcze większe tarapaty a nawet mógł odebrać korespondencję. Zawartość skrzynki stanowiła duża beżowa koperta typu manila ze starannie wykaligrafowanym jego własnym imieniem, nazwiskiem i dokładnym adresem wraz z kodem pocztowym. W takich kopertach dostawał często korespondencję służbową, jednak prawie nigdy nie przychodziła ona na adres domowy, a jeśli już, to na kopercie widniał adres nadawcy. Tu go nie było. Kornel z ciekawością obejrzał kopertę, wsunął ją pod pachę i ruszył po schodach. Mieszkał w budynku czteropiętrowym, na trzecim piętrze bez windy, co dziś wyjątkowo utrudniało mu powrót. Kilka razy gubił kopertę, raz spostrzegł się dopiero, gdy był już prawie pół piętra wyżej. Do domu wrócił zmęczony i niemal wściekły, nawet nie przywitał się z Makaronem, co było czymś w rodzaju rytuału. Nastawił ekspres do kawy, z kubkiem parującego płynu wszedł do salonu i wyczerpany niemal rzucił się na tapczan. Kopertę trzymał w ręku prawie jak trofeum.


Kornel rozciął górę koperty nożyczkami i z zaciekawieniem zanurkował ręką do środka. Po chwili z niebotycznym zdumieniem przypatrywał się własnemu zdjęciu. Był goły, jak go Bóg stworzył, ze stojącym fiutem. Chwilę trwało, zanim zorientował się, co trzyma w ręce. Drugim elementem przesyłki była kartka następującej treści:

Cieszymy się, że się podoba. Mamy tego dużo, dużo więcej. Jest kilka osób bardzo zainteresowanych tymi fotografiami. Z nami nie wygrasz. Już po tobie, pierdolony pedale.
Życzliwi.


Kornel potrzebował kilku minut, by opanować drżenie rąk i móc cokolwiek złapać w taki sposób, by to nie wypadło. Nagle poczuł ogromny ból głowy. Z reguły nie trzymał w domu żadnych tabletek, leczył się herbatą z mięty i lipy, był prawie żelaznego zdrowia i takie rzeczy jak grypy i przeziębienia się go nie imały. Przypomniał sobie, że dostał od lekarza w Poznaniu jakieś tabletki. Co prawda miał ich używać na nogi ale w końcu ból to ból. Tabletka istotnie pomogła i, nieco już spokojniejszy, zaczął przyglądać się wszystkim elementom przesyłki. Znaczek zwykły, za złotówkę, nic nadzwyczajnego. Ciekawszy był stempel, list wysłano przedwczoraj w Warszawie. Początkowo go to skołowało, ale szybko doszedł do wniosku, że to typowa zmyłka i pewnie ten list podróżował do stolicy w jeszcze jednej kopercie. Treść listu była pisana rapidografem bądź innym piórkiem kreślarskim przy użyciu szablonu pisma technicznego. Już sam ten fakt wskazywał na osobę, której zagadnienia techniki były nieobce, bo kto używa rapidografów? Architekci, inżynierowie, technicy. Znów ta sama myśl co wtedy, w samochodzie. Że to ktoś z tych kręgów. Przytknął na chwilę papier do nosa. Zapach jakby znajomy, charakterystyczny ale coś takiego już przeszło przez jego nos. Możliwe że to... Jak bardzo chciałby się w tej chwili mylić...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 0:18, 13 Sie 2015, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
arkosek
Debiutant



Dołączył: 01 Sty 2012
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Śro 20:48, 12 Sie 2015    Temat postu:

Zaczyna się robić "dramatycznie" ciekaw jestem co będzie dalej. Szkoda mi profesora.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 22:41, 12 Sie 2015    Temat postu:

Tak w ogóle powieść się kończy (może jeszcze 7-8 odcinków, może nawet mniej) wiec trzeba nieco podkręcić atmosferę. A co do profesora - cóż,. jeśli się wchodzi późno w zupełnie nieznany swiat, trzeba się liczyć z tym, że przyniesie rożne niespodzianki, niekoniecznie przyjemne. "Drogi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział..." Przecież Kornel miał wybór. Teraz tylko ponosi jego konsekwencje. Jak tak czasem obserwuję starszych gości w tej "branży", to profesorek to jeszcze małe piwo...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 18:26, 13 Sie 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Śro 23:34, 12 Sie 2015    Temat postu:

nieeeeeee, niech sie nie kończy! co będzie dalej? bez żadnych odcinków od ciebie Sad ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 23:43, 12 Sie 2015    Temat postu:

Dalej będę kończył trójkąt a w notesie jest już szkic II części Innych. Ale nie od razu, trochę przerwy się przyda.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 23:44, 12 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Śro 23:47, 12 Sie 2015    Temat postu:

chyba po 'Innych' trzeba będzie cie namówić na dalszy ciąg tego Smile to jest problem tych dobrych i lubianych pisarzy.....że czytelnicy proszą o wiecęj i żyć nie dają...jak Doyle Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 23:53, 12 Sie 2015    Temat postu:

Ty coś piłeś? To już prędzej Nędza nad rozlewiskiem...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Czw 0:04, 13 Sie 2015    Temat postu:

'lubianych' lepiej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 0:08, 13 Sie 2015    Temat postu:

no Smile
Dobra, wychodzi offtop i to jeszcze bez tematu Smile
idespać po obejrzeniu jednej Perseidy. Ponoć we Wrocławiu bylo ladnie widac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 27 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin