Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zabójczy trójkąt
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 19:06, 03 Maj 2011    Temat postu:

59.
Northampton

Ainslie Hughes i PC Muriel Tracey zapukały do drzwi niewielkiego domku na peryferiach Northampton, niedaleko wykotu na Coventry. Była to dzielnica, do której policja udawała się niechętnie, zamieszkała głównie przez element i imigrantów. Najczęściej pojawiano się tam z powodu awantur rodzinnych, bądź jakimiś wewnętrznymi porachunkami w gronie cudzoziemców. Policjanci tam operujący wręcz zmuszeni byli znać kilka zwrotów po portugalsku, polsku czy rosyjsku. Z reguły już z ulicy można było odróżnić taki dom od reszty - nieprane firanki, często przesiąknięte żółtą smołą papierosową, niekiedy nawet zasłonięte gazetami, nieskopany ogródek przydomowy, zabawki dziecięce przed domem - zwykle w takich domach bywała gromadka dzieci. Ten dom przynajmniej z wierzchu wyglądał inaczej. O tym, że może być zamieszkany przez Polaków świadczył napis POLSAT na antenie satelitarnej, która w rzucający się w oczy sposób była zainstalowana na elewacji. Po trzecim pukaniu drzwi otworzył zaspany, nieogolony młody człowiek w samych majtkach z ewidentnym wzwodem. Ainslie przedstawiła siebie i koleżankę.
- Niechże pan się ubierze, zanim zaczniemy rozmawiać.
- To panie poczekają chwilę. I tak przerwałyście mi jedną z najprzyjemniejszych czynności, jakie można robić w życiu - powiedział płynnie po angielsku, choć z obcym akcentem. Wrócił po chwili, odziany już o wiele kompletniej i wprowadził obie policjantki do kuchni.
- Ma pan gości? - zapytała Ainslie aby nawiązać jakąkolwiek rozmowę.
- E tam zaraz gości. Koleżanka przyszła.
- Pan sam mieszka w tym domu? - zapytała Muriel, rozglądając się ciekawie dokoła. Mieszkanie utrzymane było w przyzwoitym stanie, ale po wyglądzie samej kuchni trudno było cokolwiek powiedzieć o mieszkających tu osobach.
- E nie, tu mieszkamy różnie, od dwóch do dwunastu osób, w zależności od koniunktury na brytyjskim rynku pracy. Obecnie jest nas chyba ośmiu. Chyba - bo to trudno ustalić. Tu trafiają zwykle koledzy tych, którzy tu już mieszkają, zanim znajdą sobie coś nowego.
- Pan się w ogóle nazywa?
- Jacek Starzyk.
- Ma pan jakiś dokument?
- W tym problem, że nie. Paszport został wysłany do Home Office, może przyjść nawet po miesiącu.
- A dowód osobisty? W Polsce macie dowody - przytomnie zapytała Muriel. Brytyjczycy dowodów osobistych nie mają, choć planują ich wprowadzenie i ich zwolennicy najczęściej powołują się na pozytywne doświadczenia z Europy Środkowej, w tym polskie.
- No i w Polsce został.
- Jakikolwiek dokument potwierdzający pańskie personalia? Korespondencja? rachunki? karta bankowa?
- Nie mam karty bankowej, korzystam z konta mojej dziewczyny.
- Możemy z nią porozmawiać?
- Jest w pracy.
- Przecież sam pan mówił, że... - powiedziała Ainslie.
- No i? To nie jest moja dziewczyna. A co z nią robię to tylko moja sprawa.
- Ależ oczywiście - Ainslie powoli miała już dość tej rozmowy. - Pańską tożsamość potwierdzi - lub nie - Home Office. A teraz do rzeczy.
- Nareszcie...
- Czy mieszkają tu panowie Michał Mróz i Piotr Gapiński?
- Michał Mróz tak ale jest w pracy. Tamto drugie nazwisko pierwszy raz słyszę... choć nie. Ja to widziałem gdzieś napisane i to całkiem niedawno. Ale gdzie? Pewnie na jakimś liście. Tu przychodzi korespondencja do różnych osób, jak we wszystkich domach listonosz wrzuca ją przez otwór w drzwiach. czasem ją segreguję. To nazwisko pojawia się czasami, głównie jakieś listy z Polski i, sądząc po kopertach, rachunki. Raz była nawet paczka, ale nie odebrałem, listonosz zostawił awizo.
Ainslie wyjęła kilka zdjęć i okazała je mężczyźnie.
- Nie, tego faceta widzę pierwszy raz na oczy. Nawet jeśli zdjęcie jest zamazane. A ta blondyna? Nie wiem, może nawet z nią spałem, nie mam pamięci do kobiet. Ale wygląda dość znajomo. Zaraz... O ile wiem, mieszkała tu kilka dni.
- Kiedy?
- Jakieś pół roku temu. W listopadzie, ale mogę się mylić o miesiąc. Może koniec października, może początek grudnia...
- Wie pan coś o niej?
- Nic. Chyba miała na imię Alicja, o ile dobrze pamiętam.
Obie policjantki popatrzyły na siebie porozumiewawczo. Starzyk mógł mówić prawdę, jednak na pewno nie była to cała prawda i obie skłonne były założyć się, że jego wiedza jest o wiele większa.

W tym momencie usłyszeli chrobotanie klucza w zamku i w chwilę później w kuchni pojawił się młody mężczyzna. Zamienił ze Starzykiem kilka słów po polsku.
- Czy mogliby panowie teraz rozmawiać wyłącznie po angielsku?
- O ile wiem, angielski nawet w Anglii nie jest językiem urzędowym więc prośba pań jest co najmniej nie na miejscu - odpowiedział nowo przybyły. - A w ogóle co panie tu robią?
Podczas prezentacji okazało się, iż przybyszem jest wyczekiwany przez policjantki Michał Mróz.
- Nic nie wiem - powiedział, kiedy wyłuszczono mu sprawę. - Tak, to ja odbieram korespondencję Gapińskiego i zanoszę ją do pracy. Ale gdzie mieszka, nie wiem. On w ogóle często chyba zmienia mieszkania. Cóż, przykro słyszeć, że Szymon nie żyje, ale jeśli myślicie, że w tej chwili zaleję się łzami, to się panie grubo mylicie. To był wyjątkowy skurwiel.
- Czy dlatego, że kazał panu pracować?
- Nie. Dlatego, że Anglikom pozwalał się opieprzać a Polacy musieli za nich harować. Coś za coś: angielskie pieniądze - angielski stosunek do pracy. Ja tu nie przyjechałem do obozu pracy a zarobić pieniądze. A on zrobił z tego kołchoz. I gnębił nas za to, że jesteśmy Polakami.
Muriel, widząc, że rozmowa wymyka jej się spod kontroli i jest wciągana w typową imigracyjną wojenkę, szybko zmieniła temat, pokazując Mrozowi zdjęcia.
- Tak, to jest Gapiński a ta laska to dupa Izdebskiego. Wyjątkowo głupia kurwa. Zdaje się że feministka.
- Nie prosimy pana o komentarz a o rozpoznanie twarzy - lodowato wycedziła Muriel. - Czy ta pani tu mieszkała?
- Jak Izdebski był w Polsce. Głównie szukała przyjemności... no same panie wiedzą jakich. Żeby jej nie zarosła. Podobno Izdebski nie dość że miał krótkiego, to jeszcze rzadko mu stawał. Pocieszaliśmy koleżankę jak się dało.
Muriel powoli miała już dość tego cynika.
- Pośrednio jest pan uwikłany w zabójstwo Szymona Izdebskiego więc niech pan się liczy ze słowami.
- Zabić to gówno i iść za to siedzieć? Panie raczą żartować. Nawet splunąć w jego kierunku szkoda sił. Typowy gnojek, któremu się wydaje że został Anglikiem przez sam akt wyjazdu do Anglii.
- A pan kim jest, panie Mróz? - nie wytrzymała Muriel. - Cóż, zostanie pan formalnie przesłuchany i to za chwilę w komisariacie. A właśnie, czy panu jest coś wiadome w sprawie dysków ze stróżówki?
Muriel miała wrażenie, że Mróz lekko pobladł.
- Ja nic nie wiem - wycedził po chwili, zdecydowanie za długiej jak na szczerą odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 3:04, 04 Maj 2011, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 22:59, 03 Maj 2011    Temat postu:

60.
Nowy Sącz

Lekcje tego dnia wlokły się potwornie długo. Szymon zamiast uważać odliczał czas do końca, kiedy to spotka się z Kaśką, pójdą na dworzec, załadują się w pociąg i pojadą do Krakowa. Z Kaśką był od kilku tygodni i zamierzał trzymać się tej spódnicy ile się da. Była rezolutna, niegłupia i, co już zdążył stwierdzić, wyśmienita w łóżku, do tego stopnia, że o ile jeszcze do niedawna tęsknił do męskiego seksu, teraz przestał i zadowalał się tym, co ma. Jego rodzice nawet byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy, choć kiedy zaprosił Kaśkę do Nowego Targu mało nie doszło do wpadki, bo matka jednak zapowiedziała się na później. Wymownym wzrokiem obrzuciła rozchełstaną koszulę syna.
- Rozumiem, że jesteś dorosły. Ale uważaj przynajmniej...

W każdym razie czuł, że po raz pierwszy w swym osiemnastoletnim życiu jest na właściwych torach i nie zamierzał z nich zrezygnować. Zwłaszcza, że niedługo matura w renomowanym sądeckim liceum, studia i praca. Nie miał jeszcze co prawda konkretnego pomysłu na życie, choć wiedział, że najpewniej będzie to biały kołnierzyk: ekonomista, makler bądź coś z tej branży. Tylko jedno nieco mu przeszkadzało a w zasadzie jeden: Wojciech. Mimo, że to słowo między nimi nie padło, wiedział, że ten dziennikarz z Leszna jest w nim zakochany po uszy i chyba nie do końca bez wzajemności. Likwidując stare, gejowskie znajomości, tę zostawił z pełnym rozmysłem. Czy go kochał? Nie było jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Podczas ich spotkań co prawda do niczego nie dochodziło, ale po każdorazowym rozstaniu obraz tego może niezbyt pięknego ale za to błyskotliwego leszczynianina prześladował go przez kilka dni, a i korzystał z każdej okazji by z nim porozmawiać, poradzić się, po prostu pobyć.

- Izdebski, czy ty w ogóle rozumiesz co się do ciebie mówi? - wyrwał go z zamyślenia głos profesora. - Jeszcze nie ma końca roku, nie myśl, że ci się udało. Z takim nastawieniem skończysz jako handlarz kasetami porno na targowisku.
Na szczęście perorę nauczyciela przerwał dzwonek. Miał już przygotowaną odpowiedź choć, chyba na szczęście, nie zdążył jej wygłosić. Spakował plecak i ruszył na rynek, gdzie przed ratuszem miała czekać na niego Kaśka. Gdy przechodził przez Planty, nagle przy samym wyjściu na Jagiellońską z ławki podniósł się mężczyzna i ruszył w jego kierunku.
- No nareszcie - powiedział na przywitanie. Szymon poczuł lekki odpływ krwi z głowy.
- Nie znam pana, proszę mnie puścić - powiedział zdecydowanie.
Mężczyzna chwycił go za rękę powyżej łokcia i podprowadził do ławki. Szymon nie pomyślał, by się wyrwać, uciekać, krzyczeć, był zbyt sparaliżowany. Zwłaszcza, że mężczyzna dysponował sporą przewagą wzrostową i był o wiele bardziej wysportowany.
- A teraz słuchaj. Potrzebuję tysiąca. Do jutra. Nie dostanę - zobaczysz co się będzie działo.
- Co?
- Wszyscy się dowiedzą, kim jesteś. Rodzice, szkoła, zdaje się, że twoja dziewczyna bo masz taką.
Szymonowi zaczęła wracać przytomność umysłu. Rozpaczliwie myślał, jak się stąd wywinąć. Kaśka powinna iść też Plantami, niech już nadchodzi...
- A ja nagle odzyskam pamięć - wypalił. - Zdaje się, że jest w niej kilka szczegółów, które zainteresowałyby odpowiednie służby...
W tym samym momencie dostrzegł zbliżającą się w jego stronę grupę kolegów z klasy. Pomachał im przyjaźnie a gdy podeszli, po prostu wstał i poszedł dalej z nimi w stronę rynku. Tam już na szczęście czekała na niego Kaśka.
- Bierzemy taksówkę i jedziemy najpierw do ciebie. Później ci wszystko wytłumaczę - powiedział i już zaczął myśleć co powiedzieć. Kaśki byle kitem nie dało się zbyć. Starał się tylko nie dygotać ze strachu, bo to, że ten facet go w końcu znajdzie, było dla niego oczywiste.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 2:58, 04 Maj 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 3:31, 04 Maj 2011    Temat postu:

61.
King's Nympton, Bideford

Niby poranek jak co dzień, ale Rory nie miał tym razem wrażenia codziennej rutyny, ale zupełnie inne, które nie pasowało do starszego twardziela i cynika, za jakiego chciał uchodzić i jakiego dość skutecznie udawał przez długi okres czasu. Do tego posiadał naturalną, szkocką szorstkość, która została mu z czasów młodości, gdy mieszkał w Dumbarton i która w połączeniu z pozostałymi cechami budowała jego chropowaty wizerunek. Czuł resztki wina w głowie, więc wgramolił się pod prysznic. Wychodziwszy chwilę narcystycznie napawał się własnym widokiem w lustrze. Doszedł do wniosku, że ładnie się starzeje, ma jędrną skórę, płaski brzuch, okrągłe pośladki i całkiem ładnie mimo upływu lat prezentujące się to, co, jego zdaniem powinno było mu dać zdecydowanie więcej przyjemności. Mimo skurczu spowodowanego zimną wodą na niejednej i niejednym mógł jeszcze wywrzeć spore wrażenie. Dla zabawy pomachał nim we wszystkie strony, pogłaskał jądra po czym przywołał się do porządku. Mimo wolnego dnia postanowił jechać na komisariat. Rozmyślania poprzedniego dnia zaowocowały wykryciem najsłabszych punktów dochodzenia, postanowił więc uzupełnić to i owo. Zresztą na żaden odpoczynek nie miał ochoty.

Wychodząc z domu sprawdził wyświetlacz komórki. Nie zawierał żadnych wiadomości. Łudził się, że John zda mu relację z tego, co się dotychczas działo, nie tyle z przebiegu szukania dysku i śladów zabójcy lub zabójców - konsekwentnie uważał, że było ich kilku - ale przynajmniej zdradzi, jak przebiega współpraca z Wojciechem. Mijając Barnstaple zdał sobie sprawę, że nie musi się śpieszyć, nie zastanie w pracy nikogo poza durnowatą Pippą, dyżurnym i krawężnikami. Nawet Conway-Crapp miał wolne. Nie zastanie przy biurku zwalistej postaci w białej koszuli, nie będzie komu wcisnąć niewinnych, lecz podbudowanych lekką erotyką tekstów, nie będzie mógł lekko prowokować kolegi stając przed nim tak, aby nawet niechcący popatrzył na wydatne wybrzuszenie w spodniach. Nucąc pod nosem "We are detective" Thompson Twins dojechał pod komisariat w Bideford. W smutnym nastroju przystąpił do rutynowych czynności.

Sprawdzając skrzynkę mailową, natknął się na kolejny list od Home Office. Tym razem była to historia pracy Alicji Barańskiej. Zarejestrowała się po raz pierwszy w roku 2008, jako miejsce pracy wskazując sklep co-opu na wyspie St Mary's w archipelagu Isles of Scilly. Następnie pół roku później ubiegała się o rejestrację jako pracowniczka hotelu w Penzance. Na tym kończyła się jej oficjalna historia. Wyglądało na to, że nie podjęła żadnej pracy w Northampton, a jeśli już to bez rejestracji. Rory zastanawiał się, czy aby rejestrować się w kolejnej pracy musiała znów przechodzić przez procedurę Home Office. Przejrzał odpowiednią stronę internetową i okazało się, że niekoniecznie o ile pracowała co najmniej rok bez przerwy dłuższej niż miesiąc. Zaklął psiocząc na zbyt liberalną politykę poprzedniego rządu, po czym uzmysłowił sobie, że za Camerona jest taka sama, więc zaklął jeszcze raz.

Korzystając z wolnej niedzieli postanowił przejechać się do Penzance i zasięgnąć języka. Ktoś musi ją pamiętać. Nawet jeśli się niczego nie dowie, to przynajmniej miło spędzi dzień lub dwa. Już na odchodne rozejrzał się za seksem w tym najbardziej na południowy zachód wysuniętym mieście. Tam go raczej nikt nie rozpozna, więc jest dobra okazja, by sobie porządnie ulżyć. Znalazł jedną agencję towarzyską i saunę gejowską. W saunie jeszcze nie był, nawet zwykłej, postanowił więc sprawdzić jak to wygląda w rzeczywistości.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 3:51, 04 Maj 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 9:42, 04 Maj 2011    Temat postu:

62.
Trzebnica

Jeszcze nie osiągnęli pierwszego celu swej podróży, a już Wojciech miał tej wycieczki serdecznie dość. Po noclegu w motelu w okolicy Bielefeld wstali rano by pojawić się w Trzebnicy wczesnym popołudniem, odbyć rozmowę z doktorem i zaraz potem znaleźć jakiś nocleg. Plany zaczęły rozsypywać się już na berlińskim ringu, gdzie władowali się w trzygodzinny korek.
- Oni tak muszą? - irytował się John.
- No pewnie. Żeby nie jeździło się za szybko po tych ich cudownych autostradach. Chyba jedyne dobre, co słyszałem w angielskiej telewizji o Niemcach to bezkrytyczne pochwalne peany na cześć ich autostrad.
- Za mało w dupę dostali na wojnie...
Kiedy mijali granicę w Świecku była czwarta. Jechali przez lasy środkowego Nadodrza, z rzadka przerywane polami i wioskami. Wojciech miał niemal łzy w oczach. Lasy to element, którego mu brakowało w angielskim krajobrazie, gdzie coś, co w polskich warunkach ochrzczone byłoby zagajnikiem, tam urastało do rangi lasu obwarowanego wszelkimi szykanami.
- ja nie mówię, że Polska to raj, bo nim nigdy nie była i nigdy nie będzie. Momentami bliżej tu do piekła. Ale za te lasy dałbym się pokroić.
- Faktycznie spore. Wiesz, prawdę mówiąc, nigdy jeszcze nie byłem w takim prawdziwym lesie. Mały odpoczynek? - zasugerował John.
Rozprostowali kości, co kosztowało ich następne pół godziny. W Lesznie Wojciech poprosił Johna o wjechanie do miasta.
- Masz tu coś konkretnego?
- Zobaczy się. W tej dziurze mieszkałem dziesięć lat, znam tu kilka osób.
Zajechali na osiedle domków jednorodzinnych po zachodniej stronie miasta, przy drodze na Wschowę.
- Zatrzymaj się przed tym domem.
Samochód stanął, Wojciech zadzwonił do drzwi. Otworzył im starszy mężczyzna, który na sam widok Wojciecha uśmiechnął się i powitał się z nim jak ze starym przyjacielem. John obserwujący tę scenę z boku po ruchach i zachowaniu mężczyzny od razu poznał w nim kolegę po fachu. Konwersacja trwała dobrych dziesięć minut, podczas których John ciekawym wzrokiem przypatrywał się ulicy. Trochę drażniła go samowola budowlana, każdy dom zbudowany był inaczej i na inną modłę. Gdy już dał spokój domom, zastanawiał się, dlaczego rodzice pozwalają dzieciom spokojnie bawić się na ulicy. Takich tłumów dzieciaków biegających samopas nie widział w Anglii nawet podczas festynów i świąt publicznych.
- To był policjant? - zapytał, gdy Wojciech wrócił do samochodu.
- Tak, rzecznik prasowy tutejszej policji. Znam go jeszcze z dziennikarskich czasów. Nic nam nie obiecał, ale może coś uda się zrobić. Domyślam się, że najbardziej zależy nam na Alicji i Gapińskim. Poprosiłem go także o zorientowanie się, czy na rynkach nie pojawiła się jakaś większa partia podejrzanych laptopów a jeśli już to w jakich rejonach.
- No no... myślisz nawet prawidłowo. Ja bym miał do niego jeszcze trochę pytań...
- Nie tak od razu, nie bądźmy zachłanni. Poza tym Szymon miał już brytyjskie obywatelstwo, policja polska w jego przypadku nic nie musi.

Gdy dojechali przed willę doktora, było już w pół do ósmej.
- Wojciech?
- Pan doktor...
Rzucili się sobie na szyję i obściskiwali ponad minutę. Johnowi lekko piknęło serce z zazdrości. Między nimi muszą być chyba jakieś specjalne więzy - pomyślał, choć jego myśli od razu pobiegły w inną stronę. Ale mimo całej serdeczności scena nie przypominała w niczym spotkania kochanków.
- Wyjdź z tego samochodu - zawołał Wojciech. - Nasz gospodarz mówi po niemiecku, na szczęście będzie jakiś wspólny język.
John niemieckiego uczył się od szkoły podstawowej i nie zaniedbał tego aż do teraz. Był jedynym uczniem w swojej klasie, który naukę traktował serio i nie malował swastyk na zeszycie. Później zapisał się na kurs dla średnio zaawansowanych i ukończył go z wyróżnieniem. Kilka godzin temu miał po raz pierwszy w życiu sprawdzić rzeczywistą wartość swej wiedzy i był całkiem zadowolony. Nie zawsze rozumiał Niemców, zwłaszcza gdy mówili szybko i dialektem, ale oni go rozumieli, poza tym docierał do niego sens wszystkich napisów i komunikatów.
- Also, meine geliebten Würmchen, darf ich euch herzlich zu mir einladen...
Robaczki przybierają formę międzynarodową - pomyślał Wojciech. Weszli do kuchni. Wojciech zauważył, że dla doktora czas zatrzymał się w miejscu. Nie przybył żaden nowy element, na stole stały dalej te same zdjęcia żony doktora i Maćka. John był już nieco w temacie, Wojciech opowiedział mu po drodze skróconą historię ich znajomości.
- To twój nowy chłopak? - zapytał doktor po polsku, gdy już siedzieli przy stole przy herbacie, zbyt mocnej jak na przyzwyczajenia Johna, no i oczywiście bez mleka.
- Nie, skądże... to policjant. Prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa Szymona...
Doktor pobladł. Po chwili milczenia Wojciech wytłumaczył mu na czym polega ich misja i co spodziewają się osiągnąć w Polsce.
- Nawet mi nie mów, jak to przeżywasz. Chyba po raz pierwszy nie wiem, co dla ciebie zrobić... A co do Szymona, ostatnio dostałem od niego kartkę na Wielkanoc.
Ma szczęście - pomyślał Wojciech, który nie tylko nie dostał od niego kartki ale nawet życzeń esemesem. Ale to było tak w stylu Szymona, że niespecjalnie się zdziwił.
- Dzwonił do mnie jakiś miesiąc temu, opowiadał o swych kłopotach z dziewczyną. Chyba wiesz, że było już źle między nimi?
- Panie doktorze, ja przez rok nie poruszałem tego tematu. Nie chciałem. Każde słowo na ten temat rozszarpywało moje wewnętrzne rany... Ja w ogóle nie przyjmowałem do wiadomości, że on z nią jest. Po prostu umówiłem się sam z sobą, że na razie muszę pozwolić mu na to, modląc się, aby to się szybko skończyło.

Wojciech powiedział to po niemiecku. W tym momencie poczuł wręcz fizycznie wzrok Johna na sobie. Nie tylko wzrok, całą osobę. Niechętnie spojrzał w jego kierunku. Trochę się zapędził z tą szczerością, która była naturalna w stosunku do doktora, ale nie na zewnątrz.
- So war's... Chyba nie ma powodu tego ukrywać.
- Szymon miał podejrzenia, że Alicja prowadzi z nim nieczystą grę, choć nigdy jej na tym nie złapał. Domyślał się i miał pośrednie dowody. Na początku byli w sobie euforycznie zakochani, podobno wszystko zmieniło się, gdy przyjechał w listopadzie na dwa tygodnie do Polski. Dalej sobie wmawiał, że są w szczęśliwym związku, choć ona nie była już taka szczera, wylewna i spontaniczna wobec niego jak wcześniej. Ocknął się dopiero w marcu, zadzwonił do mnie i przeprowadziliśmy długą rozmowę. Zastanawiał się, czy nie wrócić mimo wszystko do ciebie, bez oglądania się na to, jak zostanie to przyjęte. Zresztą mieszkacie w innych miastach, mało kto by się zorientował. Mówił jeszcze, że ma pewne konkretne podejrzenia w stosunku do Alicji ale nie tłumaczył mi o co chodzi, tłumacząc, że to zbyt zawiłe, a i tak nie znam osób dramatu.
- Boże, co ja zrobiłem... - Wojciech ukrył głowę w rękach a po chwili zaczął płakać nie zważając na towarzystwo.
- Nie zmienisz już tego - powiedział John. - Po prostu wyciągnij wnioski. Mam wrażenie, że ty ciągle uciekasz. Przed wszystkim i wszystkimi, przed problemami.
- No ale na nas już czas - przerwał rozmowę Wojciech. - My musimy jeszcze znaleźć jakiś hotel, już dziewiąta...
- Chyba nie myślisz, że was stąd puszczę do rana, robaczki. Kolacja i spać.
- Tak, ale gdzie?
- W pokoju Maćka, to chyba oczywiste.
- Ale tam jest jedno łóżko...
- Starczy. Idę wam pościelić. Bez dyskusji.

John poinformowany o sposobie spędzenia nocy z początku nie odezwał się ani słowem. Nie naciskał też - co zdziwiło Wojciecha - na szybki odwrót i poszukiwanie hotelu. Korzystając z chwili lekkiego rozgardiaszu Wojciech wpadł jak burza do pokoju Maćka, gdzie doktor właśnie oblekał pościel.
- Panie doktorze, przegiął pan i to zdrowo...
- Nie. Wiem co robię - odpowiedział spokojnie. - Na dobrą sprawę mógłbyś spać u mnie w pokoju ale... jeszcze raz mi zaufaj.
- Przecież to zwykły gliniarz jest. Nawet nie wiem, czy gej, mogę się jedynie domyślać.
- Ja nie muszę. Wy wszyscy macie coś wspólnego. Nie wiem co ale ten czynnik jest i przynajmniej dla mnie jest zauważalny.
- No i? Nawet jeśli, to ja do niego nic...
- Ej, robaczku, do Szymona ty też nic, pamiętasz? I po kilkunastu minutach kochaliście się w łóżku Macieja...
- Skąd pan wie?
- Bo prałem waszą pościel. I nie tylko.
- To była nasza pierwsza noc razem...
- No i cieszę się. Co prawda wolałbym aby w tym łóżku cnotę tracił mój syn, ale to i tak było dobre rozwiązanie.
- Które pośrednio doprowadziło do tego, że tu jesteśmy...
- Na to nie masz wpływu. I nie rób sobie wyrzutów sumienia. Już i tak dużo dałeś z siebie, że czekałeś na niego rok. Powiem ci, obserwowałem wtedy tego Anglika. Zrobiło to na nim mocne wrażenie. Wszystko jest na dobrej drodze.
- Nawet jeśli, to czy jest sens to przyśpieszać?
- A kto od razu każe wam coś robić? No ale dość tego gadania, macie się wyspać. A ja muszę rano wstać, aby wam zrobić jakieś śniadanie.
- Niech się pan nie trudzi, zjemy coś na mieście albo przy drodze.
- Już zapomniałeś polskiej gościnności? Nie zrzędź. A poza tym wasza wizyta jest również dla mnie bardzo ważna. No nie marudź, idź się kąpać.

Wojciech przysunął się tak blisko ściany jak tylko mógł. Łóżko było szerokie, toteż między nim a Johnem był co najmniej trzydziestocentymetrowy odstęp. Mimo, że zaczął go morzyć sen, bał się poruszyć, leżał jak sparaliżowany. Bał się nawet głośno oddychać, mimo że właśnie teraz zaczęła go męczyć astma. John w przeciwieństwie do niego nie zastygł nieruchomo, od czasu do czasu zmieniając pozycję. Po jakiejś godzinie Wojciech zauważył, że dystans między nimi się zmniejszył, aż w pewnym momencie poczuł fizyczny kontakt. Początkowo bryła, która go dotykała była sztywna, jednak po jakimś czasie zaczęła wprawiać się w lekkie rytmiczne, charakterystyczne dla wiadomej czynności drganie. Wojciech poczuł nagły silny napad żądzy, jednak bał się zdradzić choć ruchem, że nie śpi. Trwało to jakiś czas, aż wreszcie bryła przy nim wydała kilka głośniejszych oddechów, po czym uspokoiła się a następnie znów zaczęła głośniej oddychać, tym razem w sposób charakterystyczny dla snu. Wojciech poczuł nagły silny ból jąder. Nie zastanawiał się, czy doktor będzie oglądał prześcieradło czy nie. Kilkoma ruchami doprowadził się do ekstazy, a jej wynik zdumiał go obfitością. Wtedy poczuł na karku rękę Johna...

- Steht doch auf, ihr Faulenzer... Es ist schon neun Uhr, das Frühstück wird bald kalt... - usłyszał nad sobą. Otworzył oczy. Leżeli przytuleni do siebie, a nad nimi górowała sylwetka złośliwie ale i szczęśliwie uśmiechniętego doktora.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 10:15, 04 Maj 2011, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 22:17, 04 Maj 2011    Temat postu:

Nic dodać nic ująć, po prostu majstersztyk.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 7:21, 05 Maj 2011    Temat postu:

63.
Northampton

Odprawa w gabinecie superintendenta Kena Caseya była krótka.
- Wy dziewczyny robicie dalej przesłuchania, a Sweeney zajmuje się mieszkaniem Alicji i Wojciecha. Komenda w Bideford, która nadzoruje dochodzenie w sprawie zabójstwa, dzwoniła dziś rano i pytała o to co udało się już nam ustalić. Słowo daję, gdybym zeznał do protokołu co im powiedziałem, to poszedłbym siedzieć na dwa lata za wprowadzanie w błąd organów ścigania. Bierzcie się w końcu do roboty.
Rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Casey rozmawiał z kimś krótko i ze sposobu prowadzenia tej rozmowy a zwłaszcza z uniżonego tonu wynikało, że dzwoni ktoś ważny a sprawa nie jest bynajmniej błaha.
- Cóż, zdaje się, że chyba tylko we dwie popracujecie. Dostałem dość kategoryczną sugestię, by zawiesić Chesneya Sweeney. Jeszcze nie wiem co narozrabiał, za dwie godziny mam dywanik...

Mały pokój przesłuchań na komisariacie był wypełniony po brzegi. Mężczyzna, którego wezwano na przesłuchanie, miał może dwadzieścia pięć lat. Na jego twarzy malowały się trudy ostatnich dni, kiedy to zawieszono go w pracy i skierowano do postępowania dyscyplinarnego. Podkrążone oczy, blada cera, trzęsące się ręce. Obok niego tłumaczka i adwokat
- Mogę zapalić?
- Nie, komisariat jest miejscem dla niepalących - odpowiedziała Ainslie. Włączyła magnetofon kasetowy, rozpakowała i włożyła czystą taśmę po czym po uruchomieniu nagrywania podała tradycyjną formułę czyli miejsce przesłuchania, godzinę i skład pokoju.
- Czy potwierdza pan swoje personalia?
- Tak, nazywam się Jan Cymanek, mieszkam w Northampton, mam polskie obywatelstwo i jestem pracownikiem... to znaczy do niedawna byłem pracownikiem magazynu.
- Formalnie jeszcze pan jest. W jaki sposób pan znalazł tę pracę?
- A czy to takie istotne?
Adwokat przez tłumaczkę przekazał coś po cichu przesłuchiwanemu.
- Przez agencję pośrednictwa pracy Blue Arrow.
- Czy była to pana pierwsza praca w Anglii? - zapytała Muriel, choć z dossier przesłanego przez Home Office wynikało, że nie.
- Nie, pracowałem jako ochroniarz w kompleksie handlowym Grosvenor. Mam odpowiednie uprawnienia, poza tym zrobiłem kurs, który pozwala mi na tę pracę również na terenie Wielkiej Brytanii.
- Ile pan tam zarabiał?
- Dwieście osiemdziesiąt funtów tygodniowo.
- A tutaj?
- Dwieście dwadzieścia.
- Dlaczego więc pan zmienił pracę?
Cymanek milczał. Po wyrazie twarzy widział, że myśli. Wreszcie odpowiedział.
- To nie tak, jak panie myślą. Na samym początku gdy przyjechaliśmy do Northampton, większość znalazła zatrudnienie w magazynie, niestety, nie każdego przyjęli lub starczyło miejsca. Toteż każdy zatrudnił się gdzie się dało a jednocześnie trzymaliśmy rękę na pulsie.
- Dlaczego tak panom zależało by pracować razem?
Cymanek poprosił o przerwę na wyraźny gest adwokata, po czym po konsultacji powiedział:
- Odmawiam odpowiedzi na to pytanie.
- A nie było tak - zapytała Muriel - że już na początku założyliście, że coś zmalujecie? Szukaliście tylko odpowiedniej okazji, by się połączyć i zacząć działać, oczywiście w miarę możliwości. Odszedł pan z Grosvenora z bardzo dobrym referencjami, by podjąć pracę, na której tracił pan co najmniej dwieście pięćdziesiąt funtów miesięcznie? Pan wybaczy, ale to nie wytrzymuje krytyki.
- Proszę mojemu klientowi nie narzucać odpowiedzi - odezwał się adwokat. - Klient wyraźnie nie chce odpowiedzieć a wasza interpretacja to wasza sprawa. Ewentualnie sąd oceni czy słuszna czy nie.
- Kto był odpowiedzialny za kontrolę zapisu z kamer CCTV i sprzęt?
- Szef zmiany. Jednak obraz z kamery oglądaliśmy wszyscy, było to z ramach naszych obowiązków. W momencie dostrzeżenia czegoś podejrzanego mieliśmy obowiązek zawiadomić menadżera magazynu bądź któregokolwiek z brygadzistów i razem podjąć interwencję.
- Czy kiedykolwiek zobaczył pan w kamerze coś podejrzanego?
Cymanek poprosił o konsultację z adwokatem i przesłuchanie przerwano na piętnaście minut. Po powrocie pytanie padło jeszcze raz, przy czym przesłuchiwany milczał.
- Czy zdarzyło się panu interweniować?
- Nie.
Następnie padło kilka pytań, na które odpowiedzią było milczenie. Cymanek uśmiechnął się pod wąsem. Był już kilkakrotnie przesłuchiwany na policji w Polsce, jednak nigdy mu się nie zdarzyło, by tak bezkarnie mógł wymigać się od odpowiedzi.
- Czy pan Izdebski wiedział o jakichkolwiek nieprawidłowościach?
- Podejrzewał. Wpadał do stróżówki, węszył, mówił, że coś się mu nie zgadza. Później już przestał. Ale nic więcej nie powiem na ten temat.
- Czy wie pan, gdzie mieszka Piotr Gapiński?
Znów milczenie.
- Czy zdaje pan sobie sprawę, że to, co pan robi w tej chwili jest ukrywaniem podejrzanego o zabójstwo? A jednocześnie współuczestnictwo w przestępstwie?
Adwokat wykonał znudzony gest ręką, po czym zapytał policjantek:
- Czy pan Gapiński ma formalnie postawione zarzuty?
- Nie.
- Czy jest formalnie poszukiwany jako domniemany sprawca zabójstwa?
- Nie. Jako osoba podejrzana w sprawie.
- W takim razie to zwykła insynuacja. Proszę dalej.
Dalsze przesłuchanie nie przyniosło niczego sensacyjnego. Ustalono, że Cymanek jako sprawca zabójstwa zdecydowanie odpadał, zakończono przesłuchanie a policjantki opisały kasety i pożegnały towarzystwo z nadzieją, że pozostałe przesłuchania okażą się bardziej owocne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 7:24, 05 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 20:41, 05 Maj 2011    Temat postu:

Następna część to pobyt w Polsce? Niecierpliwie czekam na więcej.
Pozdrawiam Cię Wojciechu... Sorry chciałem napisać Homowy, ale jakoś za bardzo Cię z nim utożsamiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 20:46, 05 Maj 2011    Temat postu:

Ej, teraz mam trochę roboty i nie wiem kiedy to rzucę na klawiaturę. Następna to powinny być wyczyny Rory'ego w Penzance Smile

A co do utożsamiania - to może po części wina Gry szwajcarskiej, gdzie od biedy można mnie było utożsamiać. Tu raczej do utożsamiania z kimkolwiek bardziej nadaje się Szymon, którego nader słusznie ukatrupiłem Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 21:00, 05 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 1:53, 06 Maj 2011    Temat postu:

64.
Penzance

Penzance jest szczególnie położone wśród wszystkich miast brytyjskich. Usytuowane na końcu Półwyspu Kornwalijskiego, jest ono jednocześnie najbardziej wysunięte na południowy zachód. Tu się wszystko kończy - albo zaczyna, prawie wszystko tu jest ostatnie lub pierwsze w Anglii. Oby dotyczyło to też dochodzenia - westchnął Rory, klucząc samochodem po uliczkach miasta i rozpaczliwie szukając miejsca do zaparkowania. Przed udaniem się do hotelu pragnął rozprostować nieco kości, a to miasto służyło mu od kiedy pojawił się tu pierwszy raz. Tu też odniósł swój największy sukces policyjny, łapiąc we współpracy z policją kornwalijską siatkę przemytników narkotyków w szaleńczym pościgu na Land's End. Działali w siedemnastowiecznym stylu, korzystając z wybitnie nieprzyjaznej, klifowej linii brzegowej.

Uśmiechnął się do wspomnień i w końcu wcisnąwszy swoje auto między dwa równie nieprawidłowo zaparkowane samochody, ruszył w stronę morza. Mimo upalnego południa lekka bryza chłodziła przyjemnie ciało, toteż popadł w nastrój prawie urlopowy. W tym momencie zadzwonił telefon. Dzwonił John z krótką relacją z dotychczasowego pobytu.
- To pokrywałoby się z ustaleniami kolegów w Midlands - odpowiedział po usłyszeniu o ostatnim roku Alicji. - Jak i moment rozpoczęcia kradzieży. Ale to ciągle mało, mało, mało... Skubiemy indyka po piórku. A jak tam twoje podboje?
- Pewnie skuteczniejsze niż twoje. Spaliśmy już w jednym łóżku...
- O, gratulacje. I jak było?
- Ciasno.
- Nie mów, że ty nic...
- Nie, mówię ci.
- To jego trzeba fizycznie położyć na tobie by do czegoś doszło? W ostateczności mogę pomóc, choć na odwrót to ja się nie piszę...
- Wypchaj się.

Hotel znajdował się w Newlyn przy drodze prowadzącej na koniec Anglii. Już z zewnątrz wynikało, że służy do przyjmowania lepszych gości, na pewno nie jest przyjazny dla studentów z plecakiem czy innych życiowych luzaków. Wszedł do portierni.
- Pan sobie życzy? - zapytała ze snobistycznym akcentem recepcjonistka. Rory przedstawił się.
- Chciałbym porozmawiać z kierownikiem obiektu, jeśli jest osiągalny. Ewentualnie z kimś, kto go zastępuje.
Widząc wystraszoną minę recepcjonistki, dodał:
- Nie, nie przyszedłem tu węszyć, aresztować, nic z tych rzeczy. Interesuje mnie jedna z waszych byłych pracownic, pani Alicja Barańska.
- A, Alicia - rozchmurzyła się kobieta. - A tak, pracowała tu, była pokojówką. Bardzo miła i skromna dziewczyna, Polka, nie taka wywłoka jak te... no wie pan, lafiryndy.
Rory uśmiechnął się, wydawało mu się, że słowo "strumpet" odeszło do niebytu wraz z epoką wiktoriańską.
- A wie pani może dlaczego odeszła?
Recepcjonistka popatrzyła uważnie dokoła po czym mówiła tonem o wiele bardziej konfidencjonalnym.
- Wie pan, tak naprawdę to nam nie wolno udzielać żadnych informacji. Niech nie daj Boże ktoś usłyszy. Ale różnie się mówi. Jedni mówią, że chciała tu złapać męża, ale się nie udało. Inni słyszeli, że kradła w pokojach. Nie można jej było nic udowodnić, toteż dostała tak zwaną dobrą radę od kierownika. Jeszcze inni słyszeli, że podobno złapała jakiegoś faceta w Midlands. Przez internet miała go poznać. Ja nie wiem jak siedząc przed komputerem można poznać chłopa... Ale ja już starsza jestem. A co takiego pani Alicja zrobiła?
- W sumie nic. Jej chłopak nie żyje.
- Przykro mi... ja lubiłam Alicię, jak tu ją nazywaliśmy. Nie sądzę, żeby kradła. I podobno chłopaka też miała, tyle, że wie pan, on tu nie mieszkał. Ale sporo o nim opowiadała i pokazywała nawet ich zdjęcie.
- Pamięta pani, co mówiła?
- Niewiele. Tylko że na imię miał Piotr...
Rory'emu zabrakło na chwilę oddechu.
- Jest pani tego pewna?
Ale nie doczekał się odpowiedzi gdyż z drzwi obok wyszedł elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku i Rory bezbłędnie rozpoznał w nim kierownika obiektu. Przedstawiwszy się wyłuszczył cel wizyty.
- Przejdźmy może do restauracji, nie będziemy przecież rozmawiać w hallu. A wydaje się, że mam coś w tej sprawie do powiedzenia.

Przeszli do eleganckiej sali restauracyjnej, pustej o tej porze. Kierownik gestem przywołał kelnera. Podszedł młody postawny chłopak, solidnej budowy choć nie gruby a po prostu dobrze zbudowany. Śnieżnobiałą koszula leżała idealnie na ciele, w ogóle każdy szczegół był idealnie dopasowany. Rory poczuł delikatne ukłucie u nasady członka, niezawodny znak aprobaty dla aparycji spotkanej osoby.
- Piwo? Woda mineralna?
- Prowadzę, może małą kawę z mlekiem i butelkę San Pellegrino proszę.
- Wie pan - kontynuował kierownik, kiedy napoje pojawiły się na stole - to co panu powiem jest nieoficjalne i opiera się na przypuszczeniach. Ale mieliśmy sygnały, że z pokoju gości giną cenne rzeczy. Żaden nie zgłosił sprawy na policję, wie pan, tu bywają głównie osoby, dla których strata wielkości dwustu funtów jest tym czym dla pana zgubienie zapalniczki. Natomiast takie rzeczy prędzej czy później wyciekną. Nie prowadzę tu klasztoru, jak u konkurencji, moja obsługa może rozmawiać z gośćmi nie tylko na temat czystej pościeli, to i niejedno usłyszy. To najczęściej yuppies, którzy przyjeżdżają wyrwać się od swych żon na ekstra wrażenia, Amerykanie też z tych kręgów. Cóż, mamy ceny nie dla każdego. Ale i oferujemy odpowiedni standard.
Rory pomyślał, że zabrzmiało to jak ze sloganu w prospekcie.
- Ale w skład tego - ciągnął dyrektor - wchodzi również nieposzlakowana obsługa. Zwalniam każdego, co do którego mam choć cień podejrzeń. A o pani Alicji słyszałem dwa razy, za każdym razem z innego źródła.
- Czy jest panu coś wiadomo o prywatnym życiu Alicji?
- Niewiele. Miała chłopaka, to na pewno.
Rory okazał zdjęcie Gapińskiego.
- Niewyraźne... ale podobieństwo jest. Całkiem możliwe, że to on. Zresztą panie inspektorze, to było prawie dwa lata temu, tyle twarzy w międzyczasie się przewinęło...
- A coś pan wie o polskim życiu Alicji?
- Też tyle co nic. Pochodziła zdaje się z południa Polski, ale mnie nie interesują zagraniczne adresy. Tu mieszkała w naszym budynku na tyłach hotelu.
- Jaka była reakcja pani Alicji gdy dowiedziała się, że traci pracę?
- Właśnie to mnie zdziwiło. Jakby na to czekała. Powiedziała, że ona i tak miała złożyć na dniach wypowiedzenie. I z jej tonu wywnioskowałem, że chyba mówi prawdę.
- Jeszcze jedno pytanie. Wystawił jej pan referencje?
- Nie. Wystarczającą nagrodą dla niej było, że puściłem ją wolno i bez smrodu. Zresztą, była bardzo popularna wśród gości i naszej ekipy, lepiej, że nie było szoku.
Kelner zebrał naczynia i butelki, pożegnał się z dyrektorem i okazawszy zdjęcie Gapińskiego recepcjonistce, która bardziej zdecydowanie niż kierownik stwierdziła, że to właśnie ta osoba, opuścił hotel.

Sauna znajdowała się blisko centrum i była otwarta od osiemnastej. Rory, który nigdy nie był w tego typu przybytku, wszedł z pewną tremą, uiścił opłatę, pobrał ręcznik i poszedł do szatni. Obok rozbierał się młody chłopak, na oko dwudziestoletni, szczupły szatyn. Rory pomyślał, że nie miałby nic przeciw, żeby się z nim pobawić, choć zupełnie nie znał zwyczajów, jakie tu panują. Dlatego rozebrawszy się i obwiązawszy ręcznikiem poszedł najpierw na zwiady. Sauna nie była już pusta, tu i ówdzie napotykał osoby w różnym wieku. W jacuzzi dwóch mężczyzn zabawiało się wzajemnie członkami, co było widać i pod wodą. Przeszedł do sali kinowej. Kilkoro mężczyzn leżało na skórzanych sofach i wpatrywało się w film, jawnie się przy tym onanizując. Nagle do jednego z nich podszedł młody chłopak i bez pytania bezceremonialnie złapał go za członka. Tamten nie protestował. Rory, dość zmieszany poszedł po wąskich, stromych schodach na górę. Był tam dark room, a obok pomieszczenie ze slingiem i kanapą. Na slingu leżał jakiś brodaty facet w pozycji zachęcającej do natychmiastowej konsumpcji seksualnej. naprzeciw pokoju były kabiny, do których wchodziło się tyłem, frontowa ściana ozdobiona była otworami na wysokości bioder. Z jednej z takich dziur smętnie zwisał sporej wielkości fiut.

Rory skrzywił się. Owszem, lubił też chłopaków, lubił seks i wiele w tym seksie, ale nie taki otwarty i wyuzdany. Czuł się co najmniej ambiwalentnie. Z jednej strony wiałby stąd najchętniej gdzie pieprz rośnie, z drugiej czuł narastające podniecenie, nie zaspokajane przez nikogo już od kilku miesięcy. Zszedł na pierwsze piętro, zdjął ręcznik i, tchórzliwie oglądając się na boki, wszedł do kabiny łaźni parowej. Było w niej prawie idealnie ciemno a gorąca siwa para wdziewała się we wszystkie otwory i gryzła w oczy. W tym momencie poczuł, że ktoś go łapie za członka. Wilgotną, prawie mokrą ręką.
- Ale masz pałę... No już, odpręż się...
Rory z początku wzdrygnął się; odwykł już od tego by przemawiano do niego właśnie w taki sposób. Jednak z coraz mniejszymi oporami poddał się pieszczotom. Był idealnie niewidoczny, sam też nie widział mężczyzny, który skończył się bawić jego członkiem a przyklęknął i zaczął go łapczywie ssać. Świadom ryzyka Rory chciał się wyrwać, po czym zdał sobie sprawę, że to co tu robi jest równie niebezpieczne co z dziwkami z agencji.
- Chodź, pójdziemy do kabiny - wyszeptał mężczyzna. Rory wymruczał słowo aprobaty, wymacał ręcznik na ścianie i już okryty wyszedł pierwszy obserwując mężczyznę za sobą. W tej chwili poczuł, że robi mu się słabo. Za nim stał kelner, który trzy godziny wcześniej obsługiwał go w hotelu i który na pewno wiedział, że Rory jest policjantem.

Cholera, trzeba mieć pecha żeby na trzech mężczyzn, których dziś poznałem jednego spotkać dwukrotnie i to w takich okolicznościach. Ale jeśli się powiedziało A... Tym bardziej, że facet mu się niesamowicie podobał a i on sam, rozpoznawszy Rory'ego nie tylko nie zrejterował ale uśmiechnął się zalotnie.
- Jestem tu zupełnie prywatnie i nic nie widziałeś - powiedział szeptem Rory, kiedy już znaleźli się w kabinie.
- No ja też wolałbym, żeby nikt nie wiedział - odpowiedział chłopak. - Bywam tu bardzo rzadko i tylko w godzinach, kiedy tu jest prawie pusto. Zresztą ja nie mieszkam w Penzance a w Redruth, mogą mnie ewentualnie rozpoznać tylko ludzie związani z hotelem. A pan mi się spodobał już w hotelu - powiedział zabierając się za członka. - Pan jest jeszcze bardziej atrakcyjny bez ubrania...

W różnych układach i konfiguracjach zrobili to sześć razy. Dobrali się idealnie, działali wzajemnie na siebie bez zarzutu i w sposób, z jakim Rory jeszcze się nie spotkał. Na pożegnanie wręczył chłopakowi numer komórki, ale nie tej, której używał na co dzień, ale drugiej, w systemie pay and go, której numer znali bardzo nieliczni. Chyba tylko dziś poznany facet wiedział, że właścicielem tego numeru jest policjant.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 1:57, 06 Maj 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 16:09, 07 Maj 2011    Temat postu:

65.
Opole, Mańczok

- Kiedy ten koszmar się skończy - wzdychał Wojciech, gdy przejeżdżali z Johnem przez Wrocław. Znał to miasto dobrze, spędził w nim młodość i dzieciństwo, jednak tak rozryte jak obecnie, nigdy nie było. Szybko skojarzył to z przygotowaniami do mistrzostw Europy i zastanawiał się, jak drogowcy skończą na czas. Wydawał Johnowi polecenia oparte na intuicji i znajomości miasta co skończyło się długim kluczeniem po mieście. Wreszcie ulga, dotarli na Powstańców Śląskich i już bez większych trudności kierowali się w stronę autostrady. Poza ściśle technicznymi sprawami nie rozmawiali prawie wcale, Wojciech czuł się niezręcznie po nocy spędzonej wbrew woli w łóżku z Johnem. Ten zaś miał nieodgadniony wyraz twarzy. Wojciech próbował go rozszyfrować, ale na próżno. Gdy już wjeżdżali na autostradę, zaczęło padać.

Byli już na wysokości Brzegu, kiedy John zapytał tonem, który wzbudził u Wojciecha lekkie zaniepokojenie:
- Jest tu w pobliżu jakieś duże miasto?
- Tak, Opole, a dlaczego?
- Ile mil?
- Będzie jakieś dwadzieścia pięć. A dlaczego pytasz?
- Tak na wszelki wypadek. Na razie jedziemy.
- Stało się coś?
- Później ci powiem. Muszę to dokładnie przemyśleć.
Wojciech zdziwił się nieco bo to on był odpowiedzialny za trasę wyjazdu, on znał kraj i w dużej mierze decydował, co mają robić. A mieli zajechać do Nowego Targu a następnie do Nowego Sącza i Strzyżowa. Jakieś pięć godzin jazdy. Poza tym zauważył, że John jest bardziej spięty niż zwykle, podenerwowany. Czyżby też nocą w Trzebnicy? Ale chyba nie, rano, gdy obudzili się przytuleni do siebie, zareagował jak najbardziej normalnie, w dobrych humorach zjedli śniadanie u doktora a John przysiągł mu, że jeżeli zdążą wcześniej, to wpadną na nocleg w drodze powrotnej. Czym zresztą zaskoczył Wojciecha w stopniu całkowitym.
- Daleko jeszcze to Opole?
- Jakieś dziesięć mil. Czy możesz powiedzieć, o co chodzi?
- Chyba będę musiał. Ale to jak dojedziemy. Na razie zjedziemy do miasta. Znasz je?
- Tak z grubsza. Centrum nawet nieźle i główne wyjazdówki.
- Starczy.

Zatrzymali się na parkingu strzeżonym w pobliżu centrum. Po opuszczeniu auta John stał się nagle o wiele bardziej rozmowny.
- Znajdź jakąś dobrą knajpę, zjemy obiad. I tam powiem ci, o co chodzi.
- A więc słuchaj i się nie denerwuj - powiedział, gdy już usiedli w restauracji i zamówili obiad. John napraszał się o typowo polskie potrawy, toteż Wojciech wybrał flaki i schabowy z kapustą. Był ciekawy zwłaszcza tego pierwszego, schabowy w podobnej formie znany jest również w Anglii, zwłaszcza w swej drobiowej wersji.
- Teraz słuchaj. Jesteśmy śledzeni. Nie wiem czy od Anglii ale od Niemiec na pewno a już na sto procent od Bielefeld. Perfidnie, dwoma samochodami. Jeden to niebieski opel astra, drugi to volkswagen golf. Robią to bardzo inteligentnie, trudno było mi się na początku w tym połapać. Dopiero w tej plątaninie dróg we Wrocławiu pozbyłem się ostatnich wątpliwości.
- Jesteś pewny?
- Na sto procent. Na tym rondzie Reagana, gdzie się pogubiliśmy i byliśmy dwa razy, oni też. Dalej, dobrze wiedzą, jak jedziemy, dokąd i mniej więcej co będziemy robić. Byli w Trzebnicy, mogę ci nawet powiedzieć, gdzie spali. Najprostszy wniosek - mamy w samochodzie założony podsłuch. Nie wiem jaki i na jaką odległość działa. A założyć podsłuch nie jest trudno. Moim zdaniem zrobili to podczas naszego noclegu w Niemczech.

Wojciech z miejsca stracił apetyt i tylko patrzył jak John ze smakiem pałaszuje flaki. Był ciekaw, czy wie, co je ale na wszelki wypadek go nie informował, już nieraz widział dziwne reakcje w takich momentach.
- Masz jakiś pomysł?
- Masz tu w pobliżu jakichś znajomych? Rodzinę, kogokolwiek, gdzie moglibyśmy się zatrzymać? I którzy ewentualnie mogliby nam użyczyć samochodu? Albo podrzucić do wypożyczalni?
- Tak, dwadzieścia mil stąd. Ale czekaj, ty chcesz tam pojechać naszym autem jeśli podsłuch jest w środku?
- Nie, komunikacją publiczną. Chyba jakieś autobusy tam chodzą?
- No właśnie nie. Pięć mil przez las od najbliższej stacji kolejowej. To jest leśniczówka.
- Ile by kosztowała taksówka?
- Jakieś czterdzieści funtów. Tylko obawiam się, czy kierowca będzie chciał jechać przez las... Grozi urwaniem resorów.
- To niech podjedzie najbliżej jak się da. Kończymy obiad i jedziemy. Tu zaraz widziałem postój taksówek. Nie oglądaj się na boki, nie próbuj nikogo rozpoznać, zachowuj się naturalnie.

Opuścili restaurację i wsiedli do najbliższej taksówki.
- Mańczok prosimy.
- Zwariowałeś pan? jak ja panu tam dojadę po tych wertepach? Kały najwyżej. Później panowie sobie dojdą.
Wojciech przetłumaczył odpowiedź kierowcy na angielski.
- Jeszcze lepiej. W takim razie powiedz mu, aby zapytał przez radio, kto nas tam zawiezie. I umówił się z nim na przesiadkę.
Kierowca choć niechętnie dał się przekonać do pomysłu. Po przesiadce na nowym osiedlu ruszyli w stronę wylotówki na Kluczbork.
- Wygląda, że mamy trochę wolnego od naszych przyjaciół.

- Tak, mamy takie auto, którego nikt nie używa i mogę wam je nawet pożyczyć na kilka dni - powiedział leśniczy, kiedy po serdecznych przywitaniach i sutym obiedzie siedzieli przy stole i wyłuszczali powód niecodziennej wizyty. Dla Wojciecha był to bardzo delikatny temat, rodzina o jego orientacji wiedziała bardzo niewiele i sprawę należało przedstawić w sposób możliwie okrojony, ograniczając się tylko do najważniejszych faktów.

John wszedł do garażu a następnie z przerażeniem w oczach oglądał samochód.
- Ja mam tym jechać? O cholera...
Przed nim stał czerwony maluch.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 16:42, 07 Maj 2011, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 16:23, 09 Maj 2011    Temat postu:

66.
Nowy Targ

Janusz kilka razy dziennie nerwowo zaglądał na Internet, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi od Wojciecha. Na próżno. Albo właściciel bloga porzucił go, albo nie wyraził żadnego zainteresowania wpisem. Gorączkowo zastanawiał się, co w takiej sytuacji ma robić. Od śmierci syna minął już tydzień i czas najwyższy byłoby rozwiązać sprawę pogrzebu. Zupełnie nie wiedział jak się do tego zabrać, czy w Polsce istnieją jakiekolwiek firmy zajmujące się tego typu sprawami. Logiczne było, że powinno się to robić w dwóch państwach naraz, ale jak?

Postanowił zatem udać się do firmy pogrzebowej. Tam dowiedział się, że albo może jej zlecić wszelkie pełnomocnictwa i formalności albo załatwić sprawę przez konsulat brytyjski w Londynie. A jest tego niemało. Jan zdecydował się za koszmarne pieniądze zlecić sprawę firmie pogrzebowej. Wszystko szło dobrze do czasu, kiedy okazało się, że przyczyną śmierci było zabójstwo.
- My to nazywamy "zwłokami prokuratorskimi" - powiedziała beznamiętnie urzędniczka. - W takim razie potrzebne są dodatkowe dokumenty, które musi wydać koroner w Wielkiej Brytanii. Takich spraw nie załatwiamy.

Janusz wzdrygnął się w momencie, kiedy nazwała jego syna zwłokami. Zaraz później wściekły opuści zakład pogrzebowy. Próbował szczęścia u konkurencji, oni również umyli ręce. Wróciwszy do domu przejrzał wszystkie możliwe artykuły na internecie, również bezskutecznie. Jedynym możliwym wyjściem wydawało się wyjechać do Anglii i próbować tam załatwić sprawę samodzielnie. Może któryś z kolegów Szymona będzie chętny do pomocy? Nie znał ich, choć doskonale wiedział, gdzie syn mieszka, był u niego kilka razy, znaleźć miejsce pracy też nie będzie ciężko, policja powinna mu w tym pomóc. I powinni dysponować jakimś tłumaczem, przy takich tłumach Polaków powinni miej więcej wiedzieć co robić. Toteż ze stron pogrzebowych przeszedł do firm lotniczych i zamówił bilet do Anglii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 20:54, 09 Maj 2011    Temat postu:

John wszedł do garażu a następnie z przerażeniem w oczach oglądał samochód.
- Ja mam tym jechać? O cholera...
Przed nim stał czerwony maluch.

Dobre.........
Pozdrawiam i czekam na następne części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 11:13, 10 Maj 2011    Temat postu:

67.
Bideford

Po powrocie z wyjątkowo udanego prywatnie i mniej służbowo wyjazdu do Penzance Rory w gabinecie szefa referował dotychczasowe wyniki dochodzenia.
- Masz jakiś meldunek z Polski? - z obawą w głosie zapytał Neil Conway-Crapp.
- Z wczoraj. Niewiele się dowiedzieli, choć coś jest. Niestety od wczoraj popołudnia jakby wpadli w czarną dziurę. Zupełny brak łączności, nie wiadomo gdzie są, co się z nimi dzieje...
- Eh, bo najgorzej to z amatorami. John nie dość że działa na obcym terytorium, to jeszcze ciągnie za sobą cywila, zupełnie niezorientowanego w pracy i metodach policji.
Rory przerwał mu.
- Tak źle to nie jest, Wojciech to inteligentne bydlę. Moim zdaniem stanowią doskonale dobraną parę i dadzą sobie radę.
Neil uśmiechnął się.
- Co dobrego może wyniknąć z puszczenia dwóch samotnych gejów samopas do miejsca oddalonego o tysiąc pięćset kilometrów? Tego się obawiam najbardziej, że zamiast zająć się szukaniem dysków, bardziej zajmą się sobą i swoimi siusiakami. Nie zrozum mnie źle, jestem za tolerancją i tak dalej. Z ciężkim sercem zgodziłem się na zatrudnienie geja, długo mnie do tego przekonywano i nawet posunięto się do szantażyku. Jednak z perspektywy czasu uważam, że to był bardzo dobry ruch, John jest świetnym i oddanym pracownikiem. Tylko broń Boże mu tego nie powtarzaj... Ale tutaj ryzyko jest aż za bardzo oczywiste. Jest młody, samotny i jeżeli ten Wojciech jest rzeczywiście wart zachodu...
- Jest, bez dwóch zdań. Ale John jest służbistą...
- Obyś miał rację. Teraz twoja wizyta w Penzance.
Rory zdał sprawę ze służbowej części wyjazdu na kres Anglii, pomijając oczywiście atrakcyjnego kelnera.
- Wychodzi na to, że Alicja może być częścią przestępczej grupy, która przyjechała do Anglii na gościnne występy. Gapińskiego znała już od dawna, prawdopodobnie jeszcze z pobytu w Polsce i, mimo że los rzucił ją tam gdzie diabeł mówi dobranoc, już stamtąd planowali jakieś akcje. Mogło być tak, że rozwijali działalność w dwóch miejscach i w odpowiednim czasie zdecydowali się na jedno z nich. Alicja z premedytacją szukała znajomych przez internet właśnie w Northampton. Kiedy trafiła się jej grubsza ryba, szef wydziału firmy, w której Gapiński pracował, i wtedy rzuciła na szalę wszelkie siły, by go zdobyć. Oczywiście to tylko hipoteza, równie dobrze mogą być niewinni jak rosa o poranku.
- Tylko wtedy wracamy do punktu wyjścia. Przynajmniej w sprawie Alicji. Natomiast Gapiński dalej jest unurzany po same łokcie - powiedział Rory. - Nawet, jeśli znajdziemy dysk, nawet, jeśli są tam nagrania kompromitujące jego i jego kolegów, nie jest to dowodem ani nawet poszlaką w sprawie zabójstwa - wyraził wątpliwość superintendent. - Żaden sąd nie uzna takich argumentów. To, że kradli, nie oznacza jednocześnie, że zamordowali. Jedyne, co będziemy mieli z dopadnięcia Gapińskiego i Alicji, to ustalenie ich alibi, a i to nie jest takie pewne. Dalej zostaje sprawa motywu.
- Mam wrażenie, że coś pominęliśmy albo coś zrobiliśmy nie do końca tak - zastanawiał się głośno Rory. - Jeszcze dziś skontaktuję się z Northampton i poproszę ich o wyniki dotychczasowego dochodzenia. Mieli przesłuchać pracowników magazynu i stróżówki. Teraz nic nie wysiedzimy.

W momencie, gdy Conway opuszczał pokój nagrań, Rory poczuł charakterystyczne wibrowanie w kieszeni. Z miejsca zgadł, że odezwał się drugi, tajny telefon komórkowy. Gdy szef zamknął za sobą drzwi, odczekał kilka sekund, a gdy kroki na korytarzu wyraźnie oddalały się, wyjął telefon i przeczytał wiadomość. Brzmiała ona: "Chcę z panem porozmawiać ale prywatnie. W firmie aż huczy. Spotkamy się?"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 11:16, 10 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 5:55, 11 Maj 2011    Temat postu:

Hmm... Akcja coraz bardziej się rozkręca. A w następnej części pojawi się pewnie mój ulubiony czerwony maluch. Dzięki Homowy za następny odcinek i tradycyjnie oczekuje więcej. Pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 9:23, 11 Maj 2011    Temat postu:

68.
Mańczok

Siedzieli na tarasie usytuowanym na tyłach leśniczówki pijąc piwo. Przed nimi Były tylko zabudowania gospodarskie, małe poletko i ściana lasu. Rodzina Wojciecha nie bardzo chciała się pogodzić z kilkugodzinną wizytą siostrzeńca i kuzyna.
- Wujek, jesteśmy tu służbowo i zupełnie niespodziewanie. Już w ogóle pomijam co ja tu robię, powinienem właśnie spędzać urlop w zachodnim Devonie z moim najlepszym przyjacielem.
- Ty babę sobie wreszcie znajdź. Już i tak na starość zdziwaczałeś, jeszcze chwilę a pomyślę, że jesteś pederastą.
Wojciech dawno przywykł do takich uwag. Kiedyś w tym miejscu gorąco protestował, co nie zawsze się dobrze kończyło. Później zauważył, że takie aluzje najlepiej puścić mimo uszu i nie podejmować rękawicy. Tak postąpił i tym razem. Ciotka zapowiedziała kolację za półtorej godziny, co Wojciech wykorzystał do urwania się na chwilę stęsknionej rodzince. Od ich obiadu w Opolu nie mieli nawet chwili, by przeprowadzić jakąś rozmowę. Ubrali się nieco bardziej turystycznie, korzystając z zasobów szafy gospodarzy i poszli do lasu. Nie sami jednak, towarzyszył im Maciek, młodszy kuzyn. Wojciech nie protestował, Maćka poinformował o swojej orientacji gdy ten miał dziewięć lat, dokładnie w przeddzień stanu wojennego.
- Aleś faceta poderwał, szacunek - powiedział Maciej gdy tylko opuścili dom i czekali na Johna, który zamarudził w łazience.
- Faceta to ja właśnie straciłem. I jeśli cokolwiek robię teraz to wyłącznie dla niego.
- Wojtek, obudź się, on nie wstanie. Ty zawsze jesteś taki.... no... krok do tyłu. Otwórz oczy i rozejrzyj się wokół siebie. Dalej nie musisz. Przecież ten Anglik wyraźnie coś do ciebie czuje.
- To aż tak widać?
- Wtajemniczony dostrzeże.

W tym momencie na ganku pojawił się John i we trójkę weszli do lasu. Maciej z angielskim radził sobie całkiem dobrze, toteż John, gdy było trzeba, zwracał się bezpośrednio do niego.
- Weź wytłumacz swoim rodzicom, że nie jesteśmy bezpiecznymi gośćmi. Co prawda po drodze nikt nas nie śledził, ale cholera wie, jaką niespodziankę jeszcze nam przygotowali. Przed chwilą sprawdziłem nasze plecaki pod kątem jakichś urządzeń identyfikacyjnych i na szczęście nic nie znalazłem.
- Bo oni wcale nie będą tu was szukać - odezwał się Maciej. - I nawet nie na parkingu w Opolu. Mniej więcej wiedzą dokąd jedziecie i założę się, że czatują gdzieś przy autostradzie. Albo nawet na zakopiance. W odpowiednim momencie was przechwycą.
- Mówisz nawet sensownie - przerwał mu John - ale skąd u nich niby ta pewność, że jedziemy właśnie do Nowego Targu?
- Bo jednym z możliwych a nawet prawdopodobnych miejsc ukrycia dysku jest mieszkanie ojca a dawne Szymona - odpowiedział pewnym głosem Maciek. - Alicja wcale nie musiała znać polskiego adresu Szymona, jak też Szymon wcale nie musiał mieszkać z ojcem.
- W ostatnim okresie swojego życia mieszkał u dziadków w Nowym Sączu - wtrącił Wojciech. - Tam akurat trafimy przez jego kuzyna.
- Tym bardziej. Włóczą się za wami, bo chcą dotrzeć do miejsca zdeponowania dysku.
John, któremu nagle zabrakło partnerów do konsultacji, włączył się ochoczo do rozmowy.
- Za duże znaczenie przypisujecie temu dyskowi lub dyskom. Jest inna możliwość, o wiele moim zdaniem, bardziej prawdopodobna - jeśli któreś z nich jest faktycznie zabójcą, może chodzić o dojście do osoby, która dysponuje jakimiś informacjami. Wiem, że nie powinienem chlapać językiem, ale tym razem muszę to zrobić, jeśli mamy do czegoś dojść. Otóż bardzo sceptycznie podchodzimy do tego, że motywem zabójstwa jest wiedza Szymona o kradzieży w firmie. Dla stu laptopów nie morduje się człowieka w tak wyrafinowany sposób. Oczywiście to też jest prawdopodobne. Moim zdaniem tam mieszka osoba, dzięki której wykrycie sprawcy zabójstwa i poznanie motywu jest w ogóle możliwe. Może chodzić też o jakiś dowód rzeczowy, nawet przesłany przez Wojciecha, przy czym to niekoniecznie musi być dysk. Fakt, że splądrowano mieszkanie Wojciecha i ten, że mamy od kilku dni ogon, jest wymowny.
- Skąd założenie, że ta osoba mieszka na Sądecczyźnie? - zapytał Maciek.
- Bo nigdzie indziej - pośpieszył z wyjaśnieniami Wojciech. - Mogła być jeszcze Trzebnica, ale odpadła. Szymon nie miał większych kontaktów z resztą Polski, może poza okolicami Leszna i Piły. Powiedzmy, że miał tam kogoś, kto mu się podobał jako facet, dawno temu, jeszcze w dwudziestym wieku. Odpada. Mieszkając przez rok z Alicją musiał jej powiedzieć coś o swoich znajomych. O ile wiem, nie byli razem w Polsce, stąd Alicja, nawet wiedząc o istnieniu bliskich przyjaciół, niekoniecznie musiała wiedzieć, gdzie mieszkają. Jeszcze mniej Gapiński.
- A ten zboczeniec?
- Cóż, jego nie udało się na razie namierzyć. Co prawda badanie podanych przez Wojciecha personaliów nie wypadło do końca negatywnie, ten człowiek rzeczywiście przebywał w Wielkiej Brytanii, jednak nic więcej o nim nie wiemy. Chyba, że Wojciech sobie przypomni coś jeszcze. I wtedy nabierze sensu ciągłe jeżdżenie za nim i śledzenie go...
- Po co? Chyba tylko żeby mnie ukatrupić.
- Toteż właśnie...
John zatrzymał się i gestem zastopował Maćka i Wojciecha. Widać było, że intensywnie myśli.
- Nie, to jest jednak bez sensu...

Rozmowa utknęła tak nagle jak rozgorzała. Szli dalej, kontemplując piękno lasu. Rozmawiali o różnych rzeczach, jednak nie wrócili już do sprawy zabójstwa. John cieszył się jak dziecko z każdej napotkanej sarny czy innej co większej fauny leśnej a w prawdziwą ekstazę wpadł, kiedy mało nie potknął się o jeża. W tak spontanicznym nastroju Wojciech jeszcze nigdy go nie widział.
- Jak już będzie po wszystkim... można u was wynająć pokój na, powiedzmy dwa tygodnie? - zapytał leśniczego, kiedy tylko zasiedli do kolacji.
- Pewnie, przyjeżdżaj kiedy tylko będziesz chciał - odpowiedział leśniczy. - I tak jeszcze przyjedziesz, bo będziesz musiał nam oddać malucha.
- Najpóźniej w niedzielę musimy być w Bideford. Jeśli wpadniemy, to na moment a najpewniej zostawimy wam malucha na jakimś parkingu w Opolu. Ale na urlop przyjadę na pewno.

Wieczorem zsiedli nad stertą map, dokładnie planując trasę do Nowego Targu. Co prawda John wyrażał wątpliwości, czy maluch poradzi sobie na pokrytych dziurami drogach, leśniczy go uspokoił.
- To auto już nie takie rzeczy wytrzymywało. Może tylko nie pędzi jak strzała, ale pod każdym innym względem nie powinno zawieść.
John nie podzielał optymizmu gospodarza. Po długiej dyskusji, lekcjach "na sucho" jak się jeździ maluchem, prowadzonym w dziwnej mieszance angielskiego z niemieckim, poszli spać. Wojciecha i Johna wujostwo umieścili w kancelarii, gdzie wstawili dodatkowo łóżko polowe. Jednak nie dane było im zasnąć. Napięcie poprzednich godzin mocno dało się im we znaki. Wiercili się w swych łóżkach, w końcu Wojciech nie wytrzymał i podszedł do okna.
- Śpij już. Naprawdę ci nic nie grozi. Oni musieliby być jasnowidzami, by tutaj trafić.
- To nie to... choć to też. Raczej wszystko naraz. Maciek dość brutalnie przywołał mnie dziś do rzeczywistości.
- To może rzeczywiście czas do niej wrócić? Ty cały czas poruszasz się jak we mgle, jakby wraz ze śmiercią Szymona nagle zabrakło wokół ciebie połowy powietrza.
- Dobrze ci mówić. Nikt mnie już nie przytuli, a nawet nie opieprzy.
- Jak chcesz, to mogę, nawet będzie za co. Przytulić też mogę...
Wojciecha dosłownie zamurowało. Jeśli do tej pory o Johnie myślał jako o facecie, nawet jeśli mu się podobał, podobnej deklaracji nawet nie brał od uwagę. Nie wiedział czy jest szczera czy tylko figurą retoryczną. Postanowił zaryzykować.
- To przytul.
- To chodź do mnie do łóżka.

Co ja robię... - pomyślał, gdy już ponad wszelką wątpliwość ustalił, że ciepła ręka Johna nie znalazła się na jego brzuchu przypadkowo, a zdobywa centymetr po centymetrze nowe terytorium.
- John nie wygłupiaj się, proszę...
- To ty się nie wygłupiaj. Tym rozpaczaniem naprawdę niczego nie zmienisz, to znaczy owszem, wpędzisz się w depresję.
- No już starczy. Dalej nie pozwalam - zaprotestował, gdy ręka pokonała już wzgórek łonowy i badała nasadę członka.
- Nie to nie. - odpowiedział zdecydowanie John i odwrócił się na drugi bok. - Dobranoc.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 10:39, 11 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 7 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin