Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wołanie o pomoc.
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Śro 0:46, 04 Lut 2015    Temat postu: Wołanie o pomoc.

Witam Smile
Nowy projekt. Napisany troszkę wcześniej, jeszcze przed wypadkiem z ręką. Teraz tylko były drobne prace wykończeniowe. Oczywiście to opowiadanie, jak i "Zbaw..." będą kontynuowane, tylko odcinek nie pojawi się tak szybko jak robi to Homowy Razz Pisanie jedną ręką ssie Smile
Życzę miłej lektury i liczę na komentarze Smile




Wołanie o pomoc.

Część I

Wołanie o pomoc... Co za głupi termin. Wymyślony przez pseudointeligentnych dorosłych, spełniających swoje chore ambicje próbując pomóc dzieciakom z problemami. Nigdy nikomu nie pomogli a swoimi działaniami wielokrotnie sytuację pogarszali. Bo tak to już jest z wołaniem o pomoc - nawet gdy do kogoś dotrze, często reakcje są zbyt późne lub metody nieodpowiednie. I kończy się tragedią.


Miałem siedemnaście lat, prawie osiemnaście. To okropny czas dla chłopaka niepewnego swojej seksualności. Od gimnazjum więcej uwagi zwracałem na chłopców. Odkrywałem, że patrzę na nich zdecydowanie częściej niż na dziewczyny. Kilkakrotnie musiałem zmuszać się do odwrócenia wzroku, aby móc dokończyć przebierać się po zajęciach wychowania fizycznego. Wiedziałem, że lubię mężczyzn, ale wciąż łudziłem się, że takie upodobania nie czynią ze mnie geja. Z perspektywy czasu widzę jak bardzo głupie było to myślenie. Tak samo jakby powiedzieć, że tonięcie oznacza oddychanie wodą. Byłem inny. A każdy wie, że dla nastolatka w szkole średniej nie ma nic gorszego niż bycie innym.

Pochodziłem z rozbitej rodziny, wychowywała mnie matka. I słowo „wychowywała” użyte jest raczej na wyrost. Więcej czasu poświęcała butelce wódki i zabawom, niż mnie. Piła dużo i regularnie, non stop doprowadzając się do pożałowania godnego stanu. Była okropną matką. Nie żebym wiedział jak wygląda matka dobra – popkultura przedstawia dwie wersje: albo szalenie uśmiechnięta kura domowa piekąca cały dzień ciasteczka z rodzynkami, albo wiecznie zapracowana bizneswoman. Moja nie była ani jedną ani drugą, a koncepcja ojca była dla mnie niemal tym samym, co koncepcja spaceru po księżycu.

Można rzec, że emocjonalnie byłem niedorozwinięty. I to w stopniu takim, że na myśl o zaczepieniu kogoś, lub wystąpieniu publicznym serce kołatało, a oddech zanikał. Dlatego kontaktów z innymi ludźmi szczerze unikałem. Znam filmy, w których szkolny outsider zawsze posiadał jakiegoś przyjaciela lub osobę bliską, która pomogłaby w trudnych chwilach, pocieszyła, odwodziła od rozmyślań nad samobójstwem. Ja takiej osoby nie miałem. I doprawdy nie wiedziałem, jakim cudem dożyłem do swoich siedemnastych urodzin.

Do czasu liceum zdołałem zbudować wokół siebie kokon obojętności odgradzający mnie od świata zewnętrznego. Byłem chłopakiem, którego znali wszyscy, pomimo tego, że nigdy do mnie się nie odzywali. Niczym miejska legenda, jak yeti albo wielka stopa. Przemykałem po korytarzach niemal niezauważenie, wymijając i robiąc zwinne uniki. Byłem duchem, głowa w dół, plecak na ramieniu, oczy skupione na tym, gdzie postawię następny krok. W społeczeństwie, w którym walutą było bycie lubianym, byłem niczym mnich, który złożył śluby czystości i milczenia.

Wiadomo – gdy pewna część mózgu ulegnie uszkodzeniu, z czasem inne jego sektory przejmują jej funkcję. Tak samo jest ze zmysłami. Kto czytał komiksy? Daredevil dla przykładu, ślepy - za to z nadludzkim słuchem. U mnie było identycznie. Moje umiejętności społeczne zostały zastąpione inteligencją – aby się nauczyć, musiałem temat przeczytać raz, na pytania odpowiadałem z wolnej stopy, zawsze pierwszy oddawałem sprawdziany. Jestem pewny, że gdzieś we wszechświecie równoległym istnieje liceum, w którym bycie kujonem jest pożądane. Tutaj jednak musiałem pogodzić się z rzeczywistością – byłem na dnie szkolnego łańcucha pokarmowego. Toteż moja taktyka bycia niewidzialnym była jak najbardziej wskazana. Niestety czasami zawodziła. Tak jak wtedy, gdy podłożyli mi bombę wypełnioną farbą, która wybuchła, gdy otworzyłem drzwi do szafki. Zniszczyli wszystko, co miałem w środku – książki, zeszyty, rzeczy prywatne. Duża część farby wylądowała na mnie i nieodwracalnie poplamiła moje ubrania. Nigdy nie zapomnę tego upokorzenia. Korytarz pełen ludzi wybuchł śmiechem. Dla osoby, która cierpi na niemal chorobliwy brak pewności siebie, to był dziewiąty krąg piekła. Wybiegłem przerażony przepychając się w tłumie i nie wracałem przez kilka dni. Gdy telefony dyrektora zaczęły denerwować moją wiecznie zapijaczoną matkę, musiałem tam wrócić. Stałem przed drzwiami wejściowymi i zastanawiałem się, dlaczego nie jest nad nimi wyryty napis „Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate”.

Wracając do szkolnego łańcucha pokarmowego. Jak już ustalono ja znajdowałem się na samym dnie. Mogła mnie pożreć, strawić i wydalić nawet najmniejsza płotka. Oczko wyżej byli członkowie niszowych klubów – miłośników szachów, fantasy, koła dyskusyjnego itp. Nad nimi byli przeciętni uczniowie – niczym się niewyróżniający, wiodący spokojne i bezstresowe życie. Na pozycji drugiej znajdowały się ładne dziewczyny – grupa bezpośrednio powiązana z pozycją pierwszą, czyli ze sportowcami. A tych u nas było sporo – drużyna piłki nożnej, siatkówki, koszykówki, tenisa ziemnego… Mówiąc krótko wystarczyło mieć kasiastych rodziców i umieć uprawiać jakiś sport. Wtedy było się dzieciakiem popularnym. Ich nienawidziłem najbardziej, na sam ich widok chciało mi się rzygać. A dlaczego? Bo uznawali się za osoby lepsze od innych. Stanowili grupę hermetyczną, szczelnie zamkniętą, gardzącą każdym spoza kręgu. Ich ulubionym miejscem przesiadywania w okresie wiosenno-letnim był dziedziniec z dużym trawnikiem i kilkoma drzewami zapewniającymi schronienie w upalne dni. A już najbardziej upodobali sobie czworokątny stół z dostawionymi ławkami. To było miejsce spotkań śmietanki towarzyskiej, tylko dla zaproszonych gości. Każdy, kto tylko się tam zbliżał był zasypywany obelgami i groźbami. Pamiętam do dziś pewną sytuację – do szkoły zaczął chodzić nowy uczeń. Nazywał się chyba Szymon. Nie znał zasad panujących w tym środowisku, więc gdy dostrzegł wolny stół usiadł przy nim i chciał w spokoju zjeść śniadanie. Na jego nieszczęście po chwili zjawili się stali okupanci tego miejsca. Po krótkich utarczkach słownych został dość mocno poturbowany. Pierwszego dnia w nowej szkole rozbili mu nos i musiał salwować się ucieczką – najpierw do szkolnej pielęgniarki a potem do domu.

Również mi nie szczędzili złośliwości. Chociaż nie wiem, czym im kiedykolwiek zawiniłem. Prawdopodobnie niczym. To jest ich taktyka działania – obrać sobie za cel osobnika słabszego po to, aby przy nim górować, być samcem alfa. To sposób na podbudowanie swojego osobistego ego, a ponadto na wzbudzenie respektu wśród swoich pobratymców. Osoba gnębiąca najbardziej tego szacunku miała najwięcej. A tą osobą był Darek.

Stosując się do swojej taktyki bezszelestnie przeciskałem się pomiędzy uczniami wychodzącymi z sal. Kątem oka zobaczyłem, że przy ścianie jest trochę więcej miejsca, toteż tam się skierowałem. Skupiając się na tym gdzie postawię następny krok musiałem nie dostrzec Darka i jego kliki, którzy właśnie teraz postanowili się trochę zabawić. Szedł w przeciwnym kierunku w dość bezpiecznej odległości, jednak w ostatniej chwili odbił w moją stronę uderzając mnie z całej siły barkiem. Ja, jako osoba postury naprawdę wątłej, natychmiast poleciałem na podłogę upuszczając wszystkie książki.
-Patrz gdzie leziesz, pedale – powiedział Darek zanosząc się głupkowatym rechotem. Oczywiście jego towarzysze zawtórowali mu tym samym. Chciałem szczerze się rozpłakać, jednak wtedy wyszedłbym na jeszcze większą życiową niedojdę. Zamiast tego przełknąłem tą obelgę i zacząłem wszystko podnosić. Nie wiem co mnie podkusiło, albowiem nigdy tego nie robiłem. Teraz jednak jakaś siła zmusiła mnie do takiego odruchu. Zamiast wlepić wzrok w podłogę na chwilę spojrzałem przed siebie. I właśnie wtedy go dostrzegłem.

Tomek Wach był szkolną gwiazdą. Grał pierwsze skrzypce w szkolnej drużynie piłkarskiej. Szkoła zawdzięcza mu praktycznie każdą wygraną. Był cudownym dzieckiem, nawet gdy wchodził na boisko dziesięć minut przed końcem, zawsze zdołał doprowadzić drużynę do zwycięstwa. Należał do osób majętnych (a raczej jego rodzice) i mieszkał w dobrej i szanowanej części miasta. Nigdy niczego mu nie brakowało. W dodatku natura mu urody nie pożałowała. Był wysoki, miał skórę ciemnej karnacji, oczy zielone i włosy długości średniej ułożone nienagannie przy pomocy żelu. Ubierał się modnie, czasem sportowo, a czasem na wzór amerykańskich seriali dla młodzieży ubierał kurtkę tzw. baseballówkę i niebieskie jeasny, a do tego trampki. Kurtkę nosił rozpiętą a pod nią zawsze miał biały podkoszulek, odrobinę za ciasny albowiem szczelnie opinał jego muskularny tors i brzuch. Jednym słowem był niezwykle przystojny. Był wszystkim tym czym nie byłem ja. Prawdę powiedziawszy pożądałbym go gdyby nie fakt, że należy do sportowego kręgu towarzyskiego. Spoza mojej ligi. I oczywiście zadawał się z Darkiem i innymi – moimi oprawcami – przez co wszystko co w moich oczach zyskiwał tracił momentalnie.

Kiedy tak podniosłem wzrok i spojrzałem przed siebie, Tomek stał jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie, oparty o ścianę, z rękami założonymi na piersiach. Przyglądał mi się bacznie. Z tej odległości nie potrafiłem ocenić czy był to wzrok pełen litości, czy obrzydzenia. Pewnie tego drugiego. Chcąc jak najszybciej przerwać kontakt wzrokowy podniosłem z podłogi ostatni zeszyt, opuściłem głowę i zacząłem iść do pracowni chemicznej, puszczając całe to wydarzenie w niepamięć. To jedyny sposób aby nie zadręczyć się psychicznie – zapominać.

Gdy ten nieznośny dzień w końcu dogorywał i zadzwonił ostatni dzwonek wyszedłem z sali jako pierwszy(siedziałem w pierwszej ławce, najbliżej drzwi) aby szybko dotrzeć do swojej szafki, zabrać rzeczy i wyjść z tego piekielnego budynku zanim zrobi się tłoczno. I o ile pierwsza część mojego planu poszła całkiem gładko, o tyle faza szybkiego wyjścia ze szkoły została na pewną chwilę wstrzymana. Kiedy zamykałem bowiem szafkę znów zobaczyłem Tomka. Po raz kolejny stał w bezpiecznej odległości ode mnie i wściekle mi się przyglądał. Czego chciał?
Z pewnością planował kolejną „zabawę”, którą później wcieliłby w życie ze swoimi kolegami. Jestem niemal pewny, że nie skończyłoby się to dla mnie dobrze. Trzasnąłem drzwiczkami i czym prędzej pognałem do wyjścia. Wyobraźnia już podsuwała mi dzikie wizje. Tomek pewnie dostał za zadanie śledzenie mnie i poznanie moich nawyków po to, aby móc zaatakować w momencie, kiedy będę najbardziej odsłonięty. I choć z boku może to się wydawać mało realne (ich mózgi raczej nie przetrawiłyby tak zacnej intrygi), umysł osaczonego nastolatka pracuje na maksymalnych obrotach i przyjmuje za prawdopodobne nawet najbardziej nieprawdopodobne możliwości.

Ta myśl nie dała mi spokoju przez całą drogę do domu. Którą przeszedłem na piechotę, całe dwa kilometry. Wspominałem, że moja matka jest pijaczką? O tak, wszystkie pieniądze które zarobi i dostanie w formie alimentów na mnie - przepija. Często niedojadam, stąd moja chuda dupa i absolutny brak siły. O rowerze, czy samochodzie oczywiście mogłem pomarzyć, to była dla mnie całkowita abstrakcja. Dlatego co dzień całe dwa kilometry w jedną stronę chodziłem na piechotę. Nie ważne czy śnieg, czy deszcz, czy wiatr lub słońce – zawsze na własnych nogach. Niczym Bilbo Baginns, tam i z powrotem. Patrząc na to co mieli inni a czego nie miałem ja, wielokrotnie myślałem już o tym aby zakończyć swoje męki i opuścić ten żałosny świat.

Gdy wszedłem do domu od drzwi uderzył mnie nieznośny smród wódki. Moja matka była pewnie na kolejnej randce z królem Sobieskim. Zobaczyłem niewyobrażalny bałagan, zupełnie jakby ktoś zdetonował bombę. Na podłodze, krzesłach i meblach leżały ubrania, w kuchni pootwierane były wszystkie szuflady i półki. Pewnie skończył jej się alkohol i wywróciła do góry nogami wszystkie swoje skrytki coby znaleźć jeszcze jedną butelczynę. Jak widać musiało jej się to udać, bo na ławie leżała pusta półlitrowa butelka i jej o połowę mniejsza towarzyszka. Matka oczywiście leżała twarzą do dołu na sofie zalana w trupa. Zostawiłem ten upokarzający widok za sobą, wspiąłem się na piętro i wszedłem do swojego pokoju. Zdjąłem buty nie rozwiązując sznurówek i rzuciłem się na łóżko. Chciałem aby ten dzień skończył się jak najszybciej.


Dni mijały zazwyczaj tak samo. Rano spotkanie ze skacowaną matką, czasami cios w twarz za krzywe spojrzenie (tak, moja mama miała ciężką rękę i często jej nadużywała, zazwyczaj na mnie, ale o tym później), droga do szkoły, szkoła, unikanie ludzi, nieprzyjemności ze strony Darka, powrót ze szkoły i łóżko. Moje życie było niczym ponury żart. Wiecie, taki z którego się śmiejemy, a tak w głębi duszy czujemy współczucie dla ludzi w nim opisanych.

Coraz częściej widywałem Tomka. Wcześniej również go widywałem, ale w zgoła innych sytuacjach. Albo w stołówce, z kolegami, albo na korytarzu, z kolegami, albo na dziedzińcu przy stole, uwaga – z kolegami. Teraz było inaczej. Często przemykał mi w widzeniu peryferyjnym, albo chował się za ludźmi. Niczym duch śledził moje kroki. Mój paranoidalny umysł podpowiadał mi, że mogą ziszczać się moje podejrzenia – Tomek i banda coś knują. I musi być to coś dużego, ponieważ nigdy nie byłem świadkiem takiego zaangażowania. Zawsze czułem na karku czyjś wzrok i czyniło to moje życie jeszcze bardziej nieznośnym.

W końcu któregoś dnia coś się zmieniło. Od rana do południa Tomka nie widziałem. Więc albo zrezygnował z obserwacji, albo stał się w niej mistrzem – nie dostrzegalnym dla moich oczu. Dzwonek zadzwonił i wystrzeliłem z sali. Przez lata doskonaliłem mój radaro-podobny system bezkolizyjnego wymijania ludzi na korytarzu. Byłem pewien, że był perfekcyjny, dlatego nie spodziewałem się żadnej przeszkody. Toteż para trampek, która stanęła centralnie na mojej drodze wybiła mnie z rytmu. Odbiłem w lewo, aby uniknąć zderzenia, ale one podążyły za mną. Próbując wytracić pęd ciała usłyszałem czyjś głos.
-Hej.
I odpłynąłem.

Częścią bycia nastolatkiem jest notoryczny brak kontroli nad własnym organizmem. Hormony szaleją prowadząc do nienaturalnych zachowań i reakcji. Tak było i wtedy. Kiedy zobaczyłem, że odzywa się do mnie Tomek, ten z drużyny piłkarskiej, szkolna gwiazda, zapomniałem o wszystkim, o co posądzałem go przez ostatnie kilka tygodni. Serce zaczęło bić szybciej, gdy spojrzałem na jego twarz. Gruczoły potowe zaczęły pracować z dwustu procentową wydajnością. A co najgorsze, poczułem zbliżającą się erekcję. Gdy mój członek pęczniał, morderczy centymetr po centymetrze, zastanawiałem się, kiedy będzie widoczny i kiedy po raz kolejny stanę się szkolnym pośmiewiskiem. Chcąc ratować sytuację opuściłem książkę, którą trzymałem przy boku i w nienaturalny sposób próbowałem się zakryć. Z pewnością musiało to wyglądać żałośnie. Skupiłem wzrok na punkcie pomiędzy jego oczami, kiwnąłem głową i odpowiedziałem „Hej”, jak się okazało o kilka oktaw za wysoko. Pięknie.
-Słyszałem że jesteś mądry. Bo wiesz, trener jest kutasem jeżeli chodzi o średnią.

Być może i byłem odludkiem, ale wiedziałem jak działa nasza szkoła. Trener nie mógł i nie chciał trenować pół i ćwierćinteligentów. Sam był dodatkowo nauczycielem historii, więc szanował ludzi mądrych, albo chociaż tych, co się starają. Półgłówkom z zespołu powiedział, że muszą mieć średnią minimum 3.0 aby dalej móc grać. Dla normalnego człowieka osiągnięcie takiego wyniku nie powinno być problemem, ale u jego podopiecznych mięśnie zabierały energię potrzebną do rozwoju mózgu. Dlatego tam osoba ze średnią 3.0 była uważana za geniusza.

Stałem tam, z potężną erekcją zakrytą jedynie książką i patrzyłem się na Tomka. Najpierw dokładnie zbadałem jego twarz. Od głębokiej zieleni jego oczu przeszedłem do lekkich rumieńców jego policzków. Wydatna broda i lekki zarost dopełniały obrazu perfekcji. Następnie schodziłem coraz niżej – poprzez szyję i umięśnione barki do t-shirtu ciasno opinającego mięśnie klatki piersiowej. Na koniec spoglądałem jeszcze niżej i przysiągłbym że przez materiał podkoszulka dostrzegłem srebrną gumkę jego bokserek i już całkowicie się zatraciłem.
-Wszystko w porządku?
Mój wzrok poszybował z powrotem do jego twarzy.
-Tak – wydukałem po nieznośnej chwili.
W zasadzie nie wiedziałem, na jakie pytanie odpowiadałem. Nie uciekło to uwadze mojego rozmówcy.
-Ermm, na które?
-Co?-zpaytałem. – Tak… Nie…. To znaczy... zależy co masz na myśli mówiąc mądry. Bo jest mądrość życiowa i matematyczna, której nie posiadam, bo liczby ssą, a jak już jest mowa o… - wyplułem na jednym tchu.
-Historia – przerwał. Widziałem w jego oczach, ze cała nadzieja jaką żywił odnośnie mojego super intelektu, powoli nikła. Jak mogę być mądry, skoro nie potrafię sklecić jednego, prostego zdania? – Trener uczy historii. A więc, jesteś w tym dobry?
-Tak – powiedziałem, po czym nastała kilkusekundowa, niezręczna cisza.
-Wiesz co? – pokręcił głową – Już nieważne – powiedziawszy to odwrócił się na pięcie i poszedł.
Dotarło do mnie, że właśnie rozmawiał ze mną najprzystojniejszy i najpopularniejszy chłopak w szkole. Rozmawiał, a teraz odchodził. Zadawałem sobie pytanie – jaka siła spowodowała, że ktoś taki jak on odezwał się do kogoś takiego jak ja. Wiedział, że lubię chłopców? Również lubił chłopców? A może lubił mnie? Ten niekontrolowany potok myśli przerwał zdrowy rozsądek, który krzyknął – on potrzebuje tylko pomocy z historią, ty niedorozwoju!
Otrząsłem się z tego otępienia i zawołałem
-Mogę ci pomóc!

W ciągu kilku minut złamałem dwie z trzech zasad przetrwania w liceum
*nigdy się nie wychylaj
*zawsze przynoś swoje własne śniadanie
*Nigdy nie rozmawiaj z kimś przy świadkach
Właśnie rozmawiałem z kimś przy świadkach.

A było ich wielu, bo skończyła się lekcja, więc wszyscy wyszli z sal. Ostatnie słowa musiałem wypowiedzieć głośniej, ponieważ, kilka osób dziwnie się mi przypatrywało. Zmniejszyłem dystans dzielący mnie od Tomka i powtórzyłem, tym razem ciszej.
-Mogę ci pomóc z historią.
-Mam do zaliczenia test semestralny. Jeżeli nie zdam, będę ugotowany. – odpowiedział konspiracyjnym szeptem.
-To sporo materiału. Musielibyśmy się ostro przyłożyć. Może dziś…
-Nie mogę, mam trening. – przerwał –Jutro po czternastej ?
-Ale biblioteka jest czynna tylko do piętnastej…
-No to pojedziemy do mnie, mam auto. – serce zabiło szybciej, ale tym razem ze zdenerwowania. Z nim, do jego domu, samemu? Pewnie zobaczył moje zmieszanie, bo od razu zaproponował
-Albo pojedziemy do ciebie, mi to obojętne.
-Pojedziemy do ciebie! – niemal krzyknąłem nie pozwalając mojej nadpobudliwej wyobraźni rozwinąć wizji skacowanej matki wywlekającej się z pokoju zaniepokojonej nieproszoną obecnością.
-Okeeej – powiedział z dziwnym uśmiechem – Jesteś ekstra. To co, jutro około 14 przy mojej szafce?
-Dobrze – odpowiedziałem. Tomek odwrócił się i zaczął odchodzić, jednak po chwili zatrzymał się i spojrzał w moim kierunku. Dostrzegłem zmieszanie w jego oczach i zakłopotanie na twarzy.
-Nawet nie wiesz jak mi głupio, ale nie znam twojego imienia. – powiedział, a styl w jakim to zrobił sprawił, że stał się dla mnie tysiąc razy bardziej atrakcyjny.
Zdałem sobie sprawę, że zamiast odpowiedzieć kiwam głową jak skończony idiota. Co gorsza moje rodzone imię nawet mnie w tej sytuacji wypadło z pamięci.
-Radek! – w momencie, gdy imię pojawiło się na końcu języka wydarłem się zupełnie jakbym odpowiadał na pytanie za milion dolarów – Nazywam się Radek.
Tomek podszedł do mnie i podał mi rękę. Jego dotyk był elektryzujący, poczułem jak ciarki przechodzą mi po plecach a włoski na rękach stają dęba.
-Tomek.
-Wiem – powiedziałem zanim zdążyłem ugryźć się w język. Nie zabrzmiało to dobrze, więc w desperackiej próbie ratowania sytuacji dodałem – To znaczy wszyscy wiedzą kim jesteś.
Tomek uśmiechnął się, puścił moją dłoń, luzacko machnął na pożegnanie i odszedł.
Zaraz zaraz… Czy ja właśnie zgodziłem się pojechać w JEGO aucie do JEGO domu?!

Są naprawdę fascynujące. Ludzkie emocje. Dobrze znane, a jednak nieprzewidywalne. I kiedy myślisz już, że nauczyłeś się nad nimi panować, płaczesz przez pół dnia, bo zbiłeś ulubiony kubek. Albo jesteś wściekły do granic możliwości z błahych powodów, takich, na które w normalnej sytuacji nie zwróciłbyś uwagi. Połączenia między nimi są tak zatarte, że czasami przechodzisz z euforii w głęboki smutek w mgnieniu oka. Czemu ma to służyć?

Wiadomo – emocje były potrzebne we wczesnej fazie rozwoju rasy ludzkiej. Strach dla przykładu. Jaskiniowiec, który się nie bał kończył zazwyczaj w żołądku pierwszego lepszego drapieżnika. Jednak z czasem, gdy pięliśmy się po szczeblach łańcucha pokarmowego i powoli braliśmy Ziemię w nasze posiadanie – dlaczego nie zanikły? Czyżby była to pomyłka ewolucji? Pomyślcie – jak spokojniej żyłoby się, gdyby nie bezsensowne uczucia? To jest nasza blokada. Przez nie nasz gatunek nie może się rozwijać. Volcanie radzili sobie świetnie świadomie się ich pozbawiając. I co osiągnęli – intergalaktyczną, zaawansowaną cywilizację. Można?

Wracając do meritum. Jednym kontrola nad emocjami wychodzi lepiej a innym gorzej. Taki świat. Ja zaliczam się do grupy drugiej. To moja pięta achillesowa. Dla niewprawnego obserwatora mogę wydawać się twardy. Obelgi i nieprzyjemności spływają po mnie niczym woda po kaczce. Chciałbym aby tak było. Prawda jest taka, że wszystkie te odczucia zatrzymuję dla siebie, nie pozwalam aby wychodziły na zewnątrz. Bo to jest kardynalna zasada przeżycia w szkole średniej (przewyższająca wcześniej wspomniane trzy) – nigdy nie pokazuj swojej słabości, choćby nie wiem co się działo. Rozkleisz się raz i masz przesrane.
Dlatego wszystkie te emocje chowam głęboko. Bycie gejem, zapijaczona i agresywna matka, znęcanie się w szkole. To kolejne warstwy, które układam jedna na drugą. To nie jest jednak mądre działanie. Każdy bowiem wie jaki jest los cysterny, gdy przekroczy się dopuszczalne ciśnienie. Wybuchnie. Albo co się stanie z tamą, na którą naprze zbyt duża ilość wody. Pęknie i się rozpadnie
I nie chciałbym być blisko mnie, gdy ta wyimaginowana tama moich emocji runie, bo dla kogoś, a zwłaszcza dla mnie, nie skończy się to dobrze.

Po skończonych lekcjach szedłem do domu z głupkowatym uśmiechem na twarzy. Jednak chwilę później nachodziły mnie irracjonalne złe przeczucia. I kiedy zdałem sobie sprawę z ich irracjonalności znowu się uśmiechałem. Powyższy schemat powtarzał się kilka razy. Standardowa reakcja mojego organizmu. Coś nie dawało mi spokoju. Przez ostatnich kilka tygodni zwracano na mnie więcej uwagi niż przez siedemnaście lat mojego życia i w ogóle mi się to nie podobało. Jako osoba przyzwyczajona do niewidzialności sytuacja ta była wysoce niekomfortowa. Postanowiłem odsunąć obawy na bok, albowiem dotarłem do domu. Chciałem się rozebrać, położyć na łóżku i wszystko od początku, na spokojnie przemyśleć.

Bezszelestnie otworzyłem drzwi, wszedłem do środka i już miałem postawić stopę na schodach gdy usłyszałem:
-Hej!
Szlag by to…
-Podejdź tu!
Matka. I z brzmienia głosu wiedziałem że była już mocno wstawiona. Uwierzcie mi – potrafię to rozpoznać. Uczyłem się całe życie. Cofnąłem się i stanąłem w drzwiach do salonu.
-I co, nie przywitasz się, smarkaczu?
Nic nie odpowiedziałem. To najlepsza taktyka, sprawdzona wielokrotnie. Pogada i się znudzi.
-Potrzebuję kasy. – powiedziała.
-Na wódkę? – odbiłem
-Gówno cię obchodzi na co, szczylu. Dawaj co masz. – powiedziawszy to wstała z kanapy
-Nie mam – szepnąłem
-Co tam mamroczesz?
-Nie mam pieniędzy na twój alkohol – krzyknąłem próbując powstrzymać kłujące pieczenie w oczach. Dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny? Cholera…
Nic nie powiedziała tylko wykonała parę kroków w moim kierunku. I już w głębi serca wiedziałem jak się to skończy. Otóż moja matka to spora baba. Wzrostem, wagą, a co gorsza - siłą. Bardzo często lubiła ją wykorzystywać, szczególnie jako argument w „dyskusji”. Jej prawy sierpowy był naprawdę dobry, niejeden bokser mógł się od niej uczyć.

Starałem się zachować spokój i nie uciec w popłochu jak mała dziewczynka. Ona podeszła i z całej siły mnie pchnęła. Poleciałem do tyłu, odbiłem się od ściany i upadłem. Cios był dobry, muszę przyznać, jakieś 6 punktów na dziesięć. Będę musiał zanotować. Nachyliła się, uderzyła mnie w twarz z otwartej ręki, powiedziała
-Następnym razem nie pyskuj, gówniarzu.
I wyciągnęła mi z kieszeni telefon. Ten sam, na którego w zeszłe wakacje pracowałem jak wściekły zbierając owoce w sadzie za miastem. Mój jedyny łącznik z współczesną technologią, jedyną rzecz, która tak naprawdę była moja. Próbowałem go jeszcze chwycić, jednak to było bezskuteczne . Telefon schowała, ubrała się i wyszła, pewnie prosto do lombardu, a potem do sklepu.
Rozkleiłem się. Leżałem na ziemi płacząc niczym mała kurewka, którą naprawdę jestem. Boże, czy moje życie może być jeszcze gorsze?

Jak się później okazało, może…


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Śro 9:29, 04 Lut 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 0:51, 04 Lut 2015    Temat postu:

Dla mnie rewelacja i nieosiągalny poziom.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolek001
Adept



Dołączył: 08 Cze 2011
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Śro 4:24, 04 Lut 2015    Temat postu:

Cudo!
Jestem pewien, ze kazdy gej - jako nastolatek - przechodzil przez podobne pieklo.
Dlatego to opowiadanie jest takie bliskie...
Czekam z utesknieniem na dalsza czesc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jacob
Adept



Dołączył: 07 Lut 2013
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Opolskie

PostWysłany: Śro 7:14, 04 Lut 2015    Temat postu:

Ehhh świetnie napisane. Tylko proszę abyś nie porzucał tego opowiadania i pisał dalej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Śro 11:09, 04 Lut 2015    Temat postu:

Aż nie wiem co napisać, po prostu przyznam stuprocentową rację przedmówcom. Tekst jest niesamowity i oby było jak najwięcej odcinków.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
grafoy
Wyjadacz



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 13:56, 04 Lut 2015    Temat postu:

Dobre czekam dalszy rozwój wypadków

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lotosKryś
Wyjadacz



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 9:45, 05 Lut 2015    Temat postu:

Areeek. To jest raczej jak bajka. Biedne, pokrzywdzone dziecię i książę, najcudowniejszy z całej szkoły. Bajka, bo w rzeczywistości, bogaty Tomek dostaje od rodziców korepetytora a nie zagaduje do kogoś, kto jest na najniższym szczeblu w szkole (chyba, że w jakiś perfidny sposób chce się z zabawić i wykorzystać tego niedojdę, a wtedy to się kończy samobójstwem tego słabszego).
Ciekawe jakie zabawy wymyśli Tomeczek dla "małej kurewki", bo przecież nie o naukę tu chodzi.
Styl świetny, czym większa przyjemność czytania. Mam nadzieję, że przez całe opowiadanie nie będzie tak smętnie, cierpiętniczo...może tak wspólnie z Tomeczkiem zaplanują, jak pozbyć się mamusi (coś takiego jak w filmie "wyrzuć mamę z pociągu")

Czekam, co będzie dalej.

Lolek, to nie tylko geje - nastolatki przez piekło życia szkolnego przechodzą. Heteryccy nastolatkowie mają podobnie, spojrzenie na cycki i już erekcja. Gorzej jak się czyta o takiej patologi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Czw 12:28, 05 Lut 2015    Temat postu:

Krysia, jak zwykle dogłębnie zanalizowała tekst Razz I dobrze. Czytaj dalej a wiele Twoich wątpliwości się rozwieje Smile

PS. Radeczek to taki "nerd" albo "geek" (z angielskiego), dlatego przywołał w tekście Volcan Smile. Nie wiem, może wierzy w ich istnienie? Dużo fanów Star Treka tak ma Razz
A jaskiniowiec który się nie bał - ginął. Instynkt zachowawczy, jeżeli któremuś go brakowało, to rzucał się z dzidą samotnie na mamuta i wtedy źle kończył. Strach jest dobry, ale tylko w sytuacji zagrożenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Czw 12:28, 05 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lotosKryś
Wyjadacz



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 378
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 12:53, 05 Lut 2015    Temat postu:

Vergilius Ty kosmito zapomniałam, że jesteś fanem SF.
A jaskiniowiec który się bał, ginął z głodu i ot Tongue out (1)

Więcej takich momentów poproszę, bo uśmiałam się przy tym bardzo
"Coraz częściej widywałem Tomka. Wcześniej również go widywałem, ale w zgoła innych sytuacjach. Albo w stołówce, z kolegami, albo na korytarzu, z kolegami, albo na dziedzińcu przy stole, uwaga – z kolegami. Teraz było inaczej. Często przemykał mi w widzeniu peryferyjnym, albo chował się za ludźmi. Niczym duch śledził moje kroki. Mój paranoidalny umysł podpowiadał mi, że mogą ziszczać się moje podejrzenia – Tomek i banda coś knują." świetne to. Mały paranoik Prędzej czy później takim zachowaniem Tomeczek by Radeczka wykończył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alover
Adept



Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Pią 0:21, 06 Lut 2015    Temat postu:

Gratuluję.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 23:13, 06 Lut 2015    Temat postu:

Krysiu, jak dla mnie to Arek może być kosmitą i miłośnikiem bajek SF i mało mnie to interesuje, ale kwestia kontynuowania przez niego tego opowiadania oraz "Zbaw mnie ..." interesuje mnie bardzo.
Domniemam, że Ciebie, tak jak mnie, również bardziej interesuje kontynuacja opowiadań niż poglądy.

Proszę Autora-rekonwalescenta o kontynuowanie zarówno "Wołanie ...." jak i "Zbaw ..." - oba bardzo dobre.

Zdrówka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Pią 23:50, 06 Lut 2015    Temat postu:

Dziękuję za ciepłe słowa, to spora motywacja Smile
Prawdę powiedziawszy mam gips dopiero trzy dni a już najchętniej bym go wywalił Razz
Ciepłe pozdrowienia dla wszystkich odwiedzających.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 0:42, 07 Lut 2015    Temat postu:

Po tygodniu już będziesz z nim bardziej "zaprzyjaźniony".
Ja po dwóch tygodniach nawet pisanie lewą ręką opanowałem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 0:47, 07 Lut 2015    Temat postu:

Ja piszę ze sparalizowanymi trzema palcami więc wiem co to jest... Życzę zdrowia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Nie 20:46, 08 Lut 2015    Temat postu:

@Vergilius, kiedy możemy się spodziewać kolejnego odcinka? Broń Boże nie naciskam, pytam tylko tak orientacyjnie, życząc przy okazji szybkiego powrotu do pełnej sprawności

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin