Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zabójczy trójkąt
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 0:45, 24 Lis 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (88)

88.
Penzance


Ceregiele i formalności na posterunku w Penzance trwały dwie godziny, zanim walizka została przekazana Rory'emu wraz z masą dokumentów zdawczo-odbiorczych i innej makulatury, której i tak nikt nie będzie czytał. Przy okazji wyszło na jaw co jest w jej wnętrzu. Jeśli Rory spodziewał się, że znajdzie coś, co pomoże w rozwiązaniu sprawy zabójstwa w autobusie z Londynu Do Westward Ho!, to nigdy nie przeżył większego rozczarowania. W walizce znajdowało się sporo damskich ciuchów, kosmetyczka, kilka książek pisanych literami z masą dziwnych kresek i ogonków - pewnie po polsku - i dwa zeszyty z odręcznie sporządzonymi notatkami, ani chybi w tym samym języku. Bez tłumacza ani rusz. Było coś jeszcze, co z miejsca przykuło jego uwagę: mały atlas samochodowy Wielkiej Brytanii wydany przez AA, z tych najtańszych. I kalendarzyk na rok 2009 z wpisami pewnie też po polsku.

Przekazanie walizki w hotelu odbyło się w obecności dyrektora obiektu i dwóch policjantek z miejscowej komendy. Szczęściem należeli do tej samej formacji, Devon and Cornwall Police, więc formalności było mniej niż wtedy, gdy użerali się z kolegami z Somersetu i Midlands. Byli już w hallu, gdy na horyzoncie pojawił się jego tajny partner. Już miał do niego podejść, gdy dostrzegł, że tamten daje mu rozpaczliwe gesty rękami. Ograniczył się tylko do krótkiej kontemplacji przystojnego ciała, i to tak, by nie dostrzegły tego dwie tłustawe blondyny z Penzance. - Kogo teraz przyjmują do policji - myślał, patrząc na tłuste tyłki policjantek. Jakoś trudno mu było wyobrazić sobie te dwie panie w pościgu za przestępcami... Równie niechętnie by je gościł we własnym łóżku.

Chwilę później tłuste blondyny wsiadły do nieoznaczonego samochodu i odjechały.
- Nic tu po nas, wracamy do Bideford - powiedział do Rogera. - Ale zatrzymaj się gdzieś po drodze, jeszcze mnie suszy...
W samochodzie rozpoczął oglądanie zdobyczy, gdy zadzwoniła jego komórka. Chwilę popatrzył na wyświetlacz i, zanim odebrał, odetchnął z ulgą. Dzwonił John z Polski. Rory z coraz większym zdumieniem słuchał rzeczowego raportu z wydarzeń ostatniej nocy.
- I gdzie teraz jesteście? Aha. Jakie plany? Jak to zdobyć? Co mam przez to rozumieć? Że jak? Czyś ty się z fiutem na główki zamienił? Mało ci było nocy w areszcie? Jak? Że tam nikogo nie będzie? To jak oni zabezpieczają to miejsce? Aha, po polsku, jasne... No więc tak. Kategorycznie zabraniam ci rozwiązania tego w taki sposób, ale jak już tam będziesz kradł, sorry, pozyskiwał te dyski, to uważaj na siebie... No tak, bywa... A u nas?
Rory pokrótce streścił przebieg wyprawy do Penzance i zawartość walizki.
- I największym problemem w tej chwili brak tłumacza, zanim oni puszczą to oficjalnymi kanałami... Że jak? Przecież tego absolutnie nie wolno mi zrobić, znasz regulamin odnośnie dopuszczania osób postronnych, już i tak wasza wyprawa jest dokładnym, wręcz drobiazgowym zaprzeczeniem wszelkich reguł obowiązujących w policji... Powiedz Wojciechowi, by sprawdził maila... Tak, znam, jest w aktach sprawy... No za czas jakiś... Zobaczymy. A jak tam wasze sprawy?... Że co? No to się bierz... Ej, chyba za mały wycisk wtedy dostałeś... No dobra, to na razie. Bye.

- Cholera - powiedział Rory, gdy już rozłączył rozmowę. - ta babka, której torbę mamy jest aresztowana, brała udział w strzelaninie. To znaczy z tego co wiem, nie znaleźli przy niej broni, tylko próbowała uprowadzić samochód, ale to chyba za mało na zarzuty, bo nasz człowiek unieruchomił ją błyskawicznie. Teraz to on może mieć zarzuty... Ta polska policja to, z tego co mi powiedział John, niezłe patałachy.
Nie wgłębiał się w szczegóły, a zwłaszcza w to, co zamierza zrobić. W zasadzie zaraz po przybyciu na komisariat powinien zdeponować torbę wraz z zawartością, ale... Stary pojechał do Exeteru, popołudniowa zmiana nastawiona była głównie na obsługę zdarzeń bieżących, nikt mu specjalnie nie będzie zaglądał do pokoju. A on będzie miał tłumaczenie. Nawet się nie zastanawiał, co zrobi, gdyby informacje zawarte w dwóch zeszytach, kalendarzu i atlasie zmuszały go do natychmiastowego działania, nie dopuszczał takiej możliwości, co może być w dokumentach sprzed półtora roku? Rozsiadł się na siedzeniu obok kierowcy i myślał o wydatnym zgrubieniu w spodniach, które widział jakiś kwadrans temu. Samochód opuszczał Penzance.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 0:07, 26 Lis 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (89)

89.
Nowy Targ


Kto leżał kurwie w przerwie
do końca życia będzie miał na wardze pizdę...


- Co sobie tam śpiewasz? - spytał John porządkując rzeczy w walizce.
- A nic, taki utwór ludowy, wolną przeróbkę 'You Really Got Me Now' The Kinks. Mam jakoś sentyment do tego utworu, był na pierwszym miejscu Top Twenty, kiedy się urodziłem.
- To ty takie rzeczy wiesz? - zdziwił się John. - Ja poza moją datą urodzenia nic nie wiem o tamtym okresie. Było, minęło, któż by się tym interesował...
- Panowie, na śniadanie. Powiedz temu policjantowi, że śląskiej nie było, jest biała. Może nie będzie mu smakować - to Janusz pojawił się w drzwiach pokoju.
- Janusz, masz może komputer z dojściem do internetu? Podejrzewam, że za chwilę nam będzie potrzebny i to bardzo.
Jan kiwnął głową.
- Tak, jest jeden ale ta maszyna ledwie ciągnie, to stary komputer Szymona, jeszcze z Windows 98. Jak wam starczy...
- Będzie musiał, jak nie to trzeba będzie wskoczyć do jakiejś kafei internetowej. Z tego co wiem, mają przyjść jakieś dokumenty, które trzeba będzie pilnie przetłumaczyć.
Siedzieli przy stole i w milczeniu jedli śniadanie. Wojciech obserwował Johna, który promieniał nad talerzem z białą.
- Ja się chyba przeprowadzę do tego kiełbasianego raju. Ona jest jeszcze lepsza. Dlaczego angielskie kiełbasy są zupełnie bez smaku? Przecież obojętnie, czy kupujesz Cumberland Ring, Walls, cipolatę - wszystkie smakują tak samo. Mdłe i niesłone, w ogóle nie widać, czy w środku jest mięso.
Wojciech, który mimo wielu lat spędzonych na Wyspach, do tej pory nie mógł się przyzwyczaić do ich kiełbasy i gotów był dorzucić do listy grzechów wymienionych przez Johna kilka następnych. Kiełbasę kupowało się najczęściej w wyrastających jak grzyby po deszczu polskich sklepach. Nie była już taka apetyczna, ale dalej lepsza od brytyjskich wynalazków.
- A kto ją tam wie, ważne, że ta ci smakuje. Jedz, bo długo już jej nie zobaczysz.
- Ma chłop spust - Jan obserwował z podziwem, jak kiełbasa znika z półmiska. - A w ogóle jakie macie plany na popołudnie?
Wojciech pokrótce streścił plany. On będzie siedział i tłumaczył dokumenty przysłane z Anglii, tymczasem John idzie na wyprawę, z której ma nadzieję wrócić z tym, po co tu przyjechali.
- Janusz, tylko proszę cię o jedno - zakończył Wojciech. - Pod żadnym pozorem nie wiesz, co teraz się będzie działo. Ani ja nie powinienem tłumaczyć tych dokumentów ani John nie powinien iść popełniać przestępstw w Nowym Targu. Zresztą to jest najsłabszy punkt naszego planu, który może się bardzo różnie skończyć. Wolno tu palić? -
A pal. To ja pójdę z nim...
- Czy wyście już dziś dokumentnie powariowali? A ty po co tam?
- Zawiozę go i chyba nawet lepiej będzie, jak ja pójdę do własnego domu, prawda? W razie czego mnie będzie łatwiej się wyłgać. A jak złapią i zapytają? Jak to mówią - w chuja cięcie też zajęcie. Będę udawał, że nie wiem o żadnym zakazie, co mi udowodnią? Przecież nic nie podpisywałem. Powinni mi dać oficjalną decyzję o czasowym zamknięciu lub przejęciu posesji - gdzie to mam? Niech spadają na drzewo.
Istotnie, coraz bardziej dostrzegał brak jakiegokolwiek profesjonalizmu w postępowaniu polskiej policji. W normalnym kraju musiałby zostać poinformowany na mocy decyzji administracyjnej. Tu po prostu odgrodzono jego dom biało-niebieską taśmą i cześć pieśni.
- Ja tam o niczym nie wiem, jak dla mnie to macie tylko wrócić cali i zdrowi. I ty i John a on szczególnie. Jakby nie było jestem w tej chwili na jego garnuszku.

- Co to za badziewie - wściekał się Wojciech szamocąc się z komputerem. Plik przyszedł na jego prywatną skrzynkę mailową, ale ściągał się wiekami. Dodatkowo dysk komputera głośno mielił kolejne dokumenty, które zacinały się na ekranie i komputer co rusz domagał się restartu. - ostatnio w takich warunkach pracowałem na komputerze 386..
Ostatecznie dało się uruchomić pdf a za edytor tekstu musiał starczyć notatnik Windows. Plików było kilkadziesiąt, wszystkie były skanami z jakiegoś zeszytu, pisanego równym, okrągłym, wyraźnym pismem.
- Mam tłumaczyć wszystko? - zapytał Johna. - To jest coś w rodzaju pamiętnika, naprawdę interesuje was kiedy ją bolała cipa, bo takie uwagi są tu też? Wczoraj bolało mnie tak, że nie mogłam nawet usiąść na dupie - przetłumaczył wątpliwy jego zdaniem passus.
- No bez przesady, zwłaszcza, że to jest tłumaczenie jak najbardziej nieoficjalne. Tłumacz to, co może nam się przydać. Możliwe, że tam nic takiego nie będzie i będziemy musieli szukać gdzie indziej.
- No na razie to biednie jest...

John był już ubrany i czekał ha Janusza, kiedy dobiegło go głośne wołanie z pokoju. Gdy wszedł, zobaczył Wojciecha zaczerwienionego i z iskrzącymi oczyma.
-Patrz tu. To znaczy słuchaj. Tłumaczę: Piotrek mówi, żebym się nie martwiła bo zna gliniarza na komendzie i ten gliniarz za odpowiednią kasę może zrobić wiele albo nawet jeszcze więcej. Jak trzeba będzie to się go wykorzysta... Ale to nie wszystko, jest jeszcze drugi kawałek: Szymon działa mi na nerwy tak, że w końcu go trzeba będzie uciszyć. Może, jak się przeprowadzę, wszystko się uspokoi. W razie czego trzeba będzie porozmawiać z PG. Już on będzie wiedział jak to dalej pokierować.
- PG?
- Chyba o Gapińskiego chodzi.
- Ja pierdolę... Podobno coś się stało w Northampton, właśnie z policjantem, który jest podejrzewany o przekazywanie informacji przestępcom. Tu chyba chodzi nie tylko o przekazywanie. No to zmiana planu, muszę zadzwonić do Bideford. Tylko co oni dalej zrobią? Formalnie na razie nie mają prawa wiedzieć, co jest w tych dokumentach...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 0:47, 30 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 21:01, 27 Lis 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (90)

90.
Bideford

Rory Callaghan rozłączył rozmowę i przez moment zastanawiał się, jak zabrać się za piwo, którego sam nawarzył. Rzecz jasna sam nie mógł nic zrobić i jeśli się powiedziało A, trzeba konsekwentnie przelecieć przez cały alfabet. Tyle, że był na jego początku, problem polegał na tym, żeby głośno się przyznać, że się właśnie powiedziało A. Jak teraz się wyłgać? Google translator? Przecież nie powie, że dał osobie postronnej, a nawet gorzej niż postronnej, bo zamieszanej w sprawę, tekst do przetłumaczenia! Google translator był o tyle bezpieczny, że korzystać z niego mógł każdy. Oczywiście były pewne niuanse, które, gdyby się uprzeć, mogłyby szybko to kłamstwo podważyć, na przykład jak udało się z angielskiej klawiatury wprowadzić polskie znaki diakrytyczne, a jeżeli się nie udało - na ile takie tłumaczenie jest wiarygodne? Z tego co widział, polszczyzna jest najeżona masą dziwnych dodatków, chyba tylko umlautów nie mają i takich śmiesznych kółek. A może i mają, gdzieś rzuciło mu się w oczy u z kółkiem. Polski? Możliwe. Poza tym wklepywanie obcojęzycznego tekstu wymaga czasu, ale tu mógł zrzucić wszystko na OCR, jak by nie było dość popularny. Ważne, żeby wszystko miało ręce i nogi, zanim zaprezentuje to staremu. No i kiedy? Jak wróci z narady w Exeterze, będzie już późne popołudnie. Co prawda nie wygląda, by należało się śpieszyć, ale... Rory miał wrażenie, że gdzieś o czymś zapomniano, gdzieś jest jakiś element, który niepokoi zabójcę. W końcu nie dał sobie spokoju po dokonaniu czynu, ktoś rozwala mieszkania w Anglii, ktoś jeździ za Johnem w Polsce. Czy te sprawy się łączą? Jedno nie ulega wątpliwości: w samym środku tego całego pasztetu tkwi Szymon Izdebski i jego tajemnicza śmierć. Alicja ma alibi, Gapiński ma wątpliwe ale ma, Kujawa - nawet do końca nie wiadomo. Tyle że najbardziej obciążające dowody znaleziono właśnie u Alicji.

Niewątpliwie ktoś się chciał pozbyć Izdebskiego i nie była to jedna osoba a raczej grupa, której przerwał świetnie opracowany złodziejski proceder. Jak to mówił matematyk? Wprowadźmy sobie element pomocniczy. Zatem element pomocniczy, będący w kontakcie z grupą i jednocześnie mający dość dobry wgląd w sprawę może wykonywać drobne prace na zlecenie Gapińskiego et consortes, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Może załatwić Izdebskiego w sposób nie budzący najmniejszych podejrzeń. Zaraz... Wstał, podszedł do szafy i wyjął protokoły z przesłuchań Interesował go zwłaszcza jeden, pozornie najprostszy, najbardziej oczywisty i rutynowy. Chwilę pogrzebał w pękatej teczce i odnalazł wymagany dokument. Protokół przesłuchania kierowcy autobusu Chrisa Bangsa. To chyba tutaj? Na przystanku w Bristolu poszedłem na chwilę skorzystać z toalety. Gdy wracałem do wozu, minąłem dwóch mundurowych policjantów. Miałem wrażenie, że chwilę wcześniej byli w autobusie ale mogę się mylić, obok stał jeszcze jeden wóz.'

Tak - myślał dalej Rory - tylko skąd ten dodatkowy element mógł wiedzieć kiedy i gdzie pojedzie Izdebski? To akurat nie było trudne, Alicja powiedziała Gapińskiemu, a ten nadał to dalej. Tu akurat nie ma słabego punktu. Ale to mało, ciągle jeszcze mało, coś takiego dobry adwokat w pięć minut rozniesie w drobny pył. Blisko, coraz bliżej, myślał Rory. Może biseksualizm Izdebskiego miał z tym jakiś związek? No w sumie miał, wszak jechał do swojego chłopaka, kiedy go sprzątnęli. Fajna to musiała być para - pomyślał Rory. Wojciech co prawda nie był w jego typie, wolał młodszych, wyższych i szczuplejszych. Ale miał pełne prawo wywrzeć na kimś wrażenie. Miał i wywarł - uśmiechnął się i chwilę spędził na zastanawianiu się, czy John i Wojciech już wylądowali w łóżku. Tyle, że to nie miało nic do rzeczy.

Wstał, wyrzucił papierowy kubek po kawie do kosza i odniósł na miejsce akta, dokonawszy uprzednio kilku notatek. W tym momencie zadzwoniła jego komórka, ta druga, której używał do rozmów ze swoim obecnym chłopakiem. Tak, miał ochotę na długi namiętny seks ale sytuacja stawała się coraz bardziej podbramkowa i nie mógł pozwolić sobie na drugi tego samego dnia wyjazd do Penzance. Niech sobie zawiąże na supełek... - pomyślał. Sam na dźwięk głosu Danny'ego dostawał małpiego rozumu a jego członek reagował prawie natychmiast. Z ogromnym bólem serca i nie tylko, musiał spławić kochanka i obiecać mu bliżej nieokreślony 'najbliższy czas'. Ale przecież on ma wpływ na to, żeby ten czas rzeczywiście był najbliższy! Schował komórkę i z biurowego telefonu zadzwonił bezpośrednio do szefa. Neil musiał być na naradzie, gdyż włączyła się poczta głosowa. Nagrał więc krótki monit, prosząc o oddzwonienie najszybciej, jak to będzie możliwe, po czym, czekając na rozmowę, wrócił do rozmyślań.

Telefon odezwał się po około kwadransie. Bez jakichkolwiek wstępów i ceregieli Rory wyjaśnił sytuację i podał nazwisko policjanta. Drugi raz już dzisiaj. Jedyne co opuścił, to jakiekolwiek eksplikacje na temat sposobu pozyskania tłumaczenia. I tak nie było na to czasu.
- Czy ty wiesz, na co się porywasz? - pytał szef. - Jeśli to są informacje niepewne bądź niesprawdzone, może to się dla nas skończyć ciężką kompromitacją, złamaniem karier a nawet sprawami z powództwa cywilnego. Ja tu potrzebuję nie stu a dwustuprocentowej pewności.
- Takiej nigdy nie będzie i szef sam o tym wie - odparł Rory.
- Ale procedury...
- W piździe mam procedury - odpowiedział twardo Rory. Znając charakter chłopaka z Dumbarton, szef nawet nie upomniał go za język.
- Zobaczę co się z tym da zrobić - powiedział Conway - tu jest kilka osób, takich, z którymi mogę na ten temat pogadać. Nie wychodź z pracy i czekaj na telefon. A czekając, przygotuj całą dokumentację, tak starannie jak tylko możesz. Wszystkie ważniejsze protokoły, kserokopie pamiętnika, wydruk z Google Translate, dosłownie wszystko na ten temat. - To powiedziawszy, rozłączył się.
Wydruk z Google Translate... - pomyślał przerażony Rory. Żeby jeszcze wiedział, które dokładnie strony Wojciech tłumaczył... Rzucił okiem na tłumaczenie. Są numery, na szczęście. Ale przepisywanie polskiego tekstu nie zachwyciło go. Zamiast po klawiaturę, sięgnął po telefon.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 0:49, 30 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 19:07, 28 Lis 2014    Temat postu: Zabojczy trójkąt (91)

91.
HMP Wandsworth

Wychodząc pod eskortą ze skrzydła Roman napotkał grupę więźniów stojących przed śluzą i przypatrujących mu się uważnie. Jeszcze nie był na bloku C dwadzieścia cztery godziny a już zdążył się zorientować, że to nie wróży nic dobrego. Nawet najszczelniejszy system izolacji i kontroli ma jakieś słabe punkty i w HMP Wandsworth była to możliwość obserwacji, kto wychodzi z tego konkretnego skrzydła. Co prawda VPU nie służył tylko dla przestępców seksualnych trafiali tam wszyscy więźniowie mający problemy ze współosadzonymi, ale w praktyce większość z nich to byli gwałciciele, pedofile, sprzedawczyki i byli policjanci. O ile zwyczaj grypsowania jest w angielskich więzieniach zupełnie nieznany, o tyle, podobnie jak we wszystkich innych tego typu przybytkach na świecie, istnieje swoista hierarchia, narzucona przez najsilniejszych. Na jej dnie są przestępcy seksualni i - zwłaszcza w Wielkiej Brytanii - policjanci i byli strażnicy więzienni. A że głuchy telefon działa tu bardzo szybko, nie da się całkowicie wymazać tej plamy z życiorysu. A byli policjanci nie są lubiani nawet przez największych dewiantów. Więźniowie z innych bloków, zorientowawszy się, kto siedzi i za co, wcześniej czy później znajdą sposób, aby dobrać się do rzeczywistych lub wyimaginowanych wrogów. Dlatego Roman odwrócił twarz i starał się nie patrzeć w stronę bacznie obserwujących go więźniów. Nie był nawet zainteresowany, kto tam jest, i tak ich wszystkich nie rozpozna. Szybko więc dał sobie spokój z baniem się na zapas i robił pośpieszny rachunek sumienia. Nawet nie wiedział, że proces wewnętrzny nastąpi tak szybko i nie zdążył przemyśleć całej sprawy. Nie był przygotowany na żadne pytanie, szedł na zasadzie: co będzie to będzie. Pouczono go uprzednio, że ma możliwość skorzystania z adwokata, na co skwapliwie się zgodził. Gorzej z językiem, nie było mowy o tłumaczu i tego bał się najbardziej, że padnie na jakimś szczególe tylko dlatego, że nie zrozumie pytania lub opacznie je zinterpretuje.

Zanim doszło do rozprawy, czekała go rozmowa z adwokatem. Okazał się nim starszy, na oko siedemdziesięcioletni mężczyzna, którego Roman z miejsca ocenił nawet nie na geja a na starą ciotę. Ten sposób wypowiadania się, dziwne uśmiechy, intonacja, mowa ciała... Nazywał się Terence Badman. I rzeczywiście wygląda na złego człowieka - pomyślał Roman.
- Czy ma pan zamiar przyznać się do swojego czynu? - Badman, świadom niedołęstwa językowego swojego klienta, wymawiał każde słowo oddzielnie i powoli.
- Nie - odpowiedział. - On się zgodził.
- To nie zaprzecza pan, że jednak odbył pan stosunek z poszkodowanym.
Roman nie zrozumiał pytania i pokręcił bezradnie głową.
- Did you fuck him? - zapytał wprost adwokat.
Ten przekaz był przynajmniej zrozumiały i Roman pokiwał głową. - But he want. He show me dick. He said do with hand.
- To znaczy że pana namawiał?
- Yes.
- To w takim razie proponuję, żeby na razie, dopóki nie mają żadnych dowodów, nie odpowiadał pan na jakiekolwiek pytania. I niech pan patrzy na mnie, jeśli pokiwam głową, to znaczy, że zgadzam się, aby pan odpowiedział.

- Pan Roman Kujawa? - upewnił się sędzia, kiedy Roman znalazł się już w ciasnym pokoju, skąpo umeblowanym za to rzęsiście oświetlonym. Roman zastanawiał się, ile razy odpowiadał na to pytanie. Zgodnie z umową popatrzył na adwokata, który kiwnął głową.
- Czy jest pan karany za przestępstwa seksualne w Polsce?
Roman nie odpowiedział.
- My do tego i tak dojdziemy, stosowne zapytanie zostało już wystosowane. A pan, panie Kujawa, zamiast słuchać rad adwokata, niech się pan zastanowi nad tym, czy dobrze pan robi, paraliżując nam dochodzenie.
- Protestuję - wyrwał się adwokat - nieuprawniony nacisk na podsądnego.
- Nie jesteśmy na sali sądowej szanowny kolego i pan wie, że obowiązują tu odrobinę inne reguły. Panie Kujawa - zwrócił się do podsądnego - czy może pan mi wyjaśnić, za co poszukuje pana Northampton Constabulary?
- Protest - odezwał się znów Badman. - To nie ma nic do rzeczy. Tu jest sprawa o dokonanie rzekomego gwałtu na współwięźniu i po prostu chcę ustalić, kim tak naprawdę jest podejrzany. A, w związku z zapytaniem z Northampton, chciałbym po prostu ustalić, czy podejrzany nie ma w swoim życiorysie innych tego typu epizodów. To zwykle procedury sądowe, panie kolego, i pan jako stary wyjadacz doskonale o tym wie.
- Dopóki podejrzanemu nic nie udowodniono, jest on niewinny i z całego serca radziłbym panu skoncentrować się na meritum sprawy.

Roman nie wiedział, że takie przepychanki nie są niczym nadzwyczajnym w brytyjskim systemie sądowniczym a zazdrosne pilnowanie kompetencji przez strony jest wręcz ceremoniałem, którego i tu nie mogło zabraknąć. Z jego punktu widzenia ta słowna szermierka mogłaby trwać jak najdłużej i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie musiałby się dziś z niczego tłumaczyć i miałby więcej czasu na przemyślenia. Po drugie, i o wiele ważniejsze, zaczynały wychodzić na jaw szczegóły z Northampton, na temat których nie wiedział nic lub prawie nic. Zasadniczo był elementem pewnej machiny i to był jego główny powód wyjazdu do Northampton i zatrudnienia się w tej właśnie firmie. Izdebskiego spotkał przypadkowo, nawet nie miał pojęcia, że go tu zastanie. Czy to był przypadek, czy nie, nie może powiedzieć. Natomiast w mig ożyły jego uprzedzenia, sposób w jaki on go potraktował wtedy, w Nowym Sączu. Choć tamto rozeszło się po kościach, nie sądził, że ktokolwiek będzie się tym interesować. Zresztą pracował w innej części firmy niż Izdebski, nie był nawet pewien, czy tamten go widział. Ale wystarczyło, że on, Roman, widział jego, Z miejsca zagotowało się w nim. Co sobie ten mały gruby skurwiel myśli? Na dodatek istniała możliwość, że go rozpozna i, co gorsza, nada tę sprawę dalej. A Anglicy w kwestii przestępstw seksualnych są wyjątkowo bezwzględni i chyba nie ma nikogo, kto by o tym nie słyszał. On również. Dlatego musiał, po prostu musiał zainteresować się tą sprawą i pogadać z kim trzeba. I ten, kto trzeba, zainteresował się tym dalej. I przewidział dla niego kolejną rolę w tej całej szopce, rolę niebezpieczną, ale i dającą ogromną satysfakcję. On tylko zrobił, co do niego należało. Pozostała już tylko kwestia zabezpieczenia tyłów i zapewnienia sobie alibi na tamten czas. Wydawało się, że zrobił to perfekcyjnie, jednak najwidoczniej coś zaczęło się sypać. Coś zaczęło albo ktoś zaczął - pomyślał gorzko. Nie podobało mu się, że do tej całej sprawy było dopuszczonych zbyt wielu ludzi. I że oni w końcu posuną się w stosunku do niego do szantażu. I to kto jak kto ale mundurowi policjanci? Tego chyba jeszcze w żadnym kinie nie grali. Obiecywali bezpieczeństwo, szybkie wyciągnięcie z pudła, daleko idącą pomoc. Eh, wszystko wskazuje na to, że trzeba będzie pomóc sobie samemu.

Sprawa zakończyła się przekazaniem jej do sądu rejonowego w związku z niemożliwością ustalenia stanu rzeczywistego i wagi zarzutów. Roman nie wiedział, co ma o tym myśleć, pewne dla niego jednak było, że szybko tego miejsca nie opuści. Zaczął się zastanawiać, czy jest jakakolwiek metoda skontaktowania się z tamtymi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pon 0:27, 01 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 16:21, 29 Lis 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (92)

92.
Northampton

- Panie Boobyer, może pan przestanie w końcu kręcić? To pracował u pana ten Kujawa czy nie? Jest na jednej liście, nie ma go na drugiej... Istny burdel w tej firmie. A reszta list?
Ainslie Hughes powoli traciła cierpliwość z tym nadętym dupkiem. Co prawda nie miała nakazu i formalnie nie mogła żądać okazania wszystkich dokumentów, no i bałagan w firmie jednak nie był zmartwieniem policji a ich wewnętrznego audytu. Jednak firma zgłosiła formalnie zaginiecie laptopów i kolejne inwentury ujawniały coraz to nowe niedobory. W takiej sytuacji kierownictwo firmy powinno wykazywać daleko idącą współpracę ze śledczymi. Tu nic takiego nie było.
- Część list przekazałem przecież policji, i to tych najistotniejszych - bronił się Boobyer.
- Tylko te dwie: ogólną i listy obecności sektora C.
- Jak to? - zdziwił się Boobyer. - A listę płac, payroll? A listę BHP?
- Nic takiego nie mamy. Pan mi przestanie wciskać ciemnotę, panie Boobyer. Kiedy pan przekazał? A może panu się wydawało, że pan przekazał?
- To pani robi ze mnie idiotę. Wczoraj był policjant i poprosił o listę płac, ewidencję ogólną, protokoły szkoleń... Wszystko ode mnie dostał.

Wszystko dobrze, tylko nikt nikogo po te listy nie wysyłał a sprawę kradzieży w magazynie prowadziła osobiście ona. Spróbuję inaczej - pomyślała.
- Protokół przekazania pan wypełnił?
Boobyer stropił się nieco.
- Nie było specjalnie czasu i podpisałem ogólny rewers. Pokazać pani?
- Prosiłabym.
Boobyer zniknął w pokoju obok a ona sama miała trochę czasu na myślenie. Jeśli jest prawdą to, o czym słyszała, to o czym superintendent Casey tylko sugerował... Zimne ciarki przeszły po niej.
- Proszę - Boobyer wyłonił się z pokoju z kartką papieru. Ainslie wzięła ją do rąk i przeczytała uważnie. Zwykły rewers przekazania podpisany przez inspektora Johna Smitha. Już samo nazwisko pachniało jej lipą. Nikt taki nie pracował w komendzie w Northampton. Poza tym rewers spisano na kartce firmowego papieru komisariatu w Northampton. Dostęp do tego papieru miał praktycznie każdy zatrudniony, nie tylko szefostwo. Dokument nie spełniał na dobrą sprawę większości wymogów formalnych.
- Czy ja mogę prosić o kserokopię tego dokumentu? - zapytała Ainslie.
- Ależ służę uprzejmie - powiedział Boobyer i wydał dyspozycję przez interkom. Po chwili w gabinecie pojawiła się biuściasta blondynka i bez słowa przejęła dokument. Sekretarka w niczym nie ustępowała innym laluniom snującym się po budynku menedżerskim i wyglądało na to, że pracując u Boobyera trzeba było spełnić pewne określone wymogi: blond włosy, zgrabny biust i wydatna pupa. - Seksistowska świnia - pomyślała z niechęcią.
- Pan wybaczy, panie Boobyer, ale mamy pewien problem natury technicznej i, zanim przejdziemy do dalszej rozmowy, wolałabym go wyjaśnić. Nie mogę stwierdzić, na czym on polega, choć istnieje takie prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie zostanie pan przesłuchany na nieco inną okoliczność. Aby ułatwić kontakt, prosiłabym o pana osobisty numer telefonu komórkowego.
- To jeszcze nie koniec kłopotów? - zdziwił się Boobyer, podając Ainslie elegancką wizytówkę.
- Mam nadzieję, że te kłopoty nie dotyczą pana osobiście. Tymczasem na razie do widzenia.
Boobyer wydał znów dyspozycję przez interkom i inna biuściasta blondyna, tym razem w stylu sado-maso i z dystynkcjami ochrony sprowadziła Ainslie do wyjścia. - Bardziej to wygląda na nielegalne miejsce kręcenia pornosów niż firmę logistyczną - pomyślała zanim opuściła bramę główną.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 16:21, 29 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 14:21, 30 Lis 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (93)

93.
Nowy Targ


Siedzieli w samochodzie i w milczeniu obserwowali niewielką ślepą uliczkę na peryferiach miasta. Jeśli już rozmawiali to po niemiecku; Jan nie znał ni w ząb angielskiego, dysponował natomiast całkiem niezłym niemieckim szlifowanym w Monachium i podstawowym norweskim. Czasem, w gorączce rozmowy, zdarzało mu się te języki mylić. Tymczasem uliczka była pusta, rozleniwiona w popołudniowym słońcu, bez jakiejkolwiek żywej duszy, nie licząc tłustego czarnego kota, który, najwyraźniej znudzony, przeszedł im przed samą maską. Wejście do domu było usytuowane pod kątem i trudno było ocenić, czy przed domem jest jakikolwiek policjant, w ogóle ktokolwiek.
- Pójdę - powiedział Jan.
- Ty?
- Tak, ja. Nie zapomnij, że ja tam mieszkam. Zamknięte czy nie, zawsze mogę się tam pojawić. Jeśli tam rzeczywiście nikogo nie ma, na co zresztą wygląda. Po prostu otworzę drzwi kluczem, wejdę i zabiorę.
- Ale tam powinny być plomby. No wiesz, zabezpieczenia.
- To będziemy wtedy myśleć, co dalej. Jakoś nie wierzę w polskie zabezpieczenia.


Jan cicho zamknął drzwi samochodu i uważnie rozejrzał się dokoła. Dalej cisza, jedynie ptaki z pobliskich drzew wydzierały się jak głupie. Gdy zjawił się przed drzwiami, jeszcze raz uważnie spenetrował wzrokiem okolicę. Dom Izdebskich znajdował się na końcu ślepej ulicy i, poza gęstymi krzakami, nie istniała żadna inna szansa odwrotu. Za nimi było szczere pole i jakakolwiek ucieczka tamtędy nie wchodziła w ogóle w rachubę. Jan uważnie obejrzał podłoże. Jeszcze teraz widoczne były ślady nawałnicy samochodów, która pojawiła się tu kilka godzin temu.
- Co będzie to będzie - pomyślał Jan, w duchu przeżegnał się, wcale nie dlatego, że był przesadnie religijny, i nacisnął klamkę furtki. Lekki trzask i już był w wąskim przydomowym ogrodzie, utrzymanym w angielskim stylu, z cypryśnikami, miniaturowymi daglezjami i innymi iglakami. Ten ogródek był jego dumą, niestety, dziś rano przestał. Specjalnie nawieziony żwirek stratowany był ciężkimi buciorami i pomieszany z brunatno-czarną glebą z podłoża. Niektóre drzewka były niebezpiecznie poprzechylane, co mniejsze roślinki po prostu stratowane. Jan na krótki moment zapomniał, po co się tu zjawił i kontemplował rozmiary zniszczeń.
I jak tu mieć dobre zdanie o policji - pomyślał gorzko, przypominając sobie, że nawet po wizycie przestępców ten ogród jednak wyglądał inaczej. Odruchowo poprawił pochyloną tuję i wszedł na ganek. Na drzwiach widniała niedbale przylepiona papierowa plomba opatrzona pieczątkami miejscowego komisariatu. Jan spróbował ją odkleić, możliwie jak najdelikatniej i z zadowoleniem stwierdził, że była przylepiona równie niechlujnie jak wyglądała. Sięgając do kieszeni po klucze, zdał sobie sprawę, że przecież policja nie dysponowała kompletem. Nacisnął na klamkę, która jednak stawiła opór. Musieli widocznie wymienić zamek. Ponownie przykleił plombę i drugą, niewidoczną od ulicy stroną wszedł do dużego ogrodu na tyłach domu.

No to teraz zobaczymy, czy największa słabość tej chałupy okaże się jej największym atutem - pomyślał Jan. Drzwi balkonowe na tarasie nie zamykały się dokładnie i wystarczyło je lekko podważyć, by dostać się do środka. Jan wiedział doskonale, że w takiej sytuacji mieszkanie właściwie stoi otworem dla wszelkiej maści włamywaczy, jednak nigdy nie znalazł czasu, aby się za to porządnie zabrać. Problemy mnożyły się w tempie kosmicznym, kto by myślał o drzwiach na balkon... O tej wadzie nie wiedział nikt oprócz jego samego i było nad wyraz wątpliwe, czy przestępcy skorzystaliby właśnie z tej furtki.

Tymczasem John siedział w samochodzie i starał się uważnie obserwować otoczenie. Starał się, gdyż jego myśli krążyły wokół niedawnych wydarzeń i zatrzymywały się głównie w Trzebnicy i w tamtej leśniczówce. A było już tak blisko... Jednak Wojciech nie chciał. Dlaczego? Jedyne, czego dane mu było zasmakować to gęstwina włosów i twarda nasada członka. Trzeba było nie zważać na protesty a po prostu pociągnąć. Pierwszy kontakt ręki z tym narządem zmiękczył już niejednego twardziela, jest tą granicą przenoszącą ze świata rzeczywistego do świata pożądania i emocji. Był już tak blisko. Nie zastanawiając się specjalnie nad tym, co robi, znalazł u siebie to miejsce. Było teraz równie twarde, równie ciepłe, równie czułe. Zaczął je ugniatać, przywołując w pamięci tamten moment. Za chwilę wzrastał z wzbierającym pożądaniem, w końcu był w cudzym samochodzie i poniekąd w pracy. Jednak napięcie ostatnich dni dramatycznie wołało o jakiekolwiek zluzowanie, jakąkolwiek ulgę. - A niech to - pomyślał i szarpiąc się nieco w trudnej, siedzącej pozycji, wyciągnął swój narząd. W tym momencie zadzwoniła jego komórka. - Trzeba schować jeden gadżet a wyciągnąć inny - pomyślał.

Z coraz większym osłupieniem słuchał relacji z Bideford, przekazywanej w suchym, żołnierskim stylu przez Rory'ego. A więc wszelkie ślady prowadziły do jego własnej firmy, którą lubił coraz bardziej i z którą coraz bardziej czuł się związany. Rory sugerował, że w Northampton ktoś z policji równolegle śledzi całą sprawę i dyskretnie, umiejętnie zaciera ślady. Giną dokumenty, zjawił się pierwszy świadek chcący odwołać zeznania, kierowca autobusu, zasłaniając się rzekomo złą pamięcią. - Dziwne, że pamiętał co powiedział na przesłuchaniu - pomyślał John. Zaczynało to potężnie śmierdzieć. Wysłuchawszy relacji ograniczył się do zdawkowego stwierdzenia, że tu, w Polsce, sprawy mają się dobrze i że chwilowo nie może powiedzieć nic więcej. Pożegnał się, rozłączył i schował telefon w chwili, gdy Jan wyłonił się zza narożnika budynku. Wracał z pustymi rękoma.
- Kurwa - powiedział, gdy już wsiadł do auta. - Tam tego nie ma. Tyle, że to ani policjanci, ani przestępcy.
- To znaczy?
- Musiałem to być ja sam. Przed wyjazdem robiłem porządki i część rzeczy wywiozłem do rodziców do Nowego Sącza, część do tego mieszkania, gdzie teraz jesteśmy, część wyrzuciłem. Tylko cholera wie, gdzie była ta paczka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 1:39, 02 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 14:16, 01 Gru 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (94)

94.
Exeter

Conway rozłączył rozmowę, wyszedł przed budynek i zapalił papierosa. Konferencja odbywała się na High Street, która o tej porze dnia wypełniona była tłumami leniwie spacerujących mieszkańców i turystów, część z nich w zakupowym szale, objuczonych wielkimi torbami. Znajdowały się tu same największe sklepy: Debenham, W. H. Smith, Marks & Spencer, i mimo wysokich cen wciąż było to atrakcyjne miejsce na zakupy. Conway obserwował bezkształtny tłum. Matki pchające dziecięce wózki torujące sobie drogę przez grupki młodzieży stojące na środku chodnika i niezważające na to, że komukolwiek mogą przeszkadzać. Starszych mężczyzn patrzących zalotnie na młode dziewczyny, korzystające z ostatnich promieni lata aby odsłonić ramiona a nawet coś więcej. Mimo, że Exeter nie jest jakąś specjalną metropolią, miał ten sznyt wielkomiejskości, który Neilowi zawsze się podobał i marzył, by kiedyś się tu przenieść. Nie miał zamiaru wracać na salę konferencyjną, zwłaszcza, że obecna prelekcja miała się zakończyć za dziesięć minut a później przewidziano półgodzinną przerwę. Poprawił mundur i przeszedł na drugą stronę ulicy do Tesco Metro, gdzie kupił puszkę coli i paczkę chipsów o smaku krewetek. Co prawda konferencja zaopatrzona była w bufet, który będzie czynny za kwadrans, potrzebował paliwa teraz i zaraz.

Niewątpliwie Rory miał rację, postępowanie było infiltrowane z zewnątrz i to było robione nad wyraz pieczołowicie. Tyle że było rozwleczone na kilka komórek, co przeciwnik bez skrupułów wykorzystał. Centrum operacji było w Northampton i stamtąd zapadały wszystkie decyzje, tam również wykiełkowała i została ucieleśniona myśl, by zabić Izdebskiego. Celowo wybrano taki moment, by trup znalazł się gdzie indziej, zawsze dawało to dodatkową możliwość mataczenia a przy tym bezpiecznego rozeznania, na jakim etapie są prace w miejscu, które zajmuje się stricte zabójstwem. Możliwość wpadki była niewielka a zamotania sprawy do granic niemożliwości rozwiązania wręcz kolosalna. Ten gliniarz, jak mu tam... Sweeney. Ciekawe, co to jest za ziółko. No i ciekawe, za co go zawiesili, mimo że policja jest na widelcu kilku innych służb, nie było to wcale takie częste a o każdym zawieszeniu policjanta na skutek problemów na linii policja-obywatel, informowały media i do tego informowały w celowo wytworzonej atmosferze skandalu. Neil popatrzył na zegarek, wykład powinien się skończyć za jakieś pięć minut i wtedy będzie mógł, wśród tych policyjnych asów z prawie całej Anglii, znaleźć odpowiednią osobę do rozmowy. Nie chciał od razu wdrażać procedur opracowanych na tę okoliczność, możliwość błędu, a co za tym idzie, kompromitacji, była na razie zbyt poważna.

Szczęśliwie jeden z wykładów poświęcony był wewnętrznemu nadzorowi w policji a prowadził go popularny i lubiany nadinspektor Royston Harper z Metropolitan Police w Londynie, człowiek, który wyglądał na wyjątkowo otrzaskanego w pracy policji i wszystkich jej negatywnych aspektach. Starszy, dobrze po pięćdziesiątce, z wyraźnie zarysowanym mięśniem piwnym i ogorzałą twarzą, wyglądał raczej na bywalca pubów niż przebiegłego śledczego, ale tym razem pozory myliły, i, kto się dał im zwieść, wkrótce odczuł ostry pazur Roya. Teraz pozostał tylko problem, jak go wyhaczyć, bo Roy był osobą popularną i nie odmawiał towarzystwa. Tymczasem z sali konferencyjnej wylała się fala policjantów w białych koszulach, część z miejsca podążyła do bufetu, część wyszła przed budynek na papierosa. Wśród nich był również Royston Harper.
- Można na chwilę? - zapytał Neil, odczekawszy aż Harper wyjmie papierosa i upora się z jego zapaleniem. Pytanie padło, gdy w powietrzu znajdował się już pierwszy obłok siwego dymu.
- I po co były te wszystkie zakazy palenia w pomieszczeniach, skoro nawet tu jest jak w wędzarni? Słucham pana, pewnie że można.
- Ale wolałbym jakoś... Bardziej kameralnie - Neil znacząco powiódł oczyma po formującym się wokół Harpera kręgu policjantów. - Sprawa jest, powiedziałbym, dość delikatna.
- Mamy pół godziny, tam jest ogródek piwny. Ja nie mówię, żeby od razu chlać piwsko, choć kufelka bym nie odmówił, ale przynajmniej można palić przy kawie - odparł Roy i pożegnał się z towarzystwem.

- Da się jakoś ściągnąć te dowody tutaj? - zapytał Roy, kiedy już zaznajomił się ze sprawą.
- Dać by się dało, kwestia wysłania kilku plików mailem albo przywiezienia ich z Bideford, co nie powinno zająć więcej niż czterdzieści pięć minut, oczywiście przy zachowaniu wszelkich przepisów ruchu drogowego - uśmiechnął się. - To tłumaczenie kto wam robił? Ktoś z naszych?
- Podobno Google Translate, jeśli wie pan, co to jest.
- Trzydzieści lat w firmie i prawie nie dotknąłem komputera... Ale wiem, słyszałem. Nie wiem, na ile to jest rzetelne, wypadałoby dać do konsultacji jakiemuś przysięgłemu tłumaczowi albo komuś, kto zna się na rzeczy. Nie macie tam jakiegoś Polaka pod ręką?
- Jest jeden, cywil, luźno związany ze sprawą, Problem polega na tym, że jest w Polsce, razem z naszym policjantem, pojechali po dyski.
- Kiedy wrócą?
- Prawdopodobnie pod koniec tygodnia, z tego co wiem, dyski będą mieli lada chwila.
- Ten Polak to kto?
- Były partner ofiary. Jest czysty ponad wszelką wątpliwość.
- Zawsze to jednak cywil, poszukam kogoś wśród naszych. Najwyżej można mu dać kontrekspertyzę, drugie, równoległe tłumaczenie. Ja chyba będę miał jakiegoś fachowca, ale to najwcześniej za dwa dni. Tamten jest dobry?
- Angielskim włada perfekt a przy tym jest piekielnie inteligentny, przynajmniej takie na mnie zrobił wrażenie. Tyle że pedał... A najgorsze, pojechał do Polski z innym pedałem...
- Ej, kolego, mam cię odseparować od pracy ze wszystkimi kobietami w firmie? A nawet jeśli, to co w tym złego, że chłopaki się sparzą?
- Dla mnie już sam fakt, że będę pracował z gejem był na granicy akceptacji. I jeszcze teraz...
- A w czym ci ten gej przeszkadza? Podrywa ci chłopaków na komendzie, proponuje seks przesłuchiwanym? Lata nago po komisariacie? Ważne, żeby nie szlajał się po miejscowych pikietach, bo na tym cierpi nasz autorytet. A powiem ci, że policjant-gej jest w wielu przypadkach lepszy niż hetero.
- Oj coś za bardzo bronisz tych pedryli - półżartem powiedział Neil. Faktu braku obrączki na palcu Harpera litościwie nie komentował, choć zwrócił na to uwagę jeszcze gdy Roy zapalał pierwszego papierosa, teraz palił czwartego.
- Każdy ma prawo do własnego szczęścia. I my jesteśmy po to, by tego prawa bronić a nie z nim walczyć. Kto nie rozumie tej podstawowej rzeczy, lepiej by zmienił pracę póki nie jest jeszcze za późno. Ja nie widzę w fakcie bycia gejem nic złego. A przystojni aby ci chłopacy?
- Nie znam się na tym - Neil czuł, że rozmowa idzie w najmniej oczekiwanym i jeszcze mniej pożądanym kierunku. - Jeden z nich starszawy a drugi grubawy. Już sama myśl, że mogliby wylądować w łóżku, przyprawia mnie o mdłości.
- A ktoś ci każe na to patrzeć? Nie lepiej zająć się własnymi sprawami? I rzygać z nieco innego powodu? Choćby z tego, że mamy masę skurwysynów w firmie? Choćby taki.... Jak on się nazywa?
- Sweeney.
- O właśnie. Uruchomię za chwilę swoje kanały i, zanim zaczniemy w ogóle myśleć na ten temat dowiemy się, kto to zacz. A ty, jeśli możesz, poślij po te dokumenty, kopie czy oryginały, wolałbym je mieć w papierze. No i niech ten twój człowiek w Bideford postara się o normalne tłumaczenie, jeśli może. Jedno mnie zastanawia. Znów Northampton...
- Coś nie tak?
- Było kilka problemów z komisariatem w tamtym mieście, wszystko rozeszło się po kościach choć mnie nie dawało spokoju. Teraz jeszcze ta sprawa? Będę z tobą szczery, Neil. Gdybyś tak do mnie podszedł jak dziś i powiedział, co powiedziałeś, wysłałbym cię w cholerę. Dopiero jak padła nazwa miejscowości, sprawa zaczęła mnie interesować. To co? Do boju!
W tym momencie zadzwoniła komórka Roya.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 1:33, 02 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 23:16, 01 Gru 2014    Temat postu:

Autorze - taka sobie literówka
'...dowiemy się, kot to zacz. '
'kot' = 'kto'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 13:09, 02 Gru 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (95)

95.
Northampton


Superintendent Kenneth Casey jeszcze raz rzucił okiem na rewers odbioru dokumentów w firmie Boobyera. Taki druczek był szeroko dostępny na terenie komisariatu i trudno było na jego podstawie wytypować kogokolwiek, kto mógł się dopuścić fałszerstwa. Przesłuchanie Boobyera w sprawie policjanta wizytującego jego firmę to już było uderzenie z grubej rury i mogło spowodować nieobliczalne następstwa. Tak długo, jak podejrzenie istnieje tylko w zamkniętym kręgu, jest większa swoboda działania, nikt nie patrzy na ręce, a i atmosfera jest w miarę znośna. Kiedy tylko wydostanie się na zewnątrz, zaczyna się paraliż, mocno obciążający atmosferę w firmie. Dlatego szefowie komisariatów decydują się na to tylko w oczywistych przypadkach. Temu daleko było do oczywistości...

- Ainslie, powiedz mi wszystko, co wiesz o tej sprawie, tak od początku do końca - zwrócił się do policjantki, która stała przy drzwiach. Casey zapraszającym gestem wskazał jej krzesło naprzeciw biurka.
- Tyle co wiem z akt z Bideford plus nasze bagienko, o którym informuję szefa na bieżąco. A w Devonie wygląda to całkiem prosto - mają zamordowanego w autobusie i żadnych podejrzanych, o ile dobrze wiem. To znaczy żadnych pewnych typów. To my mamy więcej, bo Kujawę i tę Alicję.
- Alicja została aresztowana dziś rano na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej - powiedział Casey. Można by wystąpić o ekstradycję, ale nie mamy zbyt wiele dowodów, poza tym to nie nasza sprawa a Bideford, nie będziemy tego rozwiązywać za nich, mamy tylko służyć pomocą. Nasza sprawa to kradzieże na terenie firmy.
- Trup teą jest bardziej nasz niż ich...
- Możemy zwrócić się z wnioskiem o przekazanie nam dochodzenia, na to nigdy nie jest za późno. Tylko po co nam to? I tak mamy wystarczająco dużo problemów, nie musimy ich mnożyć.
Casey wstał, podszedł do automatu i przyrządził dwa styropianowe kubki kawy, tylko po to, by dać sobie trochę czasu do namysłu.
- Czy naprawdę sądzisz, że te dwie sprawy się zazębiają? Tak długo jak nie znajdziemy motywu dla zabójstwa Izdebskiego, możemy sobie gdybać.
- Dobra, to ja postawię hipotezę, szefie. Zacznijmy od tego, że zabójstwo zostało zaplanowane i przeprowadzone tu, w Northampton a motywem jest usunięcie osoby, która wiedziała zbyt wiele o przestępczym procederze. W jakiś sposób cała ta grupa miała dojście do Izdebskiego, wiedziała o jego życiowych planach i postanowiła wyprawić go na ten lepszy ze światów w momencie, gdy był poza granicami hrabstwa. Moja hipoteza jest taka - pomysłodawcą był ten, kto znał dobrze policyjne procedury i miał, albo wydaje się mu że miał, wpływ na przebieg dochodzenia.
- Chyba mi nie chcesz powiedzieć, że...
- Nie bądźmy dziećmi, szefie. Dokładnie w tej chwili opiera się pan łokciem o jeden z dowodów, chyba najpoważniejszy, jaki w tej chwili mamy, czyli namacalną próbę kradzieży dowodów. Pójdę dalej. Kto przeprowadzał najmniej udaną część dochodzenia, jaką były wywiady z tymi polskimi emigrantami? Kto wchodził na chama do ich mieszkań? Zdaje się, że ktoś już za to beknął, prawda?
- Sweeney?
- A kto?
- Cholernie poważne oskarżenie. Czym innym jest chamstwo, niesubordynacja, aspołeczność i zwykła głupota, a zupełnie czym innym jest masowa kradzież a nawet zabójstwo. To, że...
- Ja wiem, że to żaden dowód - przerwała mu Ainslie - ale jednak zastanawiająco często przestępcy wywodzą się właśnie spośród takich aspołecznych typów. Jakoś, pomijając przestępstwa o zupełnie innym charakterze, na przykład seksualne, bandziorami rzadko są osoby delikatne, życzliwie nastawione do świata i ludzi, uczynne. Warto to mieć na uwadze.
- Przynieś mi teczkę z aktami z Bideford - westchnął Casey. Zamiast teoretyzować, lepiej wziąć się do konkretnej, przynoszącej wymierne rezultaty pracy...

Superintendent Casey starał się panować nad sprawami dotyczącymi życia zawodowego policjantów jak i ich urlopami czy wolnymi - osobiście podpisywał wszystkie prośby o urlop, podania o zwolnienie czy przeniesienie, tyle, że nie zaprzątał sobie nimi specjalnie głowy, wszystkie podpisane przesz niego dokumenty lądowały na biurku sekretarki i sprawa była dla niego zamknięta. Po co sobie obciążać pamięć, jakby mało było innych problemów? Coś jednak nie dawało mu spokoju. Jakieś trzy tygodnie temu Sweeney poprosił o tygodniowy urlop, tłumacząc się względami rodzinnymi, jakaś operacja czy coś podobnego. Pamiętał to tylko dlatego, że było mu to wyjątkowo nie w smak, sierpień tradycyjnie należy do najgorszych miesięcy jeśli chodzi o nagłe, niespodziewane urlopy, pół Anglii jest wtedy na wakacjach. Musiał dokonywać nie lada wyczynów, by dopiąć grafik. I tylko dlatego to pamięta.
- Ainslie... Czy ty może pamiętasz dlaczego Sweeney brał urlop?
- Mnie się nie tłumaczył - odburknęła Ainslie. Już samo wymienienie tego nazwiska powodowało u niej reakcję obronną. - A ja nawet nie pytałam, nie rozmawiam z głupimi chujami.
- Ainslie, ja jestem wciąż twoim szefem a Sweeney formalnie twoim kolega z pracy... Proszę, bądź bardziej oględna w słowach.
- Przepraszam... Co jednak nie zmieni mojej opinii o nim.
- Słyszałem - uśmiechnął się Casey. - A nie rozmawiał z kimś? Nie słyszałaś czegokolwiek?
- Nie, ale... To miał być tydzień, prawda? Natomiast pamiętam co innego, ta parszywa świnia...
- Ainslie!
- Sorry. Ten mój, jakby to ująć, kolega, wpadł pewnego popołudnia, właśnie podczas urlopu, do firmy i szukał czegoś w notatkach.
- Jesteś pewna, że wtedy?
- Siedemnastego, tego jestem pewna, wiem co wtedy robiłam. Jaki był miły, jaki uprzejmy, do rany przyłóż. Jak sklonowany...
- A co konkretnie robił?
- Najpierw grzebał w szafie z dokumentami a później wisiał na telefonie.
- Sprawdzę listę na siedemnastego, komenda to nie obora, tu nie można po prostu wejść i wyjść. Są przecież pewne procedury.
Ainslie miała litość nad szefem i sporo do powiedzenia odnośnie tych 'procedur'. Formalnie trzeba było odfajkować listę i zalogować się na czytniku biometrycznym, przez przyłożenie palca i wstukanie kodu PIN. Jednak sam fakt zalogowania nie otwierał żadnych drzwi, a był tylko badany przy okazji wniosków o wypłatę nadgodzin. A lista... Wszystko zależało od tego, kto był na dyżurce. Poza tym lista leżała wyłożona przed okienkiem, wystarczyło zamarkować wpis, nikt tego nie sprawdzał. Możliwość nierejestrowanego wejścia do firmy była spora i czasem wykorzystywana do różnych celów. Ale o tym się nie mówiło. Sweeney, jeśli chciał, mógł wejść i wyjść zupełnie niezauważony, ba, mógł wprowadzić nawet połowę Northampton bez wzbudzania niczyich podejrzeń.
- Od biedy da się je pominąć. Dolary przeciwko orzechom, że nie znajdzie pan nazwiska Sweeneya na żadnej liście z tamtego dnia.

Istotnie, nazwiska nie było. Casey pożegnał się z Ainslie, obserwując dwa jędrne pośladki znikające za drzwiami. Czasem wydawało mu się, że ona na niego leci i sądził, że gdyby zaproponował jej miły weekend we dwoje, nie spotkałby się z odmową, a już zdecydowanie z kategoryczną odmową. Jednak etyka pracy w firmie tego zabraniała. Nie zabraniała jednak wyobrażać sobie, jak wbija swój twardy, choć niespecjalnie długi członek w jej mięsiste podbrzusze. Jego życie seksualne dawno legło w gruzach, choć formalnie nie był rozwiedziony. Jednak żonę miał wyłącznie na papierze i w domu, kiedy jej się znudził kochanek. Z łóżka zrezygnował już dawno, zwykłe zwalenie konia dawało mu więcej satysfakcji niż stosunek z tłustym, pyskatym babskiem. Eh, życie...

Czas pędził go i musiał się na coś zdecydować. Najlepiej będzie jednak przeprowadzić szybką nieoficjalną konsultację. Był taki ktoś, jego dawny kolega ze szkoły policyjnej. Co prawda nie przepadał za nim ale teraz, kiedy sytuacja tego wymaga... Royston Harper. Cała legenda... Ukryty gej, birbant, hedonista, smakosz luksusowych alkoholi i grubych kubańskich cygar. Dusza towarzystwa ale i wybitnie bystry umysł, w jego obecności naprawdę trzeba było zważać na słowa. O jego homoseksualizmie chodziły plotki, nikt konkretnie na niczym go nie złapał, zresztą Roy był przyjęty do firmy w czasach kiedy obowiązywała zasada 'don't ask don't tell'. Ken jednak swoje wiedział i miał żelazne podstawy uważać Roya za homosia. Choć to już było tak dawno.... Mógłby mu w końcu tamto wybaczyć. Choć, tamto nie było wcale takie nieprzyjemne. Od tamtej chwili ich kontakty były sporadyczne i ograniczały się do spotkań przy formalnych okazjach. A niech tam... Wygrzebał numer z książki telefonicznej leżącej na biurku i wystukał na klawiaturze telefonu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 3:09, 10 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 13:03, 03 Gru 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (96)

96.
Nowy Targ


- To mam wszystko zrobić jeszcze raz? - zdziwił się Wojciech.
- Tak, tylko tym razem oficjalnie, tak jakbyś robił tłumaczenie dla jakiejś firmy. No i w miarę szybko, chyba nie skasowałeś tego wszystkiego? - zapytał John. Rory pilił go strasznie i naciskał na wykonanie roboty 'na wczoraj'. Widać coś jest rzeczywiście na rzeczy, tyle, że na razie nie było mu dane poznać wszystkich szczegółów.
- A co on chce, całość czy tylko te fragmenty, które wskazują na policję? Bo jak się wezmę za całość, to do jutra nie skończę. To jest osiemdziesiąt stron. Zakładając stronę w dwadzieścia minut...
- Masz pół godziny, zrób tylko te najważniejsze fragmenty, z tego, co rozumiem, one muszą być komuś pokazane. Resztę zrobisz wieczorem i doślemy jutro. Tak w ogóle, Wojtek, to jutro byśmy musieli już wracać. Bez dysków, mówi się trudno... Jak się nazywało to miasto, gdzie zostawiliśmy samochód?
- Który, malucha czy vauxhalla? - zapytał Wojciech znad komputera.
- Vauxhalla.
- Opole.
- Można stąd jakoś szybko tam dojechać?
Tak postawione pytanie było trudne do odpowiedzenia, co to bowiem znaczy szybko? Pociąg z Nowego Targu do Krakowa to dwie i pół godziny, z Krakowa do Katowic jest zaledwie osiemdziesiąt kilometrów a najszybszy pociąg pokonuje tę odległość w dwie godziny. Wytłumaczenie tego Anglikowi, a zatem mieszkańcowi kraju, gdzie pociągi były może drogie i zapchane, ale za to szybkie, było praktycznie niemożliwe.
- To już szybciej będzie z Krakowa wrócić maluchem do Opola. Pod warunkiem, ze go znajdziemy,..
- Tym padłem? Odmawiam kierowania - zaprotestował John. - Jeszcze teraz bolą mnie wszystkie kości. Tam nawet nie da się kierownicy porządnie prowadzić.
- No z twoją budową... Samochód i tak trzeba oddać. To już nie planujesz podróży samolotem?
- Nie. Z prostego powodu. Boję się o ciebie.
- Przecież Gapiński i Alicja siedzą, ta druga nawet z rozwaloną cipą, są bezpieczni.
John nie wydawał się przekonany.
- Jesteś pewny, że wszystkich pozamykali? Bo ja nie. Poza tym, jesteś pewien, że sędzia nie wypuści ich za kaucją? Zwłaszcza Alicji? Jeśli ona nic złego nie zrobiła w Polsce, nie będzie żadnych podstaw do jej zatrzymania. To, że była w miejscu, gdzie zastrzelono człowieka? Przecież my nawet nie wiemy, kto strzelał. Gorzej, nie wiemy kogo zastrzelili. Wszystko zależy od interpretacji waszego sądu, a ja ci mówię, to nie jest takie proste. I Alicja i Gapiński są poszukiwani przez Wielką Brytanię a do tego, by się tam znaleźli, potrzebna jest procedura ekstradycyjna i europejski nakaz aresztowania. Nawet nie wiem, czy o nie wystąpiono, a sądząc z tempa, w jakim masz zrobić to tłumaczenie, chyba jeszcze nie. Reasumując, cała sytuacja nie różni się specjalnie od wczorajszej. No i jest jeszcze jedno. Nawet jeśli jesteś w miarę bezpieczny na kontynencie, jest jeszcze sprawa Wielkiej Brytanii. Tak długo jak w sprawę jest zamieszana policja, pies jest na wolności i może pogryźć. A zdaje się, że ktoś u nas na komendzie porządnie chlapnął jęzorem i wszyscy zainteresowani wiedzą, że tkwisz w sprawie po uszy.
- Jak to chlapnął jęzorem? To ten ktoś może być z Bideford?
- Nie, aż tak źle nie jest - uspokoił go John. - Ten kret jest prawie na pewno z Northampton. Tyle, że dość podstępnie zdobył informacje z naszego komisariatu. No ale jak się pracuje z takimi krowami jak Drury... Niech ta baba w końcu da sobie spokój z policją i pójdzie sprzedawać do sex shopu. Błysnąć cyckiem i odsłonić kawałek dupy ja też potrafię.
- Może jednak za chwilę, na razie chciałeś tłumaczenie na wczoraj.. A jak skończę, to ocenię, czy rzeczywiście potrafisz. Ale kawałek, żebyśmy się dobrze rozumieli...

Jan tymczasem gotował obiad dla swych gości i gorączkowo zastanawiał się, gdzie on to mógł wsadzić. Jeśli paczka jest w worku, który zaniósł w nowotarskim domu na strych to raczej już przepadło. Nie zamierzał wracać i przeżywać tego jeszcze raz. Poza tym w tamtym worku były chyba tylko stare ubrania. Paczka za to mogła się znajdować w dużym kartonie, który zabrał do Nowego Sącza. Nie miał co prawda żadnych obowiązków wobec tych dwóch gości, ale Wojciech był przyjacielem jego zmarłego syna, a to do czegoś zobowiązywało. Ponadto nikt tak bardzo jak on nie pragnął wyjaśnienia sprawy i dowiedzieć się dlaczego i z czyich rąk zginął Szymon. Szybko zrobił rachunek czasu, w półtorej godziny dostanie się do Sącza, tyleż powrót, na dom nie przeznaczył więcej niż dziesięć minut, dobrze wiedział, gdzie położył to cholerne pudło.

- Wysłałeś?
- Tak, poszło, zadzwoń i powiedz im, że zrobione.
- Chyba nawet nie muszę, podejrzewam, że Rory siedzi z głową w monitorze i sprawdza pocztę co dwie minuty. To co, chwila odpoczynku?
- Miałeś mi błysnąć cyckiem, przypominam ci...
Wojciech ssał długo i namiętnie sutek, po czym drugą ręką sprawdził gotowość Johna. Nie zawiódł się i już po chwili pokrył pocałunkami cały brzuch by na koniec uwolnić z odzieży te partie korpusu, które interesowały go najbardziej. Po jego ciele przebiegały dreszcze emocji, gdy dotarł do celu.
- Może położymy się...
Legli na wersalce w salonie i tym razem żaden z nich nie wzbraniał się, nie robił podchodów i uników, po prostu cieszyli się sobą, odkrywali tajemnice własnych ciał penetrując je z zapamiętaniem.
- Jeszcze nigdy nie byłem we wnętrzu drugiego mężczyzny - powiedział John. Jesteś gotowy?
Do tej pory było to przeznaczone tylko dla Szymona. Poza tym Szymon ze swoim uzbrojeniem nie mógł wyrządzić większych szkód. John mógł...
- Jak będziesz delikatny... Nie wiem, czy ci wierzyć, już dziś rozkwasiłeś komuś narządy.
- Tam nie było żadnych narządów a dziura. No i nie chcesz mi przyłożyć.
- Jeszcze nie, choć pewnie byłoby za co - Wojciech pocałował Johna w usta.
- Będę idealnie wilgotny i delikatny. Tylko to musi być już, teraz. I puść mi jądra, bo się nie doczekasz...
Delikatnie przewrócił Wojciecha na brzuch, spychając go w kierunku ściany.
- Aj! - krzyknął Wojciech a jego ciało przeszedł skurcz bólu.
- Ale ja jeszcze nawet nie zacząłem...
- Nie, to nie o ciebie chodzi. To łóżko jest tu nierówne. Coś jakby przebijało ten plusz i dźgało mnie w żebra.
- Poprawimy? Grunt, by ci było wygodnie.
Odsunęli wieko zdezelowanej starej wersalki, która najwidoczniej dożywała końca swych dni. Wersalka zaopatrzona była w pudło, pełniące rolę schowka na pościel. Był on zapchany do granic możliwości, a góra ułożona nierówno, jakby powpychana na siłę bez jakiejkolwiek troski. Wojciech chwycił do ręki najbardziej wystający przedmiot, który przed chwilą mało nie wybił mu żebra. Już miał go ułożyć bardziej na płasko, gdy w jego oczy rzucił się napis wykonany czarnym, grubym mazakiem. Było to niewątpliwie pismo Szymona a napis był adresem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 3:11, 10 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 12:48, 04 Gru 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (97)

97.
Exeter


Royston Harper rozłączył rozmowę, schował telefon od kieszeni i, zanim cokolwiek powiedział, wyciągnął paczkę papierosów Silk Cut, wyjął jednego i zapalił. To już zaczynało się układać, tyle że nie wiadomo, czy to dobra czy zła wiadomość. Niewątpliwie wszelkie ślady prowadziły na posterunek w Northampton, niewątpliwie była tam jedna świnia - a może więcej? - która uczyniła sobie z miejsca pracy źródło nadprogramowych dochodów, i nie posunęła się przed nawet największą podłością, by ten cel osiągnąć. Tyle, że wszelkie podejrzenia były do tej pory oparte na poszlakach, brak było jednego, decydującego dowodu, by na tym wszystkim położyć łapę. Wystarczyło na szczęście, by sprawie nadać bardziej formalny bieg, otworzyć postępowanie, przeprowadzać przesłuchania. W tej sytuacji dowody z Bideford, tłumaczenie pamiętnika, czy co tam było, straciły status koronnych, niemniej były dalej pożyteczne. Tyle, że to przecież nie od niego zależało, a od Met i specjalnej komórki kontrolującej pracę policji. Czy dostanie to dochodzenie czy nie, to już nie od niego będzie zależeć. On będzie musiał jedynie rzucić zebrane dokumenty na odpowiednie biurko i cierpliwie czekać, co będzie dalej. Tyle, że w tym konkretnym wypadku czekanie było czymś, co mogło skutecznie zablokować rozwiązanie sprawy.

- Jak tam ten twój człowiek? Obawiam się, że będę potrzebował tych dokumentów na teraz. Coś się stało, gdzie indziej, ale również w związku z tą sprawą i teraz wygląda to zupełnie inaczej - powiedział Neilowi. - W tej chwili sprawa wygląda tak, że w każdej chwili mogą odebrać wam dochodzenie, jeśli rzeczywiście za tym wszystkim stoi policjant.
- Jak to odebrać? Mam odwołać swoich ludzi z Polski, przerwać robotę tutaj i, mówiąc brutalnie ale prawdziwie, odpieprzyć w momencie, kiedy już prawie wszystko zrobiliśmy?
Rory nie nadmienił, że pierwsza osoba liczby mnogiej była tu mocno na wyrost, bo on w zasadzie nie kiwnął palcem, a wszystko zrobili jego podwładni. Jednak, i wiedział o tym doskonale, gdy przyjdzie do zaszczytów, on i tak będzie pierwszy. Zawsze liczy się, kto pociąga za sznurki, nawet jeśli za bardzo nie musi. Odebranie sprawy i wykończenie jej przez Metropolitan Police, czy kogokolwiek innego, odebrałoby możliwość jakichkolwiek zaszczytów i wyrazów uznania, o podwyżkach nawet nie wspominając.
- Czasem tak jest i nic na to nie poradzisz.
Neil dałby wiele, by rada się jednak znalazła i to możliwie natychmiast. Przejęcie sprawy przez 'jedenastki', jak się ich nazywało, oznaczało udostępnienie im wszystkich akt, całego niemal komisariatu. A to oznaczało dla niego bezsenną noc, czyszczenie i porządkowanie akt i dokumentów. Nie to, żeby miał cokolwiek do ukrycia lub sfałszowania, ale każde, nawet najmniejsze zaniedbanie zostanie z miejsca zauważone i w konsekwencji ukarane. Coś, co zapowiadało się jeszcze godzinę temu jako wycieczka na Olimp, może wkrótce skończyć się Hadesem. W myślach przeklinał moment, kiedy zdecydował się na rozmowę z Harperem, choć, z drugiej strony, w takich okolicznościach piekło nastąpiłoby wcześniej lub później.
- A co z moimi ludźmi w Polsce? Odwoływać ich już? Bo tak w zasadzie to oni robią odcinek, który bardziej należy do Northampton, wysłaliśmy ich, w przekonaniu, że poradzą sobie lepiej.
Harper poprosił o wytłumaczenie założeń i celów misji raz jeszcze.
- W takim układzie lepiej, by tam jednak zostali, tu może być gorąco. Tyle że, jeśli te dyski istnieją, niech znajdą się jak najszybciej u nas. W każdym bądź razie nie będę naciskał. Tyle, że musiałbym dostać to dochodzenie.

Harper nie wspomniał, że nawet, jeśli go nie dostanie, z pewnością będą je prowadzić ludzie, którzy byli albo jego wychowankami albo współpracownikami i będzie miał jeśli nie nadzór, to na pewno wgląd w dochodzenie i możliwość zasugerowania takich czy innych rozwiązań.
- Niech się chłopaki pobawią z tej Polsce, z tego co wiem, to wesoły kraj, no i dość tani.
Neil popatrzył się na niego z niesmakiem.
- Popierasz burdel w policji?
- Jaki tam burdel, nie używaj wielkich słów. Ten twój pan Śmierć, czy jak on tam się nazywa, ma uporządkowane życie osobiste? Jakiegoś stałego partnera? Żyje w jakimś związku?
- A co mnie to, kurwa, obchodzi? - zirytował się Neil. - Mnie sama myśl o tym, że ktoś mógłby ruchać to tłuste dupsko, napełnia odrazą, powiem ci szczerze, że czasem wręcz patrzeć na niego nie mogę. Ale pracownikiem jest dobrym, nawet świetnym i nie ma jak go uwalić, chociaż czasem to nawet bym chciał. Mam wrażenie, że ma poparcie kogoś bardzo wysoko.
Harper popatrzył wymownie na zegarek. Jawne deklaracje homofobii wpływały na niego mniej więcej tak jak na Neila widok tłustego dupska. Poza tym im wcześniej nada bieg sprawie, tym lepiej.
- Ej kolego, nie zapominaj się. Macie w swojej komendzie niemal jawną nimfomankę i to ci jakoś nie przeszkadza, mimo, że w takiej sytuacji jej bezpieczeństwo dla firmy spada prawie do zera... No i firmy jako takiej też.
- Nimfomankę? - zdziwił się Neil. - Nie wiem, o kim mówisz. I skąd to wiesz.
- Ejże... Słabym jesteś szefem, Neil, jeśli tego nie wiesz a jedenastki i owszem. Słabym, coraz słabszym... Przeszkadza ci facet, który szuka szczęścia z drugim a nie przeszkadza ci baba, Drury się nazywa, pewnie słyszałeś takie nazwisko, prawda? której koło cipy można postawić kołowrotek do liczenia frekwencji. Ale teraz cię przepraszam, ja naprawdę muszę wykonać kilka rozmów. No i czekam na obiecane materiały.

Odchodząc nawet nie odwrócił się, by zobaczyć wyraz twarzy Neila po tej rozmowie. Zresztą nie trzeba było być laureatem Eggheads by zgadnąć, jaki on jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 17:06, 07 Gru 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (98)

98.
HMP Wandsworth


Znów korytarze, śluzy, bramy, kraty. Tym razem Roman nie wnikał gdzie i w jakim celu go zabierają. Pewnie i tak by niewiele rozumiał a każde wyjście z celi było błogosławieństwem. Jeszcze nie zdążył przyzwyczaić się do wymogów reżymu na oddziale dla więźniów specjalnej troski. Było to prawie państwo w więziennym państwie HMP Wandsworth, starannie i szczelnie izolowane od reszty. Obowiązywała większa anonimowość więźniów, mniej czasu na wzajemne spotkania i szczelna izolacja od reszty zakładu karnego. Prawie szczelna, bo o próbach sforsowania przeszkód przez 'normalnych' więźniów krążyły legendy. Jak to jednak z legendami bywa, większość z nich zawierało ziarno prawdy a o wiele więcej mitów, domysłów i dopowiedzeń. Roman słyszał nawet opowieści o więźniach, którzy celowo dostawali się na skrzydło C, tylko i wyłącznie po to, by tu 'wymierzać sprawiedliwość'. Miało to ręce i nogi o tyle, że VPU gościł nie tylko przestępców seksualnych, ale i byłych policjantów, strażników więziennych a także tych więźniów słabszej konstrukcji, którzy z takich czy innych powodów byli narażeni na szykany.

Znów musiał minąć grupki więźniów w głównym holu, przyglądające mu się ciekawie. Co prawda dla zachowania pozorów część bloku C była dla zwykłych więźniów normalnego reżymu, jednak trudno cokolwiek ukryć w warunkach tego zakładu, kiedy większość mord zdążyła się już opatrzeć. Telegraf bez drutu działał. Toteż Roman musiał ścierpieć sporo nienawistnych spojrzeń i wypowiadanych półgłosem uwag. Krótki kawałek zbiorowego korytarza ciągnął się w nieskończoność. Idąc korytarzem skrzydła F1 mógł podziwiać specyficzną ekspozycję, na ścianie zawieszono życiorysy najsłynniejszych więźniów, takich jak Oscar Wilde, reszta nazwisk nic mu nie mówiła.

Tym razem jego 'komitet powitalny' w biurowym, acz skromnie urządzonym pokoju stanowiły dwie kobiety, których nie znał, jedna tłustawa blondyna z dyskretnym makijażem, druga wyższa, szczupła brunetka z prostymi włosami o słowiańskim typie urody.
- Pan będzie łaskaw zająć miejsce - powiedziała blondyna po angielsku. - Pan Roman Kujawa, prawda?
Roman kiwnął głową.
- Przedstawiam panu pańską tłumaczkę, Beatę Balawender - popatrzyła na brunetkę pytająco a ta uśmiechnęła się i kiwnęła głową. - Będzie pan przesłuchany na okoliczność kilku wydarzeń w Northampton, które mogą panu być znane.
- Nic nie wiem, nikogo nie znam i w ogóle do widzenia paniom - powiedział i w geście protestu odwrócił wzrok do ściany.
- Czy życzy sobie pan adwokata? - zapytała blondyna. - Pan pozwoli, że się przedstawię, nazywam się DI Ainslie Hughes z komisariatu w Northampton. Przesłuchanie będzie nagrywane - to mówiąc włączyła stojący na biurku magnetofon kasetowy i podała na głos czas i miejsce przesłuchania.
- Przesłuchanie Romana Kujawy, obywatelstwa polskiego na terenie więzienia HMP Wandsworth w obecności tłumacza, Beaty Balawender, zatrudnionej przez Home Office. Przesłuchanie rozpoczęto dwudziestego siódmego sierpnia o godzinie osiemnastej dwadzieścia.
- Nie wiem, po co te całe cyrki, nic nie wiem, mam w nosie to przesłuchanie i w ogóle odprowadźcie mnie z powrotem do celi.
- Proszę o przetłumaczenie - zwróciła się do brunetki.
- Panie Kujawa, został pan zatrudniony w firmie w Northampton, gdzie pracował pan z Szymonem Dominikiem Izdebskim, prawda?
- Nie wiem, kto to jest Izdebski, pierwsze słyszę o takim człowieku. Jeśli pracował na terenie firmy, może znałem ale na pewno nie z imienia i nazwiska.

Roman popełnił w tym momencie błąd, którego nigdy by nie zrobił, gdyby chwilę wcześniej zgodził się na obecność adwokata przy przesłuchaniu. Skąd mógł wiedzieć, że angielska procedura przesłuchań jest zupełnie inna niż ta, z którą się do tej pory zetknął? Z zagranicznym prawem miał kontakt jedynie na amerykańskich filmach. Tymczasem nie wiedział, że podstawą różnic proceduralnych jest zupełnie inne podejście do materiału dowodowego. Angielskie sądy o wiele poważniej traktują zeznania i często to one, a nie dowody rzeczowe, są podstawą wyroków. Jest jeszcze inna różnica: w odróżnieniu od systemu kontynentalnego, gdzie na podejrzanego i podsądnego nie nakłada się obowiązku mówienia prawdy, w Wielkiej Brytanii sąd może - i często to stosuje - odebrać przysięgę prawdomówności, a udowodnione kłamstwa karze z paragrafu o krzywoprzysięstwo. Nawet przy aresztowaniu jest się ostrzeganym że cokolwiek się powie, może być wykorzystane jako dowód w sprawie. Formułki 'anything you say, may be given in evidence' używają nawet dzieci w zabawach podwórkowych. W konsekwencji adwokaci radzą podejrzanym, by zachowywali daleko idącą powściągliwość w słowach. W angielskiej praktyce prawnej była masa wielogodzinnych przesłuchań, podczas których jedyną osobą mającą cokolwiek do powiedzenia był przesłuchujący. Mimo, że podejrzany odmawiał zeznań, konieczność zadania tych pytań była oczywista: wszystkie są nagrywane, a w brytyjskim sądownictwie - znów w przeciwieństwie do polskiego - taśma magnetofonowa jest dowodem, i to dowodem, po który angielscy sędziowie sięgają nader chętnie. Dobry przesłuchujący umie doskonale wykorzystać moment, kiedy przesłuchiwany, czy to nie znając procedury, czy też odpowiednio inteligentnie sprowokowany, zaczyna mówić. A Ainslie Hughes do pracy w policji była przygotowana doskonale.
- panie Kujawa, w świetle zeznań kilku osób nie tylko znał pan Izdebskiego, ale doszło miedzy wami do, powiedzmy, spotkania i to w momencie, kiedy Izdebski był niepełnoletni. To co prawda nie nasza sprawa, zajmie się tym zapewne sąd w Polsce, któremu przekażemy akta sprawy, ale nie stawia to pana w najlepszym świetle. Więc jak, znał pan Izdebskiego?
- Dalej nie wiem, o kim pani mówi. Niby jakiego spotkania, co ja mu miałem zrobić? Spotykałem się w Polsce z różnymi ludźmi, mógł wśród nich być i ten Izdebski, czy jak on się nazywa, ale naprawdę... Panie mnie z kimś mylą. Co niby mi sugerujecie?
- Zeznania świadków - Ainslie celowo użyła liczby mnogiej - mówią o gwałcie homoseksualnym.
- Ja i gwałt? To już jest jakaś paranoja.
- A może pan powiedzieć za co jest tu pan trzymany na VPU? Ma pan zarzut o gwałt na więźniu narodowości rumuńskiej. Temu pan też zaprzeczy?
Roman nie dopowiedział na to ledwie zawoalowane oskarżenie. Jeszcze nie udowodniono mu winy, ale wystarczy, że sprowadzą z Polski kartotekę... I znajdą to, czego tak bardzo chcą.
- Mogło być tak, że - ciągnęła niczym niezrażona Ainslie a tłumaczka powtarzała po polsku każde zdanie - dowiedział się pan w Polsce, gdzie aktualnie znajduje się Izdebski i postanowił go pan usunąć raz na zawsze. Zapytam wprost, szantażował pana?
Roman zrozumiał, że zaczyna przegrywać, wkrótce, wcześniej raczej niż później, dojdą do sedna sprawy i kto za tym faktycznie stoi. Tymczasem w tej chwili nie wyglądało to najweselej. Zabójstwo na tle seksualnym, kogoś, kogo tylko przeleciał kilka lat temu... Jaki gwałt, chłopak na internecie aż się rwał, by ktoś mu przeczyścił rurę. Tyle, że na to nie ma jakichkolwiek dowodów i przyszło mu walczyć o najwyższą stawkę. Do końca życia w tym piekle oddziału dla zboczeńców...
- To może ja powiem całą prawdę, od początku do końca - powiedział zrezygnowany. `


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 10:31, 09 Gru 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 17:43, 07 Gru 2014    Temat postu: Zabójczy trójkąt (99)

99.
Northampton


Sweeney z wściekłością rzucił słuchawkę na widełki. Nie tylko jego źródło informacji na komisariacie w Northampton było nieobecne, ale jeszcze natknął się na samego Kena Caseya, który rozszyfrował go po pierwszym słowie. Nawet nie słuchał co tamten ma do powiedzenia, mógł się jedynie domyślać. Spróbuje jeszcze zadzwonić do Bideford. Ostatnim razem ten numer się udał, może tym razem...
- Pana nazwisko? - zapytała osoba po drugiej stronie słuchawki. Sweeney nawet nie przemyślał czy ma podać własne, czy też podszyć się pod kogoś. Korzystał z komórki, która w razie czego uniemożliwi mu jego identyfikację, chyba że będą dokładnie badali sygnał. Na to się jednak nie zanosiło.

Znał kogo trzeba, miał znajomego kolegę w 'jedenastkach' w Bristolu, który za odpowiednią opłatą poinformuje go, kiedy zacznie mu się palić pod siedzeniem. Tyle, że jego kontakty sięgały niewiele dalej. Sprawdziły się podczas ostatniego przekrętu, ale czy zadziałają teraz? Należało, jak to piszą we wszelkiej maści kodeksach drogowych i podobnych dziełach., zachować szczególną ostrożność.

Istniało spore prawdopodobieństwo, że ktoś wpadł na jego ślad. Cóż, jak to mawiają na Trafalgar Square, nobody's perfect i można było liczyć się z tym. Błędem było dopuszczenie do tej sprytnie przemyślanej machiny zbyt wielkiej liczby osób. Nie przewidział tylko jednego - że Izdebski wpadnie na ślad afery analizując dyski z nagrań CCTV. Dyski, które następnie wysłał do Polski, co ustaliła policja jeszcze w momencie, kiedy nie był zawieszony. I mógł cudzymi rękami pozbyć się Izdebskiego i wysłać swoich ludzi, znających tamtejsze realia, do Polski, żeby je odzyskać. Aż dziwne, że jeszcze się dziś nie odezwali, czas po temu byłby najwyższy. Spróbował zadzwonić do Gapińskiego, włączała się automatyczna sekretarka, angielska. Następnie odnalazł w książce adresowej inny numer i wcisnął zielony guzik. Tym razem jakaś kobieta, pewnie nagrana na taśmę, uraczyła go długim komunikatem w języku, którego nie rozumiał, a który często słyszał wokół siebie.

Właśnie szedł do lodówki po piwo, kiedy odezwał się jego telefon komórkowy sygnałem dla wiadomości tekstowej. Zrezygnował z piwa i wrócił do salonu. Komunikat był krotki: dyski wrócą jutro popołudniowym samolotem na Luton Airport i zostaną przewiezione przez umyślnego. Zawodowo nieufny, sprawdził numer nadawcy SMS-a. Był to numer Gapińskiego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 10:46, 09 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 0:51, 09 Gru 2014    Temat postu:

Szanowni czytelnicy szykujemy się do przyjęcia publikacji jubileuszowego (setnego) odcinka opowiadania.


Podziękowania dla autora za danie nam tak obszernego materiału do przeczytania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 0:57, 09 Gru 2014    Temat postu:

Ale to dopiero jutro. Dziws kończę Innych i za jakąś godzine wstawię...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Następny
Strona 10 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin