Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Maksymalne przygody Maksa [hardcore]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Sob 18:37, 26 Gru 2015    Temat postu:

CZĘŚĆ – ROZDZIAŁ – ODCINEK 7

Szczęk przekręcanego zamka w drzwiach przeszedł praktycznie niezauważony, skrzypnięcie zawiasów zupełnie nie skłoniło mnie, aby spojrzeć w ich kierunku.
- Maks ?! Co to kurwa jest ?!
W lustrze dostrzegłem, że Wiktor leżał pod przeciwległą ścianą, rzucony jak szmata, a na moim ramieniu zacisnęła się silna dłoń. Nagłe szarpnięcie i… stałem twarzą w twarz z Michałem. Wyglądał jak uosobienie furii. Nozdrza rozszerzały mu się z każdym wdechem, a w brązowych oczach szalał gniew. Na twarzy rozlewał mu się szkarłatny rumieniec, dochodząc ekspresowo aż do cebulek rzednących, jasnych włosów. Usta lekko rozchylone wysapywały ciepłe oddechy, a w kącikach ust zaczęła zbierać się ślina.
- Co to kurwa jest ?! Maks! Co to… – zabrakło mu powietrza.
W tej samej chwili Wiktor podniósł się z podłogi i już miał ruszyć w naszą stronę, gdy ruchem błyskawicy, Michał przyskoczył do niego, wyprowadził jakiś cios dłonią i ukraiński wielkolud znów leżał na ziemi. Wujek chwycił go pod ręce i wkopał do mojego pokoju i pchnięciami wyrzucił za okno. Z głuchym jękiem Wiktor zwalił się na rusztowanie, a za nim poleciały jego ogrodniczki i buty.
- Wiktor – zawołałem za nim, ale trzasnęło okno, a Michał przyskoczył do mnie.
- Myślałem, że wtedy to jednorazowy wyskok. Ale ty jesteś… ty jesteś…
Moje oczy nabiegły łzami. A jednocześnie wzbierał we mnie gniew, jakiego dawno nie czułem.
- Pedałem. Ale żebyś jeszcze był aktywny! Ale ty się dajesz jebać jak suka! Jak pierdolona dziwka na rogu! Rui dostałeś ?! – wrzeszczał. – Normalna kurwa! Dupa do jebania na zawołanie! Tania, chętna, pusta dziura – ostatnie słowa wymawiał powoli i dobitnie. – Zdzira z ciebie, nie syn Mar…
Dostał ode mnie z liścia. Przyłożyłem swojemu ojczymowi!
- Wara ci ode mnie. Nie jesteś moim ojcem i się odpierdol. A jak ci nie odpowiada do won. To dom mojego ojca! Możesz sobie kochać matkę, możesz z nią być, ale na warunkach dzieci mojego ojca! Bo jesteś… – teraz mnie zatkało.
- Tylko gościem – skończył spokojnie. – Wiem. Ale ja ci tego ojca zastępuję i nie wyobrażam sobie, abym nad tym, co zastałem w przedpokoju miał przejść do porządku dziennego. Jak mogłeś?
- To że jestem gejem, nie ma w tym twojej, ani niczyjej winy. Tak już jest.
- Ale Maks, przecież myśmy wszyscy ciebie kochali.
- Czy ja mówię do ściany? Tak już mam. Wolę facetów. A to, że jestem pasywny? On mnie też zaspokajał…
- Oszczędź mi szczegółów, co?
- Nie. W końcu zastępujesz mi ojca – wycedziłem. – Robił mi dobrze ustami. Też w nim strzelałem. Ale uwielbiam czuć gnata w swojej dupie i być ostro posuwanym. Wiktor robił to świetnie. Dzięki niemu mogłem zapomnieć o Norbercie.
- No właśnie. Norbert – wszedł mi w słowo. – To z nim ci nie wyszło? Żadnej Kaśki nie było, prawda?
- Przecież dobrze wiesz…
Skinął tylko głową. Podniósł moje ubranie leżące w progu, rzucił nim we mnie i wyszedł. Cały dzień bałem się ruszyć z pokoju. Wyglądałem przez okno, ale Wiktora ani śladu. Wyszedłem nawet na rusztowanie, ale w tej chwili Michał wszedł i kazał wrócić. Niby jestem dorosły, ale nie umiałem mu się postawić. Wieczorem, przyszedł do mnie, kiedy już leżałem w łóżku.
- Nie chcesz, to nie będziemy ciągnąć tego tematu. Masz rację, to twoja sprawa, dlatego mama nic nie wie. Uznasz, że powinna wiedzieć, to powiesz jej sam – zaczął. Patrzył mi cały czas w oczy, jakby oczekiwał negatywnej reakcji. Ale gdy ta nie następowała, ciągnął dalej. – Ja nie godzę się tylko, abyś tak łatwo szafował swoim ciałem. Ten Norbert, strzelał Ci w usta, ten wielki tutaj, kochaliście się bez zabezpieczenia. Czy ty wiesz, czym to grozi?!
- Wiem – odpowiedziałem pod nosem, zwieszając głowę na piersi.
- Brutalność, z jaką ciebie brał… Przepraszam, miałem nie ruszać tematu. Nie ważne. Nie spodobało mi się to, co zobaczyłem. A kocham ciebie, jak własnego syna, dlatego tak zareagowałem i przyłożyłem temu… Odruch.
Skinąłem jedynie głową, na znak, że rozumiem.
- Mam propozycję. Wyjedź gdzieś. Rozerwij się, odpocznij. Wrócisz za parę dni, obaj ochłoniemy, a remont kamienicy się skończy i te randki pewnie też.
- Ale ja nie chcę…
- Matka już wie, że zamierzasz gdzieś wyjechać. Nie masz wyboru.
- To szantaż.
- Nie. Zdrowy rozsądek. Nie zamierzam usłyszeć za rok, że masz AIDS i zostało ci kilka lat życia. A potem podtrzymywać Gosię na duchu, że jej syn nie żyje, bo zaraził się nie wiadomo jak i gdzie. Chcę też zaoszczędzić ci kłopotów. Przemyślisz sobie wszystko…
- Nic nie muszę.
- Ale ciebie o to proszę.
Zapadła niezręczna cisza. Widząc brak jakiejkolwiek reakcji Michał wyszedł ode mnie i zostawił samego z myślami. Miał na pewno mnóstwo racji. Skąd wiem, z kim i gdzie bzykał się Norbert. Dał mi tylko dowód, że zdrada mnie nie nastręczyła mu trudności i zmartwień, a Wiktor… To była zagadka. Ale z drugiej strony, miałem niepohamowaną ochotę na seks i nic mnie nie mogło powstrzymać.
Wyjazd, może poznam kogoś ciekawego? A jak nie, to przynajmniej chętnego i przystojnego na jedną noc? Decyzja o wyjeździe przyszła mi szybko. Zwłaszcza, że przed sesją ekipa z mojej grupy zapraszała mnie na wypad pod namioty gdzieś na Roztocze, czy Polesie. Może to i dobry pomysł. W końcu to nic takiego, a może atmosfera w domu uspokoi się jakoś.
Następnego dnia wykonałem trzy telefony, do południa spakowałem większość najważniejszych rzeczy, a wieczorem już z całym ekwipunkiem stałem na dworcu autobusowym przy Kaliskim. Szansa na oderwanie się od tego wszystkiego była niesamowitym bodźcem do energicznych przygotowań. Karol z Julką już czekali, za chwilę doczołgali się Justyna i Ala z dwójką Pawłów. Przez chwilę poczułem się jak piąte koło u wozu. Tu trzy pary, a właściwie dwie i trzecia prawie prawie, a ja sam. Na szczęście widok Maćka, taszczącego gigantyczny bagaż poprawił mi humor. Było nas już dwóch samotnych. Potem jeszcze Szymon z Bartkiem i czułem się przeszczęśliwy. Rozlokowani w autobusie, który miał zawieźć nas aż do Chełma czekaliśmy na dwie spóźnialskie Kasię i Olę, które wpadły na dworzec dosłownie w ostatniej chwili.
Kiedy tylko stary, trzęsący się PKS ruszył w drogę, my zaczęliśmy się świetnie bawić. Gitary Maćka i „Rudego” Pawła wypełniały blaszaną puszkę autobusu muzyką. Pozostali pasażerowie wykazali się dużym zrozumieniem dla naszego entuzjazmu, także w okolicy Opoczna już prawie wszyscy śpiewali tradycyjne, obozowe piosenki. Kiedy Karol i Julka próbowali zatańczyć do „Obozowego tanga”, kierowca zatrzymał się, pogroził nam palcem i kazał siadać, obiecując, że na postoju między Radomiem, a Puławami będziemy mogli urządzić krótkie tańce. Nie zraziło to nikogo, także śpiewaliśmy dalej, aż do rana, gdy naszym oczom ukazał się Chełm.
Nie zamierzaliśmy tu zostać, także na dworcu szybka toaleta, ręce i twarze umyte w lodowatej wodzie (zębów było nam szkoda) i wskoczyliśmy w transport do Włodawy. Po dotarciu na miejsce, ruszyliśmy z buta gdzie nas oczy poniosą. Po przejściu kilometra, może mniej, zatrzymaliśmy się przy jednym z domów, spytaliśmy gospodyni, czy to jej pole ciągnie się aż do rzeki i czy moglibyśmy rozbić się tam z namiotami. Przemiła starsza pani nie dość, że pozwoliła nam rozłożyć obóz na jej polu, to wręcz namawiała nas do grasowania w jej sadzie, bo „sama, a i ręce i chęci już nie te, to co się mają owoce marnować”. Mogliśmy do woli nurkować w porzeczkowe krzaki, czy rwać czereśnie i wiśnie, które w tym roku pięknie obrodziły.
Jak się okazało, wiara zorganizowała się rewelacyjnie. Rozpisali kto, kiedy i za co odpowiada, kto z kim śpi w namiocie i co będzie w trasy nosił. Mnie przypadł w udziale Maciek. Jak on się ucieszył, gdy Karol, organizator całego wyjazdu, przydzielił mnie do niego z zastrzeżeniem, że to na moich plecach nosiła się będzie nasza kuchenka gazowa. W końcu Maćko taszczył już gitarę i nasz namiot. Obozowisko rozbiliśmy w ekspresowym tempie i biegiem rzuciliśmy się do płynącego niedaleko Bugu. Wprawdzie to graniczna rzeka, ale jej stare koryto, w którym wciąż stoi woda, było w całości po naszej stronie granicy, także bez skrępowania wskakiwaliśmy do wody. Płytko, to i popływać się nie dało, ale mój ukryty cel został osiągnięty. Chłopaki wychodzili w ociekających wodą kąpielówkach, a w nich wyraźnie odznaczały się ich męskości.
Karolowa pyta, dość spora, wyraźnie we wzwodzie już szukała ogrzania w dłoni Julki. Ten był stracony. „Rudy” zupełnie nie wzbudzał mojego zainteresowania, a jego niezbyt wyraźnie odznaczająca się męskość tym bardziej nie zmieniła mojego podejścia. Co innego Bartek – taki trochę grubasek, z dużymi mięśniami, ale w kąpielówkach istny wąż. Stał mu jak na defiladzie, gdy wychodził z wody, napinając do granic możliwości śliski materiał. Musiałem odwracać wzrok, aby nikt nie zauważył, na co spoglądam. Szymon i mały Paweł mieli zwyczajne, niespecjalnie wielkie kutasy. Maciek natomiast pozostawał dla mnie zagadką. Pluskał się jeszcze, a gdy ja próbowałem dostrzec ukradkiem małego Pawełka, poczułem, jak po moim udzie przesuwa się twardy członek.
- Maciek – odskoczyłem jak oparzony od mojego mokrego współspacza.
- Sorry, potknąłem się i… – tłumaczył się gęsto, ale mój mózg nastawiony na podziwianie czego innego, zupełnie tego w tej chwili nie zarejestrował.
Kolejne dni upłynęły nam na błogim lenistwie. Połaziliśmy trochę po miasteczku, ja z lubością podziwiałem barokowy kościół parafialny o dość niespotykanym wezwaniu św. Ludwika, czy zespół synagogi, którego atmosfera przenosiła w zupełnie inny wymiar. Każdego wieczoru rozpalaliśmy ognisko i przy piwie, czy winie wychylanym z plastikowych kubeczków spędzaliśmy wesoło godziny długo jeszcze po zmroku. Kiedy dziewczyny szły spać, tematy zaczynały się trochę bardziej swobodne, aczkolwiek nie przekraczaliśmy pewnych granic. Zresztą Karol i „Rudy” szybko znikali w namiocie ze swoimi dziewczynami i tylko stłumione szepty i chichoty pozwalały nam sądzić, co się działo pod śpiworami. Wtedy z Bartkiem i Szymonem na wyścigi namawiali małego Pawełka, aby ten się nie krępował i w końcu zaczął normalnie sypiać z Alą, a nie jak nas do tej pory przekonywał, że „po bożemu”. Jedynie Maciek stawał się trochę milczący, ale rekompensował nam to swoją wirtuozerią na gitarze.
Czwartego wieczoru zrobiło się jakoś chłodniej. Ala tuliła się do Pawełka, a na widok rosnącego między nimi napięcia, mnie zaczął wznosić się namiocik. Karol z Julką nie przejmowali się niczym, tylko dogrzewali się jak mogli, siedząc wtuleni w siebie, po czym przeprosili wszystkich i za chwilę, uważny słuchacz wyłapałby od razu, dało się słyszeć, że radzą sobie z ocieplaniem w bardziej konwencjonalny sposób. Pozostałe pary nie czekały długo i kiedy większość rozeszła się do namiotów, zostałem przy ognisku sam z Maćkiem i Bartkiem. Rozmowa się nie kleiła, a ja zacząłem odnosić wrażenie, że nawet zaczyna padać.
- To wilgoć z powietrza się skrapla. Jutro będzie mgła – rzucił Maciek, widząc jak wystawiam rękę w nadziei, że poczuję spadające z nieba krople.
- Idziemy w kimę. Maćko, dzisiaj wy gasicie ogień – zadecydował Bartek i czym prędzej dał susa do namiotu, który dzielił z Szymonem.
Zagasiliśmy palenisko, ale jakoś nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Kręciłem się, układałem, ale sen nie przychodził.
- Nie możesz zasnąć? – dobiegło mnie pytanie z sąsiedniej koi.
- No jakoś nie… Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli coś poczytam.
- Coś ty.
Włączyłem więc latarkę i sięgnąłem po książkę, którą wypożyczyłem przed wyjazdem z biblioteki. Wszyscy zaczytywali się ostatnimi czasy w trylogii Millenium, więc żeby mieć jako takie pojęcie, o co chodzi w fenomenie szwedzkich kryminałów, zdecydowałem się na jej lekturę.
- Przy latarce szybko psują się oczy, więc nie czytaj za długo – troskliwy ton w głosie Maćka zupełnie mnie zaskoczył. Nie pasował do niego.
- To trzeba było mówić, że ci przeszkadzam – rzuciłem trochę opryskliwie.
- Nie przeszkadzasz. Po prostu zwracam ci uwagę, że to niezdrowo.
- Aaa… to luz. Obiecuję, już niedługo.
Zanurzyłem się dalej w lekturę. Wprawdzie sama intryga wydawała mi się trochę zbyt skomplikowana, natomiast relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami tworzyły dość interesującą część powieści. Zwłaszcza dość swobodne relacje łóżkowe między nimi. Ale nie dane mi było za długo się na niej skupić.
- Nie będzie ci zimno w nocy? – głos Maćka zdawał się być lekko stłumiony. W tonie, jakim zadał to pytanie wyczuwałem różne niedopowiedziane propozycje. Chyba mi wyobraźnia płatała figla…
- Nie, raczej nie – odpowiedziałem z lekkim żalem.
- Aha.
Kiedy trzeci raz czytałem opis seksu, zorientowałem się, że od paru minut nie posunąłem się w powieści ani o stronę.
- Na pewno nie będzie ci zimno?
- Na pewno nie – żałowałem każdej sylaby, choć przez mój umysł przewinęło się wyobrażenie dwóch nagich ciał splecionych w miłosnym uścisku w jednym śpiworze.
- To może mógłbyś… pożyczyć mi swój koc? – szelmowska nuta w jego głosie i sama prośba mocno mnie zaskoczyły.
- Jasne – rzuciłem mu z uśmiechem pled, który służył mi za dodatkową poduszkę.
- Dzięki.
Próbowałem czytać dalej, ale przed oczami miałem obraz siebie i Maćka baraszkujących w śpiworze. Wzdrygnąłem się na myśl, że takie fantazje to zdrada Wiktora. Chociaż nic sobie nic nie obiecywaliśmy, to był tylko chwilowy romans, to czułem się dziwnie wyobrażając sobie seks z Maćkiem, zamiast z moim Ukraińcem. W tej samej chwili zerwał się mocniejszy wiatr, a mnie po ciele przeszedł zimny dreszcz. Mimowolnie podciągnąłem śpiwór pod brodę, a Maciek jakby tylko czekał na takie zachowanie.
- Jednak ci zimno. Oddam ci ten koc…
- A ty zamiast spać, tylko mnie podglądasz – wytknąłem język w stronę karimaty obok.
- Nie ja jeden tu podglądam kolegów – dwuznaczna uwaga Maćka zawisła w powietrzu. – To łap ten koc.
- Daj spokój. Jak mi będzie zimno, to powiem.
- Zgrywasz bohatera, a ja widzę, że marzniesz.
- Ty to chyba dużo widzisz…
- Może…
Uśmiechnąłem się do siebie. On mnie podrywa, czy tylko mi się zdaje?
- No może trochę mi zimno.
Na te słowa Maciek podniósł się ze swojego leża i zaczął zwijać koc, który przed paroma minutami mu podrzuciłem.
- A może… – zawiesiłem głos, a widząc że Maciek również się zawahał. – Może, oczywiście żebyśmy obaj nie marzli, przyjdziesz z tym kocem do mnie. Razem będzie nam cieplej…
Wstrzymałem oddech w oczekiwaniu na jego odpowiedź. Jeśli źle odczytałem jego intencje, może się skończyć nawet na jakimś strzale z liścia. A jeśli dobrze…
- To może ty chodź do mnie. Mam więk… większy śpiwór, to łatwiej będzie nam się zmieścić…
- Łobuz! I mam zmarznąć idąc do ciebie – uśmiechnąłem się szeroko.
- Oj, to zaraz się rozgrzejemy…
- My?
- To znaczy, zaraz będzie ci ciepło – głos Maćka zawierał w sobie tyle niewypowiedzianych pokus, że nie namyślałem się długo. Wyskoczyłem ze swojego śpiwora i w dwóch susach doskoczyłem do maciusiowego posłania. Swój śpiwór narzuciłem jeszcze na wierzch, aby nie było nam zimno.
- No ja się nie dziwię, że ci zimno, skoro śpisz bez koszulki – rzuciłem z uśmiechem.
Maciek milczał, więc odwróciłem się i sięgnąłem po książkę. Aby jej dosięgnąć musiałem wysunąć się z posłania. Wtedy poczułem delikatne muśnięcie po moim krzyżu i na prawym pośladku, ale udałem, że nic nie wyczułem. Gdy wróciłem do wyjściowej pozycji, kątem oka widziałem, że Maciuś przygląda mi się badawczo.
- Coś nie tak?
W odpowiedzi poczułem, jak udo Maćka zbliża się do mnie, ale nie usłyszałem od niego słowa. Udawałem zainteresowanie kryminałem, do czasu, gdy doszedłem do kolejnego opisu seksu. Mały stawał mi na baczność z każdym kolejnym słowem. Po chwili byłem już podniecony na maksa. Próbowałem poprawić sobie pozycję i przypadkiem dotknąłem czubkiem maćkowego uda.
- Chyba jesteś mocno wyposzczony? – spytał zalotnie mój współspacz. – Pozostali wzięli w obrót dziewczyny, więc chyba nie zostaje ci nic innego jak ręczny…
- Tylko ręczny? – wszystko rzuciłem na szalę. Wóz albo przewóz.
Maciek nie odezwał się słowem, uśmiechnął się jedynie zalotnie, a jego dłoń dotknęła mojego kutasa. Wsunąłem się ciut głębiej w śpiwór, a ręka Maćka zawędrowała pod moją koszulkę. Delikatnie zaczął mi ją ściągać, muskając mnie po piersi, sutkach. Nasz wzrok wciąż się tylko krzyżował, a na policzku czułem ciepło oddechu Maćka. Po chwili, już bez koszulki przywarłem do niego nagim torsem, uświadamiając sobie, że on nie ma na sobie ani grama ubrania. Moje oczy zrobiły się duże jak spodki od filiżanek do kawy. A Maciek, dalej bez słowa, nachylił się nade mną i musnął ustami moją szyję. Samymi wargami przejechał po pulsującej z podniecenia tętnicy i ogrzewał swoim oddechem moją pierś. Jego dłonie przesuwały się po ciele, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej.
- Uczysz się mnie na pamięć? – spytałem słowami modnej w któreś wakacje piosenki.
- Ćsii… – i dalej badał mnie niczym niewidomy. Po chwili zahaczył palcami o gumkę od moich spodenek, a te nie opierały się długo. Minęła może minuta, gdy byłem już zupełnie wolny od zbędnej w takich sytuacjach garderoby.
Nasze stopy wzajemnie ocierały o siebie w, faktycznie, dość szerokim śpiworze, a Maciek cały czas intensywnie spoglądał mi głęboko w oczy. Dotykaliśmy się niczym nastoletni chłopcy podczas swojego pierwszego zbliżenia. Aż w końcu nachylił się nade mną i pocałował.
Co to było za doznanie. Znów inne niż z Norbertem, ale i inne niż z Wiktorem (na szczęście nie pomyślałem o nich w tamtej chwili). To było coś jedynego w swoim rodzaju. Najpierw muskaliśmy się samymi ustami, jakbyśmy chcieli, aby to oddechy wywalczyły lekkie rozchylenie warg tego drugiego. Pocieraliśmy nimi o siebie, lekko je oblizując, gdy spierzchły od zbyt długiego pieszczenia. Aż w końcu, jak na komendę, obaj rozchyliliśmy usta i stopiliśmy się w jedność. Języki nie musiały walczyć o pierwszeństwo, zresztą nie to jest w pocałunku najważniejsze, aby wepchnąć jęzor drugiemu, ale synchronicznie uzupełniały tę wymianę uścisków. Maciek lekko przygryzał mi dolną wargę, co mnie szalenie podniecało, natomiast ja zasysałem jego usta w dziubek, który robiłem ze swoich. Jego ręka powędrowała na mój krzyż i przyciągała mnie do niego, a następnie przesunął ją na potylicę i podtrzymywał mi głowę w najwygodniejszej do całowania pozycji. Ja natomiast zanurzyłem palce w jego włosach i czochrałem tę gęstą, choć krótką czuprynę. Przed oczami miałem tylko gwiazdy szczęścia, choć i tego nie jestem pewien, bo wzrok zaszedł mi mgłą.
Nie mam zielonego pojęcia ile czasu się tylko całowaliśmy. Zresztą, czas się dla mnie nie liczył. Nic się nie liczyło, świat mógł przestać istnieć. Maciek przesunął swoje dłonie na moje biodra i sprawnym ruchem obrócił mnie plecami do siebie. Objął mnie od tyłu, szczypiąc moje sutki i liżąc, a nawet przygryzając małżowiny uszu. Próbowałem odwrócić głowę, aby go jeszcze raz pocałować, ale on sprytnie uciekał głową, nurkując ustami w coraz to inne części mojego ciała. To szyja, to ucho, to znów łopatka i tak w kółko. Jego ręce zaś zaczęły wędrówkę od sutków do mojego napiętego do granic możliwości kutasa, którego tylko delikatnie pieściły i przesuwały się na pośladki, nad których ugniataniem strawił więcej czasu.
W pewnym momencie wsunął jedną z dłoni pomiędzy nogi i zaczął przesuwać, drapiąc lekko na linii jajka – dziurka. Lewą dłonią chwycił wówczas mojego sterczącego penisa i zaczął intensywnie go miętosić. Zębami chwycił moje lewe ucho i szepcząc mi doń sprośne słowa masturbował mnie jak nastolatek. Szaleńczo, bez żadnej techniki, byle tylko trzepać. Nie mogłem długo wytrzymać i zaraz fala białego ejakulatu zalała maćkową dłoń i jego śpiwór. Oddychałem ciężko, a Maciuś wyjął rękę uwalaną w mojej spermie spod śpiwora i przejechał nią po mojej twarzy. Co mi się udało zlizałem, ale za chwilę ta mokra i lepka dłoń ponownie zanurzyła się pod przykrycie, tym razem jednak wędrując prosto do mojej dziurki.
Bezceremonialnie wcisnął mi tam swój palec, a po chwili poczułem przyjemny chłód. To mnie trochę otrzeźwiło.
- Skąd masz żel?
- Przecież nie pojechałbym nieprzygotowany…
Liznąłem go w czubek nosa, ale na tym skończyły się delikatne przyjemności. Maciuś już dwoma palcami rozpychał mi dziurkę. A ta zachowywała się jak pochwa kobiety. Miałem wrażenie, że wilgotnieje na samą myśl o kutasie, który miał zaraz weń zagościć. Pstryknęła tuba, a w dupie poczułem kolejną porcję chłodnego żelu, którą Maciek rozprowadzał, rozluźniając mi odbyt. Zacząłem wzdychać i jęczeć, bo robiło mi się coraz goręcej.
Pot spływał ze mnie wąskimi strużkami, zdobiąc moje ciało niczym drobne diamenciki. Maciuś nie przerywając gmerania w moim tyłku zaczął zlizywać pojedyncze krople, doprowadzając mnie do ekstazy. Między nogami poczułem znane swędzenie i nie wytrzymałem, ponownie spuszczając się w śpiwór.
- No wejdź w końcu, bo zaraz utopię nas obu w swojej spermie – jęknąłem.
Maciek nie czekał, sięgnął dłonią do spodni, wyciągnął z nich prezerwatywę, szelest sreberka i po chwili poczułem napierającą o zwieracze główkę. Wchodził bardzo powoli, rozsmarowując jednocześnie moją spermę po moim torsie, udach i jajkach. Sięgnąłem w końcu ręką do jego tyłka i przyciągnąłem go trochę do siebie, zachęcając, aby odrobinę się pospieszył. Ale on w swoim tempie rozpychał mi dziurę. I wiedział co robi. Był na tyle duży, że mój otwór z trudem go przyjmował i to mimo treningów z jeszcze większym kolosem Wiktora. Ten tydzień postu zrobił swoje, że mój tyłek się obkurczył.
Po pewnym czasie poczułem klatę Maciusia opierającą się o moje łopatki. Wszedł… I zaczął tak ostre dymanie, że chciałem krzyczeć z bólu i wyć z rozkoszy. Jedynie świadomość, że nie jesteśmy sami na tym polu mnie powstrzymywała. A Maciek posuwał mnie fenomenalnie. Kręcił kutasem w środku, co rusz uderzając w inne miejsce, trącając lekko prostatę i sprawiając, że mój członek znów stał na baczność.
Czułem pot płynący i mu po klacie i mi po plecach, który łączył się w najcudowniejszy perfum na świecie. Nie chciałem czuć innego zapachu, niż naszych spoconych ciał. Jego dłoń pieściła moje sutki, brzuch, czasem zachodziła na głowę. A ustami pieścił mi uszy i szyję, szepcząc jak cudowna to dla niego chwila. Dla mnie zresztą też taka była. A gdy jego ruchy zaczęły się robić coraz bardziej chaotyczne, a oddech urywany, sięgnąłem do jego pośladków i przyciągnąłem najmocniej jak umiałem do siebie. Chciałem, aby wszedł jak najgłębiej i tam przeżył orgazm. Gdy znieruchomiał, nagle i mój kutas zaczął wyrzucać z siebie kolejną porcję spermy, choć już nie tak wielką, jak dotąd.
Zamrugałem, powoli odzyskując świadomość. Maciek patrzył na mnie spod półprzymkniętych powiek z błogim uśmiechem na ustach. Pocałowałem go w ten malinowy półksiężyc, po czym zanurkowałem do jego krocza, ściągnąłem gumkę i oblizałem maciusiowego członka z resztek spermy. Dłonią gładził mi jeszcze głowę, ale wyraźnie czułem jego i swoje zmęczenie. Pocałowałem go jeszcze raz w usta i wtuliłem głowę w jego bary, oddając się sennym marzeniom w ramionach nowego kochanka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
udibidi01
Wyjadacz



Dołączył: 22 Gru 2014
Posty: 351
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy

PostWysłany: Pon 14:06, 28 Gru 2015    Temat postu:

Przyjemny odcinek Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pawloo6699
Debiutant



Dołączył: 13 Lut 2016
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 23:50, 14 Lut 2016    Temat postu:

Super opowiadanie Czekam na ciąg dalszy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
biboyykujawy
Adept



Dołączył: 21 Cze 2014
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czw 1:31, 04 Sie 2016    Temat postu:

Genialne!
Działa na wyobraźnię
Czekam na ciąg dalszy Wink (1)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lechukaziu
Adept



Dołączył: 31 Lip 2016
Posty: 45
Przeczytał: 3 tematy


PostWysłany: Czw 14:18, 04 Sie 2016    Temat postu:

Ja też chętnie bym poczytałem ale czy będzie następny odcinek???

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Czw 17:46, 03 Lis 2016    Temat postu:

Po dość długiej absencji i przerwie w kontynuowaniu informuję, że opowiadanie wraca.
Należą się najpierw dwa słowa wyjaśnienia. Przerwałem pisanie z powodu mojego mojego faceta, który nie życzył sobie, abym pisał. Mniejsza o to dlaczego, w każdym razie przystałem na to. Teraz, gdy to ograniczenie mnie już nie krępuje, melduję, że wracam do pisania dalszych przygód Maksa.

Ponieważ poprzednią wersję przyszłych jego losów usunąłem, dlatego opowiadanie będzie rodziło się od nowa. Zatem proszę o wyrozumiałość, że odcinki nie będą regularnie się pojawiały, ale obiecuję pilnować pewnej dyscypliny. Z ich jakością też może być różnie - trzeba się na nowo rozkręcić.

Ale dosyć tłumaczenia. Pora na konkrety i kolejny odcinek przygód mojego bohatera...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CesarGD dnia Czw 17:48, 03 Lis 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Czw 17:47, 03 Lis 2016    Temat postu:

CZĘŚĆ – ROZDZIAŁ – ODCINEK 8
Czas wakacyjnego wypoczynku powoli mijał. Od tamtej nocy z Maćkiem nie spaliśmy już osobno, tylko pod jednym śpiworem wzajemnie zaspokajając nasze ciała. Oddając mu co noc swój tyłek powoli zapominałem o Wiktorze i wyjątkowej przygodzie z domu. Wprawdzie Maciek nie był w stanie tak silnie mnie zaspokoić jak mój Ukrainiec, ale na tyle stawał na wysokości zadania, że powoli zacząłem sobie wyobrażać nasz powrót do Łodzi.
Którejś nocy, gdy ściągnąłem kondoma z maćkowego członka zadałem mu z durna frant pytanie o przyszłość, którą miałem powoli nadzieję, że będziemy dzielić.
- Czy jest jakaś szansa, że to nie jest tylko wakacyjny wyskok?
- A chciałbyś się dalej spotykać?
W odpowiedzi mocno pocałowałem go w usta. Widząc błysk w jego oczach, domyśliłem się, że zrozumiał co chciałem powiedzieć.
Tej nocy dowiedziałem się od niego, że swój pierwszy raz zaliczył z nauczycielem w-fu jeszcze w ostatniej klasie gimnazjum, ale od tamtej pory bycie pasywnym go odrzuca. Dlatego nie pozwolił mi przejąć pałeczki. Ja natomiast opowiedziałem mu o Wiktorze i Norbercie (nie wspominając jego imienia). Szalenie się ucieszył, gdy wspomniałem jak bardzo lubię być pasywny, gdy partner traktuje mnie jak sprzęt do ruchania. Owszem, gdy jest jakaś czułość to też jest miło, ale są chwile, gdy chcę być ostro przeleciany. Zupełnie straciłem kontrolę, gdy opowiadałem mu o swoich fantazjach, gdy nagle mi przerwał
- Z chłopakami? Grupowy seks?
- No wiesz… czasem mam marzenie, że leżę na jakimś łóżku, czy stole, a jeden po drugim wchodzą we mnie kolejni faceci. Zlewają się na mnie i gdy podnoszę wzrok widzę swojego partnera, który zastał mnie w tej pozycji. A ja zaczynam się wić w przeprosinach i robię mu co tylko zapragnie, aby go przebłagać…
- Chcesz powiedzieć, że gotów jesteś mnie zdradzić, aby potem mnie za to przepraszać?
Pytanie Maćka wydało mi się ciut obcesowe i dziwne, ale właściwie sprowadził je do odpowiedniego mianownika.
- A co byś zrobił, gdybym odpowiedział tak?
- Nie wiem. Zależy z kim bym Ciebie przyłapał…
Do tematu już nie wracaliśmy. Kolejne dwa dni kręciliśmy się po okolicy, zrobiliśmy całodniowy wypad do Chełma, aby co nieco pozwiedzać. Maciek ni z tego ni z owego zaczął spędzać więcej czasu z Bartkiem, a ja jedynie z zazdrością na nich spoglądałem. Tego wieczoru próbowałem się dobrać do mojego nowego chłopaka, ale ten wyślizgiwał się jak piskorz. Wreszcie w obliczu załaskotania na śmierć zgodził się na szybki numerek. Po paru minutach spuścił mi się na twarz, klatę i brzuch. Zacząłem szukać chusteczek, aby się co nieco wytrzeć, ale nie znalazłem. Dlatego rzuciłem:
- Pójdę się wykąpać. Zaraz wracam.
- Tylko ostrożnie – usłyszałem i ruszyłem do wody. Dotknąłem jej palcami, ale stosunkowo ciepła w ostatnich dniach woda, tego wieczoru wydawała się niemożliwie zimna. Wyskoczyłem z ubrania i powoli zanurzałem się w starorzeczu. Nagle jakiś szmer dobiegł mnie od strony naszych namiotów. Pewnie wiatr zaszeleścił trawami, pomyślałem, ale gdy ponownie wydało mi się, że słyszę szelest, wyskoczyłem z wody jak oparzony. Ciemno wokoło, moi albo uprawiają seks, albo już śpią, po co ma mnie tu ktoś zadźgać, czy napadać.
Ręką po omacku próbowałem trafić na swoje ubranie, ale… miejsce gdzie zostawiłem ręcznik było puste! O nie, tego za wiele! Z jednej strony wkurwiłem się nieziemsko na tego dowcipnisia. Ale z drugiej, obleciał mnie strach. A jeśli to nikt z mojej paczki? Po ciemku nikt nie zauważy, a ja przelecę szybko do namiotu, wskoczę do śpiwora i będę bezpieczny. Ruszyłem w kierunku namiotów, gdy nagle ktoś chwycił mnie za rękę i rzucił na ziemię.
Próbowałem krzyknąć, ale twarzą wpadłem w pachnące trawy, które skutecznie stłumiły mój głos. Zresztą już po sekundzie usłyszałem za sobą lekko zasapany, znajomy ton.
- Nie bój się, to ja.
- Bartek! Kurwa! Co ty odpierdalasz?! – zawołałem, choć niezbyt głośno.
- Taki żart. Sorry, wiem, głupio wyszło.
- Głupio?! Mnie o mało serce nie wyskoczyło palancie!
- Nie bocz się…
Kiedy Bartek wyszedł z cienia, zauważyłem, że trzyma w rękach moje rzeczy. Wyciągnął je w moim kierunku, ale nie zdołałem ich chwycić. Puścił je dosłownie ułamek sekundy zanim ja je złapałem. Oniemiałem. Bartek też stał nagusieńki, a jego pała sterczała dumnie, niczym maszt na Placu Piłsudskiego w święto państwowe.
- Widziałem jak mi się przyglądasz w kąpieli – wyszeptał. – Ja też lubię na ciebie patrzeć.
- Nie wiem, o czym mówisz…
- Nie udawaj. Obaj wiemy – wpatrywał się mi przy tym prosto w oczy. Powieka mu nie mrugnęła ani razu. Wydawało mi się, że zapadam się w tym spojrzeniu.
Nie mogę stracić głowy, pomyślałem. Otrzeźwiej Maks! A Bartek już wyciągnął do mnie rękę. Chwycił moją dłoń i zaczął ją delikatnie gładzić. Sam nie wiem kiedy moje palce splotły się z jego. Maks, przerwij to, dudniło mi w głowie, ale było za późno. Bartek wygrał. Zacisnął dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Monstrualny, jak na nieduży wzrost, kutas wsunął mi się między uda. Nachyliłem się nad Bartkiem i musnąłem jego usta. Jego lewa ręka chwyciła moją głowę, zaś prawą zachłannie przyciągnął moje pośladki do siebie.
W porównaniu z Maćkiem, czy Wiktorem całował słabo, bardzo zachłannie i zaborczo. Zresztą nie trwało to długo. Pociągnął mnie do najbliższego drzewa, oparł o nie i zaczął pieścić sutki. Przygryzał je, tarmosił, ślinił i kręcił kółka językiem wokół moich coraz mocniej sterczących gruczołów. Jego dłonie dość agresywnie ugniatały moje pośladki narażone i tak na pocieranie o chropowatą korę drzewa.
Po paru minutach takich pieszczot obrócił mnie twarzą do pnia.
- Wypnij się – zadecydował.
- Ale ja nie daję…
- Widziałem jak na mnie patrzysz. Wiem, że masz na to ochotę – ostatnie zdanie wyszeptał mi do ucha, lekko je przygryzając. W tym czasie jego dłoń masowała mojego sterczącego na maksa kutasa i tym mnie kupił. Zrobiłem krok do tyłu, oparłem się dłońmi o drzewo i wypiąłem w jego kierunku. Bartek padł na kolana, rozchylił moją dupę i zanurzył swój język w mój otwór.
Oblizałem spierzchnięte wargi i zacząłem pomrukiwać z rozkoszy. Bartek tańczył swoim językiem we mnie znakomicie. Aż dziw brał, że tak beznadziejnie całował, zaś tutaj był znakomity. Nie czekałem długo, gdy Bartek wstał i zaczął mnie powoli nadziewać na swój rożen. Był taki sam jak on – trochę gruby, także moja dziura powoli się otwierała. Zacząłem pojękiwać, gdy kolejne centymetry mięsa wniknęły do mego wnętrza.
Bartek dochodził tylko do połowy i wysuwał się, aby ponownie rozpocząć natarcie. Trwało to dłuższą chwilę, aż nie wytrzymałem napięcia i cofnąłem trochę dupę, aby wszedł głębiej. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie zanurzając się wreszcie do końca. Cmoknął mnie w kark i znów wyjechał, aby po sekundzie nadziać mnie jednym ruchem. I zaczęło się dymanie. Na stojąco nie jest zbyt wygodnie, także wyskakiwał czasem, ale generalnie za każdym pchnięciem trafiał w inne miejsce w moim odbycie. Ponownie oparłem się dłońmi o drzewo, które zaczęło się trząść w rytm naszych ruchów. Po paru minutach takiej zabawy tyłek zaczął mnie piec. W końcu co to za nawilżenie ślina, która wysycha.
- Bartek. Kończ, bo piecze. Na sucho…
Nie zdążyłem skończyć, gdy poczułem, że Bartek wyskakuje ze mnie i wkłada swój wilgotny język między moje pewnie zaczerwienione zwieracze. Wbijał swój język głęboko, a kilkudniowy, niegolony zarost przyjemnie ocierał się o mój tyłek. Tego mi było trzeba. Istny potok śliny wlewał się w mój obkurczający się odbyt stopniowo łagodząc pieczenie. Gdy się odsunął, mój tyłek był mokry jakby ktoś wycisnął nań pół tubki żelu.
Bartek popchnął mnie na ziemię, że ukląkłem, a on ponownie wbił się we mnie. Zacząłem po cichutku jęczeć, czując rozkosz, jaka rozlewała się po moim ciele. Byłem tak zaaferowany, że nie usłyszałem szelestu trawy, do momentu gdy nie odezwał się kolejny znajomy głos…
- Tu jesteście. A ja was szukam figlarze…
- Szymon? – stęknąłem. – To nie do końca tak…
- Oczywiście, że nie do końca. Czekaliście przecież na mnie, prawda? – w jego głosie czuć było sarkazm.
Podszedł do mnie i bez słowa przybliżył swojego kutasa do moich ust. Kiedy dotknąłem go ustami, powoli zaczął się podnosić z półwzwodu, w którym był pogrążony. Niespecjalnie już urósł, ale pierwszy raz w życiu widziałem pałkę o takiej twardości. Gdyby chciał, to pewnie wywierciłby nim niejedną dziurę. Popatrzyłem na niego z dołu pytająco, a po chwili już czułem jego smak w ustach.
Mój Boże, toż niecałe 24 godziny temu mówiłem o seksie grupowym, a moje marzenie się spełnia. Jeden mnie posuwa z tyłu, drugiemu robię loda. Byłem w siódmym niebie. Z tej radości zacząłem kręcić dupą, aż Bartek zawołał:
- Chyba się mu podoba, bo zaczął dupskiem kręcić.
- Usteczka też ma nie od parady – dorzucił Szymon i ujął moją twarz w swoje dłonie.
Chłopaki na chwilę zwolnili i jak na komendę zaczęli mnie równomiernie posuwać. Gdy Bartek cofał swojego kutasa z mojej dupy, Szymon wciskał mi w gardło swojego. I na zmianę. Czułem się, jakby wielki kutas przechodził przez cały mój przewód pokarmowy. Po parunastu minutach takiego dymania, chłopaki zamienili się miejscami. Bartek skoczył na chwilę do jeziora, umył kutasa i wrócił, aby wsadzić mi go usta. Mając jego wielgachną pytę w ustach czułem się znakomicie, chociaż Szymon nie dorastał do pięt swoim poprzednikom. W dupie czułem jedynie znudzenie.
Po kolejnych kilku minutach rzucili mnie plecami na ziemię i zaczęli się brandzlować nad moją twarzą. Czekając na ich wytryski, uświadomiłem sobie, że przecież obiecałem Maćkowi, że zaraz wrócę. A nie było mnie pewnie z dobre pół godziny. Na szczęście, oczekiwanie na spusty chłopaków nie trwało długo, a po chwili moja twarz pokryła się grubą kołderką spermy moich dwóch kumpli.
Gdy tylko wymieszane mleko Bartka i Szymona spłynęło mi z oczu, otworzyłem je i zacząłem się podnosić. Chłopaki stali jakieś dwa-trzy metry ode mnie i patrzyli z tryumfującymi minami gdzieś w bok. Zanim i mój wzrok powędrował w tamtą stronę, zacząłem zlizywać ich soki z warg. Spojrzałem w to samo miejsce, gdzie oni i… kilka kroków od nas stał Maciek. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Wręcz wypalał dziury w mojej twarzy.
- To my już sobie pójdziemy – rzucił Szymon i oddalił się z Bartkiem w stronę jeziora. Po chwili usłyszałem tylko pluskanie.
A Maciek stał i wpatrywał się we mnie. Podszedł bliżej, prawą dłonią zebrał resztki spermy chłopaków z mojej twarzy i wsadził mi do ust. Posłusznie oblizałem co mi podał i czekałem na dalszy rozwój wypadków.
- No to ciebie przyłapałem. Przeleciało cię dwóch obcych, a ja o tym …
- Maciuś… przepraszam… – zacząłem się tłumaczyć, ale on położył mi palec na ustach.
- Twoje marzenie się spełniło. Czy jesteś zadowolony?
- To nie tak… ja chciałem, abyś ty…
- Czy o to ci chodziło? – mówił do mnie powoli i spokojnym, wręcz grobowym głosem.
- Ale…
- Czy takie było twoje marzenie?
Spuściłem głowę w geście pokory. Czułem się podle. Moje fantazje okazały się silniejsze od pragnienia bycia z Maćkiem.
- Tak – wyszeptałem. – Ale to wszystko miało być zupełnie inaczej i nie teraz. Ty miałeś… – zacząłem wyrzucać z siebie podnosząc głowę.
- To się cieszę – kolejny komentarz Maćka wypowiedziany obojętnym tonem natychmiast uciął słowotok, który wypływał mi na usta. – A o stosownej formie przeprosin porozmawiamy jutro.
Odwrócił się i odszedł do naszego namiotu. A ja stałem jak wryty i nie wiedziałem dokąd się ruszyć. Iść za nim, czy zostać tutaj. Może poczekać na chłopaków i przekimać u nich w namiocie? A może nie, w końcu nie czynił mi żadnych wyrzutów. Zachowywał się trochę tak, jakby spodziewał się co zobaczy, jakby domyślał się czemu mnie nie było tyle czasu. I jedyne co go interesowało, to moje poczucie spełnionego marzenia.
Pewna myśl zaczęła mi kiełkować w głowie. Chwyciłem swoje ciuchy porzucone przez Bartka pod drzewem i skoczyłem do namiotu. Od wejścia rzuciłem jedno słowo:
- Wiedziałeś?
- Co?
- Co się stanie. Że mnie przelecą?
- A czy ma to jakieś znaczenie? Spełniło się twoje marzenie i to jest dla mnie najważniejsze.
Wpatrywałem się w niego badawczo.
- Zaplanowałeś to…
Kąciki ust Maćka uniosły się lekko ku górze. Szelmowski wzrok i ten pół uśmiech mówiły same za siebie. Na wycieczce do Łęcznej ustalał z Bartkiem szczegóły. Cały numerek był zaplanowany!
- Długo musiałeś go przekonywać? – spytałem od niechcenia kładąc się obok niego.
- Trochę. Za dużo szczegółów było do omówienia. Może to nie do końca tak, jak chciałeś, ale wolałem mieć tę twoją fantazję pod kontrolą. Dlatego wszystko zawczasu ustaliłem.
- To ja nie wiem, czy mi się należy kara, czy nagroda – parsknąłem śmiechem, a wraz ze mną Maciek. Spletliśmy się w uścisku i baraszkowaliśmy wspólnie kilka minut, gdy do naszego namiotu wsunął głowę Bartek.
- Ej, pobudzicie resztę ekipy… No proszę, może dołączyć do was robaczki?
- Spadaj – rzuciliśmy ze śmiechem, a Bartek zniknął.
Noc minęła raczej spokojnie, chociaż ja nie mogłem się doczekać poranka i kary, jaką wymyśli dla mnie Maciek. Od rana chodziłem lekko nerwowy, miałem gęsią skórkę, a na każde słowo reagowałem podskokiem. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Aż w końcu, gdy minęła 16:00 Maciek zapytał od niechcenia, czy nie poszedłbym z nim na spacer. Wiedziałem co to oznacza, Bartek i Szymon też mrugnęli do mnie porozumiewawczo, więc bez zbędnego gadania skoczyłem po kurtkę (gdyby miało padać) do namiotu i ruszyliśmy.
W milczeniu szliśmy przez pola, aż doszliśmy do niewielkiego wzniesienia z kępą drzew. Wiatr pieścił ich korony i wypełniał okolicę delikatnym szelestem liści. Maciek zbliżył się do najbardziej rozłożystego z nich i gdy tylko dotknąłem jego pleców, zerwał się gwałtownie, obrócił i namiętnie pocałował. Był dość niezdarny, ale chyba o to chodziło. Miał dla mnie przewidziane inne zadanie.
- Rozbieraj się – rzucił. Ja nie czekałem ani chwili, pozbywając się kolejnych części zbędnej garderoby. Gdy tylko stanąłem przed nim w stroju Adama, rzucił kolejne polecenie.
- Chodź za mną – weszliśmy do zagajnika, a gdy przeszliśmy kilka kroków, moim oczom ukazała się niewielka, wydeptana polanka. Podeszliśmy do jednego z drzew, a Maciek wyciągnął z kieszeni spodni linkę.
- Dawaj ręce – związał mi nadgarstki, po czym przywiązał je do brzozy. Gdy tak stałem uwiązany, stanął na wprost mnie i zaczął się rozbierać. Gdy zrzucił wszystko, zaczął się pieścić, dotykać i masować swojego sztywnego już kutasa. Zaspokajał się sam na moich oczach. Zbliżał co jakiś czas do mnie, ale nie dane mi było go w żaden sposób dotknąć. Czułem coraz bardziej rosnące podniecenie. Przecież to ja miałem go zaspokoić, a on… będzie mnie pewnie tak jeszcze trochę torturował.
Podniósł z ziemi swoje bokserki i zbliżył je do mojej twarzy. Łapczywie chwyciłem je zębami, a on szybkim ruchem założył mi je na głowę. Nic nie widziałem, pozostając zdanym na łaskę i niełaskę Maćka. A ten w końcu dotknął moich pośladków. Musnął je palcami i delikatnie przejechał po rowku. Krążył wokół mnie jak sęp nad padliną, a ja tylko czekałem aż mnie weźmie.
Zacząłem cichutko pojękiwać, próbując go zachęcić do działania, ale nie przynosiło to spodziewanych efektów. Po chwili stanął za mną i rzucił do ucha:
- Skoro lubisz dawać zawsze i wszędzie, to pora poczuć to na sucho…
O matko! Chyba nie zamierzał mi wsadzić tak od razu bez nawilżenia. Toż to mi dupę rozerwie, a…
- AU! – wrzasnąłem na cały głos, gdy jednym ruchem wbił swojego gnata w moje pośladki. Bez przygotowania, bez nawilżenia ani żelu. Na sucho, rozrywając mi pośladki. Poczułem jak łzy bólu spływają mi po twarzy. A Maciek pozostał tak przez chwilę, po czym wysunął się ze mnie i znów zaczął krążyć wokół mnie.
- Bolało – szepnąłem.
- Bo miało… O cholera!
- Maciek?! Co się stało?! – cisza z jego strony i tylko szelest liści zaczęły mnie przyprawiać o lekką panikę. – Maciek?!
- Nic nie mów! Zwiewamy – poczułem jak rozwiązuje mi ręce, ale coś mu chyba nie szło, bo szarpał się z linką przez chwilę. Gdy ucisk wokół nadgarstków zelżał usłyszałem powód, dla którego mieliśmy wiać gdzie pieprz rośnie.
- No kurwa! Pieprzone pedałki. Zaraz wam pokażemy, do czego służy kutas. Będą się tu pieprzyć cioty jedne – głos nie należał do najprzyjemniejszych.
Odskoczyłem od drzewa i zerwałem bokserki Maćka z głowy i od razu pożałowałem. Bo oto przed nami wyrosło trzech potężnie zbudowanych facetów. Każdy ponad 1,9m wzrostu, z szerokimi barami, krótko ostrzyżeni, z zarostem jak niedźwiedzie. Spod tanich bawełnianych koszulek wystawały muskularne bicepsy, pewnie wyrobione od pracy w polu. Zwężone oczy i zaciśnięte pięści mówiły same za siebie – będzie bolało.
- W nogi – rzucił Maciek i w te pędy umknął z polanki. Przebiegając chwycił te ciuchy, które leżały na wierzchu sterty. Ja straciłem pierwsze cenne sekundy stojąc jak wryty. A potem nie myśląc zupełnie rzuciłem się do ucieczki za Maćkiem.
Zbiegaliśmy z górki jakby nas goniło stado wygłodniałych wilków. Gdyby zobaczył mnie teraz mój wuefista z liceum, kretyn, który kazał nam biegać od września do grudnia i od marca do czerwca, pochwaliłby mnie za wynik. Takiego sprintu nie pamiętałem w swojej karierze.
Maciek był kilkanaście kroków przede mną, a za mną pędziło trzech osiłków. Odwróciłem się w pewnym momencie, czy dalej nas gonią i to był błąd. Zobaczyłem tylko dwóch, więc w panice rozejrzałem się za trzecim. I gdy tylko go ujrzałem biegnącego zakosem z boku… straciłem równowagę i potknąłem się o coś. Poleciałem do przodu jak długi, lądując twarzą w wysokim zbożu. Dłońmi wprawdzie zamortyzowałem upadek i już odpychałem się od ziemi, aby biec dalej, gdy dopadli mnie ci dwaj. Jeden chwycił mnie do pionu, a drugi wykręcił mi ręce do tyłu.
- Maciek! – ryknąłem. – Pomocy! – i dostałem z liścia. Lekko mną zamroczyło. Gdy tylko potrząsnąłem głową zobaczyłem, że ten trzeci wraca w moją stronę. A Maciek biegł dalej…
- Łamaga z Ciebie Mietek – rzucił ten, który mnie zdzielił w twarz. – Jak mogłeś gnoja nie dogonić.
- Szybki był. A jak wybiegł na szosę, to jakoś tak głupio było gonić.
- Mniejsza z tym – warknął ten, który wciąż trzymał moje ręce wykręcone do tyłu. – Mamy tutaj jednego.
W jego tonie było coś, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Strach mnie obleciał jak nigdy. Czułem jak miękną mi nogi, a serce zaczyna walić coraz szybciej.
- Pomocy! – zawołałem raz jeszcze, próbując się wyrwać z łap osiłka, ale kolejny plaskacz wylądował na mojej twarzy.
- Zamknij mordę cioto. Tobie już nikt nie pomoże. Zaraz się dowiesz, co to…
Nie dowiedziałem się co. W uszach mi zaszumiało, a przed oczami pociemniało. Ostatnim widokiem, jaki zapamiętałem to dwóch rosłych byków o wygłodniałych spojrzeniach. I osunąłem się w ciemność…


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kapzel
Adept



Dołączył: 23 Lut 2013
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 23:48, 06 Lis 2016    Temat postu:

Takiego opowiadania mi było trzeba
Świetnie napisane i w jeszcze lepszym klimacie utrzymane.
Czekam niecierpliwie na dalsze losy Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kapzel dnia Nie 23:49, 06 Lis 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Pon 17:47, 28 Lis 2016    Temat postu:

CZĘŚĆ – ROZDZIAŁ – ODCINEK 9
Ocknąłem się gdy ktoś mi przyłożył z liścia. Wzdrygnąłem się cały i powoli zacząłem podnosić powieki. Do mojej ogarniętej mgłą omdlenia świadomości powoli zaczęły docierać wspomnienia i bodźce zewnętrzne. Pamiętałem dwóch rosłych facetów przyglądających mi się dzikim, nienasyconym spojrzeniem, trzeciego nie pamiętałem, bo trzymał mnie z tyłu za ręce. Boże, ale… sen? Czy rzeczywistość. Przez chwilę oddawałem się kontemplacji, czy to co mi się przydarzyło to koszmar senny, czy jednak ta pogoń zdarzyła się naprawdę. Ale w tym samym momencie zaczęło do mnie docierać to, co się działo wokoło. Miałem wyciągnięte nad głową ręce i chyba nie mogłem za bardzo nimi poruszać. Szarpnąłem jedną ręką w łokciu, ale… związane? Nie mogłem ruszyć rękami.
O żesz ku…!!! To chyba nie był sen?! Ta straszna myśl przebiegła mi przez głowę niczym tornado. To nie może być prawda, zacząłem wpadać w panikę i szarpnąłem ręką raz jeszcze. Ale za żadne skarby świata nie mogłem nią swobodnie poruszyć. Zacząłem czuć jakąś szmatę krępującą mi nadgarstki. Obleciał mnie zimny pot i ze strachu zacisnąłem mocniej powieki, bojąc się zobaczyć to, co miałem jeszcze nadzieję, że mi się śniło.
- No! Chyba cwelasek się zaczyna budzić. Pobudka omdlała królewno – zabrzmiał tubalny głos nad moim uchem. – No kurwa, otwieraj oczy cioto! – i znowu dostałem plaskacza. Spod zaciśniętych powiek próbowałem dostrzec co się nade mną dzieje, ale nie było mi dane wrócić do żywych w swoim tempie. Jakieś palce zaczęły mi rozciągać powieki. Jezu!
- Już otwieram! – krzyknąłem ze strachu, aby mi tymi brudnymi paluchami nie grzebano w oczach.
Plask! Kolejny strzał z liścia wylądował na mojej twarzy.
- Zamknij ryja kurwo! Nikt Ci nie pozwolił się odzywać! Rozumiemy się kurwa! – kropelki śliny spadły na moją twarz.
- Tak, rozum… – kolejny strzał wylądował na mojej twarzy.
- Chyba jednak nie!
Szybko zrozumiałem co miał na myśli, dlatego słowem się nie odezwałem, tylko otworzyłem oczy, tak jak obiecałem. Nade mną stał istny kolos. Facet miał prawie ze 2 metry wzrostu, potężne ramiona i klatkę piersiową niczym Pudzianowski. Wielkie monstrum ociekające męskością od czubka krótko ostrzyżonej głowy, po… no po kolana ukryte w luźnych, granatowych spodniach. Na twarzy kłębiła mu się czarna, niestarannie ogolona broda, a wyrazu jego ciemnych, prawie czarnych oczu nie byłem w stanie dostrzec.
Leżałem rozciągnięty na ziemi, z rękami związanymi nad głową. I byłem całkowicie nagi. Koleś nade mną stał w spodniach, bez koszulki, dzięki czemu mogłem podziwiać jego wspaniałe ciało. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowałem, sądzę że nawet gość by mi się spodobał.
- Mietek! Antek! Ile można was wołać – ryknął. – Ciota nam się obudziła.
Spojrzałem w bok, skąd rozległ się szelest kroków. Zbliżała się reszta ekipy moich oprawców. Jeden z nich, bez brody, z króciutko ściętymi włosami, podchodząc do mnie ściągnął koszulkę. Wzrostem górował jeszcze nad tym, który mnie obudził, ale jego ciało nie było tak idealne. Wręcz pozbawione widocznej muskulatury, chociaż również czuć było w tej twardej powłoce stuprocentowego samca. Ten trzeci pozostawał na razie w tyle.
- Dużo czasu ci to zajęło Piotrek! Takiego pedałka to się powinno w trymiga wybudzić.
- Przestań pieprzyć Antoni, tylko zabierajmy się za niego – rzucił ten, który mnie policzkował, Piotr. Ściągał już spodnie razem ze slipami. Antoni, ten gładki szybko poszedł w jego ślady, zrzucając z siebie resztę odzienia. Bałem się spojrzeć na ich przyrodzenia, ale to było silniejsze ode mnie.
Kutas ogolonego Antoniego był taki jak jego właściciel – za duży. Wielka parówka, wygolona do zera jak klata i twarz właściciela powoli nabierała rozmiarów. Miętosił go w dłoniach, które nie były w stanie go pomieścić. Toż będzie dłuższy niż Wiktora, pomyślałem z przestrachem. Przecież nie trenowałem z takim od kilku dni…
Gdy mój wzrok przesuwał się na Piotra, nagle przede mną stanął ostatni z napastników. Mietek, jeśli dobrze zapamiętałem. Równie wysoki jak pozostali, miał jednak w sobie coś z misia. Jego klata w niczym nie przypominała kaloryfera kulturysty, ale za to była pokryta gęsto jasnym włosem. Brzuszek też miał lekko wydęty, ale to wszystko dodawało mu uroku. Pochylił się nade mną i spojrzał głęboko w oczy. Spojrzenie tych błękitnych tęczówek mnie zaskoczyło. Nie było w nich agresji, chęci gwałtu, tylko… troska? Może nawet jakiś strach? Lekko rozchylił okolone jasnobrązowym zarostem wargi, jakby chciał coś powiedzieć, ale komenda Piotra przywróciła go do życia.
- Mietek, wyskakuj z ciuchów!
Przygryzając dolną wargę Mietek odsunął się ode mnie i stanął przy kolegach. Powoli zaczął ściągać jasne, bawełniane spodnie i piaskowe bokserki. Jako jedyny z nich nosił ten rodzaj bielizny, jak zauważyłem. Stał do mnie plecami, to mogłem przyglądać się jego okrągłym pośladkom. Podobnie jak resztę ciała, pokryte je miał jasnymi włosami, a sam ich kształt przypominał połówki pomarańczy, ponieważ wydawały się idealnie okrągłe. Ale nie było mi dane długo go podziwiać, bo nade mną stanął Piotr ze swoim sterczącym kutasem. I ten widok zaparł mi dech w piersi.
To nie był kutas. To była istna maczuga. Kolos mający tak na oko ponad 25cm, z ogromnym czerwonym łbem, na którym pulsowały dwie ciemnogranatowe żyły pompujące krew do tego giganta. Mocno owłosiona, pomarszczona i obkurczona moszna skrywała jajka wielkości piłek pingpongowych, Wpatrywałem się w nie jak sroka w gnat, co nie uszło jego uwadze.
- Ciota już wie, co jest jej pisane. Dobry cwelas. Wstawaj!
Próbowaliście się kiedyś podnieść, mając ręce związane nad głową? Szło mi to dosyć opornie, więc mocne ręce Antoniego pochwyciły mnie i podciągnęły w górę, a gdy tylko stanąłem na nogi, pchnęły mnie na kolana.
- Na kolana psie! – warknął.
- To teraz wyjaśnijmy sobie jedno suko – zaczął Piotr podchodząc do mnie na wyciągnięcie ręki. – Oduczymy ciebie pieprzenia się z facetami. Tak ci dogodzimy cioto, że przez rok nie dasz rady się wysrać, ani wsadzić czegokolwiek w dupę.
- Proszę… – zacząłem, ale silne uderzenie w twarz powaliło mnie na ściółkę.
- Zamknij ryja kurwo! – wrzasnął mi w twarz, opluwając mnie przy tym. – Zrobisz nam dobrze, a jeśli będziemy zadowoleni, to może nie obijemy ci ryja.
- Skończ z nim pieprzyć, tylko do roboty – rzucił Antoni.
Piotr złapał mnie za podbródek, podciągnął głowę do góry i zaczął pchać swojego kutasa w moje usta. Czuć go było potem i jakimś nieokreślonym zapachem, który na myśl przywodził mi pola, albo łąki. Musiał niejednokrotnie wycierać go na jakimś sianie, przeszło mi przez myśl. Ale nie myślałem go wkładać sobie w usta. Zamknąłem wargi i zrobiłem z nich niedostępną twierdzę.
Piotr pakował i pakował, ale mu nie wychodziło, nie pozwoliłem mu na wsadzenie mi tego gnata do ust. Wówczas Antoni chwycił mnie za włosy i pociągnął do siebie. Zawołałem z bólu wyrywanych włosów i wówczas w moich ustach znalazło się piotrowe mięcho. Gość zapakował swojego kutasa tak daleko, jak tylko się dało, czułem główkę opierającą się o migdałki i zaczął przesuwać nim w moim gardle. Łzy napłynęły mi do oczu i wstąpiła we mnie niespodziewana odwaga, bo ugryzłem tego członka, który penetrował moje gardło.
- Aaaaaa!!! – zawył z bólu i jednym ruchem wyszarpnął mi swojego kutasa z ust. Poczułem w nich posmak śluzu, a za chwilę moja pociągnięta za włosy głowa została wystawiona na silne ciosy.
- Spróbuj jeszcze raz, a odeślemy Ciebie do domu w kawałkach! Odwróć go!
- Nie! Nie chcę! – krzyczałem, ale nie miałem nic do powiedzenia. Do Antoniego dołączył Mietek i obaj chwycili mnie za ręce. Pchnęli na ziemię, tak że moja dupa była wystawiona do góry. Poczułem tylko palec, który badał okolice mojego odbytu i krótką dyskusję.
- Chyba tutaj sobie pakują, co?
- Błagam, nie! – jęknąłem. – Zrobię co chcecie, ale błagam nie!
I wtedy poczułem palucha wbijającego się w mój otwór. Agresywnie pokręcił się w nim, po czym wysunął się. I wtedy mocarne dłonie ujęły moje biodra i…
- Aaaaaa!!! – tym razem krzyknąłem ja. W mojej dupie eksplodował ból, jakiego nigdy nie doznałem. Na sucho wszedł w mnie potężny kutas Piotra, który rozerwał mi zwieracze. Poczułem jak coś płynie mi po udach. Boże, czyżby krew?
Tymczasem przede mną stanęli Antoni z Mietkiem, tarmoszący swoje kutasy w dłoniach. Antoni chwycił moją twarz w swoje dłonie i zapakował mi swojego gnata w usta. Próbowałem się szarpać, ale wówczas poczułem zarzuconą na szyję pętlę, która mocno się zacisnęła. Jezu! Duszą mnie!
- Grzecznie suko! – warknął Piotr i przystąpił do gwałcenia mojej dupy. Wysunął się z niej i wszedł ponownie dobijając do końca, a ja poczułem drugiego kutasa w przełyku. Wyszedł ze mnie jeszcze dwa razy, po czym zaczął posuwać. Szybkie gwałtowne ruchy w mojej dupie przyprawiały mnie o dreszcze. Czułem jak napletek pracuje gdzieś w okolicy moich obolałych zwieraczy, natomiast główka pocierała o coraz to inne miejsca w moich trzewiach. Uderzał mocno, z poklaskiem tych wielkich jaj o mój tyłek, z każdym ruchem rozrywając mi dupę na strzępy. Boże, jak bolało! Piekło niemiłosiernie, bo zupełnie bez nawilżenia, rwało jakby nożem kroił pośladki. A w środku… też ból nie do opisania, ponieważ ten kolosalny kutas miał w dupie sprawienie mi choćby odrobiny przyjemności. Po prostu uderzał na oślep, powodując ból w różnych miejscach odbytu.
W tym samym momencie kutas Antoniego wydostał się z moich ust i mogłem na chwilę zaczerpnąć powietrza. Ale nie na długo. Jego miejsce zajął Mietek. Boże, co to była za pyta. Też musiał mieć ponad 20cm, okolony puszkiem jasnych włosków, starannie przystrzyżonych, pachniał potem i… jakimiś kosmetykami. Ku…! Tu na wsi też dbają o kutasy, przemknęło mi przez myśl. Różowa główka nieśmiało wysuwała się spod napletka, a czubek błyszczał od pierwszych kropelek śluzu. Wsunął się we mnie delikatniej niż pozostali, po czym znieruchomiał w oczekiwaniu na moją reakcję. A ja nie wiem czemu, zapominając o całym świecie zacząłem robić swoje.
Mój język zaczął oblizywać tę kolumnę od spodu, aby za chwilę zacząć kręcić młynki wokół główki. Kolejne porcje preejakulatu lądowały na moim przełyku. Ten błogi stan nie trwał długo. Za chwilę silne ręce Mietka ujęły moją głowę i zaczęły nią poruszać. Dymał mnie ostro, wchodząc głęboko w przełyk, tak że miałem wrażenie że łączy się z kutasem w mojej dupie. Zacząłem się krztusić, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Moja ślina, uciekała wąskimi stróżkami na zewnątrz mocząc jaja dymającego mnie faceta. Jeszcze ta pętla na szyi… zacząłem naprawdę się dusić. A oni zupełnie się tym nie przejmowali. Moje gardło próbowało wypchnąć gnata, który bezceremonialnie przesuwał się po przełyku, ale okazywało się to nadludzkim wręcz wysiłkiem.
I zupełnie niespodziewanie Mietek wyskoczył ze mnie, pozwalając zaczerpnąć odrobiny powietrza. Czułem się jak ryba, która wyrzucona na brzeg została porwana w ostatniej chwili falą przypływu. Płuca moje delektowały się tlenem jak chyba jeszcze nigdy.
Ale ta przerwa w ruchaniu mojego gardła przypomniała mi o tym, co działo się ze mną z tyłu. Dupa mnie rwała, a w niej dalej przemieszczał się ogromny wąż. Wysuwał się na pełną długość i wracał z poklaskiem jaj o moje pośladki. Sapał przy tym niemiłosiernie, jakby wchodził na Kasprowy na czas. Kolejne uderzenia trafiały w inne miejsca powodując tylko niesamowity ból.
Długo nie było mi dane myśleć o tym, co się ze mną dzieje. Kutas Mietka trafił do moich ust na nowo, a drugi wbijał mi się w policzek i oko. Po chwili obaj faceci zaczęli na zmianę wkładać mi swoje gnaty w usta, tak że szybko zgubiłem się, komu akurat obciągam. W pewnym momencie, któryś z nich przyciągnął mnie do siebie tak mocno, że poczułem kutasa za migdałkami. Znów zacząłem się dusić, na szczęście kutas wysunął się z mojego przełyku i zatrzymał na języku zaczynając strzelać. Gorące strugi spermy zalewały mi gardło. Próbowałem jej nie przełknąć, ale po chwili miałem takie ilości w ustach, że aby się nie udusić przełknąłem. Ku mojemu zdumieniu smakowała… wybornie! Podniosłem lekko wzrok i ujrzałem błogą minę misiowatego Mietka.
- Też dochodzę – usłyszałem zza pleców.
Potężny gnat Piotra znieruchomiał, ja czułem jak pulsuje i jeszcze bardziej mi się rozpycha w dupsku, a już po chwili zaczął wypluwać kolejne salwy. Zalewał mi tyłek hektolitrami życiodajnego płynu. Nie wiem ile czasu tak trwaliśmy w bezruchu, ale już po paru chwilach dobiegło mnie mlaskanie, bo dymający mnie Piotr zaczął ubijać śmietanę, którą we mnie zostawił. Czułem, jak pojedyncze krople ulewają się pomiędzy zwieraczami, ale większość wpychał głębiej i głębiej. Zupełnie niespodziewanie sperma przyniosła mi ulgę i już tak nie piekło. W tym samym momencie miejsce Mietka zajął Antoni i to on dogadzał sobie moim gardłem. Jego pyta wpychała się głęboko i wierciła się w moim przełyku, jakby chciał poznać każdy jego zakamarek.
W końcu Piotr wysunął się ze mnie, a jego sperma zaczęła się wylewać z mojego tyłka. Kolejne smużki lepkiego płynu spływały pomiędzy moim pośladkami na uda i kapały na ziemię. Pieczenie zwieraczy i mocno obtartych pośladków zaczęło odchodzić w niepamięć. Robiło mi się coraz bardziej błogo i ku mojemu zdumieniu zacząłem się czuć podniecony. Mój kutas stał jak żołnierz na warcie. Ciśnienie w nim rosło, a ja z rękami na plecach nie mogłem go w żaden sposób dotknąć. Jak bardzo chciałem, aby móc się brandzlować, aby móc zwalić go szybko, bo mój mózg nie był w stanie wytrzymać tego napięcia. Ale nie było mi dane. Zamyślony nad swoim podnieceniem i skupiony na obciąganiu pyty Antoniego nie dosłyszałem co mówili między sobą Piotr z Mietkiem. Ten drugi czegoś chciał, ale nie byłem w stanie zrozumieć czego.
- Masz cwela, to na niego – rzucił w odpowiedzi Piotr.
Skorzystałem z okazji, że Antoni nie trzymał już mojej głowy, tylko wsuwał mi do mojego uległego gardła, odwróciłem głowę i spytałem:
- Ale że co?
Nie doczekałem odpowiedzi. Tylko struga ciepłego moczu wylądowała na mojej twarzy. Ciepła, żółta uryna Mietka zaczęła mnie oblewać od góry do dołu. Co nieco wpadło do moich otwartych ze zdumienia ust i gdy próbowałem wypluć, na tyłku poczułem uderzenie pasa.
- Łykaj cwelu! – wrzasnął nagi Piotr, stojący nade mną z pasem. I jeszcze raz uderzył mnie nim przez pośladki, które zapiekły z bólu. Odwróciłem głowę, aby mocz nie trafiał do moich ust, ale mocne ręce Mietka chwyciły moją twarz i rozwarły usta. Potoki sików zalewały moją twarz, plecy, klatkę, a co poniektóre strużki wpadały do moich ust. Dalej prychałem, tworząc z wpadającego płynu fontannę, ale za każdym razem dostawałem pasem w dupę. Bolało mnie jak cholera, dlatego poddałem się tej perwersji i zacząłem połykać, choć nie bez pewnego obrzydzenia. A Piotr dalej mnie chłostał mokrym od sików pasem.
Świadomość bycia pisuarem zaczęła doprowadzać mnie do obłędu i jeszcze większego podniecenia. Nie byłem już w stanie wytrzymać ciśnienia i… poleciałem. Ani razu mój kutas nie był dotknięty, a strzelałem jakbym od roku nie miał wytrysku. Moja sperma spadała na trawę i ochlapywała ziemię wokół moich nóg. Gdy jedna ze smug trafiła stojącego nade mną Mietka w owłosioną łydkę dostałem kolejnego bata, tym razem na plecy. Krzyknąłem z bólu, ale kolejna fala uderzeń spadła na moje wypięte pośladki.
Mietek w tym czasie skończył się na mnie odlewać i ponownie wpakował swojego gorącego fallusa w moje usta. Słonawy posmak spermy i moczu w połączeniu z kosmetykami, którymi skropił kutasa doprowadził mnie do kolejnej fali uniesienia i następnych wystrzałów.
- Za bardzo mu się to podoba! Pora na mnie! – krzyknął Antoni i bezceremonialnie wszedł we mnie. Walił mnie jak pies sukę, szybko i ostro, stękając przy tym niemiłosiernie. Piotr chwilę patrzył się na nas, po czym podszedł do posuwającego mnie Antoniego i próbował wcisnąć palec do mojego otworu. Obaj zaczęli coś szeptać między sobą, po czym Piotr podszedł do Mietka i też zaczął szeptać.
Ja miałem już łzy w oczach i serdecznie dosyć tego wszystkiego. Zasychająca na mojej dupie sperma zaczęła ściągać podrażnioną skórę i znów każde posunięcie Antoniego było dla mnie bolesnym doświadczeniem. Mietkowa pyta zaczęła na nowo rosnąć w moich ustach, a Piotr widać było szykuje się do drugiego wejścia, bo i jemu pała zaczęła wracać do formy.
- Mam krem w spodniach – rzucił Mietek, a Piotr podszedł do kupki ciuchów i zaczął w nich szukać wspomnianego kremu. Na co im on, nie wiedziałem. Gdy wrócił, dał znak pozostałym, a Ci zostawili mnie na chwilę w spokoju. Antoni rozwiązał mi ręce, które w końcu mogłem wyprostować. Ale byłem tak osłabiony, że upadłem na ziemię, twarzą w trawę.
- Wstawaj kurwa! – ryknął któryś, a gdy ja się nie podnosiłem, zostałem pochwycony przez mocarne dłonie moich oprawców. Stojąc na miękkich nogach wpatrywałem się w nich z przestrachem, ale i z podnieceniem.
- Dasz jeszcze raz dupy i pójdziesz wolno śmieciu – rzucił Piotr. I gdy chciałem uklęknąć, aby prosić ich o zostawienie mnie w spokoju, wówczas ku mojemu zdumieniu Piotr położył się na plecach na ziemi. Jego monstrualny kutas stał sztywno jak pal.
- Dosiadaj go! – wrzasnął, a ja wiedziony poczuciem, że to ostatnia próba stanąłem nad nim i powoli zacząłem się opuszczać. Nie było mi dane zrobić tego w swoim tempie. Silne ręce Antoniego dopchnęły mnie w dół, tak że jednym ruchem dosiadłem Piotra. Już chciałem się zaczął na nim ruszać, gdy ten objął mnie i przytulił do siebie. Leżeliśmy jeden na drugim.
Totalnie zbaraniałem. Co się dzieje? – przemknęło mi ze strachem po głowie. A wtedy poczułem, jak ktoś zaczyna rozsmarowywać na mojej dupie krem. Palec któregoś z moich oprawców zaczął się wsuwać do mojego rozepchniętego i zajętego odbytu. Wiercił się, wiercił, aż w końcu wszedł. Zaraz potem podobną techniką drugi. Dziurę to mi musieli rozerwać na strzępy, choć nie czułem już takiego bólu.
Po chwili palce się wysunęły, a ja poczułem drugiego kutasa wpychającego się do mojego tyłka. Dwa wielkie kutasy na raz?! O Jezu!
- Nie! – krzyknąłem. – Nie róbcie tego!!! To boli!
- Stul pysk!
- Nie chcę! Zostawcie – zacząłem się wiercić i wyrywać, ale Piotr przytrzymał mnie w objęciach, a drugi członek jednym sprawnym ruchem uderzył w moje rozluźnione zwieracze i wbił się na kilka centymetrów.
- Łaaaa…!!! – mój krzyk było pewnie słychać w całej okolicy.
Dosiadałem jednego, dorodnego kutasa, a tu drugi właśnie we mnie wchodził. I ten drugi zaczął się poruszać. Po moich policzkach spływały łzy bólu i wstydu, a tu jeden dwóch facetów gościło w mojej dupie. Szybkie, nieskoordynowane ruchy posuwającego mnie faceta zaczęły doprowadzać mnie do kolejnego podniecenia. Zacząłem wzdychać.
- Mieciu, zatkaj go – rzucił Piotr i po chwili prawie siadając mu na twarzy, kucnął przede mną najprzystojniejszy z moich oprawców. Jego pachnąca pała uderzyła mnie w policzek, a ja zachłannym ruchem, przyjąłem go do ust. Po chwili poczułem jak wciska się coraz głębiej i zaczyna sapać. Widocznie kolejny orgazm był dla niego kwestią minut.
Tak posuwany przez trzech na raz – przez dwóch od tylca, a przez trzeciego w usta przeżyłem kolejny orgazm w ciągu tej całej sytuacji. Zalałem cały kaloryfer Piotra, który tylko rzucił jakieś przekleństwo. Ale jako że jego usta zasłaniała Mietkowa dupa, nie słyszałem jakie konkretnie. Poczułem się błogo.
I wtedy wydarzyło się coś, co nie było mi nigdy dane. Nagle, jakby umówieni, wszyscy trzej moi oprawcy, zaczęli strzelać. Pulsujące dwie pały w mojej dupie wymieniały salwy spermy w moich trzewiach, wypełniając mnie po brzegi. A w moich ustach tryskał Mieciu. I wcale nie było czuć, że już raz się spuszczał. Strzelał, jakby to był jego pierwszy orgazm. I tym razem nie zastanawiałem się, tylko od razu połykałem jego mleko.
Taki wypełniony jednocześnie hektolitrami spermy trzech gości, gdy mój znów sztywny kutas wycierał się w swoich wydzielinach na Piotra brzuchu, sam doszedłem po raz kolejny, ponownie przyozdabiając Piotra. Ale tym razem nie powiedział on ani słowa.
Gdy w końcu przestali strzelać, wszyscy znieruchomieliśmy, a po chwili zostałem odepchnięty na bok. Wszyscy dyszeliśmy, niczym po długim biegu. Piotr jeszcze podszedł do mnie i kazał zlizać spermę, którą zostawiłem na jego brzuchu, co uczyniłem w ochotą. Gdy zrobiłem swoje, strzelił mnie w twarz i podszedł do kumpli. Wszyscy trzej wpatrywali się we mnie lekko zamglonym wzrokiem. A ja czekałem na kolejny rozkaz. Ten jednak nie padł. Podeszli do mnie i odsikali się na moją twarz po raz kolejny, po czym zaczęli się ubierać, jak gdyby nigdy nic. Czekałem na kolanach, parujący uryną, czujący przelewającą się w moich jelicie i żołądku spermę. Gdy tylko się ubrali, popatrzyli na mnie z pogardą.
Piotr z Antonim gdy tylko się ubrali, odwrócili wzrok i odeszli. Natomiast Mietek podszedł do mnie, położył rękę na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale gwałtownym ruchem głowy zbliżyłem swoje usta do jego ust i pocałowałem go.
Ten trwał nieruchomo przez chwilę, po czym odepchnął mnie, podszedł do moich spodni i wyciągnął z nich moją komórkę. Szybko coś wstukał, odrzucił telefon na moje spodnie i nie patrząc na mnie pogonił za kolegami.
A ja zostałem rozciągnięty na trawie i marzyłem tylko o tym, aby zasnąć…


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Pią 19:04, 02 Gru 2016    Temat postu:

Przyznam się, że widząc ilość odsłon od umieszczenia ostatniego odcinka (ponad 150) liczyłem na jakiś komentarz Smile Bo nie wiem, czy trzymam formę i mam pisać dalej, czy lepiej odpuścić...
Na razie ryzykując Wasze znudzenie i niechęć do dalszych części, wrzucam kolejny, trochę mniej skoncentrowany na jednym odcinek. Mam nadzieję, że jednak się spodoba, a przynajmniej nie rozczaruje zupełnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CesarGD dnia Pią 19:04, 02 Gru 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Pią 19:05, 02 Gru 2016    Temat postu:

CZĘŚĆ – ROZDZIAŁ – ODCINEK 10
Nie wiem, ile czasu tak leżałem w trawie. Co chwila zamykałem oczy i próbowałem odsunąć od siebie świadomość tego, co się przed chwilą stało. Smak spermy w ustach i co chwila wypływające jej resztki z mojego tyłka jednak skutecznie mi to uniemożliwiały. Gdy podniosłem wzrok na niebo, przyszło mi do głowy, że nie był to tylko gwałt, ale też całkiem nowe seksualne doznanie. Bycie zeszmaconym, zgwałconym przez trzech facetów, którzy bez pardonu wykorzystali moje ciało zamiast mną wstrząsnąć zaczęło mnie nawet podniecać.
Mój kutas powoli pęczniał, gdy przypominałem sobie wtargnięcie drugiego kutasa w moją dupę. Bycie posuwanym przez dwie pały naraz było niesamowitym doświadczeniem, chociaż nawet leżeć na tyłku nie mogłem, tak mnie bolało. I ten pocałunek z misiowatym Mietkiem. Czemu on tak na mnie patrzył? Czy mi się śniło, że w jego oczach widziałem smutek z tego co się stało?
Powolnym ruchem zacząłem sobie masować kutasa, mając przed oczami te trzy wspaniałe ciała, które należały do moich oprawców. Spuściłem się szybko, a słabe strzały zaczęły skapywać na moją dłoń. Oblizałem ją, ale już nie smakowała tak, jak cudza. Może nie warto próbować własnej spermy, pomyślałem. Wziąłem jeszcze dwa głębokie wdechy i podczołgałem się do swoich ubrań. Chwyciłem koszulkę i już zacząłem ją wciągać przez głowę. Ten niewielki wysiłek sprawił, że moje ciało pokryło się potem, a wraz z nim wokół rozniósł się aromat moczu.
Cholera! Przecież taki obsikany nie wrócę do namiotu! Podparłem się o jakieś drzewo i powoli wstałem. Nogi miałem tak słabe, że kiedy schyliłem się po ubrania, upadłem. I znowu gramoliłem się pod górę. Gdy tylko złapałem pion, wziąłem kolejne dwa głębokie oddechy, aby przyzwyczaić ciało do tej pozycji. Powolnym ruchem zagarnąłem ubrania pod pachę i kuśtykając ruszyłem w stronę rzeki. Każdy krok był dla mnie katorgą. Zwieracze szczypały i bolały, robiąc się jednocześnie jakby większe. Uda i łydki miałem jak z waty, a w środku czułem jakby palił mnie żywy ogień. Brzuch rozbolał mnie niemiłosiernie, zanim dotarłem do wody. Dodatkowo zapach moczu wzmógł niemiłosierny ból głowy, także gdy tylko porzuciwszy ciuchy przy brzegu, zanurzyłem się w fale, miałem ochotę odpłynąć i niczym topielec popłynąć do morza. Nic już mnie nie obchodziło.
Nie wiem, ile czasu tak spędziłem, a z zamyślenia wyrwał mnie odgłos pracujących maszyn rolniczych w okolicy. Powoli wykaraskałem się na brzeg i położyłem na trawie, aby obeschnąć co nieco. Musiałem usnąć na chwilę, bo gdy się ocknąłem wiał już chłodniejszy, przedwieczorny wiaterek. Wciągnąłem spodnie na tyłek, koszulkę założyłem na lewą stronę, nawet tego nie zauważywszy, natomiast majtki i skarpety włożyłem do kieszeni. Buty do ręki i ruszyłem w stronę namiotów. Przynajmniej próbowałem.
Nadal każdy mój krok przyprawiał mnie o zawroty głowy. Ruch sprawiał, że moje pośladki i zwieracze wołały o pomoc. Nie wiem, jakim cudem, ale po pewnym czasie dotarłem z powrotem do obozu. Ekipa była mocno zdekompletowana. Przy rozpalanym ognisku siedzieli tylko Bartek z Pawłem i Alą.
- No nareszcie! A ty gdzie się podziewasz?! – zawołał na mój widok Paweł.
- Gdy Maciek wrócił ze spaceru i powiedział, że poszedłeś do miasta, Karol zadecydował że reszta poleci za tobą i zrobicie jakieś duże zakupy. Ale ty chyba z innej strony wracasz.
- A tak wyszło – odburknąłem. – A gdzie Maciek?
Nie zdążyłem usłyszeć odpowiedzi, gdy zobaczyłem swojego, jak sądziłem, chłopaka wychodzącego z naszego namiotu.
- I jak zakupy? – spytał lekkim tonem, choć w jego głosie pobrzmiewały nuty niepokoju.
- Nie byłem. Poszedłem przed siebie – rzuciłem.
Bartek chyba dostrzegł, że coś się stało, dlatego znalazł się znakomicie i zagonił Pawełka z Alą do ogniska, które rzekomo dogasało i trzeba było się nim zająć, aby móc przygotować kolację. Staliśmy z Maćkiem na wprost siebie i patrzyliśmy na siebie. Podsunąłem się do niego bliżej.
- Nic ci nie jest? – wyszeptał.
- Nic. Poza tym, że… – głos uwiązł mi w gardle. Czułem rosnącą kluchę, dlatego odsunąłem Maćka i poszedłem do namiotu. Gdy tylko wszedłem, upadłem na nasze posłanie i zacząłem płakać.
- Co się stało? – poczułem dłoń delikatnie głaszczącą mnie po plecach. – Wszystko w porządku kochanie?
- Kochanie?! Jak śmiesz do mnie tak mówić!
- Przecież… no my…
- Kurwa! Zostawiłeś mnie! Uciekłeś i zostawiłeś na pastwę trzech pakerów!
- Myślałem, że im zwiałeś…
- A jak wróciłeś tutaj, to jeszcze skłamałeś, że poszedłem dalej?! Zamiast wołać o pomoc, jak gdyby nigdy nic porzuciłeś mnie!
- To nie tak…
- Oczywiście, że nie! – wrzeszczałem. – Oni mnie zgwałcili, rozumiesz debilu! – zbliżyłem swoją twarz do jego, tak że kropelki mojej śliny lądowały na twarzy Maćka. – Zerżnęli mnie we trzech. Z dupy mam nawet nie jesień średniowiecza, ale jej wcale nie mam! Zsikali się na mnie, pobili, wepchnęli gdzie się dało i spuścili po kilka razy! A ty uważasz, że to nie tak?!
- Ćśśś… Nie krzycz tak. Po co…
- Kurwa! Ty kretynie! Mnie zgwałcili! Ty słyszysz co mówię?! A ty jakimiś…
W tym momencie zaczął mnie całować. W pierwszej chwili poczułem się błogo, ale gdy tylko poczułem jego język wpychający mi się do gardła, poczułem odruch wymiotny. Odepchnąłem Maćka i wybiegłem z namiotu, za drzewa, aby zacząć zwracać. Gdy tylko czułem zawartość żołądka wracającą z każdą kolejną torsją, miałem w ustach smak spermy Piotra, Antoniego i Mietka. Gdy zwracałem miałem wrażenie, że stoją przede mną i się zaśmiewają do rozpuku widząc moje katusze.
- Wszystko dobrze? – usłyszałem za sobą głos Ali. – Oj chyba nie… Paweł! Zagrzej wody, mu trzeba herbaty! – zawołała, po czym stanęła dwa kroki ode mnie i czekała, aż mi się uspokoi. Gdy tylko się wyprostowałem, podała mi wodę i objęła czule. – Zaraz się tobą zajmiemy. Chodź… – i delikatnie poprowadziła mnie do ogniska, nad którym w garnku już parowała woda. – Zaraz dostaniesz gorzkiej herbaty i poczujesz się lepiej.
- Coś musiało ci zaszkodzić – rzucił Paweł. – Może to ta wczorajsza kiełbasa? Nie była najlepsza, mówiłem.
- To nie to – wycharczałem.
Humor wszystkim się zważył i w milczeniu czekaliśmy, aż woda nabierze odpowiedniej temperatury, aby zaparzyć herbatę. Gdy piłem gorzki napój, wróciła reszta ekipy. Od razu zaczęły się wymówki, gdzie to ja nie poszedłem, czemu nie odbieram telefonów, czy na pewno dobrze się czuję, że zaraz się mną zajmą i żołądek wróci do normy. Ale ja nie chciałem tego słuchać. Przeprosiłem wszystkich i wróciłem do namiotu. Położyłem się w śpiworze, słysząc jak pozostali o mnie rozmawiają.
- Maksiu, może chcesz czegoś – spytała Julka, zaglądając na chwilę do wnętrza, ale zbyłem ją krzywym uśmiechem i podziękowałem mówiąc że chcę trochę spokoju.
Gdy tak leżałem, dolatywały mnie strzępki rozmowy moich kolegów.
- Wygląda, jakby ktoś go pobił. Ma taką spuchniętą twarz.
- A widziałeś, jak krzywo chodził? Jakby kuśtykał.
- I wymiotował, a przecież nic od rana nie jadł.
- Poszedł gdzieś i telefonu nie odbierał.
- Maciek, wyście gadali. Coś zauważyłeś?
Nie mogłem tego dalej słuchać. Chwyciłem za telefon, aby włączyć jakąś muzykę dla spokoju, gdy ujrzałem na ekranie setki powiadomień. Siedemnaście nieodebranych połączeń. Z czego czternaście od mojej ekipy. Jedno od mamy, jedno z jakiejś infolinii i jedno z nieznajomego numeru. Oddzwonić? Najpierw zerknę w sms-y, pomyślałem. A tam jeszcze większy sajgon. Kilka wiadomości od Piotra, Pawła, Szymona i Julki, co się ze mną dzieje. Dwa od mamy, w tym jeden z prośbą, abym się czasem odezwał do domu, a jeden od tego samego nieznanego numeru. „Jak się czujesz? Dotarłeś do swoich? M.”.
To on! O żesz kurwa! Podskoczyłem jak oparzony. Mój gwałciciel! Jak śmie! Zacząłem kasłać i znów zebrało mi się na wymioty, tak że ledwie zdążyłem wybiec z namiotu, gdy zrzuciłem zawartość żołądka w pierwszą kępę trawy.
- Maks! Co Tobie – zawołała Ala podchodząc do mnie, ale zatrzymałem ją wyciągniętą za siebie ręką. Zatrzymała się, a cała reszta wpatrywała się we mnie jak w opętanego. Gdy uspokoiłem żołądek, bez słowa wziąłem kurtkę i rzucając na odchodne „muszę zadzwonić”, odszedłem od wszystkich. Szedłem dość szybko, prawie biegłem, choć pewnie i tak dosyć wolno, zważywszy na ból w tyłku. Gdy oddaliłem się na bezpieczną odległość, przysiadłem w przydrożnym rowie i ponownie spojrzałem na sms-a, który przyprawił mnie o nudności.
„Czego chcesz?”, odpisałem. Po dwóch sekundach przyszła odpowiedź „Martwiłem się”. On kurwa martwił?! Żałosny żart. „To nie trzeba było mnie…”, nie byłem w stanie wbić w komórkę tego słowa na z. Nawet nie wiem jak, palec omsknął się na ikonkę koperty i wiadomość wysłana. „Naprawdę nie chciałem”. A za chwilę kolejna wiadomość „Mogę zadzwonić?”.
Zamurowało mnie. Mój gwałciciel chce do mnie zadzwonić! Co robić?! Ogarnęła mnie dziwna panika. Nie wiem ile się zastanawiałem, gdy ekran rozbłysnął jasnym blaskiem i przeciągnąłem po ikonce zielonej słuchawki.
- Przepraszam – usłyszałem na początku. Wypowiedzialne tak delikatnie, a jednocześnie z taką dozą żalu i smutku, że nogi, które i tak miałem miękkie, jeszcze bardziej się pode mną ugięły.
- Bardzo ciebie przepraszam. Nie chciałem tego.
- Ale bawiłeś się świetnie – rzuciłem. Boże! Czemu ja z nim rozmawiam?!
- Dziękuję, że odebrałeś. Proszę nie rozłączaj się przez najbliższą minutę. Potem zrobisz, co zechcesz, dobrze? – ja milczałem. Dotknął mnie jakiś ogromny paraliż. – Posłuchaj, to co się stało…
- Zgwałciłeś mnie – warknąłem do telefonu i… natychmiast pożałowałem swojego tonu.
- Tak. Zgwałciłem… – słysząc go zobaczyłem minę zbitego psa, który patrzy wielkimi, mokrymi oczami na swojego pana, aby ten mu wybaczył psotę.
- Czego chcesz?
- Przeprosić. I aby nie być gołosłownym, to… to jeśli pójdziesz na Policję, ja się do wszystkiego przyznam…
Zamurowało mnie.
- Jesteś tam? Halo?!
- Tak. Nie wiem… – słowa nie były w stanie mi przejść przez gardło.
- Przepraszam. Mieliśmy was otłuc, ale gdy twój chłopak…
- On nie jest moim chłopakiem – te słowa same swobodnie przeszły mi przez usta. – Zostawił mnie na waszej łasce. A po tym, co mi zrobiliście jest dla mnie nikim.
- Przepraszam. Po tysiąckroć. To naprawdę nie miało być tak. W Piotra coś wstąpiło i dlatego skończyło się tak, jak…
- Że wsadzaliście mi wszędzie, wypełnialiście mnie po brzegi i było wam dobrze! – krzyknąłem z płaczem.
- Mi nie było. To jest… było, ale… to wszystko nie tak…
- Czego chcesz?
- Nie śmiem prosić…
- Co?!
- Spotkamy się?
Telefon wysunął mi się z dłoni i upadł na ziemię. Słyszałem z dołu jakieś dźwięki, pewnie on mnie wołał, ale ja siedziałem bez ruchu, jak zaczarowany. Otępiały, ogłupiały, a w głowie wirowały tysiące myśli. Po tym co mi zrobili chciałem krzyczeć, biec na Policję, zgłosić wszystko. W szpitalu by na pewno zrobili jakąś obdukcję, znaleźliby ślady gwałtu. A z drugiej strony… przypomniała mi się przyjemność. Rozkosz, jaką przeżywałem pod koniec tego zdarzenia. I potem masturbacja, gdy tylko przypomniałem sobie wszystko. A w centrum tych wspomnień był właśnie on. Nie ci dwaj pozostali. Było w nim coś pociągającego, takiego czułego. Nawet jak we mnie wchodził. Zgwałcił, ale patrzył czule. Potem nawet pozwolił się całować. Oblizałem wargi…
- Halo! – ocknąłem się z marzeń i podniosłem komórkę.
- Jestem… – wychrypiałem. – Zgoda. Jak, gdzie?
- Gdzie zechcesz… na mieście?
- Nie! Jeszcze mnie ktoś zobaczy. A Maciek… on rozpozna. Będzie wiedział.
- Chętnie zaproponowałbym, abyś wpadł do mnie, ale…
- Odbiło Ci!
- Nie, dlatego nie ośmielę się. Chociaż mogę przysiąc że bylibyśmy sami, a ty byłbyś nietykalny.
- Nie!
Na chwilę zapadła cisza.
- A może w Łęcznej? To tylko krótka podróż PKS-em, spotkamy się może tam? Twoi koledzy ciebie nie zobaczą. A my będziemy mogli… – jego ostatnie słowa umknęły mi, bo usłyszałem, że ktoś mnie woła.
- Zgoda – rzuciłem do słuchawki. – Napiszę sms-a. – i rozłączyłem się.
Wróciwszy do ekipy już lekko się uśmiechałem. Szybko wymówiłem się od jedzenia, kładąc to na karb osłabienia i stwierdziłem, że się położę. Gdy wśliznąłem się do śpiwora, włączyłem Internet w komórce, sprawdziłem rozkład jazdy PKS z Włodawy i po chwili odpisałem krótko „Będę w Łęcznej o 11:15”. Krótkie „OK” musiało mi wystarczyć za odpowiedź. Boże, co ja robię, pomyślałem!
Gdy Maciek wszedł do namiotu, leżałem odwrócony do niego plecami.
- Śpisz kochanie? – wyszeptał, nachylając się nade mną. Ale ja milczałem. Chwilę się pokręcił, po czym położył się obok mnie i zaczął do mnie przytulać.
- Spierdalaj – rzuciłem, odpychając go od siebie.
- Przepraszam – wyszeptał i znów zaczął się do mnie dobierać.
- Odpierdol się złamasie – warknąłem ponownie odpychając.
- Czemu…
- Za głupi jesteś, by to zrozumieć.
- To ty jesteś głupi – odpowiedział. Na takie żałosne dictum odwróciłem się do niego, aby powiedzieć, co o nim sądzę i gdy tylko mój wzrok spoczął na Maćku, wycisnął na moich ustach soczystego całusa. Chwycił moją twarz w swoje dłonie i całował zapamiętale, nie pozwalając mi nic powiedzieć. Próbowałem go odepchnąć, ale trzymał moją głowę bardzo mocno. Po chwili, lewą rękę owinął sobie wokół mojej szyi, a prawą zszedł w dół i chwycił mojego kutasa. Całując mnie, masturbował mnie jak nastolatek, waląc bezceremonialnie i dosyć niedelikatnie. Próbowałem się wywinąć, wyrwać, ale był ode mnie silniejszy. W pewnym momencie strzeliłem, a przed oczami ujrzałem gwiazdy. Orgazm, jaki mnie dopadł był zniewalający.
A on to wykorzystał. Jednym ruchem odkleił się ode mnie, obrócił mnie na brzuch i bez przygotowania wszedł we mnie swoim stojącym ogierem. Próbowałem krzyknąć, ale on przyłożył mi do ust śmierdzące sikami majtki.
- Mówiłeś, że się odlali, to ja zsikałem się na twoje bokserki – wysyczał mi do ucha, sapiąc z każdym wejściem we mnie. Tego było za wiele. Bolało jak cholera, ja nie miałem ochoty na cokolwiek z nim, a tu jeszcze perwersyjnie podtyka mi zasikane, moje bokserki. Zacząłem się szarpać, ale przytrzymał mnie swoimi silnymi rękami i po chwili trysnął we mnie. Zrobiło mi się słabo.
Po chwili zszedł ze mnie i tryumfująco spojrzał mi w oczy:
- Chyba nie było źle, co kochanie?
Patrzyłem na niego z nienawiścią i smutkiem. A zapowiadała się taka znajomość. Mogło być tak pięknie. A on… po raz drugi tego dnia zostałem zgwałcony. Patrzyłem na jego rozanielony wzrok, w którym nie było cienia żalu. I nie wahałem się już ani minuty. Splunąłem mu w twarz.
Patrzył na mnie ze zdumieniem, a moja ślina spływała mu po policzku.
- Co ty odpierdalasz?! – piskliwa nuta dawała się wyczuć w jego głosie.
- A ty?! Zrobiłeś to co oni! Zgwałciłeś mnie chuju niemyty! Odjeb się ode mnie! – wyskoczyłem ze śpiwora i chwyciwszy go w dłonie wybiegłem z namiotu. Poszedłem do Bartka i Szymona.
- Mogę u was przekimać?
Obaj gdy zobaczyli mnie nagiego ze śpiworem popatrzyli na siebie łakomym wzrokiem.
- Ale żadnego seksu. Nie dzisiaj – dodałem.
Widziałem ich ciut zawiedzione miny, ale pozwolili. Położyłem się w kącie, zawinąłem w śpiwór i zasnąłem.

Następnego ranka przemknąłem do swojego namiotu, gdzie czekał na mnie Maciek.
- Czekałem całą noc… – próbował mi robić wymówki, ale strzeliłem go z liścia w twarz.
- Stul pysk.
Zamilkł. A ja zacząłem się pakować. W 10 minut byłem gotowy do drogi.
- Resztę rzeczy oddasz mi jak wrócicie – powiedziałem i wyszedłem.
Cała ekipa była zdumiona, jak tylko zobaczyła mnie gotowego do drogi. Zaczęli mnie dopytywać co się stało, dlaczego odwijam taki numer i wyjeżdżam. Wreszcie nie wytrzymałem i rzuciłem
- Umarła moja babcia. Muszę wracać do domu. Dlatego wczoraj tak reagowałem na wszystko.
Na wyścigi wszyscy zaczęli się przekrzykiwać, że pojadą ze mną, nie zostawią samego w dołku i tym podobne pierdoły. Wreszcie, aby dali mi spokój, a i żeby ich potrzebę wykazania się zaspokoić pozwoliłem odprowadzić się na PKS.
Wszyscy zebrali się na stanowisku, machali mi, gdy autobus ruszył w drogę. Gdy tylko Włodawa zniknęła za zakrętem, podszedłem do kierowcy, przeprosiłem za zamieszanie i poprosiłem, aby mi powiedział, kiedy będziemy w Łęcznej, bo tam podjedzie po mnie znajoma.
- Panna nie chciała dać w towarzystwie, hę? Wiem coś o tym – kierowca uśmiechnął się pod nosem. Wzruszyłem tylko ramionami i uśmiechnąłem przepraszająco.
Z bijącym sercem wpatrywałem się w zegarek. Gdy wybiła 11:00 moje serce przyspieszyło. A może uciec? Może nie spotykać się? Przecież to gwałciciel? Na podobnych rozmyślaniach upłynął kolejny kwadrans, aż kierowca musiał mnie wyrwać z letargu:
- Łęczna! Wysiadasz młody? Bo ja długo nie mogę czekać, aż się namyślisz.
Nie wiedziałem co zrobić. Zamknąłem oczy i… trudno. Będzie co ma być. Podniosłem się z fotela i wysiadłem. Rozejrzałem się po dworcu autobusowym, ale nie dostrzegłem nigdzie Mietka. Usiadłem na ławce, mój autobus odjechał i wówczas dostrzegłem go. Stał kilkanaście kroków dalej.
Jasne spodnie, ciemnoczerwona koszulka polo, z górnym guzikiem rozpiętym jak należy, skórzane brązowe buty i pasek przy spodniach dopełniały stroju. Nie uśmiechał się, patrzył wyczekująco. Uniosłem dłoń na powitanie, że go poznają. A wówczas jego usta przyozdobił lekki uśmiech. Ramiona napięte w oczekiwaniu lekko mu opadły, a pomiędzy wargami zalśniły białe zęby. W szczerym uśmiechu.
I wtedy mnie naszło… Mój Boże! Co ja zrobiłem?!


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MasterWojciech
Debiutant



Dołączył: 24 Lis 2016
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 23:38, 02 Gru 2016    Temat postu:

Co to będzie, co to będzie xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kapzel
Adept



Dołączył: 23 Lut 2013
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 14:00, 05 Gru 2016    Temat postu:

Tylko nie każ nam długo czekać Smile
Nie wiem jak reszta, ale daleeeeeeko mi do znudzenia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kapzel dnia Pon 14:01, 05 Gru 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Sob 19:14, 31 Mar 2018    Temat postu:

No i nie podołałem kontynuowaniu. Miejmy nadzieję, że tym razem wystarczy mi determinacji. W każdym razie, nie obiecuję tempa, ale dołożę starań, aby utrzymać tempo i do wakacji skończyć.

Pora na konkrety i kolejny odcinek przygód mojego bohatera... Miłej lektury!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CesarGD
Adept



Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Sob 19:15, 31 Mar 2018    Temat postu:

CZĘŚĆ – ROZDZIAŁ – ODCINEK 11
Szalone myśli galopowały po mojej głowie. Jestem przecież w obcym mieście, z obcym facetem, który jeszcze wczoraj ze swoimi kumplami mnie zgwałcił w środku lasu. Strach ścisnął mi żołądek, serce przyspieszyło bicie, a dłonie zaczęły się nieźle pocić. Mietek podchodził do mnie pewnym krokiem, a moje nogi zrobiły się jak z waty. Chociaż w głowie słyszałem cieniutki głosik krzyczący „w nogi”, to nie mogłem nimi zrobić żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Strach sparaliżował mnie na dobre. Mietek zatrzymał się na wyciągnięcie ręki i przyglądał mi się badawczo. Przed oczami ujrzałem ciemne plamy, a w uszach najpierw mi zaszumiało, by po chwili cały aparat słuchu wypełniło dudnienie bijącego serca. Nie słyszałem nic ponadto. Całe ciało, na widok tego mężczyzny zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa. Bardziej poczułem, chociaż nie jestem tego pewien, jak plecak zsuwa się z moich pleców i ląduje na ziemi, a moje niemogące wytrzymać napięcia kolana, uginają się pode mną. Pewnie bym upadł jak długi, gdyby nie silne dłonie, które chwyciły mnie i moje rzeczy w locie.
- Wszystko w porządku? – głos dochodził do mnie jakby z oddali. Poczułem, że mnie prowadzi do ławki, na którą klapnąłem bez życia. Nie wiem ile to trwało, aż wreszcie potrząsnąłem głową, zamrugałem oczami i rzeczywistość zaczęła do mnie wracać.
- Wszystko w porządku? – powtórzył Mietek. Spojrzałem na niego i dech zaparło mi w piersi. W jego wzroku widziałem zaniepokojenie i troskę. Łagodne spojrzenie niebieskich tęczówek sprawiło, że chciałem się w tym morzu błękitu zanurzyć. Delikatny dotyk dłoni, które trzymały mnie za rękę wyrażał więcej uczuć, niż mogłem się spodziewać. Stanowczy, opiekuńczy i delikatny zarazem. Czułem, że mógłbym tak trwać całą wieczność. Ale nie było nam dane. Jakiś pisk, klakson kolejnego autobusu zajeżdżającego na dworzec zupełnie przywrócił mi świadomość.
- Tak, już lepiej. Po prostu zakręciło mi się w głowie – odparłem, wysuwając dłoń z jego uścisku. Speszyło go to? Zasmuciło? Nie wiem, ale po jego minie przemknął cień żalu, że ta chwila już minęła.
- Usiądziemy gdzieś? – spytałem od niechcenia.
- Niewiele tu miejsc, ale coś się znajdzie – wstał szybkim ruchem i chwycił mój plecak. – Przecież nie będziesz wszystkiego taszczył sam – uśmiechnął się rozbrajająco, zarzucając sobie mój największy tobół na plecy.
Wstałem z ławki i ruszyłem za nim. Szliśmy w milczeniu przez kilka minut. Dopiero gdy weszliśmy na teren starego miasta, Mietek się ożywił. Wcielił się z ogromną wprawą w lokalnego cicerone, opowiadając to i owo o mijanych obiektach. Gdy wyprowadził mnie na rynek, a właściwie unikalny zespół rynków, moje obawy zastąpił duch krajoznawcy i podróżnika. Chłonąłem każde słowo, które wypowiadał mój przewodnik, zapominając zupełnie o tym, z kim mam do czynienia. Gdy przespacerowaliśmy się trochę po mieście, ja zorientowałem się w jego topografii usiedliśmy w jednym z ogródków. Chłopak z nosem na kwintę, jakby pracował za karę, przyniósł nam po zimnej Coca Coli i wtedy znów poczułem strach. Nie… tym razem to nie był strach. Raczej niepewność.
Naprzeciwko mnie siedział naprawdę przystojny facet. Na oko, niewiele po trzydziestce, którego jasne, krótkie włosy lśniły w słońcu niczym łany zbóż. Krótki zarost okalał mięsiste, dość duże usta, które psuły nieco efekt, ale dodawały mojemu… no właśnie? Na razie towarzyszowi. Dodawały mu jeszcze więcej uroku ciepłego misia. Z postury raczej lekko zaokrąglony, ale nie gruby. Ot, dobrze wykarmiony, miał dość duże bicepsy, które ledwie mieściły się w ciasnych rękawkach koszulki i niezbyt duże, ale kształtne i zadbane dłonie. Lekko odstające uszy aż prosiły się o to, aby wbić się w nie językiem i pieścić, czy przygryzać. Ale jego największym atutem były oczy. Błękitne jak niebo po deszczu. Intensywne, prawdziwie niebieskie, niczym morskie fale, w które chciałoby się wskoczyć.
Mietek oblizał lekko spieczone wargi i wbił we mnie swój hipnotyzujący wzrok. Ja odpowiedziałem mu tym samym, patrząc mu głęboko w oczy. Trwało to dosłownie chwilę, gdy poczułem, jak moje serce zaczyna łomotać, ciśnienie wzrastać, a skóra coraz szybciej się poci. Zwierzęcy magnetyzm przyciągał mnie do tego faceta, jak do żadnego innego wcześniej. Bez słowa patrzyliśmy się na siebie, a nasze głowy zbliżały się nieznacznie.
Mietek oblizał wargi raz jeszcze, zanim w końcu przerwał tę chwilę, zdecydowanie za długą, ciszy.
- Ja… ja raz jeszcze… bardzo… no…
Zachichotałem pod nosem. Z wysławianiem się , to miał problem. I to niezły. Ale mój śmiech podziałał na niego zaraźliwie. Sam się roześmiał i po chwili obaj zanosiliśmy się głośnym śmiechem.
- Przepraszam, ale nie wiedziałem jak zacząć te przeprosiny – powiedział, gdy w końcu się jako tako uspokoiliśmy. – To co się stało nad rzeką, było niedopuszczalne. I nie powinno się było zdarzyć. Dlatego, tak jak mówiłem, jestem gotowy ponieść konsekwencje tego co się stało. Jeśli tylko…
- Przestań – chwyciłem go za rękę, a on zamilkł natychmiast. – Było, minęło. Dupa mnie wprawdzie nadal boli, duma jeszcze bardziej, ale ja nie umiałbym się zdobyć na wizytę na Policji.
- Ale… myśmy…
- Nic nie mów – ścisnąłem go mocniej. – Nie chcę o tym mówić. Po co w ogóle chciałeś mnie zobaczyć?
Moje reakcja na przeprosiny i następujące po niej pytanie musiały go nieźle zaskoczyć. Oczy rozszerzyły się w niemym zdumieniu i jeszcze raz oblizał wargi. Widać było, że nie czuje się komfortowo. Nie tak zaplanował sobie tę całą sytuację.
- Chciałem… sam już nie wiem – odparł po dłuższej chwili milczenia. – Chciałem powiedzieć, że aby przeprosić za wczoraj, ale skłamałbym. Tak naprawdę to chciałem zobaczyć ciebie raz jeszcze. Zanim wyjedziesz. Ale teraz…
- Co teraz?
- Spędziliśmy dzisiaj razem może godzinę i mam wrażenie, że to była najwspanialsza godzina w moim życiu – wyrzucił z siebie jednym tchem, uciekając wstydliwie wzrokiem do szklanki z Colą.
Nie wiem sam, dlaczego, ale ująłem jego dłoń w swoje ręce. Spojrzał na mnie zaskoczony, a w jego oczach widziałem niepewność. Uśmiechnąłem się niezdarnie, bo sam nie wiem, dlaczego zareagowałem tak, a nie inaczej.
- Podobasz mi się – wyszeptałem. – Już wtedy w lasku, jak mnie… no wiesz…, to przykułeś mój wzrok.
- Ty też…
- Widziałem to w twoich oczach – przerwałem mu bezceremonialnie zanurzając się swoim spojrzeniem w jego wzroku. Po chwili milczenia przełknąłem kluchę w gardle i ścisnąłem Mietka mocniej za rękę. – Co z tym teraz zrobimy?
- Wiesz… ja… to znaczy… ja bardzo – Mietek jąkał się, nie wiedząc co powiedzieć. Wbiłem swoje paznokcie w jego dłoń i to go chyba otrzeźwiło. – Cholera. Najchętniej to bym się z tobą całował tu i teraz. Właściwie to nie tylko całował – w jego wzroku błysnął pierwszy figlarny chochlik.
Mój uśmiech wystarczył mu za odpowiedź. Widział, że się zgadzam na wszystko. Właściwie, to sam nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale było mi naprawdę wszystko jedno. Patrzyliśmy się na siebie jeszcze przez chwilę, po czym Mietek odwrócił się, zawołał nudnego kelnera i zapłacił nawet nie spoglądając na rachunek. Rzucił 50zł na stół i szybkim ruchem, o mało przewracając krzesło, wstał od stolika. Ponownie narzucił sobie mój plecak na plecy i szybkim krokiem ruszył w kierunku, z którego przyszliśmy.
Po paru minutach szybkiego marszu doszliśmy praktycznie z powrotem na dworzec PKS-u, skręciliśmy wcześniej w bok i na parkingu przy Tesco Mietek podszedł do ciemnoszarego ISUZU. Wrzucił mój plecak do bagażnika i pomógł mi z resztą manatek, a następnie szarmancko otworzył drzwi, abym rozsiadł się na przednim siedzeniu jak brytyjska królowa. Po chwili sunęliśmy znowu szosą w kierunku Włodawy. Napalenie i gotowość na wszystko ustąpiła, a w jej miejsce wkradała się znów niepewność.
Z początku rozmowa też nam się nie kleiła, ale po paru minutach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęliśmy gawędzić o życiu, swoich planach i doświadczeniach życiowych. Ja opowiedziałem Mietkowi o swoich studiach i o planach na przyszłość, zaś od niego dowiedziałem się, że już dawno skończył 30 lat – właściwie to bliżej mu było do czterdziestki, że ma dużą firmę budowlaną i dużo jeździ po Polsce, bo prowadzi inwestycje prawie na całej ścianie wschodniej. Gdy spytał mnie o wiek, słysząc moją odpowiedź wypalił niespodziewanie
- to niewiele więcej niż mój syn…
- Syn? Masz dziecko?
- Tak – odparł z pewnym ociąganiem. – To jeszcze taka wpadka w ogólniaku. W ostatniej klasie, po imprezie mikołajkowej moja ówczesna dziewczyna zaciążyła. Tuż po maturze szybki ślub i w wakacje urodził mi się syn. Potem trzeba było zająć się dzieckiem, bo żona prymuska uciekła na studia do Lublina. A gdy wróciła pani doktor, to nagle się jej znudziłem. Ona znalazła sobie innego, ale dopiero gdy nakryła mnie na oglądaniu… no wiesz… naszego pisemka to wyrzuciła mnie z domu i rozwiedliśmy się.
- Może to i lepiej? Męczyć się z nią miałeś?
- Pewnie, że dobrze. Poszedłem na studia, założyłem firmę i stanąłem samodzielnie na nogi jakieś 5 lat temu. Teraz nawet się spotykamy, Mikołaj odwiedza mnie raz na kwartał. Ale nie mówmy o tym. Szkoda psuć sobie humor.
Uśmiechnąłem się tylko na to dictum i dalej podziwiałem drogę. W pewnej chwili Mietek położył swoją dłoń na moim kolanie i delikatnie ją zacisnął. Spojrzałem na niego i na chwilę nasze oczy spotkały się znowu. Ująłem jego dłoń w swoje ręce i podniosłem do ust. Najpierw delikatnie ucałowałem wierzch dłoni, odwróciłem ją i zacząłem całować kolejne fragmenty wnętrza.
- Dobrze, że to automat – wyszeptał, a ja się tylko uśmiechnąłem.
Zacząłem unosić jego palce do swoich ust i jeden po drugim je oblizywałem. Na czubku składałem pocałunek, następnie delikatnie wodziłem językiem po ich powierzchni i kończyłem pieszczotę kolejnym pocałunkiem na czubku wylizanego palca. Gdy tak wypieściłem całą dłoń, Mietek zsunął ją na moje krocze i delikatnie ścisnął. Przez luźny materiał spodni wyczuł doskonale coraz silniejszy wzwód i pulsującego penisa.
- Jeszcze chwilę, zaraz dojedziemy – rzucił i przeniósł rękę na kierownicę. Właśnie mijaliśmy tablicę z napisem „Włodawa”.
Mietek sprawnymi ruchami przemknął przez kolejne skrzyżowania i skierował nas do dzielnicy, w której królowały obszerne domy jednorodzinne. Otoczone masywnymi płotami, czasami murkami z szarego betonu, były niczym bezludne wyspy prywatności. Po chwili zatrzymaliśmy się przed długim płotem z kutego żelaza. Regularnie rozmieszczone kamienne słupki nadawały całości rytmicznego charakteru, a żywopłot z gęstych roślin zasłaniał widok od drogi. Brama już się otwierała, wpuszczając auto na wyłożoną granitową kostką alejkę. Podjechaliśmy kilkanaście metrów i zatrzymaliśmy przed dużym białym domem.
- No to jesteśmy na miejscu.
Strach ściął mi krew w żyłach. Cholera, nawet nie wiem, gdzie jestem. Wprawdzie świetnie się z tym gościem czuję, ale teraz jestem u niego w domu, nikt nic nie wie. Dosłownie wszystko może się zdarzyć.
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy – musiał odgadnąć moje myśli, gdy otworzył mi drzwi.
Nieśmiało wysiadłem z samochodu, a on uśmiechnął się do mnie i puścił uspokajająco oko. Na chwilę skupiłem całą uwagę na domu. Wielka rezydencja, zajmowała chyba ze 4 działki przy tej ulicy. Sam dom, na rzucie prostokąta ożywiały wysokie okna i czerwień dachówki. Z boku był garaż na co najmniej dwa auta, a przed nim jeszcze dodatkowo parking na 5 aut.
- Przydaje się, jak mam gości – rzucił, widząc mój wzrok spoglądający w tamtym kierunku.
Podeszliśmy do dużych, dwuskrzydłowych drzwi. Mietek szybkim ruchem otworzył wrota swojego sezamu i wpuścił mnie pierwszego do środka. Wnętrze było jeszcze bardziej przestronne niż się spodziewałem. Ogromna wolna przestrzeń, ale sprawiała wrażenie niezwykle przytulnej.
- Bardzo ładnie mieszkasz – powiedziałem w końcu odwracając głowę i starając się zabrzmieć jak najbardziej swobodnie.
- Czuj się jak u siebie – odparł Mietek, kładąc mój plecak przy schodach, które prowadziły i do piwnicy i na piętro.
- Ale wiesz… ja nie zabawię…
- Dla mnie możesz zostać tyle czasu, ile tylko chcesz – przerwał mi widząc moją niepewność. – Jesteś moim gościem i możesz uciec za 5 minut, a możesz zostać i na całą resztę wakacji. Decyzja należy do ciebie.
- A… no wiesz…
- To też pozostawiam Twojej decyzji.
Z uśmiechem podskoczyłem do mojego gospodarza i zarzuciłem mu ręce na szyję. Nasze oczy znów zapatrzyły się w siebie wzajemnie, nasze nosy zetknęły się, a usta samym oddechem zaczęły wzajemną pieszczotę. Mrużąc delikatnie oczy pozwoliliśmy wargom spotkać się w pół drogi. Intensywny, a jednocześnie pieszczotliwy pocałunek trwał chyba w nieskończoność. Nasze języki walczyły ze sobą o palmę pierwszeństwa, wzajemnie się oplatając na podobieństwo rąk, wędrujących po całym ciele.
Ręka Mietka ujęły moją głowę, palce zacisnęły się w mojej czuprynie i zaczęły przyciągać moją twarz jeszcze mocniej. Drugą, zaczął rozpinać mi spodnie. Nie pozostając mu dłużnym, chwyciłem klamrę od paska, rozpinając i zdejmując mu spodnie. Po chwili i moje poleciały na marmurową posadzkę w holu, a dłonie nowego kochanka zaczęły ugniatać moje pośladki. W namiętnym uniesieniu zrzuciliśmy praktycznie całość swojej garderoby, pozostając jedynie w bieliźnie.
- Branżowo – mruknąłem na widok jego jasnych gatek z czarną gumką i napisem Addicted.
- Uhm – mruknął, ponownie namiętnie mnie całując.
Chwilę później jego mocarna dłoń zanurzyła się pod gumką moich bokserek. Przez chwilę masował mi pośladki, wsuwał palec do rowka, aż odsunął dłoń na tyle daleko na ile pozwalała mu gumka i wymierzył klapsa. Jęknąłem z przyjemności, odchylając głowę do tyłu, zapierając się dłońmi o jego masywny tors.
- Podoba ci się?
- Bądź ostry, wyuzdany – wyszeptałem oblizując wargi językiem. – Zrób co chcesz. Zgadzam się na wszystko… panie? – zakończyłem lekko unosząc tembr głosu.
W jego niebieskich oczach dostrzegłem kolejne bardzo figlarne błyski. Jednym ruchem zerwał ze mnie bokserki i włożył dwa palce w mój spragniony pieszczot odbyt. Oplotłem go nogami w pasie i zacząłem namiętnie całować. Wtulony w jego ciało, zacząłem delikatnie poruszać swoim stojącym penisem, ocierając o zarośnięty brzuch. A Mietek, nie przerywając mnie całować podszedł do schodów i zaczął powoli schodzić do piwnicy. Było mu na pewno niewygodnie, mając mnie uwieszonego na sobie z przodu.
Po chwili byliśmy już pod ziemią. Tutaj mój kochanek zestawił mnie na ziemię, przeprowadził przez duży pokój z kinem domowym i skórzanymi kanapami, podszedł do ściany ozdobionej drewnianą boazerią i, niczym bohater filmów przygodowych, pchnął jej fragment niczym drzwi. Weszliśmy do umieszczonego po drugiej stronie dużego, mającego pewnie z dobre 80 metrów pomieszczenia, w całości wyłożonego czarnymi panelami, a podłogą z ciemnoszarych kafli. Nagle, pod sufitem rozbłysło mdłe, bardzo słabe i rozproszone czerwonawe światło.
W jego blasku dało się dostrzec kilka stołów, kanap i szerokich foteli, małych boksów jak w jakimś klubie porno i dwa slingi zwieszające się w centralnej części obok obciągniętej czarnym materiałem leżanki. Za tylną ścianą ze szkła było widać wnętrze dość sporej, mogącej pewnie pomieścić i 10 osób sauny.
Światło zmieniło się niespodziewanie w niebieskie, ale nadal pozostawało mdłe i dość słabe.
- Witaj w moim erotycznym królestwie – wyszeptał, odwracając się do mnie.
- Jestem chyba w raju…
W oczach Mietka szalała już burza, a uśmiech na twarzy zdawał się obiecywać nowe, wyuzdane doznania. Opadłem przed moim kochankiem na kolana…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin