Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Witamina M
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 23:41, 25 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (11)

Piąta lekcja nadeszła. Nauczycielka jeszcze przed lekcją oddała mi zeszyt i nie powiedziała ani słowa. Podczas lekcji, kiedy pytała całą klasę, mnie dała święty spokój. Aż byłem ciekaw, jak ojciec to załatwił. A w sumie gotów byłem myśleć, że po części to zasługa nocy z moim przyjacielem, który uspokoił mnie i dodał animuszu na następny dzień.
- Tylko dziś nie próbuj mnie całować - przestrzegł.
- Ale ty taki fajny jesteś, czasem aż by się chciało. Może to głupie, bo w końcu jesteś też od czego innego...
- Jak mnie myjesz to nic złego się nie stanie. A już powoli wchodzisz w wiek pocałunków. Nie ukrywam, też bym chciał spróbować.
- Ani mi się waż, jeszcze cię ugryzą i co będzie...
- Nic nie będzie. Nie boję się - oświadczył butnie.
- I naprawdę chciałbyś aby cie całowali?
- Tak. Najpierw w czubek, tak delikatnie, później z języczkiem a na końcu całego, aż po moją czuprynę - rozmarzył się.
- Ależ to jest wstrętne. W ogóle mi głupio, że o takich rzeczach nawet myślę, a co dopiero... - otrząsnąłem się ze wstrętem.
- Odpowiednio zrobione potrafi być bardzo fajne - przekonywał mnie. - Już niedługo sam się o tym przekonasz. A już od samego myślenia o tym robi mi się bardzo fajnie... Zrób coś z tym.
Zrobiłem nawet bez większych oporów i z dużą satysfakcją. Musze powiedzieć, że coraz bardziej mi się to podoba.

Przedtem jednak była rozmowa z ojcem, ta zapowiedziana. Już zaraz po wejściu do pokoju wyczułem, że znów pił piwo. To się ostatnio zdarza za często i będę musiał z nim o tym poważnie porozmawiać. Na razie jednak mówił on.
- Lechu, udało się to jakoś załatwić. Nie pytaj mnie jak, nie pytaj mnie z kim musiałem rozmawiać ale na razie masz czysty horyzont. Ale proszę cię o jedno. Obiecaj, że się zgodzisz.
- Nie, tata - odpowiedziałem. - Nie mogę kupować kota w worku. A jak poprosisz mnie żebym się rzucił do Odry? Albo podciął sobie żyły? Przecież się zgodziłem?
Popatrzył na mnie najpierw ze zdumieniem a po chwili roześmiał się szczerze.
- Masz mój charakter, łobuzie. Nie, nie zamierzam cię zmuszać do takich rzeczy. Chodzi mi o co innego. Czasem lepiej jest zamilczeć i schować prawdę dla siebie. Liczy się przecież to co wiesz, prawda? Teraz, dzięki Bogu, była to tylko chemia i faktycznie miałeś rację. Jak się dowiedziałem, ta babka była w zastępstwie, w ogóle skończyła nauczanie początkowe i nie powinna się była brać za tak poważne rzeczy jak chemia. Gorzej, gdybyś się władował w politykę albo historię najnowszą, nie wybroniłbym cię tak łatwo, poza tym zresztą wiesz co myślę o Polsce Ludowej i całej tej komunie. Skończyłbyś życie zanim byś je porządnie zaczął. Wiesz chyba o czym mówię, prawda?
Wiedziałem. Polityka jeszcze nie dopadła mnie, to się dopiero miało zacząć, ale powoli dochodziły do mnie różne rzeczy. Jeden z moich wujków, brat dziadka ze strony ojca, zginął zaraz na początku wojny, w taki oto sposób po raz pierwszy zetknąłem się ze zbrodnią katyńską, w czasach, kiedy mówienie o tym było zabronione. Dopiero niedawno ojciec wytłumaczył mi o co dokładnie chodziło, aczkolwiek przestrzegał, bym tę wiedzę schował wyłącznie dla siebie i pod żadnym pozorem nie przyznawał się, że to wiem. No ale chemia chyba nie jest tak politycznie śliska?
- Dobra tata, będę uważał. I dziękuję ci - podszedłem do niego i się przytuliłem.
- I nie pij tyle, proszę. Zrób to dla mnie.
- Czasem się nie da - powiedział wzdychając. - Kłopoty w szkole, kłopoty w domu... Aha, matka przyjeżdża w ten weekend. Niezbyt mi się chce z nią rozmawiać.
- A nie pracujesz?
- Jest przestój, prefabrykatów nie dowieźli, mają być w poniedziałek o ile PreFab znów nie nawali. Czekamy już od wtorku. A jest ładna pogoda, można by wiele zrobić.
Był początek maja i upalny środek wiosny. Zacząłem gorączkowo myśleć, a w zasadzie sięgać do moich wyobrażeń, coś było i na tę okoliczność.
- Tata, a gdybyśmy tak wyjechali na weekend? Miałbyś święty spokój.
- Jak to wyjechali? - zapytał ojciec. - Co masz na myśli?
- No w góry. Weźmiemy namiot albo zarezerwuje się miejsce w jakimś schronisku. Samotnia, Hala Szrenicka, Perła Zachodu, czy choćby dolne schronisko pod Ślężą.
Wiecie za co lubię mojego ojca? Za wiele rzeczy oczywiście ale również a zwłaszcza za to, że nigdy nie odpowiada zanim się zastanowi. Tak było mi tym razem.
- Musiałbym to przemyśleć. Na schroniska raczej nie ma co liczyć, jest początek maja, wszystkie szkoły jeżdżą na wycieczki, matury i tak dalej. Ale namiot... Zobaczę w sklepach co jest.

Wiele nie było ale udało mu się dostać namiot rzekomo dwuosobowy o nazwie mikrus. W praktyce to była zwykła jedynka, ale producent upierał się inaczej. Piszę o tej wycieczce nie tylko dlatego, ze była pierwsza ale dlatego, że była ważna z innych powodów, o których potem. Wycieczka zaczęła się kapitalnie. Przejazd pociągiem do Sobótki, wejście na szczyt i po czym zejście do Sulistrowiczek, wszystko to przy pięknej pogodzie, zielonych ptaszkach i ćwierkającym lesie, czy może nawet na odwrót, nigdy nie cierpiałem opisów przyrody i was tym też nie katuję. Przed samymi Sulistrowiczkami złapała nas ulewa tak mocna, że byliśmy przemoczeni do samej skóry. Jak się rozpadało tak skończyło następnego dnia, na kemping dotarliśmy w strugach deszczu i w tych samych strugach rozbijaliśmy namiot.
- Myjemy się? Bo w zasadzie jesteśmy po niezłym prysznicu? - spytałem.
- No tak pobieżnie, twarz i zęby - ojciec postanowił jednak trzymać resztki reżymu. Na szczęście na kempingu jest świetlica i kolację zjedliśmy w miarę suchą, gdyby nie trochę przemoczony chleb z naszych plecaków. Równo o dziesiątej, po filmie w świetlicy zameldowaliśmy się w namiocie. Jakoś udało nam się pomieścić, choć plecaki musiały nam służyć za zagłówki. Jak już wspominałem, mój ojciec jest postawnym i szerokim mężczyzną i zabierał jakieś trzy czwarte podłogi, spychając mnie, mikrusa, pod ściankę. Aż dziw, że namiot się nie zawalił.
Długo leżałem nieruchomo, stykając się bokiem z ojcem. W pewnym momencie odwrócił się na bok, choć nie wiedziałem czy zrobił to przez sen czy świadomie. Efekt ten sam, cała lewą stroną mojego ciała czułem ciepłe, miękkie męskie ciało. Po raz pierwszy w życiu spałem koło kogoś i to jeszcze faceta, pech, że był nim mój własny ojciec. Mój mały przyjaciel musiał coś poczuć, bo obudził się i przeciągnął. Już chciałem go uspokoić, kiedy odezwał się sam.
- Daj mi spokój, proszę.
- Myślałem, że tego chcesz?
- No wiesz... - plątał się. - Chyba jednak nie. Coś idzie zupełnie nie tak jak powinno, chyba ze mną się zgodzisz.
- Tak i nie. Odróżnij tamto od tego. Tak być nie powinno.
- Ale ja zrobię tak, żeby tego nie zauważył...
- Ty? Przestań żartować. Wiesz jak ty się trzęsiesz? A teraz stykasz się z nim na jakichś dwudziestu procent powierzchni.
- Tak dobrze umiesz liczyć? - zadrwiłem.
- Nie zapominaj że jestem dokładnie na tych samych lekcjach co ty. Czasem uda mi się usłyszeć to i owo. Czasem nawet szybciej coś rozumiem niż ty... Ale w tej chwili to nieważne. Nie i już. Załatwimy to na spokojnie, jak będziesz spał. Wiesz, że to potrafię, przekonałeś się już nieraz.
- Nie jesteś za bardzo odważny...
- Powiedziałbym, że jestem rozsądny. A nie pomyślałeś...
Jeśli do tej pory bylem senny, w tej chwili w ułamku sekundy sen odszedł daleko, chyba nawet za Ślężę. Faktycznie nie pomyślałem. Tyle razy powtarzałem, że ojciec jest inżynierem, a to znaczy przede wszystkim, że umie błyskawicznie kojarzyć fakty i wyciągać wnioski.Gdyby tak skojarzył jedno z drugim... Nasza niepisana umowa z przyjacielem zakładała, że na razie nikogo nie informujemy o moich podejrzeniach, dając czas aby to się wszystko wyjaśniło, w lewo albo w prawo. Na razie bliżej było w lewo, ale mniejsza z tym. W tej chwili leżał na boku obejmując mnie ojcowskim gestem za klatkę piersiową i musiał, nawet przez sen odczuć każdy ruch. Jakiekolwiek wibracje obudziłyby go natychmiast. No i wtopa gotowa, dwóch facetów w łóżku - wniosek nasuwa się sam. Rzeczywiście trzeba to było rozegrać inaczej. Bo w rozwiązanie sprawy sen nie wierzyłem. Za bardzo mnie to wszystko ekscytowało i pewnie w ogóle nie mógłbym zasnąć.
W tej chwili rozległo się niegłośne chrapanie, znak, że ojciec śpi na pewno. Odwróciłem się plecami do niego a twarzą w stronę ścianki namiotu. Nie było przyjemnie, mokry, napęczniały wodą brezent dotykał mojej twarzy. Odczekałem aż ojciec, który przerwał chrapanie, znów da znać, że śpi. Poprawiłem mojemu przyjacielowi pozycję i oparłem go o podbrzusze, był już na tyle długi, że sięgał pępka. Tymczasem coś kłuło mnie w pośladek. Nie trzeba się było długo zastanawiać, żeby zgadnąć co to jest. W tej sytuacji akcja musiała być natychmiastowa. Dusiłem główkę przyjaciela kciukiem, uważając, by jakiekolwiek drgania nie przeniosły się na resztę ciała. Koniec przyszedł prawie natychmiast i sparaliżował mnie, długo nie mogłem zaczerpnąć pełnego oddechu. Co było później, nie pamiętam.

Reszta wycieczki odbyła się spokojnie i jeśli coś może bardziej scementować stosunki miedzy ojcem i synem to ja naprawdę nie wiem co to może być. Myślałem o tym całą drogę w pociągu z Pszenna do Wrocławia. Wszystko wskazywało na to, że nie będę ojcem. Niby się jeszcze nic nie zaczęło, ale ja już znałem koniec. To tak jakby polska reprezentacja szachistów grała ze Związkiem Radzieckim - Korcznojem, Karpowem, Spasskim. Już przy prezentacji wynik jest znany i choćby wszyscy szachiści zagrali na swoim życiowym poziomie, mogą najwyżej zremisować kilka partii. Ze mną było tak samo. Nie będę miał syna ani nawet córki, by ich brać pod namiot, pokazywać świat, uczyć i obserwować jak cieszą się życiem. Co mnie czeka? Odtąd ile razy zadaje sobie to pytanie, widzę stację w Kobierzycach, obsadzoną bratkami, na tle Ślęży. Jak się coś takiego nazywa? Takie symboliczne wyobrażenie? Ikona. No to właśnie w takich okolicznościach powstała moja pierwsza. Szkoda, że nie umiem ładnie narysować bo aż prosi się o portret. Ale nie sądziłem, żeby nastał czas aby z kimkolwiek o tym porozmawiać. Właśnie nie z kimkolwiek.

- I co, jesteś ze mnie zadowolony po wczorajszym? - zapytałem mojego przyjaciela podczas cowieczornej odprawy. Trzeba przyznać, że kiedyś te spotkania odbywały się czasem cztery razy w ciągu dnia, teraz raz plus lekki margines na przypadki incydentalne. Rzadko, ale się trafiały i pewnie o kilku z nich opowiem.
- Nie do końca - powiedział zmartwiony.
- Dlaczego, zrobiłem prawie wszystko o co mnie prosiłeś.
- Prawie ale nie wszystko. Jednak dopiąłeś swego.
- Musiałem
- Musiałem, zwłaszcza kiedy tamten zaczął mnie żgać. Nawet nie wiesz, jakie to potrafi być przyjemne.
- Wiem, mam swoje własne informacje. Ty też o tym wiesz, tylko rusz głową. Głową a nie moją główką, mówię do ciebie wyraźnie. Czytałeś o tym w twojej biblii, nie pamiętasz?
Istotnie, było coś na ten temat, nawet ze stosowną mapką. Nazywało to się strefy erogenne i miało uaktywnić się w wieku czternastu - piętnastu lat. Rany, to już teraz, na śmierć zapomniałem. Widocznie się uaktywniają. Jeszcze raz przywołałem z pamięci tę mapkę. Tam też były i tom głownie u mężczyzn, którzy są może mniej upstrzeni nimi niż kobiety, ale za to, dla równowagi, działają one silniej.
- Już sobie przypominam. Zostałem po prostu sprowokowany. Myślisz, że mogę mieć czyste sumienie?
- Nie do końca... Dla mnie byłbyś bohaterem dopiero gdybyś trzymał rączki na śpiworze i zrobił to o co proszę. Byłem przygotowany i fontanna czekała w odwodach. Ale jak na początek...
- Dużo mnie czeka jeszcze takich niespodzianek?
- Nie wiem, jakie będziesz miał życie, ale zapewne jeszcze niejedna. Ale my na razie mamy inne zmartwienie, prawda? Bo mam wrażenie, że ja ci powoli przestaję wystarczać, niedawno miałeś tego dowód.
- Ano...
- A jak tam sprawy z Jarkiem?
- Nie wiem, ostatnio jest jakiś dziwny, podenerwowany... Zapytałbym wprost co z nim ale jakoś... Mam wrażenie, że to jest intymne i że nie będzie chciał o tym ze mną gadać.
- A ja myślę, że masz złe wrażenie - odpowiedział. - On się czegoś boi, nawet ja to czuję. Jesteś jego przyjacielem?
- No jestem...
- To twoim zadaniem jest wybadać, co się dzieje. Ja mniej więcej wiem.
Jeśli powiedział to dla efektu to niewątpliwie udało mu się go osiągnąć.
- I siedziałeś tyle czasu cicho?
- I dalej będę, sam masz to odkryć. Nie będzie łatwo ale się opłaci, sam zobaczysz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 23:41, 25 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (12)

Jarek przyszedł z zaskoczenia, z reguły miał zwyczaj meldować się telefonicznie. Tym razem odpuścił sobie, jakby przekonany, że zastanie mnie w domu. Zrazu zauważyłem, że coś jest nie tak, ale nie był skłonny do rozmowy. Niby rozmawiał ale bez przekonania, zwykłego u niego zaangażowania i nawet przekory. W tym momencie do pokoju wpadł ojciec.
- O, cześć Jarek, jak będziesz pamiętał to pozdrów pana Dyzia ode mnie. A ja idę do adwokata, mam być o trzeciej na Pereca. Jak nie przyjdę do kolacji to zróbcie sobie coś.
Jarek czasem przebywał u mnie długie godziny i po wyprowadzce matki zniknęła ostatnia instancja, która byłaby w stanie mu tego zabronić. Jak to mówił, chronił się przed szkodnikami. Szkodnikami było jego bliźniacze rodzeństwo, brat i siostra, w wieku siedmiu lat. Jarek ich szczerze nienawidził, zwłaszcza że ich mieszkanie było podobne do naszego, pięćdziesiąt metrów kwadratowych w mrówkowcu, najludniejszym naówczas bloku we Wrocławiu. Dlatego czasem nawet odrabiał u nas lekcje, średnio raz na dwa tygodnie i powoli stawał się częścią naszego domu.
- Coś z tobą nie tak - powiedziałem kiedy już nic innego nie przychodziło mi do głowy.
- Już dawno powinienem z tobą o tym porozmawiać, ale...
- Ale? - nie lubiłem niedomówień. Jak zaczyna to niech skończy, niezależnie od stanu, w jakim się znajduje.
- Ale... Wiesz, Lechu, czasem trudno się człowiekowi wysłowić. Zwłaszcza, że to nie jest takie proste i...
- Nie masz do mnie zaufania?
Zaufanie to coś co odkryłem stosunkowo niedawno, to znaczy zawsze wiedziałem, że coś takiego istnieje ale używałem tego intuicyjnie. Dopiero niedawno zostało to nazwane. Niczym innym jak brakiem zaufania był finał naszej zabawy z Mariuszem w szałasie. Zaufałem ojcu idąc się z nim kapać pod prysznic - to tylko dwa przykłady z mojej łączki, aczkolwiek mógłbym ich podać dziesiątki.
- Właśnie zaufanie to ja mam, chodzi trochę o coś innego.
- To znaczy? Wal prosto z mostu, ze mną nie musisz się bawić w podchody.
- Wiem i dlatego w ogóle zacząłem tę rozmowę. Pojutrze idę do szpitala.
- Coś poważnego?
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Jakże nie mógłbym pamiętać. Nawet pamiętam, że dostał skierowanie do urologa... No to wiem już sporo, miedzy innymi dlaczego tak kluczy podchodząc do tego tematu.
- Pewnie... W przychodni na Pabianickiej.
- To wtedy się to wszystko zaczęło. Prawie dwa lata czekałem na tę operację. Badania, przesuwanie terminów, nawet ojciec jakąś łapówkę musiał dać. A ja liczyłem, że może do tego nie dojdzie.
- Ale co masz mieć operowane?
Nie powiedział na głos, pokazał palcem. No i jesteśmy w domu. Miał rację ten mój przyjaciel, choć do końca wolałem, żeby to nie była prawda. Ja też mam jedną operację w planie, prostowanie skrzywionej przegrody nosowej. Ale lekarz powiedział, że jeszcze trochę z tym poczeka ze względu na rozwój i wejdzie z interwencją dopiero jak twarz nabierze ostatecznego kształtu.
- I z tego powodu robisz taki problem? A co dokładnie? Jak już tyle powiedziałeś, to możesz dośpiewać resztę.
- Stulejka. To jest...
- Wiem co to jest. Też miałem ten problem. Nie dało się nic zrobić własnym sumptem?
- No właśnie niezbyt. Lekarz mówi, że to dość skomplikowany przypadek i trzeba ciąć.
- Możesz powiedzieć coś więcej? Bo ja nawet u lekarza z tym nie byłem, problem znam z książki a później zacząłem nad tym pracować. I się udało?
- Właściwie... - zawahał się.
- No?
- Tylu lekarzy już to widziało, że w sumie mi jest obojętne. Jak chcesz zobaczyć...
Tyle czasu o tym marzyłem a teraz... Nie wiedziałem czy powiedzieć to 'tak', które, jak przypuszczałem, zmieniłoby wiele miedzy Jarkiem a mną. Po prostu jestem w pewnym przełomowym momencie, który może być punktem zwrotnym. Jeszcze trzy minuty temu w ogóle nie przyszłoby mi do głowy, że to się może stać...
- Jak chcesz pokazać...
Jarek popatrzył się na mnie spokojnie.
- Tobie? Tobie pokazałbym nawet wtedy, tego pierwszego dnia. Masz w sobie coś takiego, że budzisz moje zaufanie. Nie polecisz z jęzorem i nie będziesz chlapał na lewo i prawo, nie będziesz się ze mnie wyśmiewał.
- No nie będę...
Rany Julek, niech skończy już nadawać... Mój przyjaciel obudził się z głębokiego snu i czułem, że podoba mu się to coraz bardziej. Jak się wyrywa... Jarek wyprostował się na kanapie, rozpiął pas i znudzonym ruchem ściągnął spodnie do kolan. Slipy ciasno przywierające do korpusu jeszcze przez moment będą skrywać tajemnicę, która niniejszym zniknie na wieki.

Jego przyjaciel był w półwzwodzie i już na pierwszy rzut oka mógł konkurować z moim długością i grubością. Był zdecydowanie ciemniejszy i kształtny.
- Tak to wygląda - powiedział próbując odsłonić czubek, który chronił zwartym kordonem dostępu do żołędzi. Nie cierpię tej nazwy, ale niestety nie ma innej.
- No faktycznie nieciekawie - przyznałem. To nawet kiedy u mnie było najgorzej, wyglądało to o niebo lepiej.
- Pokażesz? Jeszcze nigdy nie widziałem na żywo.
Cóż... I z tym się należało liczyć wchodząc na tę ścieżkę bez odwrotu. A więc nadszedł czas debiutu dla mnie i mojego przyjaciela, bo tego wspólnego prysznica nie ma co brać pod uwagę. Tyle że... Mój przyjaciel dawał mi znaki, że jest w pełni gotowy. Jak na to zareaguje Jarek? Zapytać go najpierw? A jeśli tak, to jak to zrobić, by zabrzmiało to możliwie naturalnie? Uspokojenie przyjaciela w tej chwili było zupełnie niemożliwe.
- No, tylko że on... Wiesz. Trochę zareagował na to co się dzieje. Może ci się to nie podobać.
Tymczasem Jarkowy przyjaciel zaczął się prężyć coraz bardziej, co pozbawiło mnie ostatnich wątpliwości. Uwolniony z odzieży siedziałem obok a jarek bez słowa za to z sapiącym oddechem wpatrywał się uważnie.
- Możesz pokazać jak to ściągasz?
Po chwili łepek, równie śliski jak ostatnio, był już na wierzchu.
- No i jak?
- Zazdroszczę, naprawdę. To nie boli?
- Nie, tylko jak dotykam to jest takie dziwne uczucie... Zresztą sam się przekonasz i to już bardzo niedługo.
- A możesz jeszcze zsunąć i pokazać go od spodu?
Po początkowym oszołomieniu sytuacja była już o wiele mniej krępująca i prośbę spełniłem bez większych oporów. Jarek wpatrywał się jeszcze uważniej.
- To wędzidełko, o tu - pokazał palcem jednak uważając, by nie dotknąć - podobno to mi jeszcze bardziej blokuje.
Mój przyjaciel oględziny przyjął ze stoickim spokojem choć widziałem, że starał się wypaść jak najkorzystniej, w końcu - jak to uważał - oglądał go ktoś, kto się nim potencjalnie interesuje.
- No... Fajnego masz - powiedział Jarek. - Jak mojego pokroją w plasterki...
- Myślałem że raczej wzdłuż - powiedziałem błagając w myślach kogo się dało, żeby nie zabrzmiało zbyt okrutnie. - Dojdzie do siebie a wtedy... Pokażesz mi go jeszcze raz. Jeśli oczywiście będziesz chciał. Bo na mój gust będzie wyglądał jeszcze korzystniej niż mój.
Jeśli ktokolwiek z nas miał jakiekolwiek inne pragnienia, pozostały one niewypowiedziane. Po jakimś czasie nasi przyjaciele zeszli z horyzontu, pozostając jednak duchowo między nami. Obraz Jarkowego malucha prześladował mnie jeszcze długo po tym zdarzeniu.
- Odwiedzisz mnie w szpitalu jak już będzie po wszystkim?
W zasadzie powinienem zgodzić się bez szemrania ale...
- A nie będzie to dla ciebie zbyt krępujące? Wiesz, nie wiem jak to będzie wyglądać tam na miejscu - mówiąc to wyobraziłem sobie Jarka leżącego nago na łóżku z rozmaitymi instrumentami podłączonego do różnych części ciała.
- Nie... Tylko moja mama i ty będą mogli mnie odwiedzać, inni albo nie mają pojęcia albo mają zakaz.
Czyli będę miał specjalne względy. To już coś, teraz tylko tego nie zmarnować. Pożegnaliśmy się zupełnie inaczej niż dotychczas, bez uścisku dłoni a po prostu padliśmy sobie w objęcia.
-Nie martw się, Jarek.
Chciałem go pocałować w policzek, ale w ostatniej chwili wycofałem się.

Jarek jeszcze dobrze nie zamknął drzwi a już dostawałem sygnały alarmowe.
- No na co czekasz - wściekał się mój przyjaciel. - W tym stanie nawet nie chce mi się z tobą gadać, zrób coś z tym i to natychmiast.
Premia była wstrząsająca a przy okazji straciłem pewnie pół litra różnych substancji ciekłych. Przyjaciel po prostu oszalał ze szczęścia.
- Jeszcze raz proszę.
- Pokręciło cię zupełnie?
- Rób bo inaczej sobie ze mną nie pogadasz...
Chyba trzy razy musiałem go uspokajać zanim był w stanie cokolwiek powiedzieć. Tego jeszcze z nim nie przerabiałem. Przygotowywałem się już na morze komplementów, tymczasem...
- Znów muszę cię opieprzyć.
- Co tym razem?
- To samo. Dlaczego mnie wcześniej nie umyłeś? Nie pachniałem najlepiej. Co innego przyjaciel Jarka, aż przyjemnie było go poczuć...
Faktycznie, gdy tylko Jarek odsłonił swą tajemnicę, w nozdrza buchnął aromat kosmetyków do kąpieli i czegoś jeszcze, czego nie umiałem nazwać a co pobudziło moje zmysły.
- A niby skąd mogłem wiedzieć? Atakujesz mnie zupełnie bez sensu.
- Lepiej być zawsze przygotowanym, a i ty mogłeś przypuszczać, że dziś coś się stanie. Jeśli pamiętasz naszą ostatnią rozmowę oczywiście.
Pamiętałem. I w duchu przyznawałem mu rację, mój zapach nie był rewelacyjny. Co prawda bywało już gorzej ale to przecież żadne wytłumaczenie. Mogłem zwalać na brak czasu i kilka innych ważnych przyczyn, ale tak naprawdę nie było dla mnie żadnego usprawiedliwienia.
- A jak podobał ci się twój kolega?
- Fajny i, jak wyzdrowieje, pewnie wpadnę w kompleksy. Widziałeś jakie ma fajne jądra?
Widziałem. Już pokryte delikatnym meszkiem, o dziwnym kolorze pobudzały wyobraźnię i były sporo większe od moich.
- A widziałeś, że chciał mnie pogłaskać? Prawie że...
- E tam, nadinterpretujesz. Używał cię wyłącznie jako materiału poglądowego.
- Nie wtedy, młotku, pod koniec, kiedy prawie już mnie chowałeś.
- I co, chciałbyś?
- Nie mówię 'nie'. Ale wiem, na pewno wiem, że to się stanie i to już bardzo niedługo. A teraz pogłaskaj mnie jeszcze trochę za to, że dzielnie się sprawiłem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 18:00, 26 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 18:01, 26 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (13)

- Co, stęskniłeś się za towarzystwem? - spytałem mojego przyjaciela przy najbliższej okazji. Spodobało się, co?
- Nawet nawet.
- To przyjmij do wiadomości że nawet, jak pojadę odwiedzić Jarka do szpitala, nie skorzystasz na tym zbyt wiele. Najwyżej będziesz mógł sobie powzdychać a i to wątpliwe. Szpital to jedno z najbardziej ponurych miejsc jakie znam.
- Powzdycham czy nie, odwiedzić trzeba bo obiecałeś - ciągnął niezrażony. - Na razie zadowolę się innymi rozrywkami. Nudno tu trochę... Zmierzysz mnie?
- Spodobało ci się? No to przygotuj się, idę po centymetr krawiecki.
Urządzenie znajdowało się w maszynie do szycia, w komórce na igły, nici i podobne akcesoria. Właściwie powinienem sobie kupić własny ale jakoś zawsze o tym zapominałem a jak już pamiętałem to nie było na to pieniędzy. Aby dostać się do maszyny do szycia trzeba było przejść przez cały przedpokój, mijając po drodze pokój ojca. Siedział przy stole nad butelką piwa i chyba nawet mnie nie zauważył. Zanotowałem w pamięci konieczność przeprowadzenia kolejnej poważnej rozmowy na ten temat i przywlokłem centymetr do pokoju. Mierzenie wykazało trzynaście i pół centymetra. Mój przyjaciel, gdy tylko usłyszał wynik, aż zadrżał z emocji.
- No to już jest coś.
- E tam - zgasiłem go. - Jarek ma co najmniej czternaście jeśli nie więcej. Zresztą co ci będę mówił, sam widziałeś.
- Tyle że ja jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Będzie premia?
On chyba jakiś związek zawodowy założy. W upominaniu się o swoje jest mistrzem Wrocławia jeśli nie Polski. Co prawda powoli przestaje się napraszać w sytuacjach, w których w ogóle wolałbym o nim zapomnieć, ale gdy przyjdzie wieczór, twardo egzekwuje swoje prawa.
- Ja ci kiedyś zrobię dwa dni wolnego i zobaczymy co z tego wyjdzie.
- Ano zobaczymy - powiedział przekornie.
Nie były to czcze pogróżki, zajmował mi masę czasu i jeszcze więcej uwagi, do tego stopnia, że zastanawiałem się, czy to jest normalne. Jaczewski w swojej książce twierdził, że niby tak ale... Bez tego da się żyć, a nawet jest wskazane. Jeśli jest wskazane...
- Dobra, kończymy - powiedziałem. Dziś dostaniesz to co ci się należy a jutro i pojutrze będziesz miał wolne. Rób co chcesz, ja się do ciebie nie zbliżam.
- Zbliżysz się szybciej niż myślisz.
- Sikanie jest wyjątkiem, sam wiesz, i się nie liczy. Natomiast cała reszta za trzy dni.
- Nie wytrzymasz - powiedział obcesowo.
- A zakład? Dużo różnych rzeczy wytrzymuję, w tym ojca, który popada w alkoholizm. Wytrzymam i to, spokojna głowa.
W zasadzie mógłbym wyjść bez pożegnania i zacząć wszystko jeszcze tego samego wieczora ale jak mu już obiecałem...
- O kej - powiedział. Ale w odpowiednim momencie ci to przypomnę. I się zdziwisz.
Nie zareagowałem na te pogróżki zgodnie z zasadą, że z terrorystami się nie pertraktuje. Nie lubię, jak ktoś narzuca mi swoje warunki i moi koledzy szkolni przekonują się o tym coraz bardziej dotkliwie. Jednym z nielicznych, który szanuje moją wolę i nie stara się mną dyrygować jest Jarek. No ale Jarek to ktoś specjalny i nawet, gdyby chciałby mnie do czegoś zmusić, pewnikiem by mu się to udało.
- No to do zobaczenia za trzy dni - powiedziałem naciągając slipki.

A kiedy już ochłonął po tym czułym pożegnaniu, poszedłem do pokoju, w którym siedział ojciec. Gdy wszedłem, nie od razu na mnie spojrzał, jakby popatrzenie na mnie sprawiało mu trudność.
- Jeszcze nie śpisz?
- Jak widać na załączonym obrazku. Ty też powinieneś już dawno chrapać.
- Ja nie chrapię - powiedział z naciskiem.
- To ci się tylko tak wydaje. Szkoda że nie słyszałeś siebie tam, w namiocie. Wszystkie ptaszki dokoła wystraszyłeś.
- Nawet nie wiedziałem, człowiek sam siebie nie słyszy. No ale zmykaj już, prawie jedenasta, jutro idziesz do szkoły.
- A ty do pracy.
- Nie, przynajmniej nie od razu. O dziewiątej mam spotkanie z adwokatem, w pracy będę dopiero jak się skończy. A jak już jesteś... - przerwał. Czułem, że zapowie mi coś ważnego, z reguły przed tym dawał sobie czas na sprecyzowanie myśli. - Za tydzień będzie sprawa rozwodowa. Starałem się trzymać cię z daleka od tego, ale uważam, że to powinieneś wiedzieć.
- A... Co ze mną?
- Nic, matka jakoś niespecjalnie chce cię zabrać do siebie, więc, jeśli sąd nie postanowi inaczej, u ciebie niewiele się zmieni.
Jeśli sąd nie postanowi inaczej... Zabrzmiało to zdecydowanie za poważnie i za groźnie, zwłaszcza w środku nocy. A ja miałem już iść spać...
- A może postanowić inaczej? - zapytałem z niepokojem w głosie.
- Sąd może wszystko, synku, chociaż w tym wypadku nie przewiduję większych trudności. Nie powinieneś się tym martwić.
Jak to prosto powiedzieć. Będę się martwił tak długo, jak będę zawieszony w tej niepewności.
- Ale dalej będzie formalnie twoją opiekunką prawną i o wszystkich decyzjach związanych z tobą będziemy decydować wspólnie. Takich jak jakaś ważna operacja, wybór szkoły, wyjazd za granicę.
Ale... - nie rozumiałem. - Jak to ona może zdecydować, skoro właściwie oddała mnie bez walki? Ani razu nawet nie powiedziała mi, że coś jest nie tak.
- Bo uzgodniliśmy, że o tym wszystkim będę informował ciebie wyłącznie ja. Ale, Lechu, ona też cię kocha i chce dla ciebie jak najlepiej. Ja naprawdę bym się tym specjalnie nie martwił. A że starej babie zachciało się... - przerwał orientując się, że powiedział za dużo. - Nieważne. W każdym razie jak będziesz już miał własną rodzinę, uważaj na to, bardzo cie proszę.
Czy będę miał własną rodzinę... Może nadszedł ten moment, by go oświecić, że w moim przypadku stoi to pod wielkim znakiem zapytania. Ale popatrzyłem na jego minę skrzywdzonego psa i z miejsca wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Już i tak sama myśl o tym, że kiedyś to będzie musiało się stać, napełniała mnie lękiem. Podszedłem do niego i, nie wiadomo dlaczego, usiadłem mu na kolanach. Nie odrzucił mnie, a wręcz przeciwnie, objął ręką.
- Tak synku, teraz będziemy mieć tylko siebie.
Zastanawiałem się, czy już sobie kogoś nie znalazł ale nie wypadało o to pytać. Pożyjemy, zobaczymy. Choć, gdyby znalazł to, tak sobie przynajmniej wyobrażałem, zacząłby się częściej golić, lepiej ubierać, częściej znikać. W takim stanie żadna go nie zechce, a jak jeszcze będzie śmierdział piwem... Wyjąłem mu z ręki butelkę i pociągnąłem łyka. Nie zareagował.
- No ładnie... - powiedział po raz pierwszy weselszym głosem. - Ale mam nadzieję, że nie palisz.
- Co też tata... To jedyna rzecz, której nigdy nie ruszę.
Nie cierpiałem dymu papierosowego i on o tym wiedział.
- Dawno już Jarka nie było - powiedział. - Pokłóciliście się?
- Nie tato, Jarek jest w szpitalu. Czeka na operację a może nawet dziś go cięli, nie wiem.
- Co mu tną?
Opowiedziałem mu pomijając pewne szczegóły. Jak ze wszystkim trzeba uważać... Czekałem na niewygodne pytania, ale na szczęście nie padły.
- A ty już z tym masz spokój?
- Tak, tato, na pewno nie pójdę pod nóż. Jeszcze ściąga się trochę z oporem ale nie musisz się martwić. I urósł mi trochę...
- Ile?
- Już trzynaście centymetrów.
- Pamiętaj, szampan czeka i nie chciałbym pić samemu.
- Może w ogóle przestałbyś pić... - powiedziałem to po pewnym namyśle. Czy to naprawdę moja sprawa? Nie zaniedbuje mnie, nie jest pijany, nie wszczyna awantur - to co mnie to tak naprawdę obchodzi? Ja też mam swój sposób na rozwiązywanie trudnych sytuacji. Zrobiło mi się niewygodnie i poprawiłem siedzenie. I poczułem to, czego nie powinienem.
- Zobaczymy. Niech no tylko skończy się to piekło. Mam nadzieję, że później będzie lepiej.
- Dobra tato, ja już zmykam.
- Posiedź jeszcze trochę, źle mi samemu.
Ciekawe, czy jego prośba miała cokolwiek wspólnego z tamtym? Mnie też było dobrze, nawet za dobrze. Może dlatego postanowiłem nie ryzykować.
- Już mi się oczy kleją. Dobranoc tato - pocałowałem go w policzek.

- Co się z tobą dzieje? - powiedziałem zaraz po powrocie do łóżka. Mój przyjaciel był pokryty dziwną białą cieczą, trochę inną, niż tą, która się cieszy i osiąga szczęście. Tamta jest gęstsza, cieplejsza, a ostatnio stała się mniej przezroczysta, taka bardziej mleczna. Na to byłem jednak przygotowany, na to co się stało teraz - nie.
- Nic, wszystko w największym porządku. Zresztą, przypominam ci, miałeś mi dać spokój.
- Już zaraz, tylko wytłumacz o co ci chodzi.
- A to taki nowy trick, który powoli sobie ćwiczę. Na razie cię tym nie przejmuj, kiedyś może ci się przyda. Może... Nie obiecuję.
Masz ci go. On coś ćwiczy i nie uważa za stosowne mnie poinformować. A ja chcę wiedzieć, bo boję się kolejnej głupiej niespodzianki. W zasadzie należałoby go nagrodzić za te ćwiczenia, widać, że się stara jak może. Ale obiecałem sobie, że go nie ruszę. Na czułości będzie czas później.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 18:02, 26 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (14)

Następny wieczór a pierwszy mojej próby minął w miarę spokojnie. Co prawda mój przyjaciel siedział cicho, ale postanowiłem go skontrolować, nigdy nic nie wiadomo, miałem już z nim o wiele gorsze doświadczenia.
- Żyć beze mnie nie możesz - powiedział nie bez złośliwej satysfakcji.
- Mogę, mogę - uspokoiłem go. - Po prostu sprawdzam jak wyglądasz, to wszystko.
- Czyżby?
- Siedź cicho - odburknąłem i naciągnąłem gacie. Resztę czasu przed snem spędziłem na martwieniu się o ojca, o Jarka, o stopnie na koniec roku - w końcu oceny z siódmej klasy idą do szkoły średniej! - i o masę innych rzeczy. Co do stopni, nie boję się niczego, poza polskim i rosyjskim piątki z góry do dołu. Nawet z tej nieszczęsnej chemii, bo w międzyczasie zmieniła się nauczycielka na o wiele bardziej sensowną. A co do szkoły... Zupełnie nie wiem do jakiej pójdę, pewnie do ogólniaka, dam sobie jeszcze cztery lata do namysłu. Tak naprawdę chciałbym studiować coś związanego z budową i zarządzaniem miastami, to się fachowo nazywa urbanistyka. Ale podobno ciężko się tam dostać, prawie tak jak na architekturę. W ostateczności pójdę na geografię, choć co po tym miałbym robić? Nie wiem, jaka jest praca dla geografów. Podróżnik... Tylko to nie praca, a raczej hobby, zresztą bardzo kosztowne, na które trzeba najpierw zarobić. No chyba, że się jest Ryszardem Badowskim z telewizji. Ten się najeździ... Ale mógłbym zawodowo rysować mapy, to jest to, co by mi odpowiadało najbardziej. Mam już na koncie plan północnych Krzyków własnego autorstwa, no trochę z pomocą Jarka, o wiele lepszy niż ten, który sprzedają w Domu Książki, PPWK. W planie mam zrobienie własnej mapy Ślęży, spodobało mi się tam podczas naszej wycieczki z ojcem. Nawet wykonałem już podstawowe szkice, tyle że nie zgadzają mi się odległości. Ale na końcową decyzje mam jeszcze sporo czasu. Wielu moich kolegów też nie może się zdecydować, do jakiej szkoły pójdą. Nawet Jarek, który waha się między urbanistyką, tak jak ja, a historią. Tyle że on jest nieco gorszy z matmy, czasem muszę mu tłumaczyć proste rzeczy. Ale historii, zwłaszcza Polski i Wrocławia to mogliby się od niego uczyć nawet nauczyciele.

Następny dzień zaczął się równie nieciekawie, nie licząc poranka, kiedy mój przyjaciel obudził się wcześniej ode mnie. Ale co mi tam, pies go trącał. Liczyłem się z tym, ze będzie mi dokuczał w ciągu dnia, ale postanawiałem nie zwracać na niego uwagi, dzień będę miał ciężki a po południu basen. Na ten basen zapisał mnie ostatnio ojciec, zmartwiony, że dalej jestem niski i szczupły. Zgadzam się, metr czterdzieści to nie jest szczyt marzeń, mógłbym być wyższy, czterdzieści dwa kilogramy raczej nie kwalifikują mnie do wagi ciężkiej. Ojciec zastanawia się, dlaczego nie gram w piłkę jak inni chłopacy i z trudem, ale jednak przyjął wytłumaczenie, że nie lubię.
- To zapiszę cię na basen, nabierzesz trochę ciała. Pływanie to jedyny sport, który rozwija wszystkie grupy mięśni, tak słyszałem od jakiegoś lekarza w telewizji.
Sam pływał i to świetnie, ja na tyle, aby się nie utopić. Zgodziłem się, bo co mi zostało? Rower, ale ten, który mam już jest za mały a na nowy nie ma pieniędzy tak długo, jak ojciec zbiera na samochód.
Pływalnia znajdowała się w centrum miasta i zwana była łaźnią miejską, jako że można tam było przyjść się wykąpać lub wziąć prysznic. Kiedyś nie rozumiałem, dlaczego nie można się wykąpać po prostu w domu, ale ojciec wyjaśnił mi, ze wiele przedwojennych domów było budowanych bez łazienek. W każdym razie w łaźni miejskiej był również basen, krotki, dwudziestopięciometrowy, z chlorowaną wodą, od której robiło mi się niedobrze już po piętnastu minutach pływania, Tak jak teraz, kiedy powoli zaczęło mi się zbierać na mdłości. Dopłynąłem do brzegu i poszedłem pod prysznic.
Nie byłem sam. Obok stał chłopak, może w moim wieku, może o rok starszy, większy i masywniejszy. I był zupełnie rozebrany, co z początku zaniepokoiło mnie. Nigdy w życiu nie widziałem gołego mężczyzny. Takiego całkowicie, bez koszuli, spodni i majtek. Oczywiście gdyby poskładać wszystko co do tej pory widziałem w jedną całość, może jeden goły facet by się uzbierał. A może nie, gdyż jakoś nie widziałem nikomu gołego tyłka. Tamten zupełnie nie przejął się moją obecnością i spokojnie mydlił głowę. Na razie nie mogłem stwierdzić jakie włosy ma na głowie ale te niżej miał złoto-rudawe. Jego przyjaciel był o wiele mniejszy od mojego,dodatkowo skurczony, chyba od wody. Zastanawiałem się, czy mam zostać w kąpielówkach czy obowiązuje mnie zasada wzajemności i powinienem z nich wyskoczyć. Jako że mały był na razie spokojny, zdecydowałem się na to drugie. Zawsze to raźniej a nie będę miał wyrzutów sumienia. Tamten na początku nawet nie zauważył, bo piana zakrywała mu oczy. Co nie znaczy, że tak było do końca.
- Taki mały z takim dużym - powiedział na głos. Zmieszałem się, choć mój przyjaciel przełknął komplement gładko i zaczął wykazywać pierwsze oznaki radości. Tymczasem chłopak z prysznica obok odwrócił się tyłem i mogłem podziwiać jego figurę.

Podobało mi się, nie powiem. Jego pośladki były gładkie i okrągłe, ale nie za duże. Nigdy nie widziałem własnego tyłka, nawet w lustrze i nie wiedziałem, czy jest również zgrabny. A tamten był, zwłaszcza na swoją masę. Tymczasem tamten odwrócił się nagle i przyłapał mnie na myciu mojego przyjaciela. A myłem go całego, z odciągniętym kołnierzykiem.
- Walisz sobie? - padło niespodziewane pytanie. A co go to obchodzi? Spłoszyłem się, wyskoczyłem spod prysznica i zacząłem naciągać kąpielówki.
- Ej, poczekaj, nie chciałem cię obrazić - powiedział chłopak. - Mirek mam na imię.
- Lech - powiedziałem. I tak się nie dowie jak mam naprawdę na imię. Tym pytaniem sobie pogrzebał wszystko.
- Miło mi. Nie gniewaj się, nie powinno mnie interesować. Ale fajnego masz. Ja już sobie walę, jeśli o to chodzi. A już niedługo będę chciał zamoczyć.
- To znaczy?
- Nie udawaj, że nie wiesz. No znaleźć jakąś chętną i jej wsadzić.
Takich rzeczy chyba się nie mówi komuś, kogo zna się od kilku minut? Na szczęście do łazienki z prysznicami weszła trzecia osoba, facet w średnim wieku, i rozmowa umarła śmiercią naturalną. Później jeszcze pływałem i dopiero w tramwaju na Krzyki całe wydarzenie wróciło do mnie ponownie. Nie to, żeby mojego przyjaciela ktoś pochwalił, dwie osoby zrobiły to wcześniej. Jednak to było coś zupełnie innego, ten ktoś mnie nie znał a jednak mu się spodobał. A na dodatek był to ktoś, kogo, jak powiedział, te rzeczy nie interesują, skoro szukał dziewczyny. Mój przyjaciel poczuł się szczególnie dumny, dając mi o tom znać cały wieczór.

- Przypominam ci o naszej umowie - powiedział na wieczornej naradzie.
A już myślałem, że zapomniał. Znów był śliski, taki jak wczoraj a może jeszcze bardziej, pewnie od tej nowej sztuczki. Zrozumiałem, ze to nowy sygnał do pieszczot i to taki ratunkowy, kiedy jest naprawdę źle. W zasadzie powinienem ulec ale w końcu dałem słowo. A ja honorowy jestem.
- A jak ci się podobał przyjaciel Mirka? - zapytałem byle by coś powiedzieć.
- W ogóle mi się nie podobał, nie lubię wymoczków. I kłamców przy okazji.
- Kłamców?
- Ano kłamców. Przecież to co on ci powiedział to masa bzdur. I ty się dałeś na to nabrać?
Zupełnie go nie rozumiałem. Przecież ani nie dotykał mnie, ani nie prowokował, nic. Po mojemu to było wszystko jak najbardziej naturalne.
- E tam, znów sobie coś ubzdurałeś. Jesteś mitomanem i to wszystko.
- Znów nie myślisz ale tym razem wyręczę cię, bo już tracisz rozum i się nie możesz skoncentrować. Po niecałych dwóch dniach beze mnie. Przecież to było właśnie prowokowanie...
Czyżby? Zacząłem myśleć. Niewiele jeszcze wiem na temat tego, w czym będę tkwił całe moje życie. Wiem natomiast, że zdecydowana większość mężczyzn woli jednak kobiety. Mirek po prostu założył, że mnie również i postanowił najwidoczniej pobudzić mnie w taki sposób. Bo kto opowiada o takich rzeczach nieznajomemu i to będąc zupełnie nagi?
- Widzisz? Jak chcesz to możesz - pochwalił mnie przyjaciel. - Tak to mogło mniej więcej wyglądać.
- To dlaczego jego przyjaciel się nie ucieszył?
- Ucieszył się też.
- Nie widziałem jakoś.
- Bo u niektórych wygląda to trochę inaczej. Jeszcze sporo zobaczysz, na razie widziałeś tyle co nic. Poza tym... Czasem nie możemy się cieszyć.
- Jak to? Ty Też?
- No nie, mnie to na razie nie grozi - pocieszył mnie. - Ja raczej jestem bardzo aktywny i nie przewiduję niczego takiego w przyszłości. Ale nie zamęczaj mnie na ten temat, lepiej poczytaj w tych twoich mądrych książkach. I uważaj na takich Mirków i im podobnych.
- No nie wiem, czy bym mu nie pozwolił, gdybym właściwie odczytał jego intencje. Gdyby powiedział to w jakikolwiek inny sposób, koniec mógłby być zupełnie inny. Nikt dotąd mnie nie podrywał, to skąd mogę wiedzieć?
- Podrywał, tylko ty o tym nie wiedziałeś. I dalej podrywa.
- No kto? - nie wierzyłem mu. Nikt nie gadał ze mną o seksie, nawet Jarek, nikt nie prowokował mnie w jakikolwiek inny sposób.
- Krysia.
Ha ha ha. Krysia była miłą dziewczyną z mojej klasy ale nic poza tym. Chociaż... Ostatnio zrobiła się taka milutka, ba nawet zaczęła mnie podkarmiać. A to ciasteczko, a to jabłuszko... Nie powiem, nie odmawiałem, nie wypadało. Ale reszta? Ani nie ciągnęła mnie do kina, do parku, nigdzie. Trzeba się przyjrzeć sprawie. Będzie dyskoteka na zakończenie siódmej klasy to wyjdzie szydło z worka. Ale do tego jeszcze trochę czasu.
- I co? - zapytałem przyjaciela. - I ty tak chciałbyś z tą Krysią?
Trochę pomyślał zanim odpowiedział.
- Nie, to chyba zły pomysł. Jakoś... Nie to, żeby ona mi się nie podobała, to dobra i miła dziewczyna. Ale wiesz, dziewczyna. Jakoś nie mam zaufania. I co niby miałbym robić?
- To co wszyscy, tego chyba cię nie muszę uczyć, sam widziałeś.
Tak, widziałem. Niedawno po klasie zaczęły krążyć obrazki wycięte z jakiegoś pisma, prawdopodobnie duńskiego - tak przynajmniej się mówiło. Widziałem kilka, to znaczy widziałem to co się dało zobaczyć, bo obrazki były wyświechtane i widać było, że przeszły przez bardzo wiele rąk. Gołe baby a na nich faceci, wcale nie ładni ani przystojni. No i trochę pikantniejszych szczegółów, które wydawały mi się po prostu odrażające. I ja miałbym robić coś takiego?
- Sam widzisz, że cię to nie rusza - ciągnął przyjaciel.
- A jak będę chciał spróbować?
Nie odpowiedział na pytanie, widać było, że duma nad sprawą i postanowiłem zakończyć temat. Ale co z nim zrobić?
- Idź spać - powiedział.
- Ale czegoś mi brakuje - odparłem. - I to bardzo. Nie zasnę z nerwów bo będziesz mnie pół nocy wkurzał.
- Sam tego chciałeś - zaśmiał się.
Nie wypadało mi polemizować toteż naciągnąłem gatki i zasnąłem. Ale nie spałem spokojnie, męczyły mnie straszliwe koszmary, raz nawet obudziłem się spocony. Już nad samym ranem śnił mi się Mirek, ciągnący mnie gdzieś w krzaki, zdzierający odzież i oglądający wszystko zachłannym wzrokiem. - Nie odpowiedziałeś mi czy sobie walisz. To teraz ja zwalę ci. - po tych słowach obudziłem się. Całe podbrzusze miałem mokre i kleiło się nieprzyjemnie. Musiałem iść do łazienki i uprzątnąć ten bałagan.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 18:03, 26 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (15)

- Ty już nie spisz? - zdziwił się ojciec.
- Jakoś nie mogę.
- Ta atmosfera staje się nie do zniesienia - powiedział ojciec mając na myśli sprawę rozwodową. Pocieszyłem go, że moje zmartwienia nie mają z tym nic wspólnego i przypomniałem, że po południu mnie nie będzie, bo idę do Jarka do szpitala.
- Racja, zupełnie zapomniałem. To ja mu coś przygotuję.
- Co masz na myśli?
- No jak to co. W odwiedziny nie chodzi się z pustymi rekami, choćby jakiś owoc, kawał ciasta. Przecież to twój przyjaciel jest, prawda? W ogóle gdyby nie to, że wy dwa samce jesteście to bym powiedział...
Nie skończył a mnie mimo wczesnej pory oblał zimny pot, bo wyczułem o co mu chodzi. Czyżby coś podejrzewał? E, chyba nie, jak go znam to wyjechałby od razu z bezpośrednim tekstem. Choć akurat ten temat jest wyjątkowo wstydliwy i nawet jeśli chłopaki w klasie o tym gadali, to jakoś prawie szeptem. Ale chyba nie, skończywszy poszedł do kuchni. Osobiście uważałem, że to obciach przychodzić do szpitala z żarciem. Książka, gazety, to rozumiem. Ale jedzenie? Inna sprawa, że ci moi koledzy, którzy leżeli w szpitalach narzekali na jedzenie. Że mało, że niesmaczne. No w takim razie niech mu będzie.

Nigdy w życiu nie byłem w szpitalu, poza własnymi narodzinami ale to się nie liczy, bo rzadko kto to pamięta. Nie spodobało mi się tam już od samego początku, cisza, zapach, pielęgniarki na biało i w czepkach. Szpital na placu Pierwszego Maja był stary, poniemiecki choć urządzony normalnie, to znaczy nijako.
- Urologia? Budynek dwunasty - powiedział portier. Jarek przez telefon podał mi piętro i numer sali, więc nie miałem większego kłopotu ze znalezieniem. Sala, w której leżał jarek była ośmioosobowa, po cztery łóżka z każdej strony. Jarek leżał na ostatnim, pod samym oknem. Leżał to najwłaściwsze określenie. Leżał wpatrzony w sufit, ze zrezygnowanym wyrazem twarzy.
- Cześć Jarek.
- cześć - odpowiedział beznamiętnie.
- Jak się czujesz?
- Boli. Cholernie mnie boli.
Patrzyłem na niego zrezygnowany. Jak ja mu w tamtym momencie chciałem pomóc... Tylko jak? Do rozmowy to on się nie bardzo nadawał. Wbrew moim wyobrażeniom nie był podłączony do aparatury a do takiego płaskiego woreczka, w którym na dnie znajdował się żółty płyn. Szybko domyśliłem się, co to jest, nie trzeba do tego żadnej filozofii.
- Jak ci to podłączyli?
- No tamtędy - powiedział krzywiąc się z bólu. - To się nazywa cewnik. Żebyś wiedział jak boli jak to wpychają...
Coś we mnie wstąpiło w tamtym momencie. Złość, bezsilność, współczucie? Nie wiem. Wyciągnąłem chusteczkę z kieszeni i dyskretnie, tak, aby nikt nie widział, wytarłem mu oczy,w których zbierały się łzy. Jarek uśmiechnął się blado.
- Wiem, że chłopakowi nie wypada... - tłumaczyłem się bardzo głupio.
- Pieprzyć to - powiedział Jarek. Jeszcze z jego ust nie słyszałem tak brzydkich słów. W przeciwieństwie do mnie był zawsze spokojny, opanowany, wyważony i za to właśnie lubiłem go najbardziej. Jednak, jak widać, nawet i on może stracić cierpliwość. Po chwili głaskałem go po twarzy, równie dyskretnie, od strony okna, tak, żeby nikt nie widział. Rozejrzałem się po sali. U każdego z wyjątkiem pacjenta pod ścianą byli goście i wszyscy byli zajęci rozmową. Niektórzy rozmawiali spokojnie, inni śmiali się, dowcipkowali. Myśmy byli chyba najspokojniejsi. W pewnym momencie Jarek wyciągnął rękę spod kołdry i chwycił mnie za nogę, nieco powyżej kolana. Jeszcze nikt nie dotykał mnie w taki sposób i nawet mój mały przyjaciel musiał to zauważyć, informując mnie takim dziwnym piknięciem. Ale po jakimś czasie nawet nie czułem tej ręki, która spoczywała spokojnie na moim udzie, łącząc nas fizycznie.
Dopiero teraz przypomniałem sobie o paczce od ojca.
- Jesteś głodny?
- No... Trochę. Po operacji nie byłem, to chyba od tych leków, ale teraz bym coś zjadł bo obiad był nie do ruszenia.
A więc pomysł od ojca był idealny. Będę musiał go wyściskać wieczorem. A Jarek poprawił się i już za chwilę zanurzył zęby w serniku.
- Pierwsze porządne żarcie od kiedy przyszedłem do szpitala.
Szkoda, że jedzenie wymagało obu rąk i musiał się ze mną rozłączyć. Ale jedzenie przyniosło ten skutek, że ożywił się, i jeśli dalej nie przypominał tego starego, dobrego Jarka, na pewno było mu do niego bliżej.
- Kiedy cię wypisują? - spytałem gdy już się najadł. Resztę zostawiłem mu na potem, na pewno zgłodnieje. Przy jego tuszy... Nie to, żeby był gruby ale na pewno masywny.
- Jak nic się nie przyplącze to za trzy dni. Tylko musi się to podgoić i trzeba zdjąć szwy.
Odchylił kołdrę tak, aby poza mną nikt tego nie widział. Co prawda część pokrywały opatrunki, ale wrażenia mogę oddać jednym słowem: masakra. Zrobiło mi się słabo. Jego przyjaciel wyglądał tak, że można byłoby nim straszyć niegrzecznych chłopców. A najsmutniej wyglądał ten cewnik wystający z czubka.
- Wiesz, Lechu, najgorsze jest nie to, że mnie pokroili. Bo jakby nie było zrobili to dla mojego dobra. Najgorsze jest to, że teraz wszyscy przychodzą oglądać, a zmienianie opatrunków wcale nie odbywa się w gabinecie a tu, przy ludziach, bo jeszcze jestem za słaby, żeby iść tam samemu. Powinni postawić parawan, ale nikt tu o to nie dba. I tak samo robią z innymi. Jak ktoś ma znajomości, to leżą w salkach dwuosobowych a cała reszta w ósemkach, nawet jest jedna dziesiątka. Ojciec usiłował zrobić awanturę ale nic nie zdziałał.
- Odwiedzają cię starsi?
- Tylko ojciec, to nie są widoki dla mojej matki. Dla ojca również nie, nawet nie chciał popatrzeć jak to wygląda - i nie żałuję. Tak naprawdę to najwięcej wiesz i widziałeś ty.
- Koniec wizyt - zapowiedziała pielęgniarka, która pojawiła się w drzwiach. W sali zrobił się ruch, wszyscy zaczęli ubierać się, żegnać, zbierać do wyjścia.
Ciężko mi było pożegnać się z Jarkiem, który znów posmutniał i bałem się, że mi się popłacze.
- To tylko cztery dni, Jarek. Wytrzymasz jakoś.
- Jutro mam wizytę ojca, przyjdziesz pojutrze?
_ Pewnie - powiedziałem, żegnając się. Chromolić konwenanse, pochyliłem się nad nim i cmoknąłem go w policzek. Tak oto po raz pierwszy w życiu pocałowałem mężczyznę. Fajne to było i do wyjścia ze szpitala starałem się nie oblizywać warg, aby mieć choć kawałek jego na sobie.

No to widzisz co z tobą zrobię jak będziesz niegrzeczny - zagroziłem mojemu przyjacielowi podczas naszego tradycyjnego wieczornego spotkania.
- Ha ha ha - zaśmiał się ten bydlak. - Nie zrobisz bo cierpiałbyś jeszcze więcej niż ja. Widziałeś w jakim stanie był Jarek.
- No widziałem, prawie ze ściany go trzeba było zdrapywać.
- No jak się wpycha taką rurkę... Wściekłbym się z bólu. Ale muszę cię dzisiaj pochwalić. Bardzo mi się podobałeś.
- Ale ty mi się nie podobasz, ślinisz się jak niemowlę.
- To z radości, nie widziałeś, że chciał mnie pogłaskać? Już tak niewiele brakowało, mniej niż dwadzieścia centymetrów.
- Nie wiem skąd u ciebie ten samozachwyt - powiedziałem z przyganą. - Za co mnie miał chwycić? Za rękę? Z takiej pozycji? To oczywiste, że chciał być razem, zwłaszcza po czymś takim i w takich okolicznościach. Ty nie robisz za eksponat muzealny i nikt ciebie nie chce oglądać.
- Zdziwiłbyś się. Tylko kwestia czy ja bym chciał, żeby mnie oglądali. To rzeczywiście trochę wstyd.
- Przy tym Mirku tak się nie wstydziłeś - przypomniałem mu.
- To jeszcze co innego. Zresztą ja się nie pytam dlaczego wtedy zdjąłeś majtki, mógłbyś trzymać je na dupie i nie byłoby problemów.
- Jak ty się wyrażasz!
- Normalnie. Jestem w okresie dojrzewania i buntuję się.
- Przeciwko czemu?
- A na przykład temu, że prosiłem tyle razy, a ty zaniedbujesz moją higienę. Odciągnij kołnierzyk i zobaczysz. To białe, myślisz, że to tam powinno być? Jeśli tego nie załatwisz to mnie pokroją tak tego przyjaciela Jarka. A może nawet utną.
No nie, takich bzdur nie słyszałem. Niby dlaczego mieliby go uciąć? Zacząłem przypominać sobie pewne fakty z biologii. Rzeczywiście, organy do których wdarła się zgorzel lub gangrena, amputowało się. Tyle, że nie wiedziałem jakie jest ich pochodzenie. Tu dla odmiany lęgły się bakterie... Przeraziłem się, bo wydawało mi się, że się nawet ruszają. Wystraszony pobiegłem do łazienki i zrobiłem co trzeba.

Druga i ostatnia wizyta w szpitalu przebiegła w o wiele lepszej atmosferze i nie ma o czym pisać. Ja również bylem podbudowany a to dlatego że tego samego dnia rano odbyła się sprawa rozwodowa rodziców i sąd nie widział żadnych przeszkód bym został przy ojcu. Matka ma prawo do widzenia mnie raz w miesiącu, na moje życzenie częściej jednak nie częściej niż raz na dwa tygodnie. Nie sądziłem, że będę wyrażał takie życzenia.
- Przydałoby się to jakoś uczcić, nie? - zapytał ojciec gdy wyszliśmy z sądu, ponurego gmachu na Podwalu.
- Chyba nie chcesz iść na piwo? - wystraszyłem się.
- Na piwo nie, ale dlaczego mamy dziś gotować? Zwłaszcza że jedziesz do szpitala i masz jeszcze tylko dwie godziny.
No i poszliśmy na obiad do Monopolu, najbardziej luksusowej knajpy w mieście. Choć mi smakowało, dalej uważam, że mama gotowała lepiej. Ojciec zaś zapisał mnie do stołówki szkolnej a w weekendy radziliśmy sobie sami. Radziliśmy to za wiele powiedziane. Zaczął się kryzys, po mięso trzeba było stać w długich, wielogodzinnych kolejkach, nasz obiad często był z torebki - jakieś pyzy czy kopytka. Jedząc marzyłem, żeby kiedyś na taki obiad wybrać się z Jarkiem, pewnie smakowałby o wiele lepiej.

Jakieś kilka dni później zadzwonił telefon. Ojciec spał, więc odebrałem ja.
- Słucham?
- Dionizy Jaskierski przy aparacie. Czy mogę rozmawiać z panem inżynierem Stefanem Madejskim?
Poszedłem obudzić ojca przestraszony. Coś o mnie? O ile wiem, ojciec Jarka nadzorował kilka poprzednich budów ojca, ale nie tę i nie istniały żadne inne punkty styczne. Ojciec podszedł do telefonu. Na początku stałem w drzwiach, ale machnął ręką żebym sobie poszedł. Dochodziły do mnie strzępy ich rozmowy a ojciec nie był szczególnie rozmowny. Tak, zobaczę, ma pan rację, zastanowię się, nie sądzę, da sobie radę. W ten sposób mogli rozmawiać o wszystkim i niczym. Nie mogłem doczekać się aż skończą. Gdy tylko ojciec odłożył słuchawkę, byłem przy nim.
- To był tata Jarka - powiedziałem niezbyt odkrywczo. - Czego chciał?
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć już teraz, bo ja jeszcze nie podjąłem decyzji. Ale jeśli wszystko będzie dobrze to spędzicie te wakacje razem, przynajmniej miesiąc.
Nie wierzyłem własnym uszom. Inżynier Jaskierski rozmawiał ze mną może trzy razy i wszystkie te rozmowy wręcz raziły banałem: co słychać w szkole, czy Jarek nie rozrabia u mnie w domu, co chce studiować i podobne. Widać odpowiadałem prawidłowo. A teraz...
- Jarek potrzebuje towarzystwa po tej operacji. Coś się tam takiego stało o czym inżynier Jaskierski nie chce rozmawiać...
- Tata nie jesteś na budowie, tu nie ma inżynierów. To jest tata Jarka.
- Wszystko jedno. Trochę boją się o swojego syna a wy się dobrze znacie i nawet bardzo lubicie. Wiadomo, że nie mogą Jarka wysłać na kolonie po tym całym szpitalu, sam wiesz dlaczego.
- I zgodziłeś się? - powiedziałem z nadzieją.
- No powiedzmy że zgodziłem się wstępnie. Ja też nie miałem żadnych planów dla ciebie a może być tak, że nie będę miał urlopu albo w najgorszym razie tydzień bo budowa się wali. Więc mi to jest na rękę. No nie szalej jeszcze - powiedział widząc moją uradowaną minę. - Matka też musi się zgodzić.
Posmutniałem bo nie przewidziałem tej przeszkody.
- To zadzwoń do niej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 0:31, 27 Gru 2014    Temat postu:

Doczekam się choć słowa komentarza?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 0:39, 27 Gru 2014    Temat postu:

Jakoś tak jak czytam to nie myślę o tym, że powinienem skomentować, nie wiem czemu, może to faktycznie błąd. Ale czytam zawsze z zaciekawieniem i choć początkowo mnie trochę dziwiła forma tego opowiadania, to z odcinka na odcinek coraz bardziej się przyzwyczajałem. Szkoda, że nie będzie dalszych części, w każdym razie dziękuję chociaż za te dotychczasowe.
Pozdrawiam

E: Jak coś to się odnosiłem do postu przed edycją
Czyli jest szansa na kolejne części Smile))))


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez smutny16 dnia Sob 0:40, 27 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 0:48, 27 Gru 2014    Temat postu:

Będą Smile jeśli nie tutaj to na trujniku. Mnie po prostu denerwuje to miejsce, bo to jest rzekomo forum, a rzadko kto zada sobie trud napisania czegokolwiek. Z tego powodu pouciekało stąd kilku dobrych autorów i jest jak jest.

Co do formy - właściwie pomysł napisania czegoś takiego przyszedł mi do głowy bardzo dawno temu, po przeczytaniu Wyspy Dzieci Pera Jersilda. Tam dojrzewający bohater codziennie kontroluje swój członek. I tak sobie wyobraziłem, że ten członek po porstu mu odpowiada. A czasem, jak w tym przypadku, jest mądrzejszy od swojego właściciela. Przecież Lechu jest głupi jak but a jego własny fiut go zmusza do myślenia, inaczej wielu rzeczy by by nie zauważył i wpakował się w niejeden (excusez le mot) gnój.

Zdaję sobie doskonale sprawę, że to opowiadanie nie do końca nadaje się w to miejsce i że oczekiwania czytelników sa inne. Malo jest historii, które uwzględniałyby etykę homoseksualną, pewne granice, które zwłaszcza dla młodych są płynnne a nawet niedostrzegalne. To nie jest opowiadanie o seksie - w każdym razie przede wszystkim nie o seksie a o etyce seksu, o czymś, co zwłaszcza w świecie homo jest wyjątkowo płynne i nieuporządkowane. Staram się pisać o tym tak lekko jak się tylko da - ale dalej uważam, że nie tu sie to powinno ukazać, choć nie ma na razie lepszego miejsca.

Pozdrawiam.

PS. Tak, wykończę to tylko nie wiem,czy wszystko machnąć w jednej części czy dopisać II tom, trochę inny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 1:02, 27 Gru 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Sob 2:19, 27 Gru 2014    Temat postu:

Rozkreciles sie! Jestem pod wrazeniem, przeczyralem wszystko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 17:20, 27 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (16)

Nie wiem jak ojciec to załatwił z matką, ale zgodziła się od razu. Może mają tak siebie dość, że nawet rozmowa sprawia im trudność i godzą się na wszystko dla świętego spokoju? No to przecież nie mój tata... Choć ostatnio się zmienił i już tak do końca nie wiem. Co do matki, myślę, że sama niezbyt miała ochotę wziąć mnie na wakacje, więc zaakceptowała pierwsze rozwiązanie, które jej wpadło pod rękę. To już było bardziej prawdopodobne. Zatem zwycięstwo! Jeszcze co prawda nie wiem, gdzie pojedziemy, bo ojciec nie dopytał a z Jarkiem się jeszcze nie widziałem, ale czy to nie wszystko jedno? Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak podekscytowany. Jednak trzeba by się jakoś ogarnąć, bo to dopiero za trzy tygodnie a przez ten czas jakoś trzeba żyć.

Następnego dnia pojechałem na ostatni w tym roku szkolnym basen. Przez ten rok polubiłem pływanie i miałem nadzieję, że tam, gdzie pojedziemy, będzie jakieś jezioro czy coś, gdzie będzie można sobie popływać. No ale nieważne, jednak to co stało się na basenie było o wiele ważniejsze. Jadąc byłem ciekaw, czy będzie Mirek. Niby obiecałem sobie, że nie będę się z nim zadawał ale... Męczyło mnie to całą drogę tramwajem na plac Teatralny. Wszedłem do przebieralni i pierwsze co zrobiłem, to poszukałem go wzrokiem. Nie mogłem go zlokalizować i odczułem lekki zawód. Gdy już byłem prawie gotowy do wyjścia, przez sam środek przemknęła znajoma sylwetka. Coś mi się nie zgadzało, miał zupełnie inne włosy, prawie czarne. Uświadomiłem sobie, że przecież ostatnio nie widziałem jego włosów, bo miał przez całą naszą rozmowę głowę pokrytą pianą. Właśnie zastanawiałem się czy mam go przywitać, gdy wyłuskał mnie wzrokiem i natychmiast do mnie podszedł.
- Cześć stary byku!
Nie sądziłem, żebym zasłużył sobie na taki przydomek, zwłaszcza u niego, ale odpowiedziałem grzecznie.
- Cześć. Co słychać?
- Woda stygnie, czas korzystać zanim zamieni się w lód. Idę pływać, później pogadamy.
Jaki wyszczekany! Może rzeczywiście osądziłem go pochopnie?
Mirek podpłynął do mnie jakieś dziesięć minut przed końcem zajęć. Znów miałem kłopot z rozpoznaniem, bo nie dość, że widać tylko głowę, to jeszcze zakrywał ją obowiązkowy czepek.
- Zwijamy się.
- Już?
- jeszcze rozpuścimy się w tym chlorze - powiedział i zaczął płynąć w stronę drabinki. Gdy wszedłem pod prysznic, Mirek już tam był, goły jak go Bozia stworzyła. Co prawda mój przyjaciel ostrzegał mnie ale przecież on już mnie widział, to o co chodzi?
- Umyjesz mi plecy? - zapytał. Niby czemu nie? Chwyciłem mydło i zabrałem się za robotę. I już od razu mi się spodobało. Fajnie dotykać obce ciało i patrzeć jak mydliny spływają w dół. Nawet tyłek wygląda wtedy inaczej, bardziej ponętnie. Mojemu przyjacielowi spodobała się zabawa, bo zaczął się budzić. Nie bardzo tego chciałem ale nie mogłem nic poradzić.
- Tobie też? - zapytał, kiedy skończyłem.
Do tej pory plecy mył mi ojciec i to tylko raz. Czemu nie? Odwróciłem się i już po chwili wielkie łapska Mirka masowały mnie od karku prawie po sam tyłek. To było jeszcze przyjemniejsze i mój przyjaciel rozbudził się do tego stopnia, że zaczął drgać. Gdy leci na ciebie masa wody, nie wszystko możesz od razu poczuć. Dopiero po chwili dostałem niepokojący ale przyjemny sygnał od moich pośladków. Coś je dotykało i na pewno nie były to ręce, które znajdowały się pod karkiem. Początkowo myślałem, że to przypadkowa kolizja ale chyba jednak nie, było to zdecydowanie za często.
Gdy było już po wszystkim, odwróciliśmy się do siebie. Kiedyś to się musiało stać, choć wolałbym, by Mirek nie widział mojego przyjaciela w stanie hiperaktywności. Ale jego druh też nie był spokojny. Źle go ostatnio oceniłem, nie był wcale taki mały, i na dodatek naprawdę gruby, prawie jak jego właściciel.
- Zwalimy sobie? - zapytał patrząc się na mnie w skupieniu. Nie wiem, czym by się to skończyło, gdyby w tej samej chwili nie wpadła zgraja rozwrzeszczanych bachorów. Nasze dziesięć minut spokoju skończyło się. Teraz mieliśmy obaj problem co zrobić, by nas nikt w tym stanie nie zobaczył. Jakoś się udało i po kilku minutach byliśmy już na przystanku.
- Znasz tu jakieś spokojne miejsce? - zapytał Mirek. Ja mieszkam na Pilczycach, za daleko.
Zrobiłem szybki przegląd znanych mi miejsc, gdzie mogłoby być pusto i w miarę bezpiecznie.
- Jest takie miejsce między Powstańców Śląskich a Komandorską, tak na wysokości hotelu Wrocław, dwa przystanki tramwajem stąd. Są garaże a za nimi mur. Nikt tam nie przychodzi.
Nie wiem co ja robię... Zapytałbym mojego przyjaciela ale był w stanie wykluczającym jakąkolwiek rozmowę. Poza tym gdzie? A niebieska siódemka już nadjeżdżała na przystanek przy pedecie. Trzeba było podjąć natychmiastową decyzję. Całą drogę tramwajem zastanawiałem się, czy dobrze robię i co się stanie. Ale to - cokolwiek to było - było silniejsze.

To już tutaj - powiedziałem, kiedy przedarliśmy się przez gąszcze łopianu.
Mirek rozejrzał się i stwierdziwszy brak zagrożenia ściągnął spodnie do kolan. Na mnie też nie trzeba było długo czekać. Chwile oglądaliśmy się dokładnie.
- Ale każdy swego - powiedziałem gdy Mirek wyciągał rękę. Patrzyłem jak to robi - zupełnie inaczej niż ja, trzymając główkę od góry. Ja dzierżyłem swojego przyjaciela w całej dłoni. Długo nie nacieszyliśmy się, wszystko nie trwało więcej niż najwyżej pięć minut. Mirek skończył nieco później ode mnie, więc miałem dobry widok na to, jak to wygląda u niego. Jego mleczko było bielsze i o wiele mniej obfite.
- Ale sikasz - powiedział z uznaniem.
- No nie zawsze aż tak - powiedziałem zdumiony prawdziwą powodzią dla pobliskich liści.
- Spotkamy się jeszcze? - zapytał Mirek, kiedy odprowadziłem go na przystanek. Trudno było mi odpowiedzieć, a już na pewno nie dałbym mu swojego adresu. Wymieniliśmy się tylko numerami telefonów,
- W wakacje mnie nie będzie a później... Zobaczymy.
- Ja w wakacje pracuję i jakbyś wrócił wcześniej to wal jak w dym. Może uda się coś jeszcze?
- To znaczy co?
- No... Zamoczyć. Chciałbyś?
Nie wiedziałem. Ten temat zupełnie nie pojawiał się w moich dotychczasowych rozmyślaniach. Na szczęście będę miał sporo czasu aby to sobie wszystko poukładać. Na razie stałem ze spuszczoną głowa i wpatrywałem się w jego krocze, które znów jakimś cudem zaczęło drażnić mojego przyjaciela. Ale tramwaj Mirka, dwudziestka, wyłaniał się już spod wiaduktu i nie było czasu na rozwinięcie tematu.

Tego dnia na spotkanie z przyjacielem czekałem wyjątkowo nerwowo a całe to wydarzenie stało mi przed oczyma jak żywe, do tego stopnia, że ojciec zaniepokoił się o mnie.
- Jesteś jakiś inny, Lechu. Stało się coś?
- Nie, tato, zwykła gorączka przed końcem roku.
- Kiedy ja widzę, że coś jest nie tak.
- Zmęczony jestem - powiedziałem i była to prawda, najchętniej położyłbym się od razu i skończył tę rozmowę o niczym.
- Dojrzewasz, mnie też tak humor skakał jak byłem w twoim wieku - powiedział ojciec i nie wiedziałem, czy powiedział to aby uspokoić swoje sumienie czy rzeczywiście znalazł możliwy, jego zdaniem, powód.

- Narozrabiałeś i to niewąsko - powiedział przyjaciel kiedy tylko się do niego dorwałem. - Szybko do roboty a potem wezmę sobie ciebie na dywanik. No rusz się!
Wyglądał na rozochoconego i dopiero trzy razy go uspokoiły do tego stopnia, że był w stanie nawiązać jakikolwiek dialog.
- Co ja ci powiedziałem o Mirku? - zapytał na wstępie.
- No... Nie wierzyłem a miałeś rację. Tyle że to ty jesteś temu winny.
- Ja? - zdziwił się mój przyjaciel. - No może trochę...
- A poza tym kto się wydzierał, że chce przyjaciela? - ciągnąłem bezlitośnie. - I to już od dobrego roku?
- Nie miałem na myśli jego. Wydawało mi się...
- Cóż takiego mogło mi się wydawać?
- Że obiecałeś mi Jarka i że wszystko jest na jak najlepszej drodze. A ty mnie bratasz z jakimś Mirkiem...
- Mógłbyś przynajmniej przytyć tak jak on. Aż przyjemnie popatrzeć. Taki gruby przyjaciel jest milutki...
- Robisz podstawowy błąd, Lechu. Ludzi nie ocenia się po takich rzeczach jak przyjaciel, figura czy podobne. Wszystko to jest naprawdę mało ważne. Nie zauważyłeś, że ten twój Mirek jest pusty jak słoik po ogórkach?
- Kto cię nauczył takich metafor? - zdziwiłem się. - Wręcz przeciwnie, jest wesoły, dowcipny, wyszczekany.
- No to porównaj go z Jarkiem.
- Ty się chyba w tym Jarku zakochałeś...
- Może... - powiedział refleksyjnie. - Uważam, że jest dla ciebie o wiele bardziej odpowiedni.
Już miałem mu powiedzieć w najbardziej wulgarnym stylu że 'nie będzie głupi chuj mną rządził' kiedy dotarły do mnie dwie rzeczy. Po pierwsze - on nie jest głupi! Jest mądrzejszy ode mnie! Zgoda, czasem zachowuje się dość niezrozumiale, ale on przecież działa według pewnego planu. I to co najważniejsze - planu nad którym pełną kontrolę mam ja - i nikt inny. Rzeczywiście mogę się starać lepiej tylko nie zawsze się da. No i jeszcze druga rzecz, ta rozmowa z ojcem po telefonie od jego starego. 'Coś tam się takiego stało...' Wiem, że ojciec wie i pewnie mi nie powie. To musiało być coś naprawdę poważnego, skoro tak bez szemrania zgodził się wypuścić nas razem. Trzeba go będzie wziąć na spytki. Może nawet jutro...
- Co tak dumasz? - zapytał mój przyjaciel. - Albo gadasz, albo mnie głaszczesz albo zamykasz mnie z trzaskiem gumki. Innych możliwości nie widzę, robi mi się zimno.
- Gadam. A jak ci się podobało to co działo się za garażami? Jeszcze nie powiedziałeś ani słowa na ten temat.
- A o czym tu mówić? Fajnie było, seks jest zawsze fajny.
- Seks? Możesz powtórzyć? - zapytałem zdumiony. - Myślałem że seks jest wtedy kiedy się, jak to mówi Mirek, zamacza.
- Nie cytuj mi tego łachudry. Jest ładny, oczywiście dla ciebie, bo nie każdy lubi takich masywnych misiów, i to wszystko. Ale zboczyłem...
- To chyba ja zboczyłem...
- Powiedzmy, że razem. Nieistotne. Cokolwiek robisz z drugą osobą i dotyczy to mnie jest seksem.
- Ale on mnie nawet nie dotknął!
- No i? Nie musi. Wystarczy że na ciebie zadziałał i skończyło się płaczem radości. I moim i jego kumpla. Przyjmij do wiadomości, że dziś po raz pierwszy uprawiałeś seks i niniejszym przestałeś być dzieckiem. To bardzo ważna data w twoim życiu.
Sądziłem, że żartuje ale on mówił jak najbardziej poważnie. A ja nie tak wyobrażałem sobie ten pierwszy raz. Na pewno nie w krzakach i na pewno nie z kimś zupełnie przypadkowym. Zrobiło mi się jednak smutno.
- Ale z jednej rzeczy, którą zrobiłeś, jestem dumny - powiedział.
- To znaczy?
- Nie dałeś się dotknąć. Może by mi się podobało, może nie, nie wiem, w każdym razie to było rozsądne.
No to już coś.
- Nie będę już gadał na ten temat - powiedział, kiedy już miałem przygotowane następne pytanie. - I jeszcze jedno, naprawdę ważne. O tym zamaczaniu.
- No? - zapytałem bo temat pojawił się dziś i jeszcze nie wiedziałem jak on to chce zrobić. Mogłem się tylko domyślać ale nie wiem czy prawidłowo bo jakoś nigdy o tym nie słyszałem.
- Prawidłowo - uspokoił mnie mój przyjaciel. - Ale nie myśl jeszcze o tym, pogadamy kiedy indziej. A na razie dobranoc bo i ty masz dość i ja... Nie widzisz, jak dbam o ciebie? - zakończył ze złośliwym uśmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 17:21, 27 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (17)

Ale nie minęły dwadzieścia cztery godziny a ja siedziałem przed telefonem z kartką od Mirka i zastanawiałem się, zadzwonić czy nie. No bo jeśli faktycznie nic takiego się nie stało.
- Odłóż tę kartkę - odezwał się mój przyjaciel - i chodź w jakieś ustronne miejsce.
Ponieważ ojciec był w domu, jedynym ustronnym miejscem była toaleta i tam spotkaliśmy się na zebraniu nadzwyczajnym.
- Prosiłem o coś - powiedział zanim jeszcze zdążyłem zdjęć gacie. - Masz zapomnieć i najlepiej zniszczyć tę kartkę. Naprawdę nie będzie do niczego potrzebna.
- Nic to nie da, ten numer znam już na pamięć, jest bardzo prosty.
- Zapomnisz. I nie szukaj guza. Mało ci było wczoraj?
Mało, zgodnie z prawdą, ale nie takiej odpowiedzi się pewnie spodziewał. Jednak cała przyjemna strona tej sprawy wgryzła się we mnie bardziej.

Pozostała jeszcze jedna rzecz do sprawdzenia. Najchętniej zapytałbym o nią Jarka, ale on leżał w łóżku i nadganiał braki z kilku przedmiotów. Zobaczymy się dopiero w weekend. Może to i lepiej, bo od wczoraj myślenie o nim było ciężkie, niewygodne. Wszystko przez Mirka, oczywiście. Co prawda Jarkowi nic nie obiecywałem i formalnie - jedno z ulubionych słów ojca - byłem wolny jak ptak i mogłem robić co chcę - ale wcale tak się nie czułem. Gorzej, było tak jakbym go zdradzał.
Ojciec siedział przed telewizorem z butelką pepsi coli! Ten wykrzyknik jest jak najbardziej celowy, bo jeszcze dwa tygodnie temu nic innego jak piwo nie wchodziłoby w grę. Stara się i ja to doceniam.
- Tata, masz chwilę?
Z reguły nie zadaję takich pytań a wale prosto z mostu szanując swój czas i przy okazji innych. Niedawno na polskim dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak pustosłowie - czyli mówisz o czymś a tak naprawdę nie mówisz o niczym, marnując czas i energię ludzi. Tym razem nie było to pustosłowie a sygnał, ze potrzebuję spokojnej szczerej rozmowy.
- Mam, synku. Dobrze się składa no ja mam do ciebie też kilka słów.
- To kto pierwszy?
- No ty przyszedłeś. Wal śmiało.
Jaki wersal się zrobił między nami... Pomyślałby kto, jeszcze dwa lata temu było zupełnie inaczej, gdzieżby ojciec sprzeczał się ze mną o pierwszeństwo!
- Tato, chodzi o Jarka. Ty coś wiesz.
- Ty chyba też, nie?
No nie, tak nie będzie ze mną rozmawiał, zachowuje się jeszcze bardziej enigmatycznie niż mój przyjaciel. A jak on się tak zachowuje to znaczy że sprawa jest naprawdę trudna, tak jak tamten rozwód.
- Rzecz w tym, że prawie nic. Z Jarkiem widziałem się tylko raz po tym szpitalu i zobaczę dopiero za cztery dni. Poza tym nie wiem czy uda nam się pogadać, bo przecież on nie przyjdzie a u niego są szkodniki.
- Jakieś wirusy? Bakterie? To może lepiej nie idź? - przeraził się ojciec.
- Nie, jego młodsze rodzeństwo, Jarek utrzymuje, że są gorsze niż szarańcza i nazywa je szkodnikami.
- Aha, w ten deseń. No ale wróćmy do tematu. Jego ojciec też niewiele wie i się najwyżej domyśla. Tam w szpitalu... Coś się Jarkowi stało i nie chce o tym rozmawiać. Nie wiem, czy wiesz, ale ojciec go wypisał w trybie natychmiastowym i zmienił lekarza. Wspominał ci o tym?
- Jakoś tak, że niewiele z tego zrozumiałem. On w ogóle po tym szpitalu jest jakiś dziwny.
- No widzisz, nawet ty to zauważyłeś, choć czasem wydaje mi się, że idziesz przez życie z zawiązanymi oczyma. I Jarek powiedział, ze jedyną osobą, z którą ewentualnie może o tym rozmawiać jesteś ty. Chcieli go wysłać do psychologa, ale się nie zgodził, powiedział, że będzie milczał jak zaklęty.
To było nawet do niego podobne, Jarek jak się zatnie, potrafi się nie odzywać nawet kilka godzin. Ja tego nie doświadczyłem - na szczęście! - ale szkodniki i owszem.
- Nie ukrywam, że się trochę boję czy sobie poradzisz, Lechu. Ciężko wkraczasz w dorosłe życie, rozwód rodziców, i to...
- Ale jak to skrzywdził? - nie rozumiałem. - Bili go? Przywiązywali do łóżka? Wmuszali z niego jedzenie? Podali mu jakąś truciznę?
Mógłbym wymyślić jeszcze kilka podobnych tortur ale po co?
- Czy Jarek pokazywał ci jak wygląda po operacji? - zapytał ojciec. Czyżby znowu jakaś pułapka? Chociaż tu chyba akurat nie zrobię nic złego, jeśli powiem prawdę.
- Tak.
- No widzisz - ucieszył się ojciec. Potraktuj to jako przepustkę a nawet paszport w najsilniej strzeżone rejony każdego człowieka. Jeśli on cię tam dopuścił, to tak jakbyś otrzymał klauzulę największego uprzywilejowania. Pamiętasz naszą pierwszą kąpiel? Jak podchodziliśmy do siebie jak pies do jeża?
No pewnie, takich rzeczy się nie zapomina.
- No widzisz, nawet ojciec z synem mogą mieć trudności. Tylko nie każdy ma tam wstęp. I, tak przynajmniej zakładamy, ktoś tego przywileju nadużył a nawet więcej. Już rozumiesz więcej?
Więcej ale nie wszystko. Ale na razie nie będę drążył tematu, który powoli stawał się niewygodny dla nas obu. Dla ojca, bo nie lubił mówić o takich rzeczach i dla mnie, bo było mi najzwyczajniej żal Jarka.
- Trzymaj się synek i na razie o tym nie myśl. I też na siebie uważaj.
- A tata co do mnie miał?
- Opieprz za przypaloną patelnię, to po pierwsze. Zaraz ją umyjesz. No i jakieś zakupy przydałoby się zrobić, nie możesz tam jechać w tych twoich łachach.
Może to dziwne, ale zakupy odzieżowe to było coś, czego nie cierpiałem i najchętniej przyjmowałbym przyniesione gotowe do pokoju i akceptował bez przymierzania. Jeśli ten ich rozwód ma jakiekolwiek dobre strony, to przede wszystkim koniec wycieczek po domach towarowych i sklepach z ciuchami, gdzie matka kazała mi przymierzać pół sklepu zanim coś wybrała.
- Podoba ci się? - pytała. Ja dla świętego spokoju odpowiadałem, że tak, żeby tylko szybciej wyjść ze sklepu, tymczasem okazało się, że nie podobało się jej i trzeba było zacząć wszystko od nowa. Ten koszmar już mam za sobą a ojciec załatwia sprawę po męsku. Podoba się to bierzemy.

Ale tym razem zapowiedź zakupów mnie nawet ucieszyła. Jarek ubiera się naprawdę ładnie i czasem wyglądam przy nim jak ostatni łachmaniarz. Jeśli ktoś zasługuje na to, by mu się podobać, to na pewno jest to Jarek.
- Stroisz się jak do opery - ojciec patrzył zdumiony jak buszuje po półkach. - No no no, nigdy cię o to nie podejrzewałem - powiedział. - Ale nie zapominaj, ze jedziecie na wieś, tam ładne ciuchy potrzebne są tylko do kościoła.
- Na wieś? - zdziwiłem się. Wiedziałem tylko że to ma być jakaś rodzina Jarka i żadnych szczegółów więcej.
- Tak, spokojna wioska w Wielkopolsce, i jezioro tam jest i las. Gdzieś pod Piłą.
Nie brzmiało to źle, muszę przyznać. Oczywiście wiedziałem gdzie jest Piła i że niedaleko jest największy las w Polsce, Puszcza Notecka, nie przypadkowo jestem uznawany za najlepszego z geografii w całej szkole. Z pamięci wywołałem mapę Polski i wyszedł mi Wałcz albo Sieraków. Bosko. Ale nawet w środku lasu wypada wyglądać porządnie, zwłaszcza że tam będzie Jarek. Po blisko dwugodzinnych zakupach mogłem uznać, że mam co trzeba. Nawet nie chciałem pytać, ile to wszystko kosztowało, ojciec nie kazał mi patrzeć na ceny. I nie kwestionował mojego wyboru, może raz, kiedy upierał się, że ta żółta bluzka będzie przyciągała wszystkie komary z okolicy. Usiłowałem sobie przypomnieć jak ubiera się Jarek. Wszystko na ciemno, przeważał brąz i granat, a mimo to wyglądał naprawdę ekstra. A ja? Pstrokaty, a nawet, było takie jedno słowo, które było tak brzydkie, że go nie używałem, oczojebny.
Na koniec ojciec sprawił mi super niespodziankę. Weszliśmy do sklepu radiowo-telewizyjnego na Świdnickiej, przy samym rynku, naprzeciwko banku, przed którym zawsze handlowano dolarami.
- Wybierz sobie jakieś radio.
- Radio? - zdziwiłem się. Skąd ma tyle pieniędzy?
- Tak. Potraktuj to jako skomasowany prezent za koniec roku, świetne świadectwo, osłodę za nasz rozwód, kłopoty z twoim przyjacielem, aktualną sytuację polityczną i wszystko inne. Tylko wybierz coś takiego żebyś mógł zabrać ze sobą, najlepiej tranzystor.
Upierałem się przy modelu, który mi się najbardziej podobał ale ojciec kręcił głową.
- Weź takie, które ma UKF. Co prawda ty muzyki jeszcze nie słuchasz, ale niedługo zaczniesz. O, popatrz, to ma krótkie i UKF. Krótkie też ci się przydadzą. - To mówiąc pokazał jakiś ruski radioodbiornik. - Nawet do twojego magnetofonu da się podłączyć, patrz, ma złącze 5 DIN.
- Tata wiesz ile ono kosztuje?
- Powiedziałem, abyś tym się nie przejmował.
No i tak stałem się posiadaczem niejakiego Meridiana, radia, które później towarzyszyło mi przez długie lata i towarzyszyłoby mi nawet teraz, gdyby nie zmiana pasma UKF.

A z tą muzyką było coś na rzeczy. Kiedyś leżałem sobie wieczorem i rozmawiałem z moim przyjacielem, kiedy ten poprosił:
- Daj głośniej to radio.
- Oszalałeś? Jest prawie północ!
- No i? Nie musisz dawać na całą japę, trochę tylko.
Nawet go nie chowałem, tylko z wyciągniętym jak dzida podszedłem do etażerki i podkręciłem gałką. Dawali taka melodię, którą słyszałem ostatnio jak był u mnie Jarek, jak to się nazywało? I Have A Dream ABBY. Jak to słyszałem, Jarek wydawał mi się bliższy, milszy, bardziej mój. Przyjaciel wręcz oszalał ze szczęścia, jak to usłyszał pławił się w melodii, rozkosznie się przeciągając. Wystarczyły mu wtedy prawie niewyczuwalne, delikatne muśnięcia, by sowicie mnie wynagrodził.
Było jeszcze kilka innych piosenek i ojciec zauważył, że coraz częściej siedzę przy radiu i czekam na konkretne audycje. Mój wywiad klasowy doniósł, ze najwięcej dobrej muzyki było na UKF, no ale na razie nie miałem dostępu, zadowalając się przedpotopowym radiem z końca lat 60. No to teraz wszystko się zmieni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 17:22, 27 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (18)

Wydawałoby się, że wszystko zmierza do szczęśliwego końca, tylko świadectwo w łapę i witaj, Puszczo Notecka, a tu nagle, niespodziewanie pojawiło się coś, co zburzyło mój dotychczasowy spokój. Nie na długo wprawdzie ale za to doszczętnie i trochę musiałem dochodzić do siebie. Zawsze przed końcem roku chodzimy do spowiedzi i na mszę. Z kościołem jest u nas w rodzinie dziwnie. Niby wszyscy są ochrzczeni, ale ojciec do kościoła nie chodzi. Mówi, że może mu to zaszkodzić w pracy, bo komuniści nie lubią kościoła. Niewiele z tego rozumiałem, bo gdyby naprawdę go nie lubili to dawno by go zlikwidowali, tak jak w Związku Radzieckim, kiedyś o tym słyszałem. No ale może go mniej nie lubią, nieistotne. W każdym razie ja do kościoła musiałem chodzić co niedziela i chodziłem bo kazali, nigdy nie zastanawiałem się nad tym dlaczego, tak samo jak na religię. No i oczywiście poszedłem na to zakończenie roku, a jakże. I do spowiedzi też. Nie będę przytaczał co tam było powiedziane, jest coś takiego jak tajemnica spowiedzi i obowiązuje zarówno księdza jak i mnie. W każdym razie musiałem wyznać, że czasem bawię się z moim przyjacielem. No i się zaczęło. Dowiedziałem się, że jest to coś najgorszego, co mogę robić i jeśli w tej chwili nie przestanę, spotka mnie taka masa nieszczęść, że nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. Słuchałem o tym chyba dziesięć minut, punktowany zdanie po zdaniu. Później nie mogłem myśleć o niczym innym. Co prawda wiele rzeczy kłóciło się z moim podstawowym źródłem, ale byłem tak skołowany, że już nie wiedziałem komu wierzyć.
Po mszy wróciłem do domu i zamknąłem się w pokoju. Przyjaciel dawał mi niecierpliwie znaki, że domaga się rozmowy ale miałem go w nosie. Nie dosłownie oczywiście. Chciało mi się wyć i płakać.
- Lechu, kolacja - powiedział ojciec. - Chyba nie chcesz abym to wyrzucił do śmieci?
- Niech tata zrobi z tym co chce. Nie jestem głodny.
- Ej, nie takim tonem - ostrzegł mnie ojciec - stało się coś?
Nie od razu odpowiedziałem. To znaczy uznałem, że ewentualnie mogę wypić szklankę herbaty i powlokłem się do kuchni.

- Tata, co to jest wyschnięcie rdzenia kręgowego i paraliż mózgu? - zapytałem zmuszając się do zjedzenia kromki chleba.
- No na pewno nie jest wywołane kanapką z pasztetową - odpowiedział ojciec widząc, że jedzenie mi wybitnie nie wchodzi. - Co to za bzdury?
Opowiedziałem mu co się stało niespełna trzy godziny wcześniej. Z trudem ale dobrnąłem do końca tej historii.
- I ty się o to boisz?
- Tak. W końcu powiedział to sam ksiądz, chyba nie jest to wyssane z palca.
Ojciec musiał walczyć z sobą, bo dał sobie trochę czasu na przemyślenie. Zawsze tak robi, kiedy musi się o czymś ostro wyrazić, niezależnie czy będę to ja, Gierek czy Irena Jarocka.
- Zupełnie niepotrzebnie, synu. To wszystko ma się do prawdy tak jak bajka o krasnoludkach i sierotce Marysi. Nie po to dałem ci do przeczytania tamtą książkę, abym teraz słuchał takich dziewiętnastowiecznych bzdur.
- Tato, ja to czytałem. Ale tam jest napisane zupełnie co innego. Nie będę cytował, ale sam wiesz.
Wtedy ojciec zrobił coś co wprawiło mnie w osłupienie. Podszedł do mnie, objął mnie i zapytał:
- Czy ja wyglądam normalnie?
No wyglądał, mógłby się co prawda ogolić ale poza tym nie dostrzegłem nic niepokojącego.
- Czy mi coś wyschło, uschło, odpadło, zwiędło, spleśniało?
Zaprzeczyłem.
- No to sam widzisz ile są warte te wszystkie teoryjki. Ale nie pytaj mnie o szczegóły, bo nie usłyszysz - puścił do mnie oczko. Przecież on się w tym momencie przyznał, że jak był młody, robił dokładnie to samo. Co, prawdę mówiąc, dawno podejrzewałem. Ba, miałem podstawy przypuszczać, że jeszcze z tym nie skończył, ale o tym może kiedy indziej jeśli w ogóle. To dalej jest mój ojciec, którego kocham i jeśli coś robi, to pewnie wie co.
- Koniec tematu, nie chcę już nic na ten temat. To tak jakbym czytał Trybunę Ludu tylko w druga stronę.
Ojciec nie cierpiał tej gazety uważając, że nie nadaje się nawet do podtarcia tyłka. W ogóle zaczyna być coraz bardziej luźny w kontaktach ze mną, mówiąc takie rzeczy, których publicznie nigdy by nie powiedział. Konsekwencje długofalowe tej rozmowy też dały się zauważyć. Już nigdy nie zmuszał mnie bym biegał na każde roraty, godziny duszpasterskie, gorzkie żale, nieszpory, rekolekcje i wszystko inne, co zażyczy sobie kościół. Na msze niedzielną jednak dalej wypadało chodzić. A dla mnie osobiście to była ostatnia spowiedź w życiu. Przecież Bóg i tak widzi, czy grzeszę czy nie.

Mój przyjaciel też nie chciał się wypowiadać na ten temat, choć on był tu niejako współwinny. Może dlatego?
- Nie, mój drogi, nie wyciągniesz mnie na pogaduszki na ten temat. Nie mam po prostu nic do powiedzenia. Już poza tym wszystkim nie lubię, jak mnie obrażają. Lepiej zajmij się czymś bardziej pożytecznym.

Zająłem się, i owszem. Obiecałem sobie, że na dyskotece na zakończenie roku przyjrzę się tej całej Krysi. Ale nie miałem żadnej praktyko w obchodzeniu się z dziewczynami. Z chłopakami też, gwoli ścisłości. Czego ona może ode mnie chcieć? Sięgnąłem po wyświechtany i pogięty podręcznik Jaczewskiego po raz nie wiem który. Przydałby się nowy egzemplarz albo jeszcze lepsza książka. Przeczytałem wszystko co pisze na temat współżycia płciowego - tak to się głupio nazywa. Zatem będzie dziura, co nie było dla mnie żadnym odkryciem. Porośnięta na dodatek, co widziałem na tych zdjęciach, o których już wam opowiadałem. Samo wspomnienie wystarczyło, abym to odłożył na bok, ale dalej walczyłem twardo. Rytmiczne ruchy. Hmmm. Poruszyłem kilka razy rytmicznie biodrami tak jak Elvis Presley. I to wszystko? Ta dziura niepokoiła mnie najbardziej. W zasadzie...

Wszedłem do kuchni i rozejrzałem się po sprzętach. Nic nie miało odpowiedniej dziury, która pasowałaby do mojego przyjaciela. Dobijał już do piętnastki i niebezpiecznie się rozszerzał. W tym momencie mój wzrok padł na butelkę, małą, ćwierćlitrową, po śmietanie czy kefirze, jeden pies. Ojca nie było w domu, mogłem spróbować.
- Co ty chcesz zrobić? - zapytał zdumiony przyjaciel widząc przed sobą przezroczystą butelkę.
- Przymierzyć.
- Na łeb sobie ją wsadź - powiedział. Długo musiałem go uspokajać.
- No może raz...
- Wykluczone.
- Ale ona ma naprawdę łagodne brzegi - pocieszyłem go i sprawdziłem raz jeszcze. Rzeczywiście, nic nie kaleczyło, nie rysowało, wszystko było gładkie i zaokrąglone.
- Pierdolnij się tą butelką w czoło - powiedział mój najukochańszy przyjaciel z wściekłością. Co za słownictwo. Pod tym względem było u niego coraz gorzej, ja hamowałem się dość skutecznie, on nie i sądził, że będzie mu to uchodziło na sucho. Niedoczekanie.
- Nawet nie zamierzam z tobą dyskutować.
Żadnej reakcji, nic. No to wziąłem butelkę i usiłowałem ją naciągnąć. Niestety, główka była trochę zbyt duża. Może by tak odczekać aż przestanie szaleć i oklapnie ze zmęczenia? No ale czekać mogę do jutra a ojciec wraca za pół godziny. Nic z tych rzeczy. Dlatego przyniosłem z łazienki opakowanie kremu Nivea i przygotowałem go. Miałem wrażenie, że nacieranie kremem spodobało mu się z tego wszystkiego najbardziej. Piękniś się znalazł.
- Na razie nie ma czasu na kosmetykę - powiedziałem biorąc butelkę. Wzdrygnął się z emocji.
- Ucz się, bo może niedługo będzie to umiejętność, która będzie ci bardzo potrzebna.
- Chromolę.
Jak chromoli to chromoli. Ja tym czasem męczyłem się z wpychaniem. Niby szło, ale ciężko. Wkręcanie będzie lepsze - pomyślałem i zacząłem wykonywać butelką ruchy obrotowe. Zwycięstwo przyszło w miarę szybko. I co? I nic. Dalej było coraz gorzej. Część w środku zaczęła pęcznieć i czerwienić się. O jakimkolwiek poruszaniu ruchem posuwistym - jak to zalecał podręcznik - nawet nie mogło być mowy. U wylotu butelki powstał pierścień, który blokował wszystko.

Przyjaciel darł się o pomoc, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Jedna z rzeczy, których nie potrafi, to kurczyć się na zawołanie, w drugą stronę idzie mu to nawet sprawnie, nie powiem. No a tu umarł w butach. Jak to się ostatnio modnie mówi, dupa zimna. Zimna. No tak.... Popatrzyłem zna zegarek, ojciec będzie za dziesięć minut. Odkręciłem zimny kurek w wannie, zatkałem zatyczkę (z nerwów pomyliłem kolejność czynności) i nalałem tak ze dwadzieścia centymetrów najbardziej lodowatej wody, jaka była w zasięgu. To jednak było małe piwo w porównaniu z tym co mnie czekało. Trzeba się było w tym zanurzyć. Patrzyłem rozpaczliwie na wodę i zegar naprzemiennie. Mam na to pięć minut. I to pod warunkiem, że wyjdzie, co wcale nie było oczywiste. Trzy, dwa, jeden... Jakby mi jądra urywali. Że nie wyskoczyłem od razu, zawdzięczam tylko problemowi wiszącemu na końcu mojego przyjaciela. Ale zareagował prawidłowo acz powoli. Gdy zachrobotał klucz w zamku, mogłem odłożyć butelkę na półkę. Uff....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 17:28, 27 Gru 2014    Temat postu: Rozmowy z przyjacielem (19)

Wieczorem mój przyjaciel obraził się na mnie śmiertelnie, chyba pierwszy raz w życiu. Długo, bardzo długo się nie odzywał i nawet nie reagował na żadne próby udobruchania go: głaskanie serdeczne uściski, nic. Musiałem uciec się do ostatniej instancji, jaką jest smyranie pod wędzidełkiem.
- Ale i tak nie będę z tobą gadał - powiedział gdy pobudziłem go jako tako. Było mi tak wstyd, że - co zdarza się bardzo rzadko - nawet na niego nie patrzyłem, słuchając jedynie zaduszonego głosu dochodzącego spod kołdry.
- Proszę...
- Odwal się.
- Ale ja cię chcę przeprosić.
- Nader słusznie, tylko ja wcale nie wiem, czy chcę te przeprosiny przyjąć.
- Bo?
- Bo ja rozumiem, że czasem można zrobić coś źle, nie wiedzieć, wybrać złą opcję. Ale tu nic takiego nie było, ty po prostu skretyniałeś. Podobno masz piątkę z fizyki, prawda? Jakbyś sobie przypomniał te wszystkie wiadomości ze szkoły o podciśnieniu, prawo Pascala, kilka innych tricków, wiedziałbyś, jak to się może skończyć. Czy wkładasz rękę do wrzącej wody?
- Już nie.
Prawda, zdarzyło mi się i to nie rękę a palec kiedy wpadła mi łyżka, która chciałem wyjąć gotujące się jajka.
- To się, mój drogi, nazywa świadomym działaniem na szkodę własnego organizmu - powiedział jadowicie.
- Gdzieś to wyczytał?
- Nieważne. Brzmi tak samo groźnie jak wygląda. Wiesz jak ja się idiotycznie czułem z tą butelką?
- Już wierzę, nie wyglądało wiele lepiej. Tyle że jak ja potrenuję przed tymi dziurami?
- Przecież mówiłem, abyś się nie martwił na zapas. Jest ci to potrzebne?
- Może być - odpowiedziałem.
- Krysia?
- Tak.
- To od razu zapomnij. Nic z tego nie będzie miało miejsca. Krysia, w przeciwieństwie do Mirka, nie ma głowy napchanej świństwami.
Ma czy nie ma, dałem spokój tej bezproduktywnej rozmowie i czekałem na sen.

- Lechu czy możesz mi wytłumaczyć co robi butelka od śmietany wymazana kremem Nivea na półce w łazience? - zapytał ojciec, który wszedł do pokoju i popatrzył na mnie jakoś dziwnie.
- Stoi, była mi potrzebna - odpowiedziałem.
- Nie wnikam po co - powiedział. - Bądź łaskaw ją umyć i położyć tam, gdzie jest jej miejsce. Nie myśl, że zawsze będę po tobie sprzątał.
Chcąc niechcąc musiałem iść posprzątać ostatnie ślady po moim marzeniu o dziurach. Przynajmniej takich. W duchu dziękowałem ojcu, że nie drążył tematu, choć na dziewięćdziesiąt procent się domyślił, wystarczyło tylko zobaczyć jego spojrzenie. W ogóle mam wrażenie, że on wie o wiele więcej niż ja myślę. Nie to, żeby robił jakieś uwagi, czy zmuszał mnie do wynurzeń, niemniej ostatnio zdarzyło się coś, zresztą luźno związanego z tą nieszczęsną butelką, co pozwoliło mi myśleć o wszystkim nieco inaczej.
- Telefon - powiedział zaglądając do mojego pokoju przez uchylone drzwi. - Jakaś pani.
Pani? Aż mi się nie chciało wierzyć. Może najwyżej koleżanka z prośbą, żebym jej pożyczył zeszyt, a i to mało prawdopodobne, bo rok szkolny kończy się za dwa dni i nie trzeba już niczego się uczyć. Telefon był od Krysi, która zapraszała mnie na prywatkę, dzień po zakończeniu roku. Dałem odpowiedź wymijającą, że muszę się poradzić rodziców - a co ją obchodzi, ojca czy matki? - i że powiem jej nazajutrz w szkole.
- Jak ma na imię? - zapytał ojciec skoro tylko dołożyłem słuchawkę. Nawet nie krępował się specjalnie podsłuchując całą rozmowę.
- Krystyna.
- Podoba ci się?
- Ja wiem? Dziewczyna jak dziewczyna, dobra uczennica, spokojna, ujdzie.
- No no... A ja myślałem, że to cię w ogóle nie interesuje.
Powiedział to tak, że nie miałem żadnych wątpliwości czym ten brak zainteresowania może być spowodowany. Nie żeby robił jakieś wyrzuty albo co, po prostu stwierdzenie faktu.
- Krysia zaprasza mnie na prywatkę, na którą nie zamierzam iść. Weź powiedz głośno że się nie zgadzasz a będę miał czyste sumienie.
- Rozumiem cię, tyle że ja właśnie się zgadzam. Dlaczego miałbyś siedzieć w domu jak inni się bawią?
- To ja tylko dopowiem, że na tej prywatce będzie wódka, narkotyki i gołe baby będą tańczyć na stołach. A teraz proszę mi zakazać.
Ojciec parsknął śmiechem i długo musiał się uspokajać, zanim zapytał:
- Dla samych gołych bab bym poszedł. Lechu, a tak naprawdę, dlaczego nie chcesz iść na tę imprezę? Ale szczerze, jak na spowiedzi.
Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. On wie co lubię i co mnie rozkleja. Balem się, że dzisiaj wszystko się skończy zanim jeszcze na dobre się zaczęło. Jak jagnię prowadzone na rzeź szedłem na kanapę, na której prowadziliśmy co ważniejsze rozmowy.
- No, łobuzie, dlaczego? - powiedział starając się, żeby zabrzmiało to możliwie lekko. Ale nie ze mną te numery. Postanowiłem powiedzieć część prawdy, tę, którą uznałem za bezpieczną.
- Boje się o Jarka, tato. Trzeba było widzieć ostatnio jego oczy... Niby zachowuje się normalnie, je, śpi, czyta, a jakby coś w nim zgasło. Jak ja się mam w takich warunkach bawić, wiedząc, że on tam siedzi i się męczy?
Ojciec z miejsca zmienił nastrój i popatrzył się na mnie.
- Lechu, wiem, że jesteś dobrym dzieckiem. Wiem co cię łączy z Jarkiem, wiem więcej niż myślisz. Ale zapamiętaj sobie jedno: świata nie zbawisz. Czy będziesz siedział tu i zamartwiał się, czy będziesz oglądał gołe baby na stole u Krysi - tu znów się uśmiechnął - jemu nie pomożesz, nie da rady. A i ty się trochę odprężysz, nabierzesz sił żeby przez to wszystko przejść. Dlatego, cokolwiek by się działo, uważam, że powinieneś iść. I na dyskotekę na zakończenie i na tę potupajkę u Krysi.
- Ale ona mi się wcale nie podoba! - nie wiem po co to powiedziałem.
- A musi? Myślisz że twoja matka była księżniczką z bajki jak się z nią żeniłem? Nie była i nie jest, co sąd potwierdził odpowiednimi papierami.
- To znaczy?
- To znaczy, że orzekł rozwód z winy matki, proste. Ja nie zrobiłem nic złego.
Cóż, może faktycznie nie zrobił, nie znam się na tym. Myślałem że go zaduszę z radości, kiedy dziękowałem mu za tę rozmowę.
- Tata, jak wygląda taki rozwód?
- Normalnie, zwykła rozprawa sądowa, a czegoś się spodziewał.
ł A nie grają marsza Mendelssohna od tyłu?
- Lechu, ty beznadziejny przypadek jesteś. Idź lepiej spać.
A na imprezy poszedłem, obie i było fajnie, nawet bardzo fajnie. Ta Krysia rzeczywiście coś do mnie czuje,bo ile razy prosiłem, by z nią zatańczyła, nie odmawiała a jak było białe tango to poprosiła mnie. I nie macałem jej po cyckach i nie obściskiwałem tyłka, jak niektórzy moi koledzy, a co więcej, widziałem, że jej się to bardzo podobało.

- Nic z tego nie będzie - poinformowałem przyjaciela jeszcze tego samego wieczora. - Starałem się jak mogłem, dawałem ci znaki a ty ani drgnąłeś.
- Jakie znaki? - zdziwił się, - Nic do mnie nie docierało. Tylko mną trząsłeś jak podrygiwałeś.
- Tańczyłem. Nie zauważyłeś?
- E tam, skakałeś i dreptałeś nogami ściskając mnie wnętrzem ud. I to wszystko. Nie podoba mi się taka zabawa i racz już więcej nie uczestniczyć w czymś takim. A znaki? Jedyne znaki były jak grali I Have A Dream ABBY i sam wiesz dlaczego. Uwielbiam te piosenkę.
- I naprawdę nie czułeś nic wokoło? - zapytałem z niedowierzaniem. - A ta dziura była tak blisko. Myślałem, że...
- Ty już odpuść sobie te wszystkie dziury, dość mam po tamtym. I na miłość Boską, wyciągnij jakiś konkretny wniosek! Mało masz przesłanek?
Ba, całą masę. Tyle że jak można powiedzieć, że się lubi jakieś ciasto skoro się go jeszcze nie próbowało? Bo się nie lubi innego? Którego też się nie próbowało? Będę wiedział jak to się już stanie, na razie to były próby, rozważania na sucho... No niekoniecznie na sucho. Ale...
- Ty się po prostu boisz - powiedział przyjaciel. - Boisz się prawdy, oszukujesz się, łudzisz. Stan przed lustrem i powiedz jaka jest prawda. I nazwij ją po imieniu.
- Nie, dopóki ojciec jest w domu - przypomniałem mu. - Chwilowo to niemożliwe, poza tym sam nie wiesz, jeszcze to się może zmienić. Pamiętasz co pisali w tych mądrych książkach? Że jest faza homofilii. Że ludzie, którym się już wydaje, że są na tamtej stronie, nagle przechodzą na drugą, prowadzą normalne życie, żenią się.
Przyjaciel zasępił się.
- Wiesz, wszystko to jest w jakimś sensie możliwe. Jest tylko jedna przeszkoda w twoim wypadku.
- Jaka?
- I ty się jeszcze głupio pytasz jaka?
- Jarek ?
- No a kto? Edward Gierek?
Tak po prawdzie, kiedyś zastanawiałem się jakiego przyjaciela ma naczelny wódz w kraju, ale tak go fotografowali i pokazywali w telewizji, że nie było widać.
- Ale co niby Jarek?
- Zobaczysz, już bardzo niedługo. Za dwa dni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 18:09, 27 Gru 2014    Temat postu:

Wrzuciłem kilka nowych odcinków. Drobna uwaga: wersje poprawione i po korekcie znajdziecie tylko pod adresem

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alejkum
Debiutant



Dołączył: 28 Lis 2012
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 18:30, 27 Gru 2014    Temat postu:

Mi się bardzo podoba, ciekawa struktura psychiczna bohatera jak i jego sytuacja życiowa Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin