Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Coming out?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:54, 25 Mar 2012    Temat postu:

.

Część szesnasta(16)


Jarek pojawił się punktualnie, o umówionej godzinie, wszedł do środka i zdębiał, stał tuż za progiem, nie mogąc zrobić następnego kroku, podszedłem do niego, wyciągnąłem rękę do powitania, zupełnie bez udziału woli powtórzył mój gest, uścisnąłem jego dłoń i wykorzystując sytuację, wciągnąłem go do środka. Moja rodzinka w komplecie stała koło stołu był też Paweł, zgodnie z obietnicą. Tato zaczął otwierać wcześniej schłodzonego szampana, korek odskoczył z głuchym pyknięciem, ma wprawę, więc nie było korka odbijającego się od sufitu i spienionej fontanny trunku. Stojąc i trzymając w dłoni napełnione szampanem kieliszki, odśpiewaliśmy Jarkowi tradycyjne „sto lat”, na koniec, każdy indywidualnie złożył mu życzenia, ja zacząłem.
- Jaro wiesz, że życzę ci wszystkiego co najlepsze, radosnego wejścia w dorosłe życie, wiecznej młodości, beztroski, radości i przyjaciół, na których nigdy się nie zawiedziesz.
- Dzięki Grzech, zabiję cię za to, że mnie nie uprzedziłeś, mieliśmy tylko razem flaszkę obalić... kuna dzięki - oczy mu niebezpiecznie zwilgotniały, ale minę miał radosną.
- Trzymaj się Jaro i przypadkiem nie becz, bo ci się makijaż rozmaże - zażartowałem.
Wzruszenie odebrało mu mowę i dobrze, bo inaczej nieźle by mnie obsztorcował, a skończyło się na tym, że się tylko uśmiechnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
Aga i Tomek szybko się uwinęli z życzeniami, pomimo że bardzo Jarka lubili, ograniczyli się do standardowej formułki, w której było coś o szczęściu, kasie, stu latach i stadku bachorów, Tato bardzo się rozczulił, przytulił Jarka do siebie, nie widziałem miny taty, bo stał odwrócony do mnie tyłem, ale widziałem Jarka, po twarzy spłynęły mu dwie duże jak grochy łzy, ukradkiem wytarł je, dołączyła do nich mama, wcale nie kryjąc wzruszenia, wyściskała Jarka za wszystkie czasy, ściszonym głosem mówiła coś do niego, nie dosłyszałem co, ale usłyszałem, jak Jarek ściszonym głosem im odpowiedział.
- Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście, nawet własnym rodzicom tyle nie zawdzięczam...
Paweł mógł złożyć życzenia solenizantowi dopiero po długiej chwili, w międzyczasie Aga wniosła do pokoju tort z osiemnastoma zapalonymi świeczkami.
- Kończcie te życzenia, bo świeczki się wypalą - przywołała wszystkich do porządku.
Jaro po raz drugi popadł w stan letargu, patrzył tylko na tort i świeczki miał w oczach.
- Najpierw pomyśl sobie życzenie, później nabierz w płuca dużo powietrza i zdmuchnij wszystkie świeczki za jednym wydechem, wtedy życzenie się spełni - poinstruowała go Aga.
Udało mu się zastosować do polecenia Agnieszki, wszystkie świeczki zgasły. W trakcie ogólnych rozmów zjedliśmy tort i dopiliśmy szampana, później przenieśliśmy się na zewnątrz. Teraz ja przejąłem obowiązki gospodarza i uwijałem się przy grillu, rozmawialiśmy i popijaliśmy piwo, na ten wieczór nawet Tomek dostał dyspensę na kilka piw.
Impreza była pomysłem mamy i Agi, one wspólnymi siłami upiekły tort, tato zadbał o alkoholową oprawę, szampana i piwo, jakoś tak to wszystko się poskładało po tym, jak powiedziałem im, że nie idę na osiemnastkę, tylko Jarek wpadnie do mnie dzień wcześniej.
Jarek wykorzystał moment, kiedy sam stałem przy grillu i podszedł do mnie.
- Grzech pasowałoby ci skopać tyłek, zasadzić bratki i byłby ładny chodzący klombik - zaczął zirytowany, ale po chwili głos mu złagodniał - Dzięki za to wszystko, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy i jak mnie to podbudowało.
- Jarek nie będę się z tobą dzisiaj spierał, chcesz to kop, chcesz to sadź bratki, twoja osiemnastka, twoje prawo, ale chodził z klombikiem na tyłku nie będę, strasznie głupio bym z tym wyglądał, zrozum - odpowiedziałem.
- Cały ty, żartowałem, ale zamurowało mnie po wejściu, jak was wszystkich zobaczyłem czekających na mnie, a potem jeszcze ten tort - głos zaczął mu lekko drżeć.
- Sam mi mówiłeś, że czujesz się jak członek naszej rodziny, to czego się spodziewałeś? Ostrzegam cię jednak, nie pozwalaj sobie za dużo, jestem zazdrosny za to obściskiwanie się z moim tatą - przybrałem groźną minę, żeby zaakcentować swoją wypowiedź.
- A Paweł co tu robi? - zapytał, w sugestywny sposób mrużąc oko.
- Jaro Ty w każdym chłopaku widzisz partnera dla mnie? - wkurzyło mnie to mrugnięcie okiem.
- Księciem Wiliamem Mountbatten Windsorem, to on nie jest, ale... - zawiesił głos.
- Paweł jest większym przystojniakiem, poza tym jest wolny, Książę Wiliam jest już zajęty, jakbyś to przeoczył Jarek... - przerwałem mu i dopiero przy ostatnich słowach zorientowałem się, że dałem się wypuścić.
- Zaproszenie to rewanż za pomoc - dodałem.
- Jasne, zawsze jest jakieś wytłumaczenie - droczył się ze mną dalej.
- Jarek! Owszem Paweł jest przystojny, miły, uczynny, ale to wcale nie oznacza, że jest gejem, a nawet gdyby był, to obiecałem sobie, że do matury żadnych nowych znajomości tego typu nie zawieram, mam już dość wrażeń i tatusiów niemogących przetrawić faktu, że ich latorośl woli własną płeć niż przeciwną, spasowałem na jakiś czas.
- Spasowałeś, bo jesteś głupi, a z bratkami wyglądałbyś uroczo, spadam, bo Paweł zmierza a naszą stronę - powiedział i ulotnił się pogadać z Tomkiem.
- Grzesiek czemu mi wcześniej nie powiedziałeś, że to nie jest zwykły grill, tylko osiemnastka Jarka - jeżeli to była pretensja to została w dziwny sposób wygłoszona, bo w jego głosie nie wyczułem pretensji.
- W czym masz problem, tort ci nie smakował, czy może piwo jest skwaśniałe? - zapytałem.
- Nic z tych rzeczy, tylko nie miałem żadnego prezentu dla solenizanta - odpowiedział.
- Pomogłeś i to wystarczy za prezent, a poza tym jak zdążyłeś się zorientować, to jest nieformalna osiemnastka Jarka, oficjalna będzie dopiero jutro - przypomnienie sobie, że nie będę jutro na imprezie zważyło mi trochę humor.
- Oficjalna czy nie, prezent by się przydał, tym bardziej że mało was znam, a tu od razu zaproszenie na taką imprezę - był trochę zakłopotany.
- Nie masz się czym przejmować, moja wina, że nie uprzedziłem cię wcześniej, ale wtedy zapewne byś odmówił - powiedziałem, co myślałem, zaczęły mnie te delikatne przytyki Pawła i Jarka wkurzać.
Paweł chyba zauważył, że humor lekko mi się zepsuł i starał się naprawić jakoś sytuację.
- Grzesiek w porządku, dobrze się bawię i masz rację, gdybym wcześniej wiedział, co się święci to jakoś bym się wyłgał od przyjazdu.
- Widzisz, jaki przewidujący jestem - uśmiechnąłem się trochę udobruchany odpowiedzią.
- Bardzo - odwzajemnił się swoim zniewalającym uśmiechem, w którym zaprezentował komplet olśniewająco białego uzębienia - Niedługo będą się zbierał, mam ostatniego busa kilka minut po dziesiątej, nie chciałbym się na niego spóźnić, bo nie uśmiecha mi się pieszy powrót do domu, to dziewięć kilosów.
- Nie przeginaj, zanocujesz w pokoju gościnnym i pojedziesz rano - zaproponowałem.
- Nie da rady, o dziesiątej muszę być w pracy, otwieram sklep, a klucze zostały w domu.
- Paweł bądź bardziej kreatywny! Wymyśl coś! Kto to widział, żeby się zmywać z imprezy o dwudziestej drugiej, przecież to osiemnastka, a nie roczek! - naciskałem na niego.
Popatrzył na mnie zakłopotany, po chwili wyjął z kieszeni telefon, gdzieś zadzwonił i rozmawiał krótko.
- W porządku, ojciec podrzuci mi klucze i tak wybierał się do sklepu po jakieś dokumenty, to obędzie się bez reprymendy z jego strony - poinformował mnie.
- Masz w nagrodę za kreatywność i wyluzuj - powiedziałem, wręczając mu butelkę piwa.
- Dzięki, tak czy inaczej jutro o dziesiątej muszę być w pracy więc tylko to piwko i już nic więcej.
Mięso już doszło na grillu, więc wszyscy zajęli się jedzeniem, potem rodzice pożegnali się i poszli do domu, Aga i Tomek posiedzieli trochę dłużej, ale znikli w okolicach dwudziestej trzeciej.

Zostaliśmy w trójkę, Jarek wyczarował ozdobnie zapakowaną flaszkę, odwinął papier i butelkę postawił na stole. Finlandia, przypatrzyłem się dokładniej, przetarłem oczy i spojrzałem ponownie, napis Blackcurrant i wizerunek owoców czarnej porzeczki, nie zniknął.
- Oślepłeś, czy pierwszy raz w życiu widzisz flaszkę wódki? - zareagował Jarek na moje wyczyny.
- Jaro ocipiałeś do reszty czy czarna porzeczka rzuciła ci się na mózg - wskazałem na etykietę.
Jarek z Pawłem przybliżyli się do butelki, Paweł spokojnie popatrzył na nią.
- Finlandia porzeczkowa, dobra wódka, łagodnie wchodzi, a glebi jak każda inna i co w tym takiego dziwnego - powiedział.
Jarek dostał wścieklizny, klął pod nosem cicho i niezrozumiale, dopiero po chwili ochłonął.
- Zabiję tą sucz ze sklepu, prosiłem dodatkowo o porządną flaszkę, jak kupowałem wódkę na jutrzejszy jubel, narzekałem przy tym na zbieranie porzeczek i ta małpa zakpiła ze mnie, ładnie zapakowała tę butelkę i nawet nie wiedziałem, co w niej jest - pienił się Jarek.
Paweł popatrzył na mnie pytająco, nie rozumiał całej sytuacji, więc mu wyjaśniłem.
- Ojciec Jarka ma plantację czarnej porzeczki, cała jego rodzinka spędziła ostatnio kilka dni na jej zbieraniu, więc nie darzą sympatią tego smaku i zapachu.
- Jakbyś przez ponad tydzień zbierał w upale to drobne gówno i cały był przesiąknięty jego zapachem, to chyba nie chciałbyś jeszcze pić czegoś, co tym gównem zalatuje - Jarek dał upust swojemu wkurzeniu.
- Zatkaj nos i nie wąchaj, w smaku nie czuć tak bardzo - poradził mu Paweł, ja wolałem się nie odzywać, żeby nie drażnić Jarka.
Jarek wziął sobie to do serca, początkowo cudował, zatykał nos i krzywił się przy każdym kieliszku, potem jakby zapomniał o tym i nie zwracał uwagi, mi przechodziła gładko, nie miałem urazu do czarnej porzeczki, Paweł pił niewiele, wymawiając się jutrzejszą pracą. Nie mieliśmy szybkiego tempa, nigdzie nam się nie śpieszyło, wspominaliśmy różne śmieszne sytuacje z dzieciństwa i lat późniejszych, było przy tym sporo śmiechu, nawet nie zorientowaliśmy się, kiedy przy kolejnym rozlaniu z butelki wyciekły ostatnie krople „wody rozmownej”, było już po północy. Mieliśmy już trochę w czubie, wino, piwo na koniec wódka, no właśnie jaki koniec, nie chcieliśmy jeszcze kończyć, postanowiłem przynieść flaszkę, którą miałem zachomikowaną w swoim pokoju, Jarek poparł mój plan, obiecując, że będzie mnie ubezpieczał na schodach, żebym się nie stoczył. Nasze zapędy zgasił Paweł, tłumacząc Jarkowi, że jutro a w zasadzie już dzisiaj będzie miał kolejną imprezę i musi jakoś po ludzku na niej wyglądać jako solenizant, jego argumenty wcześniej dotarły do mnie, niż do Jarka, ten dalej upierał się przy obaleniu kolejnej flaszki.
- W dupie mam solenizanta - odpowiedział.
- Ale przecież to ty - sparował Paweł.
- Ja? - zdziwił się niewiarygodnie Jarek.
- Tak, przecież to twoja osiemnastka - poparłem Pawła.
- No to zmienia sytuację, siebie chyba nie mogę mieć w dupie, to co z tą flaszką? - wydawało się, że żadne logiczne argumenty nie działają.
- Jarek koniec picia, dzisiaj masz osiemnastkę, to nadrobisz wieczorem - powiedziałem stanowczo, popatrzył na mnie wyczekująco, niezbyt przekonany.
- Grzech, ty zawsze masz rację, ciebie posłucham przyjacielu, odprowadzicie mnie do domu? - zapytał.
- Jasne, że cię odprowadzimy - odpowiedziałem za siebie i za Pawła.
Odholowaliśmy Jarka aż do bramki wejściowej na jego posesję, tam pożegnaliśmy się z nim.

Wróciliśmy z Pawłem do mnie, spacer dobrze mi zrobił, zdecydowanie lepiej się poczułem, w drodze powrotnej rozmawialiśmy o ulubionej muzyce, filmach i książkach, okazało się, że lubimy prawie to samo. Widziałem, że Paweł jest zmęczony więc gdy dotarliśmy do domu, to od razu zaprowadziłem go do pokoju gościnnego, po drodze wskazałem, gdzie jest łazienka, wręczyłem mu ręcznik i szczoteczkę do zębów.
- Zmęczony jesteś, skorzystaj z łazienki, i kładź się spać, dobrej nocy, obudzę cie o wpół do dziewiątej, zjesz śniadanie i spokojnie zdążysz na dziesiątą do pracy - powiedziałem.
- Dzięki za wszystko, wolałbym wstać wcześniej, żeby mieć pewność, że się nie spóźnię - odpowiedział.
- Dobrze to o ósmej, będziesz miał przynajmniej godzinę na dojazd, dobranoc - powiedziałem, wychodząc z pokoju.
Ustawiłem budzik w telefonie na siódmą trzydzieści i czekałem, aż Paweł skorzysta z łazienki, obawiałem się, że jak będzie się guzdrał, to zasnę, siedząc na łóżku w oczekiwaniu na wolną łazienkę, też byłem zmęczony. Oczekiwanie nie trwało długo, ograniczyłem się do szybkiego prysznica i czym prędzej się położyłem, zasnąłem błyskawicznie.

Sześć godzin snu to jednak za mało dla osiemnastolatka, dźwięk budzika narastał, ale starałem się go zignorować, próbowałem ręką wymacać gdzie leży ten cholerny telefon, ale na próżno, musiałem otworzyć oczy, żeby go zlokalizować, wczoraj a właściwie to było już dzisiaj, umieściłem go, przewidując swoją reakcję na biurku, musiałem wstać, żeby go wyłączyć. Zwlokłem zwłoki z wyra, nawet nie odczuwałem za bardzo skutków wczorajszego picia, żadnego bólu głowy, jedynie suchość w ustach, poradziłem sobie z telefonem. Podszedłem do okna zobaczyć, jaka jest pogoda, zapowiadał się kolejny słoneczny dzień, pomimo że od kilku dni straszono nadchodzącym niżem. Skierowałem wzrok bliżej ziemi i zobaczyłem stojącą na podwórku czarną Hondę CR-V na krakowskich numerach rejestracyjnych, rozejrzałem się w poszukiwaniu właściciela, przy warsztacie stał Piotr i rozmawiał z tatą, z tej odległości nie słyszałem, o czym rozmawiają. Zaskoczyła mnie wczesna pora odwiedzin, na pewno nie chodziło o wypłacenie reszty wynagrodzenia, na to byliśmy umówieni wieczorem, wytłumaczyłem sobie, że pewnie Piotr ma do taty jakiś interes skoro już, któryś raz z rzędu rozmawiają. Postanowiłem zapytać taty, jakie interesy ich łączą, jak wyprawię Pawła... właśnie przypomniałem sobie powód tak wczesnej pobudki. Trzeba wziąć prysznic, żeby dojść do siebie i go obudzić, jak będzie w łazience, to szybko przygotuję coś na śniadanie, ułożyłem w myśli plan i przystąpiłem do jego realizacji. Nie ubierając się, mając na sobie tylko bokserki i trzymając w ręku świeże na zmianę, ruszyłem do łazienki, okazało się, że mój plan był już nieaktualny, z łazienki wychodził Paweł, ubrany w dżinsy, bez skarpet i bez podkoszulka. Zmierzyliśmy się wzrokiem, wyglądał świetnie, włosy jeszcze wilgotne po prysznicu, ani śladu po wczorajszym zmęczeniu, ledwo widoczny jednodniowy zarost na twarzy powodował, że wyglądał jeszcze bardziej seksownie. Stałem tylko w gaciach, z drugimi w ręce i gapiłem się na niego, ciekawiło mnie, co sobie pomyśli, niebawem się tego dowiedziałem.
- Cześć, wyglądasz na trochę zmiętego - powiedział, szczerząc wszystkie zęby w uśmiechu, niewiarygodne jak szeroki mogą mieć co niektórzy ludzie uśmiech.
- Wezmę prysznic i zaraz doprowadzę się do porządku, a później zrobię śniadanie - odwzajemniłem uśmiech, ale na boga nie tak szeroko, jak on, bo by mi chyba szczęka trzasnęła.
- Dobrze, poczekam w pokoju - odpowiedział, jednak wcale nie ruszył w stronę pokoju, tylko mi się przypatrywał.
Wzruszyłem ramionami i wszedłem do łazienki, szybko się ogarnąłem i wskoczyłem pod prysznic, chętnie postałbym z pół godziny pod strugami letniej wody siekącej moją skórę, ale pamiętałem o roli gospodarza, wyszedłem po pięciu minutach, dalszych pięć zajęło mi szczotkowanie zębów i reszta porannej toalety. Po kolejnych kilku minutach ubrany pukałem do pokoju Pawła. Zeszliśmy na dół do kuchni.
- Na co masz ochotę? - zapytałem.
- Uwierz, nie chcesz wiedzieć – odpowiedział tajemniczo.
- Kanapki z wędliną i dodatkami, czy może coś na słodko, jest miód, są konfitury domowej roboty - zignorowałem go.
- Chętnie miód i konfitury, wędlinę mam w domu codziennie - tym razem zdecydowana odpowiedź.
To ułatwiło mi zadanie, na stole szybko pojawiło się masło, słoiki z konfiturami i miodem, koszyk z pokrojonym chlebem, popatrzyłem zadowolony z siebie na zastawiony stół.
- Co zrobić do picia? - zapytałem.
- Gorące kakao się znajdzie?
- Trzeba zrobić, a nie szukać, musisz chwilę poczekać, nie wiem, jakie mi wyjdzie, bo kakao zawsze robi mama - odpowiedziałem zdziwiony jego wyborem.
- Podaj mi garnek, mleko, kakao i cukier, sam zrobię, mam w tym wprawę.
Podałem mu wszystko, o co poprosił.
- Uwielbiam kakao, dobrze, że nie żyjemy w czasach Azteków i Majów, oni pili chocolatl, czyli kakao z wodą i tylko w czasie wielkich świąt... - zanim skończył, poznałem całą historię kakao, aż do czasów współczesnych.
Jedliśmy, nie śpiesząc się, patrząc, jak wsuwa konfitury, stwierdziłem, że będę musiał zmienić o nich zdanie, to już kolejna osoba, która je bardzo chwaliła. Po spałaszowaniu kolejnej kromki, Paweł oznajmił, że już więcej nie da rady zjeść, kłamał, spałaszował jeszcze dwie i dopiero wtedy dał sobie spokój z jedzeniem, popijając kakao, trzymał kubek oboma rękami, tak jakby chciał je ogrzać, popatrzyłem na zegarek.
- Paweł za piętnaście minut masz busa, następny jest dopiero za pół godziny, ale powinieneś jeszcze zdążyć przed dziesiątą.
- Dzięki, pojadę tym pierwszym, nie chciałbym się spóźnić, bo ojciec będzie na mnie czekał, a nie daj, boże jakby jakiś klient się przyplątał w tym czasie do sklepu, awantura byłaby na całego - zadecydował.
- Dobrze, że mój tato jest wyrozumiały, jak mówisz o swoim, to mam wrażenie, że to jakiś tyran - już wczoraj zwróciłem na to uwagę, jak mówił o kluczach do sklepu.
- Nie jest żadnym tyranem, jest dosyć surowy, wymagający i gderliwy, ale jest w porządku - wyjaśnił.
Pożegnaliśmy się, Paweł podziękował mi za miło spędzony wieczór.

Nie odprowadziłem go do drogi, pozostałem przy furtce i patrzyłem, jaki idzie w stronę przystanku.
- Grzesiek musimy porozmawiać - usłyszałem tuż za plecami głos taty.
- Teraz czy później? - zapytałem.
- Teraz jak masz czas, nikt się po domu nie kręci to spokojnie porozmawiamy, później muszę jeszcze gdzieś jechać i nie wiem ile mi to zajmie - odpowiedział.
Weszliśmy do domu, usiadłem przy stole, tato usiadł przy mnie.
- Grzesiek jak tam w szkole? - zaczął rozmowę.
Jansa cholera, stało mu się coś w głowę czy co, przecież są wakacje, czyżby tego nie zauważył? Ja to jeszcze wybywałem z domu do pracy, to mógł sobie pomylić, ale Tomek całymi dniami siedział w domu i jęczał na nadmiar wolnego czasu, to chyba zauważył. Zobaczyłem jego minę i zacząłem łapać, o co mogło mu chodzić.
- Chodzi ci, no ten... tego...- inteligentnie starałem się doprecyzować, co miał na myśli.
- No przecież, że nie o lekcje i twoje wyniki, bo są wakacje – odpowiedział, rozwiewając moje wcześniejsze wątpliwości.
- Większość już wie, a ci, co jeszcze nie wiedzą to dowiedzą się pierwszego września.
- Tyle to i ja się domyślam, pytam, jak zareagowali - wyjaśnił mi sedno poprzedniego pytania.
- Nieciekawie, większość nawet ze mną przez telefon nie chciała rozmawiać, a jak będzie rzeczywiście, to się dopiero okaże, jak się zacznie rok szkolny, mam nadzieję, że nie będzie gorzej niż tutaj - podzieliłem się z nim swoimi obawami.
- Nawet jak nie będzie gorzej niż tutaj, to i tak będzie źle - podsumował.
- Jakoś przeżyję, to tylko dziewięć miesięcy, tyle, co ciąża - nie wiem nawet, skąd wziąłem to porównanie.
- Tyle że ciąża to w pewien sposób czas radosnego oczekiwania, a w tym przypadku jakoś nie potrafię się doszukać niczego radosnego - podsumował moje porównanie.
- Grzesiek przecież ja widzę co z tobą się dzieje i jestem tym przerażony, jak do tego dojdą problemy w szkole, to nie dasz sobie rady, a my nie umiemy ci pomóc, siedzisz wiecznie w domu, praktycznie nie wychodzisz nigdzie, twoją żywiołowość i radość szlag trafił, dawnego Grześka widzę, tylko wtedy jak przychodzi Jarek, lanie wszystkich po mordzie sprawy nie rozwiąże, a tylko ją pogorszy, nawet jak przeniesiemy cię do innej szkoły to i tak niedługo tam też się dowiedzą i będzie to samo - żal mi się go zrobiło, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że rodzice tak się tym zamartwiają.
- To, co mam zrobić, przecież się nie utopię - żadna inna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi na myśl.
- Jedyne wyjście to jakbyś zmienił szkołę i miejsce zamieszkania jednocześnie, przecież jakbyś poszedł na studia to i tak nie mieszkałbyś z nami, a to tylko kwestia roku wcześniej - powiedział zatroskany.
Teraz dopiero zrozumiałem te jego rozmowy z Piotrem, a może tylko mi się zdawało, że to o tym rozmawiali.
- No tak tato, ale wtedy mógłbym liczyć na jakieś stypendium, a w szkole średniej nic z tego - plotłem bez większego zastanowienia.
- Tym się nie martw, jakoś damy radę, najwyżej trochę zaciśniemy pasa, co o tym sądzisz? - zapytał.
- To chyba jedyne wyjście, żeby mieć spokój tato, nawet o tym przez moment kiedyś myślałem, ale dałem sobie spokój, bo uważałem to za mało realne.
- Wieczorem, porozmawiaj o tym z Piotrem, jesteście i tak umówieni, on o wszystkim wie i zorientował się co trzeba zrobić, to tak naprawdę był pomysł jego i jego chłopaka - tato potwierdził moje wcześniejsze domysły.
- A mama wie o tym wszystkim? - zapytałem.
- Grzesiek z choinki się urwałeś? Po co zadajesz głupie pytania, przecież wiesz, że najpierw musiałem z nią to omówić!

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pon 19:37, 11 Lut 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 20:04, 25 Mar 2012    Temat postu:

Po zamieszaniu i wyjaśnieniach kolej na nowy odcinek opowiadania. Życzę miłego czytania!


Część siedemnasta(17)


Rozmowa o możliwości wyjazdu do Krakowa, żeby tam mieszkać i uczyć się zaskoczyła mnie. Wcześniej myślałem o ucieczce ze wsi, ale to były tylko moje niesprecyzowane pobożne życzenia, które sam uznałem za nierealne i nawet nikomu o tym nie powiedziałem. Zaskoczyli mnie rodzice tym, że też o tym myśleli, a może nawet bardziej tym, że zdawali sobie sprawę, jak trudno mi jest egzystować z piętnem pedała. Tato coś ukrywał, jak dopytywałem o szczegóły, to studził mój zapał i odsyłał mnie do mającej się odbyć wieczorem rozmowy z Piotrem. To nie pasowało do niego, nigdy z niczym się nie wyrywał, jak nie miał szczegółowo ułożonego planu od początku do końca, podejrzewałem, że tak jest i tym razem, tylko z jakiegoś powodu nie chce zdradzać mi szczegółów. Nie pozostawało mi nic innego jak czekać do osiemnastej, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. W domu był tylko Tomek, zwlókł się już z wyra i zszedł na dół na śniadanie akurat, jak kończyłem rozmowę z tatą. Teraz urzędował we własnym pokoju, pomimo zamkniętych drzwi docierały do mnie dźwięki ostrego heavy metalu, którym się katował i wszystkich dookoła wykorzystując nieobecność rodziców. Twierdził, że korzystanie ze słuchawek niszczy słuch i tylko podczas obecności rodziców w domu z nich korzystał.
Musiałem z kimś pogadać, był najbliżej więc padło na niego. Poszedłem do jego pokoju, nawet nie usłyszał, jak wchodzę, leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Podszedłem do wieży i ściszyłem muzykę, zareagował z opóźnieniem, leniwie otwarł oczy i popatrzył pytająco.
- Pogadać chciałem - wyjaśniłem.
- Chyba nie o tym, czego słucham - odezwał się.
- Nie, o moim wyjeździe, wiesz coś na ten temat? - zapytałem.
- Niewiele, raz tylko usłyszałem rozmowę starych, że strasznie się gryziesz tym wszystkim i dobrze by było zmienić ci miejsce zamieszkania i szkołę, ale to było jakiś czas temu i bardzo ogólnie.
- Tylko tyle? - zapytałem niedowierzająco.
- Tylko tyle, jak się zorientowali, że ich słyszałem, to poprosili mnie, żebym ci nic nie mówił, bo nie chcieli rozbudzać w tobie żadnych nadziei. Poza tym przecież wiesz, że oni traktują mnie jak małe dziecko, które dopiero co nauczyło się podcierać własny tyłek, taka dola najmłodszego w rodzinie - pożalił się na swój los.
- Niewiele więcej się dowiedziałem dzisiaj od taty, może wieczorem dowiem się czegoś więcej od Piotrka, przynajmniej tak mi tato powiedział.
- Grzesiek ty to masz szczęście, wyrwiesz się z tej dziury, może ja zacznę udawać geja i pojadę razem z tobą - wyrwał się młody.
- Jak mają cię wszyscy traktować jak dorosłego, skoro gadasz bez sensu! Niby, w jaki sposób będziesz udawał geja? - wkurzył mnie głupim gadaniem.
- Nie wiem jeszcze, ale znasz mnie, czasami jestem bardzo twórczy - odpowiedział nie zrażony.
- Przestań pieprzyć głupoty, żebyś jednak nie próbował swoich kretyńskich zagrywek na rodzicach, to powiem im o twoich praktykach ściągania pornosów, to ich przekona, jaką masz orientację - zagroziłem mu.
- Brat z tobą już nie można nawet pożartować, a tak w ogóle to o co ci chodzi? - w jego głosie wyczułem zrezygnowanie.
- Sam nie wiem, z jednej strony to trochę się cieszę z możliwości wyjazdu, ale z drugiej to się tego wszystkiego boję, nie znam jeszcze żadnych szczegółów więc to obawy na wyrost, ale... - nie umiałem sprecyzować nawet własnych uczuć.
- Przynajmniej nie będziesz mi jęczał za uszami, że słucham bełkotu, idziesz popływać? - zmienił temat.
- Popływać? - powtórzyłem zaskoczony propozycją.
- Tak popływać, potrzebna jest do tego woda, rzeka idealnie się nadaje, to takie poruszanie się po powierzchni wody, robi się to dla przyjemności, zwłaszcza w upalny dzień - wytłumaczył mi, ironicznie się uśmiechając.
- Wiem mądralo, co to znaczy jestem tylko zdziwiony, że mi proponujesz wypad nad rzekę zamiast jakiejś lasce - wyjaśniłem, siląc się na uprzejmość. - Poczekaj chwilkę, wezmę kąpielówki, ręcznik i możemy iść - poprosiłem.

Postanowiłem pokazać Tomkowi ulubioną miejscówkę, z racji tego, że było to kawałek za wsią, pojechaliśmy na rowerach. W trakcie jazdy zadzwonił do mnie Jarek, przyszedł porozmawiać o wczorajszej imprezie, ale zastał zamknięte drzwi od domu. Wytłumaczyłem mu, gdzie i w jakim celu jadę z bracholem, obiecał, że do nas dołączy niebawem, tylko musi wpaść po drodze do domu.
Zjechaliśmy z głównej drogi na polną prowadzącą pośród łąk do lasu, leśnym duktem dotarliśmy na skraj lasu, który kończył się tutaj, przechodząc w pas rzadko rosnących krzewów na zewnętrznym brzegu łagodnego zakola rzeki, pomiędzy taflą wody a zaroślami była wąska i niezbyt długa piaszczysta łacha, niby nic wielkiego, ale na mnie działał urok tego miejsca i czułem się tutaj, jakbym był na plaży Copacabana w Rio. Przeciwległy wewnętrzny brzeg zakola rzeki stanowiła nieduża, ale stroma skarpa, gęsto porośnięta zdziczałymi krzewami, dalej rozciągały się łąki i pola uprawne. Miejsce odkryłem zupełnie przypadkowo, kilka lat wcześniej, łażąc po lesie w trakcie jednej z moich wypraw na grzyby. Nikomu nie chciało się zapuszczać tak daleko, dzięki temu nigdy nikogo tutaj nie spotkałem, to miejsce znał tylko Jarek, który obserwował mnie i Marcina jak się kiedyś wybraliśmy tutaj. Później wielokrotnie przychodziłem tu z Jarkiem.
Tomek we właściwy sposób docenił urokliwość „mojej” miejscówki.
- Świetne miejsce, żeby zabrać laskę na małe tête-à-tête*.
- Tak, pod warunkiem, że ma się laskę - zgodziłem się z nim.
- Laskę albo laska, z kim tu przychodziłeś? - zapytał, zrzucając z siebie szorty i koszulkę.
- Z Marcinem i z Jarkiem - odpowiedziałem, też zdążyłem pozbyć się ubrań, zostałem w kąpielówkach.
- To nie wykorzystałeś właściwie uroku tego miejsca - posumował mnie.
- Z Marcinem wykorzystałem! - odparłem przekornie, nie miałem ochoty chwalić się tym, ale tak jakoś wyszło.
- Z tym, co przyjeżdżał do babci? - w głosie Tomka usłyszałem niedowierzanie.
- Tak, z nim - potwierdziłem.
- Kuna, nigdy bym nie pomyślał, że on jest gejem, może to był jakiś wyskok z jego strony - najwyraźniej trudno mu było przetrawić tę informację.
- To nie był wyskok z jego strony, on jest gejem - usiłowałem zakończyć temat Marcina.
- A tak mu dobrze z oczy patrzyło - Tomek nie zrażony ciągnął temat dalej.
- To znaczy, że mi źle z oczu patrzy? - zapytałem prowokacyjnie.
- No... nie - wyraźnie się zmieszał i zaproponował - Chodźmy już do wody!
- Zresztą, niewiele wiem na ten temat, wiadomością o tobie też byłem zaskoczony, dopiero później, jak zacząłem składać pewne fakty do kupy, to byłem zły na siebie, że sam na to nie wpadłem - dodał, ochlapując się wodą.
Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się Jarka, nie przyjechał sam, towarzyszył mu Dawid.
Posłałem Jarkowi pytające spojrzenie.
- Spotkałem Dawida po drodze i zabrał się ze mną - wyjaśnił.
- Zajebiste miejsce, tylko trochę daleko - skomentował Dawid.

Pływaliśmy i wylegiwaliśmy się na piasku, rozmawiając o różnych pierdołach, Jarek w międzyczasie podziękował za wczorajszy wieczór. Panowała pełna wakacyjna beztroska, trwała do czasu aż Tomek nie powiedział o planach mojego wyjazdu do Krakowa, wtedy Jarek nagle stracił dotychczasowy dobry humor, ale nie odezwał się ani słowem, tylko Dawid dopytywał o szczegóły, na które ciężko mi było odpowiedzieć, bo sam nie wiedziałem za wiele. Nad rzeką spędziliśmy dwie godziny, Jarek od momentu usłyszenia wiadomości o moim wyjeździe był przybity i to on jako pierwszy pożegnał się z nami, tłumacząc się brakiem czasu, spowodowanym wieczorną imprezą. Po odjeździe Jarka też postanowiliśmy wracać, po drodze pożegnaliśmy się z Dawidem.

W domu czekała na nas mama z gotowym obiadem, w trakcie jedzenia zapytała czy rozmawiałem już z tatą, skinąłem tylko głowa na znak, że tak. Więcej nie poruszyła ze mną tego tematu, ale widziałem po jej twarzy, że nie może pogodzić się z moim ewentualnym wyjazdem z domu. Przy stole zawsze było gwarno, nie przestrzegaliśmy zasady, że nie rozmawia się z pełnymi ustami, ale dzisiaj nikt nie miał ochoty do rozmowy, nawet siostra, która miała zawsze najwięcej do powiedzenia, siedziała dziwnie pochmurna. Ten nastrój udzielił się również i mnie, znikło moje ożywienie spowodowane szansą wyjazdu.

Po obiedzie wziąłem prysznic, a potem starałem się zabić czas siedzeniem na necie i słuchaniem muzyki, przez okno słyszałem, jak wrócił tato, trudno było to przeoczyć, od kilku dni samochód zrobił się dosyć głośny za sprawą niesprawnego tłumika. Kilkanaście minut później usłyszałem, że na podwórze wjeżdża inny samochód, z ciekawości, kto to może być, wyjrzałem przez okno, zobaczyłem czarną hondę należącą do Piotra. Akurat już wysiadali z samochodu, Mikołaj pomachał ręką w moim kierunku. Szybko zszedłem na dół i przywitałem się z nimi.
- Przyjechaliśmy do was, bo u nas nie ma warunków do rozmowy, nie ma warunków do czegokolwiek, nie tylko do rozmowy, przeżywamy najazd Hunów - powiedział Piotr.
- Hunów? - upewniłem się czy dobrze usłyszałem.
- Na jeden dzień przyjechali znajomi Doroty i Kamila z trójką dzieci, co w połączeniu z dwójką Kamila, powoduje zamęt i harmider co najmniej taki, jaki zapewne towarzyszył najazdowi Hunów - pośpieszył z wyjaśnieniem Mikołaj.
- Naprawdę trudno od rana wytrzymać, jest ich tylko piątka, ale zachowują się, jakby ich było pięćdziesiąt, ciągle bawią się w Indian, kowbojów i bóg wie kogo, fantazję mają nieziemską a gardła nie do zdarcia, ciągłe wrzaski i krzyki. Możemy posiedzieć u was do wieczora? - dokończył wyjaśnienia Piotr.
- Mamy nadzieję, że jak wrócimy wieczorem, to jednodniowych gości już nie będzie, a dom będzie jeszcze nadawał się do zamieszkania, Grzesiek nie każ nam tam wracać! - ostatnie słowa Mikołaj powiedział niby błagalnym tonem, przewracając oczami.
- Jasne, że możecie zostać, czego się napijecie? - zapytałem.
- Nie gniewaj się Grzesiek, wszystko mamy ze sobą, jak do ciebie jechaliśmy, to zahaczyliśmy o sklep, jest prośba, żeby mięso na grilla tymczasowo wrzucić do lodówki, bo w samochodzie zaraz zrobi się gorąco, a jeszcze jest za wcześnie na grilla - powiedział Piotr.
- Jasne, z Mikołajem się tym zajmiemy, wolicie wejść do domu, czy może posiedzimy w altanie w sadzie - zaproponowałem.
Piotrek zdecydowanie opowiedział się za altanką, z domu wyszedł tato i przywitał się z nimi, ja z Mikołajem zajęliśmy się wypakowaniem ich zakupów.
- Mikołaj co bierzemy, a co zostawiamy? - zapytałem, widząc wypakowany zakupami bagażnik.
- To wszystko jest na grilla, bierzemy całość - odpowiedział.
Zdziwiłem się, bo było tego naprawdę sporo, worek węgla drzewnego, kilkanaście butelek piwa Desperados, kilka soków w litrowych kartonach, warzywa, owoce i sporo mięsa już zamarynowanego. Zaproponowałem, żeby część zakupów jednak zostawić, bo nie ma sensu ich później pakować z powrotem do samochodu.
- Ale to wszystko jest kupione na grilla - zaprotestował Mikołaj.
- No tak, ale przecież tylko mięso włożymy do lodówki i zabierzecie je, jak będziecie wracać - próbowałem nadać jakiś sens temu, co mieliśmy zrobić.
- Grzesiek, nic nie rozumiesz, to wszystko jest na grilla i chcemy to zrobić u was – patrzył na mnie czy rozumiem. - Rozumiesz u was - powtórzył, chyba żeby w końcu do mnie dotarło.
- Sorki umknęło mi gdzieś, że to ma być u nas - odpowiedziałem nieco skołowany.
- Grill macie? - zapytał po chwili, jakby sobie przypomniał o najważniejszej rzeczy.
- Mamy, tylko po wczorajszym grillowaniu muszę wyczyścić ruszt - odparłem.
Wtaszczyliśmy wszystkie zakupy do domu, piwo i mięso umieściliśmy w lodówce, mama przygotowująca jakieś ciasto popatrzyła na nas zdziwiona, wyjaśniłem jej całą sytuację. Przy wyjściu z domu Mikołaj ściszonym głosem powiedział mi, że chce porozmawiać ze mną w cztery oczy, zdziwiony zaprosiłem go do swojego pokoju.
- Grzesiek masz mieszkać w Krakowie, rodzice już z tobą rozmawiali? - zapytał, upewniwszy się czy drzwi od pokoju są zamknięte.
- Tak, rozmawiali - potwierdziłem.
- Są dwie opcje, pierwsza to mieszkanie w wynajętym pokoju, przy jakieś rodzinie, cholera wie jakiej, druga jest taka, że zamieszkasz u nas...
Mikołaj przerwał, a ja przyswajałem sobie te opcje, zastanawiając się, czemu nie mówi nic dalej, wyglądało, że czeka na moją decyzję.
- No tak, ale ja dalej nic nie wiem, gdzie i jak - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Jeżeli chcesz mieszkać z nami, to musisz coś o nas wiedzieć...
- Co takiego mam wiedzieć? - zapytałem zniecierpliwiony jego ciągłym urywaniem zdań.
- Ja i Piotrek jesteśmy razem.
Są razem, zawsze było to dla mnie jasne, że mieszkają razem, dopiero ton głosu Mikołaja i to, że mówi o tym, spowodowało, że w moim mózgu rozdzwonił się dzwonek alarmowy. Powiedział, jesteśmy razem, a nie mieszkamy razem, dopiero teraz uzmysłowiłem sobie różnicę.
- Jesteście parą, a nie rodziną - zapytałem zdumiony.
- Nom, dokładnie tak - powiedział dziwnie speszony, takie zachowanie do niego zupełnie nie pasowało.
- Jaja sobie ze mnie robisz? - zapytałem, ale po jego minie widziałem, że nie robi sobie ze mnie żadnych jaj, to wszystko mówił jak najbardziej poważnie. - Sorki, za te jaja, ale to dla mnie szok, nigdy bym nawet nie przypuszczał, że jesteście gejami i tworzycie parę - tłumaczyłem się w głupi sposób.
- Po tobie też nie widać, że jesteś gejem, a jesteś! - odgryzł się z uśmiechem Mikołaj.
- Jeszcze raz przepraszam, ale do głowy by mi to nigdy nie przyszło, wiem, że Kuba i Jacek są, ale że wy... - nie umiałem dobrać słów, żeby dokończyć to zdanie.
- Bo oni w pewnych sytuacjach to manifestują, a my tego nie potrzebujemy do szczęścia - odpowiedział Mikołaj.
- A wracając do tych opcji to, jakie ma mieć znaczenie to, co usłyszałem? - zadając to pytanie, w głowie galopowały mi bliżej nieokreślone myśli, ocierające się o matematykę, zbliżone do geometrii, a dokładniej plątała mi się myśl o trójkątach.
- Uważaliśmy z Piotrkiem za słuszne poinformować cię o tym, zanim dokonasz wyboru, jednocześnie chcielibyśmy, żeby nikt inny o tym nie wiedział - doprecyzował Mikołaj.
- I tylko o to chodzi? - mój głos musiał chyba wyrażać zawód, bo Mikołaj przyjrzał mi się dokładnie.
- Tak, tylko o to - a po chwili jakby odgadując moje wcześniejsze myśli, dodał - A co sobie wyobrażałeś?
- Nic, a w zasadzie to nic mądrego lepiej, żebym o tym nie mówił, bo wyjdę na idiotę - odpowiedziałem mało przekonującym głosem, Mikołaja bardzo to ubawiło, zaczął się śmiać.
- Chyba jednak wiem, jakie myśli wędrowały po twojej głowie, to nawet miłe, że tak myślałeś, ale na trójkąty z naszym udziałem nie masz co liczyć - rozprawił się z moimi wymysłami definitywnie.
Czułem, jak się czerwienię, moje myśli zatrważająco zwolniły i teraz ledwo człapały, a trójkąty zamieniły się w linie proste równoległe.
- Grzesiek, przestań się czerwienić, to normalne, że wyobraźnia robi nam figle w takich sytuacjach i podsuwa różne skojarzenia, to jaka jest twoja decyzja - powiedział to w tak naturalny sposób, że aż byłem sam zaskoczony swoją reakcją, poczułem dziwną więź, łącząca mnie i Mikołaja.
- Mikołaj oczywiście, że chciałbym mieszkać z wami, przynajmniej w mieszkaniu czułbym się swobodnie - tylko taka odpowiedź przyszła mi do głowy.
- Świetnie, to teraz możemy iść do reszty - skwitował moją odpowiedź Mikołaj.
Widziałem, jak Mikołaj skinieniem głowy przekazał informacje dla Piotra, ten tylko się uśmiechnął delikatnie.

W trakcie rozmowy, w której towarzyszyli mi rodzice, Piotr przekazał najważniejsze informacje. Dyrektor liceum, znajomy Piotra, zgadza się na przeniesienie pod pewnymi warunkami, dobra średnia z poprzednich świadectw, wcześniejsza rozmowa ze mną i dopełnienie kilku prostych formalności, o te warunki byłem spokojny. Potem Piotr zaproponował rodzicom coś, o czym ja już wiedziałem, a mianowicie, że zamieszkam u niego w mieszkaniu. Mieszkanie składało się z salonu, kuchni, korytarza, łazienki, ubikacji i jeszcze trzech pokoi, z których tylko dwa są obecnie wykorzystywane, ja zajmę ten trzeci, będę miał komfortowe warunki do mieszkania i do nauki, do szkoły też nie będę miał daleko. Wytłumaczył, że w ten sposób będzie mnie miał pod kontrolą i dzięki temu nie przewróci mi się w głowie po przeprowadzce do miasta, jak często kończą się takie przenosiny. Rozmowa trwała w czasie grilla, tak jak myślałem, wykorzystaliśmy tylko część tego, co przywieźli ze sobą. Byłem w pogodnym, nastroju, zdobyte szczegóły bardzo się do tego przyczyniły, a po części był to również efekt piwa Desperados, które mi smakowało. Tomek pomagał mi przy grillu, co chwile mi przypominał, jakim jestem szczęściarzem, wyrywając się z wioski, przy którymś z tych przypomnień odświeżyłem mu pamięć, dlaczego wyjeżdżam.
- No tak, tutaj miałbyś przejebane, ale za to jedziesz do Krakowa - odpowiedział niczym nie zrażony.
Trudno było się nie zgodzić z taką argumentacją.
Wykorzystałem również okazję, żeby dowiedzieć się od Mikołaja, jak wygląda ich życie na co dzień, to co usłyszałem, trochę mnie zmartwiło, jakoś inaczej to sobie wyobrażałem, bardziej kolorowo, a on przedstawił to dosyć bezbarwnie. Najczęściej pobudka o szóstej trzydzieści, toaleta, wspólne śniadanie i wyjście do pracy, tak żeby być na ósmą, powrót z pracy najczęściej po siedemnastej, przygotowanie gorącej obiadokolacji, telewizja, książki, internet, czasami przyjmują znajomych lub idą do nich w odwiedziny, wieczorami przy ładnej pogodzie wyprawa na spacer lub na kolację do restauracji, ale do restauracji to raczej rzadko, obaj mają tego po dziurki w nosie, bo w muszą bywać na kolacjach służbowych, on rzadziej, Piotrek częściej, wtedy po południu wpadają do domu tylko po to żeby się przebrać i wracają około dwudziestej drugiej, a nawet i później. Mikołaj mówiąc o służbowych kolacjach, miał znudzony głos, ciekawe, kiedy i czy w ogóle pójdę kiedyś na kolację do dobrej restauracji, pomyślałem.

W całym tym ferworze zupełnie zapomniałem, że miałem dzisiaj dostać pozostałą część wynagrodzenia. Dopiero podczas pożegnania po zakończonej imprezie Piotr wręczył mi kopertę.
- Myślę, że będziesz zadowolony, jest tam również dodatek za oszczędności przy zakupie materiałów, potraktuj to jako premię, gdyby się coś nie zgadzało, to jutro porozmawiamy - przez chwile się nad czymś zastanawiał, a potem dodał - Co byś powiedział, na tygodniowe zaproszenie do Krakowa, taka ekstra premia, a przy okazji poznasz miejsce, gdzie będziesz mieszkał i odbębnisz rozmowę z dyrektorem liceum.
Zaskoczył mnie tym zaproszeniem całkowicie, pomimo że usłyszałem je już tydzień wcześniej. Poczułem się głupio, biorąc teraz od niego kopertę z wynagrodzeniem, teraz gdy wiedziałem, że to dzięki niemu będę mógł zamieszkać w Krakowie i jeszcze na dodatek to zaproszenie!
- Chętnie - powiedziałem niepewnie i jednocześnie wyciągnąłem w jego stronę kopertę. - Nie mogę tego przyjąć po tym wszystkim!
- Grzesiek musisz się jeszcze sporo nauczyć, po pierwsze szanuj swoją pracę i wynagrodzenie, jakie ci przysługuje, po drugie, w tej kopercie jest również wynagrodzenie dla twojego kolegi, nie szafuj jego częścią, bo on może mieć zupełnie inny pomysł na jej wydanie, a po trzecie nie łącz tych spraw ze sobą, praca a sprawa twojego wyjazdu to dwie odrębne sprawy i niech tak zostanie, nie mniej jednak doceniam twój gest - powiedział to bardzo łagodnie, a jednocześnie w jego głosie wyczułem, że jakakolwiek dyskusja z nim nie miała najmniejszego sensu.
- Dziękuję i chętnie skorzystam z zaproszenia - w tym momencie czułem się cholernie dumny, dumny, że moja praca została doceniona, a mój gest został dobrze przyjęty.
- Przyjedziemy po ciebie jutro o dziewiętnastej, jak coś się zmieni to Mikołaj da ci znać odpowiednio wcześniej.
- Dziękuję, będę gotowy - odpowiedziałem.
Po ich odjeździe siedząc jeszcze w towarzystwie brata i rodziców przeliczyłem zawartość koperty, zawierała równo pięć tysięcy, przeliczyłem pieniądze jeszcze raz i nie chciało wyjść inaczej, pomimo wypitego piwa, jasno zdawałem sobie sprawę, że Piotrek się walnął na swoją niekorzyść, po opłaceniu Dawida mieliśmy zarobić z Jarkiem po dwa tysiące złotych z drobną końcówką, byłoby więcej, gdyby nie konieczność zatrudnienia Dawida ze względu na termin i zbieranie porzeczek przez Jarka. Licząc to wszystko i fakt, że Jarek dostał już część, wychodziło, że zarobiliśmy przez trzy tygodnie pracy po dwa tysiące siedemset pięćdziesiąt złotych. Piotrek musiał się nieźle rąbnąć, bo oszczędności na materiałach nie wynosiły aż tyle. Rodzicom powiedziałem, że w kopercie jest, co najmniej o tysiąc złotych za dużo, mama była zdziwiona, tato nie.
- On zawsze ma gest przy płaceniu, jak robota jest solidnie i w terminie wykonana, ale tym razem chyba przesadził - powiedział tato.
- Jutro pójdę do niego i wszystko wyprostuję - powiedziałem głośno to, co już wcześniej postanowiłem.

Kładąc się już spać, uświadomiłem sobie, że cały dzisiejszy dzień był nieźle zakręcony, tak bardzo, że zapomniałem o odbywającej się osiemnastce Jarka, wysłałem mu sms, z życzeniem dobrej zabawy urodzinowej a później zasnąłem.
Obudził mnie dźwięk dzwonka telefonu, zaspany rozglądałem się za telefonem, wiedziałem, kto dzwoni, ten dźwięk miałem przypisany tylko do Jarka, przed odebraniem połączenia sprawdziłem godzinę, dochodziła pierwsza w nocy, to tłumaczyło, dlaczego jestem taki nieprzytomny.
- Jesteś w domu, to wyjdź do altanki - usłyszałem nieco bełkotliwy głos Jarka po odebraniu połączenia.
- Do jakiej altanki, jestem w domu - odpowiedziałem nieco skołowany.
- Nie będę się dobijał do domu, już śpicie nie chcę was budzić, czekam w altance - głos był bełkotliwy, ale to, co usłyszałem, było całkiem logiczne.
- Za chwilę będę - powiedziałem i szybko się ubrałem, po drodze wziąłem z lodówki dwa piwa na wszelki wypadek.
W altance rzeczywiście czekał na mnie Jarek.
- Co się stało, że nie jesteś na imprezie? - zapytałem.
- Jebać taką imprezę, osiemnastkę miałem wczoraj u was, a to, co dzisiaj u mnie jest, to jest szajs - zauważyłem, że głos miał mniej bełkotliwy niż przez telefon.
Miałem już wyjechać z pytaniem, dlaczego uważa własną osiemnastkę za szajs, gdy Jarek odezwał się ponownie.
- Grzesiek odkąd usłyszałem dzisiaj, że wynosisz się do Krakowa, to mam tylko ochotę uwalić się w trupa, a i to mi nawet nie wychodzi - w jego głosie wyczułem rozżalenie.
- Jarek wiesz, że to dla mnie jedyne sensowne wyjście z tego całego bagna - usiadłem bliżej niego.
- Wiem i co z tego, że wiem, ale to oznacza również że nie będziemy się widywać, że będziesz daleko ode mnie - powiedział.
Miałem podobne odczucia, może nawet bardziej to przeżywałem, z tego wyjazdu bardzo bym się cieszył, wręcz skakałbym z radości, ale cały czas myślałem o tym, co Jarek przed chwilą powiedział na głos.
- Jarek nie jadę na koniec świata, będę przecież przyjeżdżał na każdy weekend i ferie - w tej chwili nie bardzo wiedziałem, kogo pocieszam, jego, czy siebie.
- Teraz tak mówisz, ale jak pojedziesz do miasta, to o mnie zapomnisz, poznasz nowych kumpli, to ze wsiokiem nawet nie będziesz chciał się widzieć, nie będę tam pasował - zabolało mnie, że mógł tak o mnie pomyśleć.
Przysunąłem się jeszcze bliżej i objąłem go ramieniem, poczułem ciepło jego ciała, serce mi się ścisnęło, zdałem sobie sprawę, że mój wyjazd mocno odbije się na naszych kontaktach, zwilgotniały mi oczy.
- Jarek, może tak by się mogło stać w przypadku zwykłej przyjaźni, ale zapomniałeś o jednym, dla mnie jesteś i zawsze będziesz kimś więcej niż tylko przyjacielem - głos zaczął mi drżeć i się łamać, przytuliłem go jeszcze mocniej.
- Jest jeszcze coś, o czym zapomniałeś, ja wyjadę, ale dalej będziesz mile widziany w domu, tato i mama bardzo cię lubią, brat to nawet wyraził ubolewanie, że nie jesteś gejem, bo razem bylibyśmy świetną parą, nawet Aga wyraża się o tobie w samych superlatywach, a dobrze wiesz, że u niej to niezwykłe zjawisko - pocieszałem go, jak tylko mogłem.
- Grzesiek wiesz, że twoją rodzinę bardziej lubię niż swoją, bo lepiej mnie zawsze traktowaliście niż moja własna rodzina, nawet ta osiemnastka, wczoraj u was widać było, że jestem solenizantem, a dzisiaj mój stary widzi to tylko jako okazję do wypicia - Jarek całkiem się rozkleił.
Kątem oka zauważyłem ruch w okolicach warsztatu, odsunąłem się od Jarka, popatrzył na mnie zdumiony.
- Mamy towarzystwo - poinformowałem go ściszonym głosem.
- Pieprzę towarzystwo - odpowiedział głośno, przez moment zastanawiałem się, kogo miał Jarek na myśli, czy gości z imprezy, czy kogoś, kto stał nieopodal.
Nieproszonym gościem okazał się być Dawid, zaniepokojony, zniknięciem Jarka z imprezy po bezskutecznej próbie dodzwonienia się do niego postanowił go odszukać, nie było go nigdzie w pobliżu domu, więc postanowił sprawdzić u mnie, widząc pogaszone światła w domu, nie chciał dzwonić i przyszedł sprawdzić osobiście. Wyjaśniłem mu krótko, o czym rozmawialiśmy.
- Wiem, cały wieczór był rozżalony i o niczym innym ze mną nie rozmawiał, nie dziwię się mu, głupio będzie, jak wyjedziesz Grzesiek - odpowiedział na moje wyjaśnienia.
- Ty też zaczynasz, lepiej wróć na imprezę i powiedz, że Jarek padł i śpi gdzieś w stodole, ja się nim zajmę - poprosiłem go.
- Tylko go nigdzie nie puszczaj samego, bo gotów jakąś głupotę zrobić - powiedział Dawid.
Popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Co się tak patrzysz, wiem, ile dla niego znaczysz Ty i twoja rodzina. Teraz ty wyjeżdżasz a Jarkowi świat się wali, zawsze jak miał w domu nie teges, to wywiewał do was… - Dawid nie dokończył, bo w słowo wszedł mu Jarek.
- No, prawdę mówi, nakarmili, jak trzeba było to i przytulili, a więcej zrozumienia miałem u was Grzesiek niż we własnej chałupie – dokończył za Dawida.
- Jarek dorosły chłop już z ciebie, przytulania nie potrzebujesz, a mój dom będzie zawsze dla ciebie otwarty, nawet jak wyjadę i mnie w nim nie będzie – uspokajałem go.
Ponownie przygarnąłem go do siebie, a Dawidowi skinąłem głową, żeby już poszedł do gości z wyjaśnieniem.
- To ja spadam, powiem wszystkim, że film mu się urwał – pożegnał się Dawid.
Zostaliśmy sami.
- Grzesiek, myślisz, że będę mógł do was wpadać, jak ciebie nie będzie? – zapytał nieśmiało.
- Idiota, co się głupio pytasz, rodzice cię uwielbiają i traktują jak trzeciego syna, Aga za tobą oczami wodzi, tylko uważa, że za młody jesteś, bo inaczej już by się za ciebie zabrała, Tomek też lubi jak przychodzisz – nic nie musiałem ściemniać, to była prawda, może tylko z Agnieszką trochę podkoloryzowałem.
- Jezu jutro będę miał kaca giganta – Jarek niespodziewanie zmienił temat.
Siedzieliśmy jeszcze długą chwilę w milczeniu, zmarzłem nieco i zaproponowałem Jarkowi, żebyśmy się przenieśli do mojego pokoju, chętnie się na to zgodził.
- Grzesiek przenocujesz mnie?
- Jasne, że tak, głupie pytanie - odparłem i ruszyliśmy w stronę domu.

* tête-à-tête - spotkanie tylko we dwoje, schadzka

cdn


Serdecznie pozdrawiam czytelników, Piotr (3w1)

PS.
Mam nadzieję, że szybko pojawią się Wasze posty komentujące opowiadanie. Dziękuję za czas poświęcony na czytanie opowiadania. Opowiadanie będzie kontynuowane przez pisarek666. Zamieszanie przynajmniej przysłużyło się wyprostowaniu tego tematu (Piotr47, bochniaczek23 i pisarek666).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pon 21:05, 11 Lut 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inc
Debiutant



Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 20:20, 25 Mar 2012    Temat postu:

Jezu, jak ja się cieszę, że dokończysz opowiadanie Smile Jest po prostu rewelacyjne! Zabieram się za czytanie nowego odcinka, dziękując jednocześnie za decyzję.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kanalia
Wyjadacz



Dołączył: 20 Paź 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 20:23, 25 Mar 2012    Temat postu:

No nareszcie...nie wiem czy jest sens znowu pisać że część jest rewelacyjna.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 21:46, 25 Mar 2012    Temat postu:

Po pierwsze to dziękuje i cieszę się że zdecydowałeś się wystawić to opowiadanie. A po drugie to no brak mi słów ja by jeszcze pochwalić twój talent, jak zwykle świetne, pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rh+
Dyskutant



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy

PostWysłany: Śro 21:19, 28 Mar 2012    Temat postu:

Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Jedno z najlepszy opowiadań na tym forum, a może i nawet najlepsze, bo nie opiera się na tym samym nudnym schemacie Smile Gratulacje! I szybkiego tworzenia kolejnej części ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlaty69
Adept



Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Koło

PostWysłany: Śro 23:33, 28 Mar 2012    Temat postu:

Odcinek jak zwykle świetny, oby następny jak najprędzej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gres15
Debiutant



Dołączył: 21 Kwi 2010
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Londyn

PostWysłany: Nie 18:39, 08 Kwi 2012    Temat postu:

nie chciałbym naciskać, czy coś w tym stylu, ale masz zamiar tworzyć dalej tą historię, czy już skończyłeś opowiadanie????

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inc
Debiutant



Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 21:13, 08 Kwi 2012    Temat postu:

Również kilka razy dziennie sprawdzam forum w oczekiwaniu na kolejny epizod Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 21:46, 10 Kwi 2012    Temat postu:

kolejny odcinek jest w trakcie, będzie gotowy na... piątek.

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dej
Adept



Dołączył: 11 Kwi 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 21:21, 11 Kwi 2012    Temat postu:

Przeczytałem wszystko o początku i już nie mogę się doczekać kolejnego odcinka, na prawdę świetnie piszesz. Musiałem utworzyć swoje konto by móc dodawać komentarze, i tym że potwierdzam, że twoja twórczość mnie zachwyca.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 11:35, 13 Kwi 2012    Temat postu:

Przedstawiam kolejną część opowiadania, przepraszam, że z takim opóźnieniem, sporo czasu zajęły mi inne obowiązki. Zapraszam, miłego czytania.


Część osiemnasta( 18 )


Przeżycia wczorajszego wieczoru, dały o sobie znać, w nocy miałem koszmarne sny. Znowu śniła mi się jakaś powódź, mętny i brunatny bezmiar wód przetaczał się po nieznanej mi okolicy, w tej wodzie płytko zanurzone płynęły truchła topielców, niektóre z nich były skierowane twarzą do powierzchni i wtedy rozpoznawałem znajome twarze kolegów ze szkoły i sąsiadów. To wszystko było straszne i zagmatwane, nawet nie wiedziałem, gdzie w tym wszystkim jestem ja, na początku unosiłem się nad wodą, a później płynąłem na czymś w rodzaju tratwy, przypominało to drzwi od stodoły i było niesłychanie chybotliwe, płynąc, próbowałem z tratwy dosięgnąć i wyłowić ciało Dawida przepływające obok mnie, nie dość, że mi się to nie udało, to na dodatek straciłem równowagę i…
Nic dziwnego, że obudziłem się zlany potem i na podłodze. Musiałem się strasznie rzucać w trakcie snu i spadłem z łóżka, pomimo że nie leciałem z wysoka, zdrowo grzmotnąłem. Krótką chwilę oszołomiony nasłuchiwałem czy nikogo nie obudziłem, na szczęście w domu panowała cisza. Pozbierałem się z podłogi, rozcierając obolały od upadku bok, odruchowo spojrzałem na zegarek, dochodziła dopiero godzina szósta. Mając świeżo w pamięci śniące mi się koszmary, nie zdecydowałem się ponownie zasnąć, na dodatek cuchnąłem własnym potem. Z bokserkami na zmianę pomaszerowałem do łazienki, długi prysznic w czasie, którego kilkukrotnie się namydlałem i spłukiwałem, trochę mnie odświeżył. Poruszając się cicho, żeby nikogo nie obudzić, poszedłem do kuchni zrobić sobie kawę. Z kubkiem mocnej kawy wróciłem do siebie. Położyłem się na zasłanym łóżku, dla każdego łyka musiałem wyczyniać niesamowite łamańce, żeby jej nie rozlać.
Myślami wróciłem do wczorajszego dnia. Targały mną ambiwalentne uczucia, z jednej strony wyjazd do Krakowa i możliwość uwolnienia się od piętna pedała, które tutaj bezlitośnie mnie prześladowało, ale z drugiej strony cena tych przenosin. Jarek, rodzina, dotychczasowi znajomi i tak naprawdę wszystko, co znałem i gdzie dorastałem. Nie jestem mięczakiem, ale dotychczas nigdy nie musiałem dokonywać takich wyborów, zresztą tym razem to też nie do końca był mój wybór. Miałem pewność, że jak tutaj zostanę, to mnie w końcu zaszczują, Jak to zauważył tato, szkoła się jeszcze nie zaczęła, a ja już byłem zapędzony do ciemnego rogu, zniknęło gdzieś moje pogodne usposobienie, nic mnie nie cieszyło i prawie całkowicie przestałem się uśmiechać, stawałem się dawnym sobą tylko na krótkie chwile i tylko w towarzystwie Jarka. Zastanawiałem się, czy gdy do tego dojdą docinki w szkole to dam sobie z tym wszystkim radę. Co wtedy? Psycholog, psychiatra i życie z codziennym dawkowaniem Xanaxu oraz cudownych tabletek szczęścia, czyli Prozacu, jak długo to wytrzymam. Każde moje spojrzenie w przyszłość kończyło w ślepej uliczce zakończonej betonową ścianą ludzkiej nietolerancji.
Wyjazd był jedynym rozwiązaniem, w tym rozwiązaniu zamiast betonowej ściany pojawiały się różne możliwości do wyboru, a każda z nich miała dodatkowo różne wersje. Wyjazd do Krakowa nie oznacza przecież automatycznego zerwania z dotychczasowym życiem. W tym rozwiązaniu jest miejsce na rodzinę, na Jarka, na znajomych, którzy są nadal moimi znajomymi. Ta ostatnia myśl spowodowała, że aż mnie oczy zapiekły. Jakich znajomych? Zadałem sobie pytanie. Dawnej pomimo wakacji miałem sporo propozycji różnych spotkań i odwiedzin. Teraz został Jarek, Dawid i Łukasz, może ktoś by się jeszcze znalazł, gdybym intensywniej pomyślał, ale wolałem nie myśleć i nie rozczarowywać się bardziej. Lepiej mieć kilku przyjaciół a sprawdzonych, pocieszyłem się, niż stado niepewnych, a reszcie chuj w dupę i komplet sztućców. I kto to mówi, zastanowiłem się na moment, bo rozbawiło mnie to ostatnie życzenie.
Poprawiałem sobie nastrój również tym, że nie jadę w ciemno, będę mieszkał wśród osób, które znam. No właśnie znam, czy nie znam? To pytanie zaczęło mnie coraz bardziej nurtować. Piotr i Mikołaj, jeszcze do wczoraj sądziłem... Nic nie sądziłem, nawet się nad tym nie zastanawiałem, przyjąłem, że to ojciec i syn, a okazało się, że to parka ze sporą różnicą wieku. Nie powiem, Mikołaj bardzo mi się podoba, wygląda na tylko kilka lat starszego, ale teraz nawet nie wiem jak traktować jego wcześniejsze zachowanie, czy to było coś więcej niż zwykłe kumplostwo? Przeczyłoby temu jego wczorajsze zachowanie, dość mocno ostudził moją rozpaloną wyobraźnię. Wczoraj zdałem sobie również sprawę, że podniecała mnie myśl o ewentualnym trójkącie z nimi, zaskoczyło mnie to, wydawało mi się dotychczas, że tylko rówieśnicy mi się podobają, a w tym przypadku ani Mikołaj, ani Piotr, wiekowo moimi rówieśnikami nie są. Mogłem zauważyć od razu, że łączy ich coś więcej niż więzy pokrewieństwa, przypomniałem sobie te wszystkie sytuacje, których byłem świadkiem. Piotrek zawsze błądził oczami za Mikołajem, a jego twarz wyrażała wtedy dumę, nic nie wiedząc, przypisywałem to temu, że jest dumny ze swojego syna, teraz mając świadomość, co ich łączy dumą bym tego nie nazwał. Rozumieli się bez słów, nawet ja zazdrościłem Mikołajowi dobrych relacji z ojcem, pomimo że sam miałem wyśmienite. Tylko że relacje Mikołaja i Piotrka to nie były relacje syn - ojciec. Zastanawiało mnie, jak długo są razem, że ich uczucie nie wygasło. Porównywałem parę Piotrek, Mikołaj z parą Kuba, Jacek, innych przypadków tego typu nie znałem, ta pierwsza była dostojna, stateczna i taka bardzo zżyta, ta druga wyglądała jak zauroczenie sobą dwóch niedojrzałych gówniarzy, a jednak w obu przypadkach bezsprzecznie była miłość.
Dalsze rozmyślania przerwały mi kroki w korytarzu, po odgłosach wywnioskowałem, że Jarek się już obudził i poszedł skorzystać z łazienki.
Jarek to następna zagadka, wczoraj mogłem zrobić z nim wszystko, co chciałem, nawet się napraszał, to dlatego wolałem go umieścić w pokoju gościnnym, gdybyśmy się razem położyli, to nie ręczyłbym za siebie i pewnie doszłoby do czegoś więcej. W czasie rozmowy przy Dawidzie wydawał się, być w miarę trzeźwy, ale później całkiem go wzięło, nie wiem, jakim cudem weszliśmy razem na piętro, nie budząc wszystkich w domu. Wiedziałem, że ja i moja rodzina jesteśmy dla niego ważni, ale nie przypuszczałem, że do tego stopnia. Był nawalony wódką i rozgoryczony moim wyjazdem, mieszanka najgorsza z możliwych przy składaniu deklaracji, a zadeklarował ni mniej, ni więcej, że mi da. Mówił mi, że długo się nad tym zastanawiał i jest gotów zaryzykować. Wywinąłem się od tego jakoś i położyłem go spać. Nie za bardzo wiedziałem jak się zachować po jego deklaracji, postanowiłem nie wracać nigdy do tego tematu, chyba że się to powtórzy ze strony Jarka. Potraktowałem jego deklarację, jako rodzaj argumentu, który miał zadecydować o moim wyjeździe lub zostaniu. Wyjechać muszę, to utwierdziło mnie tylko w tym przekonaniu, gdybym został, zniszczyłbym prawdopodobnie i siebie i Jarka.
Dalsze przemyślenia przerwało mi lekkie stukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć. Jarek wyglądał jak kupa nieszczęścia, chociaż wystarczyłoby do określenia, jak wyglądał, samo słowo kupa.
- Bardzo się zbłaźniłem wczoraj Grzesiek? - miał teraz dodatkowo minę zbitego psiaka.
Zamiast mu odpowiadać, chwyciłem go za rękę i wciągnąłem do pokoju, zamknąłem drzwi i mocno go przytuliłem. Staliśmy tak przez długą chwilę, na jego twarzy malował się wyraz zdziwienia, pierwszy przerwał panującą ciszę.
- Grzesiek czy ja ci wczoraj coś proponowałem? - zauważyłem jego skrępowanie.
- Sporo brachu - wolałem nie odpowiadać wprost, zanim sam wprost o to nie zapyta.
- Obiecałeś, że jak wyjadę, to będziesz wpadał do moich rodziców, żeby się nie czuli zbyt samotni, obiecałeś, że zawsze znajdziesz dla mnie czas, jak będę przyjeżdżał na ferie i weekendy, a nawet, że od czasu do czasu odwiedzisz mnie w Krakowie - widziałem, jak jego twarz się rozpogadza w miarę, jak to mówiłem.
- Jasne Grzechu mogę nawet to teraz potwierdzić, jak jestem trzeźwy.
- Jarek bardzo wątpię czy jesteś teraz trzeźwy, ale wiem, że od ciebie nie potrzebuję żadnych potwierdzeń.
- Nie potrzebujesz to fakt, ale było jeszcze coś, byłem napruty, to się zgadza, ale nawet najbardziej nawalony pamiętam, co mówię...
- O tym rozmawialiśmy już wcześniej na trzeźwo, pamiętam i tamte rozmowy i wczorajszą, z mojej strony nic się nie zmieniło, Jarek nie mógłbym cię tak wykorzystać, straciłbym do siebie szacunek, nie wracajmy nigdy więcej do tego tematu, bardzo cię proszę - co innego miałbym mu powiedzieć, skoro on tę decyzję podjął już wcześniej na trzeźwo.
- Teraz przydałby ci się porządny prysznic i coś na wrócenie do lepszej formy, spadaj do łazienki pod prysznic, ja w tym czasie przyniosę ci mineralną i Alka Zeltzer - zakończyłem ostatecznie temat wczorajszych rozmów.
- Fakt, nie czuję się najlepiej po wczorajszej popijawie - uśmiech wrócił na jego twarz, odwrócił się i poszedł do łazienki.
Z kuchni przyniosłem niegazowaną mineralną i dwie tabletki Alka Zeltzer. Długą chwilę czekałem na pojawienie się Jarka. Wrócił ubrany z jeszcze wilgotnymi włosami, trochę byłem zawiedziony, tym że nie zobaczę go w stroju ograniczonym do bokserek.
- Czemu masz taką zawiedzioną minę? - zapytał, właściwie odczytując wyraz mojej twarzy.
- Cały ranek myślałem nad swoim wyjazdem, to dlatego - gładko skłamałem.
- Grzech tak na serio to ja rozumiem, że musisz wyjechać, ale kuna jakoś nie mogę się z tym do końca pogodzić - powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Jarek mam podobne dylematy, wiem, że muszę wyjechać, bo inaczej się nie da, ale...
Pokiwał głową ze zrozumieniem, ja w tym czasie wrzuciłem tabletkę do szklanki z wodą, obydwaj obserwowaliśmy, jak tabletka w wyniku reakcji z wodą maleje i miota się wściekle po szklance, a jedynym widocznym oprócz ruchu tabletki efektem była unosząca się nad szklanką mgiełka drobniutkich kropelek wody.
- Masz, smacznego - podałem mu szklankę z miksturą - Jak tu zostanę, to ze mną będzie podobnie, jak z tą tabletką, będę się tylko miotał, aż zniknę.
Przyjrzał się szklance i wypił zawartość duszkiem.
- Wiem, próbowałem wyobrazić siebie na twoim miejscy i wychodziło mi tylko mordobicie w około i nic innego co miałoby chociaż odrobinę sensu - ponownie napełnił szklankę mineralną - Grzesiek ja wiem, że wyjazd to jedyna sensowna decyzja, ale jak już mówiłem...
- Jarek skoro to jest dla nas jasne to skończmy ten temat i nie wracajmy do niego przynajmniej na razie, co byś powiedział na tygodniowy pobyt w Krakowie?
- Jaki tygodniowy pobyt w Krakowie, kiedy, jak, gdzie...
Opowiedziałem mu o wczorajszej wizycie Piotrka i Mikołaja oraz o ich zaproszeniu, po chwili powiedziałem mu również, że nie łączą ich więzy rodzinne.
- Ale zaproszenie dotyczy tylko ciebie, o jakich ty więzach mówisz, jak nie rodzinne to jakie? - nieśmiało zapytał.
- Oni są parą, niby zaproszenie dotyczyło tylko mnie, ale, jak ich znam, to na pewno się zgodzą, zresztą i tak muszę do nich dziś podejść, bo Piotrek się rąbnął z wypłatą dla nas, przy okazji zapytam czy możesz z nami jechać - widziałem, że ucieszyła go perspektywa wyjazdu.
- Dawniej byłbym zaszokowany, słysząc, że facet z facetem są parą i mam do nich jechać na tydzień, ale przy tobie przeszedłem szybki kurs tolerancji i powiem tylko, że byłoby zajebiście wyrwać się przynajmniej na tydzień z tej dziury, a o co chodzi z tą wypłatą?
Zaznajomiłem go ze szczegółami i wyjaśniłem swój punkt widzenia.
- Masz rację, rąbnął się co najmniej o tysiąc złotych, a ty też coś pieprzysz w tych wyliczeniach - zaakcentował ostatnią część wypowiedzi.
- Co ja pieprzę w obliczeniach? - zapytałem, a dla zaakcentowania pytająco uniosłem brwi.
- Nie dzielimy się po równo - wyjaśnił.
- A jak?
- To ty masz lepszy łeb do matematyki, więc licz, ale nie zapominaj, że jak zapierdzielałeś z Dawidem, to ja zbierałem porzeczki i to jest pierwszy powód, dlaczego nie po równo, a drugi jest taki, że za samo załatwienie roboty należy ci się dodatkowa działka, matematyku od siedmiu boleści - wyjaśnił zjadliwie.
- O dodatkowej działce już rozmawialiśmy i postanowiliśmy podzielić równo - odparłem.
- Może ty postanowiłeś, bo ja uważałem i uważam, że należy ci się za to przynajmniej dziesięć procent, jak nie od całości, to przynajmniej z mojej części i jeszcze od mojej części powinieneś odjąć część wynagrodzenia Dawida, tą część, kiedy mnie zastępował - postawa Jarka była nieprzejednana.
- Jaro pogadamy o tym, jak całkiem wytrzeźwiejesz - odpowiedziałem nieco złośliwie.
- Nie gnij pały Grzech - zawarczał w odpowiedzi.
- Ok, najpierw wyjaśnię sprawę z Piotrkiem, a potem pogadamy ile dla każdego z nas, tak może być - przyjąłem ugodową postawę, bo widziałem, że Jarek jest wściekły.
- Nie traktuj mnie jak ubogiego krewnego, dlaczego niby masz mi dokładać ekstra za czas, kiedy mnie nie było w robocie, ja nie chcę takich prezentów, już samo to, że załatwiłeś mi tę fuchę, jest prezentem, nie chcesz za to nic, mój zysk, twoja strata i za to dziękuję, ale resztę policz normalnie - postawił sprawę twardo.
- Dobrze, już dobrze nie wściekaj się, bo złość urodzie szkodzi, pierwszy raz widzę, że ktoś nie chce kasy - powiedziałem pojednawczo, jednak nie mogłem sobie odmówić, odrobimy złośliwości.
- Nie pieprz o urodzie tylko naucz się lepiej liczyć, masz jeszcze ten środek na kaca? - umiejętnie zmienił temat.
Podałem mu drugą tabletkę Alka Zeltzer, tym razem obsłużył się sam. Pogadaliśmy jeszcze chwilę na temat wspólnego wyjazdu do Krakowa.
- Grzesiek ja będę spadał, bo inaczej to zaczną się gadki i domysły gdzie znikłem.
- Ok i pamiętaj, wytarzaj się w sianie, żeby uwiarygodnić wersję, jaką miał przedstawić Dawid, że spałeś nawalony w stodole - przypomniałem mu.
- Dobra, trochę siana we włosach i na koszulce załatwi temat, nie muszę się aż tarzać. Poza tym sam tarzać się w sianie? - porozumiewawczo mrugnął powieką.

Po śniadaniu powędrowałem do posiadłości Piotrka. Najazd Hunów trwał nadal, z daleka słyszałem wrzaski dzieci, dopadła mnie cała piątka, jak tylko wyłoniłem się z lasu. Tym razem bawili się w czerwonoskórych, tropiących blade twarze. Okazało się, że jedyną bladą twarzą, która na nich nie warczała, byłem ja, reszta zapowiedziała im, że mają się trzymać od nich z daleka, stworzono nawet linię demarkacyjną, za jej przekroczenie groziło dzieciom lanie. Linia przebiegała wzdłuż osi domu, chodziło o to aby osoby wypoczywające w altanie miały święty spokój. Byłem dzielny, wytrzymałem całą godzinę w towarzystwie dzieci, bawiąc się z nimi. Potem z odsieczą przyszedł mi Kamil. Mimo wyraźnej dezaprobaty w oczach dzieci chętnie uwolniłem się od ich towarzystwa, Mateusz i Piotrek nie kryli rozczarowania.
- Wujek a potem jak załatwisz sprawę z wujkiem Piotrkiem, to pobawisz się jeszcze z nami? - zapytał nieśmiało Mateusz.,
- Dajcie spokój wujkowi Grześkowi, widzicie, że jest już zmęczony - uciął dyskusję Kamil.
- Dzięki Kamil, jednak zostałem wujkiem! - powiedziałem z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Lepiej, żeby mówili Ci wujek Grzesiek niż bezpośrednio po imieniu, tym bardziej że już słyszałem o twoim wyjeździe do Krakowa - odparł niczym nie zrażony Kamil.
Przedstawiono mnie teraz już „dwudniowym” gościom, okazali się być bardzo miłymi i sympatycznymi ludźmi, z resztą towarzystwa przywitałem się jak ze starymi znajomymi, zwłaszcza z Dorotą, wycałowała mnie w oba policzki, aż się chyba zaczerwieniłem, bo wzbudziło to u innych wesołość.
Na osobności, przy kawie rozmawiałem z Piotrem o swoich wątpliwościach dotyczących wynagrodzenia. Wyśmiał moje rozterki.
- Solidnie na to zapracowaliście, robota świetnie wykonana i w krótszym niż pierwotnie ustalaliśmy terminie, na dodatek własną pomysłowością zaoszczędziliście mi sporo pieniędzy, a jeżeli cię to nie przekonuje, to przypomnij sobie i tak byliście sporo tańsi od kolejnej oferty, którą miałem wybrać, więc nie ma o czym rozmawiać.
- Tak ale to wynikało również ze zmienionego rozwiązania z pompą - nieśmiało zauważyłem.
- Tym bardziej należała się wam premia - zakończył ten temat.
- Mam jeszcze jedną prośbę do pana, związaną z zaproszeniem mnie do Krakowa - zacząłem temat zaproszenia Jarka.
- Co to za prośba? Mów bez zbędnych wstępów - ponaglił mnie Piotr.
- Czy mógłby ze mną jechać Jarek na ten tydzień do Krakowa - wypaliłem.
- Zanim ci odpowiem, muszę porozmawiać z Mikołajem, mam nadzieję, że rozumiesz to - zawiesił głos, a po chwili tonem wyjaśnienia dodał - Mieszkamy razem.
- Oczywiście - zapewniłem go, byłem lekko zdziwiony takim postawieniem sprawy, ale starałem się tego nie okazywać.
Zostawił mnie, poszedł porozmawiać z Mikołajem. Siedziałem sam i zastanawiałem się czy nie palnąłem głupstwa, wcześniej proponując wyjazd Jarkowi bez porozumienia z Piotrkiem. Z drugiej strony domu wyłonił się Mikołaj, podszedł do mnie.
- Czemu tu sam siedzisz, gdzie Piotrek? - zapytał.
- Poszedł cię szukać w związku z moim pytaniem - odpowiedziałem.
- A co to za pytanie?
- Mikołaj zadałem to pytanie Piotrkowi i on ci powie, nie chcę teraz tobie powtarzać, bo to by było trochę nie w porządku w stosunku do Piotrka - wyjaśniłem.
- Dobra, poczekajmy na Piotrka, jak zobaczy, że nie ma mnie w domu, to zaraz tu przyjdzie.
Mikołaj nie skończył jeszcze zdania, jak Piotrek wyłonił się zza rogu domu.
- Dobrze, że jesteś Mikołaj, Grzesiek ma pytanie, czy może się z nami zabrać również i Jarek na tydzień do Krakowa?
Mikołaj wzruszył ramionami, popatrzył się najpierw na Piotrka, później na mnie.
- A o co tak naprawdę chodzi? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Pomyślałem, że jak wy będziecie w pracy, to trochę się będę nudził i dlatego chciałem, żeby jechał z nami Jarek, no to mój dobry przyjaciel i... - próbowałem wytłumaczyć trochę nieskładnie, ale nie wspomniałem, że już go zaprosiłem.
- Dla mnie to żaden problem, jak chce to ok - odpowiedział Mikołaj dalej lekko zdziwiony, patrząc na Piotrka.
- No to załatwione, zaproś go Grzesiek w naszym imieniu, skąd go mamy odebrać? - zapytał Piotr.
- Będzie u mnie - zapewniłem.
- Wiem, że to twój dobry kumpel, tylko czy on nie jest homofobem, jak będzie u nas w domu, to na pewno się domyśli, że trafił do jaskini zła i występku - zaśmiał się Mikołaj, to ostatecznie rozładowało sytuację.
- Nie homofobem, na pewno nie jest, jest nawet zdolny do poświęceń własnej czystości dla pedała - wyjaśniłem, śmiejąc się.
Mikołaj pytająco zmarszczył czoło, Piotrek popatrzył na mnie zdumiony.
- Takie tam niewinne zabawy już po tym jak wiedział, że jestem homo - dodałem, śmiejąc się.

Najazd Hunów spowodował, że do Krakowa wyruszyliśmy już o szesnastej, wcześniej Piotrek uprzedził mnie, że podjadą za godzinę i czy jesteśmy się w stanie wyrobić, bo on już dłużej nie wytrzyma z piątką dzieci.
Zapewniłem go, że tak, przez to mama z ledwością zdążyła z wyekwipowaniem nas na tygodniowy wyjazd. Dodatkowa torba zawierała prawie dwukilogramową gomółkę białego sera, kilogram wiejskiego masła oraz kilka słoików jej konfitur i słój miodu. Trzy kwadranse później wjeżdżaliśmy do Krakowa. Na ulicach było stosunkowo pusto, szybko podjechaliśmy pod blok, w którym mieszkał Piotrek i Mikołaj.
W mieszkaniu Piotrek wskazał nam pokój, jaki mieliśmy zajmować.
- To pokój gościnny, jest tylko jedno miejsce do spania, ale w salonie jest rozkładana sofa i można z niej korzystać na noc, rozpakujcie się i odświeżcie, potem idziemy na spacer po mieście i na kolację - zapowiedział.
- Mam trochę wiktuałów, mogę je wsadzić do lodówki - zapytałem.
- Jasne, chodź.
Ruszyłem za nim, zaprowadził mnie do przestronnej kuchni połączonej z salonem. Zacząłem wypakowywać ser masło i słoiki z konfiturą i z miodem. Zauważyłem, jak w trakcie tych czynności wzrok Piotrka wodzi po wiktuałach.
- Może ma pan ochotę, to proszę się nie krępować - zaproponowałem uprzejmie.
- Po pierwsze nie pan tylko Piotrek, po drugie tylko głupek by nie skorzystał, nie chowaj, tego do lodówki zostaw na stole - odparł.
- Mikołaj chodź do kuchni, wiejska wyżerka przyjechała - krzyknął gdzieś w głąb mieszkania.
Mikołaj pojawił się błyskawicznie.
- O kurczę chłopaki nie śpieszcie się, tak szybko nie pójdziemy na ten spacer, to ten sam ser, którym się kiedyś tak zachwycałeś, tłuściutki mniam - oderwał kawałek sera i wsadził go sobie do ust.
- Pychota - powiedział niewyraźnie, przeżuwając ser.
Piotrek też nie czekał, odkręcił słoik z miodem, wziął trochę na łyżkę, odłamał kawałek sera, polał go miodem i wsadził do ust, zamknął oczy, a na jego twarzy pojawił się wyraz rozanielenia.
- Pychota - po chwili Piotr potwierdził opinię Mikołaja.
Patrzyłem na nich zdumiony, po chwili dołączył do mnie Jarek.
- Myślałby kto, że w mieście głodują - skomentował Jarek ich zachwyty.
To jakby wyrwało z transu Piotrka i Mikołaja, byli trochę zawstydzeni swoim zachowaniem.
- Jedzcie chłopaki - zaproponował Mikołaj.
- Ser i konfitury mamy jeść? - pogardliwie zapytał Jarek. - Tego mam powyżej uszu na co dzień, a sera tak naprawdę nie lubię, my z Grześkiem idziemy do Mc Donaldsa, tam sobie podjemy - wyjaśnił, jakby zawstydzony wcześniejszym pytaniem.
W duchu całkowicie zgadzałem się z Jarkiem, jednak dla grzeczności głośno dodałem.
- To wszystko mama spakowała z myślą o was, ja też nie przepadam za białym serem.
Teraz Piotrek i Mikołaj wcale się nie krępowali, zapychali się serem miodem i konfiturami, raz po raz smarując kromki chleba wiejskim masłem.
Na spacer poszliśmy razem, jednak wspólnej kolacji nie zjedliśmy, Piotrek z Mikołajem pili kawę w jednym z ogródków przy rynku, a ja z Jarkiem opychaliśmy się w McDonaldsie na Szewskiej.

cdn

Serdecznie pozdrawiam, Piotr czyli pisarek666(1w1)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Pon 21:56, 11 Lut 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
FullImagine
Debiutant



Dołączył: 27 Mar 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 13:43, 13 Kwi 2012    Temat postu:

Co odcinek to opowiadanie wciąga mnie jeszcze bardziej Tongue out (1)
Pozdrawiam! Wink (1)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 16:43, 13 Kwi 2012    Temat postu:

Tak to prawda co odcinek to ciekawiej, no wprost pochłaniam się czytając, błagam ale na prawdę błagam dodaj jak najszybciej kolejny odcinek, już nie mogę się doczekać. Serdecznie pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
grafoy
Wyjadacz



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 20:02, 13 Kwi 2012    Temat postu:

uwielbiam to czytać!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Następny
Strona 2 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin