Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Skromne początki bycia gejem
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PatrykX
Dyskutant



Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Pon 15:40, 02 Kwi 2012    Temat postu: Skromne początki bycia gejem

...
Swoje powiadanie wstawię ponownie za jakiś tydzień czy dwa, w międzyczasie poprawię je, spróbuję dopisać parę wątków i może jakąś kontynuację, więc to całe pomyłkowe skasowanie wyjdzie temu opowiadaniu na dobre.

pozdrawiam - Patryk


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykXX
Adept



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: a kto to wie?

PostWysłany: Nie 20:42, 06 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:44, 17 Sty 2013    Temat postu: Skromne początki bycia gejem

Opowiadanie było publikowane na forum, zostało wykasowane przez przypadek. Wstawiłem je ponownie posługując się nickiem podobnym do nicka autora PatrykX, wyręczając go w tym. Dawno temu obiecał, że sam wstawi (poprzedni post), ale słowa nie dotrzymał. Patryku mam nadzieję, że nie masz nic przeciw temu, a jeżeli masz to musisz się pojawić i zaprotestować! (pisarek666)

Przed usunięciem opowiadanie miało około 40 tysięcy wyświetleń i około 220 komentarzy.


Skromne początki bycia gejem

Część pierwsza(1)

Moje pierwsze doświadczenia seksualne miałem z młodszym o rok kolegą o imieniu Tomek. Zawsze jak go chciałem wkurzyć to wołałem "Tomasz, gdzie to masz?" Ten tekst usłyszałem od kiedyś od babki, nie pamiętam już, w jakim kontekście, ale spodobał mi się, mimo że stary i prymitywny. Ja jednak nie tylko chciałem wiedzieć gdzie ów Tomasz to ma, ale i jak 'to' wygląda, a najlepiej, jak smakuje. On oczywiście nie zdawał sobie z tego jeszcze sprawy, zwykle na tą odzywkę się wkurzał i odpowiadał "w dupie". Czas pokazał, że rzeczywiście "to" w końcu znalazło się tam gdzie mówił i na dodatek było moje. Ale po kolei:
Mieliśmy wtedy po kilkanaście lat. Była już wczesna jesień, dosyć chłodna. Raz padał deszcz, potem przez chwilę pokazywało się słoneczko, żeby z powrotem skryć się za ciemnoniebieską chmurą. Tego dnia było póki, co pogodnie. Graliśmy we dwóch w gałę na boisku. On, całkiem dobry piłkarz i ja, raczej cienki, jeśli chodzi o strzelanie i kiwanie, zwykle stałem na bramie, jeśli w ogóle zechciało mi się grać. Nie inaczej było wtedy; ja broniłem a on strzelał. Tamtego dnia średnio mu szło, a mi broniło się całkiem nieźle. Chyba mimo wszystko całkiem niezły był ze mnie bramkarz. Prawdę mówiąc wtedy myślałem, że to właśnie, dlatego lubi ze mną tyle spędzać czasu, sam na sam, on mógł się "wystrzelać", a do tego wiedział, że musi się przy tym postarać żebym coś wpuścił do siaty.
Na szczęście nie tylko to było powodem, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Podkochiwałem się w nim skrycie od jakiegoś roku. Tylko od roku, mimo że znaliśmy się praktycznie od piaskownicy, po prostu myślę, że to sprawka hormonów, które dopiero się we mnie budziły. Najdziwniejsze jest to, że zanim poczułem coś do Tomka, była pewna dziewczyna. Starsza ode mnie o rok, naprawdę ładna. Z tego, co pamiętam, zakochany byłem po uszy, ona jednak mnie olała, a mi na szczęście szybko przeszło.
Wracając do naszej gry, kopaliśmy sporo czasu, na pewno ponad godzinę. Jak było do przewidzenia, zaczął padać deszcz, a raczej rzęsiście lać. Nikt z nas nie miał ochoty zmywać się do domu, a niedaleko były stare, rozwalające się budynki gminne, pozamykane, ale miały dość wystający dach, więc jak się stanęło pod ścianą to na łeb się nie lało. Pobiegliśmy tam i staliśmy chcąc przeczekać deszcz. Od słowa do słowa, zaczęliśmy niezobowiązująco gadać o onanizmie, a w szczególności o tym, jak to się u każdego z nas zaczęło.
Ja na przykład, gdy byłem ciut młodszy, zawsze na koniec kąpieli spuszczałem wodę z wanny prawie do końca, po czym odkręcałem kran w taki sposób, aby woda lała się jak najbardziej "niespokojnym" strumieniem. Następnie kucałem pod kranem, ściągałem napletek i umieszczałem końcówkę "swojego" pod strumieniem wody. Działało to przez jakieś pół roku, później chyba delikatna skórka na żołędzi uodporniła się na tego typu pieszczoty, a do tego rodzice zmienili kran na taki z wąską wylewką tak, że upragnione doznania gwarantowałoby jedynie odkręcenie wody na maksa. Ja jednak nie chciałem zrujnować rodziców finansowo rachunkami za wodę, wobec czego chcąc, nie chcąc przeszedłem na tryb "manualny". Swoją drogą - pamiętam też drugi aspekt tej sytuacji, matka była ze mnie niezwykle dumna, że tak dbam o higienę kąpiąc się częściej niż inni chłopcy w moim wieku. Jeszcze żebym tylko równie często mył ząbki, to byłoby całkiem super. No, ale co; miałem sobie szczoteczkę w tyłek wsadzić? W sumie pewnie sprawiłoby mi to przyjemność (a co za tym idzie i mojej rodzicielce, że ma takiego często-myjącego-ząbki synka), ale jeszcze wtedy jakoś nie wpadłem na pomysł pieszczot analnych.
No i tak gadaliśmy sobie z Tomkiem, ale nadciągnęły brunatne chmury i wokół zrobiło się trochę mroczno.
- Ciemno tu jak w dupie... - rzucił Tomek.
- Jak chcesz to zapalę ci światło. - odpowiedziałem pospiesznie.
Wyciągnąłem rękę w kierunku rozwalającego się włącznika, który wcześniej wyczaiłem na ścianie obok. Dotykanie rozwalonego kontaktu mokrymi palcami nie było może najlepszym pomysłem, ale nie spodziewałem się, że jest w nim napięcie. Nawet nie miałem czasu żeby się zdziwić, kiedy poczułem bolesny skurcz w ręce.
- Niech to chuj - syknąłem, rozcierając bolące ramię. - Pieprzony prąd... mnie piznął...
Tomek odpowiedział głupkowatym chichotem.
- No i z czego gnijesz? - burknąłem. - To wszystko przez ciebie, za ciemno ci było, kuźwa...
- Sam się zaoferowałeś. - parsknął. Po chwili jednak trochę go ruszyło sumienie, bo zapytał - Mocno boli?
Prawdę mówiąc ból już przechodził, ale jego troska mnie zaintrygowała:
- A jak myślisz? Ledwo mogę ręką ruszyć...
- No to lipa. Może ci tak zostanie na stałe i już nie będziesz mógł... no wiesz tego, o czym przed chwilą gadaliśmy...
- Tomek! Weź mnie nie dobijaj, ja tutaj cierpię!
- No i masz jeszcze lewą rękę! - Tomek znowu zaczął się śmiać.
- Tjaaa, nie zapominaj, że mam też kran i wodę w domu, ale wolę jednak nie wracać do starych metod.
- Pokaż. - Tomek podszedł bliżej mnie. - Jak chcesz to ci rozmasuję tą rękę, to pewnie zwykły skurcz.
- No jasne, gdybyś mógł... - urwałem, bo on właśnie zaczął palcami delikatnie uciskać moje przedramię.
Dotyk jego dłoni, co tu dużo gadać, każdy wie jak to działa jak cię ktoś dotknie z uczuciem, tak pierwszy raz. Ten, w kim się skrycie kochasz...
- A tam na dole wszystko w porządku, 'wacek' cały, jaj ci nie urwało? Wiesz, w sumie to dwieście dwadzieścia... no i nie ma sensu przywracać sprawności ręce, jeśli i tak ci się potem nie przyda. - Tomek chyba uznał, że ta dziwna cisza, która zapadła, kiedy on zajmował się moją kończyną, jest trochę krępująca.
- Wszystko gra, wacek cały, tylko może nieco zestresowany - odpowiedziałem, czując, że z moim ptakiem jest w porządku nawet aż za bardzo, bo właśnie zaczynał mi pęcznieć w spodniach. – Tylko jaja mnie trochę bolą, no i jakbyś mógł to... no wiesz, im też przydałby się masaż. - dorzuciłem ze śmiechem.
Ten tekst uznałem za bezpieczną zagrywkę, którą obaj śmiało mogliśmy obrócić w żart. Ale tak naprawdę miałem malutką nadzieję na coś więcej. A to, co się stało potem było po prostu spełnieniem moich kosmatych marzeń. Bo Tomek przestał masować moje przedramię, przysunął się bliżej, po czym bezceremonialnie rozsunął mi rozporek i włożył tam rękę. Przez majtki wziął w dłoń moje jajka i zaczął delikatnie miętosić. Zamurowało mnie, ale tylko na chwilę. Uprzytomniłem sobie, że może on się tylko przekomarza i za chwilę cofnie dłoń z głupim uśmiechem na twarzy, a jak ja się odkryję to wyjdę na durnia, w najlepszym wypadku. Niewiele myśląc odpowiedziałem:
- O kurde, ale fajnie to robisz... – kolejne dwuznaczne i bezpieczne zagranie.
Tyle, że nastąpił pewien problem, mój mały, który po pieszczotach mojej ręki przez Tomka był obudzony zaledwie w połowie, oczywiście teraz stał już w pełni. Nawet już miałem w głowie niejasny plan wytłumaczenia się z "powstałego" faktu, ale sytuację uratował sam Tomek. Drugą ręką rozsunął swój rozporek, po czym złapał moje ramię, które jeszcze przed chwilą tak czule rozmasowywał i wsunął tam gdzie chciał, tyle, że trochę wyżej kierując tak żebym chwycił go za fiuta. Jemu stał tak samo jak i mi. Złapałem go poprzez majtki i zacząłem delikatnie pobudzać. On też przesunął rękę wyżej i zaczął mi walić. Zbliżył się i pocałował mnie, z początku tak lekko i nieśmiało jakby pytał "czy mogę?". "Kurde trzymasz mi rękę w spodniach i się głupio pytasz", przyszło mi do łba, a potem zaczęliśmy się całować. Dla mnie to był jeden z pierwszych poważnych pocałunków w życiu, dla niego raczej też, brak wprawy nadrobiliśmy jednak zaangażowaniem. Do szumu padającego wokół deszczu dołączyły nasze przyspieszone oddechy i tłumione jęki, kiedy zadowalaliśmy siebie nawzajem.
Doszliśmy prawie równo, obaj w majtki. Raczej to długo nie trwało, ale sam nie wiem, strasznie szumiało mi w głowie z podniecenia. Deszcz już przestawał padać, więc doprowadziliśmy nasze gacie do porządku (mam alergię i chusteczki higieniczne zawsze przy sobie) a potem wróciliśmy na boisko, ale teraz już żadnemu z nas nie szło. Pokopaliśmy chwilę nie rozmawiając ze sobą prawie wcale i rozeszliśmy się do domów. Chyba każdy z nas musiał przetrawić to, co zaszło między nami.
Tej nocy niewiele spałem, moje myśli wciąż galopowały wokół tego, co wydarzyło się między mną a Tomkiem. Z jednej strony byłem w siódmym niebie, z drugiej jednak zdawałem sobie sprawę, że to, co zrobiliśmy... Nie raz obserwowałem obściskujące się parki pod szkołą czy w innych miejscach i szczerze mówiąc często im zazdrościłem tej wzajemnej bliskości. Był jednak pewien mały szczegół, tamte parki składały się z przedstawicieli przeciwnych płci.
Kiedy następnego dnia rano wlokłem się do szkoły ze dwa razy o mało nie wpadłem pod samochód, przechodząc przez ulicę. Mimo, że do przejścia miałem jedynie jakieś 300 metrów, a do przekroczenia dwie jezdnie, do tego mieścina nie odczuwa czegoś takiego jak poranny szczyt komunikacyjny. Po pierwsze, byłem nieprzytomny z niewyspania. A po drugie mój umysł, mimo że w niezbyt dobrej formie z powodu braku snu, to jednak zaiwaniał na najwyższych obrotach. Myślałem oczywiście o Tomku, zastanawiałem się jak zareaguje, czy to, co stało się wczoraj będzie miało jakiekolwiek znaczenie? A jeśli tak, to jakie? Czy nasza przyjaźń na tym ucierpi czy skorzysta? A może zostaniemy kimś więcej niż przyjaciółmi? Tysiące podobnych pytań rodziło się w mojej głowie.
Kiedy wchodziłem do budynku szkoły tknęło mnie jeszcze jedno dziwne uczucie, miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią, że ktoś nas wczoraj widział i wie, co robiliśmy. I pomimo tego, że oczywiście nic na to nie wskazywało, to uczucie nie opuszczało mnie przez pierwsze lekcje. Uspokoiłem się dopiero na wf-ie. Tego dnia było już ciepło i słonecznie, więc graliśmy w piłkę. Gra trochę ożywiła mi myśli i nieco odepchnęła senność. Ale kiedy po lekcji przebierałem się w szatni czekała na mnie głupia niespodzianka. Jakiś debil wrzucił mi do szafki loda, który rozpuścił mi się na spodniach.
- No w pizdu, jeszcze mamy gegrę. A jak ja tam pójdę, w samych gatkach? - rzuciłem w kierunku Maćka, który właśnie dobrze się bawił, widząc, co się stało.
Maćko to kumpel, z którym zwykle siedziałem razem na lekcjach. Fajny koleś, trochę walnięty, ale ogólnie spoko.
- Załóż z powrotem spodenki od wuefu. Ciepło jest, a zresztą, to już ostatnia lekcja dzisiaj. - poradził mi.
Z powątpiewaniem podniosłem ciuch, stojąc na bramie nie spociłem się i o dziwo nie ubrudziłem ich zbytnio, więc po chwili odwróciłem się tyłkiem do Maćka, ściągnąłem na powrót bokserki i założyłem tamte spodenki. Gatek musiałem się pozbyć, bo spodenki miały wbudowane własne, takie z siateczki. Zapewniają wackowi porządną dawkę tlenu do tego czasem czuć fajny wiaterek na klejnotach... W każdym razie, lubiłem w takich chodzić. Aż do tej pamiętnej lekcji.
Babka od geografii była krótkowidzem, niby nosiła pingle, ale często je zdejmowała, nieczęsto zaś ruszała tyłek od swojego biurka, więc nie dowidziała, co dokładnie dzieje się w ostatnich ławkach. A właśnie tam siedzieliśmy z Maćkiem, więc pomyślałem sobie, że nic się nie stanie jak się trochę przekimam, zresztą byłem już nieziemsko znużony. Odpłynąłem zaraz po tym jak przymknąłem oczy. Nie wiem ile zdążyłem sobie pospać, kiedy obudziło mnie poszturchiwanie Maćka.
- Czego? - zwróciłem się do niego półprzytomny.
- Wstawaj, kuźwa, do odpowiedzi cię woła... - syknął.
- Patryk słyszałeś mnie?! - dobiegł do mnie, jakby na potwierdzenie, skrzeczący głos nauczycielki.
Powoli podniosłem tyłek z krzesełka, mając w głowie głupie uczucie, że podczas tej krótkiej drzemki zdążyło mi się przyśnić coś fajnego... Nie zdążyłem do końca wstać, kiedy poczułem jakiś opór, zaczepiłem czymś twardym o blat ławki...
- O kuźwa... - szepnąłem sam do siebie.
- Czekamy! - belferka chyba musiała mi zadać wcześniej jakieś pytanie.
Zerknąłem pytająco na Maćka.
- Masz na mapie pokazać, sorry, ale nie słuchałem, co... - podpowiedział mi kolega.
"No to ładnie..." - pomyślałem. Odchyliłem się nieco do tyłu żeby ocenić, jak bardzo jest niedobrze. Wyraźny namiot... nawet koszulka nie przykryje. Gdybym miał normalne gatki to bym przycisnął gumką od majtek a tak...Tutaj miałem tylko luźne sznureczki. Póki, co przesunąłem ręce oparte o blat ławki trochę do przodu...
- Prze pani a mogę stąd?! - nagłe olśnienie spłynęło na mnie razem z falą zimnego potu.
- Co stąd?! - zapytała nauczycielka.
- No pokazać... znaczy odpowiedzieć! - odbąknąłem.
- A słyszałeś chociaż o co pytałam?!
W tym momencie Maćko prychnął śmiechem, jeden rzut oka pozwolił mi się zorientować, że zauważył mój problem. Super. Ale sam Maćko to jeszcze nie tragedia...
- Niestety nie, daleko tu trochę... może pani powtórzyć? – pomyślałem, że zagram na zwłokę.
Wychodzenie z ławki ze sterczącym fajfusem odpadało zupełnie. Tym bardziej, że wszyscy się już na mnie gapili a Maćko prawie dusił się ze śmiechu... Szczerze mówiąc liczyłem, że w tym momencie belferka się wkurzy, wstawi mi niedosta i będę miał spokój...
- Pytałam cię, jakie państwa graniczą z Polską i kazałam ci wskazać je na mapie. – wymownie spojrzała w kierunku tej mapy, która wisiała obok tablicy, na całkowitym widoku.
Jak tam wyjdę w takim stanie, to po mnie...
- A mogę je tylko wymienić, bez pokazywania na mapie? Dorzucę też ich stolice! - zaproponowałem.
- Patryk to nie targ, tylko lekcja!
- No ja rozumiem tylko, że na wuefie chyba trochę skręciłem nogę i wolałbym nie chodzić do mapy, jak już wspominałem to trochę daleko, a mnie naprawdę boli... - nawet nie musiałem udawać desperacji w głosie.
Napięcie w gatkach nie ustąpiło ani odrobinę. Po klasie zaczęły przetaczać się śmieszki, miałem nadzieję, że chodzi tylko o mój dialog z belferką, nieraz pajacowałem na lekcjach, szczególnie kiedy miałem problem z odpowiedziami - zwykle pomagało, miałem nadzieję że i tym razem mi się uda... Ale cholerna geografka za nic nie chciała ustąpić:
- Patryk jak w tej chwili nie podejdziesz do tablicy to nie tylko wstawię ci niedostateczną, ale poślę po wychowawcę!
"Jezu... co ta suka się tak uparła?"
- Ale po co od razu wychowawcę?! - jęknąłem.
- Bo coś jesteś podejrzany. Pewnie paliłeś na przerwie albo nawet piłeś i nie chcesz podejść żebym nie wyczuła!
"Nie no, co ona bredzi... Czasem sobie zapalę, ale nałogiem nie jestem, do tamtej pory w życiu wypiłem może z pół piwa... Naćpała się czy co?"
- Jakby mnie noga nie bolała to bym podszedł, ale jak pani się do mnie pofatyguje to mogę chuchnąć!
- Patryk skończ z tymi wykrętami i w tej chwili podejdź do mapy! Jeszcze brakowało żeby to nauczyciele za uczniami biegali, patrzcie! - baba w końcu się zapieniła.
No to pizda... Ale co robić? Kobieta gotowa jest wywołać debatę o prawach ucznia i nauczyciela, jeszcze mi tylko brakuje żeby się tu zleciało całe grono pedagogiczne, kuźwa. Zerknąłem znów w dół, ptak jakby trochę opadł, chociaż dalej się odznaczał. Maćko się popłakał ze śmiechu, ale spoko, bo reszta chyba nie wie, o co chodzi...jeszcze. Pochyliłem lekko plecy tak żeby koszulka bardziej odstawała z przodu przykrywając wstydliwy powód tej całej szopki. Dobrze, że wyleciałem z tą bolącą nogą - teraz kulejąc mogłem iść powoli, mając nadzieję że opór powietrza nie przyciśnie z powrotem koszulki do odstającego wacka... W końcu dotarłem do mapy, niby parę kroków, a spociłem się bardziej niż na poprzednim wf-ie. Czułem też, że cała twarz mnie pali... Pokazując po kolei naszych sąsiadów miałem trochę problemów przy Litwie, bo jakiś palant powiesił mapę trochę wysoko, ale w końcu dałem radę bez wyraźnego prostowania się. Czułem się jak Quasimodo, ale wolałem to niż, Pinokia, który skłamał i wydłużyło mu się nie to, co trzeba...
- Coś jeszcze?! - zapytałem po wszystkim zirytowany, stojąc przodem do mapy i tyłem do całej reszty. Dotarło do mnie przed momentem, że jeszcze będę musiał wrócić na miejsce...
- Co ma znaczyć ten ton?! I wyprostuj się jak ze mną rozmawiasz?! - babka wkurzyła się na dobre.
- Nie mogę, bo... brzuch mnie boli!
- Noga, brzuch, chyba masz też gorączkę! Co wyście tam robili na tym wychowaniu fizycznym!?
"Nie no, ja tu stoję, mały na dole też, a ta sucz nabrała ochoty na pogawędkę..."
- Patryk przespał... znaczy przestał cały czas na bramie, nic mu się nie stało! - rzucił któryś z głębi klasy. Pieprzony zdrajca...
- Ja naprawdę się źle czuję i muszę do pielęgniarki! - wydusiłem, czując, że grunt pali mi się pod stopami.
Nie czekając na odpowiedź ruszyłem w kierunku drzwi i wypadłem na zewnątrz. Olałem całkowicie moją udawaną kontuzję i pobiegłem do kibla. Gdy byłem w środku pierwsze, co mi przyszło do głowy to zrobić małemu prysznic zimną wodą, ale umywalki wisiały odrobinę za wysoko, a ja nie miałem na czym stanąć. Upewniłem się jeszcze, że nikt za mną nie lezie korytarzem a następnie poradziłem sobie ze stojącym problemem zaczerpując wodę złożonymi dłońmi. Do końca lekcji pozostało kilka minut, a ja nie miałem zamiaru ani wracać do sali, ani iść do pielęgniarki, więc doczekałem pod szatnią. Kiedy reszta mojej klasy z Maćkiem niosącym mój plecak do mnie dołączyli, nie byłem pewien czy mam się zapaść ze wstydu pod ziemię, czy zmyć się, czym prędzej do domu. Ale po reakcji kolegów wywnioskowałem, że uznali to za jeden z moich kolejnych głupich żartów, koleżanki zaś... no cóż. Koleżanki z mojej klasy nie rozpoznałyby wzwodu nawet gdyby dostały nim po głowie. Oczywiście był jeszcze Maćko, ale nim się nie martwiłem, wiedziałem, że pośmieje się i mu przejdzie. Co prawda, kiedy wychodziliśmy razem ze szkoły nic nie wskazywało na to, żeby mu, chociaż zaczęło przechodzić. Miałem zamiar machnąć na to ręką, ale zobaczyłem, kto na nas czeka na schodach przed budą.
- Trzymam cię za słowo, jak komuś wygadasz to więcej się do ciebie nie odezwę. – warknąłem krótko w kierunku Maćka, przypominając mu to, co mi obiecał chwilę wcześniej.
- A jemu, co znowu? - zagadnął mnie Tomek. Często na nas czekał po szkole, ale tamtego dnia znaczyło to dla mnie więcej niż zwykle.
- Maćka nie znasz? U niego to norma. - wyjaśniłem.
- Powiesz z czego gnijesz? - tym razem zwrócił się do niego.
Maćko odpowiedział mu, kręcąc przecząco głową.
- Okej nieważne. Idziecie już do domu?
- Po wuefie i ostatniej lekcji przydałoby mi się nieco nawodnić. Może skoczymy na jakąś pepsi czy coś? - zapytałem.
Maćko znowu zaniósł się śmiechem po chwili jednak zdołał się opanować.
- Sorry ja nie mogę. Spadam do domciu, widzimy się później. - oznajmił.
- Jasne. - odpowiedziałem z ulgą. Akurat w tym momencie jego towarzystwo było mi jak najmniej na rękę.
Poszliśmy, więc tylko we dwóch: Tomek i ja.
- Wiesz, co do tego, co było wczoraj... - postanowiłem pierwszy przerwać krępujące milczenie.
- Spoko, jeśli o to chodzi to nikomu nic nie powiem. - wydusił. - Jeśli ty też nie. To nic takiego, zdarza się czasem... No wiesz zanim zaczniesz z dziewczyną... - wyjąkał.
- Nie o to mi chodzi. To znaczy... Mi się podobało i kiedyś moglibyśmy to nawet powtórzyć. - postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.
Nie wyglądał na bardzo zdziwionego tą propozycją, mimo to zapytał:
- Ty tak na serio?
- No pewnie. Nie jestem Maćkiem, który z wszystkiego żartuje.
Szliśmy dalej, Tomek wyraźnie bił się z myślami.
- Słuchaj, ja też bym chciał, to znaczy.... Kurde mam wrażenie, że wszyscy się na nas gapią. - odpowiedział po chwili.
- Mam tak od rana.
- Okej no to może pogadamy u mnie ? Mam pepsi w lodówce, chrzanić tą ze sklepu...
- Oki. Tylko wolałbym wpaść jeszcze do domu po jakieś spodnie.
- Jak chcesz to ci pożyczę któreś z moich. To jak?
- W porządku, no to idziemy do ciebie.
Tomek lekko uśmiechnął się do mnie, odpowiedziałem mu tym samym. Po chwili na skrzyżowaniu skręciliśmy w kierunku jego domu.
- A tak w ogóle to, co ci tak przygrzało, że w spodenkach chodzisz? Aż tak ciepło nie jest. – zapytał Tomek po chwili.
- Głupia historia... - odpowiedziałem. - Może kiedyś ci opowiem.

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PatrykXX dnia Pią 9:46, 11 Sty 2013, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 20:56, 06 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:46, 17 Sty 2013    Temat postu:

No proszę, w końcu pojawiło się to, na co wielu czekało.
Cudownie.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 20:57, 06 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
PatrykXX
Adept



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: a kto to wie?

PostWysłany: Nie 21:52, 06 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:46, 17 Sty 2013    Temat postu: Spbg - część druga

Część druga(2)


Ja i Tomek, pisząc te słowa patrzę na te kilka wspólnych fotek, które mi pozostały z tamtego okresu. Swoją uwagę skupiam na jednej z nich, na której jesteśmy tylko we dwóch: On, słodki brunet z burzą niesfornych, jeszcze lekko mokrych włosów. Do tego brązowe oczy i zabójczy uśmiech. Ja, blond włosy krótko obcięte, troszeczkę od niego wyższy. Obaj, bez koszulek, stoimy obejmując się niby w zwykły, przyjacielski sposób.
Dla postronnego obserwatora, dwaj przyjaciele cieszący się z wygranego przed chwilą meczu. Wprawne oko dostrzeże jednak, że moja ręka, obejmująca go nie zwisa bezwładnie, ale dłoń jest zaciśnięta na ramieniu. Tomek też obejmując mnie ramieniem, nieco niżej, nie trzyma swojej dłoni w okolicy biodra czy pasa, ale tuż pod moim prawym sutkiem. Niby szczegół, ale my przecież nie jesteśmy zwykłymi kumplami, od paru miesięcy jesteśmy razem, mimo iż wiemy o tym tylko we dwóch. Tajemnica jest niestety konieczna, jesteśmy zbyt młodzi i mieszkamy w zbyt małej i konserwatywnej miejscowości, w zbyt konserwatywnym kraju. Nam to jednak nie przeszkadza. Kochamy się szczerze, obaj to sobie wyznaliśmy i obaj to akceptujemy.

Była już wiosna następnego roku, od zeszłej jesieni i naszej pierwszej przygody spotykaliśmy się z Tomkiem tak często, jak się tylko dało, nie tylko na boisku. W kwestii seksu nie posunęliśmy się jeszcze zbytnio do przodu. Wzajemna masturbacja i pocałunki, to było wszystko, na co odważyliśmy się póki, co zdecydować. Czasem w ruch szła bita śmietanka w spray'u i inne słodkości, które się dało rozsmarować na ciele, a potem zlizać. Jednak my nawet podczas takich figlów omijaliśmy "tamte" rejony. Ja nie miałem zamiaru wywierać na nim presji, w sumie był ode mnie młodszy, więc myślałem, że jak już dojrzeje do następnego etapu, to sam coś zaproponuje. No i nie chciałem sprawiać na nim złego wrażenia, zachowując się jak napalony kurczak. Póki, co, wystarczała nam sama bliskość drugiej osoby, jej dotyk, słowa "kocham Cię".
Nieraz, gdy byliśmy u niego i oglądaliśmy jakiś film na dvd, to kładliśmy się wtuleni w siebie. Uwielbiałem leżeć z głową na jego piersi i słuchać bicia jego serca. On wtedy drapał mnie delikatnie po głowie, albo wkładał rękę pod bluzę i koniuszkami palców pieścił wzdłuż kręgosłupa, drapał po plecach i temu podobne rzeczy.
Nie zdarzało się to często, bo matka Tomka była dość surową kobietą o konserwatywnych poglądach i nie pozwalała na częste odwiedziny żadnemu z jego kolegów, ja nie byłem wyjątkiem. Co innego ojciec, bardzo mnie lubił i miał do mnie zaufanie. Sam zarabiał na utrzymanie rodziny, prowadził dość duży zakład mechaniczny, zatrudniał kilku ludzi. Poza tym był (i jest nadal) naprawdę spoko człowiekiem, zawsze uśmiechniętym i sympatycznym. Kochał Tomka bezwarunkowo (swoje dwie starsze córki też) i niczego mu nie żałował. Mały przykład, siedzimy pewnego razu we trzech grając w któregoś NFS'a na klawiaturze.
- Beznadziejnie się tak gra przydałaby się jakaś kierownica czy coś - Tomek kolejny raz irytuje się po tym jak na zakręcie walnął w bandę i wykręcił bączka.
Przychodzi kolej jego ojca, który szybko wykłada się w tym samym miejscu.
- Racja synu, masz cholerną zupełną rację, na tym badziewiu nie da się jeździć!
No i po kilku dniach Tomek miał nowiutką kierownicę z FF Manty.
Jak mieliśmy kaprychę popływać w basenie to ładowaliśmy się do ich Rovera i za pół godziny byliśmy już w wodzie. Poza super ojcem i zrzędliwą matką Tomek miał dwie siostry, starsza, już usamodzielniona mieszkała wtedy z mężem i (chyba) dwójką dzieci w innym mieście, odległym o ponad 100km. Druga studiowała weterynarię, ale pewien nie jestem. Pamiętam tylko, że obie były wredne i zarozumiałe, jak któraś była w domu to o macankach mogliśmy z Tomkiem zapomnieć, bo wszędzie ich było pełno. U mnie w chacie też odpadało - starsza o cztery lata siora uczyła się w LO, brachol pracował w tym samym sklepie, co ojciec, a raz na dwa tygodnie wyjeżdżał, studiując zaocznie Marketing i Zarządzanie. Mama była księgową w banku. Tak, więc w chacie było trochę tłoczno, prawie zawsze ktoś był. Może poza bratem, który większość czasu spędzał w szopie - pakerni ze swoimi kolesiami, a nierzadko tam spał, jak się za ostro najebał. Szczęściem niepojętym dom, mimo iż parterowy, był na tyle duży, że każde z nas miało własny pokój, więc nie musiałem dzielić mojej prywatnej przestrzeni z bratem.
Mój brat, opiszę tu go trochę. Starszy ode mnie o osiem lat, typowy mięśniak. W sumie niegłupi, ale zadawał się z kolesiami, których moja siostra określała mianem "troglodytów". Ich życie sprowadzało się do pracy (głównie na budowach albo w warsztacie samochodowym u ojca Tomka), picia browca w ilościach co najmniej zastanawiających dla zwykłego śmiertelnika, pakowaniu w szopie mojego brata, u nas za domem oraz odpicowywaniu swoich "bryk", które pochłaniały benzynę w tempie co najmniej równym, co ich właściciele piwo. Tradycją było, że przynajmniej raz na dwa tygodnie całe towarzystwo pakowało się do dwóch lub trzech samochodów i po ustaleniu, którzy nieszczęśnicy będą tej nocy prowadzić (ci nie mogli się zbytnio skuć żeby odwieźć resztę, zwykle ujebaną w trupa) kierowali się w stronę któregoś z pobliskich spędów, dumnie określanych mianem "dyskoteki" albo bardziej swojsko "wstrząsu". Po dotarciu na miejsce i opróżnieniu na parkingu części przywiezionego ze sobą alku różnej postaci, całość kierowała się do środka, głównie w celu zarwania jakiejś pustogłowej małolaty i przeruchaniu jej w pobliskich krzaczorach, albo na tylnym siedzeniu, zależnie od panującej na zewnątrz aury. W dobrym tonie było też danie sobie po ryju z którymś z tubylców lub najlepiej z kimś z przyjezdnych.
O moim bracie piszę nie bez powodu. W tym okresie nieraz próbowałem go podejrzeć na golasa, zwykle jak był pod prysznicem. Nie, nie leciałem na niego, ani nic z tych rzeczy, nawet wprost przeciwnie. Powód był dużo bardziej prozaiczny, mimo iż nie byłem do niego zbytnio podobny z wyglądu, to jednak doszedłem do wniosku, że skoro łączy nas pokrewieństwo, to być może uda mi się zobaczyć, czego mogę się za kilka lat spodziewać względem rozmiarów mojego przyrodzenia. Tak, więc pewnego dnia stałem pod łazienką i usiłowałem zobaczyć coś przez uchylone drzwi. W końcu on obrócił się tak, że cokolwiek było widać. Przejechałem wzrokiem po nagim, muskularnym torsie. Ale to wcale nie penis przykuł moją uwagę. Brat swoją klatę golił regularnie, żeby muskulatura lepiej się odznaczała, nogi i ręce również miał ledwo przyprószone włosami. Ale to, co miał w kroczu, to był istny busz. Wyglądało to jakby włosy z całego ciała, oprócz głowy, uparły się żeby rosnąć tylko w jednym miejscu.
Kurde, brat... zadbałbyś trochę o siebie. Zapuściłeś się tak, że teraz to już chyba jedynie pozostaje kosiarka, pomyślałem.
Podniosłem wzrok, żeby dokładniej rzucić okiem na jego pałkę, jednak nie było mi to dane.
- Spierdalaj ty mały zboczeńcu! - usłyszałem tylko zza drzwi, więc nie pozostało mi nic innego niż szybki odwrót.
Nie zobaczyłem zbyt wiele. Przeleciało mi jeszcze przez myśl, że przecież w sumie mógłbym udać się do źródła czyli obadać, czym dysponuje nasz stary, jednak szybko porzuciłem ten pomysł. Chłop pod pięćdziesiątkę, miłośnik browca nie mniejszy niż wspomniane powyżej towarzystwo. Jak wychodził zza rogu to najpierw brzuch a później reszta... nie, widok rodziciela o takiej aparycji bez opakowania mógłby być druzgocący dla mojej młodej psychiki. Postanowiłem, że w kwestii mojego penisa zdam się na kaprys natury, jaki urośnie, taki urośnie, wystarczy, że ktoś mi go possie... pomyślałem sobie i poszedłem na boisko z nadzieją, że spotkam Tomka.
Kwestia przeniesienia naszej "znajomości" na wyższy poziom tj. seksu oralnego chodziła mi już po głowie od jakiegoś czasu. Szczególnie, że zbliżały się urodziny Tomka, a ja chciałem mu dać naprawdę niezapomniany prezent. Wpadłem na pomysł, że mógłby być to fachowo zrobiony lodzik, jego pierwszy w życiu (przynajmniej taką miałem nadzieję). Tym bardziej, że jak go zapytałem, co chciałby dostać, to mi odpowiedział, żebym mu w żadnym razie niczego nie kupował, bo bynajmniej nie zamierzał wyprawiać z tej okazji żadnej imprezy. W sumie mu się nie dziwiłem, ja też nie obchodziłem swoich urodzin. No, więc pomysł na taki niespodziewany prezent według mnie był doskonały, pozostawała jeszcze kwestia fachowości. Od czego jest jednak internet? Tylko, że w tamtych czasach jednak dostęp do netu nie był jeszcze tak rozpowszechniony, szczególnie w małych miejscowościach, takich jak moja. Dodając do tego sknerowatość mojego ojca, skutek był taki, że pod tym względem byłem jeszcze odcięty od reszty świata, podobnie zresztą jak zdecydowana większość moich kumpli. Pozostawała jeszcze szkoła i biblioteka publiczna. Szkoła odpadała z oczywistych powodów, dostęp do treści, które mnie interesowały w tym momencie, był tam z jasnych powodów zablokowany. Co do biblioteki to szczerze mówiąc nie wiedziałem czy tam też jest podobnie, więc pewnego pięknego dnia postanowiłem to sprawdzić.
Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, gdy wszedłem do środka, to nowa bibliotekarka, młoda blondynka w wieku trochę ponad dwudziestu lat. A nie tyle cała ona, co para jej imponujących piersi. Nie żebym był jakoś szczególnie zainteresowany tymi cyckami, po prostu były takie duże, że wzrok mimowolnie sam się na nich skupiał. Nie wiedząc gdzie posiać oczy, zacząłem rozglądać się dookoła, byłem szczerze zdziwiony, że panuje tu taki ruch. Biorąc pod uwagę, że większość z odwiedzających bibliotekę stanowili faceci, szybko powiązałem ten nagły wzrost frekwencji z atrybutami nowej bibliotekarki. Tyle, że było mi to zupełnie nie na rękę, miałem nadzieję, że będzie pusto i w spokoju poserfuję sobie po stronkach traktujących o seksie oralnym, a tak... Mimo wszystko usiadłem przy kompie, który się akurat zwolnił. Miejscówka była trochę na uboczu, zdążyłem otworzyć przeglądarkę, gdy poczułem jak ktoś mnie trąca w ramię.
- Hej, Patryk, prawda?
Odwróciłem się i napotkałem parę wpatrzonych we mnie oczu, należących do tej młodej bibliotekarki. Uśmiechała się przy tym do mnie jak stara znajoma.
- ...praszam - wydusiłem. - Czy my się znamy?
- No nie... aż tak bardzo się zmieniłam? - zapytała.
Mimo, że jestem homo to raczej znajoma z parą takich piersi chyba by mi utkwiła w pamięci...
- Eee, naprawdę nie kojarzę...
- Głupek. - poczochrała mi włosy jak jakiemuś gówniarzowi. - Aśka, kiedyś trochę chodziłam z twoim bratem. Wybraliśmy się kiedyś do kina we trójkę, ty obżarłeś się lodów jak dzikus i narzygałeś bratu w plecak. Pamiętasz?
Wtedy coś mi zaświtało, tak naprawdę pamiętałem tamtą sytuację aż za dobrze... Nie przypominałem sobie żeby wtedy miała takie duże cycki, ale po pierwsze: wtedy raczej nie zwracałem uwagi na takie rzeczy, a po drugie, osiągnięcie takich wyników musiało chyba zająć dłuższy czas. Uśmiechnąłem się pod nosem znając sobie sprawę, że jak brachol się dowie, jakie skarby wypuścił z rąk...
- To było chyba dawno i jakoś nie pamiętam. - wykręciłem się czując jak płoną mi uszy.
- Jasne - stwierdziła Aśka. - Ale rzeczywiście, trochę czasu minęło. Co tam u twojego brata?
I tak od słowa do słowa rozgadaliśmy się, opowiedziała mi trochę o sobie, okazało się, że dostała tutaj na razie tylko staż zaledwie kilka dni wcześniej, jeszcze studiowała. Stara bibliotekarka jak na zawołanie odnalazła się po chwili wytaczając z pomiędzy regałów, więc póki, co musieliśmy przerwać naszą rozmowę.
W końcu mogłem wrócić do tego, po co tu przyszedłem. Tylko, że jedyne, co mi się udało osiągnąć to wejść na kilka stronek medycznych, z których dowiedziałem się, że 'robienie loda' ma też swój specjalny łaciński odpowiednik, można też zrobić sobie samemu, jednak taki zabieg możliwy jest jedynie u nieznacznej części osobników męskich. Na czym polegały predyspozycje żeby tego dokonać, nie udało mi się już znaleźć, w sumie jednak nie szukałem za bardzo i potraktowałem to, jako ciekawostkę, mając nadzieję, że nigdy nie będę taki zdesperowany żeby musieć robić coś takiego... W końcu zdałem sobie sprawę że te całe moje poszukiwania to jakiś bezsens.
"Co ja tu robię?" - zapytałem sam siebie. Zrezygnowany odszedłem od komputera, zatrzymując się jeszcze przy biurku mojej nowej piersiastej znajomej. Fajnie było patrzeć jak starsi kolesie wokół rzucają mi zazdrosne spojrzenia. Uśmieszek samozadowolenia szybko mi jednak zniknął z twarzy, gdy uświadomiłem sobie, że znowu odgrywam szopkę dla wszystkich wokół, stawiam zasłonę dymną mającą na celu ukrycie mojej prawdziwej orientacji. Nie pierwszy raz i jak się okazało także nie ostatni, do tego kosztem tej dziewczyny, która najwyraźniej próbowała być tylko miła w stosunku do mnie. Poczułem się głupio, ona chyba to wyczuła, bo uśmiechnęła się do mnie promiennie:
- Skoro już tu jesteś to weźmiesz ze sobą jakąś książkę?
- Czemu nie? Tylko, że dawno mnie tu nie było i zapomniałem gdzie są, jakie działy.... - skłamałem.
- Rozumiem, czytanie książek nie jest już zbyt popularne wśród młodych ludzi... Co cię interesuje? - zapytała, nieco protekcjonalnym tonem.
Przez chwilę przemknęło mi przez myśl to, po co tu pierwotnie przyszedłem, szybko jednak odrzuciłem ten głupi pomysł. W najlepszym wypadku Aśka by mnie wyśmiała, w najgorszym pomyślała sobie nie wiadomo co... Zamiast tego odpowiedziałem naśladując jej ton:
- Młody człowiek lubi czytać fantasy.
Mijały dni, zbliżały się urodziny Tomka w końcu jednak cały mój misterny plan wziął w łeb, bo zwaliła się do nich starsza siostra z dwoma rozwrzeszczanymi bachorami i trzecim w drodze. Była w zaawansowanej ciąży, wzięła bezpłatny urlop żeby donosić w cichym wiejskim (cholera, zawsze myślałem, że żyję w małym miasteczku) otoczeniu. Na długie tygodnie nasze życie seksualne (tak to wtedy dumnie nazywałem) ucierpiało dość znacznie.
Ja miałem moje urodziny dopiero w październiku, jednak już we wrześniu nadarzyła się okazja. Moja siostrzyczka miała osiemnastkę. Wypadała jakoś w środku tygodnia, ale cała impreza miała się odbyć w najbliższą sobotę. Rodzice w tym czasie mieli się zatrzymać u dziadków, brat przepadł gdzieś już wcześniej i zapowiedział, że wróci dopiero w niedzielę. Już wtedy miałem w głowie plan, że u dziadków nocował nie będę, tylko u Tomka. Razem poprosiliśmy o to jego ojca (nawciskałem mu, że u dziadków ciasno i takie tam pierdoły).
Udał, że się zastanawia, po czym oczywiście się zgodził, jak już napisałem wcześniej, swój chłop. Jego żona wyjechała na kilka dni do matki, więc jeden problem mieliśmy z głowy. Drugi problem to byli koledzy, którzy mogli się dowiedzieć, że po kryjomu nocowaliśmy razem i zacząć coś podejrzewać. Z Tomkiem ustaliliśmy, że zapytam jak będziemy całą paczką a on "łaskawie" się zgodzi, w sumie miał dużą chatę i nikogo by to nie zdziwiło. Jednym słowem, kolejna szopka odstawiona po to żeby nikt się nie poznał na naszej orientacji. Powoli zaczynałem być w tym naprawdę dobry.
W sobotę po południu zebrało nas się kilkunastu i wtedy zapytałem:
- Sorka... ale wiecie moja siostra ma dziś osiemnaste urodziny, impra w domu, a ja nie mam gdzie spać. Któryś może mnie przygarnąć na noc?
Tomek czekał, jak było ustalone, żeby wyglądało to tak jakby się ociągał. W końcu zaproponował:
- Możesz u mnie, jak chcesz...
A tu niespodzianka, czterech innych chłopaków również zaproponowało mi nocleg.
"Cholera nie myślałem, że mam tylu miłych kolegów. I kurwa mać zarazem, bo jak tu teraz wybrać Tomka - najmłodszego z puli tych, co się zgłosili?" Udałem, że się namyślam i powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do głowy:
- Tomek ma z was najlepszy sprzęt, przynajmniej nie będę się nudził przed snem – mrugając porozumiewawczo do niego.
On jednak lekko zbladł, brwi podjechały mu powyżej czoła, po czym zaczął się robić czerwony. Po chwili dotarło do mnie, jak to mogło zabrzmieć i jak zabrzmiało dla niego. Uratował mnie jakiś koleś, który zinterpretował to tak jak według mnie powinni wszyscy, Tomek miał najlepszy komp z naszej paczki nawet nowości szły bez ścinek w full detalach. Kiedy wszystko było ustalone, wystarczyło wpaść do domu po zmianę bielizny a potem na resztę nocy do Tomka.
W domu jednak czekała mnie niespodzianka, starych już nie było, tylko siostra i kilka jej psiapsiółek przygotowywało żarcie dla reszty wygłodnialców, którzy mieli się zjawić wieczorem. Siorka bezbłędnie wyczaiła mnie w tym tłumie, po czym złapała za rękę i poprowadziła do swojego pokoju. A tam na łóżku siedziała nieźle już wstawiona Kaśka, rówieśnica siory, ubrana w stringi i skąpy biustonosz, desperacko usiłowała zachować pion. Od razu zobaczyłem, że alkohol nie był jedynym, czym się doprawiła, bo uśmiechała się głupawo.
- Gdzie będziesz dzisiaj nocował? - zapytała siora prosto z mostu.
- No przecież nie tutaj. - odpowiedziałem zirytowany.
- U dziadków?
- U kolegi. Co cię to w ogóle tak interesuje?
Zamiast odpowiedzi usłyszałem niewyraźnie jak siostra coś szepce Kaśce na ucho. Tamta zachichotała, po czym przesunęła się do tyłu, opierając plecami o ścianę, po czym podciągnęła kolana pod brodę rozszerzając lekko nogi tak, że miałem prawie pełny wgląd na to, co ma pomiędzy nimi. Od razu domyśliłem się, że brat wypaplał się po tym jak go podglądałem i teraz siora robi mi teraz test na orientację. Podstęp był tak mizerny, jak mizerny byłby skutek mojego patrzenia się we wdzięki Kaśki. Fakt, była zgrabna, na pewno niezwykle pociągająca, ale nie dla mnie. A skoro nawet wielkie cycki Aśki nie zdołały na mnie jakoś konkretnie podziałać... Mimo to wiedziałem, że właśnie przyszła pora na kolejne przedstawienie. Bezceremonialnie wlepiłem gały w majtki Kaśki, po czym wyobraziłem sobie, jak według mnie będzie wyglądała nasza dzisiejsza noc z Tomkiem, jak pierwszy raz posmakuję jego kutasa oraz jak mi się spuszcza do ust. Namiocik w spodniach od dresu pojawił się szybko i był aż nazbyt widoczny żeby umknął uwadze mojej siory. Udałem, że się zmieszałem, po czym wyszedłem stamtąd w pośpiechu. Żegnające mnie chichoty utwierdziły mnie w przekonaniu, że się udało i póki, co będę miał spokój. Wpadłem jeszcze na chwilkę do siebie, zabrałem, co potrzebne na noc poza domem i poszedłem do mojego chłopaka.

Miałem do przejścia prawie dwa kilometry. Nie odganiałem od siebie fantazji, która mną owładnęła jeszcze w domu, dlatego droga szybko zleciała. Muszę przyznać, że stał mi przez cały czas. W końcu byłem pod drzwiami i nacisnąłem na dzwonek. Poprawiłem mojego tak żeby się zbytnio nie odznaczał. Głupio tak wpadać w odwiedziny z widocznym sterczem, jakby otworzył Tomek to by tylko parsknął śmiechem, ale jego stary mimo wszystko nie musiałby być aż tak rozbawiony. Otworzył Tomek a jak mnie zobaczył złapał za rękę i poprowadził do siebie na górę.
- Ojca nie ma, nakupił piwa i poszedł na grill do sąsiadów. Wziął tyle, że nawet jak wróci, to pewnie zaraz pójdzie spać, korzysta z chwili wolności, sam rozumiesz.
Rozumiałem doskonale, matka trzymała krótko nie tylko Tomka...
- Zaczekaj chwilę - rzucił chłopak jak już byłem u niego w pokoju, po czym zbiegł na dół. Po chwili wrócił z megapaką chipsów i z... dwoma browarami.
- Skąd masz? - zapytałem.
- Ojciec zostawił. Po jednym dla każdego. Zanim wyszedł rzucił coś w stylu: "Po jednym, nie więcej. Jak coś jeszcze wypijecie to się rano dowiem i wam nogi z dupy powyrywam. Bawcie się dobrze".
- Wiesz, co to znaczy? - zapytałem.
- Wiem - odpowiedział Tomek. - Znaczy, że stary nam ufa i że cię lubi. Naprawdę. Jakbym miał zostać z kimś innym to by piwa nie było. Naprawdę super, mój stary akceptuje Cię o niczym w sumie nie wiedząc.
Zastanowiłem się chwilę nad tym i doszedłem do wniosku, że Tomek ma rację, czyli szczęście w swej radości dosłownie kopnęło nas w dupę. Wyszło lepiej niż planowaliśmy. Odstawiliśmy piwo i zabraliśmy się za siebie.
Z początku całowaliśmy się nawzajem, ja szybko ściągnąłem mu koszulkę, on po chwili zrobił to samo. Zaczęliśmy nawzajem pieścić własne ciała. Językiem zataczałem okręgi wokół jego sutków, on złapał mnie za głowę, pieścił po włosach i karku kierując ją niżej i niżej. Rozpiąłem guzik jego spodni, rozsunąłem rozporek. Delikatnie razem z bokserkami zsunąłem całość do kolan. Zacząłem lizać tam gdzie wcześniej się nie odważyłem, po delikatnym zaroście, po jądrach, wreszcie wziąłem mu do ust. Tomek wił się w rozkoszy i długo nie trwało jak mi się spuścił w usta. Wyplułem zawartość na jego brzuch, po czym zacząłem rozsmarowywać językiem. Po chwili zamieniliśmy się rolami, on ściągnął mi spodnie i majtki jednym ruchem ręki, po czym zrobił to, co ja jemu przed chwilą. Było bosko. Powtórzyliśmy to nie jeden i nie dwa razy tej nocy.
Nad ranem wrócił jego ojciec a ja zmyłem się do drugiego pokoju tam gdzie miałem spać. Piwa nawet nie otworzyliśmy, nie mieliśmy na nie czasu ani ochoty. Spaliśmy zaledwie po kilka godzin, wstaliśmy obaj coś około godziny siódmej czy ósmej rano. Obudził mnie Tomek czułym pocałunkiem i łaskotkami.
- Ojciec pośpi przynajmniej do południa a matka pewnie wróci dopiero wieczorem, więc mamy cały ranek dla siebie. - wyszeptał mi do ucha, potem zdjął majtki i koszulkę i wsunął się do mnie pod kołdrę. Po godzinie pieszczot wstaliśmy i wzięliśmy razem prysznic. Zeszliśmy na dół do kuchni, Tomek zrobił jajecznicę, karmiliśmy się nawzajem. Zdałem sobie sprawę, że chcę żeby tak wyglądała reszta mojego życia - on budzący mnie pocałunkiem, później poranne pieszczoty, wspólne śniadania...
Wyszedłem jeszcze zanim wstał ojciec Tomka, dzięki temu mieliśmy możliwość pożegnać się pocałunkiem. Wracałem do domu z mieszanymi uczuciami. Wiedziałem, że póki, co taka sytuacja nieprędko się powtórzy. Z jednej strony, cieszyłem się, że dostaliśmy taką szansę i że w ogóle znalazłem w tej dziurze kogoś, kto mnie tak pokochał mimo naszej odmienności. Z drugiej, gorycz rozpaczy, że nie możemy się pokazać normalnie, że przynajmniej przez parę następnych lat nasz związek, jeśli w ogóle przetrwa, to będzie uwarunkowany kaprysami ludzi, którzy o naszej miłości pojęcia nie mają, bo się nas brzydzą, dosłownie odbierała mi oddech.
Dotarłem do domu spocony, mimo że na zewnątrz nie było gorąco. W domu oczywiście zastałem nieopisany burdel, którego zresztą należało się spodziewać. Poszedłem do siebie, zepchnąłem ze swojego łóżka jakąś dziewczynę, która póki, co jeszcze słabo kontaktowała. Wpatrzyłem się w sufit i rozmyślałem. W powietrzu czuć jeszcze było zapach seksu, niedaleko zresztą leżał jakiś koleś z tyłkiem na wierzchu. Poczułem wzbierający we mnie gniew. Dlaczego oni mogą się pieprzyć między sobą a ja muszę się kryć jak jakiś jebany złodziej? Kto im dał prawo decydowania, co jest normalne a co nie? Wyrzucałem z siebie w myślach.
Byłem bezsilny a ta bezsilność mnie dobijała. Zdałem sobie wtedy sprawę, że o niektóre rzeczy będę musiał walczyć, najpewniej pięściami. Pomyślałem od razu, że pójdę do brata. On nieraz proponował mi mały sparing w rękawicach albo coś podobnego, ja jednak zawsze się wymigiwałem. Wyśmiewał mnie wtedy i krzyczał, że mężczyzna musi umieć obronić swoją kobietę i że nie mogę być pizdą do końca życia. Pizdą nie byłem, kobiety też nie zamierzałem nigdy mieć, więc jego argumenty słabo do mnie trafiały. Ale wtedy byłem zdeterminowany, muszę się nauczyć bić. Może ta złość by mi przeszła, gdybym się przespał i ochłonął. Tyle, że po chwili usłyszałem znajomy strzał z gaźnika, nieomylny znak, że oto brat powrócił do domu. Wyszedłem przed drzwi, brachol wysiadł i od razu zapytał:
- Jak w domu?
- Rozpierdol niesamowity a połowa dopiero zawija do siebie. - odpowiedziałem.
Skinął głową jakby się nie spodziewał niczego innego:
- A ty, co tu kurwa robisz? Byłeś tu cały czas?
- Nie no... Co ty pokurwiło cię? Siora mnie wyjebała jak tylko załatwiłem sobie miejsce do spania!
Brat zerknął na mnie dziwnie, po chwili podszedł i spojrzał mi w oczy.
- Kurde młody w życiu tak nie bluzgałeś, stało się coś, jak mnie nie było?
Spuściłem wzrok:
- Kilku moich kolesi dostało wczoraj wpierdol. - skłamałem. - Mnie nie było tam tylko przez przypadek. A ja nie mam zamiaru oberwać przy następnym razie. Poradzisz coś?
To był strzał w dziesiątkę. Brat, mimo że ledwo żywy, wyprostował się jak struna:
- W szopie za pięć minut. Weź te rękawice, co u mnie wiszą na ścianie i te drugie białe, będą pasowały. Ja pierdolę, wiedziałem, że mój młodszy brachol nie jest miękkim chujem robiony!
Tak zaczęły się nasze wspólne sparingi, które powtarzaliśmy przez kilka następnych lat. Nie wiem czy dały mi coś pozę większą pewnością siebie, może odrobiną siły fizycznej po godzinach machania hantlami, najważniejsze chyba, że w końcu znalazłem ze starszym bratem wspólny język. Mój brat, jak byłem z nim sam na sam okazywał się całkiem spoko. Pozer o miękkim sercu, który tak naprawdę mnie kochał, mimo że okazywanie tego nie szło mu najlepiej. Moje uczucia w stosunku do niego po tym dniu i vice versa zmieniły się diametralnie. Nawet mimo tego, że pozwolił któregoś razu żeby jeden z jego kolesi podczas sparingu stłukł mnie do krwi. Tłumaczył mi potem, że to było konieczne, bo już wiem, że nie mam gęby ze szkła i strach mnie nie sparaliżuje. To była druga duża lekcja. Pierwsza miała tytuł "przypierdol mu pierwszy". Z czasem pojąłem obie.
Tomek krzywym okiem patrzył na moje zapędy wprawiania się w robieniu komuś krzywdy. Skupiał się na tym, że umiałem też robić dobrze. Aśka, z którą w międzyczasie zdołałem się zaprzyjaźnić i polubić, również kręciła nosem mówiąc, że jak bardzo się upodobnię do brata to przestanę cokolwiek czytać i odwiedzać ją w pracy. A wpadałem do niej często, polubiłem jej towarzystwo, gadaliśmy głównie o książkach; ona nie postrzegała mnie przez pryzmat mojego wieku, a ja jej biustu. Prawdę mówiąc z początku była chyba trochę zaskoczona, że nie gapię się jak reszta, wydaje mi się, że po prostu uznała, że jestem dojrzały, poważny i w ogóle, a ja nie wyprowadzałem jej z błędu.
Z Tomkiem układało nam się super, nasze uczucia rozkwitały.
Tak minął kolejny rok.

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PatrykXX dnia Pią 9:56, 11 Sty 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykXX
Adept



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: a kto to wie?

PostWysłany: Nie 23:53, 06 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:47, 17 Sty 2013    Temat postu: Spbg - część trzecia

Część trzecia(3)


Minął kolejny rok. W naszym życiu póki, co nie zmieniło się wiele no może poza dwoma rzeczami. Pierwsza z nich, która mnie ucieszyła, Tomek spoważniał i zaczął stawiać się matce, miewał teraz własne zdanie. Pierwszym tego efektem było to, że rzucił w pizdu ministranturę. Zszokowanej, rodzicielce, głębokiej katoliczce oznajmił, że ma dość wstawania prawie codziennie na poranną mszę żeby służyć temu sknerze (ksiądz). Oznajmił też, że od tej pory będzie jak normalny biały człowiek chodził do kościoła raz w tygodniu plus ewentualne święta. Byłem z niego dumny. Ja sam chodziłem tylko od wielkiego święta albo na ślub czy pogrzeb. Ministranturę olałem jeszcze przed dziesiątym rokiem życia.
Druga rzecz to taka, że zaczęły się nami interesować dziewczyny. Nie, nie pomyliłem się, my z Tomkiem interesowaliśmy się sobą nawzajem, więc to one musiały wykonać ten pierwszy krok. Karolinka, rok ode mnie starsza mieszkała niedaleko, o rzut kamieniem, Paulina, której wpadł w oko Tomek, naprzeciwko niej. Niejednokrotnie szwendaliśmy się razem już wcześniej, teraz jednak, gdy byliśmy na tyle dorośli żeby zostać na podwórku do późnej nocy, zaczęły się wieczorne spacery, wspólne przesiadywanie po nocach, wspólne ogniska itp. Traktowaliśmy to z Tomkiem, jako coś naturalnego. Dziewczyny są w życiu skrytego geja są potrzebne, trzeba z kimś tańczyć na dyskotece, mieć osobę towarzyszącą na imprezę, dostać od kogoś kartkę na Walentynki i tego typu sprawy. No i do tego chyba nie ma lepszej przykrywki.. Poza tym obie były niebrzydkie, wygadane a co najważniejsze nie były zaborcze. Nie trzeba było się z nimi szwendać non-stop, wystarczył spacer, co któryś wieczór, mały buziak w szkole i czasem się odezwać na gg. Do tego zwykle jak chodziliśmy na spacery to we czwórkę, czasem dołączała jeszcze jakaś parka lub dwie a my z Tomkiem wiedzieliśmy, że tak naprawdę liczy się tylko, że jesteśmy tam we dwóch.

Na początku lata tuż przed końcem roku szkolnego miał miejsce dość znaczący incydent, musiałem stanąć w obronie mojego chłopaka. Z forestem nie lubiliśmy się (łagodnie mówiąc) od początku pierwszej gimnazjum. Chodził do równoległej klasy. Mieszkał w jednej z okolicznych wiosek, która znana była z tego, że odbywały się tam wiejskie dyskoteki, na które zjeżdżał, co sobota tłumy. Nie raz i nie dwa zabawił tam też brachol z kolesiami. Jak niesie wieść gminna któregoś razu przyplątała się do nich starsza siostra foresta, wysoka, chuda (zupełnie jak później forest). Z buzi przeciętna o ile wypiło się wcześniej kilka głębszych. A chłopaki wcześniej popili sobie dosyć tęgo, do tego wpadli w wisielczy nastrój, postanowili wykorzystać naiwną idiotkę. Nie, nie zgwałcili jej, nic z tych rzeczy, podobno upalili ją zielskiem, ona rozdała kilka lodów po czym doprawili ją alkoholem aż biedaczka przestała kontaktować. Nie mając pojęcia, co robić ze "zwłokami" zawieźli ją pod jej dom, przewiesili przez furtkę nacisnęli na domofon, po czym spierdolili z piskiem opon. Tą historię znali chyba wszyscy. A biedna siostra foresta an długi czas stała się obiektem kpin. Nic dziwnego, że po skończeniu szkoły biedaczka przeprowadziła się na drugi koniec Polski a później podobno wyjechała za granicę.
Cała rzecz działa się kilka lat wcześniej jednak forest widać nie zapomniał i chyba postanowił odegrać się za to na mnie. W pierwszej klasie gimnazjum próbował mnie sprowokować rzucając jakieś głupawe uwagi które ja ignorowałem albo jak mnie wkurwił to wdawałem się w słowne utarczki z których praktycznie zawsze wychodziłem zwycięsko, język miałem równie cięty co moja siora. Niestety zanim pojął, że nic w ten sposób nie wskóra był mi niczym wrzód na dupie przez długi czas. W tym roku jednak plan ułożyli tak, że mieliśmy razem wf więc zmienił strategię, zaczął rywalizować ze mną w sporcie. W siatkę i w kosza rzeczywiście był lepszy głównie z racji wyższego wzrostu. Szybciej też biegał, ale w sumie skądś miał tą ksywę. W gałę on stał zwykle na obronie a ja na bramie, więc tu nie było jak rywalizować. Ale jeśli chodzi o tenisa ziemnego albo stołowego to koleś dostawał regularne baty. Nie inaczej było podczas ćwiczeń na drążku (ja jako gej oczywiście miałem opanowany ten sport do perfekcji). A tak na poważnie, to był mój ulubiony rodzaj sportu; naprzeciwko szkoły po drugiej stronie ulicy był taki "małpi gaj" na wolnym powietrzu. Od lat chodziłem tam wieczorami żeby się trochę poćwiczyć. Forest szybko zaczął otwarcie mnie prowokować zaczepkami, głównie podczas gier zespołowych. Nie raz prawie się przez to pobiliśmy, ale zawsze rozdzielał nas nauczyciel karząc pompkami albo orbitkami wokoło boiska. Aż w końcu doszło do nieuniknionego.
Graliśmy wtedy w kosza, chłopaki z jednej klasy przeciwko drugim. Koleś od wuefu zostawił nas samych, bo musiał coś załatwić. Forest szybko zwietrzył swoją szansę. Jego zaczepki stały się aż nazbyt widoczne. Podcinał mnie, rzucał we mnie piłką w ogóle robił wszystko żeby mnie wkurwić. W końcu mu się udało, podczas którejś akcji jak biegłem z piłką wziął rozbieg i wpadł na mnie z całym impetem jakby to było rugby. Oczywiście wyłożyłem się jak długi. Zapadła cisza, wszyscy wiedzieli, że przesadził a ja na więcej nie mogę mu pozwolić. Wstałem i podszedłem do niego. Czekał już gotowy z uniesionymi pięściami a ja nie zwalniając kroku kopnąłem go z całej siły pod lewe kolano. Nie wywrócił się tylko przysiadł, chcąc jednak utrzymać równowagę rozłożył szeroko ręce. Więcej mi nie było trzeba, wziąłem krótki zamach lewą ręką i wkładając w to siłę pędu mojego ciała przywaliłem mu centralnie w ryj. A że nie byłem wtedy do końca pewien mojej lewej ręki to po chwili przykopałem mu jeszcze w okolice żołądka. Wiem, leżącego się nie bije, ale wtedy mnie to jebało. Koleś zwijał się na ziemi krwawiąc z nosa i ust, chyba się popłakał, ogólnie przedstawiał żałosny widok. Stanąłem nad nim:
- Nigdy więcej mnie nie wkurwiaj i w ogóle przestań walić ze mną w chuja, bo następnym razem dostaniesz jeszcze lepszy wpierdol.
Nie czekałem na odpowiedź, po prostu się odwróciłem i odszedłem. Nie, nie strugałem jakiegoś maczo, tylko chciałem żeby się w końcu ode mnie odczepił. Od tamtego czasu miałem spokój, ale forest to był naprawdę kutas. Bezbłędnie wyczaił, że najczęściej szwendam się z Tomkiem, więc to na nim skupiał swoją uwagę. Tomek był od niego dużo niższy do tego chodził do pierwszej klasy nie bardzo, więc jak mógł się bronić przed wyzwiskami. Nieraz pytałem go czy mam się zająć forestem on jednak mówił, że sam sobie poradzi i że takich ludzi trzeba ignorować to w końcu się odczepią. Nie bardzo się z tym zgadzałem jednak póki, co nie sprzeciwiałem się. Tomek był cholernie nieustępliwy i uparcie trzymał się swoich zasad a ja kochałem go mimo tego (a może właśnie za to). Starałem się być na przerwach jak najczęściej w pobliżu Tomka, wtedy forest go nie zaczepiał. Jednak nie mogłem go pilnować cały czas i w końcu stało się nieuniknione.
To było pod koniec roku szkolnego. Zaraz po rozpoczęciu szóstej lekcji Maciek, z którym siedziałem w ławce zapytał mi czy wiem, że Tomek i forest mają po lekcjach iść na solo w parku. Odpowiedziałem, że nie a on opisał mi jak do tego doszło:
Tomek stał na korytarzu z Pauliną, podszedł do nich forest i zaczął rzucać głupie teksty. Powiedział do Pauliny czy mu nie "postawi pały". Ona jednak umiała sama o siebie zadbać, odpowiedziała żeby sobie zajrzał do dziennika to się przekona jak mu codziennie dogadzają nauczyciele i że tylko na takie stawianie pały może liczyć w życiu. Rozlegający się dookoła chichot przekonał go, że nie poszło najlepiej. Przerzucił, więc uwagę na Tomka:
- Jak tam twoja starsza siostrzyczka, dalej studiuje weterynarię? Obciąga na ustnych koniom czy osłom?
- A jak tam twoja młodsza siostrzyczka? - odparował niewzruszony Tomek - Może poszła w ślady starszej i wisi na bramce przed domem z tyłkiem na wierzchu? Idź i zobacz, może starzy jeszcze nie wiedzą i trzeba zadzwonić domofonem żeby ją ściągnęli?
Tym razem chichot przeszedł w śmiech i forest wiedział, że znowu przegrał. Rzucił się na Tomka, ale Paulina z koleżankami ich rozdzieliły.
- Dobra, skurwielu - rzucił na odchodne - spotykamy się po lekcjach w parku. Sam na sam wtedy zobaczymy, który z nas miał rację. Jak nie przyjdziesz to sam cię znajdę.
Szczerze wkurzyły mnie wieści od Maćka. Siedziałem i główkowałem jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie mogłem otwarcie stanąć w jego obronie, ludzie mogli coś zacząć podejrzewać.
- Widzę, że się trochę tym martwisz - rzucił półgłosem Maciek.
Nie było sensu owijać w bawełnę.
- Jasne, że tak wiesz, że z Tomkiem kumplujemy się od dawna. Ale solówka to solówka, nie mogę tak po prostu się wmieszać.
- Dokładnie. Do tego pewnie by przyniosło taki skutek, że przy następnej okazji forest by go dorwał i stłukł bardziej niż mu to grozi teraz.
- Ach, więc też myślisz, że Tomek nie wygra? - raczej stwierdziłem fakt niż zapytałem.
- Patryk ja znam Tomka tak samo długo jak ty. Nigdy nie widziałem żeby się z kimś bił na serio. Do tego jest niższy. Jestem po prostu realistą.
- Tak wiem. - odparłem, po czym znów się zamyśliłem.
- Będzie, co ma być my też będziemy tam całą paczką i nie pozwolimy forestowi go stłuc. Do pierwszej krwi albo jak któryś padnie żeby było zgodnie z zasadami. Nic Tomkowi się nie stanie, myślę, że coś się za bardzo martwisz. - Maciek spojrzał na mnie marszcząc czoło.
Nie no kurwa jeszcze brakuje żeby się wydało, że między mną a Tomkiem nie chodzi o zwykłą przyjaźń. To by była katastrofa a do tego forest do końca szkoły mógłby mi bezkarnie uprzykrzać życie. Mi i Tomkowi. Kurde może faktycznie pozostawić sprawy własnemu biegowi? Nic mu się nie stanie, parę siniaków, może podbite oko, wyliże się. Albo to ja go raczej wyliżę, wyobraźnia podsunęła odpowiednie obrazy i już po chwili poczułem znajome budzenie się do życia mojego zawadiaki. Szybko odgoniłem te myśli. Jeszcze brakuje żeby Maciek zauważył, że mi staje jak myślę o Tomku, do tego w takim kontekście. To by sobie dopiero pomyślał.
- Najgorsze, że to w sumie moja wina - odezwałem się po chwili.- Wszyscy wiedzą, że chodzi o siostrę foresta i tamto zajście sprzed lat. Próbował się za to odegrać na mnie a jak mu nie poszło to przerzucił się na moich słabszych kumpli.
- Jeśli już to nie twoja tylko twojego braciszka. A w ogóle idąc dalej tym tokiem myślenia to najbardziej zawinili foresta starzy krzyżując ze sobą swoje chujowe geny. A jeśli już o nich mowa to ich rodzice...
- Dobra łapię, do czego zmierzasz - przerwałem mu. - Ale nadal nie rozumiem....
- Ja to wiem, ty, cała szkoła wie. - tym razem to on mi się wciął. - Wszyscy to wiedzą, ale nikt o tym otwarcie nie mówi nawet ty z forestem. Idź i powiedz mu to przy wszystkich. Wytrąć mu argumenty z ręki i rozwiążcie to między sobą raz na zawsze.
Wtedy zakiełkował mi w głowie pewien plan, podsunięty przez wywód Maćka. Miałem go ochotę dosłownie pocałować za to, że jest takim bystrzakiem (w sumie nie pierwszy raz, było z niego całkiem niezłe ciasteczko, ale póki, co ja i Maciek pozostawaliśmy kumplami siedzącymi razem w ławce a nie pieprzącymi się na niej). Kiedy skończyła się lekcja miałem w głowie dopracowany plan, co robić. Najpierw pobiegłem po Paulinę, miała lekcje dwie sale dalej. Odciągnąłem ją na bok i szybko wprowadziłem w szczegóły. Zgodziła się i zbiegła schodami na dół. Miała odszukać Tomka i upewnić się, że pojawi się w parku, jednak nie za szybko, możliwie najwolniej jak się da a po drodze zgarnąć Karolinę i ją też przyprowadzić. Ona też miała odegrać mimowolnie swoją małą rolę. Ja natomiast poszedłem prosto do parku.
Wiedziałem, że forest będzie już tam czekał, kutas skończył lekcje godzinę wcześniej i pewnie nie próżnował, łażąc i rozpowiadając, naokoło co się będzie działo. Nie pomyliłem się, po dotarciu na miejsce od razu zobaczyłem, że czeka. Nazbierał się już spory tłumek, drugie tyle pewnie zaraz dojdzie. Dobrze, potrzebna mi będzie duża widownia, pomyślałem sobie i stanąłem w większej odległości tak żeby mnie na razie forest nie zobaczył, a żebym ja widział czy Paulina przyprowadzi kogo trzeba. Dostrzegłem ich po paru minutach, byli wszyscy: Tomek, Paulina, Karolina. Obok szedł nawet Maciek i kilku znajomych.
- O w końcu idzie, a byłem pewien, że spierdoli do domu do mamusi - forest w końcu też ich zauważył. - Nie ma tu twojego kolesia Patryczka żeby cię obronił.
- Jestem tutaj tępa mordo - wyszedłem zza drzewa i stanąłem obok Karoliny.
- Przyszedłeś bronić swojego przydupasa? - syknął ze złością trochę zaskoczony forest.
- Nikogo nie zamierzam bronić. Tomek sam wpierdoli ci nie słabiej niż ja ostatnio.
- Zaraz zobaczymy, kto komu!
- Zastanawia mnie tylko jedno - dodałem po chwili. - Co zrobisz jak już dostaniesz wpierdol od mojego kolegi? Przyczepisz się do mojej dziewczyny?
Żeby nie było wątpliwości, o kogo chodzi objąłem Karolinę ramieniem. W sumie nie chodziliśmy ze sobą oficjalnie, ale chyba nie było lepszego czasu żeby zacząć. Ona tylko się uśmiechnęła i przysunęła bliżej mnie, jakby potwierdzając to, co powiedziałem.
- Forest wszyscy wiemy, że chodzi ci o mnie. Czepiasz się mnie od poprzedniej klasy za to, co się stało kilka lat temu.
- Nie wiem, o co ci chodzi.- odburknął.
Ja jednak dalej realizowałem swój plan:
- Chodzi mi o mojego starszego brata i o twoją siostrę wiszącą na furtce z gołą dupą kilka lat temu. Wszyscy znają tą historię. Ale nie całą. Brat któregoś dnia dorzucił kilka ciekawych faktów, co do tamtej nocy. Siostra ci nie opowiadała? No to ciekawe podobno była jeszcze wtedy całkiem przytomna...
To była oczywista bzdura. Brachol z tamtej nocy pamiętał chyba najmniej z całego towarzystwa. Forest jednak nie mógł o tym wiedzieć:
- Zamknij się. Zamknij się albo...
- No to dawaj - uwolniłem się od Karoliny i podszedłem kilka kroków. - A może czekasz na parę pikantnych szczegółów z tamtego wieczoru?
Zadziałało zgodnie z planem. Forest zrobił się czerwony i ruszył do przodu, przysiągłbym, że piana leciała mu z mordy. Długo nie trwało a znowu leżał i kwiczał. Tym razem pozwoliłem mu wstać. Tylko po to żeby przyjebać mu tak, że się nakrył nogami. Tym razem nie poprzestałem na jednym kopniaku, okładałem go pięściami, łokciami i kolanami po głowie, nerkach, żołądku, prawie rok nauki brata nie poszedł na marne. Forest mógł jedynie się skulić i chronić rękami głowę. A ja go tłukłem bez opamiętania. Tłum wył z dzikiej radości, laski piszczały, forest kwiczał, istne jebane zoo. W końcu Paulina z Karoliną i Maćkiem zdołali mnie odciągnąć. Adrenalina pulsowała mi w żyłach, serce waliło jak oszalałe. Po chwili się uspokoiłem:
- Podskocz mi jeszcze raz skurwielu to cię zatłukę. Zacznij zaczepiać moich kumpli albo dziewczyny to będę cię lał, co rano. Powiem bratu jak się chciałeś za niego na mnie odegrać to będzie jeździł do tego twojego piździejewa i tłukł cię wieczorami. Dotarło?
Nie odpowiedział. W sumie to było trochę pytanie retoryczne. Odwróciłem się i podszedłem do dziewczyn. Tomka nie było widać. Poszukałem go wzrokiem, szedł odwrócony plecami do nas, chyba do domu. Chciałem pobiec za nim, ale z oczywistych względów nie mogłem. Po chwili powiedziałem do Pauliny:
- Idź za nim.
Zrobiła jak kazałem. Nie, nie zależało mi by poszła go pocieszać, wprost przeciwnie. Miałem zamiar wypytać ją wieczorem, o co mu chodziło. Odprowadziłem Karolinę do domu. Rozstaliśmy się bez słowa, miałem gdzieś, co o mnie myśli. Wieczorem chciałem się czegoś dowiedzieć od Pauliny, ale podobno gadali tylko o jakiś pierdołach a Tomek zmył się szybko do chaty.
Do końca szkoły pozostało zaledwie kilkanaście dni, przez ten czas on wyraźnie mnie unikał. Jak próbowałem zagadać to uciekał wymigując się jakimiś bzdurami. Nie odzywał na gg. Na boisku pojawiał się dość rzadko zresztą jak na złość często padało i nie było jak się spotkać.
Cholera, myślałem sobie, zajechał rycerz na białym koniu a księżniczka okręciła się na pięcie i dała dyla. Może koń był nie dość biały? Zaśmiałem się na tą myśl, bo przypomniała mi się scenka sprzed paru miesięcy. Wychodziłem po wf-ie spod prysznica i nie zdążyłem się w porę zakryć ręcznikiem, w sumie myślałem, że jestem już sam. Jak się ubierałem to podszedł do mnie Maćko, po czym odezwał konspiracyjnym szeptem:
- Patryk czy zastanowiło cię to nigdy, że twój kutas ma podejrzanie ciemną karnację?
W sumie nigdy o tym nie myślałem, rzeczywiście był jakby ciemniejszy niż u Tomka, ale nawet on nigdy nic na ten temat nie wspomniał.
- Szkoda, że nie ma równie podejrzanej długości - odparłem z uśmiechem. Maciek też się zaśmiał i poszedł na lekcje.

Zaczęły się wakacje. Tęskniłem coraz bardziej za Tomkiem, jego pocałunkami, pieszczotami, jego białym fiutem, cholera, tęskniłem za samą jego obecnością. A on uparcie milczał. W końcu zdobyłem się na odwagę i poszedłem do niego do domu. Pod warsztatem zobaczyłem jego ojca:
- Jest może Tomek?
Stary zmarszczył brwi.
- Od dwóch dni jest u siostry na wakacjach, chciał do niej jechać pomóc przy siostrzeńcach. Nie wiedziałeś?
Poczułem gorzki uścisk w gardle.
- Nie nic. Pewnie zapomniał wspomnieć - zdołałem wykrztusić.
- Pewnie nie tyle zapomniał, co nie miał możliwości. Co się wami w ogóle dzieje? Kiedyś byłeś u nas stałym bywalcem a teraz widzę cię po raz pierwszy od prawie miesiąca. Pokłóciliście się o coś?
- Może tak, chociaż ja o tym nic nie wiem - poczułem jak powoli łzy zaczynają cisnąć mi się do oczu.
- Chodzi o tamtą bójkę?
- To pan wie? - głos mi drżał coraz bardziej
- Chłopcze to mała mieścina tutaj wszyscy o wszystkim wiedzą. Pewnie Tomek ma ci za złe, że biłeś się o niego.
Cholera jasna mam nadzieję, że stary się przejęzyczył:
- Miał pan na myśli, że zamiast niego...
- Miałem to, co miałem. Tak w ogóle powinieneś chłopcze pomyśleć nad innym sposobem rozwiązywania problemów niż pięściami. Twój brat ma na ciebie zły wpływ. Zmieniasz się to zrozumiałe. Ale za szybko i wcale nie na dobre. Zacząłeś kląć, bić się. Tylko patrzeć jak zaczniesz się szwendać z kolesiami brata po barach i dziwkach.
Stałem tam jak zbity pies nie mogąc wykrztusić słowa. Łzy zaczęły mi otwarcie płynąć po policzkach. Ojciec Tomka spojrzał na mnie łagodniej:
- Patryk wiesz, że cię kocham jak własnego syna. Jak masz jakieś problemy wiedz, że zawsze możesz do mnie przyjść, pogadać. Postaramy się jakoś zaradzić. Zapewniam, że zawsze można znaleźć lepsze wyjście niż bicie po mordzie.
- Muszę już iść.
- No to idź tylko pamiętaj, o czym ci powiedziałem.
- Do widzenia. - odwróciłem się na pięcie. Chciałem stamtąd uciec jak najprędzej.
- Jak Tomek wróci to postaram się jakoś cię powiadomić - usłyszałem jeszcze za plecami.
Poszedłem do domu pogrążyć się w tęsknocie i samotności.

Mijały dni, wychodziłem rzadko, pogoda zresztą nie dopisywała. Tęsknota z czasem wydawała się zmniejszać tym bardziej, że jeszcze była Karolina. Nie, nie posunęliśmy się jeszcze do niczego poza przytulankami i całowaniem. Ja nie chciałem a ona nie nalegała. Prawdziwą przyjemność sprawiały mi nasze wspólne rozmowy. Ona okazała się inteligentną dziewczyną, ciekawą świata, z jasno sprecyzowanymi planami na przyszłość, chciała zostać kiedyś lekarzem. Potrafiła godzinami o tym gadać, miała całkiem pokaźną wiedzę w dziedzinie medycyny. Kiedyś ze zgrozą dotarło do mnie, że może zechcieć nabrać praktyki proponując np zabawę w "doktora" na początek, jednak nic takiego nie nastąpiło zresztą byliśmy już na to raczej za starzy.
Któregoś ranka obudziłem się i stwierdziłem, że na zewnątrz jednak świeci słońce, dosłownie i w przenośni. Wyszedłem na zewnątrz, było całkiem pogodnie, rześkie powietrze pobudzało do życia. Postanowiłem pójść na boisko. Na miejscu było kilku chłopaków jednak zbyt niewielu żeby rozegrać mecz, dlatego kopali do jednej bramki. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się bramkarzowi.
Nie znałem tego chłopaka musiał być przyjezdnym. Przyjrzałem się uważniej i natychmiast zapragnąłem go poznać, możliwie najbliżej jak się dało: Brunet z fryzurką ściętą "na beckhama". Na twarzy zawadiacki uśmiech a poniżej ponętne, widoczne spod koszulki umięśnione ciało. Na oko równy ze mną, może ciut wyższy.
Popatrzyłem chwilę jak broni i muszę przyznać, że był cholernie dobry. Na pewno lepszy ode mnie. Przez chwilę poczułem ukłucie zazdrości jednak szybko przysłoniło je znajome uczucie buszujących w brzuchu motylków. Cholera, aż szumiało mi w uszach, on był po prostu śliczny, boski.
- Przyjechał trzy dni temu do babki. - Maciek pojawił się obok mnie tak, że go nie zauważyłem. - Pokopaliśmy razem już przedwczoraj jak nie padało. I wczoraj wieczorem też.
Szkoda, że ciebie nie było. Gdzieś ty się ostatnio wogóle podziewał?
- Chorowałem - rzuciłem krótko. Po chwili dodałem - Całkiem niezły.
- Chodzi ci o to jak broni? - rzucił dwuznacznie.
Kurde od jakiegoś czasu jego uwagi były, co najmniej niepokojące. Po chwili dodał, tym razem wystarczająco głośno żeby wszyscy słyszeli:
- Jeśli chodzi o stanie w bramce to jesteś przy nim mały pikuś! - po czym z głupim rechotem pobiegł w kierunku toczącej się piłki i nie przymierzając kopnął ją z całej pary tak, że o kilometr minęła poprzeczkę i wyleciała za ogrodzenie.
Usłyszałem ciche śmiechy i niestety wiedziałem, że nie dotyczą one wygłupu Maćka, takie zagrania były dla niego typowe. Ja zaś stałem tam czując, że się czerwienię, miałem ochotę urwać mu łeb za takie wprowadzenie. Ze wstydu miałem ochotę zapaść się pod ziemię, nieznajomy jednak chyba widząc moje zmieszanie uratował sytuację podchodząc do mnie i zdejmując rękawice. Wyciągnął rękę na powitanie.
- Cześć jestem Karol.
- Patryk. - ze wstydu nie stać mnie było póki, co na więcej.
- A coś mi się obiło o uszy. Stoisz na bramce jak nie ma, komu? Jak chcesz to mogę cię trochę pouczyć, słyszałem, że nawet średnio sobie radzisz.
Cholera nie tak wyobrażałem sobie początek naszej znajomości. Ale moja duma ucierpiała już zbyt wiele.
- Ja mogę też cię nauczyć paru rzeczy. Ostrzegam jednak, że nauka może być dla ciebie nieco bolesna.
Uniósł ręce w geście obrony, po czym uśmiechnął się rozbrajająco.
- Nie, spoko żartowałem. Przekomarzam się tylko, słyszałem od twoich kolegów, że lepiej cię nie wkurzać ale ja już tak mam że czasem lubię się przekonać osobiście. Bez urazy? Ponownie wyciągnął dłoń. Uścisnąłem ją.
- Ok mi się już znudziło to turlanie po ziemi chciałbym trochę postrzelać. Zmienisz mnie?
- Jasne.
Graliśmy prawie do południa. Przyszło jeszcze paru chłopaków i mogliśmy rozegrać mecz. Oczywiście z Karolem graliśmy w przeciwnych zespołach, niestety na stanie na bramie nie było zbytnio chętnych i wyszło na to, że to będzie regułą. Tamtego przedpołudnia mój zespół przegrał, ale mnie nikt nie obwiniał, po prostu z nami grał Maćko a on ma specyficzny styl gry, ładować na bramkę, kiedy tylko się da i z dowolnej odległości.

Mijały dni. Na boisko chodziłem tak często jak się dało, tam najczęściej mogłem spotkać Karola. Cierpiały na tym wieczorne sparingi oraz jego imienniczka, Karolina. Nieraz robiła mi wymówki, że ją jawnie olewam ja jednak robiłem skruszoną minę i zabierałem ją na wieczorny spacer. Zwykle skutkowało. Z Karolem dogadywaliśmy się coraz lepiej. Zaczęliśmy spotykać poza boiskiem. Pokazałem mu "małpi gaj" i nie bez dumy ile wymyków podciągnięć i innych ćwiczeń mogę zrobić. Muszę przyznać, że bardzo mi nie ustępował szczególnie przy podciąganiu, ta muskulatura nie wzięła się znikąd. Podobno u siebie w rodzinnym mieście regularnie odwiedzał basen, czasem siłownię. Zaczęliśmy szwendać się tylko we dwóch, pokazywałem mu okolicę, mimo że z czasem nie za bardzo było, co już pokazywać. Gadaliśmy o wszystkim, z czasem zaczęliśmy poruszać temat seksu. Opowiedziałem mu o Karolinie, on coś też wspomniał, że ma u siebie dziewczynę, ale szybko zmienił temat.
Raz zagadał do mnie ojciec Tomka. Uświadomiłem sobie, że prawie zupełnie o nim zapomniałem. Nie było mi już smutno z jego powodu. Zniknęła też tęsknota. Uświadomiłem sobie, że jestem po prostu na niego zły. Zły i zawiedziony.
- Wiesz Tomek regularnie dzwoni, co tydzień o tej samej porze, więc jak chcesz to chodź nas, może sobie w końcu pogadacie.
Udałem, że się zastanawiam:
- A kiedy będzie dzwonił. Teraz?
- No za jakieś pół godzinki. To jak idziesz czy wpadniesz do nas za chwilę?
Za jego plecami widziałem już idącego Karola. Wybieraliśmy się trochę poćwiczyć w "Małpim Gaju".
- Przepraszam, ale dzisiaj nie mam czasu. Może za tydzień?
Stary miał coś odpowiedzieć, ale wmieszał się Karol wyciągając do niego rękę.
- Dzień dobry. - Najpierw zwrócił się do mojego rozmówcy a potem do mnie - To jak, idziemy?
- Idziemy. Do widzenia!
Stary stał jeszcze chwilę, po czym odwrócił się i poszedł w przeciwnym kierunku.
- Kto to był? - zapytał Karol.
- Ojciec mojego starego kumpla.
- "Starego" w sensie "dorosły" czy w sensie "mam go od dawna"?
Zastanowiłem się chwilę, po czym odpowiedziałem:
- Nie. "Starego" w sensie "były".

cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PatrykXX dnia Pią 10:00, 11 Sty 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 23:07, 07 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:48, 17 Sty 2013    Temat postu:

Ciekawe i to bardzo, czekam na więcej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
grafoy
Wyjadacz



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 23:28, 08 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:48, 17 Sty 2013    Temat postu:

dawaj dalej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykXX
Adept



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: a kto to wie?

PostWysłany: Śro 14:19, 09 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:49, 17 Sty 2013    Temat postu: Spbg - część czwarta

Część czwarta(4)


Wakacje to okres szczególny w życiu zwłaszcza, jeśli jest się akurat w wieku szkolnym. Jedni żeby się wyrwać ze starego otoczenia wyjeżdżają gdzieś, tak było z Tomkiem. Drudzy przyjeżdżają skądś, najczęściej do rodzinki, nierzadko po raz pierwszy starając się odnaleźć jakoś w nowym otoczeniu, tak było z Karolem. Jeszcze inni zostają na miejscu, często wykorzystując okres wolny od nauki żeby zarobić na miejscu trochę gotówki podejmując jakieś dorywcze prace, tak było w tym roku ze mną. Nie była to jakaś konieczność, bo starzy w sumie zarabiali nieźle tyle, że byli trochę sknerowaci a dodatkowo w tym roku siostra wybierała się na studia, więc miało im przybyć trochę wydatków. Ja jednak miałem zamiar w końcu kupić sobie upragniony telefon komórkowy i wobec kolejnej odmowy rodziców postanowiłem, że sam na niego zarobię.
Na szczęście wokoło nie brakowało sadowników, więc po wielu dniach zrywania, strząsania i zbierania z drzew i krzaczorów wszystkiego, co zdołało dojrzeć kupiłem upragnioną nokię z kolorowym wyświetlaczem i wbudowanym aparatem. Cholera, ale byłem wtedy z niej dumny! Resztę kasy po części odłożyłem a to, co zostało przehulałem z Karolem wydając ją głównie na... piwo.
Moje dotychczasowe doświadczenia z alkoholem były dość mizerne, zresztą widok brata i kumpli ułojonych żółtym napojem jakoś nie zachęcał mnie do spróbowania większych ilości. Kilka łyków, góra pół butelki - to było maks, co do tej pory jednorazowo wchłonął mój żołądek. Ale Karol pokazał mi, że wypite piwko powodując przyjemny szum w głowie nierzadko czyni ludzi nieco odważniejszymi, co może powodować nieoczekiwane sytuacje. Nieoczekiwane, nieprzewidywalne, namiętne, rozkoszne... Ale uprzedzam fakty, więc po kolei :
Był środek lata. Tomek nadal przebywał u siostry, Karolina z rodzicami wyjechała nad jeziorka. Wracałem właśnie ze spożywczaka z zakupami, gdy wpadłem na Karola:
- Hej, co tam u ciebie nie pracujesz nigdzie dzisiaj?
- Cześć. - odpowiedziałem.- Dzisiaj zrobiłem sobie przerwę, wszystko mnie piecze od stania na tym słońcu.
- Co robisz tak powiedzmy... wczesnym wieczorkiem?
- Nie mam jakiś szczególnych planów, ale w gałę nie gram, bo jak wcześniej powiedziałem...
- Nie, chodziło mi raczej żebyśmy się gdzieś wybrali.
- Gdzie na przykład? Pokazałem już ci chyba całą okolicę...
- Oprócz jednego miejsca. - ponownie przerwał mi Karol.
Wiedziałem, o co mu chodzi. Kiedyś niechcący wypaplałem się przy nim, że mam takie tylko swoje miejsce poza granicami miasteczka, z dala od jakichkolwiek dróg i zabudowań. Była to malutka dolinka otoczona drzewami i krzakami, gdzie chodziłem, kiedy chciałem być sam. Nie bardzo mi się uśmiechało pokazywać to miejsce komukolwiek, ale zaświtała mi w głowie myśl: "z dala od ludzi, tylko we dwóch, może..."
- Jasne nie ma sprawy, pokażę ci moją "samotnię" jak chcesz. To, o której?
- A daleko to?
- Jakieś dwadzieścia minut rowerem.
- Ok póki, co muszę skończyć malować babce okna. Wpadnę po ciebie o siedemnastej. Pasuje?
- Pasuje.
Kiedy wróciłem do domu dochodziła jedenasta, to było chyba najdłuższe popołudnie w moim życiu. W końcu odezwał się telefon, Karol czekał na zewnątrz.
Wziąłem rower i wyszedłem przed dom. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to pękaty plecak na ramionach kolegi.
- Niech zgadnę, co tam masz...
- Nie zgaduj, bo sam ci powiem. Piwo oczywiście.
Jakby dla potwierdzenia potrząsnął zawartością, która wydała charakterystyczny odgłos brzęczących butelek.
- Kupił mi ten wasz lokalny lump. Jak mu tam?
- Szybki Mietek.
- Musiałem mu dwa odpalić za fatygę, ale jeszcze sporo zostało.- Karol uśmiechnął się szyderczo. - Tak w ogóle to, czemu go tak nazywacie?
- Długo czekałeś na piwo?
- Nie.
- No właśnie.
Dotarcie na miejsce zajęło nam ponad pół godziny. Plecak był ciężki, więc jechaliśmy dość wolno zamieniając się nim, co parę minut. Trochę mnie ten ciężar niepokoił, ale póki, co starałem się odganiać czarne myśli, że Karol zechce mnie upić a potem wykorzystać, zresztą do diabła te myśli wcale nie były przecież takie złe...
W końcu byliśmy u celu. Usiedliśmy w cieniu, mój towarzysz od razu rozpakował plecak i otworzył po jednym. Pamiętam jak dziś, że to był Lech, piwo z rodzaju tych mocniej gazowanych, do dzisiejszego dnia lubię właśnie takie. Byliśmy trochę spragnieni, więc prawie od razu opróżniliśmy po całym, Karol otworzył następne.
- Całkiem tu fajnie - odezwał się po chwili - Nie, tu jest po prostu zajefajnie, jak znalazłeś to miejsce?
- Trochę przez przypadek. To było jakieś cztery lata temu. Ojciec kupił mi na urodziny niedużą rakietę, taką na naboje prochowe. Odpalałem ją sam, kawałek od tego miejsca. Tyle, że tuż przed startem przekrzywiła się prowadnica i rakietę ostro zniosło. Znalazłem ją właśnie tutaj. Zaczynała się już jesień, liście robiły się kolorowe, trochę wiało chłodem. Ale tutaj było spokojnie, ciepło. Spodobało mi się.
- Mnie chyba też. Tak tu cicho... - rozmarzył się Karol. - Często tu przychodzisz?
- Czasami.
- I co tu robisz?
- Zakładam słuchawki na uszy i słucham muzyki, czytam, rozmyślam.
- Walisz sobie?
To mnie trochę zbiło z tropu, ale szumiało mi już trochę w głowie, więc odpowiedziałem bez chwili namysłu.
- No najczęściej chyba robię właśnie to.
Roześmieliśmy się obaj krztusząc piwem. Po chwili Karol dorzucił poważniejszym tonem:
- Nazwałeś to miejsce "samotnią". Zawsze tu przychodzisz sam?
Trochę byłem zawiedziony, że zmienił temat:
- Do tej pory tak. O ile wiem oprócz nas nikt nie zna tego miejsca.
- Lubisz być samotny?
- Lubię czasem pobyć sam, być samotnym raczej nie.
- A jesteś?
Cholera jeszcze trochę to Karol wyciągnie ze mnie, kiedy sam zacząłem wycierać sobie tyłek, tym bardziej, że właśnie skończyliśmy po drugim piwie a on już odkapslował kolejne.
- Sam już nie wiem... - postanowiłem przejąć inicjatywę. - A ty?
Pociągnął sporego łyka zanim odpowiedział:
- Byłem przedtem. Zanim tu przyjechałem. Był ktoś... znaczy byłem z kimś, ale się skończyło.
- Ta dziewczyna, o której wspomniałeś kiedyś?
Następny duży łyk. Tym razem trochę zwlekał z odpowiedzią:
- To był chłopak, nie dziewczyna.
Następnie odwrócił głowę i spojrzał mi prosto w oczy, starając się wymusić jakąś reakcję z mojej strony. Mnie jednak zamurowało. Alkohol częściowo wyparował z mojej głowy, czułem, że oblewa mnie ciepło a jednocześnie przechodzi dreszcz. Miotały mną sprzeczne uczucia, z jednej strony ulga a z drugiej dziwny lęk, radość i niepewność. Serce zaczęło przyspieszać, oddech tak samo. Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale zupełnie nie wiedziałem, co.
Karol nie doczekawszy się żadnej reakcji skupił się na piwie. Ja zrobiłem to samo. Po chwili odłożyłem na bok pustą butelkę. On bez słowa podał mi pełną, już otwartą.
Te było przyjemnie chłodne, pierwszy łyk rozjaśnił mi nieco myśli. Chciałem mu zadać kilka pytań, upewnić się, że mówi prawdę. Wiedziałem jednak, że to byłoby nie fair z mojej strony, to on oczekiwał odpowiedzi ode mnie. Jego smutny wzrok utkwiony w zielonej butelce z piwem upewnił mnie, że nie kłamał. Nie mogłem go dłużej torturować niepewnością:
- Wiesz, pod tym względem jesteśmy do siebie bardzo podobni.
Trochę zakręcone stwierdzenie, ale wtedy jeszcze słowo "gej" czy "homo" jakoś nie bardzo przechodziło mi przez gardło, szczególnie w stosunku do samego siebie. Chyba jeszcze nie do końca byłem pogodzony z tym, że jestem "inny".
Po tych słowach Karol wyraźnie się ożywił, odetchnął z ulgą wziął łyka piwa i spojrzał na mnie ze szczerym uśmiechem:
- Wiedziałem!
Nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewałem:
- Jak to wiedziałeś?!
- No dajmy na to ten pierwszy dzień, kiedy się spotkaliśmy. Widziałem jak mnie obserwujesz, to było coś więcej. No i jak strzeliłeś buraka po wygłupie Maćka. Normalnie powinieneś podejść i kopnąć go w dupę albo przynajmniej odpowiedzieć coś równie głupiego. A ty tylko stałeś i się czerwieniłeś.
- Straszny z ciebie bystrzak. - odpowiedziałem poirytowany. - Pierwszy rzut oka już wystarczył żebyś odkrył, że na ciebie lecę.
- Niepotrzebnie się wkurzasz. Oczywiście, że nie, po prostu zwróciło to moją uwagę. Ale później podejrzanie chętnie się ze mną spotykałeś, więc zorganizowałem dzisiejszy dzień tak żeby się upewnić.
- No to się upewniłeś a ja tym czasem nie wiem nic poza tym, że wolisz chłopaków. A co ze mną?
- Patryk weź się uspokój i schowaj te kolce. Jesteś ode mnie młodszy tylko o rok a zachowujesz się jak przedszkolak. Pomyśl trochę, po cholerę wyciągnąłem cię dziś tutaj? Czemu wszędzie chodzę z tobą od miesiąca?
- To, co myślę a to, co wiem to dwie różne sprawy...
- Okej, widzę, że żeby się przebić przez ten twój ochronny kokon nie wystarczą zwykłe słowa...
Karol odstawił resztę piwa, po czym przysunął się bliżej, ujął moją głowę obiema dłońmi i mnie pocałował. Kiedy nasze wargi się spotkały poczułem jak cała złość ulatnia się wyparta przez wzbierające we mnie podniecenie. Zatraciłem się w jego ustach, z początku łagodnie, delikatnie potem coraz bardziej namiętnie, w końcu lizaliśmy się bez opamiętania. Kiedy nasze języki się spotkały poczułem jak wkłada mi rękę pod koszulkę, pieści mój brzuch, sutki, plecy i ramiona. Rewanżowałem się mu tym samym. Popchnął mnie lekko tak żebym położył się na plecach a on wylądował na mnie. Czując jego ciężar na sobie byłem w siódmym niebie, mimo iż spalona skóra piekła mnie jak diabli. Po chwili zamieniliśmy się miejscami, pieściłem jego tors nie przerywając pocałunków, ale zapragnąłem posunąć się dalej. Moja ręka zaczęła zsuwać się coraz niżej, już miałem palce pod gumką spodenek, ale zatrzymał mnie chwytając za nadgarstek. Zdziwiony uniosłem głowę. Karol tylko się uśmiechnął:
- Patryk powoli, mamy jeszcze cały wieczór.
Cholera miałem nadzieję na coś więcej, dosłownie gotowało się we mnie z podniecenia.
Miałem ochotę przynajmniej poczuć ręką to, co tak skrywa w spodenkach. Ale cóż, czar chwili prysł. Zsunąłem się z Karola i usiadłem obok. W miarę jak ustępowało podniecenie zaczynałem coraz bardziej odczuwać skutki alkoholu. Kurdę chyba się upiłem, a nawet na pewno. Dokończyłem resztę piwa i odrzuciłem butelkę na bok.
- Nie otwieraj mi następnego, mam już raczej dość.
- W porządku. Jak się czujesz?
- Nieszczególnie. Chyba się położę na moment.
Tak też zrobiłem. Przez chwilę było lepiej. Zamknąłem oczy i zaczęło mi wirować w głowie coraz bardziej. Poczułem, że muszę się podnieść. Usiadłem.
- Wiesz, jeśli tak naprawdę chcesz to możemy zrobić coś więcej... - zaczął po chwili Karol.
- Nie spoko, rozumiem, chciałem zajebać wisienkę przed spróbowaniem tortu. Masz rację, mamy jeszcze dużo czasu na wzajemnie odkrywanie siebie.
Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- To co robimy? - rzuciłem po chwili.
- Sam nie wiem. - odpowiedział Karol, ale prawie natychmiast dodał z dziwnym błyskiem w oczach. - Wiesz, co? Jebać tort i wisienki.
Jednym ruchem zrzucił z siebie koszulkę, po chwili to samo zrobił z moją.
- Kładź się na plecach, mam zamiar zrobić ci najlepszego loda pod słońcem.
Już miał zamiar zabrać się do dzieła, ale go powstrzymałem:
- Sorry, ale kultura wymaga, że starsi powinni być obsługiwani wcześniej. A ja jestem kurewsko dobrze wychowany.
- Jak cholera - zachichotał Karol i posłusznie położył się na wznak.
Pospiesznie ściągnąłem mu spodenki zostawiając go w samych bokserkach. Zacząłem od ust, ale nie zatrzymałem się przy nich długo. Mój język wędrował coraz niżej na chwilę zatrzymując się kolejno przy obu sutkach, znaczył ślady wzdłuż wspaniałego torsu kierując się w dół ku celowi. Gdy dotarłem do pępka powoli ściągnąłem bokserki i moim oczom ukazała się stacja docelowa, szlaban widocznie uniesiony, więc przejazd wolny. Pieściłem go z początku ręką po chwili dołączyłem język i usta. Karol wił się z rozkoszy i po chwili eksplodował. Przesunąłem się wyżej i pocałowałem go czule w usta, taka mała kropka nad "i".
Teraz przyszła moja kolej. Położyłem się na boku żeby nie psuć rozkoszy piekącymi plecami. Karol rozebrał mnie już wcześniej, więc całując mnie pieścił równocześnie moją pałkę. Po chwili wziął mi do ust jednocześnie gładząc moje pośladki. Po chwili poślinił palec i dobrał się nim do wnętrza mojego tyłka. Wsadził najpierw jeden, potem dwa. Zacząłem się trochę niepokoić, że zechce pójść na całość, ale po chwili było mi już wszystko jedno. Zamknąłem oczy skupiając się na odczuwaniu rozkoszy. Tyle, że po chwili wirowanie w głowie powróciło, w żołądku dziwnie się zakotłowało no i stało się...
- Chyba będę... - nie zdążyłem dokończyć.
Poczułem jak zawartość żołądka pędzi pod górkę. Szybko zerwałem się na kolana. Karol nie był przygotowany, więc usłyszałem tylko głośne "slurp" kiedy mój członek w pośpiechu opuszczał jego usta. Na czworakach podpełzłem do najbliższych krzaków i najzupełniej w świecie się porzygałem. Trwało to trochę czasu.
- Lepiej ci? - usłyszałem zza gołego tyłka. Kurde, Karol musiał mieć ciekawe widoki...
- Jeszcze chwila.
Trwało to znacznie dłużej. Kiedy poczułem, że żołądek przestał wariować wstałem i podciągnąłem majtki na miejsce. Podszedłem do Karola i usiadłem obok.
- Trochę mi głupio - zacząłem nieśmiało.
- Nie przejmuj się, wiedziałem, że nie jesteś przyzwyczajony do alkoholu. To mi jest głupio, że tak cię spiłem.
- Masz gumę?
- Trzymaj. A ja nie obsłużyłem cię jak należy, chcesz dokończyć?
- Sorry, ale jakoś nie mam nastroju. Jedyne, o czym marzę to zimny prysznic i ciepłe wyrko.
- Szkoda, że nie mogę ci towarzyszyć.
- Dokładnie.
- Wracamy?
- Uhmm.
Droga powrotna zajęła nam jeszcze dłużej czasu. Kilkakrotnie zbierało mi się na rzyganie, do tego nie wracaliśmy w linii prostej, szczególnie ja zaliczałem oba pobocza na zmianę. W końcu byliśmy na miejscu. Zaczynało się ściemniać, czułem się już całkiem nieźle.
- Widzimy się jutro? - rzucił na pożegnanie Karol.
- Jasne, że tak, w sumie wisisz mi loda - odpowiedziałem śmiejąc się i rozeszliśmy się do domów.

Kolejne dni lata upływały mi całkiem przyjemnie - Karol zrewanżował mi się nie raz i nie dwa. Z pleców zeszła mi skóra i przestało piec, znowu zacząłem pracować, trochę gotówki zawsze się przyda. Pod koniec wakacji wróciła Karolinka i musiałem dzielić swój czas z, obojgiem ale nie przeszkadzało mi to. Odwiedzaliśmy z Karolem teraz już nasze miejsce tak często jak się dało, jednak piwko ograniczyliśmy do rozsądniejszych ilości. Nigdy nie posunęliśmy się poza sferę seksu oralnego, mimo że nie raz naprawdę mało brakowało. Za to Karolina dawała coraz poważniejsze sygnały, że chce to zrobić, ale wziąłem ją na przeczekanie, niedługo miała wyjechać do prywatnego liceum, więc liczyłem, że wszystko samo się powoli rozsypie, nasz związek był w sumie sztuczny do granic możliwości. Swoje dziewictwo wolałem zachować dla chłopaka jednak im bardziej zbliżał się czas wyjazdu Karola tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to nie będzie on. W głębi duszy wiedziałem, z kim chcę to zrobić, w sumie przecież kiedyś to sobie obiecaliśmy. Uczucie, które do niego żywiłem nigdy nie zgasło, mimo że przez pewien czas zostało przyćmione przez ból, poczucie zdrady a później szczęście, które znalazłem w ramionach Karola. I rozgorzało na nowo, kiedy po tak długim czasie Tomek w końcu zjawił się z powrotem.

Oczywiście graliśmy wtedy w piłkę, Karol na jednej bramce, ja naprzeciwko. Mecz był wyrównany, mimo że Maćko szalał jak nigdy. I wtedy go zobaczyłem, stał przy linii z drugim chłopakiem czekając na przerwę w grze żeby dołączyć.
- Okej wchodźcie, będziecie losować, kto, z kim gra? - rzucił jeden z chłopaków.
- Nie, już ustaliliśmy - odezwał się Tomek, po czym obaj wbiegli na murawę, niestety on po przeciwnej stronie.
Trochę mnie to zabolało, ale postanowiłem, że nie dam mu po sobie tego poznać. Zaczęliśmy grać a Tomek dosłownie wychodził z siebie żeby oddać strzał na moją bramkę. Zachowywał się jak dzikus, jak Maćko, tyle, że celował dokładniej. Udało mu się wbić mi dwa gole, z każdego się cieszył jak dziecko. Cholera, co ja mu takiego zrobiłem, że tak się odgrywa na mnie? Postanowiłem, że nie dam mu następnej okazji, więc poprosiłem kumpla żeby mnie zmienił, bo boli mnie nadgarstek. Grając w polu starałem się trzymać jak najdalej od Tomka i jak najszybciej oddawać piłkę. Łudziłem się, że albo się zmęczy albo mu przejdzie. Byłem głupi. Po kilku minutach miałem piłkę przy nodze i żadnej możliwości podania, wszyscy kryci a Tomka nie widziałem. Zbyt długo zwlekałem z podaniem, po chwili poczułem, że ktoś mnie z tyłu ścina z nóg, nietrudno zgadnąć, kto. Faul był ewidentny gdybyśmy grali na kartki to oczywista czerwona. U nas jednak takie sprawy zwykle załatwiało się inaczej. Wiedziałem, że nie mam wyboru, podniosłem się z ziemi i złapałem Tomka za ubranie:
- Posłuchaj czy ty do mnie coś masz? - serce dosłownie mi się kroiło, ale on sam do tego doprowadził a ja nie mogłem po prostu odpuścić i wyjść na cipkę.
- A ty do mnie? - standardowa odpowiedź w tego typu sytuacjach.
Następny krok to cios w ryj. Cholera niech mnie ktoś wyciągnie z tej sytuacji. Uniosłem w górę pięść, wszyscy już stali dookoła, my we dwóch z Tomkiem w środku. Nawet nie uniósł rąk. Rozluźniłem pięść, najwyżej dam mu z otwartej. Sam siebie oszukiwałem, nie mógłbym go uderzyć. Cholera sytuacja była naprawdę rozpaczliwa, ja sam miałem się chyba rozpłakać, "dlaczego mi to robisz po tym wszystkim?". Uratował mnie Maciek, złapał za nadgarstek i odciągnął.
- Weź go Patryk zostaw on chyba wziął jakieś gówno, jest dziwnie pobudzony.
- Do tego ma chyba jakieś masochistyczne zapędy. - dodał ktoś inny.
- Masz rację, nie warto. - odepchnąłem Tomka tak, że poleciał na tyłek.
Miałem nadzieję, że na tym się skończy. Na szczęście tak było. Nie chciałem prowokować następnej sytuacji:
- Jakoś mi przeszła ochota na grę, chyba skoczę na browca, idzie ktoś? - odezwałem się po chwili.
- Jak stawiasz to chętnie - to był Maciek
- Jeszcze ktoś? - brak reakcji. - A ty Karol? Jak cię znam to raczej nie odmówisz?
- Jasne, że nie - odezwał się natychmiast. - Gra zrobiła się zbyt ostra jak dla mnie. - dodał ze śmiechem.
No i poszliśmy we trzech. Szybki Mietek uwinął się jak to miał w zwyczaju i po kilku minutach siedzieliśmy w odległej części parku z zimnym piwkiem w rękach. Rozmowa szybko zeszła na temat tego, co się wydarzyło wcześniej.
- Tomek jest już podobno od kilku dni, ale jakoś rzadko się pokazywał. - zaczął Maciek. - Przedwczoraj wyszedł i trochę pograł, wczoraj wieczorem też. Was nie było, oczywiście. Znowu ten durny "małpi gaj"?
- Tak się złożyło - odpowiedziałem.
- Co was tam w ogóle ciągnie? Co do chuja jest zabawnego w podciąganiu się na drążku?
Obaj z Karolem po cichu śmieliśmy się z dwuznaczności jego słów oraz tego jak niewiele przy tym mija się z prawdą.
- My w przeciwieństwie do ciebie chudzielcu lubimy dbać o swoje ciała.
- Oj tak, nie wątpię - Maciek siorbnął większego łyka zezując na nas znad butelki.
Trzeba było natychmiast zmienić temat, co oczywiście zrobiliśmy.

Pozostały dwa tygodnie do końca wakacji. Karol wyjechał trzy dni wcześniej. Pożegnanie było takie, że poszliśmy w nasze miejsce, całowaliśmy namiętnie, żadnego seksu. Wypiliśmy masę piwa, znowu się porzygałem, ledwo wróciliśmy do domu, ustaliliśmy często pisać na gg.
Następnego dnia już go nie było, krótki sms z pociągu z obietnicą powrotu za rok i tyle. Nie dałem się ogarnąć smutkowi, zacząłem częściej przebywać z Karoliną. Doszło nawet do tego, że zrobiliśmy sobie nawzajem dobrze rękoma i palcami. Było dziwnie, ale co tam. Całe moje życie jest dziwne. Któregoś dnia umówiliśmy się, że Karolina wpadnie do mnie to trochę poświntuszymy u mnie w pokoju. Miałem nawet cichą nadzieję, że ktoś nas nakryje, bo rodzice zaczęli się ostatnio na mnie dziwnie gapić a ja jak zwykle podejrzewałem najgorsze. Tyle, że ona tuż przed spotkaniem wysłała mi esa, że jadą do ciotki na imieniny, sory, że zapomniała i takie tam pierdoły. Nie przejąłem się zbytnio, odpaliłem kompa i grzebałem w necie. Po chwili usłyszałem dzwonek, z sąsiedniego pokoju doleciało "Patryk weź otwórz!". Pomyślałem, że Karolinka jednak zmieniła zdanie.
Otworzyłem drzwi i prawie nie padłem, na progu stał Tomek.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PatrykXX dnia Pią 9:51, 11 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 15:18, 09 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:49, 17 Sty 2013    Temat postu:

Pisz, pisz ja czekam, pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykXX
Adept



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: a kto to wie?

PostWysłany: Śro 15:26, 09 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:49, 17 Sty 2013    Temat postu: Spbg - część piąta

Część piąta(5)


Ktoś kiedyś powiedział, że kochać kogoś to mieć odwagę pozwolić mu odejść. Moja miłość do Tomka musiała być ogromna, bo tamtego dnia, gdy stał na moim progu miałem ochotę wykopać go za drzwi. Tyle, że nie miałem odwagi, poza tym to chyba nie byłaby dobra interpretacja powyższego powiedzenia. Zresztą nie wiedziałem jeszcze, po co przyszedł i szczerze to miałem nadzieję, że nie po dowody miłości, potwierdzające tą sentencję.
- Cześć, mogę wejść?
Udałem, że się zastanawiam na tyle długo żeby pomyślał, że jest tak naprawdę.
- Ok właź. - rzuciłem niby od niechcenia, po czym przepuściłem go przodem. - Mam nadzieję, że jeszcze pamiętasz gdzie jest mój pokój.
To było trochę absurdalne, bo dom był raczej mały. Tomek zignorował zaczepkę.
- Kto to? - rzuciła z kuchni matka.
- To do mnie, nikt ważny. - jak przyszedł żeby zerwać to niech nie myśli, że mi zależy. A jeśli nie to nie zaszkodzi, że trochę pocierpi.
Usiadł na łóżku, ja na krześle przed biurkiem. Odwróciłem się do niego:
- Miło mi że ...ekhem... kolega zaszczycił mnie wizytą. W czym mogę pomóc?
- Patryk weź się nie wygłupiaj. - trochę za późno ugryzł się w język.
- Ja się wygłupiam? Kurwa zajebana pierdolona w dupę mać! Jak ja się wygłupiam to, co ty do chuja robisz od początku lata!? To na boisku, jebany wyjazd bez słowa, unikanie mnie. Wiem, trochę pojebała mi się chronologia, ale po prostu nie wiem, od czego zacząć. Po prostu nic już nie wiem...
- Patryk, co to za krzyki tam?! I dlaczego tak klniesz?! - to matka z kuchni musiała dosłyszeć moje wrzaski.
- Rozmawiam z Karoliną przez telefon!
- To, kto siedzi u ciebie w pokoju?!
- Tomek!
- Musi tego słuchać?
- Niech się uczy jak rozmawiać z kobietami!
Zza uchylonych drzwi usłyszałem rechoczącego ojca z sąsiedniego pokoju. Zamknąłem je na wszelki wypadek.
- Ok ja nie wiem nic, więc może ty mnie oświecisz.
Chwilę trwało zanim się odezwał.
- Wiem głupio się zachowałem. Ale po prostu było mi wstyd... Wtedy jak stłukłeś foresta i powiedziałeś wszystkim, że chodzisz z Karoliną to myślałem, że się zapadnę pod ziemię. No i dlatego poszedłem do domu.
- A później czemu mnie unikałeś?
- Nie wiedziałem, co ci mam powiedzieć, podziękować czy kopnąć w zad za to jak rozwiązałeś ten problem.
- Myślisz, że źle zrobiłem. No tak tego mogłem się domyślić to dla ciebie typowe. - mimo że już nie krzyczałem to złość na Tomka wcale mi nie przeszła.
- Wtedy tak myślałem. Później zadzwoniła siostra żebym do nich przyjechał i pomyślałem, że to dobre wyjście. Po jakimś czasie zrozumiałem, że z forestem inaczej się nie dało, ale była też Karolina...
- Karolina była tylko środkiem do osiągnięcia celu. Żeby nikt sobie nie pomyślał czegoś głupiego.
- Domyśliłem się. Któregoś razu Paulina powiedziała mi przez telefon, że wtedy chciałeś żeby ją przyprowadziła. No to poprosiłem ojca żeby ci przekazał żebyś wpadł, to pogadamy przez telefon. Ale on powiedział że odmówiłeś.
Przyszedł czas na pierwsze kłamstwo. Okłamywanie wszystkich dookoła, nawet rodziców, przychodziło mi łatwo, ale z Tomkiem to, co innego. Jednak wtedy nie miałem innego wyboru.
- Nie chciałem mu się pokazywać na oczy. Wtedy jak poszedłem do ciebie i dowiedziałem się, że wyjechałeś to się popłakałem i wolałem go unikać.
To oczywiście było jednym z powodów, ale nie głównym. Tak naprawdę to wtedy umówiony byłem z Karolem.
- Nic mi o tym nie powiedział. Kurczę aż tak bardzo ci na mnie wtedy zależało?
Zaniepokoiło mnie trochę, że użył formy czasu przeszłego.
- A co myślałeś? Cholera byliśmy razem ze sobą, było super. Ja stanąłem w twojej obronie a ty się ode mnie odwróciłeś. A później wyjechałeś bez pożegnania, wyjaśnienia, czegokolwiek. Tomek powiem ci jedno, nigdy w życiu nie czułem się tak źle.
- A teraz?
- Czy mi dalej zależy? Teraz już sam nie wiem, co czuję, szczególnie po tym, co odwaliłeś ostatnio na boisku.
Znowu chwila milczenia
- Byłem zazdrosny o Karola.
No tak, musiał się coś o nim dowiedzieć. Ciekawe jak dużo...
- A niby, o co w związku z Karolem byłeś zazdrosny?
- Maciek mówił, że dużo przebywaliście razem.
- Mieliśmy sporo wspólnych zainteresowań. Też stał na bramce, trochę mnie podszkolił. Do
tego nie spadał z drążka po pierwszym wymyku w "Małpim gaju".
- Tylko tyle?
- Czemu nie zapytasz wprost? Chodzi ci o to czy pieprzyliśmy się ze sobą?
- Tak, właśnie o to mi chodzi.
Kurde, słodki zazdrośnik. Poczułem, że serce mi rośnie, bo jak zazdrosny to znaczy, że jest dobrze. Tyle, że znowu musiałem skłamać. A może nie koniecznie?
- Nie, nie pieprzyliśmy się ze sobą.
To w sumie nie było kłamstwo, bo lodzik to nie pieprzenie. Żeby nie było wątpliwości spojrzałem mu prosto w oczy. On po chwili spuścił głowę i się rozpłakał.
- Przepraszam Patryk, byłem taki głupi. Taki ze mnie dureń.
Podszedłem do drzwi i zamknąłem je na klucz. Potem usiadłem obok niego i czule objąłem ramieniem.
- Po tym wszystkim pewnie mnie już nie kochasz? - chlipał w moją koszulkę jak zbity szczeniak.
- Nigdy nie przestałem i to się nie zmieni jak mi obiecasz, że więcej nie odwalisz takiego numeru.
- Obiecuję. Ale, po co ci ktoś taki jak ja? Nawet nie umiem się sam obronić, ty robisz to za mnie. W niczym nie jestem dobry.
A więc to o to chodziło. "Fantastycznie obciągasz", przyszło mi na myśl, jako pierwsze, jednak doszedłem do wniosku, że ten argument chyba jest trochę nie na miejscu w tej sytuacji.
- Grasz w gałę jak nikt, ładnie rysujesz, jesteś zabójczo przystojny. Masz cholernie dużo innych zalet, których mi na przykład brakuje.
- Ale bić się nie umiem. - w końcu przestał płakać i podniósł na mnie wzrok.
- Ja umiem wystarczająco za nas dwóch. - rękoma objąłem jego głowę i kciukami wycierałem mu łzy z policzków.
- Kocham Cię Patryk. Przepraszam, że tak wyszło.
Pieprzyć słowa, czas na czyny. Pocałowałem go tak namiętnie jak tylko można. Po tak długim czasie nasze usta spotkały się, języki odnalazły. Drżące ciała przypomniały znajomy dotyk. Tomek zaczął rozpinać mi rozporek, ale musiałem go powstrzymać. Podszedłem do okna i zaciągnąłem rolety. Trochę to ryzykowne, ale co tam. U mnie jeszcze się nie kochaliśmy, czas najwyższy zacząć.
- No i jeszcze jesteś dobry z matmy, mówi ci coś liczba 69? - zapytałem z chytrym uśmieszkiem.

Zaczął się rok szkolny, Karolinka oficjalnie ze mną zerwała, jak na ironię poszło o tamten wieczór, kiedy mnie wystawiła. Zaczęła naukę w odległym liceum, poznała tam kogoś, nie wnikałem. Tomek chciał w ramach solidarności rzucić Padlinę, ale uznaliśmy, że to głupi pomysł. Nie byłem zazdrosny, wyznałem, że z Karoliną posunęliśmy się trochę dalej niż zwykłe macanki. Forest już nie stwarzał problemów. Jedynym moim zmartwieniem był Karol, ale póki, co do wakacji było daleko. Nasza miłość z Tomkiem stała się jakby żarliwsza, w sumie wystawiliśmy nasze uczucie na dość ciężką próbę i przetrwaliśmy.

Skończyła się jesień, zaczęła zima. Gwiazdkę spędziliśmy oddzielnie, do Tomka przyjechała rodzinka, u mnie też była jedna osoba ekstra, jakiś czas temu mój brat wpadł w sidła miłości jakiejś dziewczynie ze studiów. Wspólnie spędzone święta miały być kolejnym etapem na ich drodze wspólnego pożycia, jak się później okazało jednym z ostatnich, gdy go nakryła w niedwuznacznej sytuacji, podczas pierwszego etapu z inną.
Zbliżał się Sylwester, czyli łącznik dwóch kolejnych lat, który dla nas jednak okazał się małym przełomem. SMS od Maćka zwykle nie zwiastuje nic dobrego, ten jednak był inny. Okazało się, że jego chata na czas wiadomy jest zwolniona z obecności jego starych, którzy w tym roku wspaniałomyślnie pozwolili mu urządzić małą imprezkę, z ostrym nakazem, że ma być niezbyt głośno. Na potwierdzenie wagi swoich słów pozostawili na miejscu strażnika (babcia lat osiemdziesiąt, na ironię deczko przygłucha). Miało być w sumie około trzydziestu osób w tym ja i Tomek (po morderczej batalii z rodzicielką), niestety także Paulina. W poprzednich latach było tak, że Tomek w Sylwka zostawał u dziadków a rodzice szli świętować do tutejszego Domu Kultury. Plan był, więc prosty, obaj z Tomkiem zwijamy się z imprezy u Maćka jak najszybciej się da i idziemy do niego, skąd ja zawijam zanim wrócą jego starzy. Tyle, że plan z pozoru prosty nigdy takim się nie okazuje.
Było coś koło dwudziestej trzeciej, dzielna strażniczka od dawna smacznie chrapała upojona bezalkoholowym napojem z dodatkiem wódki (biedaczka nieświadomie doprawiała ukradkiem podawane przez Maćka już doprawione napoje, więc zgięła się nadspodziewanie szybko). Pozostawał problem Pauliny, która kleiła się do Tomka jak nigdy. A kiedy on powiedział do Maćka, że przed północą musi być w chacie, bo starzy będą dzwonić na domowy, żeby sprawdzić czy wrócił (tak naprawdę mieli dzwonić o pierwszej), ona powiedziała na tyle głośno żeby wszyscy ją usłyszeli:
- Hej fakt, masz pustą chatę. No to ja idę z tobą. To jak? - musiała być dobrze wstawiona, ale za mało żeby nie zepsuć nam z Tomkiem planów.
Miałem wtedy ochotę zetrzeć jej ten głupawy uśmiech kijem bejsbolowym. Niech to jasny chuj. Tomek tylko spojrzał na mnie przepraszająco, ale nie mógł nic zrobić. A do tego dochodzące od każdego "łoo koleś" i temu podobne wykluczały odmowę definitywnie. Musiałem działać szybko. Małpa piła tego wieczoru głównie malibu z mlekiem, tyle, że tej nocy drinki z reguły robiłem ja może, dlatego że sam piłem chyba najmniej (oprócz Tomka). Dolewałem jak najmniej mleka, dolewałem wódki, ale czas uciekał. W ostatnim akcie desperacji dosypałem sody oczyszczonej, ale wszystko na nic. Przed północą oboje zmyli się w wiadomym kierunku. Zanim wyszli Tomek zdążył mi przesłać tęskne spojrzenie. Cholera, co miałem robić?
Zostałem, o północy wypiliśmy toast, na dworze wystrzeliliśmy trochę fajerwerków. Gdy skończyliśmy nie wróciłem już do środka, pożegnałem się z Maćkiem, zresztą inni już powoli też rozchodzili się do domów. Byłem już w połowie drogi, kiedy zadzwonił Tomek.
- Hej co tam, jak sprawy z Paulinką?
- Patryk nie pierdziel tylko dawaj biegiem do mnie.
- Do domu?
- Nie kurde, na podwórko, jeszcze nie kochaliśmy się na mrozie. No jasne że do domu!
- A Paulina?
- Nie ma jej. Opowiem na miejscu. Pospiesz się.
Mojej radości po tym telefonie nie da się opisać. Byłem u Tomka po pięciu minutach.
- Ok, najpierw mów jak spławiłeś Paulinę.
- Sama się spławiła. Jak tylko weszliśmy do mnie do pokoju to zaczęła coś bełkotać, że źle się czuje, a później się porzygała. Uwaliła sobie bluzę i spodnie. Ogólnie odeszła jej ochota na bzykanko. Kazała się odprowadzić do domu temu tak długo zeszło, dopiero, co zdążyłem sprzątnąć resztki rzygów ale w moim pokoju dalej śmierdzi.
- No to skorzystamy z pokoju obok.
- Tego, co ostatnio spałeś?
- Nie. Z tego drugiego.
- Zdurniałeś. W pokoju siostry?
- Ma super wielkie łóżko. Nadaje się doskonale do tego, co myślałem, że moglibyśmy w nim zrobić.
- To znaczy, co?
- No wiesz? Jesteśmy już ze sobą kupę czasu, myślałem o tym żeby... no wiesz.
- Masz na myśli seks analny? - Tomek był rzeczowy jak zawsze.
- Miło, że ująłeś to tak naukowo. Tak. Chyba, że nie chcesz?
Zastanawiał się tylko przez chwilę.
- Chcę, nawet bardzo.
- No to idziemy.
Poszliśmy na górę. Od razu rzuciliśmy się na łóżko, zmarnowaliśmy już dość czasu. Rozebraliśmy się do naga. Pieściliśmy swoje ciała dłońmi, językiem, ustami. Było bosko jak zawsze a miało być jeszcze lepiej. To, o czym marzyłem od dawna, o czym śniłem po nocach, miało się wreszcie spełnić. On we mnie, ja w nim. Trochę się obawiałem, że mogę mu sprawić ból albo coś, ale póki co nie myślałem o tym. Nie miałem okazji, bo zadzwonił telefon na dole.
- Kurde, to pewnie ojciec.
- Mam odebrać?
- Głupek. - Tomek cmoknął mnie czule w nos.
- Poszukaj jakiegoś kremu w łazience. No wiesz, smarowanie, te sprawy.
- Ok - Tomek pobiegł na dół. Nie miałem, co robić, więc włączyłem telewizor, taki odruch.
Wszędzie jakieś noworoczne pierdoły. Tomek coś nie wracał.
"Pewnie szuka najodpowiedniejszego kremu" zdążyłem pomyśleć zanim moją uwagę zwrócił ruch w drzwiach. Obejrzałem się w tamtą stronę a tam... stał jego ojciec. A tuż za nim Tomek, czerwony jak burak owinięty ręcznikiem wokół bioder.
Napisać, że mnie zamurowało to delikatnie mówiąc niedopowiedzenie. Leżałem tam, goły jak to tylko możliwe. I gapiłem się tak na nich nie mogąc wykrztusić słowa. Co miałem niby powiedzieć, dobry wieczór? Była późna noc. Stary mnie wyprzedził.
- Patryk okryj się, na litość boską.
No to się przykryłem kołdrą, tyle, że głupio było tak dalej leżeć, więc usiadłem. Ale dalej nie wiedziałem co powiedzieć, a wtedy zawsze przychodzą mi do głowy najgłupsze rzeczy.
- Pan ee... w domu? To, kto dzwonił?
Tomek, który widocznie liczył, że zdołam podać jakiś zadowalający powód mojej golizny, tylko spuścił głowę w geście ostatecznej klęski. Wykrztusił jeszcze pod nosem:
- Matka.
No tak a kto inny. Chyba czas zacząć mówić z sensem:
- To nie tak jak pan myśli, my tylko się tak wygłupialiśmy. Pomyślałem że...
- Patryk, nie obrażaj mojej inteligencji i daruj sobie wymyślanie jakiś głupot. Przecież mam oczy i widzę, co tu się dzieje.
- Wiem, że to źle wygląda, ale...
- Dosyć. Obaj ubierzcie się i zejdźcie na dół do kuchni. Musimy sobie porozmawiać.
Odwrócił się i zszedł na dół. Nie było sensu próbować dalszych tłumaczeń. Stało się, wpadliśmy. Jak gówno w przerębel. Podczas gdy obaj ubieraliśmy się, ociągając jak to tylko możliwe żeby odwlec nieuniknione, Tomek opowiedział, co się stało. Skończył właśnie rozmawiać z matką, odwrócił się i zobaczył ojca, który wszedł przez garaż. Nic nie słyszał, bo gadał przez telefon. A ojciec zapytał się tylko, kto tu jeszcze jest, a nie doczekawszy się odpowiedzi poszedł prosto na górę. Tomek tylko złapał z łazienki ręcznik i pobiegł za nim. A ja przez głupi telewizor też nic nie słyszałem, cholerny pech. Szliśmy na dół jak na ścięcie. Próbowałem ułożyć sobie w głowie wszystkie możliwe wytłumaczenia i odpowiedzi na pytania, które może mi zadać ojciec Tomka, ale to było na nic, było ich zbyt wiele.
- Siadajcie - powiedział. Sam jednak stał nadal.
Tomek usiadł pierwszy. Zastanawiałem się czy zająć miejsce obok niego czy po drugiej stronie stołu. Wybrałem to pierwsze, musimy przebrnąć przez to razem.
- Po pierwsze to muszę wam przyznać, że spodziewałem się tutaj dziewczyny, a nie ciebie - spojrzał na mnie znacząco.
- No cóż, trochę się panu nie dziwię...
- Nie o tym mówię. - zwrócił się do Tomka. - Jakiś twój życzliwy kolega zadzwonił do mnie i powiedział, że zabrałeś z imprezy jakąś Paulinę i poszliście tutaj.
- Kto to był? -zapytałem
- Nie wiem, tłumił głos a numer zastrzeżony. Zresztą to teraz chyba najmniejsze z waszych zmartwień.
Fakt, ale ja mimo to już układałem w głowie listę potencjalnych podpierdalaczy.
- Tak w ogóle to, kim jest ta Paulina?
Tomek podał nazwisko, stary oczywiście wiedział, która, w tej cholernej mieścinie chyba wszyscy wszystkich znają. Po chwili dodał:
- To moja dziewczyna.
- Czyżby? - ojciec spojrzał na mnie znacząco. To w takim wypadku, kim jest dla ciebie Patryk?
- To mój chłopak.
Stary tylko wzniósł oczy ku niebu (albo raczej ku sufitowi).
- Długo to trwa?
- Dwa lata.
- Z przerwami. - wtrąciłem. Chyba wciąż jeszcze byłem na Tomka zły za tamte wakacje.
- A niech mnie... - stary tylko ukrył twarz w dłoniach.
Nie odzywał się dłuższą chwilę.
- Cholera, wiedziałem. Albo przynajmniej podejrzewałem, ale nie, wolałem być ślepy i głuchy na to, co się dzieje...
Znowu cisza.
- Jak daleko posunęliście się w swoim... ekhem.. związku?
"Jeszcze się nie posunęliśmy" cisnęło mi się na język, ale Tomek na szczęście odpowiedział sam.
- Nie dotarliśmy jeszcze do ... no wiesz. Znaczy seks, ale bez stosunku...
- Jeszcze... - ojciec ponownie złapał się za głowę.
Kolejna chwila bez słów, tym razem niepokojąco długa. Na szczęście póki, co odbyło się bez krzyków, ale ojciec Tomka ogólnie rzadko podnosił głos.
- Dobra, późno już, miałem wrócić za chwilę, matka się pewnie niepokoi. Tomek do łóżka, my niedługo będziemy. Patryk, zakładaj buty i do domu. Porozmawiamy sobie jeszcze, ale póki, co muszę to sobie wszystko przemyśleć, przespać się z tym, czym dziś mnie uraczyliście. Chociaż wydaje mi się, że będzie trudno spać mi dziś w nocy.
Nie było sensu się spierać, na odchodne zdołałem jeszcze szepnąć do Tomka:
- Zadzwoń.
- Jutro.
Wyszedłem szybko. Gdy zdałem sobie sprawę, że mamy z jego ojcem wspólną część drogi, zacząłem biec nie oglądając się za siebie.
W domu nikogo nie było, starzy u znajomych, siostra imprezowała w akademiku, brat chuj wie gdzie. Poszedłem do kuchni, podgrzałem bigos w mikrofalówce. Jedząc zdałem sobie sprawę z panującej ciszy i pustki. Wokoło pewnie wszyscy jeszcze balują albo przynajmniej śpią po udanym wieczorze a ja siedzę tu sam jak palec. Miało być wspaniale a wyszło jak zawsze. Pieprzony los, wszyscy dookoła są szczęśliwi tylko ja mam dokumentnie spieprzonego Sylwestra. Ja i Tomek, przeszło mi przez myśl. Odsunąłem talerz i się rozpłakałem. Ciężko mi było zasnąć tej nocy, po głowie kołatały się tysiące myśli.
Pamiętam jak wrócili rodzice, matka weszła do mojego pokoju sprawdzić czy jestem. Po chwili usłyszałem jak ciąga nosem.
- Daj sobie spokój mamo, nie piłem.
- Nie śpisz jeszcze?
- Próbuję.
Zrozumiała aluzję. Było już widno jak w końcu usnąłem.
Zbudził mnie dźwięk telefonu. Tomek pomyślałem i szybko sięgnąłem po aparat. Na wyświetlaczu był nieznany numer.
- Słucham?
- Patryk?
Poznałem po głosie, zresztą podejrzewałem już wcześniej, kto dzwoni.
- Tak.
- To ja. Wstałeś już?
- Prawie.
- Przyjdź do mnie do warsztatu jak tylko będziesz mógł, możliwie jak najszybciej. Myślę, że powinniśmy dokończyć wczorajszą rozmowę.
- Dobrze, tylko się ubiorę i już jestem.
Byłem gotowy bardzo szybko. Im szybciej tym lepiej, chciałem to mieć za sobą. Włożyłem kurtkę i buty.
- Patryk, co robisz? - matka oczywiście już nie spała.
- Wychodzę.
- To widzę. Gdzie?
- Skoro widzisz to, co się głupio pytasz?
- Dlaczego taki jesteś? Stało się coś?
- Po prostu daj mi spokój.
Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Droga nie zajęła zbyt długo, zresztą przyspieszałem kroku. Skrzypiący bod butami śnieg musiał zdradzić moją obecność, bo usłyszałem zza uchylonych drzwi:
- Wejdź i zamknij za sobą.
Zrobiłem jak kazał. Majstrował coś przy wyważaczu do kół.
- Zepsuł się. - odpowiedział żeby przerwać krępującą ciszę. - Nie jest dobrze jak coś się psuje.
Zrozumiałem ukryty podtekst. Tylko za cholerę nie wiedziałem, co tak naprawdę myśli.
- Wiem jak to jest.
- Zeszłe lato?
- Tak.
- Opowiedz, co się wtedy tak naprawdę stało.
No i opowiedziałem mu tamte zajście z forestem, jak wyżywał się na Tomku i dlaczego załatwiłem tą sprawę tak a nie inaczej. Dodałem, że jak się wtedy widzieliśmy i on się przejęzyczył to niewiele minął się z prawdą.
- Nie przejęzyczyłem się wtedy i wygląda na to, że miałem rację. - przerwał swoją pracę i wstał. - Powiedz mi Patryk, co teraz zrobimy z tym bałaganem? Jak myślisz, co ja mam z tym zrobić, jak się zachować?
To kompletnie zbiło mnie z tropu. I co mam mu niby poradzić?
- Proszę tylko nie mówić żonie, chodzi mi o to, że Tomek już chyba nigdy nie wyszedłby z domu, a to wszystko moja wina. Jestem starszy i to mnie należałoby ukarać jak coś.
- Z tym się zgadzam, moja żona to surowa osoba, zresztą ma już dosyć zmartwień na głowie. A ciebie ukarać niby jak? Przełożyć przez kolano? Jesteś już na to trochę za duży. Czy powinienem powiedzieć twoim rodzicom? Chyba nie zareagowaliby dobrze na to, że ich syn...
- Zakochał się w pańskim. - dokończyłem znajdując odpowiednie słowa. - Matka chyba dostałaby apopleksji a ojciec wywaliłby mnie z domu.
- Ta wasza miłość, ciężko mi w nią uwierzyć, bo jesteście chłopakami, ale niech mnie licho, jeśli jej nie dostrzegam. Z Tomkiem pogadałem sobie rano na osobności, rozważałem czy nie zabronić wam się spotykać, na co odparł, że jak będzie musiał to ucieknie z domu a później groził, że się powiesi. To ostatnie to oczywista bzdura, chociaż rodzicowi ciężko się słucha takie rzeczy, wierz mi. Zresztą to, co mówił było szczere, teraz chodzi po domu jak zbity pies. Aż serce mi się kroi jak go widzę. Ciebie też widziałem w podobnym stanie wtedy na początku lata.
- Trochę mi głupio, że się tak rozkleiłem wtedy.
- No myślę, w końcu taki z ciebie twardziel.
Wiedziałem, że się naigrywa ze mnie.
- To tylko skorupa. W środku mam miękkie serce, które bije dla pańskiego syna. Kocham go i to nie są puste słowa.
Stary tylko westchnął. Uwidoczniły się wory pod oczami, chyba rzeczywiście nie spał dziś w nocy.
- Jest pan na mnie zły?
- Nie Patryk, nie jestem. Wtedy w lato powiedziałem ci coś i to też nie były puste słowa. Nie zabronię wam spotykać się ze sobą, ale nie jestem do końca pewien, czy jesteście świadomi, na co się porywacie.
- To znaczy?
- Sam chyba rozumiesz, że będziecie się musieli kryć, a gdyby wszystko się wydało konsekwencje mogą być nieprzyjemne.
- Mamy już w tym nieco wprawy. No, może poza wczorajszą wpadką.
- Chodzi mi o to, że to małe miasteczko, ludzie mają konserwatywne poglądy na wiele spraw, w tym, jeśli chodzi o związki między ludźmi tej samej płci.
- Wiem o tym.
- Samo wiedzenie nie wystarczy. Wczoraj mógł dla przykładu nakryć was ktoś inny i co wtedy?
Chwilę się zastanowiłem.
- Dalibyśmy sobie jakoś radę.
- Chyba nie do końca to przemyślałeś. Inni, szczególnie koledzy, zaczęli by wam uprzykrzać życie, w najlepszym wypadku natknęlibyście się na otwarty ostracyzm. To znaczy zaczęliby was...
- Wiem, co znaczy ostracyzm, nie jestem głupi. - rzuciłem, może nieco za ostro.
- Wiem, że nie jesteś. Do tego mimo wszystko nie brakuje ci rozsądku, to jest właśnie jeden z powodów, dlaczego w waszym przypadku postępuję tak, a nie inaczej. Patryk, gdyby był ktoś inny z jego kolegów, których znam, moja decyzja chyba byłaby odmienna.
- Dziękuję. - to było jedyne, na co zdobyłem się w tej sytuacji, bardzo mało biorąc pod uwagę to jak postąpił.
- Liczę, że od tej pory będziecie ostrożniejsi. Koniec z migdaleniem się po kątach w ryzykownych miejscach. Cholera, wolałbym żebyście tego nie robili w ogóle, ale to tak jak zabronić słońcu świecić...
Wrócił mi dobry nastrój.
- Obiecuję, że będziemy to robić tylko u was w domu jak was nie będzie i pozamykamy wszystkie drzwi.
- Udam, że tego nie słyszałem. - uśmiechnął się do mnie i nie było to wymuszone. - Jeszcze jedno: wolałbym żebyście poczekali no z tym wiecie, kolejnym etapem. Jesteście jeszcze na to za młodzi, macie jeszcze dużo czasu.
- Obiecuję.
- Ok chyba skończyliśmy. Obyśmy więcej nie musieli wracać do tej rozmowy. Chodź, pomożesz mi zamknąć warsztat.
Z mojego serca spadł głaz wielki jak stodoła. Na zewnątrz świeciło słońce, wróciła chęć do życia i żartów.
- Czy od teraz mogę mówić do pana "tato"?
- Patryk, do licha, nie przeginaj! - powiedział niby poważnie, ale po chwili się roześmiał.
Udzielił mu się mój dobry nastrój. Zamierzałem udać się w drogę powrotną, już miałem się pożegnać.
- A ty gdzie?
- Noo... do domu? A co trzeba panu w czymś pomóc?
- Jadłeś coś?
- Nie, od razu przyszedłem tutaj.
- No to chodź do nas, masa żarcia. Do tego popatrz na dom tylko ukradkiem, górne okno od lewej.
Miał rację, za firanką Tomek nieudolnie starał się być niewidoczny, nie dało się ukryć, że się na nas gapi.
- Zabrałem mu telefon w ramach kary, wiesz za nieostrożność i latanie po domu na golasa. Nie będzie miał jak się dowiedzieć jak ci poszło, bo ma też szlaban na kilka dni od matki. Dziś rano się na nią nadarł w przypływie złego humoru. Najlepiej, gdy sam mu wyjaśnisz jak i co.
- Na pewno?
- No chodź, bo się rozmyślę.
Weszliśmy do środka, zdjąłem buty i kurtkę.
- Kochanie mamy gościa.
- Kogo?
- Patryk przechodził obok, wpadł do warsztatu i mi trochę pomógł. Zgłodnieliśmy, więc pomyślałem, że przynajmniej go nakarmię w nagrodę.
- Oczywiście, wejdźcie do kuchni, zaraz coś przygotuję. Tomek złaź na dół i przywitaj się z Patrykiem!
- Ma szlaban i się trochę boczy - dodała już ciszej do mnie.
- Rozumiem. - odpowiedziałem śmiejąc się w duchu.
Posiłek mimo wszystko upłynął w miłej atmosferze głównie na zdawaniu relacji jak się, kto bawił, na której imprezie. Tomek wiercił się rzucając mi, co chwilę pytające spojrzenia, które ja kwitowałem uśmieszkiem. W końcu wstaliśmy od stołu, ojciec Tomka zdążył mi jeszcze rzucić szeptem na ucho:
- Tylko bez wygłupów tam na górze. Zostawcie uchylone drzwi, będę miał was na oku.
Zdążyłem się jeszcze zaczerwienić i kiwnąć głową na znak zgody.
- Sorry, że nie zadzwoniłem - zaczął Tomek jak już byliśmy u niego w pokoju. - Ale stary za karę...
- Wiem, spoko.
- No i jak, co mój ojciec ci nagadał?
Opowiedziałem mu wszystko najdokładniej jak potrafiłem.

Nadeszła wiosna, zarówno na zewnątrz, jak i w naszym życiu. Zgodnie z obietnicą bardziej uważaliśmy na nasze zachowanie, bzykanko też odłożyliśmy na czas nieokreślony. W sumie obiecaliśmy to (obaj jak się później okazało) ojcu Tomka. Z czasem dotarło do mnie jak wiele musiało go kosztować to jak się zachował. Sylwestrowa wpadka w naszym życiu zmieniła tylko trochę, ale dla niego od tamtej pory już nic miało nie być takie samo. Wiedza o odmienności jego syna, akceptacja mnie, ciągła świadomość, że to wszystko może zniszczyć nam życie, to naprawdę musiało być dla niego wiele. Ja odwdzięczałem mu się jak mogłem pomagając w warsztacie, głównie wieczorami, jak już pracownicy poszli sobie do domu. Zawsze było coś do zrobienia jak nie tam to wkoło domu czy w ogrodzie. Często pracowaliśmy we trzech, ale nie zawsze, bo matka zaganiała zwykle Tomka do nauki. Mnie też próbowała, ale w końcu dała sobie spokój, szczególnie jak egzamin gimnazjalny poszedł mi całkiem nieźle.
Raz on zaproponował, że zapłaci mi za pracę, na co ja odparłem, że mam u niego taki dług, że nie musi, ale i tak płacił, jak nie chciałem wziąć osobiście to kasę dawał Tomkowi a on mi wciskał dopóki się nie zgodziłem. Niepokoiła mnie tylko kwestia Karola, który mógł przyjechać na wakacje i wszystko popsuć. Wysyłał czasem sms'a ale nic nie wspominał czy przyjedzie a ja bałem się zapytać. Problem jednak rozwiązał się sam na początki lipca. Zadzwonił do mnie pod wieczór a ja długo biłem się z wątpliwościami czy odebrać.
- Siemka Karol.
- Hej Patryk, co tam u ciebie?
- Luzik. Dostałem się do liceum.
- O no to gratki, oblałeś?
- Delikatnie.
- To spoko. Co tam u was?
- Niewiele. To, jak, kiedy przyjeżdżasz? - musiałem wiedzieć.
- No ja właśnie w tej sprawie. Sorry, ale wygląda na to, że nie przyjadę.
- O kurde, lipa. Czemu? - udałem, że jestem smutny, chociaż w duchu skakałem z radości.
- Jedziemy z kumplem w góry, tak spontanicznie w żadne konkretne miejsce. Poszwędać się.
- Tylko we dwóch?
- No. Tak, w ogóle to ktoś więcej niż kumpel. Ma na imię Sebastian, w moim wieku, łazi ze mną do liceum.
- Hehe, domyśliłem się, że tu chodzi o coś więcej.
- Wpadliśmy na siebie parę razy i tak jakoś się zaczęło, sam rozumiesz.
- W porządku.
- Nie gniewasz się?
- Niby, o co? Tamte lato to była tylko taka przygoda. Zresztą też jestem z kimś, póki, co na stałe.
- Super. Ale czekaj, niech zgadnę...
- Ok spróbuj, ale wątpię żeby ci się udało.
- Zobaczymy. Myślę, że to Maciek. Mam rację?
Poczułem dziwne uczucie. Co go skłoniło do takich przypuszczeń? Nie, to raczej bzdura.
- Nie, to nie on. Ale ciekawi mnie, dlaczego tak myślałeś.
- Taki strzał, trochę jest gejowaty, zresztą chyba się lubicie.
- Tylko kumplujemy, siedzimy w jednej ławce.
- Ok mój błąd, ale coś z nim nie tak, jak nie homo to przynajmniej bi. No tak, masz rację dziewczyny musi też lubić. W tamtym roku chwalił mi się, że przeleciał jakąś.
- Dziwne, mi nic nie mówił. Pamiętasz, co to była za dziewczyna?
- Nie jestem pewien, ale chyba miała na imię Paulina.
Poczułem jakiś dziwne uczucie, że wiem, o kogo chodzi, jednak musiałem się upewnić, bo w okolicy była niejedna.
- Wiesz coś więcej, nazwisko może wygląd.
- Co ty, ledwo z niego imię wyciągnąłem. Mówił, że jej chłopak tymczasowo wyjechał do siostry, a ona była chętna, więc skorzystał z okazji.
No to teraz nie było wątpliwości.
- Ok muszę kończyć, baw się dobrze w górach i odzywaj czasem. Mam też prośbę. Jakbyś kiedyś był w okolicy, zachowaj nasz sekret w tajemnicy ok?
- Moje usta pozostaną zamknięte, dopóki twój fiut nie znajdzie się w pobliżu. Ok to pa.
- Na razie.
Karol dał mi dużo do myślenia. Jeden problem z głowy a tu pojawił się kolejny. Powiedzieć Tomkowi czy nie? Po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że nie będę się wtrącał. Tyle, że coś jeszcze nie dawało mi spokoju, po chwili już wiedziałem, co. Pieprzony zazdrośnik, chyba już wiem, kto dzwonił tamtej nocy do ojca Tomka. Wiedziałem, że trzeba się zemścić, pocieszała mnie myśl, że mam jeszcze dużo czasu. Maciek dostał się do tego samego liceum co ja.

Tego lata Tomek został w domu, spędzaliśmy razem dużo czasu. Nie raz chciałem mu powiedzieć o Maćku i Paulince, ale zawsze się powstrzymywałem. No i było mi go trochę szkoda zważywszy na to, że oboje z nią zdradziliśmy go przed rokiem, a on był tego nieświadomy. Ale prawda chyba złamałaby mu serce, więc nie powiedziałem ani słowa. Tylko, że czasami, gdy szliśmy razem przyłapywałem się na tym, że oglądam się na jego cień patrząc czy w okolicy głowy nie widać rogów.


cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PatrykXX dnia Pią 9:50, 11 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 16:24, 09 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:50, 17 Sty 2013    Temat postu:

Pisz, bo bardzo ciekawe, czytam już to opowiadanie kolejny raz po dłuższej przerwie, i nadal mi się podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykXX
Adept



Dołączył: 06 Sty 2013
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: a kto to wie?

PostWysłany: Śro 21:42, 09 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:50, 17 Sty 2013    Temat postu: Spbg - część szósta

Część szósta(6)



Kończyły się wakacje, nadchodzący właśnie rok szkolny witałem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony cieszyłem się, że poznam nowych ludzi, z drugiej trochę się niepokoiłem zmianą otoczenia i podobnymi rzeczami związanymi ze zmianą środowiska, nie będę się tu rozpisywał, każdy wie jak to jest. Dochodziła jeszcze sprawa z Tomkiem, wiedziałem, że będzie mi brakować naszych spotkań na przerwach, zrywania się razem z lekcji itp. Mało brakowało a nasze spotkania zostałyby ograniczone znacznie bardziej, bo moi starzy uparli się żebym się postarał o miejsce w internacie. To była z jednej strony kusząca propozycja, więcej samodzielności, brak ciągłej kontroli starych (tu akurat w sumie nie miałem, co narzekać, bo dawali mi i tak dużo luzu). Ale mimo wszystko kwestia związku z Tomkiem przesądziła sprawę i postanowiłem, że będę dojeżdżał. Mimo że do miasta, w którym znajdowało się liceum było ponad dwadzieścia kilometrów w jedną stronę uznałem, że dam radę, sporo ludzi jeździło tam do pracy albo szkoły samochodami, zawsze można się z kimś zabrać a w ostateczności zawsze jest też bus. I tak zbliżał się pierwszy dzień szkoły, jednak nie było mi dane w nim uczestniczyć.
Starszy brat był katalizatorem wielu nieszczęść, które spotykały osoby z jego otoczenia, jak się okazało ja nie miałem być wyjątkiem. Wszystko zaczęło się pewnego popołudnia, kiedy to najstarszy z mego rodzeństwa wrócił właśnie od Marioli, jego najnowszej zdobyczy, wobec której zarzekał się, że to ta "jedyna". W przypływie dobrego humoru (pewnie właśnie zakutasił), wpadł na genialny pomysł, że nauczy mnie prowadzić samochód. Oczywiście wysępił wcześniej wóz ojca, bo przecież w swoim w życiu mi by nie dał usiąść za kółkiem.
- Mój ma za dużo koni pod maską dla początkującego - próbował się tłumaczyć.
- Aż dziw bierze, że te wszystkie konie nie spierdoliły jeszcze przez przerdzewiałe szpary w tej masce. - skwitowałem pospiesznie techniczny stan dumy mojego brata, czym zasłużyłem sobie na porządny cios z otwartej dłoni w potylicę.
- Się nie wymądrzaj młody, tylko pakuj dupsko i jedziemy.
Po paru minutach wyjechaliśmy na mało uczęszczaną asfaltówkę. Brachol zatrzymał się na poboczu i zamieniliśmy się miejscami. Miałem niejakie pojęcie jak się prowadzi auto, bo stary wcześniej dał mi kilka lekcji, jednak mimo wszystko brakowało mi wprawy. Mój pasażer zgrzytał zębami za każdym razem, gdy źle zmieniałem biegi, wznosił oczy jak nie przekraczałem sześćdziesiątki, ale o dziwo się nie darł. Nawet przy próbie cofania, kwestię "Zaraz kurwa spalisz sprzęgło.." wypowiedział ze stoickim spokojem.
Po jakiś dwóch godzinach jazdy do przodu, do tyłu, do tyłu po łuku u chłopa na polu oraz gdy udało mi się wyprzedzić ciągnik bez wpadania do rowu brat wydał się w końcu usatysfakcjonowany:
- Jeździsz jak byś miał porażenie mózgowe, ale chyba załapałeś, o co chodzi.
- To, co mam zawracać?
- Nie, jedź prosto, wpadniemy do jednego kolesia na chwilę.
Po kilku minutach kazał mi się zatrzymać pod jakimś domem w jednej z okolicznych wiosek.
- Mam zaczekać? - zapytałem gasząc silnik.
- Nie ma sensu, pobujaj się trochę po okolicy i spróbuj nikogo nie rozjechać.
- A jak zobaczę pały?
Brat zastanowił się przez chwilę.
- To się zatrzymaj, wysiądź i spierdalaj na piechotę. Ok jedź już jakby, co zadzwonię.
Krążyłem po okolicy dłuższy czas. Zacząłem czuć się coraz pewniej, w jeden z szutrowych zakrętów wszedłem nawet na ręcznym i o dziwo całkiem nieźle mi wyszło, jednak kobieta wieszająca za płotem pranie chyba nie podzielała mojego entuzjazmu. Po chwili zobaczyłem idącą poboczem grupę: dwie dziewczyny i jeden chłopak. Znałem ich z gimnazjum. Normalnie bym ich olał, szczególnie, że obie Meg i Peg (nie pamiętałem ich imion i tak je sobie nazwałem) były wybitnie puste, ale koleś był do rzeczy. Zrównałem z nimi tempo i szerzej uchyliłem szybę:
- Hej, cześć. Gdzie uderzacie?
Zatrzymali się, ja również.
- O, hej Patryk. - chłopak podszedł do samochodu. - A prawo jazdy to się ma? Proszę okazać!
A pałkę Panie Władzo to się ma? Też bym chętnie zobaczył, miałem już na końcu języka ale zamiast tego odpowiedziałem:
- Chwilowo jakoś nie. Podrzucić was gdzieś?
Laski już siedziały z tyłu zanim koleś zdążył mrugnąć. W sumie mówiąc "was" miałem na myśli tylko jego ale trudno, dobrze że chociaż były na tyle rozgarnięte żeby się nie pchać na miejsce pasażera, więc on mógł usiąść obok mnie. Z tego wszystkiego zapomniałem zmienić muzykę. Akurat leciało "Ever Dream" mojego ulubionego Nightwish, mało ludzi z mojego otoczenia wyrażało podobny do mojego gust muzyczny, co boleśnie uświadomiły mi po chwili Meg i Peg.
- Weź zapuść coś normalnego!
- Sory, ale disco polo podobno zdechło i niestety...
- Hip-hop, kurwa, tego się słucha!
Kolega siedzący obok uratował sytuację znajdując jakąś stację radiową, w której leciało akurat coś w tych klimatach i po chwili wtapialiśmy się w wiejskie otoczenie, sunąc w rytm nieśmiertelnego "umc, umc, umc". Zaryzykowałem trochę szybszą jazdę, zerkając, co chwilę na niego czy nie wydyga, ale on wydawał się być w pełni wyluzowany, po chwili nawet powiedział:
- Całkiem nieźle prowadzisz, długo już jeździsz?
- Jakieś trzy godziny.
- Chodziło mi ile w sumie...
- No to jakieś trzy i pół. - dodałem natychmiast uśmiechając się, przekonany, że ściemnia z tym całym chwaleniem.
Zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym, powoli robiło się naprawdę miło, ale oczywiście wtedy zadzwonił brachol, żeby po niego przyjechać. Odstawiłem moich pasażerów gdzie chcieli i po chwili zaparkowałem pod tym domem, co poprzednio. Pojawił się brat z głupawym uśmiechem, co było tego powodem dostrzegłem, a raczej poczułem, gdy tylko wsiadł do środka. Idiota wziął i się najebał...
- No i kurwa coś ty zrobił?! Niby jak teraz mamy wrócić do domu?
- Teraz, mój drogi braciszku będziesz nas musiał tam dowieść, bo jak widać ja nie bardzo mogę.
Super metoda szkolenia młodego kierowcy, zupełnie w jego stylu. Pomyślałem sobie, że ten oto przedstawiciel gatunku ludzkiego będzie miał kiedyś dzieci i już oczami wyobraźni widziałem go uczącego je na przykład pływania zrzucając z urwiska do oceanu. Byłem tak zły, że nie miałem siły mu odpowiedzieć. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Brat kazał trzymać się bocznych dróg i wrócić od dupy strony, tak żeby nie przejeżdżać przez całe miasto. Nie bardzo mi się uśmiechała jazda po wertepach, ale musiałem mu przyznać rację. Jechałem spokojnym tempem, ale jemu jak zwykle się gdzieś śpieszyło. Po kolejnej uwadze, że wlokę się jak muł z wodogłowiem w końcu się wkurzyłem i mocniej depnąłem na gaz. Tyle, że dopóki jechaliśmy przez odkryty teren, samochód zachowywał dobrą przyczepność, bo wiatr wymiatał luźny piasek z drogi. Ale jak tylko wjechaliśmy do małego lasu poczułem, że auto zaczyna tańczyć. Zareagowałem odruchowo, dupa w lewo to kierownicą też, potem w prawo i z powrotem. Drzewa śmigały niebezpiecznie blisko, nie wiem, jakim cudem, ale udało mi się opanować auto i po chwili się zatrzymałem. Serce tłukło mi jak oszalałe i ogólnie to się mało nie poszczałem. Brat wciąż kurczowo trzymał się siedzenia i zapierał nogami, byłem pewien, że właśnie przynajmniej połowa alku wyparowała mu z tego pustego łba. Nagle poczułem, że jest mi strasznie duszno i muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Wysiadłem z samochodu, przeszedłem może ze dwa kroki i poczułem jak coś we mnie uderza, a później ciemność. Kiedy się ocknąłem zobaczyłem pochylającego się nade mną brata.
- O w mordę Patryk, żyjesz?
- Co się stało?
- Ten idiota cię pierdolnął. - brat skinął głową w odpowiednim kierunku.
Za nim stał jeden z jego kolesi, kojarzyłem z twarzy, ale nie bardzo pamiętałem jak miał na imię. Jak się później okazało jechał właśnie busem ze zwrotami pieczywa.
- Wcale nie pierdolnął. No może lekko stuknął, jechałem powoli na szczęście.
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Po dłuższej chwili udało mi się wstać.
- Boli cię coś? - brat zrobił się nagle bardzo troskliwy.
- Prawie wszystko. Najbardziej głowa i ręka.
- Łeb masz rozwalony, pokaż rękę.
Podsunąłem mu ją a drugą obmacałem sobie głowę. Pod palcami poczułem lepką krew, natrafiłem też na sporego guza, który chyba cały czas jeszcze rósł.
- Możesz poruszać dłonią? Ok, nie jest złamana, ale chyba masz zwichnięty nadgarstek.
Rzeczywiście nadgarstek puchł, ale chyba to było tylko skręcenie.
- Trzeba cie zawieść na pogotowie? - wtrącił się kierowca busa.
- Raczej nie. – odpowiedziałem i zastanowiłem się chwilę. - Raczej nic mi nie jest, tylko się potłukłem. Łeb mnie trochę boli, ale chyba przeżyję.
- Sory, ale to naprawdę nie moja wina. Sam mi wlazłeś pod koła. Do tego chyba nie powinieneś jeszcze prowadzić co?
Skurwiel zabezpieczał sobie tyły. Uświadomił mi tym samym, że jazda na pogotowie raczej na pewno nie wchodziło w grę. Zaczęłyby się głupie pytania, z których nic dobrego nic by nie wynikło. We trzech ustaliliśmy, że wracamy do domu, po chwili tak zrobiliśmy. Tym razem za kółkiem usiadł brachol, który przez całe zdarzenie prawie zupełnie otrzeźwiał. W razie, czego przodem jechał kierowca busa.
Wysadzili mnie kawałek od domu, plan był taki, że wrócę jakiś czas po moim bracie i powiem starym, że spadłem z liny w "małpim gaju". Jakby, co wróciliśmy już dużo wcześniej, a brat na mój widok miał być równie zszokowany, co rodzice. Wlokłem się do domu żółwim tempem, wszystko mnie bolało. Starzy gładko łyknęli moją historyjkę, tym bardziej, że przed powrotem zdołałem się doprowadzić do znośnego ładu u Pauliny. Pogadałem na gg z Tomkiem i opowiedziałem mu, co się stało. Zaproponował, że wpadnie i ulży mi w cierpieniach, ale niestety musiałem odmówić, bo brat, co chwilę właził do mojego pokoju żeby sprawdzić czy ze mną w porządku. Tyle, że ja czułem się coraz gorzej, wieczorem zacząłem rzygać. Starzy zawieźli mnie do szpitala gdzie lekarze uznali, że mam lekki wstrząs mózgu i zatrzymali na czterdzieści osiem godzin na obserwacji.
Pierwszej nocy prawie nie spałem, głowa bolała mnie mniej, bo podali mi coś przeciwbólowego, ale cały czas chciało mi się rzygać. Następny dzień był nie lepszy, raziło mnie światło i wszystko dokoła niesamowicie działało na nerwy. Wpadli rodzice z bratem, ale jak się okazało, że zapomnieli wziąć ze sobą mój telefon, moja irytacja osiągnęła apogeum i wizyta nie trwała długo. Drugi dzień był znacznie lepszy. Odwiedził mnie Tomek z ojcem.
- Witaj Patryk. Od kiedy to nauka jazdy obejmuje wpadanie pod samochód? - stary odezwał się pierwszy dając mi do zrozumienia, że wie o wszystkim.
- Ciii. Oficjalna wersja jest taka, że spadłem z liny na łeb.
- To musiało rzeczywiście tak być, skoro pozwoliłeś żeby brat uczył cię jeździć.
- Tato weź przestań. Cześć. Jak się czujesz? - Tomek usiadł na brzegu łóżka i czule ujął moją zdrową rękę.
Rozejrzał się po sali i gdy zobaczył, że oprócz mnie jest w niej tylko dwóch śpiących dziadków dorzucił jeszcze krótki pocałunek w usta. Jego ojciec nawet nie mrugnął. Po chwili się odezwał:
- Wybacz, ale trochę jestem zły, przecież zawsze mogłeś poprosić mnie. Z chęcią bym cię pouczył i raczej obyłoby się bez wizyty w szpitalu.
- Nie pomyślałem. Następnym razem przyjdę do pana, obiecuję.
- No to ustalone. Póki, co wygląda na to, że opuścisz kilka pierwszych dni w nowej szkole.
- Średnio mnie to cieszy. Na początku i tak będzie raczej luzik, tymczasem wszyscy zdążą się zapoznać a ja będę najnowszy z nowych.
- Poradzisz sobie. Ok widziałem na dole automat z kawą, więc zostawię was na trochę samych, pogadajcie sobie.
Jak tylko stary wyszedł, Tomek znów odważył się na buziaka, tym razem znacznie namiętniejszego.
- Bałem się o ciebie, wiesz?
- Naprawdę?
- Bardzo, naprawdę. Dzwoniłem do ciebie wtedy późnym wieczorem kilka razy, ale nikt nie odbierał. Miałem złe przeczucia i zadzwoniłem do Pauliny, ona też się martwiła, bo widziała cię wtedy podobno w okropnym stanie.
- Byłem u niej żeby się trochę ogarnąć.
- No, mówiła mi. Poszła do ciebie do domu i okazało się, że jesteś w szpitalu. Nie spałem całą noc.
- Ja też. Strasznie marnie się czułem.
- Chciałem już wczoraj przyjechać, ale stary był zarobiony i nie było jak...
- Nic się nie stało, zresztą miałem wczoraj paskudny humor.
- Długo tu zostaniesz?
- Jutro mnie pewnie wypiszą.
Zapadła chwila ciszy, którą po chwili przerwał Tomek:
- Tak sobie myślałem, że dawno nie byliśmy razem, a ty w takim stanie nie możesz sobie nawet ręką...
- No nie bardzo.
- Mój biedaczek. Okej jak chcesz to zrobię ci dobrze, co ty na to?
- Zgłupiałeś? A jak ktoś wejdzie?
- Pod kołdrą nikt nie zauważy. To jak, chcesz?
- A jak któryś dziadek się obudzi i zobaczy, że trzymasz głowę pod kołdrą to niby też nie zauważy?
- Jaką głowę, za kogo ty mnie masz? Miałem na myśli rękę nie usta.
- A, no to jak tak to ok.
Tomek wyjął chusteczki a ja odchyliłem spodnie od pidżamy. Po chwili poczułem jak jego ręka wędruje pod kołdrą i zatrzymuje się w wiadomym miejscu. Zamknąłem oczy czując jak mój kutas twardnieje w jego ręku.
- Tylko postaraj się szybko dojść, bo stary pewnie zaraz wróci. - szepnął jeszcze, po czym zaczął mi najzwyczajniej w świecie walić w szpitalu pełnym ludzi.

Takim sposobem do mojej nowej szkoły dotarłem dopiero w następnym tygodniu. Maciek był w klasie o innym profilu, ale już wiedział, co gdzie i jak więc mnie zaprowadził gdzie trzeba. Ja wybrałem profil językowy z rozszerzonym angielskim i matmą. Początkowo myślałem nad informatyką, ale po tym jak się dowiedziałem, na jakim poziomie uczą tu tego przedmiotu postanowiłem, że może lepiej jak podszkolą mnie w językach. Jak weszliśmy do klasy rozejrzałem się po otaczających mnie twarzach i niestety, nic szczególnego. Laski mnie nie interesowały a chłopaki cóż, szkoda gadać, żadnego konkretnego z wyglądu, jak się wkrótce okazało podobnie z zachowania. Usiadłem obok jakiegoś dziobaka w okularkach, bo akurat było wolne miejsce. Pomyślałem, że to będzie ciężki rok, dobrze, że mam Tomka, bo bym się chyba załamał. Do tego z wf miałem zwolnienie na miesiąc z możliwością przedłużenia gdyby coś było nie tak po kontroli. Facet nie miał, co ze mną zrobić, więc wpadł na genialny pomysł, że będę robił za sędziego w meczach. Nie muszę chyba pisać, że nie przysporzyło mi to szczególnej popularności wśród chłopaków.
Pozostawała jeszcze kwestia Maćka, był on chyba jedynym pozytywem w tej całej sprawie. Na przerwach szwędaliśmy się razem, często razem wracaliśmy do domu. Ja jednak nigdy nie zapomniałem mu tamtego Sylwestra. Okazja do zemsty przytrafiła się po jakiś dwóch miesiącach, pewnego dnia, kiedy zszedłem do szatni po siódmej lekcji. Było już prawie pusto, w odległym kącie zobaczyłem dwóch kolesi z drugiej klasy a między nimi Maćka. Sytuacja była dość jasna, wyglądało na to, że mają zamiar za chwilę mu wpierdolić. Podszedłem na tyle blisko żeby mnie zauważył. Przez moment dostrzegłem na jego twarzy cień nadziei i ulgi. Potem odwróciłem się od nich i poszedłem w przeciwnym kierunku Wygląda na to, że ci kolesie rozwiążą za mnie problem, zdążyłem pomyśleć. Zrobiłem jeszcze parę kroków, podczas których miałem przed oczami obrazy z naszego dzieciństwa: jak razem z nim kradliśmy owoce jego babce z sadu, mało nie spaliliśmy jego domu podczas prażenia karmelków z saletry, naszczaliśmy do butli z zacierem na bimber sąsiadowi, który wcześniej napuścił na mnie psa i wiele innych. Zdałem sobie wtedy sprawę, że to przecież mój kolega, jeśli nie przyjaciel. Znaliśmy się od zawsze. I że wtedy jak podpierdolił Tomka to nie wiedział, że zaszkodzi też mi, w sumie chodziło tylko o Paulinę. Wiedziałem, że nie mogę go tak zostawić, zawróciłem.
- Hej Maciek, masz jakiś kłopot? - odezwałem się spokojnym głosem.
- Nie twoja sprawa. - odparował jeden z kolesi.
- Mój kolega, więc też moja sprawa.
Drugi z nich podszedł i stanął naprzeciwko mnie. Był trochę wyższy, ale chudy jak pająk. Zero problemu.
- Spierdalaj stąd, jeżeli nie chcesz mieć z nami do czynienia.
- Powiem tak. Spierdalajcie oboje jak chcecie żeby wam się nic nie stało.
- Taki z ciebie kozak? Chyba nie wiesz, do kogo startujesz. Zaraz ci...
Jego wina, że stał tak blisko mojej głowy, więc za chwilę miał miazgę zamiast ust i nosa. Drugi chwilę się zawahał czy ruszyć na pomoc koledze, więc Maćko jakby dla zachęty popchnął go mocno w moją stronę, koleś poleciał do przodu tracąc równowagę, po drodze oberwał ode mnie z kopa po bebechach i postanowił póki, co nie wstawać.
- Rusz się Maćko, bo transport nam zwieje - rzuciłem do kolegi, złapałem z szatni moją bluzę i buty i sobie poszliśmy.

Minęło kilka miesięcy. Na początku stycznia dotarła do nas smutna wiadomość. Zmarł brat ojca, mieszkający w dużym mieście, prawie na drugim końcu kraju. Ponieważ wuj był jedynym żyjącym krewniakiem mojego starego, do tego bezdzietnym, trzeba się było zająć sprawami pogrzebu. Rodzice wzięli w pracy okolicznościówki i wyjechali w pośpiechu, zostawiając mnie pod opieką brata, co nie było może najmądrzejszym posunięciem, ale ludzie w obliczu tragedii nie zawsze zachowują się racjonalnie. Niby żałoba, ale pusta chata nie trafia się często, pierwszego dnia było jeszcze spokojnie, ale następnego brat urządził imprezę, ja też zwołałem kilku kumpli. Oczywiście był też Tomek, gdy tak siedzieliśmy sobie we dwóch z piwkiem w ręku, nagle zaświtał mi w głowie pewien plan.
- Wiesz, starzy wracają dopiero w sobotę a jutro po południu brachol zmywa się na uczelnię.
- No to wygląda, że będziesz miał chatę tylko dla siebie.
- Nie dla siebie. Dla nas.
Błysk w oczach mojego chłopaka utwierdził mnie w przekonaniu, że skminił, co chodzi mi po głowie.
- Ja mam jutro tylko pięć lekcji, a ty?
- Ja mam jutro pogrzeb. Nie wybieram się do szkoły.
Tomek rozejrzał się dookoła. Jakaś napruta dupa właśnie usiłowała zaprezentować, że umie zrobić szpagat z puszką piwa na głowie, przy ogólnym aplauzie otaczających ją kolesi.
- Żałoba aż bije po gałach...
- Eee tam, przestań. Wujasa widziałem ze dwa razy w życiu, a on podobno też lubił sobie poszaleć i to nie tylko jak był młody.
- No to niech mu ziemia lekką będzie - Tomek stuknął swoją butelką o moją i siorbnęliśmy po porządnym łyku. - To, o której mam być?
- O której będziesz mógł, im wcześniej tym lepiej.
- Okej, załatwię tak żebym mógł też jak najdłużej zostać.
- Najlepiej by było jak byś przenocował.
- Kurde, wiesz Patryk jak bardzo bym chciał i jak bardzo to jest raczej niewykonalne.
- No już w porządku, wiem, ale pomarzyć dobra rzecz, co nie?
- Tak. Ty załatwisz gumki czy ja? - Tomek najwyraźniej również uznał, że dzień jutrzejszy będzie właśnie tym szczególnym.
- Ja się wszystkim zajmę.
Pogadaliśmy jeszcze jakiś kwadrans. Tomek zerknął na telefon sprawdzając godzinę:
- Dobra, jak ma się jutro udać to lepiej jak dziś wcześniej pojawię się w domu. Na razie.
- Do jutra.
Następnego dnia obudziłem się coś około ósmej. Ze trzy godziny zajęło mi ogarnięcie domu po wczorajszym. Potem poszedłem na miasto żeby kupić trochę żarcia, głupio by było gdyby podczas bzykanka zaczęło nam burczeć w brzuchach. Wziąłem kilka gotowych dań, które dało się przygotować w mikrofalówce, do tego chipsy, trochę słodkości i oczywiście dwie bite śmietanki w spray'u. Pozostało jeszcze kupić te najważniejsze rzeczy, ale pomyślałem sobie, że skoro ten pierwszy raz ma być taki szczególny to nie kupię ich w byle markecie. W moim miasteczku były dwie apteki, jedna mniejsza, w której było taniej i inna, lepiej zaopatrzona, ale trochę droższa. Podejrzewałem, że kolejek, a szczególnie starych babć uniknę w tej drugiej, więc tam się skierowałem.
Wewnątrz, za szklanymi przegrodami stała młoda, uśmiechnięta aptekarka.
- Dzień dobry. Czy są prezerwatywy?
- Oczywiście. Szukasz jakiejś konkretnej marki?
- Sam nie wiem. Chyba poproszę dwa opakowania Durexa.
- Prążkowane, nawilżane, pogrubiane, smakowe, nielateksowe, powiększone, obcisłe, ze środkiem opóźniającym wytrysk? - wyrecytowała niemal jednym tchem ekspedientka.
Kurde niby apteka a asortyment jak w sex-shopie, zdążyłem pomyśleć zastanawiając się nad wyborem.
- Chyba wezmę paczkę pogrubianych. I tych prążkowanych też. Albo lepiej po dwa jednych i drugich.
Nie udało się jej ukryć lekkiego rozbawienia, ale nie skomentowała.
- Coś jeszcze?
- Dostanę może jeszcze jakiś lubrykant?
- Na bazie wody czy lateksu? Rozgrzewający, neutralny, ze środkiem plemnikobójczym?
To ewidentnie jest sex-shop, pomyślałem.
- Jest może K-Y?
- Oczywiście. To wszystko?
- Tak, dziękuję.
Zapłaciłem i wyszedłem.
Tomek pojawił się koło trzynastej, tuż po tym jak mój brat się zmył. Od razu zaznaczył, że przyszedł tylko na chwilę i zaraz idzie do domu na obiad. Póki, co otworzyłem jedno piwo i rozlałem do dwóch szklanek, żeby nie siedzieć tak z pustymi rękoma. Pokazałem mu moje "zakupy". Po chwili z braku zajęcia zaczęliśmy czytać skład nawilżacza.
- Kurde, ma więcej składników niż napalm, do tego podobnie się je wymawia.
- Bądź pewien że działanie ma zupełnie odwrotne i nie spali ci tyłka. - odpowiedziałem mu ze
śmiechem.
- Tak, jasne. Naprawdę nie mogę się doczekać wieczora, wiesz?
- Ja też. Cieszę się, że w końcu przestanę być prawiczkiem. I że to właśnie z tobą to zrobię.
- Myślę tak samo. Co ty na to żeby małą grę wstępną zacząć już teraz? - Tomek dotknął mojego policzka i nie czekając na odpowiedź czule pocałował w usta.
Wrócił około osiemnastej. Ja już wcześniej przygotowałem swój pokój, zapaliłem kilka świec zapachowych, ułożyłem playlistę z nastrojową muzyczką. Najpierw wzięliśmy wspólny prysznic, mimo iż jestem pewien, że Tomek brał kąpiel przed przyjściem do mnie. Moczyliśmy się jakiś kwadrans, później wytarliśmy nawzajem do sucha i jedynie w świeżej bieliźnie poszliśmy do mojego pokoju. Było przyjemnie ciepło, bo podkręciłem wcześniej ogrzewanie, po chwili leżeliśmy razem w łóżku pieszcząc nasze ciała dłońmi i ustami. Tomek zjechał na dół i zajął się moim sprzętem, jednak tylko na chwilę, żeby przedwcześnie nie doprowadzić mnie do finału. Po chwili położył się na brzuchu dając mi do zrozumienia, że najpierw moja kolej. Wycisnąłem trochę żelu na palce i zająłem się wnętrzem jego pupy. Gdy uznałem, że jest już dostatecznie rozluźniony nałożyłem kondom i go też obficie nawilżyłem. Tomek tymczasem podciągnął kolana i wypiął zachęcająco tyłek w moim kierunku. Zająłem strategiczne miejsce tuż za nim i przyłożyłem kutasa do jego odbytu. Pomagając sobie kciukiem wcisnąłem główkę, potem już poszło z górki. Pozostałem w nim chwilę żeby się dostosował do moich rozmiarów a potem zacząłem go posuwać, z początku powolutku, potem coraz szybciej. Tomek z początku cichy po chwili zaczął mruczeć z zadowolenia dając mi sygnał, że nic go nie boli i jest super. Potem eksplodowałem i był to orgazm intensywny, byłem pewien, że ciśnienie spermy rozsadziło gumę, oczywiście, gdy się wycofałem okazało się że kondom jednak jest cały. Ściągnąłem go, Tomek już leżał na plecach uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Nie bolało? - zapytałem.
- Nic a nic. I jak?
- Super orgazm. Okej zaraz sam się przekonasz jak to jest.
Powtórzyliśmy poprzedni cykl, z tą różnicą, że teraz to on był we mnie. Potem leżeliśmy obok siebie na plecach, bez słowa, napawając się tą chwilą. Pierwszy odezwał się Tomek:
- Wiesz Patryk, jedna rzecz mnie zastanawia.
- Tak?
- To znaczy, bo nie jestem pewien. Straciłem dziewictwo wtedy jak ja ciebie czy jak ty mnie?
Zastanowiłem się chwilę, lekko rozbawiony tym pytaniem.
- Myślę, że możesz się czuć rozdziewiczony podwójnie - odpowiedziałem, po czym pocałowałem go czule w usta.
Poszliśmy coś zjeść, chwilę pogadaliśmy. Nie minęło długo jak zrobiliśmy powtórkę, tym razem w różnych pozycjach. Tomek wyszedł coś koło dwudziestej trzeciej, a ja chyba nigdy nie spałem tak dobrze jak tej nocy. Tuż przed tym jak zmorzył mnie sen dotarło do mnie, że jeszcze z Tomkiem nie spałem. Nie w sensie pieprzenia się. Po prostu jeszcze nie spędziliśmy nocy razem w jednym łóżku. Przydałoby się to nadrobić.

Tegoroczna zima już była dla mnie niezwykle udana, wkrótce miało się okazać, że ma być jeszcze lepiej. W ferie czekała mnie kolejna super niespodzianka, ojciec Tomka zabrał nas na tydzień w góry, pojechaliśmy tylko we trzech. To były najlepsze ferie w moim dotychczasowym życiu. Stary dawał nam dwóm dużo luzu, mimo że spaliśmy wszyscy w jednym pokoju, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Dużo sobie wtedy powiedzieliśmy we trzech, jeszcze więcej dowiedzieliśmy się o sobie nawzajem. Stary wychodził z siebie i nie szczędził kasy żeby nam umilić wspólnie spędzony czas, każdy dzień miał zaplanowany na maksa, zupełnie jakby to był ostatni dzień, który spędzimy razem. Czyżby wiedział o czymś, co mi umknęło, zastanawiałem się czasem. Niestety, okazało się, że miałem rację.

Wiosna to pora, w której wszystko budzi się do życia, jednak tego roku okazało się, że dla mnie jakby wszystko umarło. Rodzice chodzili jakby nieobecni od chwili pogrzebu wuja. Ojciec często wyjeżdżał, ale nikt mi nic nie mówił. Zrzuciłem to wszystko na karb żałoby po bracie i nie wnikałem. Zresztą za bardzo z Tomkiem byliśmy zajęci sobą nawzajem.
- Patryk, musimy porozmawiać. - oświadczyła pewnego wieczoru matka prowadząc do kuchni.
W środku, przy stole siedział ojciec, brat stał opierając o lodówkę. Wszyscy mieli marsowe miny, wiedziałem, że nic dobrego się nie kroi.
- Słucham. Chcieliście mi coś powiedzieć. Wygląda na to, że coś ważnego.
Matka nie umiała znaleźć słów, ale ojciec postanowił nie owijać w bawełnę:
- Przeprowadzamy się.
Dwa słowa. Tak mało a miały zmienić tak wiele. Poczułem jak oblewa mnie zimny pot:
- Dokąd?
- Brat zostawił mi swoje mieszkanie. Na papiery będzie trzeba jeszcze poczekać, ale z przeprowadzką nie możemy zwlekać. Mieszkanie może ktoś obrabować albo wybuchnąć jakiś pożar, nie może tak stać sobie puste.
- Ale to czterysta kilometrów stąd!
To nie było pytanie, więc zapadła naturalna cisza.
- A po co nam one? Nie możecie sprzedać?
- Tak się akurat składa, że jest ono nam właśnie na rękę.
- Jak to?
- Sam wiesz, że twój brat ma zamiar niedługo się ożenić. A Mariola jest podobno w ciąży.
Będą potrzebować miejsca dla siebie.
No tak, znowu on. Nie miał się, kiedy wpieprzyć.
- No to niech on tam jedzie i mieszka!
- To nie takie proste. - wtrąciła matka. - Tutaj mają póki, co oboje pracę, Marioli nikt nie przyjmie z brzuchem do nowej.
- Do tego jak ja zwolnię etat to twój brat awansuje na moje miejsce. - dodał ojciec.
- A wy jak znajdziecie tam robotę? Jesteście już za starzy na szukanie nowej, za starzy na przeprowadzki.
- To już załatwione. Mój dawny znajomy niedawno otworzył własny biznes i potrzebuje menedżera do spraw sprzedaży.
- Z kierownika sklepu na menedżera? Ściemę jakąś walisz!
- Nie pyskuj gówniarzu. Dla twojej wiadomości mam potrzebne doświadczenie.
- A ty? - zapytałem matkę, szukałem słabych punktów tego ich "planu".
- Pracuję w banku, który ma filie w praktycznie każdym zakątku kraju. Nie będzie problemu. Patryk, to naprawdę jest dobry pomysł. Oboje z ojcem od zawsze chcieliśmy zamieszkać w dużym mieście, które ma do zaoferowania więcej niż kilka barów, kiepskie kino i spotkania emerytów w Ośrodku Kultury.
- Zachciało wam się rozrywek na stare lata? Nie no, litości, czy wy coś braliście?!
Milczący brat w końcu się odezwał:
- Uważaj na słowa, kiedy mówisz do ludzi, którzy dali ci życie szczeniaku!
- Odezwał się kurwa ekspert, dawca życia! Byłeś pewnie tak najebany, że nie zdążyłeś wyciągnąć kutasa z tej swojej szmaty a w nagrodę dostajesz chatę a ja muszę wypierdalać tak?
- Ja ci kurwa zaraz....
- Spokój do licha! - stary wkroczył widząc, że chyba zaraz dojdzie do rękoczynów. – Spokój mówię! Widzę, że nie da się po dobroci więc powiem po prostu. Patryk my cię nie pytamy o zgodę tylko informujemy, co i jak. Przeprowadzamy się i kropka, koniec tematu!
- Wielkie, kurwa, dzięki! A ja was informuję, że nigdzie nie jadę! Jak będzie trzeba to zamieszkam u dziadków! Dopiero teraz jest koniec tematu!
Odwróciłem się i poszedłem do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz. Zacząłem rozważać moją sytuację. Im dłużej się nad tym zastanawiałem tym większa ogarniała mnie rozpacz. Mieszkanie z dziadkami odpadało, było ciasno do tego oni byli strasznie zrzędliwi. Raczej pewne, że nie zgodziliby się żebym z nimi mieszkał bez wyraźnego powodu, a moje własne widzimisię nie wystarczy. No i tutaj nasuwał się kolejny problem, co ze mną i Tomkiem? Czterysta kilometrów to było za dużo, równie dobrze mógłbym się przenieść na biegun. Spotykalibyśmy się, co najwyżej 2-3 razy w roku a to za mało żeby nasz związek przetrwał, byłem tego pewien. Chociaż zawsze odpędzałem od siebie podobne myśli to jednak byłem świadom, że możemy się kiedyś rozstać. Tyle, że w tych wszystkich scenariuszach to on był tym, który mnie opuszczał a nie na odwrót. Po chwili usłyszałem pukanie do pokoju:
- Patryk, mógłbyś mnie wpuścić? Porozmawiajmy, proszę. - to była matka.
Po chwili wahania otworzyłem drzwi.
- Dlaczego tak się zachowujesz, przecież przeprowadzka to nie koniec świata ?
- Dla mnie koniec.
- Nie rozumiem, zawsze myślałam, że nie cierpisz tej dziury.
- Zmieniłem zdanie.
- Przecież nie będzie tak źle. Poznasz nowych przyjaciół, duże miasto to duże możliwości.
- Ale tych tutaj już znam i mi wystarczą.
- Twój wuj zostawił po sobie piękne, duże mieszkanie w dobrej dzielnicy. Jak je zobaczysz to na pewno ci się spodoba.
- Nie sądzę. Tak w ogóle to, kiedy chcecie się tam przenieść?
- Zaraz na początku wakacji, jak tylko skończysz rok szkolny.
- Strasznie szybko...
- Trzeba się będzie jeszcze urządzić i ojciec zaraz potem zaczyna nową pracę. Tak na marginesie ma zarabiać znacznie więcej niż do tej pory, zobaczysz, będzie nam się żyło znacznie lepiej niż teraz.
- Mogliście, chociaż zaczekać aż pójdę na studia.
- Wierz mi, chcieliśmy, ale teraz niestety nie mamy wyboru.
- Wygląda na to, że ja też go nie mam.
- Przykro mi Patryku, ale wychodzi na to że raczej nie. Spójrz na to z lepszej strony. Masz jeszcze dużo czasu żeby się pożegnać z kolegami, jeśli będziesz chciał to nie na długo. Zawsze możesz odwiedzić brata w wakacje czy ferie...
- Prędzej piekło zamarznie niż spędzę tu z nim i jego krową, chociaż chwilę sam na sam. Mają zamiar się, chociaż pobrać?
- Chcą wziąć ślub cywilny za kilka miesięcy, potem się zobaczy.
- Mnie na nim na pewno nie zobaczą, nigdy więcej się do kutasa nie odezwę, to wszystko przez niego.
- Nie mów tak, przecież ożeniłby się prędzej czy później. To niemal cud, że wszystko tak dobrze się złożyło.
- Dla mnie nie za bardzo.
- Nie bądź samolubny. Zobaczysz, jeszcze nam podziękujesz, że wynieśliśmy się z tej mieściny. Teraz się prześpij, zobaczysz, że jutro też wstanie słońce.
Następnego dnia padało jak cholera. Po lekcjach odezwał się Tomek, ale go zbyłem póki, co. Układałem w głowie jak mu powiedzieć o tym wszystkim. W końcu doszedłem do wniosku, że poczekam ile się da, po co ma się martwić na zapas.

Mijały tygodnie. Tomek widział, że coś mnie gryzie, próbował wypytać, o co chodzi, ale zawsze się czymś wytłumaczałem. Aż któregoś dnia po prostu nie mogłem tego w sobie stłumić. Siedzieliśmy wtedy u niego pod domem jedząc pistacje i rozmawiając o byle, czym. W końcu Tomek powiedział coś, co przelało czarę goryczy:
- Pomyśl, już tylko miesiąc i wakacje. Do tego mam super wiadomość - przekonałem w końcu starych, że nie idę do technikum i od następnego roku jak się dostanę będziemy chodzić razem do tego samego liceum!
- Tomek muszę ci coś powiedzieć.
- No to mów.
- Chyba lepiej zostań przy tym technikum.
- Nie rozumiem, nie chcesz żebym tam szedł? O co ci biega?
- Po prostu po wakacjach już nie będę tam chodził.
- Jak to? Wywalili cię?
- Gorzej. Tomek, moi starzy postanowili, że się przeprowadzamy.
Zamurowało go. Pomyślałem sobie, że czuje w tym momencie coś podobnego jak ja, kiedy się dowiedziałem od rodziców.
- Dokąd?
Powiedziałem mu gdzie. To duże miasto, wiedział jak daleko stąd się znajduje.
- Kiedy?
- Jak tylko skończę ten rok szkolny.
Milczał przez dłuższy czas.
- Tomek przepraszam. I nie wiem, co powiedzieć.
- Więc najlepiej nic już nie mów! Najlepiej będzie jak pójdziesz sobie teraz do domu. No idź już, chcę zostać sam!
Wiedziałem, że muszę mu dać czas na przetrawienie tego wszystkiego więc poszedłem. Po drodze spotkałem Maćka. Mieliśmy jedną nierozwiązaną sprawę.
- Chodź, musimy pogadać. Weźmiemy po drodze po piwie, albo lepiej po kilka. Masz tu kasę i załatw sprawę z Szybkim Mietkiem, widziałem go pod sklepem po drodze. Weź za wszystko, będę czekał w parku. Po kilku minutach dołączył do mnie Maciek z reklamówką pełną piwa.
- Spijemy się tym wszystkim we dwóch.
- Mam nadzieję. - szybko otworzyłem po jednym, opróżniliśmy je duszkiem po czym sięgnąłem po kolejne.
- Wiem o tobie i Paulinie.
- To znaczy?
- Wiem że przeleciałeś ją w tamte wakacje dwa lata temu jak była jeszcze z Tomkiem.
- Skąd?
- Od Karola.
- Stare dzieje. Po co to rozgrzebujesz?
- Wiem też, że podjebałeś Tomka później w tego Sylwestra u ciebie. Zadzwoniłeś do jego starego i powiedziałeś, że jest z Pauliną w domu.
- Z tego, co wiem nic z tego nie wynikło, więc co cię to obchodzi?
- Po prostu.
- I co chcesz z tym zrobić? Mówiłeś Tomkowi?
- Nie. Zresztą to i tak już nie ma znaczenia.
- Jak to?
- Za miesiąc już mnie tu nie będzie.
- Że co?
Powiedziałem mu, co i jak. W miarę jak ubywało piwa z reklamówki nasza reakcja na to, co mu przekazałem stawała się coraz bardziej ckliwa, w końcu aż się prawie poryczeliśmy obaj. Powiedzieliśmy sobie tamtego wieczoru dużo rzeczy, doceniliśmy naszą przyjaźń, trochę powspominaliśmy. Z trudem wróciliśmy do domów.

Przez kilka pierwszych dni Tomek mnie unikał, ale później zdał sobie sprawę, że powinniśmy jak najlepiej wykorzystać wspólny czas, który nam pozostał. On powiedział ojcu, który jak się okazało wiedział już od dawna, bo mój stary zamierzał pożyczyć od niego busa potrzebnego do przewiezienia tego, co mieliśmy ze sobą zabrać, siłą rzeczy, więc musiał wyjaśnić, po co mu jest potrzebny. Dni mijały, z Tomkiem spotykałem się codziennie, bzykaliśmy się też jakby częściej. Zaczęły się wakacje, starzy zabrali ze szkoły moje papiery. Do nowej mieli je zawieźć sami, bo wymogłem na nich, że zostanę jeszcze tydzień i dojadę pociągiem, zamiast mnie pojechała z nimi siora. Z bratem ustaliliśmy, że nie ściągnie swojej przyszłej żonki dopóki ja nie wyjadę. W ten sposób zarobiłem jeszcze dodatkowy tydzień z Tomkiem, który wykorzystaliśmy nadzwyczaj intensywnie. W międzyczasie przygotowałem dla niego mały prezent pożegnalny, wybrałem najlepsze ze wspólnych zdjęć, które zgromadziłem przez te cztery lata naszego związku i zrobiłem z nich taki pokaz slajdów z odpowiednim podkładem dźwiękowym w After Effect i całość zgrałem na płytkę. Dałem mu ją na dwa dni przed wyjazdem z zastrzeżeniem, żeby nie oglądał dopóki nie wyjadę. Tego wieczoru zorganizowałem pożegnalne ognisko, na które zaprosiłem znajomych, wyszła naprawdę miła imprezka. Spakowałem się dzień przed wyjazdem, pociąg miałem z samego rana. Tej nocy śniłem o Tomku. To był smutny sen, zupełnie jak poprzedni dzień, w którym się pożegnaliśmy. Obiecałem, że przyjadę w ferie, czas jednak pokazał, że nic z tego nie wyszło, ale o tym napiszę innym razem.
Następnego dnia wstałem tuż po świcie, ubrałem się, zabrałem plecak i nie budząc brata poszedłem na stację. Nie miałem daleko, po paru minutach pociąg wtoczył się na peron. Już miałem wsiadać kiedy usłyszałem za plecami:
- Patryk, czekaj!
To był Tomek, biegł w moim kierunku.
- Prawie zaspałem. Wczoraj z tego wszystkiego zapomniałem dać ci prezentu.
Podał mi niedużą paczkę.
- To ode mnie i ojca.
Rozdarłem papier, w środku był nowiutki telefon.
- Żebyś mógł dzwonić jak najczęściej i o nas nie zapomniał. To słowa mojego ojca. Mam nadzieję, że nie zapomnisz.
- Przecież wiesz, że nie. Nie mógłbym... - poczułem jak łzy cisną mi się do oczu.
Tomek też wyglądał jakby miał się za chwilę rozpłakać. Po chwili objął mnie czule i pocałował. Nie przejmowaliśmy się, że ktoś nas zobaczy. Usłyszałem zapowiedź odjazdu mojego pociągu.
- Muszę już iść. Trzymaj się Tomek, kocham cię.
- Ja też cię kocham Patryk. Nie zapomnij o mnie.
- Nigdy.
Wsiadłem do pociągu, który po chwili ruszył. Patrzyłem zza szyby na Tomka i dosłownie czułem się jakby ktoś wbijał mi szpilki w serce. Po chwili jego sylwetka znikła mi z oczu, poszedłem poszukać swojego przedziału. Był na szczęście pusty, nie chciałem żeby ktoś mnie oglądał ze śladami łez na policzkach. Założyłem na uszy słuchawki i wybrałem kawałek, który doskonale odzwierciedlał stan mojej duszy, ten sam, który posłużył, jako podkład w moim prezencie dla Tomka, "Forever Yours", oczywiście kapeli Nightwish.



cdn


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PatrykXX dnia Pią 9:49, 11 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 23:05, 09 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:50, 17 Sty 2013    Temat postu:

Naprawdę piękne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chomiccerro
Dyskutant



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Czw 13:03, 10 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:51, 17 Sty 2013    Temat postu:

Za chwilę chyba sam się poryczę...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 19:49, 10 Sty 2013
PRZENIESIONY
Czw 10:51, 17 Sty 2013    Temat postu:

Znam dobrze to opowiadanie, jednak każdym razem, jak go czytam, to pod koniec tego odcinka samoistnie wilgotnieją mi oczy.

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Czw 19:50, 10 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin