Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Mój chłopak nie jest gejem" seria cz.1

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AkFa
Adept



Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: England

PostWysłany: Pią 0:17, 14 Wrz 2012    Temat postu: "Mój chłopak nie jest gejem" seria cz.1



MÓJ CHŁOPAK NIE JEST GEJEM
AkFa
AkFaˆ2011Copyright
ˆWszystkie Prawa Zastrzeżone
Powielanie, kopiowanie lub rozpowszechnianie bez pisemnej zgody autora jest surowo wzbronione i będzie traktowane jak przestępstwo. Praca również nie może być zmieniana czy wykorzystywana bez umieszczenia informacji o autorce.

1

To wszystko było bez sensu. To takie nie sprawiedliwe, nienawidził swojego przeklętego życia. Jego głowa niemal eksplodowała z bólu, płuca paliło mu zmęczenie. Biegł i nie mógł uciec przed samym sobą. Był taki wściekły, taki zły i zrozpaczony, że świat przed jego oczyma był tylko szarą rozmazaną plamą. Krew pulsowała mu w uszach i zapierało mu dech w piersi.
Ale to dobrze, bo inaczej by krzyczał, wrzeszczałby w niebo głosy. Płakałby i szlochał, a tak to co najwyżej mógł tylko łkać. Chciał kogoś zranić, skrzywdzić, zabić, a może sam chciał umrzeć? Na ten konkretny moment było mu bardziej niż wszystko jedno. Ale czy można umrzeć z upokorzenia?
Nie, jesteś skazany żeby żyć i cierpieć katusze, dzień po dniu. Borykając się z tymi samymi problemami nie do pokonania. Dlaczego to zawsze jemu się przytrafia? Dlaczego to on jest zawsze na przegranej pozycji? Dlaczego nikt go nie rozumie? Czy wymaga zbyt wiele? Najwyraźniej tak. Inaczej nie musiałby przeżywać tych wszystkich małych koszmarków zakradających się do niego z różnych stron. Czy ten ucisk w piersi, to był już na stałe? Czy już zawsze będzie się tak czuł?
Łzy strumieniami lały się po jego policzkach, ale zdeterminowany ocierał je zaciśniętymi pięściami. Zamiast tego jednak miał ochotę użyć tych pięści, aby wywalczyć sobie spokój. Ale i to nie było mu dane. Nie, oczywiście, że nie. Był zbyt mały, zbyt słaby, zbyt niepozorny i zbyt wszystko… nie dość dobry do niczego. Och, miał mnóstwo zdolności, szkoda tylko, że żadnego konkretnego talentu. Tak bardzo tego nie nawiedził. Nie mógł być przystojny i wysoki. Nie miał mięśni ani czarnego pasa w karate. Nie mógł powalać ludzi urokiem osobistym czy charyzmą. Nie, on przeznaczone miał być nikim.
Jeszcze tylko kawałek. Już tak nie daleko. Droga sama uciekała mu spod stóp. Jak jedna długa, szara wstęga. Może, kiedy zatrzasną się za nim drzwi domu, odetnie ten ból i rozpacz, która go po prostu zaczynała przytłaczać.
Bryan wbiegł po schodach werandy, z rozmachem otwierając drzwi i wpadając z impetem na wielką górę mięśni. Przynależącą do wszystkich jego nastoletnich fantazji sennych. Wszystkie jego „mokre sny”, wszystkie jego poranne wzwody i wszystkie jego najdziksze erotyczne, niespełnione pragnienia były złożone na ołtarzu uwielbienia dla tej właśnie osoby.
Osoby, której nie chciał widzieć w tym momencie, najbardziej ze wszystkich! Najlepszego przyjaciela jego brata, Kyla. Wielkie ramiona złapały go, kiedy niemal odbił się od niego z impetem, ratując go przed haniebnym upadkiem na tyłek.
Rozpacz i smutek zamienił się w gniew jakby ktoś odpalił flarę w jego głowie.
– To …to …to twoja wina! – wrzasnął – Wszystko to twoja wina! – Bryan walił pięściami w wielki tors Kyla. – To przez ciebie. Nie nawiedzę cię, nie znoszę! Dlaczego tu jesteś? Dlaczego nie mogę umrzeć w spokoju? Jak to możliwe!? Co jeszcze musi mi się dziś przytrafić!? Powinienem wiedzieć, powinienem do cholery wiedzieć, że to było tylko preludium mojego wstydu. Ale nieee łudziłem się jak zwykle i co! Ze wszystkich ludzi na świecie musze wpadać na ciebie!
Kyle w pierwszym zaskoczeniu po prostu pozwalał małej furii walić pięściami w jego tors. Nie mógł mu wyrządzić krzywdy. Przy jego budowie i posturze był jak mały chłopiec, uparcie walący małymi piąstkami. Łzy spływały po twarzy Bryana nieprzerwanym ciągiem. Blond włosy miał przyklejone do spoconego czoła i czkał na przemian z łkaniem. Cokolwiek się stało Bryan Thomson zwariował, albo był bardzo blisko. Wnioskując po jego stanie.
Znudzony czekaniem aż młodszy mężczyzna się zmęczy, Kyle objął go, niemal miażdżąc w ramionach. Może nie był zbyt dobry w pocieszaniu, ale zobowiązał się zaopiekować Bryanem pod nie obecność jego rodziny. W Bryana jakby wstąpił nowy ogień. Zaczął rzucać się jeszcze bardziej, na przemian odpychając go to przyciągając.
– Bryan… Bryan uspokój się. – Kyle starał się przemówić jak najspokojniej.
– Nie mów mi, że mam się uspokoić, kiedy nie wiesz, o co chodzi! Nic nie wiesz i nic nie rozumiesz, i nawet gdybym ci wytłumaczył to byś nie zrozumiał! – Bryan wrzeszczał nadal szamocąc się z Kylem.
– Przestań zrobisz siebie krzywdę. – Kyle użył więcej siły, aby obezwładnić rozhisteryzowanego mężczyznę. Obawiał się jednak, że zrobi mu krzywdę. Czasem sam nie pamiętał ile siły posiadał. Wyglądało jednak na to, że jeśli nie uspokoi Bryana to mały idiota zrobi sobie krzywdę sam.
– Jak by to miało jakiekolwiek znaczenie? Myślisz, że będę cierpiał mniej niż do tej pory? Nie, nie będę, bo to po prostu niemożliwe. Nic nie pojmujesz, bo jak możesz? Jesteś piękny i cudowny, i jak na złość do cholery, oczywiście inteligentny. Dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego? To takie nie fair. To takie niesprawiedliwe. Ty tutaj cały idealny, mówisz mi, że mam się uspokoić! Gdybyś czuł to, co ja, to nigdy nie mówiłbyś mi, że mam się uspokoić!
– Bryan, to, co mówisz nie ma sensu. Powiedz mi, co się stało? Co zrobiłem? – Kyle poważnie zaczął się obawiać o Bryana. Jego twarz była zaczerwieniona i opuchnięta, usta niemal sine. Jego spokój jednakże zdawał się tylko podsycać gniew i rozpacz Bryana.
– Co zrobiłeś?! Co zrobiłeś? Oczywiście, że nie wiesz, co zrobiłeś! Bo jak byś mógł wiedzieć. Z twojego piedestału przecież nie widać, co się dzieje u maluczkich! – Bryan wrzasnął znów się wyrywając.
To, że nie miał racji nic w tym momencie nie znaczyło. Że był niesprawiedliwy, też nie. Miał prawo być zły, miał prawo się wściekać…
– Bryan to, co mówisz nie ma sensu. – Znów jak najspokojniej Kyle starał się przemówić do rozsądku rozemocjonowanemu, drżącemu chłopakowi. Przypominał małą kulę energii bez wytchnienia szamocąca się w jego ramionach.
– Myślisz, że nie wiem, że to nie ma sensu! – Bryan znów krzyknął. Jego ciało było teraz wstrząsane falami dreszczy. Był też coraz bardziej wyczerpany i tylko złość nadal dawała paliwo jego ciału. Mdłości skręcały jego wnętrzności. – Doskonale wiem, że to bez sensu. Kto jak nie ja wie, że to wszystko jest bez sensu? I o to może chodzi. Nie uważasz, że o to chodzi!? Moje życie to jeden wielki bezsensowny pomysł!
– Bryan. Przestań …przestań na chwilę. Pozwól mi… – Kyle spróbował chwycić Bryana tak, aby wreszcie spojrzeć mu w oczy. Unieruchomił jego głowę trzymając za kark. Mimo jego ogromnych dłoni, niełatwo było skłonić Bryana, aby zrobił coś, na co niemiał najwyraźniej ochoty. Po krótkiej walce, Kyle patrzył w zapłakane oczy Bryana – Dobrze tak lepiej. Posłuchaj mnie. Nie, nie odwracaj wzroku. Posłuchaj mnie przez chwilę. Weź głęboki oddech i powiedz, co się do cholery stało?
– Nie powiem ci. Nie dość już mojego upokorzenia? Nie dość? Chcesz mieć jeszcze więcej możliwości, aby rzucać mi je w twarz ze śmiechem? – Bryan był przerażony.
Wyładowanie złości na pierwszej osobie, która wpadła mu w ręce to jedno. Ale przyznanie się do jego upokorzenia i wstydu, to już było całkiem coś innego.
– Mam sobie iść do domu? Tego chcesz? Zdaje się jakby każde moje słowo tylko bardziej cię denerwowało.– Kyle wolno pogłaskał go po plecach i zaczął się odsuwać.
Złość na twarzy Bryana w jednej sekundzie zmieniła się w śmiertelne przerażenie. Pomimo może dwudziestu centymetrów różnicy w ich wzroście, jednym susem rzucił mu się na szyję. Niemal kleszczowo zaciskając na niej ramiona,
– Nie, nie, nie, nie, nie …nnie. – Rozpłakał się z głośnym szlochem. – Nie odchodź, nie zostawiaj mnie. Proszę cię, błagam, nie zostawiaj mnie. Trzymaj mnie, przytul. Nie odchodź!
– Bryan… – Kyle był wytrącony z równowagi, ponowie. Nagłą zmianą w zachowaniu Bryana. Z furii przeszedł do histerii, coś jak w ułamku sekundy.– Chodź usiąść.
Bryan gwałtownie zaczął potrząsać głową, zaciskając uścisk aż do bólu. Nogami oplótł pas Kyla.
– Nie, nie puszczaj mnie. Bez ciebie nie mogę. Potrzebuję cię. Nie chce, ale potrzebuje. Czuję jakby ktoś rozrywał moje wnętrze na strzępy. Wiesz, co to za uczucie? Przeżyłeś je kiedyś?– Bryan zdawał się nie zdawać sprawy z tego, że paple bez sensu.
Kyle z westchnieniem postanowił zanieść go do jego pokoju i położyć do łóżka. Bryan nadal jednak kontynuował swój monolog, nie czekając tak naprawdę na odpowiedź Kyla. To i dobrze, bo niech go licho, jeśli wiedział, co powiedzieć swojemu małemu przyjacielowi.
– Oczywiście, że nie przeżyłeś czegoś takiego. Ludzie jak ty nie są skazani na to, nie muszą sobie z tym radzić. Ale to w porządku, wiesz? To na serio ok. Ty nie powinieneś cierpieć, naprawdę nie. Nie chciałbym abyś cierpiał. Po co? Ja to, co innego.
– Bryan – Kyle znów spróbował przebić się do robiącej nadgodziny głowy Bryana.– Jesteśmy w twoim pokoju. Co chcesz zrobić? Położyć się? Iść do łazienki, usiąść?
– Po prostu usiądź – wyszlochał Bryan. Kyle zdębiał. Miał trzymać go na kolanach czy jak?
– Bryan?
– Och, siadaj! Nie możesz tego po prostu dla mnie zrobić? Co w tym takiego skomplikowanego? Siadasz i siedzisz do cholery!
– Spoko, spoko! Tylko się nie denerwuj. – Kyle usiadł na samej krawędzi łóżka Bryana, ale to nie była zbyt dobra pozycja. Wiercąc się i kręcąc udało mu się przesunąć do tyłu na tyle, aby oprzeć się plecami o ścianę. Bryan wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. Kolanami objął biodra Kyla jak imadłem. Szlochając i łkając, gorącym oddechem niemal parząc jego szyję.
– Nie mów mi, że mam się nie denerwować! – Tym razem już nie było złości w głosie Bryana tylko raczej beznadzieja. – Mogę się denerwować, jeśli chce. Tobie by nikt nie powiedział, że masz się nie denerwować albo, że masz się uspokoić.
– Przepraszam – stwierdził spokojnie Kyle, konstatując, że najlepszym wyjściem będzie spacyfikowanie Bryana poprzez ułagodzenie go i zaczekanie, kiedy będzie gotów, aby powiedzieć mu, co się stało. Jego przyjaciel znów potrząsnął głową nadal chlipiąc. Przy okazji wycierając mokrą twarz w jego ulubioną podkoszulkę.
– Nie mów przepraszam. Wcale nie chcesz mnie przepraszać. Tylko mówisz tak, bo chcesz mnie uspokoić. W duchu myślisz sobie, że ześwirowałem i pomału zaczyna cię to przerażać.
– Cóż … może trochę. Ale przede wszystkim martwię się o ciebie. Pochorujesz się, jeśli będziesz tak płakał. – Kyle znów wolno pogładził go po plecach. Tak zawsze robił, kiedy jego młodsza siostra zrobiła sobie krzywdę. I najpierw obrzucała go wszystkimi winami świata, wrzeszczała, a potem wpełzała na niego i pozwalała się pocieszać, i przepraszać za wszystko. Zwłaszcza za to, czego nie zrobił. Problem polegał na tym, że ona miała sześć lat. I nie wodziła wilgotnymi, drżącymi i rozpalonymi ustami po jego szyi. Bryan chyba nie zdawał sobie z sprawy z tego, że to robi. Był tak do niego przytulony, że z trudem oddychał miedzy szlochnięciami. – Może podam ci jakieś chusteczki abyś mógł otrzeć twarz? Może miąłbyś ochotę na szklankę wody?
– Nie! Chcesz się wykręcić, aby mnie nie trzymać! Nic mi nie będzie.
– Bryan …nie, oczywiście, że nie. Po prostu moja koszulka jest cała mokra.– Kyle znów postarał się uspokoić nieustannie zalewającego się łzami przyjaciela. Bryan uniósł się lekko z dłońmi nadal zaplecionymi na jego szyi. Spojrzał zapłakanymi, czerwonymi oczyma na ewidentne dowody swojego załamania nerwowego. Pociągnął za brzeg koszulki, patrząc wyzywająco na Kyle.
– Pożyczę ci inną. Matta powinna pasować.– Bryan stwierdził z czknięciem i zaczął podciągach mu koszulkę do góry. – Mogę tę zatrzymać? – zapytał, kiedy w końcu Kyle uległ i pozwolił ją sobie ściągnąć.
– Mmm, …jeśli nalegasz – odparł zaskoczony mężczyzna z wahaniem. Dziwnie zaczynał podejrzewać, że zamiast opanować sytuację, coraz bardziej wszystko wymykało mu się z rąk. Bryan ukrył twarz z jego koszulce i Kyle jakoś dziwnie podejrzewał, że wytarł w nią nos. O tak, zdecydowanie mógł ją zatrzymać. Bryan obejmując go jedną ręką za szyję, wychylił się w bok i schował zdobycz pod poduszkę. Kyle przyglądał mu się wcale nie lekko zaskoczony. Kolejne łzy popłynęły po twarzy Bryana jakby ktoś odkręcił hydrant.
– Co? Nie patrz tak na mnie. Wiem jak to musi żałośnie wyglądać. – Bryan znów z impetem ukrył twarz w jego karku. – Mam w pół nagiego, najprzystojniejszego faceta na świecie w łóżku i nawet siedzę mu na kolanach i co robię? Co robię?! Wycieram nos w jego koszulkę! Ale nie martw się. Ja dokładnie taki żałosny jestem!
– Bryan, przestań. Widzę, że filtr, mózg–usta padł ci całkowicie.– Kyle postanowił potraktować całą tą sytuacje z poczuciem humoru. Bo w przeciwnym wypadku musiał by się rozpłakać z szlochającym w jego ramionach młodym mężczyzną.
– Och, łatwo ci mówić. Po raz pierwszy nie mam zamiaru cenzurować, co myślę! Jaki to ma sens, skoro do tej pory nie przyniosło mi nic dobrego?
– Bryan wybacz, ale ja nic nie rozumiem. Pojęcia nie mam, o co ci chodzi – stwierdził z wahaniem Kyle. Starając się nie rozpraszać gorącem, które biło z przyprasowanego do niego ciała. Jemu również zaczęło robić się gorąco.
– Wiem, że nie wiesz, o co mi chodzi. W tym problem, że nikt nie wie. Nikt nie wie, nikt nie widzi. Nikt nie rozumie. I jak mam z tym żyć?
– Powiedz mi, a ja cię zrozumiem, wysłucham, postaram się pomóc. – Kyle próbował z całych sił wymyślić powód tak silnego załamania Bryana. Ale prawdą było, że nie miał pojęcia. Faktycznie nie zwracał zbytniej uwagi do tej pory na brata swojego najlepszego przyjaciela. Zawsze był przy nich. Łaził za nimi od lat. Spędzał czas z nimi, ale nigdy nie przyciągał do siebie uwagi. Po tych wszystkich latach nie wiele na jego temat wiedział. I jakoś go to zawstydzało.
– Nie możesz mi pomóc. Nikt nie może i nie udawaj, że nagle zależy ci na poznaniu mnie, skoro wiem, że tak nie jest. Ale już jestem do tego przyzwyczajony. Ja już tak mam.– Kiedy tylko zdawało się, że Bryan zaczynał się uspokajać to coś prowokowało nowy atak.
– Przestań rozboli cię głowa. – Kyle delikatnie zaczął masować skalp jego głowy czubkami palcy.
– Masz na myśli bardziej niż do tej pory? – Bryan parsknął ironicznie.– Ból głowy to nic w porównaniu do bolesnego uścisku, który czuję w brzuchu. Do mdłości, które ściskają mój żołądek czy dławienia, które dusi mnie w gardle. Prawdziwym problemem jest to, jaki ból czuję tutaj.– Wskazał swoje serce – To jakby przepastna dziura, wyrwana i zostawiona abym się wolno wykrwawił. I nie, nie mrugaj z zaskoczenia tymi swoimi ślicznymi oczkami. Wiem, że to strasznie melodramatyczne. Wiem! Ale patrz, jeśli się tym przejmuję. Bo się nie przejmuję. Moje życie nie może być już bardziej do dupy.
– To już lekka przesada Młody. Masz świetne życie. Wspaniałą rodzinę. – Kyle miał ochotę nim potrząsnąć. Zdawał jednak sobie sprawę z tego, że to może nie być najlepszy pomysł. Bryan zaczął trzeć czołem o jego nagi tors.
– Wiedziałem, wiedziałem, że tego nie zrozumiesz. W głębi duszy wiedziałem, że nie, nawet, jeśli mimo wszystko łudziłem się, że tak.
– Bryan przestań, zdzierasz mi skórę tak mocno trzesz.– Kyle jęknął, kiedy Bryan ocierał się o niego coraz szybciej. Chwytając małą okrągłą twarz Bryana w swoje wielkie dłonie unieruchomił go skutecznie. Wielkie szare oczy uniosły się na niego. Dolna warga zaczęła podejrzanie znowu drzeć. Och, nie, tylko nie to. – Nie trzyj tak mocno po prostu. Ale tak to w porządku.
Bryan spojrzał na jego cudowny, wielbienia godny tors. Absolutnie umięśniony, absurdalnie proporcjonalny, karmelowo smakowity. Poznaczony teraz czerwonymi śladami, które zostawiły jego pięści. Z wahaniem, wolniutko zaczął wodzić palcem po każdym zaczerwienieniu. Znów oczyma wypełnionymi łzami spojrzał na Kyla.
– Niechciałem zrobić ci krzywdy – zawahał się na sekundę – To znaczy chciałem. Chciałem rozedrzeć cię na strzępy, skrzywdzić i pobić. Obedrzeć ze skóry… tylko…tylko – zająknął się.
– Tylko nie chciałeś widzieć efektów swojej wendetty.– Kyle stwierdził z uśmiechem, nawet, kiedy na całym ciele wyszła mu gęsia skórka, a jego sutki zmieniły się w małe kamyczki.
– Cóż…– Bryan wcisnął twarz w jego pierś z jękiem rozpaczy. Wsunął dłonie pod ramiona Kyla i znów się przytulił całym ciałem.
– Cieszę się, że twoja krwawa masakra nie doszła do skutku. – Kyle czuł w kościach, że jakiś czas spędzą w tej dziwnej sytuacji czy raczej pozycji. Wnioskując po tym jak Bryan pocierał nosem każde zaczerwienie na jego torsie. Równie dobrze mógł się zrelaksować i spróbować nie zdenerwować czkającego mężczyzny na swoich kolanach.
– Bo ty nic nie rozumiesz – jęczał Bryan.
– To już ustaliliśmy. – Kyle bardzo chciał zrozumieć, bardzo. Nawet, jeśli się obawiał tego jak cholera.
– Nie ma sposobu na to żeby ci to wytłumaczyć. A przynajmniej nie taki, który potrafiłbyś pojąć – wymamrotał żałośnie Bryan, wskazał palcem na tył swojej głowy. – Nie przestawaj robić tej rzeczy palcami w moich włosach, proszę.
– Generalnie to muszę zaprotestować, wiesz. Nie pokładasz we mnie zbyt wiele wiary jak widzę. – Kyle starał się stwierdzić, tak stanowczo jak tylko mógł, w danej sytuacji. – Ale też muszę przyznać, że zaczynasz mnie na serio przerażać.
– Och i to pewnie też moja wina? – Bryan znów na niego naskoczył.– To moja wina, że nie możesz zrozumieć? Że masz fantastyczny dotyk i jeszcze pewnie to, że tak cudownie pachniesz to też moja wina!
Kyle nie czekał na kolejny wybuch złości lub alternatywnie płaczu, chwycił Bryana za kark i przytulił, wciskając jego twarz w swoją szyję. Najwyraźniej to nie był jeszcze odpowiedni moment na rozsądną rozmowę.
– Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że to absolutne szaleństwo? – Bryan pytając, zaczął gładzić go po plecach …uspokajająco? – To znaczy nie jak szaleństwo–szaleństwo. Tylko porostu …
– Wariactwo? – Zasugerował delikatnie Kyle, jednocześnie starając się jakoś połapać w tym, co się na około niego aktualnie działo.
Bryan szlochał znów cicho, ale dość intensywnie. Jego ramiona drżały, temperatura jego ciała znów zaczęła wzrastać. Na dodatek zaczął bujać się lekko w tył i w przód, i jego pośladki zaczęły ocierać się o bardzo delikatną część ciała Kyla. Kyle aż obawiał się coś nadmienić na ten temat. Nie był mentalnie nastawiony na konsekwencje, a przynajmniej nie jeszcze w tym momencie. Ale był facetem, a tarcie to tarcie. Jego członek zdawał się nie widzieć różnicy.
– To wszystko takie głupie, głupie, głupie. A najgorzej, że wiem, że to czysty idiotyzm. Wygląda jednak na to, że nic to nie zmienia. Nie mogę przestać. Jakbym nie dość miał innych problemów. Dlaczego to mi się ciągle przytrafia? – Kyle tylko znów go pogłaskał po plecach. Na tym etapie nie ufał własnemu głosowi. Zwłaszcza, że miał ciężki czas ze skoncentrowaniem się na jego słowach. Podniecanie się w tym momencie było na serio kiepskim pomysłem. A jeszcze biorąc pod uwagę stan Bryana, cóż …mógłby nie zrozumieć. On sam nie bardzo rozumiał. Ale co tu mówić, miał w tej chwili ręce pełne …Bryana. Mógł martwić się tym, że sam zwariował, trochę później.
– Dlaczego mi nie powiesz, o co chodzi? – Zasugerował wolno, czas było ruszyć gdzieś z tego punktu. Bryan tylko pokręcił głową, nie.
– Ale to ma coś wspólnego ze mną? – Sondował dalej. Dawało mu to zajęcie pozwalające oderwać się od nieodgadnionej potrzeby, która nagle zaczęła mu gwałtownie doskwierać. A mianowicie, chwycić szczupłe biodra Bryana i przyciągnąć je nawet bliżej swojego krocza. A potem pozwolić mu się nadal bujać – Aaaa, …o czym to ja? Ach, czy to ma coś wspólnego zemną?
– Mnnmymnnbmymnnyy…– Bryan wymamrotał w jego szyję.
– Hej, hej. Żeby mówić potrzebujesz więcej tlenu, więc proszę oderwij usta od mojej szyi, kiedy mówisz, ok?
– Nie chce ci mówić. Nie mogę ci powiedzieć, ale tak, to coś „jakby” chodzi o ciebie. Ale nie do końca, to skomplikowane. Nie zrozumiałbyś.
–Wciąż to powtarzasz. Może spróbuj i się przekonamy. Możesz być zaskoczony. Czy zrobiłem coś złego, że nie chcesz mi powiedzieć? – Kyle nie mógł sobie nic takiego przypomnieć, ale też nie mógł sobie przypomnieć nic miłego, co dla niego zrobił. Bryan znów tylko pokręcił głową. Jego plecy zesztywniały trochę.
– Bryan, powiedz mi…
– No właśnie nie zrobiłeś nic, nic kompletnie. I w tym problem. Och, ja wierzę, że nie z twojego punktu widzenia, ale wierz mi, to problem.
– To powiedz, o co chodzi i to zrobię, jeśli to takie istotne. – Cóż, zgadzanie się na cokolwiek w stanie podniecenia, generalnie nigdy nie było mądrą rzeczą, ale miał nieodpartą potrzebę pocieszenia Bryana. To była tylko kolejna z kilku rzeczy, których nie pojmował, a lista gwałtownie rosła z minuty na minutę.
Bryan niespodziewanie na przykład zareagował całkowicie nieprzewidzianie. Westchnął głośno, żałośnie gdzieś z dna duszy i znów objął go za szyję, przysuwając się tak, że ich torsy przylegały do siebie ściśle.
– Widzisz problem polega na tym, że teraz na serio powinienem się wściec, albo gorzej wybuchnąć płaczem. Bo wierz mi, nie zrobiłbyś tego, o czym mówię. I wiesz to jest takie smutne, takie okropne. To, czego chce, a co mam to dwie tak różne rzeczy, że nie ma szansy, aby spotkały się w tym samym życiu, które mam do dyspozycji. Chryste pewnie gdybym chciał się zastrzelić przykładając sobie lufę do skroni to skończyłbym z odstrzelonym palcem u nogi.– Bryan jednak nie wytrzymał i znów się rozszlochał. – I zobacz, jakie to żałosne, ryczę w sercu nosząc nadzieję, że jednak wiedziony litością zgodzisz się. A nie chce twojej litości. Myśl o tym sprawia, że widzę na czerwono!
– Znów zaczynasz bredzić, zdajesz sobie z tego sprawę? – Kyle zapytał lekko już zirytowany. Chwycił w garść blond włosy Bryana, które były dłuższe na czubku i odchylił jego głowę do tyłu, niewiele, ale przynajmniej na tyle, że byli nos w nos. Z jękiem frustracji Kyle odgarnął opadającą na jego twarz grzywkę, facet potrafił się kamuflować!
– Po prostu powiedz to!
Bryan zaczął gwałtownie potrząsać głowę, w końcu po minucie przytknął swoje czoło do czoła Kyla.
– Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Że to perfekcyjnie Ok, że nie możesz. Rozumiem, że to po prostu nie możliwe. Nie powinienem być taki zaskoczony. Nie …nie…
– Znów przestałeś mówić z sensem. Czy to nadal ten sam …problem, z którym wróciłeś do domu? – Kyle spróbował znów delikatnie i spokojnie. Ile czasu może trwać jedno załamanie? Czy to zależy od ilości dylematów? Czy może można w ramach konkretnej depresji zaraz zaliczyć kilka innych dręczących nas spraw?
Bryan otarł mokry policzek o jego i wtulił twarz w jego szyję. Jeśli zaraz nie przedstawi jakiegoś konkretnego wytłumaczenia to Kyle wywali go z kolan i koniec z przytulaniem. Jego życiowa szansa przepadnie. Nie może do tego dopuścić. Nawet, jeśli skończyłoby się to dla niego skopaniem tyłka. Czuł się wystarczająco podle, że wielkiej różnicy by nie odczuł.
– Ok, powiem tak. – Wziął głęboki oddech. – To częściowo ten sam problem, ale nie do końca. To, co dziś się stało było, było naprawdę straszne. Jak kwintesencja wszystkich moich poprzednich problemów spleciona, stłamszona w jedno i wybuchająca mi prosto w twarz. I wiesz nawet nie widziałem, że to nadchodzi. Żyłem w jakimś pieprzonym LaLaLandzie. I to jest powód, dla którego wpakowałem się w kolejne kłopoty. I…i…i teraz to wszystko się połączyło i wszystkie poprzednie, i obecne kłopoty zmieniły się, w jeden wielki przyszły problem, i nie mam jak się z tego wszystkiego wyplątać! – Bryan znów zaczął hiper wentylować i Kyle automatycznie znów zaczął głaskać go po plecach. Kolejne gorące łzy spływały mu po torsie.
– Och Boy! Masz osiemnaście lat. Wszystkie twoje kłopoty urastają do rangi katastrof. Zdajesz sobie z tego sprawę? – Kyle stłumił śmiech, który groził go ogarnąć. Podejrzewał, że to jednak nie byłoby najmądrzejsze. Bryan prawdopodobnie rzuciłby mu się do gardła.
– Wiem! Myślisz, że nie wiem. Prościej by było gdybym nie wiedział tak cholernie dużo! Ale wiem. Teraz nie wyobrażam sobie przeżyć kolejnego dnia, a tak naprawdę za dziesięć lat, pewnie będę się z tego śmiać …bla…bla…bla…
– Bryan! – Tym razem Kyle zaczął ostrzegawczo. Znów pozwalał zwodzić się Bryanowi na manowce. Przez ostatnią godzinę nie dowiedział się, co się do cholery stało! – Chciałbym i zastrzegam, że to jest ostatnia szansa, bo inaczej będzie koniec tego całego przytulania, głaskania i masowania. Więc chciałbym dowiedzieć się, dlaczego to wszystko robimy? Dlaczego to wszystko się dzieje i jak znalazłem się pośrodku twojego zwariowanego LaLaLandu?
Bryan zamrugał przemoczonymi oczkami z zaskoczenia i przygryzł dolną wargę zażenowany. Białe, ostre zęby wpiły się niemal boleśnie w różową, wypukłą wargę. Kyle odczuł nagle irracjonalną potrzebę wyssania jej z dręczącego uścisku.
– Bo ty jakby …zawsze tam byłeś…
Tym razem to Kyle zaczął kręcić głową. Nie wiedział, czy potrząsnąć nim, czy co?
– Masz jednak rację, nie rozumiem.
Bryan jęknął z rozpaczą. Kyle znów objął go głaszcząc po głowie. Nagle to wszystko zaczęło go trochę bawić. Bryan był po prostu słodki cały taki sfrustrowany. Drżący i rozpalony w jego ramionach.
– Chyba powinieneś mi wytłumaczyć lepiej. Zaufaj mi, nie możesz mnie zszokować ani raczej przerazić. Daj mi szansę. – Kyle tłumaczył cicho jak upartemu dziecku. Szczęściem cierpliwość była jego naprawdę mocną stroną.
Bryan czuł pokusę. Wielką, nieprzemożną pokusę. Miał Kyla na wyciagnięcie dłoni. Nie, to było nie dopowiedzenie stulecia. Miał go w ramionach. To znacznie bliżej niż kiedykolwiek śmiał marzyć. Teraz miał wybór. Mógł pozwolić okazji umknąć mu przez palce, zaryzykować i wszystko stracić, albo wszystko zyskać.
– Nie chcesz wiedzieć. Wierz mi, kiedy ci mówię – wyszeptał cicho z ustami tuż przy rozpalonej skórze szyi Kyla. Udawał, że tego nie robi już od jakiegoś czasu. Jego zapach uderzał mu prosto do głowy. Tylko cudem powstrzymał się, aby go nie zacząć lizać. Był w dalszym ciągu zbyt przywiązany do swoich zębów.
Kyle zaśmiał się lekko nadal lekko go głaszcząc.
Chryste, te wielkie lekko szorstkie dłonie robiły mu cudowne rzeczy. Szczęściem sapanie mógł skryć pod pozorem łkania. Myśl, że jego prośba może wszystko zakończyć między nimi wywołała nową fale łez.
– Ciii…wiem, że chcesz mi powiedzieć. Nie obawiaj się. To naprawdę w porządku. – Kyle nie wiedział, dlaczego też szeptał, ale zdawało się jakby sytuacja tego wymagała.
– Dobrze, więc – odszepnął Bryan, uniósł dłoń i wplótł palce w rozkosmane ciemnoblond włosy Kyla. Policzkiem potarł jego i wyszeptał.– Więc jeśli to w porządku to … pocałuj mnie.



2

Za sukces trzeba było poczytać, że Kyle nie uciekł z wrzaskiem, ani nie znokautował go, jak najpierw podejrzewał Bryan. Jego ciało po prostu zesztywniało lekko. A najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widział rozszerzyły się ze zdziwienia. Bryan czekał z zapartym tchem. Żaden z nich nie drgnął nawet. W końcu Kyle zmrużył lekko oczy i wpił się w niego spojrzeniem.
– Muszę przyznać, że tu mnie masz – wydukał cicho. Serce waliło mu jak młotem. Mimo wszystkich oznak, nie widział, że to nadchodzi. Jego mózg absolutnie odmówił współpracy. Powinien automatycznie i stanowczo zaprotestować, nawet oburzyć się. A jednak nie robił tego. Potrafił, jego usta otwierały się, ale potrzebne słowa nie opuszczały ich.
– Mówiłeś, że mam sprawdzić, że to nic takiego. – Bryan bał się odezwać, ale w głębi duszy nadal miał nadzieję. Ponoć optymiści giną na końcu?
– To nie konkretnie to, co oczekiwałem, ale wiele wyjaśnia. Niestety Bryan nie jestem gejem… – odparł Kyle intensywnie myśląc i marszcząc brwi. Po sekundzie znów patrzył w jego oczy. Nie miał bladego pojęcia, co robić, jak wybrnąć z tej sytuacji? Jak się w niej w ogóle znalazł?
– Nie musisz być gejem żeby mnie pocałować. – Bryan stwierdził najspokojniej na świecie. Jakby to rozumiało się samo przez siebie.
– Nie? – Kyla to mimo wszystko lekko zaskoczyło. Hmm–ciekawe. Bryan jednak pokiwał głową poważnie.
– Nie, nie musisz. Musisz przecież tylko po prostu chcieć mnie pocałować – stwierdził zdecydowanie. – Tylko chcieć i nic więcej. Choć mogę zrozumieć, jeśli mnie nie chcesz – dodał szybko. – Jestem nikim. Nawet nie jestem atrakcyjny. Nie dla kogoś jak ty, zdecydowanie nie… – trajkotał zdenerwowany.
Kyle znów zmarszczył brwi na jego słowa. Pomimo szaleńczego walenia jego serca i zaćmienia umysłu, Kyle widział jak bardzo Brian pragnie być pożądany i doceniony. Z jaką obawą i nadzieją na niego patrzy, choć jest przekonany, że nie ma szans. Jak wiele pokładał w tej chwili? Na pierwszy rzut oka widać było, że dla niego to miało istotne znaczenie. Nie tylko pocałunek. Ale bycie chcianym. Kyle przypuszczał, że Bryan rzucił mu wyzwanie i teraz czekał na jego odpowiedź. Problem w tym, że chodziło o znacznie więcej niż tylko pocałunek. I dla Bryana to mogło znaczyć znacznie więcej niż chciał przyznać, znacznie więcej niż sam pewnie podejrzewał.
I co do cholery to oznaczało dla niego, skoro miał tę potrzebę… potrzebę żeby go pocieszyć, uspokoić, otoczyć opieką…? I dlaczego nawet rozważanie tego nie wydawało mu się aż tak niedorzeczne jak powinno?
– Wiem, o czym myślisz. Niemal widzę jak trybiki okręcają się w twojej głowie. – Bryan stwierdził z cichym westchnieniem. Zaczął też pocierać czubkiem nosa o nos Kyla. Chłopak z zaskoczenia uniósł brwi. – Mhm…widzisz rozważasz, co się stanie, jeśli odmówisz, czy znów zeświruję? A jeśli się zgodzisz to czy to będzie tylko przyjacielski pocałunek? A potem, co dalej? Na tym jednym koniec? Czy będę chciał czegoś więcej? Bo to już by naruszało granice nawet twojej litości.– Bryan znów zaczynał się nakręcać. Oczy miał pełne łez w sekundę.
– Czy ty zdajesz sobie sprawę, że za dużo myślisz i gadasz? – Kyle wiedział, że to zrobi. To nie podlegało dyskusji. Nawet, jeśli nie był w stanie racjonalnie wyjaśnić jak to było możliwe, to był zbyt uczciwy w stosunku do samego siebie, aby udawać inaczej. Jaki więc miało sens odwlekanie?
Chwycił twarz zaskoczonego Bryana w dłonie i przytknął usta do jego rozchylonych warg.
To było, było…
…całkiem nie to, czego się spodziewał. Nie żeby się czegoś spodziewał, a mimo to był zaskoczony. Bryan z każdym muśnięciem jego warg zdawał się topnieć mu w dłoniach. Wolno, wolniuteńko obwiódł jego usta końcówką języka, później wsunął czubek między, gorące, drżące wargi Bryana. To nie mogło być tak różne od całowania dziewczyn. Choć żadna nigdy nie miała tak miękkich ust jak on. Słone usta i słodki język Bryana, niemal zmiótł czubek jego głowy.
Między oszołomieniem, niecierpliwością i obawą, podniecenie było jego największym zaskoczeniem. Te motyle muśnięcia nagle już były niewystarczające. Chciał więcej, potrzebował. Musiał. Bryan poddawał się jego eksplorującym ustom chętnie. Mruczał, wił się i lgnął do niego. Nakręcając spirale podniecenia jeszcze bardziej. Na każde liźniecie i każde muśniecie odpowiadał własnym. Nie było żadnego wahania w nim. Bryan całował go z pasją i namiętnością. Żaden z nich nawet nie wiedział jak się znaleźli w plątaninie własnych rąk. Z całych sił obejmując się. Bryan wodził dłońmi po jego plecach i karku. A Kyle, Kyle niemal zduszał jego małe ciało w swoich objęciach. Przyciskając go do piersi z całych sił. Coraz bardziej zagłębiając się w pocałunku.
To wszystko, o czym czyta się w książkach: dreszcze, iskry, drżenie. Ciało w płomieniach. Zapierający dech w piersi pocałunek. Spadło na Bryana tak gwałtownie, że w pierwszej chwili myślał, że po prostu odleci. Cały świat zredukował się do szerokich, ruchliwych, umiejętnych ust Kyla. Pozbawiony doświadczenia Bryan, pokierował się instynktem. Ssał, lizał i przygryzał jego usta. Bo nie mógł znaleźć się wystarczająco blisko, mieć wystarczająco dużo. Ani nie mógł się nasycić. Nie przeszkadzało mu nawet, że nie może wziąć głębszego oddechu, tak mocno Kyle go obejmował. Dech i tak tkwił mu w gardle wypełnionym językiem Kyla. W końcu jednak obawa zemdlenia stała się realną możliwością. Nie chętnie Bryan wycofał się pocałunku.
Wciąż oszołomieni i zamroczeni uczuciami, które się w nich kotłowały przez długi moment patrzyli sobie z Kylem w oczy. Nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Jak się zachować? Obawiając się zniszczyć tę wątłą nitkę porozumienia, która się między nimi utworzyła. Bryan nie wierzył aż do ostatniego momentu, że Kyle to zrobi. Teraz nawet, tylko opuchnięte seksowne usta Kyla upewniały go, że to nie jego wybujała wyobraźnia znów z nim wygrała. Kyle wyglądał sam jakby nie do końca był przekonany, że to była rzeczywistość. Żaden z nich nie wiedział, że to będzie tak intensywne przeżycie.
Kyle pewnie oczekiwał na jego reakcję. A Bryan obawiał się cokolwiek powiedzieć, aby nie zrujnować chwili. W końcu wybrał najmniejsze zło i znów rzucił się Kylowi na szyję. Młody mężczyzna westchnął cicho i przytulił go, chowając twarz w jego szyję.
– Czy czujesz się lepiej? – zapytał z wahaniem Kyle.
Bryan zesztywniał. Przynajmniej pasowało to do reszty jego niesfornego ciała. Teraz szczęśliwie wbijającego się w brzuch Kylowi. Dopóki żaden z nich nic nie nadmienił na ten temat, mogli obaj udawać, że podobny problem nie wbijał się w pośladek Bryana.
– Mmm… chyba jeszcze nie aż tak dobrze – odparł z ociąganiem Bryan. Tak szybko jak zamkną się za Kylem drzwi, prawdopodobnie nie będzie miał możliwości, zbliżyć się już nigdy więcej do niego na sto metrów.
– Ale…Bryan? Ty nie myślałeś chyba na poważnie…o tym umieraniu? – OK, wnioskując po minie Bryana to nie była najmądrzejsza rzecz, o jaką mógł zapytać, zwłaszcza po pocałunku, takim jak ten. Ale to było zaraz następną rzeczą, która martwiła go najbardziej, tuż „po pocałunku”. Z tym, że na ten temat nie był gotów rozmawiać. Czy myśleć, jeśli o to chodzi.
– Ok, chyba nie–poważnie. Na tamten moment nie czułem się jakbym miał ochotę żyć…dalej. – Bryan znów zaczął ocierać się o jego bark policzkiem. – Z tym, że to nie koniecznie znaczyło, że miałem ochotę umierać – dodał zdecydowanie. Nie chciał, aby Kyle mu tu zaczął bzikować.
– Och…och, rozumiem – odparł Kyle z ulgą.
– Nie rozumiesz, ale to ok. – Stwierdził smutno Bryan spoglądając na Kyla z głową wciąż wspartą na jego ramieniu. Kyle musiał pochylić głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Ich twarze znów były cale od siebie. Obaj przełknęli ślinę głośno. Sytuacja, w której się znaleźli była tak oczywista. A mimo to obaj bali się cokolwiek zrobić. Cała masa myśli i wątpliwości odbijała się na twarzy Kyla.
I Bryan absolutnie wiedział, że powinien go puścić i pozwolić mu odejść. Że to było jak kontynuowanie życia w LaLaLandzie. Ale przecież jeszcze chwila nie mogła zaszkodzić? Szkoda, że nie czuł się na tyle pewnie żeby po prostu pocałować Kyla znowu. Pod uważnym spojrzeniem niebieskich oczu Kyla, Bryan z trudem stłumił potrzebę wiercenia się na jego kolanach.
– Och, to takie bezsensu – wyjęczał w końcu.
– Co ty nie powiesz?– Kyle odparł trochę ironicznie.
– Nie chce o tym rozmawiać, choć wygląda na to, że powinniśmy. To… to…To jak pakowanie się w całkiem nowy zestaw problemów. Gorzej, to jak wciąganie ciebie w te właśnie problemy, choć w pierwszym miejscu, załamałem się starając się „nie” wciągać cię w nie.
– Ok, Ok. nie denerwuj się. Nie musimy o tym rozmawiać. Nie w tej chwili, jeśli nie chcesz. Ale nie nakręcaj się od nowa. Nie wiem czy mam więcej pomysłów na to jak cię pocieszać.– Kyle uspokajająco zaczął znów gładzić plecy Bryana. – Powiedz mi tylko jedną rzecz Bryan. Jak znalazłem się w tym wszystkim? Podejrzewam, że gdybym to mógł zrozumieć, cała reszta była by o wiele prostsza.
– Och, Kyle! – Bryan usiadł prosto z przerażoną miną i przeczesał włosy nerwowo dłońmi. – To o to chodzi. Ty nie miałeś wiedzieć. Wszystko opierało się o to, że nie wiedziałeś.
– A teraz, dziś konkretnie, coś się zmieniło i okazało się, że mogę się dowiedzieć? – Kyle zapytał cicho. Bryan najpierw wzruszył ramionami, a potem z wahaniem skinął głową.
Kyle stłumił uśmiech. Wszystko zaczynało nabierać sensu powoli. Choć jeszcze nie wiedział jak sobie z tym wszystkim poradzi w ostatecznym rozrachunku. Przyjdzie pora, będzie rada. Bryan rzucił mu nieśmiałe spojrzenie z pod niesamowicie długich rzęs. Grube i gęste dużo ciemniejsze niż jego włosy, okalały jego oczy czyniąc je jeszcze większymi. Bryan znów wyglądał jakby zamierzał wykręcić się od odpowiedzi. Albo przynajmniej udzielić takiej, która nic mu nie powie.
– Bryan w końcu będziesz musiał mi powiedzieć, prawda?
– Nie! To znaczy nie wiem, może. Ale uwierz mi, nie chcesz o tym wiedzieć.
– Tego nie wiesz. Naprawdę doceniłbym gdybyś dał mi tu trochę kredytu. Chyba nie zakładasz, że jestem kretynem? – Kyle zdawał się lekko zraniony. Bryan skrzywił się lekko.
– Nie, oczywiście, że nie. Jesteś utalentowanym baseballistą. Studiujesz architekturę i inżynierię. Kobiety padają do twych stóp. Na dodatek jesteś przystojny, miły, zawsze kulturalny. Przezabawny. Przez wszystkich lubiany. – Bryan wykonał nieskoordynowany ruch dłonią. – Chryste, nienawidzę cię.
Impet, z jakim rzucił się Kylowi w ramiona przeczył jednak jego słowom. Kyle musiał roześmiać się.
– To najzabawniejsze wyznanie miłosne, jakie w życiu słyszałem.
Cała krew odpłynęła Bryanowi z głowy, świat na moment pociemniał na krawędziach. O Mój Boże!!! Przerażony i zawstydzony po za wszelkie granice Bryan niemal zerwał się do ucieczki. Kyle jednak zbyt mocno trzymał go obejmując w pasie. Bryan nawet nie wiedział, w którym momencie znów zaczął płakać.
– Hej, hej, hej, spokojnie Bryan, żartowałem. Tylko żartowałem. – Kyle znów złapał jego twarz w dłonie i spojrzał mu oczy. Nie spodziewał się tego, co tam zobaczył. – …Ale ty nie żartowałeś…? Prawda?
Bryan zacisnął powieki tak mocno, że cętki zaczęły pływać mu przed oczyma. Koszmar całego dnia wrócił do niego i przygniótł jak tona cegieł. Nie mógł przechodzić tego na nowo!
– Bryan! Nie! Słyszysz, nie rób tego znowu. Uspokój się. Nie pozwolę abyś znów popadł w depresję. Już radziliśmy sobie świetnie. Nie zaczynaj od nowa. – Kyle zdecydowanie i stanowczo potrząsnął nim. Potem wtulił z powrotem w swoje ramiona.
– Nie chcę o tym gadać. Możemy wrócić do tego, co robiliśmy wcześniej? Pocałowałeś mnie i nie ześwirowałeś z tego powodu, …hmmm, …właściwie, dlaczego nie ześwirowałeś…? – Bryan wyjęczał cicho. To się nazywa naciągać swoje szczęście. Ale nie wydawało mu się, aby mogło być dużo gorzej w tym momencie. – Ja chciałby wrócić do tamtego punktu i udawać, że wcale nie przerwaliśmy. Co ty na to? No, oczywiście zakładając, że nie myślisz sobie w tej chwili, że to nie jest dobry pomysł. Bo mogłoby mi dawać niewłaściwe wyobrażenie, że coś to znaczy. Bo nie znaczy i nie ma żadnego odnośnika do przyszłości. A ty przyjaźnisz się z moim bratem i nie chciałbyś być narażony na kontakty z jakimś napalonym, nieszczęśliwie zakochanym, zbyt potrzebującym, wiecznie pragnącym twojej uwagi, szczeniakiem…
– Ty masz to wszystko skrupulatnie przemyślane, co nie? – Kyle zapytał z lekkim uśmiechem. Był pod wrażeniem. W tym szaleństwie Bryana była nawet metoda. – Musiałeś już od dawna ważyć wszystkie opcje, wszystkie za i przeciw. W końcu nawet wymyśliłeś wszystkie odpowiedzi, na przypuszczalne pytania.
Twarz Bryana zalała się głębokim rumieńcem. Szybko jednak pozbierał się, gwałtownie zadzierając podbródek do góry.
– Nie trzeba być Einsteinem, żeby wiedzieć rzeczy oczywiste. – Parsknął złośliwie, po chwili jednak dodał ciszej. – Miałem też duuużo czasu na myślenie o tym…o nas…czy raczej, dlaczego nie ma żadnej szansy na „nas”.
– Bryan…– Kyle spróbował mu przerwać. Nie mógł patrzeć jak jego przyjaciel znów odpływa, jak bez hamulców znów pozbywa się całej pewności siebie.
– Nie, wiem, że bredzę. Znów. Po prostu to jak z katastrofą kolejową. Z każdym słowem zbliżam się coraz bliżej do kraksy, a nadal nie mogę nic zrobić żeby przestać.
Kyle uśmiechnął się do niego i objął kładąc niemal na swojej piersi. To wszystko było taaaaaaaaaaakie zakręcone. Bryan wydawał się wykończony, blady i nadal jakoś roztrzęsiony wewnętrznie.
– Wiesz, wydaje mi się, że za dużo myślisz – stwierdził spokojnie, kładąc rękę na karku Bryana i unosząc jego twarz trochę do góry.
– Och, co ty nie powiesz – parsknął sarkastycznie Bryan znów się czerwieniąc. Kyle przytrzymał jego głowę, kiedy starał się odsunąć.
– I zdecydowanie za dużo gadasz – dodał całując Bryana po raz kolejny, ale delikatnie i stanowczo. Przeczekał początkowe zaskoczenia Bryana i przeczekał próbę pogłębienia pocałunku. Chciał, aby to było wyjątkowe i cudowne. Bardziej pocieszające i uspokajające niż erotyczne. Terapeutyczne, albo tak to sobie przynajmniej tłumaczył.
Pieścił wypukłe, całuśne usta Bryana wolno i delikatnie. Muskając je i pieszcząc własnymi ustami. Liżąc kąciki jego ust i łaskocząc jego brodę własną. Bryan zdawał się wstrzymywać oddech z początku, wkrótce jednak przylgnął do Kyla i rozpłynął się w jego objęciach. Gdyby pozostało Kylowi, choć kilka działających komórek mózgowych, pewnie zastanawiałby się, dlaczego tak bardzo uwielbia jego smak, jego zapach? Jak to możliwe, że całowanie go wydaje się najnaturalniejszą rzeczą na świecie?
Jakim cudem nigdy żadna dziewczyna nie pasowała do jego objęć tak idealnie? I jak to się stało, że niczego bardziej nie pragnął na świecie niż złagodzić wszystkie smutki Bryana, wszystkie jego rany. Otoczyć go opieką i troską. Dobrze jednak, że cała spływająca na południe krew pozbawiła jego mózg możliwości martwienia się o tak nieistotne problemy. Całym sobą był skoncentrowany na gładkim, lekkim wsunięciu języka między perfekcyjne usta swojego przyjaciela. Bryan odpowiedział natychmiast. Jego język wyszedł mu na spotkanie w powolnej pieszczocie.
Nie można było zbadać cudzych ust bardziej szczegółowo, bardziej dogłębnie, z większą pasją. Kyle nie wiedział, co w niego wstąpiło, ale chciał poznać każdy niuans ciała Bryana. Zaczynając od jego ust. Bryan westchnął. I w tym westchnieniu zawarte było wszystko, radość, podniecenie i wyczerpanie. Kyle powoli zsunął się po ścianie na bok, nadal go mocno obejmując. Po chwili i małej poprawce, leżeli twarzą w twarz, nadal całując się delikatnie. Kyle w końcu ułożył głowę Bryana w zagłębieniu swojego ramienia. Mężczyzna zaprotestował lekko.
– Musisz odpocząć – wyszeptał Kyle do Bryana. Pocałował go delikatnie w czoło, później w nos.– Będę tu, kiedy się obudzisz.
– Nie chce mi się spać. – Bryan nawet nie miał sił otworzyć oczu. Ale obawiał się, że Kyle zniknie jak, te tysiące razy wcześniej w jego snach. Zostawiając go pustego, osamotnionego, załamanego i bardziej niż kiedykolwiek nieszczęśliwego. Kyle musiał czuć, że znów się napina, bo pogłaskał go, delikatnie całując.
– Śpij, będę tutaj, obiecuję. – Znów zaczął go delikatnie całować.
„OK” wymamrotał mu Bryan wprost do ust. Sto pocałunków później, westchnień i jęków obaj zasnęli. Ale to może dobrze, bo zwolniło to Kyla z myślenia, o rzeczach, które nie miały wyjaśnienia, ale nigdy nie były właściwsze w jego życiu.


3

Gorące usta zabierały go do raju wprost z wygodnego, ciepłego snu. Przyśpieszając bicie jego serca do niemal bolesnego, szaleńczego rytmu. Kyle zamrugałby z zaskoczenia, gdyby jego oczy nie zaczynały wpadać mu do tyłu głowy. Wydawało się jakby cała krew odpłynęła mu w kierunku jego pulsującej pachwiny. Wilgotny, zmysłowy taniec języka na jego członku sprawiał, że niemal wsiąknął w poduszkę. I wszystko byłoby cudownie, gdyby mógł zidentyfikować osobę robiącą mu najcudowniejszego „loda” w życiu. Po trzecim podejściu, determinując całą jego silną wolę uniósł głowę, aby spojrzeć w kierunku swojego krocza. Blond głowa pochylała się pracowicie, a czerwone lekko opuchnięte usteczka zaciskały na wszystkich tych najcudowniejszych miejscach.
– Bryan!?...– Kyle wychrypiał. Potrzebował odchrząknąć kilka razy, zanim w ogóle mógł wydobyć głos. Bryan uniósł na chwilę głowę na tyle, aby spojrzeć mu w oczy. Później zacisnął powieki ciasno i wrócił do pieszczenia go, jeszcze bardziej zdeterminowany, pozbawić go ostatków rozumu.
Kolejne „Bryan” było bardziej jak jęk niż słowo. Kyle wplótł palce w włosy Bryana i pociągnął aż głodne usta mężczyzny oderwały się od jego boleśnie twardego przyrodzenia.
– Nie możesz tego robić – wyjęczał, zanim Bryan znów się do niego przyssał z nowym entuzjazmem. Kolana Kyla zaczęły drżeć. – Nie …nie…nie musisz…eee, to znaczy nie …och…fuck…nie tam, nie tam …och! Bryan! – Język Bryana znał wszystkie jego najczulsze punkty. Nagle powody, dla których nie powinien tego robić z Bryanem… z mężczyzną…przestały być takie istotne. Łomot jego serca nie bardzo pozwalał mu skoncentrować się na czymkolwiek innym niż język Bryana, kąpiący go gorącymi liźnięciami od nasady po samiutki czubeczek.
– Bryan to na serio niekonieczne… to znaczy… nie powinieneś… och, yyyyy, och… nie rób tego… Noooo… tego… tak, tak, tego...Oooo…Bryan!
Cichy chichot był jego odpowiedzią, a przynajmniej pierwszą, którą zrozumiał.
– Mam przestać? – Bryan zapytał uwodzicielsko wpychając czubek języka w jego ociekającą szczelinkę. Natychmiast niemal, wsysając cały czubek do wnętrza swoich gorących, wilgotnych ust. Kyle niemal poderwał się z łóżka. Patrząc na niego tępo.
– Och, Bryn! Och, Boże. – Kyle padł z jękiem na łóżko. – To nie jest odpowiedni moment, aby o to pytać, wiesz? Ty właściwie nie powinieneś o to pytać! To nie sprawiedliwe, że o to TERAZ pytasz! – Kyle jęknął zażenowany. Bryan tylko zachichotał i połknął go w całości. To było dokładnie tyle ile zajęło Kylowi, aby wybuchnąć z fajerwerkami wprost w usta Bryana.
Kyle poczuł się jakby nagle znalazł się na pograniczu utraty przytomności. Jego głowa eksplodowała barwami. Wzdłuż karku, krzyża i wnętrza ud spłynęła mu lawa. Jego jądra wpełzły do wnętrza jego ciała. A puls po pulsie jego orgazmu, wypełniły jego brzuch i klatkę piersiową ogniem. Nigdy, przenigdy nie czuł nic, choćby zbliżonego do tego, co poczuł w chwili, kiedy wystrzelił w głąb gardła Bryana. Bryana! Z desperacją, nadal wstrząsany spazmami rozkoszy przepływającej jego ciało, Kyle uniósł głowę, aby potwierdzić swoje najgorsze obawy. Bryan zaróżowiony, z szeroko rozszerzonymi, zlęknionymi oczyma, wpatrywał się w niego. Oczekując jego reakcji z zapartym tchem. Wolno i dokładnie oblizał usta.
Długa wiązanka fantazyjnych przekleństw wyrwała się Kylowi. Bryana zaskoczony i przerażony zbladł gwałtownie. Natychmiast też spróbował się zerwać z łóżka, na którym leżeli. Kyle wiedziony bardziej instynktem niż rozsądkiem, chwycił Bryana za nadgarstek i rzucił na łóżko. Bez skrupułów wykorzystał swoją przewagę fizyczną i przycisnął szamoczącego się Bryana do łóżka. Młody chłopak był może smukły i szczupły. Był też zdecydowanie silny i zdeterminowany. Z całych sił próbował zepchnąć Kyla ze swojego ciała. W końcu zaciskając pięści i próbując go uderzyć.
Mężczyzna zacisnął zęby i chwycił oba nadgarstki Bryana przytrzymując je nad jego głową. Kładąc się całym ciałem na nim. Gdzieś podczas ich drzemki Bryan się rozebrał i teraz leżał pod wielkim, gorącym ciałem Kyla tylko w czarnych, obcisłych bokserkach. Kyle stłumił jęk, kiedy nabrzmiały pulsujący członek Bryana wbił mi się w brzuch. Najwyraźniej Bryan był bardzo entuzjastyczny, odsysając jego mózg przez czubek jego penisa.
– Bryan przestań, bo zmusisz mnie abym w końcu przełożył cię przez kolano i złoił tyłek.– Kyle miał Bryana przyszpilonego do łóżka w kilka sekund. Dlatego też bez problemu odczuł, jaki efekt miały jego słowa na członek Bryana. Obaj mężczyźni jęknęli, każdy z innego powodu. Bryan spojrzał na niego wyzywająco z groźna miną. Kyle tylko się uśmiechnął krzywo.
– Nie ciesz się, to była reakcja na to jak wyobraziłem sobie ciebie, przewieszonego przez oparcie kanapy. Z tyłkiem wysoko uniesionym do góry i krwisto czerwonym od klapsów, którymi bym ci go rozgrzał. – Bryan wysyczał zjadliwie. Oczy Kyle zrobiły się komicznie okrągłe. Szybko jednak się pozbierał.
– Nie wiem, co brałeś, ale nie dziel się ze mną. – Kyle znalazł się po raz pierwszy w życiu w sytuacji, kiedy nie wiedział, co zrobić. Gorzej nie wiedział nawet jak się w tym wszystkim znalazł? On miał tylko przypilnować żeby Bryan zjadł obiad. Czego jak się okazało nie zrobił. Kyle niemal roześmiał się, kiedy zorientował się, że jego własne myśli przypominają chaotycznością myśli Bryana. Czuł, że był gdzieś na pograniczy paniki i histerycznego śmiechu.
– Czy teraz wreszcie odwali ci z powodu tego, co się stało? – Bryan zapytał cicho, wpatrując się mu głęboko w oczy. Kyle czuł jak rumieniec zalewa jego policzki. Pytanie trafiało centralnie w sedno obaw Kyla. Jego serce zaczęło znów walić i to nie miało nic wspólnego z podnieceniem. On chciał tylko pomóc i zatroszczyć się o brata swojego przyjaciela, a wylądował z nim w łóżku. Czy to w ogóle stało się naprawdę? To było nierealne.
– Kyle? – Bryan znów spytał w wahaniem.
Kyle mimo najszczerszych chęci nie potrafił zmusić swoich ust do poruszenia się. Jego głowa była tak pusta i tak lekka, że istniała poważna obawa, że zaraz odfrunie. Bryan jednak nie potrafił czytać w jego myślach i biorąc pod uwagę jak ciężki miał dzień, zaczynał znów wpadać w panikę. Chciał wydostać się z pod znieruchomiałego przyjaciela i uciec, skryć. Kyle jakby ocknął się, kiedy Bryan zaczął znów się wyrywać.
Dźwięk telefonu zaskoczył ich obu tak bardzo, że obaj niemal spadli z łóżka. Kyle automatycznie objął Bryana i niemal schował w swoich ramionach. Ich serca biły zgodnym szaleńczym rytmem. Tym razem to Bryan zaklął.
– To chyba twoja komórka – stwierdził w końcu, kiedy Kyle nie ruszył się, aby ją odebrać tylko nadal miażdżył w swoich ramionach. Telefon musiał wyślizgnąć się mu z kieszeni podczas snu i leżał teraz gdzieś na łóżku. Z ociąganiem wielki mężczyzna usiadł i rozejrzał się w poszukiwaniu domagającego się uwagi urządzenia. W końcu wydobył go z fałd narzuty.
– Halo? – Z roztargnieniem przeczesał swoje miodowo–blond włosy. Zawsze perfekcyjnie rozkosmane i niedbale nastroszone, nic nie straciły na swojej atrakcyjności, po ich zapasach…i innych rozrywkach. Ale Kyle po prostu zawsze miał wgląd niegrzecznego chłopca „wprost z łóżka”.
Bryan stłumił jęk.
Nie daj Bóg usłyszałby go ktoś, na drugiej stronie tej monosylabowej rozmowy. Całym sobą jednak niczego bardziej nie pragnął niż tylko przylgnąć do szerokich pleców Kyla. Jego sztywna postawa i oszczędne ruchy, wskazywały jednak, że nie doceniałby tego w tym momencie. Tłumiąc kolejny jęk, tym razem rozpaczy, Bryan rzucił się na łóżko zasłaniając oczy przedramieniem. Chryste, co on najlepszego zrobił? Zaatakował, rozebrał i niemal uwiódł najlepszego „hetero” przyjaciela swojego brata. Matt go zabije za to, że mu „popsuł” kolegę.
Z rozpaczą i łzami dławiącymi go w gardle skulił się w kulkę i spróbował udawać, że jego wcale tu nie ma.
Kyle z westchnieniem zamknął telefon i siedział patrząc przed siebie, nie poruszając się. A Bryan obawiał się otworzyć ust. Albo wydobywały się z nich straszne rzeczy, albo były przytwierdzone do jakiejś części ciała Kyla. Kolejny jęk, dał radę jednak umknąć, przez jego boleśnie zaciśnięte usta.
– To była mama. Zastanawiała się gdzie przepadłem. Muszę wrócić do domu, bo coś chce ode mnie… – Kyle w końcu spojrzał na Bryana. Młody jednak odmówił spojrzenia na niego. Oczy i usta miał silnie zaciśnięte. Kyle wolno wyciągnął dłoń i pogłaskał go po głowie, odgarniając długą grzywkę z jego czoła. – Wrócę i wtedy porozmawiamy. Nigdzie nie wychodź.
Po kilku minutach bez odpowiedzi Kyle wstał i poszedł do pokoju jego brata. W sekundę wrócił zakładając jego czarną prostą podkoszulkę. Z wahaniem przystanął w progu. Nie wiedział, co zrobić ani jak się zachować. Nie wiedział, co powiedzieć nie pogarszając sprawy. W końcu zdecydował się na neutralny temat.
– Bryan zjedz obiad i odpocznij. Ja wrócę.
Jego jedyną odpowiedzią była cisza i Kyle w końcu wyszedł cicho. A Bryan … Bryan po prostu drżał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AkFa dnia Pią 0:29, 14 Wrz 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AkFa
Adept



Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: England

PostWysłany: Pią 0:30, 14 Wrz 2012    Temat postu:

4


Kyle wszedł do domu Bryana z wahaniem, w dalszym ciągu zastanawiając się, co też najlepszego robi. Jego zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że powinien uciekać i udawać, że nigdy nic się nie stało. W duszy jednak wiedział, że stało się. I że już nic nigdy nie będzie takie samo. Nie dla niego przynajmniej. Bryan był w nim zakochany. Co miał z tym począć? Nie miał bladego pojęcia. Był przerażony i zafascynowany. A mimo to stał w progu pokoju Bryana z sercem w gardle.
Młody mężczyzna siedział przy biurku, kołysząc się na dwóch tylnych nogach krzesełka. Musiał wziąć prysznic i przebrał się w spodnie od piżamy. Tuż przed nim stało kilka butelek różnych alkoholi. Whisky, burbon, wódka, coś niezidentyfikowanego, choć Kyle miał niejasne podejrzenie, że to jakiś słodki likier jego matki i kilka puszek piwa. Żadna z butelek jednak nie była jeszcze otwarta. A szklanka była pusta. Dobre i to.
– Nie masz lat żeby to pić – stwierdził najspokojniej jak tylko umiał, wchodząc do pokoju. Krzesełko opadło ze stukiem. Bryan nie odwrócił się jednak do niego.
– Wróciłeś…– Kyle niemal przewrócił oczyma na zaskoczony ton Bryana. Bez zaproszenia usiadł na łóżku tak, aby widzieć bok jego twarzy.
– Nigdy nie powiedziałeś mi, co się stało…
Bryana niemal skręcił sobie kark, tak szybko odwrócił głowę w jego kierunku. Szare oczy lśniły z zaskoczenia.
– Możesz już iść, nie ma o czym rozmawiać. W ogóle dziwie się, że się zjawiłeś. – Bryan odpowiedział stanowczo i zimno. Sięgnął też po butelkę z whisky. Kyle złapał go za nadgarstek zanim dosięgnął celu. Nie odezwał się jednak ani słowem. W jego obecności Bryan nie będzie pił i nie było o czym dyskutować.
– Zastanawiam się, ile wystarczy, aby nie myśleć? – powiedział cicho Bryan, spoglądając na wielką dłoń zaciśniętą na jego cienkim nadgarstku. – Ile wystarczy żeby przestało boleć? Ile żeby wyleczyć, a ile żeby zalać pustkę?
– Nie ma takiej ilości, która wyleczyłaby ból w naszym sercu. Wierz mi. – Kyle potarł kciukiem wnętrze nadgarstka, gdzie puls Bryana bił chaotycznie. – To nigdy nie działa tak jakbyśmy tego pragnęli. I jutro byś tylko nienawidził się za własną głupotę. Porozmawiaj ze mną.
– Ha! Mam lepszy pomysł, co zrobić „z tobą”, ale nie sądzę abyś się na niego zgodził. Więc …
– Bryan musimy pogadać. – Kyle był bardzo cierpliwym człowiekiem. Niesamowicie, nieskończenie wyrozumiałym. Tym razem jednak potrzebował odpowiedzi na pytania, które zaledwie miał odwagę zadać. A wyglądało na to, że Bryan trzymał klucz do nich.
Bryan spojrzał na niego chłodno.
– Nie obawiaj się. Nikomu nie zdradzę twojej chwilowej niepoczytalności. – Bryan wzruszył ramionami i w końcu zabrał swoją rękę. – No i obiecuję, że już cię nie dotknę. Postaram się też zniknąć jak tylko zaczną się wakacje.
Kyle wziął Bryana za ramiona i odwrócił razem z krzesełkiem w swoją stronę.
– Przestań, nie o to mi chodzi!
– Więc, o co? – zadrwił lekko Bryan, litość zostawił chwilowo w innej parze spodni. – Chcesz zrozumieć, co się stało, prawda? Jak to się stało? I jak to nawet było możliwe? Tobie takie rzeczy się nie przytrafiają. Z trudem odrywasz jakąś panienkę od siebie, aby wziąć prysznic w spokoju, a i to tylko, dlatego że mieszkasz w domu rodziców. Jak to się stało, że wylądowałeś zemną w łóżku? To dopiero zagadka. Niestety nie mogę ci pomóc, bo nie wiem.
– Nie chodzi o to, co nam się przytrafiło, chodzi o to, co przytrafiło się tobie wcześniej? Dlaczego popadłeś w taką depresję? Konsekwencjami tego zajmiemy się później. – Kyle odparł spokojnie, nie miał zamiaru dać sprowokować się Bryanowi i wykręcić od rozmowy. Młody wykrzywił się na poważny ton Kyle.
Mister Cholerny Ideał.
I taki piękny.
– Jesteś pewien, że nie wolisz udawać, że mój język NIE znajdował się w głębi twojego gardła? – Z trudem oderwał oczy od szerokich, wypukłych, całuśnych warg przyjaciela. Z wysiłkiem uniósł je do równie cudownych oczu Kyla. Budziły w nim wszystkie najgorsze instynkty.
– Nie. Nie wolę i ty też nie. Równie dobrze możemy darować sobie słowne przepychanki i porozmawiać. Bo nie zamierzam stąd wyjść dopóki nie skończymy. – Kyle z trudem powstrzymał się przed oblizaniem warg pod intensywnym spojrzeniem Bryana. Szczęściem jego głos nie drżał, choć jego żołądek tak.
– Kyle nie wiesz nawet, o co chodzi. A ja nie znam odpowiedzi na to, dlaczego nagle zapałałeś pożądaniem do mnie…
– Ja nie…! – Kyle oburzył się odruchowo, a Bryan pokręcił tylko głową smutno.
– Widzisz nie ma, o czym mówić, nie jesteś w stanie nawet…
– Nie, nie, masz rację. Ale…
– Nie Kyle, nie ma żadnego, ale. To, co się stało, było …błędem. Przepraszam. Starałem się trzymać ciebie od tego z daleka, ale mnie poniosło i …
– O tym chce porozmawiać. Najwyraźniej to dotyczy tak mnie jak i ciebie. Więc nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać? Że powinienem wiedzieć? – Kyle znów go przycisnął. To była najważniejsza rozmowa w jego życiu, a przynajmniej takie miał uczucie. I dla Bryana też o ile to, co podejrzewał pokrywało się choćby w niewielkim stopniu z historią Bryana.
– Nie, jeśli mogę temu zapobiec. – Bryan parsknął. Kyle uniósł brwi w powątpiewaniu.
– A możesz?
Bryan zmarszczy brwi i zastanawiał się przez chwilę nad tym, jakie ma opcje. Nie wiele, bez względu na to jak optymistycznie by zakładał. Ale miał szansę odstraszyć Kyla. Zniechęcić zanim ich życie rozpadnie się już na zawsze.
– OK, powiem ci, o co chodziło i co się stało…
– I swoją tajemnice…
– I moją tajemnicę, pod jednym warunkiem. – Bryan rozsiadł się i założył ramiona na piersi, starając się wyglądać jak najpoważniej.
– Czemu mnie to jakoś nie zaskakuje? – Kyle wcale nie wydawał się pod wrażeniem.– O co chodzi? Nie myśl sobie, że tak łatwo się mnie pozbędziesz. – Zawsze najgorszym błędem było rzucanie mu wyzwania. Bryan prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
– Ooookej. Spoko. Weź napij się piwa i pocałuj mnie, żebym miał, choć namiastkę… a później chce pocałunek po każdej jednej informacji.– Kyle przewrócił oczyma na buńczuczne słowa Bryana.
– Czemu „to” też mnie nie zaskoczyło?
Bryan wzruszył tylko ramionami, to było na tyle, jeśli chodziło o jego odwagę. Teraz Kyle się oburzy i wyjdzie. Może najpierw skopie mu tyłek, ale cóż. Darowana mu będzie konieczność przeprowadzenia tej żałosnej, najbardziej żenującej rozmowy w życiu. Kyle odezwał się i Bryan wstrzymał oddech.
– Możesz zapomnieć … o piwie. Ale jak masz ochotę mogę przynieść ci colę …
– Ha! – sapnął Bryan. Zbladł jednak, kiedy Kyle dodał.
– Możesz ją wylizać z moich ust.
Bryan zbierając szczękę z podłogi, mógł niemal przysiąc, że słyszał chichot, kiedy Kyle wyszedł do kuchni.
O cholera!
Z podekscytowania niemal nie wywrócił krzesełka tak szybko się zerwał. Co jeśli Kyle… a co jeśli nie? Kolejna fala mdłości zacisnęła mu żołądek. Dłonie spociły mu się i nagle uświadomił sobie jak rozebrany był. Ubieranie się jednak zawstydziłoby go bardziej niż pozostanie pół nagim.
Problem się rozwiązał, kiedy Kyle wrócił do pokoju z otwartą puszką coli, paczką chipsów i zdeterminowana miną. Rzucił chipsy na łóżko, pociągnął spory łyk z puszki, po czym odstawił ją na biurko. Zanim Bryan zdołał zmobilizować, choć jedną komórkę mózgową, aby zdecydować się na jakąkolwiek reakcję, Kyle złapał go w pasie, wygiął do tyłu i sforsował jego usta jednym sprawnym ruchem. Sekundę później usta Bryana wypełniła ciepła cola i Kyle.
O Boże!!!
Bryan niemal zachłysnął się, tak szybko to się rozegrało. Kyle postawił go i ustabilizował na nogach, potem popchnął w stronę łóżka. Czyli jednak mimo wszystko będę mieli tę rozmowę…
– Siadaj i zjedz, chociaż chipsy. Widziałem, że nie ruszyłeś obiadu. – Jeśli pocałunek, kolejny zresztą, zrobił na Kylu jakieś wrażenie, świetnie to ukrywał. Bez niczego usiadł na łóżku Bryana i obserwował każdy jego gest.
Lekki dreszcz przebiegł Bryanowi po plecach. Nie miał zamiaru dać się onieśmielić. Sam znalazł się, co prawda w tym całym bałaganie, ale to nie znaczy, że Kyle może z nim wygrać. Potocznie mówiąc, miał zamiar rozdrażnić lwa. Nonszalancko sięgnął po paczkę chipsów otworzył ją i wepchnął się na kolana Kyla, siadając bokiem. Mężczyzna stłumił słowa, które cisnęły mu się na usta widząc buntowniczo uniesioną brew Bryana.
– Więc?
– Mmm…dobre. Chyba jestem głodny. – Bryan wymamrotał wrzucając całą garść chipsów do ust.
– Bryan.– Kyle warknął ostrzegawczo. Mężczyzna o słabszym charakterze prawdopodobnie łkałby już.
– Ok, Ok. jak długo liczysz się z kosztem tej wiedzy… – oczy Kyla przypominały szparki w tym momencie. Bryan mimo wszystko stłumił uśmiech. Kyle był duuużym mężczyzną, baaardzo dużym – NO, więc jestem gejem! – wypalił i natychmiast przywarł do ust Kyla.
Nie chciał widzieć jego reakcji. Nie był na nią gotów. I pewnie nigdy by nie był. Po chwili wahania i lekkiego oporu Kyle rozchylił usta wpuszczając Bryana do środka.
Chipsy już nigdy nie będą smakowały dla niego tak samo. Kyle pozwolił się całować. Pozwolił, aby Bryan wessał jego język i pieścił go własnym. Kiedy jednak pulsowanie w jego kroczu zaczęło współgrać z biciem jego serca, oderwał swojego przyjaciela zanim zapomniał, że rozmawiali. Zanim zapomniał, czemu powinni przestać się całować.
– To nie była nowina. Kiedy przyssałeś się do mojego penisa, sam to wywnioskowałem.– Kyle spróbował pokryć zmieszanie i podniecenie, sarkazmem. Bryan poróżowiał bardziej i wpakował kolejną porcję chipsów do ust.
– Nie chciałem, żeby były jakieś wątpliwości.
– Co się dziś stało? – Kyle nie miał zamiaru dać się odwieść od przeprowadzenia tej rozmowy. Nawet, kiedy Bryan zaczął ambitnie oblizywać palce. Jego przyjaciel nie spieszył się jednakże. W końcu Kyle klepnął go w pośladek. Z zaskoczeniem i rozbawieniem obserwował jak źrenice Bryana rozszerzają się lekko. Wielkie gorące rumieńce zalały jego policzki. Kyle nawet nie chciał o tym myśleć. Nie w tym momencie w każdym bądź razie. Bryan wziął głęboki oddech i prostując się sztywno zaczął bezemocjonalnie.
– Tom Jerry się stał. Nasza gwiazda szkolna. Ideał pod każdym względem. Totalny macho, przystojny, popularny i uwielbiany. Totalny pryk.
– Mhm…– Nieświadomie Kyle zaczął pocierać plecy Bryana, kiedy wyczuł jak tężeje na wspomnienie owego pryka.
– Doskonale znasz ten typ. Sportowiec, wielki i muskularny. Przechodzi po maluczkich jak czołg. Wszystkie panienki wiszą na nim. Można by powiedzieć, że jest tak zajęty własną sławą, że nie dostrzeże kogoś tak małego, nudnego i przeciętnego jak ja. Ale nieeeee… jestem jego prywatną rozrywką. I to jeszcze by mnie nie ruszało. Ale w tym roku nagle doznał olśnienia i stwierdził, że jestem gejem. Cała szkoła drżała ze śmiechu. Zignorowałem go. W końcu nie jest tak, że może spojrzeć na mnie i wiedzieć, o kim fantazjowałem, kiedy masturbowałem się pod prysznicem.
– Słusznie. – Kyle nie mógł powstrzymać sarkazmu. Jeśli ta historia zmierzała tam gdzie przewidywał, to ktoś właśnie zarobił sobie lanie. Z opcją na więcej.
– Tak czy inaczej, Tom po prostu nie wie, kiedy przestać. Gnębił mnie i wyśmiewał, ale kiedy nikogo nie było świntuszył do mnie i składał mi propozycje „nie do odrzucenia”. Tak też…– Bryan przełknął ciężko. Kątem oka rzucił spojrzenie Kylowi.
– Taak?
– Tak też …zostałeś moim chłopakiem. – Bryan wymamrotał i błyskawicznie skorzystał z tego, że szczęka Kyla opadła mu do kolan.
Chwycił twarz zaskoczonego przyjaciela w dłonie i przywarł do jego ust jakby od tego zależało jego życie. Bo pewnie i zależało. Tym razem jednak Kyle przejął kontrolę. Wolno i głęboko pocałował Bryana. Zdecydowanie jednak zakończył pocałunek, kiedy ciche westchnienie wymknęło się z jego ust.
– Jak rozumiem, tego miałem się nie dowiedzieć?
– Mhm…
– I brałeś pod uwagę, że mogłeś za to nieźle oberwać? – pytał dalej ponurym tonem Kyle. Palce jego wielkiej dłoni zacisnęły się na karku Bryana.
– Zakładałem, że nie dowiesz się. – Przyznał niechętnie Bryan.
– Mhm. – Tym razem Kyle udzielił lakonicznej odpowiedzi. – Czy to w ogóle zadziałało?
Bryan rzucił mu niepewne spojrzenie. Po czym wzruszył ramionami nonszalancko.
– Trochę. Tom bardziej się pilnował. Problem był taki, że nigdy nikt cię nie widział ze mną. Nawet zdjęcie, które zacząłem ze sobą nosić, przestało być wiarygodne. – Brwi Kyla uniosły się do góry w zaskoczeniu. Mały złośliwy uśmieszek wykrzywił jego usta.
– Masz moje zdjęcie?
Twarz Bryana znów zapałała czerwienią.
– Nasze właściwie. Z urodzin Matta…
– …Ale? – Dopytywał się Kyle kpiąco.
– Och! Odciąłem go, zadowolony? – Bryan nagle chciał zerwać się z kolan Kyla i odsunąć. Jakim cudem myślał, że siedzenie mu na kolanach to był taki dobry pomysł? Powinien trzymać się od niego z daleka. Kiedy ta rozmowa się skończy, dobrze będzie, jeśli tylko głupie serce Bryana będzie poturbowane.
Kyle parsknął śmiechem. Jego niebieskie oczy lśniły wewnętrznym humorem. Prosto i niewinnie pocałował Bryana w usta. Umknął jednak zbyt szybko, aby Bryan mógł się nacieszyć.
– No no, bardzo sprytnie. Ale, co się stało dziś? – Jeszcze nie wiedział jak jest do tego wszystkiego nastawiony. I czując złość, i irytację narastającą w jego brzuchu, wolał poczekać na wszystkie informacje. Zanim komuś skręci kark.
– Dziś przydybał mnie po lekcjach w szatni i przystawiał się na maksa. Myślałem, że chyba zabiję go taki byłem wściekły. A on tylko się śmiał. W końcu przygniótł mnie do ściany i chciał pocałować. – W tym momencie nie tylko Bryan drżał. Kyle również, ale z morderczej wściekłości. Jak ktoś mógł znęcać się nad kimś tak delikatnym i miłym jak Bryan?
– Zrobił ci krzywdę? – Z trudem udało mu się wycedzić przez zęby. Bryan spojrzał na niego szeroko rozwartymi oczyma.
Nie on miał się go bać tylko ten pozbawiony mózgu i w niedalekiej przyszłości jaj idiota. Zdecydowanie przytulił Bryana do swojej szerokiej piersi, wkładając jego głowę pod swoja brodę. Bryan drżał lekko na całym ciele. Ale trudno było powiedzieć czy bardziej z nerwów czy z frustracji.
– Nie, nie miałby czym i nie wiedziałby jak – parsknął, choć to nie była prawda. Zranił go i to niestety nie cieleśnie. Bo większość fizycznych ran można po prostu zagoić.
– Jego szczęście…
– Ale jego kumple nas nakryli. Tom się wściekł. Odwrócił całą sytuacje. Powiedział, że go molestowałem. Powiedziałem prawdę, ale to nic nie dało. – Jego ton jasno i wyraźnie wskazywał na to, że wcale nie wierzył, aby była inna opcja. To było przykro słuchać jak wiele było cynizmu w kimś tak młodym. Kyle uznał, że to zasługuje na kolejny pocałunek.
Delikatnie polizał kącik ust Bryana, następnie dolną jego wargę. Jakikolwiek protest formował się na jego ustach został stłumiony językiem Kyla. Obaj jęknęli, kiedy z zapałem zaczął wylizywać wnętrze jego ust. Mocno i gorąco. W sekundę później Bryan znów był schowany w szerokich ramionach Kyla. Jedyne, co ich mogło rozdzielić to brak tlenu. Bryan odsunął się trochę drżąc i dysząc. Twarz schował w szyi Kyla.
– Pokłóciliśmy się. Tamci wyśmiali mnie. Bo kto by mi uwierzył, takiemu nic. Taki brzydal. To oczywiste, że musiałem się na niego rzucić!
– Ale…– Kyle zaprotestował. Zanim jednak zdołał zwokalizować swój sprzeciw, Bryan uciszył go jednym zimnym spojrzeniem. Ok… to nadal nie jest odpowiedni moment na rozsądną rozmowę.
– Akurat wszyscy zlecieli się jak zadeklarowałem, że mój „chłopak” jest tak seksowny i tak zakochany we mnie, że nie dotknąłbym takiego śmiecia jak Tom nawet kijem…– Głosik Bryana słabł i słabł z każdym słowem. Nie mógł też spojrzeć na Kyla. Ze zdenerwowania przygryzł dolną wargę.
– Hej spokojnie. – Kyle spróbował go uspokoić, choć sam nie czuł się ani trochę spokojny. Jego wybuch jednak niczego by nie zmienił. – Już gorzej być nie może. Nie stresuj się.
Bryan popatrzył na niego z krzywą miną. Jego oczy wskazywały na to, że to jeszcze nie koniec. Kyle westchnął.
– Dalej. Gadaj i miejmy to już za sobą.
Młody mężczyzna zawahał się, po czym ironiczny uśmieszek wykrzywił mu usta.
– Może jeszcze jeden pocałunek zanim mnie zabijesz? – Kyle tylko parsknął w odpowiedzi. Prawdę jednak powiedziawszy serce stało mu w gardle. W ciągu tych kilku godzin, przywiązał się do Bryana tak bardzo, że mógłby zrobić dla niego, praktycznie wszystko. Nie wiedział tylko, co to „wszystko” znaczy.
– Nie, nie zabiję cię i nie pozwolę się rozproszyć.
– Och! Moje pocałunki cię rozpraszają? – Bryan nagle się zapalił. Kyle strzelił mu klapsa. Delikatna dolna warga Bryana, ślicznie wygięła się w lekkim dąsie. Niestety Kyle zdawał się być całkiem na to odporny.
– Ok, Ok. po prostu tak jakoś wyszło, że … Powiedziałem, że przyjdziesz na mój Prom Ball, jako mój partner!
– Co? – Kyle zerwał się niemal zrzucając Bryana na podłogę. Młody siedział ze spuszczoną głową, jego ramiona zaczęły podejrzanie drżeć. W tej chwili jednak Kyle nie potrafił się tym przejąć. Myśli wirowały mu w głowie jak huragan. Konsekwencje całej tej sytuacji mogą być kolosalne. Jego reputacja wisiała na włosku. Nie żeby miał problem z byciem postrzeganym, jako gej. Sytuacja jednak nie była tak prosta. Jego rodzina i rodzina Bryana po prostu odpadną. Musi zastanowić się, co zrobić w tej całej sytuacji? A przede wszystkim musiał wziąć pod uwagę uczucia Bryana. Nie mógł pogłębić cierpienia, które wyraźnie było widać w jego oczach.
Starając się ukryć swoje uczucia Bryan wstał i wsparł dłonie na biodrach.
– Rozumiesz, to nie tak, że w ogóle miałem zamiar iść na Bal. Więc to nie jest żaden problem… Tom i tak w to nie uwierzył. Więc, jeśli się tam nie pokarzę, to nie będzie żadne zdziwienie. A te ostatnie dwa tygodnie miną w oka mgnieniu. – Bryan starał się brzmieć przekonywująco i stanowczo. Kyle tylko rzucił mu ironiczne spojrzenie.
– A dlaczego ten „Bestia Inteligentna” ci nie uwierzył? – To na serio ciekawiło Kyla. Bryan spojrzał na niego z niedowierzaniem. Po czym wybuchnął głośnym, smutnym śmiechem.
– Kyle, proszę cię. Jak to sobie wyobrażasz? Taki facet jak ty i ja? No proszę cię, bądź poważny.
Kyle nadal tylko na niego patrzył, jakby stwierdzenie Bryana nie było, aż tak oczywiste, jakby to się mogło Bryanowi wydawać. Z westchnieniem Bryan potargał swoje blond włosy.
– Człowieku. Kto uwierzy, że chciałbyś być zemną? Mną?! Szarym i ponurym, beznadziejnym, mną? – Młodszy mężczyzna spojrzał na niego lśniącymi oczyma. – Jesteś piękny. Idealny. Nie ma opcji, że byś mnie chciał. Kiedy palnąłem o nas …to było …głupie. Nie myślałem.
– Bryan. Przesadzasz. – Kyle stwierdził spokojnie.
– Nie. Niestety nie. Nawet Tom stwierdził, że żaden prawdziwy facet nie wytrzymałby z takim beznadziejnym mną. I wierz mi, mogłoby się zdawać jakby znał mnie jak własną dłoń!
– Nie dawaj się na to nabrać. Teoretycznie, pewne cechy, można przypisać praktycznie każdemu. – Kyle nie potrafił zrozumieć, dlaczego Bryan tak nisko się cenił.– To był jego głupi traf. Co ci powiedział?
– Och, nie chce o tym rozmawiać. Miał zbyt dużo racji.
– Nie! Zdziwiłbyś się jak wielu ludzi pragnie tego samego. Jak wielu ma te same oczekiwania i pragnienia.
– Ale nie każdy jest taki…potrzebujący, uzależniony od uczuć, troski i opieki. Taki chciwy emocjonalnie. Jestem facetem na litość boską! Powinienem wziąć się w garść, a nie snuć nierealne marzenia. – Bryan zdenerwowany i wyraźnie smutny, zaczął ciskać się z kąta w kąt, niewielkiego pokoju.
Kyle czuł jak jego dłonie same wyciągają się, aby objąć swojego małego przyjaciela. Jakiś głosik z tyłu głowy, który do tej pory nazywał zdrowym rozsądkiem, podszeptywał mu sposoby na to jak pocieszyć Bryana. Daleko by jednak nie zaszli, gdyby pozwolił się zdekoncentrować.
– Bryan uspokój się. Tom może iść się pieprzyć samemu. Zastanów się, co ty byś chciał od swojej…go idealnego partnera. Czy miałbyś mu za złe, że cię potrzebuje? – To się nazywało granie adwokata diabła. I Kyle nagle odkrył, że jest w tym niespodziewanie dobry… Bryan uniósł nagle na niego swoje pełne łez oczy. Szeroki uśmiech rozbłysnął na jego twarzy jak neon.
– Och, Kyle! Gdybym miał taką osobę… ukochanego. Ozłociłbym go gdyby mnie potrzebował, ufał na tyle żeby się do mnie zbliżyć i kochać mnie. Gdyby mnie chciał, choć w połowie tak jak ja go pragnę, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Całowałby go, przytulał. Wykrzyczałbym na cały świat, co do niego czuję. Oddałbym mu wszystko. Jeśli ktoś cię pragnie, kocha i potrzebuje to wszystko, czego możesz chcieć i potrzebować w życiu. Nie rozumiesz tego?
Kyle rozumiał. Rozumiał aż za dobrze. Rozumiał, czemu taki Tom mógł uznać, że Bryan jest potrzebujący i chciwy. To, czego pragnął Bryan było jednocześnie najprostszą i najtrudniejszą sprawą. Bardzo niewielu ludzi potrafiło docenić taki dar jak Bryan. Szczęściem on nie był idiotom.
– Czyli dla ciebie z kimś „takim” nie jest nic, nie w porządku? – zapytał niewinnie. Bryan zmarszczył groźnie brwi jakby rozważał czy mu nie dowalić.
– Przestań. Wiesz, że nie. Potrzebować kogoś nie jest słabością. Potrzebować kogoś jest wolnością. Dopóki nie wiemy, że czegoś potrzebujemy. Nie wiemy nawet, że tego nie mamy – stwierdził stanowczo, ale z lekkim rozmarzeniem. Jednak w sekundzie, kiedy dostrzegł przeszywające go spojrzenie Kyla, wyprostował się gwałtownie i zadarł podbródek.– A czy dodałem, że Tom uważa mnie za mięczaka?
Kyle parsknął nieelegancko i podkradł się ostrożnie do Bryana.
– Nie martw się. Ja zajmę się zmianą jego poglądów. – Po czym chwycił Bryana w objęcia i wpił w jego usta. Mocno, intensywnie i namiętnie.
Fala gorąca uderzyła Bryanowi do głowy, jednocześnie z falą podniecenia uderzającą w jego jądra. Jego świat zawirował. Z obawy, ale i z pragnienia chwycił się gwałtownie szerokich barków ukochanego. Jego ciało idealnie pasowało do muskularnej sylwetki Kyla. Przy wzroście stuosiemdziesięciupięciu centymetrów i wadze stu kilogramów, Kyle potrafił skryć Bryana w swoich ramionach. I Bryan chciał się tam ukryć, schować i przede wszystkim nie wypuszczać Kyla nigdy więcej z rąk. Jakiekolwiek szaleństwo go opanowało, Bryan pragnął, aby trwało wiecznie. Wszystko, co miał, wszystko, co czuł przelał w ten pocałunek. Lata ukrytej miłości i tysięcy gorących pragnień, skompresował w jeden kilku minutowy pocałunek. Jego kolana drżały jak galaretka. Jego napięty do granic możliwości członek ociekał z podniecenia. Jeszcze kilka minut i chyba wystrzeli tu i teraz. Całym ciałem pragnął, aby Kyle czuł dokładnie to samo. Pragnął, aby się uzależnił, aby już nie mógł bez niego żyć. Tak jak on nie potrafił!
I najsmutniejsze było to, że to były niedorzeczne pragnienia. Łkając cicho obsypał twarz Kyla drobnymi pocałunkami. Dosięgając niemal każdego skrawka jego odsłoniętej skóry. Obaj niemal dyszeli. W końcu Kyle oderwał swoje opuchnięte usta od Bryana.
– Och boy! To było, było…
– Och, tak. Zdecydowanie było…– odparł Bryan bez tchu, wtulając twarz w pierś Kyla. Pachniał tak cudownie. Jak piżmo, pot i seks. Gdyby nie koszulka Kyla, prawdopodobnie lizałby go od stóp do głów. Z jękiem oderwał się od pięknego ciała mężczyzny.
– Mmmm…nie żebym narzekał, ale nie wiem jak długo jeszcze dam radę się powstrzymywać. – Wiedział, po prostu wiedział, że sobie tego nie wybaczy, ale musiał dać szansę Kylowi, aby się wycofał. Ulec chwili było łatwo, żyć z konsekwencjami tej nagłej decyzji już nie. – Doceń, więc mój gest i wiej, puki masz spodnie na sobie.
Kyle wybuchnął śmiechem, trochę roztrzęsionym i lekko ochrypłym, ale jednak śmiechem. Zrobił też krok do tyłu. Drżącymi dłońmi rozkosmał włosy jeszcze bardziej.
Bryan musiał usiąść. Jego nogi nie mogły utrzymać go już dłużej.
– Co teraz? Nie zamierzasz skręcić mi karku? – Bryan wsunął się dalej na łóżku i oparł o ścianę, jak poprzednio siedział Kyle. Mężczyzna zrobił kilka kroków niezdecydowanie. Widać było jak intensywnie myśli. Bryan starał się uspokoić bicie swojego szalonego serca. Musiał nastawić się na najgorsze. Kyle miał wszelkie prawo, aby być wściekłym. Gdyby ludzie się dowiedzieli miałby zszarganą reputację. Kyle przyjrzał mu się przez chwilkę i w końcu wpełzł na łóżko tuż przy nim. Wkrótce siedzieli bok przy boku.
– Czego byś chciał Bryan? Tak, naprawdę bardzo? – zapytał cicho. Młody wzdrygnął się lekko i spojrzał na niego zaskoczony, ale i zakłopotany. Przyznawanie się do własnych uczuć zawsze było trudne. I normalnie nie dałby rady wykrztusić z siebie słowa. Ale dzisiejszy dzień był inny niż wszystkie. Może to był moment, kiedy należało podjąć wyzwanie i sięgnąć po to, czego się pragnęło?
– Tak naprawdę bardzo, to bym chciał…nie, źle to ująłem. Wszystko, czego pragnę to… ciebie Kyle. Możliwości kochania cię i bycia z tobą. Troszczenia się o ciebie i wspierania. – Przyznał Bryan cicho, głęboko patrząc w błękitne oczy. – Problem w tym, że ty mnie nie potrzebujesz.
Brwi Kyla uniosły się w zaskoczeniu na ciche stwierdzenia Bryana. On zdecydowanie powinien popracować nad jego poczuciem własnej wartości.
– Może byś pozwolił mi o tym zadecydować? – Bryan zarumienił się na łagodną reprymendę. – Czyli oględnie mówiąc, pragniesz być ze mną?
– Tak – odpowiedź była natychmiastowa, ale zdecydowane łuki brwi Bryana zmarszczyły się podejrzliwie.
– Możesz mi wytłumaczyć jak to się stało? Dlaczego ja?
Tym razem jego przyjaciel popatrzył na niego jak na wariata.
– Gorzej ci? Jesteś jak moja erotyczna fantazja przywołana do życia. Na dodatek jesteś miły, dobry, grzeczny i serdeczny. Proszę cię, nie narodził się idiota, który by cię nie chciał. – Bryan wydawał się podejrzanie oburzony na taką możliwość. Kiedy Kyle znów się roześmiał, gorące rumieńce zalały jego policzki. – To nie jest śmieszne. Byłem zadurzony w tobie od chwili, kiedy wszedłeś do tego domu po raz pierwszy, potykając się o swoje długie nogi w wieku czternastu lat. Kiedy uśmiechnąłeś się do mnie, miałem ochotę paść na kolana i cię wielbić – wyznał lekko zirytowany Bryan. Dlaczego Kyle nie potrafił tego pojąć?
– Nikt, nigdy jeszcze, nie powiedział mi nic równie wspaniałego. – Kyle objął kark Bryana dłonią i pocałował go lekko. Bryan jednak odsunął się.
Tym razem to Kyle się zirytował, zachowanie Bryana było nie do przewidzenia.
– Nie rób tego. Nawet nie wiesz, co mi robią twoje pocałunki. Wkrótce nie będę mógł bez nich żyć, a ty znikniesz nie oglądając się za siebie. Nie traci się czegoś, czego się nigdy nie miało! – Szybko wytłumaczył Kylowi. Miał już dość odpowiadania na pytania. Teraz miał kilka własnych. Pytanie główne czy Kyle udzieli mu jakichkolwiek odpowiedzi?
– Jesteś bardzo szczery, prawda? Niczego nie owijasz w bawełnę. – Kyle przyglądał mu się uważnie. Chciałby móc czytać w jego myślach i był pewny jak jasna cholera, że nie chciałby, aby Bryan mógł czytał w jego myślach.
– Nie wiesz, jakie to dołujące, bez przerwy ukrywać prawdę, tłumić emocje, obawiać się odezwać? W tej chwili pozwalam sobie na to, ponieważ jestem załamany i chyba, dlatego że przy tobie czuję się bezpiecznie.
– To bardzo dobrze Bryan. Bardzo. Możesz polegać na mnie, zawsze. – Kyle poklepał go po kolanie lekko. Jego przyjaciel popatrzył na dłoń nadal spoczywającą na jego nodze. Dokąd to wszystko prowadzi? Co dalej?
– Kyle wyłudziłeś ode mnie wszystkie informacje, jakie tylko się dało, odpowiedz mi teraz na moje pytania, mógłbyś? – Starał się nadać głosowi tak wiele stanowczości jak tylko udało mu się wymustrować. Ale szczerze powiedziawszy żołądek podchodził mu do gardła.
– Chciałbym móc. Jeśli jednak chodzi o to, co dzieje się między nami. Nie jestem pewien czy sam wiem, co się dzieje. – Kyle wzruszył szerokimi ramionami. Nie bardzo też umiał spojrzeć mu w oczy.
– Ale…? Pocałowałeś mnie. A nie lecisz na facetów. Wiem, bo tuziny lasek przewijały się przez twoje łóżko. – Bryan wypalił zirytowany. Kyle rzucił mu ironiczne spojrzenie.
– Nie wiem, czy powinienem czuć się pochlebiony, czy zirytowany. Nie każda laska wylądowała w moim łóżku. Choć chciały, aby wszyscy w to wierzyli. – Bryan parsknął na buńczuczne słowa Kyla.
– Szczęściary.
– Skoro tak twierdzisz. – Garnitur bielutkich zębów Kyla niemal go oślepił w szerokim uśmiechu.
– Więc co robisz ze mną? I wierz mi zdaję sobie sprawę z tego, że ci się podobało. – Może to był upór, ale Bryan nie potrafił sobie odpuścić.
– To prawda. Dlatego nadal tu jestem. Chcę…mmm… Chcę dowiedzieć się więcej. Sprawdzić…– Kyle przerwał, kiedy Bryan zerwał się z łóżka i stanął po drugiej stronie pokoju, patrząc na niego na przemian wściekły i zrozpaczony. Kiedy Kyle chciał podejść, zaczął gwałtownie potrząsać głową.
– Nie, nie, nie… Nie będę twoim eksperymentem. Nie mogę. Nie zniósłbym, kiedy zaspokoiłbyś swoją ciekawość i wrócił do swoich wielbicielek.
– Bryan, to nie tak. Nigdy bym ci czegoś podobnego nie zrobił. Nie przemyślałem sobie jeszcze wszystkiego, bo wziąłeś mnie przez zaskoczenie, ale chcę być z tobą. – Kyle wpakował dłonie w kieszenie swoich grzesznie obcisłych jeansów. Minę miał niepewną i trochę nieśmiałą. Bryan miał wrażenie, że zemdleje.
– Ty chyba zwariowałeś!
– Pewnie tak. Wierz mi sam się nad tym zastanawiałem. Ale to ma sens.– Kyle zaśmiał się nerwowo. Jednym ruchem długiej ręki pociągnął Bryana w swoje ramiona. Mocno i zdecydowanie objął go, i spojrzał mu w oczy.
– Cco…to dla mnie znaczy? – Bryan zbyt długo był w życiu rozczarowany, aby teraz uwierzyć w niewiarygodne.
– To mój drogi, znaczy…, że zabiorę cię na bal! – Kyle niemal nie dał rady powstrzymać śmiechu na widok zszokowanej miny Bryana. Niechciał jednak, aby Bryan doszedł do wniosku, że żartuje. Bo nie żartował, bez względu na to jakby to nie było szalone.
– Aaa…le…ale…le…cco…jak?
– Bryan, wyluzuj. Wszystko będzie dobrze. Tom będzie miał bardzo niemiłą niespodziankę.– Delikatnie, ale stanowczo pocałował niższego mężczyznę. Uważnie obserwując jego reakcję.
– Co ludzie powiedzą? Twoja rodzina, Matt? – Bryan schował twarz w piersi Kyla. Jak szalony zastanawiał się, co też najlepszego robi zniechęcając mężczyznę swojego życia? Nie mógł jednak pozwolić, aby zrujnował sobie życie, właśnie z tegoż samego powodu. Kyle był mężczyzną jego życia. Bryan nie chciał, aby kiedykolwiek cierpiał. Lub gorzej, żeby go znienawidził za to, co się może stać.
– Bryan to nie ma znaczenia. Nie dla mnie, w każdym bądź razie. Jeśli będziesz chciał nie musimy nikomu mówić, jeśli zechcesz powiemy wszystkim. – Nie miało znaczenia, co byłoby trzeba zrobić, jedno było jednak pewne. Chciał pocieszyć Bryana, zaopiekować się nim i otoczyć go troską. To było szaleństwo, bezsens. Jednocześnie Kyle nie pragnął w życiu niczego bardziej.
– Tak po prostu? Jednego dnia mnie nie zauważasz, a następnego „puff” i spełniasz moje wszystkie marzenia? – Bryan znów zerwał się i stanął po drugiej stronie pokoju, podejrzliwie przyglądając się Kylowi. Był dużo bardziej skłonny uwierzyć, że to był jakiś podstęp lub żart. Choć rozdarłoby to jego serce na kawałki. Kyle westchnął cicho. Nie dziwił się Bryanowi. Sam sobie nie do końca wierzył.
– Tak, tak po prostu. Pocałowałeś mnie i to sprawiło, że nigdy nie byłem w życiu niczego bardziej pewien niż tego, że chcę ciebie. Tylko i wyłącznie ciebie. A po drugie…– zawahał się lekko. Wiedział jednak, że tylko szczerością wygra zaufanie Bryana – Po drugie… chcesz zaoferować ukochanej osobie dokładnie to, czego pragnę dla siebie. Jak mogę ryzykować, że pokochasz kogoś innego? Muszę, chcę i pragnę abyś dał mi szansę. To może być moja jedyna nadzieja i okazja.
Bryan znów stał z szeroko rozdziawionymi ustami. Jezu! Gwiazdka w tym roku jest wcześniej? Czy może zginął w wypadku samochodowym i poszedł do jego własnego prywatnego nieba? Cokolwiek się działo czuł, że chyba zaraz zemdleje. Kyle uśmiechał się do niego na wpół nieśmiało i na wpół zachęcająco. Jego wysokie policzki zdobił delikatny rumieniec.
– Nie stój tak tylko powiedz coś. Mam serce w gardle.– Kyle wydukał niepewnie. Po raz pierwszy w życiu był przerażony, bo nigdy wcześniej w życiu nie zależało mu bardziej na pozytywnej decyzji jak w tym momencie. Strach boleśnie ściskał mu wnętrzności. Bryan stał jak zamurowany na przemian bladnąc i rumieniąc się. Widać było, że za każdym razem, kiedy zaczyna się decydować, nowe wątpliwości trzymają go w miejscu. Kyle nie mógł patrzyć jak jego śliczny, delikatny mężczyzna jest rozdzierany przez niepewność. Jak miał udowodnić mu, że nie kłamie i nie żartuje? Że nie zamierza go wykorzystać czy zadrwić z niego? Pomysł wpadł mu do głowy i wziął go z zaskoczenia.
– Umów się ze mną na randkę. Proszę? – Zdecydowanie wziął spiętego Bryana za dłoń i uniósł ją do ust.– I byłbym zachwycony gdybyś pozwolił mi jutro odwieść się do szkoły…
– Aale, to blisko. – Nieśmiało zaprotestował oszołomiony Bryan. Jego głowa wirowała od obaw, uczyć i strachu. Kyle uśmiechał się jednak do niego łagodnie.
– W takim razie. Czy mógłbym cię odprowadzić?
Możliwość i konsekwencje wynikające z tego sprawiały, że serce Bryana niemal nie wyrwało się na wolność, z jego piersi.
– Czy ja śnie? Powiedz, że nie. – Wahanie i obawa w głosie Bryana rozdzierało serce Kyla. Zdecydowanie i stanowczo wciągnął młodszego mężczyznę w swoje ramiona i pocałował z całym uczuciem, jakie go zalewało. Mocno, namiętnie i po męsku. To było jakby brał go w posiadanie, nie pozostawiając cienia wątpliwości, do kogo teraz Bryan należy.
– Nie śnisz, baby. Jesteś mój! – Lekki uśmiech wygiął jego opuchnięte, lśniące usta, na widok uniesionych brwi Bryana.– A ja zdecydowanie jestem twój!
Bryan wypuścił z płuc długo wstrzymywane powietrze, choć wcześniej nawet sobie nie uświadamiał, że je wstrzymuje. Spróbował zapanować nad sobą. Stanowczo spojrzał w uśmiechnięte, lekko zamglone pożądaniem oczy Kyla.
– Wiesz, co robisz? Wiesz, co to wszystko może znaczyć? Jak to może się skończyć? Jaki obrót przyjąć? To może być katastrofa dla ciebie i twojej rodziny. Możesz stracić przyjaciół…
– Wiem! – Kyle przerwał mu zanim biedak znów się nakręcił. – Jeśli ich stracę, to nie byli moimi przyjaciółmi w pierwszym miejscu!
Z rozdrażnieniem przeciągnął dłonią po włosach. Nie chciał i nawet nie był w stanie myśleć o konsekwencjach, i możliwościach w tej chwili.
– Bryan cokolwiek się stanie i jakkolwiek się to skończy, to jesteś wart ryzyka. Nie rozumiesz?– zapytał z rozpaczą, widząc niepewną i zaskoczoną minę swojego przyjaciela.
– Nie, szczerze mówiąc nie rozumiem. Jak możesz chcieć zrobić to dla mnie? Jak możesz chcieć mnie?
– Zadajesz najgłupsze pytania na świecie. Kto zdołał pozbawić cię pewności siebie?
Bryan tylko wzruszył ramionami. To nie było całkiem tak. Miał o sobie dobre zdanie we wszystkim oprócz swojego życia uczuciowego. Zakochanie się w heteroseksualnym przyjacielu brata, może to zrobić człowiekowi.
– Jesteś uzdolniony i prawie wszystko przychodzi ci bez wysiłku. – Kyle nie zniechęcał się jego ponurą miną i milczeniem. – Tam gdzie inni potrzebują włożyć wiele nakładu, ty masz to na skinienie palca. Nie rozumiem, dlaczego traktujesz siebie tak krytycznie?
– Spójrz na mnie! Do jakiej kategorii byś mnie zaliczył? Mały mózgowiec. Nudny i…
– Zarozumiały. – Kyle przerwał tyradę Bryana zanim znów się nakręcił.
– Co?!– Szczęka Bryana opadła na podłogę. – Jak nawet możesz tak mówić?
– Bo twój największy problem to twój wygląd czy raczej brak jego, w twoim własnym mniemaniu. – Kyle nie miał zamiaru popuścić Bryanowi. W końcu był inteligentnym chłopakiem. Sam powinien to wiedzieć. – Czy na serio jesteś tak płytki, że zewnętrzny wygląd ma dla ciebie takie wielkie znaczenie?
Bryan jak lodowe szpilki wbite w jego ciało, czuł prawdziwe pytanie ukryte pod słowami Kyla. „Czy tylko mój wygląd ma dla ciebie znaczenie?”
Jak w ogóle mógł go o to podejrzewać? Złość znów podniosła mu ciśnienie.
– Nie wygląd zewnętrzny nie ma dla mnie AŻ tak wielkiego znaczenia. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. – Z tym, że to nie ty musisz żyć w moim ciele. Gdybym miał tyle wzrostu, co ty, wyglądał jak ty i wielbiciele kładli mi się pokosem do mych stóp, też mógłbym sobie pozwolić na luksus nie przejmowania się nim.
– Ty po prostu nie pojmujesz, że niczego ci nie brak, prawda? Jak słodki i uroczy jesteś w rzeczywistości?– Kyle jakby z niedowierzaniem potrząsnął głową.– To, co niewidoczne jest znacznie ważniejsze od tego, co kto ma na zewnątrz. A z tym też nie masz najmniejszego problemu. Znam znacznie mniej przystojnych mężczyzn od ciebie. I znacznie głupszych.
– Tylko że ludzie mają mentalność wyrabiania sobie opinii o innych zanim nawet masz szansę otworzyć usta.– Bryana parsknął cynicznie. Nie, Kyle nie miał szansy pojąć, o co mu chodziło. W teorii wszystko, zawsze powinno być cudowne. – Mówisz, że nic mi nie brakuje. Ale jakoś nie widzę abym przyciągał do siebie uwagę adoratorów!
Kyle uśmiechnął się nagle jak drapieżnik i posłał dreszcz…obawy? Ekscytacji? Wzdłuż kręgosłupa Bryana.
– Och, baby, moją zdecydowanie masz!
Szybkim zdecydowanym ruchem wziął Bryana w ramiona i wypędził z jego głowy jakiekolwiek wątpliwości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AkFa
Adept



Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: England

PostWysłany: Pią 0:32, 14 Wrz 2012    Temat postu:

5

Kyle siedział naprzeciwko czworga zszokowanych członków swojej rodziny, siedzących teraz z rozdziawionymi ustami. Cztery pary oczu, podobnych do jego własnych, wytrzeszczało się na niego jakby urosła mu nagle jeszcze jedna głowa.
Kyle, pomimo że starał się zachować poważną i opanowaną minę, miał ochotę się roześmiać. A to był niemały postęp. Bo od chwili, kiedy otworzył usta przy swoim rodzinnym stole tego ranka, był przerażony i obawiał się czy da radę, choćby słowo wydusić z siebie.
Z całych sił starał się zapewnić przerażonego Bryana, że wszystko będzie ok, ale nie był pewien czy udało mu się nabrać nawet samego siebie. Wspólnie z Bryanem postanowili, że powiadomią ich rodziny już od początku. Cóż, wspólnie postanowili, jeśli nie licząc, czasu, jaki najpierw musiał poświęcić na przekonanie Bryana, że –„Nie, nie potrzebuje czasu, aby się zastanowić i nie, nie chce najpierw spróbować czy mu się spodobają randki z Bryanem, w razie gdyby potem chciał się rozmyślić. Nikt by nie musiał wiedzieć.”
Zdecydowali, że rodzicom Bryana i Mattowi powiedzą razem, ale rodzinie Kyla postanowili, że powie sam. Nie miał bladego pojęcia, jaka będzie ich reakcja i nie miał zamiaru narażać Bryana na jakiekolwiek nieprzyjemności. Jego instynkt opiekuńczy rozwinął się u niego względem Bryana do nielogicznych rozmiarów. Nikt nie miał prawa narażać jego „chłopaka” na jakiekolwiek przykrości. Nikt! Nawet jego, niezmiernie teraz zszokowana rodzina.
Pod ich bacznym, przeszywającym i lekko nieprzytomnym spojrzeniem, Kyle miał ochotę zacząć się wiercić. Także cisza, która zapanowała nagle w kuchni wbijała się w jego bębenki słuchowe. Miał ochotę wrzasnąć na nich, aby wreszcie zareagowali. Niespokojny i zdenerwowany odkrzyknął głośno. Jeśli zaraz nikt się nie odezwie to chyba po prostu wyjdzie stąd, bez oglądania się za siebie. Może stwierdzenie prosto z mostu „Zabieram dziś Bryana na naszą pierwszą randkę!” Nie było najmądrzejszą opcją. Może powinien powiedzieć coś bardziej w stylu…” Kochani, chciałbym coś ogłosić…” albo …
– Bryana? Jakiego Bryana? Tego Bryana? – Śmiertelnie opanowany ton jego ojca, całkowicie stał w sprzeczności z jego chaotycznymi pytaniami. Kyle przełknął boleśnie, spoglądając na swojego tatę. Wspaniały, poważny, opiekuńczy mężczyzna w sile wieku, nadal przystojny pomimo siwizny przyprószającej jego skronie. Kyle podziwiał go i szanował. Pytanie czy jego ojciec będzie nadal szanował jego? Cóż, zaraz się przekona.
– Tak tato, tego Bryana. Myślę, że zabiorę go do kina i na pizzę. – Kyle nie miał zamiaru czuć się zdeprymowany. Nie miał, czego się wstydzić, ani obawiać. Jego rodzina z resztą nigdy nie wykazywała najmniejszych przejawów homofobii.
Ciche sapnięcie jego matki, na chwilkę oderwało go od nadal pasywnej twarzy swojego ojca. Śliczna kobieta o blond lokach i dystyngowanej sylwetce, dalej spoglądała na niego lekko zszokowana. Kyle uśmiechnął się do niej pocieszająco. To do cholery przecież nie koniec świata. Przecież nie oświadczył właśnie swoim rodzicom, że „stuknął” jakąś niewinną panienkę i spodziewają się dziecka. Na obecna chwilę już mu to dłużej nie grozi!
Nie! Myślenie o seksie i Bryanie w jednym zdaniu nie było najlepszym pomysłem przy rodzicach. Jego ciało wybierało siebie najdziwniejsze momenty, aby reagować. Tak jak właśnie teraz. Dyskretnie poprawił się na krzesełku, aby ulżyć dyskomfortowi w jego spodniach. Fokus człowieku.
– Mamo…
– Czy potrzebujesz gotówki? – Cichy, ale spokojny głos jego ojca przerwał mu zanim Kyle zmobilizował się, aby zacząć udzielać jakiś wyjaśnień swojej matce. Teraz to cała rodzina spojrzała z szokiem na jego ojca, z nim włącznie.
To już?
Tak o?
Bez żadnych pytań czy czegokolwiek? Kyle nie wiedział, czego się spodziewać, ale chyba mimo wszystko nie spodziewał się tego. I dwójka jego rodzeństwa najwyraźniej też nie. Bo czekali, na to kiedy zacznie się „imprezka” cichutko do tej pory. Brak przewidywanej reakcji ze strony ich ojca wytrącił ich kompletnie z równowagi. Meg, jego o rok młodsza siostra, zwróciła się do ich ojca z nadąsaną minką.
– To nie fair tato! Dlaczego nigdy mnie nie pytasz, czy mam kasę na randki? – Szeroki uśmiech rozjaśnił jej śliczną twarz, kiedy całkiem bez skrępowania mrugnęła na Kyla okiem. Młody mężczyzna poczuł się jakby tona kamieni opadła z jego duszy. Przynajmniej jego siostra zaakceptowała go bez zastrzeżeń. Za to jego piętnastoletni brat, ze złością zaplótł ręce na piersi i wyraźnie było widać jak strzelił focha.
– To totalnie zrujnuje moją reputacje w szkole! Nie wiem jak ja, mam się tam znów pokazać? To jest totalnie nie fair!
Trzy oburzone parsknięcia, spowodowały, że Kyle w końcu się roześmiał. Poklepując kościste ramię swojego brata.
– Tak kochany braciszku, bo to „totalnie” chodzi o ciebie.
Sam tylko uciągnął minę jeszcze bardziej i obrzucił tych nic nierozumiejących dorosłych, ponurym spojrzeniem. Ale cóż, bycie juniorem w High School nigdy nie jest łatwe. Będzie musiał przetrwać chwilową niepoczytalność swojego brata. Bo jaki normalny facet wyrzekłby się tych wszystkich lasek, które same się na niego rzucają!?
– Kyle!– Sześcioletnia Susy wypadła zza kontuaru, za którym się chowała i jak burza wpadła w jego ramiona.– Kyle, Kyle, Kyle…czy teraz Bryan będzie twoim „chłopakiem”?
Kyle mrugając zaskoczony nerwowo spojrzał na swoją matkę, która do tej pory nie odezwała się ani słowem.
– Susy Mary Mathews ile razy ci powtarzam, że nie wolno podsłuchiwać, kiedy dorośli rozmawiają?– Matka zwróciła się bezpośrednio do córki, nie spoglądając w oczy synowi. Serce Kyla ścisnęło się w jego piersi boleśnie. Susy tylko wzruszyła maleńkimi ramionkami.
– A jak inaczej mam się dowiedzieć czegokolwiek w tym domu?– Znów całą uwagę przeniosła na swojego uwielbionego brata. – To jak?? Będzie teraz twoim chłopakiem czy nie? Bo to by oznaczało koniec tej tępej, wrednej…
– Susy! – Tym razem ojciec rzucił córce ostrzegawcze spojrzenie, ale Kyle widział, że stara się stłumić uśmiech.
–… pustogłowej Mony! – Córeczka dokończyła swoją tyradę ignorując ojca, jak było zresztą do przewidzenia. – Nawet sobie nie wyobrażasz jak to było „totalnie nie fair”, kiedy ciągle się tak do ciebie czepiała. Niemal wbijała w ciebie te swoje czerwone pazury!
– Susy, ja…
Susy właściwie nie była zainteresowana odpowiedzą Kyla, tylko nakręcała się bardziej. Mała kula energii i żywiołu.
– Ja lubię Bryana. Jest słodki. Nie uważasz, że jest słodki? I ładny, i miły. Ale przede wszystkim słodki. Ale nie, musisz tak uważać, jeśli będziesz z nim chodził na randki. A będziesz go całował na tych randkach? Albo w swoim pokoju? Tak jak tą głupią Monę? Będziesz się z nim trzymał za ręce? To tak totalnie romantyczne! Zabierzesz mnie do niego? Albo nie, przyprowadzisz go tutaj? Chce was zobaczyć. No wiesz, nie jak będziesz… tylko wiesz tak normalnie. Jak będziesz…
– Susy!– Ich matka w końcu niemal wrzasnęła. Kyle z ciężkim sercem spojrzał na nią. Jego głowa wirowała od nieprzerwanego strumienia pytań jego siostry. Ich matka z dezaprobatą spojrzała na swoją małą, za cwaną córeczkę.
– Może byś tak nabrała oddechu… zanim zemdlejesz? – Szeroki uśmiech w końcu rozjaśnił jej twarz i Kyla znów poczuł jak jego dusza niemal ulatuje z radości, i ulgi.
Cholera!
Był bardziej przerażony niż mu się wydawało. Jego matka z ciepłym uśmiechem wstała i wzięła z jego ramion roztrajkotaną córkę, aby przygotować ją do szkoły.
– Przyprowadź Bryana na obiad w któryś dzień, ok?– Lekko pocałowała Kyla w czoło, a on miał ochotę się nagle rozpłakać. Tylko badawczo wbite spojrzenie jego ojca w niego powstrzymało go przed tym. Z lekko zmrużonymi oczyma, jego ojciec wykrzywił usta w lekko drwiącym uśmieszku.
– To jak Kyle? „Będziesz…”? – zapytał przekornie ojciec, a cała fala pytań Susy nagle przeleciała mu przed oczyma. Kyle czuł jak jego twarz zalewa się wszystkimi odcieniami czerwieni. Kilka chyba nawet powstało na jego użytek. Meg śmiejąc się jak dzikuska wybiegła z kuchni, aby również naszykować się do szkoły. A Sam mamrocząc pod nosem, podążył za nią. Rozważając, jakie są szanse, że da się całą tę niedorzeczną sytuację ukryć przed jego kolegami.
Z nadal zarumienioną twarzą Kyla spojrzał w rzucające mu wyzwanie oczy ojca. Nie wiedział jeszcze na jak stabilnym gruncie stał, ale nie chciał, aby były od początku jakiekolwiek wątpliwości.
– Zdecydowanie będę tato! Przy każdej nadarzającej się okazji – odparł z dumą i powagą Kyle.
Gromki śmiech jego ojca towarzyszył mu jeszcze długo po tym jak wyszedł z domu, aby spotkać się z Bryanem. Śmiech i słowa ostrzeżenia, na które musiał się roześmiać sam.
„Kiedy matka mówiła ‘w któryś dzień’ miała na myśli najpóźniej jutro. Zdajesz sobie z tego sprawę, synu?”




Bryan obgryzłby resztkę tego, co zostało z jego paznokci gdyby faktycznie cokolwiek zostało mu do obgryzienia. Po raz dziesiąty pod bacznym i nie lekko zdziwionym spojrzeniem swojego brata i rodziców wrócił do pokoju, aby sprawdzić czy mimo wszystko dobrze wygląda. Zamiast zmieniać ponownie koszulę, co z pewnością wywołałoby grad pytań, na które nie był gotów, po prostu przyczesał kolejny raz włosy. Jego długa grzywka opadła mu na oczy zasłaniając połowę twarzy. Reszta jego blond włosów pozostała idealnie na miejscu. Po bokach i z tyłu krótkie, na czubku trochę dłuższe, zawsze wydawały się idealnie na miejscu. Dziś jednak Bryan umierał na milion sposobów obawiając się czy się spodoba Kylowi.
Opanuj się człowieku!
Zabawne, że bardziej był przerażony i jednocześnie podekscytowany kolejnym spotkaniem z Kylem niż faktem, że ma zamiar powiadomić rodzinę o tym, że jest gejem. Prawdę mówiąc nie powiedział im do tej pory tylko, dlatego żeby Kyle się nie dowiedział. Był paranoicznie przekonany, że wtedy po jednym spojrzeniu na niego, Kyle by wiedział. Wiedziałby jak totalnie i bezgranicznie, nie wspominając, że beznadziejnie zakochany jest w nim Bryan.
Dzwonek do drzwi spowodował, że Bryan niemal zemdlał. Kopiąc się w tyłek mentalnie za takie „babskie” zachowanie, rzucił na pół zdesperowane na pół przerażone spojrzenie w lustro i popędził do kuchni, z której dochodziły odgłosy cichej rozmowy. Bez tchu wpadł do kuchni tylko po to, aby stanąć jak zamurowany w progu. Jego chciwe spojrzenie chłonęło każdy idealny, cudowny, pyszny skrawek mężczyzny, który sprawiał, że jego kolana zamieniały się w galaretkę. Kyle zaakceptował kubek z kawą z rąk swojego przyjaciela i odwrócił się do niego z ciepłym, szerokim uśmiechem.
– Hej, Bryan. – Natężenie w kuchni stało się nagle niemal namacalne. Kyle celowo zignorował ciekawskie spojrzenia. Jego oczy były skierowane na Bryana. Zaraz i tak nie będzie miało znaczenia, co ktokolwiek myśli. O ile Bryan jest gotów, oczywiście.
– H–h–hej Kyle. – Bryan klną w duszy na własną nieporadność. Z ledwością mógł wydukać cokolwiek. Jego rodzice znów spojrzeli na niego z mieszaniną zdziwienia i nawet chyba zmartwienia. Pięknie. Czy może być jeszcze bardziej żałosny?
Jednak spokojna i pewna siebie postawa Kyla była jak balsam dla jego skołowanej duszy. W końcu tu jest, tak? Przyszedł tak jak obiecał. To znaczy, że powiedział rodzicom. I nadal się uśmiecha… A może, bo nie powiedział? I jego ojciec mimo wszystko nie obedrze mnie ze skóry?
Ciche chrząknięcie wyrwało Bryana z chaotycznego pędu jego myśli. Złośliwe błyski w oczach Kyla udowadniały, że świetnie zdawał sobie sprawę z myśli, jakie galopowały w jego głowie.
Cholera, weź się człowieku w garść!
– Gotów? – Kyle zapytał cicho. Jego pytanie pozostawiało Bryanowi wolny wybór. Mógł być gotów, aby porozmawiać z rodzicami albo zwyczajnie do szkoły. Choć jakby uzasadnił, czemu Kyle go odprowadza nie miał pojęcia. Na absurdalność całej tej sytuacji zachichotał lekko. Cholera, zachichotał!
Co on… zakochana nastolatka?
– Gotów? Gotów, na co? – Matt spojrzał lekko nieprzytomnie na swojego przyjaciela. W brew pozorom bracia wcale nie byli do siebie podobni. Matt bardziej przypominał swojego postawnego, ciemnowłosego ojca, kiedy Bryan znów odziedziczył wygląd po swojej małej, delikatnej matce. Włącznie z srebrnymi oczyma i blond włosami. Choć jeśli Kyle miałby się zakładać, przysiągłby, że Bryan ma zadziorny, zdecydowany charakter po swoim ojcu. Charakter, który zazwyczaj idzie w parze z wzrostem i siłą mięśni. Choć najwyraźniej nie koniecznie w przypadku drobnego, choć nieonieśmielonego tym małym fakcikiem Bryana.
– Mam zamiar odprowadzić Bryana do szkoły – odpowiedział w końcu Kyle, kiedy żaden dźwięk nie padł z poruszających się ust Bryana. Biedactwo.
– Po co? – Matt nadal nie kojarzył, o co chodzi jego przyjacielowi. – Ale jak chce, to spoko może jechać z nami. Podrzucimy go pod jego budynek.
Kyle uśmiechnął się znów na widok jak Bryan zrobił wielkie oczy i zaczął potrząsać gwałtownie głową. Bezapelacyjnie potrzebował bodźca, bo szybko podszedł do Kyla i niemal chwycił go za dłoń, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Brakowało mu jeszcze pewności siebie najwyraźniej. Nie brakowało jej jednak Kylowi.
Bez ceregieli objął Bryana za pas i przyciągnął go do swojego boku. Zdecydowanie i spokojnie spojrzał na swojego najlepszego, swojego jedynego przyjaciela.
– Dziś odprowadzę Bryana na nogach. A później… cóż, będziesz musiał zapytać brata czy zgodzi się abyś nam towarzyszył. – Z uśmiechem, spojrzał na wpatrującego się w niego jak urzeczony, Bryana. – Ale chyba nie będzie miał nic przeciwko temu?
Matt przez dobrą chwilę wyglądał jakby zachodziła poważna obawa, że się przewróci. Co musieli zauważyć nawet jego rodzice, bo zerwali się od stołu, aby do nich podejść. Bryan czuł jak jego serce staje mu w gardle i odmawia zwolnienia swojego szaleńczego tętna.
– Matty? – Głos jego matki ledwie przedzierał się przez fog w głowie Bryana. Otwórz swoje pieprzone usta idioto!
Matt uniósł dłonie w uspokajającym geście i wpił swoje brązowe oczy, w parę niepewnie stojącą przed nim. Jego spojrzenie zdawało się penetrować najdalsze zakątki umysłu młodszego brata. Bryan poczuł stróżkę zimnego potu spływającego po jego plecach. Cholera, cholera, cholera…
Gromki śmiech trojga przedstawicieli jego rodziny, po raz drugi tego samego dnia sprawił, że Bryan niemal zemdlał. Mięczak… strofował się mentalnie. Kyle wyglądał na tak zdziwionego, jak on się czuł. Co jest takie śmieszne? Czy przegapił żart?
– Wiedziałam! – Matka Bryana, Sophie zatarła radośnie dłonie i dała kuksańca swojemu stającemu tuż za nią mężowi. – Na dodatek wygrałam z wami zakład. Płacicie chłopcy! W żywej gotówce.
Bryan z niedowierzaniem patrzył jak jego ojciec z lekko nadąsaną miną, wyciąga portfel i płaci swojej żonie pięć dolarów. Zaraz za nim, z równie nadąsaną miną, Matt wydobył pomiętoszony banknot i wręcza swojej matce.
Kyle zdawał się, tylko po porostu, mrugać gwałtownie oczyma.
– C–c–co to…? Jak? A–a–aleee…– Pięknie Bryan, cudownie. Pokazuj Kylowi bardziej, jaki z ciebie niepotrafiący się wydukać idiota.
Matt w końcu zlitował się i poklepał ich przyjaźnie po ramieniu.
– Spoko braciszku…– Po czym rzucił trochę zdegustowane spojrzenie Kylowi. – Ale po tobie spodziewałem się, że będziesz się dłużej opierał.
– Ha, to moja krew. Kyle nie miał żadnych szans. Wystarczyło tylko dać Bryanowi sprzyjającą okazję i jest jego! – Sophie Thomson uśmiechnęła się z duma jakby to była, co najmniej jej zasługa, że Bryan w końcu zdobył Kyla. Nieprzyjemne podejrzenie, że jego rodzice mogą wiedzieć także o jego kłopotach w szkole, zaciążyło mu gwałtownie na duszy. Jednak kolejne zdanie jego matki szybko go uspokoiło. Dzięki Bogu za małe przysługi! – Dobrze, że wpadłam na ten pomysł z weekendowym wyjazdem. Inaczej Bryan nigdy by się nie zebrał na odwagę.
Gorący rumieniec zalał policzki obu młodych mężczyzn. Matt rzucił im zaciekawione spojrzenie. Kyle mógł się założyć, że w duszy szczerzył zęby jak szalony. Było pewne jak w banku, że czeka go długie i skrupulatne przesłuchanie. W duszy jednak śpiewał z ulgą, że wszystko najwyraźniej będzie dobrze.
– Ale mamo jak? To znaczy …wiedzieliście? O–o mnie?– Bryan nie mógł najwyraźniej wyjść z szoku. Kyle delikatnie pogłaskał go po plecach. Jego dotyk zdawał się zawsze wpływać uspokajająco na niego. Bryan wsparł się o niego niemal całym ciałem z wdzięcznością uśmiechając się. Wielkie ciało jego przyjaciela zdawało się być jedyną pewną rzeczą w tym całym szaleństwie.
– Och Sweety! Oczywiście, że wiedzieliśmy, że jesteś gejem. – Sophie pogłaskała go delikatnie po policzku, a jego ojciec obdarzył pocieszającym uśmiechem. Bryan jednak nijak nie czuł się pocieszony. Czy to możliwe, że był taki przewidywalny? Tak przezroczysty?
– Ale jak? Skąd?– Ciekawski umysł Bryana, nie mógł najwyraźniej sobie odpuścić. Kyle po prostu uwielbiał tę jego cechę. I wszystkie inne też. Włącznie z tym słodkim rumieńcem, który co rusz pokrywał jego gładkie policzki.
– Bryan, synu. Nigdy nie przyprowadziłeś do domu choćby nawet jednej dziewczyny. To musiało coś znaczyć. Już od dawna to podejrzewaliśmy, zwłaszcza, że…auuu – Mocny kuksaniec w żebra przerwał ojcu Bryana. Steven Thomson skrzywił się komicznie i przesadnie potarł żebra. Ostrzegawcze spojrzenie jego żony, uciszyło go jednak skutecznie. Jego tak, ale nie Matta.
– Zwłaszcza, kiedy zacząłeś się ślinić kiedykolwiek Kyle znalazł się w zasięgu twojego słuchu, wzroku czy choćby węchu. – Starszy brat Bryana wybuchnął śmiechem. Bryan czuł jak jego szyja i twarz pokrywa się rumieńcem.
– Wcale, że nie….
– Ależ oczywiście, że tak. W dni, kiedy Kyle zostawał na obiedzie, mama musiała dawać ci dodatkową serwetkę…
– Matty! – Sophie pacnęła niereformowalnego syna w ramię, ale widać było, że próbuje się nie uśmiechnąć. Bryan jęknął z rozpaczą. Świetnie. Teraz będą mieś radochę przez lata. Szybkie spojrzenie na twarz Kyla upewniło go tylko w tym, że i on uznawał całą sytuację za zabawną.
– No, co? To aż żal było patrzeć, jak mój mały braciszek traci te dwie ostatnie komórki mózgowe za każdym razem, kiedy Kyle stawał w drzwiach. Wystarczyło, że Kyle otwierał usta, a Bryan wyglądał jakby jego mózg nagle dostawał spięcia nerwowego. Nieraz musiałem ugryźć się w język żeby się nie posikać ze śmiechu. Bryan nie mógł być bardziej oczywisty, a ty Kyle mniej spostrzegawczy.
– Dobry z ciebie przyjaciel, skoro nigdy nawet się nie zająknąłeś! – Kyle rzucił zdegustowane spojrzenie swojemu przyjacielowi. Matt wzruszył ramionami.
– Wybór zawsze należał do Bryana. Skoro chciał cię wielbić z ukrycia, to była jego sprawa. – Znów się roześmiał.
– Wcale nie! – Bryan zaprotestował odruchowo, ale kiedy Kyle spojrzał na niego z uniesionymi brawami, szybko dodał, rumieniąc się. – To znaczy tak, uwielbiam cię…eee… to znaczy! Wybór zawsze należał do mnie!
Kyle znów czuł jak gorąco rozlewa się w jego piersi. Jak to jest mieć dla kogoś uczucia taki długi czas? Jak to jest wyobrażać sobie, że ta osoba nigdy ich nie odwzajemni? Naturalnym by się mogło zdawać odruchem już dla niego, przyciągnął Bryana mocnej do swojego ciała. Jak zwykle pasowali do siebie idealnie. Można było niemal usłyszeć „klik”.
– To prawda, kochanie. Czekaliśmy aż przyjdziesz do nas i sam nam powiesz, kiedy będziesz gotów. Nie chcieliśmy kłaść na ciebie żadnej presji – dodała matka Bryana, spokojnie uśmiechając się do nich obu łagodnie. Ojciec Bryana także obdarzył ich wyrozumiałym uśmiechem.
– Gdybyśmy, choć przez chwilę podejrzewali, że ciężko ci i obawiasz się naszej reakcji, w końcu sami poruszylibyśmy temat.
– Ale co z Kylem? Przecież on nie jest… no wiecie…gejem…– Bryan lekko spłoszony spojrzał na swojego mężczyznę.– To znaczy …
– Wiem, co to znaczy – odparł Kyle spokojnie. – Że znów za dużo myślisz.
– Kyle nie miał po prostu szansy przy tobie. W końcu jesteś moim synem – odparła jego matka z dumą.– Twoje uczucia do niego zaczynały sięgać zenitu. To było kwestią czasu, że sięgniesz po to, czego chciałeś!
– I że dostaniesz dokładnie to, czego chciałeś – dodał jego ojciec stanowczo. – W końcu, jesteś także moim synem.
Bryan, po raz nie wiadomo który, zarumienił się po nasadę włosów i na poły nieśmiało, na poły przepraszająco spojrzał na Kyla. Młody mężczyzna uśmiechnął się do niego trochę drwiąco. Teraz wiadomo, po kim Bryan odziedziczył swój temperamencik. Kyle wręcz mógł się założyć, że ich związek będzie pełen iskier. Które już spływały po jego zakończeniach nerwowych. Każdy najdelikatniejszy ruch ciała Bryana tuż przy jego ciele, posyłał nową fale przez jego organizm. Rodzina Bryana zdawała się nieświadoma chemii, która zachodziła między nimi. I chwała Bogu!
– Cóż, jeśli Bryan nie wyhodowałby wreszcie kręgosłupa, sam bym ci powiedział Kyle. – Matt zdołał wreszcie stłumić napad swojego śmiechu. – Już miałem serdecznie dość tych serduszek, które unosiły się nad jego głową! Zaczynałem tracić nadzieję, bo przy tobie zdawał się tracić wszelkie umiejętności mowy i myślenia.
– Wcale, że nie! – Ok, to nie był najlepszy przykład jego elokwencji. Kyle znów zdawał się lekko dławić. Co ja sto procent znaczyło, że próbuje się nie śmiać. – To nie jest śmieszne! – Rzucił swojemu chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie i zadarł zadziornie podbródek do góry.
Trzeba przyznać, że Kyle bardzo się starał nie drażnić mniejszego mężczyzny. Bardzo, ale to bardzo. W końcu zmuszony był objąć Bryana za kark i wcisnąć jego twarz w swoją pierś, aby ukryć uśmiech, który wyrwał mu się na wolność.
Bryan z lekką obawą spojrzał na swojego ojca kątem oka. Nie był pewien jak zareaguje na tak jawną bliskość między nimi. Z drugiej strony nie miał zamiaru odmawiać sobie czegokolwiek, co mógłby dzielić z dziewczyną. Będąc z Kylem nie tracił żadnych praw!
Steven Thomson, pięćdziesięcioletni ex–futbolista i obecny współwłaściciel firmy ochroniarskiej zachowywał nieprzenikniony wyraz twarzy. Jednocześnie Bryan znał go wystarczająco dobrze, aby zdawać sobie sprawę z tego, że to dobrze wróży. Gdyby jego ojciec był na niego choćby w najmniejszym stopniu zły, bez wątpienia dałby mu już o tym znać. Jemu i kilku przecznicom.
– Matt przestań go drażnić. – Kyle rzucił ostrzegawcze spojrzenie przyjacielowi. Nikt nie może denerwować jego baby.
– Och, Kyle psujesz całą zabawę.
– Spadaj Matt. – Bryan już od dawna nie pozwał swojemu starszemu bratu zaleźć mu za skórę. I choć nadal miał wrażenie, że znajduje się w jakimś surrealistycznym śnie, zdawał sobie sprawę z tego, że i tak wszystko poszło łatwiej, lepiej i szczęśliwiej niż miał odwagę marzyć. – Jeśli skończyliśmy bawić się biednym Bryanem, to chyba czas na nas.

Szybko i bardzo wylewnie pożegnali się, aby udać do szkoły. Serce Bryana zaczęło znów walić jak szalone. Nie wiedzieć, czemu nadal nie wierzył w to, co się działo. Czy to na serio on, niepozorny Bryan Thomson szedł za rękę z szkolną gwiazdą i najpopularniejszym chłopakiem?
Tak, tak, TAK! Szeroki uśmiech wykwitł na jego twarzy.
– Hm… o czymkolwiek myślisz, cieszę się. – Kyle lekko uścisnął jego dłoń. – Wolę, kiedy się uśmiechasz.
Bez zastanowienia wziął pociągnął plecak Bryana i założył na ramię ze swoim.
– Hej! Mogę sam nosić mój plecak – Bryan oburzył się. Jego nadąsana mina wyglądała po prostu uroczo. – Nadal jestem mężczyzną!
– Oczywiście, że jesteś. Chcę nosić twoje rzeczy dla ciebie, bo Susy twierdzi, że to jest „totalnie romantyczne”. – Kyle cmoknął lekko rozdziawione usta Bryana. Tam na środku ulicy. W biały dzień!
– Ale…ale…– Cholera! Jego mózg na serio doznawał spięcia przy Kylu. – Kurczę wiesz, o co mi chodzi!
– Och, baby, oczywiście, że wiem. Jeśli ma ci to poprawić humor i udowodnić, że nie myślę o tobie jak o mojej „nowej” dziewczynie, proszę! – Bez zastanowienia Kyle ściągnął plecaki z ramienia i wręczył oba zaskoczonemu Bryanowi. Mowy nie było żeby pozwolił mu je nieść, ale nie miał zamiaru też urazić jego delikatnego ego. Chodziło tylko o to żeby doszedł do odpowiednich wniosków i uniknąć walki bez znaczenia. Której tak nawiasem mówiąc i tak by nie miał możliwości wygrać. Bryan przez chwilkę patrzył podejrzliwie na plecaki, a potem na uśmiechniętego Kyla.
– Aaa, nie no spoko. Możesz je nieść, jeśli tak to widzisz.– Nonszalancko wzruszył ramieniem.– Może następnym razem ja je poniosę. Też lubię być romantyczny.
– Absolutnie, kochanie. Co tylko zechcesz. – Mowy nie ma! Kyle obdarzył go kolejnym pocałunkiem i pociągnął rozpromienionego, ale zaczerwienionego chłopaka za sobą. Jeszcze chwilka i spóźnią się do szkoły. Zwłaszcza, że kompleks szkolny Kyla znajdował się po drugiej stronie kampusu.



6

Kyle był nastawiony na najgorsze, jeśli chodzi o szkołę. Nie spodziewał się ani przez sekundę, że pójdzie im tak łatwo jak z ich rodzinami. Postanowił jednak załatwić to raz i odgórnie, nie pozostawiając ani cienia wątpliwości, że Bryan jest nietykalny i jego. Mentalnie już przyszykował sobie listę, „co zrobię Tomowi, jak go złapię” można powiedzieć, że była kreatywna… i długa. Ale niespodziewanie, nic się nie stało.
Żadnych fanfar, żadnego trzęsienia ziemi.
– Jesteś pewien, że to dobry pomysł?– Bryan wyszeptał pod nosem, nerwowo rozglądając się na prawo i lewo. – Wiesz, że nie musisz tego robić dla mnie, prawda?
Kylowi serce się łamało na widok pobladłej twarzy Bryana. Bez trudu mógł wyczuć jak drżała jego mała dłoń.
– Nie wiem, o czym ty mówisz. Chcę odprowadzać mojego chłopaka do szkoły? Co w tym takiego dziwnego?– Szybkim ruchem objął go i przycisnął do jego szafki. – Mam też zamiar zjeść z tobą lunch. W stołówce.
Przyśpieszony oddech Bryana świadczył o tym, jak wielki wpływ miał na niego kontakt ich ciał i dziwna radość opanowała Kyla z tego powodu.
– Kyle, co jeśli wszyscy nas zobaczą? Nie bądź niepoważny. Będę wiedzieć, że….mmemmymny – kolejny protest Bryana, Kyle po prostu stłumił pocałunkiem. Jakieś pół sekundy zajęło Bryanowi, żeby jego mózg nadążył za resztą ciała.
Ach, do licha z tym wszystkim! Nie może przecież opierać się mężczyźnie swojego życia. Idiotą w końcu nie jest. A Kyle to duży chłopiec z pewnością wie, czego chce. Nikt nie musi mu mówić, co jest dla niego najlepsze.
– Kochanie muszę iść. McPherson zedrze mi skórę z pleców, jeśli się spóźnię na jego zajęcia. – Z trudem, ale udało się oderwać Kylowi od ust Bryana. Po relatywnie niedługim pocałunku. Wraz z tlenem powracającym do jego płuc, powrócił też jego słuch. Grupki młodzieży stały na około nich, nawet nie udając, że się nie gapią. Szepcząc między sobą jak szaleni. Kilka dziewcząt zachichotało, kiedy obrzucił je spojrzeniem. Słodka twarz Bryana była znów krwiście czerwona, a srebrzyste oczy zamglone i lśniące.
– Eee… tak, tak. Idź…– Bryan z trudem, ale zdecydowanie otrząsnął się z seksualnego fogu, który groził go otoczyć za każdym razem, kiedy Kyle zbliżał się do niego na wyciągnięcie ręki. – Ja też musze iść, spotkamy się w porze lunchu. Bye!
Nie uciekał, tylko po prostu się spieszył! Musiał iść ochłodzić twarz do łazienki. Choć preferowałby, gdy mógł znaleźć sobie sposób na ochłodzenie się znacznie niżej. Chryste! Każdy dotyk tego faceta zdawał się stawiać go w płomieniach. Mowy nie było, aby był w stanie usłyszeć, choć jedno słowo jakiegokolwiek wykładu dzisiaj!
Względnie uspokojony i z szerokim uśmiechem na twarzy Bryan, ruszył do swojej Sali zajęć. Nic i nikt nie był w stanie popsuć mu dziś humoru. Ani głupie uśmieszki dziewczyn, ani nawet walący głową o szafkę, brat Kyla mamroczący o przeniesieniu się do innej szkoły.
Jeden dzień i wyglądało na to, że wszystko się zmieniło. Wczorajsza desperacja i załamanie było już tylko mglistym wspomnieniem. Jak to możliwe, że to, co wczoraj było dla niego niepowodzeniem i rozpaczą dziś nie miało żadnego znaczenia? Młodość zawsze niesie za sobą burzę emocji i strachu. To, co w jednym momencie jest dla nas tragedią w następnej przestaje mieć znaczenie. Zwłaszcza, kiedy chodzi o emocje i uczucia. Musimy czasem sobie odpuścić, a czasem wręcz przeciwnie. Poddać się emocją i wybuchnąć, zanim te uczucia nas pokonają…

C.D.N

Odnośnik do części drugiej: http://www.gayland.fora.pl/opowiadania-mix,54/moj-chlopak-nie-jest-gejem-nadal-seria-cz-2,25539.html


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 9:00, 15 Wrz 2012    Temat postu:

Afka cóż tu dużo pisać. Gratuluje talentu. Co prawda opowiadanie (jego drugą część) doczytałem do połowy, to opis wewnętrznych przeżyć bohaterów i dalsze konsekwencje ich wyborów zrobiły dla mnie niemałe wrażenie. Z nieukrywaną ciekawością przeczytam pozostałą połowę Twojego opowiadania.
Serdecznie pozdrawiam z Pabianic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykX
Dyskutant



Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Wto 19:08, 18 Wrz 2012    Temat postu:

Grafomania do sześcianu. Sad Okej jest poprawnie ale.... chyba bardziej by mnie wciągnął nekrolog szesnastej mrówki zdechniętej z kopca dwa kroki na lewo od tylnych drzwi do domu... Spadaj Brajan....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 21:50, 22 Wrz 2012    Temat postu:

Przykro mi to mówić.
"Po prostu przyjaciele" mogę czytać codziennie i nigdy mi się nie znudzi.
A to opowiadanie jest zwyczajnie nierealne. Z jednego geja nagle robi się czwórka. Po przeczytaniu pierwszej części odechciało mi się. W trzeciej miałam totalny mętlik w głowie. W pewnych sytuacjach grupowe happy endy nie pasują. Mówię tu o treści, bo reszta jest jak najbardziej idealna.
Pozdrawiam.
Powrót do góry
AkFa
Adept



Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: England

PostWysłany: Śro 19:00, 26 Wrz 2012    Temat postu:

Ja osobiście uważam, że nierealne to jest trzasnąć drzwiami obrotowymi
... ale tak na poważenie...

Senseej - Domyślam się dlaczego może wydawać ci się, że opowiadanie jest nierealne. Nasza polska rzeczywistość sprawia, że trudno nam sobie wyobraźić, że takie coś przydarza się naszemy sąsiadowi na przykład.

Prawda jednak jest taka, że jest realne, aby dwóch braci (czy rodzeństwa w jakiejkolwiek kombinacji) miało skłonności do tej samej płci. Wiele o tym czytałam, ale po angielsku, bo takie dane nie są dostępne w Polsce. Dziś choćby znalazłam na facebooku takie zdjęcie
[link widoczny dla zalogowanych]

Z tego co mi wiadomo, to osoby o tej samej orientacji seksualnej lub poglądach czy zainteresowaniach często przyciągają się i przyjaźnią ze sobą. Dlatego też przyjaźń Kyla i Matta, a wcześniej Reda wcale nie jest zaskakująca. Każdy odczuwa potrzebę, aby otaczać się ludźmi, którzy nas rozumieją i z którymi coś nas łączy.

Uważam również, że czytanie i pisanie powinno być naszą przyjemnością. Odskocznią od własnego życia. Powinno poszerzać nasze horyzonty. Dawać nowy punkt odniesienia, ponieważ często sami nie dostrzegamy możliwości i perspektyw w naszym życiu.

Opowiadania, które pisze mają dawać nadzieję, sprawiać przyjemność i dawać nowe spojrzenie na trudne, życiowe problemy. Każdemu należy się happy end. Nie można godzić się na mniej.

Pozdrawiam i cieszę się, że niektóre moje opowiadania przypadły ci do gustu. Zawsze z przyjemnością przeczytam twój komentarz, bo cenię sobie każdą opinię.

AkFa


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AkFa dnia Śro 20:30, 26 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin