Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Mój chłopak nie jest gejem...nadal" seria cz.2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AkFa
Adept



Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: England

PostWysłany: Pią 0:20, 14 Wrz 2012    Temat postu: "Mój chłopak nie jest gejem...nadal" seria cz.2

AkFa

„Mój chłopak nie jest gejem… nadal…”








Wszystkie Prawa Zastrzeżone
AkFaˆ2011Anglia











1

Kyle nie dał się zapędzić w kozi róg. Nonszalancko stanął z ramionami zaplecionymi na szerokiej piersi, twardym spojrzeniem obrzucając swoich przeciwników. Wysocy, postawni i z minami jasno świadczącymi o tym, że szukają zaczepki. Korytarz szkolny jednak nie był najlepszym miejscem do ‘tego’ typu dyskusji. Kyle jednak nie miał zamiaru unikać konfrontacji, której właściwie spodziewał się od samego początku. W duszy modlił się jednak, aby Matt nie dał się w ciągnąć w całą tę niedorzeczną sytuację. Zwłaszcza, kiedy czuł jak jego przyjaciel nerwowo poruszał się za jego plecami. Spięty i gotowy do skoku w każdej chwili.
Trzech kolegów z ich drużyny footballowej miało ochotę zweryfikować ‘plotki’, jakie ostatnio się roznoszą na jego temat. Kyle był więcej niż chętny udzielić im wyjaśnień, nie był tylko pewien czy im się owe wyjaśnienia spodobają.
Dlatego też teraz stał robiąc dobrą miną do złej gry, szczęśliwy i dumny, że Matt kryje jego plecy. Bez względu na to, jakie wyobrażenie miał o nim Bryan, trzech idiotów nie położy sam.
– Więc jak to z tobą jest? Co? – Zachary, największy i najdurniejszy zapytał, splatając dłonie i strzelając kostkami palców.
Taa… to było subtelne.
– Co jest, z czym? – Kyle uniósł brew kpiąco spoglądając na niego niewzruszony. A przynajmniej miał taką nadzieję, bo serce tkwiło mu w gardle.
– Spotykasz się z tym małym pedziem, czy nie? – Mark wychylił się i zerkną na Kyla zza pleców swojego większego kolegi. Wszyscy zesztywnieli.
– Lepiej uważaj jak się wyrażasz o moim bracie, bo za chwilę ty nawet pedziem nie będziesz mógł zostać, jak ci wywrę jaja i wsadzę w twoją własną dupę! – Matt wyskoczył nagle przed Kyla z zaciśniętymi pięściami, gotów rzucić się na Marka. Kyle jednak powstrzymał go lekkim potrząśnięciem głowy. Jeśli to oni zaczną burdę, to oni będą zawieszeni. A przed zakończeniem roku szkolnego nie było to najlepszym pomysłem. Wszystkie ich oceny mogłyby polecieć w dół. Matt rzucił mu urażone spojrzenie.
Tak, tak wiem. Powinienem stanąć w obronie twojego brata. I zamierzam, ale nie jak kretyn bez planu i pomysłu.
– Czyli jednak mój brat miał rację! – Mark zatriumfował, zadowolony z siebie jakby odkrył lekarstwo na kaca. Jego koledzy znów spojrzeli na Kyla, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Nie miał zamiaru się przed nimi tłumaczyć. Miał za to pytanie.
– Czy przypadkiem twoim bratem nie jest Tom? – zapytał spokojnie. Nie chciał zdradzać problemów swojego chłopaka przy Matthew, ale cholernie bardzo chciał wiedzieć, kto dręczył Bryana.
– Tak, a co? – Mark zapytał defensywnie i znów cofnął się za plecy Zachary’ego. Jego mina straciła trochę na pewności siebie. Kyle wbił w niego spojrzenie i chłopak zaczął się wiercić niespokojnie.
– A nic. Upewniam się tylko – stwierdził chłodno Kyle i po plecach wszystkich przeleciał zimny dreszcz.
– Skończcie mi tu pieprzyć! – Zachary warknął na kolegę. – Przyszliśmy tu upewnić się, że w mojej drużynie nie ma żadnych ciot.
– W twojej drużynie? – Kyle nie zdołał powstrzymać wybuchu śmiechu, co tylko bardziej zirytowało trójkę napierającą na nich coraz bardziej dryblasów. – A ja od trzech lat byłem przekonany, że Kapitanem drużyny jest Matt.
– Nie pieprz i nie wykręcaj się od odpowiedzi. Jesteś cholernym homo–nie–wiadomo czy nie? – Zach warknął w twarz Kylowi. Obaj byli jednego wzrostu i Kyle skrzywił się na nieświeży oddech, który uderzył go w nos. Wzdrygając się lekko, odsunął od siebie mężczyznę na wyciągnięcie ręki, jednym szybkim i niezmiernie skutecznym ruchem.
– Przestań ziać na mnie. Nie wiem, co jadłeś, ale polecam miętówki – mruknął pod nosem, pocierając obrażony narząd dłonią.
Koledzy Zachary’ego parsknęli śmiechem i ten wściekł się jeszcze bardziej, czerwieniejąc niebezpiecznie na twarzy. Jeszcze chwila i wyglądało na to że rzuci się na Kyla bez względu na to, co ten mu powie.
– Taki wyszczekany się zrobiłeś?
– Nie wiem, kiedy przestał być? – Matt zauważył ironicznie, uważnie jednak obserwujące Marka i Chucka, zwłaszcza tego drugiego, bo zaczął się przesuwać w bok, aby zajść Kyla od tyłu.
O nieee… niedoczekanie twoje. Matt stanął frontem do niego z przesłaniem na twarzy jasnym i wyraźnym. Musisz przejść po mnie, żeby się do niego dostać.
– Dla mnie to oczywiste, że pieprzy małego braciszka, swojego przyjaciela – Chuck parsknął wściekły, kiedy jego podchody się nie udały. Matt zesztywniał, ale Kyle znów położył mu dłoń na ramieniu. – Pewnie pieprzy obu braci – Chuck dodał nieopatrznie i tym razem to Matt przytrzymał Kyla.
– Spokojnie – mruknął Matt w ucho przyjaciela. Przecież to było logiczne, że tamci chcieli ich sprowokować. Zwrócił się do Chucka z paskudnym uśmiechem. – Ty nie masz się, czym martwić. Tobie z tą paskudną gębą nie grozi, że ktoś na ciebie poleci. Możesz spać spokojnie, nawet jakbyś wystawił ten swój tłusty tyłek goły za okno.
Mark parsknął śmiechem i Chuck całą swoją wściekłość, i upokorzenie skierował na niego. Zachary powstrzymał ich w ostatnim momencie, zanim wybuchła bójka. Przy czym palnął Marka w tył głowy.
– Idioci. Przecież oni was specjalnie podpuszczają – pokręcił głową zniesmaczony i znów wlepił spojrzenie swoich niebieskich oczu w Kyla. – Ty jednak nie wyobrażaj sobie, że tak ci to na sucho ujdzie. Mamy prawo wiedzieć czy mamy geja w drużynie czy nie. Nie chcemy, aby jakiś zbok gapił się na nas pod prysznicami ani żeby używał tych samych rzeczy, co my. To chore. Mamy prawo wiedzieć czy jesteś gejem czy nie.
– Nie jestem gejem – padła pewna i stanowcza odpowiedź Kyla, i Matt wybałuszył na niego oczy. Zanim jednak zdołał rzucić mu się do gardła, Kyle mrugnął do niego i zwrócił się do Zachary’ego. – Nie sądzę, aby to była twoja sprawa, ale nie jest to też żadna tajemnica, tak jak choćby ta, że jesteś idiotom. Jestem biseksualny.
Cisza jaka zapadła na korytarzu była komiczna. Matt obrzucił ironicznym spojrzeniem trójkę próbującą połapać się w stwierdzeniu Kyla i sam również spojrzeniem obiecał mężczyźnie, że sobie jednak w końcu porozmawiają. Bo do tej pory Kyle jakoś dawał radę mu się wymykać.
Kyle z szerokim uśmiechem na twarzy patrzył jak jego koledzy próbują przegrupować siły i ponownie zaatakować.
– Nie wykręcisz się tak łatwo. Nie ma czegoś takiego. To tylko fagasy tak się tłumaczą by ukryć, że dają się pieprzyć facetom. – Zachary stwierdził w końcu autorytatywnie i przyszpilił go triumfującym spojrzeniem.
Kyle westchnął, a Matt wyrzucił ręce do góry w geście poddania. Normalnie, z tymi idiotami nie dało się inteligentnie rozmawiać.
– Po pierwsze, daruj sobie te epitety. Nie robią na mnie i tak żadnego wrażenia. Możesz, więc się nie wysilać i nie nadwyrężać swojej kreatywnej wyobraźni. – Kyle stwierdził spokojnie stając bardziej wyprostowanym i z wyższością spoglądając na całą trójkę. – Po drugie nie interesuje mnie, w co wierzysz, a w co nie. W nosie to mam. Prawda jednak jest taka, że mnie zawsze „człowiek” interesował. Kogoś poznawałem, oceniałem i decydowałem czy jest pociągający i atrakcyjny dla mnie czy nie. Do tej pory były to dziewczyny, bo nie spotkałem nikogo takiego jak Bryan. Teraz to on jest dla mnie „naj” pod każdym względem. Najwyraźniej po prostu obaj musieliśmy dorosnąć… – dodał rzucając Mattowi szybkie spojrzenie. Po czym przepchnął się przez stojącego jak debil Zachary’ego i dodał ponad ramieniem. – Czego i wam życzę…
Odeszli niezatrzymywani, choć za plecami było słychać jak Chuck wścieka się, że nie skopali im tyłków.
– To było faktycznie takie proste? – Matt zapytał cicho wpadając w krok tuż przy nim, obserwując poważną minę swojego przyjaciela.
– Nie – padła cicha odpowiedz. – To było cholernie trudne. Mieszało mi w głowie. Wypaczało spojrzenie na wiele spraw. Przez długi czas myślałem, że to jakieś wahania hormonalne. Że przejdzie z wiekiem. – Kyle westchnął i pchnął drzwi stołówki, rozglądając się za blond głową jego „chłopka”. Matt nadal jednak na niego patrzył w zamyśleniu. Kyle nie miał sił i czasu na zawiłe tłumaczenia, bo dojrzał właśnie smutną i zamyśloną twarz Bryana siedzącego samotnie w kącie. Spojrzał w oczy przyjaciela i z wzruszeniem ramion dodał tytułem wyjaśnienia. – Bryan zrobił to, czego ja nie miałem odwagi zrobić, aby się przekonać. Pocałował mnie. – Matt parsknął śmiechem na rozmarzony ton przyjaciela, a Kyle skierował ich do stolika Bryana. – Zamknij oczy przyjacielu, nie chce cię zgorszyć – mruknął przez ramię, a sekundę później był przyssany do pałającego czerwienią, ale niezmiernie szczęśliwego Bryana.
– Hej – mruknął w końcu Kyle, kiedy brak tlenu stał się istotnym problemem i zmuszony był oderwać usta od słodkich warg Bryana. Młodszy mężczyzna był zasapany, zaczerwieniony i jego szare oczy lśniły podejrzanie.
– Hej. – Bryan poczerwieniał jeszcze gwałtowniej, kiedy ponad jego ramieniem dostrzegł swojego brata, z kpiącym spojrzeniem wpatrującego się w całującą się parę, wysoko unosząc brew. Kyle usiadł tak blisko niego jak tylko się dało i Bryan obdarzył go szerokim uśmiecham.
Który znikł prawie natychmiast, kiedy uświadomił sobie cisze, jaka zapadła w kafeterii. Chyba wszyscy patrzyli na nich. Matt odwrócił się do sali i zaplótł ramiona na wielkiej piersi. Jego mina wyzywała jasno i wyraźnie do komentarza. Nikt się nie odważył, ale co po niektórzy mamrotali coś pod nosem.
– Nie przejmuj się. Jak chcesz to możemy iść zjeść gdzie indziej? – Choć to nie był dobry pomysł ustępować pola, to Kyle stawiał komfort Bryana na pierwszym miejscu. Chłopak jednak potrząsnął głową.
– Ja już na dziś skończyłem. Nasz ostatni wykładowca złamał nogę i nie ma dziś już więcej zajęć. Czekałem tylko na ciebie żeby ci powiedzieć. – „Żeby sprawdzić czy przyjdziesz” wisiało w powietrzu niewypowiedziane.
Kyle przyjrzał mu się uważniej i dopiero teraz dostrzegł, że oczy Bryana wydawały się lekko zaczerwienione. Jego smutna mina najwyraźniej miała jakieś konkretne przyczyny. Nie sądził jednak, aby to było odpowiednie miejsce na poważne rozmowy. Matt też musiał coś wyczuć, bo usiadł po drugiej stronie stolika i przyjrzał się Bryanowi uważnie.
– Ok, gadaj co się stało? Ktoś cię zaczepiał? – palnął prosto z mostu.
Jemu najwyraźniej nie przeszkadzało miejsce czy towarzystwo. Zresztą taki właśnie był Matt. Bezpośredni i do celu. Bryan lekko drgnął, ale wymustrował uśmiech i potrząsnął głową. Przez moment Kyle miał nadzieję, że Matt odpuści, niestety były to płonne nadzieje.
– Możesz sobie darować wykręty. Przecież widzę, że oczy masz czerwone jak biały królik.
– To nic takiego – Bryan westchnął zmęczony i niemal odruchowo położył głowę na ramieniu Kyle. Silne ramie natychmiast otoczyło go w pasie.
– Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko? – Matt upewnił się, mając nadzieję skłonić brata do mówienia. Chciał mu zapewnić wsparcie i udowodnić, że na serio się o niego troszczy. Nie podejrzewał nawet przez sekundę, że będzie mu łatwo po ujawnieniu się, ale życie w ukryciu też zabijało go na raty.
Najgorsze było to, że to nie była wina Bryana. A już na pewno nie tego, że był gejem. Wina była idiotów, którzy nie potrafili pilnować własnych spraw.
– Dzięki Matty, ale w tym wypadku nie ma, o czym rozmawiać. – Bryan uśmiechnął się do brata. – Choć doceniam troskę i wsparcie.
– Kochanie, na serio nie musisz już dłużej męczyć się ze wszystkim sam. – Kyle pogłaskał gładki i blady policzek swojego chłopaka. Zamiast jednak go to pocieszyć chyba tylko bardziej go zdenerwował, bo jego oczy się zaszkliły. – Hej…hej… ciii… – pocałował go lekko w skroń i przytulił.
– Przestańcie!!! – Różowe zjawisko stanęło przy ich stoliku wrzeszcząc i zaciskając pięści. Blond włosy związane w kitkę aż wirowały wokół jej ramion. Matt spojrzał na dziewczynę zaskoczony.
– Marta? – zapytał niepewnie zerkając na Bryana. Zachowanie najlepszej przyjaciółki jego brata było po prostu szokujące.
– Macie w tej chwili przestać! – krzyknęła, niemal chwytając Kyla za bluzę i szarpiąc. – To chore. Nie macie prawa zmuszać mnie do patrzenia na to!
– Marta… – jęk Bryana był ledwo słyszalny, ale dziewczyna i tak go zignorowała, wbijając w nich nienawistne spojrzenie.
– Jesteście zboczeńcami i wasze zachowanie jest obraźliwe. Nie będę tego tolerować!
– Marta myślałem, że przyjaźnisz się z moim bratem. Jak możesz mówić coś takiego? – Matt zapytał z niedowierzaniem. Wstał i z góry spoglądał na zasapaną, i czerwoną ze złości dziewczynę. Ta obrzuciła go zimnym spojrzeniem. Jej idealna twarz o idealnych rysach, pokryta idealnym makijażem, była brzydko wykrzywiona i czyniło ją to idealną wiedźmą.
– Nie wiedziałam, jaka była jego prawdziwa natura. Jakim wybrykiem natury jest!
– Przeginasz! – Tym razem to Kyle wstał.
– Ja przeginam? To nie ja obnoszę się ze swoją perwersją! – wrzasnęła. Bryan wstał na chwiejnych nogach, ale Kyle nie pozwolił mu podejść do wścieklej furii.
– Ty za to obnosisz się z własną głupotą – Matt parsknął. Rozejrzał się po raz kolejny po stołówce, która drugi raz tego dnia wpatrywała się w nich jak w cyrk na kółkach. Miał normalnie dość. Wskazał palcem na cheerliderkę siedzącą chłopakowi na kolanach. – Jeśli zabraniasz mojemu bratu okazywania uczuć swojemu chłopakowi, to powiedz tamtej lalce, że ma złazić z jej faceta.
Wspomniany chłopak zaprotestował pod nosem, obejmując talię dziewczyny mocniej i przyciągając gestem posiadacza. Dziewczyna nadąsała się uroczo na określenie „lalka”. Nie za bardzo jednak. W końcu Matt był przystojnym chłopakiem, jeśli była w jego oczach lalą to nie było się, czego szczególnie czepiać. Marta jednak nie dała się tak łatwo zbić z pantałyku.
– Oni są normalni. To co robią jest zgodne z naturą. Mężczyźni są dla kobiet, a kobiety dla mężczyzn. Tak jesteśmy stworzeni. To co robicie jest grzechem.
– Jasne i jeszcze pewnie sam Stwórca ci to powiedział osobiście. – Matt nie mógł sobie darować uszczypliwej odpowiedzi i Marta przez sekundę wyglądała jakby miała się na niego rzucić.
– Nie ma usprawiedliwienia dla was – warknęła w końcu i zwróciła się do bladego, i cichego Bryana. – To twoja wina i na dodatek jeszcze zaraziłeś Kyla, który był do tej pory normalnym człowiekiem.
– Ciebie chyba pogięło, kobieto – Kyle nie wytrzymał w końcu, przyciągnął Bryana do siebie i spojrzał na dziewczynę ostrzegawczo. – Możesz być idiotką, jeśli się koniecznie upierasz. Nie obchodzi mnie twoja głupota. Ale otrząśnij się. Jest dwudziesty pierwszy wiek. Ty chyba gdzieś na przełomie piętnastego utknęłaś, ale chyba nie wypada udawać, że się nie dostrzega zmian i ewolucji?
– Nie mów do mnie, nawet na mnie nie patrz – Marta wysyczała przez zęby do Kyla. – Takich jak wy powinno się separować. Oddzielać od normalnych ludzi, nie narażać dzieci na kontakt z wami. Nie pozwalać im, aby w ogóle wiedziały o waszym istnieniu, abyście nie spaczali im umysłów, wmawiając im, że to co robicie jest normalne!
– Oczywiście, bo jeszcze wszyscy faceci zaczęliby sobie dobrze robić nawzajem i zrezygnowali z takich durnych, pustogłowych debilek jak ty! – Matt naskoczył na nią wściekły, jego opanowanie wisiało na ostatnim włosku. – Uuuu, jeszcze by się okazało, że brakło faceta dla ciebie i musiałbyś zostać lesbijką. Katastrofa.
– Matt… – Bryan podszedł do brata i położył mu dłoń na ramieniu w geście uspokojenia. Ze smutną twarzą spojrzał na swoją wieloletnią przyjaciółkę.
– Marta wiesz, że zawsze mogłaś na mnie liczyć, wiesz, że nigdy nie zawiodłem twojego zaufania. Dlaczego nie możesz mnie zaakceptować takiego, jakim jestem? Przecież się nie zmieniłem. – Spojrzał jej w oczy, ale znalazł tam tylko zapiekłą nienawiść. Wyciągnął do niej dłoń, ta jednak odskoczyła jak oparzona.
– Nie dotykaj mnie! Jesteś obrzydliwy…
– A ty, to za to, takim ideałem jesteś, że aż szkoda gadać. Zwłaszcza z tym swoim Zespołem Napięcia Przedmiesiączkowego. – Matt odepchnął ją z dala od Bryana i skinął na Kyla żeby wyszli ze stołówki. Koniec przedstawienia. – Ktoś ma coś do dodania? Bo wychodzimy, a nie wiem czy będziemy w nastroju na następne przedstawienie. Nie? – powiódł lodowatym i ostrzegawczym spojrzeniem po ludziach, ale nikt nawet nie pisnął. Marta się wściekła.
– Nie macie nic do powiedzenia? Za plecami to tacy mądrzy jesteście, a teraz milczycie? Jak wam nie wstyd?! – wrzasnęła na cały regulator. Cichy szmer przetoczył się po Sali, ale wszyscy nagle byli zafascynowani jedzeniem na ich tacach. – Wy obłudnicy! Jesteście tacy jak oni, a nawet gorsi. Bo powinniście coś z tym zrobić, a nie godzić się biernie na te ohydne…
– Oh, zamknij się Marta. To nie jest żadna tajemnica, że od lat napalałaś się na Kyla i latałaś do domu Bryana, aby się do niego mizdrzyć! Wielka przyjaciółka…phi! – Jakaś dziewczyna w końcu nie wytrzymała i zgasiła Martę raz, a skutecznie.
Ta pobladła, po czym znów się zaczerwieniła i wybiegła z kafeterii nie oglądając się za siebie.


2

– Usiądź – Kyle zakomenderował i posadził Bryana na ławeczce w parku. Sam usiadł okrakiem na siedzeniu przy nim, zwracając się twarzą w jego stronę.
Pogoda była piękna i słońce prześwitywało przez korony drzew, rozgrzewając przemarzniętego Bryana. Na ile to było fizyczne zimno, a na ile jego umysł był zmrożony przez całą tę sytuację w szkole, Bryan nie potrafił zdeterminować i chyba nawet nie chciał wiedzieć. Miał tylko wrażenie, że jest skostniały od środka. Kyle wręczył mu kubek z gorącą kawą, który po drodze kupili i spojrzał na niego uważnie.
– To kłótnia z Marta tak się zdenerwowała? – zapytał w końcu delikatnie.
– Tak. Cieszyłem się jak głupi. Nie pomyślałem, że kiedy podzielę się z nią radosną nowiną, ją szlak trafi na miejscu. – Bryan westchnął obejmując kubek obiema dłońmi, niemal się do niego przytulając. A wolałby do wielkiego ciała siedzącego naprzeciwko niego mężczyzny. Szybkim spojrzeniem obrzucił park i równie szybko odrzucił ten pomysł. Była pora lunchu. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi. Siedzieli, jedli, rozmawiali przez telefony. Nie byłby w stanie przeżyć kolejnej takiej awantury jak z przed paru minut.
– Nie możesz się tym przejmować. Przecież wiesz, że ona nie ma racji. – Kyle zauważył stanowczo nie pozostawiając za bardzo pola do dyskusji.
– Myślisz, że nie chcę? Że nie wolałbym to po prostu olać? Mieć w nosie? – Bryan parsknął ironicznie. Jego głowa zaczynała pulsować rytmicznie. – Najbardziej nienawidzę się właśnie za to, że tak się przejmuję. Powinno mi wisieć, co ludzie mówią. Przecież jestem dość inteligentny, aby wiedzieć, że nie była moją prawdziwą przyjaciółką, jeśli tak mnie potraktowała, ale…
– Ale po mimo tej świadomości, to nie boli ani trochę mniej…
Kyle wstał i usiadł za Bryanem ciągnąc go na swoją pierś. Po chwilowym wahaniu chłopak zrelaksował się i opadł plecami na szeroki tors Kyla. Nie zachwianie wierząc, że go utrzyma. Ludzie w parku mogą się odwalić już teraz, bo nie zamierzał rezygnować z komfortu, który był mu dobrowolnie ofiarowany.
– Jak się znieczulić? – spytał cicho.
– Bryan, nie wiem czy powinieneś. Może to nie o ciebie chodzi, to nie z tobą jest problem, tylko z nimi? Jesteś normalnym, wrażliwym człowiekiem. Chcesz stać się gruboskórny i oziębły tak jak oni?
– Nie.
– Musisz zrozumieć, że w większości przypadków ludzi to nawet nie zainteresuje, co robisz i z kim. W tym roku kończysz tę szkolę. Od nowego będziesz po drugiej stronie kampusu o ile nie wyjedziesz gdzieś hen żeby się dalej uczyć.
– Zwariowałeś? Mowy nie ma, że bym cię z oka spuścił. – Bryan zawołał z uśmiechem. Odwracając głowę tak żeby spojrzeć w niebieskie oczy Kyla. Szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny przyśpieszył jego tętno.
– To było to, co chciałem usłyszeć. – Kyle mrugnął do niego i lekko pocałował.
– A co byś powiedział, jeśli wyjeżdżałbym na drugi koniec Stanu? – Bryan zapytał przekornie.
– Tęskniłbym.
– Oh! – Bryan poderwał się, ale silne ręce złapały go w pasie i przyciągnęły z impetem z powrotem. Po zapierającym dech w piersi pocałunku, przez który Bryan całkiem zapomniał, czemu oburzył się na Kyla, wszystko wróciło do równowagi w jego świecie.
– To dziwne – Bryan mruknął z twarzą wtuloną w kark Kyla.
– Co takiego?
Kyle cały czas masował lekko, szczupłe plecy swojego chłopaka. W duszy jednak zżymał się, na myśl, jak jeszcze wiele różnych takich sytuacji będą musieli przeżyć?
– Zaledwie parę dni temu byłem sam, w depresji, przerażony. A teraz mam ciebie i wszystko nabiera innej perspektywy. To, co przedtem wydawało mi się straszne, koszmarne nagle już nie wydaje mi się niczym więcej niż po prostu uciążliwym momentem w moim życiu. Przy tobie wszystko jest takie łatwe, takie proste… – Z niepokojem spojrzał w ukochane oczy. – Czy to czyni mnie mięczakiem? – zapytał z obawą.
Kyle roześmiał się i Bryan poczuł jak jego twarz pała czerwienią. Miał zamiar znów się zerwać, ale Kyle przytrzymał go próbując znów pocałować. Tym razem nie poszło mu to tak prosto. Bryan odwrócił głowę.
– Hej, głuptasie. Nie złość się. Ale rozśmiesza mnie, co niektórzy ludzie postrzegają, jako męskość. – Odwrócił na siłę zarumienioną twarz Bryana do siebie i obsypał całą pocałunkami. Kiedy Bryan trochę się zrelaksował spojrzał mu w oczy poważnie. – Obawiam się, że i ty uległeś stereotypowemu, i błędnemu wyobrażeniu o męskości. Myślisz, że jak facet jest wielki, ponury i wiecznie w złym humorze to zaraz macho? A może ten małomówny, cichy typ jest bardziej męski? No z całą pewnością o męskości nie świadczy głośne i uporczywe powtarzanie tego każdemu, kto chce słuchać, plus tym, co nie chcą, ale wyboru nie mają. Dla mnie, jeśli ktoś jest niewrażliwy czy oziębły, to po prostu taki jest i nie kojarzy mi się to z żadną formą męskość. Raczej z brakiem kręgosłupa.
– Wiem, ale…
– Ale co? Nie wyobrażasz sobie, jakiej odwagi i wielkiej inteligencji potrzeba, aby móc, chcieć i potrafić zaufać drugiej osobie, aby obdarzyć ją własnym wsparciem. Jeszcze większej wymaga przyjęcie tego wsparcia dla siebie. Po co ludzie się łączyliby w pary? Po co powstawałyby związki, czy choćby przyjaźnie, jeśli mielibyśmy całe życie borykać się z problemami sami? Jesteśmy tak różnorodni, aby móc się uzupełniać i zapewniać sobie nawzajem to, czego potrzebujemy.
– Ale co ja mam do zaoferowania tobie? – Bryan zapytał uważnie obserwując twarz, która znajdowała się zaledwie milimetry od niego.
– Siebie. To mi wystarczy. Twoją miłość, chęć bycia przy mnie, dla mnie, ze mną. Troskę. Towarzystwo. Ciepłe ramiona i oczywiście namiętne ciało – wyszczerzył zęby. Koniec poważnych rozmów. Bryan zapłonił się uroczo.
– Nie mogę się z tobą sprzeczać, kiedy tak się wymądrzasz – zażartował w końcu szturchając Kyla w twardy jak deska brzuch łokciem. – A po za tym skąd ty taki mądrala się zrobiłeś, hmm?
Kyle spojrzał na niego ze zdziwieniem mrugając lekko oczyma, w końcu wybuchnął śmiechem. Wstał i pociągnął Bryana na nogi. Kiedy ten się podniósł postukał go lekko w czoło.
– Nie wiem czy jestem mądry, zwyczajnie… myślę… – Bryan popatrzył na niego z powątpiewaniem, starając się stłumić uśmiech. – Nie patrz tak. Zdarza mi się – oburzył się Kyle, dając klapsa Bryanowi i zabierając ich plecaki z ławeczki.
– A ja przez cały czas byłem przekonany, że to były ciasteczka z wróżbą…– mruknął Bryan przesadnie rozcierając pośladek. Kyle objął go za szyję i przyciągnął do swojej piersi dość drastycznie.
– Ciiii…. Bo się wyda – mruknął mu do ucha. Po czym wessał do środka gorących ust miękki płatek i Bryan cieszył się jak jeszcze nigdy w życiu, że ma silnego faceta, bo jego kolana zwyczajnie się ugięły.


***

– Dobra zaczynaj. – Kyle rzucił się na trawę tuż przy boku leżącego Matta i spojrzał wyczekująco na przyjaciela. Jak co sobotę, poświęcili dwie godziny na trening i przez cały ten czas Kyle praktycznie czuł na kilometr, pytania kłębiące się w głowie jego przyjaciela. Nawet mu się szczególnie nie dziwił. Na jego miejscu już dawno by mu wisiał u gardła. Z całych sił jednak starał się wyrzucić z głowy obraz Matta, umawiającego się z jego własnym bratem. Brr…
– Czy na mnie też się kiedyś napalałeś?
Kyle spojrzał niedowierzająco na swojego przyjaciela od blisko dziesięciu lat i zamarł. Matt miał śmiertelnie poważną minę. Spodziewał się ze stu pytań, na to jednak by nie wpadł.
– Nie do końca jestem pewien czy rozumiem pytanie – powiedział w końcu ostrożnie. Matt uniósł brwi kpiąco.
– Sam powiedziałeś, że automatycznie każdą osobę, którą poznawałeś klasyfikowałeś, jako atrakcyjną lub nie. Rozumiem, więc że i ja w pewnym momencie podlegałem takiej ocenie?
– Eee… właściwie nie do końca.
– Nie?
– Nie. Kiedy zaczęliśmy chodzić do szkoły razem, po tym jak moja rodzina się tutaj wprowadziła, byłem za młody, aby się zastanawiać nad własną orientacją. Poznałem ciebie i automatycznie zakwalifikowałem jako; fajny, niegroźny.
– O!? – Matt zdawał się lekko zaskoczony jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Przyjrzał mu się jednak ponownie i zamyślił na chwilę. Po kilku minutach milczenia, Kyle był na sto procent, że nadal jest na haczyku. – Powiedziałeś „nie do końca”, kiedy zgodnie z tym, co powiedziałeś wynika na to, że zwyczajne „nie” załatwiałoby sprawę.
Kyle jęknął w duszy. Nigdy nie kłamał przyjacielowi, nie miał zamiaru zacząć teraz. Z tym, że ten temat zwyczajnie wolałby sobie darować. Ocierał się gdzieś o jego barierę, granicę, za którą nie czuł się komfortowo. Którą zaczynał postrzegać, jako jego prywatność. Westchnął jednak i spojrzał poważnie w jego oczy.
– Jako nastolatek zastanawiałem się nad różnymi opcjami. Ty byłeś jedną z takich opcji – powiedział ze wzruszeniem ramion. Zanim jednak tamten zdołał cokolwiek powiedzieć, Kyle dodał szybko. – Nie czułem do ciebie pociągu… pomieszało mi to w głowie szczerze mówiąc. Chyba między innymi, dlatego tak długo mi zajęło pojęcie, że jestem zainteresowany i mężczyznami, i kobietami.
– Mhm…
– Czemu akurat o to zapytałeś? – Kyle nie mógł wytrzymać, musiał wiedzieć. Matt wzruszył ramionami obojętnie, ale Kyle zbyt dobrze go znał, aby nie wiedzieć, że udawał. – Chyba nie zadręczałeś się myślą, jakie to niecenzuralne fantazje na twój temat mogę mieć w głowie, hm? – zapytał z uśmiechem, starając się trochę rozładować napięcie. Matt podniósł się na siedząco i sprzedał mu boksa w ramię.
– Nie idioto. Po prostu chciałem wiedzieć czy… – zaciął się i spojrzał przed siebie niepewnie. Kyla olśniło.
– Czy uważam się za atrakcyjnego? – Zdusił śmiech, ale zaledwie, nie chciał sprawić przyjacielowi przykrości. Matt łypnął na niego złym okiem, ale nie zaprotestował. – A czy ja wydaję ci się atrakcyjny, czy może raczej przystojny? – zapytał przekornie odwracając role i przyciskając przyjaciela.
– Nie! – Matt zaprotestował automatycznie. Po czym poczerwieniał pod bacznym, ale kpiącym spojrzeniem Kyla. – To znaczy… nie żebyś był jakąś paskudą… ale…
– Taak? – zapytał zachęcająco, bawiąc się coraz lepiej.
– No ok, przyznaję zwracam uwagę na męski wygląd. Zastanawiam się jak postrzegają mnie inni mężczyźni… ale to nic nie znaczy! – Mimo stanowczego stwierdzenia, na Kyla patrzył z nadzieją jakby tamten miał upewnić go w tym przekonaniu. Kyle jęknął w duszy. Cholera…
– Nie widzę gdzie leży problem? – Matt sam musi dojść do właściwych wniosków. W jego otoczeniu teraz był on i Bryan otwarcie mówiący, i okazujący sobie uczucia, nie było więc nic dziwnego w tym, że Matt zastanawiał się nad sobą. Sam musiał jednak określić, jaki jest jego stosunek do związku z innym facetem.
– Ja też nie – westchnął mężczyzna i znów położył się na trawę uporczywie wpatrując w niebo. – To chyba mnie właśnie martwi. Nie powinienem być zdecydowanie nastawiony na nie?
– Kto tak powiedział? Jakiś odgórny nakaz? Imperatyw? – Kyle zapytał kładąc się ponownie przy jego boku.
– Powiesz mi…? – zapytał Matt, zamiast odpowiedzieć.
– Co?
– Jak to jest?
– Ale co chcesz wiedzieć konkretnie? – Kyle spoglądał na przyjaciela, ten jednak nadal unikał patrzenia na niego. Na dodatek milczał jak zaklęty. – Nie wiem czy to da się wytłumaczyć Matt. Coś, co wydaje ci się naturalne i zwyczajne, jest trudne do określenia, w sposób taki żeby ktoś inny potrafił dostrzec różnicę. Podobają mi się mężczyźni i kobiety. Czerpię z obu światów. Dziwię się, że inni tego nie robią. Stosują jakieś kryteria, jakieś limity. Ja się na nie, nie godzę. Nie chcę ich.
Matt nadal milczał. Jego ciało było napięte i widać było jak mała żyłka pulsuje na jego skroni. Kyle domyślał się, co Matt chciał usłyszeć, ale przecież nie może go oszukiwać. Nie może mu powiedzieć, że preferencja seksualna to wielki neon w głowie mówiący „mężczyźni” – „kobiety”. Czasem, tak jak u niego, nie ma po prostu żadnej barierki oddzielającej jednych od drugich.
– Nie wiem czy chcesz wiedzieć to, jak to jest być z facetem, czy jak ja się czuję, czy co myślę?
– A jak się czujesz?
Kyle roześmiał się i podłożył ręce pod głowę, wdychając ciepły zapach trawy i potu z ich parujących ciał.
– Wiesz, co jest najśmieszniejsze? Że nie czuję się inaczej niż zwykle. Po prostu szczęśliwszy i spokojniejszy. Nie wiem jednak czy to się liczy? Zawsze byłem taki, jaki jestem teraz. Uświadomienie sobie swojego pociągu do Bryana nie zmieniło we mnie nic. Może ja nie wiem, jak czują się inni faceci, ci wiesz, tak zwani ‘normalni’.
– A jak to jest być z facetem? – Matt wyszczerzył zęby w uśmiechu, leniwie bawiąc się trawką. Całe napięcie wydawało się go opuścić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kyle uderzył go w ramię.
– Za kogo mnie masz? „Nie całuję, a potem opowiadam” – udał oburzenie.
– Ha ha, czyli po prostu nie wiesz! – Matt roześmiał się. – Mój brat trzyma cię na krótkiej smyczy.
– Bredzisz. To nie twój interes. – Kyle stłumił uśmiech z naganą patrząc na przyjaciela. Jego nastrój wrócił do normy i znów był wkurzającym sobą.
– A co myślisz? – Matt załapał go z opuszczoną gardą tym pytaniem. Tym bardziej, że zabrzmiało śmiertelnie poważnie.
– Że się zakochuję w twoim bracie – wyznał szczerze, spoglądając poważnie na niego.
Głośny śmiech poderwał ich obu. Czy raczej prawie. Bo na Kylu wylądował z impetem obcałowujący go po całej twarzy Bryan. Kyle bez problemu poznał jego zapach. Z miejsca też odpowiedział na pocałunek, przytulając z całej siły. Ich ciała wpasowały się w siebie jak klocki układanki. Parę sekund zabrało im, żeby na dobre odpłynąć, w pieszczocie ich języków i ust.
Zniecierpliwiony Matt zepchnął w końcu Bryana na bok ze śmiechem, mimo protestów Kyla.
– Hej, mamy trening – zawołał oburzony.
– Nie, nie macie, już od pół godziny. – Bryan wytknął język na brata, z czego skorzystał Kyle i znów spróbował się do niego przyssać. Matt chwycił go za głowę i odepchnął w ostatnim momencie.
– Podsłuchiwałeś?
– Nie.
– Bryan – zawołał Matt ostrzegawczo, przyglądając się bratu.
– Nie podsłuchiwałem. Nie moja wina, że tak głośno gadałeś. – Bryan wzruszył ramionami spoglądając na brata z lekkim uśmieszkiem. Nagle jednak coś mu się przypomniało i znów przypił się do ust Kyla na krótki, lecz energetyczny moment. Efekt którego, był dobrze widoczny w sportowych spodenkach Kyla, dla każdego kto tylko spojrzał w ich kierunku z kilku jardów. – Ja też jestem w tobie zakochany… – wyznał Bryan patrząc w oczy mężczyzny poważnie i zdecydowanie.
Wielki i szczęśliwy uśmiech wypłynął na twarzy Kyla. Objął go z całych sił i przytulił niemal miażdżąc w objęciach. Matt jęknął z rozpaczą. Usiadł i potrząsając głową spojrzał na zakochaną parę.
– Aż mnie zęby bolą od tego lukru. – Wstał i otrzepał spodenki przeciągając się lekko. Uważnym spojrzeniem zlustrował okolice. – Na–ra chłopcy!
Zawołał i tyle go widzieli. Kyle zakończył kolejny namiętny pocałunek i spojrzał za biegnącym przyjacielem. Jego brwi się zmarszczyły.
– Co on robi? – Bryan z zaskoczeniem patrzył jak Matt podbiegł do biegającej po parku wysokiej blondynki i po paru wymienionych słowach przyłącza się do niej.
– Obawiam się, że próbuje udowodnić sobie, że nie jest gejem – mruknął Kyle na chwilę zamykając oczy. Bryan gapił się na niego niedowierzająco.
– Może jest Bi–ciekawy? – Zaproponował po chwili milczenia.
– Może, ale ktoś będzie cierpiał, jeśli on ma zamiar eksperymentować, zamiast być ze sobą szczerym. – Kyle podniósł się i podał dłoń Bryanowi żeby pomóc mu wstać.
– Matt nigdy by nikogo nie skrzywdził – stwierdzając stanowczo Bryan, przytulił się do gorącego ciała swojego partnera.
– On może nie zdawać sobie z tego sprawy, kochanie.
Za rękę ruszyli z parku, mijając gapiących się na nich ludzi, bez zwracania na nich najmniejszej uwagi. Bryan ponownie obejrzał się za bratem. Nie było po nich jednak śladu.
– Przestań się o niego martwić. Matt jest dorosły. Da sobie radę.
– Nie o Matta się martwię – Bryan spojrzał na Kyla poważnie. – Martwię się o biedaka, na którym będzie ‘eksperymentował’. Mam nadzieję, że tamten nie zakocha się w nim. Wiem jak to jest pokochać kogoś i nie móc go mieć.
– Oh, kochanie. – Kyle przytulił go lekko, zanim wsadził do swojego auta. – Będzie dobrze. Porozmawiam z nim, ok?
– Tak! – Bryan ujął twarz Kyla w dłonie i pocałował mocno, i namiętnie.
Kolana starszego mężczyzny drżały, kiedy wsiadał do auta.
Uszczęśliwianie jego chłopaka było po prostu… cudowne…



3

Bryan był tak szczęśliwy, tak uradowany i tak zakochany, że aż się bał.
Bał się, że coś się stanie. Że jego szczęście pryśnie jak mydlana bańka. Ile by razy Kyle nie całował go, nie pieścił i nie przytulał, Bryan nadal podświadomie czekał na moment, w którym się obudzi. Jego rodzina zaczynała dostawać do głowy. Bo z stanu euforycznego popadał w nostalgię. Sam nie potrafił z sobą wytrzymać.
Godzinami na tysiące sposobów powtarzał sobie, że nic się nie stanie. Kyle i Matt na to nie pozwolą. I że to w porządku liczyć na ich wsparcie i opiekę. Gdyby to on był wielkim postawnym facetem jak Kyle, albo jak jego ojciec czy Matt, też by się o nich troszczył. Przecież na swój sposób troszczy się o nich wszystkich. Zawsze pomaga na tyle na ile może.
Z jękiem położył głowę na swoim biurku, najpierw kilka razy stukając o nie czołem. Jutro miał być Prom Ball. I choć wszystko się od tego zaczęło to tak naprawdę nie miał ochoty iść. Będzie się czuł skrepowany nawet przy Kylu. Ludzie będą ich wytykać palcami. Marta z pewnością ich zaczepi. Tom to na bank. I na dodatek smoking. Brrr… będzie wyglądał jak pingwin. Na dodatek Kyle wręcz jest podekscytowany. Cholera wie, czym.
Zresztą ekscytuje się każdą ich randką. Kino, spacer, czy hamburgery w McDonaldzie. Zachowuje się jakby to był za każdym razem pierwszy raz.
I jak on ma ocalić, choć odrobinkę rozsądku przy tym facecie? Przecież chyba już bardziej zakochać się w nim nie może. Jego serce za każdym razem chce wyskoczyć z jego piersi na jego widok. Dłonie mu drżą i kolana miękką. Czuje jak żołądek podchodzi mu do gardła i ma to takie lekko mdląco–duszące uczucie.
Wysoki, barczysty i wysportowany. Cudem jest jak Bryan nie dostaje przy nim ślinotoku. Na pierwszej randce siedział jak idiota i wlepiał w niego oczy jak dureń.
Z jękiem, Bryan poderwał się z krzesełka i spojrzał w lustro, jeszcze dziś wychodziły mu rumieńce, na wspomnienie, jakiego kretyna z siebie zrobił.
Przy Kylu zwyczajnie zachowuje się jak zakochany małolat, którego hormony zabijają ustawicznym wzwodem, w najmniej sprzyjających okolicznościach i sytuacjach. Ale w końcu miał osiemnaście lat. To jakby postawić przed głodującym bufet i wymagać, aby zachował właściwe maniery przy jedzeniu.
Z kolejnym jękiem poprawił wzwód, który mu nieodmiennie towarzyszył na samą myśl o Kylu.
Bal miał jedną zaletę. Po balu mógł oddać się temu, czemu oddają się wszyscy inni jego uczestnicy. Dzikiemu, gorącemu seksowi… z Kylem…
Klnąc pod nosem dość fantazyjnie, Bryan zrzucił ubranie na środku pokoju i nago, zabierając ze sobą tylko wizerunek ukochanego poszedł pod prysznic. Wcale nie miał zamiaru go brać zimnego.
Ciepłe strugi spływające po jego ciele pomagały mu udawać, że to wielkie lekko szorstkie dłonie Kyle pieszczą go od góry do dołu. Jego własne dużo mniejsze były substytutem języka Kyla. Wolno sunącego po jego szyi i wzdłuż obojczyka. To zawsze sprawiało że gęsia skórka obsypywała jego nadwrażliwą skórę. Jego małe różowe sutki zawsze boleśnie się napinały w oczekiwaniu na swoją kolej pieszczot. Kyle je bardzo lubił. Nieraz drażnił Bryana wsuwając mu dłoń pod koszulkę i dręcząc niewielkie supełki doprowadzał go do szaleństwa. Nieraz zagryzał usta do krwi, aby stłumić jęki. Tym razem umknęły mimo wszystko. Wspomnienie gorących wilgotnych ust na swoim sutku, wzburzyło jego i tak już gęstą krew.
Tak bardzo pragnął swojego mężczyzny, że jego członek pulsował w rytm uderzeń jego serca. Zmuszony był zacisnąć dłoń na własnym ciele, bo dłużej nie potrafił znieść tej tortury. Kyle powinien tu być z nim. Całować go, pieścić. Przytulać i uczynić swoim własnym na zawsze. Wziąć w posiadanie, bo przecież Bryan należał do niego.
Szybkim ruchem rozprowadził trochę żelu pod prysznic na swojej przekrwionej erekcji. Wolnym posuwistym ruchem potarł czubek kciukiem i aż syknął przez zęby. Przyjemność wstrząsnęła jego ciałem. Pod boleśnie zaciśniętymi powiekami Bryana maleńkie plamki pływały, bo światło łazienkowej lampy wydawało się dla niego zbyt raziste. Nawet jego oczy zdawały się nadwrażliwe. Szum wody drażnił jego uszy, szaleńczo bijące mu w uszach tętno nie zagłuszało go. A może to jego krew szumiała na wspomnienie jak dłoń Kyle wślizgnęła się w nogawkę jego spodenek i jak praktycznie uwiódł go w własnym aucie, doprowadzając do orgazmu kilkoma pieszczotami długich palcy. Teraz też jądra Bryana niemal skurczyły się boleśnie w dotkliwiej potrzebie ulgi. Płomień lizał jego uda i brzuch. Mięśnie miał zaciśnięte do bólu. Delikatnie podrażnił czuły punkt pod główką i jego kolana lekko się ugięły. Bryan wsparł czoło o chłodne kafelki wciągając drżący oddech.
Kyle, tak cię kocham, tak cię pragnę… weź mnie…
Nie mógł sobie odmówić przyjemności, nie potrafił się powstrzymać nawet gdyby chciał… a nie chciał. Chwycił w jedną dłoń swoje jądra, a w drugą członek i narzucił sobie tempo, od którego w jego głowie wirowało, a jęki zlewały się jeden długi pomruk. Pieszczota była pewna i intensywna. Lekkie potarcie kciukiem na samym czubeczku i dygotał. Mocne ściśnięcie u nasady i jego krew zmieniała się w lawę. Pragnął… chciał… potrzebował… był sfrustrowany… rozpalony… drżał, ale od płomieni ogarniających jego ciało, a nie od zimna.
Zbyt dobrze znał swoje ciało i orgazm przyszedł za szybko. Pozbawił go tchu i czucia w całym ciele. Rozsypał się, miał wrażenie, że spływał wraz z wodą. Oddałby wszystko, aby Kyle właśnie teraz tulił go do swojej wielkiej, gorącej piersi. Aby podtrzymał go, kiedy jego głowa pulsowała w rytm dreszczy przenikających jego członek. Zamraczając go, osłabiając, usuwając grunt z pod nóg.
Wolno zjechał po zimnej ścianie.
Jutro będzie na Kylu, w Kylu czy z Kylem, ale będzie to wliczało twardą powierzchnię płaską. Kilka razy…


***

– E! Princess! Książę przyjechał! – Matt wydarł się z holu, zamiast iść do pokoju Bryana żeby go zawołać jak poprosiła go matka. Ojciec dał mu prztyczka w ucho, ale sam nadal czaił się we wejściu do salonu. Bryan zaszył się godzinę wcześniej w swoim pokoju ze smokingiem, który odebrała dla niego mama i nie wychylił stamtąd nosa od tamtej pory. Wszystkich zżerała ciekawość.
– Wejdź Kyle, kochanie. – Mama Bryana zaprosiła nadal stojącego w drzwiach mężczyznę. – Zignoruj tych neandertalczyków. Oh, Kyle! – Klasnęła w dłonie zachwycona na widok niezmiernie przystojnie wyglądającego w smokingu Kyla. – Wspaniale wyglądasz! – wykrzyknęła entuzjastycznie i poleciała po aparat.
– Dziękuję! – Kyle zawołał za nią z śmiechem.
– Taa, super wyglądasz – mruknął Matt szczerząc zęby jak kretyn do przyjaciela. – Jak pingwin.
– Po prostu mu zazdrościsz – padło ciche od drzwi i wszyscy jak jeden się odwrócili.
Bryan wyglądał jak mniejsza, szczuplejsza wersja Kyla. Idealny i przystojny. Nawet jego niesforna wiecznie opadająca grzywka była schludnie zaczesana do tyłu. Stał prosto i dumnie. Mały podbródek miał zadarty do góry. Wyzywał ich, aby powiedzieli coś głupiego.
Kyle siłą woli, którą nie wiedział, że posiada, stłumił nieodpartą potrzebę, aby drapnąć ślicznego chłopaka i rozpakować z tego pięknego, lecz jego zdaniem zbędnego opakowania. Dobrze, że męska część jego rodziny wlepiała w nich oczy, bo pewnie już obaj byliby na podłodze w dość posuniętym stanie rozbioru.
– Oh, Bryan! – W oczach jego mamy zakręciły się łzy. Byli tak do siebie podobni, że aż Kyla to przerażało. – Cudownie wyglądasz, kochanie. Jesteś taki przystojny!
– Mamo… – Bryan zaprotestował słabo, kiedy niewielka kobietka zaczęła ściskać go, co sił w ramionach. Cierpliwie przeczekał kilka pierwszych cmoknięć, ale kiedy stało się oczywiste, że jego mama nie puści go szybko, Bryan spojrzał z rozpaczą na ojca, błagając go o ratunek. Mężczyzna stłumił uśmieszek, ale ruszył do nich i odlepił ją z niejakim trudem. Sam objął Bryana jednym ramieniem i poklepał po plecach przyjaźnie.
– Kochanie puść chłopaka, bo się dławi. A po za tym spóźnią się.
– Przepraszam – otarła ukradkiem łzę i pocałowała obu Bryana i Kyla, który podszedł żeby go lekko przytulić na przywitanie. Z kieszeni wyciągnął niewielki pakunek i oczy matki, i syna z okrąglały.
– Co to?
– Kwiat do butonierki. Przecież wypada swojej randce kupić podarek, prawda? – Kyle mrugnął do zachwyconej kobiety. Bryan tylko mrugał urzeczony. Szeroki uśmiech wypłynął na jego usta, kiedy Kyle wpiął kwiat w klapę wprawnie.
– Poczekaj aż ty dostaniesz swój…’upominek’.
– Czemu to zabrzmiało jak ‘sex’? – Matt palnął bez zastanowienia i twarze wszystkich zwróciły się na niego zaskoczone.
Dobrze, bo przegapili krwistego rumieńca, który zalał twarz Bryana. Siłą woli życzył sobie opanować się. Przecież nikt nie może wiedzieć, co zrobił, tylko patrząc na niego…, prawda?
– Głodnemu chleb na myśli! – Matka pogroziła palcem starszemu synowi, ale mała iskra nie opuszczała jej oczu.
– A ja udam, że tego nie słyszałem – ojciec zarzekł się, życzył im udanej zabawy, obiecał mieć włączoną komórkę ‘w razie czego’ i znikł w salonie.
– Co? – Matt udał oburzenie. – To oni gadają o seksie, a to ja dostałem burę.
– Wychodzimy – Kyle zdusił głupawy uśmieszek i nie pozwolił się podpuścić przyjacielowi.
– Nie! – Matka Bryana wrzasnęła bliska paniki. – Zdjęcie – dodała tonem wyjaśnienia, jakby gdyby nigdy nic, kiedy wszyscy niemal podskoczyli na jej krzyk.
– Mamo – Bryan jęknął zażenowany, ale bez oporu pozwolił się objąć Kylowi, kiedy pozowali do zdjęcia.
Pięć zdjęć później, Matt musiał odebrać matce aparat i zdecydowanie wziąć za łokieć ciągnąc do kuchni, żeby zrobiła mu kolację.
Inaczej chyba by nie wyszli.


***

Bryan wszedł na pstro udekorowaną salę i czuł jak wszystkie spojrzenia skierowały się na nich. Wirujące światła i kule zmiękczyły jednak sylwetki i postacie, jak mrowie sunące przez drzwi. Strojne sukienki, wymyślne fryzury. Przepłacone smokingi i ekstrawaganckie makijaże. Teraz w tym stłumionym świetle, w tym niekończącym się tłoku, nie były nawet widoczne. Podniecenie, ekscytacja i gwar rozmów unosiły się w powietrzu jak wielkie girlandy z światełek i balonów.
Zamiast strachu i zażenowania, jak na początku Bryan się obawiał, poczuł jedynie dumę. Miał Kyla którego kochał, u swojego boku. Pięknego, dobrego człowieka, który odwzajemniał jego uczucia i bez którego nie potrafił sobie wyobrazić życia. Nie obchodziły go te rozmazane twarze. Właśnie dziś kończył się jeden rozdział jego życia. Przed nim niezliczona ilość nowych. Przerażających, ale i ekscytujących.
Mieć kogo kochać, być kochanym czyni różnicę w tym jak spoglądamy na niepewną przyszłość. Czy mu się powiedzie, czy nie…
Z całą cholerną pewnością będzie się starał…
– Hej – Kyle szepnął do jego ucha. – Cieszy mnie ten uśmiech.
Bryan po raz któryś uświadomił sobie, że Kyle musi go obserwować bez przerwy. Zawsze dostrzega jego zmiany nastroju, zawsze jest, kiedy Bryan go potrzebuje. Troskliwy i uważny, nigdy nie zapomina o jego obecności, nie skupia się na niczym innym w jego obecności tak, aby wykluczyć go, bez względu na to w obecności ilu ludzi się znajdują i gdzie.
Obdarzył swojego mężczyznę szerokim uśmiechem. Kyle był idealnym przykładem mężczyzny, od jakiego powinien się uczyć, aby jednym zostać samemu.
– Co powiesz na ciepły, bezsmakowy poncz? Myślisz, że jest szansa, że komuś już się udało przemycić do niego alkohol? – Bryan pociągnął ich w stronę bufetów. Kilka nauczycielek służących za przyzwoitki powitały ich powściągliwym uśmiechem, ale i wszystkich innych też. Kto chciałby z entuzjazmem pilnować bandy niewyżytych, napalonych małolatów? O niczym innym niemyślących jak tylko jak je przechytrzyć?
Mijane dziewczyny chichotały, a chłopacy się odsuwali. Bryan jednak parł do przodu. Nalał Kylowi szklaneczkę, a potem sobie. Świat na około nich równie dobrze mógłby nie istnieć. Nawet, jeśli jego serce lekko drgnęło na widok tego jak się od nich odsuwano, to nie miało znaczenia. Głupie serce. Kyle również nie odrywał oczu od jego. Mały psotny uśmieszek pałętał się po jego ponętnych ustach i Bryan musiał bardzo się starać, aby nie rzucić się na niego. Wziął małego łyczka ze szklaneczki i aż się skrzywił.
– Nie. Żadnego alkoholu. W tym roku chyba pomysły im się wyczerpały – stwierdził ironicznie.
– Nie mów hop! Noc jeszcze młoda, na koniec nikt nie będzie chciał nawet wiedzieć, co tam się znajduje – Kyle parsknął śmiechem, prawie rozlewając poncz na siebie. Bryan otrząsnął się z obrzydzeniem.
– Myślisz, że o której możemy się urwać? – zapytał w końcu podekscytowany. Nie dawał po prostu rady dyskutować o bzdetach, skoro w jego głowie już było dawno po imprezie. Kyle wyszczerzył garnitur ząbków jak perełki i poruszał sugestywnie brwiami.
– Po zdjęciach i po jednym tańcu możemy się stąd wynieść.
– Oh! – Bryan jęknął. On chyba się wykończy, cały wieczór przed nimi.
Kilka par stanęło czy bufecie od czasu do czasu zerkając na nich. Kilkoro przeszło po prostu ich ignorując. Zdążało się jednak, że od czasu do czasu ktoś im pomachał, a ktoś inny zawołał „cześć”. Kyle wszystkich traktował z dystyngowaną uprzejmością, a Bryan starał się naśladować jego opanowanie i spokój.
Sylwetka Kyla była zrelaksowana, jego ramiona proste, ale swobodne. Swoją całą uwagę poświęcał Bryanowi, choć nic tak naprawdę nie umykało jego uwagi. Kilka krótkich przemów nauczycieli i dyrektora szkoły były przez większość zignorowane. Dopiero życzenia dobrej zabawy było przyjęte entuzjastycznie. Coraz to nowe pary przybywały, aby mieć swoje ‘wielkie wejście’. Modnie spóźnieni, udawali, że nie dostrzegają oczu wszystkich na nich skierowanych. Marta przybyła kilka minut wcześniej. Z wysoko uniesionym podbródkiem, ominęła ich wzrokiem, a jej partner wręcz za łokieć odciągnął na drugą stronę Sali. Bryan nie mógł przez kilka minut oderwać od nich spojrzenia. Nie do końca docierało do niego, że jego przyjaciółka potraktowała go w taki sposób. Nie chciał w to wierzyć, bo gdyby uwierzył musiałby przyjąć do wiadomości, jakim człowiekiem Marta naprawdę jest.
Gdzie się kończy linia tolerancji i akceptacji, dla nich oboje?
Jego ponure rozważania przerwał gromki śmiech wysokiego, szczupłego chłopaka, który dość drastycznie poklepał Kyla w geście przywitania.
– Co tu robisz, stary durniu? – mężczyzna ryknął. A głowy kilku najbliższych par odwróciły się w ich stronę z nowym zainteresowaniem.
– Oh, śmiem podejrzewać, że to samo, co ty. – Kyle roześmiał się, szczerze ucieszony. Obrzucił szybkim spojrzeniem swojego towarzysza z młodszych lat. Nie widzieli się dawno, ale nie dość dawno, aby zapomnieć nieokiełznany charakter i jego rudą czuprynę. Wielkie zielone oczy aż odstawały z jego szczupłej, pociągłej twarzy. – Red chciałbym ci przedstawić mojego ukochanego, Bryana Tomsona – powiedział z prawdziwą dumą w głosie, przyciągając lekko oszołomionego Bryana do swojego boku. Uważnie obserwując reakcję swojego kolegi. – Kochanie, poznaj mojego przyjaciela z lat dziecięcych Dona ‘Reda’ Garetta.
Mężczyzna spojrzał na Bryana, rzucił Kylowi aprobujące spojrzenie sugestywnie poruszając brwiami i uśmiechnął się z uznaniem, do obu panów błyskając białymi zębami. Jak gdyby nigdy nic potrząsnął dłonią zaskoczonego Bryana.
Młodszy mężczyzna dając sobie mentalnego klapsa otrząsnął się i przywitał kulturalnie. Jego matka byłaby z niego dumna.
– A komu ty dziś towarzyszysz? – Kyle zapytał ciekawie się rozglądając.
– Ah, nic tak ekscytującego jak twoja randka zapewniam cię – mężczyzna mrugnął na niego. Spojrzał przez ramie na parkiet gdzie mała grupka dziewczyn tańczyła w szybkim rytmie, fantazyjnie podskakując. – Widzisz to fioletowo–różowe coś z blond lokami? – Wskazał kciukiem przez ramię.
Kyle potaknął, kryjąc uśmiech.
– To moja kuzynka Mirabel. Jej matka nie chciała puścić jej na bal z jakimś niewyżytym, napalonym samcem i musiałem się zgodzić ją zabrać. Oczywiście przysięgając najpierw na wszelkie świętości, że będę pilnował jej cnoty – poskarżył się Red z nadąsaną miną. Cała trójka wybuchnęła śmiechem.
– Już zdołała cię namówić żebyś na trochę spuścił ją z oka? – Bryan zapytał ocierając ze śmiechu łzy.
Red udając absolutny szok, złapał się za pierś.
– Ależ absolutnie nie! – wykrzyknął z emfazą. – To porządna młoda dama! …Przekupiła mnie…
Kolejna fala śmiechu rozładowała resztę napięcia, którego Bryan nawet sobie wcześniej nie uświadamiał.
Red okazał się super, zabawnym facetem. Żarty trzymały się go bez przerwy. Parokrotnie nawet sprawił, że twarz Kyla pałała gorącym rumieńcem i za samo to znalazł sobie drogę do serca Bryana. Przerzucali się historyjkami z dzieciństwa, o których Bryan nigdy wcześniej nie miał okazji się dowiedzieć.
– Matt chciałby to usłyszeć – wystękał prawie pokładając się ze śmiechu, kiedy Red, ku zażenowaniu Kyla opowiadał jak w wieku dwunastu lat, ten się upił i nie dość, że został przyłapany na gorącym uczynku to tonem wyjaśnienia zwymiotował swojemu ojcu na buty.
– A kto to Matt? – Żywo zainteresował się Red.
– Mój brat i przyjaciel Kyla.
– Ah…
– Jeśli zostaniesz tu na trochę to chętnie możemy wszyscy się spotkać. Chciałbym dowiedzieć się więcej, co słychać na starych śmieciach? – Kyle zaproponował spontanicznie i jego kolega uśmiechnął się krzywo.
– Oh, barcie. Obawiam się, że w krótce będziesz widywał mnie częściej niż przypuszczasz – rzekł trochę złośliwie. – Moja mama chce zamieszkać z siostrą, mamą Mirabel. Obie są wdowami, na dodatek szczęśliwymi w tym stanie. Doszły do wniosku, że nie opłaca się utrzymywać dwóch domów. Więc jesteśmy w trakcie przeprowadzki tutaj.
– Super! – Kyle na serio się ucieszył. Najwyraźniej tęsknił za przyjacielem z dzieciństwa.
– Przepraszam was na chwilę, wy sobie nie przerywajcie wspominek…
Bryan z lekkim całuskiem na odchodne, wymknął się spod skrzydeł Kyla i wyszedł z Sali.



***

– Zabieraj te łapy ode mnie – Bryan wycedził przez zęby, jednocześnie rozglądając się ukradkiem po bokach. Nikogo jak okiem sięgnąć. Pusta łazienka aż się echo niosło.
Jakim trzeba być idiotom, aby dać się tak przyszpilić? Zbyt łatwo i spokojnie wieczór się toczył. Nie powinien był wychodzić sam. Teraz stało się to, czego przez cały czas podświadomie się obawiał.
– Tsk, tsk… taki hardy nagle jesteś? A już tyle razy kwiliłeś przy mnie. – Tom pochylił się nad Bryanem i zbliżył twarz do niego, jednocześnie przyciskając go całym ciałem do ściany. W jego oddechu najwyraźniej znajdowała się zawartość tego, co powinno znaleźć się w salaterce z ponczem.
– Spadaj Tom. Nie rozumiesz jak się do ciebie normalnie mówi? – Bryan sapnął zapierając się z całych sił, ale wielkie cielsko idioty nie drgnęło nawet. Zimna stróżka potu spłynęła mu po plecach wolno wsiąkając za pasek. Nie chciał okazać strachu, bo takie dranie jak Tom Jerry właśnie na tym żerowały. Z tym, że jego serce łomotało mu chaotycznie w piersi. – Ah, zapomniałem. Nie rozumiesz, bo jesteś idiotom! – wrzasnął.
– Zamknij się, lachociągu! – Silnym szarpnięciem za klapy marynarki Bryana, Tom uderzył jego plecami o ścianę. Całe powietrze utknęło Bryanowi w płucach. – Jesteś taki cwany, bo udało ci się namówić przyjaciela twojego braciszka, na udawanie twojego gacha? Myślisz, że głupi jestem? – Tom potrząsał szczupłym ciałem Bryana coraz mocniej zaciskając na nim pięści.
Tak, tak myślę… zachowam to jednak dla siebie. Pozwolę ci mieć niespodziankę, kiedy się wreszcie zorientujesz, pomyślał Bryan drętwo.
– Bredzisz! Zostaw mnie w spokoju. Poszukaj sobie własnego chłopaka. – Bryan zaparł się stopami na podłodze i znów spróbował odepchnąć Toma od siebie. Znów bez powodzenia, czym wcale nie był zaskoczony, tylko bardziej przerażony. Gdzie do cholery podziali się wszyscy ludzie? Już kurwa nikt nie korzysta z toalety?
– Nie jestem jakimś pieprzonym pedziem! – Tom zamachnął się na Bryana, a ten przerażony odwrócił głowę w ostatniej chwili, minimalizując uderzenie. Na tyle w każdym bądź razie, że zamiast paść na miejscu, w jego uszach po prostu zadzwoniło. Jego kolana ugięły się i dzięki zaskoczeniu Toma udało mu się zjechać po ścianie, na okafelkowaną podłogę. Bardziej instynktownie niż celowano pchnął swojego napastnika ramieniem w brzuch z całej siły i odskoczył jak najdalej się dało.
Co daleko wcale nie było. Drzwi kabin toaletowych znów były za jego plecami. A Tom szybko się pozbierał i to jeszcze bardziej wkurzony. Bryan modlił się, aby nie było słychać dzwonienia jego zębów w ciszy łazienki. Ale nawet gdyby odbijało się echem o kafelki nie wiedziałby, bo jego serce biło w jego głowie, tłumiąc wszystko inne. Nawet słowa tego wielkiego debila były stłumione. Musiał się porządnie wysilić żeby je usłyszeć.
– Jeszcze mnie popamiętasz mała cioto. Kiedy ja skończę z tobą odechce ci się facetów raz na zawsze! – Tom zrobił krok w jego kierunku. A Bryan przesunął się w bok, rozglądając się za czymś więcej do obrony, niż tylko jego cięty język.
– Jak na kogoś niezainteresowanego facetami, wykazujesz mną strasznie dużo zainteresowania! – Bryan parsknął, zanim zdołał się powstrzymać. Równie dobrze mógł kontynuować. – Może pogódź się z tym, że lecisz na fjuta i wszyscy będziemy szczęśliwsi? Tylko popracuj nad kulturą zanim uderzysz do jakiegoś chłopaka. Bo nie wróżę ci zbyt wielkiego brania.
Tom poczerwieniał po twarzy, widać było jak żyły pulsują mu na szyi. Wyglądało, że jeszcze chwila i rzuci się na Bryana czającego się w koncie, ledwo dającego radę ustać na drżących nogach.
– Zobaczymy czy taki wyszczekany będziesz jak z tobą skończę? Myślisz, że ci twój fagas pomoże? Nie po tym jak mój brat z nim skończy… – Tom w końcu wyszedł z ripostą. Stanął naprzeciwko Bryana, a z jego oczu biła nienawiść z chorą satysfakcją.
Bryan zbladł. Myśl o tym, że Kylowi może coś grozić, może nawet w tym momencie, sprawiła, że jego serce stanęło, a kolana mu się ugięły. Musiał go ostrzec. Przypilnować… cokolwiek. Nikt nie będzie kładł swoich obrzydliwych łapsk na tym, co jest jego!
Nikt!!!
Bez zastanowienia, bez udziału własnej woli, zrobił krok w przód i z całą nienawiścią, całą złością, z całym upokorzeniem, jakie się w nim nazbierało przez ostatni rok z powodu właśnie tego żałosnego palanta. Stojącego teraz przed nim w mały rozkroku z obleśnym uśmieszkiem na ustach. Bryan zamachnął się prawą… nogą i kopnął go w jaja. Tak mocno, że czuł jak jego obuta elegancko stopa spotyka się z kością łonową Toma.
Nie odczuł nawet odrobiny współczucia, kiedy większy mężczyzna zbladł z zaskoczenia, po czym intensywnie poczerwieniał, obiema rękami złapał się za krocze i wolno osunął na kolana pojękując cichutko i bez tchu. Zatrzymał się dopiero, kiedy jego czoło oparło się o zimne kafelki podłogi.
Chwytając całą garść włosów Toma, Bryan podniósł jego głowę do góry, aby zobaczyć jego posiniałą aktualnie twarz. Nie, nadal zero współczucia. Co najwyżej niesmak, spowodowany tym, że został do tego zmuszony.
– Nikt, powtarzam nikt, nie ma prawa położyć choćby małego palca na Kylu. Rozumiemy się? – zapytał lekko szarpiąc, sapiącego z bólu mężczyznę. Jego mina musiała być poważna, bo Tom skwapliwie potaknął głową, znów próbując się zwinąć na zimnej podłodze w kłębek. Bryan puścił go niechętnie, nie chciał jednak zniżać się do jego poziomu, dręcząc go. – Choćbym miał nauczyć się bić, będę go bronił. Zapamiętaj to sobie.
Odwrócił się na pięcie zniesmaczony, wewnętrznie roztrzęsiony i z adrenaliną niemal roznoszącą go od środka. Nie oglądał się za siebie, kiedy z impetem otwarł drzwi łazienki i wpadł na wielką górę mięśni.
– To zaczyna się stawać zwyczajem – Kyle powiedział z uśmiechem, kiedy Bryan odbił się od niego. Odruchowo złapał go i ustabilizował na nogach. Bryan praktycznie rzucił się w jego ramiona. – Hej, spokojnie.
Szybkim spojrzeniem obrzucił łazienkę i zdrętwiał. Z niedowierzaniem przyjrzał się postaci skulonej na podłodze i z obawą obejrzał twarz Bryana. Zimna wściekłość ścięła mu krew. Czerwony ślad na policzku Bryana zburzył jego opanowanie.
– Co się stało? – wymamrotał lekko całując zaczerwienienie. Bryan poklepał go po policzku uspokajająco starając się opanować drżenie, łzy i zalewające go poczucie ulgi.
– Nic się nie stało. Trafił na silniejszego od siebie – powiedział ironicznie ocierając policzek, po którym jedna łezka spłynęła niechciana. Wziął Kyla za kark i przyciągnął do siebie całując mocno. Starając się zastąpić strach, szczęściem. – Chodź zatańczyć ze mną. A ja opowiem ci o wtyczce analnej… którą dla ciebie mam.
Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, na komicznie zokrąglałe oczy Kyla. Mężczyzna stał jak zamurowany, mrugając gwałtownie. Bryan zachichotał i przycisnął do niego biodra, sugestywnie nimi poruszając.
Oczy Kyla tylko jeszcze bardziej się powiększyły, kiedy dotarło do niego, co Bryan chce mu powiedzieć. Jak wariat roześmiał się, objął go mocno i okręcił. Bez słowa złapał go za rękę i pognał na salę żeby zatańczyć z ukochanym.
Dźwięki muzyki były stłumione, szelest rozmów przeplatał się szelestem zwiewnych sukienek. Tańczyli objęci nie zwracając na nikogo uwagi. Bez znaczenia było, że szerokie koło wokół nich było puste. Nie docierało to do nich, bo nie miało znaczenia. Ich świat znajdował się w ich oczach. Puste komentarze, idiotyczne uśmieszki i ironiczne spojrzenia, nie robiły na nich wrażenia. Ludzie, którzy nie mieli tego, co oni, nie czuli tego co oni, byli tylko żałosnymi zazdrosnymi kreaturami. Bryan właściwie im współczuł. Przytulił się nawet mocniej do wielkiej piersi ukochanego.
Głośne chrząkniecie poderwało ich nagle na miejscu, rozkojarzeni spojrzeli na szczupłą, starszą kobietę stojącą przy ich boku. Nauczycielka angielskiego Ms. Treter, skinęła im głową. Jej twarz była powściągliwa, jej spojrzenie chłodne. Kyle automatycznie zesztywniał zanim jednak zdołał się odezwać, kobieta uniosła dłoń do góry.
– Przepisowa odległość, panowie – stwierdziła spokojnie i dłońmi pokazała około dziesięciocentymetrową przestrzeń. Odeszła zanim ktokolwiek się odezwał. Parę sekund później rozdzielała kolejną parę. Bryan roześmiał się i potrząsnął z niedowierzaniem głową.
– Możemy już iść? Wiem, że na pewno masz względem mnie jakieś plany? Nie wierzę, że nie… – zapytał, z nadzieją patrząc w oczy swojego chłopaka. Kyla lekko pogłaskał jego policzek i z mrugnięciem oka, objął go ręką w pasie, prowadząc do wyjęcia.
– Nie większe niż najwyraźniej ty masz względem mnie – mruknął mu do ucha, lekki dreszcz przebiegł po plecach Bryana. Całkowicie rozmarzony i podniecony, z trudem wyczekał w kolejce do zdjęcia. To miała być pamiątka i chciał ją mieć.
Fotograf rzucił na nich okiem i wyruszył ramionami, ze zmęczonym uśmiechem.
– Uśmiech, proszę! – zawołał. – Gotowe. Następni.
Kyle uśmiechnął się do niego wziął Bryana za rękę i poprowadził do swojego samochodu. Młodszy mężczyzna praktycznie podskakiwał przy każdym kroku z ekscytacji.
Starał się stłumić nadzieję i nie nastawiać na nic szczególnego, ale jednocześnie nie potrafił wytrzymać podekscytowania. Jego mała niespodzianka dla jego ukochanego też nie ułatwiała sprawy. Mały przyrząd miał go przygotować, rozciągnąć na przyjęcie jego mężczyzny, ale jednocześnie torturował go od kilku godzin, pobudzając. Dręcząc obietnicą tego, co miało nadejść. Przez cały wieczór był na w pół twardy. Serce łomotało mu gardle i czuł jakby miał rozpłynąć się z pożądania.
Jeśli Kyle nie miał jakiegoś dobrego planu, to Bryan był gotów zacząć go molestować w jego własnym aucie.
Kiedy wreszcie przedarli się przez gęsto zastawiony parking do auta Kyla, ten zamiast otworzyć drzwi, odwrócił Bryana dość gwałtownie i pchnął na karoserię.
Jakikolwiek protest czy też zaskoczenie uformowało się na ustach Bryana, zostało stłumione przez ognisty pocałunek. Język Kyla był chyba w jego gardle. Potężny wzwód wbił się Bryanowi w brzuch i wszelkie myśli uleciały z jego głowy jakby to był złoty pył.
Pozostał tylko wilgotny język Kyla i dłonie przyciskające go do wielkiego, twardego ciała z całej siły. Kiedy w końcu Bryan osłabł z braku tchu, Kyle poluzował swój drastyczny uścisk, uwalniając jego lśniące, opuchnięte wargi. Wielkie dłonie zsunęły się na pośladki Bryana i jeden palec odszukał przez cienki materiał bielizny, i spodni, małe silikonowe zakończenie wtyczki, i docisnął je palcem. Głuch jęk wyrwał się Bryanowi z gardła, jego kolana poddały się. Kyle przycisnął go mocniej do drzwi, wkładając swoje kolano między jego uda. Znów nacisnął, obserwując jak kolejna fala podniecenia wstrząsa ciałem jego ukochanego.
– Nie ładnie mnie tak dręczyć… – polizał szyję Bryana wolno. Przyłożył wilgotne usta do jego ucha i wyszeptał gorączkowo. – Nawet nie wiesz, jaką torturą było, stać cały wieczór przy twoim boku i nie móc cię rozebrać, rzucić na podłogę i wziąć. Natychmiast i mocno – wyszeptał lekko zdyszany. Po czym polizał krawędź jego ucha dręcząco powoli.
– Kyle… – czy to był protest czy zachęta… dla Kyla to i tak nie miało znaczenia, bo nie zamierzał wypuścić Bryana z ramion, nigdy. No chyba żeby liczyć czas dojazdu do motelu, do którego chciał go zabrać. (...)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AkFa dnia Pią 0:24, 14 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AkFa
Adept



Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: England

PostWysłany: Pią 0:23, 14 Wrz 2012    Temat postu:

– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz kochanie, bo nie wiem czy kiedy uda mi się już wyłuskać ciebie z tego ślicznego wdzianka będę miał siłę, aby cię puścić. Musisz się z tym liczyć. – Poważnie spojrzał w zamglone podnieceniem oczy Bryana. Jego źrenice były tak rozszerzone, że tęczówka była tylko niewielką srebrzystą obwódką.
– Nie, nawet o tym nie myśl. Chyba, że chcesz abym zwariował. Nawet nie wiesz jak długo czekałem na ten moment. – Bryan stwierdził stanowczo i spokojnie, bez wahania odpowiadając na ostrożne, badawcze spojrzenie Kyla. – Zapominasz, że fantazjowałem o tobie od lat. Pragnę cię jak niczego na świecie.
Kyle jęknął opierając swoje czoło o Bryana.
– To wiele dla mnie znaczy. Nawet sobie nie wyobrażasz ile, ale co będzie, jeśli się rozczarujesz? Jeśli ci się nie spodoba?
Bryan pocałował go tak, że w głowie Kyla wirowało.
– Cóż, może najpierw się przekonajmy… a później będziemy ćwiczyć aż dojdziemy do perfekcji – powiedział z mrugnięciem. Odepchnął większego mężczyznę i dość jednoznacznie zażądał wejścia do auta.
Na serio, parking szkolny nie był najlepszym miejscem na pierwszy raz. A jego niesforna i uparta erekcja zaczynała wygrywać mentalna walkę z jego rozsądkiem. Kyle trzy sekundy później siedział na miejscu kierowcy i ruszał z parkingu.


4

W momencie, kiedy drzwi pokoju w niewielkim motelu zatrzasnęły się za nimi z cichym kliknięciem, serce Bryana stanęło na ułamek sekundy, tylko po to, aby nagle przyśpieszyć ze zdwojona prędkością. Mała lampka przy łóżku stojącym na środku dawała wystarczająco dużo światła, aby mogli patrzeć sobie w oczy i widzieć wszystkie te emocje, które nimi targały.
Jego dłonie drżały, kiedy zdejmował marynarkę i pomagał Kylowi rozpiąć guziki koszuli. Muszek już w aucie się pozbyli, zbyt niecierpliwi żeby czekać.
– Wiesz, że nie musimy robić niczego, czego nie będziemy chcieli? – Kyle uniósł podbródek Bryana palcem do góry i poważnie zajrzał w jego oczy. Lekkim pocałunkiem na ustach obiecując, że wszystko będzie w porządku, obojętnie jaką by nie podjął decyzję.
Bryan parsknął krótkim, powściąganym śmiechem. Jednym szybkim ruchem pchnął Kyla na łóżko tak, że tamten zaskoczony wylądował na plecach. Sekundę później Bryan siedział na jego udach. Kładąc dłonie tuż przy jego głowie po obu stronach, pochylił się i spojrzał mu w oczy nie kryjąc swoich uczuć.
– Nie boję się, nie martwię. Choć właściwie jedna rzecz mnie martwi… że nie wytrzymam zbyt długo. Nie musisz się ze mną cackać. Pragnę cię, kocham… – Dowód jego słów wbił się w brzuch Kyla, kiedy Bryan położył się na jego piersi.
Zdecydowanie wplatając dłonie w blond pasma jego włosów, zaczął obcałowywać całą twarz i szyję. Mężczyzna wił się pod namiętnym atakiem, aż w końcu odwrócił ich i położył się całym ciałem na nim.
– Spokojnie, bo jak na razie ja sam nie jestem pewien jak długo wytrzymam – sapnął przygryzając ucho Bryana. Długi dreszcz był jego nagrodą.
– Nie ma się, czym martwić. Przy tobie cierpię raczej na nadmiar wzwodów, niż ich niedobór.
– Mhm… wiem sam po sobie – Kyle odparł z kpiącym uśmiechem i uklęknął na łóżku. Szybko i sprawnie pozbył się reszty ich ubrań. Z uwielbieniem wpatrując się w szczupłe ciało leżące i czekające na niego żeby je hołubił każdym dotykiem, pieszczotą i pocałunkiem.
Zanim jednak całkiem stracił poczucie rzeczywistości sięgnął po małą torbę, którą wziął z samochodu. Wydobył z niej wielką butelkę lubrykantu i pudełeczko prezerwatyw. Pokazał je Bryanowi.
– Moje okresowe badania lekarskie, były idealne, ale jeśli chcesz, możemy się zabezpieczać dopóki nie zrobimy ponownych testów – powiedział miękko. Nie chciał, aby Bryan sobie pomyślał, że mu nie ufa. Chciał żeby pomyślał, że się o niego troszczy. Bryan lekko zarumieniony wziął pudełko i odłożył na bok.
– Jeśli twoje wyniki są w porządku to ufam ci, bo nie wierzę, że chciałbyś mnie oszukać lub skrzywdzić – stwierdził spokojnie. Z kimkolwiek innym nie zdecydowałby się na to, ale to był Kyle. Nie nikt inny. – Z mojej strony nie masz czego się obawiać… – wyznał cicho, lekko przymykając powieki. – To będzie mój pierwszy raz.
Kyle znieruchomiał i przez moment wydawało się Bryanowi, że chyba nawet nie oddycha. Po czym skoczył na niego nakrywając go własnym nagim ciałem.
– Kochanie… to będzie nasz wspólny pierwszy raz. – Obcałował całą jego twarz i szyję. Dłońmi sunął po całym jego ciele, jakby nie mógł się zdecydować gdzie zacząć najpierw, więc był wszędzie na raz. Dech utknął w piesi Bryana. Gorący deszcz pocałunków nakręcał spiralę jego podniecenia w zastraszającym tempie.
Kiedy Kyle przyssał się do jego różowych, napiętych sutków, głośny jęk wyrwał mu się z ochrypłego gardła. Najwyraźniej jęczał już od dłuższego czasu. Kyle nie ustawał w wynajdowaniu nowych pomysłów na doprowadzenie go do obłędu. Pociągał i przygryzał delikatne ciało, lekko pieszcząc je płaskim językiem to znów ssą mocno. Każda fantazja Bryana stała się rzeczywistością. Bolała go głowa od nadmiaru emocji.
– Kyle…
Mężczyzna od razu poderwał głowę i spojrzał na niego zaniepokojony. Uniósł się do góry i położył między udami Bryana.
– O co chodzi, kochanie? – zapytał łagodnie, lekko dygocząc samemu.
– Możemy trochę zwolnić? – Bryan wyszeptał zażenowany. Jego policzki paliły go i jakieś bezsensowne łzy zapiekły go w oczach. Kyle pocałował go delikatnie.
– Możemy wszystko…
Odwrócił ich tak, że to Bryan znów leżał na nim. Nie chciał, aby młodszy mężczyzna czuł się przytłoczony. To było wielkie i istotne przeżycie dla niego. Nijak się nie miało do tych kilku ukradkowych pieszczot, które dzielili.
Bryan przez moment leżał na piersi Kyla, słuchając miarowego, ale mocnego bicia jego serca. Przesunął dłonią po torsie, delikatnie muskając palcami delikatne jasne włoski. Kciukiem i palcem wskazującym ujął mały brązowy sutek i potarł go na próbę.
Kyle syknął przez zęby, ale się nie poruszył. Dłońmi delikatnie pogłaskał napiętą linię pleców Bryana. Po muśnięciach, przyszły lekkie pocałunki, a następnie wycieczki po wszelkich wypukłościach i wgłębieniach w umięśnionym torsie Kyla i jego cudownie zdefiniowanym kaloryferku na brzuchu.
Szokiem dla zmysłów Kyla był maleńki wilgotny język Bryana sunący po jego wrażliwej skórze. Obwiódł napięte do granic możliwości sutki Kyla, zmieniając je w supełki czystych odsłoniętych nerwów. Pomknął jednak dalej w dół, poświęcając dręcząco długą chwilę na maleńki pępek. Wodził dłońmi po wspaniałym ciele, ciesząc się delikatną skórą pokrywającą sprężyste mięśnie. Mógł oddać się samemu głaskaniu, a i tak by go to podniecało niewymownie. Bez wahania zsunął się niżej i z zachwytem przyjrzał się smukłej, intensywnie czerwonej męskości swojego ukochanego. Jak wiele godzin spędzał fantazjując o tym momencie? Na ile sposobów wyobrażał sobie jak Kyle wygląda? Nic jednak nie przygotowało go na perfekcję. Kiedy dobrał się do niego pierwszym razem, fascynacja i strach nie pozwoliły mu na przyjrzenie się i nacieszenie tym cudem.
Musnął czubkiem palca ociekający czubeczek i biodra Kyla mimowolnie poderwały się z łóżka. Nawet na jego udach sypnęła się gęsia skórka.
– Kochanie? Jeśli zamierzasz się bawić, to twoje igranie może zakończyć się znacznie szybciej niż podejrzewasz – sapną mężczyzna unosząc lekko głowę, aby spojrzeć w dół na leżącego między jego udami Bryana. Ten wyszczerzył zęby w uśmiechu i wolno pochylił się, aby czubek języka wepchnąć w małą szczelinkę na czubku wabiącą go. Nawet na ułamek sekundy nie oderwał spojrzenia od Kyla. Oczy jego ukochanego rozbłysły gorączką.
Bryan zafascynowany smakiem połknął cały czubek i lekko possał jakby to był najcudowniejszy lizak na świecie. Kyle zredukowany do drżącej i jęczącej masy, był podniecający w swym zapamiętaniu. Bryan czuł jak jego własny puls przyśpiesza z każdym liźnięciem. Miał chęć ssać mocniej, wziąć go głębiej, ale się obawiał. Niedosyt tylko wzmagał jego apetyt. Każdą kropelką nasienia zlizywał natychmiast, a kiedy to było nie dość, szukał w wewnątrz małej dziurki, co doprowadzało Kyla do obłędu.
– Bryan! – Kyle w końcu poderwał się i lekko pociągnął go za włosy. – Moment! – jęknął gorączkowo starając się opanować. Jego wydepilowane schludnie jądra ściśle przylgnęły do jego ciała i Bryan przyjrzał im się z fascynacją. Ujmując delikatnie w dłoń i pieszcząc pomarszczoną skórkę. Były takie delikatne. Wtulił twarz w nie, bo zwyczajnie nie potrafił się oprzeć pokusie. Na jego policzku były cudowne i kuszące. Ujmując pulsujący członek Kyla w dłoń, rozprowadził kolejne lśniące krople na jego całej długości i zadowolony z tego jak niekontrolowanie Kyle rzuca się po poduszce, wrócił do pieszczenia jego jąder.
Na próbę polizał troszeczkę pod spodem, szybko jednak zapragnął czegoś więcej. Mała kulka pasowała idealnie do jego ust i gorący oddech zdawał się podniecać Kyla niesamowicie. Dmuchnął lekko na wrażliwe ciało i Kyla znów poderwał biodra mamrocząc coś o szaleństwie i płomieniach.
Bryan stłumił uśmiech i zaczął lizać jego całą pachwinę, sięgając w każdym kierunku tak daleko jak mógł. Od czubeczka twardego niczym stal członka Kyla. Teraz już opływającego jego nasieniem, po przez całą jego długość i wspaniałość, aż po piękne krągłe jądra, teraz już skurczone i boleśnie napięte, kończąc na małej dziurce tuż za nimi. Gdzie kierowany nieopanowaną ciekawością musiał wepchnąć język.
Kyle z wrzaskiem, praktycznie siadając, wystrzelił w dłoni Bryana, bez ostrzeżenia i gwałtownie, pokrywając jego palce i spryskując swój brzuch pierwszymi srebrzysto–białymi kroplami. Bryan zachwycony poderwał głowę, aby jego zdobycz nie uciekła cała i zamknął swoje gorące usta na pulsującym i drgającym rytmicznie penisa. Kyle jęczał padając, wszystkie jego mięśnie drgały, słabo wplątał palce trzęsącej się dłoni w włosy liżącego ścieżkę w górę jego torsu, Bryana.
– Kochanie… – mruknął biorąc go w ramiona i przytulając z całych sił.
Bryan wkomponował się w jego ciało szczęśliwy i oszołomiony całym doświadczeniem. – Kocham cię – westchnął do ucha, nadal chaotycznie oddychającego ukochanego.
Kyle przekręcił ich, ale nie położył się na Bryanie, tylko przy jego boku. Podpierając głowę na ręce spojrzał nadal lekko nieprzytomnym wzrokiem w szare oczy Bryana.
– Jesteś szalony… nieprzewidywalny… cholernie podniecający…
Szeroki uśmiech na twarzy Bryana był praktycznie oślepiający. Kyle pocałował go długo i namiętnie. Wkładając w to całe serce.
– Cieszę się, że doprowadziłeś mnie do orgazmu – wymamrotał w końcu, kiedy rozdzielili się, aby zaczerpnąć wielce potrzebnego oddechu.
– O?
– Mhm…teraz mogę właściwie zająć się twoim cudownym, seksownym ciałkiem, czyli tak jak na to zasługuje. Będę do tego bardziej zdolny, kiedy wreszcie przerzedziła się w mojej głowie ta czerwona mgła żądzy.
Bryan zachichotał na kwieciste słowa Kyla, ale jego uśmiech szybko umarł, kiedy Kyla chwycił jego męskość w dłoń i zacisnął palce lekko, pozbawiając go tchu.
– Nawet nie wyobrażasz sobie, co działo się w mojej głowie od momentu, kiedy powiedziałeś o wtyczce… – Przesunął dłonią po piersi Bryana lekko szczypiąc jego sutki.
Nagle miał cały czas świata, aby go dręczyć. Polizanym placem obwiódł skurczoną brodawką, a Bryan, co najwyżej mógł wziąć drżący oddech. Kyle nadal szeptał, pochylając się niżej i liżąc policzek Bryana dmuchnął w jego ucho posyłając dreszcz wzdłuż całego jego ciała. – Myśl że zrobiłeś to dla mnie… że mógłbym cię wziąć w każdej chwili, sprawiała że chciałem przerzucić cię przez ramię i wynieść z Sali.
– Oh,…oh…Kyle… – Bryan niemal nie oszalał. Słowa Kyle tylko bardziej zagęszczały jego krew. Kiedy ręka jego kochanka zawędrowała do małego zabezpieczenia sylikonowej wtyczki obaj jęknęli. Ich ciała wstrząsało seksualne napięcie i nieokiełznane pożądanie.
– Kyle błagam… pobawisz się później… ale teraz ja cię tak bardzo potrzebuję – wyjęczał Bryan za włosy przyciągając go do siebie i całując prawie brutalnie. Kyle mruknął aprobująco. Odwrócił Bryana na bok tak, że sam leżał za jego plecami. Obsypał pocałunkami jego ramiona i kark. Bryan tylko dyszał mocniej i coraz szybciej.
– Dla ciebie wszystko, baby. Nie pozwoliłbym ci nigdy cierpieć, nigdy bym ci nie sprawił bólu…
Z pod poduszki wyjął butelkę z przejrzystym żelem. Wycisnął na dłoń niewielka ilość i posmarował palcem niewielkie wejście, w tej chwili nadwrażliwe i drgające, rozciągnięte wokół cielistego koloru zabezpieczenia wtyczki. Bryan drgnął, ale uspokoił się pod słodkimi pieszczotami swojego mężczyzny.
Kyle delikatnie poruszył zabaweczką i jego ukochany oszalał. Jęczał i klął. Jego biodra tańczyły.
– Dalej! Zrób to… – zażądał w końcu, a Kyle roześmiał się na jego ochrypły, ale stanowczy ton.
– Już… momencik… – pociągnął wtyczkę aż wysunęła się do połowy. Biorąc pod uwagę jej rozmiar, Kyle zadrżał cały, zaciskając własne pośladki na najlżejsze wyobrażenie o posiadaniu czegoś takiego w sobie. Ekscytacja wypełniła jego wnętrze.
No, no, jego mały, nieśmiały najdroższy… z całą pewnością nie jest… pruderyjny…
Tylko krótką chwilę udało mu się podręczyć Bryana wsuwając ją i wysuwając. Bryan tak pięknie odpowiadał całym ciałem, jęcząc i szlochając na przemian. Błagając i przeklinając Kyla, że nie dał rady zapanować nad własnym pożądaniem, gwałtownie powracającym do niego ze zdwojoną siłą.
– Masz racje, pobawimy się później… – stwierdził stanowczo, biorąc usta Bryana w posiadanie głodnym pocałunkiem. Miał ochotę zwyczajnie rzucić się na niego, ale zapanował nad sobą w ostatniej chwili, delikatnie wysuwając urządzonko z Bryana.
Używając dużej ilości lubrykantu, palcami delikatnie sprawdził czy Bryan jest gotów przyjąć go w swoim rozpłomienionym wnętrzu. Jego ukochany był rozluźniony i bardziej niż gotów. Co nawet potwierdził werbalnie, głośno i stanowczo.
Kyle czuł jak jego serce tłucze się w jego piersi, kiedy powoli wsuwał się w ciasną i gorącą głębię ciała Bryana. Świat zminimalizował się do tego miejsca gdzie ich ciała się złączyły.
Nigdy nie wyobrażał siebie, że to będzie ‘tak’…
Był zachwycony, był szczęśliwy… był ogłuszony rozkoszą.
Podłożył ramię pod kark Bryana i drugą ręką chwycił go za biodro, przyciskając całym ciałem do siebie. Wolno, ale stanowczo wsuwał się w ciało swojego kochanka, napotykając jedynie gotowość i entuzjazm. Bryan uniósł nogę i przerzucił ją przez biodro Kyla, dając jego dłoni możliwość do eksploracji po jego cudownej, boleśnie wezbranej męskości. Pieszcząc go ustami i dłońmi na zewnątrz, wprawiał całe ciało Bryana w wibracje, a jednocześnie do szaleństwa doprowadzał, pieszcząc we wnętrz. Twardy jak stal członek Kyla idealnie pasował, wypełniał Bryana po brzegi.
Tempo z każdym pchnięciem stawało się chaotyczniejsze i Kyle z całych sił skoncentrował się, aby doprowadzić Bryana do orgazmu, jako pierwszego. Chciał być tego świadkiem. Chciał tego doświadczyć, będąc po jądra głęboko w mężczyźnie, który zawładną jego sercem, duszą i umysłem.
Lekko pochylając go do przodu, zmienił kont wejścia do jego ciała i Bryan oszalał praktycznie rozpływając mu się w ramionach. Małe muśnięcie dłoni Kyla i po prostu nie zdołał dłużej opierać się rozkoszy, która zmiotła całą jego rzeczywistość i czas.
Drżąc, lśniąc od potu i pojękując leciutko, Bryan wtopił się w muskularne ramiona z miażdżącą siłą obejmującego go Kyla. Orgazm przepływał falami przez jego ciało, wstrząsając całą jego sylwetką. Kyle musiał go trzymać inaczej obawiał się, że prawdopodobnie uleciałby. Więc Kyla trzymał go, urzeczony, zaskoczony, praktycznie uwięziony w jego ciasno zaciśniętym na jego członku ciele. Jego własna rozkosz wstrząsała całym jego ciałem, kiedy zagłębiony po nasadę uległ własnemu zaspokojeniu i rozpłynął się w płomiennym wnętrzu mężczyzny w jego ramionach.
Obaj jak w transie tulili się i szeptali o spalających ich uczuciach. Wiele czasu potrzebowali, aby choć częściowo odzyskać nad sobą opanowanie.
– Kyle, kochanie…?
– Mhm? – Kyle odpowiedział, mimo że właśnie zajęty był układaniem Bryana na swojej wielkiej piersi i obejmowaniu go całym ciałem, nawet udami. Nie chciał, aby dzielił ich, choć milimetr.
– Rano ja wyjdę stąd w moim pingwiniastym wdzianku… – wymamrotał w między czasie ssąc małą malinkę na szyi nieopierającego się Kyla. – A ty z moją wtyczką…
Kyle zesztywniał na chwilę.
– Nie.
– Nie? – Bryan zapytał niepewnie. Chciał, aby ich związek był pod każdym względem ‘równy’. Nie wiedział, co by zrobił gdyby Kyle tego nie chciał. Oczywiście by go nie zmuszał, ale byłoby mu przykro…
– Nie, nie musisz zakładać smokingu. Matt naszykował mi dla ciebie torbę z ubraniami na zmianę – odparł Kyle z przekornym błyskiem w oku. – Mam nawet dla ciebie propozycję…
– Ooo? – oddech utknął Bryanowi w gardle. Podniecenie znów spłynęło wzdłuż jego kręgosłupa. Kyle złapał go za kark i przyciągnął do siebie chwytając zębami jego dolną wargę. Bryan zakwilił lekko, choć na serio nie chciał…
– Ja pomogę ci w ubieraniu, jeśli i ty pomożesz w ‘ubieraniu’ mnie…
Zanim Bryan przeanalizował znaczenie słów Kyla, znów był przyszpilony do łóżka i tylko przelotnie zastanowił się; po co czekać do rana…?

***
Bryan starał się opanować, nie było to jednak łatwe po kolejnym trafnym acz złośliwym komentarzu Reda. Jego boki już go bolały od śmiechu. Razem opuścili trybuny i ruszyli w poszukiwaniu Kyla i Matta. Ich drużyna wygrała o włos. Tylko dzięki perfekcyjnemu podaniu Matta i Bryan był dumny z wystąpienia brata. Red, choć akurat na ten temat nic nie powiedział, był pod wrażeniem.
Ominęli tłumy ludzi i rodzin, dyskutujących o ostatnim meczu w tym semestrze i ekscytacja jak fala upału unosiła się w powietrzu. Dzieci biegały i krzyczały. Domagały się lodów. Kobiety mamrotały o udarze słonecznym a mężczyźni na nowo przeżywali każdą minutę spotkania.
Bryan pokręcił głową. Jego fascynacja footballem kończyła się na Kylu i to było tyle ile chciał na ten temat wiedzieć. Miał oczywiście zamiar dzielnie wspierać pasję swojego mężczyzny.
Z zbiorowiska gdzie stali członkowie drużyny dobiegała sprzeczka. Trenera nie było w zasięgu wzroku i Bryan lekko się zaniepokoił, Red jednak nie wydawał się przejęty. Spokojnie i chłodno przyglądał się grupce spoconych na wpół porozbieranych zawodników.
Zachary wskazał palcem na Kyle i z złośliwym uśmiechem powiedział jak najgłośniej.
– Dupy dałeś! – szyderczo się roześmiał na ciche parsknięcia śmiechem jego kolegów. – A! Co ja się dziwię? Przecież ty literalnie ‘dupy dajesz’!
Kolejna fala śmiechu przetoczyła się po tłumku, niektórzy jednak niespokojnie spoglądali na Kyla i Matta. Ten ostatni wyglądał jakby robił mentalny spis tortur, specjalnie na użytek dla Zachary’ego.
Kyle za to spocony, ale uśmiechnięty zmierzył pogardliwym spojrzeniem, lekko upasionego zawodnika. Jego wielkość wcale nie polegała na muskulaturze i w sportowym uniformie rzucało się to w oczy.
– Gdybyś wiedział, jakie to jest cholernie przyjemne to być z fjuta nie złaził jak dzień długi! – Kyle odparł leniwie na zaczepkę. Wyszczerzył zęby na widok szoku, który się odbił na twarzach jego kolegów z drużyny.
Dojrzał Bryana i pomachał mu, przepychając się między stojącymi kolegami, olewając ich już całkowicie. Zapomniał o nich w momencie, kiedy dostrzegł ukochanego. Ciche pomruki i złośliwe komentarze całkowicie do nich nie docierały, kiedy Bryan ucztował na ustach Kyla. Intensywnie i namiętnie go całując.
Red podszedł do Matta i skinął głową w kierunki całującej się pary.
– Oni tak często? – zapytał obserwując drugiego mężczyznę z pod rzęs. Tamten tylko przelotnie na niego zerknął i szybko wbił spojrzenie w plecy Kyla.
– Mhm… żeby móc porozmawiać z Kylem, muszę stać miedzy nimi, inaczej Bryan jest praktycznie na stałe przymocowany do jego ust. Na tlenie chyba oszczędzają… – wymamrotał pod nosem z krzywym uśmieszkiem. Red roześmiał się i Matt spojrzał na niego w końcu. Ten skorzystał z okazji i wyciągnął dłoń na powitanie.
– Witaj, mam na imię Donatello. – Mocno ujął dłoń Matta w swoją, oplatając ją swoimi długimi palcami.
Kyle z mlaśnięciem oderwał się od ust Bryana i z niedowierzaniem spojrzał na Reda. O ile było mu wiadome, a Red sam mu to kiedyś powiedział.
Pełnym imieniem przedstawiał się tylko kobietom… które zamierzał uwieść!
Upsss…

AkFa

Odnośnik do części trzeciej: http://www.gayland.fora.pl/opowiadania-mix,54/moj-chlopak-jest-gejem-seria-cz-3,25541.html


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin