Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zbaw mnie ode złego.
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Pon 22:06, 10 Gru 2012    Temat postu: Zbaw mnie ode złego.

Witam serdecznie.
Nie było mnie przez pewien czas. Ale wróciłem i postanowiłem dodać pierwszą część opowiadania, które ostatnio piszę. Liczę na opinię od których uzależniam dalsze pisanie. Opowiadanie będzie miało charakter psychologiczno-dramatyczno-sensacyjny. Życzę przyjemnej lektury Smile


Zbaw mnie ode złego

Był chłodny poranek wczesnej jesieni kiedy stanąłem przed murami nowej szkoły. Schemat powtarzał się już po raz dziewiąty. Dziewięć razy w ciągu trzech lat wraz z swoją matką zmieniałem miejsce zamieszkania. Dziewięć razy opuszczałem szkołę pozostawiając cząstkę siebie za sobą. Czy to jest życie, czy to już wegetacja? Jaki sens ma egzystencja w ciągłym strachu, niepewności, beznadziei, polegająca na nieprzerwanej ucieczce przed przeszłością? Jaką wartość prezentuje? Co znaczy dla świata?
Przez chwilę przyglądałem się zimnym kolorom fasady zaniedbanego budynku. Kiedy z nieba począł kropić deszcz postanowiłem wejść do środka. Gdy u portiera dowiedziałem się gdzie jest gabinet dyrektora swoje kroki skierowałem właśnie tam. Po chwili oczekiwania zostałem poproszony do gabinetu. Wszedłem do środka i skinieniem głową przywitałem się z siedzącym w fotelu mężczyzną.
-Witam młody człowieku. Jak mniemam jesteś naszym nowym uczniem? - zapytał dyrektor.
Jedynie przytaknąłem.
-Spodziewaliśmy się ciebie. Pokaż mi dokumenty dokumenty jeśli łaska- wręczyłem mu plik papierów i przyglądałem się, gdy ten je studiował. Po chwili uniósł wzrok i powiedział - Wszystko wydaje się w porządku. Podejdź proszę do sekretarki, ona wręczy ci wykaz lekcji i sal. Przed chwilą zaczęła się druga lekcja, jeżeli się pośpieszysz to nic nie powinno ci umknąć - dyrektor życzliwie się uśmiechnął i mnie odprawił. Wstałem z krzesła i nie żegnając się z pryncypałem opuściłem jego biuro. Zgodnie z poleceniem pobrałem niezbędne wykazy i po krótkiej lekturze skierowałem swoje kroki do sali nr 32, gdzie odbywała się lekcja języka polskiego. Dużą pomocą okazała się mapka szkoły wręczana razem z planem lekcji. To duży gmach i nie wiem czy bez wspomagaczy trafiłbym bez problemu na miejsce. Gdy zawitałem na 3 piętrze skrzydła B natrafiłem na salę numer 32. Stanąłem na chwilę przed drzwiami, wziąłem kilka głębokich oddechów i zapukałem. Po sekundzie nacisnąłem na klamkę i wszedłem do sali. Automatycznie 25 par oczu skierowało się w moim kierunku. Zawsze nienawidziłem tego momentu. Czułem się, jakby te wszystkie osoby przewiercały mnie swoim wzrokiem. Wszyscy patrzyli się na moje wytarte jeansy, starą bluzę i zużyty plecak. Dało się słychać kilka chichotów.
-Co tak stoisz kochanieńki? Zgubiłeś się? – zapytała polonistka w dość zaawansowanym wieku.
Otworzyłem usta i chciałem coś powiedzieć, jednak żaden odgłos nie wydostał się z mojego gardła.
-Dalej skarbeńku, wykrztuś to z siebie – ponaglała nauczycielka – Nie mamy całego dnia.
-Jestem nowym uczniem, skierowano mnie tutaj. – cicho wydukałem speszony.
Dało się słychać głosy dezaprobaty. Ten obdartus, tutaj?
-A to zmienia postać rzeczy. Jak się nazywasz pączuszku?
-Michał Kowalski.
-Ojej, nie mam cię jeszcze w dzienniku. No nic, zajmij jakieś miejsce mój drogi, właśnie zaczynaliśmy.
Jak zwykle zająłem miejsce w ostatniej ławce. Kilka osób obróciło się i pokręciło głowami by zamanifestować swoje niezadowolenie. Z trudem przełknąłem tą dotkliwą zniewagę, wyciągnąłem zeszyt i wsłuchałem się w wykład polonistki.
O 10:25 rozpoczęła się długa przerwa. Gdy większość klasy udała się zapewne do bufetu by kupić coś ciepłego do zjedzenia lub zapalić ja poszedłem pod salę nr 12, w której miały odbyć się zajęcia z chemii, usiadłem na ławce i wyciągnąłem z plecaka dwie kanapki z wątpliwej jakości konserwą przygotowane z miłością przez mamę i zacząłem je w spokoju jeść. Nie oczekiwałem od życia wiele, starałem się cieszyć z wszystkich dobrych rzeczy jakie przynosił mi los. Ostatnie wydarzenia jednak mocno nadwyrężyły moją wytrzymałość psychiczną. Byłem w ciągłej depresji, ogarniało mnie poczucie smutku i niesprawiedliwości. Byłem ciągle sfrustrowany, dlatego wolałem cierpieć w samotności. W spokoju konsumowałem kanapkę patrząc się w podłogę. Tą samotność postanowił przerwać pewien chłopak z mojej nowej klasy.
-Cześć- zagaił.
Na sekundę podniosłem wzrok i spojrzałem na przybysza. Był bardzo przystojny, miał chłopięcą urodę, czarne krótkie włosy, zielone oczy, a ubrany był w fajne markowe ubrania. Nie odpowiedziałem mu, ponieważ miałem pełne usta. Jedynie ulotny i wątły uśmiech na twarzy wskazywał, że w ogóle dostrzegłem jego obecność.
-Michał, tak? – zapytał
-Tak- odpowiedziałem cicho i wlepiłem wzrok w podłogę.
-Ja jestem Mateusz, ale możesz mi mówić Mati – powiedział chłopak uśmiechając się i jednocześnie wyciągając do mnie dłoń . Odwzajemniłem ten gest, jednak nic nie powiedziałem. Znałem ludzi takich jak on. Popularnych, bogatych, złośliwych, którzy zrobią wszystko włącznie z pozyskaniem twojego zaufania by cię skrzywdzić.
-Jak ci się podoba szkoła?-zapytał
Przez chwilę zastanawiałem się co odpowiedzieć. Po chwili wykrztusiłem proste –Jest spoko.
-To super. Nie przejmuj się tymi komentarzami. To ich taka naturalna reakcja na nowych.
-Nie przejmuję się. – powiedziałem nie odrywając wzroku od podłogi.
-Na pewno? No bo wyglądasz jakby cię to naprawdę gryzło i zastanawiam się czy…
- Ja… ja muszę iść. – powiedziałem, złapałem plecak i odszedłem. Nie podobał mi się kierunek, w jaki ta rozmowa zmierzała. Wyszedłem na socjopatę, ale cóż… przecież to prawda.



Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość normalnie. Nic nie wskazywało, że będzie dziać się coś niezwykłego. Na trzeciej lekcji jednak ktoś zapukał do naszej sali. Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł chłopak. Jego twarz wyrażała tonę emocji, szczególnie tych negatywnych. Sprawiał wrażenie osoby ciężko dotkniętej przez los. Smutek i depresja odciskały na nim wyraźne piętno. Ubrany był w stare wytarte jeansy, niemodną bluzę i trampki. Wypytany przez polonistkę wszedł w głąb sali i zajął miejsce w ostatniej ławce. Kilka osób odwracało się by pokazać że nie jest tu mile widziany, ja jednak popatrzyłem się na niego z politowaniem. Widać, że miał jakiś głęboki problem. Smutny wzrok wlepił w zeszyt i nie oderwał go od niego nawet na chwilę. W tym chłopaku było coś, co mnie do niego ciągnęło. Takie wewnętrzne wołanie o pomoc. Wołanie, obok którego nie mogłem przejść obojętnie. Dodatkowo był na swój sposób przystojny. Dobrze zbudowany, średnia długość włosów, miła twarz i chyba piwne oczy. W moim typie. Postanowiłem bliżej go poznać. Zerkałem na niego jeszcze kilkakrotnie w trakcie trwania tej lekcji, jednak on ciągle patrzył się w zeszyt.
Na długiej przerwie zrezygnowałem z zaproszenia kolegów aby to pójść na hot-doga do bufetu, a zamiast tego swoje kroki skierowałem pod salę nr 12, gdzie jak mniemałem znajdował się nowy chłopak. Rzeczywiście, siedział tam gdzie założyłem, jadł sobie spokojnie kanapkę. Gdy go zobaczyłem na myśl przyszedł mi obraz zbitego psa. Wpatrującego się w ziemię, z podkulonym ogonem. Tak samo wyglądał nowy. Podszedłem i usiadłem obok niego. Postanowiłem przełamać lody.
-Cześć – wesoło zagaiłem. Niestety nie odpowiedział mi, a na jego twarzy pojawił się uśmiechopodobny grymas mający zasygnalizować że mnie widzi.
-Michał, tak? – zapytałem.
-Tak- odpowiedział ledwo słyszalnym szeptem, po czym natychmiast wlepił wzrok w podłogę.
-Ja jestem Mateusz, ale możesz mówić mi Mati – starałem się brzmieć przyjacielsko by wzbudzić jego zaufanie. Niestety on zachowywał się jak saper rozbrajający bombę, podejrzliwie mnie badał i ważył każdy ruch. –Jak ci się podoba szkoła? – zapytałem po chwili ciszy. Zastanawiał się dość długo, a na końcu jedyne na co się zdobył, to stwierdzenie że „jest spoko”.
-To super. Nie przejmuj się ich komentarzami, to ich naturalna reakcja na nowych – starałem się dodać mu otuchy i pokazać, że nie każdy uważa go jako intruza.
-Nie przejmuję się – zapewnił, choć wydawało mi się, że ciche chichoty i niewybredne reakcje go głęboko dotknęły. Postanowiłem drążyć temat.
- Na pewno? No bo wyglądasz jakby cię to naprawdę gryzło i zastanawiam się czy… - nie dane było mi skończyć, gdyż Michał przerwał mi w połowie zdania
-Ja…ja muszę iść. – po czym wstał, zabrał plecak i odszedł.
Debil. Kompletny debil. - powiedziałem sobie w myślach. Po co to mówiłeś? Nie widzisz, że chłopak ma większe problemy, niż jakieś pierdoły? Lekko zbity z tropu obserwowałem jak Michał oddala się w bliżej nieokreślonym kierunku . Mogłem za nim podążać, jednak w wyraźny sposób dał mi do zrozumienia, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Jego zachowanie mnie nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie, postanowiłem za wszelką cenę dowiedzieć się co tego chłopaka trapi.


Wspiąłem się na czwarte, ostatnie piętro i wszedłem do toalety, która dzięki Bogu była pusta. Zamknąłem się w ostatniej kabinie, próbowałem się uspokoić jednak się nie udało. Krew się we mnie gotowała, tak mocno kopnąłem drzwi że pozostała w nich wielka dziura. Usiadłem i natychmiast się rozkleiłem. Kontrola nad emocjami wychodziła mi tragicznie. Każda próba wypytania mnie o moje sprawy kończyła się wybuchem złości. W takich sytuacjach przed oczami zawsze stawał mi koszmar, o którym za wszelką cenę starałem się zapomnieć. Ludzie jednak tego nie rozumieli i swoją wścibskością rozdrapywali stare rany.
Poczułem ukłucie w podbrzuszu. Uniosłem bluzę i zobaczyłem, że opatrunek zaczął przeciekać, krew przesączyła się już przez podkoszulkę i dosięgła i tak już sfatygowanej bluzy. Jakby przygód na jeden dzień nie było za dużo! Ze złości chciałem krzyczeć i wszystko demolować, jednak wzburzenie spowodowałoby, że krew ciekłaby jeszcze szybciej. Zadzwonił dzwonek. Odczekałem jakąś minutę aby korytarze się opróżniły. Po tym trzymając się za brzuch i starając zamaskować czerwoną plamę otworzyłem drzwi i wyszedłem z toalety.


Przez resztę przerwy gryzło mnie sumienie. Zadałem głupie pytanie, dotknąłem wrażliwej strefy, być może nawet go obraziłem. Chciałem go odnaleźć i przeprosić. Szukałem dosłownie wszędzie, lecz nie mogłem go nigdzie dostrzec. Przemierzałem właśnie czwarte piętro, kiedy zadzwonił dzwonek. Zrezygnowany zawróciłem w kierunku pokoju numer 12. Kiedy przechodziłem obok toalety drzwi się uchyliły i nie rozglądając się z pomieszczenia wyszedł Michał. Nie zobaczył mnie, trzymając się za brzuch szybkim krokiem kierował się ku schodom. Nie tworząc zbytniej ilości hałasu podbiegłem do niego i złapałem go za bark.
-Hej słuchaj, Michał, głupio wyszło i chciałem przeprosić... - w tym momencie nowy się odwrócił i zobaczyłem czemu kurczowo trzyma się za brzuch - O.Mój.Boże. Co się stało?! - zapytałem zszokowany.
-Nie...nic. Pójdę do domu się ogarnąć. - powiedział i natychmiast chciał odejść.
-Kto ci to zrobił? Ktoś stąd?- zapytałem znów podbiegając.
-Nie twój interes. A teraz mnie zostaw - wycedził i znów starał się uciec. Ja jednak po raz kolejny podbiegłem.
-Trzeba iść do pielęgniarki, krwawisz. - powiedziałem.
-Nie, nie trzeba. Zostaw mnie, pójdę już do domu. - ostatecznie się odwrócił i zbiegł ze schodów. Nie wiedziałem co zrobić. Coś było z nim nie tak, coś mu się stało, ale ja nie znałem go na tyle dobrze by go siłą zatrzymywać. Pozwoliłem mu odejść.


Kolejny dowód na to, że moje życie to pasmo porażek i nieszczęść. Tak jakby cały wszechświat sprzysiągł się przeciwko mnie. Wychodząc z toalety z zamiarem przemknięcia niezauważalnie do drzwi wejściowych spotkałem osobę, którą chciałem spotkać najmniej, a mianowicie wścibskiego i podejrzanego Mateusza. Znów chciał wsadzić nos w nie swoje sprawy, ale na szczęście bezboleśnie udało mi się go spławić. Aż do wyjścia nikt mnie już nie niepokoił. Wyciągnąłem z plecaka kurtkę i owinąłem ją wokół pasa, tak żeby już nikt mnie na ulicy nie zaczepiał. Z wielkim trudem przebyłem te 1,5 km dzielące moją szkołę od mieszkania. Kiedy w końcu niemal wczołgałem się na 3 piętro zmęczony i spocony położyłem się na podłodze w korytarzu. Szybko podeszła moja matka, która jak się złożyło jest wykwalifikowaną pielęgniarką z wieloletnim doświadczeniem.
-Chryste synku, co się stało? - zapytała pełna troski
-Chyba szwy puściły - odpowiedziałem jednocześnie podnosząc bluzę.
-Czyś ty zwariował?! Trzeba było iść do pielęgniarki! - niemal krzyknęła.
-No przecież przyszedłem - zdobyłem się na uśmiech.
-Michał!
-Mamo! Ostatnie czego mi trzeba to iść przez całą szkołę brocząc krwią i meldować się u pielęgniarki. Ta zaraz by wezwała pogotowie i szlag by trafił strategię nie wychylania się. - odparłem.
-Poczekaj tu, pójdę po zestaw do szycia.
Mama wróciła po chwili, przemyła ranę , założyła nowe szwy w miejsce wadliwych i starannie wszystko opatrzyła. Wróciły mi siły i znów mogłem wstać.
-Pierwszy dzień w szkole a tu taka akcja. Moje życie to jednak gówno.
-Nie mów tak synku. Zdarza się.
-Tak? Dlaczego tylko mnie?
-Cudem z tego wyszedłeś. Miałeś dużo szczęścia, takie rany niemal zawsze są śmiertelne. Powinieneś być wdzięczny opatrzności. - spokojnie zawyrokowała mama.
-O tak. Codziennie dziękuję za bagno, w jakim żyję. - sarkastycznie odpowiedziałem - Dzięki mamo. - dałem jej buziaka - Idę się położyć, zmęczony jestem.


-A gdzie ten obdartus? - zapytał Tomek, kiedy nauczyciela jeszcze nie było - Już mu się znudziło?
Cała klasa wybuchła śmiechem. Co za banda skończonych skurwysynów.
-Dajcie spokój, z tego co wiem źle się poczuł i musiał iść. - powiedziałem w obronie Michała.
-A ty co, adwokat? Mam nadzieję że brudas już nie wróci. - znów Tomek. I znów cała klasa klakierów śmiała się rzęsiście.
-Nie mów tak, co on ci zrobił? - zapytałem lekko poirytowany.
-Oj Mati, ucisz się tam już i nie odzywaj się jak cię nikt nie pyta. - powiedziała Nikola, a cała klasa udzieliła jej aprobaty. Ja posłuchałem się rady i odwróciłem się w stronę okna. Rozmyślałem o nowym chłopaku. Co mu się stało? Co go trapi, dlaczego był taki nieufny i niedostępny? Gdzie jest teraz?
Moje rozmyślania przerwał nauczyciel wchodzący do klasy. Jedno jest pewne. Muszę dowiedzieć się o co tutaj biega.

Koniec części I. Piosnka na dziś: Joy Williams - Speaking a Dead Language.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Nie 13:33, 22 Gru 2013, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 8:58, 11 Gru 2012    Temat postu:

Sprawnie napisane, na razie tyle.
Kilka uwag. Wprowadź większy interwał czasowy pomiędzy poszczególnymi perspektywami, teraz trochę się to zlewa, wydaje mi się, że ciekawiej by to wyglądało, gdyby perspektywa Matiego była tylko jeden raz na końcu odcinka, ale to moje zdanie. Nie powtarzaj tego samego dialogu dwa razy, raz z perspektywy Michała a raz Matiego, to niepotrzebne i nic nowego nie wnosi.
Zabrakło elementu przedstawienia się przez Michała, stąd Mati wyszedł na jasnowidza. Przyjęcie Michała do szkoły i jego pojawienie się w klasie nieco spłyciłeś.

A co z opowiadaniem "Stalen&Time Machine Inc."?

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Wto 10:34, 11 Gru 2012    Temat postu:

Konstruktywna krytyka w Twojej wypowiedzi oczywiście. Postaram się zastosować do pewnych rad. Przedstawienie tylko tego jednego dialogu z dwóch perspektyw wydało mi się potrzebne z powodu konieczności ukazania toku myślenia i intencji obu bohaterów. Jak widzisz później to już się nie powtórzyło.
Błąd z brakiem przedstawienia poprawie, dzięki.

PS. Stalen będzie dziś późnym wieczorem lub jutro rano Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chomiccerro
Dyskutant



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 13:08, 11 Gru 2012    Temat postu:

Zapowiada się kolejne bardzo fajne opowiadanie Smile Nie każ czekać długo na kolejną część Smile
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jerry900
Debiutant



Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 20:03, 12 Gru 2012    Temat postu: :D

Kurde, opowiadanie zapowiada się znakomicie.
Już dawno nie czytałem czegoś tak interesującego.
Już na tym etapie widać, że opowiada ono życie zwykłych ludzi, nie jakieś wyidealizowane postacie, piękne i idealne, cudowne i nieskazitelne... Nie, widać tutaj typowy kontrast zwykłych dzieciaków w zwykłej szkole, tych biedniejszych i tych bogatszych. Pokazane jest idealnie jak "ci lepsi" traktują tych "gorszych".
Taka jest szkolna rzeczywistość i dlatego to opowiadanie zapowiada się wręcz zajebiście Tongue out (1)
Szczerze to mam dość opowiadań w których są idealni bohaterowie, jak wcześniej pisałem bez skazy. Bo tacy ludzie nie istnieją, więc warto pisać o takiej zwykłej codzienności, jak w tym opowiadaniu.
Znając życie to stwierdzicie, że zbyt słodzę, ale naprawdę dawno nie było takiego ciekawego opowiadania Smile
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy Smile
Gabriel.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Pią 20:26, 28 Gru 2012    Temat postu:

Prezentuję drugą część tego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba. Z góry przepraszam za wszelkie błędy gramatyczne, stylistyczne i logiczne (kto czytał "W zdrowiu i chorobie" ten wie o co chodzi).

II

Palą mnie wszystkie mięśnie. Nogi odmawiają posłuszeństwa, płuca pieką i nie przyjmują już tlenu. Zmuszam się praktycznie do każdego kroku. Uciekam ciemną uliczką przed największym koszmarem mojego życia. Wykrzesuje ze swojego ciała ostatnie rezerwy energii. Doskonale wiem, że jeżeli się zatrzymam to zginę. Ogarnia mnie bezsilność, opadam z sił.
Może to i lepiej. Po co to ciągnąć? Zatrzymaj się i zmierz się ze swoim przeznaczeniem.
Nie. Nie mogę zostawić mamy, nie poradzi sobie beze mnie. Jeszcze tylko gdybym miał pewność, że gdy mnie zabraknie to ona będzie bezpieczna. Ale ją pewnie czeka to samo. Nie mogę się poddać, chociażby ze względu na nią. Uciekam, choć wiem że długo już nie wytrzymam. Powoli zwalniam. Oglądam się za siebie . Niczego nie widzę. Może go zgubiłem, może już po wszystkim? Bieg zamieniam w trucht. Jeszcze kilka metrów, chcę mieć całkowitą pewność. Odwracam się za siebie. Czysto, jestem już bezpieczny. Teraz muszę jak najszybciej ostrzec mamę!
Ktoś łapie mnie za kurtkę i odpycha tak mocno, że upadam. Unoszę wzrok i widzę to czego najbardziej się obawiałem. Przeszłość mnie dogoniła.
-W końcu cię dopadłem mała gnido.
Próbuję się odczołgać, jednak za plecami napotykam ścianę. Nie ma już gdzie uciekać.
-Nie wierzgaj, dobrze wiedziałeś że w końcu do tego dojdzie.
-Proszę, nie rób mi krzywdy - zacząłem błagać
-Trzeba było pomyśleć o tym dwa lata temu - mówi napastnik łapiąc mnie jednocześnie za kurtkę i podnosząc do góry - Teraz już za późno. Musisz zapłacić.
Księżyc odbił się w połyskliwym ostrzu. Czułem jak serce mi wali, nie mogłem oddychać. Wiedziałem że koniec jest blisko. Zamachowiec powoli niczym sadysta czerpiący przyjemność z cierpienia wbił nóż w moje podbrzusze. Ostrze weszło w ciało niczym w masło. Wystarczyło mi sił by krzyknąć, najgłośniej jak tylko potrafiłem...

Krzycząc z przerażenia obudziłem się o 2 w nocy. Koszulka mokra od potu przykleiła się do ciała. Łapałem głębokie i szybkie hausty powietrza, starałem się uspokoić, wyregulować oddech. Dotknąłem opatrunku, rana była wciąż świeża i nadal bolała przy dotyku, jednak szwy wytrzymały. Powoli zacząłem odzyskiwać równowagę, kiedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się i zabłysło światło. To moja mama, którą zapewne obudziłem histerycznym krzykiem.
-Nic ci nie jest synku? - zapytała z troską.
Pokręciłem jedynie głową.
-Znów ten sen?
Kiwnąłem twierdząco po czym się rozpłakałem. Mama podeszła, usiadła obok i mocno mnie przytuliła.
-Już dobrze kochanie, to tylko sen. Wszystko będzie dobrze. - mówiła mi do ucha.
Wcale nie będzie. On znów nas dopadnie, nawet na krańcu świata. To tylko kwestia czasu.
Siedziała tak ze mną przez blisko pół godziny. Gdy się położyłem siedziała przy łóżko przez kolejne 40 minut, po czym poszła spać zostawiając drzwi do mojego pokoju uchylone. Ja jednak tej nocy nie odważyłem się już zamknąć oczu.

Drugi dzień w nowej szkole. Mam nadzieję, że limit odpałów już się wyczerpał. Mam się nie wychylać, to wyraźne polecenie.
Wstałem z łóżka po siódmej. Zarówno podkoszulka jak i bluza czekały na wypranie, zmuszony więc byłem ubrać drugi zestaw równie starych i sfatygowanych łachmanów. Trudne jest życie uciekiniera. Spakowałem kilka zeszytów do plecaka i poszedłem do kuchni, gdzie czekała już na mnie moja mama. Kiedy wszedłem do pomieszczenia robiła mi jakieś kanapki. Nawet nie chcę dociekać z czym. Podszedłem, ucałowałem ją w policzek i oparłem się o blat.
-Jak stoimy z pieniędzmi, mamo? - zapytałem.
-Przed chwilą wydałam ostatnie drobniaki na chleb - powiedziała ze zrezygnowaniem - Wczoraj miał przyjechać ktoś z komendy i dać nam kolejną transzę, jednak się nie zjawił. Może zrobią to dziś?
-Nie możemy być na ich łasce, mamo. - chwilę zastanawiałem się co począć. - Coś załatwię.
-Michał, tylko choćby nie wiem co nie zaniedbuj szkoły, dobrze? - powiedziała wręczając mi kanapki.
Uśmiechnąłem się tylko i wyszedłem.
Spod domu wprost pod drzwi szkoły jechał autobus. Niestety nie było nas stać na bilet miesięczny, musiałem więc przygotować się na codzienne spacery. Ale to nic, lubię spacerować, byle nie po zmroku. Pogoda była zgoła odmienna niż dnia wczorajszego. Obrzydliwa, deszczowa plucha ustąpiła miejsca prawdziwej polskiej złotej jesieni. Uwielbiam taką aurę, więc te 1.5 km przeszedłem niemal tego nie zauważając.
Kiedy wspinałem się po schodach wejściowych dostrzegłem małe zamieszanie przy głównych drzwiach. Stał tam niemały tłum. Spokojnie podszedłem, pchnąłem skrzydło i wszedłem do środka. Od razu dostrzegłem tą zarazę Mateusza, który od samego początku uprzykrza moje i tak trudne życie. Stał przy dyżurce portiera w towarzystwie pewnego nauczyciela. Ten drugi od razu do mnie podszedł i zapytał.
-Dobrze się czujesz, chłopcze? Źle wyglądasz, czy coś się stało?
Zdziwiły mnie te pytania. O co może chodzić...? O nie. Ten cholerny wścibski Mateusz rozgadał co wczoraj widział! Chciałem się na niego rzucić i obić mu ten słodki pysk, jednak musiałem odpowiedzieć na zadane pytanie.
-Nic się nie stało. - powiedziałem cicho.
-Doprawdy? - zapytał - Pójdź proszę ze mną do gabinetu dyrektora.
No i strategię pozostania w cieniu dziś definitywnie trafił szlag. A wszystko przez tego pajaca! Posłałem mu piorunujące spojrzenie, które skwitował miną zdziwionego.
-Marszałkowski! Ze mną! - krzyknął nauczyciel. Mateusz dołączył do nas i szedł obok mnie.
-Przepraszam, musiałem. - szepnął. Ja patrzyłem się tylko w podłogę, choć miałem szczerą ochotę mu przywalić. Właził zabłoconymi buciorami w moje życie, samemu mając idyllę. Co za tupet!
Dotarliśmy do gabinetu dyrektora. Poprosił nas obu do środka i kazał usiąść.
-Panie Michale, to pana drugi dzień w tej szkole a już pan ląduje w moim gabinecie.
-Nie prosiłem się o to - cicho oznajmiłem wpatrując się w swoje buty.
Dyrektor na chwilę zamilkł. Po chwili przemówił do Mateusza.
-Co wczoraj widziałeś Marszałkowski?
Nie odrywałem wzroku od podłogi, jednak kątem oka zobaczyłem że ta żmija najpierw na mnie spojrzała, a później dopiero zaczęła donosić.
-Cóż, przechodząc około minutę po dzwonku w pobliżu toalety na czwartym piętrze zobaczyłem że kolega krwawi. Domniemałem, że został tam pobity lub zraniony. Trzymał się kurczowo za brzuch.
-Co odpowiesz na to, Michale? - zapytał dyrektor.
-Koledze musiało się przewidzieć.
-Tak? To podciągnij bluzę! - powiedział Mateusz. Bóg mi świadkiem, że w tamtej chwili chciałem go zabić!
-Właśnie panie Michale. Proszę podciągnąć bluzę. - zawyrokował dyrektor.
Wtedy po raz pierwszy podniosłem wzrok i powiedziałem do pryncypała:
-Nie ma pan prawa wydawać mi takich poleceń.
-Drogi chłopcze, załatwimy to po dobroci, albo na podstawie doniesień zawiadomię policję i oni przejmą śledztwo. Chciałbyś tego?
Gotowałem się od środka. Najchętniej zatłukłbym jednego i drugiego. Zdenerwowałem sie tak mocno, że skoczyło mi ciśnienie i zacząłem szybciej oddychać. Niestety, nie dali mi wyboru. Policja to ostatnie czego bym tu chciał. Muszę spełnić to niesprawiedliwe polecenie. Z wściekłością wstałem odsuwając z hałasem krzesło. Rozpiąłem zamek bluzy i zrzuciłem ją na podłogę. Delikatnie podniosłem podkoszulkę pokazując opatrunek na podbrzuszu w taki sposób, aby jeden i drugi wszystko dobrze zobaczył. Na białej opasce było widać podłużny ślad krwi o długości około 2.5 cm. Po kilku sekundach opuściłem podkoszulkę i usiadłem na krześle tradycyjnie wlepiając wzrok w podłogę.
-Kto ci to zrobił Michale? Powiedz, a wszystkim się zajmiemy.
Chwilę się zastanawiałem siedząc nieruchomo. Po minucie wstałem i podniosłem bluzę. Z kieszeni wyciągnąłem portfel, a z niego zgiętą na cztery kartkę i wręczyłem ją dyrektorowi. Ten ją przestudiował, oddał mi ją z powrotem i powiedział:
-Jest pan wolny.
-Ale jak to? - dociekał Mateusz.
-Nie twój interes, Marszałkowski! Precz mi z gabinetu!
Złapałem plecak i wyszedłem. Szybkim krokiem zmierzałem w kierunku wyjścia, musiałem zaczerpnąć odrobiny świeżego powietrza. Usłyszałem, że parę sekund po mnie z gabinetu wyszedł Mateusz i zaczął mnie gonić.
-Zaczekaj!
Nie mam najmniejszego zamiaru.
-Hej stój! Co mu pokazałeś? - zapytał gdy podszedł na odpowiednią odległość. Odwróciłem się wtedy na pięcie i przybiłem łokciem do ściany.
-To boli! - zapiszczał.
-Stul pysk!
Był taki bezbronny, taki niezdarny. Mogłem zrobić z nim co chciałem. Moja twarz była około pięć centymetrów od jego ust. Czułem jego oddech. To uczucie było takie podniecające i napawające władzą.
-Odpierdolisz się ode mnie w tej chwili. Przestaniesz się interesować moimi sprawami. Zapomnisz o mnie, nie będziesz mnie widział. Zrozumiałeś?
Szkoda że musiałem traktować go tak ostro, ale sam się o to prosił. Przez dłuższą chwilę się we mnie wpatrywał, ale nic nie odpowiedział. Wtedy silniej naparłem na niego łokciem i zapytałem ponownie.
-Zrozumiałeś?!
-Ała, zrozumiałem – krzyknął. Wtedy go puściłem i szybkim krokiem odszedłem nie oglądając się za siebie. Zdenerwowany wyszedłem ze szkoły by złapać kilka świeżych oddechów.

Zdziwił mnie ten dziwny akt przemocy skierowany w moim kierunku. Ta aura tajemniczości coraz bardziej mnie intrygowała. I chociaż przed sekundą powiedziałem, że przestanę się nim interesować wcale nie miałem takiego zamiaru. Leżałem oparty o ścianę masując klatkę piersiową obolałą po tym niespodziewanym ataku. Rozglądając się wkoło siebie dostrzegłem kawałek papieru leżący około 5 metrów ode mnie. Była to kartka zgięta na cztery. Czyżby Michał w swym roztargnieniu zgubił ten tajemniczy dokument, który kilka chwil temu pokazał dyrektorowi? Bez wahania wstałem i podszedłem bliżej. Schyliłem się i złapałem kartkę. Rozłożyłem ją i zacząłem czytać. To co tam znalazłem całkowicie zbiło mnie z tropu. Przeczytałem pismo kilka razy, starając się cokolwiek zrozumieć. Oficjalnym urzędowym stylem, opatrzonym kompletem pieczęci i podpisów dokument informował każdego czytającego, że osoba go posiadająca zwolniona jest z jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej lub cywilnej, a wszelkie władze państwowe, samorządowe czy administracyjne pod groźbą kary odstąpią od zatrzymania, przesłuchiwania czy zadawania pytań posiadaczowi dokumentu. Brzmiało to tak nieprawdopodobnie, że w pierwszej kolejności pomyślałem o amerykańskim filmie akcji. Co to może oznaczać? Kim jest Michał? Jakie ma tajemnice? Na te pytania postanowiłem odnaleźć odpowiedzi.
Schowałem kartkę do kieszeni i zbiegłem na dół kierując się do wyjścia. Podejrzewałem że właśnie tam go znajdę. Nie pomyliłem się, był na podwórzu szkoły i siedział na ławce skierowany plecami do mnie. Wpatrywał się w ziemię. Podszedłem cicho najbliżej jak tylko mogłem.
-Michał?-zapytałem niepewnie. Ten gdy tylko usłyszał mój głos otarł rękawem twarz i przemówił.
-Przed chwilą nie wyraziłem się jasno?
-Płaczesz?
-Nie twój pieprzony interes. Czego chcesz? – zapytał w ogóle się do mnie nie odwracając.
-Zgubiłeś to – przez ramie podałem mu kartkę. Gdy rzucił na nią okiem natychmiast zerwał się na nogi i zaczął macać się po kieszeniach. Kiedy odkrył że rzeczywiście nie ma tam tego czego szukał spojrzał mi prosto w oczy i zapytał.
-Czytałeś?
-Ja? Nieee… - nie mogłem uwierzyć jak idiotycznie mój głos brzmiał. Tylko debil by mi uwierzył. Nawet skłamać nie potrafiłem dobrze. Logiczne było że Michał też nie uwierzy. Dostrzegłem gniew w jego oczach. Natychmiast podszedł i zamachnął się chcąc wymierzyć mi cios. Ja zgiąłem się i zamknąłem oczy w bezwarunkowym odruchu obrony. Czekałem na uderzenie, które jednak nie nastąpiło. Uchyliłem powieki i zobaczyłem że Michał znów siedzi na ławce. Bez zastanowienia podszedłem i usiadłem obok niego. Oczy znów mu się zeszkliły. Wyciągnąłem chusteczkę i mu podałem.
-Idź i rozgadaj że nowy nie dosyć że brudas to jeszcze mazgaj! Będziecie mieli podwójny ubaw! – powiedział wyrywając chusteczkę.
-Ja nie jestem taki jak oni. Chcę ci pomóc – odpowiedziałem.
-Mi nie można pomóc.
-Spróbujmy. Zacznijmy od tego co oznacza to pismo.
-Powiedział ci ktoś, że jesteś wścibską mendą? –zapytał.
-Mama, tata, babcia, dziadek, wszyscy wujkowie i kuzyni. – po raz pierwszy dostrzegłem przelotny uśmiech na jego twarzy. – To jak będzie?
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Jak mam ci pomóc, skoro nie chcesz mi powiedzieć?
-Zrozum upierdliwcze, że pomiędzy chcieć, a móc jest zasadnicza różnica.
-To znaczy, że chcesz, a nie możesz? – zapytałem dowcipnym tonem żeby się upewnić. Wtedy on odwrócił się w moją stronę i zaczął mi się przyglądać. Zadziwiające ile zmęczenia prezentował ten zaledwie nastoletni wzrok. Był smutny i ociężały, nieszczęśliwy i otumaniony. Oczy miał podpuchnięte, tak jakby nie spał całą noc. Od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy. Teraz dostrzegłem jak bardzo ten chłopak jest doświadczony przez los.
-Fajny jesteś. Ale wkrótce się przekonasz.
-O czym? – zapytałem zdziwiony.
-Że zdecydowanie nie jestem osobą z którą chciałbyś się zadawać.- wypowiedziawszy te słowa wstał z ławki i poszedł do szkoły jak gdyby nigdy nic zostawiając mnie skonfundowanego na dworze.

Okazało się, że wczoraj podczas mojej nieobecności zadano mnóstwo pracy domowej. Ku mojemu przerażeniu przekonałem się, że tutejsi nauczyciele są bezlitośni i nie dają taryfy ulgowej nowym uczniom. Na dzień dobry dostałem pałę z matematyki, biologii i angielskiego. Cóż za wspaniałe rozpoczęcie przygody z nową szkołą… Po porannym epizodzie dostrzegłem że Mateusz dość często mi się przygląda. Zazwyczaj zastawał mnie ze wzrokiem wlepionym w ławkę, jednak ja kątem oka go dostrzegałem. Teraz wiem, że to osoba miła i pełna empatii. Szkoda, że nie mogłem z nim szczerze porozmawiać. Sam fakt, że widział pismo mogło mnie wpędzić w niezłe kłopoty. Chłopak teraz nie zaprzestanie prób dowiedzenia się o co chodzi i w ostateczności doprowadzi do katastrofy. Najgorszy jest fakt, że nie wiedziałem jak mu to wszystko wyperswadować.
Gdy lekcje się skończyły postanowiłem rozwiązać problem braku pieniędzy w naszym domu. Policjancie grali sobie w kulki, a my nie mieliśmy co jeść. Nie możemy ciągle żyć na ich łasce. Od dziecka interesowałem się motoryzacją. Pochłaniałem jednym tchem czasopisma i książki o zawiłych technologicznych tajnikach nowoczesnych silników spalinowych. W poprzedniej rzeczywistości mojego życia non stop siedziałem z nosem w laptopie śledząc diagnostyczne programy komputerowe. To była moja pasja i muszę się przyznać, że byłem w tym cholernie dobry. W tym kierunku chciałem podążyć. Przechodząc bardziej przemysłową dzielnicą miasta natrafiłem na mały warsztat samochodowy. Co mogę stracić? Wszedłem do środka i poprosiłem o spotkanie z kierownikiem. Po chwili z gabinetu wyszedł około pięćdziesięcio letni mężczyzna w marynarce i jeansach.
-W czym mogę pomóc chłopcze? – zapytał przyjacielskim tonem.
-Proszę się nie zrazić moją śmiałością, ale czy nie potrzebowałby pan małej pomocy przy samochodach?
-Chcesz tu dorabiać? A jakie ty możesz mieć kwalifikacje młodziku – wyczułem lekką nutę sarkazmu.
-Ja… - w tym momencie podszedł do nas umorusany chłopak w wieku około dwudziestu lat i bezczelnie mi przerwał.
-Szefie, nie wiemy co z tym Fordem.
-No to masz czas do jutra żeby się dowiedzieć parszywy głąbie!
Chłopak nie polemizował z szefem. Odszedł zostawiając nas samych.
-Mogę sprawdzić co z tym Fordem? –zapytałem nie czekając na reakcje właściciela.
Mężczyzna chwilę się zastanawiał, po czym odpowiedział.
-Dobrze, niech to będzie twój test. Jak dowiesz się o co chodzi, to cię zatrudnię. Ale ostrzegam, te matoły męczą się z nim już drugi dzień.
Przez drzwi przeszliśmy do hali warsztatu. Tam stał zielony Ford Mondeo, rocznik około 2007. Bez zbędnych ceregieli zabrałem się do roboty. Stanąłem nad silnikiem i poprosiłem młodego mechanika aby spróbował go odpalić. Ten usiadł za kierownicą i przekręcił kluczyk. Rozrusznik próbował zastartować motor, jednak się nie powiodło. Ja natomiast już podejrzewałem o co może chodzić.
-Ma pan ELM27? – zapytałem szefa. Ten tylko gwizdnął na jednego pracownika i już po chwili miałem w ręku laptopa z kablem diagnostycznym. Podłączyłem go do gniazda pod kierownicą i sczytałem błędy. Teraz już wiedziałem na pewno co dolega temu samochodowi.
-To wtryskiwacze. – zawyrokowałem
-Niemożliwe, komputer nie zgłasza takiego błędu! – zaprzeczył mi młody mechanik.
-Tak, ale Fordy słyną z błędnej diagnostyki systemu. Komputer rejestruje błąd dotyczący pompy wtryskowej, jednak z nią wszystko jest w porządku co wskazuje ciśnienie na szynę CR. Jak próbowałeś odpalić dało się słyszeć ciche postukiwania z określoną częstotliwością. To spalanie stukowe. Nie uczą teraz o tym w szkołach? – zapytałem i dostrzegłem, że młody się czerwieni ze złości – Stawiam na zaworki, pewnie od chrzczonego paliwa. Ma pan zapasowe wtryskiwacze? – szef był wyraźnie zszokowany, znów gwizdnął i po chwili miałem od dyspozycji cztery nowe wtryskiwacze. Wykręciłem stare, wkręciłem nowe, zaprogramowałem je do komputera samochodu i przekręciłem kluczyk. Miałem szczerą nadzieję, że dobrze zdiagnozowałem usterkę, bo to moja jedyna szansa na jutrzejszy obiad. Rozrusznik kręcił trzy sekundy, po czym silnik ładnie odpalił przyjemnie mrucząc. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Wyszedłem z samochodu i podszedłem do właściciela.
-Zaczynasz od jutra. – to jedyna na co się zdobył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 12:46, 29 Gru 2012    Temat postu:

Arek, akcja się rozkręca i zaczyna mnie wciągać. Podobało mi się czekam na kolejny odcinek.

P.S. Kiedy ta kawa we Wrocławiu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Sob 14:14, 29 Gru 2012    Temat postu:

Kiedy tylko się tu zjawisz Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ciastek123
Dyskutant



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Włocławek

PostWysłany: Śro 19:54, 02 Sty 2013    Temat postu:

Mam nadzieję , że nie będę musiał czekać długo na kolejną część bo opowiadanie fajnie się zapowiada Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 21:34, 05 Sty 2013    Temat postu:

Mam nadzieję że nie dasz nam długo czekać, postaraj się proszę, pozdrawiam serdecznie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 15:49, 06 Sty 2013    Temat postu:

NIE, NIE, NIE. Po prostu nie mogę tego przemilczeć. Arku, co się porobiło? W zdrowiu i w chorobie oraz Primum non nocere są perełkami. Mnie osobiście chwyciły za serce i lubię do nich wracać. Nawet Stalen&Time Machine Inc. zaczęło się rozkręcać, chociaż początkowo byłam sceptyczna, bo nie były to zbytnio moje klimaty. Ale to opowiadanie...jakoś nie trafia do mnie. Wydaje mi się naciągane do granic możliwości. Wiem, że nie mam świadomości jak potoczą się dalsze losy Michała. Jednak jego charakter, zachowanie...nie wiem jak to ubrać w słowa, ale coś mi nie pasuje. Mam jednak nadzieję, że wraz z dalszym ciągiem przekonam się do tego opowiadania. Zawsze Cię podziwiałam, za łatwość przekazywania emocji i wyżej wymienionych dziełach twojego autorstwa, jednak, z przykrością muszę stwierdzić, że Zbaw mnie od złego to nie to.

vergilius napisał:
Poczułem ukłucie w podbrzuszu. Uniosłem bluzę i zobaczyłem, że opatrunek zaczął przeciekać, krew przesączyła się już przez podkoszulkę i dosięgła i tak już sfatygowanej bluzy. Jakby przygód na jeden dzień nie było za dużo! Ze złości chciałem krzyczeć i wszystko demolować, jednak wzburzenie spowodowałoby, że krew ciekłaby jeszcze szybciej. Zadzwonił dzwonek. Odczekałem jakąś minutę aby korytarze się opróżniły. Po tym trzymając się za brzuch i starając zamaskować czerwoną plamę otworzyłem drzwi i wyszedłem z toalety.

-Trzeba iść do pielęgniarki, krwawisz. - powiedziałem.
-Nie, nie trzeba. Zostaw mnie, pójdę już do domu. - ostatecznie się odwrócił i zbiegł ze schodów. Nie wiedziałem co zrobić. Coś było z nim nie tak, coś mu się stało, ale ja nie znałem go na tyle dobrze by go siłą zatrzymywać. Pozwoliłem mu odejść.

Z wielkim trudem przebyłem te 1,5 km dzielące moją szkołę od mieszkania. Kiedy w końcu niemal wczołgałem się na 3 piętro zmęczony i spocony położyłem się na podłodze w korytarzu. Szybko podeszła moja matka, która jak się złożyło jest wykwalifikowaną pielęgniarką z wieloletnim doświadczeniem.

-Mamo! Ostatnie czego mi trzeba to iść przez całą szkołę brocząc krwią i meldować się u pielęgniarki. Ta zaraz by wezwała pogotowie i szlag by trafił strategię nie wychylania się. - odparłem.


Odniosę się do tych czterech fragmentów w ten sposób:
Nie wyobrażam sobie dzieciaka, który idzie półtora kilometra z raną w brzuchu, daje radę jeszcze wejść do domu i rozmawia jakby nigdy nic z matką. Przed tym jeszcze urządza sobie maraton po schodach w szkole. Wybacz, ale przemawiają do mnie realne sytuacje.
Ponadto, każdy normalny na umyśle, gdyby zobaczył krwawiącego chłopaka, czym prędzej kogoś by o tym zawiadomił, a nie milczał a później przeżywał wewnętrzne rozterki, dlaczego to pozwolił mu odejść.

Zapewne mogę się spodziewać rozległego kontrkomentarza, mając na uwadze inne sytuacje.

Cóż mogę jeszcze powiedzieć, powtarzam się, ale liczę, że się przekonam do tego opowiadania, bo lubię Twój styl piania, ale tu piję do treści.

Pozdrawiam!


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 15:50, 06 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Nie 20:31, 06 Sty 2013    Temat postu:

Przykro mi, że Ci się nie spodobało. Liczyłem się jednak z taką możliwością. Na logikę rzecz biorąc nie ma opowiadania, które przypadłoby do gustu każdemu. Dziękuję za słowa krytyki, postaram się zastosować do twoich cennych rad.

PS. Ja jestem ścisłowiec, pracuję w branży technicznej, studiuje na polibudzie. Nie mam zielonego pojęcia jak "W zdrowiu i chorobie" oraz "Primum non nocere" zyskało tak dobre recenzje. To niemalże cud, zważywszy, że szkołę skończyłem z marną trójką z polskiego Smile
Proszę o pohamowanie oczekiwań, bo pisarz ze mnie niedzielny i takie przebłyski już raczej się nie powtórzą (choć bardzo bym chciał!).

PS2. Z rozprutymi szwami da się iść, uwierz mi mam w tej materii doświadczenie. Boli jak cholera (trzeba mocno uciskać), ale iść się da

Pozdrawiam również!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Nie 21:15, 06 Sty 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 22:30, 06 Sty 2013    Temat postu:

vergilius napisał:
... Nie mam zielonego pojęcia jak "W zdrowiu i chorobie" oraz "Primum non nocere" zyskało tak dobre recenzje. To niemalże cud, zważywszy, że szkołę skończyłem z marną trójką z polskiego Smile
Proszę o pohamowanie oczekiwań, bo pisarz ze mnie niedzielny i takie przebłyski już raczej się nie powtórzą (choć bardzo bym chciał!).

PS2. Z rozprutymi szwami da się iść, uwierz mi mam w tej materii doświadczenie. Boli jak cholera (trzeba mocno uciskać), ale iść się da...


Arek napiszę bardzo krótko i bardzo dosadnie! Chłopie pieprzysz bez sensu!!! Miałem być nawet wulgarny, ale się powstrzymałem, i ochłoń zanim Ci żyłka pęknie.

Jak sam jeszcze nie pojąłeś dlaczego "W zdrowiu i chorobie" jest tak dobre, to dam Ci małą podpowiedź, bo tam zawarłeś zajebiście duży, ogromny i oszałamiający ładunek emocji, one wręcz wypływają z każdego czytanego zdania, całe opowiadanie nimi ocieka. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że w tym opowiadaniu zawarłeś samego siebie.
I jak sam widzisz nie trzeba było do tego piątki z polskiego i ukończenia studiów humanistycznych, przecież jesteś tego najlepszym przykładem, chyba, że zaprzeczysz autorstwa tego opowiadania.

Nie mam zamiaru hamować swoich oczekiwań, umiałeś napisać tamto opowiadanie, to postaraj się przy kolejnych, jestem pewien, że potrafisz i nie jest to kadzenie. Postaraj się bardziej wczuć w postacie, które kreujesz i włóż w to więcej własnych emocji. Niestety mam wrażenie jakby Twoje kolejne opowiadania były coraz bardziej "wyprane" z emocji i uczuć, a szkoda bo udowodniłeś, że potrafisz zawrzeć w opowiadaniu niezwykłą emocjonalność.

Wracając do PS2, Jasne, że można, "Rambo" jest tego najlepszym przykładem. Tylko po co przesadzać? Mając zaledwie naderwane szwy powłok brzusznych (po ataku kaszlu) z trudem oddychałem, kontrolując każdy wdech, ponieważ głębszy oddech powodował ostry ból, a mam dosyć wysoki próg odporności na niego, skończyło się na środkach przeciwbólowych przepisanych przez lekarza. Mając takie doświadczenia, opisana sytuacja jest dla mnie wysoce niewiarygodna. Gdybyś opisał, że nastąpiło naderwanie szwów powodujące ostry ból przy oddychaniu dla mnie byłoby idealnie i nie zakłóciłoby to realiów opowiadania, jak sadzę. Z czymś takim się nie biega po schodach a chodzi się bardzo powoli, mocno "dociskając" ranę, żeby jak najbardziej unieruchomić szwy w stosunku do brzegów rany, nie czuje się zmęczenia tylko ból. Wczuj się w to i najlepiej opisz to jeszcze raz.

Pozdrawiam, Piotr

PS. Pewne sprawy rozumiem, bo sam jestem wybitnie techniczny a nie humanistyczny. Metalurgia i energetyka, bo takie studia ukończyłem, mają niewiele wspólnego z pisaniem opowiadań.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pisarek666 dnia Nie 22:40, 06 Sty 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Nie 23:05, 06 Sty 2013    Temat postu:

Piotrze, w nawiązaniu do mojego debiutanckiego opowiadania to przypomnę, że to były moje własne przeżycia. Przelewałem swoje myśli i wspomnienia bezpośrednio na klawiaturę laptopa. Taki lekko emocjonalny ekshibicjonizm, ale forumowiczom do gustu przypadł Smile Co chcę powiedzieć - za każdym razem gdy dodaję nową część jakiegokolwiek opowiadania staram się umieścić w nim jak najwięcej emocji. Czytam sobie skończoną pracę kilka razy i dochodzę do wniosku: "kurcze, nie jest tak źle, dla mnie bomba". I kiedy wesoły oczekuję komentarzy pojawiają się takie kwiatki z oskarżeniami o pranie emocji Smile Cóż ja mam poradzić? Może jestem dobry tylko w opisywaniu ckliwych i emocjonalnych przeżyć mojej skromnej osoby? Ten fakt nie byłby najgorszy gdyby nie to, że mam zaledwie 21 lat i limit ckliwych przygód na razie mi się wykończył... I być może zawiodę Wasze oczekiwania i nigdy już nie napiszę czegoś takiego...

Ale się rozpisałem Obiecuję, że w dobrej wierze postaram się zastosować do Waszych uwag i próśb. A co z tego wyjdzie, to nie wiem.

PS. Kilka miesięcy temu nadziałem się w pracy na metalowy pręt, efektem czego była paskudna rana wymagająca szycia. I kiedy wszystko miało się ładnie goić ja w swej nieskończonej głupocie udałem się na spacerek na którym oczywiście się przewróciłem (a jakżeby inaczej!). Niestety szwy puściły, krew się polała a ja mocno ściskając powoli poszedłem do domu skąd rodzice zawieźli mnie na pogotowie. To tak gwoli wytłumaczenia skąd ta inspiracja. Dla mnie wydarzenie całkowicie wiarygodne, no ale cóż... kaprys autora Smile
PS2. Czy to opowiadanie jest aż tak złe, że zbiera takie baty? Czy po prostu jestem chłopcem do bicia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Nie 23:31, 06 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 23:44, 06 Sty 2013    Temat postu:

Nie, dla mnie nie jesteś chłopcem do bicia, mi się twoje opowiadania podobają, a myślę że to się rozwinie. Mimo że według innych nie jest możliwe chodzenie z rozdartym brzuchem. To jest szczegół dość ważny ale myślę że da się to jakoś wyjaśnić. Dla mnie chociażby stanem psychicznym chłopaka, kto wie jak na niego działał bul, w tym stanie. I nie zdziwił bym się gdyby tak było. Jak już pisałem, mnie się podoba i czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam ciebie serdecznie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin