Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zbaw mnie ode złego.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cisek
Debiutant



Dołączył: 01 Lis 2013
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 6:27, 05 Lis 2013    Temat postu:

vergilius i Bimax lubicie mnie drażnić ;/ Kolejne opowiadanie, które zostało przerwane w najciekawszym momencie Sad chyba walnę na was focha z przytupem o.O

Pozdrawiam. _Lucek_


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Pią 22:17, 29 Lis 2013    Temat postu:

Jeżeli ktoś jeszcze pamięta o tym opowiadaniu to z pewnością ucieszy się na wieść o nowej części. Pragnę szczerze przeprosić za tak długi okres oczekiwania. Nie będę nawet się tłumaczył, bo to nie jest do tego miejsce.
Prezentuję kolejną część opowiadania. Miłej lektury!




Tej nocy Mateusz został u mnie. Ciężko było zorganizować mu jakieś miejsce, jednak w ostateczności się udało. Stary materac i sfatygowany komplet pościeli musiał mu wystarczyć. Nie wyglądało to jak łóżko z prawdziwego zdarzenia, ale można było się na nim wyspać. Od biedy lepsze to niż podłoga.
Kiedy skończyłem przygotowywać posłanie mój gość wrócił z łazienki. A raczej z pakamery, która miała ją przypominać. Czułem się paskudnie. Nie dość, że mało mu ręki nie odciąłem, to jeszcze musiałem go przyjmować w tej spelunie, w której przyszło mi żyć.
-Przepraszam, że nie ma ciepłej wody...nie stać nas na rachunek.-powiedziałem zażenowany
-Proszę cię, daj spokój- odparł - to tak jakbym kąpał się w jeziorku. Kurde! Ale przygotowałeś królewskie łoże. Dla mnie? - zapytał
-Przepraszam, niczego innego nie mogłem wymyślić. Ale możesz spać na moim, a ja...
-Przestaniesz ciągle przepraszać?- przerwał- Łóżko jest spoko. Jestem tak zmęczony, że wyspałbym się na kamieniu.
Co za człowiek. Jeszcze takiego nie spotkałem. Emanowało z niego ciepło, które sprawiało że miałem ochotę się na niego rzucić. Kurwa! Zjawił się w najgorszym możliwym momencie mojego życia. Czułem, że w każdych innych okolicznościach mógłbym się w nim zakochać. Ale nie w tych. To byłoby zbyt niebezpieczne, zwłaszcza dla niego. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby stała mu się krzywda. Żądza była trudna do opanowania. Zrobiłem krok do przodu. Mateusz stał przede mną bez podkoszulki. Wyciągnąłem rękę przed siebie i położyłem ją na jego ramieniu. Delikatnie ją przesunąłem i dotknąłem opatrunku.
-Boli?- zapytałem.
-Lekko- odpowiedział
Zbliżyłem usta i zacząłem go muskać delikatnie wokół bandaża. Brakowało mi tego. Przez ostatnie lata doskwierała mi samotność. Kiedy już zdołałem się do kogoś zbliżyć musiałem bez słowa pożegnania uciekać na przeciwny kraniec kraju.
-Teraz to już w ogóle nic nie czuję - zauważył uśmiechając się Mateusz, po czym pociągnął moją brodę ku sobie by nasze usta spotkały się w pocałunku.
-Nie mogę... Proszę, przestań… -szeptałem, samemu nie wiedząc czy tego chcę. W tym momencie analizowałem wszystkie dostępne opcje. Może rzucić się w otchłań namiętności nie licząc się z ewentualnymi konsekwencjami? Co ma być to będzie, swojego przeznaczenia nie zmienię. Już miałem zgodzić się z tą swoją argumentacją, kiedy poczułem że Mateusz wodzi rękami po moim ciele schodząc coraz niżej. Wywołało to u mnie falę podniecenia, a jednocześnie napływ nowych myśli. Co będzie jeżeli ojciec mnie dorwie? A jeżeli dowie się, że Mateusz to osoba mi bliska? Wypatroszy go na moich oczach, abym cierpiał podwójnie zanim to ja dokonam żywota. Ogarnęło mnie przerażenie, które szybko zastąpiło podniecenie. Złapałem go za rękę i odkleiłem ją od mojego ciała jednocześnie zakańczając ten niezwykle długi pocałunek.
-Co jest? – zapytał lekko zdziwiony – Przecież sam zacząłeś.
Rzeczywiście, miał racje. Wyglądało to tak, jakbym sam nie wiedział czego chcę. I tak właśnie było.
-Wybacz, ale to między nami… nigdy nie będzie możliwe. Igramy z ogniem, nie chcę by coś ci się stało – wytłumaczyłem.
-Pieprzysz jak potłuczony – powiedział lekko zirytowany – Potrafię o siebie zadbać, nie potrzebuję niańki. Jeżeli kiedykolwiek ten bydlak się do nas zbliży to zabiję go argumentem i perswazją.
-Słucham? – zapytałem zamurowany
-Argumentem – powiedział podnosząc teatralnie lewą pięść – I perswazją – powtórzył gest prawą.
Stałem tak przez chwilę patrząc jak całuje swoje bicepsy i przybiera kulturystyczne pozy prężąc wątłej jakości muskuły. Po kilku sekundach wybuchnąłem śmiechem tak spazmatycznym, że powodował u mnie trudności w oddychaniu. Złapałem się za brzuch i położyłem się na ziemię. Mateusz w dalszym ciągu obracał się i prezentował swoje wyimaginowane walory
-Powietrza!- wykrztusiłem – Przestań … bo szwy mi …znowu puszczą!
Przestał się wygłupiać i usiadł na krześle. Cierpliwie czekał aż się uspokoją. A trzeba przyznać że trwało to kilka dobrych minut. Kiedy w końcu mi przeszło podniosłem się z ziemi ocierając łzy. Mateusz patrzył na mnie poważnym wzrokiem.
-Zraniłeś mnie – powiedział.
-Błagam – zarechotałem – Przy całym szacunku do twoich argumentów i perswazji, nie mają one żadnych szans z Glockiem 9mm czy 10 centymetrowym ząbkowanym nożem myśliwskim – zażartowałem, choć w głębi duszy wiedziałem że mam sto procent racji.
-Dlaczego sobie to robisz? Do końca życia chcesz być sam? Nie zrozum mnie źle, ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego w jakim bagnie żyjesz i nawet nie wiesz jak bardzo ci współczuję. Ale jesteś fajnym facetem i zasługujesz na odrobinę szczęścia. Ja chcę ci to szczęście dać. Wiem co mi grozi i akceptuję to ryzyko. Chcę, abyś i ty je zaakceptował. – powiedział .
Ten monolog… wzruszył mnie do szpiku kości. Jego argumentacja była spójna i miała sens. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co powiedzieć. Wewnątrz mnie toczyła się walka. Moje racje kontra jego. Do ostatniej sekundy bitwa była nierozstrzygnięta. W końcu szala przechyliła się na jego stronę. Podniosłem się z podłogi i złapałem go za rękę. Nadstawiał usta w przygotowaniu na pocałunek., ja jednak opasałem ręce wokół jego tułowia i mocno go przytuliłem. Oparłem głowę na jego ramieniu i powiedziałem.
-Dziękuję. Za to że jesteś. I że chcesz być. Masz rację.
Mateusz w pełni odwzajemnił gest i poklepał mnie po plecach. Gdy się od niego odsunąłem
zobaczyłem jak szeroko się uśmiecha. Dopiął swego cwaniaczek.
-A jeszcze niedawno za twoją wścibskość chciałem ci przemodelować facjatę. Potrafisz skłonić człowieka do refleksji. Powinieneś zostać dyplomatą.
-Mogę skłonić cię do wielu innych rzeczy – wyjawił po czym zaczął zacierać ręce – na przykład dziś w nocy.
-Zapomnij – od razu wyjaśniłem – Tam jest twoje „królewskie łoże” i tam dziś śpisz. Powoli, ze wszystkim zdążymy.
Zobaczyłem wielkie rozczarowanie w jego oczach.
-No co? Nie idę do łóżka po pierwszej randce – powiedziałem puszczając oczko. Odwróciłem się i ściągnąłem podkoszulkę wraz ze spodniami zostając jedynie w bokserkach. Czułem na plecach świdrujący wzrok Mateusza.
-Zapomniałeś, że potrafię wyczuć jak ktoś się we mnie wpatruje? – rzuciłem przez ramię. Odpowiedziało mi ciche jęknięcie i odgłos bezwładnego upadku na materac. Zgasiłem światło, wślizgnąłem się pod kołdrę i przekręciłem na bok umożliwiający obserwację Mateusza. Zauważyłem jak kładzie się na materacu i wlepia wzrok w sufit.
-Dobranoc-szepnął
-Dobranoc-odpowiedziałem po czym zamknąłem oczy i odpłynąłem do krainy snu.

Świadomość wraca i nagle się ulatnia. Straciłem kontakt z czasem i rzeczywistością. Nie wiem dokładnie co jest snem, a co jawą. Kolejny przebłysk. Potworny ból w podbrzuszu pali żywym ogniem. Po wyjeździe z ciepłej karetki na policzku czuję lekki powiew chłodnego wiatru. Dwóch ratowników transportuje nosze na kołach, jeden pcha z tyłu, drugi biegnie przy moim prawym boku. Podnoszę rękę i łapię sanitariusza za dłoń.
-Powiedz mamie… - szepczę
-Nic nie mów – uspokaja – zaraz będziemy na oddziale, zajmą się tobą.
Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale nie miałem już sił by wykrztusić choć jedno słowo. Czułem, że znów tracę przytomność…

Otwieram oczy i spoglądam na zegarek. 3.06. Jakżeby inaczej. Sięgam do lampki nocnej i ją zapalam. O mało serce mi przełykiem nie wyskoczyło, gdy zobaczyłem, że Mateusz siedzi na krześle i mi się przygląda.
-Chryste Panie, ale mnie nastraszyłeś. – powiedziałem
-Nie śpię od około godziny. Jęczałeś, przewracałeś się z boku na bok, krzyczałeś. Miałeś koszmar? – zapytał zatroskany.
Przetarłem pot z czoła
-Dzieje się to niemal codziennie od ponad trzech miesięcy. Przeklęte wspomnienia wracają. Na nowo przeżywam atak, własną śmierć, drogę do szpitala- wyznałem szczerze ręką zasłaniając oczy.
Mateusz wstał i usiadł koło mnie. Położył dłoń na moim ramieniu
-Kładź się-powiedział
-To nic nie da, nigdy po takim śnie oka już nie zmrużyłem- odparłem
-Zaufaj mi- wyszeptał głaszcząc mój bark.
Co mam do stracenia? Po chwili zastanowienia wykonałem jego polecenie. Wślizgnąłem się pod kołdrę i poczułem że Mateusz robi to samo.
-Przecież coś powiedziałem...
-Nic nie mów
Położyliśmy się na boku, z podkulonymi nogami. Mateusz mocno się do mnie przytulił będąc za mną. Nagle poczułem się tak... bezpiecznie. Ogarnęło mnie błogie ciepło które nie wynikało z fizycznej ekscytacji, lecz z bliskości drugiego człowieka. W jednej chwili zniknęły wszystkie troski i zmartwienia. Wbrew wcześniejszym doświadczeniom odczułem, że moje powieki stawały się coraz cięższe. Niesłychane ile potrafi zdziałać życzliwa osoba. A ja myślałem, że już do końca życia nie będę mógł zasnąć po 3.06. Czując ciepły oddech Mateusza na karku zapadłem w głęboki sen.

Otworzyłem oczy około godziny 9. Nadal mocno przylegałem do Michała. On spał, a jako że nie chciałem go jeszcze budzić to niemal bezszelestnie wyślizgnąłem się spod kołdry. Założyłem spodnie i usiadłem na krześle. Patrzyłem jak śpi, bo wyglądał słodko zwinięty w pozycję embrionalną. Powoli zacząłem sobie uświadamiać co działo się wczorajszego wieczoru. Opowieść Michała wraz ze wszelkimi szczegółami ponownie stanęła mi przed oczami. Zrobiło mi się żal tego chłopaka. Zastanawiałem się, czym zasłużył sobie na takie piekło? Nikt nie powinien tak żyć, nie życzyłbym tego największemu wrogowi. Kiedy tak rozmyślałem zobaczyłem, że się przebudza.
-Rise and shine, słodziaku! – wypaliłem
-Popatrzcie ludzie, jaki poliglota mi się trafił – odpowiedział przeciągając się ociężale.
-Masz konkretne plany na dziś?-zagaiłem
-Niestety, niektórzy z nas muszą zapracować na chleb. Mam robotę w warsztacie. – wyjaśnił
-Jak to? Nie wspominałeś że Policja daje wam jakąś kwotę?-zapytałem zdziwiony
-Powinni. Ale od miesiąca jakoś nikt się nie kwapi do wypłaty. Gdybym nie dorabiał na boku to zdechlibyśmy z głodu.
Popatrzyłem przez chwilę na niego, a w moich oczach było współczucie. Miałem w życiu trochę problemów, ale doprawdy – w porównaniu do sytuacji Michała wydawały się dziecinnymi głupstwami. Poczułem obrzydzenie do siebie za to, że kiedyś żaliłem się rodzicom. W jego sytuacji już dawno postradałbym wszelkie zmysły. Po chwili ubrałem bluzę i powiedziałem:
-To szykuj się do tej pracy. Nie będę ci przeszkadzał. Poza tym mam kilka spraw do załatwienia na mieście –podszedłem do łóżka i cmoknąłem go w usta –Miłego dnia.
-Tobie również- odpowiedział i wstał z łóżka by zamknąć za mną drzwi. Jeszcze jeden buziak na klatce schodowej i zszedłem po spróchniałych schodach na parter. Wyszedłem z kamienicy i skręciłem w lewo. Chłodne powietrze październikowego poranka owiało moje policzki. Temperatura szybko spadała, a ja nie byłem ubrany dość odpowiednio. Bluza to było chyba za mało. Wsadziłem ręce do kieszeni i szedłem dalej. W tym momencie coś zwróciło moją uwagę. Od przodu w moim kierunku zbliżało się czarne BMW z przyciemnianymi szybami (łącznie z przednią). Jechało bardzo powoli, dlatego wzbudziło we mnie niepokój. Zarzuciłem na głowę kaptur, bo gdyby kierowcą okazał się kark, który wczoraj wszedł do baru mógłby zacząć kojarzyć pewne fakty. Auto przejechało obok mnie z prędkością około pięciu kilometrów na godzinę. Odważyłem się odwrócić i zobaczyłem, że przejechał bez zatrzymania obok kamienicy Michała. Uspokoiło mnie to trochę, choć nie pozbawiło całkowicie obaw. Sytuacja ta bowiem była mocno podejrzana.

Pięć miesiący później

Mateusz okazał się brakującym ogniwem, łączącym mnie z chociażby namiastką szczęścia. Dał mi ciepło i poczucie, że w każdym momencie jest blisko mnie, by wysłuchać moich zwierzeń. Uśmiech losu skierował mnie właśnie do tej szkoły, w której czekał on. Spotykaliśmy się często, czasami nawet codziennie. Zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej. Kiedy byłem w jego towarzystwie moje życie wydawało się lżejsze. Niekiedy zamęczałem go swoimi opowieściami i obawami, a on tylko słuchał, przytakiwał i uspokajał obejmując mnie czule. Te doświadczenia były takie...intensywne. Wytworzyła się pomiędzy nami więź, której jeszcze z nikim nie miałem. To wszystko było dla mnie nowe i obce, ale przyjemne. Poczułem co to znaczy kogoś kochać i być kochanym. I to było uczucie cholernie dobre.
Czułem się przy nim jak przy nikim wcześniej. I choć w wielu kwestiach jego charakter był przeciwieństwem mojego pokuszę się o stwierdzenie, że wzajemnie się dopełnialiśmy. Dlatego dwa tygodnie temu spytałem się, czy nie zechciałby zostać moim chłopakiem. Ku mej uciesze zgodził się ochoczo. Podejrzewałem, że w moim życiu rozpoczyna się nowy etap. Etap szczęścia.

Panowała sroga zima, która w tym roku przeciągnęła się niemiłosiernie. Swoją siłą dorównywała tym z opowieści mojej mamy. Śnieg padał niemal codziennie przykrywając miasto coraz to nowymi warstwami białego puchu. Panował lekki mróz, który nocą zaczynał nam trochę doskwierać. Nieefektywne ogrzewanie i brak docieplenia zewnętrznej elewacji budynku sprawiało, że w porze nocnej temperatura panująca w naszych pomieszczeniach nie przekraczała osiemnastu stopni. Dla mnie to zdecydowanie za mało.
Pieniądze z Policji nie zaczęły magicznie napływać. Na szczęście mama dostała dobrze płatną pracę w pobliskiej przychodni, więc mogłem pozbyć się posady pomocnika mechanika. Dorobiłem się telefonu komórkowego, a swój numer przekazałem majstrowi. W bardzo trudnych sytuacjach, gdy jego pracownicy sobie nie radzą dzwoni do mnie, bym mu pomógł. A ja nigdy nie odmawiam.
Odrobina normalności zapanowała w moim życiu. Sytuacja w szkole zaczęła się normalizować. Nie zaprzyjaźniłem się z pozostałymi z klasy, ale przynajmniej przestali mnie szykanować. Gdyby nie złe przeczucie, które czasami łaskotało mnie z tyłu głowy pomyślałbym, że całkiem przyzwoicie mi się bytuje.

12.03.2013 Wtorek
Ten dzień w szkole zapowiadał się spokojnie. Żadnych sprawdzianów, żadnych pytań, żadnych prac domowych. A w dodatku tylko cztery lekcje. Siedziałem w ławce z Mateuszem, który zachowywał się delikatnie mówiąc dziwnie. Był małomówny, posępny, nie odpowiadał na moje zaczepki. Bałem się, że czymś go uraziłem
-Mateusz? –zapytałem na przerwie, kiedy siedział na ławce obok mnie. On jednak nie zareagował.
-Mateusz?! – powtórzyłem tym razem bardziej donośnym tonem
-Co?-odpowiedział wyrwany z letargu w jakim chyba się znajdował.
-Co się z tobą dzieje? – zaniepokojony próbowałem coś z niego wyciągnąć.
-Nic, naprawdę. Ale muszę ci coś po szkole pokazać- odparł bez entuzjazmu.
-Ojej, a cóż takiego? – zapytałem zawadiacko.
-Zobaczysz – odparł tajemniczo, wstał i odszedł.
Było coś dziwnego w jego zachowaniu. Nigdy mnie tak nie traktował. Od samego początku zabiegał o mnie, a teraz tak bardzo mnie ignoruje. Co się dzieje? Do końca szkoły już się nie odezwał. Kiedy zadzwonił ostatni dzwonek ubrałem grubą kurtkę, czapkę, szalik, rękawiczki i wyszedłem na dwór. Nikogo tam nie było oprócz Mateusza. Stał drepcząc w miejscu, zupełnie jakby gdzieś się śpieszył.
-W końcu! – krzyknąłem i chciałem go pocałować, jednak on się odsunął.
-Co jest? –zapytałem już wnerwiony
-Choć szybko. Musisz coś zobaczyć.
-Mam nadzieje że to jest warte traktowania mnie cały dzień jak śmiecia – odparłem i zarzuciłem na ramię plecak.
Szliśmy około dwadzieścia minut. W międzyczasie zaczął padać śnieg. Mateusz nie odezwał się ani słowem, co sfrustrowało mnie niemal do kresu wytrzymałości. Kiedy już miałem się zatrzymać i go opieprzyć powiedział:
-To tutaj.
-Tutaj? Jakaś opuszczona fabryka? A co tam takiego ciekawego?-zapytałem
-Przekonasz się – sucho odparł. –Chodź za mną.
Weszliśmy na teren opuszczonego zakładu. Kluczyliśmy pomiędzy małymi budynkami aż doszliśmy do dużej hali. Mateusz rozsunął wielkie metalowe drzwi i kazał mi wejść do środka. Był to duży gmach w którym najprawdopodobniej odbywała się produkcja. Na jego końcu było pomieszczenie, w którym zapewne siedział jakiś nadzorca.
-Tam- wskazał palcem. Posłusznie poszedłem gdzie wskazał. Otworzyłem drzwi do pokoju i odwróciłem głowę by powiedzieć:
-Jak ciągnąłeś mnie tutaj żeby pokazać jakieś gów… - nie dokończyłem, bo potężny cios dosłownie ściął mnie z nóg. Upadłem na podłogę i złapałem się za krwawiącą twarz. Podniosłem oczy i zobaczyłem to, czego już nigdy w życiu nie chciałbym oglądać.
-Proszę proszę proszę. Mój ukochany synek nie dość, że jest kablem, to do tego jeszcze jebanym pedałem. –powiedział ojciec.
Błagalnie podniosłem wzrok na Mateusza, który stał obok.
-Dlaczego mi to zrobiłeś? – pomyślałem.
-Podnoś się śmieciu! – krzyknął mój oprawca.
W głębi duszy wiedziałem, że tak to się kiedyś zakończy. Mój ojciec był zbyt potężny, by gdziekolwiek przed nim uciec. Odwlekałem tylko to, co nieuniknione. Zrezygnowany i w pewnym sensie pogodzony ze swoim losem wstałem i dumnie wypiąłem pierś.
-Tym razem nie będę błagał o litość – wycedziłem przez zęby.
-I dobrze, bo na pewno nie będzie ci dana – zaśmiał się, po czym podszedł i z całej siły uderzył mnie w brzuch. Zgiąłem się w pół i uklęknąłem by złapać powietrze. Po chwili znowu się wyprostowałem i mocno zacisnąłem zęby.
-Patrzcie ludzie, jaki odważny! Szkoda, że zdechnie jak pies! – krzyknął i znów skierował swoją pięść w mój brzuch. Tym razem cios był tak silny, że upadłem na kolana z trudnością oddychając. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy. Zdradziła mnie osoba, której jako jedynej zaufałem.
Wstałem ponownie i gotowałem się na kolejne uderzenie.
-Płaczesz? Tfu! – splunął mi pod nogi – Nawet zdechnąć jak mężczyzna nie potrafi.
Zareagowałem tylko rozkładając ręce akceptując to, co ma za chwilę nastąpić. Zamknąłem oczy i poczułem uderzenie w podbródek, chwilowy lot i upadek na plecy.
-Podnoś się! –wydarł ojciec
Otworzyłem oczy i spełniłem polecenie. Czułem jak ciepła krew zalewa mi twarz. Zobaczyłem, że Mateusz płacze zasłaniając usta.
-Wybaczam ci – wyszeptałem
-Oh, jakie słodkie! Ale tego mu już nie wybaczysz. –powiedział ojciec, po czym wyciągnął spod kurtki pistolet i próbował go przekazać mojemu chłopakowi. – Zastrzel go.
-Co? Nigdy! Nie taka była umowa. –krzyknął Mateusz.
-Zastrzelisz go albo zajebie ciebie i całą twoją rodzinę! – odkrzyknął ojciec
Wahał się chwilę po czym złapał za rękojeść i trzęsącą się ręką skierował lufę w moim kierunku.
–Zrób to –szepnąłem widząc jak bardzo się wstrzymuje – Musisz
-Kocham cię –odpowiedział. Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy. Po chwili usłyszałem cichy klik.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez vergilius dnia Nie 20:18, 22 Gru 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kanalia
Wyjadacz



Dołączył: 20 Paź 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 15:09, 30 Lis 2013    Temat postu:

Nie lubię słodzić tak samo jak nie lubie opowiadań z mafiozami, przestępczością i morderstwami ale...to mi sie podoba. Jak sie spodziewam, głębsza retrospekcja będzie z perspektywy Mateusza w najbliższych częściach. Mimo że teraz ucięte to jest nadal spójne, logiczne i daje pewien obraz tego co się dzieje. Miło i szybko się czyta ale to przez to że bardzo lubię twój styl pisania. Oby kolejna część się szybko pojawiła. Smile
Akurat trafiłeś bo ostatnimi czasy męczą mnie koszmary ze strzelaninami itp. Więc tematyka perfekcyjna dla mojej psychiki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciamek
Debiutant



Dołączył: 09 Lut 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 22:53, 30 Lis 2013    Temat postu:

jedno z ciekawszych opowiadań tutaj, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 19:16, 01 Gru 2013    Temat postu:

Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się niebawem. Czekać pół roku znowu pozbawia sens. Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dej
Adept



Dołączył: 11 Kwi 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 22:03, 16 Gru 2013    Temat postu:

Czekam na kolejny z niecierpliwością na kolejny odcinek, nie daj się prosić i daj je jak nai szybciej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pon 22:10, 16 Gru 2013    Temat postu:

No to jak, kiedy kolejna część? Czyta się fajnie. Ciekaw jestem dalszych losów obojga bohaterów. Pozdrawiam autora.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Wto 22:11, 17 Gru 2013    Temat postu:

Na uczelni pozaliczałem wszystko co można było zaliczyć, więc mam czas na pisanie Smile Będzie wkrótce.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciamek
Debiutant



Dołączył: 09 Lut 2010
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 0:31, 18 Gru 2013    Temat postu:

dobra wiadomość Wink (1)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dej
Adept



Dołączył: 11 Kwi 2012
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 12:47, 18 Gru 2013    Temat postu:

Bardzo dobra wiadomość, czekamy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cisek
Debiutant



Dołączył: 01 Lis 2013
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 6:21, 19 Gru 2013    Temat postu:

Vergilius nie każ nam długo czekać na kolejną część. Bo kur...a nie mogę się doczekać już kolejnej części.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Erhea
Debiutant



Dołączył: 10 Lis 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław, Poland

PostWysłany: Czw 15:52, 19 Gru 2013    Temat postu:

Nawet nie wiesz Vergiliuszu jak bardzo się cieszę, że Piotr znalazł moje opowiadanie w czeluściach internetu i przedstawił je Wam, co pozwoliło mi odkryć to forum i zamieszczone na nim teksty.
Dawno już nie było mi dane czytać czegoś tak wciągającego. Właśnie skończyłam czytać "W zdrowiu i w chorobie", po czym od razu zabrałam się za "Zbaw mnie od złego".
Bardzo lubię twój styl pisania - prosty, twardy, bez zbędnych dodatków i dziwnych upiększeń, z którymi w swoim pisaniu zawsze mam problem. Tak samo jest z dialogami - wychodzą ci one strasznie naturalne, prawdziwe - zawsze zwracam na to uwagę, gdyż sama też mam z nimi problemy i każdy brzmi dla mnie zawsze za sztucznie...

Jak już mówiłam, cieszy możliwość poczytania czegoś tak interesującego, a cieszy potrójnie biorąc pod uwagę, że właściwie jesteśmy z tego samego miasta - i moja nadzieja na to, że w pięknym Wrocławiu ktoś jeszcze piszę opowiadania spod łatki lgtb, została odbudowana.

W każdym razie budowanie emocji przy zakończeniach rozdziałów masz opanowane do perfekcji.
Zostaje mi pilnie śledzić wątek i dołączyć się do pozostałych komentarzy z pytaniem: kiedy następny rozdział...

Pozdrawiam,
Erhea.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vergilius
Admin



Dołączył: 14 Lut 2012
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Festung Breslau

PostWysłany: Nie 20:16, 22 Gru 2013    Temat postu:

Oto kolejny odcinek tego opowiadania. Wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia. Zastanowię się czy rozbić je na dwie części, czy może dodać jedną, długą. Tymczasem życzę przyjemnej lektury
Specjalne podziękowania dla Izy "Erhey" za poprawienie i dobre rady Smile



Wbrew pozorom i utartym schematom urywki z życia nie przeleciały mi przed oczami. Być może zależy to od tego, jakie emocje targają człowiekiem na chwilę przed śmiercią? Być może umysł osoby, która się boi i bardzo chce żyć w ten sposób manifestuje swój sprzeciw? Kiedy w końcu miało nastąpić nieuniknione nie czułem strachu, byłem bardzo spokojny. Ciężko jest to wytłumaczyć, ale z całą sytuacją zdążyłem się pogodzić. W pewnym sensie ulżyło mi. Przygotowywałem się na to przecież od tak dawna…

Stałem tak dłuższą chwilę z zamkniętymi oczami, ogarnięty ciemnością i przeraźliwą ciszą, przerywaną chwilami cichym łkaniem Mateusza, który najwyraźniej nie mógł spełnić tego niesprawiedliwego polecenia. Biedny Mateusz… nie chcę nawet wiedzieć, jakie katusze musi w tej chwili przeżywać. Wiem, że mnie kocha. Wiem, że do tego wszystkiego został zmuszony terrorem. Nigdy nie zrobiłby mi krzywdy z własnej woli.
Broń była naładowana i gotowa do strzału, który jednak nie nastąpił. Zdziwiony postanowiłem otworzyć oczy. Zobaczyłem łzy spływające po jego policzkach i pistolet skierowany w moim kierunku. Po chwili jednak zaczął opadać, by w końcu wylądować na ziemi.
-Nie mogę… - szepnął Mateusz
Zobaczyłem, jak ojciec z dezaprobatą kręci głową.
-Tego się spodziewałem – powiedział, po czym w mgnieniu oka wyciągnął Glocka schowanego za paskiem spodni i wycelował we mnie.
-Nie! – krzyknął Mateusz, jednak na nic się to nie zdało. Ojciec nacisnął spust i wystrzelił. Do mnie.

Przeraźliwy huk rozległ się w tym małym pomieszczeniu. Nie poczułem nic, kiedy kula zatapiała się w moim ciele. Ustałem na nogach, odepchnięty jedynie lekko mocą pocisku. Hałas umilkł, a ja zobaczyłem, jak Mateusz stoi w kącie z szeroko otwartymi oczami i ustami, które nie zamknęły się po wykrzyczeniu ostatniego słowa.
Popatrzyłem w dół. W kurtce na wysokości mostka była przepalona dziura. Poczułem, jak ciepła ciecz spływa mi po brzuchu. Podniosłem rękę i dotknąłem rany. Odsunąłem ją i spojrzałem na zakrwawione palce. Przeniosłem wzrok na Mateusza. Jedną ręką zasłaniał usta, zaduszając płacz.
Wyglądał tak słodko… Naprawdę mu na mnie zależało…
Upadłem najpierw na kolana. Spojrzałem na niego po raz ostatni, po czym przewróciłem się uderzając twarzą w betonową podłogę.

27.02.2013 Środa
Mateusz stał się dla mnie osobą niesamowicie bliską. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym funkcjonować w tym świecie bez jego uśmiechu, porady, obecności. Był lekarstwem na moją chorobę. Czułem, że chyba… że chyba go kocham. Trudno mi to ocenić, wszak jeszcze nikogo nie obdarzyłem takim uczuciem i nie mam punktu odniesienia. Chyba tak się mówi, jeżeli się czuje, że druga osoba jest już sensem naszego życia, prawda? W tym przypadku właśnie tak było. Dlatego zdecydowałem się na ten krok. Długo nad nim myślałem rozważając wszystkie za i przeciw. Ostatecznie szala przechyliła się jednoznacznie na moją stronę. Miałem zamiar poprosić go o pójście krok dalej. Chciałem, by został moim chłopakiem.
-Mati, musimy pogadać – zacząłem, gdy wyszliśmy ze szkoły.
-Coś się stało? – zapytał
-Tak. Coś bardzo ważnego – odparłem zdawkowo.
-No? Dokończ, bo pęknę. Znasz mnie przecież! – na jego twarzy pojawiła się niepewność, obawa i ciekawość. Nie wiedział co to za nowiny, dlatego nie był pewien jak ma się zachować.
-Nie tutaj. Powiem ci w domu.
-Po co w ogóle zaczynałeś, mendo jedna! – rozpaczał
-Bo uwielbiam, jak się denerwujesz. Śmiesznie wodzisz wzrokiem i zgrzytasz zębami –zachichotałem
-Sadysta- rzucił zdenerwowany – Policzymy się później.
Zaprosiłem go do siebie, bo mama akurat miała dyżur. Ogólnie to częściej spotykaliśmy się u mnie. U Mateusza byłem tylko kilka razy. Jego rodzice byli … chłodni. Nie wykazywali zbytniego entuzjazmu co do mojej osoby. Można rzec, że nie za bardzo się im spodobałem. Chociaż nie wiem, czym mogłem zawinić. Może to mój wygląd?
-Herbaty? – zapytałem
-Poproszę. Ale i tak się nie wywiniesz. Masz mi powiedzieć.
-No dobrze, dobrze. Zaraz wszystkiego się dowiesz – powiedziałem, po czym zniknąłem za drzwiami.
Po około pięciu minutach wróciłem do pokoju z dwoma kubkami gorącego napoju. Jeden wręczyłem Mateuszowi, drugi położyłem na blacie biurka, po czym usiadłem na krześle.
-Powiesz w końcu? – dociekał
Jeszcze przez chwilę milczałem zbierając myśli.
-Mateusz… naprawdę jest mi trudno o tym mówić. Cholernie się boję twojej reakcji.
-Michał, przerażasz mnie. Wyduś to w końcu, bo widzę że cię męczy. A mnie przy okazji.
-Bo wiesz, dobrze się znamy i świetnie się przy tobie czuję – ciągnąłem dalej nie zwracając uwagi na adresata tych słów – Dogadujemy się i ogólnie coś jest na rzeczy, więc chciałbym wiedzieć czy… czy…
-Czy co, na miłość boską!- niemal krzyknął.
-Czy nie zechciałbyś zostać moim chłopakiem? – wykrztusiłem wpatrując się w podłogę. Czułem jak płoną mi policzki.
-Misiek… -zaczął – Czy my jesteśmy w podstawówce?
-Co? – zapytałem zdziwiony
-„Marlenko, jak mnie kochasz to napisz mi na karteczce” – zaczął mnie przedrzeźniać
A więc stało się. Najwidoczniej on inaczej wyobrażał sobie naszą znajomość. A ja tylko zrobiłem z siebie debila.
-Spoko. Taką odpowiedź brałem pod uwagę. Przepraszam – powiedziałem i wstałem chcąc uciec jak najdalej. Mateusz zrobił jednak to samo. Podszedł blisko. Bardzo blisko. Objął mnie w pasie i mocno się przytulił.
-Misiek, czy to nie jest oczywiste? Kocham cię i żadne formalności nie są mi potrzebne, żeby wiedzieć że jesteśmy razem. A zwłaszcza jakieś pytania o chodzenie.
-Przez ciebie czuję się jak idiota – powiedziałem zażenowany, choć szczęśliwy. Osoba moich marzeń właśnie powiedziała mi, że mnie kocha.
-Ale mój idiota – wyszeptał mi do ucha, a następnie mnie pocałował.
Uwielbiałem, kiedy to robił. Miał piękne i wydatne usta, w których chciało by się utonąć. Mateusz musiał mieć już jakieś doświadczenie w tej materii. Całował jak prawdziwy artysta, sprawnie operując językiem. To ja w tym związku byłem niedoświadczony, wszystkiego musiałem się uczyć, nawet całowania. Ale ta rola w ogóle mi nie przeszkadzała. Najważniejsze, że miał mnie kto uczyć.


11.03.2013 Poniedziałek
Od rana dziwnie się czułem. Nie fizycznie, lecz psychicznie. Czułem, że coś się może stać. Jednocześnie nie byłem w stanie określić, czy to będzie wydarzenie dobre czy złe. I właśnie tak cały dzień chodziłem nabuzowany, ciągle niepewny tego, co ma nastąpić za chwilę. W moim zachowaniu dało się wyczuć oczekiwanie. Zauważył to nawet Michał.
-Co jest Mati? Widzę, że coś cię gryzie – zapytał.
-Nic takiego. Mam jakieś dziwne przeczucie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Ale… - zaczął
-Nie drąż – odparłem pukając go w nos. – Sam nie wiem o co chodzi. Czasami po prostu tak mam. Michał uśmiechnął się i zgodnie z moją prośbą zmienił temat. Siedzieliśmy w pubie popijając piwo i rozmawiając o pierdołach.
-Wyobraź sobie, że wczoraj przyszedł do nas oficer prowadzący. –powiedział
-W końcu sobie o was przypomnieli?
-Dziwne, nie? Zjawił się i zamachał nam przed oczami pięcioma banknotami stuzłotowymi – powiedział.
-I co? Przyjęliście? – zapytałem.
-No co ty. Matka je wzięła i rzuciła nimi w twarz tego skunksa – odparł radośnie. – Zrobiła mu taką awanturę, że w zasadzie zrobiło mi się go żal.
Nie potrafiłem sobie wyobrazić takiej sytuacji. Przy mnie jego matka zawsze zachowywała się jak anioł. Nigdy nie podniosła głosu, ani na mnie, ani na Michała. Dlatego jego opisy takich sytuacji wydawały mi się nierealne.
-Trzeba było wziąć – powiedziałem. – Jak dają to się bierze.
-Swój honor mamy. Nie potrzebna nam ich jałmużna – odpowiedział uśmiechnięty.
-No tak, ale trzeba było to potraktować jakoś inaczej. Jako nagrodę, na przykład. Moglibyśmy je spożytkować na jakiś porządny cel – sucho zakomunikowałem
-Przepraszam, „moglibyśmy”? – zapytał mocno akcentując ostatnie słowo.
-Kupilibyśmy ci jakieś porządne ubrania, żebyś nie musiał chodzić w tych szmatach – powiedziałem, teatralnie wskazując na jego wytartą bluzę.
-Świnia! – parsknął wesoło. – I materialista! Może i noszę szmaty, ale jestem piękny wewnątrz.
-Wolałbym, żebyś był piękny i zewnątrz – szepnąłem konspiracyjnie
-Hej! – odparł uderzając mnie lekko w ramię. - Doskonale wiesz, że sukcesywnie wymieniam garderobę. Ale na to trzeba czasu.
-I pieniędzy – dodałem. – Zastrzyk gotówki zawsze jest pomocny, a zasłanianie się honorem jest głupie.
-Mati, skończmy ten temat. Odmówiliśmy i już. Nie ma o czym gadać – powiedział, uśmiechając się szeroko. Niewiarygodne jak zmienił się przez ostatnie kilka miesięcy. Pamiętam dokładnie jego zachowanie krótko po przybyciu do tego miasta. Ciągle smutny, przybity, zamknięty w sobie. Bał się do kogokolwiek zbliżyć, ciągle był gotowy do ucieczki. A teraz? Dusza towarzystwa, bez przerwy uśmiechnięty i radosny. Nie chwaląc się myślę, że po części to moja zasługa. Wbiłem w końcu do jego głowy, że życiem trzeba się cieszyć, póki ma się na to czas. Nie wiadomo, co może spotkać każdego z nas następnego dnia. Kto jak to, ale Michał ze swoimi doświadczeniami życiowymi powinien o tym wiedzieć. Nie ma sensu martwić się na zapas. Oczywiście w naszej sytuacji odrobina ostrożności nie zaszkodzi, jednak do wszystkiego trzeba podchodzić z umiarem. Co za dużo to nie zdrowo.
-Przepraszam, Misiek. To była wasza decyzja – powiedziałem zdając sobie sprawę, jak bardzo są to honorowi ludzie. Ostatnie czego bym chciał, to kłótnia o taką błahostkę.
-Nie ma sprawy – odparł cały czas się uśmiechając. – Możemy mieć różne podejście do niektórych spraw, prawda?
-No raczej. Związek to ciągłe kompromisy. – Uśmiechnąłem się szczerze.
-Mam ochotę cię pocałować – szepnął mi do ucha.
-Matko.. Wiesz, ja się nie wstydzę tego kim jestem, ale tym łysym panom... – Tutaj wskazałem brodą na grupkę skinów siedzących kilka stolików dalej. – ...może się to nie spodobać – powiedziałem żartobliwym tonem.
-Masz rację. – Michał zerknął tajemniczo przez ramię. – Nie mam planów lądować dziś w szpitalu.
-Co się odwlecze jednak, to nie uciecze - mrugnąłem zalotnie
-No ja myślę – odpowiedział uśmiechając się szeroko.

Dopiliśmy piwo i postanowiliśmy się ulotnić, zwłaszcza że dnia następnego trzeba było pójść do szkoły. Jako że mój dom znajdował się bliżej, to Michał mnie odprowadził. Pod drzwiami namiętnie się pocałowaliśmy i grzecznie pożegnaliśmy. Odprowadziłem go wzrokiem, a kiedy zniknął za rogiem wszedłem do domu. Wszyscy już spali. I dobrze, nie miałem ochoty tłumaczyć się gdzie byłem i co robiłem.. Wykąpałem się szybko i wskoczyłem do wyrka. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy to Morfeusz porwał mnie w swoje objęcia.

Śniłem o Michale. Byliśmy na plaży, na której nie było nikogo oprócz nas. Siedzieliśmy na kocu, obok leżał wiklinowy kosz z przekąskami. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się do rozpuku, nawet nie wiem z czego. Wiem jedynie, że to był niesamowicie przyjemny sen. Jednak gdzieś na pograniczu snu i jawy dało się usłyszeć krzyki i hałasy. Nie do końca byłem w stanie zgadnąć, czy to się dzieje w mojej głowie, czy w rzeczywistości. Moje rozmyślania przerwał huk, który momentalnie wyrwał mnie ze świata marzeń. Był to huk wywarzania drzwi do mojego pokoju.
Przez futrynę weszło trzech mężczyzn. Byłem tak cholernie przerażony, że gapiłem się na nich całkowicie sparaliżowany. Nie wiedziałem co zrobić.
-Brać chuja na dół – polecił jeden, a dwóch podeszło do łóżka i siłą mnie z niego wyciągnęli. Krzyczałem jak szalony prosząc kogokolwiek o pomoc, jednak nikt nie odpowiedział. Nieśli mnie jak worek ziemniaków, nie dbając o to czy po drodze nie rozbiję sobie głowy o schody. Kiedy próbowałem się wyrwać dostałem cios w brzuch, co skutecznie ostudziło moje zamiary. Znieśli mnie na parter, do salonu. Byli tam już moi rodzice.
-Mateusz, co się dzieje? – zapytała zapłakana matka.
-Zamknąć mordy! – krzyknął mężczyzna, który najwyraźniej był liderem. Kazał nam klęczeć w rzędzie. Z czasem zaczynałem rozumieć, że wygląda to na typową egzekucję. Ale za co? Komu zawiniliśmy? Przecież my nie mieliśmy wrogów. Chyba że to… Michał…
Największy z napastników wyciągnął broń. Obawiałem się, że to może być koniec. Jednak on zamiast strzelać powiedział do mnie
-Wstawaj. – Posłusznie spełniłem jego polecenie.
-To jest Glock o kalibrze 9mm, który rozbryzga wasze mózgi na ścianie, jeżeli nie będziesz współpracować – powiedział unosząc pistolet na wysokość mojej twarzy – Zrozumiałeś, śmieciu?
Kiwnąłem głową, zbyt przerażony by wydać jakikolwiek odgłos.
-Wybornie. Dziś o 12 w południe przyprowadzisz Michała do opuszczonej fabryki automatów przy Robotniczej 14. Nie zastanawiaj się po co. Jeżeli tego nie zrobisz wrócimy tu i sprawimy, że wasza śmierć będzie długa i bardzo bolesna. A ciebie zabiję na końcu, żebyś mógł zobaczyć jak patroszę twoich rodziców – te słowa wypowiedział tuż przy moim uchu. Nie mogłem sobie wyobrazić tej okropnej wizji, więc mocno zacisnąłem oczy. – To samo stanie się, gdy powiadomisz policję. Uwierz, że będę tu szybciej niż oni. Czy to jest jasne? – zapytał, a ja pokiwałem tylko głową.
-Zapamiętaj. Albo on, albo wy. Wybór jest chyba prosty – zakomunikował, po czym uderzył mnie pięścią w brzuch. –A teraz leżeć. Chłopaki! Wynosimy się stąd! – krzyknął do swoich kompanów. Wybiegli zostawiając nas samych. Matka cicho szlochała, ojciec powoli się podnosił. A ja leżałem na podłodze, zmuszony do podjęcia najtrudniejszej decyzji w moim życiu…

12.03.2013 Wtorek
Michał stał po drugiej stronie pomieszczenia, a ja celowałem do niego z naładowanej broni. Płakałem, zastanawiając się co zrobić. Cała ta sytuacja wydawała się tak abstrakcyjna, że aż nierealna. Mam go zastrzelić? Mam pozbawić życia osobę którą kocham? Sprawić że odejdzie w niebyt, samemu nie mając pewności co do własnego bezpieczeństwa? Nie… nie zrobię tego… nie mogę tego zrobić. Michał otworzył oczy, wzrokiem pytał dlaczego jeszcze nie strzeliłem, a ja powoli upuściłem lufę wypuszczając broń z ręki.
-Nie mogę – szepnąłem zamykając oczy. Niech się dzieje co chce. Może nawet mnie zabić, nie dbam o to. Nie było żadnej możliwości, abym strzelił do Michała.
-Tego się spodziewałem – powiedział ten sam człowiek, który wczoraj w nocy groził mi w domu. Nie wiadomo kiedy wyciągnął zza paska pistolet i skierował go w stronę Michała. Ja zdążyłem tylko krzyknąć „Nie”, ale on strzelił mimo to…
Zobaczyłem błysk i usłyszałem huk. Zanim zdążyłem obrócić wzrok na Michała, było już po wszystkim. W kurtce na klatce piersiowej ziała duża, wypalona dziura. Powoli docierało do mnie, że mój chłopak został postrzelony, najprawdopodobniej śmiertelnie. Zatkałem usta ręką, a z oczu natychmiast popłynęły mi łzy. Michał dotknął ręką rany i popatrzył na palce. Upadł na kolana, spojrzał na mnie i przewrócił się twarzą na podłogę.
Poczułem, jakby niebo runęło mi na głowę. Przytłaczająca rozpacz odebrała mi oddech. Straciłem kontrolę nad swoim ciałem, padłem na kolana i zacząłem szlochać płaczem, jakim dotąd się nie posługiwałem. Głośnym, szczerym, bolesnym. W każdej chwili spodziewałem się strzału i w moim kierunku. On jednak nie nastąpił.
-Ty dostałeś swoją nauczkę – powiedział cicho ojciec Michała i schował broń za pasek spodni. Podniósł również tą, która leżała obok mnie, po czym wyszedł zostawiając mnie i leżącego na podłodze Michała.

Gdy tylko ucichły jego kroki postanowiłem wstać. Chwiejnym chodem podszedłem do miejsca, w którym leżały zwłoki Michała. Uklęknąłem przy nim i pogłaskałem go po głowie. To było straszne, myślałem że zemdleję. Cały czas szlochając postanowiłem obrócić go na plecy, by zobaczyć jego twarz. Złapałem go za lewe ramię i pociągnąłem do siebie. Był nadzwyczaj ciężki, tak jakby zesztywniał. Usiadłem przy nim dokładnie się mu przyglądając. Postanowiłem go pocałować, po raz ostatni. Kiedy zbliżyłem swoje usta do jego twarzy spostrzegłem, że otworzył oczy. Wystraszyłem się tak bardzo, że odskoczyłem na kilkanaście centymetrów. To jakieś pośmiertne zjawiska neurologiczne?
-Ała… -szepnął.
-Michał! – krzyknąłem. – Ty żyjesz!
-No pewnie ciołku. Żeby mnie zabić, trzeba trochę więcej niż marny pistolet – powiedział, wyraźnie krzywiąc się z bólu.
-Ale to niemożliwe! Wszystko widziałem, powinieneś nie żyć! – Serce się radowało, jednak rozum protestował.
-Dzięki, wiesz? –odparł sarkastycznie, po czym rozpiął kurtkę by pokazać mi, że ma na sobie kamizelkę kuloodporną.
-A krew?! – dociekałem.
-Torebki z farbą. Miało być realistycznie – odpowiedział unosząc się powoli.
-Nie rozumiem. Po co to wszystko?! – krzyknąłem po raz kolejny nie potrafiąc tego zrozumieć.
-Opowiem ci później, musimy się stąd zmywać .
Już się zabierał za wyjście z pomieszczenia, jednak ja chwyciłem go za rękę i przytrzymałem. Zbliżyłem się do jego twarzy i pocałowałem go najmocniej jak potrafiłem.

C.D.N


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Analog2
Wyjadacz



Dołączył: 02 Lut 2013
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Pon 2:06, 23 Gru 2013    Temat postu:

Masakra. Wysyp opowiadać i to świetnych.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jacob
Adept



Dołączył: 07 Lut 2013
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Opolskie

PostWysłany: Pon 0:27, 19 Maj 2014    Temat postu:

kiedy kolejna częsć?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin