Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rusinowa polana

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bimax45
Wyjadacz



Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Skąd: Stare i ładne

PostWysłany: Czw 22:33, 07 Lut 2013    Temat postu: Rusinowa polana

Rusinowa Polana.

Kończyło się gorące lato, gorące nie tylko pod względem temperatury, ale również pod względem sytuacji politycznej i gospodarczej naszego kraju. Ostra walka z reżimem postkomunistycznym widoczna była na każdym kroku. Strajki paraliżowały cały kraj.
Mnie również dane było wplątać się w ten polityczny wir w nadziei na lepszą przyszłość ojczyzny. Byłem wtedy młody i może wówczas za dużo z tego nie rozumiałem, ale wiedziałem, że walka toczy się o lepsze życie, dzięki moim rodzicom mogłem zobaczyć życie ludzi w różnych krajach o innym systemie politycznym. Moja świadomość mogła już ocenić różnice i wyciągnąć wnioski. To, co mnie najbardziej podniecało to brak cenzury w wydawnictwach tak zwanego drugiego obiegu.
Udzielając się w niezależnych organizacjach trafiłem w końcu do wydawnictw podziemnych. Nauczyłem się całej sztuki przygotowania tekstów do masowego ich powielania. Na początku były to przebitki do zwykłych powielaczy, które pisało się na maszynach do pisania, a grafikę trzeba było rysować odręcznie w odbiciu lustrzanym. Taką specjalną kalkę zaczepiało się na powielaczu, uzupełniało farbę, później pozostawało tylko kręcenie korbką i wyskakiwały ulotki w masowej ilości. Po jakimś czasie zostałem wdrożony do pracy przy powielaczach offsetowych, bardziej skomplikowanych, ale za to wydajniejszych.
Drukarnie mieściły się w piwnicach zakamuflowanych i utajnionych przed naszym największym wrogiem, jakim była Służba Bezpieczeństwa PRL. Pomagałem w pracy jednej z takich drukarni, dzięki temu poznałem kolegę, z którym po upływie krótkiego okresu zaprzyjaźniłem się. Marcin, bo tak miał na imię, był starszy o trzy lata. Bardzo go lubiłem, był dla mnie wzorem faceta, miałem dopiero szesnaście lat a jak wiadomo, jest to wiek, w którym szuka się swoich wzorców. Nie ukrywam, że podniecał mnie bardzo mocno. Był obiektem moich fantazji erotycznych i zabaw ręcznych. Nie miałem wówczas żadnych sprecyzowanych preferencji seksualnych, ale przyjaźń z Marcinem odbijała się na mojej osobowości. Zacząłem bardziej przyglądać się chłopakom a oni coraz bardziej mnie podniecali. Adrenalina towarzysząca naszej pracy kumulowała się z podnieceniem, jakiego dostarczał mi swoją osobą Marcin, była czymś, co stało się celem. Ten zlepek podniet i napięć powodował, że życie nie było nudne i szare jak innych w tym szaro-burym kraju. Do drukarni chodziliśmy wieczorem, skradając się poprzez różne ulice, obserwując czy nie jesteśmy śledzeni. Drukarnia znajdowała się w pobliżu miejsca naszego zamieszkania, mimo to my szliśmy do niej przez trzydzieści minut dla kamuflażu, zamiast normalnie pokonać tę drogę w dziesięć minut Nie raz w trakcie drogi do drukarni zdarzyło się nam chować po bramach, żeby sprawdzić, czy nie ciągniemy za sobą „ogona” i wtedy odczuwałem niesamowite uczucie, kiedy Marcin obejmował mnie, przyciskał do siebie chowając nas w ciemnych zakamarkach. Czułem strach a jednocześnie niesamowitą rozkosz bycia w jego objęciach. Czułem jego zapach, który urzekał mnie jak mało, co. Drukarnia działała legalnie, jako drukarnia związkowa. Jednak w trosce o nasze bezpieczeństwo doradzono nam taki sposób przychodzenia jak również wychodzenia bocznym wejściem. Marcin zawsze miał ze sobą reklamówkę, w której były zeszyty i książki szkolne. Było to nasze alibi. Mieliśmy się tłumaczyć, że idziemy do kolegi uczyć się wspólnie przed sprawdzianem. Ta reklamówka z książkami nie raz uratowała nam tyłki. Była dobrym wytłumaczeniem dla milicjantów, nawet w okresie wakacji, bo wymyśliliśmy bajeczkę o przygotowaniu do egzaminów poprawkowych. Nie sprawdzała się jednak wobec SB.

Pewnego ranka, kiedy wracaliśmy z drukarni, krótko po wyjściu drogę zastąpiło nam dwóch rosłych cywilów. Jeden machnął nam legitymacją przedstawiając się, jako funkcjonariusz SB.
- A dokąd to o tej porze? – zapytał ostrym tonem.
- Idziemy od kolegi, z którym uczyliśmy się do egzaminu poprawkowego – odrzekł Marcin, pokazując reklamówkę i te nasze książki.
Stałem cały sparaliżowany. Ledwo trzymałem się na nogach ze zmęczenia. Tej nocy mieliśmy dużo pracy w drukarni.
- Co ty pierdolisz, gnoju? – odezwał się drugi. - Przecież nie po raz pierwszy was tu widzimy.
- Panowie to jakaś pomyłka – oponował Marcin.
- Zamknij mordę, dokumenty dawać – przerwał ostro ten drugi.
W tym czasie ten pierwszy przyglądał mi się złowieszczo, uciekłem oczami od jego spojrzenia, żeby go nie prowokować. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, na co się patrzy. W koszulce miałem wpięty słynny opornik (rezystor), oznaka oporu wobec władzy. W jego oczach dostrzegłem dziką złość.
- Zobacz, co ta kurwa ma wpięte, znalazł się jebany bojownik z mlekiem zamiast wąsów – wycedził rozsierdzony.
Złapał za moją koszulkę i wyrwał opornik. Nie zdążyłem zareagować, kiedy poczułem na lewej stronie twarzy potężne uderzenie, które mnie zamroczyło. Osunąłem się na ścianę budynku, przy którym staliśmy. W ustach zrobiło mi się słodko, to krew, która spływała mi po twarzy. Za chwile ostry ból brzucha przeszył mnie od stóp do głów. Nie mogłem złapać oddechu, nogi nie potrafiły mnie utrzymać. Zgiąłem się próbując złapać oddech, zacząłem się dusić. Upadłem na chodnik, leżałem w pozycji embrionalnej sparaliżowany bólem i nie mogąc złapać tchu. Usta wypełniały się coraz większą ilością krwi. W tej chwili poczułem potężne uderzenie w klatkę jakimś twardym przedmiotem. Domyśliłem się, że był to but tego SB-ka. Usłyszałem delikatne chrupnięcie w klatce piersiowej i rozrywający moje ciało ból. Odczuwałem drżenie każdego mięśnia a przed moimi oczami zapadały ciemności. Powoli odpływałem i dzięki temu nic nie czułem.

Otworzyłem oczy, przywitał mnie widok białego sufitu. Ostrość mojego widzenia nie była najlepsza, ale tą biel pamiętam. Próbowałem poruszyć się, natychmiast przeszył mnie ból. Udało mi się podnieść lekko głowę. Przez mgłę zobaczyłem kontury pokoju, nie poznałem tego miejsca. Zobaczyłem postać siedzącą na krześle. Nie, ona chyba nie siedziała, raczej spała. Biłem się z myślami, gdzie jestem. Kto siedzi przy mnie. Powoli wzrok wyostrzał się. Dotknąłem mojej twarzy, była opuchnięta. Klatka piersiowa była zabandażowana. Z każdą chwilą odzyskiwałem siły i pomimo paraliżującego bólu lekko uniosłem się, żeby dokładnie obejrzeć miejsce, w którym byłem. Nie znałem tego miejsca. Mój wzrok już widział wszystko dokładnie, ale nie rozpoznałem tego pomieszczenia. Przyjrzałem się postaci śpiącej na krześle. To był Marcin.
Zerwał się z krzesła widząc, że mam otwarte oczy:
- Maciek jak się czujesz, już myślałem, że cię te skurwysyny zabili – powiedział bardzo czule.
- Gdzie ja jestem – zapytałem nieprzytomnie.
- Jesteś u mnie w chacie. Przyniosłem cię tutaj nieprzytomnego. Zawiadomiłem naszych. Był już lekarz. Masz złamane żebro i opuchniętą twarz – starał się przekazać mi wszystko w skrócie.
- Muszę iść do domu, starzy się będą martwić – stwierdziłem.
- Nie martw się, już tu byli, wiedzą wszystko – poinformował.
- Długo byłem nieprzytomny?
- No jakieś dziewięć godzin.
Napięcie moich mięśni puściło, czułem jak ogarnia mnie senność, towarzyszył mi tylko ból twarzy, brzucha i żeber.
- Biedny ty mój dzieciaku – odrzekł czule i przybliżył się do mnie całując mnie w usta.
Ból przemieszał się z podnieceniem. Pocałunek był słodki, czułem jego gorące usta na moich obolałych i nabrzmiałych wargach.
Marcin opiekował się mną przez trzy dni. Te dni, które spędziłem u niego zaważyły na moim stosunku do jego osoby. Urzekł mnie swoją troską. Poznałem go bardziej. Oprócz podniecenia, jakie we mnie wywoływał teraz doszło poczucie bliskości jego osoby. Czy zakochałem się w nim? Chyba tak, chociaż wtedy nie rozumiałem jeszcze tego uczucia. Stał mi się bliski, bardzo bliski. Stał się częścią mojego życia. Dochodziłem do sił jeszcze przez trzy tygodnie. Marcin codziennie przychodził do mnie. Z nudów wymyśliłem gazetkę młodzieżową. Zrobiłem jej skład, napisałem artykuły. Poprosiłem Marcina, żeby pokazał jej projekt zarządowi związku. Gazetka dostała akceptację. Wkrótce ukazał się jej pierwszy numer. Oboje pracowaliśmy nad dalszymi numerami. Pisaliśmy artykuły, robiliśmy skład i oddawaliśmy do druku. Do drukarni nie chodziłem już pomagać. Marcin stwierdził, że lepiej żebym się nie narażał i siedział w domu. Nie bardzo chciałem się na to zgodzić, ale przekonał mnie argumentem, że jak wpadnę to mnie zablokują i do żadnej porządnej szkoły się nie dostanę a jego zdaniem miałem talent, więc powinienem się kształcić w najlepszych szkołach. Trochę pochlebiało mi to, co mówił a jednocześnie byłem bardzo dumny, że tak troszczy się o mnie. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie. Namiętne spojrzenia, przytulanki, delikatne pieszczoty stały się wręcz normą. Każda chwila spędzona bez Marcina była pusta i stracona. Czas spędzany w szkole dłużył mi się niesamowicie. Ze szkoły na skrzydłach leciałem do Marcina, żeby być blisko niego. Byłem bardzo zakochany w nim, z czego po woli zacząłem zdawać sobie sprawę.

Pod koniec września poinformował mnie, że zarząd wysyła nas dwóch na spotkanie wydawców i piszących prasę podziemną. Spotkanie odbędzie się na Rusinowej Polanie w Tatrach u podnóża Gęsiej Szyi. Dostaniemy mapki jak tam dojechać. Cały ten zlot ma trwać trzy dni. Byłem bardzo zadowolony i podniecony, zwłaszcza wspólnym wyjazdem. Oczywiście wszystko pozostawało wielką tajemnicą i nie wolno było o tym mówić.
Na dzień przed wyjazdem dostaliśmy dokładną rozpiskę jak dojechać do Zakopanego i dalej na Rusinową Polanę, gdzie wysiąść a potem jak dojść pieszo. Spakowaliśmy nasze bagaże, zabraliśmy również bibułę, czyli nasze wydawnictwa podziemne. Tak gotowi i wyposażeni wyruszyliśmy do Zakopanego. Podróż upłynęła nam wesoło. Rozmowy, jakie prowadziliśmy były pełne luzu, zabarwione kawałami. Było nam dobrze razem, chyba oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Na Rusinową Polanę dotarliśmy późnym popołudniem. Zachwycaliśmy się przepięknym widokiem roztaczającym się wokół. Olbrzymie wrażenie robiła na nas góra Gęsia Szyja, monumentalnie wnosząca się nad polaną. Ale największe zdziwienie wywołały w nas bacówki, drewniane domki góralskie. Po wejściu do środka po prostu opadła nam szczena. Przecież to jak przeniesienie nas w dziewiętnasty wiek, piętrowe łóżka, siano do spania. Wszędzie prostota i drewno, w końcu to miejsca spania górali wypasających owce na halach. Nie mogliśmy opanować swojego zachwytu. Łaziliśmy po wszystkich bacówkach podziwiając każdą z osobna jednocześnie zapoznając się z innymi uczestnikami tego zlotu. Ktoś poinformował nas, żebyśmy pomyśleli o toalecie wieczornej jeszcze przed zmierzchem, bo trzeba iść do strumyka, żeby się umyć czy wykąpać. Byliśmy w szoku, jak my miasteczkowi chłopcy możemy kąpać się w strumieniu górskim. Miny nam zrzedły.
- Daleko ten strumyk – zapytał przerażony Marcin.
- Nie, tu kawałek w dół, po drodze do Sanktuarium Matki Boskiej Jaworzyńskiej w Wiktorówkach – odpowiedział nam wysoki barczysty chłopak, Czesław.
- W Sanktuarium będziemy odbywać spotkania – dopowiedział stojący obok Rafał.
Nasze miny chyba były widokiem bezcennym, bo oboje, Czesiek i Rafał wybuchli śmiechem.
- Spokojnie panowie dacie radę, to nie takie straszne – odrzekł Rafał, kiedy już przestał się śmiać.
- Dzisiaj spotkanie w Sanktuarium o 18.00 od razu z kolacją – poinformował Czesław.
Wróciliśmy do naszej bacówki rozpakować swoje rzeczy. Dołączyło do nas jeszcze ośmiu chłopaków i tak w dziesięć osób zamieszkaliśmy w tej przepięknej drewnianej chatce. Nie było to dla nas zbyt komfortowe, bo raczej liczyliśmy na intymność, tylko we dwoje, ale musieliśmy się z tym pogodzić, w końcu to nie hotel pięciogwiazdkowy tylko góralska bacówka. Po zapoznaniu się z naszymi współlokatorami i wyborze miejsc do spania, postanowiliśmy odbyć wieczorną toaletę w górskim strumyku. Zabraliśmy potrzebne akcesoria i w klapkach udaliśmy się do miejsca odbywania publicznej toalety wieczornej. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy doszliśmy na miejsce. Strumyk wił się urokliwie w dolince. Usiadłem na jego brzegu i nie mogłem oderwać oczu. Urzekła mnie szumiąca krystaliczna woda, kamienie, o które rozbijał się nurt. Moje zafascynowanie tym miejscem przerwał Marcin:
- Długo będziesz się tak modlił nad tym strumykiem? – powiedział rozbawiony.
Spojrzałem w jego stronę i zdrętwiałem. Moje usta otwarły się, żeby odpowiedzieć na jego pytanie i zastygły. Moje oczy wpatrywały się w niego z wielkim pożądaniem.
Marcin stał na środku strumyka zupełnie nagi, myjąc swoje ciało.
Szczupły, smukły, długie nogi, świetne uda, ładna klatka, nie za szerokie bary, wąskie biodra i piękne harmonijne pośladki. Jego pośladki szczególnie przykuły moją uwagę. Takie pełne, symetrycznie doskonałe, z idealnie zarysowanym owalem, z lekkimi włoskami, jak mech, wychodziły spomiędzy tych półkul, gęstniały u dołu i przechodziły aż na uda, gęstsze i ciemniejsze. Aż mi dech zaparło. Odwrócił się teraz przodem do mnie. Moim oczom ukazał się obraz pięknych dużych, pełnych, jakby sytych, powiedziałbym, że aż przepełnionych jąder. A na nich spoczywał penis, miękki, spokojny, dziwnie soczysty. Lubowałem się każdym jego włoskiem, każdą żyłką. Ten widok mnie zachwycił i obezwładnił.
- Przepiękny ten widok – odpowiedziałem zmieszany, moje zmysły biły się, który widok był piękniejszy.
Czułem jak mój penis zrywa się do lotu. Nie miałem innego wyjścia. Rozebrałem się i wszedłem do strumyka. Lodowata woda łupała mnie w stopy, spowodowała, że moje podniecenie zanikło, z czego byłem zadowolony. Bałem się ośmieszenia przed Marcinem.
Wróciliśmy do bacówki a później udaliśmy się na spotkanie do Sanktuarium. Ten kościół był urzekający. Byliśmy pod dużym wrażeniem jego architektury i magii, jaką roztaczał. Była już prawie północ, gdy wróciliśmy do swoich miejsc zakwaterowania. Rozpaliliśmy w piecyku, bo wieczór był chłodny i dało się to odczuć w bacówce. Zapach płonącego drewna roztaczał się po całym pomieszczeniu drażniąc zmysł powonienia i oczy. Niespotykane dotąd odczucia z tego cudownego miejsca utrwalały się w naszej pamięci. Postanowiliśmy wyjść na papierosa, no właściwie to Marcin postanowił, ja wówczas nie paliłem. Zabrał ze sobą swój śpiwór i usiedliśmy z dala od bacówki na polanie. Księżyc oświetlał swoim srebrnym światłem całą polanę i pobliskie szczyty. Jedynie las pozostawał czarny i tajemniczy . Widok szczytów górskich w świetle księżyca nastrajał nas bardzo romantycznie, sprawiał, że świat stawał się piękniejszy, prostszy i przytulny. Tak działała na nas natura, Przytuliłem się do Marcina okrywając nas rozpiętym śpiworem. Poczułem jego ciepło. W moim brzuchu zaczęły latać z kosmiczna prędkością motyle. Włożyłem rękę pod jego koszulkę i opuszkami palców badałem każdy centymetr jego ciała. On przytulił mnie mocniej do siebie. Nie byłem w stanie opanować podniecenia i pożądania. Mój penis dostał gwałtownego i mocnego wzwodu. Marcin wyczuł moje podniecenie, zjechał ręką w moje spodenki. W tym momencie szczyty górskie zawirowały wokół mnie. Jego ręka ujęła mojego penisa, zaczynając drażnić go delikatnymi ruchami. Podciągnąłem jego koszulkę, zacząłem całować jego klatkę, smakując każdy centymetr. Mój oddech stał się szybki a podniecenie osiągało zenitu. Nie wytrzymałem, wystrzeliłem. Zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam – powiedziałem cicho zawstydzony.
- Nie przepraszaj, to miłe widzieć jak na ciebie działam, jestem szczęśliwy – odrzekł i pocałował mnie w usta.
Oddałem się temu namiętnemu pocałunkowi, który smakował niesamowicie. Nasze języki drażniły się ze sobą. Mój penis budził się ponownie do zabawy w ręce Marcina, którą trzymał ją tam cały czas. Moja ręka powędrowała w jego spodenki. Spotkała tam dużego naprężonego fallusa gotowego do zabawy. Pieściłem nieporadnie tego ogromnego rozbójnika dając dużą satysfakcję Marcinowi. Jego oddech przyśpieszył. Nasze usta rozłączyły się, bo nie mógł złapać oddechu i jego penis wystrzelił olbrzymią ilością spermy, która spływała po mojej ręce. Leżeliśmy jeszcze chwilę wtuleni w siebie.
- No chyba czas wracać – czule odezwał się Marcin.
- Tak, robi się trochę zimno – odrzekłem, dygocąc z chłodu.
Poszliśmy do naszej bacówki, w której było już ciepło. Położyliśmy się spać. Spaliśmy na górze pod ścianą. Nasze śpiwory nie zostały zamknięte, przytuliliśmy się do siebie. Panowała ciemność, więc nie było zupełnie nas widać. Zasnęliśmy przytuleni.
Poranek powitał nas pięknym, jesiennym słońcem. Odbyliśmy tradycyjny marsz do strumyka, w który teraz kąpałem się nago. Moje poczucie wstydu, gdzieś ulotniło się, bo był ze mną Marcin. Zdążyłem już się przyzwyczaić do kąpieli w zimnej wodzie i sprawiało mi to olbrzymią przyjemność. Mogłem do woli podziwiać nagie ciało Marcina.
Dzień upłynął nam na spotkaniach w Sanktuarium. Wieczorem zaplanowano ognisko z pieczeniem kiełbaski na polanie. Przy ognisku była wspaniała atmosfera. Dostaliśmy znaną góralską herbatkę z prądem, ktoś grał na gitarze. W głowach nam zaszumiało. Kiedy wszyscy rozeszli do swoich chat a na polanie zrobiło się pusto, Marcin zaproponował ponownie wyjście na papierosa. Bardzo chętnie na to przystałem, mając w pamięci poprzedni wieczór. Znowu bawiliśmy się swoimi penisami. Tym razem wytrzymałem dłużej. Pomimo chłodu nocy nam było gorąco, grzała nas herbatka z prądem i nasze pożądanie. Nasze pieszczoty były namiętne i długie, doprowadziły każdego z nas do podwójnego orgazmu. Nasze ciała były mocno posklejane spermą więc postanowiliśmy w blasku księżyca ochlapać się w tym lodowatym strumyku. Poszliśmy w stronę strumyka. Woda była bardzo zimna, nasze jajka i penisy skurczyły się. Mieliśmy niezłą zabawę z tego. Nasze ciała ochlapane wodą w blasku księżyca wyglądały przepięknie. Wróciliśmy do bacówki po drodze tuląc się do siebie. Poszliśmy spać, zasnęliśmy przytuleni do siebie.
Następnego dnia po porannej toalecie zostaliśmy w bacówce. Wyznaczono nas do pilnowania miejsc noclegowych. Cała reszta udała się na Wiktorówki do Sanktuarium. Postanowiliśmy wykorzystać tą chwilę samotności. Przywarliśmy do siebie zrzucając nasze skromne ubranie. Pocałunki jakimi obdarzał mnie Marcin powodowały mój zawrót głowy. Zaczęliśmy pieścić swoje ciała ustami. Byliśmy bardzo podnieceni. Wiedziałem, że chcę z Marcinem kochać się, chcę być jego. Pragnąłem, żeby te chwile nigdy się nie skończyły.
- Kocham cię dzieciaku – wyszeptał czule Marcin.
- Ja też cię kocham – odrzekłem, całując go w usta.
Ciepło jego ciała rozpalało mnie do czerwoności. Naszą ekstazę przerwał głośny świst łopat śmigłowca. Ten świst był coraz głośniejszy. Zerknęliśmy przez okno, naszym oczom ukazał się helikopter MI-4 lądujący niedaleko bacówek na lądowisku polowym przygotowanym dla ratowników TOPR-u. Drzwi helikoptera otworzyły się i wyskoczyło z nich kilku cywilów. Nie mieliśmy wątpliwości to było SB. Szybko ubraliśmy się, Marcin wykrzyknął:
- Lecę zawiadomić naszych.
- Ok. ja tu zostaję – odparłem szybko.
Wyskoczył z bacówki i szybkim biegiem skierował się w stronę Wiktorówek. Stałem przed bacówką i patrzyłem jak biegnie. Widziałem jak dopadło go dwóch cywilów powalając na ziemię. Byłem sparaliżowany strachem. Schowałem się w bacówce. Po chwili drzwi otwarły się z hukiem a do środka wszedł rudy cywil.
- Dokumenty, gnoju! – wykrzyczał.
Podałem mu legitymację szkolną. Byłem sparaliżowany strachem. Zaczął przeszukiwać bagaże znajdujące się w chacie. Wywalał wszystko na podłogę i nogą rozgarniał patrząc na wysypaną zawartość.
- Który jest twój plecak, jebańcu – burknął w moim kierunku.
Wskazałem mu swój plecak. Podniósł go, poluzował sznurki i wysypał na podłogę. Nogą przesuwał wysypane rzeczy. Nie miałam już bibuły, bo wszystko zanieśliśmy do Sanktuarium. Jednak on zauważył coś, o czym zapomniałem. Pochylił się, podniósł z podłogi kolorową broszurę. Zrobiłem się czerwony na twarzy. To był gejowski świerszczyk, który udało mi się kupić na początku wakacji i stał się dla mnie podnietą w chwilach zabawy z moim fallusem.
- Lubisz obciągać kutasy, pierdolony pedale – warknął z wściekłością.
Podszedł do mnie, uderzył mnie z otwartej ręki w twarz. Zatoczyłem się, przed upadkiem uratowało mnie piętrowe łóżko. Złapał mnie za włosy zmuszając do klęknięcia. Czułem jak wyrywa mi włosy. Klęknąłem bez większego oporu, gdyż jego ręka mocno szarpała moją głowę.
- No to zajmiesz się moim, jebana szmato – powiedział z nieukrywaną pogardą.
Rozpiął rozporek, zsunął spodnie i majtki. Pociągnął moją głowę w kierunku kutasa.
- Bierz go i ssij, bo inaczej ci ten łeb rozjebię na kawałki – syknął.
Przed moimi ustami znalazł się jego kutas. Poczułem smród potu i moczu. Zrobiło mi się niedobrze, żołądek podniósł mi się do gardła. W tym czasie on szarpnął moją głową dając znać, żebym otworzył usta. Wpakował mi go głęboko w gardło. Zacząłem się dusić, on trzymał mocno mnie za włosy. Wykonywał szybkie ruchy a kutas rósł mi w gardle. Moje oczy wypełniły się łzami, dusiłem się. Mój żołądek dostawał skurczy. On przyśpieszał. Wydał z siebie ryk i poczułem jego spermę spływającą mi głęboko w gardle. Nie mogłem jej wypluć, bo trzymał mnie dalej za włosy a jego kutas pozostawał w moich ustach. Skurcze żołądka przyśpieszyły. Zacząłem rzęzić, odruchy wymiotne były już nie do opanowania. Poczułem jak puszcza moją głowę, wyrwałem się i wyskoczyłem na zewnątrz. Ugiąłem się, mój żołądek wyrzucał wszystko na zewnątrz, moje oczy zalały się łzami. Oddychałem szybko, łapiąc powietrze, którego tak mi brakowało. Wyszedł za mną przed bacówkę.
- Nieźle ciągniesz szczylu, zapamiętam cię – powiedział, po czym kopnął mnie w tyłek.
Byłem pochylony, straciłem równowagę i upadłem na ziemię, leżałem zalany łzami i wymiocinami. Widziałem jak odchodzi w stronę helikoptera. Z pozostałych bacówek wychodzili jego koledzy wynosząc jakieś dokumenty, załadowali je do śmigłowca, wsiedli i rozległ się głośny świst łopat. Śmigłowiec wznosił się w górę, wykonał łuk nad polaną i odleciał, znikając za górami. Wstałem, z trudem poszedłem w kierunku leżącego Marcina. Ukląkłem przy nim, był mocno pobity. Z oddali widziałem jak od strony Sanktuarium biegli już uczestnicy zlotu. Pewnie słyszeli ten cholerny śmigłowiec. Zajęli się zaraz Marcinem, ja wróciłem do bacówki, schowałem się w kącie, płakałem. Nie chciałem z nikim rozmawiać, wstydziłem się powiedzieć, co się stało. Paraliżowały mnie spojrzenia innych. Spakowałem swoje rzeczy, pożegnałem się milcząco i wyruszyłem w drogę do domu. Powiedzieli mi, że Marcin został przewieziony do szpitala w Zakopanym.

W domu zamknąłem się w sobie. Czułem się brudny. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Stałem się milczący i nieobecny. Byłem szmatą, którą ktoś ozuł z czci i godności. Po tygodniu wrócił Marcin, próbował kontaktować się ze mną. Nie chciałem go widzieć, unikałem. Nie wiedziałem jak mu to opowiedzieć. Jak powiedzieć mu, że czuję się brudny, że nie pasuję do tamtej naszej czystej miłości. Moja depresja pogłębiała się, zrezygnowałem z wydawania gazetki. Nic dla mnie nie było już ważne. Nie miałem, po co żyć, nie chciałem, żyć. Opuściłem się w nauce, nic do mnie nie docierało. Próbowałem z tym walczyć, ale za każdym razem moje zmysły przywoływały tamtą brudną scenę z bacówki. Marcin nie odpuszczał, próbował na różne sposoby dotrzeć do mnie. Kiedy patrzył na mnie tymi oczami pełnymi pożądania i miłości nie wytrzymywałem tego spojrzenia, uciekałem wzrokiem. Nie chciałem, żeby tak na mnie patrzył. Robiłem wszystko, żeby oddalić się od niego. Miałem poczucie, że nie jestem jego godny, bo byłem zeszmacony i brudny.

Przeżyłem kolejną traumę 14 grudnia z samego rana, kiedy zostałem aresztowany. Trzech cywilów przetrzepało moje mieszkanie, zakuli mnie w kajdanki i nieoznakowanym samochodem zawieźli na komisariat. Tam po raz ostatni widziałem Marcina. Kiedy prowadzono mnie zakutego w kajdanki przez korytarz komisariatu z jednego z pokoi dwóch milicjantów wyprowadziło a raczej wywlekło prawie nieprzytomnego i pobitego Marcina. Darłem się do niego, widziałem, że spojrzał na mnie, ale nie wiem czy mnie poznał…
Kilka lat później dowiedziałem się, że Marcin wyjechał do Berlina i tam został na stałe. Nigdy więcej się z nim nie spotkałem…

Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 11:04, 08 Lut 2013    Temat postu:

Opornik, bibuła, obsługa ręcznego powielacza, rozcieńczanie farby drukarskiej olejem to wszystko znam z własnego doświadczenia, na szczęście nie miałem kontaktu ze smutnymi panami (SB), poza jednym spotkaniem z innego powodu (poświęcenie kościoła w Mistrzejowicach przez JPII), mojego dobrego kolegę smutni panowie "namówili" do wyjazdu w kierunku Kanady i jak on sam to określił "po raz pierwszy nie miałem żadnego problemu z uzyskaniem paszportu i załatwieniem niezbędnych formalności, wszystko załatwiono za mnie".
Znam również Rusinową polanę, Waksmudzką równień i okolice bardzo dobrze, bo moją bazą wypadową prawie zawsze była Cyrhla (dom znajomego).

To wszystko spowodowało powrót mnóstwa wspomnień, wielu dobrych, ale też wielu smutnych, dlatego długo nie mogłem usiąść do napisania komentarza,
Opowiadanie świetne, obawiam się jednak, że będzie mało zrozumiane przez młodych czytelników, żeby je w pełni go zrozumieć i docenić, trzeba było żyć w "tamtych" czasach i samemu doświadczyć tej mieszanki obaw i strachu związanych z bibułą.
Maćku dzięki za odgrzanie wspomnień,.

Serdecznie pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 21:50, 12 Lut 2013    Temat postu:

Maciek bardzo smutna a zarazem piękna historia.
Pamiętam te czasy jak milicja rozpędzała armatkami wodnymi czy gazem łzawiącym wszelkie próby przeciw stawienia się społeczeństwa ówczesnej władzy co prawda z perspektywy kilkuletniego chłopca ale jednak takie rzeczy na długo zostają w pamięci.
Gratuluje kolejnego świetnego opowiadania Twojego autorstwa i czekam na więcej. Masz naprawdę świetny talent do pisania i już stałem się fanem Twojego pióra Razz
Pozdrawiam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bimax45
Wyjadacz



Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Skąd: Stare i ładne

PostWysłany: Wto 22:16, 12 Lut 2013    Temat postu:

Dziękuję za tak miłe komentarze do opowiadania, które nie jest łatwe i przyjemne. No cóż proza życia. Każdy ma jakieś wspomnienia niektóre są miłe inne nie.
Tomek pamiętam też armatki ale pamiętam coś czego nikt dzisiaj nie wyzna, może ze strachu a może nie ta atmosfera. Dobrze pamiętam a pamięć mam jeszcze dobrą, co szykowaliśmy na zjazd S, nie były to wcale ulotki, tylko... więc czasami zastanawiam się czy sami tego stanu wojennego nie wywołaliśmy swoją głupotą i sarmacką naturą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bimax45 dnia Wto 22:17, 12 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zwykłygość
Adept



Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Pń

PostWysłany: Pią 0:03, 10 Maj 2013    Temat postu:

Smutna historia, ale pięknie napisana
Świetny zwrot akcji; z pięknej miłości brutalny gwałt. Świetne pióro!

I jeszcze cośWink (1)
Sam jestem zakochany...
w Zakopcu

Czyli najbliższy wypad do Zakopanego już zaplanowany:)
Teraz z Jaszczurówki w drugą stronę; Cyrhla, Wiktorówka i Rusinowa Polana


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bimax45
Wyjadacz



Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Skąd: Stare i ładne

PostWysłany: Pią 9:24, 10 Maj 2013    Temat postu:

Polecam zanocować na Rusinowej Polanie, bacówki pewnie jeszcze stoją i strumyk pewnie dalej sobie płynie. A wylegiwanie się na Rusinowej Polanie u podnóża Gęsiej Szyi jest bezcenne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
swinoujscie28
Dyskutant



Dołączył: 27 Sty 2011
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Świnoujście

PostWysłany: Sob 7:36, 11 Maj 2013    Temat postu:

miałem przyjemność być i na "kingdze" rusinowej i na Gęsiej na ostatniej majówce. przepiekne widoki!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin