Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Leśniczówka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 17:22, 05 Sty 2011    Temat postu: Leśniczówka

To miała być powieść w odcinkach - ale jakoś odechciało mi się pisać... Powstały dwa, wrzucam je tu i zamykam się na długo. Cc-by-sa-3.0

Adam nie lubił wesel, na to jednak został zaciągnięty przez rodziców, zatem nie wypadało mu nie iść. Tańczyć nie umiał i nie lubił. Muzykę, owszem, o ile nie wymagała dalszego zaangażowania się ruchowego. Słuchał progresywnego rocka: Pink Floyd, Wishbone Ash, Moody Blues... zupełnie czego innego niż koledzy z jego otoczenia. W zasadzie mało go z nimi łączyło; wiedział, że pójdzie studiować medycynę, miał ściśle określone zainteresowania i był raczej samotnikiem. Przede wszystkim z powodu swojej wagi i wyglądu. Liceum w niewielkim mieście nie sprzyja tolerancyjności, on też nie pragnął jakichś zażyłych kontaktów więc musiał pogodzić się z własnym towarzystwem.
Orkiestra grała w najlepsze, głównie utwory biesiadne i disco polo. Siedział przy stole obok swego kuzyna, Jarka, chłopaka w tym samym wieku, też koło osiemnastki ale zupełnie innego, niskiego, szczupłego. Właściwie też go nie znał; rodzice nie uprawiali zbyt bujnego życia towarzyskiego, więc miał rodzinę, nawet liczną, ale dla niego prawie nieznaną.
– Mama, nudzi mnie ten wiejski festyn, właściwie mam ochotę iść spać.
– Pogódź się z tym, że dziś spać raczej nie będziesz, siedź tu albo połaź trochę po okolicy. Będziesz spać rano, jak się wszystko uspokoi.
– Może do stodoły? – odezwał się Jarek, młodszy brat panny młodej, więc w sumie gospodarz. – Są tam jakieś derki, koce, posłanie wiejskie ale wygodne.
Adam, który nigdy nie spał na sianie, wzdrygnął się.
– Żeby mi jakiś robak wszedł do ucha? Nie, to już się pomęczę tutaj. Może nawet polubię disco polo.
– Jak chcesz. Ale jak będzie ci się chciało spać to powiedz, uszykuję ci.
– Jarek ma rację – wtrąciła mama. – Nic ci nie wejdzie do ucha, może rzeczywiście się tak nie męcz.
Adam, choć z niechęcią, zgodził się. Nie lubił zarywać nocek, o wiele lepiej czuł się wczesnym rankiem.
Stodoła znajdowała się na tyłach gospodarstwa i była o tyle oddalona od tancbudy, że nawet dźwięki orkiestry z trudem docierały w to miejsce. Pozostał tylko jeden szkopuł.
– Trzeba wejść po drabinie – powiedział Jarek.
Na Adama padł blady strach; wszelkich drabin nienawidził z definicji, dodatkowo teren był zupełnie nieoświetlony. Po omacku wszedł do góry, trzęsąc się z emocji. Nawet nie widział, jak Jarek pokonał przeszkodę z kocią zręcznością.
– Wiesz co, nie chce mi się już tam wracać, też się prześpię, zrobię większe posłanie, chyba mogę koło ciebie? Zwłaszcza że tu jest jedyne równe miejsce.
Adamowi pomysł się nie spodobał, w zasadzie nigdy w życiu z nikim nie spał, ale nie protestował zanadto. Po chwili leżeli obok siebie, przykryci jednym kocem polowym. Rozmowa nie kleiła im się za bardzo. Adam musiał przyznać, że posłanie było nawet wygodne.
– To jeszcze tylko zwalę sobie konika i śpimy – powiedział Jarek.
– Że co zrobisz?
– To co słyszałeś. Nie musisz patrzeć. Nie mów, że ty też tego nie robisz...
Adam nie odezwał się, choć istotnie, w przeciwieństwie do wielu młodych mężczyzn, nie przepadał za tą zabawą. Czuł się zawsze jakoś dziwnie, miał myśli, które go przerażały. Wiedział, że coś jest nie tak, że to powinno wyglądać zupełnie inaczej, więc postanowił się tym nie zajmować. Organizm sobie jakoś radził mokrymi snami, co Adam odkrywał rano, czując mokrość i lepkość. Z tego powodu chował nawet spodnie od piżamy przed rodzicami a do prania dawał w ostatniej chwili.
Już po chwili doszły do niego lekkie wstrząsy, odczuwalne na kocu i podłożu. Po chwili ustały. Adam leżał odwrócony, nie interesował go widok kuzyna ani to, co robi.
– Już skończyłeś?
– Nie... dalej się bawię, tylko trochę inaczej. Ty naprawdę tego nie robisz?
– Nie, mówię ci. Dlaczego miałbym cię okłamywać?
– Bo dotąd nie słyszałem, by ktoś tego nie robił.
Wibrowanie podłoża rozpoczęło się na nowo. Adamowi zrobiło się niewygodnie na boku, przewrócił się na plecy i odchylił głowę, starając się nie patrzeć w stronę kuzyna. Mimo ciemności, kontury były nawet dobrze widoczne.
– No nie wstydź się tak – powiedział Jarek. – A zresztą... mam przestać?
– Tak. To znaczy nie... rób co chcesz.
Nagle zdał sobie sprawę, że zachowanie kuzyna nie było obojętne dla niego. Poczuł charakterystyczny ucisk członka i jakąś dziwną falę, która wędrowała po organizmie. Wbrew rozumowi chciał, by kuzyn zabawiał się dalej.
– Dobra, to ja się już zamknę i rób dalej co ci się żywnie podoba, w końcu jesteś dorosły i to twoja stodoła, ale powiedz tylko, dużego masz? Nigdy nie widziałem fiuta żadnego faceta. Czytałem gdzieś, że powinien mieć od czternastu do siedemnastu centymetrów.
– Jak mierzyłem, miał szesnaście centymetrów. Jak widzisz, w normie.
– Mój ma prawie dziewiętnaście – Adam zdziwił się, że ta informacja przeszła mu przez gardło.
– Niemożliwe... Grubasy zwykle mają krótkie. Widziałem na jakichś filmikach.
– No to ja jestem nietypowy.
– Nie wierzę, pokaż.
– Ale ja się wstydzę...
– Nigdy nie widziałem takiego potwora, może na filmach, ale oni robią tam takie dziwne sztuczki.
Adam zmieszał się. Z jednej strony była to prośba wyjątkowa w swojej śmiałości, z drugiej... coś pchało go do tego, instynktownie odczuwał, że będzie mu przyjemnie. Sytuacja była zaskakująco zgodna z jego wcześniejszymi wyobrażeniami, których tak się bał, tak unikał. Jednak dalej coś go blokowało.
– Patrz, tak ja wyglądam – Jarek zmienił pozycję i klęknął. Adam powoli odwrócił głowę i spojrzał na Jarka. Chwilę przyzwyczajał wzrok do bardzo słabego oświetlenia, w końcu zaczął wyławiać szczegóły, najpierw szczupłe, o wiele cieńsze niż jego własne uda, potem całą resztę. Patrzył z coraz większą zachłannością. Faktycznie jego członek był krótszy, jednak wyglądał bardzo apetycznie. Wał, stanowiący koniec główki nie był okrągły i przystający do korpusu, jak u niego samego, a odstawał śmiesznie i podbiegał ku górze w spodniej części, co dawało wrażenie zadziorności, waleczności, dodatkowo cały członek był sympatycznie zadarty ku górze. Całości obrazu dopełniały jądra, i tu Adam musiał przyznać, że kuzyn był lepszy. Słabe oświetlenie spowodowało, ze nie widział wszystkich szczegółów, dotarł jednak do niego, ostry, silny, podniecający zapach, który dodatkowo zakręcił mu w głowie. To wszystko znajdowało się w niewielkiej odległości od oczu, może ze trzydzieści centymetrów. Z ociąganiem, nieco drżącymi z podniecenia rękoma rozpiął pas, później rozporek i leżąc, opornym ruchem ściągnął spodnie do kolan. Kuzyn pochylił się nad nim.
– Ale gruby... Faktycznie masz olbrzyma. I też ci stoi...
– To z nerwów – szybko wtrącił Adam, nie chcąc być podejrzany o nic złego. Już miał naciągnąć spodnie, gdy ciepły, mocny uścisk zapanował nad jego członkiem. Tego nie było w programie. Ale czuł się zbyt bezwładnie by protestować, zwłaszcza, że dreszcze podniecenia rozlały się powoli po całym organizmie. Wciąż patrząc się niczym zahipnotyzowany, Adam nieśmiało wyciągnął rękę ku członkowi kuzyna, jednak zdawszy sobie sprawę, co robi, zatrzymał ją nagle w powietrzu.
– Nie bój się, nie ma czego, dotknij...
Adam palcami rozpoznawał każdy szczegół budowy, gdy tymczasem Jarek nawilżył dłoń i ponownie uchwycił porzucony przez chwilę narząd, co przyprawiło Adama niemal o wstrząs. W milczeniu, przerywanym tylko coraz głośniejszymi oddechami ich ruchy traciły na delikatności, stały się bardziej kanciaste, drapieżne, pożądliwe. W końcu przyszedł upragniony moment, potoków nasienia i przenikliwego drżenia ciała.
– Lej na siano, no... bo to będzie później widać...
Adam nie pamiętał, ile razy powtórzyli tę zabawę. Zasnęli dobrze po północy.

W jakiś czas po weselu Adam zdał sobie sprawę, że może przynajmniej siebie samego nie oszukiwać i nazywać rzeczy po imieniu. Jest homoseksualistą. Kobiety w ogóle go nie interesują, na mężczyzn zaś patrzy z zainteresowaniem i pożądaniem. Nie miał jednak możliwości i czasu, by rozejrzeć się za następcą Jarka. Powoli zbliżała się matura, w zasadzie każdą chwilę spędzał na nauce.
O wypadku rodziców dowiedział się po przyjściu do domu z ostatniego egzaminu. Oprócz naturalnego w takim momencie szoku doszło kolejne zmartwienie – co robić w życiu. Bo że skończyły się jego plany pójścia na medycynę, to oczywiste. Poszedł do dyrektora szkoły, rozeznanego w jego sytuacji.
– No cóż ja ci mogę poradzić. Nawet jak dostaniesz stypendium, to nie utrzymasz siebie ani domu. Dom zresztą i tak będziesz musiał sprzedać, nie dasz sobie rady z jego utrzymaniem. Wiesz co? Tak z dobrego serca powiedziałbym ci – ożeń się.
Adam struchlał. Nie takiej porady oczekiwał.
– Wykluczone, przynajmniej teraz. Zresztą która weźmie takiego grubasa jak ja? Może to jest jakieś wyjście ale nie dla mnie.
– Interesuje cię biologia, prawda? – zapytał dyrektor, który kilka dni temu wręczał mu nagrodę za udział w finale olimpiady biologicznej. – Dlaczego nie pójdziesz do policealnej szkoły leśnej?
Adam popatrzył na dyrektora jak na zbawcę. Rzeczywiście, genialna myśl. Dwa lata nauki i zawód w ręku, zawód, który był nawet zgodny z jego zainteresowaniami.
– Dziękuję panie dyrektorze. Zdaje mi się, że uratował mi pan życie.
– No bez przesady – uśmiechnął się dyrektor. – Jedyne, co mógłbyś zrobić, to zaprosić swojego starego dyrektora z żoną do leśniczówki na dzień.
Szkoła okazała się rzeczywiście trafionym pomysłem. Oprócz renty po rodzicach szybko dostał całkiem niemałe stypendium naukowe i spokojnie, bez większych nerwów i kłopotów ukończył szkołę. Ba, ale co z pracą? I domem? Pojechał do leśniczówki w jednej z sąsiednich wsi zapytać leśniczego jakie są szanse zdobycia pracy.
– Teraz tylko po studiach biorą, chyba że na pracowników leśnych – powiedział leśniczy. Ale czekaj, słyszałem, że pod Jełową szukają gajowego. Zadzwonię do leśniczego i może przez okręgowy zarząd lasów się załatwi...
Tydzień później zapukał do drzwi leśniczówki, położonej w wiosce składającej się może z dziesięciu osad. Drzwi otworzył mu mężczyzna dobrze po czterdziestce a raczej zbliżający się do pięćdziesiątki, solidnej, poważnej nawet budowy, szpakowaty, o dość ostrych rysach i zdecydowanie surowym wyglądzie. Adam spłoszył się nieco.
– Dzień dobry. Nazywam się Adam Kęsik i mam być gajowym w tym leśnictwie.
Leśniczy zlustrował chłopaka wzrokiem tak, że Adam, który nie czuł się pewnie, jeszcze bardziej stracił rezon.
– Szczerze powiedziawszy nie tak wyobrażałem sobie nowego gajowego ale... no niech pan wejdzie.
Rozmawiali długo. Stanisław wyczuł, że ma przed sobą osobę dobrze przygotowaną do zawodu, o ogromnie dużej wiedzy teoretycznej, brakowało tylko praktyki. No i najważniejsze – chłopakowi dobrze patrzyło z oczu. Pewnie miał jakiś sekret, i to nie jeden ale... wyjdzie w praniu. Zdecydowanie zbyt zdolny i mądry jak na dziurę w środku lasu.
Powoli przyzwyczajali się do siebie. Rozmawiali wyłącznie o sprawach służbowych, ale były to rozmowy rzeczowe i – co Stanisław musiał przyznać – na wysokim poziomie. Adam radził sobie coraz lepiej, dostał dodatkowo wyrąb, tak więc Stanisławowi pozostały tylko sprawy łowieckie i szkółkarskie.


Kiedyś, kiedy tylko przyszedł do pracy, leśniczy z miejsca zaatakował go pytaniem:
– Z teorii urządzania lasu jesteś dobry?
– Pięć u Okularnika.
Kończyli tę samą szkołę. Okularnik był dobijającym emerytury nauczycielem, mającym najgorszą sławę w całej leśnej Polsce. Zdać egzamin u Okularnika w pierwszym terminie to znaczyło mieć wiedzę na poziomie uniwersyteckim, nawet większą niż on sam. Zdać na pięć – przypadek jeden na milion. Piątkowicze u Okularnika zazwyczaj kończyli z tytułami profesorskimi.
– Szczery podziw. Mam kłopot, jest ważna konferencja urządzeniowców, możesz nawet wygłosić referat, jeśli rzeczywiście czujesz się na siłach. Wstydu mi nie przyniesiesz a i ja odniosę z tego jakąś korzyść.
Na konferencję przyjechali w ostatniej chwili, kiedy wszystkie jedynki w hotelu były już zajęte, wepchnięto ich więc do dwójki. Drugiego dnia, korzystając z przerwy i tego, że Stanisław przebywał w gronie starych znajomych, Adam postanowił się odprężyć, wziąć ciepłą kąpiel. Jako że spanie razem z szefem w pokoju, i zarazem wszystko, co się z tym wiąże, krępowało go nieco, postanowił zrobić to, co zwykle robił przed spaniem. Poza tym lubił onanizować się w kąpieli, uwielbiał ten poślizg po szamponie, przypominający mu jedyne doświadczenie, którego zaznał w życiu.
Tego się nie spodziewał. Gdy wyszedł z łazienki, oczywiście nago, bo zapomniał ręcznika, spostrzegł, że w pokoju był pan Stanisław. Zamurowało go do tego stopnia, że przez kilkanaście sekund stał w kompletnym osłupieniu, z prężącym się członkiem, który jak na złość właśnie teraz nie chciał opaść. W końcu odwrócił się. Nie wiedział czy jest obserwowany, czy nie, wyciągnął kąpielowy ręcznik, wytarł się i nałożył bokserki.
– Przepraszam – powiedział tylko.
– To ja przepraszam, powinienem był uprzedzić. Nic nie widziałem, nie ma tematu.
Dalsza część popołudnia upłynęła im na konferencji. Adam brylował, jego wiedzę podziwiali nawet fachowcy, a za wykład o urządzaniu starodrzewu w warunkach parku krajobrazowego dostał owację na stojąco. Po kolacji Stanisław złożył gratulacje Adamowi.
– Byłeś wspaniały. Nasze leśnictwo bardzo skorzystało, pewnie będziemy teraz lepiej traktowani w zarządzie, bo do tej pory było jak najgorzej. Proponuję uczcić to stosownym płynem.
Ani Adam ani Stanisław z zasady nie pili wiele, po kilku kieliszkach rozluźnili się.
– No to mam pracownika co i dużą głowę, i sporego fiuta ma na miejscu – roześmiał się Stanisław.
– Panie leśniczy.... Jeszcze raz przepraszam. Poza tym podobno pan nic nie widział...
– Ależ ja cię tylko chwalę. Niby nie widziałem, a przecież czegoś takiego trudno nie zauważyć. Nie wiedziałem, że jesteś aż tak potężnie uzbrojony. Pewnie baby szaleją...
Adam zrazu nie odpowiedział. Leśniczy zauważył zmieniony wyraz twarzy swojego podwładnego.
– Nie miałem jeszcze żadnej, jak to pan mówi, baby. I nie chcę...
– No tak, naukowiec, podniecają go wyłącznie książki i stosunek dębu do buka w poszyciu. Też stosunek... – aluzja do wykładu była jak najbardziej oczywista. Adam uśmiechnął się gorzko.
– Nie mówmy o tym.
– Ależ ja wyraźnie widzę, że właśnie z tym masz kłopoty. Ty mógłbyś być prawdziwą bombą, niczego ci nie brakuje. Ale nie pierwszy raz widzę, ze coś cię gryzie, zatrzymuje, coś nie pozwala ci na ten jeden, najważniejszy krok naprzód. Ze mną możesz być szczery. Każdy ma jakieś kłopoty. No, to jeszcze po pięćdziesiątce...
Wypili, przegryźli.
– Panie leśniczy, mnie te sprawy naprawdę nie interesują. Raz zrobiłem to z głupoty, i to na dodatek... No pan wie...
– No nie wiem. Pewnie coś bardzo złego jak się tak rwiesz. Nie wiem, ale jeśli na przykład chcesz powiedzieć że z facetem, to mnie wcale nie zaszokujesz...
Adam wpatrywał się zdumiony w leśniczego.
– Jak to?
– Wiesz, jak tak patrzyłem na tę twoją parówę to wiesz co mi przyszło do głowy? Że z chęcią bym ją wziął do ręki. A przecież pedałem nie jestem.
– Pan żartuje?
– Bynajmniej. Wiesz, ja też narzekam na brak seksu. Pięćdziesiątka na karku, od dwudziestu lat wdowiec i nic. Różne rzeczy mi czasem przychodzą do głowy. Już się wybierałem do agencji towarzyskiej, w ostatniej chwili się rozmyśliłem, nie mogłem się przełamać.
– I jak to pan... tylko sam?
– Tylko i wyłącznie. Nawet nie miałem odwagi, by kupić jakiś pornos. Jak zobaczyłem cię dziś w tym pokoju... nawet nie wiesz, jaki był to dla mnie wstrząs. A poza tym, mimo tych zwałów tłuszczu, ty ładny chłopak jesteś. Już nie źrebak a jeszcze nie ogier.
– Panie Stanisławie, jutro będziemy tego żałować, tej całej rozmowy. Jesteśmy napruci jak wieprze. Przynajmniej ja.
– Ej ty, sztudent... to nie uczyli cię na łacinie, że in vino veritas?
– I niech pan nie mówi, że pan by...
– A chcesz się przekonać?
Adam zmitygował się nieco.
– Z własnym szefem?
– A co to zmieni? jesteś pełnym profesjonalistą, ja też. Zresztą, z tego co słyszałem, to niedługo cię stracę.
– Jak to?
– Przedstawiciel głównego zarządu o ciebie dopytywał. Niewykluczone, że mi ciebie zabiorą i umożliwią ci porządne studia na SGGW. A ja cię już tak polubiłem.
Adam, który tak rzadko słyszał słowa pochwały, zdumiał się.
– Ależ ja się stąd nie mam zamiaru ruszać.
– Tak teraz mówisz, wrócisz do tego co lubisz najbardziej, badań, wiedzy. Wiesz dlaczego jesteś dobrym leśnikiem? Bo wykorzystujesz ogromną wiedzę. Pod względem fizycznym, odporności na ciężką pracę i stres jest u ciebie nie najlepiej. Zacinasz się, czasem gubisz. Ale jak wejdzie się na sprawy teoretyczne, to jedziesz jak z dziką świnią. Zresztą sam to wiesz. No jeszcze chlup i chyba koniec na dziś?
Leżeli już obaj w łóżkach. Adam pomyślał, że z powodu stanu upojenia leśniczego cała sprawa poszła w niepamięć i nie wiedział czy bardziej się smucić czy cieszyć. Po chwili usłyszał szuranie i skrzyp podłogi. Mężczyzna usiadł na łóżku.
– To jak? Według umowy? – zapytał cicho leśniczy.
Adam tylko mruknął. Leśniczy wolno ściągnął pościel i chwycił za członek. Adam westchnął głęboko, odezwały się w nim pragnienia, które tłumił przez całe lata. Ręka dokładnie zapoznawała się ze wszystkimi zakamarkami urządzenia, badała zupełnie nieznany dla siebie teren. Adam sycił się nieporadnością ruchów starszego mężczyzny, niezwykłością, do której nie był przyzwyczajony, zaskoczeniem, jakie przynosiła mu każda sekunda pieszczot.
– Nie wiedziałem, że trzymanie czegoś takiego może dać tyle przyjemności. Ale na dużo więcej nie licz. Jeszcze nie teraz. To też dla mnie absolutna nowość. A co do mnie – obsłuż się sam, jeśli chcesz.
– Czy pan wie, co teraz robimy?
– Tak, nadrabiamy stracone lata.
Adam musiał się tylko zgodzić.

Część II

Łukasz z niecierpliwością wypatrywał kolejnych stacji. Pociąg zbliżał się do celu, od Opola miały to być bodaj trzydzieści dwa kilometry. Kotórz Mały, jeden Osowiec, drugi... Zaraz za Jełową wjechał w las i Łukasz ściągnął plecak ze stalowego bagażnika. Obserwujący z boku stwierdziłby spokój i opanowanie, tymczasem Łukasz gotował się od środka. Wakacje, psia jego mać... W nagrodę za świadectwo miał jechać do Niemiec i w ostatniej chwili wyjazd się wściekł. Jako że rodzicom się jednak nie wściekł, coś musieli z nim zrobić. Matka rodziny jako takiej nie miała, to znaczy miała ale dalszą i wsadzenie do niej syna nie wchodziło w zasadzie w grę. Pozostawała rodzina ojca. Dziadka Staszka Łukasz w zasadzie nie znał, mignął mu na jakiejś rodzinnej uroczystości i to wszystko. Nie zamienili ze sobą chyba więcej, niż trzy, góra cztery konwencjonalne zdania. Poza tym – jeśli wierzyć legendzie uparcie rozpowszechnianej przez ojca – pan Stanisław słynął z umiłowania do dyscypliny i żelaznej ręki.
– Gdybyś taki numer wywinął mojemu ojcu, tydzień byś nie usiadł na własnym tyłku – zwykł mawiać ojciec. Tego Łukasz bał się najbardziej. Krzyków, karania, terroru. W domu miał tego dość sporo, zwłaszcza, jak coraz wyraźniej zauważał, małżeństwo jego rodziców przeżywało wyraźny kryzys.
Dziadek był leśniczym. Mieszkał w środku lasu, w niewielkiej osadzie liczącej około dziesięciu domów, którą ze światem łączyła w zasadzie tylko bita droga i linia kolejowa z trzema pociągami dziennie. To właśnie zauważył Łukasz zaraz po przywitaniu się z dziadkiem.
Dziwne to było przywitanie. Suchy uścisk rąk dwóch ludzi, których jakimś zewnętrznym nakazem zmuszono do spotkania. W milczeniu szli przez rozciągniętą osadę, a z każdym krokiem Łukasz nabierał pewności, że zaczyna się najgorszy okres w jego życiu. Leśniczówka okazała się być najładniejszym i jedynym w miarę nowoczesnym budynkiem w osadzie. Gdy już rozebrał się, umył, zapoznał z miejscową fauną w postaci dwóch kotów i jednego jamnika, musiał stwierdzić, że dom miał nawet sympatyczną atmosferę.
– Twój pokój jest na górze, obok kancelarii – powiedział sucho dziadek. Luksusów nie ma, ale jest porządne łóżko, szafy, stół, magnetofon, radio. Podobać się nie musi, ale jak chcesz zmienić coś w ustawieniu mebli to powiedz, pomogę.
Nie, nie chciał. Jedyne, czego chciał, to zejść dziadkowi z oczu, iść na górę i czytać. Tak zresztą wyobrażał sobie całe dwa miesiące. Co prawda matura czekała go dopiero za dwa lata, ale uczyć się lubił, umiał, a fascynowało go właściwie wszystko.
Niestety, srodze się rozczarował.
– Jak coś zjesz, to wrzuć drzewo do piwnicy, jutro ma być deszcz a szkoda by zamokło. To ta kupa za domem. Ja jadę do pracy, będę wieczorem.
Kupa była zaiste imponująca i zajęła Łukaszowi dobre trzy godziny pracy. Uporawszy się z nią wrócił do domu i z miejsca zaskoczył go telefon. Odebrać, nie? W zasadzie nie powinien, zresztą i tak nie będzie wiedział o co chodzi. Ale może to coś ważnego?
Podniósł słuchawkę.
– Leśniczówka.
– Że co? – usłyszał męski głos. Młody, ale aksamitny, głęboki.
– Leśniczówka. jestem wnukiem leśniczego.
– A, to ty. Słyszałem o tobie. Tu mówi Kęsik, gajowy. Powiedz dziadkowi, że mam dla niego dwadzieścia kilo wieprzowego podpiździa.
– Przepraszam, czego?
– Podcipia, przecież mówię wyraźnie. Sam chciał a mi się udało trochę skołować.
Łukasz nie miał pojęcia jak dalej prowadzić tę rozmowę.
– Dobra, przekażę.
Wietrzył podstęp, jakiś wygłup i poważnie zastanawiał się, czy powiedzieć o tym dziadkowi. Ten jednak, wieczorem, przy kolacji zapytał, czy nie było jakichś telefonów.
– Był jeden. Jakiś Kęsik informował że ma dwadzieścia kilo czegoś, czego zupełnie nie znam.
– A, gajowy. Boczek z brzucha pewnie, obiecał, wydębi dla mnie od sąsiada, który miał świniobicie.
– No on to nazwał jakoś inaczej...
– Jak to Kęsik. Młody gajowy, dwadzieścia jeden lat, zaraz po szkole. Ma dość niewyparzony język. Ale to złoty chłopak...
Przerwał i zamyślił się.
– No nic. Jak ci się u mnie podoba?
– Nie wiem jeszcze. Zastanawiam się, co będę tu robił. Mam pół plecaka książek, ale pewnie na dwa tygodnie starczy.
– Jak twój ojciec. Książki i książki. Masz wypoczywać a nie się uczyć.
Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Po chwili dziadek wprowadził do kuchni mężczyznę w wieku może trzydziestu lat.
– Panie leśniczy, Jest problem. Traktor się iść jebać.
– Co mu jest?
– Nie wiem. Jechać i... s'est engagé profondement dans un trou na droga. Nie mozie wstać. Foutu.
– Że co?
– Wpadł w głęboką koleinę – machinalnie powiedział Łukasz.
– Ty znasz francuski? – Stanisław popatrzył ze zdziwieniem na wnuka.
– Uczę się.
– To dowiedz się dokładnie co się stało, bo on zna po polsku może sto słów.
Po krótkiej konwersacji Łukasz dowiedział się o miejscu i rodzaju uszkodzenia. Stanisław spojrzał na niego jakoś inaczej, chyba po raz pierwszy, od kiedy przyjechał do leśniczówki.
– To Belg, mieszka tu od niedawna, poślubił Polkę. Jest u mnie traktorzystą, zwozi tarcicę z wyrębu – powiedział Stanisław, gdy wrócił z miejsca awarii. – Ale ty mądry chłopak jesteś...
To zdarzenie sprawiło, że Stanisław odnosił się do Łukasza o wiele cieplej i – co było coraz bardziej zauważalne – z dużym szacunkiem. Kolejne dni już nie były takie sztywne, obaj powoli znajdowali wspólny język.
Życie w leśniczówce nie było wcale takie monotonne, na jakie wyglądało pierwszego dnia. Łukasz ze zdumieniem odkrył, że praca leśniczego w ponad połowie wypełniona była pracą biurową. Pan Stanisław tego nie cierpiał. Pewnego dnia rano zapowiedział:
– Rób sobie co chcesz, ja dziś cały dzień robię wypłatę dla pracowników leśnych. To zajmuje jakieś dziewięć godzin.
– Ile dziadek ich ma w sumie?
– Dwadzieścia sześć sztuk. Zaszeregowani według stawek godzinowych, każdy innej. Przeliczyć to to mrówcza praca.
– A excelem by nie dało?
– Że czym?
– No komputerem. jest taki program, który, gdy mu się zada stawki godzinowe, liczbę dni i inne parametry, sam wszystko policzy.
Łukasz poszedł na górę i zniósł laptop. W krótkim wykładzie pokazał dziadkowi, jak działa arkusz kalkulacyjny.
– I w zasadzie cała praca polega tylko na przygotowaniu tabelki i wprowadzeniu danych. Tego samego arkusza można używać co miesiąc, w razie czego zmienić stawki godzinowe i czas pracy.
Stanisław popatrzył na niego oszołomiony.
– No to nam starym umierać. Ja się na komputerach nie znam, ale jak byś mi zrobił tę wypłatę, to bym cię ozłocił...
Łukasz wiedział już, że dziadka kupił z butami. Nie zamierzał tego wykorzystywać, wiedział jednak, że wakacje upłyną mu w o wiele lepszej atmosferze niż się spodziewał. Zwłaszcza, że dziadek wcale nie groził laniem, co zapowiedział mu ojciec, a traktował normalnie, może nie ciepło, ale zupełnie przyzwoicie.
Wieczorem wpadł gajowy Kęsik. Na Łukaszu zrobił dziwne wrażenie: ogromny chłop, gruby, mundur gajowego z ledwością opinał ogromne brzuszysko, a twarz jakby dziecka. Brązowe, wesołe oczy w okrągłej, niespotykanie łagodnej twarzy, w ogóle od całej sylwetki biła niedopowiedziana łagodność.
– O. małe leśniczątko – przywitał Łukasza. – Darz bór i nie daj się przy okazji zwariować.
Kęsik udał się wkrótce z dziadkiem do kancelarii, ku rozczarowaniu Łukasza. Coś go zastanawiało w tym człowieku, coś go do niego pociągało. Chciał być w jego obecności. Nie to, że tęsknił do ludzi, spokój leśniczówki mu nawet odpowiadał, a ludzie tu przecież bywali.
Kęsik wyszedł, żegnany przeciągłym spojrzeniem Łukasza. Nie zastanawiał się, dlaczego mu się tak przygląda, nie myślał, nie wyciągał żadnych wniosków, co w jego przypadku było dość niezwykłe, bo każdą sytuację analizował zawsze długo i dokładnie.
Gajowego spotykał jeszcze kilka razy, a każde było dla niego czymś prawie niezwykłym. Nie rozmawiali prawie ze sobą, Łukasz nie wiedział, o czym ma rozmawiać, Kęsik również nie palił się do rozmowy.
To stało się po dwóch tygodniach Łukaszowej obecności w leśniczówce. Obudził się w środku nocy z charakterystycznym i nielubianym uciskiem w pęcherzu. Toaleta była na dole, wystarczyło pokonać schody i dwumetrowy korytarz. Aby nie zbudzić dziadka, zszedł cicho. Już skręcał w korytarz, gdy zastanowił go półmrok w salonie. Salon nie miał drzwi, choć położony był ukosem do korytarza. Łukasz spojrzał do środka...
Dziadek leżał na łóżku zupełnie nagi. Przy łóżku kucała zwalista postać Kęsika, nachylona nad brzuchem starszego pana. Głowa gajowego poruszała się rytmicznie, a leśniczy głaskał ją czule. Łukasz, jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ogromną postać gajowego, wielkie pośladki, białe, tłuste plecy. W pewnym momencie leśniczy wydał jęk, sapał głośniej i głośniej. Po chwili sytuacja odwróciła się, na łóżku legł Kęsik. Łukasz w półmroku dostrzegł sztywny, długi i gruby członek chłopaka. Zdaje się, że w ogóle nic nie myślał. Obserwował tę kotłowaninę ciał. Prawie natychmiast przestało mu się chcieć iść do toalety.
Gdy rzecz miała się ku końcowi, postanowił się ewakuować na górę. Jeszcze tego brakowało, aby go tu znaleźli. Cicho, jak tylko mógł, wspinał się po schodach. Nagle noga zawadziła o coś miękkiego, poczuł, że coś przełazi mu przez stopy.
– O cholera, kot...
Chyba nadepnął mu na ogon. Kot miauknął przeciągle i susem, odbijając się od Łukaszowych stóp, podążył na górę. Schody zaskrzypiały w ciszy domu.
Gdy wrócił do pokoju, trząsł się cały z różnych, sprzecznych emocji. Czy go widzieli? czy się zorientowali? Co oni robili? Dlaczego? Długo się uspokajał. Nagle usłyszał głosy na korytarzu w dole. Cicho podszedł do uchylonych drzwi.
– Mówię ci, że widział, mnie się wydawało, że wręcz czuję jego obecność...
– Tego by jeszcze brakowało. Jak on to rozpowie...
– Nie rozpowie, to mądry chłopak. Co prawda nie wiem jak jest wychowany, co mu wpoili i tak dalej, ale raczej będzie to trzymał dla siebie.
– Porozmawiaj z nim może, powiedz mu co i jak...
– Zwariowałeś? Ja w ogóle o takich rzeczach nie umiem rozmawiać... Co mu powiem? Że uprawiam seks z facetem? Co prawda w wieku siedemnastu lat już się z grubsza wie, co to seks, ale wiesz jakie jest teraz nastawienie...
– To ja z nim porozmawiam.
– Oszalałeś! Przecież wy się w ogóle nie znacie, nie masz dla niego żadnego autorytetu...
– To ja ci coś powiem. Coś co ja zauważyłem a ty...
Rozmowa się urwała, obaj mężczyźni wyszli przed leśniczówkę. Łukasz położył się na łóżko. Jedyne, co mu się chciało, to płakać. Dawno tego nie robił. Emocje prawie dla niego nie istniały, wszystko starał się brać chłodno i naukowo. Tu się jakoś nie dało. Przed oczyma co rusz przesuwała mu się masywna sylwetka gajowego. Gdy uspokoił się nieco, popatrzył na zegarek. Było w pół do czwartej. Zasnął.
Gdy obudził się, było już dobrze po dziewiątej. Zszedł na dół, starając się nie patrzeć w oczy dziadkowi. Przeszedł jakoś bokiem do toalety, mruknął przywitanie. Gdy wychodził, stwierdził ze zdumieniem, że w salonie siedzi Kęsik...
– Cześć leśniczątko. Dziadka cały dzień nie będzie, siedzi w nadleśnictwie. Mam się tobą tu opiekować. To znaczy albo będziesz robił co chcesz, albo pojedziemy nad jezioro do Turawy. Jest fajna pogoda...
Łukasz zdziwił się o tyle, że dziadek zazwyczaj zostawiał go samego nawet, jak wybywał na cały dzień. Zjedli śniadanie i wyszli na taras. Łukasz zwalił się na leżak, po czym tępo wpatrzył się w postrzępioną, nieregularną linię lasu. Kęsik zapalił papierosa.
– Muszę z tobą pogadać. Na dobrą sprawę nie wiem, od czego zacząć...
– Najlepiej od początku. Czy chodzi o to, co się stało w nocy?
Gajowy odetchnął głęboko i rozpiął burozieloną służbową koszulę ukazując lekko porośnięty opasły brzuch. Słońce grzało coraz mocniej.
– Właśnie o tym. W zasadzie nie ma się z czego tłumaczyć, co dwóch dorosłych ludzi robi ze sobą. Ale pewnie przeżyłeś szok...
Łukasz skinął głową.
– Dziadek nie wie, jak ma się wobec ciebie teraz zachować. Stwierdził, że przez przypadek zrobił ci ogromne świństwo... Widzisz, My jesteśmy w pewnym sensie ze sobą. Nie ma może wielkiej miłości, ale obaj po prostu potrzebujemy tego. Ja wiem, że to bardzo niepopularne...
– To jest zwykłe pedalstwo, przynajmniej tak to nazywają.
– Nazywaj to sobie jak chcesz. W zasadzie nie mamy obowiązku się tobie tłumaczyć. Chcielibyśmy tylko, abyś tego nie wyniósł a zachował dla siebie. W sumie przypadkiem naruszyłeś naszą prywatność i dalej zostaw ją nam. Zresztą... Twój dziadek by pewnie wolał jakąś babkę, ale ma z tym kłopoty. Jeśli już chcesz się wyżywać, zrób to na mnie.
– Panie... gajowy...
– Po co tak formalnie, Adam jestem.
– Mnie zastanawia co innego. Oczywiście nikomu nic nie powiem, ale... coś chciałbym wiedzieć. Niewykluczone, że to dla mnie ważne. Możesz mi opowiedzieć, jak to się zaczęło u ciebie?
– A muszę?
– Musisz – Łukasz uśmiechnął się po raz pierwszy.
– Z kuzynem na sianie. Byłem wtedy w twoim wieku, może młodszy. Później długo nic...
– A jak z dziadkiem? Przecież wiedziałeś, że miał żonę, ma dzieci...
– Pod prysznicem na konferencji. To znaczy ja wyszedłem spod prysznica w pokoju w hotelu, nie wiedziałem, że Twój dziadek jest akurat w pokoju, bo bym naciągnął coś na dupę. A ja jeszcze wyszedłem... no wiesz jak. W pełnym rynsztunku, z bronią w stanie do walki. Później wieczorem obaj sobie popiliśmy, no i zrobiliśmy pierwszą głupotę. Później przyszły następne...
– Kochacie się?
– Nie, to za dużo powiedziane. Twój dziadek zwierzył mi się, że bardzo brakuje mu seksu. Wtedy, po pijanemu. Że od śmierci żony zupełnie tego nie robił, nie z przyzwoitości, skądże, po prostu nie miał okazji. Ten widok w pokoju go tak ruszył. Stwierdził, że żadnej baby do śmierci on już nie chce, wystarczy mu od czasu do czasu trochę obcej ręki. Umówiliśmy się, że będziemy robić to, jak nam obu przyjdzie ochota, a poza tym, zdziwisz się, panują normalne stosunki służbowe. Twój dziadek potrafi mnie nieźle opieprzyć.
Łukasz wpatrywał się w lekko już czerwony brzuch gajowego.
– Załóż coś na siebie, spalisz się...
– O, skąd taka troska?
Łukasz milczał chwilę, po czym się odezwał:
– Coś ci powiem ale masz milczeć jak grób. Boję się, że to co widziałem, mi się podobało. Wiesz, nigdy nie miałem takich myśli, takich ani żadnych innych. Nie oglądam gołych bab, nigdy nie interesowały mnie podrywy, wielkie miłości i takie inne sprawy. Nigdy nie zastanawiałem się, kim naprawdę jestem. Pierwszych podejrzeń nabrałem już tu, ale jeszcze zanim...
Adam zapalił papierosa.
– Wiesz, że ja też odniosłem takie wrażenie? Ze sposobu, jaki się na mnie patrzyłeś. Pożerałeś wzrokiem moje ciało. Nie powiem, nawet przyjemne, każdy lubi się podobać. Od tego czasu zacząłem się bać.
– Bać?
– Tak. Że zaczniesz mnie prowokować i tym podobne. No wiesz, że jesteś...
– Nie wiem, czy jestem, musiałbym się przekonać jakoś bardziej. Daj mi się z tym pozmagać jeszcze trochę...
Pozostałą część dnia spędzili na tarasie, poruszając wszystkie tematy, jakie się da. Nawet nie zauważyli jak z miasta wrócił pan Stanisław. Nie afiszował się specjalnie wejściem, stojąc w kuchni rzucił oczyma na taras. Gdy zorientował się, że rozmowa ma charakter przyjacielskiej pogawędki, odetchnął z ulgą.
Ten temat znikł, nie pojawił się więcej. Łukasz rozmawiał z dziadkiem niby naturalnie, ale każda ze stron wiedziała, że coś nie jest załatwione do końca. Któregoś południa siedzieli przy obiedzie, gdy do kuchni wpadł zdenerwowany Belg.
– Łukasz powiedz dziadkowi, że na wyrębie był wypadek. Drzewo przycisnęło le jeune guarde forrestier – oświadczył bez wstępów po francusku.
Jeune guarde forrestier... Łukasz zbladł i wydawało mu się, że usuwa się w nicość. Po chwili, z zimnym kompresem na głowie i ogromną szklanką zimnej wody w ręce tłumaczył rozmowę. Gdy do dziadka dotarło, co się naprawdę stało, wyskoczył w kapciach do parkującego przed domem tarpana.
Łukasz czekał bardzo długo. Przez pierwszą godzinę chyba nawet nie wykonał większego ruchu ciałem. Po czym najpierw bezgłośnie, później całkiem oficjalnie zaczął płakać.
Stanisław wrócił po kilku godzinach, zmęczony. Widok Łukasza zaniepokoił go.
– Co z nim? Żyje?
– Żyje, jest nieprzytomny. Najbliższe godziny powiedzą, czy będzie żył. Mam dostać telefon, umówiłem się z lekarzem, ten chłopak przecież nie ma rodziny, rodziców, nic...
– jak to nie ma?
– Dwa lata temu zginęli w wypadku. Miał iść na studia, musiał skończyć jakąkolwiek szkołę po ogólniaku i iść do pracy. Chyba zauważyłeś, że on też z tych, jak to mówią, intelektualistów, jak ty?
– No zauważyłem. Dziwiłem się, co robi jako gajowy. Kapitalnie nam się rozmawiało...
– O, to zauważyłem. Usta się wam nie zamykały.
– I wcale się nie gniewam za to co widziałem, dziadku. Mieliście przecież prawo. Tylko boję się... jednej rzeczy boję się jak cholera.
– O, widzę że słownictwo Kęsika panoszy się na dobre. Czego się boisz?
– Powiem ci, bo mam zaufanie do ciebie. Że on mi też...
Stanisław nie odezwał się już. To nieprzyjemne milczenie, z zawieszonym w powietrzu jakimkolwiek komentarzem, przerwał telefon. Spojrzeli na siebie, żaden nie miał odwagi podejść i odebrać. Wreszcie Stanisław ruszył się pierwszy. Łukasz nie usłyszał szczegółów. Jednak mina Stanisława mówiła wszystko.

– Jak nazwisko? – dopytywał się portier. Adam Kęsik? Moment, sprawdzę w książce. Męska czternastka.
Weszli obydwaj do niewielkiej sali. Po prawej spał jakiś mężczyzna w średnim wieku, lewe łóżko zwracało uwagę przede wszystkim obfitością zawartości z przewagą białego koloru. Kupa bieli poruszyła się nagle i łaskawie spojrzała na gości.
– No panie Kęsik, dość tej samotności na kilka godzin. Przyprowadziłem panu najświeższego wielbiciela...
Łukasz podszedł do łóżka i pocałował Adama w oba policzki. Z bezkształtnej białej masy wyłoniła się ręka i przycisnęła mocno Łukasza. Oczy obu były wilgotne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 3:46, 06 Sty 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 22:33, 05 Sty 2011    Temat postu:

Nie zamykaj się! Pisz, oby tak dalej.
Powrót do góry
grafoy
Wyjadacz



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 0:52, 07 Sty 2011    Temat postu:

fajne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 18:23, 07 Sty 2011    Temat postu:

Szczerze mówiąc mnie się nie podoba. A dlaczego? Dlatego, że nie widzę jakoś wątku, który w kolejnej części mógłby się bardziej rozwinąć. Spodziewałem się, że głównym bohaterem będzie Adam, a tu się okazuje, że nie wiadomo, kto nim tak naprawdę jest czy Adam, czy Łukasz, czy pan Stanisław. Poza tym dziwny to styl pisania, nie odpowiada mojemu gustowi. Jednak jeśli inny czytelnicy będą chwalić to proszę, może być ew. kolejna część.
Powrót do góry
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 7:20, 08 Sty 2011    Temat postu:

Hmmm... Stylu nie zmienię, styl to człowiek. Inaczej będzie pisał uważny obserwator, inaczej ktoś o zacięciu analitycznym, jeszcze inaczej ktoś, kto dostrzega głównie dynamikę, ekspresję a jeszcze zupełnie inaczej ktoś o duszy kronikarza. Każdy dostrzega coś innego, dla każdego środek ciężkości będzie leżeć w innym miejscu. To wszystko następnie przepuszczone jest przez doświadczenie życiowe, intelektualne, osobistą wrażliwość. Dlatego każdy nie tylko pisze inaczej ale i trafia do innego odbiorcy - to jest nieuniknione. Mnie też się nie wszystko podoba, nie wszystko czytam. Ale mam dla Ciebie dobrą wiadomość - zaprzestaję na jakiś czas pisania. Mam sporo roboty w innych dziedzinach, jakże odmiennych od tej, choć dla mnie równie, a może nawet bardziej atrakcyjnych. I wilk syty... Pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 9:04, 08 Sty 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
grafoy
Wyjadacz



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 15:58, 08 Sty 2011    Temat postu:

rzestaję na jakiś czas pisania. Mam sporo roboty w innych dziedzinach, jakże odmiennych od tej, choć dla mnie równie, a może nawet bardziej atrakcyjnych. I wilk syty... Pozdrawiam.

eeee ja sie nie zgadzam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 2:23, 09 Sty 2011    Temat postu:

Aby coś napisać trzeba mieć coś do powiedzenia. Pisanie dla samego pisania mi nie leży, łatwo popaść w płyciznę i zwykłą sztampę. To pułapka, w którą wpadło już wielu. Naprawdę lepiej i poważniej jest szanować swój czas - i innych. Wrócę jak będę miał z czym.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 8:24, 09 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PozekMarcin27
Adept



Dołączył: 26 Paź 2005
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 10:38, 11 Sty 2011    Temat postu:

Opowiadanie rewelacyjne. Chłopie pisz dalej. Masz talent.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tom87
Adept



Dołączył: 16 Cze 2010
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 22:24, 13 Sty 2011    Temat postu: 5+

Fajne opowiadanie jak zresztą większość, duża większość tu. Fajna atmosfera, czyta się dobrze. Czekam na dalszy ciąg.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 16:38, 18 Sty 2011    Temat postu:

Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Przeczytałem praktycznie wszystkie Twoje opowiadania a nawet zajrzałem na stronę puchatej i jedyne co mogę napisać to tak trzymaj.
Pozdrawiam z miasta Cezarego Baryki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Opowiadania pikantne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin