Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

W życiu ciągle trzeba o czymś decydować
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 19:27, 08 Sty 2012    Temat postu: W życiu ciągle trzeba o czymś decydować

Do stworzenia tego czegoś zainspirowało mnie opowiadania „To Hide”.

Opowiadanie pisane w pierwszej osobie. Jest całkowitą fikcją, choć pewnie po części nieświadomie dałem głównym bohaterom cechy osób, które istnieją naprawdę. Zbieżność nazwisk, imion, miejsc przypadkowa.

Siedziałem na ławce rezerwowych i z irytacją obserwowałem grę kolegów z drużyny. Kompletnie nie potrafili poradzić sobie z obroną przeciwników, a przecież remis nie daje nam awansu. Żeby awansować do pierwszej ligi, bez oglądania się na wyniki innych zespołów musimy zdobyć trzy punkty. Dlaczego ten cholerny trener mnie nie wpuści? Jestem dziś tak naładowany, że dosłownie gryzłbym trawę, aby zdobyć gola.
- Antosik, jak ty kurwa mogłeś tego nie strzelić! – zdzierał sobie gardło trener po nieudanym strzale jednego z naszych zawodników.
- Dawać Krzyka na boisko! – darł się z trybun jeden z fanów.
„Krzyk”, a właściwie Bartek Krzyczewski to ja. Znajomi mówią, że fani mnie lubią, bo nie gadam, nie cwaniakuję, tylko strzelam. Szło mi w tym sezonie świetnie, aż w marcu nabawiłem się kontuzji łydki. Niby nic poważnego, ale nie mogłem grać ponad miesiąc. Odkąd wróciłem, trener wpuścił mnie na boisko tylko raz, w końcówce meczu z ostatnią drużyną w tabeli. Mam więc prawo czuć się sfrustrowany, to już trzeci mecz, kiedy siedzę bezczynnie i się przyglądam.
70 minuta, nadal remis. Nagle widzę, jak do trenera podbiega zmęczony Paweł i prosi o zmianę.
- Graj do chuja, prawdziwi mężczyźni się nie poddają! – oburzył się trener. Zawsze miał takie odzywki, piłkarze nie bardzo go lubili, ale ponoć jest dobry, więc prezes się go nie czepia.
- Ale ja już nie mogę, mam dziś zły dzień – wysapał Paweł, który zwykle grał tuż za mną, a teraz objął po mnie pozycję „dziewiątki” w drużynie.
- Jeśli teraz zejdziesz, nigdy więcej już u mnie nie zagrasz.
I Paweł (jedyny zawodnik w klubie, do którego zwracano się po imieniu) wrócił na boisko. Jednak po kilku minutach został ostro sfaulowany w polu karnym i musiał opuścić boisko na noszach. Oczywiście wszystkich łącznie z trenerem ogarnął dziki szał radości, bo przecież mamy karnego. Ja jednak spoglądałem, czy nic się nie stało Pawłowi, który był moim dobrym kumplem, a w dodatku był przystojny i skrycie się w nim podkochiwałem.
- Krzyczewski, wchodzisz i strzelasz! – usłyszałem.
Szczerze mówiąc, myślałem, że się zaweźmie i wpuści zamiast mnie Matosa, który jest najstarszym zawodnikiem w klubie i zarazem jednym z najlepszych strzelców w historii. Matos miał już jednak swoje lata i rzadko ostatnio grywał.

Podszedłem do piłki, a w mojej głowie kołatały się setki myśli. Wszyscy kibice wstali. Jeśli trafię, awansujemy do pierwszej ligi, przed nami będzie już tylko Ekstraklasa. Ostatniego, szesnastego w tym sezonie, gola strzeliłem w marcu, również z rzutu karnego. Krótki rozbieg i… poprzeczka! Jęk zawodu przeszedł przez trybuny. Mimo to słyszałem jak trener drze mordę. Mam go w dupie, mógł kazać strzelać komuś innemu, albo dać mi pograć wcześniej, żebym złapał rytm meczowy.
- Co to miało być?! – pytał z pretensjami „Murarz”, największy cwaniak w drużynie.
- Daj mu spokój – wtrącił się „Rado”, nasz kapitan. – Trzeba spiąć dupy i wcisnąć tego gola, do roboty – dorzucił.
Biegałem jak szalony, dawałem z siebie wszystko. W siedemnaście minut oddałem cztery strzały na bramkę, z czego ani jeden celny. Przerwa w grze zrobiła swoje. „Murarz” co chwilę się do mnie dopierdalał, jakby sam grał lepiej. Sędzia doliczył minutę. Nawet nie wiem, od kogo dostałem piłkę, ale pomyślałem tylko: Teraz, albo nigdy. Zbiegłem do środka, minąłem dwóch rywali, miałem teraz nieco wolnego miejsca tuż przed polem karnym. Czas jakby na chwilę się zatrzymał, zrobiłem zamach i obserwowałem, jak piłka zmierza w stronę bramki. Wydawało mi się, że poleci nad poprzeczką, jednak wpadła idealnie w okienko. 1:0! Licząca może ze sto osób grupa kibiców oszalała z radości, cała drużyna się na mnie rzuciła. Słyszałem jeszcze jak „Murarz” coś bredził, że tak mnie właśnie uczył. Puściłem to mimo uszu, cieszyłem się jak z żadnego gola w karierze. Był on chyba najważniejszy w całym moim osiemnastoletnim życiu.

Gdy schodziliśmy z boiska, wszyscy mi gratulowali, nawet trener pochwalił, że zdecydowałem się na strzał. Nagle przypomniał mi się Paweł i grymas bólu na jego twarzy, kiedy znosili go z boiska. Zapytałem o niego trenera. Zdziwił się, ale odpowiedział, że Paweł jest w szpitalu, na razie nic nie wiadomo.
- W szpitalu?! – przeraziłem się.
- Nie przejmuj się, ważne, że awansowaliśmy i to dzięki tobie! – rzucił trener.
Ja jednak się przejmowałem. Prawie cała drużyna poszła oblać awans, a ja się wymigałem, tłumacząc, że rozbolał mnie łeb, chyba z nadmiaru emocji. I poszedłem prosto do szpitala. Znamy się z Pawłem od ponad roku, poznaliśmy się w szkole, chodzimy razem do klasy. Od początku zwrócił moją uwagę. Średniego wzrostu blondyn z delikatnie postawionymi włosami, niebieskie oczy. W jego spojrzeniu było coś niesamowitego, czarującego. Oczywiście od razu podszedłem i się przedstawiłem, co było dziwne, bo zwykle jestem nieśmiały. Pamiętam jak dziś, że się uśmiechnął i wyciągnął rękę, ale co to był za uśmiech! Aż mnie zamroczyło. Okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań. Poza piłką obaj słuchamy rapu i lubimy czytać. Jako jedyni z klasy przebiliśmy się do podstawowego składu miejscowego klubu. Ja jeszcze pod koniec pierwszej klasy, więc rozegrałem dwa ostatnie mecze ligowe, a Paweł na początku drugiej, w tym sezonie. Zaczęliśmy się więc spotykać również na treningach. Dość mocno się do siebie zbliżyliśmy, zaczęliśmy się nawzajem odwiedzać, czasem nawet spędzać u siebie noce. Oczywiście podczas tych nocy do niczego nie dochodziło, bo ja jak tchórz bałem i nadal się boję wyznać mu swoich uczuć. Boję się, że stracę go na zawsze, jak mu powiem.

W szpitalu zobaczyłem go z gipsem. Ten kretyn z drużyny przeciwnej złamał mu nogę. Próbowałem go pocieszać, ale marnie mi to wychodziło. Był załamany. Leczenie i rehabilitacja potrwają bardzo długo, więc pewnie już nie zagra w piłkę w tym roku. Rozpłakał się, a ja nie wiedziałem co zrobić. Przytuliłem go z całych sił, nie zważając na to, że w sali było jeszcze kilka osób. Wiedziałem, że tego potrzebuje. Ja też tego potrzebowałem. To była najprzyjemniejsza rzecz, jaka mnie spotkała tego dnia, zdecydowanie lepsza od awansu. Długo trzymałem go w uścisku.
- Patrz mamo, pedały – usłyszałem, jak jakiś mały bachor zwraca się do swojej matki. Ona strasznie się zaczerwieniła i zaczęła mu tłumaczyć, że nie wolno tak mówić i że my nic złego nie robimy.
Powiedziała jeszcze, że każdy ma prawo do miłości i należy to uszanować. Malec tylko pokiwał głową, a mnie zrobiło się strasznie głupio. Ani ja, ani Paweł nie odezwaliśmy się, może dlatego, że każdy czekał, co powie ten drugi. Oderwałem się jednak od niego, gdy zobaczyłem, że oprócz matki z dzieckiem jest tu sporo ludzi, gdyż jest właśnie pora odwiedzin. Więc na oko jakieś piętnaście osób uważa nas za gejów. Mam nadzieję, że nie było tam nikogo znajomego. Na szczęście Paweł jeszcze dziś wieczorem wychodzi, zaraz przyjeżdżają po niego rodzice.

Gdy wróciłem do domu, nikogo nie zastałem. Ojciec z matką w pracy, a brat pewnie pałęta się gdzieś po mieście i maluje ściany, albo stare pociągi. Mój brat ma na imię Wojtek ma dwadzieścia cztery lata i jest grafficiarzem. To on mnie zaraził miłością do rapu. Choć oczywiście nie jestem aż takim zapaleńcem.. Głupi nie jest, ale przez swoje hobby często wpada w łapy policji. Nienawidzi ich i twierdzi, że on nikomu krzywdy nie robi, a oni tylko szukają okazji, by się do czegoś dojebać. Mój brat nie interesuje się piłką, tak jak ja nie interesuję się jego sztuką, jak sam to dumnie nazywa. I może niech lepiej tak zostanie. Zresztą jesteśmy całkowicie różni nie tylko pod względem charakteru, ale także wyglądu. Ja szczupły, wysoki brunet z krótko obciętymi włosami, zielonymi oczami i dużym nosem, którego najbardziej w sobie nie lubię. Mój brat niższy ode mnie, nieco przypakowany, „fryzura zero z boku, trzy milimetry u góry”, nigdy mu się specjalnie nie przyglądałem, ale oczy ma chyba jakieś takie niebieskozielone, nie potrafię określić tego koloru. Ludzie mówią, że jeden z nas to chyba po listonoszu jest, bo nie jesteśmy do siebie prawie wcale podobni.

Wziąłem szybki prysznic i leżałem, rozmyślając o Pawle. Dobrze, że już koniec sezonu. Kocham futbol, to moja pasja, ale dzięki temu, że nie ma treningów, będę mógł częściej odwiedzać mojego kolegę. Została tylko jeszcze szkoła, na szczęście ostatni miesiąc. Zarówno ja, jak i Paweł nie mamy problemów z ocenami, więc jego absencja w szkole nie powinna przysporzyć mu problemów. Tym bardziej że nauczyciele są wyrozumiali i doceniają, że mimo czasu, który poświęcamy na treningi, bez problemu mamy ze wszystkiego co najmniej trójki. A propos szkoły to nadal się zastanawiam, czy postawić wszystko na sport, czy posłuchać rodziców i „być realistą”. Zawsze powtarzają, że wiedzą, iż jestem dobry, ale w tym kraju nie mam szans się przebić, bo wszystkim rządzą układy. Mój ojciec wszędzie widzi układy. W jego przekonaniu, jeśli komuś się coś udało, to na pewno dzięki koneksjom. W przyszłym roku, po maturze będę musiał podjąć ważną decyzję. Zobaczę, jak mi będzie szło, może uda nam się awansować do ekstraklasy? Mało prawdopodobne, ale wiele będzie od tego zależało. Maturę na pewno zaliczę, a potem pewnie postawię się rodzicom i nie pójdę na studia. Tak rozmyślając, zasnąłem.
Rano obudził mnie brat, gratulując awansu.
- No brat, słyszałem o wczorajszym meczu, podobno nieźle grałeś, może jednak będą z ciebie ludzie.
- O, dzięki - odpowiedziałem zaspany. – A ty co, nagle się piłką zainteresowałeś?
- Nie, po prostu cieszą się, że dajesz sobie radę. Jak już awansujecie do Ligi Mistrzów, to załatwisz mi bilet? – rzucił, uśmiechając się pod nosem.
- Się zobaczy. Starzy w domu?
- Nie, przed chwilą wyszli do roboty.
- Mówili coś o meczu?
- Co ty, pojebało cię, przecież pewnie nawet nie wiedzą, jaki wynik.
- Tak myślałem. Zresztą spodziewałem się, że ty też nie będziesz wiedział.
- No co ty, Rychu mi powiedział, mówił, że zajebiście grałeś.
- Jaki Rychu?
- Mój kumpel, był na meczu.
- Czyli tylko ty taki wyrzutek, że nie jara cię piłka – powiedziałem z przekąsem.
- Nie jara mnie jakaś liga podwórkowa. Jak awansujecie do Ligi Mistrzów, to pewnie jakiś mecz obejrzę.
- Ta, jasne.

Ubrałem się, wrzuciłem coś na ząb i poszedłem do Pawła. Dzisiaj sobota, starzy pracują do wieczora, więc będę mógł posiedzieć u niego do późna, jego staruszkowie raczej nie powinni mieć nic przeciwko. Otworzył mi jego ojciec, a za nim zobaczyłem Pawła, który prawie biegł o kulach, mówiąc, że on otworzy. Gdy go tylko zobaczyłem, poczułem nagły przypływ miłości, strasznie mi go było szkoda. Uczucie nie do opisania, wówczas spotkało mnie chyba pierwszy raz.
- Wejdź – powiedział pan Andrzej, ojciec Pawła. – A ty się nigdzie nie ruszaj, musisz na siebie uważać. – rzucił w stronę syna.
Pan Andrzej kocha Pawła prawdziwą ojcowską miłością i od razu widać, że jest dobrym ojcem. Dzieli z synem jego pasję, dopinguje go, przeżywa wraz z nim wszystkie sukcesy i rozczarowania. Zupełnie inaczej niż u mnie, gdzie dziwne jest, jak brat pogratuluje dobrego meczu, bo nigdy nikt tego nie robi. Pan Andrzej od razu pogratulował mi wczorajszego występu, ale widać było, że podobnie jak Paweł, jest trochę podłamany.
Siedziałem u niego do późna, czuł się już dużo lepiej niż jeszcze wczoraj w szpitalu. Już nie płakał, lecz postanowił sobie, że będzie ciężko pracował, aby jak najszybciej wrócić do gry. Powiedział mi też coś, co zapamiętam do końca życia.
- Bartek, nikt oprócz ciebie mnie dziś nie odwiedził. Tylko ty wiedziałeś, że potrzebuję wygadać… Możesz się śmiać, ale to, co teraz powiem, jest najprawdziwszą prawdą: Jesteś moim jedynym, prawdziwym przyjacielem, nigdy nie miałem kogoś takiego.
- Dzięki. – nie wiedziałem co powiedzieć. – Ty też jesteś moim przyjacielem. – dorzuciłem nieco zawstydzony, ale też szczęśliwy z powodu jego wyznania.
- Ja? Przecież nigdy nic wielkiego dla ciebie nie zrobiłem…
- Jak to nie? – spytałem zdziwiony. – Urodziłeś się – powiedziałem śmiertelnie poważnie, po czym pomyślałem, czy aby przypadkiem nie wyznaje mu właśnie miłości. Paweł jednak tylko się uśmiechnął.
- Naprawdę cieszę się, że tak mówisz, to wiele dla mnie znaczy. Nigdy nie rozmawiałem z nikim tak szczerze.
- Ja też nie.
- To co, najlepsi przyjaciele na zawsze? – rzucił wesoło Paweł.
- No mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz, jak już będziesz grał w tym twoim Arsenalu – odrzekłem żartobliwie.
- Na pewno nie, ale prędzej ty się gdzieś przebijesz, jesteś ode mnie lepszy.
- Chyba żartujesz – przekomarzałem się z nim dalej. Podobno Arene Wenger czeka, aż wrócisz na boisko, żeby złożyć ofertę naszemu klubowi - obaj się zaśmialiśmy.

Tego wieczora zrozumiałem, że kocham mojego przyjaciela. Wcześniej to było tylko zauroczenie, teraz to już na pewno jest miłość.
Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało…



Mam nadzieję, że nie zanudziłem was na śmierć, bo mam zamiar kontynuować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Nie 19:34, 08 Sty 2012    Temat postu:

Cóż, to miłe że kogoś zainspirowąły moje wypociny Wink (1) Tym bardziej, ze to opowiadanie jest duże lepsze od mojego ;D Pisz dalej, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Smile Pozdrawiam.
Powrót do góry
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 21:34, 08 Sty 2012    Temat postu:

Znakomite opowiadanie, niezwykle gładko się go czytało, dobre nie przesadzone opisy, nieźle oddana emocjonalność. Bardzo proszę tym razem nie kasuj.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kanalia
Wyjadacz



Dołączył: 20 Paź 2010
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 22:14, 08 Sty 2012    Temat postu:

Świetne, czyta się jednym tchem. Fajny, niebanalny temat. Pisz dalej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 23:55, 08 Sty 2012    Temat postu:

Jestem w szoku, że spodobało się ludziom, którzy piszą tutaj najlepiej i którch opinii najbardziej się obawiałem.
Tym razem nie usunę Smile Tamto skasowałem, bo zawierało bardzo dużo szczegółów z mojego realnego życia, a ja cholerny tchórz jestem Wink (1)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 5:12, 09 Sty 2012    Temat postu:

Brawa dla tej mamusi. Więcej takich klimatycznych scenek proszę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PatrykX
Dyskutant



Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy

PostWysłany: Pon 21:17, 09 Sty 2012    Temat postu:

Naprawdę dobre. Lepsze niż to pierwsze, skasowane (mniej chaosu) ale tamto też dałoby się poprawić... zresztą nie będę wnikał, autor ma prawo zrobić to, co chce, ze swoim tekstem. Mam jednak nadzieję, że to opowiadanko pociągniesz dalej. Czekam niecierpliwie na kontynuację.

pozdrowionka - Patryk.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 15:19, 10 Sty 2012    Temat postu:

Piękne....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 20:35, 10 Sty 2012    Temat postu:

Jestem pod wrażeniem. Opowiadanie świetnie się czytało. Temat także bardzo ciekawy. Nie pozostaje nic innego, tylko powiedzieć, że z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję że będzie równie dobra.

Pozdrawiam.
Powrót do góry
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 23:55, 10 Sty 2012    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa. Specjalnie nie podałem terminu, ponieważ napiszę drugą część, jak najdzie mnie wena. Ale jak już najdzie, to spłodzę pewnie równej długości odcinek Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:04, 11 Sty 2012    Temat postu:

To trzymamy kciuki za Twoją wenę.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Wto 15:16, 24 Sty 2012    Temat postu:

Weno...weno..gdzie jesteś?!
Na Twoim miejscu bym zmotywował trochę tą wenę żeby wzięła się za siebie a raczej Ty za nią. Nie wiem jak, ale ludzie czekają! Życzę jak najszybszego spłodzenia nowego odcinka

Pozdrawiam.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 15:17, 24 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Wto 20:53, 24 Sty 2012    Temat postu:

wena już dawno jest, tworzę cały czas Smile

Mówią, że długość nie ma znaczenia, ale jednak postaram się wam ową długością wynagrodzić oczekiwanie.

Muszę dojść do odpowiedniego momentu opowiadania, żeby zakończyć tą część, na razie są 4 strony w wordzie Cool

A i jeszcze jedna sprawa. Na początku to miały być tylko 3 części, ale moja wyobraźnia stanowczo zaprotestowała i będzie dużo więcej


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez smutny16 dnia Wto 20:54, 24 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
smutny16
Adept



Dołączył: 23 Sie 2011
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Śro 0:07, 25 Sty 2012    Temat postu:

Na wstępie chciałbym podziękować za niemal tysiąc wyświetleń pierwszej części oraz za pozytywne komentarze. Naprawdę się czegoś takiego nie spodziewałem.


- Moja głowa… - to były pierwsze słowa, które wypowiedziałem w pierwszy dzień wakacji. Gdzie, kiedy, co, jak? Sam nie wiem. Na pewno jestem u siebie, ale nie w swoim łóżku. Zaraz, to łóżko rodziców! Przekręciłem się na bok, żeby rozejrzeć się po pokoju i spróbować przypomnieć sobie o się stało i co ja tu robię, ale przestałem, gdy moja noga wyczuła pod kołdrą coś twardego. Obróciłem się w drugą stronę, a tam… Paweł! A ów tajemniczy przedmiot to jego gips. Mój przyjaciel spał wyglądał tak słodko… Jestem ubrany, Paweł też, czyli do niczego między nami nie doszło. Wczoraj zaprosiłem Pawła i jeszcze kilka osób do siebie, żeby oblać wakacje. Chyba trochę przesadziliśmy, bo nawet nie pamiętam, kto to był. Chyba Marcin, Łukasz i… ktoś jeszcze. Na pewno był ktoś jeszcze, bo na stole stoi pięć kieliszków. Czy oni też zostali na noc? Pójdę sprawdzić i przy okazji się czegoś napije, bo cholernie mnie suszy.

Najpierw mój pokój. Pusto, ale syf okrutny. Wszystko porozrzucane, a na biurku stoi niedopita flaszka. U brata też pusto. Teraz sobie przypominam, że sam go poprosiłem, żeby zostawił mi wolną chatę. Rodzice także wyszli do znajomych, upewniając się przedtem, że nie puszczę chaty z dymem. Dobra, chyba nikogo nie ma. To dobrze, bo mogłoby dojść do niezręcznej sytuacji. Nie wiem, jak miałbym wytłumaczyć kumplom, dlaczego spałem z Pawłem i to jeszcze w pokoju rodziców.
Poszedłem w końcu do kuchni, napić się kranówy i… zastałem Mateusza pijącego mineralną.
- Siema, żyjesz? – powitał mnie zmęczonym głosem.
- Chyba tak, a ty co tak siedzisz?
- Miałem iść do domu, ale chciałem jeszcze z tobą pogadać i czekałem aż wstaniesz.
- A gdzie Łukasz i Marcin?
- Co ty nic nie pamiętasz? Zmyli się jakoś przed północą. – odpowiedział zdziwiony Mateusz.
- Aha. Coś się stało? Czemu tak szybko poszli? – nie wiem czemu, ale zaniepokoiłem się.
- Ale numer, ty naprawdę nic nie pamiętasz! – śmiał się Mateusz. – Łukasz się strasznie schlał i Marcin go odprowadził do domu. Jeszcze sam ich zatrzymywałeś.
- Cholera, nie pamiętam. A czemu ja spałem z Pawłem w pokoju moich rodziców? – zapytałem, trochę obawiając się odpowiedzi.
- No mówiliście coś, że jesteście razem, to się nie wtrącałem.
Serce mi stanęło. Po chwili Mateusz wybuchnął śmiechem. Ufff… tylko żartował.
- OK, widzę, że muszę ci streścić wczorajszy wieczór, bo nie ogarniasz. – powiedział rozbawiony całą sytuacją.
Dowiedziałem się, że piliśmy w pokoju moich staruszków, stąd stoją tam kieliszki. Paweł się najebał i strasznie mu się chciało spać. Chciał iść do mojego pokoju, ale ja upierałem się, żeby został, bo po co ma się męczyć z kulami, a poza tym łóżko moich rodziców jest większe od mojego, a on potrzebuje dużo miejsca z tym gipsem. Paweł zasnął, gdy tylko się położył, a my wzięliśmy butelkę, która została i poszliśmy do mojego pokoju. W trakcie picia, ja nagle się zerwałem jak głupi i powiedziałem, że muszę iść zobaczyć, co z Pawłem. Mateusz na mnie czekał z flaszką, a ja nie wróciłem, więc poszedł spać. Rano się obudził i widząc, że my śpimy, poszedł do kuchni. Twierdzi, że siedział tam godzinę. Jeśli mówi prawdę, to podziwiam go z cierpliwość. Mam nadzieję, że jednak mu też się coś pomieszało i aż takiego głupka z siebie wczoraj nie zrobiłem.

Poszedłem obudzić Pawła, który jak się okazało już nie spał. Również miał potwornego kaca, więc przyniosłem mu szklankę wody. Okazało się, że on mimo sporej ilości wypitego alkoholu wszystko pamięta, tak przynajmniej twierdził.
- Swoją drogą to szkoda, że nic nie pamiętasz, bo fajne rzeczy mi w nocy mówiłeś – powiedział intrygująco.
- Ja? Niby kiedy, przecież spaliśmy. Co niby mówiłem? – byłem strasznie ciekawy, co za „fajne rzeczy” mogłem wczoraj gadać.
- Jak to kiedy - jak przyszedłeś w nocy, położyłeś ze mną i mnie obudziłeś.
- No możliwe, ale co mówiłem? – dopytywałem się.
- Skoro nic nie pamiętasz, to ci nie powiem, chcę to od ciebie usłyszeć na trzeźwo, bo może mi się coś od tych procentów pomieszało – odpowiedział z pełną powagą, a ja już zacząłem mieć niepokojące podejrzenia.
- Ej no Paweł, nie bądź taki. Nie dość, że mnie łeb boli, to ty mi jeszcze nie chcesz powiedzieć.
- Mówią, że słowa pijanego to myśli trzeźwego. Masz taką tajemnicę, której nigdy byś mi na trzeźwo nie powiedział? To może być to, bo nie spodziewałem się, że coś takiego od ciebie usłyszę. Ciśnienie mi skoczyło w górę. Chyba nieźle wpadłem.
- O, widzę impreza udana – rzuciła mama, wchodząc do pokoju i widząc stojące na stole kieliszki oraz nas ze zmordowanymi twarzami.
Uf, jestem uratowany. Z tych emocji nawet nie słyszałem, jak rodzice weszli do domu, ale naprawdę zrobili to w najlepszym możliwym momencie, będę miał czas, żeby się zastanowić.

Paweł wychodząc, wyglądał na… zawiedzionego? Nie, chyba mi się wydawało… W każdym razie pożegnałem go uściskiem dłoni i krótkim „jeszcze porozmawiamy”, choć tej rozmowy bałem się cholernie. Nie miałem jednak wątpliwości, że musi ona nadejść. Początkowo miałem nawet w planach odprowadzić go do domu i z nim pogadać, ale on już wcześniej zadzwonił po ojca. Może to i dobrze, bo po co ma się włóczyć o kulach kilometr, a poza tym ja będę miał czas się namyśleć.

Ogarnąłem trochę pokój, po czym rzuciłem się na łóżko. OK, więc co wiem? Kocham Pawła, tyle wiem. Ale czy on w ogóle jest gejem? Dziwna była ta poranna rozmowa i jego zachowanie. Chce po prostu, żebym się przyznał, czy też może w coś ze mną gra? Czy w ogóle ja mu się mogę podobać? Jest piękny, dziewczyny się za nim oglądają, ale najwięcej czasu spędza ze mną. Niby w szkole przesiaduje w towarzystwie dziewczyn, ale jakoś żadnej nie ma, a mógłby każdą, bo niektóre to się dosłownie do niego kleją. Pamiętam, gdy kiedyś z nim o tym rozmawiałem i stwierdził, że on po prostu, póki, co nie chce mieć dziewczyny. Ja wtedy powiedziałem to samo. Tyle że dla mnie „na razie” oznaczało „nigdy”, a u niego niekoniecznie… Trudno będzie się wykręcić z wyznania po pijaku, może lepiej będzie to powtórzyć na trzeźwo? Boję się tego strasznie. Nie tego, że Paweł okaże się nie być gejem, ale tego, iż komuś o tym powie. Oczywiście to kompletnie do niego nie pasowało, bo zawsze uważał, że to, co ktoś mu mówi, jest tylko do niego i nikomu nic nie powtarzał, ale nigdy nic nie wiadomo. Zawsze bałem się „coming outu” głównie z racji tego, że swoją przyszłość wiążę z piłką nożną, a w tej dyscyplinie jeszcze nigdy żaden gej się nie ujawnił, bo to najprawdopodobniej oznaczałoby koniec kariery. Nie wiem jednak, ile jeszcze czasu wszyscy będą się nabierali na tekst „jak będę chciał, to sobie znajdę dziewczynę”? Już to tłumaczenie się kiepsko mi wychodzi i mam wrażenie, że ludzie, którym to mówię, dziwnie się na mnie patrzą, a z biegiem czasu będzie przecież coraz gorzej. Ale Paweł chyba nikomu nie powie, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Przypuszczam, że w najgorszym wypadku nasze relacje osłabną i będziemy tylko znajomymi. Wszystko zależy od tego jaki ma stosunek do homoseksualizmu, nigdy z nim o tym nie rozmawiałem. A może powiedzieć mu, że jestem bi, a gdy to zaakceptuje, wyznać mu całą prawdę? Nie, to bez sensu, przecież ja już mu pewnie powiedziałem, że go kocham. Teraz muszę tylko to powtórzyć. Gdyby to było takie łatwe…

Nazajutrz obudziłem się w dobrym humorze. Szybko jednak przypomniało mi się, że czeka mnie rozmowa z Pawłem. Nie mam zamiaru tego odwlekać, zresztą po moim przyjacielu też było widać, że czeka, aż z nim pogadam. Zjadłem śniadanie i od razu zadzwoniłem do Pawła, żeby upewnić się, że jest sam w domu – u niego panuje dziwna zasada niezamykania się w pokoju, a nie chciałbym, żeby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę. Usłyszałem jednak tylko głos mówiący, że „wybrany abonent jest nieosiągalny”. No nic, i tak pójdę, bo nie mam co ze sobą zrobić, a Paweł i tak najprawdopodobniej jest sam, bo jego ojciec zazwyczaj o tej porze był już w pracy, a matka od kilku dni była u swojej siostry w Warszawie pomagać jej opiekować się ich chorą matką. A jeśli ojciec Pawła jeszcze nie pojechał, to najwyżej przełożymy rozmowę, mi się nie spieszy.

Po piętnastominutowym spacerku przy bardzo ładnej pogodzie dotarłem w końcu do bloku Pawła. Dzwoniłem do domofonu, jednak nikt nie odbierał. Dziwne, gdzie mógłby pójść? Bardzo rzadko wychodził z domu, bo wiadomo, że o kulach to więcej zachodu niż to warte. Nagle poczułem wibracje w kieszeni. Spojrzałem na wyświetlacz – Paweł.
- Halo, Paweł gdzie ty jesteś? Stoję u ciebie pod domem jak głupi, a tu nikogo nie ma.
- Sorry, ale padł mi telefon i dlatego nie mogłeś się do mnie dodzwonić. Byłem w szpitalu z ojcem, zdjęli mi gips. Teraz jesteśmy u mojej ciotki, zostaniemy tam parę dni, sorry, że zapomniałem ci powiedzieć.
- Nie szkodzi, nie musisz przecież mi wszystkiego mówić. Najwyżej pogadamy, jak wrócisz.
- No to dopiero za tydzień niestety, ale jak to mówią „co się odwlecze to nie uciecze” – słychać było, że Paweł jest w dobrym humorze.
- Kurwa – zorientowałem się, że za tydzień wyjeżdżam na wakacje z rodzicami.
- No miło, że życzysz mi udanego wypoczynku – wesoło skomentował Paweł.
- Nie, po prostu za tydzień to ja wyjeżdżam w góry ze swoimi staruszkami.
- O, no to zrozumiałe jest twoje słownictwo – Paweł jakby stracił trochę dobrego humoru. – Pewnie na długo, nie? – spytał z rezygnacją w głosie.
- Nie, też na tydzień.
- Czyli widzimy się za dwa tygodnie.
- No, jakoś przeżyjemy, jak coś to mamy telefony.
- Dobra, to do zobaczenia
- No narka.
Kurwa. Odłożona rozmowa to jedno, ale najbardziej mnie dobija fakt, że przez dwa tygodnie nie zobaczę Pawła. Będzie ciężko. Zazwyczaj już po dwóch dniach niewidzenia tak mi go brakowało, że dzwoniłem i aranżowałem jakieś spotkanie. Tak było jeszcze zanim staliśmy się przyjaciółmi, teraz widzę go codziennie, więc tym bardziej trudno będzie mi wytrzymać czternaście dni bez tego uśmiechniętego blondyna o cudownych niebieskich oczach…

Przez pierwszy tydzień dzwoniłem do Pawła codziennie. Za każdym razem się powstrzymywałem, mówiąc sobie, że zaczynam być natrętny i pewnie mu przeszkadzam, ale ostatecznie nie mogłem wytrzymać. Najlepsze jest to, że gadaliśmy o głupotach, a nasze rozmowy trwały zwykle około pół godziny. Jednak rozmowy telefoniczne mi nie wystarczały i strasznie tęskniłem. Najgorzej było w przeddzień mojego wyjazdu w góry. Tęskniłem tak bardzo, że postanowiłem zatopić czymś swój smutek. Zadzwoniłem do Mateusza i tak się schlaliśmy, że następnego dnia przez całą drogę w pociągu miałem kaca. Do tego nasze kochane PKP uraczyło nas najpierw godzinnym opóźnieniem, a później jeszcze awarią i trzygodzinnym postojem w trasie. Dotarliśmy dopiero wieczorem i tylko zameldowaliśmy się w hotelu, bo na chodzenie po górach nie było już czasu. Akurat tu muszę powiedzieć, że PKP się spisało, bo tego dnia nie miałem siły nawet się ruszyć, nie mówiąc o kilkugodzinnym marszu pod górę.

Ten tydzień minął mi o wiele szybciej niż poprzedni. Codziennie były jakieś atrakcje, było chyba nawet lepiej niż gdy dwa lata temu po raz pierwszy odwiedziłem nasze piękne Tatry. Po rozmowie przez telefon z Pawłem ostatniego dnia wieczorem, doszedłem do wniosku, że w życiu są trzy rzeczy, które kocham nad życie: góry, piłkę nożną i Pawła…

W drodze powrotnej na szczęście nie było już żadnych opóźnień i punktualnie o godzinie czternastej byłem znowu w moim kochanym mieście. Żar dosłownie lał się z nieba. Gdy tylko dotarłem do domu, rzuciłem bagaże i pognałem do Pawła. Po drodze jeszcze do mnie zadzwonił.
- Cześć Bartek, jesteś już w domu?
- Nie.
- Znowu nasze kochane PKP dało o sobie znać?
- Nie, nie ma mnie w domu, bo jestem w drodze do ciebie – odparłem wesoło.
- Aha, to słuchaj, mam dla ciebie propozycję. Pewnie jesteś cholernie zgrzany po podróży pociągiem w tym upale, nie? – zagadnął intrygująco.
- No pewnie, co się głupio pytasz. – zastanawiałem się, o co mu chodzi.
- No widzisz, to dawaj do mnie i jedziemy do mojej ciotki na wieś.
- Tej, co u niej siedziałeś tydzień? Po co?
- Bo niedaleko jej chaty jest zajebiste jeziorko, na którym prawie nikt nie bywa, byłem tam parę razy i naprawdę jest super.
- No spoko, ale jest sens tam jechać na wieczór?
- To niecała godzinka drogi. Będziemy czekać z ojcem na ciebie pod moim blokiem w samochodzie.
- OK, za pięć minut będę.
Miałem ochotę uściskać Pawła, ale przecież w samochodzie był też jego ojciec, więc tylko uścisnąłem mu dłoń. Jadąc, prawie nie rozmawialiśmy, jedynie pan Andrzej zagadnął do mnie, jak minęły mi wakacje. Odparłem, że świetnie i na tym się skończyło. Wszystkich nas męczył upał i nie mieliśmy na nic ochoty. Paweł nie odezwał się ani razu, ale miałem wrażenie, że często się na mnie patrzył.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, Paweł od razu mnie zgarnął i zaprowadził nad jezioro. Było niewielkie, ale przy tym bardzo malownicze. Otoczenie stanowiła łąka i nieliczne drzewa. Ptaki śpiewały, dla nas - mieszczuchów (a raczej dla mnie, bo Paweł już tutaj bywał) było to coś niesamowitego. Niby mamy parki, ale to nic w porównaniu z dziką przyrodą. Spodobało mi się to miejsce. Doszliśmy do małej plaży, dookoła żadnej żywej duszy. Mój towarzysz od razu zrzucił z siebie ubrania i w samych bokserkach wbiegł do wody. Pobiegłem za nim, woda była cudownie chłodna. Gdy już zmęczyliśmy się pływaniem, wróciliśmy bliżej brzegu, gdzie mieliśmy już grunt, ale woda nadal sięgała nam po szyje. Odezwałem się pierwszy.
- Dzięki, że mnie zabrałeś ze sobą. Tutaj jest naprawdę super.
- Wiem, nie ma za co. Stęskniłem się za tobą – uśmiechnął się.
- Ja za tobą też – nie wiem czy mówił serio, ale ja jak najbardziej.
Zapadła chwila milczenia, którą przerwałem, chcąc mieć już wszystko za sobą.
- Paweł, jesteś moim przyjacielem, prawda?
- Oczywiście – spoważniał.
- Obiecasz mi, że po tym, co ci powiem, nie dasz mi w ryj?
- Nie wiem, co musiałbyś powiedzieć, żebym cię zdzielił po mordzie – jakby wróciła mu wesołość, ale miałem wrażenie, że nie jest to do końca szczere.
- Wiem, co ci mówiłem wtedy… w nocy.
- Wiesz? – zapytał zdziwionym głosem, znowu przybierając ten poważny wyraz twarzy.
- Tak. I to była prawda. Nic na to nie poradzę, ale chyba się w tobie zakochałem – wycedziłem to jednym tchem, zabrakło mi odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy.
Zapadła cisza. Mijające sekundy były dla mnie jak godziny. Nie patrzyłem na niego, toteż nie widziałem jego reakcji. W końcu się odezwał.
- To teraz ty mi obiecaj, że nie dasz mi w ryj, po tym, co ci powiem – powiedział, a ja kompletnie zgłupiałem.



Już pisze następną część, powinna być jakoś za kilka tygodni


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 3:09, 25 Sty 2012    Temat postu:

W takim momencie przerwać to jest terror! Chociaż domyślam się co powie Paweł, a raczej mam dwie wersje.
Fajnie że postarałeś się z długością. Ogólnie bardzo mi się podoba i jak najbardziej czekam na więcej. Mam tylko nadzieję że nie każesz nam długo czekać.

Pozdro.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin