Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Śpiewacy norymberscy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Oniegin
Debiutant



Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Czw 22:13, 18 Kwi 2013    Temat postu: Śpiewacy norymberscy

Chciałbym zaproponować serię odcinków składająca się na opowiadanie, o to pierwszy z nich - nie chciałem Wam dowalać na dzień dobry nie wiadomo jak długiego tekstu. Dlatego też prosiłbym o ewentualne wskazówki, czy kolejne części - o ile będzie chcieli, oczywiście, żeby takie powstały - mają być takiej samej długości, czy też nie. Miłej lektury.


ŚPIEWACY NORYMBERSCY

część I

Patrząc na ten cały szum wokół programów muzycznych można zaobserwować, że chętnych do śpiewania – z talentem, czy bez – wciąż przybywa. Stało się to po prostu modne, tak jak jeszcze nie dawno całe tłumy nastolatków podskakiwały, przynajmniej przed telewizorami, za sprawą „You Can Dance”. Ludzie mają potrzebę społecznej akceptacji, utożsamiania się z innymi, chęć robienia czegoś na pozór nieprzeciętnego, co jednak stawia ich w szeregu z całą resztą i de facto magia pewnej sztuki rozmywa się w szarych pastelach. Dążenie do uznania poprzez naśladowanie – nie neguję tego, choć mam jednocześnie świadomość, że ten owczy pęd, któremu ulegają tłumy jest jedynie substytutem dla zwyczajnie przeciętnych. Nigdy nie obchodzili mnie oni w stopniu większym, niż to konieczne. Dla jednych będzie to zabawa, inni się czegoś nauczą, a być może jakiejś części pomoże to znaleźć prawdziwą pasję, kto wie? Tak jak powiedziałem jednak – tłum mnie nie interesuje. Myślę, że od zawsze stoję na uboczu, choć wcale przesadnie się nie izoluję. Lubię ludzi, mogę być przyjacielem, pomagać i angażować się, lecz…wszystko do pewnego momentu. Przy tym, raczej nie pozwalam sobie, na to by się odsłaniać przed innymi – potrzeby mam, ale wylewność zawsze zostaje zebrana w ryzy przez mój charakter.

Ale, wracając do sedna, czyli do śpiewu – nie powiem, że śpiewałem od przedszkola(choć przy pierwszym przedstawieniu w grupie Koralików wpadłem w histerię z powodu zbyt małej jak na moje ambicje roli), to jednak jakiś czas temu sztuka śpiewu stała się dominantą mojego życia. Po sposobie w jakim piszę, możecie się domyślać, że bynajmniej nie chodzi tu o „karaoke”. Ale! Cofając się o chwil kilka – miłość do śpiewu zrodziła się na lekcjach, które miały mnie przygotować do egzaminów wstępnych na wydział aktorski PWST. Pomijając fakt, że szkoliłem się pod okiem zabójczo przystojnego pedagoga – uroda jasno wskazywała na pokrewieństwo z Italią – to właśnie w tym czasie odkryłem, że wcale nie chcę zajmować się teatrem dramatycznym, a…operą. Zapoczątkowało to długie dwa lata, żmudnej pracy nad warsztatem, przewinąłem się przez jeszcze dwójkę nauczycieli – ten pierwszy, poza śródziemnomorską fizjonomią i czarującym głosem, talentu pedagogicznego nie posiadał z pewnością. Był to czas odkrywania siebie, swojego potencjału, ale również chwile, w których nachodziły mnie wątpliwości, w których panicznie szukałem potwierdzenia dla swojego talentu.

Mając 21 lat wziąłem udział w egzaminach wstępnych na Uniwersytet Muzyczny w Warszawie. Byłem perfekcyjnie przygotowany od strony wokalnej. Jedyną częścią egzaminu, której się obawiałem było kształcenie słuchu – w stresie, przy całej sali obcych ludzi mogło mi się trochę popieprzyć. Tego dnia, a był to 14 czerwca – bardzo upalny swoją drogą, przyjechałem na miejsce godzinę przed czasem, który mi wyznaczono na przesłuchanie. Zdaje się, że była to 13. Hol był pełen ludzi – mało kto ze sobą rozmawiał, większość mruczała swoje „melodyjki” patrząc przy tym posępnie na potencjalną konkurencję. Widać było, że największe napięcie towarzyszy żeńskiej części kandydatów, a to z bardzo prostego powodu – otóż, dziewczyn rokrocznie jest najwięcej. I tak: soprany raczej nie rozmawiały ze sobą, ewentualnie z głosami niższymi, no i oczywiście z chłopakami. Podobnie się miała sprawa odnośnie innych głosów, zaś u facetów nie dało się odczuć aż tak rażącej, nie tyle niechęci, co potrzeby górowania nad resztą. Wcale mnie nie zaskoczyła taka sytuacja – wyobrażałem sobie to właśnie w ten sposób, pocieszałem się przy tym faktem, że tenorów zawsze jest najmniej i biorą ich bardzo chętnie. Nie oznaczało to jednak, że mogę się wcale nie przejmować konkurencją – śpiew klasyczny jest o tyle specyficzny, że na egzaminy raczej nie przychodzą ludzie bez talentu(tak, jak chociażby na PWST, gdzie byłem dwa lata wcześniej). Tak więc pomimo, że tłum nie liczył 2,5 tysiąca chętnych, a raptem czterysta – miejsc na uczelni zaś było czternaście. Możecie sobie wyobrazić co się czuje w chwili takich „zawodów”, a podawanie innym środków na przeczyszczenie w butelce z wodą, w akcie życzliwości, nie należy do rzadkości.

Od progu poczułem jak ślizgają się po mnie spojrzenia. Dziewczyny zawsze zwracały na mnie uwagę – mając wydatne kości policzkowe, burzę brązowych loków, a sylwetkę i tyłek szczuplejsze niż nie jedna z nich, wcale mnie to nie dziwiło, nawet w jakiś sposób łechtało moją próżność – oczywiście do czasu, kiedy nie chciały się do mnie przytulać. Fakt egzaminu na studia wcale nie wymagał na kandydatach specjalnego stroju, przyszedłem więc ubrany tak jak zwykle – w bardzo obcisłe rurki, jeansową koszulę z podwiniętymi rękawami, rozpiętą tak by dobrze było widać moje obojczyki – to dość zabawne, że tak lubię je odsłaniać, ale o tym może kiedy indziej. Do tego czarne adidasy i duża skórzana torba, w której zabrałem strój do ćwiczeń gimnastycznych, dwie butelki wody, no i oczywiście nuty.
Rozejrzałem się wkoło zastanawiając się w którym kierunku mam iść. Po chwili postanowiłem przebić się przez tabun rozmruczanych, raczej średnio urodziwych(choć były wyjątki, już na pierwszy rzut oka), przyszłych śpiewaczek. Zaraz też stałem pod tablicą, która była wręcz wytapetowana ogłoszeniami, listami, komunikatami dla zdających. Znalazłem swoje nazwisko z przypisaną godziną 14.15. Obok jednak wisiała niepozorna kartka, z której płynął bardzo spokojny komunikat – a w tej sytuacji każdy spodziewał by się chyba napiętnowanej tuzinem wykrzykników notki – otóż, z powodu nie dostarczenia kompletu dokumentów kilka osób zostało zdyskwalifikowanych z dalszego postępowania rekrutacyjnego. Dla mnie oznaczało to jedynie tyle, że wchodzę na arenę walk czterdzieści minut wcześniej…czyli za niespełna dwa kwadranse. Zgodnie z informacją udałem się pod salę 127. Korytarz na drugim piętrze był prawie pusty w porównaniu do holu. Odetchnąłem z prawdziwą ulgą widząc piątkę chłopaków i tylko dwie dziewczyny, które krążyły od ściany do ściany nasłuchując pod drzwiami egzaminu poprzedzającej je osoby. Usiadłem na brzegu, tuż obok długowłosego blondyna o szczupłej twarzy i jasnych oczach. Skojarzył mi się od razu z Bradem Pittem z filmu „Wywiad z Wampirem”. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem i wyciągnąłem wodę, żeby zapić uczucie suchości, które nagle zaczęło mi dokuczać. Wahałem się chwilę, czy wyciągnąć nuty i słuchawki, żeby jeszcze ostatni raz posłuchać harmonii moich utworów, ale zaraz się zreflektowałem, że nie ma co popadać w panikę, przecież znam je na pamięć.
- Tenor? - wzdrygnąłem się wyrwany z zamyślenia. Usiadł obok mnie chłopak o dość ostrych rysach twarzy i krótkich czarny włosach postawionych na żel. Uśmiechał się. Wyszczerzyłem się do niego, co zawierało już odpowiedź na pytanie.
- Gabriel. – wyciągnąłem do niego rękę.
- Karol, również tenor. Miło mi. – uścisnął mi rękę – Skąd jesteś?
- Z Gdańska – odpowiedziałem bez zastanowienia, nie mijając się wiele z prawdą – A ty stąd?
- Taa… - przewrócił oczami – mam już dość tego zakichanego miasta, najchętniej bym wyjechał.
- Noo…-pokiwałem głową przeciągając sylabę by zyskać chwilę do namysłu - …to cztery lata licencjatu i można ruszać w świat na magisterkę, a w między czasie załapać się jeszcze na Erazmusa i żyć, nie u…
- Karol Dobrzyński! – zza drzwi wychyliła się kobieca głowa, i okręcając się na prawo i lewo by złowić kolejnego kandydata zatrzymała się w końcu patrząc w naszym kierunku, bo w tej samej chwili Karol poderwał się jak oparzony. Trochę zbladł, przełknął ślinę i rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Powodzenia. – uśmiechnął się krzywo i zaraz zniknął za uchylonymi drzwiami. Na kolejne dwadzieścia minut utkwiłem wzrok w klamce, wyczekując niecierpliwie na najmniejszy jej ruch, i starając się przy tym za wiele nie myśleć. Wzrok mi się rozmył i nawet nie zauważyłem jak drzwi się otworzyły i na korytarz wypadł Karol, za nim zaś ta sama skrzecząca głowa w asyście szponiastej dłoni, której palce bogato uzbrojone w pierścienie zacisnęły się na rancie drzwi.
- Gabriel Malinger.
Ścisnęło mnie w żołądku, ale bez wahania wstałem i minąłem Karola nawet na niego nie spojrzawszy, choć czułem, że on patrzy się na mnie, to nie byłem w stanie zdobyć się teraz na choć najmniejszy uśmiech.
- Będzie dobrze – nie wiem, czy to był mój własny głos w głowie, czy należący do kogoś innego, a wypowiedziany zupełnie poza mną, ale westchnąłem tylko i powtórzywszy za nim te dwa krótkie słowa, wszedłem do sali przesłuchań.


______________________

część II

Niespełna dwie godziny po moim egzaminie wywieszono punktację na drzwiach sekretariatu. Przez ten czas rozmawialiśmy z Karolem na różne tematy – w całym tłumie patrzących na siebie wilkiem ludzi, okazał się być jedyną normalnie myślącą osobą, bez pretensji wobec innych, czy jakiejkolwiek zawiści. Może właśnie dlatego tak łatwo nam się rozmawiało – chyba wystarczy otworzyć się na drugiego człowieka w sytuacji podbramkowej, jak ta dzisiejszego dnia i samo idzie. Ach, jaka to satysfakcja móc się wyrwać z tej atmosfery napięcia, gdzie wciąż trzeba uważać, czy jakiś chętny nie czai się za tobą z nożem aby wyrżnąć ci na wierzch struny głosowe, a do tego móc z pewnego dystansu, a w zasadzie z góry spojrzeć na tych wszystkich zazdrośników dookoła – bo oto my możemy pozwolić sobie na swobodę i szczerość, a was niech skręca. No, ale dość już o tym.

Staliśmy razem na skraju gęstniejącego tłumu wyciągając szyje, aby złowić cokolwiek z tego co było przed nami. Dziesiątki głów, podobnie jak my wyciągały się na wręcz żurawich szyjach by choć kątem oka dostrzec wspólny cel. Do nich dochodziły, nie wiadomo skąd kolejne, i następne. Ludzie napierali ze wszystkich stron, tak że po chwili zupełnie straciłem Karola z oczu, ale to nie było teraz ważne – jedyna myśl kołacząca się w głowie to „dorwać tę cholerną listę!” Przebicie się jednak przez hordę rozhisteryzowanych , przyszłych – bądź też i nie, jak się to miało okazać w większości przypadków – diw operowych było niewykonalne. Na szczęście tłum dość szybko się przerzedzał, lista była krótka, więc co chwila słychać było tylko siarczyste – nie muszę mówić, że sformułowania nie pochodzące raczej ze słownika kulturalnego człowieka – frazesy pod adresem komisji i wszystkich na około, przemieszane z lamentem i z trudem przełykanymi łzami goryczy.
Ostatnia głowa zasłaniała mi jeszcze widok – dopiero po chwili dotarło do mnie, że to Karol. Zaraz też się odwrócił, a na jego twarzy malowała się wyraźna ulga i…radość. Nasze spojrzenia spotkały się i w tej samej chwili cały jego uśmiech zgasł jak zdmuchnięta świeczka. Zatrzymałem się w pół kroku, a on bezgłośnie – tak mi się przynajmniej wydawało, bo wśród ogólnego hałasu i tak nie byłbym w stanie go usłyszeć – powiedział „Przykro mi.” Przeszedł mnie dreszcz, a coś nieprzyjemnie szarpnęło w okolicy żołądka. Przepchnąłem się do przodu i bezceremonialnie odsunąłem chłopaka od tablicy by móc wreszcie spojrzeć na wyniki. Czternaście numerków i gruba kreska oddzielająca tych szczęśliwców od reszty, której szczęście nie dopi… Nogi się pode mną ugięły, a oczy otworzyły tak szeroko, że aż coś mi nieprzyjemnie strzeliło za prawym z nich. Miejsce czternaste…Karol Dobrzyński…gruba kreska…miejsce 15 – Gabriel Malinger…różnica w uzyskanych notach: 0,5 punkta.
Gapiłem się tak zaparłszy się dłonią o ścianę, bo zrobiło mi się niedobrze. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz przepchnięto mnie na bok. Zamroczony powiodłem spojrzeniem po wysokiej ścianie nie mogąc odnaleźć żadnego sensu w paraliżującym chaosie myśli, który wybuchł teraz w mojej głowie. Ktoś dotknął mojego ramienia, zadrżałem na całym ciele.
- Słuchaj…bardzo mi…
Nie chciałem tego słuchać. Akurat mu przykro! Na pewno – jebane pół punktu i byłby na moim miejscu. Miałem ochotę jedynie uciec stąd, by nikt na mnie nie patrzył, bym mógł z dala od tych wszystkich oczu usiąść i…się rozpłakać. Już teraz nerwy wymieszane z bezsilnością powodowały u mnie takie zesztywnienie mięśni, że jeśli to napięcie zaraz by nie znalazło ujścia to chyba bym eksplodował. Błyskawicznie odwróciłem się na pięcie…
- Gabriel!
Wszystko się zmieniło w jednej chwili, zatrzymałem się stojąc naprzeciw Karola, ale patrząc ponad jego ramieniem widziałem nadchodzącą Martę. Uśmiechała się i machała do mnie. Poczułem się teraz tak słaby i potwornie zmęczony. Zrobiłem jeden chwiejny krok i już szlochałem w jej ramionach.
- Ej, spokojnie…
Śmiała się serdecznie, pobłażliwie wręcz…
- Nie udało mi się. Zabrakło mi pół punktu, rozumiesz?
Wykrztusiłem jej w ramię trzęsąc się spazmatycznie.

Zastanawiacie się pewnie kim jest dla mnie ta kobieta…To dość banalne – jest matką mojego głosu, jak miałem w zwyczaju mówić o niej żartobliwie, a Ona z resztą traktowała mnie jak swoje dziecko, biorąc za mnie zawsze odpowiedzialność, a zwłaszcza za mój dalszy rozwój jako wokalisty. Należy w tym miejscu wspomnieć, że to jeszcze młoda kobieta, bo trzydziesto cztero letnia.
- Cała nasza praca na nic…
Jak zwykle miałem skłonności do popadania z jednej skrajności w drugą, więc jak histeryzować to na całego.
W tej chwili czułem, że się wszystko zawaliło, wszystko to na co tak długo pracowałem. Straciłem czas, energię, pieniądze…mnóstwo pieniędzy moich rodziców, którzy wzięli przecież kredyt, żebym mógł się uczyć prywatnie u najlepszych. Tak potwornie mną trzęsło, że ledwie trzymałem się na nogach, a głośny płacz i z trudem wypowiadane słowa zwracały uwagę przechodzących, również rozżalonych kandydatów.
- Ciii… - przytuliła mnie mocno, choć czuć było wyraźnie, że nie solidaryzuje się ze mną w mojej tragedii.
- I co teraz będzie... – wydukałem
- No już przestań beczeć głupi. – na wpół rozbawiona, na wpół ze współczuciem wytarła mi łzy z policzka i odgarnęła włosy za ucho – Poszło lepiej niż ci się może wydawać.
Widząc moje rozkojarzone spojrzenia ciągnęła dalej.
- Rozmawiałam przed chwilą z Olą Kurzak i wiem o wszystkim. Słuchaj, masz tu… - wyciągnęła ze swojej torebki czarną broszurkę – był to repertuar opery narodowej – Masz tu…podwójny bilet na dzisiejszy wieczór na Turandota, ja śpiewam.
Uśmiechnęła się widząc, że wciąż nie bardzo rozumiem o czym mówi. Byłem już trochę rozdrażniony jej zachowaniem. W tej chwili przeniosła jednak spojrzenie na stojącego raptem krok od nas Karola.
- Weź kolegę i bawcie się dobrze. A po spektaklu zapraszam na bankiet… - ponownie przeniosła spojrzenie na mnie – Musisz koniecznie kogoś poznać.
Stałem przed nią nie wiedząc zupełnie, dlaczego tak się zachowuje…przecież się nie dostałem, powinna być rozczarowana, powinna mnie wesprzeć.
- Na litość boską, pozbieraj się do kupy, bo to bardzo ważne. Ty – zwróciła się do Karola – zajmij się nim…i oczywiście zapraszam na spektakl.
- Obejdzie się…. – zaprotestowałem, ale zaraz mi przerwano.
- Szczerze w to wątpię. Przypilnuj go, bo ja muszę wracać na próbę z orkiestrą. Wpadłam tylko z biletami.
Pocałowało mnie w czoło.
- Nie mazgaj. Będzie dobrze. – posłała mi ten swój zwyczajny już – a na tę chwilę cholerny, pełen słońca uśmiech, i zaraz już jej nie było.
- To jak…? - Karol odezwał się po dłuższej chwili milczenia, w której patrzyłem wciąż na drzwi, za którymi zniknęła moja Marta.
- Co? – zupełnie już się uspokoiłem, choć wciąż trzęsły mi się nogi. Było mi teraz wstyd, że widział całą tę scenę.
- Też zatrzymałeś się w akademiku? – nie odpowiedziałem.
- Świetnie, więc idziemy. – nie dawał za wygraną. Wciąż miałem potworny mętlik w głowie, a na dodatek mnie mdliło, dlatego też jego nachalność zaczęła mnie irytować.
- Posłuchaj… - zawiesiłem głos, jakbym nie mógł przypomnieć sobie jego imienia – …jak ci tam.
- Akurat mojego imienia długo nie zapomnisz. – próbowałem być złośliwy, żeby dał mi spokój, a on odbił piłeczkę w tak celny i jednocześnie bolesny sposób, że w jednej chwili mnie to ostudziło. Westchnąłem tylko głośno
- No dobra…przepraszam.

Wróciliśmy razem do domu studenckiego, mieliśmy pokoje na różnych piętrach, a ponieważ do spektaklu zostały dwie i pół godziny to daliśmy sobie ten czas na odpoczynek. Marzyłem teraz jedynie o tym by zamknąć się pod prysznicem i w szumie wody i kłębach pary zgubić wszystkie myśli, które tak strasznie mi ciążyły. Wziąłem tylko ręcznik , kosmetyki oraz szczoteczkę i już zmierzałem korytarzem do łazienek. Było pusto i cicho. Nie było nikogo. Nawet nie włączyłem światła. Zdjąłem szybko ciuchy i zostawiłem je na ławce. Obwiązany ręcznikiem wślizgnąłem się do kabiny, zaciągnąłem przeźroczystą kotarę. Ręcznik zawiesiłem na haczyku i odkręciłem wodę. W krótkim czasie zostałem otulony gęstą parą. Usiadłem na podłodze podciągając kolana, tak by móc oprzeć na nich podbródek. Woda rozbijała się przyjemnie o moje plecy, niknęła w długich kosmykach, przyklejając je do twarzy – i co najważniejsze tworzyła muzykę, która oczyszczała mnie całego, pozwalała nie myśleć, a po prostu być. Powieki opadły swobodnie, a podbródek ześlizgnął się tak, że teraz oparłem się czołem o kolano. Mijały minuty, woda lała się nieustannie, a ja pogrążony w letargu odpoczywałem. Nawet nie zauważyłem jak zapaliło się światło. Dopiero kroki, które odbijały się echem wśród ścian wyłożonych kaflami wyrwały mnie z tego stanu nieświadomości. Podniosłem lekko głowę, jedynie tak aby oczami wyjrzeć poza barierę własnych nóg. Na zaparowanej foli, która osłaniała kabinę malował się ciemny zarys sylwetki. Siedziałem w bezruchu patrząc przed siebie i czekając na jakąś reakcję – nie czułem niepokoju, czy dyskomfortu, było mi wszystko jedno.
- Gabriel…wszystko w porządku? – to był Karol. Nie odpowiedziałem.
- Bez jaj…nic ci nie jest? – w jego głosie pobrzmiewała niepewność. Zarys sylwetki nieznacznie powiększył się na tle mlecznej kotary, co wskazywało na to, że musiał przestąpić parę kroków w moim kierunku. Cisza…odpowiadała mu woda swoim bębnieniem. Dopiero gdy wyciągnięta dłoń zdawała się już sięgać palcami do oddzielającej nas zasłony, odezwałem się.
- Wszystko okey.
Cofnął się w milczeniu. Po paru chwilach prysznic obok też zaczął szumieć. Niespiesznie wstałem, zakręciłem wodę, zebrałem swoje rzeczy i wróciłem do pokoju.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Oniegin dnia Nie 21:22, 28 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Foxie
Debiutant



Dołączył: 01 Lut 2013
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Krakow

PostWysłany: Pią 11:42, 19 Kwi 2013    Temat postu:

Bardzo dobrze sie zapowiada, ciekawy temat, czesci moglyby byc dluzsze, powodzenia w dalszym pisaniu, pozdrawiam Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
grafoy
Wyjadacz



Dołączył: 29 Mar 2009
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 12:25, 19 Kwi 2013    Temat postu:

Zaciekawłeś mnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ciastek123
Dyskutant



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Włocławek

PostWysłany: Sob 0:16, 20 Kwi 2013    Temat postu:

Fajnie się zapowiada Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 6:37, 21 Kwi 2013    Temat postu:

Świetnie napisane, czekam na kolejne części, mam nadzieję, że będą dłuższe.

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chomiccerro
Dyskutant



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 1:31, 24 Kwi 2013    Temat postu:

Świetny temat i rzeczywiście bardzo dobrze piszesz. Zgodzę się z Piotrem, że części mogłyby być dłuższe.
Życzę połamania pióra Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Milow
Dyskutant



Dołączył: 24 Sty 2012
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 21:52, 24 Kwi 2013    Temat postu:

Temat mi bliski, także czekam na rozwój Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Oniegin
Debiutant



Dołączył: 07 Mar 2013
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Nie 21:24, 28 Kwi 2013    Temat postu:

Kolejna część - dodana do pierwszego postu. Enjoy!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zibi74
Dyskutant



Dołączył: 29 Sty 2013
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 23:20, 21 Maj 2013    Temat postu:

Opowiadanie zapowiada się ciekawie.

Części mogłyby być trochę dłuższe.

Czekam kolejnych odcinków.

Pozdrawiam

zibi74


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zibi74 dnia Wto 23:21, 21 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin