Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Gra

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
suczka93
Adept



Dołączył: 27 Sty 2013
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Pon 9:38, 28 Sty 2013    Temat postu: Gra

Opowiadanie trochę mierzy w klimaty sneak, soxy itd.. ale nie aż tak, żeby raziło niewtajemniczonych ;p Napisałem je z 3 lata temu.
Enjoy and feel free to discuss ;]



Gra


Moje pierwsze łowy miały miejsce jeszcze w gimnazjum.

Byłem młody i głupi, nieświadom swoich potrzeb i przeżyć.

W młodym, chudym ciele zaczęły buzować hormony, a ja nie miałem pojęcia jak ukierunkować nowe popędy. Natura zrobiła to za mnie. Od zawsze lubiliśmy się z Tomkiem. To znaczy odkąd się poznaliśmy, za czasów piaskownic, huśtawek i picia oranżady pod sklepem w gorące letnie popołudnia. Rozumieliśmy się dobrze i nasza przyjaźń byłaby całkiem przeciętna. Gdyby nie jego buty.
Uwielbiałem je. To była zielona circa, ślicznie się prezentująca na jego odziane w białe skarpetki łydkach. Było w nich coś magnetycznego, przyciągającego mój wzrok przez cały czas, kiedy przebywałem z Tomkiem. Dziwiłem się, że tylko ja się tak na nie gapię. Nie ukrywałem mojej fascynacji, nie było powodu. Po prostu lubiłem jego buty, tak jak niektórzy lubią czyjeś spodnie albo komórkę. Raz nawet miałem możliwość przez chwilę ponosić Tomka Circi. Powiedziałem mu, że planuję zakupić podobne i muszę wiedzieć, jak się je nosi. Dało mi to zaledwie minutę i kilkanaście kroków szczęścia, ale zawsze to coś. Już wtedy postanowiłem, że to nieostatni raz, kiedy mam je na sobie. Z jakichś powodów czułem przyjemny dreszczyk emocji, gdy miałem je na sobie, kiedy ich dotykałem. Chciałem jeszcze.

Kiedy spojrzę na to dziś, wydaje mi się śmieszny ten mój początek. Wybrałem najprostszą opcję, na jaką decyduje się chyba każdy niedoświadczony sneak. Szatnia i lekcja wfu.
Kiedy reszta klasy dzielnie walczyła o hegemonię na boisku siatkówki, ja udałem się do szatni i zamknąłem ją od środka na klucz. Nie bałem się niczyjej reakcji, bo często zamykaliśmy się w szatni, żeby zakurzyć fajeczkę, odpisać lekcje czy po prostu poleniuchować. Wf-ista zdawał się tego nie dostrzegać albo po prostu nic go to nie obchodziło. Powodowany jakąś absurdalną niepewnością, szarpnąłem jeszcze raz za klamkę, ale drzwi się nie otwierały. Byłem bezpieczny. Rozejrzałem się, ubranie Tomka było dokładnie tam, gdzie je zostawił. Ułożone w kostkę spodnie i bluza leżały na ławce pod oknem, a na podłodze zupełnie niewinnie leżały zielone buty. Uśmiechnęły się do mnie nieśmiało. Odwzajemniłem uśmiech i podszedłem bliżej. Powoli, jakbym bał się, że je spłoszę. Klęknąłem i powoli podniosłem jeden z nich. Był mój i mogłem robić z nim, co chcę. Czym prędzej wsunąłem oba buty na stopy i przyjrzałem się im, obserwowałem, jak się wyginają z każdym moim krokiem, jak się do mnie łaszą. Delikatnie zsunąłem jeden z nich i przysunąłem bliżej twarzy. Był piękny. Moja ręka automatycznie przesunęła go jeszcze bliżej i wtedy poczułem lekką woń. Nie mogłem się oprzeć, błyskawicznie przywarłem do ich i zaciągnąłem się mocno, chciwie chwytając woń.
Wtedy jednak w pośpiechu odłożyłem buty na miejsce i wybiegłem z szatni. Byłem kompletnie zdezorientowany tym, co się stało i nie wiedziałem, czemu moje bokserki się wypełniły. Jak już wspomniałem, byłem młody i głupi. Nigdy więcej nie dotknąłem Tomka Circa.Tamtego dnia na dobre obudziło się coś, co już nigdy nie odeszło.

***

Kilka lat po incydencie w szatni, byłem już nowym sobą. Odważniejszym, mądrzejszym, jeszcze bardziej nabuzowanym hormonami i co najważniejsze świadomym swoich potrzeb i swojego Głodu. Tak to nazwałem, gdy już zrozumiałem, że jest i będzie częścią mnie. Lubiłem buty. Kochałem je. Lubiłem też ich właścicieli, ale to było coś innego. To było po prostu pożądanie i dążenie do orgazmu, ale moja fascynacja była czymś więcej. To było palące mnie pragnienie, które z czasem narastało i nigdy nie dawało o sobie zapomnieć. Nazwij mnie świrem, nie dbam o to. Każdy z nas ma jakieś tajemnice i wypiera się pewnej części samego siebie. Ja nie chciałem.

W drugiej klasie liceum to się zaczęło. Nie wiem czy zacząłem szukać z powodu Głodu, czy po prostu czułem się samotny. Dzień wlókł się za dniem, a ja jadłem, spałem, uczyłem się, znów jadłem i spałem. Nie miałem przyjaciela, który by mnie zrozumiał. Nie znałem nikogo podobnego do mnie. Byłem zupełnie sam ze sobą i swoim pragnieniem. Oczywiście wiedziałem, że są inni... entuzjaści butów, ale im chodziło tylko o jednorazowy, szybki seks. Ja, choć nie byłem pewien, czego chcę, wiedziałem jednak, że nie zadowoliłby mnie taki układ. Szukałem długo i znalazłem kilku kandydatów. Wymieniliśmy kilka wiadomości i wybrałem jednego. Był o rok starszy, inteligentny i lubił buty. Spóźnił się dziewięć minut. Poszliśmy do baru, wypiliśmy piwo, pogadaliśmy. Po trzecim kuflu chłopak się otworzył. Nie był kimś, kogo szukam. Nie rozumiał. Więcej się nie spotkaliśmy.

***

Mechaniczny jednooki olbrzym jest coraz bliżej. Ściga mnie pełen nienawiści i kierowany żądzą mordu. Słysze wściekły warkot spalinowego serca, pada na mnie czarowny blask obrzydliwych owadzich oczu. Nie ma schronienia, budynek za budynkiem padają pod jego żelazną stopą. Jest coraz bliżej, a ja z całych sił pragnę uciec.
Nagle robi się ciemno i świat zasłania mi ogromny cień. Padam na ziemię pod ciężarem gigantycznej stopy. Czas zwalnia tak bardzo, że niemal zatrzymuje się w miejscu. Nie mam przed oczami całego swojego życia. Myślę tylko o tym, czego mógłbym jeszcze dokonać, czego zawsze chciałem, ale nie zdążyłem zrobić. Jestem taki młody, tyle na mnie czeka...Nie chcę odejść, zniknąć! Moja świadomość zgaśnie już za chwilę. Tracę oddech, nie mogę złapać tchu. Ból głowy, pleców, rak, nóg. Trzask łamanych kości, czuję, jak wypływa ze mnie życie. Gasnę.

Koszmary męczyły mnie od samego gimnazjum. Stopniowo stawały się coraz dziwniejsze, ale dotyczyły wciąż tego samego. Bezsilności. Byłem samotny i bezradny, pozbawiony jakiegokolwiek wsparcia, przyjaciół.

***

Nie obudził mnie budzik ani zapach śniadania. Nie obudziły mnie wpadające przez okno promienie słońca ani liżący po dłoni pies.
-Wstawaj Damian! - moja matka nie miała wyczucia i taktu, jeśli chodzi o budzenie.
Miała za to stuprocentową skuteczność. Rodzice wychodzili do pracy razem, a przed wyjściem budzili mnie. Niezależnie od tego, czy był poniedziałek, środa, czy nawet święto. Matka potrafiła wstać wcześnie rano, obudzić mnie i znów zasnąć. Przyzwyczajenie. Kiedy już wychodzili, miałem cały dom dla siebie. Ustawiałem wieżę w kuchni na maksymalną głośność i włączałem radio. Przypalałem tosty, nie opuszczałem klapy w ubikacji i nie wycierałem blatu stołu w kuchni. Potem myłem zęby, goliłem się, ubierałem i wychodziłem.
Tym razem, by dokonać sylwestrowych zakupów z grupką kumpli. Zamknąłem za sobą drzwi, dożuwając kanapkę i wtedy je zobaczyłem. Leżały na ścieżce w połowie drogi między mną a furtką ogródka. Parka białych butów, jak zdążyłem szybko zauważyć, Adio. Podszedłem do nich i przyklęknąłem. Były zadbane i czyste, ale nie nowe. Co tu robiły? Rodzice powinni się na nie natknąć, przecież przechodzili tędy niecałą godzinę temu! A więc ktoś zostawił je niedawno. Chciał, żebym je znalazł... Podniosłem jeden z butów i się rozejrzałem. Ani żywej duszy. Delikatnie zaciągnąłem się zapachem tajemniczego adio i od razu zrozumiałem, że je zatrzymam. Pachniały cudownie. Ktokolwiek je zostawił, pachniał świetnie. Natychmiast włożyłem obydwa buty i znowu się rozejrzałem. Byłem pewien, że mnie obserwuje. Czy też czuł szalone podniecenie? Czy w jego bokserkach też zrobiło się ciasno? Kim był? Czego chciał? Jak mnie odnalazł? Miałem tyle pytań, ale wiedziałem, że niebawem dostanę odpowiedzi. W końcu teraz już się nie wycofa, prawda?

***

Adio okazały się idealne na moją stopę. Widać tajemniczy... wielbiciel miał ten sam rozmiar stopy. Przez jakiś czas podejrzewałem któregoś z kumpli o robienie sobie ze mnie jaj, ale żaden z nich nie nosił nigdy takich adio. Poza tym może i wiedzieli, że lubię buty, ale nie mówiłem im przecież, że mnie jarają. Nie, to musiał być ktoś poważnie traktujący mnie i moje zainteresowania. Jaki był? Może gruby, pryszczaty goguś? A może męski, pachnący drapieżnikiem skejt? Jego zapach był silny, ostry, wspaniały... Czekałem na kolejny krok i nie myliłem się, obaj chcieliśmy więcej. On zaczął grę, a ja podjąłem wyzwanie, zakładając jego buty. Wiedziałem o nim tak wiele, nie mając przecież pojęcia, kim jest.

***

To była sobota, dwa tygodnie po sylwestrze. Pierwsza w nocy. Tkwiłem w swoim pokoju, poznając sekrety wielomianów. Z matematyką nie było u mnie za różowo, a nie chciałem być luzerem i zawalić semestr. Na biurku stygła herbata, pies zwinął się w kłębek na moim łóżku. Z głośników laptopa płynęły spokojne, jazzowe rytmy.
Odezwał się dzwonek komunikatora, oznaczający, że dostałem wiadomość email. Sprawdziłem, ciesząc się, że coś odrywa mnie od cholernych iksików i igreków.

Nadawca: emerald_sn
Temat: brak
Treść: PODOBAJĄ CI SIĘ? Skype. Nick: Emerald. Miej je pod ręką.

Tyle. To były pierwsze słowa, jakie do mnie skierował. Natychmiast poleciałem po buty, uważając przy tym, by nie zbudzić rodziców. Zalogowałem się i odnalazłem użytkownika Emerald. Był dostępny. Krew buzowała we mnie jak szalona.

Damiel88: Cześć

Siedziałem pochylony nad laptopem, nerwowo stukając palcami o blat biurka.

Emerald: Masz je?

Damiel88: Tak. Kim jesteś?

Emerald: Od teraz jestem twoim skejtem. Oddałem Ci moje buty. Dbaj o nie. Kupiłem je i nosiłem dla Ciebie. Musisz to uszanować.

Damiel88: Jasne! Są świetne i świetnie pasują na moją stopę. Dzięki za nie.

Emerald: Podziękujesz innym razem. Włącz kamerę.

Skąd wiedział, że mam kamerę internetową? Może strzelał. A może był u mnie w domu? Swego czasu często urządzałem prywatki.

Damiel88: Wyglądam jak zombi po ciężkim dniu. Innym razem.

Długo się nie odzywał.

Emerald: Włącz kamerę.

Zawahałem się, ale pokusa była zbyt wielka, żeby się oprzeć. Włączyłem kamerę i ustawiłem ją przed sobą tak, żeby widział mnie od pasa w górę.

Emerald: Połóż je na biurku.

Posłusznie postawiłem przed sobą oba Adio, z których właścicielem teraz rozmawiałem. Z jakiegoś powodu miałem niesamowitą skałę w bokserkach. Byłem podniecony jak nigdy dotąd.

Emerald: Jak pachną?

Przyłożyłem do nich nos i wciągnąłem mocno powietrze. To był cudowny zapach. Nie miałem wątpliwości, że Emerald był wspaniałym skejtem. Musiał nim być.

Emerald: Poliż je

Tym razem zbił mnie z tropu. Nie wiedziałem jak zareagować. Spojrzałem prosto w kamerę, wyobrażając sobie jego wzrok. Musiał być podniecony. Pewnie wsunął już rękę w bokserki. Schyliłem się i bardzo delikatnie dotknąłem czubkiem języka jednego z adio. Potem jeszcze raz, ale już pewniej. Pocałowałem go w nosek, polizałem chciwie. Wyobrażałem sobie, że Emerald ma je na sobie i że patrzy na mnie teraz z góry. Wyobraziłem sobie jego drapieżny uśmiech.

Emerald: Dobrze wybrałem. Zdejmij koszulkę.

Pochwała, którą mnie obdarzył przełamała wszelkie lody. Byłem w jego władaniu. Spojrzałem na mojego psa.

-Sorry Kropek. To sprawa między mną, a nim. Śpisz na korytarzu, wyrzuciłem mojego na wpół śpiącego dalmatyńczyka i w końcu zsunąłem koszulkę. Mógł teraz podziwiać moją chudą, nieco opaloną klatkę i wiszący na szyi złoty łańcuszek.

Emerald: Skąd go masz?

Damiel88: Dostałem na komunię.

Emerald: Zdejmij spodnie. Chcę cię w bokserkach i soxach.

I wtedy coś we mnie wstąpiło. Zrozumiałem, że ja i on jesteśmy teraz skazani na siebie, że jesteśmy wzajemnie w swojej mocy, że to wszystko między nim, a mną. Wstałem i powoli odpiąłem pasek spodni, potem rozporek. Zsuwałem je z ociąganiem, dotykając się po brzuchu i czarnych satynowych bokserkach. W końcu zostałem tylko w nich.

Emerald: Spójrz w kamerę.

Spojrzałem.

Emerald: Dość na dziś. Wkrótce się odezwę.

Zniknął. Zostawił mnie samego z moim monstrualnym namiotem. Poczułem się zawiedziony. Ale obiecał więcej i byłem pewien, że dotrzyma tej obietnicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pisarek666
Moderator



Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 659
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 10:33, 28 Sty 2013    Temat postu:

Podoba mi się Twój styl pisania, rzeczowy, przejrzysty, lekki i momentami zabawny. Nie masz żadnych trudności z formułowaniem zdań, wszystko jest jasne i klarowne.

Pozdrawiam, Piotr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
suczka93
Adept



Dołączył: 27 Sty 2013
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Pon 9:43, 28 Sty 2013
PRZENIESIONY
Pon 10:35, 28 Sty 2013    Temat postu: GRA II

Gra II



Moje życie zmieniło się, odkąd pojawił się On. Dni przestały wlec się jeden za drugim, świat nabrał kolorów. Pojawiło się napięcie, stale podtrzymywane i przyjemnie łaskoczące moje ego. Czekałem niecierpliwie na kolejny znak, prezent, zadanie. Chciałem być przez niego zdobywany, chciałem więcej. Więcej. Byłem ciekaw, jaki będzie następny krok. Czy zostawi mi swoje spodnie, bluzę, kolejne buty, a może cudownie pachnące, bialutkie soxy? Kto wie, może pojawi się on sam. Będzie czekał pod moim domem, stanie za mną w sklepowej kolejce, przyprze mnie nagle do muru, gdy będę wieczorem spacerował po osiedlu. A może...

-Jastrząb, mówię do ciebie! Nie śpij! - skrzekliwa nagana Meduzy sprowadziła mnie na ziemię. Meduza była naszą nauczycielką matematyki, była stara i wredna, a jej włosy odstawały we wszystkie strony, stąd jej ksywa. Poza tym była oślizgła i parzyła.
-Pracę domową odrobił? - zapytała słodko.
-Odrobił - odparłem odruchowo, wiedząc, że nastąpi nieuchronne.
-Niech pokaże.
Czas stanął w miejscu. W kaprawych oczkach belferki odnalazłem triumfalne oczekiwanie. Nie miałem żadnej pracy domowej i doskonale o tym wiedziała. Z jakichś powodów uwielbiała mnie gnębić, a oboje wiedzieliśmy, że teraz czeka mnie kolejna pała i dzięki temu oblanie semestru. Potem opierdol od rodziców, korepetycje, więcej opierdolu od rodziców i poprawka. A nikt nie powiedział, że mam szanse. Czy byłem głupi? Przeczyłyby temu czwórki z historii, angielskiego i polskiego. Ja po prostu zawsze byłem jednym z tych ludzi, którym cyferki niewiele mówią. Dla jednych logiczny ciąg znaków i równań, dla innych pierdolone iksy i igreki. Nie pojmowałem, byłem matematycznie upośledzony i prześladowany przez Meduzę. Już układałem w głowie wymówkę (która oczywiście gówno by mi pomogła), już wstałem z ławki, salę wypełnił dźwięk szurania krzesełka o podłogę, gdy drzwi się otworzyły. Wzrok obecnych odruchowo powędrował w tamta stronę.
-Druga LO? - zapytał chłopak.
-Tak, tak - odparła nieco zakłopotana meduza, po czym dodała już z właściwym sobie tonem - Czy wiesz, która jest godzina młody człowieku?
-W sumie to nie - odparł niewinnie tamten.
-Otóż jest ósma piętnaście. Spóźnienie ląduje w dzienniku! Siadaj!
-Tak jest! - chłopak bynajmniej się nie przejął.
-Na pewno się nie orientujecie. Pan Dominik Morawski jest nowym uczniem w naszej szkole i będzie teraz członkiem waszej klasy. Proszę mu udostępnić podręczniki i materiały do nadrobienia zaległości. A teraz przechodzimy do lekcji. Dziś dalej zajmujemy się wielomianami i...

Pan Morawski usiadł w ostatniej ławce od strony drzwi. Nikt w takiej sytuacji nie dosiada się do nieznajomych. Musiał wyczuć nas, a my jego. Spojrzenia większości żeńskiej populacji obmacywały go od stóp aż po czubek uszu. Śliniły się, puszczały oczka, uśmiechały. Przypominały stado piranii, które właśnie zwietrzyły świeże mięso, wiecznie nadęta Marta, mająca chłopaka z trzeciej klasy, Iwona, Martyna, która była całkiem w porządku, nieśmiała Kasiula, której nie traktował serio żaden facet. Ja też nie pozostawałem bierny. Podczas gdy on nie przejmując się niczym, wyjął zeszyt i zaczął notować, ja przypatrzyłem się najnowszemu nabytkowi II LO. Był ładny, a właściwie to śliczny. Zdecydowanie chłopięcy typ urody. Wyglądał jednocześnie niewinnie i naiwnie, kiedy patrzył swoimi wielkimi niebieskimi oczętami, ale szelmowski uśmieszek i kolczyk w lewej brwi nadawały mu nieco buntowniczy wyraz. Miał śniadą cerę, brak zarostu i krótko przystrzyżone blond włosy ułożone w irokeza. Śliczny, na sto procent zajęty, o ile nie był zakochany wyłącznie w sobie. Gdybym wyglądał jak on, mógłbym zerżnąć sam siebie...
Był skupiony, a ja zrozumiałem, że on nie notuje, tylko rysuje. Podwinął rękawy bluzy, by było mu wygodniej. Trzymał nogi wyprostowane i złączone pod stołem. A na stopach miał... nie do wiary, czarno białe Fallen Patriot II. Znałem ten model, bo uwielbiałem go i wiele godzin gapiłem się w zdjęcia. A teraz pojawił się on i miał je na swoich cudownych nogach. Ładnie komponowały się z szerokimi, ciemnogranatowymi jeansami i jasnoszarą bluzą. Skejcik jak marzenie. Młody, przystojny, niezależny, dobrze ubrany, świeży. Myślałem, że to się zdarza tylko w filmach i marzeniach erotycznych. A jednak nie tylko.

***

Pierwszy kontakt nawiązałem jeszcze tego samego dnia. Właściwie to on to zrobił. Stałem znudzony, oparty o ścianę pod klasą i obserwowałem korytarz. Pojawił się znikąd i idąc w moją stronę, posłał mi spojrzenie, a potem po prostu podszedł.
-Siema. Wyglądasz swojsko, zresztą zawsze lubiłem ludzi w adio. Dominik - podał mi rękę.
-Kamil - odpowiedziałem i wymieniliśmy uścisk. Miał zimną, ale delikatną dłoń. I ta uwaga o adio. Żart, czy może...
-Słyszałeś, co powiedziała nauczycielka? Musisz mi udostępnić materiały. Im szybciej tym lepiej - powiedział rozbawiony, przyjaźnie się uśmiechając.
Śmiały się też Falleny, którym posłałem ukradkowe spojrzenie. Miałem ochotę z nimi porozmawiać, zapewnić, że już za chwilę je pogłaskam, tylko spełnimy z ich panem ten głupi rytuał powitalny, ale nie było szans na jakiekolwiek zapoznawcze dotykanie butów z Dominikiem, w każdym razie nie wtedy. Musiało mi wystarczyć zadziwiająco ufne spojrzenie wielkich, niebieskich oczu i uśmiech.
-Ale notatki lepiej weź od kogoś innego - poradziłem - I tak ledwo co mam napisane w zeszytach. Większość zapamiętuje - wyjaśniłem.

-Więc to zapamiętasz na pewno - powiedział zmienionym głosem i złapał mnie za szyję, brutalnie pocałował i rzucił na kolana.
-Zajmij się nimi widzę, jak tego potrzebujesz. Są teraz twoje - mówił cicho, patrząc mi prosto w oczy.
Schyliłem się do wspaniałych butów i posłusznie polizałem jeden, potem drugi. Powąchałem je i....

-A kto będzie miał najlepsze? Pewnie jakaś przewodnicząca klasy, co? One zawsze mają dobre notatki i jakoś chętnie mi je pożyczają. Wiesz, jak jest - uśmiechnął się.
-He he taa... - mruknąłem, wciąż żyjąc wizją mnie i jego... ach ta moja wyobraźnia.

***

-Kamil, kup chleb i jakieś smarowanie! - usłyszałem z salonu.
-I jakąś wędlinę! Dużo! - dodał ojciec.
-Nie, wędliny nie kupuj! - znowu krzyk matki - Zgłupiałeś? Masz cholesterol, chcesz umrzeć, zanim pójdzie na studia?

Ojciec i matka. Tatuś i mama. Małżeństwo z przymusu odkąd pamiętam. Oboje byli ludźmi sukcesu, oboje niezależni, dobrze zarabiający, błyskotliwi i wiecznie szukający wrażeń. Byli tak podobni do siebie, a jednak tak różni. Czemu się w sobie nie zakochali? Dawno już przestałem szukać odpowiedzi na to pytanie. Kiedyś dziadek powiedział mi, że bardzo się starali, ale to po prostu nie było im pisane. Teraz widziałem w nich dwójkę ludzi, którzy naprawdę o mnie dbali i starali się, bym wyrósł na coś porządnego. Tym bardziej wolałem ukrywać przed nimi moje... upodobania. Tak czy inaczej, nie rozwiedli się wyłącznie ze względu na mnie. Wiedziałem o tym i oni wiedzieli, że wiem. Mieliśmy taki mały, pseudo rodzinny układ, że nikt nic nie wiedział.
-To kupować, czy nie? - rzuciłem, zapinając już psa na smycz.
Lubiłem, kiedy się na sobie wyżywali. Słyszałem w życiu wiele kłótni rodzinnych i wydawało mi się, że to dobrze, gdy chociaż moja matka potrafiła się skutecznie bronić przed zarzutami. Chyba nawet to lubiła. Kto wie, może to właśnie kłótnie z moim ojcem utrzymały ich ze sobą tak długo?
Nie zwracałem już uwagi na wzajemne przekrzykiwanie się moich płodzicieli. Wypadłem z domu razem z moją ukochaną suką i tyle mnie było widać.

Pogoda była całkiem znośna. Gdyby nie fakt, że akurat kończył się luty, to spacer byłby wspaniały.
-Diana! Chodź tu! Diana ty głupio suko!
Ona jednak ani myślała się pojawić. Walała się gdzieś w krzakach i czerpała ogromną frajdę ze wkurzania mnie. Moja kochana Diana.
-Idę tam i jak cię dorwę...
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Uzbrojony w smycz ruszyłem w pasmo chaszczy, jakich pełno było na obrzeżach naszego osiedla domków jednorodzinnych nowobogackich snobów. I kiedy tak błądziłem wśród krzaków i wyschniętych traw, poczułem się dziwnie. Nigdy nie bałem się chodzić w nocy po osiedlu, bo znałem wszystkich na osiedlu, a poza tym była Diana, która zdecydowanie nie stałaby obok, gdy ktoś się na mnie rzucił. A jednak w tamtej chwili czułem się nieswojo i miałem złe przeczucia. Rozejrzałem się, ale tak daleko od domów nie było latarni, niewiele pomagały też światła padające z okien.
-Diana. Chodź! - krzyknąłem trochę zdesperowany.
Wolałem mieć ją przy sobie i ku mojej wielkiej uldze, wyskoczyła nagle zza drzewka i natychmiast zaczęła mnie lizać.
-Mądra Diana, mąądra. Chodź, idziemy do domu!
Powoli ruszyłem w stronę osiedla i opuszczałem już zarośla, przyspieszając stale kroku. Czułem na plecach chłód i miałem wrażenie, jakby ktoś lub coś za mną szło.
Nie chciałem tego przyznać przed samym sobą, ale miałem autentycznego pietra. W jakiś sposób wyparłem się tego, co mnie spotkało. Udałem, że w ciemności nie widziałem patrzącej na mnie zakapturzonej postaci.

***

-Były nas miliony. Podróżowaliśmy swobodnie po wszechświecie. Kosmiczna Rasa Ziomali - Jereczek rozpoczął kolejną ze swoich tyrad.
Był naszym klasowym bardem, duszą towarzystwa na każdej imprezie. Był niezbędny i rozkoszny w rozmowie, gdy już się zjara. Z drugiej strony lubił wspominać o Kosmicznych Ziomalach także na trzeźwo, może wierzył w swoje teorie?
-Wybieraliśmy planety, które zasiedlimy te, które zniszczymy oraz te, na których zostaniemy chwilę i poruchamy kobiety tubylców. Naszym przywódcą był...
-Witam pana Kamila - usłyszałem znajomy głos i z tłumu przede mną wyłonił się Dominik.
-Witam kolegę Dominika - odpowiedziałem i stuknęliśmy się browarami. Był chyba mocno wcięty, bo prawie wytrącił mi butelkę z ręki.
-I jak się podoba twoja pierwsza biba z klasą II LO? - zapytałem.
-Wporzo - dostałem krótką odpowiedź. Potem Dominik popatrzył mi prosto w oczy i powiedział:
-Źle się tu czuję, nie znam ich, nie wiem...
Było coś takiego w jego spojrzeniu, że naprawdę zrobiło mi się go żal. Poza tym byłem ciekaw, które to z kolei piwo Dominik tak chciwie spija? Piąte, ósme?
-Spoko, przepisałeś się do nas niecały miesiąc temu. Zgracie się - spróbowałem.
-To nie to. Ja ich znam, chłopaków, dziewczyny i... ale... wiesz Kamil, ty jesteś naprawdę fajny - ostatnie słowo wypowiedział bardzo cicho, ale ja i tak prawie ogłuchłem. Jestem 'fajny'? A co to niby znaczy?
-Dominik, ty już nie pij - powiedziałem trochę na żarty, trochę z troską w głosie.
-I tak już skończyły się browary... Słuchaj... Jesteś zajebistym kumplem i w ogóle. Powiedziałbym ci coś, ale...
-Ale co? - zapytałem.
-Wkurwiłbyś się, nie mogę.
Dominik wyraźnie walczył ze sobą, ale w tej chwili w wybuchł dziki ryk. Jacyś obcy mi kolesie przynieśli do domu kilka palet piwa. Dominik zmył się błyskawicznie Błyskawicznie też potoczyły się dalsze wydarzenia tamtej nocy.

Siedziałem na kanapie, podziwiając pojedynek dwóch kumpli z klasy w PES 2009, kiedy na moich kolanach usiadła niewątpliwie urocza, ale nieznana mi dziewczyna.
-Cześć - powiedziała, szczerząc się w ślicznym uśmiechu. Miałem ochotę zrzucić ją na ziemię.
-Siema - powiedziałem, na razie pozwalając jej być tam, gdzie jest.
Biedaczka była kompletnie zalana.
-Dobrze całujesz? - zapytała i spróbowała wcisnąć mi język w usta, ale odsunąłem ją od siebie możliwie delikatnie.
-Co ty, chodź, to tylko buzi! - oznajmiła i roześmiała się dziko.
Rozejrzałem się, ale wszyscy wokół mieli lepsze zajęcia niż gapienie się na jeszcze jedną pijaną idiotkę i jej mało znanego wybranka.
-Daj spokój, trochę wypiłaś...
-Cicho! -krzyknęła i dosłownie rzuciła się na mnie.
Jak na filmie! Przyparła mnie do łóżka i zaczęła całować, gdzie popadnie. Skoro już o filmach mowa, to w nich podczas takich scen wpada zazdrosny kochanek owej dziewczyny. I wpadł. Zły. Pijany. Duży. Zerwał ze mnie dziewczynę, jakby była wyschniętym listkiem i otaksował mnie wzrokiem, zapewne oceniając, jak bardzo jest w stanie mnie uszkodzić jednym ciosem.
-Co robisz, cwelu!?
Byłem przerażony. Nie znałem ani jego, ani jej, ale z pewnością za chwilę miałem szansę stać się w szkolnych kręgach o wiele bardziej znanym. I bardziej martwym.
-No, mówię do ciebie! - krzyknął. Naprawdę był duży. Przysłaniał swoja sylwetką większość świata. Wszyscy gapili się to na mnie, to na niego.
-Rzuciła się na mnie - powiedziałem w końcu, zaskakująco spokojnym głosem.
Parsknął śmiechem i rozejrzał się wokół. Zebrani na wszelki wypadek również parsknęli.
-Mnie chcesz w chuja zrobić? Dobierasz mi się do laski? Tak!?
-Nie.
Nie wytrzymał mojego spokojnego tonu. Złapał mnie 'za fraki' i zupełnie bez wysiłku podniósł, by postawić przed sobą. Cała sytuacja wydawała mi się niemal zabawna. Pijana panienka rzuca się na mnie i pieści wbrew mojej woli, zanim zdążę zareagować, pojawia się jej pijany i zły facet, oczywiście o posturze furgonetki. Co to, jakiś pierdolony serial młodzieżowy!? Stopklatka!
Pierwszy cios był lekki, taki 'na rozgrzewkę'. Po prostu dostałem z liścia. Potem znowu. Wiedziałem, że próbując się bronić, gówno osiągnę. Próbując zaatakować - zginę.
-Dobra, zostaw go już, Michał...
Moja niedoszła kochanica wstawiła się za mną, ale odepchnął ją. Teraz już wszyscy zebrani w pokoju gapili się wyłącznie na naszą szopkę.
-Nie robiłem jej nic. Sama się do mnie łasiła - powiedziałem i natychmiast pożałowałem ostatniego słowa.
-Łasiła!? Jak jakaś dziwka!?
Miałem wrażenie, jakby cały wszechświat próbował przebić się przez mój brzuch. Padłem na kolana i zgiąłem się w pół jak zapałka.
-Wstawaj, cwelu! Wstawaj! - słyszałem jego ryki i czułem, jak pluje przy tym śliną.
Chciał więcej, był wściekły. Było po mnie. Teraz tylko jakiś cios w głowę, może kopniak, połamane żebra, albo lot przez okno...
-Zostaw go - usłyszałem.
Nie byłem w stanie unieść głowy, ale rozpoznałem głos Dominika. Był bardzo pijany.
-Już mu oddałeś Rafał, starczy. Chodź na browarka - powiedział z tłumu ktoś inny. Widać, jego kumple chcieli go uspokoić, zanim opaskudzę dywany krwią.
-Mógł nie grać Donatella - warknął wielki Rafał.
Parsknąłem cichym śmiechem, wiedząc, że miał na myśli Casanovę. Zostanę zgnojony przez wielka małpę.
-Wstawaj! - warknął raz jeszcze.
Złapał mnie za włosy i podciągnął w górę, ale po chwili puścił, bo sam oberwał. To było piękne. Miałem wrażenie, że czas zwolnił i pięść Dominika powoli po idealnym łuku leci prosto w twarz osiłka. Trafiła i czas powrócił do swojego normalnego biegu. Mój oprawca był najpierw kompletnie oszołomiony, potem zdumiony, a potem jeszcze wścieklejszy.
-A ty kurwa kto, jego chłopak, że go bronisz?
Mimo żartu, nikt się nie zaśmiał. Było tak cicho, że słyszałem radio grające w sąsiednim pokoju.
-Zostaw go - powtórzył Dominik.
Miałem wrażenie, że jest tak pijany, że zaraz padnie na miejscu i tak skończy się ta nierówna walka. Osiłek okazał się być zaskakująco szybki. Trzasnął Dominika z taką siłą, jakimś sposobem zdołałem to zauważyć, że połowa kolesi z naszej klasy aż się skrzywiła. Dominik jednak nie krzyknął i nie upadł. Kopniak między nogi był szybki i bezlitośnie celny. Tym razem skrzywili się wszyscy, zwłaszcza faceci. Kilku z wrażenia złapało się za krocze, a osiłek padł na kolana i jęczał. Spojrzałem na mojego powalonego oprawcę, na zebranych i na Dominika, który porządnie krwawił z nosa. Chwilę później pojawiła się Sylwia, gospodarz imprezy i wcisnęła mi w ręce świeżą rolkę białego papieru toaletowego.
-Masz i zajmij się tym... Dominikiem, ale idźcie już. Przepraszam, że Cię wyrzucam Kamil, ale jak ten gość się ocknie i was zobaczy...
-Jasne, dzięki - uspokoiłem Sylwię i razem z milczącym Dominikiem wyszliśmy. Nie bardzo wiedząc co zrobić, pomachałem wszystkim na pożegnanie. Niektórzy odmachali.

***

Siedliśmy w krzakach parku miejskiego. Była środek nocy i zima, więc ani menele, ani dresiarze nie przeszkadzali. My zaś byliśmy mniej lub bardziej pijani zimno nie robiło na nas żadnego wrażenia. Dominik usiadł, opierając się plecami o pień dębu, a ja przykucnąłem przy nim i oglądałem jego nos. Krwawienie ustało i na pewno nie był złamany.
-Kamil... dzięki - powiedział cicho.
-To ja ci powinienem dziękować. Gość by mnie zabił.
-Nie zabiłby. Tylko zmasakrował - powiedział Dominik i się roześmiał.
-Co cię tak bawi?
-Twój oddech. Paruje.
-Bo jest zimno geniuszu.
Siedzieliśmy tak, milcząc przez kilka minut. Gdzieś daleko przejechało auto, odezwał się pociąg, ktoś się śmiał, ktoś krzyknął. Dominik położył dłoń na moim karku i przyciągnął moją twarz do swojej. A potem pocałował w usta, tak po prostu. Miękko i ciepło. Żaden z nas nie powiedział ani słowa. Nie miałem odwagi otworzyć oczu i spojrzeć na niego. Pozwoliłem trwać ciszy jeszcze przez kilka sekund, a potem wstałem równocześnie z nim, jakbyśmy czytali sobie w myślach. Nie wiem jak to możliwe, ale przez resztę drogi do bloku, w którym mieszkał, nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Dopiero kiedy wchodził do klatki, spojrzał na mnie i powiedział cicho 'cześć'.
-Boże... - powiedziałem do siebie i ruszyłem w stronę domu. Obejrzałem się jeszcze przez ramię na jego blok i wtedy to zobaczyłem. A właściwie Jego. To było tylko graffiti na bocznej ścianie bloku Dominika, ale bardzo wyraźnie czułem, że coś w nim jest. Podszedłem bliżej i dokładnie zbadałem wzrokiem zakapturzonego zioma o ginącej w mroku twarzy. Trzymał w ręku nóż, którym przebił własną pierś. Przez moje ciało przeszła fala dreszczy, oddech przyspieszył. Rysunek zdawał się mnie obserwować. Czułem spojrzenie czujnych oczu w tej ciemnej pustce pod kapturem.
To był On. Emerald. To właśnie jego widziałem kilka dni temu na polu, kiedy wyprowadzałem Dianę. Wyglądał wtedy identycznie, choć w kolorach. Nieważne jak szalone się to wydawało, to był On!
Resztę drogi do domu przebyłem biegnąc.

***

Następny ranek był jednym z najlepszych w moim życiu. Świeciło słońce, w pokoju było ciepło i pachniało lawendą.
Wyjrzałem na zewnątrz. Pierzaste chmury sunęły po niebie, ludzie spacerowali po chodnikach z psami, a gdzieś tam Dominik za parę godzin zapewne obudzi się z kacem zabójcą, ale będzie pamiętał ten pocałunek. Był cudowny. Najlepszy, jaki przeżyłem.
Włączyłem radio. Leciał 'Armin van Buuren - Going wrong'. Pogłośniłem, w końcu przechodnie po drugiej stronie ulicy też mają prawo posłuchać dobrej muzyki! Poranna kawa była pyszna, tak samo, jak i tosty. Właśnie wykańczałem ostatnią kromkę z serem i wędliną, kiedy sprawdzałem pocztę.
Jedna nowa wiadomość.

Nadawca: emerald_sn
Temat: brak
Treść?
'Możesz go mieć'

Tylko tyle. Mogę go mieć. Kogo? Buta? Emeralda?
-Dominika, no jasne! - krzyknąłem do pustego pokoju.
Jak to mogę go mieć? I skąd ty możesz o tym wiedzieć, zapytałem Emeralda w myślach. Kim on był? Bogiem? Jak mnie szpiegował? Kamera, podsłuch, śledzi mnie? Wpadłem wtedy na pewną myśl. A może?
Odpaliłem komunikator i nie myliłem się, Emerald był dostępny.

Damiel88: Kim ty jesteś?

Emerald: Przyjacielem.

Damiel88: Znamy się?

Milczał. Złe pytanie?

Damiel88: Po prostu napisz. To byłeś ty na polu, prawda?

Emerald: To byłem ja. Bałeś się? Niepotrzebnie. Chcę ci pomóc.

Damiel88: Skąd tyle o mnie wiesz?

Emerald: Jestem przyjacielem.

No jasne, pomyślałem, a przyjaciele wiedzą o sobie wszystko!

Damiel88: Czemu ja nie wiem nic o tobie?

Emerald: Wiesz.

Chciałem drążyć temat i wycisnąć z niego jak najwięcej, ale zniknął.
-Kurwa - mruknąłem zrezygnowany i zabrałem się za następny tost.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ciastek123
Dyskutant



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pon 23:41, 28 Sty 2013    Temat postu:

Opowiadanie pierwsza klasa , czekam na ciąg dalszy Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
suczka93
Adept



Dołączył: 27 Sty 2013
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Wto 8:28, 29 Sty 2013    Temat postu:

Nigdy nie powstał i nie powstanie ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ciastek123
Dyskutant



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Włocławek

PostWysłany: Wto 18:42, 29 Sty 2013    Temat postu:

No chyba nam tego nie zrobisz Tongue out (1)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
suczka93
Adept



Dołączył: 27 Sty 2013
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy

PostWysłany: Śro 8:21, 30 Sty 2013    Temat postu:

Zmotywuj mnie, kocie xd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ciastek123
Dyskutant



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Włocławek

PostWysłany: Czw 23:19, 31 Sty 2013    Temat postu:

hmm jak ja mam niby to zrobić ?Tongue out (1)
No ja tak ładnie Cię proszę o kolejną część , chce wiedzieć kim był Emerald , jak potoczyły się dalsze losy Dominika i Daniela


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bimax45
Wyjadacz



Dołączył: 13 Lis 2012
Posty: 296
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Skąd: Stare i ładne

PostWysłany: Czw 23:47, 31 Sty 2013    Temat postu:

Opowiadanie fajnie się czyta, chociaż to nie moje klimaty, to jednak nie odrzuciło mnie a wręcz przeciwnie.
Szkoda, że autor to uparciuch i nie chce napisać dalszej części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 14:22, 01 Lut 2013    Temat postu:

Dokładnie popieram zdanie swoich poprzedników.
Opowiadanie napisanie rzeczowo i zabawnie, więc nie daj się prosić o napisanie kolejnej części tylko po prostu weź się do pisania.
Pozdrawiam i weny życzę Wink (1)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ciastek123
Dyskutant



Dołączył: 28 Gru 2012
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pią 22:09, 01 Lut 2013    Temat postu:

No widzisz , jest już więcej chętnych na kolejną część , także bierz się do pisania

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vide, cui fidas
Gość






PostWysłany: Wto 23:46, 05 Lut 2013    Temat postu:

Bardzo dobre opowiadanie. Mam pewne przypuszczenia kim może być Emerald. Nie możesz tego tak zostawić. Zgadzam się z panami wyżej, kontynuacja musi być, obowiązkowo.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin