 |
GAYLAND Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 23:36, 08 Maj 2025 Temat postu: |
|
|
Nie koniec, naprawdę mam masę problemów w tej chwili...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Czw 17:29, 10 Lip 2025 Temat postu: |
|
|
Kochani fani tej powieści.
Na moim chomiku jest całkowicie przerobiona dotychczasowa część powieści, bogatsza o ok. 40 000 znaków, z poprawionymi dialogami to. To jesz<cze nie koniec zmian a zakończenie będzie dopisane wkrótce.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pią 23:22, 08 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Powieść dalej się przerabia, w zasadzie to, co tu jest napisane, jest w ogóle nieaktualne. Cierpliwości, a doczekacie się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 103
Przeczytał: 20 tematów
Pomógł: 7 razy
|
Wysłany: Sob 5:47, 09 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Czykiel praktycznie bedzie nowa powiesc
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 11:50, 09 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Bardzo poszerzona, trochę pozmianiane, dodane nowe wątki, niektóre postaci dostały nowe, dodatkowe cechy, jest wiele nowych scen... Można powiedzieć, że to, co tu jest, jest tylko szkicem. Przerwałem pisanie, gdy zobaczyłem, jak bardzo niedopracowana jest ta powieść. Teraz już od ponad miesiąca trwają intensywne prace (część z nich, choć jeszcze nie wszystkie znajdziecie na chomiku). Na razie doszło ok. 60 stron tekstu. Mam nadzieję, że w miesiąc, najwyżeuj dwa się wyrobię.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 21:37, 09 Sie 2025, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Sob 11:51, 09 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Tu nieopublikowany jeszcze fragment. Do akcji wkracza Sebastian
Doktor Maciej zamknął drzwi za Juniorem i wrócił do salonu. W zasadzie należałoby posprzątać po śniadaniu, ale to może poczekać, był zbyt spięty, by wziąć do ręki ścierkę. Nie lubił czekać, wolał działać, ale co tu jest do działania oprócz zmywania talerzy? Na dodatek kot numer dwa wskoczył mu na kolana i zaczął głośno miauczeć. O jedzenie nie chodziło, zwierzęta były nakarmione godzinę wcześniej. Tymczasem kot numer dwa zaczął drapać go w tę kieszeń, w której trzymał telefon komórkowy. Istotnie, miał gdzieś zadzwonić, ze zdenerwowania o tym zapomniał. Przy tych chłopakach musiał grać zdecydowanego a przy tym miłego i w zasadzie nie musiał nawet udawać, aż do dziś, kiedy nie wolno było pokazać ani Michałowi ani Juniorowi jak bardzo się o nich boi. Tak wypadł mu z głowy telefon, który miał wykonać. Pomny, że w domu mogą być podsłuchy, również te niezałożone przez policję, wyszedł z budynku i przez zalane deszczem podwórze przemknął do garażu. Tam wyciągnął komórkę i wybrał numer.
Sebastian tępo wpatrywał się w przesuwające się za oknem autokaru połacie nudnej, szarzejącej o tej porze roku tundry. Po dniu w Narvik, gdzie dojechał szwedzkimi kolejami SJ musiał przemieścić się na południe do Bodø, skąd będzie kontynuował podróż dopiero co sprywatyzowanymi kolejami norweskimi do Oslo, stamtąd przez Szwecję do Anglii. Trzeba będzie odwołać urlop u Romków w Polsce – pomyślał. Jego przewlekła obturacyjna choroba płuc się pogłębiała, a za kołem polarnym dała mu nieźle popalić. Nie wyobrażał sobie, by wracał do Anglii przez Marciszów. Autokar był wypełniony w połowie, nie było chętnych do rozmowy, Norwegowie to niezbyt gadatliwy naród, a Rosjan bojkotował. Wyjął z plecaka najnowszą powieść, „Schronisko, które wkurwiało turystów” i zaczął czytać. Zdecydowanie karkonoskie klimaty były mu bliższe niż nordyckie i cała podróż upływała mu w dobrym nastroju, mocno nadwątlonym przez norweskie ceny, wyższe ponad dwukrotnie od brytyjskich. Czterdzieści funtów za woreczek tytoniu, oszaleli? Nawet w sudeckim schronisku wkurwiającym turystów na maksa byłoby taniej. Głęboko zanurzony w akcję, poczuł wibrowanie swojej komórki. Popatrzył na wyświetlacz, dzwonił Maciora. Telefon od niego odebrałby nawet w środku nocy, niechętnie odłożył książkę i odebrał rozmowę.
– Cześć, Maciora. O co chodzi?
– Hej Seba. Słuchaj, kiedy ty planujesz zlądować w Marciszowie?
– W ogóle nie, spadł z planu. Rozchorowałem się na tej północy, płuca ledwie mi działają. Nawet nie palę, bo te norweskie ceny fajek nie są na moją kieszeń, ale i tak zamiast być lepiej, jest gorzej. Najwcześniej na Gwiazdkę. A coś się stało?
– No właśnie tak – usłyszał głos Maciory, jakiś zmieniony. – Ale dużo by opowiadać, lepiej byś zadzwonił dziś wieczorem albo jutro, bo teraz dzieje się wiele złego. Remik jest uprowadzony…
– Ja pierdolę – wyrwało się Sebastianowi.
– I porywacze żądają wymiany go na syna Remika, Michała, widziałeś jego zdjęcie, to ten grubasek.
Sebastian poczuł, że robi mu się niedobrze. Chciał jak najszybciej wyjść z autokaru i zapalić, ale było to niemożliwe. Gdzie spojrzysz, dokoła tundra... Zakaszlał i w tym momencie nie mógł powiedzieć słowa.
– Wszystko w porządku? – Maciej zaniepokoił się nagłym milczeniem.
– Tak… Daj mi dojść do siebie, błagam.
– Ale ja w sumie nie w tej sprawie dzwonię. Prawdopodobnie w piwnicy na Grunwaldzkiej jest pewna teczka, którą Mietek dał ci na przechowanie na krótko przed… wiesz czym. Może być u mnie, może u ciebie, choć niedawno robiłem przegląd całej graciarni i jej tam nie widziałem.
– Po co ci ta teczka? – ledwie wydusił z siebie Sebastian, po czym wpadł w ponad minutowy atak kaszlu.
Maciej z Sebastianem już od momentu ich pierwszego, przypadkowego spotkania na wrocławskim dworcu mieli zasadę mówienia sobie wszystkiego bez owijania w bawełnę. Powiedzmy, że z kilkoma wyjątkami. Maciej zatem, słysząc, że z Sebastianem jest mocno nie tak, a kaszel nie pozwala mu nawet skończyć zdania, postanowił opowiedzieć mu całą historię zamiast dać się mu dalej dusić.
– To zmienia postać rzeczy – zdecydował Sebastian, wysłuchawszy całej historii. – Daj mi dojechać do Trondheim i tam zdecyduję, jak najszybciej dostać się do Polski. Obojętnie czym, byle szybko. Jak stamtąd się nie da,l to z Gardermoen w Oslo albo z Kastrup, bo do Kopenhagi jakoś się dostanę pociągiem.
– Przecież ty nie latasz? – zdziwił się Maciej. Sebastian miał uraz do wszystkiego, co lata plus nadciśnienie i niedomknięcie zastawek, co zwłaszcza w jego wieku było groźną kombinacją.
– Maciora, sam mówisz, że sytuacja jest wyjątkowa i że Uszatek bez tego nie ruszy dochodzenia, bo wątpliwe, żeby tam były na przykład wycinki z prasy, zresztą ja wiem, że to akta, a przynajmniej ich kopie, bo kiedyś rzuciłem na nie okiem, już po odejściu Mietka i usiłowałem coś z tego zrozumieć, ale niewiele się dało. Pamiętam tylko, że chodziło między innymi o jakąś Burdelską, bo trudno zapomnieć takie nazwisko. Poza tym ta teczka była gruba i pewnie zawierała ważne rzeczy, skoro Mietek ją ukrywał. Bo przecież mógł to trzymać w prokuraturze albo w domu…
– Wychodzi na to, że właśnie te akta zginęły z prokuratury, to znaczy oryginały. I z policji też. Wszystko na to wskazuje, że Mietek, wiedząc, że sytuacja jest groźna i może dojść do jakiegoś matactwa, zabezpieczył kopie.
– Tym bardziej trzeba je znaleźć – naciskał Sebastian. – A poza tym, jeszcze twoje życie mi miłe – to powiedziawszy znów zaniósł się kaszlem.
– Ty siebie słyszysz? – zdenerwował się Maciej. – Nie miałem pojęcia, że jesteś w aż tak paskudnym stanie. Latanie w tym przypadku absolutnie wykluczone. Postaramy się poradzić sobie bez tych akt.
– Ty mi tu Maciora nie plumkaj. Powiedziałem, że przyjadę to przyjadę.
– Jak chcesz. Zadzwonię do ciebie wieczorem, bo sam jestem cholernie zdenerwowany. Ta wymiana ma nastąpić jeszcze dziś. Poza tym zdaje się, że tam pojechał Junior, a Adam zniknął dzień wcześniej.
W tym momencie połączenie się urwało i nic nie wskazywało na to, że uda się nawiązać je ponownie. Opowieść była bardzo chaotyczna, nie do końca wszystko zrozumiał. Jak to Remik uprowadzony? Dlaczego nikt nie poinformował go wcześniej? No a niby po co? I tak by nic nie zaradził. Teraz trzeba tylko opracować jakiś sensowny plan gry. O tym, że te dokumenty są ważne, Mietek wspominał dość zagadkowo i naokoło. Sebastian strzegł ich więc, były głęboko schowane, no i ich czas nastał. Na samą myśl o samolocie przez ciało Sebastiana przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz. Nie ma żadnej innej możliwości? Pociąg? Po kilku dniach spędzonych w pociągach od Plymouth po Narvik chciał w końcu wziąć prysznic i wyspać się w porządnym łóżku, podróż przez Kopenhagę, Hamburg i Berlin to dodatkowo ponad dwadzieścia cztery godziny, a on dopiero był na północy Norwegii. Mniejszym problemem była cena, Sebastian do ubogich nie należał, poza tym miał kartę Interrail na dwanaście dni. Odpuszczenie zwiedzania Stavanger i deszczowego Bergen jakoś go nie zabolało, gorzej że szlag trafi słynną Flåmsbanę, dla której tu specjalnie przyjechał, jedną z najbardziej stromych kolei na świecie, od fiordu na wysokość 1000 metrów nad poziomem morza, do stacji o wdzięcznej nazwie Myrdal. Może innym razem, jak dożyje, bo przy tym kaszlu wcale nie było to oczywiste. No i nie złoży kwiatów na Utøya… Sebastian był zadeklarowanym miłośnikiem kolei i był swojemu środkowi lokomocji wierny. Rozmyślając różne warianty trasy nawet nie poczuł, kiedy zasnął.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 11:53, 09 Sie 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Nie 21:33, 10 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Sebastian stał przed kopenhaskim dworcem Hovedbanegård i palił pierwszego od szesnastu godzin papierosa. Przed chwilą kupił indywidualną kabinę w wagonie sypialnym nocnego pociągu do Berlina, więc była szansa, że nareszcie rozprostuje kości... Problem polegał na tym, że do odjazdu pociągu było siedem godzin. Miał tak dość siedzenia i leżenia, że postanowił się przejść do centrum. Centrum Kopenhagi znał mniej z autopsji, bardziej z lektury kryminałów Chmielewskiej i filmów z gangiem Olsena. Ze zdziwieniem zauważył, że od czasu, kiedy był tu po raz ostatni wybudowano metro, które nawet jechało w jego kierunku, bo zamierzał dostać się na Kongens Nytorv, słynny plac w centrum, pospacerować trochę po niedalekim Nyhavn, uroczej marinie ze słynnym domem Hansa Christiana Andersena, a później przejść Strøgetem na Plac Ratuszowy i stamtąd metrem na stację. Czyli klasyka krótkiego wypadu do Kopenhagi, nic oryginalnego.
– Unskyld,… – usłyszał koło siebie damski głos, gdy rozgniatał niedopałek papierosa obcasem.
– Jeg snkakker ikke dansk – odpowiedział po norwesku, dla Dunki powinno to być zrozumiałe. Zrezygnowana kobieta kiwnęła głową i odeszła, szukając innego rozmówcy. Może chodziło jej po prostu o papierosa? Teraz już za późno. Ciężko było tak z lotu o coś zapytać, bo w Kopenhadze ludzie przemieszczali się głównie na rowerach. Sebastian języka duńskiego szczerze nie cierpiał i była to jego największa porażka lingwistyczna. Jak można nauczyć się języka, w którym literę D czyta się na cztery sposoby? – zżymał się. Podniósł stojący obok plecak i wolno, z widocznym dla nawet niezbyt bystrego obserwatora bólem poczłapał w kierunku stacji metra. Dalej kierował się znakami na Kongens Nytorv. Dopiero jadąc długimi schodami w dół uzmysłowił sobie, że Kopenhaga ma metro głębokie, ponad sto metrów pod ziemią. Zamarł a jego serce zaczęło szaleńczo bić. Podobną przygodę miał na Linii Jubileuszowej w Londynie, ledwie ją przeżył i poprzysiągł, że nigdy, przenigdy nie pojedzie głębokim metrem. Niestety, było za późno na dole, zorientował się, że nie może znaleźć schodów na powierzchnię. Cóż, trzeba będzie podjechać tych kilka przystanków tak czy owak – pomyślał i wszedł na peron. Serce bynajmniej nie uspokoiło się, waliło jak oszalałe, a jego całe ciało zaczęło pokrywać się kroplami potu. Dostał lekkich drgawek. Po chwili wsiadł do białego wagonu, który praktycznie od razu pojawił się na peronie, na szczęście niezbyt pełnego, rzucił się na puste siedzenie i dalej kaszlał i się dusił. Głośnik bełkotał coś po duńsku, ale było to poza jego percepcją. Nawet nie poczuł, jak ktoś go chwycił za rękę.
– Do you speak English? – zapytał ktoś spokojnym, głębokim głosem.
– Yes, I do – wycharczał Sebastian między kolejnymi atakami kaszlu.
– Spokojnie, to atak, zaraz przejdzie – mówił dalej przyjemny dla ucha głos.
– Nie przejdzie, to COPD. Poza tym… – znów nie dane mu było skończyć i zaniósł się kaszlem.
– Dokąd pan jedzie?
– Na Kongens Nytorv – odpowiedział z dużym wysiłkiem Sebastian.
– To już zaraz, następna stacja. Wysiadamy.
Dopiero teraz przyjrzał się osobie, która chwyciła go za rękę. Był to chłopak, wyglądający mniej więcej na dziewiętnaście lat, słusznej budowy ciała, z wystającym brzuszkiem i prawie dziecięcą, okrągłą głową z włosami w kolorze ciemny blond. Był tak bardzo podobny do Tomka, że Sebastian przez moment poczuł, że ma przywidzenia.
– Pan wstanie, tak, proszę się nie szarpać z tym plecakiem, ja go wezmę.
Łatwo powiedzieć, jak ma się w ręku tylko reklamówkę. Sebastian ślepo dostosowywał się do poleceń chłopaka, ale zauważył, że powoli mijają mu palpitacje i ogólnie czuje się nieco lepiej.
– Wysiadamy – chłopak wziął go pod łokieć i doprowadził do drzwi. Sebastianowi nogi trzęsły się tak, że mało się nie wywalił stając na peronie. Jakoś doszedł do ruchomych schodów i dalej przytrzymywany przez swego wybawcę wjechał na górę. Z ulgą odetchnął, gdy wreszcie znalazł się na świeżym powietrzu. Z bocznej kieszonki wygrzebał inhalator, który nazywał żartobliwie anihilatorem i wziął kilka sztachów.
– Trzeba zadzwonić na pogotowie – powiedział chłopak.
– Po co? – zaprotestował Sebastian gwałtownie. – Ja wiem co mi jest, a lekarz tu nic nie zdziała. Zaraz wezmę jeszcze tabletkę, tylko serce mi się uspokoi.
Na razie wyjął paczkę tytoniu i niewprawnymi ruchami skręcił papierosa. Młodziak popatrzył na niego z osłupieniem graniczącym ze skrajnym potępieniem, ale nie skomentował słowem.
– Co pan ma teraz w planie? – zapytał Duńczyk. Sebastian liczył na to, że zaraz się pożegnają i nareszcie będzie sam, niestety był w błędzie. Chcąc nie chcąc naciskany przez Duńczyka, opisał swoje plany na najbliższych kilkanaście godzin, oszczędzając szczegółów, których cudzoziemiec mógłby nie zrozumieć.
– Jak w ogóle masz na imię?
– Jeg hedder Sebastian – spróbował powiedzieć coś po duńsku, by zrobić przyjemność chłopakowi.
– Ja Svend Rasmussen – podali sobie ręce. Sebastian zarejestrował w pamięci miękki, ciepły uścisk i stwierdził, że to najprzyjemniejsze doznanie od co najmniej kilkudziesięciu godzin.
– Wyglądasz strasznie i strach cię puścić do miasta – stwierdził Svend, przypatrując się krytycznie Sebastianowi. – Niedaleko, na Ny Østergade mam swoje małe mieszkanko, niezależne od rodziców – uśmiechnął się nieco złośliwie. – Położysz się na tych kilka godzin, coś zjesz, a wieczorem zamówimy taksówkę na dworzec. W tym stanie to ty padniesz na pysk, nie dojdziesz nawet na Nyhavn, choć to dwieście metrów stąd. Tylko jeden warunek – z paleniem na balkon.
Sebastian był zaskoczony propozycją. There is nothing like free lunch – taka była jego złota zasada. Jeśli ktoś coś proponuje, pewnie liczy na jakiś rewanż, litościwi Samarytanie byli tylko w Biblii. Co może chcieć od niego młody, przystojny jak na jego upodobania Duńczyk poznany w metrze? Na mordercę nie wyglądał, na złodzieja też nie, pewnie miał pieniądze, bo mieszkał w bardzo drogiej dzielnicy. Narządy na części? Uśpi, wytnie co trzeba… Ten jego miękki dotyk, brzmienie głosu… A może… No bez przesady, on ma pięćdziesiąt osiem lat, jest prawie łysy i z tym kaszlem wygłupił się tak, że był wręcz odpychający. A może on chce ukraść paszport?
– To co, idziemy? – Svend przerwał Sebastianowi średnio produktywne rozważania.
Sebastian wiedział, że to co zrobi za chwilę będzie najmniej odpowiedzialną rzeczą, jaką zdarzyło mu się popełnić od kilkunastu lat. Ale bolał go dokładnie każdy zakamarek ciała, kaszel się nie uspokoił, oskrzela przeżyły kilka stref klimatycznych w kilkanaście godzin, po dodatkowym ataku paniki w metrze czuł się paskudnie. A że w Marciszowie Uszatek i Maciora czekają na tę teczkę? Jeśli Svend mówi prawdę, i tak pojedzie zaplanowanym pociągiem. A jak nie mówi? Albo jak zaśpi? Gdzieś tam w tyle głowy zakołatało mu zdanie, które często powtarzała mu Maria, że jest mistrzem w wynajdowaniu problemów.
– No dobrze, chyba skorzystam. Ale zapłacę, OK? Sto funtów brytyjskich.
Ale Svend nawet nie chciał o tym słyszeć.
– Zapłacisz zero funtów zero pensów. Zbieramy się.
– Aha i nie powiedziałem ci, że jestem obywatelem brytyjskim, mieszkam w Plymouth, ale jestem narodowości polskiej.
– A co to zmienia? – zdziwił się Svend. – I tak od początku nie wyglądałeś mi na Angola, choć mówisz praktycznie bez akcentu. Idziemy.
Ruszyli. Sebastian zorientował się, że przechodzą koło słynnego Hotel d’Angleterre, eleganckiego białego budynku, w którym Joanna polowała na faceta w czerwonej koszuli, a kawałek dalej był Strøget ze sklepem małego łysego w kapeluszu. Niestety, przez ten atak w metrze nie będzie mógł pobuszować w swoich czytelniczych wspomnieniach.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 22:01, 10 Sie 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 21:20, 11 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Zamknęła drzwi do pokoju chłopców i przez chwilę nie wiedziała co myśleć. Ten mały, gruby wyglądał po prostu wstrętnie i ewidentnie stał mu penis. Co oni tam robili? I dlaczego byli tak blisko siebie? Czy on…? Sam temat stojącego członka nie był jej aż tak obcy, miała młodszego brata Daniela i kilka razy widziała rzeczy, które nie były przeznaczone dla jej oczu. Poza tym jej koleżanki święte nie były, różne rzeczy się przesyłało na dziewczęcej tajnej grupie na Facebooku. Ale zawsze traktowała to jako problem, który jej nie dotyczy, przynajmniej nie na razie. Uciekała od tego, jak mogła najdalej, uprawiała sport, była harcerką, drużynową dla zastępu młodych dziewcząt, na brak angażujących ją czynności nie narzekała, wręcz przeciwnie, ostatnio zastanawiała się, z czego tu zrezygnować, bo zaczęły na tym cierpieć jej oceny w szkole. O miłości nie myślała. Marka dostrzegła już dawno, ale jako o swoim chłopaku pomyślała dopiero wczoraj, kiedy taki spocony, chory, bezradny, a nade wszystko rozkojarzony objawił się przed domem jej babci. Chyba jako pierwsze odezwały się w niej instynkty opiekuńcze, rozwinięte w harcerstwie, dopiero po chwili dostrzegła w nim młodego mężczyznę. Ten moment, kiedy wziął od niej butelkę z oranżadą i patrzył na nią wzrokiem pełnym wdzięczności, odgrywała wielokrotnie przed zaśnięciem. O tym, że to coś więcej niż współczucie, pomyślała dopiero wieczorem, kiedy Marek nie odpowiadał na jej esemesy. Decyzja, że będzie go szukać, zapadła z samego rana, kiedy tylko się obudziła. Nie wystraszył jej facet ze spluwą, choć zrobiło się jej wtedy słabo. Przejechała ponad dwadzieścia kilometrów po ciężkim, momentami grząskim terenie, by go zobaczyć. I po tym wszystkim… okazuje się, że jej obiekt budzących się dopiero uczuć jest pedałem. Przez moment chciała wpaść do tego pokoju, zrobić dziką awanturę, zerwać firanki, rzucić czymś o ścianę. W przypływie furii chwyciła za chłodną klamkę i tylko jej zimno spowodowało, że nie wtargnęła do pokoju tych zboczeńców. Puściła ją równie szybko, jak ją złapała. Już ja mu zrobię koło pióra w szkole, pedrylowi jednemu – pomyślała mściwie. Wszystkie koleżanki, nauczyciele i kto chce i nie chce dowiedzą się, że syn ważnego policjanta jest pederastą. I ma grubego, obleśnego chłopaka. To w ogóle jest legalne? – zastanowiła się, prosząc Boga, by nie było. W jej szkole nie organizowano tęczowych piątków, temat nie istniał a jej był tak długo obojętny, dopóki nie stanęła przed nim sam na sam. No dobrze, ale jak ona to wszystko udowodni? Sama opowieść, nawet wpisana na odpowiednie fora internetowe może nie wystarczyć. W każdej chwili ktoś może poprosić o dowody. Poza tym ojciec Marka jest policjantem, co z miejsca dawało mu nad nią przewagę, na pewno prawo znał lepiej od niej.
Eh, westchnęła, w ostatniej chwili rezygnując ze zrobienia awantury, choć w środku dalej wszystko ją piekło. W tym domu oprócz syna policjanta jest dwóch rosłych mężczyzn, pozbędą się jej bez większego trudu i uznają za wariatkę. Za drzwiami wzmagał się ruch, Marek rozmawiał z tym grubasem, ale co mówili, nie słyszała, bo chłopcy przezornie włączyli radio. Najciszej, jak mogła zeszła po schodach na dół i już cicho kierowała się do wyjścia, kiedy w drzwiach do salonu pojawił się ten najgrubszy i najwyższy.
– Co, chłopaki dalej śpią? Daruj im, bo wczoraj mieli bardzo ciężki dzień, obaj z nich mało nie stracili życia. Pani wejdzie, zrobimy kawę, zje pani jakieś śniadanie…
– Jak to nie stracili życia? – zapytała zdumiona. – Mieli jakiś wypadek?
– Obawiam się, że coś gorszego – odpowiedział mężczyzna. – Ale zapraszamy na śniadanie.
Odmówić czy nie? Ale sama była zaintrygowana, a ten gruby mężczyzna miał dar przekonywania i mimo że Anita była wychowana w kulcie szczupłej sylwetki, musiała stwierdzić, że jest w nim coś ujmującego.
– Maciora, długo będziesz tam podrywał tę piękną damę? – rozległo się z głębi pokoju. Głos zdecydowanie męski. Maciora? Czyżby ten mężczyzna się tak nazywał?
– Pani wchodzi, bo jeszcze oskarżą mnie o molestowanie – roześmiał się.
Anita weszła do gustownie urządzonego pokoju. Na tapczanie siedział inny mężczyzna w podobnym wieku, też niezbyt szczupły, tylko zdecydowanie niższy. W widocznym z tego miejsca aneksie kuchennym krzątał się chłopak, wyglądający na kopię tego dużego i grubego, jakieś dwadzieścia lat młodsza. To pewnie jego syn – pomyślała.
– Pani usiądzie, a my dokonamy prezentacji – powiedział ten mniejszy. – Doktor Maciej Maciejewski, czyli Maciora, lekarz urolog, tam w kuchni jest jego syn, Paweł, ja nazywam się Remigiusz Strzyżyk i też jestem lekarzem, ten młody tutaj to Kacper, zwany Kurczakiem, przyjaciel Marcina, na górze jest sam Marcin, mój syn, z Uszatkiem Juniorem.
– Pani pije kawę, herbatę, kakao czy coś zimnego? – zapytał Paweł.
– Mam na imię Anita i jestem koleżanką Marka z klasy – powiedziała nieśmiało. – Ale tylko na chwilę, muszę wracać do domu…
Kiedy spojrzała na zegarek następnym razem, było dwie i pół godziny później i stała w zupełnie innym punkcie. To co stało się w pokoju na górze zwiędło, nie miało już tak rażącej siły, jak wtedy, kiedy zobaczyła obrazek, którego nie spodziewała się¢ w najbardziej koszmarnym śmie i stojącego penisa Michała, fakt, że przykrytego, ale powodującego jednoznaczne skojarzenia. To całe towarzystwo okazało si tak bardzo inne, tak wyjątkowe… Lekarz od siusiaków, taki męski ginekolog był wirtuozem fortepianu, mały grubasek dybiącym na cnotę jej chłopaka, jeszcze dzień wcześniej miał być zamordowany z zimną krwią, jego ojciec więziony w lochach, chłopak przy kości nagle zaczął się jej podobać mimo jej organicznej wręcz niechęci do grubasów. Tu wszystko, dosłownie wszystko było nie tym, na co wyglądało, począwszy od orientacji jej obiektu westchnień.
– Anita, pojedziemy po tę cholerną śmietanę? – zapytał Paweł. – Ponoć jesteś kolarzem wyczynowcem, a samemu mi się nie chcę. Inaczej nie będzie obiadu.
– Nie możesz pojechać z Kurczakiem? Albo nawet sam? – zapytał Maciej, a oczy mu się śmiały. Chyba nie tylko on dostrzegł, że między tymi dwoma młodymi jest specyficzna chemia.
– Nie mogę, bo nie – odpowiedział Paweł.
Anita znała Zagórze, daleko nie było, a zaproszenie przez Pawła było jej na rękę, choć nigdy nie przyznałaby się do tego głośno. On nawet nie był gruby a po prostu masywny, bardziej mięśnie niż tłuszcz. Poza tym, w porównaniu z tymi wszystkimi samcami, z którymi spotykała się na co dzień w szkole, Paweł miał klasę, był szarmancki, oczytany, a przy tym dowcipny i sympatyczny. Gdyby był choć trzy kilogramy chudszy… – pomyślała i szybko doszła do wniosku, że wtedy chciałaby następne trzy.
– Tylko pośpieszcie się – przypomniał im Remigiusz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 103
Przeczytał: 20 tematów
Pomógł: 7 razy
|
Wysłany: Pon 23:07, 11 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Czytam ten PDF jest super widze pare "literowek" np. na str 111 "...nie mylo mi Dane." Cub nie bylo mi dane. Zglaszac to?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 23:47, 11 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
tak, byłbym wdzięczny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Pon 23:54, 11 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
PS Masz nieaktualnego pdfa. Ostatni ma numer 4.0 i wysłałem go godzinę temu. Mocno zmieniony
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 23:09, 12 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
90.
– No i co robimy? – zapytał Uszatek, gdy wraz z Poniewierskim oddalili się od grupy policjantów.
– Ty nic – odpowiedział zimno. – Natomiast ja coś muszę, tylko nie bardzo mam pojęcie, co. Ten gnój siedzi w którejś z tych willi i nie bardzo wiemy, jakie ma plany. Sytuacja jest tak niebezpieczna, zwłaszcza dla ciebie, Filip, że coś trzeba zrobić. Nie mamy ludzi, pomysłu i w ogóle nic. Zorganizowanie jakiejkolwiek akcji to co najmniej godzina, jak nie dwie. W tym czasie Janik będzie już w Czechach.
Uszatek myślał intensywnie. Okolica, w której przebywali znana mu była tylko pobieżnie, co prawda nie zgubiłby się, ale nie znał takich szczegółów jak zakazy, ruch jednokierunkowy i podobnych. Wiedział tylko, jak dojechać do drogi głównej.
– Moim zdaniem on będzie się starał stąd wydostać i to szybko, tylko nie wiemy jak. Ja bym zarządził blokadę miasta.
– O co to da, jak tak naprawdę nie wiemy, kogo szukamy? To znaczy wiemy kogo, ale to za mało.
– Ustaw posterunki na wyjazdówkach, to zawsze możesz zrobić – zasugerował Uszatek, nerwowo wpatrując się w mapę. – Pierwszego Maja, Świdnicka, jedną na północy…
– Pojedzie na Rusinową czy Nowe Miasto, zamelinuje się gdzieś i tyle wyjdzie z blokady. To już lepiej go zwinąć tutaj.
Uszatek musiał mu przyznać rację, przy specyficznym położeniu miasta zastawienie sieci było o ile nie niemożliwe, to bardzo trudno wykonalne.
– Tylko jak? Nie mamy odpowiednich środków. Jeden radiowóz, żadnego cywilnego auta, czterech policjantów nieprzygotowanych do akcji, bez broni, bez briefingu. Lepiej to odpuścić. A zguba znajdzie się wcześniej czy później.
Poniewierski nie wydawał się przekonany. Cały czas uważał, że po tym, co znaleźli w tej upiornej willi, Uszatkowi groziło olbrzymie niebezpieczeństwo, a wypuszczenie ptaszka na wolność tylko potęgowało grozę sytuacji.
W tej chwili na szczycie pustej ulicy zawarczała furgonetka. Gdy zbliżała się, a jej dźwięk stawał się coraz donośniejszy, Uszatek rozpoznał wóz miejscowego zakładu pogrzebowego.
– A ten co tu robi? – zdziwił się.
Ale nie doczekał się odpowiedzi, bo auto zahamowało przed następną willą. Stali w takim miejscu, że chwilowo nie zwracali na siebie uwagi, osłonięci płotem. Kierowca, mężczyzna w średnim wieku i niechlujnym ubraniu nie mógł ich zauważyć wychodząc z kabiny i kierując swoje kroki do willi.
– Czyżby transport nadjechał? – zdziwił się Poniewierski.
– Pewnie tak… Czekaj tu – szepnął do komendanta i zanim ten zdążył zadać jakieś pytanie, Uszatek zaczął się skradać wzdłuż płotu. Poniewierski obserwował całą sytuację zza drzewa. Płot był drewniany, bez prześwitów, a brama, wykonana z tego samego materiału, otwarta. Uszatek dotarł do bramy, kucnął i, korzystając z tego, że auto było niechlujnie zaparkowane, kucnął i po chwili zniknął z jego drugiej strony. Jakąś minutę później z bramy wyszedł kierowca w towarzystwie starszego mężczyzny ubranego w dres, w którym komendant nie bez pewnego trudu rozpoznał Janika. Kierowca otworzył furgonetkę z tyłu, ale co tam robili, tego już nie widział. Było trochę trzaskania, stłumionych dźwięków, których natury Poniewierski, który przesiedział większość swej kariery policyjnej za biurkiem, nawet nie próbował odgadnąć. Po czym nastąpił bardziej rozpoznawalny trzask zamykanych tylnych drzwi i za chwilę pojawił się kierowca, obszedł pojazd i wszedł do kabiny Po chwili zawarczał silnik i furgonetka ruszyła, aż spod kół posypał się żwirek.
Nie minęły kolejne minuty, kiedy zza drugiego skrzydła wyłonił się Uszatek i spokojnie przedefilował przed willą po czym, już bez zbędnej maskarady podszedł do Poniewierskiego.
– Weź się otrzep, człowieku, z tego zielska i przynajmniej nie profanuj munduru. Coś tam robił?
– Jeśli ktoś profanuje mundur, to takie kanalie jak Janik. A ja? Złota zasada informatyków, cokolwiek robisz, zrób kopię zapasową.
– Możesz nieco jaśniej? – żachnął się Poniewierski. – Nie mam głowy do szarad.
– A to takie proste – Uszatek wpadł w szampański humor. – Michała ubezpieczaliśmy przy pomocy zmyślnej kulki – lokalizatora, którą chłopak w odpowiednim momencie połknął. Zadziałało idealnie…
– Co, nie mów, że on ci tę kulkę oddał – skrzywił się Poniewierski i nagle zaczęło mu się zbierać na wymioty.
– Nie, ale jak mawiali Rzymianie, praemonitus – praemunitus, czyli strzeżonego pan Bóg strzeże. Na wszelki wypadek zakupiliśmy dwie kulki, a drugą przypadkiem miałem w kieszeni.
– Przypadkiem – zadrwił Poniewierski.
– Nieistotne. W każdym razie kulka została podłożona, a ja mogę ich śledzić, co robią – powiedział wyjmując swoją komórkę. A ty możesz ustawić blokadę w sensownym miejscu…
Sebastian sapał ze zmęczenia, kiedy z ogromnym trudem wgramolił się na drugie, wysokie piętro eleganckiej kamienicy w centrum Kopenhagi. Dalej nie wiedział, czy dobrze zrobił, a z chwilą, kiedy zamknęły się za nim drzwi, zrozumiał, że cokolwiek się stanie, nie będzie odwrotu.
– No dobrze, staruszku – uśmiechnął się Svend – tu masz łazienkę, weź kąpiel albo prysznic, a ja tymczasem przygotuję coś do zjedzenia i kanapę. W domu jest niestety tylko jedna i nic na to nie poradzę. Chyba nie brzydzisz się spać w miejscu, w którym ja śpię?
Sebastian nie miał siły na protestowanie, że nie jest staruszkiem, spanie na czyjejś kanapie jest zawsze wliczone w ryzyko, kiedy śpisz po ludziach, wtaszczył plecak do łazienki, wygrzebał z niego ręcznik i puścił ciepłą wodę do wanny. Kąpiel po tej męczarni i pierwsza po Sztokholmie była rozkoszą, czuł, jak puszcza mu każdy mięsień, a z ciała spływa brud podróży. Warto było choćby dla tego momentu – pomyślał kierując strumień prysznica na twarz i rozkoszując się ciepłem. Gorzej, że nie ma piżamy, nie przewidział, że będzie spał po ludziach. W Marciszowie nie będzie problemu, poratują go Maciej, Remik czy Romuald, ale tu? Zdecydował, że nie będzie się szczypał i wyjdzie w bokserkach i jakiejś koszulce, których przezornie wziął kilka. Gdy wyszedł z łazienki, Svend, który właśnie wyłonił się z kuchni, obrzucił go dziwnym spojrzeniem.
– Trzeba było powiedzieć, że nie masz piżamy. Dałbym ci którąś z moich.
– Na cztery godziny nawet nie warto brudzić rzeczy. Chyba że nie mogę tak spać na twojej kanapie – celowo podkreślił wyraz „twojej”.
– Czuj się jak u siebie w domu – odpowiedział Svend i postawił na stole naprędce przygotowany posiłek, długą czerwoną kiełbasę, kilka kanapek, sałatkę z pomidorów i szklankę piwa
– To ta słynna duńska røde pølse?
– Tak. Jadłeś już kiedyś?
– Nie, ale znam nazwę. Brzmi tak, jakby kiełbasa skakała rytmicznie na talerzu i za chwilę z niego wyskoczyła…
Svend uśmiechnął się rozbawiony. Ten facet jest jeszcze dziwniejszy niż wyglądał wtedy, w białym wagoniku kopenhaskiego metra. Inteligentny, nienaganna angielszczyzna, a przy tym jest w nim coś pociągającego i zastanawiającego. Ciekawe, kim jest z zawodu.
– Liczyłem, że w Kopenhadze zjem wasz słynny rødgrød med fløde, ale mam pecha. Może następnym razem – powiedział nieco rozczarowany Sebastian. – Na Nomę nie mam szans, zwłaszcza że nie interesuje mnie jedzenie robaków z trawnika przed knajpą.
– Noma się zamyka w grudniu i zapewniam cię, że nikt w Kopenhadze nie będzie za nią tęsknił. A teraz połóż się, bo twój czas się kurczy. A niewyspany nie dasz rady, masz przed sobą jeszcze dobrych dwanaście godzin jazdy. Obudzę cię, jak będzie czas.
Jeszcze przed zaśnięciem Sebastian szybko zlustrował księgozbiór na półce. Przeważały podręczniki matematyki, informatyki, po duńsku i angielsku, kilka powieści, z których rozpoznał duńskie tłumaczenie „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta i Kalevalę, fiński epos narodowy.. A więc i w głowie ma poukładane – pomyślał i natychmiast zasnął.
– Wstawaj, staruszku – usłyszał nad sobą głos Svenda. – Jak chcesz zdążyć na ten pociąg, nie masz za wiele czasu.
Otworzył oczy. Svend siedział na kanapie przy nim i kciukiem głaskał go po policzku. Cholera… Nie było to nieprzyjemne, zwłaszcza w wykonaniu tego sympatycznego młodziaka z Danii, ale bez przesady… Dobrze, że nie otruł, nie powiesił i nie wyciął mu nerki. Choć cholera go wie. Na razie czuł się niewyspany, ale nuż bez tego łupania w kościach i skurczy mięśni.
– Masz jeszcze piętnaście minut, nie miałem serca cię budzić wcześniej. Na stole w kuchni masz mały posiłek, powinieneś zdążyć.
Sebastian wszedł do kuchni, na stole stała miska ze słuszną porcją rødgrød med fløde.
– Svend, bez przesady…
– Jedz, nie gadaj. Masz dwanaście minut, taksówka zamówiona, podróż metrem w Kopenhadze zdecydowanie ci nie służy.
Sebastian szybko uporał się z żurawinowym kisielem w wersji duńskiej, który był wyjątkowo smaczny, po czym poszedł do hallu małego mieszkanka i przy pomocy Svenda założył plecak. I stała się rzecz, której zupełnie nie przewidział. Svend podszedł do niego, przytulił go i zaczął głaskać po twarzy, w ten najbardziej zmysłowy sposób. Niewiele myśląc Sebastian odwzajemnił pieszczotę i poczuł, jak ręka chłopaka delikatnie maca mu brzuch i posuwa się coraz niżej. Przycisnął swe ciało do chłopaka i wyczuł charakterystyczną sztywność. Cholera, pomacać czy jednak nie? To głupio jakoś…
– Skąd wiedziałeś? – szepnął.
– Wszystko można o mnie powiedzieć, ale nie to, że jestem ślepy – roześmiał się dobrodusznie Svend. – Masz na plecaku wpiętą flagę misiolubów, nie? Wystarczyło ją zauważyć…
O matko przenajświętsza! – pomyślał Sebastian. Owszem, miał plecak ozdobiony flagami krajów, które odwiedzał, odznakami GOT, naszywkami i podobnymi ozdobami, w których lubują się turyści, a jedną z nich była kupiona w Bristolu brązowa flaga gejów lubiących grubszych mężczyzn. W ogóle mu nie przyszło do głowy, że ktoś kiedyś zrobi z tego użytek. A jednak.
– A obrączki nie zauważyłeś? – złośliwie zapytał Sebastian.
– Tak, niemal od razu. Ale jesteś wdowcem, prawda? Wy, Polacy w przeciwieństwie do Duńczyków i całej zachodniej Europy, nosicie obrączki zawsze na prawej ręce. Kiedy powiedziałeś, że jesteś Polakiem, wszystko było jasne. W zasadzie teraz powinienem powiedzieć, że zamek się zaciął i nie da się wyjść, ale nie jestem świnią. Ale w listopadzie jest half term, nie będziesz miał nic przeciw, jak przyjadę do Anglii?
– Jak zdążę posprzątać mieszkanie, to czemu nie? – zaśmiał się Sebastian i pocałował Svenda w policzek. W tym momencie usłyszeli klakson czekającej pod domem taksówki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 23:24, 12 Sie 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 103
Przeczytał: 20 tematów
Pomógł: 7 razy
|
Wysłany: Wto 23:18, 12 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Strong 196 ...a Pawel poslusznie dostoswal sie do tej prosby... chyba Kacper
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
homowy seksualista
Admin
Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3296
Przeczytał: 1 temat
Pomógł: 77 razy Skąd: daleko, stąd nie widać
|
Wysłany: Wto 23:23, 12 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
Dzięki, poprawione
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
januma
Dyskutant
Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 103
Przeczytał: 20 tematów
Pomógł: 7 razy
|
Wysłany: Wto 23:57, 12 Sie 2025 Temat postu: |
|
|
209. ...Cos ci jesz?... chyba jest
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|