Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hej gamle man!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 35, 36, 37  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Czw 17:19, 25 Cze 2015    Temat postu:

przypomina mi mojego znajomego zanim zaczął się odchudzać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 20:24, 25 Cze 2015    Temat postu: 40.

Wchodząc przez oszklone drzwi do wnętrza hotelu, Magnus poczuł się nieswojo. Przy recepcji, a później na korytarzu przed salą konferencyjną przeważali mężczyźni i kobiety, wszyscy mimo prawie letniej pogody ubrani galowo, odświętnie. Wśród mężczyzn przeważała czerń podkreślana bielą koszul i eleganckimi stonowanymi barwami krawatów, kobiety nosiły dwuczęściowe kostiumy, najczęściej szare lub popielate. Do widoku Kornela w garniturze już przywykł, tu występował w swoim naturalnym środowisku, wtopiony w nie nie rzucał się w oczy. Widując czasem w różnych sytuacjach swoją matkę i jej edukowanych znajomych dostrzegał w polskim środowisku o wiele więcej powagi i sztywności. Nawet młodzież, która powoli zaczęła się zbierać przed hotelem, była ubrana skromnie acz elegancko, z przewagą czerni i bieli. W swych beżowych spodniach i niebieskiej bluzie Magnus wyróżniał się dość znacznie, co zauważył już po chwili i zaraz stał się przedmiotem zainteresowania, początkowo nieśmiałego. Czuł na sobie spojrzenia, nie rozumiał co prawda o czym mówiono ale pewnie także o nim. Kilka osób usiłowało do niego zagadać, jednak wystarczyło krótkie 'nie rozumiem' by dali sobie spokój. Przejścia na angielski nie proponował.

Może nawet niecałe dwa lata – od czasu, kiedy Kornel powiedział mu tych kilka słów, chyba nie odezwał się a jeśli już, było to odruchowo i bez namysłu. Od dwóch do kilkunastu – tak to wyglądało. Patrzył na ludzi i zastanawiał się, ile oni mają przed sobą życia. Albo ci młodzi, którzy śmieją się cholera wie z czego. Może właśnie snują plany na przyszłość, która na pewno będzie dłuższa niż te dwa lata i przyjmują, że to im się automatycznie należy. A przecież niejeden z nich mógłby Szymonowi czyścić buty. I pewnie niejeden z nich Szymona znał, jako że młodzież wyglądała w większości na lokalną i równolatków. Szymon mimo swoich szesnastu lat nie był bardziej rozwinięty niż trzynastolatek, może czternastolatek. Zmęczony tymi myślami Magnus wrócił do hotelu gdzie nadział się od razu na Kornela.
– O, dobrze że jesteś – ucieszył się profesor. – Mogę cię prosić o pomoc?
– Pewnie – powiedział Magnus. – A co to jest?
Kornel wydawał się nieco zdenerwowany i Magnus szybko odgadł, że pomoc będzie nietypowa.
– Mam przygotowany wykład dla młodych ludzi na temat: czy można opanować wymowę języka obcego. Pech polega na tym, że odtwarzacz kompaktowy nie czyta płyty, na której mam nagrane przykłady. Ponieważ mój wykład jest za dwie godziny, napiszę nowe przykłady, głównie szwedzkie i angielskie i przeczytasz je na żywo. Nie będziesz musiał się wysilać, zrób to najbardziej naturalnie. Pomożesz mi?
Czego Magnus nienawidził, to produkowania się przy jakimkolwiek większym gronie, od klasy rozpoczynając. Denerwował się, zacinał, gubił wąek. O ile jego prace pisemne zawsze były stawiane za wzór, ustne były wzorem tego, jak nie należy odpowiadać. Magnus patrzył przerażony na Kornela, który po dwunastu dniach znajomości miał prawo nie wiedzieć jak się mają sprawy.
– Ale... – zastanawiał się jak powiedzieć 'nie' tak aby Kornel od razu zrozumiał. Jednak twarz profesora była jednym wielkim przerażeniem, a on tylko czekał na sytuację kiedy tylko będzie mu mógł pomóc, odwdzięczyć się za wszystko, podziękować nie tylko słowami. – A jak coś zrobię źle?
– Nie jesteś w stanie nic zawalić – uspokoił go Kornel. – Nie będziesz śpiewał, tańczył czy robił niczego, czego nie robisz na co dzień. To znaczy śpiewał będziesz bo wymowy niektórych wyrazów inaczej niż śpiewaniem nazwać nie można.
– No niech ci będzie.
Ani słowem nie powiedział nic na temat wątpliwości, strachów, obaw. Kornel zniknął przygotowywać ratunkową wersję wykładu a przed nim były dwie godziny nerwów. Nerwów? A co ma powiedzieć Szymon? – zastanawiał się. On, Magnus będzie denerwował się dwie, najwyżej trzy godziny a tamten... Przypomniał sobie, jak pachniało jego ciało podczas przedpołudniowego spaceru. Było w tym zapachu coś fascynującego, coś rozbudzającego wyobraźnię. Mimo sytuacji zdrowotnej, Szymon był zadbany, cenił higienę, Magnus nigdy nie widział go brudnym. Ciekawe jak on to robi skoro głównie siedzi w ogrodzie? – zastanawiał się.

– Podczas badań naukowych a także ich prezentacji naukowcowi pomaga nie tylko wiedza – ciągnął wykładowca. – Czasem musi się odwołać do sił nadprzyrodzonych, na przykład dobrych duszków. Dzisiejszy wykład nie doszedłby do skutku, gdyby nie taki dobry duszek. Nazywa się Magnus Nylander i mieszka w Sztokholmie, więc może jest lepiej przygotowany do roli trolla.
Magnus wstał, ukłonił się i podszedł do prowizorycznie przygotowanej katedry. Policzki go paliły, czuł jak wilgotnieje mu całe ciało kiedy dostał kartkę ze słowami i zdaniami do odczytania. – Nie myśleć, nie patrzeć, przeczytać i zejść – tłukł sobie w głowie. Na sali było gorąco, co jeszcze bardziej podkreślało jego tremę.
– Przeczytaj zdanie numer jeden – powiedział profesor po angielsku.
– Sju sjukskoterskor tjänar... – rozpoczął Magnus. Uff, udało się...

Nie słyszał salwy braw, kiedy po skończonym wykładzie schodzili z katedry. Cieszył się tylko, że Kornel jest zadowolony, że go nie zawiódł. Jedyne czego w tej chwili pragnął to opuścić ten cholerny hotel i wrócić do Wilczej Poręby, do Szymona. Dwa lata życia...
Tymczasem w sesji ogłoszono przerwę. Profesor zniknął gdzieś w tłumie między wykładowcami, natomiast Magnus stał się nagle gwiazdą tłumu nastolatków zaproszonych na sesję. Młodzi ludzie z chęcią korzystali z możliwości rozmowy po angielsku z cudzoziemcem w ich wieku, wielu miało taką możliwość po raz pierwszy w życiu. Magnus na pytanie odpowiadał spokojnie, nie okazywał oznak zdenerwowania czy niechęci. Zauważył, że był bardziej popularny wśród dziewczyn niż chłopców.
– Długo jeszcze będziesz w Karpaczu?
– Do piątku.
– Może spotkamy się jeszcze?
– A gdzie mieszkasz?
Sporo takich pytań pojawiło się jeszcze i musiał odmówić wszystkim zaproszeniom, mimo że czuł się zupełnie inaczej niż wśród swych szwedzkich rówieśników. Nie było chamstwa, rozmawiano spokojnie ale swobodnie, żartowano. Choć wielu z nich brakło słów i doświadczenia językowego, czuli się ze sobą bardzo dobrze. Magnus rozkręcał się z minuty na minutę i po uroczystej kolacji z żalem przyjął informację, że to już koniec. Po raz pierwszy wolałby, żeby Kornel się nie pojawił...
– No, zbieraj się, muszę cię podrzucić na Wilczą Porębę i wracać. Mam tu jeszcze sporo obowiązków. Jest wieczorne spotkanie z władzami województwa, oficjalna rzecz, będzie ktoś z Brukseli, sam rozumiesz.
Magnus rozumiał i pocieszał się, że wieczór też nie zapowiada mu się najgorzej.

Ale nocnych krzyków, do których już zdążył się przyzwyczaić, nie było. Wrócili dość późno i Szymona nie było już w ogrodzie. Nie pytał Teresy co się z nim stało, po tamtej rozmowie zdecydował, że im mniej będzie z nią rozmawiał na temat Szymona tym lepiej. Wymówił się od kolacji, jedną już zjadł i jak niepyszny poszedł do siebie na górę. Jeszcze jakiś czas czuł na swojej koszuli zapach wody kolońskiej Kornela. Tyle z niego ma... Zapach zdążył się ulotnić, resztki z zachodu słońca odpłynęły za Śnieżkę a sen dalej nie przychodził. Jego zegarek, którego cyferblat z trudem dostrzegał, pokazywał już po jedenastej, dom spowijała idealna cisza. Złowroga cisza, Magnus wolałby by było tak jak wczoraj, by mieć pewność, że Teresa da te lei Szymonowi i pójdzie spać.

Był kwadrans po północy, kiedy Magnus stanął przed białymi drzwiami na parterze. Bogatszy o wczorajsze doświadczenie prześliznął się niemal z kocią zręcznością przez pokój i możliwie bezszelestnie usiadł na łóżku Szymona. Tej nocy było widać nieco więcej, Szymon spał na plecach, tym razem bez góry od piżamy. Magnus chłonął jego zapach, tensam a jakby inny, ostrzejszy, bardziej przemawiający. Szymon był ułożony dziwnie, jakby wykręcony, nawet tu, po ciemku, Magnus widział zarys żeber odcinających się wyraźnie na tle wątłej figury. Zbliżył rękę do jego brzucha i wyobrażał sobie, że głaszcze to ciało. – Ciekawe, czy już go kiedyś ktoś głaskał? – pomyślał i zaraz odpowiedział sobie na to pytanie w myślach. – Przecież on nie będzie miał nikogo. Nikogo. Dwa lata życia. A zresztą – komu się spodoba? Jego na tym końcu świata nawet nikt nie odkryje a co dopiero zainteresować się... Z żalem cofnął rękę.
– Dotknij mnie. To nie boli – usłyszał.
Zatem koniec. Został złapany. Teraz się zacznie. Powie mamie, mama Kornelowi... A ja... Zrobiłem świństwo Szymonowi, zawiodłem Kornela, jeszcze tylko matka się dowie...
– Nie bój się, dotknij.
Drżąca, spoconą ręką dotknął wystających żeber. Napięcie uchodziło z niego powoli, ale konsekwentnie. I natychmiast atakowało inne napięcie, to samo co podczas spania z Kornelem. To samo a jednak inne. Głaskał mu żebra, później mostek, kark, szyję.
– Jeszcze.
Magnus z przyjemnością rejestrował, jak mięśnie głowy Szymona reagują na pracę jego ręki. Ten chłopak pragnął tego, czekał na to, chłonął to. Każdą pieszczotę za uchem, przy podbródku.
– Muszę już iść...
– Nie idź.
Magnus pocałował Szymona w policzek przy ustach i opuścił pokój. Był już przy drzwiach od własnego pokoju, gdy usłyszał Teresę otwierającą drzwi do łazienki a później szum spuszczanej wody. Miał wiele szczęścia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 0:29, 15 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Czw 21:19, 25 Cze 2015    Temat postu:

to co wychwyciłem:

1) 'godziny, napisze nowe przykłady, głównie szwedzkie i angielskie'
literówka
2) 'Cz<ego Magnus nienawidził, to'
skasuj '<', może lepiej by było 'To, czego Magnus nienawidził, to...'?
3) '- do piątku'
zamiast 'd' – 'D'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 19:41, 26 Cze 2015    Temat postu:

Dziękuję za wszelkie uwagi. Autorzy korekty są wymienieni w e-bookowej wersji powieści.

Dziś piątek, zatem odcinek będzie nieco później, może nawet około północy BST.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 19:42, 26 Cze 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Pią 19:47, 26 Cze 2015    Temat postu:

BST? British Standard Time? myślałem, że używacie tam GMT

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 19:51, 26 Cze 2015    Temat postu:

British Summer Time. GMT/UTC to czas zimowy.

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 21:54, 26 Cze 2015    Temat postu: 41.

Czasem człowiek się budzi i najlepiej by było gdyby w ogóle nie wstał - pomyślał Magnus patrząc na biała plamę okna. Czemu już jest jasno? Będzie musiał wstać i cierpieć skutki wczorajszego wieczora. To co przyjemniejsze, popołudnie w Orlinku, ten luz i radość, przyszło dopiero później. W zasadzie nie miałby nic przeciwko mieszkaniu w Polsce. Ryby są, nawet węgorze, ludzie są tu uprzejmi, jedzenie da się wytrzymać, czego jeszcze potrzeba? Wiercił się jakiś czas w łóżku nie mając odwagi spojrzeć na zegarek. Pewnie Teresa niedługo zrobi śniadanie... Teresa. Dlaczego wyszła wczoraj zaraz po tym, jak on wrócił do pokoju? Czy tylko poszła do toalety? A Szymon? Jeszcze teraz czuł pod palcami jego gładkie, pozbawione mięśni ciało, twarde kości żeber i ciepło twarzy. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej widział niestosowność tego, co zrobił. Dlaczego założył, że Szymon jest taki jak on? Że on też chce 'tego'? Z Kornelem było prościej, choć on też 'tego' nie chce. Tyle że powody są inne. Kornel nie chce sobie rujnować życia, jedna wpadka by wystarczyła, żeby nie tylko stracić pracę, sławę, ale iść do więzienia. Tak jak w realnym życiu, z im wyższej wysokości spadasz, tym bardziej się potłuczesz. Ale w przypadku Kornela, nawet, gdyby cokolwiek się stało, jakaś wpadka czy coś, jemu, Magnusowi, nie spadłby z głowy nawet włos. Choć... Szwedzki system opieki nad ofiarami przestępstw seksualnych jest niby dobry ale wyjątkowo okrutny, o tym Magnus wiedział z telewizji. Niby pomagają ale człowiek musi się spowiadać, przeżywać ciągle ten sam koszmar... Aż wzdrygnął się, gdy przypomniał sobie kilka programów, na których pokazywali taką 'opiekę' nad dziećmi. Jego mogłoby czekać to samo.

Jeśli miał ochotę pobawić się członkiem przed wstaniem, po tych przemyśleniach stracił jakąkolwiek ochotę a wyprężony do niedawna organ, czternaście centymetrów, z których był dumny, oklapł i leżał smętnie na podbrzuszu. Pal sześć Kornela, on tu ma inny problem, mianowicie Szymona. Czy można tak po prostu poderwać chłopaka, który jest ciężko chory? A może on po prostu nie ma sił odmówić? Może boi się, że w razie wpadki będzie jeszcze gorzej? A może... Magnus wyobraził sobie nagle że to nie Szymon a on jest uwiązany do wózka inwalidzkiego i spędza życie w najlepszym razie pod jabłonką. Co by zrobił, gdyby go przypiliło? Jeszcze w Sztokholmie, jak zaczynały go rozrywać hormony, szedł na basen i obserwował facetów. Po czym, gdy ten, którego sobie upatrzył, kończył kąpiel, Magnus kończył ją również, szedł do kabiny z prysznicami, gdzie była szansa na zobaczenie go nago. Naturalnie, on sam kąpał się w spodenkach, żeby go nikt ze sterczącym nie złapał. No i nie robił tego często. A co ma zrobić taki Szymon? Popatrzył na zegarek, za piętnaście siódma. Teresa robiła mu śniadanie na ósmą.

Miał dość leżenia w łóżku, ubrał się i nasłuchiwał odgłosów z dołu. Rzadkich odgłosów rozmowy, wizgu odkurzacza, szumu wody w łazience. Normalne odgłosy normalnego domu. Gdy uspokoiły się nieco, zszedł na dół i starając się nikogo nie spotkać wyszedł przed willę, od strony ulicy. Na wszelki wypadek wziął ze sobą książkę i zaczął czytać. Nagle, zza płotu wyłonił się czarno-biały kot i błyskawicznie przemknął przez podwórze. Pewnie jakiś bezpański albo na gościnnych występach, Mleczakowie nie mieli żadnych zwierząt. Ciekawe dlaczego - zastanowił się Magnus. Gdyby on miał syna w takiej sytuacji, pierwsze co by mu kupił to psa lub kota, by dzieciak nie czuł się samotny. Szymon samotny nie był, matka warowała przy nim od rana do nocy, ale to przecież nie to samo. Ciekawe, komu powierza swoje tajemnice? Bo przecież jakieś musi mieć. Nawet mieszkając non stop pod opieką ma się ten własny ogródek, do którego nikt nie ma wstępu. Magnus taki ogródek miał i strzegł go bardzo zazdrośnie. A Szymon? Może zapisuje te tajemnice? Magnus widział go z książką ale nigdy nie z notesem. Przecież, na litość boską, matce nie da się wszystkiego powiedzieć, Ciekawe, czy on by się odważył? - Mama, miałem wytrysk. Mama, rosną mi włoski nad siusiakiem. Takie rzeczy mówiło się częściej kolegom, on sam zapisywał je w dzienniku. Ale na pewno nie odważyłby się powiedzieć tego matce, nawet gdyby warowała przy nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Pewnie w takim układzie szczególnie nie.

- Magnus! Breakfast's being served!
Trudno - pomyślał Magnus, odczekał dwie minuty, przez które oczywiście nic się nie stało, zwlókł się z siedzenia, jeszcze raz rzucił okiem na panoramę gór i powlókł się do tylnego ogrodu. Jeśli za czymś będzie tęsknił, to na pewno za tym widokiem. W Szwecji ludzie na wakacje przyjeżdżają do Sztokholmu, jacyś idioci, on najchętniej wyniósłby się właśnie w góry. Odwrócił się, szedł nie patrząc, mechanicznie, ze spuszczoną głową. Drogę już znał na pamięć, nie była zbyt skomplikowana. Prosto, w lewo, drewniany bal odgradzający stół od reszty ogrodu. W ostatniej chwili podniósł głowę do góry i dobrze, że to zrobił.

Na jego miejscu siedział Szymon. Może nie dokładnie na, zakaz koło niego, ale nieuwaga groziłaby potknięciem. Już i tak lekko się zachwiał na nogach. Szymon ubrany był w jego koszule, nie miał na sobie tych wstrętnych szarych niby-dresowych spodni a niebieskie dżinsy. Dopiero teraz widać było, jak jego nogi są szczupłe. Szybko przestał na nie patrzeć, kierując wzrok na twarz. Tyle razy uczono go, że jest niegrzecznym siedzieć przy stole ze wzrokiem wbitym w ziemię, że prawie w to uwierzył. A twarz Szymona - to nie była ta sama twarz co codziennie, do której musiał się przyzwyczajać by odróżniać otępienie chorobowe od innych uczuć. Szymon był jakiś inny, pogodny. Policzki czerwieńsze niż zwykle, oczy jakby żywsze, bardziej ruchliwe...
- Godmorron - przywitał się. - Dobrze spałeś?
Kogo to obchodzi? - pomyślał Magnus. Pominąwszy Kornela, ostatnio słyszał  takie pytanie jak miał chyba pięć lat.
- No...
- Dziś też pojedziemy gdzieś na spacer? - zapytał Szymon. Jak na niego to była wręcz gadatliwość.
- Pewnie, gdzie tylko chcesz - odpowiedział i czuł jak powoli uchodzi z niego napięcie. Szymon dalej żył wczorajszym dniem a to była dla niego bardzo dobra wiadomość.
- No nie wiem - odezwała się Teresa, która właśnie pojawiła się z wazą zupy mlecznej i kanapkami. Ona też według Magnusa wyglądała nieco inaczej, pogodniej. - Patrzcie na niebo, za dwie, trzy godziny może padać.
Szymon nie odpowiedział ani słowem, Magnus już wcześniej zauważył, że chłopak nie lubił wchodzić w żadne utarczki z matką a raczej w krytycznych sytuacjach wolał jej zejść z oczu - i nawet to rozumiał. Sam wolał siedzieć cicho i zająć się posiłkiem. Własnym i Szymona. Co oczywiście nie uszło uwagi Teresy, która dopadła go w salonie, gdy znosił talerze po śniadaniu.
- Magnus, ja rozumiem, że między tobą i Szymonem rodzi się przyjaźń. Ty nawet nie wiesz, jak on płakał po południu, kiedy ciebie nie było. I jestem przerażona co to będzie, kiedy wyjedziesz. Ale jeśli naprawdę chcesz mu pomóc - a chcesz - nie karm go. To jedyna szansa, kiedy może jeszcze trenować te resztki mięśni, które jeszcze ma. On jest w stanie zjeść sam. Ale każdy facet jest trochę leniem z natury, prawda? - powiedziała uśmiechając się złośliwie. - Znacznie więcej dobrego zrobisz jak zmobilizujesz go do jedzenia nie karmiąc go przy tym.
Magnus musiał jej przyznać rację i solennie obiecał, że będzie się starał nie karmić go.
- Jak już chcesz mu pomóc to poćwiczcie razem, on ci wszystko powie co i jak. Ma ćwiczenia przepisane przez fizjoterapeutę,, tyle że sam ich nie może robić, bo niebezpieczne, a przy mnie nie chce. Jakby ci się udało go przekonać...
- Ma to pani jak w banku - powiedział i już rozglądał się na boki jakby się wycofać.
- Aha i jeszcze jedno.
- Proszę?
- Nie musisz tak się skradać, żeby wejść do niego wieczorem na górę. Ktoś powiedział, że nie pozwalam? Tylko nie szalejcie do rana, z łaski swojej.
Mimo że była to najlepsza wiadomość dnia, Magnus poczuł się jak dziecko złapane na kradzieży cukierka. Co jeszcze wie? Nie skomentował a jedynie przeprosił i z uczuciem ogromnej ulgi opuścił salon.

Magnus pchał wózek z Szymonem przez główny deptak Karpacza. Deszcz padał mu prosto w oczy, szczęście że Szymon miał nad sobą parasolkę, trzymał ją zresztą tak niezgrabnie, że utrudniała mu widok. Zresztą to było mało istotne. Jak to, że wąskie chodniki raczej nie lubią wózków inwalidzkich i tu i ówdzie usłyszał jakąś kąśliwą uwagę, której na szczęście dokładnie nie zrozumiał. W Szwecji niepełnosprawny jest świętą krową i to ludzie schodzą z drogi a nie wózek. No ale tu jest Polska. Deszcz wzmagał się coraz bardziej, Magnus wypatrzył jakąś kawiarnię. Z trudem otworzył drzwi i przepychając przez nie wózek, usłyszał damski głos.
- To nie jest miejsce dla inwalidów. Proszę stąd wyjechać.
- They want us out - przetłumaczył Szymon. W Magnusie nagle się zagotowało i wygłosił po szwedzku sążnistą perorę prosto w twarz kelnerki.
- Kurwa - zakończył po polsku i zaczął wycofywać wózek z drzwi. Kilku siedzących przy stolikach klientów uśmiechnęło się a jeden powiedział głośno:
- Pani Wiesiu, pani nie robi wiochy z naszego pięknego Karpacza. I my tu mamy mieć turystów? Pani ich wpuści.
Magnus oczywiście nie miał pojęcia, że facet przy stoliku jest lokalnym radnym, nawet by go to specjalnie nie ob chodziło. Na razie musiał się uspokoić, każde publiczne wystąpienie kosztowało go kupę nerwów. Ale był z siebie dumny. Był prawie rycerzem, broniąc kogoś, kogo bardzo lubi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 0:58, 27 Cze 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 21:22, 27 Cze 2015    Temat postu: 42.

- Du kan bo der og drikke noe før det vil slutte å regne* - powiedział mężczyzna uśmiechając się zapraszająco. Magnus popatrzył na niego z nieukrywanym zdziwieniem pomieszanym z przerażeniem. Przed chwilą puścił mocną wiązankę, licząc na to, że nie wostanie zrozumiany a przemówi ekspresją.
- Snakker du norsk? - zapytał zdziwiony.
- Tak - uśmiechnął się mężczyzna. - Kilka lat pracowałem na platformach wiertniczych w Norwegii, czegoś się nauczyłem. Jak widać, przydaje się nawet w Polsce.
- Ja bardzo przepraszam - zaczął dukać Magnus - ale... Co ten chłopak zawinił, że jest taki a nie inny?
Mężczyzna zmarszczył brwi, po czym wskazał im miejsce.
- Co pijecie?
- Wszystko jedno byle gorące - odparł Magnus dziwną szwedzko-norweską mieszanką, starając się dostroić do rozmówcy. Oglądał sporo norweskiej telewizji z satelity, rozumiał prawie wszystko, gorzej z mówieniem no ale tego nikt od niego nie oczekiwał.
- To nie jest szwedzki - powiedział Szymon. - W jakim języku rozmawiacie? 
- Po norwesku. Jest bardzo podobny i nie ma problemu aby go zrozumieć, przynajmniej dla mnie.
- To tak jak my i czeski - uśmiechnął się Szymon. - Problemy są ale jest podobny. Mama miała kilku czeskich letników. Jak chcieli by nikt ich nie zrozumiał to musieli iść do ogrodu...

- Proszę - powiedział mężczyzna stawiając na stole dwa duże kubki cappuccino. - Nie musicie nic płacić.
- Ale...
- Ale już w skórę dostaliście. Teraz czas na bonus. Też byłem w waszym wieku, wiem, jak trzeba się liczyć z każdym groszem A tego kawalera na wózku znam, to Szymek Mleczak, prawda? Mieliśmy z nim trochę kłopotów, to znaczy z jego szkołą. W ogóle nie jest przystosowana do uczniów na wózkach. Tak samo był kłopot z dojazdem... - urwał i Magnus miał wrażenie, że mężczyzna był w to jakoś zaangażowany i odczuwa wyrzuty sumienia. A może nie mówił wszystkiego? Gdzieś w każdym razie popełniono błąd. Magnus zrozumiał, że Szymon do tej pory mógłby uczyć się w normalnych warunkach, gdyby ktoś czegoś po drodze nie schrzanił. Najchętniej wyszedłby z tej kawiarni, gdyby nie to, że deszcz przerodził się w ulewę, bębniącą ostro o szyby.
- Co trzeba by zrobić by Szymon wrócił do szkoły? - zapytał dość ostrym tonem, może zbyt ostrym, kiedy już stało się dla niego jasne, że rozmawia z lokalną władzą, człowiekiem, który sporo może. Jego norweski nie był oczywiście idealny ale wystarczył do rozmowy nawet na tematy niepełnosprawnych.
- Przebudowania wejścia, terenówki albo mini busa, ale to akurat mniejszy problem. No i szkoła musiałaby tak zorganizować zajęcia, żeby Szymon był tylko na parterze.
Magnus od rana kombinował jak przekonać Teresę aby coś zrobiła z nauką Szymona. W marzeniach już widział go w Szwecji, w jednej z tych pięknych nowoczesnych szkół, gdzie dzieci na wózkach nie mają żadnych utrudnień. Aple pewnie załatwienie czegoś takiego jest niemożliwe - pomyślał i przestał się łudzić. Natomiast ten człowiek, który przedstawił się jako Arnold Wypijewski, wyglądał mu na konkretnego. Tylko jak on, piętnastolatek, może wpłynąć na decyzję rady miejskiej? Na razie nie padły żadne obietnice.
- Tu macie moją wizytówkę i ty, Szymon, powiedz mamie, by się ze mną skontaktowała jak znajdzie trochę czasu, ale możliwie szybko. Dużo nie obiecuję ale przynajmniej możemy zacząć coś robić.
Szymon schował wizytówkę jakby to był największy skarb a Magnus podziękował zerkając na okno. Padało jakby lżej i warto by wykorzystać tan moment a nie walczyć na tych piaszczystych drogach w jeszcze większych kałużach.
- A może was zawieźć? Dacie radę? - zapytał Wypijewski z troską w głosie.
- Spokojnie, jeszcze zdążymy się nasiedzieć w domu. Na razie bardzo panu dziękujemy - powiedział Magnus i pchnął wózek w stronę wyjścia.

- Żeby Szwedzi musieli się martwić o nasze dzieciaki - powiedział Wypijewski do swych towarzyszy przy stole, obserwując przez okno jak chłopcy walczą z wiatrem i wyboistym chodnikiem. - Troszczymy się o turystów a zapominamy o naszych mieszkańcach. Chodniki nawet naprawione, a wózek musi dalej się przeciskać.
- To syn Mleczakowej? Tej awanturnicy z Wilczej Poręby? - zapytała towarzysząca mu kobieta. - Pyskata baba, nic dziwnego, że nie może nic załatwić...
Radny Wypijewski popatrzył na nią z politowaniem.
- Jakby twoje dziecko było przywiązane do wózka też byś się awanturowała. I na którymś etapie zrezygnowała. A tych dwóch urwisów... Jak oni w ogóle się poznali? Mówiło się zawsze, że ten Szymon od Mleczaków to dzikie dziecko. A przy tym grubym Szwedzie zupełnie jak baranek. No popatrzcie...

Kornel kończył obiad w hotelu i deser zjadł w dużym pośpiechu. Sesja obsunęła się nieco a on za niecałą godzinę musi być w Szklarskiej Porębie. Normalnie nie byłoby problemów ale ten deszcz... W górach drogi są kręte, wariatów nie brakuje, z jednym z nich miał wątpliwą przyjemność kilka dni temu. Jeszcze teraz pocił się na samą myśl o tym incydencie.
- Będzie pan na popołudniowych wykładach? - zagadnął go Krzeszewski, który objawił się koło recepcji.
- Nie, mam kilka spraw na mieście i nie tylko - odburknął profesor. - Dziś ostatni dzień by to wszystko pozałatwiać.
Jeszcze tego mu brakowało... Z rozkładu zajęć wiedział, że dziś Krzeszewski ma prelekcję i po jego sukcesie będzie chciał go przyćmić. I pewnie do tego była mu potrzebna obecność Kornela. - To się misiu rozczarowałeś - powiedział do siebie i czuł, jak poprawia mu się humor. Jeśli Krzeszewski marzył o otwartej rywalizacji, to musi te plany odłożyć na zaś. Mimo iż ulewa nie zamierzała osłabnąć, nie poddał się deszczowemu nastrojowi, postanowił raczej skupić się na tym co dopiero będzie. Wsiadł w swojego citroena, sprawdził, kontrolnie światła, wycieraczki i ruszył ostro. Przejeżdżając przez centrum minął Magnusa pchającego z pasją po nierównych chodniku wózek z Szymonem. Już chciał zahamować, by ich podwieźć, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie że się śpieszy. Chłopcy zresztą go nie zauważyli, za to on widział, że idąc rozmawiają ze sobą. Ciekawe, czy między nimi czegoś nie ma - pomyślał. Homoseksualizm Magnusa był już dla niego oczywisty, to, że on i Magnus to żadna para - jeszcze bardziej. Mogą się przyjaźnić, odwiedzać, wzdychać do siebie, nawet kąpać pod jednym prysznicem i bez majtek - ale to wszystko. Nawet jak po takim prysznicu jeden i drugi znikną w jak najbardziej oddalonych od siebie częściach domu i będą walić konia. Co wcale nie znaczyło, że nie cieszył się na wieczorne spotkanie z Magnusem, jakiś spacer, może weźmie go do miasta na kolację. A może nawet ich obu, w sumie czemu nie?

Minął właśnie Piechowice, kiedy zauważył ten tłum na poboczu. Samochód w rowie, dwa inne stojące nieopodal, temu z rowu wystawał tył, zauważył charakterystyczną wrocławską rejestrację WWZ. Przecież Miłosz jechał też do Szklarskiej Poręby i zapewne miał wóz z wrocławską rejestracją... Zrobiło mu się nieco niedobrze. Przy samochodach stali mężczyzna i kobieta, jeden trzymał w ręku telefon komórkowy i usiłował dzwonić, z jego miny wynikało, że są jakieś problemy.
- Pomocy? - zapytał Kornel zza uchylonej szyby.
- damy sobie radę, jakiś młodziak zaszalał, pewnie jechał za szybko, wpadł w poślizg... Nie bardzo jest co zbierać.
Młodziak. Jadący do Szklarskiej Poręby. Z Wrocławia. Przypadek?
- W porządku - powiedział Kornel. - Do widzenia.
Dlaczego on zawsze będzie takim tchórzem? Głupim, pierdolonym tchórzem? Radosny nastrój uleciał w jednej chwili, pękł, roztrzaskał się. Tablicę z nazwą Szklarskiej Poręby przywitał z mieszanymi uczuciami. Miasta nie znał, trochę czasu zajęło mu szukanie parkingu, na którym się umówili. Gdy zajechał, stało kilka samochodów ale wszystkie puste. Zaparkował i paląc papierosa za papierosem patrzył an drogę, dość pustą. Po dwudziestu minutach już gotów był na powrót do Karpacza, kiedy właśnie w tej chwili na parking zajechał nowy, srebrny saab 8.5 na wrocławskich numerach. Zwalista sylwetka kierowcy była rozpoznawalna. Zaczerpnął potężny haust powietrza.

- Nie, nie słodzę - odpowiedział Miłosz. Kornel otaksował go wzrokiem. Był blady, wyglądał na zmęczonego, zwłaszcza oczy. Gdyby miał dłuższe włosy pewnie byłby nieuczesany - pomyślał Kornel.
- Naprawdę sądziłem, że spotkamy się w jakichś milszych okolicznościach - zaczął Miłosz, który dość niechętnie przystępował do omawiania sprawy. - Stało się kilka rzeczy, których nie przewidziałem.
- Tyle wiem - odpowiedział profesor starając się nabrać możliwie najłagodniejszego tonu. - Kim jest w ogóle ten człowiek?
- Mężem córki kogoś bardzo ważnego, tyle zdążyłem się dowiedzieć. Kogoś, kto ma wtyki w policji, na kilku uczelniach i sam Bóg wie gdzie jeszcze. Przede wszystkim mimo obietnic policji z Karpacza miał dostęp do moich danych osobowych. I to zdobył je niesamowicie szybko, bo w poniedziałek skarga wylądowała w dziekanacie.
- Przecież nie ciąży na panu żaden zarzut, to co ma do tego dziekanat? - zdziwił się Kornel, który z racji pracy dość dobrze znał prawa i obowiązki poszczególnych działów uczelni.
- Przedwczoraj ramo zjawiłem się na uczelni i chyba po dziesięciu minutach odnalazła mnie opiekunka roku i mówi, że poszukuje mnie prodziekan od spraw studenckich. Początkowo w ogóle nie zajarzyłem o co chodzi. Dopiero on oświecił mnie, że chodzi o wydarzenie z gór. Groził postępowaniem dyscyplinarnym i wydaleniem z uczelni.
- Na jakiej podstawie? Przecież to co ten facet zrobił to ordynarny donos i to na dodatek fałszywy. Panie Miłoszu, w taki sposób to można by relegować połowę studentów z uczelni.
- Kawa dla panów - powiedziała kelnerka i postawiła dwie filiżanki.
- Dziękuję - odparł mechanicznie Kornel. - Można rachunek od razu?
Kelnerka zniknęła a Kornel mówił dalej.
- Typowe zastraszenie. Dziekan jest u kogoś w kieszeni i trudno ustalić u kogo. Oczywiście nic panu nie zrobią, może nawet sfabrykują jakąś dyscyplinarkę ale ma pan ją z góry wygraną...
- On mówił jeszcze coś o zawieszeniu w prawach studenta - dorzucił szybko Milosz.
- A pan dał się podejść jak dziecko. Zanim to nastąpi, muszą być konkrety, z policji, jakieś zarzuty, najlepiej prokuratorskie... A zarzutów pan nie ma żadnych, prawda?
- Niby nie...
- Niech pan pamięta, że tam są również moje zeznania - powiedział pocieszająco Kornel i popatrzył uważnie na Miłosza. Jeśli liczył, że ta rozmowa poprawi mu nastrój, spotkał go srogi zawód. Miłosz był jeszcze bardziej posępny niż przedtem. A on sam? Mógł się do tego spotkania lepiej przygotować.
- Jak się nazywa wasz prodziekan?
- Jerzy Ryms.
Jerzy Ryms... To ta kanalia stała się teraz prodziekanem? On osobiście nie powierzyłby mu do potrzymania pudełka zapałek a cóż dopiero wydziału politechniki. Widać nie wszyscy mają na sercu dobro studentów i Alma Mater.
- Panie Miłoszu, musiałbym gdzieś zadzwonić. Pan poczeka kilka minut? Zdaje się że w korytarzu widziałem automat telefoniczny.
- Oczywiście - odparł zdziwiony Miłosz. - Ma pan kartę?
- Poradzę sobie.

----
* Du kan bo der og drikke noe før det vil slutte å regne - Możecie zostać tu i wypić coś zanim przestanie padać (norw.)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 10:55, 28 Cze 2015, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Sob 23:07, 27 Cze 2015    Temat postu:

'nie powierzyłby mu dom potrzymania pudełka zapałek a cóż dopiero wydziału politechniki'
czy chodziło ci o
'nie powierzyłby mu w domu potrzymania pudełka zapalek'?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 23:21, 27 Cze 2015    Temat postu:

Nie, po prostu o jedno m za dużo Smile

PS Mam nadzieję, że nie przynudzam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Sob 23:29, 27 Cze 2015    Temat postu:

każda opowieść ma swoje tempo Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 60 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 8:35, 28 Cze 2015    Temat postu:

Zapytał Mgnus zza uchylonej szyby
Magnusa nie było wsamochodzie wiecto chyba Kornel


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 19:56, 28 Cze 2015    Temat postu: 43.

Miłosz obserwował zza mlecznej szyby jak Kornel wybierał numer i szamotał się jakiś czas z telefonem zanim uzyskał połączenie. Do czego to wszystko zaprowadzi? Sytuacja nie była ciekawa, to fakt, może on po prostu przesadza? Już dawno chciał rzucić te studia w cholerę i zająć się tym co naprawdę przynosiło pieniądze czyli programowaniem. W tym był dobry, nawet bardzo dobry, gdyby doba trwała czterdzieści osiem godzin to spałby na forsie. Kilka razy odmówił znanym firmom, tylko dlatego że nie mógł sobie pozwolić na pracę i studia równolegle. Nie z jego tuszą, nie z jego zdrowiem, nie miał zamiaru wykończyć się w młodym wieku. Kornel odłożył słuchawkę po czym wsadził ponownie kartę telefoniczną, otworzył notes i wybrał numer. Tym razem rozmawiał inaczej, widać było, że walczy o coś. Szklane drzwi odgradzały go co prawda od wnętrza kawiarni ale jego mowa ciała i mimika wskazywały że się kłóci, mówi coś podniesionym tonem. Jego twarz nabrała czerwoności, ręka, w której trzymał reporterski notatnik zaczęła drżeć.

Zanim przyjechał tu, do Szklarskiej Poręby, stoczył kilka wojen, w tym z ojcem, który jakimś cudem dowiedział się o jego problemach i - to już zupełnie nie wiadomo skąd - otrzymał zupełnie wypaczony obraz wydarzeń nad Małym Stawem. Że niby on, Miłosz, rzucał się na ludzi i sprowadzał ich do parteru. No dobra, część z tego była prawdziwa. W zasadzie mógł wyjść, trzasnąć drzwiami i rozpocząć zupełnie nowe życie. W tej chwili stać go było nawet na wynajem całego domu i to gdzieś w ekskluzywnej dzielnicy. Jeśli postanowił tę sprawę dokończyć to z innych powodów. Nie, wcale nie studia. W zasadzie nie nauczył się na nich niczego pożytecznego. Niektóre przedmioty miał z wykładowcami, którzy sami pilnie wymagali edukacji. Prawdziwym powodem, dla którego gnał jak idiota do Szklarskiej Poręby, był Kornel. Ten sam Kornel, który w tej chwili odłożył słuchawkę, wytarł chusteczką czoło i zamiast do wnętrza kawiarni, swe kroki skierował na zewnątrz. Co on robi, do cholery? Dopiero smuga dymu uświadomiła mu, że poszedł się rozluźnić i zapalić. Jest szansa, że wróci...

Miłosz nie mógł oderwać oczu od Kornela, nawet gdy zrobił kilka kroków i stanął za drzewem, pewnie po to by schronić się przed deszczem. Miłosz, który stąpał twardo po ziemi i nie wpadał w euforyczne nastroje, zdążył już podzielić swoje życie na dwa etapy - przed Kornelem i po Kornelu. Tamtego wieczoru, w Chatce AKT, przeżył pierwszy szok z powodu poznania kogoś. Siedzi człowiek, męczy się w towarzystwie ludzi, którzy zdążyli się już znudzić i nagle do schroniska wchodzi starszy mężczyzna z młodym chłopakiem, co jeden to lepszy... Tamtej nocy zrobił wiele głupstw, pierwszy raz w życiu. Wywołał bitwę na niby z młodym a później rozegrał sprawę spania tak, by znaleźć się koło Kornela i, korzystając z tego, że profesor był i pijany i zmęczony, pozwolił sobie dotknąć go tu i ówdzie. Zwłaszcza to ówdzie było podniecające - uśmiechnął się do samego siebie. Pierwszy raz w życiu miał kontakt z członkiem, innym niż jego własny. Później co prawda wyrzucał sobie, że zrobił świństwo, ale po pierwsze, to było tylko raz, po drugie, był zdania, że dostatecznie się zrehabilitował. Skutkiem czego siedzi teraz w Szklarskiej Porębie i zdenerwowany czeka aby Kornel wypalił papierosa...

- Więc sprawy wyglądają tak - zaczął profesor natychmiast po usadowieniu się koło Miłosza. - W zasadzie mógłbym użyć własnych kanałów by panu pomóc ale...
- Ale?
- Osoba, z którą musiałbym o tym porozmawiać, mieszka we Wrocławiu i trzeba to zrobić koniecznie dzisiaj. Nawet wstępnie się umówiłem na rozmowę ale przede wszystkim pan musi się na to zgodzić, panie Miłoszu. Nie będę wszystkiego panu mówił ale doktor Ryms jest mi osobą w pewnym sensie znaną. I, powiedzmy, ma wobec mnie pewne zobowiązania. Formalne, nieformalne, nieważne. Problem polega na tym, że wolałbym to załatwić cudzymi rękami. Z obawy o siebie, pana, w sumie nieważne. Strzeżonego, jak to mawiają, pan Bóg strzeże. Dlatego powinniśmy teraz dopić tę kawę i natychmiast jechać do Wrocławia.
- Ja też będę potrzebny?
Kornel zastanowił się nieco, pijąc drobnymi łyczkami resztkę kawy. Mało spał a do Wrocławia musi go coś trzymać przy życiu, zwłaszcza że przy tej pogodzie nie da się jechać szybko a on musi, tak, musi być wieczorem w Karpaczu. Magnus by mu tego nie wybaczył. Magnus... Ciekawe czy już zapchał tego swojego nowego przyjaciela do domu.
- Przy samej rozmowie nie, ale później będziemy musieli porozmawiać. To jak, jedziemy?
- Mam pana zawieźć i odwieźć z powrotem do Karpacza?
Kornel nie tyle nie chciał fatygować Miłosza, w sumie całe popołudnie z przystojnym chłopakiem warte jest swojej ceny, ale przede wszystkim pragnął być właścicielem swojego czasu. Najgorsze to być uwiązany do innych.
- Nie, naprawdę niech pan sobie nie robi problemu - odparł nieco obłudnie - jakoś przemęczę się te trzy godziny za kierownicą.
Trzy a może cztery... Kornel uregulował rachunek, dziwnie wysoki jak na dwie średniej jakości kawy i ruszyli na parking. Po chwili zielony citroen i srebrny saab wyjechały na szosę w kierunku Wrocławia.

Kornel jechał pierwszy i aż do Bolkowa miał saaba Miłosza tuż za sobą. Nie ustalili trasy, którą pojadą wiec dał chłopakowi znaki światłami, stanęli przed Bolkowem i ustalili, że nie będą robić żadnych wycieczek na autostradę a pojadą klasyczną drogą sudecką przez Świdnicę. Jeszcze Kornel zapalił i ruszyli ponownie. Może to z powodu pogody, może środowego wczesnego popołudnia, droga była pusta. Jeszcze przed Bolkowem minął ich czarny volkswagen passat, o łatwych do zapamiętania numerach WCT 3108 będących datą urodzenia Kornela. Jakiś czas później minęli Serwinów, małą wioskę w której znajduje się ważne rozwidlenie, na Strzegom i Świdnicę. Czarny volkswagen stal na poboczu i ruszył jakiś czas za nimi, Kornel widział go przez lusterko. Przypadek? Teraz zaczął się zastanawiać czy tego auta nie widział wcześniej, w Szklarskiej Porębie. Zasadą Kornela było nieobciążanie sobie pamięci jakimikolwiek drobnymi a nieistotnymi szczegółami, tyle że trudno przewidzieć, co tak naprawdę stanie się istotne... Czarny volkswagen zaczął już mu działać na nerwy i z chęcią wykonałby jakiś manewr sprawdzający, obojętnie jaki, zjazd, alternatywną drogę, kawę w jakiejś przydrożnej knajpce, tyle że tym razem Miłosz jechał z przodu i to jechał jak na te warunki dość szybko, blisko osiemdziesiątki. Kiedy zwolnił, profesor dopędził go i już miał wyprzedzać, gwiżdżąc na podwójną ciągłą linię, gdy jadący z przeciwka maluch zamrugał złowieszczo, informując o obecności policji. Lepiej uważać...

Dopadł go na światłach w Świdnicy ustawił się obok i otworzył okno.
- Zjedźmy gdzieś na bok, dobrze?
Miłosz nie odpowiedział ale gdy tylko zapaliło się zielone, ruszył z kopyta i zatrzymał przed pierwszym domem. W końcu zakaz parkowania to nie to samo co zakaz zatrzymywania się.
- Pan kojarzy tego czarnego volkswagena, co nam towarzyszy od Szklarskiej? O, tego - pokazał wzrokiem na mijające ich auto. Mimo że przestało padać, szyby dalej były mokre i Kornel mógł zarejestrować tylko profil kierowcy. Zdecydowanie męski.
- Chyba go dziś już widziałem. Panie profesorze, ja nie mam dzisiaj głowy do takich rzeczy, byle tylko policja dała mi spokój.
No tak... Kornel zdusił podeszwą niedopałek papierosa i powoli ruszył w stronę auta. Co to za maskarada? O co naprawdę tu chodzi? Postanowił sobie, że jeśli przed Wrocławiem zobaczy jeszcze raz tego typa, zatrzyma się i prosto z mostu poprosi by był łaskaw zejść im z oczu. No i jeszcze trzeba coś zrobić z Wrocławiem, teraz bał się puścić Miłosza tak po prostu do domu, załatwić sprawę na Zaciszu i dojechać. Spokojnie, tylko spokojnie... Zmierzył sobie tętno. Dawno tego nie robił. Prawie sto. Byle do Wrocławia.

Droga międzynarodowa z Pragi do Warszawy przebiega przez Przedgórze Sudeckie i Nizinę Śląską. Jeśli policja się nią interesuje, to zazwyczaj są to odcinki górskie, gdzie dozwolone prędkości zmieniają się jak w kalejdoskopie i łatwo złapać jelenia. Od Świebodzic szosa wybiega na równinę i monotonnie, przez pola biegnie do Wrocławia. Jedynym urozmaiceniem jest masyw Ślęży zaraz po prawej. Jeśli gdzieś można nadrobić stracony czas to właśnie na tym odcinku. Jechali teraz w odwrotnej kolejności, najpierw Kornel, później Miłosz. Czarny volkswagen powinien być przed nimi. Jechali dozwoloną dziewięćdziesiątką, bo szosa zdążyła już podeschnąć a Kornelowi zaczynało coraz bardziej brakować czasu. Magnus spodziewa się go koło ósmej, musi się naprawdę streszczać. I gdy dojeżdżał do Ślęży, na wysokości wioski Tworzyjanów, zobaczył go znowu. Tym razem czarny volkswagen WCT 3108 stał na poboczu, obok policyjnej nyski - że też jeszcze nie pozbyli się tego złomu? - jego kierowca rozmawiał z dwoma policjantami i wyglądało na to, że to tym razem policja ma więcej do powiedzenia, gdyż wysoki barczysty facet w dżinsowej kurtce ruszył w asyście gliniarzy do nyski.
- Ach jak przyjemnie, kołysać się wśród fal... - zaśpiewał Kornel barytonem i pilnował by na wszelki wypadek nie przekroczyć prędkości. Jeśli - co całkiem możliwe - pilnują Miłosza by sprawdzić co zrobi, z kim się skontaktuje, to w tym momencie przegrali. Ba, tylko czy ta cała sprawa jest tego warta? Podchodów, śledzenia, gróźb? Postanowił o tym na razie nie myśleć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Nie 23:27, 28 Cze 2015, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Nie 20:10, 28 Cze 2015    Temat postu:

trochę literówek:

1) 'widać było,że walczy o coś'
spacja po przecinku
2) 'dla którego gnał jak idiota do Szklarskiej poręby'
wielka/duża litera
3) 'o tym porozmawiać, mieszka e Wrocławiu'
'we'
4) 'że wolałbym to załatwić cudzymi rekami'
'ę'

ło, akcja się zagęszcza.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 60 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 20:58, 28 Cze 2015    Temat postu:

Kornel nie chciał fatygować Szymona? Powinnochyba być Miłosza

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 35, 36, 37  Następny
Strona 11 z 37

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin