Autor Wiadomość
dej
PostWysłany: Wto 14:38, 29 Gru 2015    Temat postu:

Więcej proszę, no czekam i czekam.
biboyykujawy
PostWysłany: Pią 0:12, 23 Sty 2015    Temat postu:

jedno z najlepszych opowiadań!
Dawaj dalszą część Smile
chmielna2
PostWysłany: Wto 23:51, 16 Gru 2014    Temat postu:

szkoda że nie ma dalszego ciągu , a zapowiadało się ciekawie
chmielna2
PostWysłany: Nie 23:31, 26 Paź 2014    Temat postu:

hej , kiedy następna część ?
dej
PostWysłany: Śro 20:00, 22 Paź 2014    Temat postu:

Chętnie czytam wasze opowiadania. Dresy to ja omijam z daleka, ja tom wole babeczki. Mimo tych dresów, ciekawe.
Mavcik
PostWysłany: Wto 19:05, 07 Paź 2014    Temat postu:

Czekam na ciąg dalszy ^^
kamol
PostWysłany: Sob 12:41, 04 Paź 2014    Temat postu:

Najlepiej zeby byl uni,opowiedz jak masz swoja przygode
krak30
PostWysłany: Sob 8:19, 04 Paź 2014    Temat postu:

kamol napisał:
Sex z dresem jest niezly


Pewnie, że jest fajny czasem nawet zabawny

No ale niektórzy to bułka przez bibułkę a chuja całą gębą
kamol
PostWysłany: Pią 23:33, 03 Paź 2014    Temat postu:

Sex z dresem jest niezly
kanalia
PostWysłany: Pią 19:24, 03 Paź 2014    Temat postu:

I obym nigdy nie musiał
krak30
PostWysłany: Pią 16:20, 03 Paź 2014    Temat postu:

kanalia napisał:
Dla mnie historia z dresem była nie do przejścia. Fantazja fantazją ale ja odpadam.
Pare błędów by się znalazło ale bez problemu jest czytelnie.


Nie waliłeś pałeczki z dresem

Fajne opowiadanie Very Happy
kanalia
PostWysłany: Czw 20:51, 02 Paź 2014    Temat postu:

Dla mnie historia z dresem była nie do przejścia. Fantazja fantazją ale ja odpadam.
Pare błędów by się znalazło ale bez problemu jest czytelnie.
Desire
PostWysłany: Wto 11:34, 30 Wrz 2014    Temat postu: Część 8

Witajcie, wybaczcie że "trochę" to zajęło ale jak to w życiu takie tam Tongue out (1)

- Czyli na wakacje do ojca?
- Ano - odpowiedział Adrian błądząc gdzieś wzrokiem.
- Może nie będzie tak źle, tak czy siak miło z jego strony, że Cię zaprosił i chce utrzymać kontakt.
- Nie wiem... ojciec i jego nowa rodzina... no nie wiem... Chodźmy, bo już późno
- Na dwa miechy? - powiedziałem podnosząc się z ławki.
- Trzy, od początku czerwca... ehh nie gadajmy już o tym.
Tak, więc za chwilę wakacje i Adrian zniknie z mojego życia na całe trzy miesiące zdaje się to być niewyobrażalne, bo spędzaliśmy ze sobą większość wolnego czasu plus szkoła a tu nagle dwa miechy bez niego. Tak myślę, że będę tęsknił, mimo że łączy nas tylko przyjaźń plus... hehe.

Ani się obejrzeliśmy miesiąc zleciał i staliśmy na lotnisku gapiąc się na odloty.
- Zaraz będą mnie wzywać - powiedział Adi lekko chyba przestraszony.
- Spoko to najbezpieczniejszy środek transportu.
- No może i wypadki są rzadsze za to zero szans na przeżycie.
- Nie dygaj przecież umiesz pływać.
- Eh gdybym jeszcze umiał latać.
- Miałeś szansę nauczyć się, kiedy miałeś "skrzydła", śmigło też masz.
- Bardzo śmieszne, szkoda że teraz nie będzie miał mi kto nim zakręcić.
- No jakoś sobie poradzisz, poprosisz współpasażera, był taki film... - W tym momencie odezwał się megafon i wezwano pasażerów na odprawę.
- No to idę...
Spojrzałem na tego jego brązowe oczyska, zmierzwione czarne włosy i poczułem jak by ktoś próbował mi zabrać coś bardzo mojego.
Uścisnął mnie serdecznie i szepnął na ucho. - Nie zmarnuj wakacji... Chcę ciekawych historii po powrocie.
- Życzę sobie tego samego, Ty też coś przywieź, nie koniecznie złamane kończyny.
Dźgnął mnie pod żebro i ruszył w stronę bramki.
- Bądź dzielny mały samolociku! - krzyknąłem za nim.
Nie odwrócił się, ale w odpowiedzi ujrzałem jego środkowy palec.
Ruszyłem szybkim krokiem w stronę wyjścia, po co skoro mi się nie spieszyło, nie wiem. Zrobiło mi się strasznie smutno to wręcz niemożliwe żeby tak się przywiązać do kumpla. Zanim się zorientowałem przeszedłem na piechtę dobre kilka przystanków.
O trzeciej w nocy dostałem smsa „W pizdu tu gorąco, generalnie jestem na miejscu”.
Nie na tym, co trzeba - pomyślałem - i próbowałem spać dalej. To była wyjątkowo ciężka noc.

Pierwszy tydzień czerwca minął na dopinaniu ocen i poczuciu pustki. Na szczęście szybko nadszedł weekend na domiar szczęścia rodzice Mateusza wybyli z chaty (tak temu Mateuszowi), więc zrobił imprezkę. Było świetnie, sporo ludzi, alkoholu, dziwne tańce i... nawet ktoś rzucił pawia z balkonu. Tym razem Mateusz, jako gospodarz nie przegiął i trzymał się na nogach. O trzeciej w nocy stwierdziłem, że na mnie już czas.
- Jak seszzzz to ostań na noc... ta dzielnia jest mało komfortowa do po nocy chodzenia - bełkotał Mati.
- Dzięki dam szobię radę.
No fakt, dzielnia była płytowa, ciemna, z lekka obskurna, ale i tak postanowiłem iść. W oddali było słychać jakieś kibicowskie rehehehe. Szedłem spiesznym krokiem i pech z za rogu wylazło trzech drechów.
- No siema, masz ognia?
Trzeźwość nadjechała expresem bez przesiadek.
- Nie, nie palę.
- Ale chyba dzwonisz... oddawaj - powiedział łysy i wyciągnął w moim kierunku wytatuowaną łapę.
Czułem jak oblewa mnie pot.
- Dawaj kurwa komórę albo będziesz jej szukał w dupie.
Już miałem sięgać do kieszeni, kiedy poczułem, że za plecami urosło mi coś wielkiego.
Drechy spojrzały za mnie, obróciłem się.
Znam ten ryj – pomyślałem.
- Siema, co porabiacie?
- Właśnie dostajemy telefon.
- Dobra, zostawcie chłopaczka jest z mojej klasy.
- No, co Ty Wojtek dalej w szkole?
Rezległ się śmiech wysoce ściany kruszący.
- No kurwa biję rekord, nie.
- Na chuj ty tam jeszcze łazisz?
- Bo fajne dupy są, nie.
Oświeciło mnie, Wojtek to koleś znany na całą budę, chyba już z cztery lata za długo do niej chodził. W końcu wylądował u nas. Raczej rzadko się pojawiał na zajęciach a uroda też raczej mało godna zapamiętania. Stałem po środku tej cud konwersacji i nie bardzo wiedząc co robić liczyłem charknięcia... do tej pory cztery... na cholerę ja to liczę. Wymienili jeszcze klika recheche i splunąć na chodnik po czym Wojtek ścisnął moje ramie tak, że poczułem przemieszczający się szpik.
- Dobra idziemy, nara.
- Nara.
Odeszliśmy parę kroków, spojrzałem na niego, patrzył obojętnie przed siebie.
- Dzięki Wojtek – stęknąłem.
- Spoko luzik... jak Ci tam na imię?
- Maciek.
- A no tak myślałem.
- Idziesz na tramwaj?
- Nie bejom jestem, gdzie mieszkasz?
- Koło biedry.
- To Cię podrzucę.
- Dzięki, ale nie musisz - powiedziałem i potknąłem się o własne nogi.
- Haha no chyba jednak będzie wskazane, chodź kurwa po drodze mam.
Beja... beja Wojtka na oko miała tyle lat, co on i równie błyszczała, co jego łysa głowa.
- Wskakuj – burknął.
Silnik groźnie zawarczał i po chwili Wojtek ruszył z piskiem opon. Rondo, drift, gaz do dechy. Czułem jak zielenieje. On miał frajdę a ja coraz wyżej treść. Całe szczęście, że pod biedre dotarliśmy w tri miga, oczywiście musiał zatrzymać się z piskiem opon a to była kropka nad i. Ledwo wyskoczyłem z samochodu na trawę i ozdobiłem ją dziełem abstrakcyjnym wartym na moje oko z 4 tysie jak nic.
- Wo stary hahaha - zarechotał radośnie.
Wyprostowałem się, zaszumiało, zakołowało. Poczułem jak ogarnia mnie ciemność. Ostatnie, co usłyszałem to „kurwa”, która przeszyła moją głowę i już mnie nie było.

Otworzyłem oczy, ciemno i ból. Zasnąłem z powrotem. Kiedy otworzyłem je ponownie przed oczami miałem żółto białą powierzchnię płaską. Powoli obróciłem wzrok, lampa... a znaczy się sufit... ale nie moja lampa i nie mój sufit. Podniosłem się gwałtownie, do moich uszu doszło pochrapywanie. Obróciłem głowę kawałek dalej, na kanapie spał Wojtek... w pokoju unosił się lekki zapaszek z nutą męskiej szatni i dezodorantu adidas. Chyba byłem u niego na włościach. Mogły wskazywać też na to następujące rekwizyty: sztanga w kącie, na ścianie plakat beji i kalendarz z cyckami, chociaż po rozmiarze cycków to były raczej cycki z kalendarzem. Parę flaszek po browcu walało się obok prawdopodobnego biurka, ale ciężko powiedzieć, bo leżało na nim wszystko łącznie ze skarpetami i pudełkami po częściach samochodowych. Niedomknięta szafa, obrotowe krzesło, wieża, telewizor i to by było na tyle. A no i łóżko, na którym zalegałem pod kocem... bez spodni, ale za to w kącie łóżka koło poduszki leżały, a jakże, jego skarpety, hmm, wyglądały na dziwnie sztywne. Spojrzałem ponownie na Wojtka, jego długie, potężne łyse nogi zwisały z przykrótkiej kanapy, spał z otwartą poszczą, w samym podkoszulku i slipkach, koc leżał na podłodze.
- Wojtek do kurwy nędzy, dziesiąta, wstaniesz z tego wyra czy nie.
Myślałem, że umrę na zawał. Łomotanie w drzwi zanim Wojtek się rozbudził drzwi się otworzyły i wparowała do pokoju starsza kobieta z fajką w kąciku ust i różowym szlafroku. Spojrzała na mnie i zdębiała. Ona zdębiała, ja zbaraniałem.
- Dzień dobry - powiedziałem w pośpiechu.
- Dzień dobry - odpowiedziała zdziwiona, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.
- Hahahaha - zarechotał już wybudzony Wojtek - aleś ją zastrzelił, "dzień dobry" nie daje rady.
Czułem, że pąsowieję.
Dźwignął się z kanapy.
Matko, jaki on jest wielki - pomyślałem ogarniając go wzrokiem. Dobrze umięśnione ramiona i fajna klatka a na tym wszystkim przeciętna twarz. Podszedł do mnie złapał mnie za głowę i wykręcił nią mocno w stronę ściany.
- Ał!
- Krwi nie było, ale guza kurwa to ty będziesz miał sporego.
Złapałem się za głowę, faktycznie było tam coś mocno bolącego.
- Jebłeś porządnie o glebę - powiedział patrząc na mnie bez wyrazu.
- Yyy no, dzięki, że mnie tak nie zostawiłeś.
- Spoko, ale na śniadano to Ty wypierdalaj do siebie.
Zaśmiałem się, chyba nie żartował, bo wyraz twarzy mu się nie zmienił. Zgarnąłem spodnie z pod wyra i zacząłem się pospiesznie ubierać.
- Dzięki Wojtek... za wszystko, nie wiem jak mógł bym Ci się odwdzięczyć.
- Dobra wyluzuj.
Wiążąc buty spojrzałem na niego. Ubierał się właśnie w swój strój podomowo-wyjściowy trzy paskowy.
- Dasz radę dojść do chaty?
- Tak spoko.
Przeprowadził mnie przez korytarz post peerelowskiego mieszkania. W kuchni siedziała kobieta w szlafroku, chyba matka, powiedziałem „do widzenia”, na co Wojtek znowu parsknął śmiechem. Otworzył drzwi na korytarz rzucił szybkie nara i już drzwi były z powrotem zamknięte.
Wpełzłem do domu prosto pod prysznic, matko, jaka ulga.

Jakiś tydzień po tym zdarzeniu przejeżdżałem koło budowy nowego bloku. Patrzę Wojtek popierdziela z taczką, umorusany i spocony, w niebieskich roboczych spodniach bez koszulki, przystanąłem na ten widok. Coś chciałem zagadać, ale... no w sumie, co mógł bym do niego zagadać. Już ruszałem dalej, kiedy usłyszałem.
- Siemia młody.
- Hej Wojtek.
- Jak tam globus?
- A spoko, nadal się obraca.
- Spoko, spoko, no a ja tu popierdalam na słoneczku, bo kasa musi być, nie, ale nie jest to robota moich marzeń, wolałbym pracować w warsztacie wuja, ale skurwiel powiedział, że jak nie zdam do następnej to chuj z tego.
- A jak w tym roku stoisz.
- Z majzy mnie suka ujebie.
- Jeszcze trochę czasu zostało może dasz radę.
- Kurwa nie dam rady, ta szmata się na mnie uwzięła.
Hmmm, osobiście uważam, że była całkiem sympatyczna i nie miałem z nią problemów fakt, że nie lubiła opierdalania a Wojtek był sztandarowym przykładem takowego.
- No przejebane.
- Dobra wracam do roboty, nie, nara.
- Nara.
Ruszyłem w drogę. Przez głowę przeszła mi myśl żeby pogadać z Łosiową (tak, matematyczka miała na nazwisko - Łoś) i poprosić żeby dała mu jeszcze szansę. W sumie kolesia nie znam, ale nie może być chyba aż tak tępy. Pomysł wydawał mi się coraz lepszy, dlatego w poniedziałek zaraz po matmie podszedłem do Łosiowej.
- Co tam Maćku? No chyba nie przyszedłeś się wykłócać o ocenę - powiedziała i wyszczerzyła żółte od papierosów i kawy siekacze.
- Nie psze Pani... tak trochę z inną prośbą... w sprawie Wojtka.
- Wojtka? - spojrzała na mnie z mieszaniną zdziwienia i pogardy.
- Zastanawiałem się czy, no czy nie mogłaby mu Pani dać tej dopuszczającej.
Popatrzyła na mnie, po czym obróciła dziennik w moją stronę i długim palcem zagłady, którym wyrywała do tablicy, wskazała kolumnę Wojtka gdzie pięknym wyprostowanym rzędem stał zastęp jedynek przeplatanych sporadycznie czymś lepszym.
- Nie ma tu Maćku z czego rzeźbić.
- No a gdyby... no coś poprawił.
- Jeżeli mogę wiedzieć, to skąd nagle zainteresowanie Czyżewskim?
- Wojtek uratował mi skórę przed łomotem pewnej nocy i tak pomyślałem, że... że szczerość to dobry pomysł.
- Maciek to bardzo szlachetne z jego strony i z twojej, że chcesz się jakoś odwdzięczyć, ale chyba musisz znaleźć inny sposób.
- A jakby coś poprawił? Proszę, to dla niego ważne.
- Ważne dla niego? Szczerze wątpię - Wlepiła we mnie wzrok z nad okularów.
Myślę, że właśnie w tym momencie ubrałem oczy kota ze szreka.
- Powiem tak, jeżeli Wojtek napisze test, na co najmniej dostateczny to przepuszczę go, ale to będzie test z półrocza więc szczerze wątpię żeby...
- Bardzo Pani dziękuję! - powiedziałem uradowany i wyleciałem z sali.
Wieczorem przeleciałem na rowerze osiedle w nadziei, że go znajdę i tak też się stało. Siedział z kumplami na zdezelowanej ławeczce i puszczał radośnie wróble na chodnik. Spojrzał na mnie.
- Siema Maciek... co tam? To jest kurwa Maciek, nie, ten, co wam mówiłem, że tak nim wstrząsnąłem, że oddał śniadanie z przed miesiąca - drechowy rechot.
O co za cudowne powitanie.
- Mogę zamienić z Tobą słówko? – zapytałem.
Podniósł się z oparcia ławki, odeszliśmy kawałek w bok i przedstawiłem mu sytuację. Wybałuszył gały. I kiedy spodziewałem się lauru na mej skroni usłyszałem.
- Po chuj, kurwa, do niej lazłeś, nie twoja pierdolona sprawa!
Po czy odwrócił się i wrócił na ławeczkę. Zamurowało mnie... co to było?
W domu zachodziłem w głowę, co się tam stało, jakiś porąbany czy co?

Następny dzień był tak piękny, że stwierdziłem, iż muszę się wybrać na dłuższą wycieczkę rowerową. Wracałem zadowolony w promieniach zachodzącego słońca... ale jakoś tak coraz ciężej mi się pedałowało, zsiadłem z roweru. Patrzę a dętka przecięta, musiałem władować się na szkło. No pięknie czeka mnie nie lada spacer. Nagle zza pleców wyrósł mi cień, pewnie się już domyślacie, tak Wojtek. Jak wcześniej widziałem go kilka razy w życiu tak teraz prawie codziennie na niego trafiam.
- Nieźle - wymamrotał, po czym wziął mój rower jak by to był patyczek i przeniósł go bliżej swojej zielonej beji. Poszedłem za nim, nic się nie odzywałem. Wyciągnął z bagażnika klej i łatkę, sprawnie ściągnął koło, oponę, potem zakleił dziurę, napompował pompką samochodową. Poszło mu to tak sprawnie, że byłem w szoku zresztą gdybym miał klej i łatkę sam dałbym sobie radę.
- Dzięki, nie musiałeś - wziąłem rower i ruszyłem przed siebie, w sumie to nawet zapomniałem, że na tym się jeździ a nie prowadzi obok nogi.
- Maciek...
Obróciłem się, patrzył na mnie swoją betonową twarzą. Podszedł, wzdychnął.
- Sorry za tamto, nie,... dlaczego do niej polazłeś?
- Po prostu chciałem Ci pomóc.
- Pogodziłem się już z kolejną odsiadką... a właściwie z tym, że teraz już by mnie wyjebali. Nie dam rady zdać, mazja to straszne gówno.
Złość mieszała się ze smutkiem w jego głosie.
- Mogę Ci pomóc, trochę ogarniam temat.
Spojrzał na mnie pytająco, wyglądał na zszokowanego.
- Naprawdę? Nie wiem czy dam radę.
- Spróbować nie zaszkodzi.
Po chwili myślenia wyciągnął łapsko i uścisnął moją dłoń oczywiście niczym imadło.
- Zgoda - powiedział pewnym głosem - Wpadnij jutro o dziewiętnastej, pamiętasz gdzie mieszkam?
- Tak.
Uśmiechnął się.
- Dobra ja popierdalam, trzymaj się młody.
- Cześć.
Oczywiście wyrwał z piskiem opon do przodu. Po co ja to robię?

Nadszedł wieczór dnia następnego, spakowałem podręczniki z matmy, bo nie wyglądało na to żeby jakieś miał. Tak obarczony stanąłem pod drzewami jego mieszkania. Dzwonek - drzwi - eee matka Wojtka?
- Dzień dobry, ja do Wojtka.
Zmierzyła mnie podejrzliwie swoimi bystrymi mysimi oczkami.
- Nie ma go jeszcze... jak chcesz możesz wejść i na niego poczekać, zaraz powinien przyjechać.
Przestąpiłem próg. Obrzuciła moje buty spojrzeniem pod tytułem you shall not pass, trampki bez zwłoki wylądowały w kącie.
- Znasz drogę - powiedziała i obróciwszy się ruszyła do kuchni.
Milusińska - pomyślałem i poczłapałem do pokoju. Podłoga nie była godna moich świerzych skarpet.
Kidy otworzyłem drzwi uderzył mnie ponownie zapach szatniowo adidasowy. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało zapach był całkiem... no powodował dreszczyk. Uhh na biurku nadal kupa wszystkiego, siadłem na rogu łóżka i zacząłem bawić się telefonem.
Minęło z dwadzieścia minut, kiedy usłyszałem głosy w przedpokoju. Drzwi otworzyły się z impetem aż podskoczyłem.
- Siema! - Powiedział Wojtek najwyraźniej uradowany moim widokiem - fajnie, że przylazłeś, sorry za spóźnienie, ale na budowie się popierdoliło - ścisnął moją grabę (kryk).
- Ja pierdole, ale upał – sapnął.
No fakt widać było po nim jak na mojej pogruchotanej dłoni. Koszulka była brudna i kleiła się do niego w każdym możliwym miejscu.
- Nie zdążyłem wziąć prysznica wiedziałem, że się spóźnię.
- Spoko, jeszcze nie jest późno, ogarnij się.
- Taki mam plan.
Ściągnął t-shirta wytarł nim twarz, łysinę i... i cisnął go w kąt pokoju.
No, no torsik prezentował się naprawdę wybornie. Po małych pryszczykach było widać, że goli klatę, co w sumie fajnie wyglądało. Szyję zdobił gruby srebrny łańcuch. Oczywiście bardzo sobie go delikatnie obserwowałem, nie chciałbym dostać od niego w ryj, mogłoby się to skończyć w najlepszym przypadku nosem na plecach.
- Chcesz browca.
- Jasne.
Wyszedł z pokoju sadząc wielkie ciężkie kroki. Ponad sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów to on miał. Po chwili dostałem w brzuch puszką zimnego napoju.
- Zara będę.
Siedziałem tak z piętnaście minut przed telefonem, kiedy stwierdziłem, że jego t-shirt trochę za mocno zdominował aurę pokoju. Jego feromony wsiąkły w każdą możliwą rzecz w tym pomieszczeniu łącznie ze mną. Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. W tym momencie w drzwiach stanął Wojt w czystej koszulce i materiałowych dresach, chyba nie miał majtek, bo w spodniach zafalował spory kształt.
- To żeby się lepiej myślało – wypaliłem.
Ruszył w moją stronę z miną standardowo betonową, boże idzie mnie zabić. Przeszedł obok, zapachniało żelem pod prysznic, oczywiście adidas. Stanął do mnie plecami i otworzył drugą połowę okna. Czyli jeszcze trochę pożyję. Stwierdziłem, że w dresach znajduje się fajny tyłek, spory, ale kształtny.
- Potrzebowalibyśmy miejsca żeby, no coś pisać.
- A spoko, nie?
Podszedł do burka pościągał elegancko części samochodowe... a resztą zsunął na podłogę.
- Jak praktycznie - powiedziałem z uśmiechem.
Nie zareagował...
Przyniósł pufę z innego pokoju i jebnął mi ją pod nogi. Dobrze, że nie na.
- Ok to do roboty.
Szło dość opornie, trochę jak rzeźbienie w lastryko. Zadania tekstowe były największą bolączką.
- Kurwa, co za gówno
Dość szybko się irytował.
- No dobra to może sobie wyobraź, że zamiast tego pociągu popierdalasz bejką do Radomia.
- No kurwaaa to ja rozumię... a czemu do Radomia?
- No nie wiem, wolisz Sosnowiec?
Mógłbym przysiąc, że kiedy patrzyłem na jego niejarzącą minę w tle słyszałem świerszcze. Adi by załapał.
- No dobra to gdzie chcesz?
- Nie wiem może Bolków?
- Niech będzie Bolków... a czemu tam?
- Stamtąd pochodzę, moi starzy się tu przenieśli, kiedy miałem dziesięć lat.
- No to się teraz skup, bo wracasz do ziemi ojczystej z prędkością sto dziesięć kilometrów na godzinę.
- Co tak kurwa wolno - walnął łapą w biurko - dwieście kurwa, nie?
- Ale ci spieszno zostawiłeś tam coś na gazie?
Zamyślił się... kminił żarcik czy był w tym Bolkowie.
Zadanie z moją małą pomocą rozwiązał. Cóż jednym na jabłkach,innym na bejach, niech i tak będzie. O dwudziestej drugiej widziałem, że więcej już nie wejdzie materiału do tej betoniarki. Oczy mu się kleiły, jedna powieka opadała bardziej niż druga a dolna warga z lekka obwisła. Wyglądał nawet hmm uroczo, z pod warstwy łysego dresa wyszedł trochę starszy ode mnie, zmęczony chłopak. Podpierał głowę na dłoni i skrobał koślawe cyferki.
Jaka jest twoja historia - pomyślałem. W tym momencie spojrzał bystro na mnie, chyba poczuł, że mu się przyglądam. Szybko spojrzałem na zeszyt.
- No i dobrze, ale na dzisiaj chyba kończymy.
- No kurwa już nie kminie.
Pozbierałem manatki.
- To, co Wojtek widzimy się jutro?
- No kurwa ba, możesz mi mówić Kiju tak się kumple do mnie zwracają - Zmiażdżył mi dłoń (chyba zacznę mu się kłaniać a nie podawać rękę) i odprowadził do wyjścia.
Kolejne dni mijały podobnie szkoła, dom, Wojtek. Trzeba przyznać, że naprawdę się starał, aczkolwiek potrafił pierdolnąć książką o ścianę, na szczęście szybko mu przechodziło, no i nigdy we mnie nią nie rzucił.

Nadszedł dzień sprawdzianu. Chyba nigdy nie widziałem go takie podenerwowanego. Zostaliśmy po lekcjach, gościówka kazała mi wyjść z klasy a Wojt został sam na sam ze swoim wyzwaniem. Po czterdziestu pięciu minutach wyszedł z miną... właściwie z miną taką jak zwykle.
- Jak poszło?
- Nie wiem, ma mnie wezwać - odpowiedział niby spokojnie, ale w głosie wyczułem stres.
Po paru minutach otworzyły się drzwi do klasy i Łosiowa zaprosiła nas oboje do środka.
- Zrobiłeś spore postępy, jak rozumiem Maciek Ci pomagał.
- No.
Westchnęła.
- Przykro mi Wojtku zabrakło Ci jednego punktu do dostatecznego.
- Kurwa - wystrzelił raptownie i złapał się za głowę.
- Wojtek! - Nie, nie powiedziała tego gościówa, tylko ja.
Spojrzeli na mnie oboje zdziwieni, a mi się zrobiło głupio. Nauczycielka zaczęła się śmiać. Po Wojtku było widać, że nie wie, o co kaman.
- No pośmiałam się, słuchaj Czyżewski, jeżeli rozwiążesz mi teraz na tablicy jedno zadanie, to Ci dam tą truję.
Oczy mu zabłyszczały. Odwróciła podręcznik w jego stronę i wskazała mu palucho-wskaźnikiem zadanie z pociągiem. Wojtek popatrzył na nie uważnie zmarszczył czoło.
- Beja - powiedziałem jakby do siebie
Popatrzyła na mnie zdziwiona Łosiowa, pokiwałem głową, że to nic. Aczkolwiek zauważyłem po minie Wojtka, że jednak coś.
Po chwili skończył miażdżyć kredą o tablicę i odszedł krok do tyłu. Łosica popatrzyła na rozwiązanie.
- Eh przykro mi... będę musiała się z Tobą męczyć w następnej klasie.
- Zdałeś! - krzyknąłem radośnie.
- O ku... znaczy suuuper! Łuuu - wydarł papę.
Złapał mnie w pasie podniósł do góry i ścisnął. A więc to tak jest mieć złamany kręgosłup pomyślałem, kiedy odstawiał mnie na ziemię.
- Posłuchaj mnie Czyżewski, masz się w przyszłym roku przyłożyć! Nie licz, że Maciek będzie Ci za każdym razem ratował dupę, zrozumieliśmy się?
- Taaak psze Pani. - łupnął mnie w plecy łapą.
Nie mogłem zmyć głupiego uśmiechu ze swojej twarzy. Byłem cholernie dumny, że z tego głazu, udało mi się wyrzeźbić jakiś zwój.
- A teraz wynocha mi stąd zanim zmienię zdanie.
- Dobra szefowo, idziemyyy - powiedział radośnie Wojtek.
Parsknąłem śmiechem, Łosiowa tylko pokiwała głową.
Wyszliśmy z klasy.
- Staryyyy jak ja Ci się odwdzięczę?
- Nie ma sprawy, zresztą to ja Tobie się odwdzięczałem, może nie jest to najnowszy model telefonu, ale bardzo się z nim związałem - wyszczerzyłem się do niego obracając w łapie wysłużoną komórkę.
- Idziemy na browara, ja stawiam.
- Niech i tak będzie - kiwnąłem głową.
Oczywiście browarowanie odbyło się w parku. Wojtek się rozgadał jak nigdy. Opowiadał między innymi, że zmarła mu siostra, mieszka sam z matką, ojciec coś tam dorywczo robi w Bolkowie przy chorej babce, więc on też musi pracować żeby utrzymać chatę. Chce kiedyś mieć swój warsztat, kiedy akurat o tym wspominał jego blado niebieskie oczy błyszczały jak latarki. Jego dupa ma na imię Aśka i mieszka w okolicach, w których chcieli mi spuścić łomot. Generalnie jest szczęśliwy. W trakcie opowieści padło mnogo kurw i wiele wróbli wylądowało na chodniku. O ile do kurw się przyzwyczaiłem to te wróble grały mi na nerwach.
Kiedy wracaliśmy była już ciemna noc, prowadził na skróty przez jakieś chaszcze, nagle się potknąłem przed twarzą błysnęła mi pokrzywa, ale jej nie sięgnąłem... zawisłem w powietrzu? Tak, Wojtek trzymał mnie za t-shirta jak szmacianą lalkę.
- Uważaj, nie - jednym ruchem postawił mnie do pionu.
- Dzięki - Dobrze, że było ciemno bo zobaczyłby jaki jestem czerwony na twarzy.
Tej nocy miałem dziwny sen. Śnił mi się on, był wielki jak budynek. Stałem na jego ramieniu ręką opierając się o jego głowę, kroczył ociężale i łapami niszczył wszystko, co było po drodze.

Nadszedł koniec roku szkolnego i nareszcie upragnione wakacje. Mój rozkład nie zmienił się za bardzo odeszła tylko szkoła, więc dalej granie, rower, spotkania z ludźmi.
Wojtka rzadko widywałem, jeżeli już to przypadkiem na ulicy, najczęściej w towarzystwie Aśki albo kumpli, zawsze się zatrzymywał żeby pogadać. Czasami, kiedy siedział na ławce z innymi Panami w dresach machał do mnie łapą żebym się przysiadł. Owszem zdarzało, że lądowałem z nimi na ławce, jednak czułem się w tym towarzystwie trochę nieswojo, nie moja grupa docelowa. Kiedy próbowałem zażartować kończyło się to kamiennymi twarzami, lubię sarkazm, ale nie każdy ma jego poczucie a za wiele kawałów o cyckach nie znam, więc w towarzystwie nie błyszczałem.

Minęło parę letnich tygodni, pogoda non stop była piękna i upalna. Akurat tego dnia mocno zachciało mi się napić coli. Wracałem sobie z butelczyną, kiedy za plecami usłyszałem pisk opon obejrzałem się raptownie, bejka. Wyskoczył z niej Wojtek w krótkich spodenkach bez koszulki, ten widok był dość miły.
- Siema młody, jedziemy na moczar (jeziorko oddalone o około dziesięć kilometrów) ładuj dupę w wóz.
- Hehe, dzięki ale nie mam ręcznika ani nic.
- Na chuj Ci to, ładuj kurwa dupę albo wpierdol - zarżał radośnie.
Wahałem się, ale zarzucił mi łapę na szyję i zaczął prowadzić w stronę auta, no to chyba jednak jeziorko.
Wcisnąłem się na tył gdzie siedziało już dwóch kolesi, z czego jeden bez koszulki, ścisk był spory, ale mi nie przeszkadzało hehe. Znałem już to towarzystwo. Z przodu siedziała Aśka, mnie zaś towarzyszył krótko ścięty brunet Jacek, pseudonim Lewar i łysy blondyn Dominik pseudo Ding (taki w sumie dziwny ten pseudonim, ale kiedy pytałem skąd akurat taki odpowiadał mi tylko drechowy śmiech). Za nami jechała jeszcze Audica, a w niej pewnie Kamil pseudo Wilku wraz Izką. Beją targał przeciąg z otwartych szyb, przez szum powietrza przebijała się jakaś techniawa chłopaki rżeli radośnie. Lewar machał mocno łapami, Aśka chichotała. Jeszcze nigdy nie pokonałem w takim tempie dziesięciu kilometrów. Wjechaliśmy do lasku i jakimś totalnym bezdrożem jechaliśmy przed siebie. Nie znałem tej okolicy plaża, na której ja bywałem była dostępna z normalnej drogi. W końcu dojechaliśmy do małej polanki nad wodą otoczonej wysokimi drzewami i krzakami, jak oni to miejsce znaleźli to ja nie wiem.
- Dobra wyładowywać dupy - ryknął Wojtek, wysypaliśmy się z wozu.
Wilgotne, szuwarowe powietrze z nad jeziorka okryło mnie przyjemnym chłodem. Chłopaki wypakowywali grilla i siaty browarów. Dziewczyny w tym czasie słały koce. Po chwili wszyscy faceci byli w kąpielówkach, oprócz mnie oczywiście. Na szczęście miałem bokserki, które w jakimś stopniu mogły udawać spodenki kąpielowe. Chłopaki chwycili Aśkę za ręce i nogi i żeby tradycji stało się zadość pizgneli nią do wody nie zwracając uwagi na jej piski i krzyki Izki, zresztą Izce też się oberwało. Trzeba przyznać, że było całkiem wesoło nawet się dało z nimi wytrzymać, kiedy nie posuwali farmazonów.
Jak by tak na nich spojrzeć to żaden nie był przystojniejszy ani brzydszy od pozostałych, betonowe harde twarze, golone klaty, łańcuchy (nieściągalne) i parę tatuaży. Co do ciała to chyba najfajniejsze miał Lewar choć był najniższy, Ding był najmniej umięśniony za to miał ładne oczy, Wilku z kolei miał spore bary i mały brzuszek. No i oczywiście Wojtek, który chyba generalnie najlepiej się prezentował, bo do tego był najwyższy. Wyszliśmy na brzeg Aśka udawała obrażoną za wrzutę do wody, ale jak dostała piwko szybko jej przeszło. To niesamowite jak piwo świetnie smakuje do nazbyt przypalonych kiełbasek.
Śmiałem się razem z nimi i z ich żartów czyżbym zdrechowiał? Poleżałem też trochę na kocu obok dziewczyn, które mnie, jak to dziewczyny, wypytywały o różne rzeczy. Miałem wrażenie, że stałem się częścią tej watahy. Kiedy znudziło mnie przesłuchanie poszedłem się ochłodzić.
Wyglądałem na nich z nad tafli wody jak krokodyl. Widziałem jak Kamil smoli cholewki do Izki, Aśka wiesza się na Wojtku a Lewar i Ding wyrażają opinie podniesionym głosem.
Młody wilk stara się zwrócić uwagę wilczycy w tym celu podchodzi i trąca ją nosem, w między czasie inna wilczyca próbuje przypodobać się samcowi alfa w trakcie, gdy dwa pozostałe wilki walczą między sobą o pozycję w stadzie - czytała Krystyna Czubówna. Sam się do siebie zaśmiałem i dałem nura pod wodę. Popłynąłem trochę dalej od brzegu. Kiedy się wynurzyłem i obróciłem w stronę łąki sytuacja uległa diametralnej zmianie, Izka stała przygnębiona Aśka ją pocieszała, Wilku miał dziwną minę pozostałym zabrakło słów jak nigdy. Zanim dopłynąłem do brzegu Wilku wsiadł do samochodu z dziewczynami i odjechał.
- Co się stało zapytałem Wojtka.
- Izka cioty dostała.
- Zostajemy?
- Tak, pierdolić to, chyba trochę wolnego mi się należy Aśka niech se robi, co chce skoro wybrała ciotę Izki to jej sprawa - powiedział z lekka wkurzony.
Nie bardzo wiedziałem, co mam na to odpowiedzieć. Powróciliśmy do picia i grillowania, Wojtek zaczął łoić za dużo browca, co raczej nie było wskazane bo został jedynym kierowcą. Chyba nikt nie miał odwagi mu tego powiedzieć.
Wkrótce humory się poprawiły i znowu było wesoło. Po jakimś czasie Lewar zerwał się z hasłem, kto ostatni w wodzie ten ciota. Robiłem wszystko żeby nie być ostatnim i się udało, ostatni był Ding. Po chwili Wojtek wpadł na pomysł walki na baranach, weszliśmy do wody po pas i nawet nie zauważyłem jak zanurzył się pod taflę i posadził mnie na swoich barkach, to było dziwne uczucie... o kurde - pomyślałem - prawie jak mój sen. Musiałem się szybko otrząsnąć, bo nacierał na mnie Lewar z Dingiem na plerach.
- Zniszczmy ich - szepnąłem do Wojtka.
Wojtek ruszył jak taran. Nastąpiło zderzenie a potem przepychanka. Złapałem Dinga za ramiona i próbowałem zepchnąć, walczył dzielnie, ale podstawa nie wytrzymała kolejnego natarcia Wojtka i runęli do wody a ja zaraz za nimi.
- Dobra młody stawaj na moje dłonie - ryknął Wojtek i wyrzucił mnie nad wodę tak jak bym nic nie ważył. Bez dwóch zdań świetne uczucie.
Potem nadeszła zamiana i miałem wyrzucić Lewara, kiedy już się wybijał przed oczami, przez strumień wody błysnęło coś niespodziewanego. Zanim się zorientowałem, co to było spojrzałem na taflę. Przede mną luźno unosiły się jego slipki... Ding je chwycił i wywalił hen na brzeg.
- Haha uważaj Lewar, bo coś jeszcze złowisz na tego robaczka - rżał Ding.
Wybuchliśmy śmiechem poza Lewarem, który się wkurwił i zaczął próby ściągnięcia gaci Dingowi. Z tego całego śmiechu nie zauważyłem jak Wojtek złapał mnie za nogę uniósł do góry i już byłem bez bokserek, zrobiło mi się głupio. Fru i już leżały na brzegu, po chwili dołączyły slipy Dinga, przyszedł czas na Wojtka
- Młody ściągaj mu, my go przytrzymamy.
- Spierdalać cioty - darł się, śmiał i szamotał w ich uścisku.
Nie było to łatwe, ale w końcu i jego strój kąpielowy wylądował na brzegu.
- I ty przeciwko mnie - ryknął i dosłownie wcisnął mnie pod wodę.
Otworzyłem oczy i w wirującej toni zobaczył falujące kutasy chłopaków, chwilo trwaj pomyślałem... ale zaraz znowu znalazłem się na powierzchni ledwo łapiąc powietrze.
- Kurwa Wojtek - krzyknąłem i rzuciłem się na niego żeby zrobić mu to samo, chłopaki umierali ze śmiechu jak próbowałem go wsadzić pod wodę. Dołączyli do zmagań i wszyscy zaczęliśmy się szamotać, czułem raz po raz jak ich fujary ocierają się o mnie... to w sumie nie było najlepsze, bo mój kutas zaczął się prężyć. Zrobiło mi się gorąco nie wiem czy z wysiłku czy z czegoś innego, ale miałem wrażenie, że za chwile woda wokół mnie zacznie się gotować. Wszyscy pomału przestali szaleć. Popływaliśmy jeszcze trochę i ruszyliśmy na brzeg, ja tym razem ostatni. Po chwili miałem przed sobą trzy gołe dupska. O tak dupka Lewara była słodka, zgrabna jak jabłuszko, zresztą Wojtek i Ding też mieli całkiem fajne. Szumiało mi w głowie od piwa i wygłupów w wodzie. Pacnęliśmy na koce. Gadka szmatka. Nagle Lewar wypalił.
- Haha tak się wypytywałeś, dlaczego Ding? Masz teraz niepowtarzalną okazję żeby się przekonać - zaśmiał się donośnie.
Ding był nieźle wstawiony, bo po tych słowach wstał i stanął do mnie przodem. Skierowałem wzrok na jego krocze, miał niemożebnie wyciągniętą mosznę, po czym ruszył biodrami do przodu i tyłu i wydał paszczą dźwięk - ding dong kurwa.
Myślałem, że umrę ze śmiechu, chłopaki się tarzali rechocząc. Ding się zachwiał i wylądował z powrotem na kocu.
Siedzieliśmy nadzy w promieniach zachodzącego słońca popijaliśmy piwo. Zacząłem strzelać zębami, strasznie żałowałem, że nie miałem ręcznika i tą myśl chyba usłyszał Wojtek, bo rzucił we mnie swoim, nawet nie spojrzałem na niego. Szybko narzuciłem ręcznik na plecy.
Lewar i Ding zaczęli się kłócić, który więcej bierze na klatę w powietrzu leciał tylko pierdolisz, pierdolisz.
- Kurwa weźcie po dwie reklamówki wody w butelkach po browcach i zobaczcie, kto dłużej wytrzyma - ryknął Wojtek.
- Dobra kurwa, już po tobie kurwa cieniasie - odgrażał się Lewar.
Po chwili stali przed nami (nadal nadzy) trzymając w wyciągniętych rękach pełne reklamówki. Świetna okazja żeby się pogapić na dary natury. Stanowczo Ding miał większe jaja, raczej nie szczególnie dbał o porządek. Kutas Lewara był lekko odchylony w bok, miał elegancko wystrzyżoną fryzurkę, oba były bardzo fajne. Zawody trwały, nadal pełna powaga, aż Ding wypalił.
- Jaja mnie swędzą.
Parskaliśmy śmiechem. Może od tego patrzenia – pomyślałem.
- E kurwa nie fair, naprawdę mnie swędzą.
- To niech ci kurwa młody podrapie a nie pierdolisz - sapnął Lewar.
Śmiech, dla siupy wyciągnąłem przed siebie łapę i rzuciłem "dawaj", schyliłem głowę śmiejąc się... jakież było moje zdziwienie, kiedy w dłoni poczułem coś ciepłego, aksamitnego a zarazem lekko włochatego. Podniosłem szybko głowę, na mojej dłoni spoczywały jaja Dinga, który je tam umieścił podczas mojej nieuwagi. Lewar nie wytrzymał na widok mojej miny i upuścił reklamówki śmiejąc się do rozpuku, Wojtek mu wtórował. Szybko zabrałem dłoń, czułem jak oblewa mnie rumieniec.
- Dzięki młody tak lepiej, wygrałem kurwa.
- Ej to było nie fair, Ding kurwa, rozproszenie przeciwnika, rewanż.
- Kurwa na siłce, nie chce mi się już dźwigać siat - ryknął Ding i walnął się z powrotem na koc.
Słońce coraz bardziej chyliło się ku horyzontowi. Atmosfera się uspokoiła. Wojtek gdzieś błądził myślami.
- Kiju możesz już prowadzić? Trzeba się zwijać - zapytał Ding.
- Nie.
- Pojebusie kurwa po coś tyle pił, jak my teraz wrócimy do domu? - warknął Lewar.
- Chuj mnie to obchodzi dla mnie możecie z buta.
- Pierdol się idziemy na stopa - mamrotnął Ding chwiejnie powracając do pozycji stojącej.
Wojtek spojrzał na mnie z kamienną twarzą.
- Mnie się nie spieszy - odparłem.
- A nam kurwa tak - warknął Lewar i po chwili ponownie odziani ruszyli z buta na drogę.
Kiedy zniknęli za drzewami powiedziałem.
- Wojtek jak myślisz znajdzie się ktoś, kto weźmie na stopa dwóch drechów?
Za późno ugryzłem się w jęzor przecież on jest jednym z nich.
Popatrzył na mnie najpierw zdziwiony a potem zaśmiał się serdecznie. Wyciągnął nogi i oparł się na łokciach, wzrok utkwił w jeziorze. Dopiero teraz chyłkiem mogłem się przyjrzeć, czym wojuje. A wyglądało na to, że sprzęt był niezły. Wygolony do zera kutas spoczywał na jego ściśniętych nogach z, pomiędzy których wystawał również kawałek wora. Poczułem podniecenie całe szczęście, że mogłem się ukryć pod jego ręcznikiem. Rozchylił nogi całość opadła w dół a na wewnętrznej stronie uda pokazała się spora blizna. Obróciłem lekko w jego kierunku twarz. Spojrzał na mnie, po chwili przeniósł wzrok na swoją bliznę złapał kutasa odgarnął go w moją stronę i powiedział.
- A to, to bójka w barze, koleś miał nóż i o mało nie amputował mi kutasa.
Kurwa, co jest? Zobaczył, że się gapię? Zaraz mogę skończyć na dnie tego jeziora.
- Ałć nieźle – mruknąłem.
- No koleś dostał niezłe wciry.
Po chwili milczenia zapytał.
- Dlaczego mówisz mi Wojtek a nie jak pozostali Kiju?
Zdziwiło mnie to pytanie
- No po prostu dla mnie jesteś Wojtek, ten od matmy.
Stąpałem po cienkim lodzie, osoby jego pokroju chyba nie lubią takich tekstów, ale on tylko się uśmiechnął. Wyprostował się na kocu i położył ręce pod głową, wypinając w górę klatę.
- Spoko, zrobiłeś dla mnie coś, czego nikt dla mnie nie zrobił... możesz mnie nazywać jak chcesz.
- "Wojtek" wystarczy – odparłem.
Przeciągnął się i włożył ręce z powrotem pod głowę.
- Mnie też podrapiesz? - powiedział znienacka.
Poczułem zimny dreszcz obróciłem twarz w jego kierunku patrzył w niebo. Uśmiechnąłem się myśląc, że żartuje... nie drgnął.
Podniósł głowę, spojrzał na mnie, a potem w dół. Rozsunął bardziej nogi. W końcu nie wiem czy żartował czy nie, ale mojemu małemu było nie do śmiechu.
- No i? - powiedział całkiem poważnie.
No, co "no i" poważnie kurwa? No mówił poważnie... jak to rozegrać? Żaden tekst mi nie przychodził do głowy a może po prostu nie chciałem go znaleźć, więc... zbliżyłem dłoń do jego moszny przesunąłem po niej palcami, wzdrygnął się.
- Nawet kurwa po jajach podrapać nie potrafisz - sapnął wyciągnął rękę z pod głowy i podrapał się porządnie po jajach. Ręka spoczęła na udzie.
- Teraz ty spróbuj.
Ku własnemu zaskoczeniu spełniłem jego prośbę, w tym głosie nie było miejsca na sprzeciw.
- No tak lepiej - zaśmiał się.
Zsunął rękę na jaja i powoli od niechcenia zaczął je smyrać. Raz po raz przejeżdżał palcem po kutasie.
- Pełen relaksik to kurwa lubię - sapnął.
Mój mały nie był już mały. Po chwili z Wojtka kija wyrosła maczuga, ja pierdole, co to był za chuj. Był chyba wielkości pojemnika pianki do golenia może trochę węższy. Efekt rozmiaru mógł być kwestią tego, że miał tam wszystko wygolone, ale tak czy siak naprawdę robił wrażenie. Przez środek biegła gruba fioletowa żyła, od której niczym odnogi rzeki odchodziły mniejsze. Sterczał celując prosto w niebo. Nie mogłem oderwać wzroku, co chwilę tylko rzucałem okiem gdzie patrzy, cały czas razem z kutasem w niebo.
- Niezły potwór, nie? – mruknął.
- Ymm - wydałem z siebie ledwo słyszalny dźwięk aprobaty.
- Kurwa, ale potwór musi żreć, a Aśka robi problemy, bo ją kurwa boli cipa - sapnął ze złością.
Czerwony łeb świecił w promieniach zachodzącego słońca niczym pochodnia, a ja czułem się jak ćma, która leci do światła. Poruszyłem się niespokojnie. Wojtek podniósł głowę, łapą odrzucił ze mnie połę ręcznika odsłaniając mojego sterczącego kutasa.
- Niezły - kiwnął głową.
- Nie narzekam - powiedziałem lekko spłoszony.
Spojrzałem w dół i mimo, że nie uważałem go za małego przy Wojtkowym ... no cóż.
- Chciałbym mieć takiego, żadna by nie jęczała, że boli ją szczęka i pizda, a zamiast tego mam takie bydle.
- Żartujesz? Jakbym miał takiego fleta to chyba non stop bym walił - wypaliłem.
Przez głowę mi przeszło "Maciek, co Ty pierdolisz?".
- Nie krępuj się, mnie się już znudziło.
Jego bat pulsował delikatnie, miałem wrażenie, że czuję bijące od niego ciepło. Czy to była prawdziwa propozycja czy się zgrywał? Wiem tylko tyle, że chciałem żeby to była prawda... kurwa autentycznie chciałem go chwycić za tego potwora. Wojtek sprawiał wrażenie strasznie wyluzowanego na tym punkcie, więc chyba nooo... asz kurwa. Moje ręka powędrowała w kierunku jego kutasa, zawahałem się sekundę przed dotknięciem, jednak chęć wygrała i moja dłoń delikatnie zacisnęła się na pręcie. Uczucie było niesamowite, w łapie poczułem, że naprawdę trzymam wyjątkowego gnata, pulsował tętnem podniecenia. Przesunąłem ręką w górę w dół, łepek chował się i wychylał z pod napletka. Usłyszałem głośny wdech powietrza. Palcami zawadziłem o jego pokaźnego wora. Zmieniłem dłoń tylko po to, aby tą pierwszą chyłkiem podnieść i powąchać... pachniała wodą z jeziora i delikatnie męskim kutasem. Naprawdę chciałem mu zrobić dobrze. Uchwyciłem go dwoma dłońmi i delikatnie okręcałem przesuwając w górę i w dół raz wolniej raz szybciej, zwolniałem uścisk po chwili bardziej zaciskałem. Mój kutas sterczał i pulsował ukryty pod ręcznikiem. Z palców zrobiłem krążek, naśliniłem go od wewnętrznej strony i jeździłem nim po jego łepku, na którym błysnęła jasna kropelka, została dołączona do zabawy, jako dodatkowe nawilżenie. Sapał coraz głośniej, drugą ręką mocno ściskałem jego chuja, czułem, że wzbiera się fala, więc zwolniłem. Jęknął i ponownie powoli w górę i w dół. Kutas zmienił się w betonowy filar, nie wiem ile mu waliłem, ale starałem się go męczyć jak najdłużej. W końcu nadszedł moment jego granicy wytrzymałości i chlusnął obficie w górę. Usiał białym płynem brzuch, nogi, moją rękę i dookoła koc. Ciężko dyszał, klatka mu chodziła w górę i w dół jak po mocnym wysiłku.
- Kurwa młody drapać po jajach nie umiesz, ale takiego walenia to jeszcze nie miałem - sapnął radośnie.
Kiedy oddech mu się uspokoił podniósł się ciężko z koca.
- Ja pierdole, co za syf, idę się opłukać.
Poszedł do jeziora a ja patrzyłem za nim jak idzie prowadząc nogi w lekkim rozkroku. Wytarłem dłonie w chusteczki. I zacząłem się ubierać... - będą mnie zaraz bolały jaja - pomyślałem wciągając na tyłek majtki. Po chwili wrócił, rzuciłem mu ręcznik, wycierał się dokładnie. Kontem oka patrzyłem jak trze do sucha swojego potwora.
- Dobra młody zbieramy bajzel.
W drodze do domu spotkaliśmy siedzących na poboczu chłopaków, wyglądali strasznie, spoceniu, pijani. Wojt zatrzymał się z piskiem.
- Kurwa jełopy toście se wzieli stopa.
W odpowiedzi padła wiązanka bluzgów. Wtarabanili się na tył samochodu i ruszyliśmy do domu. Zgodnie z moimi przewidywaniami nikt się nie zatrzymał wcześniej żeby zgarnąć z drogi dwóch pijanych dresów.
Podwiózł mnie pod samą chatę, chłopaki gremialnym rykiem mnie pożegnali.
- Trzymaj się młody, było miło – rzekł Wojtek waląc mnie w ramię.
I z piskiem opon ruszył w noc.
p_carmen
PostWysłany: Śro 12:14, 25 Cze 2014    Temat postu:

Extra tekst. Gratuluję.
rubik206
PostWysłany: Wto 22:07, 24 Cze 2014    Temat postu:

i co koniec?
WIĘCEJ WIĘCEJ WIĘCEJ...... zajebiste, aż mi chuj stanął tyko kto mi pomoże?
no cóż ręka musi starczyć...

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group