Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zakazany owoc. Jak nieszczęśliwa miłość zmienia człowieka.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lesny
Debiutant



Dołączył: 13 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 12:57, 10 Cze 2012    Temat postu: Zakazany owoc. Jak nieszczęśliwa miłość zmienia człowieka.

Wstaję o godzinie 1:37, obudzony przez głośny krzyk brata. Sprawdzam, co się stało, kołyszę go i znów słodko śpi. Czekam jeszcze chwilę i zastanawiam się, czy rodzice już wrócili ze spotkania, czy podpisali ten kontrakt za kilka milionów, który był jedynym tematem w naszym domu już od ponad miesiąca. Sprawdzam, czy na wycieczkę wszystko spakowane. Nie ma szczoteczki i pasty, ale to dodam, jak już umyję zęby. Wiedząc, że mam jeszcze dużo czasu do trzeciej, bo o tej miała zacząć się wycieczka, idę poćwiczyć na rowerku, trochę na ławce i kilka basenów. Szybka kąpiel, teraz na górę, ubrać się. Co włożyć? Coś eleganckiego, muszę w tym wyglądać na intelektualistę, jak uczyła mama. Bo to, co ludzie mówią jest najważniejsze. Jeszcze książka, bym wyglądał na takiego, co obchodzi go tylko kariera. Wezmę 'podstawy ekonomii'.
Rodzice w domu. Trochę wstawieni, ale szczęśliwi, więc się udało. Zamawiam taksówkę, jeszcze słucham uwag rodziców, jak to się nie zachowywać, żeby nauczyciele nie gadali, coś tam odpowiem i już jestem w drodze do autokaru pod szkołą. Wreszcie chwila dla siebie, włączę sobie coś Gagi, dla odprężenia się, bo już za niedługo będę musiał uważać na wszystko, by wypaść perfekcyjnie. Dobrze, że nie ma tu taty, wyłączyłby mi tą 'dyskotekową muzykę', wydarł telefon i kazał słuchać piosenek w innych językach, coby słuch przyzwyczajać i czasu nie tracić. Podjeżdżamy pod szkołę, autokar już stoi, 10 minut do odjazdu. Rzucam cześć każdej znajomej twarzy, wyszukuję wzrokiem kogoś przystojnego i siadam.
Patrząc na facetów myślę: 'Przespałbym się z nim'. Tak wygląda moje życie emocjonalne, na tym się kończy. 'Bo na szczycie się jest sam, synku, ludzie nie są ważni, ważny jest sukces', wspominając dobre rady mamy, które zagnieździły się w mojej głowie jak korona cierniowa. Czemu jeszcze, do licha, nie jedziemy!? Ponoć ktoś się spóźnił i czekamy na niego. Jezz, co za idiota. Chcę już do Pragi, chcę się stąd wydostać, choć na chwilę. Spóźnialski łaskawie pojawił się w drzwiach autokaru. Kurwa?! Ma włosy całe wyżelowane, spóźnił się przez fryzurę! Rozumiem go, ale jak on śmie opóźniać moją podróż! Nie był to żaden nieznajomy, a kolega z klasy, z którą łączymy wf. Warto wspomnieć, że ubiera się bardzo dobrze, jak na małe miasto we wschodniej Polsce, w którym obaj mieszkamy.
Jedziemy już godzinę, udaję, że piszę smsy, że niby mam masę przyjaciół, których liczba, w rzeczywistości, ogranicza się do dwóch.
Zaczynam patrzeć na tego spóźnialskiego, nazwijmy go Markiem, trzeba przyznać, że większego ciacha nie widziałem. Znowu myśli typu :'przespałbym się z nim', trochę fantazji i odwracam wzrok. Zaczynam się jednak czuć trochę inaczej, wyobrażam sobie nas razem, spędzających czas, może całujących się. Jednak myśl o rodzicach, którzy przyłapaliby mnie z chłopakiem, skutecznie zmniejsza oddziaływanie tych myśli. Jednak wciąż on nie chce mi wyjść z głowy. Zaczyna mnie to irytować, dlatego kładę się spać w niewygodnym fotelu i próbuję o niczym nie myśleć.
Budzi mnie nagłe zatrzymanie się autokaru na stacji benzynowej. "Trzydzieści minut postoju!" oznajmił kierowca i wszyscy zaczęli masowo pchać się do wyjścia. Zostałem w autokarze sam, więc założyłem słuchawki. Do głowy wrócił mi Marek, jego włosy, rysy twarzy, perfekcyjna sylwetka. Fajnie byłoby mieć go tylko dla siebie, żeby go całować, głaskać, budzić się przy nim i zasypiać. Dziwnie jest myśleć o facetach nie tylko pod względem fizycznym. Godzinę później dowiadujemy się, że jesteśmy w połowie drogi do Wrocławia, więc zostało około 7 godzin. A w głowie tkwi mi tylko Marek. Dla odwrócenia uwagi przypominam sobie końcówki miękkotematowe przymiotników rosyjskich '-ий, -его, -ему... Marek!' Cholera jasna. Poddałem się i myślałem o nim do końca podróży.
Podjeżdżamy do pensjonatu, nauczycielki sprawdzają torby, wyłapały trochę alkoholu i zaczęły rozdawać klucze do pokojów. Trafiłem do jednego z dwoma kolegami z klasy.

CDN (opowiadanie oparte na moim życiu, piszę dosyć uczuciowo, dlatego tak chaotycznie)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 13:11, 10 Cze 2012    Temat postu:

Chaotycznie ale ciekawie....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lesny
Debiutant



Dołączył: 13 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 16:10, 10 Cze 2012    Temat postu:

...Trafiłem do jednego z kolegami z klasy. Gdy dotarliśmy już pod drzwi z numerkiem sto jeden, bo ten numerek widniał na kluczu, wszyscy położyliśmy nasze torby na łóżkach i zaczęliśmy 'zwiedzać' nasz pokój. Jak na cenę wycieczki, warunki były nie najgorsze. Wszyscy zaczęli się przechadzać po pensjonacie, szukając swoich kolegów i osób, z którymi rozpoczną wieczorem 'balety'. Ja jednak, jak zwykle czując wyższość, pościeliłem łóżko, zagospodarowałem przestrzeń pod moje potrzeby i położyłem się z zamiarem dokończenia książki, którą czytałem w autokarze. Za jakieś pół godziny wrócili moi współlokatorzy. Wymienili uśmiechy, co nie umknęło moim oczom. Jednak nie obchodziło mnie to. Rzuciłem do nich 'co tam?', a ci, że nic. Przewróciłem więc oczami i wróciłem do lektury.
Moje myśli znowu zaczęły krążyć wokół Marka. Ogarnęła mnie irytacja, nie mogłem się skupić na książce, myślałem o tym, co robi, jak wyglądałoby nasze spotkanie, jak on się całuje. Niewyobrażalnie wkurzała mnie monotematyczność w moim umyśle. Pocieszałem się tym, że to minie. Że to tylko chwilowe załamanie emocjonalne, które minie. Musi minąć.
Chłopaki zaczęli gadać o alkoholu, dziewczynach i o ich żałosnych planach na przyszłość. Nie mogłem tego wytrzymać, więc poszedłem do dziewczyn do pokoju naprzeciw. Miałem tam kilka koleżanek. Zaczęliśmy gadać o jakichś szkolnych sprawach, coś o kosmetykach i rozmowy lekko zajeżdżające tematyką typowo kobiecą, jednak wolałem to, niż siedzenie u siebie w pokoju. Gdy zeszliśmy na temat chłopaków, podświadomie chciałem dowiedzieć się nieco więcej o Marku. By nie wzbudzać podejrzeń co do mojej orientacji, nie spytałem wprost. Spytałem tylko, czemu on się ubiera jak jakiś gej. Temat nie rozkręcił się w sposób zadowalający, dowiedziałem się tylko, że traktuje kobiety przedmiotowo i strasznie cwaniaczy. Na niedługo po tym, pojawił się alkohol, Zacząłem więc powoli wracać do mojej sto jedynki, czując wzrok koleżanek typu 'jak to on nie pije?!'. Dzięki bogu u mnie wszyscy spali, pewnie byli zmęczeni po ponad dwunastogodzinnej podróży. Położyłem się i ja. Myśl o Marku nie ustała aż do zaśnięcia.

Cdn


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lesny
Debiutant



Dołączył: 13 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 17:56, 10 Cze 2012    Temat postu:

Następnego dnia obudziłem się z pytaniem: czy Marek wie, że ja istnieję? Zdziwiony, że wciąż o nim myślę, że nie budzę się myśląc tylko o dopracowaniu moich planów zawodowych, poszedłem do łazienki. Na szczęście, reszta jeszcze spała, więc mogłem zacząć rytuał podnoszenia swojej pewności siebie, codziennym powtarzaniem motywujących formułek przed lustrem. Po umyciu się, zszedłem na śniadanie, jeśli w ogóle to, co zostało podane można nazwać jedzeniem. Od razu po posiłku wpakowaliśmy się wszyscy w autokar i pojechaliśmy obejrzeć panoramę racławicką. Widoki były piękne, jednak zamiast się nimi zachwycać wolałem rozmyślać o tym, co zdarzyło się na chwilę po wyjściu z autokaru. Otóż Marek zostawił na chwilę swoją obstawę, w postaci grupki kolegów i poszedł zagadać do mnie. Nogi mi zmiękły, serce zaczęło walić i zastanawiałem się tylko, jak nie palnąć jakiejś głupoty. Myślałem, że takie emocje mogą towarzyszyć tylko podczas matury. Spytał mnie, czy wiem, jaki jest następny punkt wycieczki. Odpowiedziałem mu, zważając na dykcję i treść bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Szliśmy obok siebie jeszcze chwilę, potem od wrócił do swoich przyjaciół. Reszta zwiedzania odbyła się już bezstresowo, jednak zrobiłem mu ukradkiem kilka zdjęć, bo w szkole nie miałbym takiej możliwości, a chciałem upamiętnić to ciało, niczym greckiego boga. W drodze powrotnej myślałem tylko, czemu on mi się tak podoba. Zrobiłem mentalną listę tego, co w nim lubię. Okazało się, że kocham to, jak mówi, jak się porusza, o czym mówi, jak wygląda, jak się zachowuje. Był dla mnie kimś perfekcyjnym, bez żadnej skazy. Było to o tyle dziwne, że zauważyłem to dopiero po jakimś roku od poznania go. Nigdy wcześniej nie czułem nic do niego. Był dla mnie obojętny, a teraz myślę o nim przez cały czas. Przed powrotem do pensjonatu zahaczyliśmy jeszcze o kaufland. Dzieliłem koszyk z koleżankami, więc za ich sprawą znalazło się w nim kilka butelek wódki i piwa. Zobaczyłem nadchodzącego Marka, szukał jakiegoś specyficznego alkoholu, więc pospieszyłem do niego, by pokazać mu, że ja też kupuję 'coś do picia', wiedziałem, że to jest 'cool' i, że mógłbym mu tym zaimponować. On rozpoczął rozmowę. W pewnym momencie padło pytanie, jak zamierzam kupić to wszystko bez dowodu. Stanąłem jak wryty, mój mózg był zaślepiony tylko nim, a ręce niemal drżały, także nie potrafiłem wymyślić nic, co można by odpowiedzieć. Spanikowałem i rzuciłem, że 'jakoś dam radę'. On zaśmiał się. Jego uśmiech był paraliżujący. Gdybym nie złapał się wózka, upadłbym, tak zaczęły drżeć mi nogi. Były dosłownie jak z waty. Moje ciśnienie na pewno zaniepokoiłoby niejednego lekarza. Założę się, że wynosiło coś ponad 170/110. Chyba zacząłem mdleć. Marek odszedł już do kasy. Ja, z mroczkami przed oczami próbowałem się otrząsnąć. Pytałem siebie: co się ze mną dzieje? Czemu tak reaguję na jedną, głupią, do niedawna nic nieznaczącą, osobę. Było to dla mnie nowe, nieznane i straszne, przerażało mnie. Od zawsze byłem pewien, że tylko nieudacznicy nie potrafią poskromić swoich emocji. Teraz jestem niczym Kochanowski w 'Trenie IX'. Choć, czytając Treny, nigdy nie pomyślałem, że mógłbym znaleźć się w podobnej sytuacji. Wróciliśmy do hotelu. Po inspekcji, jak wcześniej, pojawił się alkohol. Teraz jednak nie obchodziło mnie to, niech robią, co chcą. Zaczęły się pytania, czy nie chcę trochę, czy mnie nie ciekawi. Zaczęli mi przedstawiać zalety picia. Że przez chwilę się zabawię, że zapomnę o tym, co mnie dręczy. W tym wypadku zacząłem poważnie rozważać wypicie kieliszka czy dwóch. Ciszę przerwał jednak huk otwieranych drzwi. Jeden z moich współlokatorów wparował do pokoju z butelką. Opamiętałem się więc i powiedziałem, że wystarczy mi to, że oni są pijani, żeby dobrze się bawić. Po kilku kolejkach, w których byłem tylko biernym obserwatorem, zaczął się temat seksualności. Podobno na wycieczce było dwóch gejów. Postawa koleżanek była godna podziwu. Powiedziały, że jeśli są tacy, jacy są to im to nie przeszkadza. Koledzy jednak nie byli tak tolerancyjni. Przedstawili małomiasteczkowe, wschodniopolskie poglądy, których nie będę przytaczał. Koleżanka nagle spytała mnie, czy to prawda, że nie jestem tak do końca hetero, ponoć słyszała, że jestem bi. Bawiłem się na tyle dobrze, że przyznałem jej rację, że jestem bi (dla ścisłości, jestem gejem, jednak nie chciałem się jeszcze do tego przyznawać) Koleżanki doceniły 'prawdę', koledzy jednak, by nie zagłębiać się w całą sytuację, wygonili mnie z ich pokoju i kazali mieszkać z dziewczynami. Nie było mi jednak smutno, koledzy wrócili do siebie i pili we własnym zakresie. U nas impreza zaczęła się rozkręcać. Tańczyliśmy, śmialiśmy się. Czułem się po prostu dobrze, lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie wiem dlaczego. Może to była chęć zaimponowania Markowi? Może po prostu zacząłem żyć? Tylko tym razem tak naprawdę żyć. Bawiliśmy się do rana. Ostatnią godzinę przed zbiórką po prostu graliśmy w karty, bo nie widzieliśmy sensu kłaść się już spać. Mogłem być sobą. Włączyłem muzykę i wszyscy śpiewaliśmy. Przed zbiórką poszliśmy się ogarnąć, żeby nie było widać, że balowaliśmy całą noc. Przy autokarze gadaliśmy jeszcze chwilę. Dziewczyny pytały, co się stało, że się tak wyluzowałem, że w szkole zazwyczaj ciężko jest ze mną słowo zamienić. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Cała sytuacja była dla mnie jeszcze bardziej dziwna.

Cdn


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 18:00, 11 Cze 2012    Temat postu:

Leśny bardzo zaciekawiło mnie Twoje opowiadanie i jestem niesamowicie ciekaw dalszych części.
Pozdrowienia z Łodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lesny
Debiutant



Dołączył: 13 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 22:20, 11 Cze 2012    Temat postu:

Podróż autokarem do Pragi była czymś nadzwyczaj nieprzyjemnym, jednak zwieńczonym nieziemskim widokiem na całe miasto. 5 godzin oglądania żałosnych produkcji filmowych bezimiennych reżyserów urozmaicało jedynie myślenie o Marku. O dziwo, każdy obraz z Nim w roli głównej przestał mnie irytować. Zaczęło mi się to wręcz podobać i coraz łatwiej dawałem się ponieść błogim fantazjom. Z zadumy wyrwało mnie nagłe zatrzymanie się pojazdu. Rozpoczęło się zwiedzanie. Pierwszym punktem była oczywiście toaleta. Razem z moją paczką ruszyliśmy ku odpowiednim drzwiom. Marek, w przeciwieństwie do kolegów, nie czuł potrzeby i został sam. Zauważywszy to, mój pęcherz dziwnym trafem również przestał ponaglać do łazienki. Zostanie na zewnątrz okazało się bardziej atrakcyjne, zwłaszcza, że mogłem oglądać go w pełnej krasie. Widziałem jego idealnie dopasowane jeansy, wpuszczone w zamszowe, beżowe buty. Jego ciemnobrązową kurtkę, leżącą na nim, jakby była dla niego szyta i czarną bluzę z zawadiacko wyciągniętym kapturem. Największą jednak uwagę przyciągała twarz. Ach, te jego ciemne włosy, nonszalancko założone do tyłu i potraktowane co najmniej połową opakowania żelu, czarne oczy niczym perełki i mięśnie twarzy układające się nieziemski uśmiech. Całość jego majestatu uświetniły kości policzkowe. Ułożone niczym ręką samego boga. Można by nimi ciąć diament. Nagle jego wzrok odwrócił się w moją stronę. Zacząłem się rozpływać. Dla niepoznaki udałem, że piszę smsa, tak naprawdę sprawdzając, czy nie zepsuła mi się fryzura. On ruszył w moją stronę. Stanąłem jak wryty. O mało nie wypadł mi telefon. Kroczył po królewsku, jakby grał główną rolę w filmie, którego byłem tylko widzem. Pewny siebie, z uśmiechem. Spanikowałem i zacząłem nerwowo poprawiać włosy. Ręce drżały, a stawy straciły elastyczność. Poczułem adrenalinę, krążącą w mojej krwi. "Walczyć czy uciekać?" ponaglał organizm. Walczyć! Ucieczka byłaby co najmniej dziwna. Zacząłem się myślowo przywoływać do porządku "To tylko jedna z wielu osób, on chce tyko z tobą porozmawiać, nic więcej. Nie masz uczuć, one są nieważne. Zignoruj je. Uczyłeś się jak to robić przez 17 lat! Ogarnij się!" Nic nie pomagało. Rozpływałem się jak nigdy. Jedno jego słowo i mógłby mieć mnie jak na tacy. Spytał mnie, czy wiem, jak zapytać się po angielsku "jak mogę się dostać do...". Zacząłem coś tam plątać, w głowie miałem pustkę. Po chwili jednak odpowiedziałem "hał ken aj get tu i ...podaj miejsce". On uśmiechnął się i podziękował. Za jego uśmiech oddałbym wszystko. Niestety, z łazienki wylały się tłumy ludzi i już musieliśmy pędzić pod zegar Orloj, bo za niedługo miała wybić pełna godzina. Myślenie o nim towarzyszyło mi przez całe zwiedzanie, aż do chwili kiedy weszliśmy do jakiegoś centrum handlowego. Pani oznajmiła, że mamy 1,5 godziny dla siebie, więc ja, opuszczony przez przyjaciół, udałem się samotnie do najbliższego stoiska KFC. Zamówiłem coś do jedzenia, usiadłem przy trudem wywalczonym stoliku i zacząłem rozmyślać. Głównym tematem był oczywiście on. Zajmował dominujące miejsce w moim umyśle. Widziałem powtarzające się obrazy: my razem, nasz dom, pocałunki, wieczna miłość itd. Zadziwiającym był fakt, że chyba po raz pierwszy w mojej wizji przyszłości kariera nie zajmowała naczelnej pozycji, a tak naprawdę przestała mnie ona obchodzić. Minęła już połowa wolnego czasu, a ja zacząłem się zastanawiać jak doprowadzić do ziszczenia się perfekcyjnego obrazu naszego związku. Zawsze dostawałem to, czego chcę ot tak, także długo musiałem czekać na jakiekolwiek pomysły. W pewnym jednak momencie nawiedziła mnie straszna myśl. Myśl, w którą wpadłem jak w bezdenną przepaść. Była skazą, rozdarciem idealnego płótna. Nie chciała odejść. Zacząłem się zastanawiać, co jeśli on nie może mnie pokochać, tak jak ja jego. Zaschło mi w gardle. "Co, jeśli on jest hetero?" Zrobiło mi się strasznie gorąco. Mózg zaczął działać na pełnych obrotach, zaczął wyszukiwać powodów, by mieć nadzieję, że on jednak woli chłopców. To, że zagadał do mnie parę razy, to, że biega w typowo gejowski sposób. "Kogo ja oszukuję? To niemożliwe, żeby on był gejem. Kobiety ustawiały się do niego łańcuszkiem, poza tym geje nie są tak męscy." Poczułem strzałę w sercu. Autentyczne wewnętrzne rozdarcie. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Wszystko przestało się liczyć. Z jednej strony pocieszała mnie myśl o tym, że znów będzie jak dawniej, bez niego. Z drugiej wizja tego, że nic już nie da mi tyle szczęścia. W otchłani rozmyślań tlił się jednak płomień nadziei. "A może jednak...?" Tak, tego postanowiłem się trzymać. Świat ponownie nabrał barw, jednak nie tak jaskrawych jak wcześniej. Spojrzałem na zegarek, zostało jeszcze kilka minut, więc powinienem już wracać. Nietknięte jedzenie wyrzuciłem do śmietnika. Żołądek był jakby wypełniony pustką. Trudno określić to uczucie. Balansowałem na granicy kilku wymiarów. Starałem się jednak nie myśleć. Po prostu nie myśleć. Wróciłem do autokaru. Przez całą podróż do Polski ukradkiem spoglądałem na Marka. Starałem się rozpoznać po wyrazie twarzy jego myśli, uczucia. Nie wychodziło mi to za dobrze, nie byłem nigdy zbyt empatyczny. Zauważyłem jednak pewną prawidłowość: za każdym razem, gdy zwracałem ku niemu wzrok, on patrzył na mnie. Miałem to odczytać jako "przestań się nachalnie gapić" czy "podobasz mi się"? Nie miałem zielonego pojęcia, co o tym myśleć. Przestałem się więc odwracać, nałożyłem słuchawki i analizowałem w ciszy. Po powrocie do pensjonatu zostały sprawdzone zakupy, które zrobiliśmy w Pradze. Było słychać kilka zrezygnowanych głosów osób, które najwyraźniej straciły jedyną podporę udanej wieczornej imprezy, jaką był alkohol. Wprawiło mnie to w dobry nastrój. Wróciliśmy do pokojów. Dziewczyny rozpakowały zakupy i rozpoczęły się rozmowy o tym, co się podobało, kto był fajny, kto mniej i tak dalej. Ja, pogrążony w myślach o Marku, starałem się wyszukiwać powodów, by myśleć, że jest homo. Jednak każdy nowy okazywał się tylko krzykiem desperacji. Emocje nasiliły się, co sprawiło, że czułem się coraz gorzej. Nie mogłem dostać tego, czego chcę, nie mogłem być szczęśliwy, nie mogłem przestać myśleć o Marku. Jeśli tak ma wyglądać moje życie, to wolałbym chyba umrzeć. "Nie, nie myśl tak. Masz jeszcze tyle do osiągnięcia, tyle planów do spełnienia" tylko to mnie pocieszało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lesny
Debiutant



Dołączył: 13 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 22:25, 11 Cze 2012    Temat postu:

@tomeck Dzięki wielkie. Opisuję tylko to, co stało się niedawno w moim życiu. Po prostu nie mam z kim o tym porozmawiać, a tutaj mogę się czuć w jakiś sposób wysłuchany i być szczery Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lesny
Debiutant



Dołączył: 13 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 2:24, 12 Cze 2012    Temat postu:

Jak zwykle o tej porze pojawiło się niezręcznie tłumione brzęczenie kieliszków. Wszyscy wyspali się w autokarze, więc towarzystwo było dość ożywione. Bawiliśmy się dobrze. Czułem się wspaniale. Ludzie zaczęli nabierać dla mnie znaczenia i przestałem ich oceniać tylko pod pryzmatem inteligencji i średniej ocen. Nawet pomogłem dziewczynom kupić piwo, gdy się skończyło, o co nigdy był siebie nie podejrzewał. W zgiełku zabawy zdążyłem na krótko zapomnieć o Marku, wrócił on jednak na swoją pozycję, gdy tylko skończyłem tańczyć. Usiadłem, zrobiłem udawany uśmiech, a w mojej głowie rozpoczęło się piekło rozmyślań. Nagle do pokoju wparował współlokator Marka. Wyglądał na dosyć wstrząśniętego i zdziwionego. Znudzonym wzrokiem spojrzałem na niego, nie mając pojęcia, co miało się za chwilę wydarzyć. Zaczął krzyczeć "Marek chciał mnie przelizać!". Wszyscy zastygli w milczeniu, patrząc na gościa. Całość musiała wyglądać komicznie z jego pozycji, otóż wyglądało to mniej więcej tak, że wszystkim mina zrzedła, na mojej twarzy zaś pojawił się szeroki uśmiech. Po krótkiej chwili jednak znów bawiliśmy się w najlepsze. Razem ze mną. Byłem szczęśliwy. Znów byłem szczęśliwy. Po godzinie jednak pojawiły się wątpliwości: może on kłamał albo, że Marek przegrał jakiś zakład, czy coś. Wróciłem więc do dawnej strategii - trzymania się nadziei. Obudziłem się rano z bananem na twarzy, póki co bez żadnych wątpliwości. Dzień zapowiadał się wspaniale, czułem się, jakbym dowiedział się, że Hogwart naprawdę istnieje. Ostatni dzień wycieczki rozpocząłem od umycia się i niedobrego śniadania. W autokarze nie zdarzyło się nic niezwykłego. Podglądałem go, jak siedzi w milczeniu, z koleżanką, oddalony od paczki przyjaciół o pięć siedzeń. Był smutny. Zrobiło mi się go żal. Mógłbym podejść, zagadać, to ja mógłbym z nim tam siedzieć śmiejąc się i rozmawiając. "Ale jak on wyśmieje mnie? Weźmie za geja i wyzwie od pedałów?" To przygwoździło mnie do siedzenia na resztę podróży. Przy granicy Polsko-Czeskiej zwiedzaliśmy jakieś skały, jednak przez całą przeprawę nie mogłem wypatrzeć Marka. Nie widziałem go od wyjścia z autokaru, brakowało mi jego widoku. Zrobiłem małe rozeznanie wśród koleżanek, pytając gdzie on jest. Odpowiedziały, że został w autokarze ze znajomymi, bo się źle czuł. Zatrzymałem się i zacząłem żałować, że nie jestem tam, przy nim. Czemu ja też nie zostałem? Byłem gotów zrobić coś szalonego, wykraść się ukradkiem z grupy i wrócić do autokaru. Przywołałem się jednak do porządku i szedłem przez całą drogę, rozmyślając o nim. Po powrocie do pojazdu wszyscy wymieniali się wrażeniami. Ja jednak patrzyłem na Marka, po prostu patrzyłem. Musiałem chyba sobie odbić za ten cały czas bez niego. Po jakimś czasie bezmyślnego wpatrywania się znalazłem nazwę na mój stan. Usychałem. Byłem niczym kwiatek pozostawiony bez wody, patrzący na konewkę stojącą obok. Bezradny, a spragniony. Patrząc tak, zauważyłem coś na jego twarzy, wyglądało jak smutek, może samotność. Na pewno tak nie wygląda człowiek szczęśliwy. Chciałbym umieć go pocieszyć, ale jak? Zrobiło mi się smutno, tylko dlatego, że mu było smutno. "Uśmiechnij się!" myślałem. Zastanawiałem się, co się stało. Moje pytanie nie doszukało się odpowiedzi. Autokar stanął przy "Jaskini Czaszek". Wysiedliśmy, weszliśmy do samej jaskini, a widok był co najmniej niecodzienny. Była to dosłownie pieczara wykonana z ludzkich czaszek. Po krótkim opowiadaniu jednej z przewodniczek, wszyscy pchali się do wyjścia. W środku zostało kilka osób, w tym ja i Marek. Nasi znajomi czekali na zewnątrz. Była to okazja do pogadania z nim, dotknięcia, czy jakiejkolwiek interakcji. Skończyło się jednak na lekkim otarciu się o jego ramię, co i tak wprawiło mnie w niesamowite podniecenie. Kilka godzin później wróciliśmy do pensjonatu. Wspólnie z koleżankami postanowiliśmy, że nie będziemy się kłaść zbyt późno, bo jutro rano musimy się spakować na powrót. Gadaliśmy jednak przez długi czas. W pewnym momencie do pokoju wszedł Marek. Włosy miał, jak zwykle, ułożone, twarz piękną. Ubrany był w białą koszulę, aksamitną, srebrną marynarkę, ciemne spodnie, włożone w skórzane kozaki. Skupiłem na nim cały swój wzrok. Zaczął coś opowiadać, nie za bardzo słuchałem, wolałem patrzeć na niego i napawać się jego nieziemskim głosem. Opowiadał coś o tym, jak udało mu się przemycić alkohol przed nauczycielkami. Wyobrażenia naszej wspólnej przyszłości były silniejsze, gdy miałem go praktycznie przed sobą. Pocałunki, objęcia, bycie ze sobą na dobre i na złe, szczerość, rozmowy, budzenie się przy nim, wspólne chwile, znajomi. Czułem się cudownie. W mojej głowie pojawiła się myśl by wstać i go pocałować. Jak w "fireworku" Katy Perry. Powstrzymały mnie jednak myśli "Tak się nie robi! Co ludzie pomyślą? Przestań w ogóle to rozważać! To nie w twoim stylu." i oczywiście pytanie-bumerang: "A może on jednak jest hetero?". Moje usta zaczęły przymierzać się do pocałunku, a ciało podświadomie zaczęło wstawać. Na szczęście on zaczął już wychodzić, więc udałem, że wstałem tylko po wodę. Jakiś czas później wszyscy kładliśmy się już spać, a ja karmiłem swoje przedsenne fantazje wizjami z Markiem. Następnego dnia obudziliśmy się, ogarnęliśmy i spakowaliśmy w milczeniu. Nikt nie chciał jeszcze wracać. Przygotowani psychicznie na 14 godzin jazdy, wsiedliśmy do autokaru i zajęliśmy nasze stałe miejsca. Wszyscy rozmawiali, opowiadali historie czego co kto nie zrobił. W "pokładowym" telewizorze leciał dosyć ciekawy film, bo dwuczęściowa biografia Hitlera, którą chciałem obejrzeć już od jakiegoś czasu. Markowi najwyraźniej tytuł też przypadł do gustu, bo skupił się na nim tak, że chyba nie widział, jak się na niego bezpardonowo gapiłem, bo tylko tak można to chyba nazwać. Wyglądał znów na smutnego, jakby porzuconego. "Może pokłócił się ze znajomymi? Dlaczego niby wieczorem wpadł do nas zamiast siedzieć z nimi? Może powinienem podejść i pogadać?" Znów zatrzymał mnie strach. Siedziałem tam i po prostu patrzyłem. Myślałem, jak fajnie byłoby z nim mieszkać, mieć go dla siebie, rozmawiać z nim. Czułem się cudownie. W połowie wycieczki zatrzymaliśmy się w restauracji na obiad. Posiłek czekał już tam na nas, więc każdy zajął miejsce razem ze swoimi przyjaciółmi. Miałem o tyle szczęścia, że z mojego miejsca mogłem oglądać Marka. Patrzyłem jak je. Nie rozmawiał jednak z resztą swojej paczki. "Co się stało?" myślałem. Nagle on zaczął wstawać, chciał chyba przenieść się do innego stolika, co też uczynił. Usiadł z Benkiem i Mateuszem. Tam też dokończył obiad, od czasu do czasu zamieniając z nimi słowo, to chyba byli jego nowi kumple. Wróciliśmy do autokaru, a w telewizorze rozpoczęła się druga część biografii Hitlera. Po jakimś czasie zdarzyło się coś strasznego. Coś, co zostanie mi w pamięci chyba do końca życia. Benek, nowy "kolega" Marka, wykorzystując jakiś dialog z filmu, powiedział "Zostaniesz lodziarzem, tak jak Marek". Wryło mnie. Popatrzyłem tylko na Marka, jak to zniósł. Zacisnął zęby, zamrugał kilka razy i wrócił do filmu. To było straszne. Patrzyłem jak cierpi i nie mogłem nic zrobić. Chciałem wstać i nakopać Benkowi, a potem pójść przytulić Marka. Wyuczone nawyki zatrzymały mnie jednak w bezczynności. Film się skończył, a ja czułem się jakbym miał się zaraz rozpłakać. Nagle na ekranie pojawił się magiczny cytat, który miał być puentą na koniec filmu: "Aby doprowadzić do tryumfu zła wystarczy, że dobry człowiek pozostanie bezczynny". Zainspirowało mnie to do szczerej rozmowy z Markiem. Powiedziałem sobie, że zrobię to, porozmawiam z nim na najbliższym przystanku. Okazało się jednak, że właśnie na jednym się zatrzymywaliśmy. Spanikowałem więc i stwierdziłem, że zrobię to, jak już przygotuję sobie całe przemówienie, wymyślę jakąś wymówkę, czemu z nim rozmawiam i ogólnie przygotuję plan rozmowy. Usiadłem sobie w jakimś dobrym punkcie obserwacyjnym i patrzyłem sobie na niego. Widziałem, jak chował się przed nauczycielkami z papierosem gdzieś za postojem dla tirów. Dla mojego ego sprzed wycieczki byłoby to żałosne. Pewnie wyśmiałbym go. No cóż, miłość nie wybiera. Gdy wróciliśmy do naszego pojazdu przyrzekłem sobie, że na następnym przystanku z nim pogadam. Tylko teraz tak naprawdę, bez odwlekania. Raz kozie śmierć. Czekałem na ten przystanek, czekałem... minęliśmy Puławy, potem Lublin. Moją uwagę od czekania odwróciła pewna rozmowa. Rozmowa, która okazała się dla mnie wielkim ciosem. Dotyczyła bowiem Marka. Rozmówcy mówili, że niby on przelizał się w nocy z tą koleżanką, z którą siedział. Mój świat znów runął. Znów martwiłem się, że jest hetero. Bałem się tego. Bałem się, że tego nie zniosę i zrobię coś strasznego sobie. Znów jednak zadziałał mechanizm obronny - pojawiła się nadzieja. "Może Marek rozpowiedział tę historię, by koledzy dali mu spokój z tym, że chciał pocałować jednego z nich. Żeby przestali myśleć, że jest gejem. A może jest po prostu bi?" Ten stan nadziei, do którego już przywykłem, nie zmienił jednak moich planów. Wciąż chciałem z nim porozmawiać. Niestety, nie doczekałem się stacji. Wjechaliśmy do naszego miasta. Postanowiłem sobie, że porozmawiam z nim, jak będzie zabierał bagaż. Powtórzyłem jeszcze raz całe przemówienie: że słyszałem plotki, że też jestem gejem i że jest pierwszą osobą, której mówię to wprost, że wiem jak to jest mieć dużo pracujących rodziców (nie wspomniałem o tym, ale jakoś gdzieś w którejś rozmowie wynikło, że jego rodzice też dużo zarabiają i mają własną firmę) i niewiele prawdziwych przyjaciół, że może ze mną porozmawiać o czym chce i kiedy chce, nie bojąc się, że go wyśmieję i rozpowiem wszystko w szkole. Gdy autokar zatrzymał się pod szkołą od razu wystrzeliłem, by do niego zagadać. Niestety, nie udało mi się to, Markowi rozwaliła się torba w bagażniku i kilka z jego rzeczy powypadało, więc podszedł jego ojciec i mu pomógł. Nie chciałem więc jego ojcu dawać powodów do myślenia, że jego syn jest gejem. Stwierdziłem, że jest jeszcze wcześnie i że do końca dnia zdobędę jego numer. Przez cztery godziny na przemian: szukałem informacji o nim w internecie, ma, jak się okazało, popularne nazwisko, pytałem wszystkich o jego numer. Jakimiś większymi łańcuszkami dotarłem do bezpośredniego kolegi Marka, który miał jego numer. Za cholerę jednak nie chciał mi podać (a właściwie koleżance, przez którą go prosiłem). Zrobiło się późno, a poszukiwania nie przyniosły skutku. Zdołowany położyłem się w pokoju. Włączyłem piosenkę, której słuchałem najczęściej patrząc na niego i po prostu rozpłakałem się. Leżałem w łóżku, sam, bezbronny z jakąś smutną balladą na słuchawkach, cały zapłakany. Pytałem siebie: "czemu Benek musiał sprawić, że Marek się źle poczuł? To mnie mógł wyzwać od lodziarzy. Nie atakujcie go, on nic wam nie zrobił, przezywajcie mnie, nie jego!" Darłem się tak głośno, że bolało mnie gardło. Wysmarkałem chyba dwie rolki papieru toaletowego. Dzięki bogu, że nikogo nie było w domu. Chociaż nawet jeśli ktoś by był, było by dla mnie to obojętne. Płakałbym i tak, może nawet powiedział prawdę, że płaczę przez miłość. Miłość do faceta. Miłość, która za bardzo boli. Nie obchodziłoby mnie to, co powiedzą moi rodzice, niech wiedzą, że jestem gejem. Już bardziej smutny nie będę, niech na mnie krzyczą, wywalą z domu, niech robią cokolwiek. W agonii, zapłakany, leżący w chusteczkach i kompletnie zdezorientowany, zasnąłem. Miałem piękne sny, spokojne, pełne uczuć i z Markiem, przyśniły mi się obrazy, które przez cały czas trwania wycieczki nawiedzały mnie, burząc stopniowo mój szkielet moralno-ideologiczny. Stworzyły na jego miejsce coś lepszego, ładniejszego, coś co trudno opisać i objąć ramowym, logicznym myśleniem. Było boże ciało. Obudziłem się, cały dzień spędziłem w łóżku płacząc, oglądając smutne filmy i nawet chciałem spróbować zapalić, więc wykradłem cygara taty z barku, jednak nie miałem pojęcia co dalej. Oprócz tego złożyłem sobie postanowienie, że zacznę się odchudzać i bardziej ćwiczyć, żeby się Markowi spodobać. Wieczorem przyjechali rodzice. Postanowiłem więc porozmawiać z tatą, zna bowiem dużo znaczących osób w naszym mieście, może kojarzy i jego nazwisko. Okazało się, że tak. Powiedział mi, że ojciec Marka przychodzi do niego praktycznie co dwa dni i, z tego co wie, to mieszkają oni na obrzeżach miasta, gdzieś przy wyjeździe na Zamość. Ubrałem się ładnie, wziąłem rower i wyruszyłem na wertowanie nieznanej części miasta (mieszkałem w przeciwległym krańcu miasta). Jeździłem tak do samej nocy. Szukałem wszystkiego, co mogłem powiązać z samym Markiem, jakiegoś podobieństwa samochodu do tego, który go odbierał z wycieczki, czegokolwiek. Nic się nie udało, nie traciłem jednak nadziei. Mój piątek, sobota i niedziela wyglądały podobnie. Cały dzień miałem doła, potem wychodziłem i szukałem domu Marka. Czułem się cholernie zdesperowany. W niedzielę, po "poszukiwaniach", postanowiłem zadzwonić do koleżanki, z którą siedział Marek na wycieczce. Już wcześniej pytałem ją, czy ma jego numer, powiedziała, że nie, ale teraz zapytałem, czy nie wie czegoś o tym, że Marek niby jest gejem, bo chciałem o tym z nim porozmawiać, bo niby dużo osób popełnia z tego powodu samobójstwo i w ogóle. Zacząłem wciskać jakiś kit, że chcę mu tylko pomóc się zaakceptować itd. (koleżanka wiedziała, że jestem "bi"). Ona powiedziała mi, że nie jest na sto procent pewna, czy Marek nie jest gejem, ale ten pocałunek z kolegą, który był dla mnie najmocniejszym dowodem, był wymyślony przez tego kolegę w odwecie za to, że na Marka leci więcej dziewczyn, niż na niego. Podziękowałem jej, dodałem, że niby spadł mi z serca kamień, że nie jest gejem i starałem się zachować pokerową twarz. Zaraz po rozłączeniu się, rozpłakałem się jak małe dziecko i leżałem w łóżku. Nie obchodziło mnie, że jutro mam sprawdzian od którego zależy moja ocena końcowa z chemii, że muszę się jeszcze pouczyć, odrobić pracę domową. Obchodził mnie tylko Marek. Oceny nie miały znaczenia, po raz pierwszy w życiu nic nie miało znaczenia. Gdyby coś mnie mogło wtedy zabić, byłoby mi to obojętne. Po raz kolejny, w samobójczym smutku i rozdarciu, zasnąłem. W poniedziałek oznajmiłem rodzicom, że nie idę do szkoły bo jestem chory. Rodzice mówili, że póki nie oberwało mi jakiejś części ciała nie mogę być tak chory, żeby nie pójść do szkoły. Starali zaciągnąć mnie tam siłą. Ja jednak zostałem w łóżku. Po jakimś czasie zrezygnowali. Ja zostałem w łóżku przez cały dzień. Padał chyba wtedy deszcz, a może świeciło słońce? Nie miało to znaczenia. Wstałem z łózka o siedemnastej, zdałem sobie sprawę, że od wycieczki jeszcze nic nie jadłem, jednak w ogóle nie miałem ochoty na jedzenie. Z bolącą głową umyłem się, ubrałem się we wczorajsze ciuchy, odruchowo ułożyłem włosy i wsiadłem z parasolką do autobusu, jadącego w okolicę Marka. Nagle, życie się do mnie uśmiechnęło. Na chwilę przed przystankiem widziałem urywek ulicy, przy której miał niby stać jego dom. Na końcu tej ulicy widziałem kogoś. To był chyba on, Marek. To była jego kurtka i rysy sylwetki. Nie mogłem się przyjrzeć, bo minęliśmy już jego ulicę. Rozweseliłem się. Zwalniamy. Przystanek. Wysiadam. Biegnę te dwieście metrów do jego ulicy. Deszcz. Nie rozłożyłem parasolki, ale nie obchodziło mnie to. Nogawki miałem całe w błocie a kurtkę przemoczoną. Biegłem tak z dziesięć minut. Gdy już dotarłem do jego ulicy nie widziałem nikogo, przebiegłem ją wzdłuż kilka razy. Okolicę znałem już na pamięć, także przefiltrowałem jeszcze najbliższe uliczki, szukając upragnionych rysów sylwetki. Nie znalazłem ich. Zmarnowany stanąłem na chwilę, by odpocząć. Po jakiejś godzinie czekania w deszczu "bo może wyjdzie na dwór, do sklepu, cokolwiek, chcę go po prostu zobaczyć". Zacząłem sobie wyobrażać, że widzę go jak maszeruje w deszczu, że podchodzę do niego, proponuję schowanie się pod parasolkę, żeby nie zmókł, on się zgadza i odprowadzam go do jego domu. Wyobrażałem sobie sytuację, w której Marek powiedział rodzicom, że jest gejem, a oni wygonili go z domu. On by siedział przy drodze, przemoczony, zapłakany. Ja bym podszedł, przytulił go, pocieszył i zaproponował zostanie u mnie. W mojej głowie rodziły się coraz głupsze i mniej realistyczne scenariusze, którym jednak udawało się na chwilę poskromić mózg i serce. Nic z tego się nie ziściło. Wróciłem na przystanek. Było już dosyć późno, więc na dwór wyszli dresi. Siedząc na przystanku zostałem obrzucony kilkoma kamieniami, "bo wyglądam na pedała". Nie obchodziło mnie to. Niech rzucają. Siedziałem na przystanku, deszcz powoli ustawał. Po jakiejś godzinie podjechał ostatni autobus do mojej okolicy. Wsiadłem, kupiłem bilet, wysiadłem i byłem już w domu. Wszystko mijało, jak oglądanie starego, czarno-białego, średnio zajmującego filmu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Radoslav89
Adept



Dołączył: 09 Lut 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Wto 15:39, 12 Cze 2012    Temat postu: ;)

Czekam na więcej ! świetne opowiadanie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tomeck
Wyjadacz



Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 367
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 12:00, 14 Cze 2012    Temat postu:

Właśnie Leśny kiedy dalszy ciąg Twojego "sprawozdania" Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
inny-91
Dyskutant



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Czw 16:59, 14 Cze 2012    Temat postu:

przepiękne opowiadanie z niecierpliwości czekam na kolejną cześć

pozdrowienia dla Autora:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 21:34, 15 Cze 2012    Temat postu:

Nieszczęśliwa czy spełniona miłość? Ciekawe. Aż dziwię się że nie skomentowałam tego opowiadania wcześniej. Z każdą częścią pozostawia pewien niedosyt. Czy może coś się wydarzy, czy nie. Proszę o kolejną część jak najszybciej.

Pozdrawiam.
Powrót do góry
czesq40
Dyskutant



Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 126
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Sob 11:38, 30 Cze 2012    Temat postu:

Mogę cię tylko pocieszyć, teraz to przeżywam i wiem co to znaczy taka miłość. Opowiadanie świetne czekam na kolejny odcinek, ale postaraj się jak naj szybciej, pozdrawiam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lesny
Debiutant



Dołączył: 13 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 17:47, 02 Lip 2012    Temat postu:

Za niedługo coś się pojawi, skończył się rok szkolny i mam trochę wolnego. Nie wykluczam, że nawet dziś. Trudno mi jest cokolwiek więcej napisać, bo póki co akcja (ta w realu) stoi w miejscu, jestem zbyt nieśmiały, żeby zagadać, ograniczam się do codziennego spędzania pod jego domem żmudnych godzin, żeby tylko go zobaczyć; szukania jakichkolwiek dowodów na to, ze on jest gejem (ostatnio wydawało mi się, że widziałem, jak gapi się na tyłek jakiegoś gościa, a na fb kolega wstawił zdjęcie, jak Marek bezpardonowo gapi się na tyłek innego kolegi, ale wciąż nie wiem co o tym myśleć), płakania w poduszkę i poddawanie się nadziejom i marzeniom. Ostatnio nawet śledziłem go dosyć dokładnie na fb, okazało się, że ma takie same inicjały i urodził się tego samego dnia (!). Czy wszechświat chce mi coś powiedzieć?
Czesq, mogę ci tylko współczuć i wspierać, jeśli dobrze zrozumiałem, że też zakochałeś się w hetero. Jeśli jednak czujesz taką miłość do osoby twojej orientacji, to cholernie ci zazdroszczę i życzę wam szczęścia. A co do opowiadania, dokończę je na pewno, ale już raczej mniej zgodnie z prawdą. Mam już nawet dosyć ciekawe zakończenie, jednak nie będzie już wierne oryginałowi, jak to było dotychczas. Mimo zakończenia opowiadania, postaram się dodać jakiegoś newsa co u mnie, gdy tylko coś się zmieni. Dzięki wszystkim za mile komentarze, nie spodziewałem się takiego odbioru. To komiczne, z mojego punktu widzenia, że na świecie jeszcze są ludzie pozytywni...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lesny dnia Pon 23:26, 02 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 21:53, 21 Lip 2012    Temat postu:

Nie zmarnuj szansy. Trochę odwagi. Nie ma się co łamać. Zrób jakiś krok.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Nowości / Opowiadania niedokończone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin