Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nie będzie bolało (zakończone)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Pon 21:21, 21 Maj 2018    Temat postu:

Robert, zdrowie najważniejsze. Poczekamy, a Ty się kuruj i dbaj o Siebie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blask12345
Wyjadacz



Dołączył: 07 Cze 2015
Posty: 957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Skąd: zewsząd

PostWysłany: Śro 13:43, 23 Maj 2018    Temat postu:

ufff, przeczytałem (z opóźnieniem Wink (1) ) 1-8 (to co na trujniku) i...ciekawość zżera co będzie dalej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 18:09, 23 Maj 2018    Temat postu:

Uff, już w miarę doszedłem do siebie, przynajmniej widzę ekran na tyle, że mogłem nastukać kolejny odcinek.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 18:09, 23 Maj 2018    Temat postu: 10.

Po czym siadł ze skrzyżowanymi nogami na skrawku śpiwora i zanurzył twarz w dłoniach. Newton, jakby wyczuwając jego stan ducha, podszedł i usiadł przy chłopcu. Nie jestem bynajmniej wychowany na romansach, ale nawet na mnie ten widok zrobił wrażenie. Tylko co teraz? Paweł wyciągnął rękę w kierunku psa i położył mu ją na głowie. Newton mężnie zniósł tę pieszczotę, mimo że jak na psa jest wielkim indywidualistą, nie cierpi pieszczenia, poklepywania i podobnych zagrywek. Obserwowałem ich chwilę i wiedziałem, że Paweł potrzebuje tego czasu, ten pierwszy poważny kontakt między nimi będzie wykonany per proxy, za pośrednictwem psa. Niech i tak będzie. Tylko co dalej?
– No wstawaj i idziemy – powiedziałem zachęcająco. Popatrzyłem na zegarek, była już za piętnaście dziesiąta. Ryzyko, że po moim powrocie matka wpadnie w szał, rosło wprost proporcjonalnie do upływu czasu.
– Nie, idźcie sobie.
Zapiąłem smycz do obroży Newtona i wolno poszliśmy w kierunku mostku. Może powinienem postawić na swoim, tylko jak to zrobić? Aby coś osiągnąć trzeba mieć jakiś posłuch, autorytet, a tymczasem sprawa wyglądała tak, że ja go lubiłem, on mnie nie albo po prostu tolerował, a nasze stosunki obustronne zwyczajnie nie istniały i nie wiem, czy osiągnąłbym coś proponując mu bułkę z kiełbasą, a co dopiero przenocowanie w moim pokoju.

Idąc w kierunku domu co jakiś czas spoglądałem za siebie, jakby licząc na cud. Za kolejnym, może czwartym razem, zauważyłem ciemny kształt odrywający się od bryły mostu i poruszający się w moim kierunku. Na chwilę zaschło mi w gardle. Przytrzymałem smycz z Newtonem na drugiej jej stronie i stanąłem w miejscu. Ponury kształt konsekwentnie powiększał się i paręnaście sekund później wiedziałem już, że będę miał następny problem.
– Ty naprawdę powiedziałeś, że mogę u ciebie spać? – zapytał z niedowierzaniem Paweł, kiedy był już na wyciągnięcie ręki ode mnie.
– Wiesz, zawsze lepiej niż na tej zimnicy – odpowiedziałem siląc się na neutralny ton.
– Twoja matka się zgodzi? Mnie ojciec by zabił, gdybym kogoś przyprowadził – powiedział Paweł pół szeptem.
– A kto powiedział, że będę ją informował? Jakoś cię przemycę do domu.
– No to może ja… – zaczął się wycofywać Paweł.
– Pójdziesz ze mną – powiedziałem zimno.
Szliśmy w milczeniu a ja gorączkowo zastanawiałem się, czy zostawić Pawła przed domem i wprowadzić jak zaśnie matka, czy przez okno. Mieszkaliśmy na parterze, nie mieliśmy co prawda balkonu a tak zwane okno balkonowe, przez które może i dałoby się nawet wejść, gdyby nie to, że od wprowadzenia się do domu jeszcze nikt go nie otwierał a ile razy próbowałem, klucz nie dał się przekręcić w zamku. Najprostsza droga odpadała więc w przedbiegach. Byliśmy już jakieś pięćdziesiąt metrów od domu i trzeba było coś postanowić, zwłaszcza że w tej chwili wskazówka przekroczyła magiczną godzinę dziesiątą, powyżej której nie miałem prawa być poza domem, przynajmniej tak opiewało domowe zarządzenie. Zaprowadziłem Pawła na drugą stronę domu, tę od niewielkiego skwerku.
– Zaczekaj tu – powiedziałem i pokazałem mu okno, pod którym ma stanąć. Wróciłem przed bramę i po kilkunastu sekundach byłem już w domu.
– Czemu tak późno – przywitał mnie lodowaty głos matki.
– Trzeba było mnie nie ciągnąć do tego cholernego dentysty. Pies mi zginął.
– Jak to ci zginął – wściekała się dalej – przecież tu jest. Nawet kłamać nie umiesz.
Moja matka nie osiąga swojego apogeum intelektualnego po zachodzie słońca, na co zresztą miałem kolejny dowód.
– W parku mi zginął, urwał się i musiałem go długo szukać.
– Po co go spuszczałeś, miałeś go tylko wysikać, a nie łazić po krzakach. Jeszcze kiedyś cię tam zabiją – powiedziała zaspanym głosem. – Ja jutro idę na siódmą, kolację zrobisz sobie sam. I nie rozbijaj mi się po nocy.
To powiedziawszy trzasnęła drzwiami od swojego pokoju a po chwili zgasiła światło. Odczekałem jeszcze kilka minut, żeby ostatecznie upewnić się, że zasnęła. Akurat z zasypianiem miała mniejsze problemy niż ja, u mnie czasem to trwa i do godziny, matce wystarczy tylko przyłożyć głowę do poduszki. Gdy minęło pięć minut, otworzyłem okno w pokoju. Początkowo nie mogłem dostrzec Pawła i już się zdenerwowałem, gdy w końcu wypatrzyłem go za lipą stojącą między naszym domem a tym należącym do sąsiedniej ulicy. Kiwnąłem zamaszyście ręką i już za moment Paweł stał przy oknie.
– Dasz radę przejść? – zapytałem szeptem.
– Spokojnie – odpowiedział, po czym chwycił parapetu, zaparł się o ścianę, a następnie przełożył nogę przez otwarte okno, a całość zakończył dość niezgrabnym skokiem na dywan.

Miałem go, miałem go niespełna trzydzieści centymetrów od siebie. Serducho demolowało mi klatkę piersiową, straciłem na moment cały pomyślunek. Czułem się jakbym próbował wchłonąć tę osobę w siebie. Mimo że w nocy włączam tylko kinkiet widzący nad łóżkiem, widziałem każdy szczegół jego twarzy, która wydawała mi się ładniejsza niż zwykle. Jeszcze bardzo chłopięca, ale już zaczęły się na niej objawiać pierwsze dorosłe rysy. Górną wargę miał porośniętą delikatnym białym meszkiem. Włosy krótkie, jasne, ostrzyżone na jeża.
– Mogę usiąść? – zapytał wpatrzony w fotel.
– Pewnie – odpowiedziałem, zdając sobie nagle sprawę, że to jest pierwsza nasza rozmowa. – Zjesz coś?
– Spać mi się chce – powiedział ponurym głosem. – Ale kolacji i tak nie jadłem.
Zostawiłem go w pokoju i poszedłem do kuchni przygotować jakieś kanapki. Wbrew swoim buńczucznym zapowiedziom kolacja dla mnie leżała przygotowana na stole. Cóż, trzeba będzie się podzielić. Wsunąłem do kieszeni dwie pomarańcze, które będą musiały mi zastąpić wieczorny posiłek i następnie złamałem kolejny punkt regulaminu domowego, tym razem ten, który zakazywał przynoszenia żywności z kuchni, jakiejkolwiek, łącznie z owocami i słodyczami. Matka miała na ten temat autentycznego pierdolca, straszyła mnie rozwijającymi się po kątach bakteriami i cholera wie, czym jeszcze. Choć konsekwentnie muszę przyznać, że sama przestrzegała właśnie tego punktu, widać rzeczywiście te bakterie ją przerażały. Przy innych punktach nie była już tak skrupulatna.
Paweł na jedzenie rzucił się tak łapczywie, że zastanawiałem się, ile dni nie jadł. Rozprawienie się z czterema skibkami z moimi ulubionymi sardynkami w sosie pomidorowym nie zajęło mu nawet pół minuty. Tylko patrzyłem, jak moja kolacja znika w jego przepastnym gardle.
– Chcesz jeszcze pomarańczę? – zapytałem, a Paweł tylko kiwnął głową.
– Twój ojciec cię nie szuka? – zapytałem, gdy Paweł łapczywie zdzierał skórę z owocu.
– Jest przekonany, że śpię w chlewiku, zresztą sam mnie tam wysłał. Nigdy tam nie wchodzi, więc teraz też raczej nie wejdzie. Tego akurat się nie boję, tam mi raczej nic nie grozi.
– Śpisz w chlewie? – zapytałem z niedowierzaniem.
– To nie jest prawdziwy chlew, to znaczy kiedyś nim był – odpowiedział Paweł. – Teraz służy za areszt. Śpię tam ile razy coś przeskrobię. Tam nawet nie jest tak źle, tyle że jest zimny koc i nie ma materaca.
– A co tym razem przeskrobałeś? – zapytałem patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Jak to co, dostałem pałę z fizyki, sam widziałeś, przecież mi oddawałeś kartkówkę. Na lanie i chlewik wystarczy.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. I ja się burzę przeciwko domowemu regulaminowi, który jako najwyższą karę zawiesza kieszonkowe na dwa miesiące, co w istocie żadną karą nie jest, bo jeden esemes do tatusia wystarczy, by żądana kwota już za pół godziny znalazła się na moim koncie. Co prawda muszę podać na co te pieniądze mi są potrzebne, ale przecież nie przylepiam ich na ścianie, tez mam własne wydatki. A tu takie rzeczy…
– Wykapiesz się – powiedziałem kategorycznie – i zaraz przygotuję ci jakąś moją starą piżamę.
Byliśmy podobnego wzrostu, nadto ja byłem o wiele grubszy, stąd miałem pewność że wejdzie w moje rzeczy. Co do kąpieli, mógłby nawet wejść tak jak jest, ale bałem się, że po tym ostatnim laniu zostawi mi na poduszce czy prześcieradle ślady krwi a moja matka jest szczególnie na nie uczulona. Już nieraz oglądała mnie całego, tak, z zajrzeniem do tyłka włącznie, kiedy odkryła jakąś krew na pościeli. Co prawda byłem wtedy młodszy, ale nie mam większych wątpliwości, by to samo zrobiła i teraz.
– Sam pójdę – powiedział z naciskiem, kiedy otworzyłem przed nim drzwi do łazienki. Rozczarował mnie trochę, bo oczywiście już od momentu jego wejścia przez okno miałem nadzieję, że go sobie porządnie obejrzę. A tu dupa. Niestety, moja łazienka nie ma magicznego miejsca, przez które można podglądać. Mówi się trudno.
– Śpisz przy ścianie czy od środka pokoju? – zapytałem.
– Obojętnie – odburknął, toteż wpuściłem go na moje ulubione miejsce przy ścianie. Jeśli miałem ochotę na jakąś rozmowę przed snem, rozczarowałem się po raz kolejny. Pawłowi wystarczyło, że przyłożył głowę do poduszki i już go nie było. A ja tymczasem leżałem od niego na wyciągnięcie dłoni i przechodziłem męki. Tak bardzo chciałem go dotknąć a wiedziałem, że nie mogę. Od jego ciała biło ciepło, nawet gorąco, co tylko potęgowało moje podniecenie. Tyle czasu marzyłem, by znaleźć się w takiej sytuacji, a teraz, kiedy już się przydarzyła, czułem jakieś niespełnienie, czegoś mi brakowało. Sięgnąłem do krocza, wydobyłem twardego wacka i lewą ręką zacząłem rolować go po podbrzuszu. Najchętniej właśnie teraz spuściłbym mu solidne wciry, lecz każdy ruch mógł obudzić Pawła, a tego z wiadomych powodów chciałem uniknąć. Na dodatek chłopak nie spał spokojnie, wiercił się na łóżku i już wiedziałem, że ta noc nie będzie należała do najbardziej udanych.

Obudził mnie trzask drzwi wejściowych. Całe szczęście, że matka nie zajrzała do pokoju, jak to czasem robi, choć prawda również, że coraz rzadziej. Zupełnie zapomniałem o tym elemencie planując spanie Pawła. Mam jeszcze jakieś dwadzieścia minut dla siebie. Dopiero w tym momencie wyczułem, że moja ręka znajduje się w jakiejś skomplikowanej pozycji. A dokładniej mówiąc, weszła w kontakt z czymś podłużnym, twardym i ciepłym. Nie musiałem zbyt długo się zastanawiać, by zrozumieć, co to jest. Jeśli przed chwilą byłem senny, sen opuścił mnie nieodwołalnie. Moje palce zaczęły badać to szczególne znalezisko. Na pewno był dłuższy od mojego, ale niewiele, i trochę grubszy. Przesunąłem palce na samą górę, jego napletek był zdecydowanie krótszy niż mój i już zaraz trzymałem w ręce lepką żołądź.
Paweł ruszył się gwałtownie, usiadł na łóżku opierając się o ścianę. Z miejsca opuściło mnie podniecenie a błyskawicznie napełniał strach.
– To ty pierdolony pedał jesteś – powiedział Paweł i strzelił mnie z otwartej dłoni w twarz. Nawet nie zdążyłem się zorientować, kiedy przeskoczył mnie, zrzucił z siebie moją piżamę i nałożył swoje rzeczy. Tyle, że mogłem nareszcie zobaczyć jego plecy, posiekane pasem, z nieregularnymi wzorami uderzeń i strupami. Nie dane mi było oglądać tego zbyt długo, Paweł jak burza wybiegł z pokoju i już za chwilę trzasnął drzwiami wejściowymi.
Co ja takiego najlepszego zrobiłem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lechukaziu
Adept



Dołączył: 31 Lip 2016
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 19:23, 23 Maj 2018    Temat postu:

dzięki za kolejny← odcinek...super jak zwykle

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jatosam
Adept



Dołączył: 07 Mar 2018
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 14:02, 24 Maj 2018    Temat postu:

No to się narobiło. Źle odczytane intencje czy bardziej chciejstwo - jak ja chce to on też. Przypominają się szkolne czasy kiedy spokojnie w szkolnym kiblu można powiedzieć było że tą Jolkę z 7b zalałabym spermą bo tak mi tryska. I do migdałków (cokolwiek by to nie znaczyło) bym jej zajechał. I po lekcjach w krzakach za szkołą porównanie kto jakiego ma ale bez dotykania nawzajem - Jadnak TABU. Co nie przeszkadzało nam nieco później robić konkursy kto dalej tryśnie - zwycięzca brał lizaka, potem fajki(piwo).

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 13:57, 25 Maj 2018    Temat postu: 10.

Długo nie mogłem się uspokoić. Przy śniadaniu wszystko leciało mi z rąk, gorącą herbatą poparzyłem sobie kolano, musiałem sporo czasu polewać je wodą zanim przestało boleć. Wacek sterczał jak oszalały i miał już mocno naśliniony koniec, sprawiając, że każdy ruch dostarczał mi dreszczy. Nic z tego, to przecież on mnie władował w tę całą kabałę, będzie musiał jeszcze trochę pocierpieć. Ja miałem inne problemy. Co będzie teraz? Wskazówki zegarka gnały jak oszalałe, za dziesięć minut trzeba będzie wyjść do szkoły, tymczasem było to ostatnie miejsce, w którym chciałem się znaleźć. Paweł pewnie przyjdzie i będę musiał na niego patrzeć. Jeszcze do dzisiejszego poranka dałbym się pokroić za każdą taką możliwość, dziś chciałem się trzymać od niego jak najdalej. Rozgada kolegom? Tu już byłem bardziej spokojny, wiedziałem, że komunikuje się ze światem zewnętrznym tylko tyle, ile jest to naprawdę konieczne. Co wcale nie znaczy, że będzie trzymał język za zębami. Wszystko zależy od tego, jak bardzo go zraniłem. Zaczęło do mnie stopniowo docierać, że zrobiłem świństwo i właśnie za to świństwo zostałem ukarany. A może tak nie iść do szkoły? Przynajmniej dać sobie ten jeden dzień odpocząć? Z matką nie będzie problemu, wystarczy tylko zadzwonić do pracy i poinformować o jakiejś lipnej gorączce, ona na takie rzeczy leci. Przeleciałem w myślach plan lekcji. Kartkówka z angielskiego, prezentacja na geografię, do której przygotowywałem się ostatnie dwa tygodnie i na którą cieszyłem się prawie jak na spotkanie z Pawłem. Do tego ostatnia szansa na poprawienie sobie stopnia na półrocze ze znienawidzonej historii, Eh, ciężki wybór. Niechętnie zarzuciłem plecak i powlokłem się do szkoły. Co będzie to będzie. Po drodze kusiło mnie każde skrzyżowanie, na którym mogłem zmienić kierunek na jak najdalszy od fatalnego budynku.

Zauważyłem go już na korytarzu, na drodze prowadzącej z szatni do pracowni fizyki. Przeczekałem kilka sekund, by dać mu przejść i nie narazić się na jego spojrzenie. W klasie będzie bezpieczniej, tam już nie będzie mógł przede mną uciec. Poza tym będę go kontrolował, bo siedzę dwa rzędy za nim. W tej sali akurat stoliki rozstawione były „po staremu”, w rzędach, w przeciwieństwie do większości innych sal, w których stoliki ustawiono „po amerykańsku”, wokół ścian. Całą lekcję, zamiast słuchać wykładu Archimedesa, obserwowałem głowę Pawła. Nie obejrzał się ani razu w moim kierunku, co akurat niewiele znaczyło.
– Mamy jeszcze siedem minut do końca lekcji – powiedział spokojnie dziadek Archimedes – jest czas, by popytać trochę. Paweł Zarychta, bądź łaskaw podejść do tablicy…
Fizyk podyktował mu proste zadanie z bilansu cieplnego, banalne przelewanie wody z garnka do garnka, czy raczej kalorymetru o zmiennych temperaturach. Paweł stał odwrócony tyłem do klasy i ściskając nerwowo czarny pisak usiłował ułożyć bilans cieplny. Wystarczyło mi tylko spojrzeć jak to robi, by widzieć, że uczył się tego na pamięć, metodą zakuwania kolejnych zadań, a tak naprawdę nie rozumie, na czym to polega.
– W którą stronę będzie wędrowało ciepło? – zapytał Archimedes. Paweł zbladł i z wrażenia upuścił pisak, który potoczył się aż pod drugi rząd ławek. Widziałem, że nie ma najmniejszego pojęcia, a pytanie wytrąciło go z równowagi.
– Czy ja mogę prosić o ciszę? – zapytał fizyk, chcąc uspokoić klasę, w której robiło się coraz głośniej. Korzystając z tego, że Paweł chwilowo był odwrócony w stronę klasy, a fizyk stracił koncentrację, wykonałem odpowiedni wyraźny ruch ręką i obserwowałem sytuację w napięciu.
– No chyba z tego garnka do tego – wyszeptał Paweł bez cienia pewności w głosie.
Ufff, dotarło. W tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek i wszyscy ochoczo rzucili się do pakowania plecaków.
– Widzę, że próbowałeś się uczyć – powiedział fizyk, przekrzykując klasowy gwar – dwójka, nawet z plusem. Idźcie już na przerwę, a Maciek Reroń niech zostanie chwilę ze mną.

– No i po co podpowiadasz? Myślałem, że akurat ty masz więcej oleju w głowie, niż ta cała klasa razem wzięta – powiedział Archimedes już spokojniejszym tonem. – Przecież w taki sposób mu nie pomożesz a najwyżej przesuniesz moment egzekucji, prawda?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Akurat do Archimedesa miałem stosunek wysoce pozytywny, na tle pozostałych nauczycieli w tym grajdole wyróżniał się każdym elementem: wiedzą, kulturą, inteligencją. No i w oczywisty sposób mnie lubił. Kiedyś widziałem go w parku na spacerze z wnukami, chłopcem i dziewczynką w wieku około ośmiu lat, i obserwowałem go jakiś czas – do swoich wnuków odnosił się dokładnie tak, jak do mnie, należało więc to uszanować.
– Przepraszam, tak jakoś mi się…
– Nic ci się – uśmiechnął się Archimedes – zrobiłeś to celowo, prawda?
I co ja mam powiedzieć w takim momencie? Dlaczego on zadaje takie pytania? Przecież ma sto procent racji. Nie, on jest zdecydowanie za bardzo inteligentny jak na moje potrzeby. Skinąłem tylko głową.
– Wiesz co? W zasadzie on się nadaje do uziemienia na półrocze, ale dam mu szansę. Łatwą poprawkę z kilku prostych zadań, do których ty go przygotujesz.
– Ale… – zaczerwieniłem się usłyszawszy tę propozycję. No to mnie władował…
– Nie protestuj, takie zadania to ty rozwiązujesz w pamięci między zupą a drugim daniem. Zwykłe przekształcanie wzorów i bilans cieplny, nie będę żądał żadnych cudów na kiju. No jak, zgadzasz się?
Nie powinienem się zgadzać i wiedziałem to bardzo dobrze. Przede wszystkim dlatego, że byłem na sto procent przekonany, że Paweł odmówi pomocy właśnie ode mnie i będzie miał święte prawo. Sam w takiej sytuacji odesłałbym pomagiera, gdzie raki zimują. Nie mówiąc już o prawie do przekroczenia progów mojego pokoju.
– Ale… Mnie będzie bardzo trudno z nim się porozumieć – powiedziałem. Było to coś około prawdy i jedyne, co mi przyszło do głowy. – Mam nadzieję, że pan profesor znajdzie kogoś bardziej odpowiedniego – powiedziałem tonem niemal błagalnym.
– Jesteś najodpowiedniejszą osobą z całej tej, pożal się Boże, klasy – ciągnął niezrażony fizyk, wylogowując się z klasowego komputera. – Wiem, co robię, naprawdę, uwierz mi. Jeszcze z nim pogadam, ale prawie na pewno wiem, że się zgodzi.
– Ile mam czasu? – zapytałem zrezygnowany.
– Trzy tygodnie, do ferii – odpowiedział Archimedes. – No a teraz zmykaj, bo zaraz przyjdzie tu następna klasa, a jeszcze chciałbym wypić jakąś herbatę… Tak, my nauczyciele też mamy swoje prawa – uśmiechnął się.

Pięknie mnie uwalił, nie ma co… Złośliwie tego chyba nie zrobił, przecież nie wie o tym, co się stało dzisiejszego poranka i o tym, co ja czuję do Pawła. Co do tego drugiego już nie byłem stuprocentowo pewny. Może się zdradziłem jakimś słowem, gestem, czymkolwiek… Niechętnie nałożyłem plecak i powlokłem się pod gabinet języka angielskiego, ciężko zastanawiając się, w czym mogłem podpaść. „Wiem, co robię” powiedziane tym pewnym siebie głosem wciąż obijało mi się o uszy. Słyszałem o czymś takim, co się nazywa szósty zmysł, ba, nawet w szkole o tym uczą, bo człowiek ma pięć zmysłów. Być może to kierowało Archimedesem? Na razie przeklinałem go w diabły.
– Uważaj jak idziesz – usłyszałem z boku głos Syczewskiego. Miał rację, prawie na niego wlazłem. Spojrzałem przed siebie. Byłem już przed klasą, jakieś dwa metry ode mnie stał Paweł. Nie, nie odwrócił głowy na mój widok, czego się obawiałem. Zero reakcji, patrzył przeze mnie, tak, jakbym był powietrzem. To chyba jeszcze większa obelga niż gdyby odwrócił głowę. Zrobiło mi się zimno. Podejść do niego i poinformować go o postanowieniu Archimedesa? Nie, dam sobie jeszcze trochę czasu, najpierw niech się dowie od samego fizyka. Zawsze jest szansa, że do tego czasu mu przejdzie. Na razie lepiej się zająć tym, co jest najważniejsze.
Do końca dnia nie spojrzeliśmy na siebie i najwyraźniej żadne z nas nie pałało żądzą kontaktu. Przechodziliśmy kolo siebie, nawet przez przypadek szturchnęliśmy się, ale bez żadnych następstw. Nawet żaden z nas nie pokusił się o zwyczajne w takich sytuacjach „przepraszam”. Na prezentacji z geografii, za którą zresztą dostałem szóstkę, mówiłem do całej klasy, nie patrząc się na nikogo szczególnie. Wydawało mi się, że Paweł nie zachowuje się inaczej niż wszyscy. Jeden wielki znak zapytania.

Po geografii miała być jeszcze historia, na szczęście i ku mojej wielkiej radości historyczka zachorowała i miałem dodatkową godzinę wolną. W pierwszym odruchu chciałem iść śledzić Pawła, jednak rychło uznałem, że to nie jest najlepszy pomysł. Jeśli już to pod wieczór, kiedy w ostateczności można uciec w ciemność albo udać zainteresowanie czym innym, wytłumaczyć się psem, cokolwiek. Nie oznacza to jednak, że zmarnowałem tę godzinę. Poszedłem do biblioteki miejskiej i zamówiłem cały rocznik 2012 lokalnej gazety gminnej. Po kilku minutach bibliotekarka przyniosła mi dwa duże tomy, oprawione u introligatora.
– Tu masz do czerwca a tu od lipca. Szukasz czegoś konkretnego? – uśmiechnęła się. Była to starsza kobieta z siwymi włosami.
– Tak, od czerwca do sierpnia – odpowiedziałem. A co ją to obchodzi, po co tu przyszedłem? Czy nie mam prawa do prywatności? W takiej małej miejscowości już za dwa dni wszyscy będą wiedzieć, czym się interesuję.
– Wtedy? To całe miasto żyło tylko sprawą Zarychtów – powiedziało babsko a ja, gdybym był starszy, to odpowiedziałbym jej tak, by jej poszło w pięty.
– Powiedzmy – odpowiedziałem tak, by brzmiało to enigmatycznie, ani na „tak”, ani na „nie”.
Bibliotekarka uśmiechnęła się jeszcze raz i odeszła od mojego stolika a ja rzuciłem się na gazety. Istotnie, o sprawie pisano wtedy w każdym numerze i obficie. Dowiedziałem się nawet, w którym gospodarstwie odbywało się wesele, że było na nim około sześćdziesięciu osób, że była piękna pogoda i towarzystwo jeszcze przed północą zaczęło się włóczyć po okolicznych laskach i zaroślach. Odpaliłem na komputerze mapę OSM, zdecydowanie lepszą w przypadku wiosek i terenów niezabudowanych niż Google Maps. Zaraz za Wioską zaczyna się spory las, który, z przerwami ciągnie się aż za Ostrzeszów. Całkiem dobre warunki do urwania się i pójścia gdziekolwiek niezauważonym. Jest tylko jedno miejsce, które trzeba przejść, by znaleźć się w tym lesie – leśniczówkę Wioska Gajówka. Dalej znajdował się duży staw hodowlany i las. Trzeba będzie przy najbliższej okazji spenetrować ten teren. Czego tam się spodziewałem? Sam nie wiem. W każdym razie gdybym był na tym weselu i chciał z kimś porozmawiać bez świadków, nie włóczyłbym się po wsi, a po prostu poszedł na spacer do lasu czy nad staw, zwłaszcza latem, przy pięknej pogodzie. Możliwe, że policja sprawdzała to już kilka razy, ja nie jestem policja, tez chcę zobaczyć. Popatrzyłem na zegarek, zamknąłem opasłe tomiszcze i poszedłem do bibliotekarki oddać.
– No i znalazłeś, czego szukałeś? – zapytała, wciąż z tym upiornym uśmiechem na twarzy.
– Częściowo – odpowiedziałem wymijająco.
– To gdy będziesz chciał się dowiedzieć więcej na temat sprawy Zarychtów, wpadnij tu któregoś popołudnia, kiedy nie ma zbyt wielu czytelników – powiedziała zachęcająco.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 17:53, 25 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lechukaziu
Adept



Dołączył: 31 Lip 2016
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 17:31, 25 Maj 2018    Temat postu:

Hmm...nie lubię czekać ale będę musiał. Nie dało by rady całości od razu tu wklepać? SmileSmileSmile Wiem wiem...Czekam na ciąg dalszy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 17:46, 25 Maj 2018    Temat postu:

Nie, nie da rady. Choć całość jest ułożona w mojej głowie, rzucenie tego wszystkiego na papier (elektroniczny) wymaga sporo czasu. Mogę przedstawić w punktach, tylko wątpię, by komuś się to podobało.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 17:51, 25 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lechukaziu
Adept



Dołączył: 31 Lip 2016
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 20:20, 26 Maj 2018    Temat postu:

Wiem wiem,po prostu ciekaw jestem dalszego ciągu. Ale poczekam bo warto. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 13:56, 27 Maj 2018    Temat postu: 12.

– O której to się wraca – przywitała mnie kwaśno matka. – O tej porze to powinien być już zjedzony obiad i wyprowadzony pies, a try powinieneś siedzieć przy lekcjach.
Popatrzyłem z ociąganiem na zegarek. Piętnaście po czwartej. Nawet nie zauważyłem, że tak bardzo przeciągnęło się wertowanie w starych gazetach.
– No dobrze już, dobrze – wymamrotałem. – Byłem w czytelni. Zaraz zjem i wyjdę. Nie pali się.
– Był u ciebie ktoś – poinformowała mnie niechcący nalewając zupę na talerz.
– Jak miał na imię?
– Nie wiem, nie przedstawiał mi się. Zapytał, czy jesteś w domu, a jak powiedziałam, że cię nie ma, to natychmiast zniknął w bramie.
– No ale jak wyglądał? Jakie miał włosy? – naciskałem.
– Nie wiem. Normalnie wyglądał. Jak chłopak w twoim wieku. Miał czapkę – odpowiedziała beztrosko matka. – A poza tym nie zdążyłam się przyjrzeć, to wszystko zdarzyło się jakoś tak nagle, w ogóle myślałam, że to dzwoni listonosz.
– To rzeczywiście dużo widziałaś – stwierdziłem z przekąsem. Cała moja mamusia… Czasem mówi, że mam głowę w chmurach, tymczasem dokładnie to samo dałoby się powiedzieć o niej. – Dziękuję ci za sokole oko i wstrząsającą precyzję
opisu.
Popatrzyła się na mnie spode łba i chyba nawet miała ochotę coś odpowiedzieć, ostatecznie tylko westchnęła głęboko i z wściekłą energią zabrała się za tłuczenie ziemniaków w garnku. Ja tymczasem zastanawiałem się, któż to mógł się pofatygować do mnie do domu. Ciekawe, ale Paweł wcale pierwszy nie przyszedł mi do głowy, choć naturalnie pragnąłem, by to był on. Prędzej Zabłotny lub Oświęcimski. Zresztą jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś z mojej nowej klasy odwiedził mnie w domu, nikomu jak dotąd nie podałem swojego adresu, bo i po co? Tylko czy w tym grajdole da się utrzymać jakąś tajemnicę? Masa osób widziała, jak wchodzę do mojego mieszkania.

Gdy rozbierałem się do snu, zauważyłem na moich śnieżnobiałych slipkach, nieco już rozepchanych przez rosnącego wacusia, sztywne plamy. Ciekawe, przecież te gacie włożyłem dopiero rano, prosto z bieliźniarki, pachnące proszkiem do prania. Dopiero teraz uprzytomniłem sobie, że mój wacek sterczał prawie cały dzień, tyle że miałem o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się własnym ciałem. Jak nie prezentację, to martwienie się o Pawła czy grzebanie w bibliotece. Powinienem więc być ciężko zmęczony i zasnąć od razu po położeniu głowę na poduszkę, tymczasem było zupełnie inaczej. Wacek był tak nabrzmiały, że prawie mnie bolał. Dopiero teraz przypomniałem sobie w szczegółach to, co się stało rano i jakie to w gruncie rzeczy było przyjemne. Cóż, na następną taką okazję będę musiał czekać kilka lat. A na tak fajnego wacka może jeszcze dłużej. Do tej pory na żywo nie widziałem żadnego, to znaczy widziałem, ale mnie to nie interesowało, zresztą i ja i ten kumpel mieliśmy po dziesięć lat, w takim wieku jeszcze nikogo to nie interesuje. No może pedofilów. A teraz z przyjemnością obejrzałbym sobie to i owo, nie tylko u kumpli, u starszych facetów też. Jakby wygrzebany z dna głębokiego koszyka ze szpargałami stanął mi przed oczyma obraz. Miałem może pięć lat, byliśmy w odwiedzinach u dziadków na wsi w Lubuskiem. Mój dziadek był potężnym chłopem. Przebieraliśmy się właśnie do snu. Dziadek wstał z łóżka, był zupełnie nagi, uzbrojony w potężne jaja i wiszącego na nich grubego wacka z odsłoniętą, ciemną główką. To właśnie ta główka wzbudziła moje zainteresowanie; o ile wielkość narządów przypisałem wiekowi i potraktowałem to zupełnie naturalnie, o tyle ta główka była dla mnie zagadką. Już miałem się zapytać o to dziadka, kiedy przypomniałem sobie jak mama mówiła, że chłopiec nie powinien się interesować tymi częściami ciała. Zagadka główki doczekała się wyjaśnienia wiele lat później, pisano o tym w książce o dojrzewaniu. Tymczasem wygrzebany se śmietniska pamięci obraz zlał się w jedną całość z doznaniami sprzed kilkunastu godzin i sieknęła mnie gorąca fala podniecenia. Wilgotną z przejęcia ręką dopadłem mojego malucha i nie wystraszyły mnie nawet kroki matki dochodzące z przedpokoju. Zdążyłem się przykryć kocem zanim otworzyła drzwi. Może nawet widziała ruchy ręki pod kocem, ale nie skomentowała. Jeszcze nie opuściła pokoju, kiedy gorące potoki zalały moją rękę i podbrzusze. Ostatnimi siłami powstrzymałem się przed głośnym oddechem, i dusiłem się tak długo, aż w końcu wyszła z pokoju.

Po weekendzie, w poniedziałek w szkolny poranek na korytarzu zatrzymał mnie Archimedes.
– Rozmawiałem z Pawłem Zarychtą i nawet się ucieszył, że mu pomożesz – powiedział z uśmiechem na twarzy. – Pogadaj z nim i umówcie się na naukę.
Nie zdążyłem zapytać o nic więcej, bo fizyk zniknął momentalnie za drzwiami pokoju nauczycielskiego. Zatem stało się to, czego tak bardzo się bałem. A już myślałem, że wszystko rozejdzie się po kościach, jak to często bywa z dorosłymi. Jednak Archimedes był konsekwentny jak rząd w nakładaniu podatków i na żadną taryfę ulgową liczyć nie mogłem. Poszedłem pod gabinet biologiczny, gdzie przy drzwiach zbierała się właśnie nasza klasa i wzrokiem odszukałem Pawła. Stał na końcu tej dziwnej kolejki a właściwie to nie stał tylko toczył jakiś dziwny bój z Syczewskim, Biesiadeckim i Drabikiem, najbardziej szemranym towarzystwem z klasy. Każdy z nich był rosły i co najmniej o pół głowy wyższy od Pawła. Dopiero gdy przypatrzyłem się bliżej widziałem, że cała trójka ordynarnie się nad nim znęca: dwóch go przytrzymuje a Drabik bije go po plecach albo w tyłek. O cholera, to takie buty. Zbliżyłem się do nich, sądząc, że moja obecność przerwie te tortury.
– Jak nie będzie do soboty to sobie inaczej pogadamy – syknął któryś z chłopaków, zapewne Biesiadecki i na mój widok cała trójka rozpierzchła się po kątach przestronnego korytarza. W tym momencie dostrzegł mnie Paweł i chwilę walczył ze sobą, by nie odwrócić ode mnie głowy. Ja zaś opanowałem pokusę podejścia i zapytania, o co tu chodzi. Nie interesuj się, nie twoja sprawa – mój rozum odpowiedział mojej ciekawości. Nie mogłem jednak oderwać oczu od Pawła, który wziął teczkę i poszedł w kierunku szkolnych ubikacji, co rusz oglądając się na boki jakby się czegoś bał. Śledziłem go wzrokiem, jakby chcąc go ubezpieczyć przed nieznanymi wrogami, tak długo, aż zniknął za białymi drzwiami wychodka. Nie wszedłem tam tylko dlatego, że po tym, co się stało w zeszły czwartek, mogłoby to być odebrane zupełnie opacznie. Tak, tamtego poranka dostałem lekcję, której pewnie już nigdy nie zapomnę.

Paweł zaczepił mnie jeszcze tego samego dnia, kiedy wydawało się, że nic już się nie stanie, gdy wychodziłem ze szkoły. Po prostu podszedł do mnie, gdy przystanąłem, aby poprawić plecak.
– Archimedes powiedział, że masz ze mną powtórzyć fizykę – powiedział chłodno, patrząc gdzieś na bok. Przystałem zupełnie nie panując nad sobą a mój korpus oblała fala zimnego potu. Kiedyś byłem z rodzicami w eleganckiej knajpie, gdzie podano dziwny deser: gorące ciasto prosto z pieca a obok dwie gałki zimnych lodów. Tak właśnie się teraz czułem, ni to ucieszony, że to on wykonał pierwszy krok, ni to przerażony, że za chwilę nastąpi jakiś kompletnie nieprzewidywalny ciąg dalszy.
– Tak – odpowiedziałem niechętnie. – Przyjdź do mnie, kiedy będziesz miał czas, tylko powiedz mi wcześniej.
– O nie, na pewno nie przyjdę do ciebie do domu – powiedział zdecydowanym, kategorycznym tonem, którego przyczyny nie trzeba się było długo domyślać. – U mnie w domu to też niemożliwe.
– Ojciec? – zapytałem. Paweł skinął głową, a ja po ogarnięciu pierwszego szoku uważnie popatrzyłem na jego twarz. Nie wierzcie ludziom, jeśli mówią, że potrafią czytać ludzkie myśli z twarzy, to wszystko pic na wodę. Usiłowałem odgadnąć, co myśli Paweł i w żaden sposób mi to nie wychodziło.
– To co proponujesz? – zapytałem obojętnym tonem.
– Bibliotekę szkolną – odpowiedział tym samym tonem. – W czytelni jest zawsze pusto, a jest otwarta zawsze do ósmej lekcji. Nikt nie powinien nam tam przeszkadzać.
– To kiedy zaczynamy? – zapytałem, błagając w duchu, by była to data jak najdalsza od dzisiejszej.
– Jutro po południu – odpowiedział bezlitośnie Paweł. – mamy tylko pięć lekcji, bo historyczka dalej chora. Może być?
Nie zdążyłem nawet kiwnąć głową, kiedy Pawła już nie było koło mnie. Widać ta rozmowa uwierała go tak samo jak mnie i gdyby tylko mógł, uniknąłby jej. Odetchnąłem z ulgą, że skończyło się to tak jak się zakończyło i że na kilkanaście godzin mam święty spokój.

Właśnie przygotowywałem się do następnego dnia w szkole, kiedy do pokoju weszła matka, jak zwykle bez pukania. Ciekawe, jak by było jej przyjemnie, gdybym to ja wszedł do jej pokoju jak do obory. Tymczasem kultura to jest coś, co u nas w domu obowiązuje wyłącznie w jedną stronę. Tylko powiem coś ostrzej, od razu jest, że pyskuję, za to na ona drze mordę przez dziesięć minut, to wszystko jest w największym porządku. I tak jest ze wszystkim, jeśli ja kupię sobie snickersa po drodze z zakupów, to nazywa się to dywersją w domowym budżecie, natomiast jeśli ona kupi sobie następną sukienkę, to tylko dlatego, że była super ultra tania. Westchnąłem głęboko.
– Co chcesz? Jestem zajęty.
– W sobotę pojedziesz do Wrocławia do ojca – powiedziała bez namysłu.
– Nigdzie nie pojadę, mam coś w planie – odpowiedziałem zimno. Nie będzie babsko rządziło się moim czasem, jak ojciec chce czegoś ode mnie to ma dokładnie taką samą drogę, a na dodatek auto. Na sobotę miałem zaplanowany spacer do gajówki i na stawy by zobaczyć, jak to miejsce domniemanej zbrodni wygląda w rzeczywistości. Na dodatek internetowe meteo zapowiadało w sobotę ostatni dzień ładnej pogody, w niedzielę miały rozpocząć się ulewy.
– Pojedziesz – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Jest bardzo ważny temat, na który ojciec musi z tobą porozmawiać.
– Czy możesz mnie oświecić, jaki to temat? – zapytałem zły na cały świat.
– Wszystkiego dowiesz się w sobotę – powiedziała złowieszczo i zamknęła drzwi. Zdenerwowała mnie tak, że straciłem ochotę na jakąkolwiek naukę. Zamknąłem podręczniki, zeszyty i poszedłem do przedpokoju. Newton na widok smyczy rozpoczął szaleńczy taniec radości. Foksteriery, nawet tak skundlone jak on, potrzebują sporo ruchu, bo taka ich natura i trzymanie ich w charakterze pieska pokojowego działa tylko na ich szkodę. Choć nie jestem jakimś specjalnym fanem spacerów, taki pies ma swoje dobre strony, zwłaszcza jeśli ma się taką matkę.

Nie wiem co mnie podkusiło, aby przejść się Kaliską aż do granicy województwa. Było już ciemno, pierwsze gwiazdy pojawiały się na bezchmurnym niebie. Gdy przechodziłem koło domku Zarychtów, usłyszałem dobiegające przez uchylone okno krzyki. Od razu rozpoznałem głosy Pawła i ojca. Co prawda byli w pomieszczeniu od podwórza, gdzie w tej sytuacji nie miałbym odwagi wchodzić, jednak specyficzna akustyka domu powodowała, że dawało się odróżnić poszczególne słowa, nawet wykrzyczane.
– Tatusiu! Tylko nie pejczem!
– Już ja wybiję ci z dupy te narkotyki! – to tubalny głos ojca. – Będę bił tym, czym chcę! A teraz zamknij mordę, gówniarzu!
Później nie słyszałem już nic oprócz krzyku i płaczu Pawła. Westchnąłem ciężko i szybkim krokiem przeszedłem na drugą stronę ulicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 23 tematy

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 21:42, 27 Maj 2018    Temat postu:

Tex czekam niecierpliwie na kolejne odcinki. Szkoda ze nie SA dluzsze I czesciej ale dzieki ze wogole piszesz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 22:31, 27 Maj 2018    Temat postu:

Jakoś dobrze mi się myśli jednostkami, które mają około 10 tys. znaków (6 stron znormalizowanego maszynopisu), zwłaszcza w przypadku dłuższych historii. Pisanie takiego rozdzialu (bez myślenia) zajmuje przeciętnie półtorej godziny. Co do codziennego pisania – w tym przypadku byłoby ciężko, bo tę historię pisze się trudniej niż np. tę poprzednią, sporo rzeczy jest po drodze do dopracowania, wymaga więcej myślenia i poprawiania tego, co już było napisane. No i nad postaciami trzeba sporo popracować, by nie były zbyt podobne do siebie. Stąd nad każdym rozdziałem myślę trochę więcej niż jeden dzień.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pansiak
Adept



Dołączył: 07 Maj 2016
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: bielsko-biała

PostWysłany: Pon 15:42, 28 Maj 2018    Temat postu:

Nieżle

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 15:54, 29 Maj 2018    Temat postu: 12.

No to mam dwie ciężkie sprawy do rozwiązania, chyba będzie trzeba założyć biuro detektywistyczne… Skąd u tego szczawika narkotyki? Problem narkomanii nie dotyczył mnie bezpośrednio i wiedziałem o nim niewiele. Tyle że kilku chłopaków paliło zielsko przy płocie za szkołą, nic więcej. Sam nie próbowałem, nikt mnie nie prosił, nie proponował, nie naciągał. Nawet Ulewa, który się chwalił, że już wziął kilka machów i było mu po nich fajnie. Natomiast nic nie wskazywało, żeby Paweł był zainteresowany narkotykami. Żeby je brać, trzeba mieć pieniądze, a bieda u nich aż piszczy. Czym płacił? A może te przepychanki przed salą, które widziałem, dotyczyły jakichś porachunków na tym tle? Całkiem możliwe, to byłoby nawet logiczne. Chwilowo jednak temat narkotyków mi się wyczerpał i leżałem na łóżku zastanawiając się nad Pawłem. Ciągle słyszałem jego krzyk w uszach. Był wtedy jakiś bezbronny, jakiś absolutnie zdeterminowany, że aż to było podniecające. Z chęcią przytuliłbym go w tamtym momencie. Albo później. Trzeba było iść do parku, on chyba po każdym domowym łomocie ucieka właśnie w tamto miejsce i tam odreagowuje. Tymczasem ja poszedłem z psem w stronę dworca kolejowego. Coś zawodzi mnie ostatnio ta logika. Nie zawodzi dla odmiany mój wacek, na samą myśl o Pawle potrafi wystartować do góry z przyśpieszeniem godnym ferrari. Matka już spała, mogłem więc sobie pozwolić na coś więcej. Ułożyłem się na boku, podłożyłem ściereczkę, którą trzymałem pod materacem specjalnie na takie okazje i zacząłem sobie wyobrażać Pawła w różnych sytuacjach. Zdziwiłem się, że chciałbym mu położyć rękę na tyłku. Do tej pory ta część ciała kojarzyła mi się z wszystkim co najgorsze, i pewnie nie tylko mnie. Tymczasem tyłek to przecież jedna z najbardziej potrzebnych części ciała. No i tyłek Pawła był szczególnie narażony na maltretowanie. Choćby z tego powodu należy mu się szacunek. Nie zastanawiając się wiele przełożyłem prawą rękę do tyłu i zacząłem gładzić własne pośladki. Nie wiedziałem, że to aż takie przyjemne… Doszedłem do tego momentu, kiedy prawie trysnąłem bez dotykania wacka. Prawie się wystraszyłem, co się ze mną dzieje? Jedno jest pewne, wyrastam na niezłego zboczeńca. Kto podnieca się dotykając siebie samego w tyłek? Złożyłem obficiej niż zwykle zroszoną ściereczkę, schowałem ją w znajome miejsce i prawie natychmiast zasnąłem. Ale nie spałem dobrze; męczyły mnie koszmary, po których budziłem się i długo nie mogłem zasnąć. I od nowa. Chyba około czwartej znów musiałem sobie zwalić wacka, tym razem bez żadnych marzeń czy wizji, tępe tarcie i wytrysk, który nie przyniósł żadnej przyjemności.

Następnego dnia, w piątek, już wychodziłem ze szkoły, kiedy zaczepił mnie Paweł.
– Masz czas dzisiaj się ze mną pouczyć?
Zaskoczył mnie, ale nie oponowałem. Im wcześniej zabierzemy się do roboty, tym lepiej. Inaczej sobie to wyobrażałem, że to raczej ja będę naciskał a on będzie się uchylał. Przecież powinien mnie unikać jak ognia po tym, co mu zrobiłem ostatnio, miał do tego święte prawo, a ja już powoli opracowywałem sobie plan, co robić, by go zmusić do nauki. Jeszcze raz okazało się, że wydarzenia niekoniecznie kierują się zasadami logiki. Skinąłem głową.
– To czekaj na mnie w czytelni, za chwilę tam będę.
Czytelnią nazywaliśmy wydzielony kąt w bibliotece za przepierzeniem, gdzie było ustawionych kilka stolików z krzesłami i dwa komputery, jeden z internetem i jeden starszy, tylko z katalogiem książek. Zazwyczaj nikt z nich nie korzystał, chyba że na przerwach. Wszedłem do pustego pomieszczenia, uśmiechnąłem się do bibliotekarki. Usiadłem przy stole, wyjąłem brudnopis i już zacząłem się zastanawiać, od czego by rozpoczęć naukę, kiedy wszedł Paweł. W ręku trzymał kurtkę i plecak. Nie namyślając się wiele usiadł naprzeciwko mnie i to jeszcze przy drugim narożniku stołu, co mnie tylko zirytowało.
– Usiądźże przy mnie, bo w taki sposób ci niczego nie pokażę – powiedziałem gniewnie. Paweł z ociąganiem zwlókł się z krzesła i usiadł po mojej stronie, jednak tak daleko ode mnie, jak to tylko było możliwe. Zwróciłem uwagę, że prawie ostentacyjnie przyciska korpus do krawędzi stołu, tak, żeby schować swoje łono. Ja siedziałem o wiele luźniej, jak zresztą zwykle.
– No przysuń się trochę, bo nic nie zobaczysz. Nie bój się, nic ci nie zrobię.
Nie wiem, czy go przekonałem, w każdym razie osiągnąłem swój cel; Paweł niedbale przysunął krzesło na tyle, by widzieć zeszyt i popatrzył na mnie nieprzyjemnym, świdrującym wzrokiem.
– Od czego chcesz zacząć? – zapytałem go. – Może na początek przekształcimy kilka wzorów?
– Ja mam zdać tę cholerną fizę i jest mi wszystko jedno, czego będziesz mnie uczył. Tak, żeby zaliczyć.
– Bez przekształcania wzorów nie zrobisz żadnego zadania – odpowiedziałem. – Ja ci mogę wytłumaczyć przyśpieszenie, prawa Newtona i bilans cieplny, ale żeby rozwiązać jakieś zadanie, musisz wiedzieć, co zrobić ze wzorami – odpowiedziałem.
Paweł skinął głową i zaczęła się nauka. Na początku szło kiepsko a każdy mój ruch ręką w stronę zeszytu Paweł interpretował opacznie i kulił się w sobie. Po jakichś dwudziestu minutach przestał się bać, kiedy przybliżałem się aby napisać następny wzór do przekształcenia. Z tego, co zauważyłem, nie bał się mnie jako mnie, czternastolatka zainteresowanego cudzym siusiakiem, a raczej mnie jako osoby, która w tym momencie ma nad nim jakąś wyraźną przewagę. Czyżby ojciec próbował go uczyć metodą lania ścierą przez łeb? Inaczej nie mogłem sobie tego wytłumaczyć.
– Ale z tym nie wiem, co się robi – rzekł, pokazując pierwiastek w mianowniku. Powiedział to ze łzami w oczach, pochylony jakby umykał przed nieuchronnym ciosem. Siedział skurczony, jego sylwetka wyrażała wielki strach.
– Nie tylko wy, wyluzuj, pierwiastek w mianowniku to największa cholera w tej całej zabawie – odpowiedziałem. Ja ci pokażę kilka przykładów, a później spróbujesz to sam zrobić, dobrze?
Pierwszy przykład poszedł wyjątkowo ciężko i Paweł rozpłakał się jak dziecko.
– Ja się do niczego nie nadaję…
Chciałem go w geście pocieszenia złapać za rękę i chyba dobrze, że tego nie zrobiłem. Zamiast tego popatrzyłem mu w oczy. Chwilę patrzyliśmy na siebie, jakby wyrównując panujące między nami napięcie. Chyba w obliczu czegoś o wiele cięższego przestawaliśmy się bać siebie nawzajem, przynajmniej ja to tak odebrałem. To milczenie trwało bardzo długo, zbyt długo na moje potrzeby.
– Zbierajmy się – powiedziałem. – Sądzę, że na dziś wystarczy.
Pożegnaliśmy się w czytelni. O ile nie byłem pewny, że coś mu zostanie w głowie z tej godziny, o tyle nie czułem się już jak zboczeniec, który zaatakował go w łóżku, choć jakiś niesmak jeszcze pozostał. Tymczasem Paweł wstał od stołu, naciągnął niedbale kurtkę, rzucił nieśmiałe „cześć” i obojętnym krokiem opuścił bibliotekę. Nawet nie wyszliśmy razem ze szkoły. Jak to mówią? Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. Chciałem pobiec za nim, zacząć rozmawiać, zatrzeć ten nieprzyjemny obraz, jaki sobie niechcący stworzyłem w jego umyśle. Nic z tego, szybko zrozumiałem, gdzie jest moje miejsce.

Jadąc pociągiem do Wrocławia gorączkowo zastanawiałem się, co takiego może chcieć ode mnie mój ojciec. Wstyd powiedzieć, ale po wyprowadzce z Wrocławia niespecjalnie za nim tęskniłem. Ojciec to ojciec, był od tego, by zarabiać pieniądze i utrzymywać rodzinę, do spraw wychowania niespecjalnie się wtrącał, od tego była matka. Nie interesowało go, co działo się w szkole, czy nie mam problemów z nauką, wychodził z założenia, że to nie jego sprawa. Nie rozmawialiśmy prawie w ogóle, głównie wtedy, kiedy coś zbroiłem pod nieobecność matki. Tym bardziej nie rozumiałem, po co chce mnie widzieć u siebie. Z tego, co mówiła matka, znalazł sobie jakąś kobietę i raczej nie byłem zainteresowany spotkaniem z tą panią. Co mnie ona obchodzi? I co ja obchodzę ją? Na pewno nie chodziło o tak zwany wieczorek zapoznawczy. Tępo patrzyłem na przesuwające się za oknem kolejne stacje i najchętniej wysiadłbym na dowolnej z nich, byle tylko uniknąć spotkania z kimś, kto jest dla mnie właściwie obcą osobą. No może trochę podobną do mnie, obaj byliśmy masywni i obaj mieliśmy problemy z utrzymaniem wagi, ale na tym podobieństwa się kończyły. Ojciec był ponury, mrukliwy, mało zainteresowany tym, co dzieje się wokół niego. Ciekawe, w jaki sposób zrobił studia? A zrobił, był inżynierem i podobno nawet dobrym.
– Już Wrocław Główny, pan wysiada? – zwrócił się do mnie konduktor. Dopiero teraz zauważyłem, że patrzę się bezmyślnie w ciemną, ponurą halę peronową wrocławskiego dworca, sam w pustym wagonie. Nie chciałem z niego wychodzić.

– No dobrze, że już jesteś – przywitał mnie ojciec, kiedy przejechawszy zatłoczonym tramwajem przez pół miasta, w końcu zameldowałem się u jego drzwi. – Nie mogę z tobą za długo rozmawiać, o czwartej muszę być w firmie.
– No dobrze, ale o co chodzi? – zapytałem, nie czekając na żadne polecenia i bezceremonialnie wchodząc do salonu. Ojciec dalej mieszkał w naszym mieszkaniu i nie wyobrażałem sobie, by zaczął mi nagle rozkazywać gdzie mogę wejść, przy czym usiąść i tak dalej. Nawiasem mówiąc, jeszcze nie oddał matce pieniędzy za przeprowadzkę.
– Chodzi o to, że matka się na ciebie skarży – odpowiedział siadając przy stole, tymczasem ja zadowoliłem się miejscem na wersalce.
– To znaczy?
– Sam dobrze wiesz, o co chodzi – powiedział zimno. – Zachowujesz się niemoralnie w domu.
Tak, za to on zachowuje się moralnie podrywając dupy na mieście… O co mu chodzi z tą moralnością?
– Matka się skarży, że bawisz się własnym penisem – powiedział sucho. – I że nie życzy sobie takiego wstrętnego zachowania w domu – powiedział odwracając ode mnie głowę, jakby śledził tor lotu niewidocznej muchy.
Nie cierpię słowa penis i równie nie znoszę, jak ktoś wtrąca się bez pozwolenia w nie swoje sprawy.
– Masz z tym skończyć raz na zawsze. To tylko kwestia panowania nad sobą, ćwiczenie charakteru. A gdy robisz wszystko, na co ci przyjdzie ochota, to stajesz się bezwolnym mięczakiem, zrozumiałeś? A w tym nie ma ani nic potrzebnego ani pięknego. Bawić się własnym fiutem potrafi każde zwierzę, rozumiesz?
Nie zrozumiałem, ale kiwnąłem głową, słowo „tak” nie przeszłoby mi przez usta. Nie w takiej sytuacji.
– A jak cię roznosi energia, to się zapisz na siłownię, zacznij biegać, obojętnie co, zdaje się, że masz co zrobić z nadmiarem ciała, prawda? A wieczorem przed pójściem do łóżka zimna kąpiel, by cię rączki za bardzo nie świerzbiały. I ja naprawdę nie żartuję, jak to się nie skończy, wyślemy cię na leczenie. Są katolickie ośrodki, które radzą sobie z takimi problemami, tam się nikt nie będzie z tobą patyczkował.
Coś tam jeszcze truł, ale nie słuchałem za bardzo, porażony perspektywą wysłania mnie do jakiegoś klasztoru czy czegoś podobnego. O nie, tak nie będziemy się bawić. Trzeba po prostu uważać na siebie, to wszystko. Ale żebym się musiał z tym kryć we własnym pokoju? Co to, to nie. Gniew nabrzmiewał we mnie coraz bardziej, w końcu uniosłem się w krzesła, i poszedłem do ubikacji. Tam rozpiąłem rozporek, wyciągnąłem wacka, przepraszam, penisa, i szybkimi ruchami doszedłem do wytrysku, zostawiając pamiątkę na sedesie ojca – moralisty. Rozkoszowałem się patrząc jak każda kropelka rozbija się o muszlę klozetową, a wytrysk miałem tego dnia naprawdę obfity.
– Podobno się śpieszysz – powiedziałem, gdy już wróciłem z toalety i ojciec zabierał się za ciąg dalszy pogadanki. – Ja muszę być przed szóstą w domu, tak matka mówiła.
– Pamiętaj, że i matka i ja będziemy cię kontrolować. Żadnych zabaw w wannie, w szkole i w ogóle nigdzie. Tam też sprawdzimy, co to jest teraz wynająć prywatnego detektywa…
Straszył mnie, to było oczywiste, żaden prywatny detektyw nie wejdzie do łazienki ani do szkolnego kibla.
– Tu masz na bilet – powiedział wyciągając do mnie rękę z dwoma banknotami. Żaden bilet nie kosztuje dwustu złotych, pewnie chciał sobie oczyścić sumienie. Schowałem forsę do kieszeni i wymamrotawszy niechciane „do widzenia” wyszedłem na klatkę schodową.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 20:53, 29 Maj 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 3 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin