Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nie będzie bolało (zakończone)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 22:19, 02 Lip 2018    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa. Następny odcinek będzie w środę pod wieczór.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 17:05, 03 Lip 2018    Temat postu: 29.

Przez całe śniadanie Paweł nie tylko się do mnie nie odezwał, ale miałem wrażenie, że starał się nie patrzeć w moim kierunku. Nawet usiadł w przeciwległym narożniku stołu. Zastanawiałem się, co podziałało na niego bardziej, to co stało się w nocy czy fakt znalezienia go w łóżku ze mną. Może tylko było mu głupio? Matka robiła dobrą minę do złej gry, to zezowała na mnie, to puszczała mi złowrogie, naburmuszone spojrzenia. Co będzie dalej? Była sobota, a zarazem początek szkolnych ferii, będę musiał tolerować jej humory nie tylko przez weekend, ale najbliższe dwa tygodnie. Jadłem wyjątkowo wolno, ale nawet najdłużej celebrowane śniadanie jednak musiało dobiec końca.
– No a teraz pożegnaj kolegę i zameldujesz mi się u mnie w pokoju – rzuciła wychodząc z kuchni.
– Najadłeś się? – zapytałem Pawła. Niech coś powie, niech odezwie się do mnie choć raz. Jednak nie doczekałem się. Widząc, że na niego patrzę, Paweł po prostu skinął głową i mruknął coś prawie niesłyszalnego. I tak było już do momentu, kiedy zniknął za drzwiami. Usiłowałem coś wyczytać z jego twarzy, ale niezbyt się dało, była jak zawsze nieprzenikniona i naładowana cierpieniem. Co go ugryzło?
– Pójdziesz do domu? – zapytałem, gdy odprowadzałem go do drzwi. Tylko wzruszył ramionami. Tak bardzo chciałem go w tym momencie dotknąć, nawet przytulić, ale nie ryzykowałem, atmosfera była po mojemu nie tyle nieprzychylna, ile wroga. Coś mi mówiło, że niepotrzebnie się godziłem na to, co między nami zaszło. Jeszcze nie miałem czasu tego wszystkiego przemyśleć, wspomnienie tamtych wydarzeń nie wywoływało u mnie żadnych emocji. Położyłem mu rękę na ramieniu w geście pożegnania, strząsnął ją energicznie, jak się pozbywa robala z kurtki. Chwilę stałem przy drzwiach, które właśnie się zamknęły, rozdzielając nas może na zawsze.

– Mnie to w ogóle nie obchodzi – powiedziała zimno matka, kiedy usiłowałem jej wytłumaczyć, w jakich okolicznościach i jakim stanie Paweł się tu pojawił. – Czy ty myślisz, że możesz sobie przyprowadzić do domu każdego, jak leci? Na to mojej zgody nie ma i nie będzie. Zwłaszcza tego chłopaka. Ile razy cię przed nim przestrzegałam… Wiesz, co ludzie mówią o tej rodzinie? Że jest patologiczna. O jego ojcu jeszcze gorzej. Jeśli coś mnie w tym cieszy, to to, że z tego mieszkania nic nie zginęło, a my wszyscy żyjemy.
Nawet nie chciało mi się komentować tych bzdur. Co prawda za uczciwość Pawła nie dałbym sobie obciąć ręki, jednak za mało go znałem, ale nie sądziłem, by w takich okolicznościach obrabował nam mieszkanie czy zrobił coś gorszego. Przecież w tym momencie chodziło mu o coś zupełnie innego.
– Teraz ja mówię – rzuciła matka, kiedy mimo wszystko postanowiłem zaprotestować. – Masz szlaban na wychodzenie, wizyty u kolegów, zapraszanie kogokolwiek, tylko na piętnaście minut z psem i to wszystko. Ja wieczorem zadzwonię do ojca i zastanowimy się, co z tobą zrobić. A teraz zmiataj mi z oczu i zostaw mnie w spokoju – zakończyła.
Zaczęły się długie godziny aresztu domowego. Matka miała mi za złe każde wyjście z pokoju, a gdy wyszedłem na spacer w psem, odmierzała czas z zegarkiem w ręku. Celowo spóźniłem się minutę, co wywołało kolejną awanturę, zakończoną moim trzaśnięciem drzwiami i zniknięciem w pokoju. Nie miałem ochoty dosłownie na nic, cały dzień nie mogłem skoncentrować się na najprostszej czynności, myślałem głównie o Pawle. Co on teraz robi? Jak przyjął go ojciec? Czy skończyło się na kolejnym laniu? Wcale bym się nie zdziwił. Poczułem się winny całego nieszczęścia. Jeśli faktycznie nie ma gdzie mieszkać i co jeść to jak daje sobie radę? Z chęcią bym go odszukał i dał mu chociaż kilka złotych, ale w takich sytuacjach z matką nie ma żartów. Wstałem od biurka i położyłem się na kanapę. Wacek mnie cisnął w spodniach, ale postanowiłem go zignorować. Ciągle miałem jakieś wyrzuty po tym, co się stało w nocy. To było jakieś strasznie dziwne, czy cały ten seks będzie tak wyglądał? Na tę chwilę miałem wrażenie, że skrzywdziłem Pawła. On chyba jednak rzeczywiście jest hetero… Gdy mi wyjął, robił wszystko, bym go nie oglądał, nie podniecał się jego widokiem. To dlaczego później tuliliśmy się do siebie podczas snu? I kto zaczął? Co prawda budziłem się w nocy kilka razy, ale zawsze leżałem na jego torsie, z ręką przerzuconą przez brzuch. Tak rozmyślając zasnąłem.

– Popatrz sobie, coś osiągnął – usłyszałem głos stojącej nade mną matki. Nie wiedziałem, o co jej chodzi, chwilę patrzyłem na nią nieprzytomnymi oczyma.
– To znaczy?
– Wyjdź przed dom i zobacz – powiedziała i nie mówiąc nic więcej opuściła pokój. Niewiele myśląc wstałem, narzuciłem kurtkę i wyszedłem przed dom. Długo nie szukałem. Pod moim oknem ktoś napisał sprayem czerwonymi wołami GWAŁCICIEL. Poczułem uderzającą we mnie falę ciepła. Kto to zrobił? Pierwszy przyszedł mi do głowy Paweł. Wiedział, rozmawialiśmy przecież o tym w nocy. Przecież powiedział, że nie wierzy, że to ja… Nie, Paweł odpada. To w takim razie kto?
– Zrób coś z tym – powiedziała matka, kiedy wróciłem do domu. – Nie chcę takiej wizytówki na moim mieszkaniu.
Odszukałem puszkę czarnej farby w sprayu, która została mi po malowaniu jakiegoś modelu. Żeby nie być posądzonym o wandalizm, wyszedłem dopiero, kiedy zaszło słońce. Zawsze to mniejsze prawdopodobieństwo zostać przyłapanym na wandalizmie. Trudno byłoby się wytłumaczyć, gdyby mnie złapała policja. Nasz dom jest pomalowany na żółto, więc efektem był niestworzony bohomaz, widoczny z każdej strony. Osiągnąłem tylko to, że napis był prawie nieczytelny, sporo czasu wymagało, by domyślić się, co on znaczy. Gdy wróciłem do domu, matka zamknęła się w pokoju i rozmawiała przez telefon. Zmyłem z siebie resztki farby i wróciłem do pokoju. Jakieś dziesięć minut później matka przyszła do mnie.
– We wtorek zabiera cię ojciec, do tego czasu masz się spakować, ubrania, książki do szkoły, wszystko, rozumiemy się?
– Nie – odpowiedziałem najbardziej wstrętnym tonem, na jaki było mnie stać.
– Nie myśl, że tak cokolwiek osiągniesz – powiedziała. – To już postanowione. Przez ferie będziesz mieszkał u ojca, a później oddamy cię do katolickiej szkoły z internatem w Poznaniu.
A więc jednak… Może nawet matka jest zmienna i była jakaś, choć niewielka szansa, że do wtorku by jej przeszło, jednak jak w sprawę został wciągnięty ojciec, mogłem uważać to za pewnik. To nie jest człowiek, który by się wycofał z raz powziętej decyzji, choćby była nie wiem jak durna. Najwyżej zamota wszystko i na koniec powie, że to wszystko to moja wina. Zawsze tak było, a teraz, kiedy zaczął działać w jedynie słusznej partii politycznej i zrobił jakąś tam karierę, już zupełnie obrósł w piórka. Do niedawna nie interesowałem się polityką i było mi doskonale obojętne, co robi mój ojciec. Ostatnio jednak zacząłem coraz uważniej śledzić informacje polityczne i coraz mniej mi się podobał jego wybór. Jednak co innego, jak go nie ma a domu, a zupełnie co innego, gdy będę u niego mieszkał i słuchał jego mądrości, które nijak do mnie nie przemawiają. A on… On się zawsze uważał za najmądrzejszego, wszystkowiedzącego, jakby zjadł wszystkie rozumy. Rzygać się chce…

W poniedziałek matka uznała za stosowne iść do pracy. Liczyłem na to, że uda mi się jakoś wymknąć z domu, jednak szybko przyszło rozczarowanie.
– I ani kroku z domu, rozumiemy się? Będę co godzinę dzwoniła na numer domowy i sprawdzała, czy jesteś. Jak cię nie będzie, zawiadomię policję, rozumiemy się?
Chciałem odpowiedzieć, że niezbyt, ale dałem sobie spokój. Co ma policja do tego, że wyjdę sobie z domu? Nie byłem jednak pewny, toteż dla świętego spokoju postanowiłem zostać. Może jeszcze ma rację i złapią mnie jako uciekiniera… Nie miałem w tych sprawach żadnego doświadczenia i tak naprawdę nie wiedziałem, co policja może mi zrobić a czego nie.
– Masz się pakować. Jak wrócę, chcę widzieć wszystkie rzeczy spakowane, pokój wysprzątany i odkurzony, rozumiemy się? Jak ojciec przyjedzie, masz tylko wnieść walizki do samochodu i to wszystko. Tu masz walizki – powiedziała wnosząc do pokoju trzy duże walizy, których używaliśmy przy przeprowadzce i stawiając je obok mojego łóżka.
Mówi się trudno. Pakowanie było jednym z najcięższych przeżyć, jakich ostatnio doświadczyłem. Ryczałem jak bóbr wciskając swoje rzeczy do walizek. Już sam nie wiem, czy bardziej bałem się tego, co mnie spotka w najbliższej przyszłości, czy tego, co się dzieje z Pawłem i że w tej sytuacji już nigdy go nie zobaczę. Nawet jeśli po tamtej nocy pogniewał się na mnie i nigdy już się do mnie nie odezwie. Pakowanie szło mi ślamazarnie, po godzinie w pokoju był burdel nie do opisania, rzeczy wyłożone na podłogę, pomieszane z książkami i cholera wie, czy jeszcze… Na dodatek matka się wściekła i zgodnie z zapowiedzią wydzwaniała nawet nie co godzinę, a co pół.

– To co, mało ci dziewczynek, już się za chłopaków bierzesz, zboczeńcu? – zapytał ojciec i wymierzył mi policzek. Zachwiałem się i w ostatniej chwili usiadłem na łóżko. – Matka dokładnie opisała mi, co się stało. Ale nie bój się, na takich byczków jak ty też są metody – powiedziawszy to podszedł do kanapy i korzystając z chwili zaskoczenia, uderzył mnie jeszcze raz.
Nie odzywałem się do niego. Nie sądziłem, że posunie się aż do bicia. Wszystko to zaczynało wyglądać coraz gorzej. Miałem tego najzwyczajniej dość. Przecież jak dojedziemy do domu to ten wieprz mnie zabije… Na razie wyszedł z pokoju zostawiając mnie rozbitego, zniesmaczonego i zdruzgotanego. Nie, tak nie będziemy się bawić, jeszcze długo nie, a potem wcale – pomyślałem mściwie.
– Maciej, kolacja – zawołała matka z kuchni. – Zjedz coś przed wyjazdem.
Przeszedłem do kuchni. Byłem sam, matka wyszła i w dużym pokoju konferowała przyciszonym głosem z ojcem. Na talerzu leżały dwie kanapki z kiełbasą i kiszony ogórek, obok stał kubek z parującą herbatą. Chwyciłem go i z premedytacją wylałem go na tors, tak, że miałem poparzony cały brzuch. Płyn wnikał coraz głębiej, parząc mi podbrzusze i jądra. Zerwałem się od stołu i pobiegłem do dużego pokoju.
– Herbarta mi się wylała, muszę się wykąpać – powiedziałem. Ojciec popatrzył na mnie zimno.
– Całe życie byłeś fajtłapą. To też zmienimy – skwitował.
Woda nalewała się do wanny, a ja zapamiętale grzebałem w torbie z różnymi kosmetykami, aparatami i cholera wie, czym jeszcze. Wreszcie znalazłem to, czego szukałem. Żyletka była używana, ale robiła wrażenie ostrej. Odłożyłem ją na krawędź zlewu i wgramoliłem się do wanny. Po raz ostatni rzuciłem okiem na mojego wacka. Zwisał smętnie, leżąc na zaczerwienionych od oparzenia jądrach, jakby było mu wszystko obojętne. Już mi nie będzie potrzebny… Przeniosłem wzrok na lewe ramię. Było tłuste, ale czy to w tej chwili jest najważniejsze? Po chwili obserwowałem czerwone krople spadające do wody, która była coraz bardziej czerwona… Gdzieś tam z oddali słyszałem jakieś głosy, później uderzenia, nawet krzyki, ale już mi było wszystko jedno. Wrzeszczcie sobie, oskarżajcie, piszcie sobie co chcecie pod moim oknem, możecie nawet namalować stojącego fiuta. Mnie jest już wszystko jedno. Opanowała mnie wszechobecna czerń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 22:45, 03 Lip 2018    Temat postu:

o taka zmiana sytuacji i teraz aż próba samobójstwa - to jest moje życie ... tylko ja wtedy byłem w Domu Dziecka, patrzę i nie wierzę, piszesz o Mnie i moim życiu tylko tu w domu a ja w DDz. Paweł to taki sam chłopak jak mój kolega z DDz który uciekał przed swoimi rodzicami a w szczególności od ojczyma. Bardzo Mi się podoba twoje opowiadanie i jest dla Mnie bardzo interesujące.
Pozdrawiam
P cwelik z Warszawy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 0:21, 04 Lip 2018    Temat postu:

A mówiłem, że Maciej musi porządnie dostać w kość, żeby nauczyć się trochę pokory w stosunku do życia i żeby się nauczył, że nie ma łatwych rozwiązań. Teraz powoli będzie to rozplątywał... Tu muszę się przyznać, że jest w tym sporo z mojego życia, też myślałem, że skoro bardzo dobrze się uczę i jestem niegłupi (hahaha) to mogę sobie ze wszystkimi pogrywać, a trudne sytuacje i inne problemy mnie nie dotyczą. Nic bardziej mylnego.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 0:25, 04 Lip 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pansiak
Adept



Dołączył: 07 Maj 2016
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: bielsko-biała

PostWysłany: Śro 7:19, 04 Lip 2018    Temat postu:

Dobre

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 18:53, 05 Lip 2018    Temat postu: 30.

Biel. Wszędzie biel pomieszana z niebieskim, a może zielonym? Wielkie białe płaty, początkowo statyczne, później poruszające się, zrazu wolno, później coraz szybciej, szybciej, aż zaczynają wirować. Zamykam oczy i znów cofam się w bezpieczne miejsce. Coś cię ze mną dzieje, ale co? Boję się otworzyć oczy, by znów nie odlecieć, tak jak przed chwilą. Wsłuchuję się w otoczenie. Coś, co do niedawna było ciszą, zaczyna dźwięczeć. Oddalone kroki, strzępki rozmów. Oblewam się gorącym potem. Z chęcią zasłoniłbym uszy, ale mam słabe ręce, jak z waty, na dodatek nieruchome, jakby były do czegoś przywiązane. Z dwojga złego wolę jednak spokój przed oczyma. Niedobrze mi, pocę się dalej, krople występują na czoło. Gdzie jestem? Co się ze mną dzieje? Dlaczego mi przeszkadzają? Przecież było tak dobrze, tak spokojnie, nikt mi nie przeszkadzał. Kroki i głosy są coraz wyraźniejsze, gdzieś w oddali gra radio, choć nie mogę rozpoznać melodii. Jest mi sucho i chce mi się wymiotować. Zaczynam się wiercić, ale to tylko pogłębia kręćka w mojej głowie. Pić…
– O, żyjesz – dochodzi do mnie głos. Męski, damski, obojętne. No pewno, że żyję, dlaczego miałbym nie żyć? Ach racja, coś się stało. Tylko co? Dalej mam kłopoty z przypomnieniem sobie.
– Pić – szepczę. Wkrótce czuję coś wilgotnego w ustach. Wilgoć rozlewa się po ciele. Już chyba mogę otworzyć oczy. Tym razem wszystko już jest na miejscu. Jestem chyba w szpitalu, przynajmniej tak to wygląda. Naprzeciw mnie siedzi ktoś w zielonej bluzie, nawet nie wiem, czy mężczyzna, czy kobieta. Próbuję zobaczyć, co jest z boku, ale znów kręci mi się w głowie. Chce mi się wymiotować, ale nic nie podchodzi mi do gardła.
– Leż spokojnie, nic złego się nie dzieje – słyszę. Próbuję zapytać, gdzie jestem, ale wątpię, by ten ktoś mnie zrozumiał. Wstaje i wychodzi z tego pomieszczenia, w którym się znajduję. Dopiero teraz widzę stojak, na którym widzą kolorowe woreczki, z których wystają takie śmieszne rurki prowadzące w dół. Wodzę oczyma wzdłuż ich długości, próbując dociec, dokąd prowadzą. Aha, więc już na sto procent mogę stwierdzić, że jestem w szpitalu. Coś się musiało stać, ale co? Wpadłem pod samochód? Może dostałem zawału serca? Tyle się ostatnio słyszy na mój temat. Usiłując sobie przypomnieć, co się ze mną stało, cofam się w przeszłość. Pierwszy okruch stamtąd to miękkie podbrzusze, na którym spoczywa moja głowa i coś trzymam w ustach. To coś pulsuje, wibruje… Później leżę na czymś, a raczej na kimś miękkim, jest mi dobrze, mógłbym tak leżeć całe lata. Znów zamykam oczy.

Drugie przebudzenie było już bardziej konkretne. Wiedziałem, gdzie jestem i co się ze mną stało. Po co to zrobiłem? Racja, żeby uciec od ojca. Otwieram oczy i rozglądam się dokoła. Nie ma go, na szczęście. W ogóle nikogo nie ma, leżę sam w niewielkim pokoiku, którego jedynym wyposażeniem jest łóżko, krzesło i jakaś aparatura medyczna z ekranem. Patrzę na pulsującą zieloną kreskę, ale nie mogę się skupić, kreska ucieka mi i tworzy jakiś zawiły, niemożliwy do odtworzenia wzór. Niespodzianie cała masa myśli wypełnia mi głowę. Matka. Gdzie jest matka? Dlaczego jej tutaj nie ma? Przecież to ona jest wszystkiemu winna. Ale może to lepiej, że jej nie ma. Znów będzie mnie karać, wyzywać… Najlepiej, żeby tu do mnie w ogóle nie przychodziła. Wtem drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi jakiś mężczyzna, może lekarz. Młody, nie ma więcej niż trzydzieści lat. A może to nie lekarz?
– Jak się czujesz? – pyta z udawaną troską w głosie. Próbuję odpowiedzieć, ale głos znów grzęźnie mi w gardle.
– Pić…
Znów kubek z rurką, z której wciągam spory łyk. Odczekuję aż minie minie gorąca fala.
– Już możesz mówić?
– Tak – odpowiadam.
– Najgorsze masz za dobą – mówi mężczyzna. – Było ciężko, miałeś kryzys, myśleliśmy, że już cię z niego nie wyciągniemy. Trzy dni przeleżałeś w śpiączce.
– Matka tu przyszła? – pytam.
– Przychodziła codziennie, przez całe trzy dni. Bardzo się o ciebie martwi, wczoraj cały dzień przesiedziała w szpitalu.
– To niech jej pan powie – mówię z wysiłkiem – że niech sobie daruje te wizyty. Wcale nie chcę jej tu oglądać.
Mężczyzna patrzy na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Nie wiem, co sobie myśli, nie obchodzi mnie to. Mogę być nawet najgorszym synem na świecie, ale nie chcę jej widzieć.
– Nie unoś się tak. Potrzebujesz spokoju – mówi. – Na razie jej nie zobaczysz. Jak dojdziesz już do siebie, porozmawiasz z psychologiem, który oceni sytuację. Tylko od jego zgody będzie zależało, czy i kiedy zobaczysz się z matką. Rozumiemy, że musiały być jakieś ważne powody, dla których targnąłeś się na własne życie, dlatego musimy najpierw dowiedzieć się, co się stało i kto cię skrzywdził, zanim pozwolimy ci rozmawiać z ludźmi. A sporo osób do ciebie przychodzi…
A to ciekawe. Matka na pewno, ale oprócz niej? Wątpię, by komukolwiek mogło na mnie zależeć. Paweł? Śmieszne, nawet nie podziękował za to, że u nas zjadł śniadanie, a moją rękę odrzucił w taki sposób, że do tej pory mnie boli. Nie, nie dosłownie, ten ból tkwi gdzieś głęboko we mnie. Ojciec? Jak tu przyjdzie, pierdolnę w niego tym stojakiem z butelkami i rozbiję mu krzesło na głowie. Nie chcę tego knura tu widzieć. Doktor, czy pielęgniarz, wychodzi, pies z nim tańcował. Znów jestem sam. Dalej mnie intryguje to sporo osób. Nasza miejscowość nie jest wielka, tu informacje podróżują lotem błyskawicy, pewnie już wie każdy, kto mnie zna. Zaraz przetoczy się przez ten pokój kawalkada faryzeuszy, którzy będą przysięgać na wszystkie świętości tego świata, że zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej, a tak w ogóle to nie rozumieją, dlaczego to zrobiłem i dlaczego nie skorzystałem z ich pomocy. Tak przynajmniej dzieje się w filmach i powieściach. A kto się mnie zapytał, co czułem, jak widziałem napis „gwałciciel” pod moim oknem? Albo jak ojciec prał mnie po twarzy wymyślając od zboczeńców? Albo jak byłem wyzywany od pedrylów? Nie, tak nie będzie. Niech mi tu nikogo nie przyprowadzają. Gdy tak sobie myślałem, do pokoju weszła pielęgniarka.
– Koniec karmienia przez kroplówkę – oznajmiła nieprzyjemnym tonem. – Kolację zjesz już jak człowiek.
Odczepiła ode mnie jakiś woreczek i sobie poszła. Dopiero teraz poczułem, że jestem głodny.

– Dziś do ciebie przyjdzie pani psycholog – powiedział lekarz podczas porannego obchodu. – Na razie leż, nie ruszaj się za wiele, możesz powoli próbować chodzić do toalety, ale dalej jesteś osłabiony.
Spróbowałem zaraz po jego wyjściu. Istotnie nogi miałem jak z waty i wszystko wokół mnie wirowało. Dobrze, że miałem siłę wyciągnąć wacka do sikania. Gdy wróciłem, byłem tak spocony, jakbym przebiegł setkę. Nie rozumiem, dlaczego to ja muszę tak cierpieć, skoro nic złego nie zrobiłem… Na dobrą sprawę pogadałbym ju8ż z kimś. Zmęczenie powoli ustępowało, z Każdą godziną czułem się coraz lepiej. Obiad zjadłem prawie w całości. Przydałoby się coś słodkiego, ale nie będę marudził. Odstawiłem talerze i położyłem się. Ciekawe, co się dzieje z Pawłem? Czy wrócił do domu po tym, jak od nas wyszedł? Byłem na niego dalej zły, nie znaczy to jednak, że był mi obojętny. Wręcz przeciwnie, jeśli bym się zgodził na jakąś wizytę, to tylko od Pawła. Co bym mu powiedział? Nie wiem, moglibyśmy być ze sobą kilka godzin w milczeniu, a i tak byłoby mi z nim dobrze. Znów moje myśli wróciły do tego, co się zdarzyło tamtej nocy. Ciekawe, co on wtedy myślał? Czy w ogóle prosząc mnie o to, co się stało, chodziło mu o mnie, czy było mu to obojętne? Może po prostu chciał zamoczyć i zrobił to, bo nadarzyła się odpowiednia okazja? Tak rozmyślając nawet nie zauważyłem, gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta w zielonym fartuchu. Była blondynką z końskim ogonem i o uśmiechniętej twarzy.
– Ty jesteś Maciek, prawda? – powiedziała uśmiechając się do mnie. Skinąłem głową.
– Mam na imię Arleta i jestem psychologiem – powiedziała dalej tym swoim uśmiechniętym tonem, który ocierał się o obłudę. Oni wszyscy są przyjaźni, kiedy chcą czegoś od ciebie. Tymczasem psycholożka rozłożyła swoje papiery, wpięła arkusz do kolorowej podkładki i chwyciła za długopis.
– Możesz opisać wszystko, co się stało?
No nie, tak nie będziemy ze sobą rozmawiać. Skąd mam wiedzieć, co będzie dla niej ważne a co nie? Poza tym właśnie chciała mi wejść zabłoconymi buciorami w moje własne życie. Na pewno wszystkiego jej nie powiem. Nie usłyszy ode mnie tego, że jestem homoseksualistą. Poza tym musiałbym wiedzieć, jakie są jej lojalności, ile z tego usłyszy moja matka, ojciec, nauczyciele. Również z tego powodu postanowiłem skończyć ze sobą, że nie uznawałem za stosowne latać z moimi problemami po ludziach. Równie dobrze mógłbym to walnąć na własnej tablicy na facebooku.
– Chyba był jakiś powód, dla którego podjąłeś tak radykalną decyzję? – indagowała dalej. – Takich rzeczy nie robi się ot tak sobie.
Trzeba było się na coś zdecydować. O tym podejrzeniu gwałtu mogłem powiedzieć, bo i tak dowiedziałaby się od mojej matki albo nawet na policji. Ojca też nie będę oszczędzał, za to, co mi zrobił, należy mu się.
– Dobrze, opowiem – zgodziłem się i nie rozwodząc się za bardzo opowiedziałem, co się stało. Pawła i wszystko, co z nim związane, trzymałem od tego z daleka. Na początku szło mi nieskładnie, dopiero po kilku zdaniach wpadłem we właściwy tor. Psycholożka notowała zapamiętale, nawet się na mnie nie patrząc.
– Czy masz jakieś prośby albo życzenia, które są związane z twoją sytuacją?
– Tak – powiedziałem spokojnie. – Nie chcę tego skurwysyna oglądać na oczy. Najlepiej by było, by się raz na zawsze ode mnie odchrzanił. Niech robi co chce, niech dalej będzie prawy i sprawiedliwy, ale na własny użytek.
Psycholożka popatrzyła się na mnie uważnie spod okularów.
– Ale chyba zdajesz sobie sprawę, że to twój prawny opiekun? Nie można mu zabronić odwiedzać cię czy zabronić mu decydowania w twoich sprawach. Takie rzeczy może zrobić tylko sąd.
Rozczarowała mnie. Myślałem, a przynajmniej tak mi powiedziano, że ona jest tu po to, by mi pomóc, tymczasem była kolejną osobą, która zaczęła wygrażać mi sądem. Zdaje się, że nie będzie to takie łatwe, jak na początku myślałem. Niech już złoży te swoje papiery i spada stąd w podskokach, jeśli nie potrafi pomóc.
– To naprawdę nie ma żadnego sposobu na faceta, który zamiast pomóc, bo taki ma obowiązek, pierze po mordzie i wymyśla od zboczeńców? – wybuchnąłem zrywając się gwałtownie z miejsca. Specjalistka się znalazła, psia jej mać. – To co się stanie, by ten wieprz nie miał ze mną kontaktu? Ma mnie zabić czy mam to sam zrobić, tym razem skutecznie? – już przestałem się kontrolować i zwyczajnie krzyczałem tak, że psycholożka skuliła się na krześle.
– Ja nie mówię, że to jest niemożliwe, tylko że to jest dość trudne. Ojciec jest twoim opiekunem prawnym i nie mogę mu nic zabronić, prawo na ten temat wypowiada się bardzo wyraźnie. Musiałabym zgłosić na policję fakt pobicia, oni musieliby zrobić dochodzenie, wystąpić do sądu o ograniczenie władzy rodzicielskiej. Maćku, zrozum, my chcemy dla ciebie dobrze, ale naprawdę w tej sytuacji nie da się działać na skróty. Nie rób żadnych głupot, na razie tu leż i odpoczywaj, a ja zobaczę, co się da w tej sprawie zrobić.
– Aha… – zatrzymałem ją, kiedy już wychodziła z pokoju. – Niech matka da mi na kilka dni spokój. Jeszcze nie jestem przygotowany, aby z nią rozmawiać.
– Dobrze, przez kilka dni damy ci spokój do wizyt rodzicielskich – zgodziła się – Tylko pamiętaj, że to nie może trwać w nieskończoność. Nie możesz od tego uciekać, sądzę nawet, że będzie lepiej, jak sobie na spokojnie porozmawiasz z matką i wyjaśnicie sobie pewne rzeczy. Dam ci trzy, maksimum cztery dni na przygotowanie, dobrze? I tak będziesz tutaj leżał przynajmniej pięć dni.
Skinąłem głową. Psycholożka pożegnała się i tyle ją widziałem. Po czym skuliłem się w sobie i, mając głęboko w nosie psychologów, lekarzy i pielęgniarki, zacząłem płakać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pansiak
Adept



Dołączył: 07 Maj 2016
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: bielsko-biała

PostWysłany: Czw 22:43, 05 Lip 2018    Temat postu:

sama kurwa prawda

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sawciu
Debiutant



Dołączył: 09 Mar 2018
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 1:25, 06 Lip 2018    Temat postu:

Niesamowicie dobre opowiadanie poszło w stronę użalania się nad sobą w stylu rozpieszczonego dzieciaka z dobrego domu, który po sprzeczce z rodzicami próbuje się zabić na pokaz, bo tupnięcie nóżką nie pomogło.
Masz ogromny talent pisarski i nie zmarnuj go. Powodzenia w dalszym pisaniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 10:09, 06 Lip 2018    Temat postu:

Gdzieś czytałem, że zdecydowana większość samobójstw nastolatków to oczywiste demonstracje i jestem w stanie w to uwierzyć. A Maciej jest po prostu nieprzygotowany do życia, tyle że to już nie jego wina. Jednak ma sporo do nadrobienia.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Pią 10:11, 06 Lip 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 18:03, 07 Lip 2018    Temat postu: 31.

Następnego dnia przenieśli mnie z izolatki do czteroosobowej, ciasnej sali, w której leżą jakieś starsze dziadki. W ogóle jacyś dziwni, zdaje się, że są jeszcze bardziej chorzy niż ja. Ten pod oknem, naprzeciwko mojego łóżka, leży dobrze zbudowany mężczyzna sporo po pięćdziesiątce wygląda nawet sympatycznie, ale do nikogo się nie odzywa, siedzi na łóżku i cały czas coś czyta, jak nie książkę to gazetę i tak na zmianę. Choruje na zwapnienie żył, już od rana pielęgniarka dwa razy go upominała, by nie siedział a leżał, ale poskutkowało nawet nie na piętnaście minut.
– No panie Wieliński, leżymy, leżymy – to znów ta sama piguła, która go już upomniała dwa razy. Dziadek niechętnie złożył gazetę i się położył. Drugi mężczyzna spał i nie obudził się jeszcze, od kiedy mnie tu przenieśli. Czwarty facet to zasuszony staruszek o ziemistej cerze, kaszlący co kilka minut i wściekający się, że nie pozwalają mu palić. Chodząca antyreklama przemysłu tytoniowego, jeśli nigdy w życiu nie zdecyduję się na palenie to właśnie dlatego, by nie wyglądać tak, jak on.
– Ej, młodzieńcze – rozległo się nagle z łóżka naprzeciw – bądź tak dobry i podaj mi kaczkę spod łóżka.
Dopiero się uczę tego szpitalnego języka i przez pomyłkę podałem mu basen.
– Nie, nie to – poprawił mnie. – Sikać mi się chce.
Spełniłem jego życzenie i wróciłem na łóżko.
– Poczekaj, to trzeba odstawić – zaprotestował. Patrzyłem więc, jak odsuwa kołdrę, po czym wyciąga swojego wacka, odziera go ze skórki i przystawia do dużego otworu. Ależ to wielkie! Nie mogłem oderwać wzroku, byłem tylko trochę skrępowany tym, że tamten zorientował się, że na niego patrzę. Poczułem jak mój własny wacek sztywnieje i pcha się w stronę rozporka w trochę za dużych spodniach od piżamy. Tymczasem mężczyzna zmienił nieco pozycję, tak, że widziałem jego porośnięte rzadkimi, długimi włosami jądra.
– No, możesz już odstawić – powiedział. Wyciągnąłem rękę po kaczkę, teraz była kilka centymetrów on tego monstrum. Mężczyzna otrząsnął go w powietrzu i schował go, ku mojemu rozczarowaniu. Jednak bycie w szpitalu ma jakieś plusy… Odłożyłem kaczkę, odwróciłem się do okna, by poprawić wacka, który już mi wyłaził na wolność. Dopiero teraz zorientowałem się, że od kilku dni nie waliłem konia, może stąd to ogromne ciśnienie. Coś będzie trzeba z tym zrobić. Przytrzymałem go gumką od spodni i wyszedłem do toalety, by dać ujście ciśnieniu. W naszej sali nie ma toalet, trzeba wyjść na korytarz i iść aż na sam koniec. Cóż, jak trzeba to trzeba. Nie doszedłem jednak do połowy korytarza, kiedy napatoczyłem się na pielęgniarkę.
– Jakiś chłopiec przyszedł cię odwiedzić – powiedziała nawet miłym głosem. – Chcesz z nim rozmawiać?
W ułamku sekundy zapomniałem o widowisku, które oglądałem jeszcze przed chwilą i zrobiło mi się słabo. A jednak przyszedł. Ciekawe po co? Do tej pory nie chciał ze mną rozmawiać, byłem dobry tylko wtedy, kiedy trzeba było mu pomóc, czy to w fizyce, czy to w przenocowaniu, gdy go ojciec wygnał z domu, o rozładowaniu napięcia seksualnego nawet nie wspominam. Pozwolić? W kilka sekund doszedłem do siebie, brzęczenie w uszach ustąpiło i zmierzyłem się z tą myślą jeszcze raz.
– No dobrze, niech przyjdzie – zgodziłem się. Co będzie, to będzie. Pielęgniarka wróciła, skąd przyszła, mnie już wacek nie męczył tak bardzo, więc odpuściłem sobie walenie. Zresztą jak by to wyglądało? Zawsze, jak wytrysnę, jestem spocony i muszę się długo uspokajać. Na pewno by się domyślił. Dlatego nie poszedłem do toalety, nie wróciłem również do sali, bo nie lubię rozmawiać przy obcych. Usiadłem przy stoliku w korytarzu, gdzie pacjenci przyjmują gości i czekałem.

To nie był Paweł. Obok pielęgniarki szedł Rysiek Zagrobelny. A ten co tu robi? A przede wszystkim skąd wie, że tu jestem? Przecież są ferie. W sumie jeśli to był pomysł klasy, to może lepiej, że padło właśnie na niego. Ryśka nawet lubiłem, choć nie podobał mi się fizycznie, nie lubię drągali z kręconymi włosami. Dla mnie chłopak nie może być za wysoki i musi być porządnie uczesany. No ale mniejsza z tym, przecież nie po seks tu przyszedł.
– Cześć – powiedział z pewną tremą.
– Cześć. Skąd wiedziałeś?
– Cała klasa już wie, ktoś wrzucił informację na grupie na facebooku – odpowiedział Rysiek. – Nawet nie pamiętam, kto. Tu masz coś na tę szpitalną nudę – dodał szybko, jakby chcąc ukryć zmieszanie wręczając mi wypchaną reklamówkę. Odebrałem i podziękowałem. Rzuciłem okiem do środka – jakieś słodycze i gazety. Przydadzą się. Tymczasem Rysiek usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę nikt z nas nie miał odwagi odezwać się pierwszy. Nie wyrywałem się do przodu, w końcu to nie ja do niego przyszedłem.
– Musiałeś? – zapytał wreszcie, jakoś cicho. Skinąłem głową. Więc wie, co się stało. Nie zdążyłem jeszcze poprosić, byśmy nie mówili na te tematy, kiedy Rysiek przejął inicjatywę.
– Czy chodzi o tamto… wiesz, znaczy się o ten gwałt na imprezie? – zapytał wprost. Co prawda bardzo nie chciałem wracać do tego, co zdarzyło się w ostatnich dniach, jednak wiedziałem, że od tego nie ucieknę. Kiedyś będzie trzeba o tym rozmawiać. To zresztą dopiero pierwsza z tych tak zwanych trudnych rozmów, które trzeba będzie mi przeprowadzić. Eh, ale narozrabiałem…
– Powiedzmy, że to była jedna z głównych składowych – odpowiedziałem. – Teraz każdy myśli, ze jestem gwałcicielem – odpowiedziałem i zdałem relację z tego, co z mojej strony zdarzyło się ostatnio, nie pomijając połajanek w domu, głupich uwag w klasie i napisu pod oknem. Rysiek słuchał spokojnie, nie przerywając. Odezwał się dopiero, gdy skończyłem.
– Jak by ci to powiedzieć… Ja wiem, że to nie ty. Gorzej, ja wiem, kto to zrobił…
Byłem w szoku. W szoku to mało powiedziane. To rozwiązanie było na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko zadać odpowiednie pytanie odpowiedniej osobie. Czyżbym zaraz dowiedział się prawdy?
– Kto?
– Nie mogę powiedzieć – odparł Rysiek uciekając ode mnie wzrokiem. – Rzecz w tym, że ten ktoś, kto zgwałcił, wie, że ja wiem. Wyobrażasz, co by się stało, gdybym z tym poleciał na gliny? Powiem ci, że nie miałbym życia, bo prawdopodobnie jestem jedyną osobą, która to wie.
– To dlatego lepiej, bym obrywał ja? – wybuchnąłem niemal ze łzami w oczach. – Kryjesz jakiegoś skurwysyna, zadowolony, że jest na kogo zwalić? Pozwalasz, by wszyscy jeździli po mnie jak po dzikiej świni?
– Ja na ciebie nic nie zwalałem – wycedził przez zęby. – Wszystko to jest interpretacją kilku osób, z którą nie mam nic wspólnego. I, bardzo cię proszę, Maciej, nie ciągnij mnie za język. Ja naprawdę się boję i nic nie powiem. Teraz tylko ty wiesz, że ja wiem. Bardzo cię proszę…
Masz ci los. Nawet go rozumiałem, mnie samemu w takiej sytuacji język stanąłby kołkiem. To już nawet nie była kwestia lojalności a zwykłego strachu. Wiedziałem, że kilka osób, które były na tej potupajce mają szerokie kontakty z osobami, o których nawet nie chciałbym słyszeć. Jedno słowo i jest masakra, jakiej ta dziura dawno nie widziała. Trudno jest w takiej sytuacji mieć pretensje do Ryśka. Ale…
– To rozumiem, że mam czekać, aż mnie zabiją…
– Tak źle to chyba nie będzie – zaoponował. – Pogadają, pogadają i zapomną. Chyba że Inga coś powie, ale ona też nie będzie chciała się narażać. Cholera wie, czy gwałciciel nie groził również jej.
Skończył i znów siedzieliśmy, jakby skończyły się nam tematy do rozmowy. No bo o czym tu gadać? Najważniejsze zostało powiedziane.
– A z innych rzeczy? Może mógłbym w czymś pomóc?
– Nie, to są typowo rodzinne sprawy – odpowiedziałem obojętnie. – Ty nic nie zrobisz, to trzeba załatwić formalnie. Jakoś się z tego wykaraskam – dodałem siląc się na uśmiech, który wypadł dość blado. I zupełnie zmieniłem temat.
– Nie widziałeś ostatnio Pawła Zarychty?
Rysiek zastanowił się przez moment.
– A mignął mi wczoraj na mieście, zdaje się, że szedł do Biedronki. Tylko wiesz, jak to jest z Pawłem, on się do nikogo nie odzywa, to nie było powodu, by z nim gadać.
– Właśnie. Cały czas mnie zastanawia, dlaczego nikt z nim nie gada, bo przecież mówić umie, niemową nie jest. Wiesz coś na ten temat?
Rysiek był z minuty na minutę mniej przestraszony, widać uspokoiło go zażegnane dopiero co niebezpieczeństwo. Wyciągnął z kieszeni w dżinsowej kurtce kawałek gumy do żucia, niedbale wsadził sobie w usta i zaczął mówić.
– Z Pawłem zawsze był problem. Ty jesteś w tej klasie nowy, to nie wiesz, że jeszcze w czwartej, piątej klasie Zarychta był zawsze obiektem do żartów. Śmiali się z niego, że zawsze jest wystraszony, nawet jak go zapyta nauczyciel, że na przerwach chowa się po kątach. No i był taką klasową ofermą, co tylko się dało, to spieprzył. Jak na przykład była zbiórka pieniędzy to on był jedynym, który o niej zapomniał. I było wiele podobnych sytuacji, długo by opowiadać. Jakiś rok temu to się trochę zmieniło, kiedy przyszedł do szkoły pobity. Nauczycielom mówił, że napadli na niego jacyś starsi chłopacy i rzekomo nie widział, kto, ale ktoś dowiedział się, że, że w domu ojciec go pierze. Wyglądał tak, że daliśmy mu spokój ze zwykłej litości. Od tamtego czasu nikt go nie rusza, ale i z nim nie rozmawia. Jakoś tak się utarło, że i on i klasa idą własną drogą i jakoś do tej pory i jemu i klasie jest z tym dobrze.
– No dobrze – dociekałem – ale czy ktoś starał mu się pomóc?
– A czy on sobie da pomóc? - odpowiedział pytaniem na pytanie Rysiek.
Nie indagowałem dalej. Jeszcze trochę porozmawialiśmy na tak zwane tematy ogólne i pożegnaliśmy się, pewnie bez żalu z obu stron. Jeszcze nie byłem w pełnej formie i ta rozmowa zmęczyła mnie tak, że musiałem się trochę przespać. Co zrobić, by Rysiek zaczął mówić? Jak go zmusić, by poszedł na policję?
– Wyglądasz tak, jak byś miał jakieś ciężkie problemy – powiedział pan Wieliński, ten od długiego fiuta. – W twoim wieku to się powinno bawić, cieszyć życiem, biegać za dziewczynami. Będziesz się martwił, jak dożyjesz mojego wieku. Jak ci żona odejdzie, dzieci wyniosą się za granicę, zdrowie ci siądzie a z pracy wywalą. Jakie to problemy można mieć, gdy się ma trzynaście lat?
– Czternaście – poprawiłem.
– Głowa do góry, jeszcze masz wszystko przed sobą, to dobre i to złe – powiedział i wrócił do czytania książki. Popatrzyłem na tytuł, to był Potop Sienkiewicza.

Resztę dnia spędziłem na myśleniu o tym, kto mógł zgwałcić Ingę i nie doszedłem do żadnych konkretnych wniosków. Z naszej klasy była większość chłopaków, trochę ludzi z miasta, jakichś kuzynów czy znajomych Ingi, czort ich wie. Wszyscy w takim wieku, że już mogli. Za mało znałem to towarzystwo, by wiedzieć, kto ma jakie zainteresowania. Chłopcy z klasy już się oglądają za dziewczynami, ale na razie nie wychodzi to poza trzymanie się za ręce, patrzenie sobie w oczy, no może obmacywanie, gdy nikt nie widzi. Tą metodą do niczego nie dojdę. Odpuściłem sobie, moje myśli skakały z tematu na temat. Przede wszystkim cieszyłem się, że Paweł żyje i pewnie jakoś dogadał się ze swoim ojcem. Nadto byłem ciekaw, czy matka już wie, że jeszcze trzy dni muszą minąć, zanim będzie mogła mnie zobaczyć. Pewnie się bardziej wścieka niż denerwuje. Ciekawe, czy ojciec jeszcze tu jeszcze jest, czy już wrócił do Wrocławia? Tak sobie rozmyślałem, zjadłem wyjątkowo niesmaczną kolację złożoną z dwóch skibek chleba, jakiejś obsuszonej mielonki i połówki kwaśnego pomidora, wreszcie przed samym snem wymknąłem się do toalety. Nie będę przecież walił sobie na sali. Ten śpiący obudził się i cały czas wpatrywał w moje łóżko, tak że poczułem się nieswojo. Co prawda kabiny w toalecie nie miały zamków, ale chyba nikt nie wejdzie? Ściągnąłem spodnie po kostki, usiadłem na desce ustępowej i zabrałem się za mojego wacka, który był już bardzo stęskniony pieszczot. Kiedy byłem już bardzo blisko, nagle drzwi się otworzyły, niemal równolegle z potężnym wytryskiem, który zaatakował mi twarz i bluzę od piżamy.
– Chłopie, ale ty jesteś jurny – powiedział ktoś i zamknął drzwi. Dopiero teraz poznałem po głosie Wielińskiego. A ten co tu robi, przecież ma zakaz wstawania?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 18:06, 07 Lip 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 15:23, 08 Lip 2018    Temat postu:

tak życie często daje w kość ale czy to jest prawdziwa nauka życia, Ja czytając opowiadanie, też w wielu miejscach widzę swoje przeżycia i doświadczenia z lat dziecinnych, ta próba podcięcia sobie żył opisałeś jakbym to Ja sam był ... i nagle to przebudzenie w szpitalu a do Ciebie nagle przychodzą ludzie z pytaniami dlaczego?, dlaczego to zrobiłeś? po co, przecież masz przed sobą całe życie... i ta myśl czy przyjdzie do Mnie, mój przyjaciel ... a zjawia się osoba kompletnie obojętna Ci i podaje wiadomość która zamiast dać ulgę wzmacnia zachwianie i stawia pytanie po co Oni Mnie uratowali?
Czekam na wspaniałe, bardzo interesujące dalsze części opowieści...
Pozdrawiam z Warszawy
P cwelik


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 16:07, 08 Lip 2018    Temat postu:

Właśnie o tym piszę, najgorzej jest po: wszyscy pytają: a czemu się do mnie nie zwróciłeś po pomoc? Coś by się wymyśliło... Plus te "dobre" rady" "w twoim wieku to się o życiu myśli a nie o śmierci"...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 16:29, 08 Lip 2018    Temat postu:

tak piszesz o tym i to odbieram jak było ze Mną że dlaczego? po co? przecież zawsze masz przyjaciół i tak dalej ... a TY tak naprawdę jesteś sam wśród tych niby "bliskich Ci osób" i zadajesz teraz pytanie - PO CO ONI MNIE RATOWALI?
a tak było już miło i byłeś gdzieś daleko od tego wszystkiego...
To pamiętam do dziś choć minęło już tyle lat od tamtego przeżycia.
W Twoim opowiadaniu widzę siebie samego i swoje przeżycia. Może również dlatego tak się podoba interesuje Mnie Twoje opowiadanie.

Pozdrawiam z Warszawy
P cwelik


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pon 18:31, 09 Lip 2018    Temat postu: 32.

Nie mogłem zasnąć. Bylem to przestraszony, to znów podniecony, nic mi nie grało. Tamci dwaj na łóżkach bliżej drzwi chrapali w najlepsze, mój sąsiad leżał na plecach i pewnie nie spał. Trochę mi było głupio, że to widział, nawet mnie nie przeprosił za to nieoczekiwane wtargnięcie. Bardziej się przestraszył, że widziałem go, że wychodzi z łóżka. Wie, że mu nie wolno, ale ma w sobie tyle energii, że wszędzie go nosi. Moim zdaniem powinni go przywiązać pasami. Słyszałem, że takie rzeczy robią w szpitalach i prawdę mówiąc bałem się, że tak będzie ze mną, ale nie, z tego, co widziałem, nikt tu nie leży w pasach, kto chce i może, ten chodzi po korytarzach. Sąsiad znów przewrócił się na bok i częściowo odsunął koc. Do czego on zmierza? W sali panował półmrok, mdłe promyki światła dochodzącego od okna padały na zwalistą sylwetkę, ale nie mogłem dostrzec szczegółów. Zresztą czy nie byłoby lepiej, gdybym się odwrócił i nie patrzył? Na pewno grzeczniej. Zresztą skąd on wie, że nie śpię? Tymczasem wielka, mięsista łapa wyjęła wacka i zaczęła go międlić. Zaczęło mi się lekko kręcić w głowie i miotały mną zupełnie sprzeczne uczucia: z jednej strony powinienem zamknąć oczy i przynajmniej udawać, że śpię, z drugiej zaś chciałem zobaczyć wszystko i nie uronić ani sekundy z tego niezwykłego spektaklu. Tymczasem wielkie łapsko cofnęło się, powędrowało do ust, skąd, już po naślinieniu palców wróciło z powrotem. Jego członek wydłużał się i robił coraz grubszy. Trochę minęło, zanim doszedł do ostatecznej formy. Ciekawe, dlaczego tak długo mu to zajęło, mnie startuje z szybkością rakiety. Łapsko zaczęło wędrować to w górę, to w dół. Mimo braku światła widziałem śliski łepek i robiło mi się coraz bardziej miękko w dołku. Mimo że robiłem to jakieś pół godziny wcześniej, zaczęło mi się dosłownie palić między nogami, dosłownie z sekundy na sekundę. Nagle do głowy przyszedł mi szalony pomysł: gdybym i ja uwolnił się od kołdry? Wytężyłem słuch. Ci dwaj z tyłu spali, Gruźlik, jak go nazwałem w myślach, co jakiś czas kaszlał przez sen, ale chyba spał. Serce waliło mi jak oszalałe. A jak wejdzie pielęgniarka? Prędzej jemu zobaczy niż mnie, nie byłem w bezpośrednim polu widzenia osoby wchodzącej na salę, musiałem zmienić pozycję albo wręcz się wychylić, by zobaczyć, kto wszedł. Przeszkadzało mi to, choć teraz okazało się wyjątkowo wygodne. Nieśmiało zmieniłem nieco pozycję na łóżku i podniosłem koc do góry. Ręce mi się trzęsły z emocji, w ustach miałem sucho. Tamten chyba zareagował, bo na chwilę przestał walić, a gdy wrócił, jego ruchy nie były już tak drapieżne. Wyciągnąłem swoją parówę, w stanie gotowym do zabawy i wykonałem pierwsze ruchy. Lepiłem się na całej długości, a każde przesunięcie przez główkę wywoływało niemożliwe do zniesienia dreszcze. Tego jeszcze nigdy nie odczuwałem. Było mi chyba lepiej niż z Pawłem, na razie jednak nie zastanawiałem się, czy to dobre, tylko dalej wpatrywałem się w ten teatrzyk naprzeciwko. Byliśmy już w jednym rytmie. Wtem spostrzegłem, że na moim biodrze znajduje się kwadrat światła dobiegającego z okna. A gdyby się tak przesunąć odrobinę do tyłu? Po chwili pan Kazimierz, bo tak miał na imię, miał już o wiele lepszy widok, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Tak bardzo, że strzeliłem, może nie tak obficie jak wcześniej, ale z uczuciem bliskim zemdlenia. Kazimierz skończył moment później i nie ruszyło go to, że Śpioch (tak nazwałem tego drugiego, obok Gruźlika) zaczął coś mówić, pewnie przez sen. Kazimierz zasnął, ja zaś męczyłem się dalej, mając wciąż w uszach lekkie sapanie mężczyzny. Czy dobrze zrobiłem? Podobało mi się takie walenie konia z kimś, było o wiele bardziej podniecające niż zabawa samemu. Jednocześnie było mi jakoś niesympatycznie. Co by Paweł na to powiedział? Pewnie by mu się to nie podobało, nie mówiąc o ojcu, ten by mnie pewnie wydziedziczył za coś takiego. A tak w ogóle to ciekawe, czy jutro wieczorem powtórzy się to znowu? Postanowiłem, że tym razem nie zareaguję. Nie i już. W nocy budziłem się kilka razy. Było cicho, nawet Gruźlik nie kasłał, w ogóle nie słyszałem niczyjego oddechu.

Obudził mnie rumor w sali, podniesione głosy i coś jeszcze, czego nie potrafiłem nazwać. Podniosłem głowę i zobaczyłem stado ludzi stojących nad łóżkiem Gruźlika. Co oni tam robią? Pewnie musiało się coś stać, bo z reguły takie tłumy po salach nie chodzą. Powoli dochodziły do mnie strzępki rozmów i wynikało z nich, że Gruźlik nie żyje. Zrobiło mi się zimno. Ze mną przecież mogło być tak samo, ba, przecież robiłem wszystko, by właśnie tak się stało. Poczułem silne ciśnienie w pęcherzu. Co prawda mogłem wziąć kaczkę i sprawę załatwić na miejscu, ale nie przy tych wszystkich ludziach, z których ponad połowa to kobiety. Wstałem więc i zacząłem się przeciskać w stronę drzwi. Popatrzyłem na łóżko. Gruźlik leżał na plecach, z zamkniętymi oczyma i jeszcze bardziej niż dotychczas ziemistą twarzą, od której nie mogłem oderwać wzroku. I ja też bym tak leżał… O to ci chodziło, ty pierdolony idioto? – zganiłem się w myślach. Zamiast iść dalej, stałem kolo łóżka i łzy cisnęły mi się do oczu.
– Rak płuc i krtani, beznadziejny przypadek – powiedziała pielęgniarka, podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramieniu. Nie, nie odrzuciłem jej, było mi dobrze, że ktoś jest przy mnie i go, a w zasadzie ją obchodzi, co się ze mną dzieje.
– Nie ma co płakać, każdego z nas to czeka – powiedziała. – Na początku, jak jeszcze miałam praktykę, bałam się każdej śmierci. Później przekonałam się, że można się do niej przyzwyczaić. Gorzej będzie poinformować rodzinę. On ma córkę, która go bardzo kocha. Ostatnio była załamana, długo musiałyśmy ją uspokajać. Boję się pomyśleć, co będzie, jak się dowie… Choć powinna się domyślać, bo nie dawaliśmy jej wiele nadziei. Ona nam nie wierzyła, jeździła po leki do Szwajcarii, do Anglii, ciągle wierzyła, że jest jakaś szansa...
Wymówiłem się koniecznością pójścia do toalety, pozbyłem się nadmiaru wody nawet nie spojrzawszy na wacka i usiadłem przy stoliku w korytarzu. Dopiero teraz do mnie dotarło, jakie piekło urządziłbym matce, gdybym dopiął tego, co chciałem zrobić. Leżałbym taki zimny, z obojętną twarzą, a matka by szalała z rozpaczy. Możliwe, że ojciec też, choć w tym momencie o wiele mniej mnie to obchodziło. Ale sprawiedliwie trzeba mu oddać, że w jakimś sensie jemu też na mnie zależało. Zresztą nieistotne. To nie jest tak, że ja nie kocham matki. Zresztą nie wiem, czy to się da określić jako miłość, kochaniem nazwałbym to, co myślę o Pawle. Natomiast mnie na niej bardzo zależy, tylko dlaczego ona jest taka niesprawiedliwa? Ile mogę o sobie wysłuchiwać jako o gwałcicielu? No do diaska, ja też mam swoją wytrzymałość…
– Śniadanie zjesz tu czy w sali? – znienacka doszedł do mnie głos rozwożącej posiłki. Na myśl o jedzeniu z trupem zrobiło mi się nieprzyjemnie i wzdrygnąłem się mimowolnie.
– Może jednak tu… Nie chce mi się wracać na salę.
Apetyt mnie opuścił i medytowałem, grzebiąc bez przekonania widelcem w prawie wystygłej jajecznicy i popijając niedobrą i przesłodzoną kawę z mlekiem. Ten szpital powoli zaczynał mi działać na nerwy, dalej jednak nie byłem pewny, czy wolę być tu, czy w domu, do którego przepustką była ciężka rozmowa z matką. Odsunąłem z niechęcią talerz. Obiecałem sobie, że nie wrócę na salę, zanim nie wyniosą z niej Gruźlika. Chyba że będę potrzebny podczas obchodu. Będę czytał gazety, obserwował ludzi, cokolwiek, byle tam nie wrócić. Właśnie obczajałem biuściastą pielęgniarkę, która szła w moim kierunku rzucając cycami na lewo i prawo. Co te wszystkie samce w tym widzą? Przecież to jest wstrętne.
– Za piętnaście minut będziesz miał rozmowę z psychiatrą. Lepiej by było byś się stąd nie ruszał – rzuciła cycasta i poszła dalej.
Jeszcze czego? Czy oni nie mogą mnie zostawić w spokoju? Przecież już była psycholożka, czy to nie wszystko jedno? Teraz znów zaczną wywlekać co zrobiłem, dlaczego i tym podobne. Gdybym wiedział wcześniej… Byłem zły na samego siebie, że sobie zgotowałem taki los.

Jednak konsultacja psychiatryczna odbyła się zupełnie inaczej niż rozmowa z psychologiem. Psychiatra okazał się miłym panem w średnim wieku, w okularach i ze zmierzwioną fryzurą. Bardziej przypominał jakiegoś naukowca niż lekarza. Najpierw musiałem rozwiązywać testy, co mi się spodobało. Zadania, testy, łamigłówki wypełniały lwią część mojego czasu wolnego i przeznaczonego na rekreację, więc tu czułem się jak ryba w wodzie. Zresztą te testy nie były wcale takie trudne spodziewałem się czegoś o wiele gorszego. Chyba tylko jedno zadanie skopałem, ale psychiatra powiedział, żebym się tym absolutnie nie przejmował. Jak to nie, przecież nie chcę wyjść na tłuka. Śmiał się, gdy mu to powiedziałem.
– Ty zawsze jesteś taki ambitny?
– Jeśli chodzi o rozwiązywanie zadań, to tak – odpowiedziałem. – A z resztą to już różnie.
To chyba przełamało barierę między mną a lekarzem i czułem się już o wiele lepiej. Później były badania, wśród nich słynne walenie młotkiem w kolano, które widziałem na kilku filmach. Już myślałem, że minie mnie rozmowa, ale tu się przeliczyłem. Na szczęście na początku nie pytał o nic z ostatnich wydarzeń. Interesowało go raczej, co się działo ze mną w dzieciństwie, czy nie przeszedłem żadnego urazu, czy zawsze byłem sprawiedliwie traktowany i tym podobne.
– Ty już dojrzewasz, prawda? – zapytał. Mimowolnie popatrzyłem na jego ręce. Miał na palcu prawej ręki obrączkę. Dlaczego to zrobiłem? Przecież on zupełnie mi się nie podoba jako facet? Może chciałem sprawdzić, czy nie ma wobec mnie jakichś złych zamiarów.
– Prawda – potwierdziłem.
– I jak dajesz sobie radę z popędem? Nie masz żadnych kłopotów?
Powiedzieć czy nie? Sympatyczny facet, zasługuje na prawdę. Tylko znów, komu on to powtórzy? Chyba w lot odczytał moje wątpliwości.
– Wszystko, o czym tu mówimy, jest poufne i podlega tajemnicy lekarskiej. Możesz mówić śmiało.
– Hmmm, jakby tu powiedzieć, czasem wydaje mi się, że bardziej podniecają mnie mężczyźni.
– I dlatego się trułeś? – wypalił psychiatra. – Z takiego błahego powodu?
– Nie – odpowiedziałem – to akurat nie zaważyło, choć było jedną ze składowych. Były o wiele gorsze sprawy i nie potrafiłem sobie z nimi dać rady.
Od słowa do słowa i wyśpiewałem mu wszystko jak na spowiedzi. Bez kłamstw i niedomówień, jak w przypadku tej pani, pożal się boże psycholożki.
– To rzeczywiście niezły gips – powiedział lekarz wysłuchawszy mojej historii i zadawszy kilka uzupełniających pytań. – Tym homoseksualizmem to się tak nie przejmuj, jeszcze jesteś młody, może przejść, choć to nie jest takie oczywiste. Na razie bądź po prostu rozważny, nie rób głupot i kochaj się tylko wtedy, kiedy masz zaufanie do swojego partnera. Tak, wiem, że powinienem powiedzieć, że masz jeszcze na to czas, że teraz to powinieneś się uczyć, a nie myśleć o seksie, ale jestem realistą. Miałem już młodszych pacjentów, w tym trzynastolatków w ciąży, wiem, że takie gadanie tylko was wkurza. Jeśli mogę dać ci jakąś dobrą radę to tylko taką, byś używał prezerwatyw i uważał, z kim idziesz do łóżka. Pamiętaj, że nie masz jeszcze piętnastu lat i możesz sprowadzić sporo kłopotów na partnera. A w ogóle to jesteś bystrym chłopakiem, sympatycznym i zasługujesz na kogoś ekstra. Jak to piszą w mądrych księgach, szukajcie a znajdziecie, proście a będzie wam dane. No a teraz wracaj na salę – powiedział i klepnął mnie przyjacielsko w ramię.

Eh, żeby wszyscy byli tacy – pomyślałem, gdy wracałem na salę. Fajny facet, z humorem i naprawdę mający dobrze poukładane w głowie. Eh, żeby mój ojciec miał takie podejście do życia… Zapomniałem się spytać psychiatry, czy on też wierzy w prawych i sprawiedliwych. Bardzo nie chciałem, by był taki sam jak ojciec.
– Gdzie tak pędzisz – usłyszałem z tyłu. Obróciłem się, za mną szła pielęgniarka, ta co wczoraj, zaczesana w koński ogon. – Masz gościa. Jakiś mężczyzna, skądś go znam, ale nie pamiętam. Przyprowadzić?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PiotrekWawa
Wyjadacz



Dołączył: 11 Sty 2017
Posty: 151
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 22:28, 09 Lip 2018    Temat postu:

tak, tak to straszne jest przeżyć czyjąś śmierć, nawet obcej osoby a jednak razem się było przez ostatnie dni na jednej sali szpitalnej. Mnie obleciał strach gdy się dowiedziałem że właśnie w nocy umarła matka, choć nie byłem z nią w najlepszych kontaktach a wręcz mogę powiedzieć że raczej w złych. Później nie umiałem się z tego pozbierać i widziałem wciąż szarość albo odchodzącą osobę... Rozmowa z psychologiem raczej Mnie doprowadziła do jeszcze bardziej chęci ucieczki od życia. Dopiero rozmowa z wychowawcą z Domu Dziecka dała Mi promyk nadziei i zobaczyłem że świeci słońce...

Piszesz wspaniale i bardzo interesująco a każda część przedstawia jakby moje życie...
Czekam na kolejne części z wielką nadzieją na tak samo ciekawe, i pełne tempa akcji oraz pokazujące człowieka, jego uczucia, wzloty, upadki i na nowo się poderwania do życia.

Pozdrawiam i życzę Wszystkiego Najlepszego, wspaniałej weny twórczej oraz radości z tworzenia tego czy innych opowiadań.
P cwelik z Warszawy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 8 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin