Forum GAYLAND
Najlepsze opowiadania - Zdjęcia - Filmy - Ogłoszenia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

I znów będziemy razem
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Pią 23:30, 20 Kwi 2018    Temat postu: 50.

Staszek popatrzył na zegarek. Dochodziła piąta. Leżał na samym skraju łóżka, jeszcze dwa, trzy centymetry, a niechybnie by spadł; udem i żebrami wyczuwał, krawędź. Z tego, co mógł zobaczyć w ciemności pokoju, Achim i Wil leżeli wtuleni w siebie, obaj na boku. Ciekawe, czy między tymi dwoma coś zaszło? – pomyślał. Z pozycji, jakiem zajmowali, wcale nie byłoby to niemożliwe. Nawet jeśli, nie czuł się zazdrosny. Wil zupełnie nie był w jego typie, Staszek nawet nie był specjalnie ciekaw, co kryją jego spodnie i to w sytuacji, kiedy zwracał uwagę na co trzeciego mężczyznę. Z Achimem sprawa była bardziej złożona. Pod względem fizycznym uważał go za dość przeciętnego, jednak w przeciwieństwie do Wila miał to nieuchwytne „coś”, co powodowało, że działał na niego. Seks z nim był przyjemny i podniecający. Ponadto zżyli się bardzo, ucieczka i przygody po drodze połączyły ich, nabrali do siebie szacunku, a nawet czegoś o wiele większego. Czy go kochał? Na to pytanie nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Już prędzej czuł coś do Karla, dla niego mógłby nawet zapomnieć o Albercie, ale niestety… Choć czy o Albercie da się w ogóle zapomnieć? Zwłaszcza że są dosłownie kilometry od siebie? Odkąd usłyszał o Albercie, jego życie zmieniło się, wstając widział jego sens.
– Już wstajesz? – szepnął Achim, kiedy Staszek podniósł się z łóżka.
– Za mało miejsca tu dla mnie – odpowiedział. Pospałby jeszcze, ale nie w tych warunkach, kiedy co chwilę nadziewa się na tyłek Wila. Wstał, wziął swoje złożone w kostkę ubranie, które zawsze składował pod łóżkiem i poszedł do kuchni. Tam ubrał się, umył w resztkach zimnej wody, zrobił sobie gorącej kawy i zabrał się za czytanie gazet. Lekturę przerwało mu głośne stukanie do drzwi. Podszedł cichutko do drzwi i popatrzył przez judasza. Ciemno, światło na klatce schodowej było zgaszone. Kto to może być? Przecież dzisiaj nie idą do pracy? Zamknął drzwi łańcuchem i uchylił delikatnie.
– To ja, otwórz – powiedział cicho doktor. – Przygotujcie mi tego chłopca, zabiorę go ze sobą, może znajdzie ojca w naszym bunkrze. Co prawda nie wierzę, ale spróbować zawsze można.
– A jak nie znajdzie? – zapytał Staszek. – Wróci do nas?
– Zobaczymy – odpowiedział doktor. – Domyślam się, że wam jest ciężko we troje w tej klitce. Ja niestety nie mogę go trzymać u siebie, za dużo ludzi tu się kręci, nawet wczoraj wieczorem była u mnie policja. A może wam przeszkadza? Źle się zachowuje albo coś takiego?
– Nie – wpadł mu w słowo Staszek. – To dobry chłopak. Co prawda wczoraj nas objadł, ale nie jadł dwa dni, trudno mieć o to do niego pretensje.
– Dobra, za pół godziny po niego przyjdę. Dajcie mu jakieś śniadanie, później wam oddam. A na razie trzymajcie się – pożegnał się doktor.

– Ale on ma małego – powiedział Achim, kiedy drzwi za doktorem i Wilem zamknęły się. – Nawet jak mu stanie, jest krótszy od mojego. I prawie włosków nie ma.
– A ty oczywiście musiałeś sprawdzić – roześmiał się Staszek. – Ja już ci nie starczę?
– No tak jakoś wyszło… Wcale nie moja wina. Nawet nie to, że chciałem, po prostu te za duże spodenki, które dostaliśmy w tym sklepie, mu się zsunęły.
Staszek już mial coś odpowiedzieć, ale wspomnienie Wertheima zapiekło go mocno. Znów pomyślał o Karlu i zebrało mu się na płacz.
– Coś taki smutny? – zapytał Achim i bezceremonialnie położył rękę na jego genitaliach. – O, nawet ci zesztywniał. Mogę ci go pocałować?
– Wstałbyś lepiej i pomyślelibyśmy o jakimś śniadaniu.
– No to za chwilę, przecież dziś mamy wolne – Achim przewrócił Staszka na łóżko i błyskawicznie uwolnił od spodni. Staszek nie zdążył zaprotestować, kiedy głowa chlopaka znalazła się między jego nogami a usta zacisnęły się na sztywnym członku. Jedyne co mógł zrobić to odwzajemnić się tym samym, po kilku chwilach ssali się zapamiętale, posapując z emocji. Kilkudniowa przerwa wyostrzyła ich apetyt na siebie, nawet jeśli w międzyczasie pomagali sobie inaczej. Wkrótce obaj, zmęczeni i pokryci perlistymi kroplami, nadzy legli obok siebie, obejmując się za barki.

– Wykluczone – zaprotestował żywiołowo Achim, kiedy Staszek przedstawił mu swój plan poszukiwania Alberta. – Sam nigdzie nie pójdziesz, nie ma mowy. Nie puszczę cię, możesz o tym zapomnieć. Jeszcze ci się coś stanie i zostanę sam. O nie, nie ma tak dobrze.
– Ale zrozum, jeśli będziemy tam we dwójkę, to szybciej nas zatrzyma policja albo nam się coś stanie – oponował Staszek. – Ja się w każdym razie boję iść we dwóch.
Sprzeczali się jeszcze kilka minut, w końcu Staszek ustąpił. Nie to, żeby go przekonały argumenty Achima, ktoś musiał się w końcu okazać mądrzejszy a Achim zaperzył się do tego stopnia, że przekonanie go było niemożliwe.
– Psa bierzemy? – zapytał tylko. Rudi, kiedy tylko zobaczył smycz, wręcz oszalał ze szczęścia. Przygotowali więc śmieci do wyrzucenia, ubrali się i wyszli na skąpaną słońcem Gräbchenstraße. Po ostrej zimie nastąpiła wyraźna, ciepła wiosna, wdzierająca się z impetem w każdy zakątek miasta. Przeszli na drugą stronę ulicy i zanurzyli się w długich rzędach kamienic. Im bardziej posuwali się na wschód, tym zniszczenia były większe a widoki coraz smutniejsze. Po prawie pół godziny przedzierania się przez zburzone ulice doszli do dużego placu, gdzie wyburzano kamienice. Stanęli koło grupki mężczyzn, którzy obserwowali rozbiórkę i żywo dyskutowali.
– Przecież to zupełnie dobre domy – odezwał się Staszek. – Dlaczego oni to burzą?
– Podobno taka jest decyzja władz miasta a nawet samego Führera – odpowiedział starszy mężczyzna. – Mówią, że zbombardowali lotnisko Gandau, przygotowują teren pod drugie.
– W środku miasta? – zdziwił się Staszek.
– Coś ci się pomyliło, to nie tu – zaprotestował inny mężczyzna. – To przecież na Keiserstraße. Tu wyburzają ze względu na planowany front. Mają cię bić od Kaiserstraße aż po Gräbchenstraße.
– A czy to nie wszystko jedno…
– Nie, bo nie będziesz miał łomotu samolotów w dzień i w nocy – uspokajająco powiedział mężczyzna.
– No to mam łomot bomb, czy to nie na jedno wychodzi? – odciął zdenerwowany rozmówca, niski mężczyzna w czapce.
Staszek zwrócił uwagę, że wszystkie te rozmowy były prowadzone w neutralnym tonie, bez wskazywania na winnych tej całej sytuacji. Nie słyszał złego słowa o Hitlerze, władzach niemieckich czy nawet władzach miasta. Już nie wiedział czy to ze strachu, czy też ci ludzie byli tak naiwni, że nie sądzili, że to ich wina. Pożegnali się z utyskującym towarzystwem i poszli dalej w stronę Kaiser Wilhelmstraße. Ze zdziwieniem odkrywali, że nawet w ruinach toczyło się jakieś życie, chodzili po nich ludzie. Sporo było podejrzanych indywiduów z torbami i workami, zaglądających do każdej rozwalającej się kamienicy. Byli to zawsze mężczyźni, choć w różnym wieku, od niewiele starszych od nich samych po dziadków po sześćdziesiątce. Z niektórych kamienic rozbrzmiewały odgłosy krzyków i awantur, również prowadzonych męskimi głosami. Najgorsze były jednak grupki mężczyzn, niekiedy uzbrojone w kije i łopaty, większość z nieodzownymi torbami. Staszek czul dreszcz przy każdym minięciu się z tymi ludźmi, tym bardziej że nie wszyscy byli przyjaźnie usposobieni.
– Macie jakiegoś sznapsa? – zapytał ich mężczyzna w średnim wieku, nieogolony i w niechlujnym ubraniu, stając może metr naprzeciwko Staszka i Achima.
– Nie pijemy – wymijająco odpowiedział Staszek.
– A co macie? – rzucił drugi mężczyzna i podszedł do Staszka. – Papierosy?
– Nic, szukamy jego ojca – pokazał na Achima.
– Zostaw młodych – przerwał mu pierwszy mężczyzna. – Nie widzisz, że młode toto i lękliwe. Może rzeczywiście szukają tego ojca.
– Pokaż portfel – zarządził ten drugi. Staszek podał mu portfel z kilkudziesięcioma markami, błogosławiąc się w duchu, że pieniądze zostawił w domu. Tymczasem mężczyzna wsunął pieniądze do kieszeni i z głupkowatym uśmiechem podał pusty portfel.
– Macie szczęście – warknął przez zęby. – A teraz spływać. Żebym ja tu was więcej nie widział.

– Boję się i nigdzie nie idę – oświadczył Achim. – Wracamy do domu.
– Ale to już niedaleko, jakieś dwieście metrów stąd – perswadował Staszek. – No daj się namówić.
– Nie rozumiesz, że mieliśmy cholerne szczęście? Równie dobrze mogli nam roztrzaskać głowę. A jak nie ci, to będą następni. Tu masa takich żuli. Poza tym nie wierzę, że spotkasz tego swojego Achima na ulicy.
– Ale może się czegoś dowiem…
– Coś już wiesz – odparł Achim, na bieżąco informowany o postępach przez Staszka. – Tu trzeba wymyślić coś innego.
Zrezygnowani, ograbieni wracali nieco inną drogą pilnując się, by nie wpaść w ręce żadnej z grasujących po zgliszczach band. Gdy znajdowali się jakieś dwieście metrów od domu, nagle zaskoczył ich alarm lotniczy. Instynktownie popatrzyli na niebo, na którym pojawiły się już pierwsze złowróżbne plamy bombowców.
– Szukać miejsca czy biegniemy do domu?
– Do domu! Biegiem! – zarządził Staszek, błyskawicznie rozglądając się dokoła. Wokół były prawie same ruiny i szukanie bezpiecznego miejsca mogło im zająć wiele czasu. Jak na komendę wydarli z miejsca, najpierw Rudi a za nim obaj chłopcy.
– Dokąd ten kundel biegnie? – krzyknął Achim. – Przecież to nie tamtędy!
– W prawo! Za psem! – krzyknął Staszek bez większego namysłu, mimo że znaczyło to dłuższy bieg, bo Rudi biegł prosto na nasyp po przeciwnej stronie ulicy. Jeszcze nie dotarli do nasypu a potężna eksplozja rozległa się z lewej strony, mimo że byli kilkadziesiąt metrów dalej, poczuli jej podmuch. Pies tymczasem dalej ostro biegł przed siebie i obaj chłopcy, mimo że prawie zupełnie opadli z sił i łapały ich kurcze łydek, kontynuowali szaleńczy bieg. Ledwie powłócząc nogami dotarli do piwnicy.

– Dobrze wam się powodzi – uśmiechnął się Piontek widząc chłopców karmiących konserwą psa.
– Dużo mu nie dajemy, a ponadto zasłużył się jak nigdy dotąd – odpowiedział Staszek, po czym zrelacjonował doktorowi wydarzenia dnia.
– No to zmienia postać rzeczy – odpowiedział.
– A gdzie Wil? – zapytał Achim.
– Wil znalazł swojego ojca. Staszek, pamiętacie tego mężczyznę z obiema rękoma na temblaku? – zwrócił się do Staszka.
– Ten z takimi śmiesznymi wąsikami, co się jąka? Pewnie że pamiętam. Rozpaczał, płakał, że zabiło mu żonę i syna. Nawet nic nie chciał jeść, tyle co jedną kromkę chleba i kawę, Pamiętam, bo go karmiłem. Żal mi go było, bo zdaje się, że to sensowny facet jest.
– No właśnie – ucieszył się doktor. – To właśnie ten. Nie macie pojęcia jak się ucieszył, kiedy dowiedział się, że syn żyje. Dał synowi adres znajomych, którzy będą go mogli przyjąć. To gdzieś blisko centrum, zdaje się, że tam jest jeszcze w miarę spokojnie.
– Szkoda – wyrwało się Achimowi – bardzo fajny chłopak.
– Bo cię nie skopał przez sen – wtrącił się Staszek. – Pół nocy się rzucał i płakał.
– Przecież nie zrobił tego celowo – bronił go Achim. – Ja też rozpaczałem, jak mi zabili ojca, pamiętasz?
Strzał był celny i Staszek już więcej nie wracał do tematu.

Następny tydzień minął im w pracy i na użeraniu się z domowymi problemami. Coraz częściej wyłączano prąd, gazu już nie było od dwóch tygodni, po wodę trzeba było biegać do studni. Przez cały tydzień zmagali się z wieczornymi alarmami lotniczymi. Achim co raz powtarzał, że to już ostatni alarm, kiedy on schodzi do piwnicy, następnym razem po prostu zostanie w pokoju. W pracy nieco uspokoiło się po świątecznych nalotach, sporo pacjentów wypuszczono, ale i wielu zmarło na oddziale. Ojciec Wila cały czas był w szpitalu i szybko dowiedział się, że Achim i Staszek pomogli jego synowi.
– Jak tylko będzie wam coś potrzebne, a będę mógł wam pomóc, przyjdźcie do mnie – powiedział. Obserwując co się dzieje Staszek ani przez chwilę nie wątpił, że ten moment w końcu nadejdzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 23 tematy

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Nie 4:44, 22 Kwi 2018    Temat postu:

;-( nie ma kolejnych odcinków?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 8:35, 22 Kwi 2018    Temat postu: 51,

Tej niedzieli Staszek już w lazarecie nie czuł się zbyt dobrze. Lawirowanie między łóżkami, które zwykle nic go nie kosztowało, a nawet dodawało pracy specyficznej frajdy, tego dnia było wyjątkowo uciążliwe. Jak nigdy odliczał minuty do zakończenia roboty, ostatnie dwie godziny bardziej unikał pracy niż się jej poświęcał, co nawet zauważyli pacjenci.
– Coś blady jesteś – powiedział ojciec Wila, przy łóżku którego Staszek właśnie siedział. – Źle się czujesz?
– Sam nie wiem, tak jakoś… Trochę mi się kręci w głowie.
– To idź odpocznij, ja sobie sam poradzę.
W końcu nadszedł upragniony fajrant. Wracali w strugach wiosennego deszczu po wyślizganych od tysięcy kroków drewnianych podkładów kolejowych. Staszek przewracał się raz za razem, nie mogąc wcelować w odpowiedni podkład. W końcu zauważył to doktor.
– Co się z tobą dzieje?
– Sam nie wiem, pocę się, w głowie mi się kręci, wszystko mnie boli.
– Pewnie masz grypę – doktor popatrzył na niego uważnie i dotknął czoła. – Jak przyjdę do domu, zmierzę ci temperaturę, ale już teraz widzę, że jesteś załatwiony na amen. Wiesz co? Może jutro i we wtorek nie idźcie do pracy, jakoś was usprawiedliwię. Lepiej będzie, jak Achim się tobą zajmie. Poza tym trochę strach zostawić cię samego.
Było w tym stwierdzeniu sporo racji. Po wielkanocnych bombardowaniach na ulicach nie było już tak bezpiecznie jak dotychczas, a coraz pewniejsze swojej bezkarności bandy wdzierały się do mieszkań już nie tylko wieczorami, ale i w dzień. Z tego powodu ustalili z doktorem cały system znaków alarmowych, gdyby w nocy stało się coś złego – zostali napadnięci, ktoś próbował ich wywlec z mieszkania i w podobnych przypadkach.
– Dobrze, proszę pana – odpowiedział Staszek. Na nic innego nie było go stać. Czarne, śliskie podkłady wirowały mu przed oczyma, deszcz siepał po twarzy a zimne strużki wody spływały za koszulę, z przodu i z tyłu. Ostatnie sto metrów szedł niemal automatycznie a przy zejściu z nasypu kolejowego z przodu ubezpieczał go Achim, a Piontek prowadził wa rękę, co wcale nie uchroniło go przed wywróceniem się przy samej podstawie nasypu.

W domu okazało się, że Staszek ma ponad trzydzieści osiem stopni gorączki. Zimny deszcz również mu nie pomógł i do dotychczasowych objawów doszedł kaszel. Doktor zaparzył chłopcom gorącej kawy, a Staszkowi zaaplikował zastrzyk i podał dwie tabletki.
– Właściwie powinniście u mnie zostać na noc – powiedział – mimo tego, co dzieje się w mieście. Najwyżej...
Staszkowi było to obojętne, ale Achim naciskał, by jednak pójść na górę.
– Tak źle nie będzie… Mamy przecież psa ze sobą, poza tym obiecuję, że jak Staszkowi będzie gorzej, to zbiegnę i poinformuję. I tak, jak się umówiliśmy, nie będę nikogo wpuszczać.
Doktor zgodził się, acz niechętnie i chłopcy poszli na górę. Staszek, zazwyczaj głodny po pracy, tego dnia zrezygnował z kolacji godząc się, by Achim zjadł jego porcję. Cały wieczór leżał w łóżku, kaszląc i kichając, w tym czasie Achim wyprowadził psa i przyniósł wody ze studni, po czym umył się i położył koło przyjaciela. Gdy położył mu rękę na genitalia, co było ich stałym znakiem do wieczornych igraszek, Staszek zaprotestował.
– Nie mam jakoś ochoty. Może nie dziś…
– E– Achim nie krył swojego rozczarowania. – A mi się akurat bardzo chce. Widziałem dziś wielkiego fiuta, mówię ci, ten starszy facet, on się chyba Scholz nazywa, leży koło zabiegowego pod ścianą. Akurat byliśmy na izbie przyjęć, jak się rozbierał. Takiego jeszcze nie widziałem.
– Fiut jak fiut – odpowiedział Staszek, choć nie do końca kojarzył pacjenta. Zresztą naoglądał się tyle narządów, że starczy mu chyba do końca życia. Jeden fiut w tę, jeden w tamtą…
– Ale on miał chyba dwadzieścia centymetrów. Musiałem sobie zwalić, jak go zobaczyłem, a jeszcze dalej mnie trzyma. Od tamtego czasu ciągle mi stoi. No daj się pogłaskać…
– Nie mam dwudziestu centymetrów. Poza tym mdli mnie. Możesz sobie co najwyżej popatrzeć i to wszystko.
Achim ściągnął koc z przyjaciela i opuścił spodenki do kolan. Był rozczarowany, że Staszek nie zareagował tak, jakby się tego spodziewał.
– Nie możesz czegoś zrobić, żeby ci stanął?
– No właśnie nie… Wal szybciej, bo robi mi się zimno.
Achim szybko obnażył podbrzusze i położył się obok. W przeciwieństwie do kolegi był mocno podniecony, prawdopodobnie jeszcze tymi widokami z pracy, bo z kolegi nie miał żadnego pożytku. Staszek beznamiętnie obserwował onanizującego się Achima. Co ludzie w tym widzą? Przecież to wygląda strasznie głupio – pomyślał. Już nieraz zastanawiał się, dlaczego nie wszystko go podnieca, choć na dobrą sprawę powinno. W pracy niejednokrotnie widział, jak pacjenci się masturbują, od młodych chłopców po stare konie. Czasem podpatrywał, oczywiście tak, żeby nikt go na tym nie złapał, częściej jednak zniesmaczało go to i udając, że nie widzi, odwracał głowę czy, o ile się dało, odchodził. Bywało, że faceci dostawali erekcji, gdy pomagał im w oddawaniu moczu i tu również częściej żenowało go to niż podniecało, nawet jak podobał mu się właściciel fiuta. Wreszcie miał kilka zawoalowanych propozycji onanizowania, z których ani razu nie skorzystał i to wcale nie dlatego, bo mu się nie podobał mężczyzna, jednemu chłopakowi, żołnierzowi nawet nie tylko by zwalił, ale i zrobił coś więcej. Gdyby go ktoś na tym przyłapał, musiałby się liczyć z daleko idącymi konsekwencjami, z których utrata pracy nie była tą najgroźniejszą. O losie homoseksualistów podczas wojny opowiadano w szpitalu straszne rzeczy i żadnej z nich nie chciałby zakosztować. Na onanizującego się Achima patrzył tak jak na pacjentów w szpitalu, dopiero obfity wytrysk ruszył go nieco, jednak nie na tyle, by chciał sam się pobawić. Z ulgą obserwował jak członek Achima niknie w jego przepastnych spodniach.

– Jak się czujesz? – zapytał doktor, kiedy wróciwszy z pracy wpadł na górę do chłopców.
– Na pewno lepiej niż wczoraj – oświadczył Staszek. – Dalej słaby, kręci mi się w głowie, ale już nie tak jak wczoraj.
– To ubierz się i przyjdź do mnie na zastrzyk, nie chcę nosić tu tego wszystkiego. Podam ci jeszcze gamma-globulinę, to najnowszy lek na podwyższenie oporności, dobry, szwajcarski. Z odpornością ostatnio u ciebie nie najlepiej, przyda się.
– No dobrze – burknął Staszek, który nie miał ochoty opuszczać łóżka, a i nie przepadał za zastrzykami. O ile nie stanowiło dla niego problemu rozebrać się przed Achimem, pokazanie pośladka doktorowi uważał za wstydliwe. Z drugiej strony, nie lubił się sprzeciwiać Piontkowi, do którego czuł wdzięczność za zapewnienie dachu nad głową i opiekę, a ponadto zwyczajnie go lubił. Z ociąganiem naciągnął spodnie, skarpetki i koszulę i zszedł na pierwsze piętro. W kuchni doktor gotował właśnie igły i strzykawkę.
– Siądź sobie na chwileczkę – polecił doktor. – To nie potrwa dłużej niż pięć minut.
Staszek stanął przy oknie. Na Gräbchenstraße panował zwykły popołudniowy ruch, zwiększony, od kiedy przestały jeździć tramwaje. Ludzie śpieszyli z pracy do tych domów, które przetrwały ostatnie naloty, naprzeciwko chłopcy grali w piłkę. Wtem od wiaduktu zaczęła się zbliżać kolumna żołnierzy. Staszek obserwował, jak idący czwórkami młodzi chłopacy, może siedemnastoletni, najwyżej osiemnastoletni, zapamiętale maszerują śpiewając popularne „Heidi Heido”. Widać było, że to nie są jacyś zawodowcy, chłopcy niekiedy robili błędy, mylili kroki, co szybko korygowali. Wtem zwrócił uwagę na osobę otwierającą z rzędów. Ta figura, niezbyt szczupła, profil twarzy… Od początku wydawało mu się, że go zna, ale teraz był prawie pewien. Tak jak stał podbiegł do drzwi, błyskawicznie zbiegł po schodach i puścił się biegiem w stronę kolumny żołnierzy, która zyskała już więcej niż trzydzieści metrów przewagi.
– Albert! Albert! – wołał ile sił w płucach. Wydawało się, że chłopak się odwrócił i popatrzył na niego, ale mogło być tylko złudzenie. Jeszcze trochę… Gdy był już prawie na wysokości kolumny, zupełnie opadł z sił i usiadł pod ścianą domu, dysząc i łapiąc resztki oddechu. Nawet nie zauważył, kiedy obok niego stanął doktor Piontek.
– Czy mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? – powiedział zagniewany. – Co się stało?
Staszek nie od razu odpowiedział. Gdy doszedł już do siebie wrócił do mieszkania doktora.
– No słucham?
– Tam był Albert – powiedział dramatycznie i opadł na fotel. Znów wszystko zawirowało mu przed oczyma.
– Jesteś tego pewien?
– Tak…

– Nigdzie dziś nie wychodzimy – powiedział kategorycznym tonem Staszek po przebudzeniu. Mieli jeszcze jeden dzień wolnego, a jeszcze nie doszedł do siebie, po kilkusetmetrowej pogoni za kolumną wojska stracił wiele sił i do tej pory czuł to w nogach i tułowiu. Postanowił całe przedpołudnie przeleżeć w łóżku, żeby być w stanie następnego dnia iść do pracy. Achim przygotował śniadanie, które Staszek częściowo zjadł, jeszcze do tej pory żołądek buntował się przeciwko co większym kęsom.
– Chyba dzieje się coś na ulicy, nie sądzisz? – zapytał Achim zbierając naczynia ze stołu do umycia.
– No jest głośno – przyznał mu rację Staszek – ale ostatnio coraz częściej coś się dzieje na ulicy. Nie obchodzi mnie to, jeszcze się trochę prześpię. Obudź mnie na jakieś dwie godziny.
– Rób co chcesz – odpowiedział Achim. – Ja przyniosę wody i później pójdę do sklepu wykupić kartki, bo jedzenie nam się kończy. Ale najpierw umyję podłogę, szkoda wylewać tej wody od mycia, zresztą dawno już nie było tu sprzątane.
Zdążył tylko przelać wodę do miednicy i znaleźć szmatę, kiery rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– A kogo tu niesie? – powiedział głośno i podszedł do drzwi. Zamknął je na łańcuch i uchylił. Teraz nawet w dzień nie odważyłby się tak po prostu otworzyć drzwi nieznajomemu. Na progu stał umundurowany policjant z jakimś poważnie wyglądającym papierem w ręku.
– Zarządzeniem gauleitera następuje przymusowe przesiedlenie wszystkich mieszkańców tej ulicy. Należy przygotować dobytek i spakować go, a następnie wyjść na ulicę, gdzie zostanie utworzona kolumna przemarszu przez miasto. Macie na to wszystko godzinę – na wpół przeczytał, na wpół powiedział mundurowy, trzasnął obcasami i zbiegł po schodach.
– Słyszałeś? – zapytał Achim, który wpadł jak burza do pokoju. – Mamy się stąd wynieść za godzinę.
– Nie wszystko – odpowiedział Staszek. – Możesz powtórzyć?
Achim powtórzył słowa policjanta na tyle dokładnie na ile zapamiętał. Staszek popatrzył bezradnie na przyjaciela. Zupełnie nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć, wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Nie czuł się jeszcze na siłach, by maszerować przez całe miasto, poza tym nie wiedział jak Achim sam poradzi sobie ze spakowaniem wszystkiego. Domyślał się, że jeśli czeka na nich jakiś dom, co i tak nie było zupełnie oczywiste, to będą to cztery ściany i nic więcej. Wszystko trzeba będzie ze sobą zabrać. Wreszcie był i trzeci powód, dla którego niechętnie ruszał się z tego miejsca i to powód najważniejszy: teraz, gdy wiedział, że w pobliżu znajduje się Albert, była jakaś możliwość poszukania go, bo zakładał, że stacjonują gdzieś w okolicy Gräbchenstraße. Przeprowadzka do innej części miasta niszczyła jego plany.
– A może uda nam się jakoś zostać? – zastanawiał się na głos.
– Nie ryzykowałbym – odpowiedział Achim. – Ten policjant nie wyglądał na takiego, co żartuje. Jeśli nie wypełnimy rozkazu, po prostu wyrzucą nas stąd siłą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Nie 23:05, 22 Kwi 2018    Temat postu: 52.

– Co zrobimy z doktorem? – zastanawiał się Achim. – Będzie się o nas martwił. W tej sytuacji nie wiadomo, czy pójdziemy jutro do pracy.
– Napiszę mu jakąś kartkę i wsunę w szparę w drzwiach – zdecydował Staszek. –Wróci to przeczyta.
Spakowali się w ostatniej chwili. Achim skądś zdobył czterokołowy wózek, na który udało im się zmieścić prawie wszystko, co zgromadzili do tej pory: ubrania, buty, naczynia stołowe, garnki. Całość nakrył kocami, pod którymi jeszcze kilka godzin temu spali.
– Przynajmniej się przewietrzą – zażartował. Tymczasem Staszek napisał krótką informację dla Piontka.
– Boję się – powiedział Staszek widząc na ulicy wzbierający bezładny, głośny tłum. Wielu ludzi miało swój dobytek spakowany w wózki, walizki, torby, choć byli i optymiści.
– Ja niczego nie biorę, tylko jedzenie na kilka dni – perorował jakiś mężczyzna, najwyżej trzydziestoletni. – Nie minie kilka dni i tu wrócimy.
– Nie byłabym tego taka pewna – odpowiedziała kobieta. – Mówią, że front powoli dochodzi do miasta. Dzisiaj całą noc słyszałam strzały od drugich torów.
Drugimi torami była obwodnica kolejowa, która omijała dworzec główny i znajdowała się nie więcej niż trzysta metrów od miejsca, w którym mieszkali. Staszek domyślił się, o co chodzi i coraz bardziej zaczynał rozumieć potrzebę wyprowadzki, choć dziś najchętniej nie ruszałby się z miejsca. Czuł się dalej słabo, bał się, że nie wytrzyma do miejsca, w które mają zostać przeprowadzeni, zwłaszcza że trzeba będzie iść pieszo.
– Będziemy ten wózek ciągnąć na zmianę – powiedział Achimowi – a ja będę prowadził psa.
Rudi czuł się świetnie w tłumie, momentami nawet zbyt dobrze, biegając od jednego tobołḱa do drugiego, w końcu Staszek zdecydował się uwiązać go na smycz. Nie byli jedynymi, którzy mieli ze sobą zwierzę. Widywało się i inne psy i koty w klatkach. Długo czekali aż policjanci sprawdzą, czy wszystkie mieszkania są opuszczone, wreszcie padła komenda do odmarszu.

Im bardziej szli w kierunku centrum, tym bardziej zniszczone było miasto. Gartenstraße, które jeszcze dwa tygodnie temu wyglądała godnie reprezentacyjnej arterii miasta, dziś była jedną wielką ruiną, aż do domu parlamentu śląskiego, południowa pierzeja zniszczona była w całości. Dominowała szarość gruzów a chodniki i ulice pokrył pył. W parku przy fosie ktoś chował zwłoki w dole wykopanym na trawniku przy ławce, na której jeszcze nie tak dawno siedzieli. Umarły był zawinięty kocem lub podobnym kawałkiem materiału. Nieco dalej część hotelu Monopol była zburzona równo z ziemią.
– Jak całe miasto tak wygląda, to nie wiem, czy znajdą nam jakieś domy do mieszkania – zwątpił Achim. – Prawdę mówiąc zaczynam się coraz bardziej bać.
Staszek nie odpowiedział. Bo i co tu powiedzieć? Widok był coraz bardziej przygnębiający i nie spodziewał się, że trafią do jakiejś pięknej oazy pełnej zieleni i spokoju. Poza tym marsz wyczerpywał go, nawet jeśli jego tempo nie było zbyt szybkie, a wypełniony gratami wózek wydawał mu się coraz cięższy. Na domiar była słoneczna pogoda, ludzie idący przed nimi wzniecali tumany kurzu, który zapychał mu gardło i płuca. Co kilkanaście metrów stawał, by odkaszlnąć i zaczerpnąć powietrza. Ludzie, którzy jeszcze do Gartenstraße mieli sobie wiele do powiedzenia, zamilkli przybici widokiem zniszczeń i posuwali się w milczeniu. Powoli zbliżali się do rynku. Tu jeszcze sytuacja nie była zła, ucierpiały tylko nieliczne budynki łącznie z frontonem ratusza.
– Gdzie my właściwie idziemy? – zapytał Staszek.
– Za Odrę – odpowiedział mu ktoś z tłumu. – Gdzieś koło Odertor Bahnhof, z tego co się dowiedziałem od tego gliniarza. Mówią, że będą nas dokwaterowywać do tych, którzy tam mieszkają. Słyszałem, że w mieszkaniach jest już po sześć, siedem osób, a ma być jeszcze gorzej. No ale tak to jest, jak się wyburza część miasta.
– Bzdury pan gadasz, nikt niczego nie wyburza, to propaganda. Tylko Ruskie niszczą nam miasto nalotami.
– Tak? A lotnisko? – zacietrzewił się jeden z dyskutantów.
Staszek odpuścił sobie słuchanie rozmowy, która powoli zamieniała się w sprzeczkę. W tym tłumie, z metra na metr coraz bardziej wściekłym, jedna plotka goniła drugą, a co jedna to bardziej ponura. Wokół mówiono o wyburzaniu miasta, o zniszczeniach, mało było takich, którzy wierzyli, że będzie lepiej.
– Ja już dalej nie idę – oświadczył Staszek i usiadł na chodniku. Nie tylko on był wyczerpany, już kilka osób odpadło z tego specyficznego pochodu, a ubezpieczający ich policjanci nie protestowali. Achim popatrzył na Staszka z wściekłością, choć widząc wyraz bólu na jego twarzy stropił się.
– Może ja pójdę za nimi a ty nas dogonisz? Chociaż nie…
Nachylił się nad wózkiem, z jego czeluści wyciągnął butelkę z wodą i podał ją Staszkowi.
– Masz, napij się, może nabierzesz sił – powiedział, choć szczerze w to wątpił. Mijały ich już ostatnie osoby z ich kolumny, ludzie starsi i zniedołężniali, którym nie towarzyszyli ich bliscy. Mijając chłopców patrzyli na nich bez słowa, a w ich spojrzeniu trudno było szukać zrozumienia czy współczucia.
– I co my teraz zrobimy? – zapytał Staszek. Byli już na północ od rynku, pośród starych, zabytkowych kamienic.
– Nie wiem – machinalnie odpowiedział Achim. – Tamtych już nie dogonimy, przynajmniej na razie. Jak już odpoczniesz, ruszymy za nimi, może się nie zgubimy.
Staszek nie wierzył, że to jest możliwe. Zresztą nie czuł się na tyle dobrze, by się zastanawiać. Będzie to co będzie, pomyślał i pociągnął jeszcze łyka z butelki. Tymczasem ostatni maruderzy z ich kolumny znikli u szczytu ulicy i przestał mieć nadzieję, że ich dogonią. Popatrzył smętnie na znikających ludzi i wyciągnął paczkę papierosów.

– Ty patrz, kto idzie – szturchnął go Achim. Staszek mimowolnie popatrzył dokoła siebie. Z różnych stron spostrzegł kilkoro ludzi, których nie rozpoznawał.
– Nie tam, tu – Achim pokazał palcem w bok. Rzeczywiście z tego kierunku szedł w ich stronę chłopak, wyglądało na to, że w ich wieku.
– Przecież to Wil – ucieszył się Achim. – Wil! – zawołał.
Wil rozpoznał ich i rzucił się biegiem w ich stronę.
– Achim! Staszek! Co wy tu robicie? – zdziwił się patrząc na ich wózek. – Wyburzyli wam dom?
– Jeszcze nie – ponuro dopowiedział Staszek. – Na razie tylko wygnali nas z domu, wyburzą pewnie później.
– I nie macie gdzie mieszkać? – domyślił się Wil.
– No na to by wyszło.
Wil obrzucił ich wzrokiem i dość długi czas im się przypatrywał marszcząc brwi. Staszek zwrócił uwagę, że bardziej skupiał wzrok na Achimie.
– Poczekajcie trochę, może się coś załatwi – odpowiedział. – Tylko nie ruszajcie się z tego miejsca, ja zaraz wrócę.
Wil zniknął w jednej z najbliższych bram.
– Czekamy? – zapytał Staszek.
– A co innego możemy zrobić? – odpowiedział pytaniem na pytanie Achim. – Ty go nie lubisz, ale on ciebie tak.
– Ja nie powiedziałem, że go nie lubię – sprostował Staszek. – Tylko przez niego się nie wyspałem, a to zupełnie co innego. Ani go lubię, ani nie, mnie jest zupełnie obojętny. Może sobie być, mnie zupełnie nie przeszkadza, byle mnie nie kopał w nocy.
Zamilkli obserwując niemrawy ruch na gwarnym zazwyczaj rynku. Wszystko było jakby inne, ludzie bardziej nerwowi, skupieni, milczący. Nawet gołębi nie było tyle, co zwykle. Staszek popatrzył na zegarek. Minęło już ponad piętnaście minut i powoli zaczynali już tracić nadzieję. Wstał i zaczął grzebać w rzeczach w wózku, szukając planu Wrocławia. Zbliżali się do tej części miasta, o której ani Achim ani on nie mieli bladego pojęcia. Jeśli mieli iść dalej, musieli jakoś zaplanować drogę. Tymczasem z niespodziewanej strony nadbiegł uśmiechnięty, rozanielony Wil, z rozchełstaną koszulą, blade zazwyczaj policzki były rozgrzane do czerwoności.
– Zbierajcie się, będziecie mieszkali z nami – wykrzyknął. – Zgodzili się.
– Kto, gdzie. Z kim? – naskoczyli we dwójkę na chłopca.
– W naszym domu jest wolne jedno mieszkanie, które należy do siostry moich gospodarzy, znajomych mojego ojca. Oni zostali wysiedleni w styczniu i zostawili je pod opieką wujostwa. Jest dwupokojowe i na razie mieszkam w nim tylko ja, ale wujek powiedział, że mogę w nim mieszkać z kolegami. Byle byśmy w nocy nie rozrabiali, nie pili alkoholu i tak dalej.
Obaj chłopcy uznali, że brzmi to za pięknie by mogło być prawdziwe, zwłaszcza że w tej chwili nie mieli żadnego dachu nad głową i z wdzięcznością przyjęliby nawet podłogę w piwnicy.
– Naprawdę nie będziemy mieli kłopotów?
– Naprawdę, mówię – zarzekał się Wil. – Nie będziecie mieli nic wspólnego z wujostwem, tylko przyjdą was poznać.
– A fajni jacyś? – indagował Achim.
– Ja wiem? Tacy normalni. Nie zdążyłem ich jeszcze dobrze poznać, a dotąd widziałem ich może trzy razy, za każdym razem u nas w domu. Mają dwie córki, Hanne i Ulrikę. Hanne ma dziesięć lat, Ulrike czternaście, obie takie głupie gęsi, nie da się z nimi bawić. Tylko ciotka mówi, że nie będzie wam gotowała i o żarcie musicie postarać się sami.
Nie brzmiało to najgorzej. Pokrzepiony dobrą nowiną Staszek wstał z chodnika i po chwili szli długą Schuhstraße. Wojna dotychczas oszczędziła tę ulicę, nawet trakcja tramwajowa niespecjalnie ucierpiała. Nawet niektóre sklepy były czynne. Wydawało się, że trafili niemal do innego świata.

– Zostawcie na razie ten wózek, zaprowadzę was do mieszkania – powiedział Wil. – Później to rozpakujecie, jak będziecie już wiedzieli co i jak.
Ustawili wózek w oficynie, Staszek wziął z niego swoją walizkę, z którą żal mu się było rozstać i podążyli za Wilem na pierwsze piętro. Przynajmniej nie tak wysoko jak tam, pomyślał Staszek, kiedy stanęli przed masywnymi drzwiami. Wil pogmerał w kieszeniach, wyjął klucz i wprowadził ich do mieszkania. Było trochę większe, niż to, które mieli na Gräbchenstraße i o wiele jaśniejsze. Składało się z dwóch pokojów, dużego, z oknami od strony ulicy i drugiego, miniaturowego oraz ciasnej kuchni, których okna wychodziły na brudne, obskurne podwórko. Na końcu korytarza była ubikacja i łazienka.
– Będziemy za to coś płacić? – zapytał Staszek. Mieszkanie wyglądało na zadbane i wątpił, żeby ktoś przyjął mich tutaj zupełnie za darmo.
– Ciotka mówi, że od dzieci nie weźmie ani grosza – odpowiedział Wil.
– Ale ja już nie jestem dzieckiem – zbuntował się Staszek. – Powiedz jej, że możemy płacić dwieście marek na tydzień, na więcej nas nie stać.
Nie była to oczywiście prawda, ich budżet wynosił ponad dziesięć tysięcy marek, ponadto zarabiali pięćset na tydzień i było ich stać na coś sporo droższego. Jednak nie było sensu afiszować się z większą gotówką, którą Staszek trzymał na czarną godzinę.
– Będziecie mieszkali w tym większym pokoju – powiedział Wil i wprowadził ich do salonu, w którym widać było damską rękę. Na oknach wisiały białe dekoracyjne firanki, również meble były bogato zdobione. Całość dopełniał czerwony dywan na podłodze. Był tak elegancki, że Staszek zdjął buty, zanim na niego nastąpił.
– Widzisz, a ty się martwiłeś – powiedział Achim. Staszek nie odpowiedział. Położył się na łóżku i momentalnie zapadł w sen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 8:45, 24 Kwi 2018    Temat postu: 53.

Pod wieczór przyszli opiekunowie mieszkania, Adolf i Hannelore Richterowie. Oboje już niezbyt młodzi, Herr Richter był przysadzistym, zażywnym łysawym mężczyzną o żywym spojrzeniu. Jego żona nie przypominała typowej Niemki, była niską brunetką o zaondulowanych włosach i życzliwym uśmiechu. Chłopcy wpuścili mich do mieszkania i wszyscy rozsiedli się w salonie.
– To ile się należy? – spytał Staszek.
– Dopóki ta cholerna wojna się nie skończy, to po prostu tu mieszkajcie, nigdzie nie jest powiedziane, że dziś w nocy nas nie zbombardują. Później i tak będą nas stąd wywalać – powiedział Adolf. – A wy musicie poszukać rodziców.
– Daj spokój, nie wiadomo czy ich mają – wpadła mu w słowo Hannelore,
– No właśnie nie – powiedział Achim i opowiedział pokrótce swoją historię. Staszek dołączył swoją, oczywiście tę przeznaczoną dla niemieckich uszu, z rodzicami zamordowanymi przez nieznanych sprawców.
– Biedne dzieci – powiedziała ze smutkiem Hannelore. – A właśnie, słyszałam, że pracujecie?
– W bunkrze na Friedrich Wilhelmstraße – potwierdził Staszek. – Jesteśmy sanitaruszami.
Hannelore pokiwała w milczeniu głową
– Ciężko będzie wam się stąd wydostać, częściowo ulice są zasypane gruzami. Do Königsplatz jakoś jeszcze dojdziecie, dalej nie będziecie mieli lekko, słyszałem, że tam jedna wielka ruina jest – powiedział Adolf. – O której zaczynacie pracę?
– O ósmej – odpowiedział Staszek.
Adolf popatrzył na swój zegarek i pomyślał chwilę.
– Jak wyjdziecie za dwadzieścia siódma to powinno wystarczyć. Wiecie jak tam dojść?
– Mniej więcej – odpowiedział Staszek.
Chwilę jeszcze porozmawiali i dowiedzieli się kilku pożytecznych rzeczy: gdzie jest studnia, gdzie można zrealizować kartki żywnościowe, gdzie bezpiecznie wyprowadzić psa. W tej części miasta jeszcze była elektryczność i nie było gazu, Adolf przypomniał im o obowiązku zaciemniania po zmroku.
– No ale nie sądzę, żeby takie chłopy jak wy, bały się ciemności – uśmiechnął się. Tobie, kawalerze – pokazał palcem Staszka – wąs się już sypie, jeszcze chwilę, a żenić się będziesz. Masz już jakąś pannę?
– A daj ty chłopakowi święty spokój – obruszyła się Hannelore. – Cały czas tylko świństwa ci w głowie. Stary chłop a zachowuje się jak dzieciak – fuknęła.
– Bo ty nigdy chłopakiem nie byłaś – odpowiedział Adolf. – Chłopaki wchodzą już w taki wiek, że zaczynają się oglądać za babami, co w tym dziwnego? W tym wieku kuśka zaczyna swędzieć. Sam byłem młody, to wiem. Nasze córki też tylko patrzeć, a będą się za kawalerami oglądać. Ulrike na dobrą sprawę mogłaby już zostać matką. Cycki już jej rosną, kawalerowie na ulicach się za nią oglądają.
Hannelore posłała mu mordercze spojrzenie.
– Stary cap a głupi – powiedziała gniewnie. – Nie mam zamiaru tego dłużej wysłuchiwać. Ty powinieneś w burdelu zamieszkać. Jak ci się znudzi to świntuszenie to przyjdź do domu, ja wychodzę.
– Eh, nie przejmujcie się moją starą, kobiecie wojna jej padła na mózg – powiedział, kiedy już zamknęły się drzwi za jego żoną. – Jak byłem w waszym wieku to trzepałem konia tak, że mało go nie złamałem. I czego tu się wstydzić? Co, już zaczęliście się bawić? Nie ma większej przyjemności w tym wieku.
Staszek słuchał tego wszystkiego z zażenowaniem, ale i lekkim podnieceniem. Nigdy dotąd nie słyszał od dorosłego takich tekstów i nie bardzo wiedział jak się zachować. Próbował sobie wyobrazić własnego ojca w podobnej akcji – nie dało się. Przecież nie przyznałby mu się, że trzepie kapucyna. Prawie wybuchnął śmiechem, musiał gryźć język, by nie roześmiać się na głos.
– Tu się nie ma czego wstydzić – ciągnął Adolf widząc stropioną twarz Staszka. – taka jest młodość. A wam się już włoski nad dydkiem sypią, no nie? To co się oszukiwać? Wyjąć i walić, tak było, jest i będzie. Tylko baby zachowują się głupio, każda udaje świętą, ale tylko tak długo, dopóki jej nie zaciągniesz do łóżka. A moja ślubna to inna? Szkoda, że nie mam synów, bo z nimi o takich rzeczach da się rozmawiać, a mi się dwie córy przytrafiły. Dzieci jak dzieci, ale co ogon to ogon – powiedział i skierował się w stronę drzwi. – No dobra, nie przeszkadzam wam. Pamiętajcie, żeby wcześnie wstać.
– Nie przejmujcie się, on tak musi – powiedział Wil, kiedy za Adolfem zamknęły się drzwi. – On ma jakąś obsesję na tym punkcie, już wczoraj dał mi nieźle popalić, ale tak naprawdę to dobry człowiek.
– Żeby to tylko na gadaniu się skończyło – odparł Staszek.
– No ale nie ma racji? Przecież sobie walisz, sam widziałem. Ja też czasami, a tobie, Achim, też już sztywnieje, przecież nie zaprzeczysz.
– Tak, ale co to go obchodzi? – Staszek nie był przekonany. – Ty jesteś w naszym wieku, normalne, że takie rzeczy się widzi, jeśli o to chodzi, to wcale nie przeraziłeś mnie ani nic takiego. Ja się boję, że się od niego nie odczepimy. I że kiedyś stanie się naprawdę coś złego.
– To znaczy? – zapytał Wil.
– Achim, opowiedz Wilowi, co się stało z tymi dwoma Rosjanami, jak tu szliśmy – poprosił Staszek.
Wil wysłuchał historii i wyglądał na przerażonego. Staszek zastanawiał się, czy nie dodać swojej przygody z Piontkiem, ale skoro Achim o niej nie wie, zdecydował się dalej trzymać ją dla siebie.
– No to co, wyprowadzamy się? – zapytał Achim. – Jak tak wszystkiego będziemy się bać, to w końcu znajdziemy się na ulicy. Poza tym wątpię, że będzie tu przychodził nocą po to, by się pobawić naszymi ogonami.
– Mnie on wygląda na takiego – powiedział Staszek, jednak bez przekonania. Zastanawiał się, czy uległby komuś takiemu jak Adolf, gdyby padło na niego. Odpychający nie był, nawet niebrzydki, ale do Ulricha sporo mu brakowało. Po przejściach ze starym Piontkiem nie był pewny, czy mógłby to jeszcze raz zrobić z dorosłym mężczyzną. Choć jak będzie trzeba…
– Na razie nie ma się czym przejmować – uciął dyskusję Wil. – Jestem pioruńsko głodny i trzeba zrobić coś do zjedzenia – to powiedziawszy opuścił chłopców i ruszył do kuchni.

Staszek obudził się pierwszy. Było dwadzieścia po piątej i z braku budzika postanowił odpuścić sobie resztę snu. Tu nie miał kto ich budzić. Dopiero po pewnym czasie zorientował się, że jest w łóżku sam. Dziwne – pomyślał. Gdzie Achim? Pewnie poszedł spać z Wilem. Czy między nimi do czegoś doszło? Staszek przypomniał sobie wzrok chłopca, jakim na niego popatrzył, gdy przyłapał go na masturbacji. Coś mogło być na rzeczy, choć osobiście w to wątpił. A nawet jeśli to co? Co by się stało, gdyby stracił Achima? Co prawda był mu bardzo bliski, ale nie w tym właściwym sensie. Nie był o niego zazdrosny, jeśli o to chodzi. Zaczął odczuwać mocne parcie na pęcherz, wstał i poszedł do ubikacji. Wracając zajrzał do pokoju Wila. Tak jak się spodziewał, obaj spali przytuleni do siebie. Mimo silnej deklaracji sprzed kilku minut uczuł ukłucie zazdrości. Podszedł do łóżka i poprawił częściowo okrywający ich ciała koc. Jeszcze pół godziny i trzeba będzie ich budzić. Eh, trudno – pomyślał, popatrzył jeszcze raz na tę wątpliwą sielankę i poszedł przygotowywać śniadanie.

Tak jak zapowiadał Adolf, droga do pracy nie była prosta. O ile do Königsplatz dostali się w miarę bez problemów, dalej nie zawsze dało się iść prosto. Kluczyli między zburzonymi kamienicami, brodzili po kostki w kurzu i brudzie, Achim kilka razy wywrócił się, w tym raz porządnie, obtłukując sobie kolano.
– Wiesz, gdzie jesteśmy? – zapytał Staszka, gdy znaleźli się między ruinami. – Bo ja już się zupełnie pogubiłem. Spać mi się chce.
– Tak mniej więcej. Teraz trzeba będzie odbić w prawo. A co do spania, mogliście nie szaleć w nocy z Wilem...
Nie szli sami, choć nie było jakiegoś jednego konsekwentnego kierunku marszu. Ludzie chodzili w niezorganizowany, bezładny sposób, tak jak każdemu było wygodnie, choć, jak stwierdził Staszek, większość szła w tym samym kierunku. Popatrzył na zegarek, była za dwadzieścia pięć ósma. Może zdążą, może nie. Za spóźnienie była kara, odejmowali im godzinę od zapłaty, nawet jeśli ktoś spóźnił się trzy minuty.
– Pośpieszmy się – ponaglił Achima, który stał nad jakimś trupem wystającym z ruin. Była to kobieta w bliżej nieokreślonym wieku, ubrana w odświętną, niebieską suknię.
– Kto ich wszystkich pochowa – zastanawiał się.
– Teraz nie czas na myślenie, pośpiesz się – objechał go Staszek. – Nie chcę godzinę harować za darmo, jeszcze tak głupi nie jestem.
W pracy pojawili się dosłownie w ostatniej chwili, listę podpisali za dwie minuty ósma. Staszek narzucił na siebie chałat i pognał wprost na oddział. Ale nie interesowali go pacjenci. Co z doktorem Piontkiem? – to pytanie kołatało mu się w głowie od kiedy opuścił dom.
– Jest na górze, będzie za godzinę – uspokoiła go Uschi. – Zabierz się do roboty.

Przywitanie było gorące, po prostu padli sobie w objęcia, a po chwili dołączył do nich Achim. Dłuższą chwilę obściskiwali się.
– I co, macie gdzie mieszkać? – zapytał doktor.
Chłopcy dokładnie opowiedzieli mu wydarzenia ostatniej doby, pomijając tylko rubaszne uwagi Adolfa. Doktor chciał wiedzieć wszystko, jak się urządzili, czy mają co jeść, jak im się układa z gospodarzami. Staszek postanowił na razie nie opowiadać o swoich podejrzeniach w stosunku do Adolfa. Po co go martwić? W razie czego jakoś sobie poradzą. Skupił się więc na opisywaniu nowego pokoju, kuchni, okolicy. Piontek wydawał się bardzo zadowolony.
– A pan? Ma pan gdzie mieszkać? Bo jak nie to przygarniemy – powiedział Staszek z taką żarliwością, że doktorowi zakręciła się łezka w oku.
– Eh, tak źle to nie jest – odpowiedział. – Mieszkam u siostry mojej żony i szwagra, na Tauentzienstraße. Mam kawałek do pracy, ale… – zawahał się.
– Ale?
– Coś wiem, ale to jeszcze nic pewnego i chciałbym, żebyś zatrzymał to dla siebie, dobrze? – doktor położył chłopcu rękę na ramieniu.
– Będę milczał jak grób – obiecał solennie Staszek. Doktor obejrzał się wokół siebie, jakby chciał się upewnić, czy wiadomość, którą ma przekazać, nie dojdzie do niepowołanych uszu.
– Dobrze, wierzę ci. Tylko Achimowi też nie mów, przynajmniej na razie, dobrze? Otóż wygląda na to, że w przyszłym tygodniu będą likwidować nasz szpital. Mają tu przyjść żołnierze z ciężkim sprzętem do obrony zachodniej części miasta.
Staszek był zupełnie zaskoczony. Wydawało mu się, że szpital w bunkrze będzie „na zawsze”, a przynajmniej do zakończenia wojny. Nie było tu co prawda jakichś specjalnych warunków, ale udało się nawet wygospodarować pomieszczenia na salę operacyjną, gabinety zabiegowe, zgromadzono najpotrzebniejszy sprzęt. I teraz to wszystko mieliby zlikwidować. A co z nimi? Poślą ich na front czy do kopania rowów przeciwpancernych, jak Wila?
– A co z nami? – zapytał głucho, nie słysząc własnego głosu.
– Przeniosą nas do innych lazaretów – odpowiedział doktor. – Jakieś powstaną na mieście. Was też się nie pozbędą, bo skąd wezmą wykwalifikowany personel? A mniej rannych nie będzie, nawet więcej.
– Ale… – Staszek nie wiedział, co ma powiedzieć. Zaczął płakać. Doktor chwycił go za obie ręce.
– Bądź mężczyzną. Nie zawsze jest tak, jak chcemy. Ja zrobię wszystko, żeby zatrzymać was przy sobie. Nie obiecuję, że to się uda, powiedziałbym, że szanse na to są mniejsze niż większe. Ale na pewno zrobię wszystko, by nie zostawić was samych. Wierzysz mi?
Staszek kiwnął głową. Wierzył w dobre intencje doktora, choć nieraz już przekonał się, że nie wystarczy dobrze chcieć. Wszystko teraz było kwestią tego jak bardzo doktor jest ustosunkowany i ile tak naprawdę może.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 14:59, 24 Kwi 2018    Temat postu:

Dodawanie nowych odcinków zawieszone, dopóki nie pojawią się 2-3 recenzje. Mogą być negatywne. Dla kogoś w końcu to piszę, coś za coś.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Wto 14:59, 24 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Wto 20:48, 24 Kwi 2018    Temat postu:

Ostatnio się nie odzywałem, bo czytywałem na chomiku, ale na 53 odcinek poczekałem tu, bo tam w pdf-e Ci się zawieruszył Wink (1) [z "negatywnych" to tyle Wink (1) ]
Nie mam pojęcia jak się pisze recenzje, ale mogę przytoczyć jakieś moje skojarzenia. Na przykład takie, że jak w klasycznych bajkach/przypowieściach jest tu u Ciebie długa podróż/tułaczka z dobrymi uczynkami po drodze, które po jakimś czasie wracają do bohatera ratując go z różnych opresji. Mam na myśli choćby tę ostatnią pomoc od Wila, który wcześniej takiej pomocy doświadczył od chłopaków i doktora. Ale to tylko takie moje drobne skojarzenia.
Poza tym opisujesz czas wojny od takiej strony, od jakiej trudno by było mi ją poznać z jakichkolwiek innych źródeł i za to ogromne dzięki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez waflobil66 dnia Wto 20:51, 24 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Wto 21:08, 24 Kwi 2018    Temat postu:

1. PDF poprawiony i wysłany na trujnik, dzięki za uwagę.
2. Od kiedy zdecydowałem, że nie zabiję Achima Smile, Wil ma inną rolę do odegrania, ale nad tą częścią jeszcze pracuję.
3. Żałuję, że nie mam dostępu do "Pamiętnika z oblężonego Wrocławia" księdza Paula Peikerta, który czytałem jeszcze w czasach licealnych, a który jest najlepszym źródłem informacji o Festung Breslau, Wtedy byłoby jeszcze ciekawiej. Muszę polegać na wiedzy własnej i źródłach internetowych. Cieszę się, że podoba się od strony historycznej, bo to jest najtrudniejsza część pracy, w każdym razie wierność historyczna, geograficzna i topograficzna jest moim oczkiem w głowie. Staram się, by wszystko się zgadzało, np. likwidacja lazaretu na Legnickiej, kierunki ataków, wyburzanie poszczególnych dzielnic, nawet miejsca umieszczania barykad. Nota bene budynki, w których mieszkali chłopcy (i na Grabiszyńskiej i na Szewskiej) istnieją do dziś a w obu byłem Smile Huczne obchody urodzin Hitlera istotnie miały miejsce, Ogrodową, gdzie mieszkał Wil (dziś Piłsudskiego) wyburzono podczas nalotów wielkanocnych (a wykończono podczas ofensywy majowej)... itd, itp. A to jest właśnie 90% pracy nad tą książką.

PS Taka ciekawostka: Szacuje się, że 75% zniszczeń z okresu Festung Breslau spowodowali sami Niemcy, którzy np. wysadzili podczas ostatnich dni most Grunwaldzki, wyburzyli cały Grunwald na lotnisko itp. Zniszczenia typowo wojenne to północne Krzyki – Powstańców Śl i od Kamiennej na północ aż po dworzec główny, które zdemolowano podczas ofensywy.

PPS Mmam nadzieję, że wybaczycie mi moją fascynację historią Wrocławia, zresztą takie teksty jak między (wieloma) innymi
[link widoczny dla zalogowanych] czy
[link widoczny dla zalogowanych]
czy też [link widoczny dla zalogowanych]
to też moja robota, mimo że jestem takim bardziej domorosłym historykiem Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 1:06, 25 Kwi 2018, w całości zmieniany 11 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
waflobil66
Wyjadacz



Dołączył: 15 Lis 2010
Posty: 505
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy

PostWysłany: Śro 18:41, 25 Kwi 2018    Temat postu:

Ja muszę się tu przyznać, że ja sam nigdy nie fascynowałem się historią, a w czasach szkolnych nawet miewałem z nią problemy Wink (1) ale historia podawana w takiej formie jak Ty to robisz w tym opowiadaniu [i nie tylko w tym] to zupełnie inny wymiar historii, nawet dla mnie fascynujący.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Śro 18:51, 25 Kwi 2018    Temat postu:

Ja do historii musiałem dorosnąć. A i tak lubię głównie starożytność i XX wiek. Kiedyś myślałem, aby napisać powieść o chłopcu – niewolniku ze starożytnego Rzymu, który dostaje się w pętlę czasu (tak, wiem, że to słaba strona) i ląduje we współczesności Smile Oczywiście wyszłaby z tego komedia erotyczna (albo i zwykła), bo przecież nic innego... Ale wcześniej skończę Innych bo już mnie molestują przez neta. Co za ludzie...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Śro 18:57, 25 Kwi 2018, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 13:02, 26 Kwi 2018    Temat postu: 54.

– Czemu jesteś taki smutny? – zapytał Achim, kiedy wracali z pracy. Od kiedy opuścili bunkier, Staszek nie odezwał się ani razu nawet, kiedy doktor szedł z nimi, a opuścił ich dopiero na Königsplatz.
– Zmęczony jestem – odburknął Staszek. Była to tylko częściowo prawda. W głębi ducha przeżywał cały czas informację o przeprowadzce szpitala, której nie rozumiał. Mogło to oznaczać tylko jedno, że wojna na dobre wchodzi do centrum miasta, bo co innego. Dobrze, i co wtedy? W pracy aż roiło się od najróżniejszych pogłosek i spekulacji. Jedna z plotek głosiła, że Rosjanie lada dzień wejdą do centrum, że są już tuż, tuż, a front jest już właściwie przełamany. Bombardowania nieco ustały, po wielkiej burzy zrobiła się cisza, więc miało to jakieś znamiona prawdy. Poza tym na północ miasta cały czas ciągnęły gromady ludzi, ogromne, jeśli przyjąć, że w całym Breslau zostało maksymalnie dwieście tysięcy osób. Jedną z takich gromad minęli zaraz za Königsplatz, wyglądała łudząco podobnie do tej, w której sami kilka dni temu brali udział. Jednak po chwili obserwacji widać było, że to tylko pozory,ludzie z tej kolumny wyglądali na o wiele bardziej przybitych. Szli z resztkami swojego dobytku ledwie powłócząc nogami, w milczeniu, z poważnymi twarzami, ze wzrokiem skierowanym pod nogi.
– Skąd was przenoszą? – zapytał mężczyznę dźwigającego potężną torbę.
– Steinstraße – odburknął niechętnie mężczyzna nawet nie zatrzymując się. Staszek zastanowił się. Z tego, co pamiętał z lektury planu miasta, była to duża ulica oddalona o jakieś pięćset metrów na południe od dworca głównego. Mogłoby to znaczyć, że front przesuwa się powoli na północ i pogłoski o wkroczeniu Sowietów do miasta nie są wcale przesadzone, to kwestia raczej „kiedy” niż „czy”. Miałby jeszcze kilka pytań do tych ludzi, ale zdążyli już zniknąć w głębi ulicy prowadzącej do mostów na Odrze. Za nimi powoli osadzał się kurz, wzbity przez maszerujących. Staszek popatrzył smętnie za niknącymi ludźmi i niechętnie odwrócił od nich głowę.
– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie – dopominał się Achim. – Wszyscy jesteśmy zmęczeni, a ty wyglądasz raczej na przestraszonego. Powiedz, stało się coś złego?
Staszek nie miał ochoty wchodzić w temat, bo wcześniej czy później zdradziłby tajemnicę, którą powierzył mu doktor, a tego nie miał zamiaru zrobić. Achim był popularnym pracownikiem, lubianym, a przy tym często rozmawiał z pacjentami, więc wcześniej czy później by się wygadał. Poza tym łudził się, że decyzja jeszcze nie zapadła, że jeszcze stanie się coś, co na zawsze odmieni losy tej przeklętej wojny. Coś by jednak trzeba było odpowiedzieć. Gdy myślał nad jakimś sensownym, a przy tym w miarę wiarygodnym wykrętem, nagle zabrzmiały syreny obwieszczające o nalocie.
– Chowamy się, tu! – krzyknął Staszek spostrzegłszy otwartą bramę na Blüherplatz.
– Nie biegniemy do domu? – zdziwił się Achim. – To trzy minuty stąd.
– Nie, na rynku w ogóle nie ma otwartej przestrzeni – odpowiedział Staszek. – Jak coś się zawali to prosto na nas.
Byli w zachodniej pierzei placu i przed sobą mieli niczym nieskrępowany widok na niebo. Wkrótce pojawiła się chmara bombowców od południa i przesuwała się na północ po wschodniej stronie miasta. Wkrótce od samolotów zaczęły się odrywać gówna pocisków, Staszkowi zawsze ten widok kojarzył się ze srającymi ptakami. Po chwili rozległy się pierwsze grzmoty eksplozji.
– W to nowe lotnisko walą – zauważył Staszek. – Pewnie chcą odciąć miasto od mostu powietrznego.
– Na to wygląda – odezwał się stojący nieopodal mężczyzna, który również znalazł schronienie w bramie. – Wy daleko mieszkacie?
– Na Schuhstraße – odpowiedział bez namysłu Achim a Staszek zmierzył go wzrokiem. Jeśli z jakiegoś powodu był wściekły na przyjaciela, to głównie na jego brak instynktu samozachowawczego. W tej sytuacji należało po prostu zamknąć dziób i już wiele razy go o tym pouczał, wydawało się, że chłopak jest niereformowalny. Jego pragnienie towarzystwa i pęd do ludzi zawsze zwyciężał wszystko inne.
– To blisko stąd, nic wam nie grozi – odpowiedział mężczyzna. – Te samoloty są sporo za Neumarkt. Lećcie.
Achim popatrzył na Staszka a ten niechętnie skinął głową.

– Mówiłem ci, nie słuchaj żadnych ludzi – niemal rzucił się na niego Staszek, kiedy już dotarli do domu i odpracowali przywitanie z psem. Był tak wściekły na Achima, że mało nie rzucił się na niego z pięściami. Co ten smarkacz sobie wyobraża?
– Ale przecież miał rację – upierał się Achim. – Widziałeś, że te samoloty były daleko. Nic by nam się nie stało. W końcu wróciliśmy cało do domu.
Staszek nie odezwał się. Nie chciał polemizować, w tym momencie tamten mężczyzna istotnie miał rację, ale uważał, że w takich sytuacjach Achim powinien mu być posłuszny. Teraz zaś chciał być sam i po prostu zrelaksować się. Poszedł do kuchni, wziął torbę na zakupy i postanowił zrealizować kartki, które pobrał dziś w pracy. Przydałyby się jeszcze od Wila, ale przecież nie będzie na niego czekał. Najwyżej chłopak sam je zrealizuje, choć ostatnio jedli we trójkę. Zaopatrzenie było coraz gorsze a sklepów coraz mniej i liczył się z tym, że będzie musiał odstać swoje w długiej kolejce. Rudi oszalał ze szczęścia na widok obroży.
– Mam iść z tobą? – zapytał Achim.
– Nie, zostań – uciął Staszek i nie powiedziawszy ani słowa więcej zabrał torby, psa i wyszedł z mieszkania. Marzył, by kolejka w sklepie była możliwie jak najdłuższa, co się zresztą stało, swój chleb, marmoladę i konserwy dostał po prawie dwóch godzinach stania. Zazwyczaj w kolejce skracał sobie czas rozmawiając z ludźmi i słuchając rozmów innych. Dziś jednak nie znalazł żadnego partnera do rozmowy, a ludzie w kółko mówili o froncie przesuwającym się na północ miasta.
– Podobno w ratuszu mają urządzić szpital polowy – usłyszał od kogoś, kogo nie potrafił nawet zidentyfikować. Ot, zwykły głos z tłumu, jeden z niezliczonych. Zastanawiał się, czy nie byłoby to najlepsze wyjście. Dwieście metrów do pracy… Z drugiej strony centrum było narażone na ataki lotnicze, już zdarzyło im się spędzić dwa wieczory w piwnicy. Rosjanie wściekle i bezwzględnie atakowali największe skupiska ludności, i choć w tej chwili większość przeprowadzała się na północ od Odry, okolice Rynku wcale się nie wyludniały. Jak długo jeszcze? Przy kolejnej przeprowadzce na pewno nie będą mieli tyle szczęścia, co do tej pory. Poza tym krążyła plotka, że wszystkie mieszkania, które można było zająć, są już zajęte, a policja i władze po prostu dokwaterowują nowych mieszkańców tam, gdzie mieszkają całe rodziny. Na pewno weszliby komuś na głowę, a tego za wszelką cenę chciałby uniknąć. W niewesołym nastroju przesuwał się bliżej lady, za którą stały zmęczone ekspedientki. Niechętnie spakował zakupy i ruszył do domu.

Jeśli do tej pory Achim kładł się z nim i dopiero w nocy znikał do łóżka Wila, od dwóch dni nawet nie stwarzał pozorów, po prostu po kolacji znikał w pokoju obok i wychodził z niego dopiero rano. Staszek postanowił wyśledzić, czy ta zmiana ma jakiś podtekst seksualny, co nie było wcale takie oczywiste. Od kilku dni rozmawiało im się ciężko, w pracy unikali siebie, co zresztą nie było trudne, po pracy komunikowali się tylko wtedy, kiedy zaszła potrzeba. Gdy wracali do domu, Wil już był z powrotem z pracy i Achim przyklejał się do niego aż do samego wieczora. Trochę rozmawiali przy kolacji, ale zazwyczaj rozmowy toczyli Wil i Achim, Staszek wtrącał się tylko od czasu do czasu, wreszcie nawet i na to przestał mieć ochotę. Niech sobie gadają, co go to obchodzi. Towarzystwo Achima powoli zaczęło mu ciążyć, a na dodatek od kilku dni nie uprawiali żadnego seksu. Staszek, przyzwyczajony do ich conocnych igraszek, zaczynał odczuwać braki, do tego stopnia, że podniecał się oglądaną golizną w pracy. W jednej sytuacji mało nie stracił głowy, kiedy członek starszego mężczyzny, który trzymał do sikania, wyprostował się. Był duży, zwłaszcza żołądź była imponujących rozmiarów, gorący i mimo sztywności miękki w dotyku. Gdy mężczyzna już zaspokoił potrzebę i mruknął coś zachęcająco, Staszek puścił go jak oparzony i nawet nie patrząc mu w oczy uciekł od łóżka, nie podchodził już tam do końca dyżuru i unikał wzroku tego mężczyzny. Popędził do toalety, gdzie szybko, silnymi ruchami doprowadził się do wytrysku. Do końca dnia pracy był na siebie wściekły. A teraz? Leży na łóżku, pobudzony i słucha śmiechów i szeptów dochodzących z pokoju Wila. Po chichu wstał, podszedł do drzwi i przystawił ucho. Jednak z odgłosów, które usłyszał, niewiele wynikało, chłopcy opowiadali sobie dzień pracy. Może to i lepiej, że Achim znalazł towarzysza, z którym prawdopodobnie zostanie po wojnie? – zastanawiał się. Może nawet i jest coś pomiędzy nimi, rozbudzenie seksualne Achima nie wskazywało na to, że zajmują się wyłącznie neutralnymi tematami, ale może tak jest najlepiej? Gdy Achim zaczął opowiadać o trupach, które przenosi do kostnicy, Staszek odpuścił sobie dalsze podsłuchiwanie i wrócił do łóżka. Złość powoli ustępowała uczuciu samotności, podobnemu, jakie często nawiedzało go na farmie Lemkego. Nawet nie miał ochoty na masturbację, choć zwykle nie potrafił zasnąć bez zaspokojenia się.

Było piątkowe popołudnie. Coś działo się w mieście, gdy wracali z pracy, mijały ich kolumny wojskowych samochodów, pełne nie tylko szeregowych żołnierzy, ale i wojskowych wyższych szarż. No jasne, pewnie jadą na urodziny Hitlera – przyszło mu do głowy. W pracy spekulowano, że może tego dnia będzie lepsze wyżywienie, ale pogłoski nie sprawdziły się, była ta sama wodnista zupa, z dnia na dzień coraz gorsza i ciemny chleb, któremu daleko było do świeżości. Tymczasem żołnierze w wozach wydawali się bardzo zadowoleni. Z aut dochodziły głośne, radosne śpiewy, zwłaszcza tych, którymi jechali szeregowcy. Rzeczywiście okazja, pomyślał Staszek i postanowił nie psuć sobie humoru obserwowaniem przejeżdżających pojazdów. Już sam nie wiedział, czy wolałby, żeby Rosjanie weszli i zrobili tu porządek, czy żeby Niemcy jednak obronili miasto.
– My idziemy na zakupy – poinformował go Achim – i bierzemy ze sobą Rudiego. Przypominam ci, że dziś jest twoja kolej w przygotowywaniu kolacji.
A niech idą w cholerę – pomyślał Staszek. Mimo że złość na Achima powoli mu przechodziła, a dziś w pracy nawet normalnie rozmawiali i nawet żartowali, wolał sam posiedzieć i poczytać, bez wiecznego jazgotu nad głową. Gdy chłopcy już wyszli, sięgnął po gazetę, której jeszcze nie zdążył przejrzeć. Nie spodziewał się po niej niczego wielkiego, ale po prostu lubił być dobrze poinformowany. Właśnie był w środku artykułu, który udowadniał po raz kolejny, że Hitler musi tę wojnę wygrać, nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nie ostre, jak zwykła stukać policja, a miękkie, delikatne. Kto to może być? – zastanawiał się. Każde pukanie w takich warunkach mogło zwiastować coś najgorszego, mogło się zdarzyć tyle rzeczy, że nie sposób było ogarnąć wszystkich rozumem. Mogli ich aresztować, dokwaterować kogoś, eksmitować… Staszek niechętnie zwlókł się z łóżka i poszedł otworzyć drzwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Czw 13:03, 26 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pansiak
Adept



Dołączył: 07 Maj 2016
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Skąd: bielsko-biała

PostWysłany: Czw 17:54, 26 Kwi 2018    Temat postu:

Sprytnie urwałes w takim momencie.....czekam czekam ....Lubie Wrocław to drugie po Gdańsku moje ulubione miasto w Polsce. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy . PPowodzenia

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Czw 18:18, 26 Kwi 2018    Temat postu:

Cieszę się, że się podoba. Niedługo odcinki będą się pojawiały nieco wolniej, bo pracuję nad końcówką i prawdę mówiąc mam 2 zakończenia w myślach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
homowy seksualista
Admin



Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 3063
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 68 razy
Skąd: daleko, stąd nie widać

PostWysłany: Sob 9:22, 28 Kwi 2018    Temat postu: 55.

Przed drzwiami stał Adolf, ubrany w popielate spodnie, w których zwykle chodził po domu oraz biały, znoszony podkoszulek. Przez ramię miał przewieszony biały ręcznik, a w ręku trzymał zieloną mydelniczkę, podobną do tych, których żołnierze używali w wojsku.
– Można się u was wykąpać? – rzucił już w progu, nie troszcząc się nawet o podstawowe formy grzecznościowe. – Do starej przyszła szwagierka z córką, cały dom pełen bab. Nic nie można zrobić, ani porządnie umyć się, wysrać, nic.
– Ależ proszę bardzo – Staszek był lekko zbity z tropu, ale grzeczność nie pozwalała mu odmówić. Poza tym, pomijając wszystko inne, nie znajdował się u siebie. – Woda jest naniesiona, mamy dwa pełne wiadra, ale jak trzeba, skoczę po więcej.
– Jedno mi starczy – odpowiedział Adolf. – I długo też nie zamierzam siedzieć.
Mężczyzna wszedł do łazienki, a Staszek wrócił do pokoju, usiadł na fotelu i starał się kontynuować przerwaną lekturę. Czytanie jednak mu nie szło, mimo że język opanował tak, że mniej wprawne ucho nie odróżniłoby jego akcentu od Niemców, a i gramatycznie mówił bez zarzutu, nie mógł zrozumieć wielu zdań, a litery zaczęły się zlewać przed oczyma. Odłożył gazetę i poszedł do kuchni zrobić sobie kawy. Przechodząc koło łazienki zauważył, że drzwi są lekko uchylone. A może by tak…? – pomyślał nagle. Przystojny facet jest kilka metrów od niego, i do tego nago, czemu by przynajmniej nie zobaczyć, jak wygląda? Na dodatek w podbrzuszu zaczęło mu się gotować, a kilkudniowy post dawał o sobie znać coraz bardziej. Na dodatek Adolf wcale nie zachowywał się cicho, cały czas gwizdał, i mało delikatnie obchodził się z wyposażeniem łazienki. Przynajmniej nie usłyszy jak podchodzę do drzwi – pomyślał Staszek. Wrócił do pokoju z kubkiem gorącej kawy, postawił go na stole i cichutko, na palcach, wrócił w okolice drzwi do łazienki. Opanował falę zdenerwowania, otarł pot z czoła i zajrzał przez szparę drzwi. Adolf siedział w wannie i mył tułów, polewając go od czasu do czasu wodą z kubka. Jego ciało było jak u młodego chłopca, w ogóle nie pokryte włosiem, a do tego jędrne i zaróżowione, co dodatkowo pobudzało wyobraźnię Staszka.
– Chciałeś czegoś? – zapytał nagle, a jego głos sparaliżował chłopca.
– No… wysikać się – odpowiedział opanowując drżenie głosu. Jedyne sensowne wyjście w takiej sytuacji. Że tez nie przygotował się zawczasu… Który to już raz?
– No to wejdź – odpowiedział wesoło Adolf. – Przecież nie jestem babą, cycków nie muszę zakrywać. A kutasa pewnie już widziałeś, przecież pracujesz w szpitalu na męskim oddziale.
Staszek szybko zrozumiał, że może mieć u tego faceta jakieś szanse. Popatrzył się na niego dyskretnie, ale niewiele mógł odczytać z jego twarzy. Stanął pod takim kątem do muszli klozetowej, że dał Adolfowi wybór. Jeśli nie jest zainteresowany, wcale nie musi zobaczyć, natomiast jeśli istotnie jest tak, jak podejrzewał, będzie widział jego członek prawie w całej okazałości.
– No no no – usłyszał głos Adolfa. – Maczuga jak się patrzy. Nigdy bym nie powiedział, że masz takiego dużego.
Staszek tymczasem skończył, otrząsnął i przeszedł koło wanny do zlewu tak, by zobaczyć czym dysponuje Adolf. Nie rozczarował się, choć udał średnio zainteresowanego. Zamoczony w wodzie członek Niemca był duży, z ogromną żołędzią, czegoś takiego jeszcze nie widział u żadnego mężczyzny, choć materiału porównawczego zgromadził naprawdę dużo.
– No popatrz sobie jak chcesz, nie krępuj się tak – kusił Adolf i prowokacyjnie ściągnął sobie napletek.
Staszek skorzystał z zaproszenia, obejrzał tym razem całkiem oficjalnie i już odwracał się do wyjścia, kiedy znów usłyszał głos Adolfa.
– Umyj mi plecy, jeśli byłbyś tak łaskaw. Nie wziąłem tej szczotki do szorowania pleców.
Nawykły do mycia i kąpania mężczyzn Staszek z energią zabrał się do pracy. Podobał mu się ten mężczyzna i dotykanie jego korpusu sprawiało mu dużą przyjemność. Nie przewidział tylko, że Adolf wykorzysta tę sytuację, by dobrać się do jego krocza. Śliską i zimną ręką uwolnił go od spodni i szortów, po czym chwycił nabrzmiały narząd i zaczął bawić się samym czubkiem. To było coś niezwykłego, dalekie od tego, czego zakosztował do tej pory. Ręka Adolfa była czuła, delikatna, a do tego mężczyzna dbał, by przez cały czas była odpowiednio śliska. Jego ciało było wstrząsane coraz silniejszymi falami. Adolf wyczuwał je idealnie i w tym samym momencie zmieniał rodzaj pieszczot, schodząc niżej aż do jąder.
– Chwyć mi też – szepnął. Staszkowi nie trzeba było swa razy powtarzać, narząd Adolfa zdążył napęcznieć i wystawał z wody wśród mydlanej piany. Był to porządny kawał mięsa, porównywalny z Ulrichem. Staszek nawilżył rękę i chwycił dotykający pępka narząd, Był już na drodze z górki, ciało drżało mu coraz bardziej a aksamit pod palcami dopełnił całości. Adolf przyjął wytrysk na klatkę piersiową, jednocześnie drugą dłoń zaciskając na dłoni Staszka.
– Ooooohhhhh – wyrwało się z jego gardła a słup gorącego nasienia ochlapał prawie całego chłopca.
Dopiero gdy doszli do siebie usłyszeli rozmowy w korytarzu. Staszek wystraszył się. Wiedział, że przy tym rozkładzie mieszkania nie da się wyjść z łazienki niezauważonym. Podciągnął spodnie i przytknął członek do łona tak, by chłopcy nie zauważyli wyjątkowo okazałego wzwodu, obciągnął luźną bluzkę i wyszedł z łazienki. Achim i Wil siedzieli w kuchni i rozpakowywali zakupy, Staszek poszedł do swojego pokoju i najzwyczajniej pod słońcem wrócił do lektury gazety, tym razem już bez większych przeszkód.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że pan Adolf jest w łazience i do tego ze sterczącym kutasem? – zaatakował Staszka Achim, kiedy wieczorem siedzieli przy kolacji.
– A skąd mogłem wiedzieć, że ze sterczącym? Wcale mu się nie przypatrywałem. Byliście w kuchni, to nie chciałem wam przeszkadzać –¸odpowiedział trochę opryskliwie Staszek. Był wściekły na to, że porusza ten temat przy Wilu. Im mniej ten chłopak wie, tym, lepiej. Na szczęście Wil nie zdradzał większego zainteresowania tematem, tępo pochłaniając kromkę z margaryną i cienkim plastrem konserwy.
– Przecież wychodziłeś z łazienki – kontynuował Achim.
– I co, zrobił ci coś złego? – zapytał Staszek jadowitym tonem. – To trzeba było krzyczeć.
– To teraz każdy będzie do nas przychodził się kąpać? – nie ustępował Achim.
– Jak by nie patrzył, to jest ich mieszkanie i nie miałem wiele do powiedzenia. Dobrze, na przyszłość będę cię ostrzegał.
Do wieczora Achim już się nie odezwał na ten temat, choć Staszek widział, że jest zły z tego powodu. Niby ze sobą rozmawiali, żartowali, przekomarzali się, ale jakaś siekiera wisiała w powietrzu, jakby to powiedziała mama Staszka. Następnego dnia nie szli do pracy, toteż położyli się do łóżek wyjątkowo późno, bo po dziesiątej. I tu spotkała Staszka niespodzianka, bo Achim nie poszedł spać do pokoju Wila, tylko jak gdyby nigdy nic położył się obok.
– Wil musi spać, bo jutro pracuje. A ty nie musisz kłamać, bawiliście się ogonami – powiedział bez wstępów. – Inaczej by mu nie stał.
– A nawet jeśli, to co? – Staszek wzruszył ramionami. – A ty walisz sobie z Wilem, prawda?
– Ty nic nie rozumiesz – odpowiedział gniewnie Achim. – My wcale sobie nie walimy, najwyżej każdy swego, ale nawet o tym nie gadamy. On zaczyna walić swego, ja to słyszę, wyciągam swojego i jedziemy. Nawet o tym nie rozmawialiśmy, ani razu, przysięgam. Zresztą on jest zakochany i ma dziewczynę.
To było coś nowego. Choć mimo wszystko Staszek nie uważał, że zrobił coś złego, z Achimem nie łączyło go nic oprócz przyjaźni. Nigdy nie obiecywali sobie, że będą wierni.
– No i co z tego? To co, Wil jest dobry do walenia a po resztę przyjdziesz do mnie? Nie uważasz, że to jest lekka przesada?
– Nie… Jakoś ostatnio mniej mi się chce. Zaczynam się martwić, co będzie jak ta wojna się skończy. Mówią, że jak wejdą Rosjanie to nas wszystkich postawią pod ścianami i wybiją co do jednego. Po tym, co mi zrobili, nie wierzę ich i się boję.
– Tak źle to raczej nie będzie – pocieszył go Staszek. – Może żołnierzy tak, choć prędzej wezmą ich jako jeńców, ale nas zostawią w spokoju. Najwyżej będziemy musieli wyjechać. Ty się lepiej bój, żeby nie oberwać bombą zanim ta wojna się skończy, bo to jest o wiele bardziej możliwe.
– Mówią, że tu przyjdą Polacy, więc właściwie jesteś jak u siebie. A co będzie ze mną? Z Wilem?
Staszek przytulił rozdygotanego przyjaciela. Wszelkie ich niesnaski były w tym momencie daleką przeszłością. Mógł w tej chwili zrobić z tym chłopakiem dokładnie wszystko, co chciał. Po cholerę kusił tego Adolfa? Był teraz wściekły na siebie, a o sąsiedzie myślał ze złością. Zwłaszcza że wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że facet stanie się namolny. Jak to ludzie mówią? Daj takiemu palec, a on chce całą rękę. Wszystko wskazywało na to, że jego kłopoty z Adolfem właśnie się zaczęły. Trzeba będzie się jakoś odgonić od tego dziada… Na razie leżał na brzuchu i przyjmował silne, pełne żądzy pchnięcia Achima. Tamto, co się stało zaledwie cztery godziny wcześniej, już się nie liczyło.
– I co, lepszy jestem od tego Adolfa? – zapytał Achim, kiedy już leżeli koło siebie.
– Pewnie, że tak – odpowiedział Staszek mocno tuląc i całując w policzek przyjaciela.

Wbrew obawom Staszka, Adolf nie zjawił się ani w sobotę, ani w niedzielę. Dwudziestego czwartego kwietnia, w poniedziałek, jak zwykle udali się do pracy. Już na miejscu ogłoszono im decyzję o ewakuacji szpitala. Ich oddział mieli przenieść do pomieszczeń ratusza. Część pacjentów, zwłaszcza tych lżej rannych, zwolniono do domów. Ten dzień był wyjątkowo ciężki dla nich obu. Brygada Achima przenosiła chorych na samochody, które przewoziły ich na rynek, Staszek opiekował się tymi, którzy jeszcze zostali, w przerwach pomagając w załadunku sprzętu. Wyprowadzka ciągnęła się, bo kolo południa ich rytm przerwał alarm lotniczy. Dopiero ostatnim transportem zostali zawiezieni na rynek, razem z lekarzami i innymi pracownikami. Staszek wiedział, że nowe pomieszczenia są zupełnie nieprzygotowane do przyjęcia chorych, zapowiadali to jeszcze na starym miejscu, ale to, co zobaczył wstrząsnęło go zupełnie. Chorych przeniesiono do piwnicy i na parter, przy złym oświetleniu, w korytarzach i salach, w których panował nieziemski wręcz zaduch. Poruszanie się między łóżkami było jeszcze trudniejsze niż w bunkrze, dotarcie do niektórych pacjentów graniczyło z cudem. Gabinet lekarski i pielęgniarski umieszczone były na pierwszym piętrze, więc dodatkowo niektórych pacjentów trzeba było przenosić na zabiegi.
– Zabiegów będzie mniej – powiedział smutno Piontek. – To miejsce to umieralnia. W takich warunkach nie da się nikogo wyleczyć.
Staszek nie skomentował, choć myślał dokładnie tak samo. Oznaczało to również, że na jego barkach będzie jeszcze więcej pracy niż dotychczas. Obejrzał cały oddział i popatrzył na zegarek. Było piętnaście po siódmej.
– Przynajmniej do domu macie blisko – pocieszył ich doktor. – No, zbierajcie się już, jutro trzeba przyjść na ósmą a wy prawie zataczacie się ze zmęczenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez homowy seksualista dnia Sob 9:29, 28 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
januma
Dyskutant



Dołączył: 22 Lip 2009
Posty: 84
Przeczytał: 23 tematy

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Sob 21:09, 28 Kwi 2018    Temat postu:

Super ze jest kolejny odcinek

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GAYLAND Strona Główna -> Same przysmaki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 7 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin